Być jak Caravaggio. Życie i oszustwa genialnego fałszerza dzieł sztuki

Page 1



T o n y G i a m p i e r o

T e t r o A m b r o s i

być jak Caravaggio

K R A K Ó W

2 0 2 4



PROLOG (18 kw i e tni a 1989)

Leżałem na kanapie, przysypiając, kiedy usłyszałem jakieś szelesty przy drzwiach wejściowych. Ktoś spytał: – Tony, Tony? Jesteś tam? – Tak – odparłem i do środka wparowało dwudziestu pięciu gliniarzy. Jeden z nich powiedział: – Pewien człowiek dał panu przed chwilą osiem tysięcy dolarów. Proszę mi je zwrócić. Miał rację, więc nie zwlekając, wręczyłem mu całą gotówkę. Policjanci zaczęli regularną demolkę – zerwali tapety i wykładziny, opróżnili wszystkie szuflady. Przez cały ten czas siedziałem na kanapie, pocąc się ze strachu i wpatrując w drogę prowadzącą do mojego tajnego pokoju, odbijającą się w lustrzanym kominku. Ten tajny pokój to dziwacznie ukształtowana przestrzeń ukryta za łazienką na piętrze. Wystarczyło wybrać #* na klawiaturze bezprzewodowego telefonu,

9


BYĆ JAK CARAVAGGIO

żeby sięgające do ziemi lustro odskoczyło, ukazując schowek, a w nim mnóstwo specjalnego papieru, barwniki, pieczątki kolekcjonerskie, podświetlane stoły, stare maszyny do pisania, certyfikaty autentyczności, notatniki z sygnaturami – wszystko, czego potrzebował zawodowy fałszerz dzieł sztuki. Gliniarze przetrząsnęli szafkę na leki, opukali ściany, sprawdzili zbiornik przy sedesie. Gdyby znaleźli moją skrytkę, byłoby po zawodach. Przez cały czas łazili tam i z powrotem do wielkiej ciężarówki, wynosząc dzieła sztuki, pudła i książki – wszystko, co udało im się znaleźć. Wreszcie po sześciu czy siedmiu godzinach główny detektyw stwierdził, że wystarczy, i kazał wszystkim się zbierać. Cała brygada rzuciła robotę i ruszyła w stronę drzwi, a ja poczułem, jakby spadł mi z serca największy kamień w życiu. Tylko że oni wcale nie wyszli. Zatrzymali się w progu. Zapadła długa, krępująca cisza. Byłem zdezorientowany. Zacząłem się podnosić, bo myślałem, że czekają, żeby mi założyć kajdanki. Jeden gliniarz stojący przy wejściu spojrzał mi w oczy, uniósł brew i uśmiechnął się z zadowoleniem. Główny detektyw obrócił się na pięcie. – Dobra, druga runda – krzyknął, a policjanci wrócili do roboty i zamieniając się rolami, wołali: – Teraz ja biorę górę, moja kolej na łazienkę. Wszystko mi opadło. Całkowicie odrętwiały osunąłem się z powrotem na kanapę. Jeśli znajdą tajny pokój, moje dotychczasowe życie nieodwołalnie się skończy.


7 DILER Z UPL AND (197 9)

Gdy rozniosła się wieść o moich tetrografiach i Dalivision, zaczęli do mnie wydzwaniać ludzie z całego kraju. Jeśli rozmowa była miła i chciałem odwiedzić jakieś konkretne miasto – Denver, San Francisco albo Chicago – to leciałem i sprzedawałem swoje wydruki. A potem, skoro już znajdowałem się na miejscu, szukałem w hotelowej książce telefonicznej galerii i szedłem tam w ciemno. Kiedy moi rodzice przeprowadzili się na Florydę, przy okazji odwiedzin, przywoziłem litografie klientom z Miami i Fort Lauderdale, gdzie nawiązałem dobre relacje biznesowe z Fat Billym Suttonem, hurtownikiem. Od Billy’ego dowiedziałem się o marszandzie z Minneapolis, Ronie Lewisie, który chciał trzy egzemplarze Dalivision. Gdy się do niego wybrałem, zobaczyłem, że prowadzi interesy przez telefon i sprzedaje najgorsze, najbardziej amatorskie wersje Dalivision, jakie widziałem. Były wydrukowane na kiepskiej jakości papierze i wyglądały

85


BYĆ JAK CARAVAGGIO

jak komiks, a na odwrocie miały jakieś niejasne prawne formułki, które wskazywały – nie mówiąc tego wprost – że nie są to w rzeczywistości dzieła Dalego. Facet musiał się ucieszyć, że wpadły mu w ręce moje kopie. Uzgodniliśmy cenę i umówiliśmy się, że następnego dnia przyjdę po gotówkę. Gdy zjawiłem się tam rano, czekało na mnie dwóch agentów FBI, bo Lewis mnie wsypał. Nie miałem pojęcia dlaczego – może chciał narobić koło pióra konkurencji, a może był zły, bo jego kopie okazały się tak kiepskie, że nie mogły uchodzić za prawdziwe. W każdym razie agenci wzięli mnie w obroty, stosując metodę dobry/zły glina. Tak się wkurzyłem na tego pajaca, który nie umiał zrobić porządnej grafiki, że straciłem nad sobą panowanie i zacząłem dźgać go palcem. Kazałem agentom przyjrzeć się jego kopiom przez lupę i pokaza­łem im widoczne punkty. A potem podsunąłem im pod nos moje, na których były gładkie przejścia tonalne. Wściekałem się i pieniłem do tego stopnia, że w końcu mi uwierzyli. Pod wpływem adrenaliny wyładowałem się na nich, lecz tak naprawdę to Lewis mnie znieważył. Tyle się naharowałem, żeby stworzyć dzieło idealne, a ten szmaciarz chciał, żeby to mnie przesłuchiwano? Kilka tygodni później sprzedałem Dalivision gościowi z Vancouver. Nie chciało mi się tam lecieć, więc przesłałem je pocztą. Wykiwał mnie, ale gdybym próbował to naprostować, musiałbym dzwonić do kanadyjskiego urzędu celnego, machnąłem więc ręką. Sprawa nie była warta kłopotów ani ryzyka. Te historie podziałały na mnie jak zimny prysznic. Szybko zmądrzałem i postanowiłem ograniczyć działalność do

86


Diler z Upland

wąskiego grona regularnych nabywców, którym ufałem i których nie musiałem się obawiać: Charlesa i jego partnera Toma Graya, Michaela Fischera z Beverly Hills, Mitcha Gellera z Chicago, Donalda Steina z Los Angeles i Trumana Hefflingera z Doliny. Do tego dochodził jeszcze marszand z San Francisco, Gérard Moulet, którego wszyscy nazywali François albo Francuzik, bo urodził się w Paryżu. Wróciłem nawet do braci Kaiser. Gdy odkryli mój kant z rysunkiem Matisse’a, pośmialiśmy się, uznaliśmy, że rachunki zostały wyrównane, i przeszliśmy do interesów. Byłem swój człowiek. Wciąż od czasu do czasu dzwoniłem gdzieś i sprzedawałem jakiegoś Miró albo Chagalla, ale większość mojej produkcji hurtowo kupowali ci goście. Wystarczyło, że poszedłem do Raya i Barry’ego, a w ciągu tygodnia miałem świeżą partię do rozparcelowania. Nie mogłem uwierzyć, jaką forsę zgarniałem. Zdarzało się, że kilka razy w miesiącu wpadało mi do kieszeni dziesięć albo i piętnaście tysięcy – prawdziwa fortuna. Z tymi pieniędzmi mogłem nareszcie spełnić marzenie, które pielęgnowałem od dziecka. Od dilera z Pasadeny kupiłem używane ferrari, srebrne 308 GTB z 1977 roku, które kosztowało dwadzieścia dziewięć tysięcy dolarów. Jak na takie auto to była dobra cena, a fanatykowi takiemu jak ja to, że może je mieć, zdawało się czymś nierealnym. Nie mogłem uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Prosto od dilera pojechałem do gimnazjum córki. Wysiadła z autobusu, wsiadła do mojego samochodu i pognaliśmy przed siebie autostradą, a potem wybraliśmy się na przejażdżkę po mieście. Nie należała do dziewczyn, które

87


BYĆ JAK CARAVAGGIO

zwracają uwagę na samochody i pieniądze, ale ucieszyła się, bo wiedziała, że uwielbiam Ferrari i jestem szczęśliwy. Nigdy już potem nie czułem się tak, kupując samochód. To było tak fajne, że szarpnąłem się na jeszcze jedno ferrari, dino spydera z 1974 roku, przez fanatyków takich jak ja nazywane chairs and flares (fotele i nadkola) z siedzeniami w stylu Daytony i szerszymi nadkolami, żeby zmieściły się koła Campagnolo. Czytałem o nim obsesyjnie i odkryłem, że w całych Stanach było tylko dziewięćdziesiąt dziewięć sztuk. Teraz miałem dwa wspaniałe auta, które jeszcze kilka lat temu wydawały się całkowicie poza moim zasięgiem. W centrum Upland, w nijakim małym mieszkanku przy Mountain Avenue, zorganizowałem sobie pracownię. Zleciłem stolarzowi zamontowanie szaf z półkami i kilku szuflad. Umieściłem tam wszystkie swoje książki, papiery, farby, pigmenty, certyfikaty i inne przedmioty potrzebne do pracy. Urządziłem je, a gdy przykryłem pochlapany farbą stół i pochowałem rzeczy, można by pomyśleć, że to po prostu miłe, normalne, schludne mieszkanko. Parkowałem samochody z tyłu i nie wspominałem o studiu nikomu z wyjątkiem kilkorga przyjaciół. To była moja kryjówka. Nie wiedziała o niej nawet moja dziewczyna. Tu znów zacząłem malować obrazy olejne – tylko dla siebie, tak jak w czasach, gdy ślęczałem nad nimi przy stole w kuchni. Nie zamierzałem ich nikomu sprzedawać ani udawać, że nie są moje, po prostu sprawiało mi to przyjemność. Zresztą nie dałoby się wykręcić takiego numeru z jakimś dawnym mistrzem. Marszandzi chcieli Dalego, Picassa, Chagalla i Miró,

88


Diler z Upland

a ja wróciłem do tego, co lubiłem najbardziej, do malarzy z epoki baroku, zwłaszcza do Caravaggia, który mnie fascynował. Uwielbiałem Caravaggia za to, że u niego wszystko przepełniały silne emocje, że budował scenę z żywych modeli, tak jak to robią dziś twórcy filmów. Wraz ze swoim chiaroscuro miał duży wpływ na kino noir i reżyserów, takich jak Alfred Hitchcock czy Martin Scorsese. W filmach gangsterskich widać to w grze między ciemnym tłem a jasno oświetlonymi twarzami. Weźcie choćby Kasyno i scenę, w której szefowie mafii pozują pod wiszącą lampą. I porównajcie z Powołaniem Świętego Mateusza. Scorsese zaczerpnął wszystko – światło, pozy, owoce, miny – bezpośrednio od Caravaggia. Caravaggio ukazywał prawdziwych ludzi z prawdziwymi twarzami i emocjami. Dla mnie, tak jak dla wielu innych malarzy, to nieskończenie zajmujące. Zupełnie serio twierdzę, że był twórcą, który oddziałał na innych jak nikt w dziejach. We Włoszech, Francji, Hiszpanii i Holandii istniała nawet taka grupa artystów, nazywano ich caravaggionistami, która inspirowała się jego malarstwem i w różnym stopniu kopiowała jego styl. Nawet słynnych mistrzów, takich jak Velásquez, Vermeer czy Gentileschi, można nazwać jego uczniami. W tamtym czasie, choć wciąż wielu tajników sztuki nie opanowałem biegle (na przykład jak oddawać przekonująco koloryt skóry), ja też zacząłem się uczyć od Caravaggia. Pracowałem cały dzień, a potem, gdy skończyłem malować, szedłem na drugą stronę do Magnolia’s Peach – najlepszej knajpy na świecie – gdzie nawiązałem wiele przyjaźni na

89


BYĆ JAK CARAVAGGIO

całe życie. Spytajcie dowolną osobę, która mieszkała wtedy nieopodal Upland, a powie wam to samo – Peach było najlepsze. Tak jak w większości moich ulubionych barów bywali tam ludzie od osiemnastego do osiemdziesiątego drugiego roku życia. I ze względu na ustawienie stołów nie sposób było nie wdać się w rozmowę z nieznajomymi. Spotykało się tam mechaników, dekarzy, hydraulików, sprzedawców, brokerów, bukmacherów, bikerów, dilerów narkotyków i dzieciaki upijające się na fałszywy dowód tożsamości. W piątki, jeśli chciało się dostać stolik na happy hour, trzeba było przyjść w południe. Wpadałem do Peach pewnie pięć, a czasem siedem dni w tygodniu, bo wiedziałem, że zawsze spotkam kogoś znajomego. Poznałem tam ludzi, z którymi wciąż się widuję, po czterdziestu latach. Znałem wszystkich, dlatego że często tam bywałem i dlatego że właściciel poprosił mnie i paru innych gości z fajnymi autami, żebyśmy parkowali od frontu. To przydawało knajpie prestiżu i wkrótce nasze wozy wrosły w krajobraz – pomalowano nawet krawężnik na czerwono, żeby zarezerwować nam miejsce. Coś takiego budziło zdziwienie. Młody facet z dwoma ferrari pojawia się w knajpie w środku dnia albo podczas happy hour. Ludzie pytali, czym się zajmuję, a gdy mówiłem, że handluję dziełami sztuki, grzecznie kiwali głową i się uśmiechali. W rzeczywistości wszyscy uważali mnie za największego dilera narkotyków. Nie sposób było ich przekonać, że jest inaczej. Mówili moim kumplom, że wiedzą, skąd biorę dragi, komu je sprzedaję i kiedy przychodzą. To było szaleństwo.

90


Obrazy przekazane do Dumfries House przez Jamesa Stunta.

Chrystus Tony’ego inspirowany dziełami Dalego o tej tematyce. Sam Dalí nigdy nie namalował tego obrazu. Tworzył podobne.

Chagall nazwany przez Jamesa Stunta Paris con amor.

Tancerki Picassa w wersji Tony’ego. James Stunt nazwał tego Picassa Nadzy kąpiący się.

Liście lilii wodnej Tony’ego inspirowane dziełami Moneta z serii Lilie wodne. Ta wersja Moneta wylądowała u księcia Karola.


fot. Giampiero Ambrosi

Święty Piotr Caravaggia z 1600 roku w wersji Tony’ego. Tony wciąż lubi malować przy kuchennym stole.

fot. Coleman Baltrami

Tony przed Pokojem i wojną, inspirowaną Rubensem, namalowaną do jednego z domów teksańskiego miliardera. Tony: „Mimo że już nie podrabiałem obrazów, zacząłem zarabiać prawdziwe pieniądze i stanąłem na nogi”.

Tony pozuje ze swoim Chagallem, którego nazwał Fernanda i ja.


Tytuł oryginału Con/Artist: The Life and Crimes of the World’s Greatest Art Copyright © 2022 by Tony Tetro and Giampiero Ambrosi. Published by arrangement with Folio Literary Management, LLC and GRAAL Literary Agency. Copyright © for the translation by Katarzyna Makaruk Projekt okładki i wyklejek Eliza Luty Fotografie na okładce © Caravaggio „Bachus” (1596) / rawpixel, Sahand Hoseini / Unsplash; Fotografia autora na wyklejce © archiwum prywatne autora Fotografie na wyklejce wyklejka przednia © Caravaggio „Bachus” (1956) / rawpixel; wyklejka tylna © Caravaggio „Muzykanci” (1595) / rawpixel Ilustracje w książce Jeśli nie oznaczono inaczej, zdjęcia pochodzą z prywatnego archiwum Tony’ego Tetro.

Redaktor nabywający Artur Wiśniewski

Projekt typograficzny i łamanie Robert Oleś

Redaktorka prowadząca Magda Jankowska

Przygotowanie do druku Karolina Korbut

Opracowanie tekstu i przygotowanie do druku d2d

Opieka promocyjna Angelina Gąkowska

ISBN 978-83-240-9620-6

Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl Więcej o naszych autorach i książkach: www.wydawnictwoznak.pl Społeczny Instytut Wydawniczy Znak ul. Kościuszki 37, 30-105 Kraków Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: czytelnicy@znak.com.pl Wydanie I, Kraków 2024 Druk: OZGraf


Tylko sztuka nas nie oszuka, ale Tony Tetro już tak. Dlaczego Dali nie mógł namalować homarów w 1950 roku, dlaczego fałszerstwo jest jak łamigłówka, dlaczego Picasso jest trudniejszy niż Caravaggio, jak działają mechanizmy rynku sztuki, a do tego dużo smaczków z historii sztuki – to wszystko jest w fascynującej książce o „księciu fałszywek”, lekturze obowiązkowej i dla miłośników malarstwa, i dla wielbicieli sensacyjnych biografii. Takie fałszerstwo to też sztuka! d r K a m i l a Tu s z y ńs k a , We rn isaż eria

Tony Tetro stał się znany na całym świecie, gdy okazało się, że to on – a nie Chagall, Picasso czy Monet – jest autorem obrazów z wartej dwieście milionów funtów kolekcji wiszącej w siedzibie fundacji księcia Karola. W tej niezwykłej książce Tetro odsłania kulisy rynku dzieł sztuki, który jest bardziej skorumpowany, niż można przypuszczać, a ekspertyzy autentyczności są pochodną presji kolekcjonerów i chciwości sprzedających. Wszystko to przedstawia na tle swojego barwnego życia, w którym fascynacja sztuką splata się z upodobaniem do dobrej zabawy, szemranego towarzystwa i szybkich samochodów.

Wilk z Wall Street w świecie sztuki. „ Pu b l i she r s We e k l y ”

Wyobraź sobie Chłopców z ferajny w galerii sztuki. „Times o f London”

Czyta się jak podręcznik dla fałszerstwa, w którym znajduje się mnóstwo wskazówek na ten temat i wszystko jest opisane krok po kroku. Ale jedna rzecz w historii autora jest absolutnie autentyczna – jego pasja do sztuki. „T he Wa l l St re e t J ou rnal” Cena detal. 54,99 zł


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.