Lekarze. Walka o życie

Page 1

ANNA WACŁAWIK

ZNAK KRAKÓW 2023
WYDAWNICTWO
LEKARZE WALKA O ŻYCIE

MEDEVAC

1. Parkujesz zawsze przodem do wyjazdu.

2. Klucze do karetki nosi przy dupie jedna i ta sama osoba. Pozostali muszą wiedzieć, czyja to d.

3. Rozproszyć się, nigdy nie stać w kupie. Jeden człowiek to „toczka”. Jedna „toczka” to nie cel, pięć ‒ tak, a dziesięć to zaproszenie, żeby walnąć.

4. Nigdy nie chodź po miękkim, zawsze po twardym.

5. Jeśli musisz się zatrzymać, omijaj charakterystyczne miejsca, mosty i wieże. Tak samo jak wysokie maszty, bo te oznaczają łączność, czyli cel, i lubimy do nich walić.

6. Drogą, która bywa pod ostrzałem, zapierdalasz tyle, ile można, choćby ci miało wytrząść mózg na wertepach.

7. W konwoju odległość między samochodami wynosi co najmniej sto metrów.

8. Możesz zgubić wszystko, paszportu nigdy.

7

Pierwszy raz przekroczyłam granicę z Ukrainą pod koniec marca 2022 roku. Jechałam jako reporterka z konwojem fundacji Humanosh. Chciałam zobaczyć, jak wygląda medevac – medyczna ewakuacja w kraju, gdzie toczy się wojna, snajperzy strzelają do lekarzy, najeźdźcy mordują kobiety i dzieci, a na odchodnym zostawiają granaty w kuchennych szafkach. Po pierwszym wyjeździe szybko był drugi i kolejne, coraz dalej. W Polsce zrobiłam kurs kierowcy karetki i ratowniczki kwalifikowanej pierwszej pomocy. Teraz jeżdżę w podwójnej roli, jako reporterka i część polskiej ekipy Humanosh Emergency Medical Team.

Opowieść Konrada: Pamiętam takiego chłopaka młodego, który ‒ okazało się po wszystkim ‒ miał dwadzieścia lat. To była trudna sytuacja, tam było trzech żołnierzy i było im strasznie trudno go wyciągnąć, bo to miejsce, w którym się znajdowali, było pod czynnym ostrzałem. Spadł moździerz, była eksplozja i zostali przysypani w jakimś okopie. Chłopak miał ranę odłamkową prawego płuca. Miał hemotoraks, krwawienie wewnętrzne do jamy opłucnowej. To powoduje kompresję płuca i człowiek zaczyna się dusić. On leżał tam bardzo długo, nie mogli ich wyciągnąć stamtąd… Jak dowieźli tego dzieciaka do nas, to już na salę wieźliśmy go bez tętna, nie oddychał. Na chwilę udało się go wrócić, wróciła przytomność. Umarł, bo się wykrwawił do środka. Wiesz, jak umierał, patrzył mi w oczy. Kiedy patrzysz na

8

człowieka, który z siebie ostatni oddech wydaje… ja go trzymałem za rękę… jak wszyscy wyszli, zostałem z nim jeszcze chwilę. Zastanawiałem się nad tym, dlaczego akurat on. To nie jest tylko strata ludzkiego życia, to strata potencjału, tego, kim ten człowiek mógł być. Umarł w brudnym szpitalu, w brudnym mundurze, zalany krwią. Nigdy się nie dowiemy, kim mógł być. Jakoś mnie to dojechało, w całej szczerości. Myślę o nim od tego momentu codziennie.

Żeby było jasne: moja historia nie jest wyjątkowa, jeśli chodzi o to, co tam się dzieje na co dzień.

Konrad ma czterdzieści cztery lata, skończył programowanie, studiuje ratownictwo medyczne. Pracuje na wschodzie, w okolicy strefy zero, strefy działań wojennych, uczestniczy w medevacu. Medyczna ewakuacja to kilka etapów – najciężej jest pod ostrzałem, gdzie

operują medycy pola walki. Stamtąd wywózka rannych do punktu stabilizacji, potem do przyfrontowego szpitala, a ze szpitala dalej – na leczenie i rehabilitację na tereny bezpieczne w zachodniej Ukrainie i innych europejskich krajach.

Konrada spotkałam w bazie we Lwowie. Baza –

miejsce, gdzie zatrzymują się wolontariusze Fundacji

Humanosh i Humanosh Medevac. „Bidul” – wielooso-

bowa sala w bazie: polówki, materace, gwar, śmiechy.

Złośliwości i uprzejmości. Wolontariusze to ratownicy,

9

ratowniczki, lekarki, lekarze, pielęgniarki i pielęgnia-

rze. Większość z Polski, ale bywają i Czesi, i Austriacy, i Niemcy, i Anglicy.

Karetek jest kilkadziesiąt, to międzynarodowy konwój.

O świcie odprawa: kto gdzie jedzie, do którego szpitala, kogo zabiera. Wywożą żołnierzy i cywilów, dorosłych i dzieci. W ciągu kilku godzin ofiary wojny będą w Polsce, na lotnisku Rzeszów-Jasionka. Czekają tam samoloty ewakuacyjne, w tym latający szpital Luftwaffe, mato-

woszary Airbus A310 MedEvac z charakterystycznym

czarnym krzyżem. Jest 14 czerwca 2022 roku.

Kuba, ratownik medyczny, twórca Humanosh Mede-

vac: To jest chichot historii, że polscy medycy ewakuują

ukraińskich pacjentów niemieckim samolotem, a ci pacjenci zostali poszkodowani przez Rosjan.

Każdy taki transport to tragedie rodzin. Jadą ciężko okaleczone dzieci, czasem osierocone, cały ich dobytek to kilka reklamówek. Wszyscy pacjenci, zwłaszcza dzieci, siedzą w mojej głowie. W ciągu kilku godzin zaprzyjaźniamy się z nimi. Najpierw odbieramy je z pociągu sanitarnego, który przyjeżdża z głębi kraju, wieziemy je

na ustabilizowanie do szpitala we Lwowie, a za dwa dni dostajemy zlecenie transportu takiego dziecka na teren

10
*
Paweł Szczuciński na lotnisku Rzeszów-Jasionka. W tle samolot Luftwaffe Airbus A310 MedEvac.

Polski samolotem… I kiedy wchodzimy do szpitala – te dzieci pamiętają nasze imiona – krzyczą: „Jarek!”, „Kuba!”, „Justyna!” ‒ no… jesteśmy weteranami, jeśli chodzi o tę pracę… ale głos nam się załamuje.

Basia ‒ pięćdziesiąt dwa lata, pielęgniarka anestezjo-

logiczna ‒ na co dzień pracuje na oddziale intensywnej

terapii w jednym ze śląskich szpitali. Jest też dyrektorką

Śląskiej Misji Medycznej. Wojtek ‒ czterdzieści pięć lat, mąż Basi ‒ jest ratownikiem medycznym i księdzem, proboszczem parafii Katolickiego Kościoła Narodowego

w Rybniku. Do dziennikarzy mają dystans – od czasu, gdy przeczytali: Ksiądz ratownik zabiera żonę i jedzie na Ukrainę. „Bo ona jest, nie wiem, wazonem? I trzeba ją zabierać?!” – irytuje się Wojtek. Oboje mają doświadczenie z misji humanitarnych w Ameryce Południowej, w Paragwaju, ale na wojnie pierwszy raz, za to regularnie, mimo że Basia przed każdym wyjazdem boi się już wtedy, gdy się pakuje.

Basia z Wojtkiem pojadą po pacjenta do szpitala do Winnik, ja wsiadam do karetki z niemiecką załogą, transportującą mężczyznę z irokezem, rudą brodą, tatuażami i stabilizatorami na lewym ramieniu i prawej nodze, której brakuje fragmentu stopy. Metal w człowieku

12
*
Wojtek Grzesiak, Basia Grzesiak.

spaja kości połamane na drobne fragmenty. Trudno tu o pacjenta bez tych charakterystycznych, wbitych w ciało konstrukcji. Siergiej jest pułkownikiem, a jego obrażenia to wynik najechania na minę pułapkę. Opowiada, jak wyleciał w powietrze, on i jego koledzy. A właściwie wykrzykuje, bo wszyscy wywiezieni niedawno z terenu walk mają problemy ze słuchem. Więc wykrzykuję pytania, on odpowiedzi, a wszystkiemu przygląda się ratownik medyczny z Hamburga, który przyjeżdża tu jako wolontariusz, bo też uważa, że właśnie to należy teraz robić. Siergiej pojedzie z nim do Niemiec i już

raczej nie wróci. Do armii na pewno nie, jest inwalidą i już się nawojował. A czy do Ukrainy? Jeszcze sam nie wie. Nic nie wie.

Basia: W Paragwaju była praca w strasznej biedzie, w slumsach. Tutaj jest praca z ludźmi okaleczonymi fizycznie i psychicznie. Nigdy nie zapomnę dzieci, które chodzą w nausznikach, żeby nie słyszeć wojny, i dzieci, które przestały mówić z powodu wojny. I żołnierzy, młodych chłopaków w wieku mojego syna, bez rąk, bez nóg, w stabilizatorach, chcących wrócić na wojnę.

Wojtek: Ze mną na zawsze zostanie Maksym. Pracowaliśmy w okręgu zaporoskim, robiliśmy badania przesiewowe, kiedy przyszła mama z siedemnastoletnim chłopakiem. Przesiedleniec z Orychowa. Szczupły, wysportowany, bez obciążeń. Mama mówi, że ostatnio boli go w klatce

14
Złomowisko w Irpieniu.

piersiowej i jest zestresowany. Robię w naszej karetce, kontenerze, EKG, patrzę – zawał. Lecę do Basi i do Sonam, które przyjmowały inne osoby, i mówię: „Dziewczyny, mamy zawał!”. Robimy mu drugie EKG, patrzymy V4, V5, zawał jak nic, ewidentny, taki książkowy. Bez rozkminiania, że to może coś innego. Spakowaliśmy tego pacjenta do karetki, ale pani doktor ze szpitala w Zaporożu odesłała nas do szpitala dziecięcego, bo to jeszcze dziecko. Mówię, że chłopak ma zawał, że nie wiemy, gdzie jechać, bo jesteśmy z Polski, ale nie chcieli go przyjąć, pomimo tego, że są warunki wojny. I to nie ona, ale wojskowe dziewczyny nam napisały na GPS-ie, jak jechać do szpitala dziecięcego. Dowieźliśmy go, podaliśmy leki w karetce i z tego, co wiem, przeżył.

Basia: Nie potrafię się angażować tylko trochę. Robimy to całymi sobą.

Wojtek: Ja mało płaczę. W pogotowiu mamy same nagłe przypadki.

Szosa żytomierska, kawałek do Kijowa. Tędy szedł podkijowski front. Gdy byłam tu pierwszy raz, krótko po odparciu Rosjan i wyzwoleniu Buczy, Irpienia, Borodzianki i innych równie okrutnie okaleczonych miasteczek i wiosek, stały tu wraki ruskich czołgów, oznaczonych literą V. Wdrapywaliśmy się na pordzewiałe korpusy,

16
*
Przystanek autobusowy przy trasie żytomierskiej.

fotografując się w absurdalnej scenerii. To było głupie, ale silniejsze od nas. Tłem była doszczętnie spalona stacja benzynowa, ocalałe pół wiaduktu i przystanek autobusowy, na którym ktoś czerwonym sprayem napisał PUTIN KURWA! Bynajmniej nie cyrylicą. Mamy tu postój w drodze na wschód Ukrainy, bo po medevacu do Jasionki ruszyliśmy z transportem pomocy humanitarnej do Charkowa. Jadę w ekipie z Piotrem i Sonam, oboje z Fundacji Humanosh. Piotr ma pięćdziesiąt lat, jest polskim tatą Sonam. Sonam urodziła się w Tybecie, a do Polski przyjechała jako nastolatka. Po kilku latach

opieki nad dziewczynką Piotr z żoną Kasią ją adoptowali. Sonam ma dziś dwadzieścia dziewięć lat, jest lekarką, jeździ do Ukrainy od początku wojny, bo uważa, że ma wobec tego kraju zobowiązania. Piotr również – dlatego dowiózł tu już tony pomocy, w tym sprowadzane ze Szwajcarii terenówki i karetki z „demobilu” dla ukraińskiej armii i wojskowych medyków.

Opowieść Sonam: Urodziłam się w rodzinie nomadów, prowadziliśmy koczowniczy tryb życia. Całe życie mieszkałam w górach. Tybetańczycy dzieci posyłają do szkoły do Indii, ale że byłam najstarszą córką, miałam najwięcej obowiązków i rodzice nie bardzo chcieli mnie puścić do szkoły. Moim marzeniem zawsze było, żeby pomagać ludziom, być nauczycielką lub lekarką. Piętnaście lat temu trafiłam do Polski na zaproszenie zespołu szkół

18
Piotr i Sonam Skopcowie, obwód zaporoski.

„Bednarska”. Potem zaczęłam studia medyczne w Ukrainie, w Iwano-Frankowsku, a skończyłam już w Polsce. Ja wiem, jak to jest, kiedy w twoim kraju są chorzy, a ty nie wiesz, co robić, bo nie masz dostępu ani do lekarza, ani do leków.

A tu, w Ukrainie, są ludzie bardzo ubodzy, którzy nie mają pieniędzy na leki albo nie mają teraz dostępu do lekarza.

Skoro mogłam tutaj studiować, mogę przyjechać tu teraz i odwdzięczyć się krajowi, który dał mi studia medyczne.

Czego Sonam nie mówi? Że widziała, jak jej mama choruje i umiera na raka, w górach, pozbawiona szans na pomoc medyczną. Że wie, jak to jest żyć pod okupacją.

Z Sonam na blokpostach jest wesoło. Podjeżdżamy do uzbrojonego posterunku. Żołnierz zagląda do kabiny, patrzy na Sonam. Po dłuższej chwili pyta: „Wy z Ukrainy?”. Sonam, pokazując polski paszport, odpowiada po ukraińsku: „Z Polski”.

Sałtiwka to charkowskie osiedle, Ursynów XXL, przed wojną mieszkało tu czterysta tysięcy ludzi. Kawałek przekopanej ziemi w kształcie prostokąta, który wygląda jak grób przy jednym z bloków, okazuje się niedawno założoną grządką. Tutaj groby są wysoko: na siódmym, dziesiątym, piątym, czwartym piętrze. Potencjalnie na każdym, bo każdy z bloków ucierpiał; nie ma jednego

20
*
Sonam Skopiec z pacjentami, obwód zaporoski.

SPIS TREŚCI

Medevac / 5

Przykazania / 25

Punkt stabilizacji / 53

Justyna Leszczuk

Obmyć powieki z błota / 69

David Zira

Niewidzialny / 117

Piotr Wolak

Odłamek w sercu / 165

Paweł Szczuciński

Kto, jak nie polscy lekarze? / 221

Podziękowania / 275

Spis źródeł zdjęć / 277

Projekt okładki

Adam Gutkowski

goodkowskydesign.com

Zdjęcie na okładce

Paweł Szczuciński

Redaktorka nabywająca i prowadząca

Kinga Janas

Opieka redakcyjna

Katarzyna Mach

Adiustacja

Bogusława Wójcikowska

Korekta

Justyna Jagódka

Łamanie

Piotr Poniedziałek

Copyright © by Anna Wacławik

© Copyright for this edition by SIW Znak sp. z o.o., 2023

ISBN 978-83-240-6775-6

Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl

Więcej o naszych autorach i książkach: www.wydawnictwoznak.pl

Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37

Dział sprzedaży: tel. (12) 61 99 569, e-mail: czytelnicy@znak.com.pl

Wydanie I, Kraków 2023. Printed in EU

Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.