Jasnowidz na policyjnym etacie

Page 1



JASNOWIDZ NA POLICYJNYM ETACIE



KRZYSZTOF JACKOWSKI

KRZYSZTOF JANOSZKA

JASNOWIDZ NA POLICYJNYM ETACIE

KRAKÓW 2018


Jasnowidz na policyjnym etacie Copyright © by Krzysztof Jackowski 2018 Copyright © by Krzysztof Janoszka 2018 Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo SQN 2018 wsqn.pl

Redakcja – Mateusz Baczyński Korekta – Piotr Królak, Paweł Wielopolski Projekt typograficzny i skład – Joanna Pelc Okładka – Paweł Szczepanik / BookOne.pl Fotografia na okładce – Tomasz Pluta / tomaszpluta.com

WydawnictwoSQN wydawnictwosqn

Niektóre imiona i nazwiska osób pojawiających się w książce zostały zmienione.

SQNPublishing

Jeżeli nie zaznaczono inaczej, fotografie i skany pochodzą z prywatnego archiwum autorów.

wydawnictwosqn WydawnictwoSQN Sprzedaż internetowa labotiga.pl

B

All rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone. Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy.

335

Wydanie I, Kraków 2018 ISBN: 978-83-8129-095-1

E-booki Zrównoważona gospodarka leśna Tempori serviendum est


Książkę tę dedykujemy racjonalistom, sceptykom oraz zwykłym ignorantom…


Nie popełnię modnego głupstwa polegającego na traktowaniu wszystkiego, czego nie mogę wyjaśnić, jako oszustwa. C.G. Jung


Tysiące lat temu pierwszy człowiek odkrył, jak krzesać ogień. Prawdopodobnie zginął na stosie, który nauczył swoich braci rozpalać. Ale podarował im coś, czego oni sami nie zdołali wymyślić, i sprawił, iż ziemia wyłoniła się z ciemności. W ciągu wieków pojawiali się ludzie, którzy stawiali pierwsze kroki na nowych drogach, uzbrojeni jedynie we własną wizję. Wielcy twórcy, myśliciele, artyści, naukowcy, wynalazcy… samotnie stawiali czoło społeczeństwu swoich czasów. Każda nowa myśl napotykała na opór: każdy nowy wynalazek był odrzucany, ale ludzie, którzy mieli wizję, parli naprzód. Walczyli, cierpieli i płacili za to cenę, lecz wygrali. Żadnemu twórcy nie przyświecała idea służenia bliźnim. Jego bliźni odrzucali dar, który on im oferował. Jego jedynym motywem postępowania była prawda. Jego praca była jego jedynym celem. Jego praca, a nie ci, którzy z niej korzystali; jego dzieło, a nie korzyści, które czerpali z niego inni; dzieło, które nadawało kształt prawdzie. Pilnował on swej prawdy przeciw wszystkim rzeczom i wszystkim ludziom. Parł naprzód, nie bacząc na to, czy inni zgadzają się z nim, czy nie, z uczciwością jako jedynym sztandarem. Nie służył nikomu ani niczemu. Żył dla siebie. I tylko żyjąc sam dla siebie, był w stanie osiągnąć te wszystkie rzeczy. Taka właśnie jest natura wynalazku. Ayn Rand, The Fountainhead



PRZEDMOWA

KRZYSZTOF JACKOWSKI

Po ponad 30 latach moich doświadczeń z darem, właściwościami czy jakkolwiek nazwać to, co robię, nie mam już złudzeń, że jestem z tym pozostawiony sam sobie, a przyznam, że spodziewałem się czegoś całkowicie innego, że przynajmniej nauka się zainteresuje – może nie mną, ale tym, co potrafię. Efektami mojej pracy, setkami ciał, które znalazłem. Przecież nie ma tu mowy o jakiejkolwiek przypadkowości, o pustych trafieniach. To tak, jak gdybym wiele razy trafił szóstkę w lotto. Nie jest to możliwe, a jednak. Pana Krzysztofa Janoszkę poznałem kilka lat temu, studiował wówczas w Wyższej Szkole Policji w Szczytnie. Pamiętam, że zaprosił mnie na spotkanie w studenckim klubie dyskusyjnym, któremu przewodniczył. Ucieszyłem się z takiego wyróżnienia. Do spotkania jednak nie doszło, gdyż władze uczelni nie wyraziły na nie zgody. Co działo się potem, to długa historia i pozwolę sobie ją pominąć, a w zamian skupię się na samej osobie, która za wszelką cenę domagała się prawdy. Otóż jest to młody, bardzo wrażliwy człowiek z twarzą naznaczoną jakąś traumą, której nie byłem w stanie rozszyfrować. Człowiek niezwykle dociekliwy, przez to osamotniony. Chociażby tylko z mojego powodu osoba ta miała wiele nieprzyjemności na uczelni, a jednak nie ustąpiła. Zastanawiałem się, czy nie przekreśli to jej przyszłej kariery zawodowej, PRZEDMOWA | 11


właśnie z mojego powodu, czy raczej tego, czym się zajmuję. Za sprawą irracjonalnego zjawiska, które z naukowego punktu widzenia wzbudza ironiczny uśmiech. Młody, realistycznie myślący człowiek nagle zderzył się z czymś, co większość jego rówieśników z góry by wyśmiała. On powinien zachować się podobnie. Jednak pan Krzysztof potraktował rzecz poważnie i zaczął badać, pytać. Zdumiało mnie, gdy się dowiedziałem, że jeździ po Polsce, by porozmawiać ze świadkami, którzy w przeszłości mieli ze mną kontakt, którym wyjaśniłem sprawy kryminalne. Młody człowiek, który – jak zauważyłem – żyje skromnie, wydaje swoje pieniądze, by sprawdzić to, co robię. Niezwykłe w nim jest właśnie to, że oddaje się temu, co sobie postanowi, że nie odrzuca tego, co wątpliwe z naukowego punktu widzenia. Podziwiam go za taką postawę i uważam, że ja, chociaż dzieli nas duża różnica wieku, mógłbym się od tego młodego człowieka uczyć wytrwałości. Ale co tam wytrwałości – najbardziej zazdroszczę mu nieugiętej postawy, z jaką bronił mnie w różnych miejscach. Nie myśl, Szanowny Czytelniku, że jestem w bliskiej komitywie z panem Krzysztofem, wręcz przeciwnie – mimo kilkuletnich sporadycznych, najczęściej telefonicznych kontaktów wyczuwam między nami dystans. I to nie ja dystansuję się od tego człowieka, to on stawia pewną granicę dla prób dotarcia do niego. Myślę, że dla zbadania sprawy, w którą jestem zaangażowany, on zachowuje względem mnie dystans, aby nie zrodziła się między nami bliskość, ponieważ przestałby być obiektywny w ocenie mojej działalności. 12 | JASNOWIDZ NA POLICYJNYM ETACIE


Na koniec tej krótkiej przedmowy zdanie do samego autora: Panie Krzysztofie, dziękuję za to, co Pan dla mnie zrobił, dziękuję, że poświęcił Pan swój spokój, swoje pieniądze, swoją pozycję na uczelni i stanął pan za tym, co zrobiłem w swoim życiu. Jest pan dla mnie wzorem człowieka, który nie korzysta bezrefleksyjnie z życia, lecz je bada. Bardzo jestem Panu wdzięczny. Krzysztof Jackowski



WSTĘP, CZYLI DLACZEGO POWSTAŁA TA KSIĄŻKA

KRZYSZTOF JANOSZKA

Dziwak, oszust, kuglarz, nienormalny – te słowa padają często pod adresem Krzysztofa Jackowskiego, mimo że odnalazł ciała wielu zmarłych. Często też słyszę, że jego opowieści „trącą średniowieczem”, bo mamy przecież XXI wiek, doskonałą technologię, w całości odczytany kod DNA, przeszczepiamy organy, latamy w kosmos – a tu nagle wyrywa się ktoś taki i opowiada niestworzone rzeczy o duchach. Cały problem polega na tym, że człowiek coraz bardziej utożsamia swe jestestwo z ciałem i tym, co go fizycznie otacza. Natomiast coraz mniej jest nas tam, gdzie naprawdę istniejemy – w naszym wnętrzu, jaźni. Przez to, że identyfikujemy się tylko z tym, co wokół nas, co widzimy, czego możemy dotknąć, stajemy się łatwym i bezwolnym „materiałem do obróbki”. Każdego ranka, ledwo otworzymy oczy, w telewizji, internecie, gazetach atakują nas bomby informacyjne – gdzieś ktoś kogoś zamordował, gdzie indziej jakiś człowiek się powiesił, polityk jechał po pijanemu, rozbił się samolot, celebryta pokaże nam, jak się ubierać, Polacy to antysemici i homofoby, księża gwałcą… Wyliczać można bez końca. A gdzie czas dla nas samych? Gdzie równowaga? Gdzie miejsce na najważniejszą zadumę – dlaczego jestem i co czeka mnie po śmierci? Z istoty myślącej, WSTĘP | 15


czującej, dociekającej dajemy się przerobić na bezmyślne „odbiorniki” i „magazyny informacji”. A jeśli czasem w towarzystwie przyjaciół pragniemy porozmawiać na temat duchowości czy życia po śmierci, szybko od takiego pomysłu odstępujemy, widząc w ich oczach zdumienie. A nuż któryś rzuci: „Przestań, nie bądź śmieszny!”. Tak stajemy się pomału opętani życiem materialnym i przestaje nas obchodzić, dlaczego żyjemy. Wiemy tylko, że musimy posiadać, zdobywać, za czymś gonić… Lecz nie jest wykluczone, że nadejdzie taki dzień, gdy odczujemy jakiś niepokojący ból, który nie zniknie przez kilka tygodni. A gdy wybierzemy się do lekarza, ten obejrzy wyniki i powie: „Przykro mi. Ma pan najwyżej trzy miesiące życia”. Zszokowani wrócimy do domu i pomyślimy: „Jak to? Co teraz?”. Wszystko, czym dotąd żyliśmy, naraz straci na znaczeniu. Pozostaniemy tylko my i… No właśnie: i co? Zazwyczaj, słysząc słowa „jasnowidz” i „jasnowidzenie”, błędnie utożsamiamy je z wróżbiarstwem, czarną magią, wywoływaniem duchów, szarlatanerią, czyli działaniami niemającymi nic wspólnego z tym zjawiskiem. Za wypaczenie jego prawdziwej istoty należy winić współczesną kulturę masową oraz media. Jesteśmy wręcz zalewani różnymi nastawionymi na zysk programami, w których sprawnych oszustów promuje się jako osoby posiadające „niezwykłe umiejętności”, potrafiące z ekranu telewizora lub przez telefon odmienić czyjeś życie albo przepowiedzieć przyszłość. Takie praktyki nie mają nic wspólnego z jasnowidzeniem! Jeżeli jednak jakiś bodziec jest powtarzany wystarczająco długo, nasze mózgi uczą się go akceptować lub po prostu uznają coś za 16 | JASNOWIDZ NA POLICYJNYM ETACIE


stan naturalny. Nic więc dziwnego, że wiele osób ma na temat jasnowidzenia taki, a nie inny pogląd. Podczas studiów w Wyższej Szkole Policji w Szczytnie i na Uniwersytecie Warszawskim wiele razy byłem świadkiem, jak niepoważnie i z dużą dozą arogancji traktuje się zjawiska parapsychiczne. Niektórzy naukowcy, nieposiadający podstawowej wiedzy o postrzeganiu pozazmysłowym, wyśmiewają je, uważając, że to humbug. Ich jedyny cel to na ogół negacja, wywodząca się, moim zdaniem, z niedouczenia. Aby zająć rzeczowe stanowisko w jakiejkolwiek sprawie, trzeba wejść w dyskusję merytoryczną. A bez znajomości tematu nie jest to możliwe. Nieznajomość materii, którą się neguje, jest podstawową bolączką dyskusji na mało znane tematy. Większość sceptyków tak naprawdę wcale nie zasługuje na to miano. W istocie to grupa ignorantów. Prawdziwy sceptycyzm wymaga zbadania i poważnego potraktowania każdego zjawiska. Tymczasem dokonania Krzysztofa Jackowskiego, znajdujące potwierdzenie w dokumentacji jego działań zawierającej szczegółowy opis kilkuset spraw, w których jego wizje się sprawdziły, przez wielu są uznawane z góry za niewiarygodne. Przedstawiciele naukowego redukcjonizmu oraz różni panowie z towarzystw „naukowych”, sceptycy i racjonaliści usiłują wmówić wszystkim, że świat materii jest jedynym, jaki istnieje, a człowiek to nic innego, jak ponadkilogramowy mózg, nogi, ręce i tułów. W rzeczywistości jednak wszechświat dostarcza współczesnej nauce dowodów swej duchowej natury – wystarczy zapoznać się z najnowszymi ustaleniami fizyki kwantowej. A zatem problem nie polega na braku dowodów, lecz na tym, że wielu naukowców uparcie ich nie dostrzega*. * E. Alexander, P. Tompkins, Mapa nieba. Nauka, religia i zwykli ludzie udowadniają, że zaświaty naprawdę istnieją, tłum. R. Śmietana, Kraków 2014, s. 62. WSTĘP | 17


Prace prowadzone w renomowanych instytutach działających w Stanach Zjednoczonych (American Society for Psychical Research, Parapsychological Association, Rhine Research Center), Kanadzie (Canadian Association of Psychics), Wielkiej Brytanii (Society for Psychical Research) czy kontynentalnej Europie (Institut Métapsychique International) wykazały ponad wszelką wątpliwość, że zjawiska telepatii i jasnowidzenia są realne. Cóż z tego? Zdaniem Lawrence’a LeShana trudność nie polega na udowodnieniu, że istnieją fenomeny wykraczające poza moc wyjaśniającą nauki materialistycznej. Istota sprawy leży w tym, aby przyswoić sobie, co ten fakt oznacza*. Znamienne są tu słowa Świętego Augustyna: „Uwierz, abyś zrozumiał”. Współczesny światopogląd naukowy podkopuje naszą gotowość uwierzenia w świat niematerialny, a tym samym możliwość jego zrozumienia. Konwencjonalna nauka nie radzi sobie z pytaniami dotyczącymi duszy, życia po śmierci, reinkarnacji (zwanej wędrówką dusz), Boga czy nieba. Sugeruje, że są to jedynie wymysły. Podobnie traktuje zjawiska, dla których ukuto wspólny mianownik: rozszerzona świadomość, takie jak postrzeganie pozazmysłowe, jasnowidzenie, telepatia i prekognicja**. Pomimo rozwoju cywilizacji i ogromnego postępu materialnego świat zapłacił wysoką cenę w postaci utraty najważniejszego elementu naszego istnienia: ludzkiego ducha. Telepatia nie istnieje. „Gazeta Wyborcza” * L. LeShan, A New Science of the Paranormal. The Promise of Psychical Research, Wheaton 2009, s. 81–85. ** E. Alexander, Dowód. Prawdziwa historia neurochirurga, który przekroczył granicę śmierci, tłum. R. Śmietana, Kraków 2013, s. 211–212. 18 | JASNOWIDZ NA POLICYJNYM ETACIE


Żaden jasnowidz nie przyczynił się do odnalezienia zaginionego. Rzecznik prasowy Komendy Głównej Policji Kontakt z jasnowidzem może być przykry dla rodzin zaginionych, nieznane są nam przypadki pomocy jasnowidzów w sprawach zaginięć. Fundacja ITAKA Jasnowidztwo to kontakt z demonami. Kościół rzymskokatolicki

Przeciwnicy parapsychologii nie biorą pod uwagę, że niektórzy ludzie faktycznie są obdarzeni zdolnościami paranormalnymi. W wielu krajach na świecie osoby takie współpracują z organami ścigania. W Polsce, oprócz nieżyjącego już Stefana Ossowieckiego czy ojca Czesława Klimuszki, najbardziej znanym jasnowidzem jest Krzysztof Jackowski. Jego osiągnięcia, jeśli chodzi o pomoc policji w sprawach zaginięć oraz niewykrytych morderstw, są niezaprzeczalne. Często się jednak zdarza, że osiągamy coś, przeciwstawiając się czemuś i zarazem czerpiąc pełnymi garściami z tego, co odrzucamy. Opis ten idealnie obrazuje obecną politykę prasową Komendy Głównej Policji. W mediach często można usłyszeć wypowiedzi rzeczników tej instytucji, którzy twierdzą, że „policja nie współpracuje z jasnowidzami” i „nie ma ani jednej sprawy, w której jasnowidz pomógłby policji”. I choć w podręczniku dla młodych adeptów prawa Kryminalistyka – czyli rzecz o metodach śledczych prof. Ewa Gruza, znana kryminalistyk, pisze, że dotychczas nie ma żadnych przekonujących dowodów na efektywną pomoc jasnowidzów w wyjaśnianiu spraw karnych, ja jednak będę obstawał przy swoim i twierdził z całą stanowczością, że polska policja wielokrotnie, z własnej WSTĘP | 19


inicjatywy zwracała się o pomoc do Krzysztofa Jackowskiego, nie tylko podczas akcji poszukiwawczych, ale także w kwestii poważnych zbrodni, w tym zabójstw. Istnieje wiele udokumentowanych spraw, rozwiązanych dzięki informacjom uzyskanym od jasnowidza. Każdy, kto twierdzi inaczej, po prostu mówi nieprawdę, świadomie lub nieświadomie wprowadzając opinię publiczną w błąd. I nie są to puste słowa. Zapewniam Cię, Drogi Czytelniku, że w tej książce znajdziesz na to niejeden dowód. Dzięki Krzysztofowi Jackowskiemu i zbadaniu jego dokonań miałem szansę zrozumieć, że nasze życie nie kończy się wraz ze śmiercią ciała ani mózgu. Rozwiązałem też najważniejszą sprawę w swoim życiu: odpowiedziałem sobie na pytanie, kim jestem. Mam nadzieję, że ta książka stanie się przyczynkiem do poważnej dyskusji na temat zjawisk parapsychicznych i pozwoli właściwie ocenić dorobek jednego z najwybitniejszych i zarazem najbardziej niedocenionych jasnowidzów XXI wieku. Krzysztof Janoszka


I

CZUJĘ RADOŚĆ, GDY ZNAJDĘ TRUPA Rozmowa z Krzysztofem Jackowskim


Od kiedy i dlaczego zajmuje się pan jasnowidzeniem? Zajmuję się jasnowidzeniem już ponad 30 lat. To jest mój fach, z którego się utrzymuję. Swoją działalność mam zarejestrowaną. Nie żyję ponad stan, nie stałem się człowiekiem bogatym. W domu brakuje miejsca na prywatne rzeczy, bo najważniejsza jest dokumentacja uwiarygodniająca to, co robię. Wykorzystując swój talent, chcę pomagać ludziom, którzy często przychodzą do mnie z osobistymi tragediami. Nie jestem naciągaczem, jak to czasem przedstawiają media. Zdarza się, że osobom ubogim robię wizje nieodpłatnie. Kiedy pan odkrył, że czuje trochę więcej niż inni? Z perspektywy czasu myślę, że swoje właściwości miałem od samego początku. Jako dziecko miewałem różne dziwactwa i fobie. Jak przychodziłem ze szkoły do domu, pierwsze, co robiłem, to udawałem się do kuchni, gdzie matka przygotowywała obiad, i wszystkie noże i widelce układałem w jednym kierunku. Broń Boże, żeby ostrze było skierowane w moim kierunku! Mam to do dzisiaj. Wie Pan, że jak wychodzę z domu, to potrafię się wrócić, gdy przypomnę sobie, że przekroczyłem próg mieszkania nie tą nogą, co trzeba? Mam tych różnych fobii bardzo wiele. Być może to wyczulenie powoduje, że lepiej rozpoznaję energię. Od 22 | JASNOWIDZ NA POLICYJNYM ETACIE


dziecka miałem także przeczucia pewnych zdarzeń, które w niedługim czasie się spełniały. Jak wyglądała pierwsza wizja? Na początku o moich zdolnościach wiedziała tylko garstka najbliższych mi osób. Pewnego dnia mój znajomy z Człuchowa, pan Eugeniusz, który był artystą plastykiem, spotkał mnie na ulicy i powiedział, że zna kobietę, która ma bardzo chorego syna. Nie zdradził, jaka to choroba. Prosił, abym spróbował mu pomóc. Po długim wahaniu w końcu się zdecydowałem. Pewnego dnia po pracy poszedłem do tych ludzi. To było mieszkanie w bloku. W kuchni siedziały dwie kobiety, które wesoło ze sobą gawędziły, nie wyglądały na szczególnie zmartwione. A przecież miałem zająć się sprawą ciężko chorego syna. W końcu matka chłopca dała mi jego sweter, żebym zastanowił się, jak można mu pomóc. Poszedłem do pokoju, a kobiety zostały w kuchni, dalej głośno rozmawiając. Wykonując wizję, myślałem sobie wtedy: „Ja pierdolę, co ja tu robię? O co tu, kurwa, chodzi?”. Ale w pewnym momencie poczułem słowo „krosty”. Tylko jedno słowo – „krosty”. Poprosiłem o kartkę, zapisałem: „widzę krosty”. Nic więcej nie przychodziło mi do głowy. Pomyślałem, że muszę stamtąd uciekać. Powiedziałem kobietom, że się poddaję, że nie pomogę. Na twarzy matki pojawiło się rozczarowanie. Przed wyjściem z mieszkania z ciekawości spytałem, gdzie jest jej syn i co mu dolega? Usłyszałem, że gra na boisku w piłkę. A jego problem to wypryski. Jak przeżywa w szkole stres, to ma ich straszny wysyp. „Co pani mówi? Krosty?” – odpowiedziałem, podając jej jednocześnie kartkę. Nie zrobiło to na niej wrażenia, gdyż wiedziała o tym. Ja jednak o tym nie wiedziałem, a kobieta nie szukała diagnozy, tylko leku. Szedłem do domu i myślałem: „Kurde, to jest CZUJĘ RADOŚĆ, GDY ZNAJDĘ TRUPA | 23


możliwe”. Dla mnie słowo „krosty” było eureką. Na podstawie właśnie takich przeczuć znalazłem później wiele ludzkich ciał. W jaki sposób wykonuje pan wizję? Do wykonania wizji potrzebuję jakiejś części garderoby lub zdjęcia konkretnej osoby. Po otrzymaniu takiej rzeczy wącham ją. Zapach jest istotny, ale ja robię coś o wiele ważniejszego – wchłaniam energię czołem. To trwa tylko chwilę. Gdy wciągam energię, zamykam oczy, ale jednocześnie unoszę je do góry. Może mi pan wierzyć, że mam niezwykle wyczulone czoło. Dotyka pan czoła bezpośrednio? Nie. Boję się dotknąć czoła, nie lubię tego robić. To jest dla mnie niezwykle wrażliwa część ciała, bardziej nawet niż oko. Od dziecka w okolicach czoła odczuwałem dziwne mrowienie. Upraszczając: pulsowanie oznacza przyszłość, natomiast mrowienie – teraźniejszość albo przeszłość. Gdy wykonam czynności, o których mówiłem, odkładam wykorzystaną część garderoby i już się nią nie zajmuję. Czasem muszę takie badanie powtórzyć kilka razy. W końcu mogę przekazać innym to, co udało mi się poczuć. Podobno Thomas Alva Edison, chcąc rozwiązać nurtujący go problem, stawiał przed sobą blaszaną miskę, a w palce ujmował łyżkę. Następnie próbował zasnąć. W momencie gdy już prawie zasypiał, tracił czucie w ręku i łyżka z hukiem spadała na naczynie, natychmiast go budząc. Właśnie w takich momentach doznawał ponoć olśnienia, a rozwiązanie problemu pojawiało się samo. W jakich warunkach wykonuje pan wizję? Żeby pojawiła się wizja, musi panować chaos. Pan nie ma pojęcia, w jakim rozgardiaszu nieraz doznawałem wizji – to się w głowie 24 | JASNOWIDZ NA POLICYJNYM ETACIE


nie mieści. Musi być rozmowa, gwar. Żadne skupienie – nie mogę się sprężać, muszę odczuwać luz. I tak właśnie to przebiega. Zarazem najgorszym wrogiem jasnowidza pozostaje sugestia. Dlatego nie podejmuję się rozwiązania spraw, o których wiem za dużo. Jak ludzie na to reagują? Kiedy szukam osób zaginionych, wypraszam ich bliskich z pokoju, bo gdyby oni ujrzeli, co ja robię, to by te ciuchy zabrali i stwierdzili: „Wariat! Nienormalny!”. A jakby się okazało, że ich bliski nie żyje, to by orzekli: „Świętokradca!”. Co pan jeszcze robi w trakcie przeprowadzania wizji? Nieraz ciskam rzeczami zmarłych, jak nie mogę ich namierzyć. Zdarza się, że nawet ich wyzywam! Innym znów razem praca idzie mi bardzo szybko. Wszystko zależy od tego, jaki to był człowiek. Ja mam takie przekonanie, że każda rzecz w tym świecie stanowi informację, a nasze życie jest formą… internetu. To znaczy? Proszę zauważyć, że sieć to jakby świadomość świata. Wszystko tam jest, od najgorszych śmieci po sprawy najwyższej wagi – do wyboru, do koloru. Nasze myśli też są formą internetowych komunikatów. A jeśli istnieje „kradzież” myśli, czyli telepatia, można wykraść dosłownie wszystko, każdą treść. Istnieje nieprzebrana ilość informacji i zdarzeń. Weźmy na przykład zabójstwo. Lubię „odczytywać” zabójstwa, bo wówczas mam dostęp do przynajmniej dwóch dróg poznania prawdy. Jedna to droga ofiary, druga – sprawcy. Lepiej iść linią sprawcy. Ale wtedy pojawia się pewien problem: nie „wciągnie” pan myśli i czynu sprawcy, jeżeli CZUJĘ RADOŚĆ, GDY ZNAJDĘ TRUPA | 25


nie zaakceptuje pan przestępstwa. Przestępstwo, dajmy na to zabójstwo, jest czynem złym, dla psychiki ludzkiej nienormalnym. Jednak pan, stając do wizji, musi ten czyn niejako zaakceptować. Innymi słowy każdy sprawca, nawet gdyby to był psychopata lub seryjny morderca, powie tak: „Proszę pana, mordowałem, oczywiście, ale w każdym, nawet najgorszym przypadku istnieje wytłumaczenie. Otóż pierwsza ofiara, którą pozbawiłem życia, była wredna. Stała na tym samym przystanku co ja. Nigdy nie miałem dziewczyny. Podszedłem do niej, a ona spojrzała na mnie z obrzydzeniem. Wtedy zrozumiałem, że muszę ją zabić”. On nie musi wierzyć w to, co mówi. Po prostu musi tak mówić, żeby nie zwariować. Kiedyś ktoś mi powiedział: „Słuchaj, jeżeli istnieje tamten świat i można porozumiewać się w nim bez słów, telepatycznie, ludzie jak nic się pozabijają!”. Pierwszy z brzegu przykład: „Szukałam córki, bo myślałam, że uciekła za granicę, a ty, zięciu, ją zabiłeś! Całe życie ci pomagałam, a co mnie spotkało? Perfidne oszustwo!”. Gdy podobne rzeczy wychodzą na wierzch, gdy już nic nie da się utrzymać w ukryciu, łatwo może dojść do chaosu – wymierzania sprawiedliwości na własną rękę. Lecz czy tak się dzieje? Nie. Ponieważ ludzie od razu rozumieją powód złych czynów i to, jak cierpią sprawcy, odczuwając wyrzuty sumienia. Poznanie ludzkiej psychiki jest jednocześnie wytłumaczeniem zbrodni. Wtedy chęć zemsty i odwetu znika, bo czujemy się tak, jakbyśmy sami stali się na moment sprawcą. Podobnie rzecz wygląda z tak zwanym „łapaniem” wizji. Na czym ono polega? Psychopatę trzeba zrozumieć i zaakceptować, dopiero wówczas da się go „czytać”. Jak ja wykonuję wizję? W bardzo prosty 26 | JASNOWIDZ NA POLICYJNYM ETACIE


sposób. Weźmy taki schemat: zaginął człowiek, biorę część jego garderoby, wącham ją, przykładam do czoła, odkładam, chodzę po pokoju. Najpierw pojawia się logika: „Aaa, ten człowiek studiował w Warszawie, mieszkał we Wrocławiu. Inteligentny gość. Może miał wszystkiego dosyć? Może nie chciał dłużej studiować, a rodzicom bał się o tym powiedzieć…? (Napływają do mnie różne myśli). Nie wiedział, jak postąpić…? Na pewno w końcu odezwie się do bliskich sam. Zrobi to. Inteligentny człowiek, więc najpewniej w żadne menelstwo się nie wdał. Nic złego nie mogło mu się przydarzyć. To nie samobójca… Trwa chaos… Denerwuje mnie to. Spaceruję po pokoju, ktoś dzwoni – chwilę pogadam, znów spaceruję. Zaglądam do internetu – co nowego w polityce? Aaa, znów Tusk podwyżki funduje. A to drań. Rozumie pan? W ogóle nie myślę. Pamiętam jedną z głośniejszych spraw, podwójne zabójstwo w Będzinie. Przyjeżdżają do mnie policjanci, przez jakiś czas z nimi gadam, potem wychodzą. Po prostu wyprosiłem ich z mieszkania. Dali mi dwie godziny czasu i dwa wory popalonych ciuchów – aż w domu cuchnęło. Nawet ich nie próbowałem rozwiązać, bo były zaplombowane. Przez godzinę i czterdzieści pięć minut – lipa! Nic. Zupełnie nic! Jak to się dalej potoczyło? Posiedziałem w sieci, trafiłem na coś ciekawego – poczytałem. Włączyłem telewizję. Sprawa, z jaką przyjechali do mnie mundurowi, przestała mnie w ogóle zajmować. Brak empatii, egoizm? Gdzieś tam z nadzieją czekają policjanci, a ja… oglądam telewizję. W końcu ten amok przerwała moja córka i mówi: „Tato, przecież ci ludzie zaraz wrócą. Co ja im powiem?”. Oderwałem wzrok od telewizji, spojrzałem na środek pokoju i… coś się stało. To było tak: bach!, bach!, bach! – i koniec. Zapisuję coś na CZUJĘ RADOŚĆ, GDY ZNAJDĘ TRUPA | 27


kartce. Skończyłem. Policjanci pukają do drzwi. Mówię do córki: „Monika, to na pewno lipa, ale daj im tę kartkę i niech jadą. Nic od nich nie chcę. Po prostu nie czułem tej sprawy”. A jednak to, co zapisałem na papierze, okazało się prawdą. Wszystko się zgadzało. Właśnie w taki sposób wykonuję wizje. Skuteczne jasnowidzenie potrzebuje bodźca. Musi być odbiorca, musi być chęć sprawdzenia tego, co się odczuwa. A robił pan wizje sięgające dalekiej przeszłości? Nie, nie interesowały mnie jakieś abstrakcje w rodzaju: „Jak wyglądało życie za czasów Mikołaja Kopernika?”. Nie chcę tego robić. A wie pan dlaczego? Bo jak coś podobnego zweryfikować? Po co wchodzić w otchłań nonsensu? Ponieważ dla mnie to jest nonsens. Musi być jakaś możliwość weryfikacji. Jeżeli wykonuję wizję tak, jak czyniłem to na przykład w Japonii, to wiem, że ekipa telewizyjna siedzi i czeka, i za moment będziemy wszystko sprawdzać. Całą rzecz zweryfikujemy! To jest właśnie ta elementarna rzecz. Chęć sprawdzenia, chęć udowodnienia. Nie ma pan pojęcia, jaka we mnie rodzi się radość, gdy odnajdę trupa. Nigdy nie zapomnę, jak znalazłem ciało sołtysa z Woli Przypkowskiej. Chyba osiem dni leżał pogrzebany w słomie. Smród nieprawdopodobny. Jak wracaliśmy z synem do domu, był już późny wieczór. Mocno zgłodnieliśmy, więc gdy zaraz za Wolą Przypkowską pojawił się zajazd, długo się nie namyślałem. Wchodzimy do restauracji, a na drzwiach wisi zdjęcie jakiegoś mężczyzny i podpis: „Zaginął Ryszard Perzyna, sołtys Woli Przypkowskiej”. Zrywam tę kartkę, a właścicielka zajazdu krzyczy: „Co pan robi?! To jest człowiek, którego szukamy”. Odpowiadam spokojnie: „Proszę pani, trafiony – zatopiony! Przed chwilą znaleziono jego ciało”. 28 | JASNOWIDZ NA POLICYJNYM ETACIE


„Czuję radość, gdy znajdę trupa”. Brzmi kontrowersyjnie. No cóż, wygląda to trochę jak zboczenie. Ale ta radość jest uzasadniona. To zadowolenie z faktu, że istnieje coś pomiędzy naszą materialną rzeczywistością a tym, co znajduje się ponad nami. Pomimo irracjonalności tej domeny staram się tropić racjonalną stronę tego zjawiska. Nie uciekam się do jakichś forteli typu: „Boże, widuję fruwające anioły, widzę aury…”. Mając tyle dokumentów potwierdzających moje sukcesy, mógłbym stwierdzić: „Jestem już zmęczony szukaniem trupów. Nie muszę tego robić. Moja wiarygodność na tym nie ucierpi”. Ja jednak nigdy nie zobaczyłem żadnej aury, nie widuję też aniołów… I to jest mój racjonalizm. On jest rzecz jasna niedoskonały. Jednak dlaczego miałby być doskonały? Ostatecznie nie rozumiem do końca tego, co robię, a nawet… w ogóle nie mam pojęcia, czym się zajmuję! Przychodzi pan do mnie, wykonuję wizję i nie wiem, czy mówię panu prawdę, gdy obarczam pana duszę słowami: „Córka niestety nie żyje, leży tam i tam”. Rozumie pan? Moralność adwokata i moralność jasnowidza wydają się z gruntu podobne. Chociaż adwokat może się lepiej czuć, bo powie sobie: „Zaproponowana przeze mnie linia obrony przegrała”. Trudno. Przegrała z główną wykładnią prawa, więc nie powinno się mieć do nikogo pretensji. Wszak prawo musi być prawem. Ja natomiast mogę jedynie stwierdzić, że „źle to poczułem”. Udokumentowanych przypadków ma pan jednak mnóstwo. Bez względu na niedoskonałość tego wszystkiego przypadki, które udało mi się wykryć, są znamienne i świadczą o pewnej rzeczy nadrzędnej. Moja autobiografia miała pierwotnie nosić tytuł: Złodziej cudzych myśli. W pewnym momencie tworzenia CZUJĘ RADOŚĆ, GDY ZNAJDĘ TRUPA | 29


tej pracy powiedziałem sobie jednak: „Nie, nie może tak być. To przecież zmarli mówią, to oni przekazują te informacje”. Miałem kiedyś wyjaśnić przypadek Józefa Lipiny z Rudy Śląskiej. Gdy podchodziłem do dwóch toreb z rzeczami zaginionego, coś mnie jakby zahipnotyzowało. Ma pan świadomość, że facet nie żyje, pod ręką leży jego przepocona koszula, a pan ubiera ją na swoje ciało… Trudno to wyjaśnić. Dlaczego to zrobiłem? Czemu potem podszedłem do lustra, aby się w nim przejrzeć…? Dziś już wiem, czemu to służyło. Dusza tego człowieka była w moim mieszkaniu, ale pragnęła wejść we mnie. Wtedy ta koszula wydała mi się „przyjazna”, bo to nie ja tak poczułem, ale on we mnie… Zdjąłem ją, wrzuciłem do worka, już nie robiłem wizji. A potem… jakby ktoś podał mi całe rozwiązanie na tacy! Według pana zmarli przekazują nam informacje? Oczywiście! Mogą dawać wskazówki dotyczące sprawcy, mogą wreszcie opowiedzieć o tym, gdzie znajdują się ich zwłoki. Mnie już wcześniej zastanowił jeden niezwykle ważny element, a mianowicie… topielcy. Sporo ludzi odnalazłem w rzekach. Pamiętam głośną sprawę sprzed lat: pewnej sześcioletniej dziewczynki, która pochodziła z Gdańska, a zaginęła w Krakowie. Była na spacerze z babcią. Wskazałem bezbłędnie punkt, w którym należy szukać zwłok. Wtedy uświadomiłem sobie, że jeżeli wizja stanowi podłączenie się do pamięci martwej osoby, która już nie funkcjonuje w tym świecie, może kontakt zachodzi ze swego rodzaju archiwum tejże pamięci i dzięki temu możliwe jest odkrycie miejsca zgonu. Ale jak „wyczuć”, gdzie znajdują się w danej chwili zwłoki, jeśli przepłynęły one, dajmy na to, dziesięć kilometrów? To mnie naprawdę zastanowiło. Mówię sobie: „Nie, coś tu nie gra. Świadomość martwej tego nie zarejestrowała. 30 | JASNOWIDZ NA POLICYJNYM ETACIE


Ciało jest już w tej chwili kupą gnijącego mięsa, nie może więc utrwalać czegoś w pamięci”. Pamiętam, jakby to było wczoraj: dziewczynkę ujrzałem z góry. Leżała zwinięta w kłębek, było widać jej plecki. Dlaczego oglądałem ją w taki sposób? Czy w tym momencie ona sama też widziała siebie z lotu ptaka? Po śmierci dusza niewątpliwie istnieje nadal, ale już oderwana od ciała. Wielokrotnie uzyskiwałem na to dowód. Muszę też panu powiedzieć, że lata temu doświadczałem wizji prymitywnych, nazwijmy to – schematycznych. Jednak im dłużej to robię, tym moje wizje stają się bardziej żywe, jakby uzyskiwana od martwych informacja trafiała do mnie z większą łatwością. Zmarłych odnajduje pan częściej niż żywe osoby? Tak. Różnica jest dość zasadnicza. Gdzie pan dzisiaj był? Na pewno w wielu różnych miejscach. Teraz jest pan tutaj, a później będzie pan we Wrocławiu. Tak więc jednego dnia odwiedza pan wiele miejsc. Mało tego, o czym pan dzisiaj myślał? O, odpowiedź na to pytanie byłaby trudniejsza. I, dajmy na to, ja teraz mam „poczuć”, gdzie jest pan Janoszka? Mógłbym „złapać” coś z rana, coś z popołudnia albo w sposób chaotyczny jakąś sekwencję tego, co dopiero będzie. W tej sytuacji gdybym opisał kilka elementów, byłyby one niespójne. A jak to wygląda w przypadku osoby martwej? Ona ma już tylko jeden pejzaż, zdominowany przez informację o śmierci. Bo my tu sobie luźno rozmawiamy, ale gdybym w tym momencie krzyknął: „Skurwysynu! Zaraz cię zapierdolę!”, w panu powstałyby silne emocje, dojmujący lęk, że zaraz straci pan życie. To się utrwali w pana pamięci po tysiąckroć i będzie działać jak nadajnik, który wysyła informację. Gdy to się stało, pan znajdował się w tym miejscu, dzięki czemu wizja będzie klarowna. CZUJĘ RADOŚĆ, GDY ZNAJDĘ TRUPA | 31


Czy zdolność jasnowidzenia wywiera jakiś wpływ na pana życie prywatne? No cóż, żona mnie zostawiła, gdy dzieci były małe. Odeszła z innym mężczyzną. Wówczas nie wiedziałem nawet, jak się gotuje jajko. Jednak jakoś nauczyłem się gotować i samodzielnie wychowałem dzieci… Myślę, że takie doświadczenia mocno skrzywiają życie osobiste, komplikują człowieka wewnętrznie. Staje się on, by tak rzec, chaotyczny w rzeczach doczesnych. Ja jestem nerwus. Pracując nieraz przez kilka dni nad jakąś sprawą, nie dbam o życie i codzienne obowiązki, nawet o moje sprawy prywatne. Mnie to po prostu nie interesuje. Całkowicie odrywam się od rzeczywistości. To nie jest dobry stan. Dlaczego? Ponieważ potem ciężko do realności wrócić. Jak wykonuję wizję czegoś poważnego, na przykład morderstwa, muszę potem wyjść z domu i na ulicy (córka jest o to zła) zagaduję jakichś nieznajomych ludzi. Dowcipkuję, czasem komuś dogadam, ale w żartach. Zachowuję się, jakbym musiał coś z siebie wypluć, wyrzucić. Włamywanie się do czyjejś psychiki to jednocześnie gwałcenie własnej. Po czymś takim musi nastąpić rozprężenie, wyrzucenie tego z siebie, bo inaczej człowiek by zwariował. Jasnowidzenie nie należy do łatwych zajęć… Dla mnie największą bolączkę stanowi to – tylko żeby pan mnie źle nie zrozumiał – że każdego dnia czuję się człowiekiem, który jest coś komuś dłużny. Co rano budzę się z ogromnym poczuciem winy… Na szczęście jest jeszcze druga rzecz: przemożna potrzeba udowodnienia realności zjawiska jasnowidzenia przed całym światem. Tak więc, podsumowując, muszę co jakiś czas mieć nowego trupa, bo w przeciwnym razie wizje przestaną się pojawiać, a to byłoby straszne. 32 | JASNOWIDZ NA POLICYJNYM ETACIE


Skąd bierze się w człowieku zdolność jasnowidzenia? Tego talentu nie dziedziczy się wyłącznie drogą genetyczną, nikt się z tym nie rodzi. Jasnowidzenia w bardzo prosty sposób można się nauczyć. Kiedyś zauważyłem, że moja córka po przyniesieniu z poczty listów do mnie siada w kuchni, patrzy na zdjęcia i coś zapisuje w zeszycie… Jak ludzie do mnie przychodzą i mam na przykład zaginięcie, wykonuję u siebie wizję, a ona mnie obserwuje. Nic mi nie mówi, ale ja, jak już skończę pracę, zwykle porównuję swoje dane z tym, co zapisała ona. I w pewnej sprawie to nie ja „poczułem”. Nawet nie mam tego w dokumentacji. Człowiek napisał mi podziękowanie, ale godność nie pozwoliła mi wrzucić tego na stronę internetową, bo tak naprawdę to było dzieło Moniki. To ona znalazła tego człowieka – moja córka. Niech więc pan zobaczy, jak prostą rzeczą jest jasnowidzenie! W święta był u mnie przyjaciel z Komendy Głównej Policji. Kasia, moja obecna żona, wyremontowała swoje mieszkanie, więc zaprosiliśmy Andrzeja w drugi dzień świąt. Usiadł sobie, zjadł z nami. Bardzo miły człowiek, otwarty. Nagle mówię do Emilki, córki Kasi: „Chodź do kuchni, zrobimy jakieś doświadczenie”. Ona niechętnie, bo do robienia wizji nie ma serca. Wpierw przyłożyłem jej do głowy szczotkę do czesania włosów, ale taką z gęstym włosiem. Dziewczynka się skupiła. Mówię: „Wyrzuć energię czołem, spraw, by wróciła – i wciągnij”. Tak jej zawsze mówię. Myśli, myśli i nagle stwierdza: „Jeżyk mi się kojarzy, jeżyk ma wiele kolców”. W tym momencie wpadłem na diabelski pomysł, by dokonać pewnej zmiany. Poprosiłem Emilkę, żeby wczuła się jeszcze bardziej, a sam wziąłem do ręki szczotkę i przyłożyłem do niej pomarańczę. A ona mówi: „Pomarańczowy kolor mi się kojarzy”. Ja na to: „Ale jak to, jeżyk pomarańczowy?”. Ona: „Nie, teraz jakby inaczej. Pomarańczowy i tak to się robi” (mówiąc to, CZUJĘ RADOŚĆ, GDY ZNAJDĘ TRUPA | 33


symuluje czynność obierania owocu). Emilka nie potrafiła tego nazwać. Przy wizjach i takich prostych doświadczeniach mózg często odczuwa jakby idealne kształty i elementy, i nie jest w stanie ich do końca określić. Kiedyś pewien człowiek robił ze mną doświadczenie, a ja za drzwiami miałem na stole orzech włoski. On mówi, że widzi mózg! Często namawiam ludzi do wykonywania doświadczeń. Najlepiej skłonić do jasnowidzenia osobę nastawioną sceptycznie. Niewskazana jest ślepa wiara w te zjawiska. Jeśli o mnie chodzi, nawet wolę wykonywać wizje przy sceptykach. Kiedyś zauważyłem też – a właściwie Kasia to dostrzegła – że jasnowidzenie ma ścisły związek z fazami Księżyca. Nigdy bym się nie zorientował. Pewnego razu mówię do żony: „Kur…, dwa tygodnie słabych wizji! One niby są, ale jakbym flaki z olejem wyciągał. A zdarzały się tygodnie, że… nieraz dzień po dniu miałem trzy czy cztery trupy. Jednego dnia miałem dwa trupy! Jaka to wydajność, aż się żyć chciało. A potem przychodzą dni, że nie mam nic, że nic nie potrafię…”. A Kasia na to: „Obserwuj Księżyc”. Wtedy zauważyłem wyraźnie, że jak widzę półksiężyc pierwszej kwadry, to wiem, że zaczyna się dobry okres. Jazda, jazda, jazda! Niestety teraz idzie druga kwadra… Trochę mnie to martwi, ale to się zmienia, więc zachowuję spokój. Na pewno ma to ścisły związek z fazami Księżyca. Brzmi jak jakieś czarnoksięstwo, ale tak to wygląda. Schemat jest bardzo prosty, mało tego – powiedziałbym, że to schemat do pokazów akademickich. Ja jestem otwarty. Jakiś przykład? Opowiem o Uniwersytecie Łódzkim. Spóźniłem się na spotkanie, bo w mieście były straszne korki. Kiedy dotarłem na uczelnię, 34 | JASNOWIDZ NA POLICYJNYM ETACIE


profesor Sygit powiedział: „A teraz pan Jackowski – za karę, że się spóźnił – pokaże na osobie, która zgłosi się na ochotnika, jak robi się jasnowidzenie”. A ja myślę: „Jezu, co to będzie? Pewnie cyrk!”. Na ochotnika zgłosiła się dziewczyna, która nadawałaby się do pracy w urzędzie skarbowym. Miała taką minę, jakbym zabił jej ojca, a potem jeszcze matkę. Posadziłem ją na krześle, nie było za bardzo co wziąć do ręki, a wszyscy patrzą. Ona miała przewiązane oczy, chociaż nie powinno się tego robić, bo nie można drażnić czoła. Ja wyszedłem na korytarz i wniosłem na salę sporą gaśnicę, którą zdjąłem ze ściany. Stanąłem z tą gaśnicą w prawym rogu pomieszczenia, za plecami dziewczyny. Trzeba zaznaczyć, że ta studentka była nastawiona bardzo sceptycznie. Mówię do niej: „Niech pani zrobi tak i tak, wyobrazi sobie, że wyrzuca czołem energię w róg sali, a potem z powrotem ją przyciąga. Niech pani nic sobie nie narzuca, niech wszystko dzieje się samo”. Byłem w szoku, że tak szybko odpowiedziała. „Kojarzy mi się woda i ogień” – usłyszeliśmy. Cała sala zaczęła bić brawo. Nie mogła dojść do niczego logiką, a wszystko się zgadzało: gaśnica służy do gaszenia ognia, a leje się z niej woda. Jak można to trafniej określić? Ludzie często robią takie rzeczy bez przygotowania. Wydawało mi się nawet, że to zbyt łatwe, że to uwłacza sztuce jasnowidzenia. Jeżeli pan „odbiera” przedmiot czołem, czyli widzi pan w pewnym sensie podobnie jak nietoperz, to pana mózg dopiero uczy się dostrzegać. Tak jak oświadczyła Emilka: „Widzę jeżyka!”. Nie powiedziała niczego nonsensownego, bo ta szczotka faktycznie była jak jeżyk. Mózg nie rozpoznał szczegółów, „wyczuł” tylko charakterystyczne cechy tego przedmiotu. Z tego wynika, że jest to inna forma percepcji, i mózg odczytuje te wiadomości innym zmysłem. Ta sfera mózgu nie umie ich do końca nazwać, CZUJĘ RADOŚĆ, GDY ZNAJDĘ TRUPA | 35


nie umie ich też skonsultować ze sferą odbierającą bodźce za pomocą oczu. Muszę też pana ostrzec. Przed czym? Otóż ludzie, którzy często ze mną przebywają, zaczynają mieć przeczucia – nieraz bardzo trafne. Kiedy poznałem moją żonę Kasię, była osobą, która nie chciała w ogóle rozmawiać o parapsychologii, po prostu w to nie wierzyła. A teraz coraz częściej ma przeczucia, to dzieje się samo. Jasnowidzenie jest na pewno prostym działaniem, prostym schematem. Widzenia czołem trzeba się nauczyć. Nieraz ktoś mnie pyta, jak ja widzę, „czuję” nazwy ulic? To jest informacja, nie obraz. Jakby poczucie formy wyrazu – a nie samego wyrazu. Rzecz niby podobna, a jednak inaczej się ją odczuwa. Mózg widzi w różny sposób, każdy element „poczucia” ma inną formę i inna część mózgu za to odpowiada. Uważam, że widzenie czołem jest widzeniem najgłębszym. Dotyka ono nie tylko tu i teraz, ale jest też czymś w rodzaju energetycznego „wehikułu czasu”. Może to jest powiedziane trochę na wyrost, ale… jak ja mogę to panu inaczej wyjaśnić? Na przykład gdy opisuję zdarzenie, które miało miejsce dwa lata temu, faktycznie cofam się w czasie o dwa lata! Nie mogę w nic ingerować, po prostu cofam się i relacjonuję fragmenty zdarzeń. Mówię Kasi: „W remoncie będzie dłuższa przerwa”. I robię to co najmniej dziesięć godzin przed tym, nim facet odcina sobie palec. Wydaje się to nieprawdopodobne, ale on naprawdę się kaleczy i dłuższa przerwa w remoncie staje się koniecznością. Mamy więc „wehikuł czasu”. Skoro jesteśmy psychiką, pamięcią, to może taki „wehikuł czasu” może działać wyłącznie za sprawą 36 | JASNOWIDZ NA POLICYJNYM ETACIE


świadomości dzięki naszej psyche? Może tu znajduje się klucz do faktycznego podróżowania w czasie? Czyli pana zdaniem można nauczyć się jasnowidzenia. Zdecydowanie tak. Do tej pory robiłem to tylko prywatnie, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by takie szkolenia przeprowadzać pod czujnym okiem naukowców. Kasia była świadkiem rezultatów mojego nauczania, które nawet mnie zaszokowały. Zawsze sądziłem, że przygotować do jasnowidzenia można osoby, które posiadają pewne predyspozycje. Nic bardziej błędnego! Do tego, proszę mi wierzyć, nie potrzeba żadnego specjalnego daru. Sprawdziłem wielokrotnie, że jeśli ludzie najpierw wysłuchają, co mam do powiedzenia, i zrozumieją, czego od nich oczekuję, wyniki zwykle są pozytywne. Dlaczego tak wiele osób nie wierzy w zjawisko jasnowidzenia, a policja – w oficjalnych wystąpieniach – twierdzi, że nie podejmuje współpracy z jasnowidzami? Dzieje się tak z różnych przyczyn. Po pierwsze, policji trudno się dziwić. Jeżeli jest to zjawisko pozanaukowe, faktycznie dziwnie by wyglądało, gdyby rzecznik prasowy Komendy Głównej stwierdził: „Tak, w tej sprawie posiłkowaliśmy się informacją uzyskaną od jasnowidza”. Ponieważ nie jest to metoda potwierdzona przez naukę, funkcjonuje ona gdzieś na marginesie. Niekiedy oferuje jakąś istotną wskazówkę w sprawie, innym razem nie. Nie sądzę, by oficjalne stanowisko, jakie w tej kwestii zajęła policja, należało wykpiwać lub z niego drwić. W przeszłości, powiedzmy dziesięć lat temu, policjanci sami niejednokrotnie informowali opinię publiczną, oczywiście w pojedynczych przypadkach, że im pomogłem. Natomiast przez to, że dziś mass media są, jakie są, CZUJĘ RADOŚĆ, GDY ZNAJDĘ TRUPA | 37


i realizują bardzo agresywną politykę informacyjną, taka wiadomość zostałaby z miejsca wykorzystana na niekorzyść wizerunku organów ścigania. W jaki sposób? Na przykład: policja jest nieskuteczna, ponieważ posiłkuje się jakimiś „czarami marami” itp. Więc z jednej strony nie dziwię się policji. Z drugiej strony, jeśli nie zgadzam się z wypowiedziami pana Biedziaka czy późniejszego rzecznika, pana Sokołowskiego, to tylko dlatego, że usiłuję bronić swoich racji jako osoba mieszkająca w małym miasteczku, zajmująca się tą działalnością bardzo długo i dysponująca dokumentami, które potwierdzają moje sukcesy. Muszę bronić swojego honoru. Natomiast – broń Boże! – nie jestem obrażony na policję za jej wypowiedzi. To jest jedna strona medalu. Druga natomiast sprowadza się do tego, że każde zjawisko, które nie znajduje akceptacji nauki, a zajmuje się nim duża grupa ludzi, ulega różnym wypaczeniom. Rynek jasnowidzów, wróżek, wróżbitów i tak dalej jest, jak wiadomo, potężny. Mało tego, czerpie się z niego ogromne zyski. A to przyciąga wielu cwaniaków… Wystarczy włączyć telewizję i obejrzeć te programy. Powiem panu szczerze, że nie oglądam tego rodzaju idiotyzmów. Czasem jednak, przeskakując z kanału na kanał, trafiam na podobne produkcje, a wtedy krew mnie zalewa! Byłbym pierwszym, który by uznał, że to bzdury. Czyli, w jakimś sensie, zaprzeczyłbym doświadczeniom, jakie sam przeżywam! Mogę powiedzieć tak: te zjawiska istnieją, ale one nie wyglądają w taki sposób, jak pokazuje się je w mediach. I teraz proszę się zastanowić: czy przeciętny Kowalski, który ma dobrze poukładane w głowie, po obejrzeniu pół godziny czy piętnastu minut takiego programu nie uzna go za bzdurę? Musiałby być głupcem albo osobą całkowicie bezkrytyczną, żeby powiedzieć: „Ja w to wierzę”. 38 | JASNOWIDZ NA POLICYJNYM ETACIE


Ludzie na ogół myślą o tych zjawiskach tak: „Albo to wróżbiarstwo jest faktem, albo jakimś oszustwem”. Ja natomiast wiem, że jasnowidzenie na pewno istnieje, a w dodatku może się nim posługiwać każdy człowiek. Tylko że tej aktywności medialnej w żadnym razie nie powinno się nazywać jasnowidzeniem. Jest to określenie potoczne, które niekoniecznie odzwierciedla stan faktyczny. Ja w tym kontekście wolę mówić o telepatii, „wyczuciu” czyichś myśli. Wszak cały człowiek zbudowany jest w istocie z informacji. Pana świadomość znajduje się w ciele, a wszystko, co pan przeżył, jest formą komunikatu. Swą tożsamość zbudował pan dzięki informacjom, które pan zapamiętał, które pana dotyczyły, które odebrał pan z zewnątrz, a następnie przetworzył. Czyli jest pan informacją. Pamięta pan, na przykład, swój pierwszy dzień w szkole? Pamiętam. To zdarzenie trwało kilka godzin, a pan powiedział mi to w sekundę… Śmiem panu nie wierzyć, bo niby jak to jest możliwe? W jasnowidzeniu wygląda to bardzo podobnie. Proszę zwrócić uwagę, że pan wydobył tę informację z pamięci w postaci pewnego streszczenia, bo pana świadomość dokładnie wie, o czym mowa. Postawmy jednak istotne pytanie: czy tylko pan może wykonać takie działanie w swojej psychice? Tak naprawdę to, co pan przed chwilą uczynił, jest w pewnym sensie podróżą w czasie. Można by nawet stwierdzić, że doświadczył pan wizji swojej przeszłości. I znów zastanówmy się, czy tylko pan może w swojej psychice taką analizę przeprowadzić? A może ludzki mózg posiada coś takiego jak, dajmy na to, Bluetooth w telefonie komórkowym i ktoś może od pana – i vice versa – uzyskać potrzebne mu informacje? CZUJĘ RADOŚĆ, GDY ZNAJDĘ TRUPA | 39


Moim zdaniem właśnie tak należy patrzeć na jasnowidzenie. Dlatego uważam, że rzeczywistym zjawiskiem o tej nazwie powinna zająć się nauka, która kiedyś dojdzie do wniosku, że telepatia stanowi istotny mechanizm w ludzkiej psychice. Natomiast na pewno nie dojdziemy do tego, badając, nazwijmy to, gusła ludowe albo działalność ludzi „przedsiębiorczych”, którzy dziś zajmują się telewizyjnym wróżbiarstwem. Uważam, że jasnowidz to jest ktoś, kto powinien dokumentować to, co robi. Zwłaszcza jeśli posługuje się metodą nieakceptowaną przez naukę. Takie dokumenty stają się wówczas dowodem jego realnych osiągnięć, rękojmią rzetelności. Jednak jasnowidzenia nie powinno się oceniać w ten sposób – który mnie na przykład bardzo razi – że gdy znajdę zwłoki, w prasie ukazuje się mała wzmianka; natomiast jak ich nie namierzę, od razu zostaję obrzucony obelgami. Takie zachowanie może dziwić. Bo skoro ludzie światli twierdzą, że jasnowidzenie nie istnieje, dlaczego potem się dziwią, że Jackowski się pomylił? Z drugiej strony weźmy taką Komendę Stołeczną Policji. W ciągu roku ma mnóstwo zleceń i śledztw, które musi przeprowadzić. Statystycznie udaje im się rozwiązać mniej niż pięćdziesiąt procent spraw. Tak było przynajmniej dziesięć lat temu. Czy oznacza to – zapytajmy wprost – że policja nie jest policją? Oczywiście, że jest! Po prostu mogli doprowadzić do końca tylko tyle spraw – na resztę nie wystarczyło dowodów, wiedzy operacyjnej, koniecznego szczęścia. To wcale nie oznacza, że policja nie wykonuje właściwie swoich zadań. Jeżeli chcielibyśmy ocenić zjawisko jasnowidzenia, czyli rzecz funkcjonującą poza nauką, coś, czego nie rozumie do końca nawet ten, kto się tym na co dzień para, należałoby skupić uwagę nie na liczbie rozwiązanych spraw, a na tym, jak to zjawisko w ogóle jest możliwe. Uważam, że wtedy istnieje jakaś szansa 40 | JASNOWIDZ NA POLICYJNYM ETACIE


dotarcia do sedna tego doświadczenia, a przynajmniej zbadania go w sposób rzetelny. Bo nie ulega kwestii, że powinno ono zostać zbadane.


Koniec fragmentu Zapraszamy do księgarń


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.