Ślad atramentu fragment

Page 1

1 Nigdy

nie widzia∏em mistrza Johna Wycliffe’a tak strapionego. Nawet gdy prowadzi∏ dysputy z innymi mistrzami, rzadko bywa∏ w takiej rozterce. Zdradzi∏ mi póêniej – kiedy ju˝ mu zwróci∏em utracone dobra – i˝ obrabowanie z ksiàg bez˝ennego profesora to równie niegodziwy post´pek jak zawrócenie w g∏owie niewieÊcie poÊlubionej innemu m´˝czyênie i zdobycie jej serca. Rzecz jasna, w owym czasie nie mog∏em oceniç trafnoÊci tej opinii, jako ˝e by∏em kawalerem i posiadaczem ledwie kilku ksiàg. W ten paêdziernikowy czas – a by∏ to poniedzia∏ek i dwudziesty dzieƒ miesiàca – Roku Paƒskiego 1365 przyby∏em do Oksfordu, aby sprawdziç, jakie post´py mog´ poczyniç w kwestii zaradzenia memu bez˝ennemu stanowi. Zostawi∏em konia w stajni za gospodà Stag & Hounds i uda∏em si´ prosto do sk∏adu Roberta Caxtona, gdzie powabna córka w∏aÊciciela, Kate, pomaga∏a przyciàgaç klientel´ spoÊród bez˝ennych studentów i absolwentów miejscowej uczelni, a tak˝e urz´dników i prawników, od których roi∏o si´ w Oksfordzie jak od pche∏ na psie. W sklepie Caxtona pojawi∏em si´ pod pretekstem zakupu zwoju pergaminu i flakonu atramentu. Potrzebowa∏em ich, by zakoƒczyç zapiski dotyczàce Êmierci nadzorcy folwarcznego Alana i Henry’ego atte Bridge’a. Na cia∏o Alana, przypomn´ tylko, natrafiono na trzy dni przed Wielkim Piàtkiem w pobli˝u

[7]


[8]

M E LV I N R . S T A R R

kaplicy Êw. Andrzeja, na wschód od Bampton. Zabójca Alana, którym okaza∏ si´ Henry, zosta∏ natomiast znaleziony w lesie po∏o˝onym na pó∏noc od miasta. Jako rzàdca zamku w Bampton mia∏em obowiàzek rozwiàzaç tajemnice owych morderstw, co te˝ uczyni∏em. Wywiàza∏em si´ z tego obowiàzku jednak˝e dopiero wtedy, gdy zosta∏em zaatakowany i dwukrotnie uderzony w g∏ow´ w drodze powrotnej z Witney. Ani chybi mia∏o to zwiàzek z moimi nocnymi odwiedzinami cmentarzy. Gdybym wiedzia∏, ˝e b´d´ nara˝ony na tego rodzaju napaÊci, prawdopodobnie odrzuci∏bym propozycj´ lorda Gilberta Talbota, który swego czasu zaoferowa∏ mi stanowisko rzàdcy zamku w Bampton, i pozosta∏bym zwyk∏ym Hugh – chirurgiem przyjmujàcym swych pacjentów w gabinecie przy g∏ównej ulicy Oksfordu. Wróçmy jednak do sk∏adu Caxtona. Otó˝ Kate obieca∏a, ˝e przygotuje dla mnie nowy flakon atramentu, który b´d´ móg∏ odebraç nast´pnego dnia, a gdy uda∏a si´ na zaplecze, by tam dalej wykonywaç swoje obowiàzki, zagadnà∏em jej ojca. Robert Caxton niewàtpliwie zdawa∏ sobie spraw´ z tego, jakie wra˝enie wywiera∏a Kate na tutejszych m∏odzieƒcach. Nie wyglàda∏ na zaskoczonego, kiedy poprosi∏em go o pozwolenie, by móc staraç si´ o r´k´ jego córki. Spodziewa∏em si´, i˝ w najlepszym przypadku ujrz´ wyraz zdumienia na jego twarzy, a mo˝e nawet us∏ysz´ odmow´. Wszak˝e jestem tylko chirurgiem i rzàdcà. Chirurdzy cieszà si´ zaÊ niewielkim powa˝aniem w Oksfordzie, gdzie mieszka przecie˝ mnóstwo medyków. Ponadto niewielu uczciwych ojców marzy o tym, by wydaç swà córk´ za rzàdc´. Z pewnoÊcià nadobna Kate wpad∏a w oko niejednemu synowi zamo˝nego oksfordzkiego mieszczanina czy te˝ m∏odemu


ÂL A D AT R A M E N T U

absolwentowi prawa, który mia∏ szans´ wzbogaciç si´ w przysz∏oÊci. Niemniej wbrew moim obawom Caxton skinà∏ g∏owà na zgod´, udzielajàc mi tym samym pozwolenia na zabieganie o wzgl´dy swej córki. Byç mo˝e nie bez znaczenia by∏ tu te˝ fakt, i˝ niegdyÊ pomog∏em mu pozbyç si´ jàtrzàcej si´ rany na plecach. Wyszed∏em ze sklepu przepe∏niony zarówno radoÊcià, jak i trwogà. RadoÊç zapewne jest dla was zrozumia∏a, czy te˝ by∏aby, gdybyÊcie mieli szcz´Êcie zobaczyç Kate i pobyç chwil´ w jej obecnoÊci. Moja obawa wynika∏a zaÊ z tego, ˝e nazajutrz musia∏em wykazaç si´ umiej´tnoÊciami, których nigdy mnie nie uczono i obyciem towarzyskim, którego bezsprzecznie mi brakowa∏o. Szczególnie jeÊli chodzi o damy. Kiedy bowiem studiowa∏em w Balliol za bardzo interesowa∏em si´ czytaniem obowiàzkowych lektur, by zaprzàtaç sobie g∏ow´ tym, jak nale˝y zalecaç si´ do niewiast, a w ˝adnej z tych ksiàg owa kwestia nie zosta∏a omówiona. Na wyk∏adach z logiki równie˝ pomijano ten temat. Co wi´cej, od tego czasu moje powinnoÊci jako chirurga i rzàdcy niecz´sto stwarza∏y okazj´ ku temu, bym móg∏ nabywaç wprawy w rozmowach z dziewcz´tami. Ponadto w Bampton mieszka niewiele kobiet w moim wieku i o podobnym statusie. Wyszed∏szy ze sk∏adu Caxtona, uda∏em si´ ulicà Holywell na Catte Street, a stamtàd w kierunku bramy Canterbury Hall przy Schidyard Street. Idàc, uk∏ada∏em w myÊlach zdania, które pomog∏yby mi zrobiç wra˝enie na Kate Caxton. Jak si´ zapewne domyÊlacie, nazajutrz nie pami´ta∏em wi´kszoÊci z nich. I prawd´ mówiàc, by∏em kontent, ˝e tak si´ sta∏o. Mistrz John Wycliffe, niegdyÊ profesor kolegium Balliol, a tym samym mój dawny nauczyciel i oddany przyjaciel, zosta∏ w∏aÊnie mianowany rektorem Can-

[9]


[10]

M E LV I N R . S T A R R

terbury Hall. Kilka miesi´cy wczeÊniej, poirytowany faktem, i˝ nie potrafi´ dojÊç, kto zamordowa∏ nadzorc´ folwarcznego Alana i Henry’ego atte Bridge’a, uda∏em si´ do mistrza Johna, by ubolewaç nad swojà niewiedzà i prosiç go o pomoc. Mój mentor podniós∏ mnie na duchu i pozwoli∏ mi sp´dziç noc w pustej komnacie Canterbury Hall, dzi´ki czemu oszcz´dzi∏ mi chrapania i robactwa w Stag & Hounds. Kiedy wówczas opuszcza∏em Canterbury Hall, mistrz John przykaza∏ mi, ˝e mam go odwiedziç, gdy ponownie zawitam do Oksfordu i opowiedzieç, jak zakoƒczy∏y si´ owe sprawy. Gdy mnie o to prosi∏, nie by∏em pewien, czy kiedykolwiek uda mi si´ je rozwiàzaç. Niemniej zdo∏a∏em tego dokonaç, w zwiàzku z czym uda∏em si´ do mistrza Johna, by mu o tym opowiedzieç i raz jeszcze skorzystaç z jego goÊcinnoÊci i pustego pokoju, w którym móg∏bym sp´dziç noc. Odêwierny rozpozna∏ mnie i bez problemu wpuÊci∏ do komnaty uczonego. Spodziewa∏em si´, ˝e jak zwykle zastan´ mego mentora pochylonego nad ksi´gà. Tak si´ jednak nie sta∏o. Otworzy∏ drzwi, kiedy tylko do nich zapuka∏em, popatrzy∏ na mnie z dziwnym wyrazem twarzy i zrozpaczony wyszepta∏: – Mistrzu Hugh… skradziono moje ksi´gi! Os∏upia∏em, s∏yszàc takie powitanie. Zerknà∏em ponad ramieniem uczonego, spodziewajàc si´ ujrzeç za jego plecami z∏oczyƒców i skradzione tomy. Zamiast tego ujrza∏em stó∏ mistrza Johna i pó∏k´, na której zwykle trzyma∏ swoje skarby. Stó∏ i pó∏ka by∏y puste! Mistrz odwróci∏ si´, by podà˝yç wzrokiem za moim spojrzeniem. – Przepad∏y... – wyszepta∏. – Wszystkie! – Kim sà sprawcy? – wyduka∏em bezmyÊlnie i natychmiast zgani∏em si´ w duchu za to g∏upie pytanie.


ÂL A D AT R A M E N T U

Przecie˝ gdyby mistrz John zna∏ odpowiedê, czym pr´dzej ruszy∏by w poÊcig za z∏oczyƒcami, by odzyskaç ksi´gi. Albo wys∏a∏by szeryfa. – Nie wiem – odpar∏ Wycliffe. – Przed trzema dniami wyszed∏em na kolacj´. Kiedy wróci∏em, ksiàg ju˝ nie by∏o… znikn´∏a nawet ta, którà zostawi∏em otwartà na stole. Mistrz John nie by∏ maj´tnym cz∏owiekiem. Objà∏ beneficjum w Fillingham i otrzymywa∏ prebend´ z koÊcio∏a w Aust, lecz by∏y to bardzo skromne Êrodki, ledwie starczajàce na utrzymanie oksfordzkiego magistra starajàcego si´ o wy˝szy tytu∏ naukowy z teologii. Zresztà, utrata ksiàg gromadzonych przez ca∏e ˝ycie wype∏nione naukà by∏a zwykle wielkim ciosem dla ka˝dego uczonego, zarówno bogatego, jak i biednego. – Stró˝ nie zauwa˝y∏, aby ktokolwiek obcy wchodzi∏ bàdê wychodzi∏ z Canterbury Hall podczas naszej wieczerzy – przerwa∏ milczenie Wycliffe. – Nazajutrz uda∏em si´ do szeryfa, ale sir John ma wa˝niejsze sprawy. – Sir John? – Tak. Roger de Cottesford nie jest ju˝ szeryfem. Stanowisko to objà∏ sir John Trillowe. – I nie zaoferowa∏ ˝adnej pomocy? – Nakaza∏ porzàdkowemu obejÊç wszystkie sk∏ady z artyku∏ami piÊmiennymi w mieÊcie i popytaç, czy nie pojawi∏ si´ u nich ktoÊ, kto chcia∏ sprzedaç ksi´gi. Co wi´cej dwie z nich po˝yczy∏em od Nicholasa de Redynga. B´dzie zrozpaczony… kiedy dowie si´, ˝e zagin´∏y. – I co powiedzieli w∏aÊciciele tych sk∏adów? Nie oferowano im ˝adnych ksiàg? – Nie te, które utraci∏em. Tote˝ mniemam, ˝e sir John nie widzi sensu dalszych poszukiwaƒ.

[11]


M E LV I N R . S T A R R

[12]

Kolegia od zawsze chcia∏y cieszyç si´ autonomià i zachowaç niezale˝noÊç od miasta i jego w∏adz. Nic zatem dziwnego, ˝e szeryf by∏ sk∏onny pozwoliç Canterbury Hall, by jego w∏adze na w∏asnà r´k´ próbowa∏y schwytaç z∏odzieja, bez uciekania si´ o pomoc z jego strony. – Ile ich by∏o? – Moich ksiàg? DwadzieÊcia… i dwie po˝yczone. Poczà∏em liczyç w pami´ci. Mistrz John czyta∏ w moich myÊlach. – Ksi´gi, które po˝yczy∏em od mistrza Nicholasa… hm… jednà z nich by∏a Historia ecclesiastica Bedy, warta blisko trzydzieÊci szylingów. Znów jedna z tych, co to nale˝a∏y do mnie mia∏a karty papierowe, nie kosztowa∏a wiele, lecz pozosta∏e to solidnie wykonane ksi´gi z pergaminu. – Mistrzu, wyglàda na to, i˝ ponios∏eÊ ogromnà strat´. DwadzieÊcia funtów1 lub wi´cej. Tak mi przykro... – Owszem – westchnà∏ Wycliffe. – Cztery z nich sam napisa∏em. Niektórzy mogà uznaç, ˝e by∏y niewiele warte. Ale inne… Arystoteles, Grosseteste, Boecjusz… Wszystkie przepad∏y! Mistrz John westchnà∏ raz jeszcze i rozejrza∏ si´ po swojej komnacie, jak gdyby wierzy∏, i˝ skradzione ksi´gi zosta∏y tylko prze∏o˝one w inne miejsce i jeÊli tylko uwa˝nie przyjrzy si´ ka˝demu zakamarkowi, to byç mo˝e je znajdzie. – Ciesz´ si´, ˝e ci´ widz´ – powiedzia∏ mistrz John. – Zamierza∏em po ciebie pos∏aç. – Po mnie? 1

Funt do 1971 roku dzieli∏ si´ – niemal od XII wieku – na 20 szylingów, zaÊ ka˝dy szyling na 12 pensów.


ÂL A D AT R A M E N T U

– Tak. Licz´ na to, ˝e odnajdziesz moje ksi´gi i mi je zwrócisz. – Ja? Z pewnoÊcià szeryf… – Sir John nie wykazuje zainteresowania ˝adnà sprawà, której rozwiàzanie nie przyniesie mu wymiernych korzyÊci. Plotka g∏osi, ˝e zap∏aci∏ królowi Edwardowi szeÊçdziesiàt funtów za swój urzàd. B´dzie wi´c zajmowa∏ si´ odzyskiwaniem zainwestowanych Êrodków, nie zaÊ szukaniem skradzionych ksiàg. A ty, Hugh, znakomicie radzisz sobie z rozwiàzywaniem zagadek – kontynuowa∏ Wycliffe. – Odkry∏eÊ, kim by∏a osoba, której cia∏o wrzucono do dworskiego szamba i domyÊlam si´, ˝e wiesz ju˝, kto zamordowa∏ waszego nadzorc´ folwarcznego oraz cz∏owieka którego znaleêliÊcie martwego w lesie. Czy˝ nie? – W rzeczy samej. By∏o tak, jak przypuszcza∏em. Henry atte Bridge zosta∏ znaleziony martwy w lesie, po tym jak zamordowa∏ nadzorc´ folwarcznego Alana. Ten poszed∏ za nim w nocy i zobaczy∏, jak Henry bierze udziec z sarny upolowanej w lesie lorda Gilberta, by zanieÊç go wikaremu z kaplicy Êw. Andrzeja. – Sarnina? Dla ksi´dza? – Tak… to d∏uga historia… – Có˝, po tym co si´ wydarzy∏o – odpar∏ Wycliffe – jedyne co mi jeszcze pozosta∏o to czas... Nie mam ˝adnych ksiàg, których lekturà móg∏bym go wype∏niç. Opowiadaj. Opowiedzia∏em wi´c mistrzowi Johnowi o skandalu, który wybuch∏ w okolicy, gdy okaza∏o si´, ˝e wikary sprawujàcy pos∏ug´ duchowà w kaplicy Êw. Andrzeja naruszy∏ tajemnic´ spowiedzi. Ów niegodziwiec – wyjaÊni∏em – uknu∏ wspólnie z Henrym atte Bridge’em i z jego bratem, Thomasem, niecny plan, polegajàcy na szanta˝owaniu tych, którzy spowiadali

[13]


[14]

M E LV I N R . S T A R R

si´ z k∏usownictwa, cudzo∏óstwa i nieuczciwego prowadzenia interesów. – A dziÊ – koƒczy∏em swà opowieÊç – zawita∏em do Oksfordu, by uzupe∏niç zapasy atramentu i pergaminu, poniewa˝ chcia∏em spisaç te zbrodnie, dopóki wcià˝ pami´tam szczegó∏y. – A w którym sk∏adzie si´ zaopatrujesz? – U Roberta Caxtona. To ty, mistrzu, po raz pierwszy pos∏a∏eÊ mnie do niego. Wiedzia∏eÊ, ˝e znajd´ tam nie tylko ksià˝ki, atrament i pergamin. – Doprawdy? Istotnie, teraz sobie przypominam, ˝e mówi∏em ci o nowym sklepikarzu, który sprowadzi∏ si´ tu z Cambridge ze swà córkà… Ach, to masz na myÊli. Ostatnio nie jestem w najlepszej formie. MyÊl´ jeno o mych ksi´gach. – Nie przysz∏o ci do g∏owy, ˝e móg∏bym zainteresowaç si´ córkà w∏aÊciciela sklepu? – Bynajmniej... – skrzywi∏ si´ Wycliffe. – Zadziwia mnie moja krótkowzrocznoÊç. Za to ty jesteÊ m∏odym cz∏owiekiem z parà bystrych oczu. Córka sklepikarza, powiadasz… – Kate – doda∏em. – Owszem, Kate to ujmujàca niewiasta. – W istocie. DziÊ uzyska∏em zgod´ Roberta Caxtona na staranie si´ o jej r´k´. Zasmucony dotàd mistrz John rozpogodzi∏ si´. Oczy zaÊwieci∏y radosnym blaskiem, a kàciki ust unios∏y si´. Na twarzy m´drca pojawi∏ si´ uÊmiech. – Moje gratulacje, Hugh! – Jeszcze na to za wczeÊnie. Musz´ teraz zabiegaç o nià i zdobyç jej serce, a obawiam si´, ˝e brakuje mi umiej´tnoÊci w tym wzgl´dzie. – Niestety, ja równie˝ nie jestem ekspertem w tej dziedzinie. Musisz liczyç wy∏àcznie na siebie. Za to ja


ÂL A D AT R A M E N T U

poszukuj´ kogoÊ z twoim talentem do rozwiàzywania ∏amig∏ówek. Mistrz John znowu spochmurnia∏. – Nie pomyÊla∏em o tym – przyzna∏. – S∏u˝ysz lordowi Gilbertowi… i domyÊlam si´, ˝e otrzymujesz za to sowite wynagrodzenie. – To prawda. Móg∏bym zapewniç utrzymanie ˝onie. – Czy jednak miasto nie mog∏oby zwolniç ci´ z twoich obowiàzków na tydzieƒ lub dwa, do czasu a˝ moje ksi´gi nie zostanà odnalezione? Z pewnoÊcià chirurg… Zresztà niewa˝ne… Widzisz, jak ma∏o zwa˝am na problemy innych ludzi, kiedy borykam si´ z w∏asnymi? – Ka˝dy najpierw myÊli o sobie. Dlaczego ty mia∏byÊ byç inny? – spyta∏em. – Dlaczego? Dlatego ˝e popycha mnie ku temu moja niepohamowana ambicja. Czy nie pragniesz tego samego, Hugh? Czy nie chcia∏byÊ odró˝niaç si´ od zwyk∏ych ludzi? Drapià si´ i bekajà gdziekolwiek przyjdzie im na to ochota, a litery na kartach ksià˝ki sà dla nich czymÊ tak obcym jak Malta. – Ale… pami´tam wyk∏ad… Na twarzy Wycliffe’a pojawi∏ si´ grymas. – …w trakcie którego rozprawia∏eÊ o tym, ˝e wszyscy ludzie sà równi wobec Boga. Nie ma panów ani ch∏opów paƒszczyênianych, wszyscy jesteÊmy grzesznikami. – Ha! Pobi∏eÊ mnie mojà w∏asnà bronià. Masz s∏usznoÊç. Co roku wyg∏aszam to samo kazanie, niemniej jednak choç wszyscy jesteÊmy grzesznikami i wszyscy w jednakim stopniu potrzebujemy Bo˝ej ∏aski, nie wszystkie grzechy sà sobie równe tu, na ziemi, mimo ˝e mogà byç takimi w oczach Boga.

[15]


[16]

M E LV I N R . S T A R R

W przeciwnym razie wszyscy otrzymywalibyÊmy takà samà kar´ bez wzgl´du na pope∏nionà zbrodni´. – Jaka zatem by∏aby sprawiedliwa kara dla kogoÊ, kto ukrad∏ dwadzieÊcia ksiàg? Twarz Wycliffe’a ponownie wykrzywi∏ grymas niezadowolenia. – DwadzieÊcia dwie – wymamrota∏ cicho. – Ka˝dego dnia zmieniam zdanie w tej sprawie… Có˝, kiedy odkry∏em, ˝e dosz∏o do rabunku, biega∏em wÊciek∏y po Canterbury Hall, gro˝àc z∏odziejowi stryczkiem. – A teraz? Mistrz John uÊmiechnà∏ si´ ponuro. – Du˝o o tym myÊla∏em. JeÊli z∏odziej to ubogi cz∏owiek, który potrzebowa∏ pieni´dzy, ˝eby ocaliç swoje dzieci przed Êmiercià g∏odowà, prawdopodobnie w ogóle nie b´d´ domaga∏ si´ kary dla niego, pod warunkiem, ˝e moje ksi´gi zostanà mi zwrócone. JeÊli jednak z∏oczyƒcà jest ktoÊ, kto za zdobyte pieniàdze zamierza∏ kupiç ksi´gi dla siebie, chcia∏bym, aby surowo go ukarano, zmuszono do opuszczenia Oksfordu i nie pozwolono, by kiedykolwiek móg∏ zaczàç tu studiowaç bàdê nauczaç powtórnie, je˝eli oka˝e si´ wyk∏adowcà. Zarówno Boskie, jak i ludzkie prawo – rzek∏ po chwili Wycliffe – g∏osi, ˝e nie nale˝y czyniç drugiemu, co nam niemi∏e. W Oksfordzie nie powinno byç miejsca dla cz∏owieka, który sprzeciwia si´ zarówno Bogu, jak i Arystotelesowi. – Uwa˝asz, ˝e dokona∏ tego ktoÊ z uczelni? Wycliffe obgryz∏ paznokieç, po czym przemówi∏: – Któ˝ inny móg∏by chcieç moje ksi´gi albo któ˝ zna∏by ich wartoÊç? – I tu, moim zdaniem, jest pies pogrzebany – odpar∏em. – Jeden z uczonych zechcia∏ wzbogaciç swojà bibliotek´, bàdê te˝ potrzebowa∏ pieni´dzy,


ÂL A D AT R A M E N T U

i uzna∏, ˝e twoje ksi´gi to dobry sposób na zdobycie funduszy. Istnia∏ jeszcze trzeci powód, dla którego ktoÊ móg∏by chcieç ukraÊç mistrzowi Johnowi jego ksi´gi, ale to wyjaÊnienie zaÊwita∏o w mojej g∏owie du˝o póêniej. – Czuj´ si´ taki zagubiony – westchnà∏ Wycliffe. – Jestem uczonym bez ksiàg i nie widz´ nadziei na ich odzyskanie. Mia∏em ogromne wyrzuty sumienia, ˝e nie potrafi´ pomóc swemu mentorowi, który ratowa∏ mnie w tak wielu trudnych sytuacjach. Mog∏em mu tylko wspó∏czuç, zaoferowaç s∏owa otuchy i siedzieç u jego boku ze smutkiem na twarzy. Jesienne s∏oƒce zdà˝y∏o schowaç si´ za starym oksfordzkim zamkiem, a my nadal rozmawialiÊmy. Wycliffe otworzy∏ w∏aÊnie usta, by coÊ powiedzieç, kiedy rozleg∏ si´ dzwonek dobiegajàcy z przeciwnej strony dziedziƒca. – Wieczerza – wyjaÊni∏ i zaproponowa∏, bym poszed∏ z nim do refektarza. Uczeni w Canterbury Hall spo˝ywajà solidne, choç proste posi∏ki. Tego dnia na kolacj´ podano wieloziarnisty, pszenno-j´czmienny chleb, ser, zup´ grochowà z kawa∏kami wieprzowiny i rozwodnione piwo w kuflach. Zastanawia∏a mnie wieprzowina, jako ˝e niektórzy spoÊród uczonych byli benedyktynami. Kiedy weszliÊmy do sali, studenci zerkn´li na nas spod oka. Wszyscy wiedzieli o z∏odzieju i, jak póêniej wywnioskowa∏em, wzajemnie podejrzewali si´ o wspó∏udzia∏ w przest´pstwie. Nast´pnego ranka, kiedy si´ zbudzi∏em, blade, jesienne s∏oƒce w∏aÊnie próbowa∏o wspiàç si´ ponad czub-

[17]


[18]

M E LV I N R . S T A R R

ki drzew i ∏´gi na wschód od Oksfordu. Wycliffe, ˝egnajàc mnie, prezentowa∏ sobà godny po˝a∏owania obraz. Przybity, skulony w sobie, z podkrà˝onymi oczami, co by∏o niezbitym dowodem, ˝e tej nocy nie zmru˝y∏ oka. ˚yczy∏em uczonemu wszystkiego dobrego i doda∏em, ˝e b´d´ modli∏ si´ o to, aby rych∏o odzyska∏ swoje ksi´gi. Nie mia∏em wàtpliwoÊci, ˝e mistrz John wierzy∏ w moc modlitwy, ale moja obietnica, ˝e zwróc´ si´ do naszego Pana w jego intencji, najwyraêniej by∏a dla niego marnym pocieszeniem. Mniemam, ˝e bardziej zale˝a∏o mu na moim rych∏ym dzia∏aniu ni˝ na modlitwach. Móg∏ te˝ sàdziç, ˝e mo˝e mieç i jedno, i drugie. Modlitwa nie kosztuje wiele. Wymaga niewielkiego wysi∏ku ze strony cz∏owieka, znacznie wi´kszego natomiast od Boga. Pan nasz, Jezus Chrystus, powiedzia∏ wprawdzie, ˝e mo˝emy prosiç Go, o co chcemy, ale podejrzewam, ˝e by∏by zadowolony, gdyby ludzie najpierw sami zakasali r´kawy i dzia∏ali, a wzywali Jego imienia dopiero wtedy, gdy powierzone im zadania okazujà si´ byç ponad ich si∏y. Zastanawia∏em si´ nad tym, zmierzajàc budzàcymi si´ do ˝ycia uliczkami Oksfordu w stron´ Holywell Street i sk∏adu Roberta Caxtona. Czy aby na pewno zobowiàzania wobec lorda Gilberta by∏y tym, co powstrzymywa∏o mnie przed przystàpieniem do poszukiwania skradzionych ksiàg Wycliffe’a, czy mo˝e raczej by∏em zbyt gnuÊny, by uczyniç coÊ wi´cej ni˝ odmówienie modlitwy w intencji ich odnalezienia? Có˝, prawd´ powiedziawszy, nie podoba∏ mi si´ wniosek, do którego doszed∏em. Zbli˝ajàc si´ do sklepu z artyku∏ami piÊmiennymi, dostrzeg∏em stojàcego przed nim wysokiego, m∏odego m´˝czyzn´ przest´pujàcego z nogi na nog´. M∏o-


ÂL A D AT R A M E N T U

dzieniec ów nie by∏ uczonym. Mia∏ na sobie krótkà ciemnoczerwonà tunik´, ods∏aniajàcà umi´Ênione nogi. Jego nogawice by∏y szaro-czarne, a czapka zakoƒczona d∏ugim ˝ó∏tym ogonem, który zawinà∏ sobie elegancko wokó∏ g∏owy. Zdziwi∏a mnie barwa jego czapki. Ka˝dy, kto bywa w Londynie, wie, ˝e prawo nakazuje, aby kobiety lekkich obyczajów mieszkajàce w tym mieÊcie nosi∏y ˝ó∏te nakrycia g∏owy, dzi´ki czemu przyzwoite panny i m´˝atki nie sà zaczepiane na ulicach. M∏ody cz∏owiek mia∏ buty z dobrej skóry, a ich d∏ugie czuby zawija∏y si´ cudacznie ku górze. M∏odzian wyglàda∏ na zniecierpliwionego. Chwil´ go obserwowa∏em. Poszed∏ na ty∏y domu Caxtona, doskonale wiedzàc, co robi, po czym zawróci∏ i ruszy∏ w przeciwnym kierunku, ku mnie. Postanowi∏em podejÊç bli˝ej, by móc lepiej przyjrzeç si´ jego twarzy. By∏a ciemna, podobnie jak broda i oczy. Zarost by∏ starannie przyci´ty, a oczy wpatrywa∏y si´ we mnie znad imponujàcego nosa. W przeciwieƒstwie do mojego jego nos by∏ prosty, gdy tymczasem mój jest wygi´ty w prawo. Wyglàda∏ na cz∏owieka mniej wi´cej w moim wieku – oko∏o dwudziestopi´cioletniego. By∏ barczysty, a mimo to szczup∏y, choç dostatnie ˝ycie wyraênie zaczyna∏o odk∏adaç mu si´ na brzuchu. Zwolni∏em kroku, kiedy znalaz∏em si´ blisko sklepu, którego okiennice wcià˝ by∏y zamkni´te. Niemniej ju˝ zbli˝a∏a si´ pora otwarcia i przyjà∏em, ˝e ów fircyk potrzebowa∏ pergaminu, atramentu lub ksi´gi, choç nie wyglàda∏ na kogoÊ, kto powa˝nie interesuje si´ s∏owem pisanym. Sta∏em na ulicy, dotrzymujàc towarzystwa zniecierpliwionemu dandysowi, dopóki Robert Caxton nie otworzy∏ drzwi i okiennic swojego sk∏adu, by rozpoczàç kolejny dzieƒ handlu. Sklepikarz przeniós∏

[19]


[20]

M E LV I N R . S T A R R

wzrok ze mnie na swojego drugiego klienta i zda∏o mi si´, ˝e jego oczy otworzy∏y si´ szerzej. Uk∏oni∏em si´ stojàcemu obok mnie m∏odzianowi i przepuÊci∏em go w drzwiach. Przekroczy∏ wi´c próg sklepu jako pierwszy. Poranne s∏oƒce, wiszàce nisko na po∏udniowowschodnim niebie, nie zaglàda∏o zbyt g∏´boko do sklepu. Ale mimo ˝e w pomieszczeniu by∏o doÊç ciemno, zauwa˝y∏em, ˝e nie ma w nim Kate. Cz∏owiek w czerwonej tunice spostrzeg∏ to samo i odezwa∏ si´, zanim ja zdà˝y∏em otworzyç usta. – Panna Kate dziÊ nie pracuje? – zapyta∏. Caxton spojrza∏ na mnie, po czym odpowiedzia∏: – Bynajmniej. Przygotowuje flakon atramentu na zapleczu. Niebawem przyjdzie. – Zaczekam wi´c – rzek∏ m´˝czyzna, uÊmiechajàc si´. – Jest pi´kny poranek. JeÊli Kate nie ma innych obowiàzków, chcia∏bym zabraç jà na przechadzk´ po ∏´gu. Równie dobrze móg∏by zadaç mi cios w g∏ow´ belkà. Szcz´ka opad∏a mi tak nisko, ˝e obawiam si´, i˝ zarówno Caxton, jak i nieznany mi zalotnik mieli szans´ dok∏adnie przyjrzeç si´ moim migda∏kom. Robert Caxton, choç zmieszany, nie zapomnia∏ o dobrych manierach. Przedstawi∏ mnie sir Simonowi Trillowe’owi. Rycerzowi. Spokrewnionemu w jakiÊ sposób z nowym szeryfem Oksfordu, jak nale˝a∏o wnioskowaç. Kiedy dowiedzia∏ si´, ˝e jestem tylko zwyk∏ym chirurgiem i rzàdcà lorda Gilberta Talbota, sir Simon uk∏oni∏ mi si´ p∏ytko i odwróci∏ w drugà stron´. Da∏ mi tym samym do zrozumienia, ˝e jestem dla niego cz∏owiekiem, którego status spo∏eczny w ˝adnym razie nie dorównuje jego pozycji. Ergo niegodny jestem jego uwagi.


ÂL A D AT R A M E N T U

– Od wielu miesi´cy nie mieliÊmy od ciebie ˝adnych wieÊci, mistrzu Hugh – odezwa∏ si´ nagle Caxton. To prawda. Zaj´ty wype∏nianiem swoich obowiàzków, powierzonych mi w Bampton przez lorda Gilberta, starania o r´k´ panny Caxton odsunà∏em na dalszy plan. Prawd´ mówiàc, l´ka∏em si´ tak˝e, ˝e Kate mo˝e odrzuciç moje konkury, jeÊli oka˝´ si´ zbyt natarczywy. Cz∏owiek, który nie walczy o mi∏oÊç, pociesza∏em si´ w duchu, nie mo˝e doznaç zawodu. – Nie wàtpi´, ˝e rzàdca ma liczne powinnoÊci, które zajmujà mu czas – kontynuowa∏ w∏aÊciciel sklepu. Sir Simon niewàtpliwie uzna∏, ˝e by∏em zwyk∏ym klientem, nie zaÊ jego rywalem w walce o serce pi´knej Kate. Niemniej ju˝ wkrótce mia∏ si´ dowiedzieç ca∏ej prawdy. Drzwi na zaplecze sklepu Caxtona by∏y otwarte. Kate bez wàtpienia s∏ysza∏a naszà rozmow´ – i dobrze. Dzi´ki temu mog∏a przygotowaç si´ na spotkanie z nami. Zresztà, chwil´ póêniej wesz∏a do g∏ównej cz´Êci sk∏adu, trzymajàc w r´ce obiecany mi flakon. Obdarzy∏a zarówno mnie, jak i sir Simona subtelnym uÊmiechem. Odwzajemni∏em go, Trillowe nie. Byç mo˝e zdà˝y∏ ju˝ uÊwiadomiç sobie, ˝e atrament nie by∏ tym, co najbardziej interesowa∏o mnie w tym sklepie… – Panno Kate – sir Simon podszed∏ do niej, kiedy tylko si´ pojawi∏a. – Jest taki pi´kny jesienny poranek… zapewne jeden z ostatnich przed nadejÊciem zimy. OÊmiel´ si´ wi´c zaproponowaç wspólnà przechadzk´ wzd∏u˝ rzeki Cherwell… je˝eli oczywiÊcie twój ojciec, pani, nie potrzebuje ci´ w sklepie dzisiejszego ranka.

[21]


M E LV I N R . S T A R R

[22]

Te s∏owa Trillowe skierowa∏ ju˝ do sklepikarza. Caxton nic nie odpowiedzia∏, jedynie wzruszy∏ ramionami. – Znakomicie! – sir Simon zaoferowa∏ rami´ Kate, która uÊmiechajàc si´ i wyginajàc brwi w ∏uk, postawi∏a flakon z atramentem na stole ojca i przyj´∏a rami´ Trillowe’a. Para opuÊci∏a sklep w milczeniu. Caxton najwyraêniej przygotowa∏ sobie usprawiedliwienie, bo o nic nie pytany rzek∏: – Nie pojawi∏eÊ si´ u nas przez ca∏e lato. Kate sàdzi∏a, ˝e nie jesteÊ zainteresowany. Zesz∏ego wieczora powiedzia∏em jej, ˝e prosi∏eÊ o pozwolenie na to, by staraç si´ o jej r´k´. Ale sir Simon odwiedzi∏ nas z tuzin razy od 1 sierpnia2… podobnie zresztà jak inni. – Inni? – Tak. Moja Kate bezsprzecznie przyciàga tu kawalerów. ˚aden z nich nie zapyta∏ mnie jednak, czy mo˝e zabiegaç o jej wzgl´dy. Jeno ty jeden. – Sir Simon tak˝e tego nie uczyni∏? – Nie. Jest drugim z synów szeryfa i rycerzem. Nie b´dzie pyta∏ o zgod´ na cokolwiek takiego cz∏owieka jak ja. – Kate odwzajemnia jego… zainteresowanie? Caxton wzruszy∏ ramionami. – Wysz∏a z nim ju˝ trzy razy. Nie zapominaj, ˝e to rycerz. I syn szeryfa. Trudno si´ jej dziwiç. – To prawda – przytaknà∏em. – Nie sàdz´ jednak, by jego ojciec by∏ z tego zadowolony. Córka sklepikarza! Na zamku w Oksfordzie wybuchnie skandal, kiedy ta wieÊç si´ rozejdzie, 2

Lammas Day (ang.) – pierwszy dzieƒ sierpnia; w krajach anglosaskich rozpocz´cie zbiorów pszenicy.


ÂL A D AT R A M E N T U

a przypuszczam, ˝e ju˝ do tego dosz∏o – stwierdzi∏ Caxton. Hm… Wszelkie ziemie po ojcu odziedziczy jego brat. Szeryf b´dzie wi´c chcia∏, aby sir Simon znalaz∏ sobie ˝on´ z w∏asnym majàtkiem ziemskim. Po cichu na to w∏aÊnie liczy∏em. JeÊli jednak drugi lub trzeci syn dzia∏a wbrew woli ojca, trudno sk∏oniç go do zmiany post´powania. Jak mo˝na bowiem wydziedziczyç potomka, który i tak w najlepszym przypadku mo˝e liczyç na niewielkà sched´ po ojcu? A zatem nawet jeÊli syn oksfordzkiego szeryfa, starajàcy si´ o r´k´ Kate Caxton, nie by∏ pos∏uszny ojcu, w tych okolicznoÊciach jego zachowanie mog∏o mu ujÊç na sucho. Ta myÊl nie dodawa∏a mi otuchy.

[23]


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.