Uczynki miłosierdzia fragment

Page 1

głodnych nakarmić

Głodnych nakarmić W Wśród uczynków miłosierdzia Kościół na pierwszym miejscu wymienia „głodnych na‑ karmić”. Czyni to za przykładem Chrystusa, który w dramatycznej wizji Sądu Ostateczne‑ go jako pierwszy warunek nagrody w niebie wymienia: „Byłem głodny, a daliście Mi jeść”. Również przez dwukrotne cudowne roz‑ mnożenie chleba Jezus dał wyraz swej troski o cierpiących głód. Choć On sam i Jego ucz‑ niowie żyli ubogo z pomocy otrzymywanej od życzliwych ludzi, to na co dzień też udzielali wsparcia jeszcze biedniejszym od siebie ze wspólnej kasy, której strażnikiem był Judasz. Troskę o ubogich w Ewangelii na ogół zna‑ my, mniej natomiast opiekę nad nimi w Sta‑ rym Testamencie. A nie brak i tam pięknych kart. Oto Pięcioksiąg Mojżesza opisuje do‑ kładnie troskę Boga o pokarm i wodę dla Izraelitów wędrujących przez 40 lat przez pu‑ stynię. Głód i pragnienie, jakich doświadczali w tej wędrówce, uczynił ich wrażliwymi na

21


22 uczynki miłosierdzia co do ciała potrzeby biednych. Znalazło to wyraz w pra‑ wodawstwie Mojżesza. Wymieńmy niektóre z Mojżeszowych prze‑ pisów: „Gdy wejdziesz do winnicy swego bliźniego, możesz zjeść winogron do syta, ile zechcesz; lecz do swego koszyka ich nie weźmiesz. Gdy wejdziesz między zboże bliź‑ niego swego, ręką możesz zrywać kłosy, lecz sierpa nie przyłożysz do zboża swego bliźnie‑ go” (Pwt 23, 25‑26). Współczesna moralność chrześcijańska również nie uważa za kradzież sytuacji, gdy bied‑ ny, nie znajdując miłosiernych ludzi, zaspokoi głód po kryjomu kosztem bogatego. Ta sama Księga Powtórzonego Prawa (zob. 24, 15) mówi, że pracownikowi należy uiścić zapłatę przed zachodem słońca, aby mógł kupić żywność sobie i rodzinie. Wielu było wówczas tak ubogich, że nie mogło czekać na zapłatę do końca miesiąca czy tygodnia. Księga ta zabrania również brać w zastaw żaren, które posiadała każda rodzina do mie‑ lenia zboża, bowiem wówczas „brałoby się w zastaw samo życie” (zob. Pwt 24, 6). Okres żniw był szczególną okazją do okazywania pomocy biednym: „Jeśli będziesz żął we żni‑ wa na swoim polu i zapomnisz snopka na polu, nie wrócisz się, aby go zabrać, lecz zo‑


głodnych nakarmić

stanie dla przybysza, sieroty i wdowy, aby ci błogosławił Pan, Bóg twój, we wszystkim, co czynić będą twe ręce. Jeśli będziesz zbie‑ rał oliwki, nie będziesz drugi raz trząsł gałę‑ zi; niech zostanie coś dla przybysza, sieroty i wdowy. Gdy będziesz zbierał winogrona, nie szukaj powtórnie pozostałych winogron; niech zostaną dla przybysza, sieroty i wdowy. Pamiętaj, że i ty byłeś niewolnikiem w ziemi egipskiej […]” (Pwt 24, 19‑22). W Księdze Kapłańskiej (zob. 19, 9) znajdu‑ jemy nakaz, by kłosy, które pozostaną po związaniu snopów, zostawić biednym. Piękna pod względem języka i treści Księga Rut opi‑ suje, jak takie zbieranie kłosów przez Rut na polu Booza zakończyło się ich małżeństwem. Te przepisy są niewątpliwie dobre i piękne, w sam raz na miarę ubogiego ludu Izraela w owych czasach. Ograniczają się jednak tyl‑ ko do tego, co zbywa bogatemu właścicielowi z pól czy z winnic. Migawki z życia chrześcijan PPrzez całe dwadzieścia wieków Kościół usi‑ łuje iść za wzorem Chrystusa w dawaniu po‑ karmu głodnym. Wkrótce po zesłaniu Ducha Świętego wierni gminy jerozolimskiej dobro‑ wolnie zaczęli oddawać swe majątki, by apo‑

23


24 uczynki miłosierdzia co do ciała stołowie mogli dzielić między ubogich pienią‑ dze uzyskane z ich sprzedaży (zob. Dz 2, 46). Jak świadczy św. Justyn, Kościół w II wieku łączył z Eucharystią, Chlebem Bożym, dzie‑ lenie się chlebem zwykłym. Wierni składali wówczas na ręce kapłana, przewodniczącego Eucharystii, różne dary. Czytamy w jednym z jego dzieł: „Ten [kapłan – przyp. red.] rozta‑ cza opiekę nad sierotami, wdowami, chory‑ mi, lub też z innego powodu cierpiącymi nie‑ dostatek, a także nad więźniami oraz obcymi goszczącymi w gminie; jednym słowem spie‑ szy z pomocą wszystkim potrzebującym”1. Eucharystia zawsze była symbolem miłości bliźniego i wspomagania go, gdy znalazł się w potrzebie. Gdy w IV wieku papież Grze‑ gorz Wielki dowiedział się, że jeden z miesz‑ kańców Rzymu umarł z głodu, na znak ża‑ łoby nie odprawił Mszy świętej w tym dniu, mówiąc, że ten dzień jest bolesny jak Wielki Piątek, w którym nie sprawuje się Eucharystii na znak żałoby po śmierci Chrystusa. W tym umarłym widział samego Chrystusa. W dalszych wiekach opieka nad ubogimi należała głównie do zakonów. Znany jest z tej 1

Św. Justyn, Apologia I, 67, 3-7, w: Marian Michalski [red.], Antologia literatury patrystycznej, tom I, Instytut Wydawniczy PAX, Warszawa 1975, s. 98.


głodnych nakarmić

działalności św. Antoni Padewski. Jeszcze dziś w wielu Kościołach są skarbonki z napisem: „Na chleb św. Antoniego”. W Rzymie przy kościele św. Antoniego, w domu generalnym franciszkanów, na furcie klasztornej stoi wiel‑ ki kosz pełen chleba, z którego każdy biedny może wziąć jedną dużą bułkę. W tych swoistych migawkach nie można pominąć św. Wincentego à Paulo, opiekuna chorych, biednych i galerników. Był mistrzem w zdobywaniu funduszy na chleb dla głod‑ nych. Gdy w Paryżu panował głód, przyszły święty, widząc na piersiach królowej Anny Au‑ striaczki wspaniały łańcuch pereł, rzekł: „Kró‑ lowo, spraw, by te perły stały się chlebem”. Kró‑ lowa z uśmiechem zdjęła drogocenny klejnot i oddała go Wincentemu. Działalność św. Win‑ centego kontynuują obecnie siostry szarytki i Konferencje jego imienia. Wspomnijmy tu znaną w Polsce postać brata Alberta – obecnie świętego – i założonych przez niego zgroma‑ dzeń braci i sióstr albertynek. W byłym Związku Radzieckim, kraju, który miał być miejscem sprawiedliwości i dobro‑ bytu, głód był częstym zjawiskiem. Najbar‑ dziej znany jest głód z lat trzydziestych XX wieku, gdy Stalin zarządził kolektywizację rolnictwa, siłą likwidując własność prywatną.

25


26 uczynki miłosierdzia co do ciała Na czarnoziemnej Ukrainie, niegdyś spichle‑ rzu Europy, umarło wówczas z głodu kilka milionów ludzi. Z tego okresu mamy świadectwo Włodzi‑ mierza, obecnego prawosławnego biskupa Pskowa: W 1933 roku moja wieś została dotknięta strasznym głodem. Ja, jako małe dziecko, leżałem na ławie przy kuchni i umierałem. Obok stała moja matka, patrząc bezradnie. Mój ojciec poszedł do proboszcza i powie‑ dział: „Mój syn umiera z głodu”. Ksiądz po‑ szedł do schowka i wydobył z niego okru‑ chy złota. W przeddzień złodzieje weszli do kościoła i połamali kielichy, zanim je zabrali. Odchodząc zgubili ułomki, które potem znalazł proboszcz. Dzięki temu zło‑ tu rodzice mogli kupić żywność w sklepie, w którym sprzedawano ją tylko za złoto lub walutę zagraniczną. Ta żywność uratowała mi życie.2

Powszechnie znana jest śmierć głodowa mi‑ lionów ludzi zamkniętych w sowieckich i hit‑ lerowskich obozach. 2

Fragment wywiadu opublikowanego w „Messagge‑ ro di Sant’Antonio”, 8 kwietnia (1988).


głodnych nakarmić

Głód w Azji i Afryce W W XIX i XX wieku najwięcej cierpieli i wciąż cierpią głód mieszkańcy Azji i Afryki, w stop‑ niu trochę mniejszym również mieszkańcy Ameryki Południowej. Najbardziej bezbronni wobec głodu są najmłodsi. Statystyki z 1996 roku wykazują, że wskutek braku pokarmu każdego dnia umiera 34 tysiące dzieci. Dalsze setki milio‑ nów dzieci, mimo że żyją, nie rozwijają się prawidłowo, często nie chodzą do szkół i nie cieszą się życiem, jakie daje zdrowe, dobrze odżywione ciało. Ktoś zapytał zamożnego mieszkańca Europy: „A gdyby wśród tych dzieci było twoje?”. Bangladesz ze swymi prawie 100 milionami mieszkańców należy do najbiedniejszych kra‑ jów świata. Pracujący tam włoski misjonarz ks. Luigi Pinos pisze: Pewnego dnia biorę rykszę. Bosy rykszarz pedałuje i kaszle. Płacąc mu, jak mnie na‑ tchnął Bóg, mówię do niego: „Jesteś cho‑ ry, nie powinieneś pracować”. Odpowiada mi zachrypniętym głosem gruźlika: „Albo pracować, albo umrzeć, ja i moje dzieci”. Wzywają mnie do chorej staruszki. Leży na garstce słomy, okryta porwanym workiem.

27


28 uczynki miłosierdzia co do ciała Prosi mnie nie o żywność, ale o odzież. Na żywność jest już za późno. Pragnie przynaj‑ mniej umrzeć w pięknej, czystej odzieży. Umarła rzeczywiście w kilka godzin później w odzieży, jakiej nigdy pewnie nie miała podczas swego ubogiego życia. Innym razem przechodzę przez wieś. Ota‑ cza mnie gromada wygłodniałych wieśnia‑ ków. Proszą o pomoc, bo ten rok był rokiem nieurodzaju. Jeden z nich podaje mi małego chłopca ze słowami: „Darowuję ci go. Weź go ze sobą”. Chłopiec był chudy, wyschnię‑ ty, z pomarszczoną skórą jak u ryby leżącej długo na słońcu. Nie lepiej jest w miastach. Na ulicach pełno wychudzonych robotników bez pracy. Nie brak i matek z dziećmi. Wielu z nich to bez‑ domni, śpią na ulicy. Trzeba przyznać, że cicho, nie słychać wołania głodnych dzieci o chleb. Są zrezygnowani, nie mają sił. Rano samochód miejski zbiera zmarłych w ciągu nocy.

Piszący te słowa misjonarz przez swą akcję charytatywną starał się zmniejszyć trochę ten ogrom nędzy. Czynił to dzięki pomocy


głodnych nakarmić

otrzymywanej z Włoch. Mógłby zrobić dużo więcej, gdyby Włosi byli bardziej wrażliwi na biedę bliźnich i gdyby żyli oszczędniej. Kar‑ dynał Anastasio Ballestrero, były arcybiskup Turynu, pisze, że w tym mieście służby miej‑ skie zbierają codziennie od 8 do 10 ton chle‑ ba, wyrzucanego do pojemników na odpadki. W skali kraju daje to setki a może i tysiące ton chleba, który trafia do śmieci każdego dnia. Ilu głodnych można by wyżywić tym chle‑ bem! Kiedy wolno zabrać cudzą żywność W Wspomina jeden z Włochów. Było to lato 1941 roku. Ja miałem dwanaście lat, mój brat dziesięć, siostra pięć, a rodzice po trzydzieści sześć. Od roku trwała już wojna. W mieście pano‑ wał głód. Podczas wakacji udaliśmy się do Clusone. W pobliżu mieszkał przyjaciel mo‑ jego ojca. Pewnej niedzieli odwiedziliśmy go w nadziei, że zaprosi nas na obiad. Gdy po trzech godzinach marszu doszliśmy, usłyszeliśmy, że nie ma w domu nawet ka‑ wałka chleba. Dlatego zaczęliśmy chodzić po okolicznych gospodarstwach rolnych, by coś nabyć. Wszędzie odpowiadano nam, że

29


30 uczynki miłosierdzia co do ciała nie mają nic do sprzedania. Gdy wracaliśmy zmartwieni, spotkaliśmy księdza staruszka, małego, chudego, pewnie już po osiemdzie‑ siątce. Pytamy go, gdzie można by nabyć ziemniaki, by zaspokoić głód. On uśmiech‑ nął się i pokręcił głową, że to niemożliwe, ale jeśli chcemy coś zjeść, to mamy iść na pole i ukraść tyle kartofli, ile nam potrze‑ ba. Mój ojciec spojrzał na niego zdumiony. On zaś powtórzył po raz drugi: „Idźcie na pole i wykopcie, ile chcecie, a gdyby przy‑ szedł właściciel, powiedzcie, że ja was tam posłałem”. Widząc, że mój ojciec się waha, ofiarował się nam towarzyszyć jako ochro‑ na. Udaliśmy się razem, zebraliśmy ile tylko mogliśmy unieść kartofli i gdy odchodzili‑ śmy, ksiądz zniknął. Po powrocie do przyja‑ ciela ugotowaliśmy ziemniaki i potem z peł‑ nymi żołądkami wróciliśmy do domu. Po pięćdziesięciu latach spotkałem znajomego mojego ojca z tamtej miejscowości. Opo‑ wiedziałem mu przygodę z księdzem. Gdy skończyłem, ten spojrzał na mnie z uśmie‑ chem i powiedział, że to pole należało do owego księdza. Miał zwyczaj w taki orygi‑ nalny sposób pomagać potrzebującym”3. 3

„Famiglia Cristiana” nr 30 (1991).


głodnych nakarmić

Ksiądz ten w dziwny trochę sposób chciał pouczyć, że jeśli człowiek jest głodny, a nie ma już innego sposobu zdobycia pokarmu, może zgodnie z nauką chrześcijańską wziąć go po kryjomu posiadającym. Podobnie mówiło – o czym była mowa – Prawo Mojżeszowe.

31


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.