Przegląd Uniwersytecki (Wrocław) R.27 Nr 1 (235) 2021

Page 1

Przegląd Uniwersytecki 1|2021

1


2

Przegląd Uniwersytecki 1|2021


Przegląd Uniwersytecki 1|2021

0str. 2 | Dawna (dolno)śląska Wielkanoc od kuchni 0str. 6 | Fotoreportaż: Topnienie lodowców str. 12 | Czasy się zmieniają, zmieniamy się i my str. 16 | W ruinach skalnego świata str. 24 | Tasowanie a kryptografia str. 28 | Wyludnione wsie w Sudetach str. 34 | NVNQVAM VIDI IVSTVM DERELICTVM str. 38 | Czy wiemy, czym są mediacje? str. 42 | Tajemnice arktycznej Wyspy Niedźwiedziej str. 46 | Statuty synodalne biskupów wrocławskich str. 50 | Wspomnienia

Przegląd Uniwersytecki ISSN 1425-798X Rok XXVII. Nr 1 (235)|2021 www.pu.uni.wroc.pl pl. Uniwersytecki 1 50-137 Wrocław redakcja@uwr.edu.pl

Redaktor naczelny: Wojciech Głodek Projekt i skład: Iwona Matkowska Zdjęcie na okładce: Marek Kasprzak Ilustracja na ostatniej stronie okładki: Tomasz Broda Korekta: mesem.pl Wydawca: Uniwersytet Wrocławski, pl. Uniwersytecki 1, 50-137 Wrocław Druk: SYSTEM-GRAF Drukarnia Agencja Reklamowo-Wydawnicza Janusz Laskowski, Zemborzyce Tereszyńskie 73B, 20-515 Lublin

Redakcja zastrzega sobie prawo adiustacji, skracania i opracowania redakcyjnego nadesłanych materiałów. Redakcja nie zwraca nadesłanych materiałów. Wydawca, Redakcja i Autorzy dokładają wszelkich starań, aby ustalić dysponentów praw autorskich publikowanych materiałów. Osoby, które mogły zostać pominięte w tym procesie, proszone są o kontakt z Redakcją.

3


4

Przegląd Uniwersytecki 1|2021

Tekst: JOANNA NOWOSIELSKA-SOBEL Zakład Historii Najnowszej GRZEGORZ SOBEL Biblioteka Uniwersytecka

Coraz dłuższe i cieplejsze dni, rozśpiewane o świcie ptaszęta, obudzona z zimowego letargu przyroda zwiastują nieuchronnie wiosnę, której nieodłącznym elementem jest czas świętowania Wielkanocy. Podobnie jak dziś, także w dawnym Wrocławiu od średniowiecza po XX wiek wspomniane święta naznaczone były określonym rytuałem, również w odniesieniu do kultury stołu.

Wielki Post skromnością w diecie odciskał się właściwie jedynie wśród dolnośląskich katolików. Odbiciem tego była w pewnej mierze również oferta kulinarna większości lokali gastronomicznych miast i wsi. W XIX i XX wieku kto miał jednak ochotę na kiełbasę lub golonkę z piwem, nie musiał ich długo szukać. Wraz z Wielkim Tygodniem przychodził czas zastanowienia i nie folgowano już tak podniebieniom. W poniedziałek po Niedzieli Palmowej, zwanym „niebieskim”, przygotowywano na obiad kluski z makiem. Wtorki, nazywane „żółtymi”, stały w wielu domach pod znakiem gotowanych

jajek. W czwartek, określany „zielonym”, królowała postna zupa z pierwszej zieleniny – grüne Suppe. W zależności od możliwości determinowanych wiosenną porą przyrządzano ją ze szczawiu, szpinaku, z mniszka czy pokrzywy z dużą ilością szczypiorku. Jadano także w ten dzień w wielu domach miód, wierząc, że chronić będzie przez chorobami. Wielki Piątek (Karfreitag) był dla katolików dniem ścisłego postu, dla protestantów najważniejszym świętem religijnym. Wyznawcy katolicyzmu budowali wówczas w świątyniach Groby Pańskie, jakże chętnie odwiedzane przez rzesze wiernych. Wzorem


Przegląd Uniwersytecki 1|2021

5

unsplash.com

średniowiecznych zwyczajów nierzadko organizowano również widowiska pasyjne. Rankiem w Wielką Sobotę zapalano w kościołach ogień wielkanocny i święcono wodę, wieczorem zaś wierni zbierali się na nabożeństwie Zmartwychwstania Pańskiego. Sobotnie popołudnie było także pełne pracy w kuchni, przygotowywano bowiem świąteczne menu. Na Łużycach robiono barwne pisanki, bogato zdobione. Dekorowane jajka można było spotkać również w innych częściach Śląska, w tym i we Wrocławiu, aczkolwiek nie osiągały one takiego kunsztu artystycznego, jak we wspomnianym regionie. Te najpiękniej zdobione stawały się zresztą miłymi prezentami, którymi obdarowywano podczas Wielkanocy krewnych i przyjaciół, jajko bowiem niezmiennie pełniło funkcję symbolu Zmartwychwstania i odradzającego się stale życia. Niedziela Wielkanocna, obok wymiaru religijnego, stała również pod znakiem spotkań rodzinnych. Przyjemności stołu zaczynały się

jednak dopiero wraz z obiadem. Rolę potrawy inauguracyjnej odgrywała, nie tylko we Wrocławiu, zupa wielkanocna – Ostersuppe, czyli wszelakiego rodzaju rosoły. W zależności od miejscowej lub rodzinnej tradycji przygotowywano ją na wywarze wołowym, jagnięcym, a nawet gołębim. Czasopisma kobiece zachęcały jednak panie do kreatywności i przyrządzania również innych zup, na czele z rabarbarową, migdałową, krabową czy nawet jabłkowo-winną. Drugie danie zdominowane było przez pieczeń jagnięcą lub wieprzową, do której podawano ziemniaki i zieloną sałatę. Na deser, obok ciast, serwowano również puddingi i kompoty. Jednym z najważniejszych wypieków wielkanocnych był na Dolnym Śląsku żółty chleb z bakaliami, zwany Osterbrot. Jego barwę uzyskiwano przez dodanie do ciasta szafranu lub żółtek. Nie mogło także zabraknąć starannie udekorowanej paschy oraz serników. Najpopularniejszym przysmakiem było jednak Osterfladen – ciasto z masą migdałową. Na stołach, udekorowanych serwet-


6

Przegląd Uniwersytecki 1|2021

Jednym z najważniejszych wypieków wielkanocnych był na Dolnym Śląsku żółty chleb z bakaliami, zwany Osterbrot. Jego barwę uzyskiwano przez dodanie do ciasta szafranu lub żółtek

kami, samodzielnie wykonanymi kurczaczkami oraz zajączkami z papieru i wiosennymi kwiatami, gościły również baranki wielkanocne – przygotowane z ciasta lub cukru. We Wrocławiu wypiekano z okazji świąt obwarzanki wielkanocne, a we Lwówku Śląskim – tradycyjnie precle postne, choć w niedzielę pościć już nie musiano. Nieopodal, w Gryfowie Śląskim, podobnie jak na Boże Narodzenie, pieczono na Wielkanoc plecione bułeczki, zwane tym razem Patensemmel. W Poniedziałek Wielkanocny jadano zwykle to,

Hannah Busing | unsplash.com

co dzień wcześniej, przy czym z rana wiejska młodzież miała dużo zabawy – młodzi mężczyźni zakradali się do domów sąsiadów, budzili śpiących zbyt długo domowników, smagając ich wierzbiną. Polowano szczególnie na młode panny, mając w zanadrzu wodę… W kulturach miejskich Dolnego Śląska obiady wielkanocne jadano często w eleganckich lokalach, jak na Boże Narodzenie. We wrocławskiej restauracji sławnego monachijskiego browaru Augustinerbräu w menu na Niedzielę Wielkanocną polecano bulion ze szpikiem w filiżankach, zaciąganą zupę z żółwi, kurczaka pieczonego ze szparagami, krusztadki po admiralsku, lina na niebiesko ze świeżym masłem, comber barani (jako tradycyjny akcent wielkanocny), kurczaka po francusku, młodą wieprzowinę z kluskami, bombę augustyńską oraz ser i masło na zakończenie obiadu. W poniedziałek jako aperitif polecano hors-d’oeuvres,


Przegląd Uniwersytecki 1|2021

W kulturach miejskich Dolnego Śląska obiady wielkanocne jadano często w eleganckich lokalach a dalej bulion z warzywami, zupę z raków zagęszczaną, ozorki peklowane ze szparagami, tournedos à la Marengo, sandacza z rusztu, młodą kaczkę, comber cielęcy, deser księcia Pücklera oraz sery i masło na koniec. W cenie obiadu klienci wybierali jedną zupę, dwa dania główne, przy czym do drugiego podawano „z urzędu” sałatkę i kompot, a na koniec deser. Wymieniona bomba augustyńska to nic innego jak szklanica wyśmienitego piwa monachijskiego z grubą pianą, o której mawiano we Wrocławiu, że jest tak mocna, że rozsadza szkło (stąd bomba). Co prawda Święta Wielkanocne w dawnym Wrocławiu od strony stołu nie miały tak bogatej oprawy jak Boże Narodzenie, to niezmienny był i tu fakt, że stanowiły one ważny czas spotkania z bliskimi. Doceniano go coraz bardziej wraz

7

Anna Helsinki | unsplash.com

z intensywnie zmieniającą się rzeczywistością życia, poddawaną szczególnie wyrazistym na przełomie XIX i XX wieku przekształceniom cywilizacyjno-modernizacyjnym.

DR HAB. JOANNA NOWOSIELSKA-SOBEL,PROF. UWr pracownik Zakładu Historii Najnowszej Instytutu Historycznego Uniwersytetu Wrocławskiego, badacz historii Polski i Niemiec, szczególnie Śląska XVIII-XX wieku. DR GRZEGORZ SOBEL kustosz w Bibliotece Uniwersyteckiej we Wrocławiu.


8

Przegląd Uniwersytecki 1|2021

Tekst i zdjęcia: MAREK KASPRZAK Zakład Geomorfologii

FOTOREPORTAŻ

Topnienie lodowców Uniwersytet Wrocławski wyznaczał niegdyś kierunki polskich badań polarnych, a jego pracownicy aktywnie tworzyli infrastrukturę całorocznych i sezonowych stacji naukowych na obszarach wysokich szerokości geograficznych. Nurtowi temu przewodzili profesorowie geografii: Aleksander Kosiba (1901–1981) i Alfred Jahn (1915–1999), kontynuując tradycje Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie i mając odpowiednie doświadczenia wyniesione z wyprawy badawczej na Grenlandię w 1937 roku. („Przegląd Uniwersytecki” pisał o tej wyprawie po jej osiemdziesiątej rocznicy: nr 1 / 2018). Nazwisko profesora Jahna szybko stało się rozpoznawalne wśród badaczy obszarów zimnych na świecie, m.in. za sprawą napisanego przez niego i przetłumaczonego na język angielski pierwszego podręcznika z zakresu geomorfologii peryglacjalnej. Wydanie podręcznika w 1970 roku wyprzedziło podobne publikacje kanadyjskie i amerykańskie o osiem, dziewięć lat. Dziś wracamy za koła podbiegunowe z zupełnie nowymi, oryginalnymi DR HAB. MAREK KASPRZAK pomysłami badawczymi. Trzymajadiunkt w Zakładzie Geomorfologii cie, proszę, kciuki za rozwój wrow Instytucie Geografii i Rozwoju Regionalnego Uniwersytetu Wrocław- cławskich badań polarnych. skiego. Zajmuje się zagadnieniem wieloletniej zmarzliny i zdarzeniami ekstremalnymi w środowisku. W pracy powszechnie wykorzystuje metody geofizyczne numeryczne modele terenu LIDAR. Jest miłośnikiem fotografii krajobrazowej i geoturystyki.

▶ Letnia ablacja (topnienie) czoła Lodowca Baranowskiego na Wyspie Króla Jerzego na Szetlandach Południowych. Jest luty, antarktyczne lato na półkuli południowej. Lodowiec Baranowskiego, podobnie jak niemal wszystkie lodowce na świecie, znajduje się w stanie recesji


Przegląd Uniwersytecki 1|2021

9


10

Przegląd Uniwersytecki 1|2021


Przegląd Uniwersytecki 1|2021

11

◀ Oznaką zmian klimatycznych w Arktyce jest zmniejszenie zasięgu i frekwencji lodu morskiego. Możliwe są coraz dalsze rejsy na północ po morzu wolnym od lodu. W lipcu 2011 roku. pak lodowy przegrodził jednak drogę do Fiordu Horn na Spitsbergenie. Statek Horyzont II przebija się mozolnie przez lodowe przeszkody

◀ Lodowy klif Lodowca Baranowskiego odbija się w wodach proglacjalnych

▲ Pak lodowy wypełnia Zatokę Hytte na południowo-zachodnim wybrzeżu Spitsbergenu. W tle masyw Raudfjellet z charakterystycznym trójdzielnym wierzchołkiem o wysokości 1016 metrów n.p.m.


12

Przegląd Uniwersytecki 1|2021

▲Rejs motorówką pontonową typu RIB (rigid inflatable boat) po Fiordzie Horn na Spitsbergenie.


Przegląd Uniwersytecki 1|2021

◀ Pingwin Adeli (Pygoscelis adeliae), nazywany też pingwinem białookim z uwagi na charakterystyczną jasną obwódkę wokół oczu, chłodzi się w słoneczny dzień antarktycznego lata. Temperatura powietrza wynosi około 7 °C. Lód daje ukojenie od szalejącego żywiołu. Wyspa Króla Jerzego, Szetlandy Południowe

13

▲ Czujna uchatka na tle góry lodowej majestatycznie wypływającej z Zatoki Admiralicji na Szetlandach Południowych


14

Przegląd Uniwersytecki 1|2021

Tekst: WOJCIECH GŁODEK Dział ds. Komunikacji

Czasy się zmieniają, zmieniamy się i my

Chcemy, żeby Uniwersytet Wrocławski był najlepszym miejscem do urzeczywistniania ciekawych pomysłów, otwartym na nowe idee i wyzwania. Przestrzenią, która inspiruje do realizowania innowacyjnych działań, pozwalając sprawnie łączyć naukowe pasje badaczy i wykładowców z edukacją i rozwojem osobistym studentów. Oczywiście nie wystarczy, aby Uniwersytet Wroc- ławski tylko taki był, bardzo istotne jest bowiem, żeby tak postrzegali go studenci i kandydaci na studia, ponieważ to od nich zależy przyszłość uczelni – to, czy i jak będzie rozwijać. Jest to jednak grupa bardzo zróżnicowana, obejmująca osoby dopiero rozpoczynające studia oraz te, które spędziły na uczelni już kilka lat. Mamy studentów kierunków ścisłych, społecznych, przyrodniczych i humanistycznych. Mamy takich, którzy myślą bardzo konkretnie i traktują studia jako punkt wyjścia na drodze do znalezienia dobrej pracy, mamy również idealistów, którzy studiują po to, aby poszerzać swoje horyzonty. Tak samo niejednolita jest społeczność pracowników uczelni. Składają się na nią z jednej strony profesorowie z wieloletnim doświadcze-

niem, z drugiej zaś strony – młodzi pracownicy naukowi, Pandemia którzy dopiero rozpoczynają koronawirusa swoją karierę, pracownicy przypomniała administracji, od których zanam wszystleży sprawne funkcjonowanie instytucji. To, jak uczel- kim, jak nię odbierają osoby w niej ważna jest pracujące, jest niezmiernie komunikacja ważne, ponieważ to od pracowników przede wszystkim zależy, jak Uniwersytet Wrocławski będą postrzegać inni. Jeśli sami pracownicy będą mieli złe zdanie o uczelni, z pewnością podzielą się tym na zewnątrz. Pandemia koronawirusa przypomniała nam wszystkim, jak ważna jest komunikacja. Obec-


Przegląd Uniwersytecki 1|2021

Chcemy być najlepszym miejscem do urzeczywistniania ciekawych pomysłów, otwartym na nowe idee i wyzwania

na sytuacja rzutuje na życie wszystkich ludzi w każdym aspekcie codzienności. Od roku stajemy dzień w dzień przed wyzwaniem wdrożenia nowych sposobów komunikacji między sami pracownikami, a także między pracownikami i studentami. W instytucji takiej jak Uniwersytet Wrocławski, w której uczą się i pracują tysiące osób, jest to zadanie jeszcze większe. Powinniśmy skutecznie dotrzeć do ludzi, którzy różnią się wiekiem, wykształceniem, stanowiskiem, cechami osobowości, stylem życia. Trudno dziś sobie wyobrazić, jak będzie wyglądać za rok Uniwersytet Wrocławski. Nie znaczy to jednak, że w zmieniających się czasach uczelnia może stać w miejscu. Pod koniec 2020 roku Uniwersytet Wrocławski rozpoczął prace nad ujednoliceniem i odświeżeniem wizerunku. Chcemy być najlepszym miejscem do urzeczywistniania ciekawych pomysłów, otwartym na nowe idee i wyzwania. Przestrzenią, która inspiruje do realizowania innowacyjnych działań, pozwalając sprawnie łączyć naukowe pasje badaczy i wykładowców z edukacją i rozwojem osobistym studentów. Jak pewnie zauważyliście, ten numer „Przeglądu Uniwersyteckiego” wygląda trochę inaczej niż poprzednie. Chcemy, żeby czasopismo było bliżej studentów. Nie zmieni się oczywiście jedno – najlepsi naukowcy z Uniwersytetu Wrocławskiego klarownie będą opowiadać, czym się zajmują i jakie badania prowadzą. Doskonale wiadomo, że komunikacja wizualna jest efektywna tylko wtedy, gdy dociera do jak największej liczby osób. Pozytywne skojarzenia, rozpoznawalność oraz ekspresja symboliki jest tym, co chcemy wszystkim zaoferować, ujednolicając wizerunek Uniwersytetu Wrocławskiego. Projektowanie komunikacji to określanie problemów, informowanie, wyjaśnianie, uwrażliwianie. Spójnie zaprojektowana komunikacja także w warstwie wizualnej pozwoli nam osiągnąć ten cel.

15

Współczesne środki masowego przekazu nie mogą obejść się bez liternictwa. Stosowane kroje pisma, podobnie jak inne elementy graficzne, znakomicie mogą podkreślić typ uczelni, jej styl i charakter. Odpowiednio dobrane pozwolą połączyć społeczność akademicką, mogą nawiązywać do jej historii, zmienić lub podkreślić sposób, w jaki jest postrzegana. Obszar projektowania krojów to jednak ciągle niszowe zagadnienie. Choć na pierwszy rzut oka litery kroju są do siebie bardzo podobne, możemy uzyskać rozpoznawalny styl, który wynika ze specjalnych cech kroju, zauważalnych jedynie w zakresie detali. Powiązania między znakami oraz odpowiednie proporcje w wykreślonych kształtach liter służą czytelności tekstów – i w druku, i wyświetlanych na ekranie. Tworząc innowacyjny wizerunek oddziałujący na wielu płaszczyznach, zaprosiliśmy do współpracy znanego wrocławskiego typografa Mariana Misiaka. Marian Misiak ukończył projektowanie krojów pism na Wydziale Typografii i Komunikacji Wizualnej na Uniwersytecie w Reading w Wielkiej Brytanii. Zajmuje się projektowaniem krojów pism i badaniem kultury wizualnej. Wykłada i prowadzi warsztaty na całym świecie. Wraz z grupą typoaktywistów zbadał historię cyfr wykorzystywanych w numeracji tramwajów i autobusów wrocławskiego transportu miejskiego. Efekty tego pomysłu można codziennie podziwiać na ulicach Wrocławia. Jest autorem nowej identyfikacji wizualnej Muzeum Narodowego we Wroc- ławiu, która stała się inspiracją dla wielu innych systemów identyfikacji, przedstawiając przejrzyste i atrakcyjne elementy komunikacji przy zachowaniu równowagi między grafiką a typografią. W projektowaniu pisma nie chodzi o poszukiwanie oryginalności na siłę, ale o kreatywność w obrębie pewnych ograniczeń i zasad czytelności. Kultura, za którą stoi typografia – ponad pięćset lat historii – jest bardzo fascynująca. Dla Uniwersytetu Wrocławskiego nowy krój pisma oraz odświeżenie identyfikacji wizualnej uczelni ma stanowić kolejny etap rozwoju i określenia miejsca tej instytucji w świecie dynamicznie zmieniających się wartości.


16

Przegląd Uniwersytecki 1|2021

Tekst: FILIP DUSZYŃSKI Zakład Geomorfologii

W ruinach skalnego świata

Kiedy słyszymy o ruinach, zwykle do głowy przychodzą nam obrazy średniowiecznych zamczysk bądź splądrowanych w wyniku wojen miast. Niewielu z nas zdaje sobie sprawę, że jeszcze bardziej spektakularne dzieło zniszczenia funduje nam natura, przy czym obiektem ataku są tutaj pierwotnie zwarte masywy skalne. Inaczej niż w wypadku działań człowieka proces degradacji jest nieodwracalny i rozłożony w czasie na miliony lat, a jego efekty budzą powszechny zachwyt turystów i badaczy. Witamy w świecie skalnych miast i rzeźby ruinowej. Bodaj najbardziej plastyczny opis tego typu krajobrazów zawdzięczamy znakomitemu australijskiemu geografowi Josephowi Newellowi Jenningsowi, który charakteryzując niezwykłą rzeźbę obszaru Ruined City w północnej Australii, porównał ją z widokiem betonowej metropolii zmiecionej z powierzchni Ziemi przez eksplozję bomby jądrowej. Chociaż

zaraz dodał, że geneza obecnych tam form z działalnością człowieka nie ma nic wspólnego, fakt ten nie byłby wcale tak oczywisty jeszcze kilka stuleci wcześniej. Nie może dziwić, że rozległe nagromadzenia wyrastających z ziemi wież, baszt i bastionów skalnych, zaskakujących regularnością występowania i fantazyjnymi, wręcz nadnaturalnymi kształtami,

jeszcze przez osiemnastowiecznych przyrodników bywały postrzegane jako wytwór rąk człowieka. Dzisiaj wiemy już z całą pewnością, że w proces rzeźbotwórczy nie były zaangażowane ani dawne cywilizacje, ani celtyccy druidzi, a przykłady rzeźby ruinowej znajdziemy niemal na całym globie w najróżniejszych klimatach i typach skał


Przegląd Uniwersytecki 1|2021

17

▲ Jeden z korytarzy w skalnym mieście Tiské stěny w Czechach. Te wycięte w piaskowcu formy do złudzenia przypominają klasyczną rzeźbę krasową.


18

Przegląd Uniwersytecki 1|2021

– od granitów przez wapienie i dolomity aż po piaskowce. To właśnie w tych ostatnich rzeźba ruinowa i skalne miasta są szczególnie powszechne. Jedne z najciekawszych tego typu zespołów form rzeźby w Europie znajdziemy nieopodal naszej Alma Mater – w Górach Stołowych i innych obszarach tak zwanej czeskiej płyty kredowej na pograniczu polsko-czesko-niemieckim. Od kilku lat z coraz większą uwagą przyglądamy się im w Zakładzie Geomorfologii Instytutu Geografii i Rozwoju Regionalnego Uniwersytetu Wrocławskiego, próbując zrozumieć, jakie procesy biorą udział w ich powstaniu. Rozwikłanie tej zagadki okazuje się niezwykle wyma-

Jak bowiem zidentyfikować czynnik rzeźbotwórczy, który odpowiada za rozwój form do złudzenia przypominających pozostałości zamczysk bądź całych miast gające, a na badanym przez nas piaskowcu łatwo można – w trakcie eksploracji terenowej zupełnie zresztą dosłownie – zęby połamać. Jak bowiem zidentyfikować czynnik rzeźbotwórczy, który odpowiada za rozwój form do złudzenia przypominających pozostałości zamczysk bądź całych miast – z rozwiniętą siecią przecina-

jących się „ulic” i „alei”, szerokich „skrzyżowań” czy „placów”, między którymi rozciągają się rzędy mniej bądź bardziej reprezentacyjnych „kamienic”, często z uroczymi „podcieniami”, malowniczymi „arkadami” czy stylowymi „kolumnadami”? Zadania nie ułatwia położenie tych zespołów form, które najczęściej zdobią wierzchowinowe lub przykrawędziowe partie płaskowyżów, jak choćby w wypadku Szczelińca Wielkiego i Błędnych Skał w Górach Stołowych, czy stoliwa Pfaffenstein w Szwajcarii Saksońskiej. W takich realiach próżno szukać najbardziej oczywistego czynnika erozyjnego, jakim byłyby rzeki, mogące wydajnie niszczyć masyw skalny i wyprowadzać jego

▼ Druid’s writing desk – jedna z ciekawszych form skalnych obszaru Brimham Rocks. Wbrew nazwie wątpliwe jest, by celtyccy druidzi mieli związek z jej powstaniem


Przegląd Uniwersytecki 1|2021

▲ Skałka Idol (Bożek) na obszarze Brimham Rocks na rycinie z „The Illustrated Magazine of Art” z 1853 roku. Jeszcze kilkadziesiąt lat wcześniej niejaki Hyman Rooke przekonywał, że tego typu formy musiały być wyrzeźbione przez celtyckich druidów

okruchy daleko na przedpole gór. Będąc pozbawieni tego prostego i eleganckiego wytłumaczenia, przez lata skupialiśmy się na zadziwiającej powtarzalności i geometrycznej regularności siatki korytarzy. W tym zakresie nie mogło być wątpliwości – nawiązują one do pierwotnej sieci pionowych spękań ciosowych, wzdłuż których się wykształciły. Podobnie rzecz się ma ze

zróżnicowaniem rzeźby pojedynczych form skałkowych w pionie, a za podręcznikowy przykład posłużyć mogą popularne skalne grzyby, których wąska „noga” obfituje w liczne powierzchnie oddzielności, podczas gdy szeroka masywna „czapa” u góry jest ich zwykle zupełnie pozbawiona. Zarówno w większej, jak i w mniejszej skali przestrzennej kluczową rolę odgrywa tak zwane selek-

19

tywne wietrzenie, prowadzące do szybszego niszczenia tych fragmentów masywu skalnego, które obfitują w strefy słabsze – na przykład przez obecność wspomnianych spękań czy powierzchni warstwowania. Czy zatem możemy wyobrazić sobie, aby klasyczne wietrzenie powierzchniowe, odbywające się na przykład w wyniku zmian temperatury i wilgotności zewnętrznej partii skały lub krystalizacji soli, było w stanie wydrążyć przechodnie korytarze skalnych miast? Nawet gdybyśmy przyjęli ten mało prawdopodobny scenariusz, to pozostaje pytanie, co stało się z całą masą uwolnionego przez procesy wietrzeniowe materiału? Należałoby się spodziewać, że w realiach stołowogórskich przestrzenie między bardziej odpornymi segmentami skalnymi (czyli wspomnianymi wcześniej „kamienicami”) stałyby się ogromnymi piaskownicami. A jednak wcale nimi nie są. Jak to często w nauce bywa, rozwiązanie przyszło z niespodziewanego kierunku. Studiując procesy stokowe biorące udział w redukcji zasięgu płaskowyżów i stoliw Gór Stołowych, dość nieoczekiwanie odnotowaliśmy, że grawitacyjne ruchy masowe (na przykład zawalanie się ścian skalnych) odgrywają w tym zakresie zupełnie marginalną rolę. Na pierwszy plan wysunęło się powolne niszczenie masywu skalnego prowadzące do fragmentacji piaskowcowych urwisk w strefach najgęściej


20

Przegląd Uniwersytecki 1|2021

▲ Korytarze labiryntu skalnego Błędnych Skał w Górach Stołowych nawiązują wprost do regularnej siatki pionowych spękań w piaskowcu. W miejscach krzyżowania się kolejnych „ulic” powstają szerokie place, jak ten zaprezentowany na fotografii. Pomiędzy ulicami rozciągają się rzędy kamienic – w tym wypadku dość niskich…


Przegląd Uniwersytecki 1|2021

▲ … ale w obrębie skalnego miasta Tiskich stěn w Czechach już naprawdę imponujących wysokością.

spękanych. Zauważyliśmy, że u wylotu szczelin w ścianach skalnych zlokalizowane są piaszczyste stożki, którym wcześniej nie poświęcano specjalnej uwagi. Formy te, jak się okazuje, stanowią bezpośredni dowód na to, że niszczenie piaskowcowej płyty odbywa się w warunkach podpowierzchniowych, a krążąca w masywie skalnym woda wyprowadza na zewnątrz produkty niszczenia piaskowca w postaci luźnych ziaren mineralnych. Biorąc pod uwagę fakt, że poruszamy się w bardzo długiej, geologicznej skali czasu, łatwo jest zrozu-

Na nowo musimy rozpisać wiele rozdziałów historii rozwoju rzeźby piaskowcowych masywów czeskiej płyty kredowej

mieć, dlaczego na skutek niewidocznego na co dzień procesu erozji podpowierzchniowej niektóre urwiska przekształciły się w chaotyczne rozwaliska zalegających na sobie bloków skalnych. Szybko udało się znaleźć potwierdzenie dużej efektywności tego zjawiska – okazało się bowiem, że całe stoki Gór Stołowych pokryte są nawet kilkumetrowej grubości warstwą piasku pochodzącego z niszczenia płyty piaskowca. Wróćmy teraz do głównego przedmiotu naszych dociekań lub – innymi słowy – ze stoku przenieśmy się z powrotem na wierzchowinę. Jeśli piaskowiec podlega niszczeniu od dołu, musi mieć to swoje bardzo konkretne konsekwencje. Ubytek materiału u podstawy powoduje destabilizację wydzielonych przez spękania pakietów skalnych. I rzeczywiście

21

– w wielu miejscach obserwujemy poprzechylane ogromne bloki zwrócone w kierunku powstałych pustek. W dnach licznych korytarzy zauważymy bezładne blokowiska, które dokumentują, że znajdujący się w tych strefach piaskowiec w przeważającej części uległ dezintegracji i usunięciu, a najbardziej odporne fragmenty osiadły (a zatem dostały się na swoją obecną pozycję „z góry”). Ubytek materiału od dołu powoduje również zawalanie się bardziej odpornych okapów skalnych, a kapitalne tego przykłady zaobserwujemy w obrębie labiryntu Błędnych Skał. Jeżeli wskazane wyżej świadectwa nie są dostatecznie przekonujące, to warto sięgnąć po dowód koronny – wąskie korytarze, które „zadaszone” są znacznych rozmiarów blokami bądź też bardziej odpornymi fragmentami piaskowca, które nie uległy zniszczeniu. Trudno znaleźć bardziej logiczne wytłumaczenie niż to, że rozwój sieci „ulic” i „alei” – a zatem kluczowych komponentów skalnych miast – musi postępować przez rozpad i wyprowadzanie materiału w warunkach podpowierzchniowych. Jak w związku z tym wypadają wspomniane wcześniej procesy wietrzenia powierzchniowego? Działają raczej jako zespół utalentowanych artystów dbających o „detal architektoniczny” na ścianach pozostałych do dzisiaj „kamienic”. Z przedstawionej w dużym skrócie opowieści mogłoby wynikać, że o genezie piaskow-


22

Przegląd Uniwersytecki 1|2021

pomyłka: rozpuszczanie – a zatem proces, który odpowiada za rozwój rzeźby krasowej, tradycyjnie łączonej ze skałami węglanowymi. Z tą jednak różnicą, że rozpuszczaniu podlega głównie spoiwo wiążące ziarna piasku. Czy zatem możliwe jest, aby nasze krajobrazy piaskowcowe były efektem tego samego zjawiska? Temat ten, przyprawiający nas o szybsze bicie serca, będzie przedmiotem badań na kolejne lata. Wiele jednak wskazuje, że rzeczywiście możemy mówić o piaskowcowej rzeźbie krasowej. Potwierdzenie tego faktu oznaczałoby, że na nowo musimy rozpisać wiele rozdziałów historii rozwoju rzeźby piaskowcowych masywów czeskiej płyty kredowej.

▲ Rozpad masywu piaskowcowego „od dołu” dokumentują choćby wypełnione blokami szczeliny, które po czasie przekształcą się w przechodnie „aleje” (stoliwo Pfaffenstein w Szwajcarii Saksońskiej)

cowych ruin skalnych wiemy niemal wszystko. Niestety, twierdzenie takie byłoby bardzo dalekie od prawdy. Dlaczego? Bo chociaż znamy drogę rozwoju tych form i świetnie identyfikujemy świadectwa procesów erozji podpowierzchniowej, ciągle nie znamy odpowiedzi na fundamentalne pytanie: co sprawia, że lita skała,

jaką jest piaskowiec, rozpada się pod powierzchnią do postaci pojedynczych ziarenek? Jaki czynnik niszczący za to odpowiada? Doświadczenia australijskich badaczy – a przypomnę, że od jednego z nich zaczęliśmy ten wywód – uczą, że w grę może wchodzić… rozpuszczanie. Tak, to nie

DR FILIP DUSZYŃSKI adiunkt w Instytucie Geografii i Rozwoju Regionalnego Uniwersytetu Wrocławskiego, a od zeszłego roku także członkiem Akademii Młodych Uczonych i Artystów we Wrocławiu. Jego zainteresowania naukowe skupiają się na mechanizmach rozwoju rzeźby piaskowcowej, a główny poligon badawczy stanowią Góry Stołowe i inne obszary czeskiej płyty kredowej. Poza działalnością naukową z wielką satysfakcją realizuje się dydaktycznie i popularyzatorsko.


Przegląd Uniwersytecki 1|2021

23

▼ Na fakt, że kluczową rolę w rozwoju rzeźby ruinowej mogą odgrywać procesy erozji podpowierzchniowej zwróciliśmy uwagę dopiero niedawno. Bezpośrednim świadectwem geomorfologicznym okazują się piaszczyste akumulacje u wylotu pionowych szczelin w ścianach skalnych

▼ Idol – bodaj najsłynniejsza skałka obszaru Brimham Rocks (zobacz dziewiętnastowieczny szkic na str. 19). Trudno w to uwierzyć, ale ta mierząca około 4,5 x 3 metry forma wspiera się na trzonku, który w najwęższym miejscu osiąga wymiary zaledwie 1,1 x 0,3 metra


24

Przegląd Uniwersytecki 1|2021

Tekst: PAWEŁ LOREK Zakład Teorii Prawdopodobieństwa

Tasowanie kart a kryptografia Jest około 8,06x1067 wszystkich możliwych układów 52 kart. Dla porównania – szacuje się, że w obserwowalnym wszechświecie występuje między 1078 a 1082 atomów. Ustalając jakiś rozsądny sposób ich tasowania, zazwyczaj matematycznie bardzo łatwo jest udowodnić, że po nieskończonej liczbie tasowań (kroków) każdy układ będzie jednakowo prawdopodobny.

Dużo trudniejszym zadaniem dla danego sposobu tasowania jest ustalenie takiej liczby kroków, aby mieć pewność, że po tylu krokach każdy układ będzie „niemalże” tak samo prawdopodobny. Jest to tak zwane zagadnienie prędkości zbieżności (pewnego procesu stochastycznego do jego rozkładu stacjonarnego). Na przykład dla schematu tasowania „Top-To-Random” (jeden krok: bierzemy kartę z wierzchu i wkładamy ją na każdą możliwą pozycję z jednakowym prawdopodobieństwem) potrzeba średnio 236 kroków (dla pięćdziesięciodwukartowej talii), z kolei dla schematu „Riffle Shuffle” (pomijając szczegóły: talia jest podzielona na dwie części, następnie te części są losowo „przemieszane”) jest to średnio siedem potasowań. Warto podkreślić, że ten model prawdopodobnie najlepiej odpowiada tasowaniu, które stosuje się w rzeczywistości na przykład w kasynach. Było to nawet przedmiotem

artykułu, który ukazał się w „New York Timesie” w 1990 roku. Pokazano nawet więcej: po czterech, pięciu tasowaniach karty prawie w ogóle nie są potasowane (rzekomo od tego czasu krupierzy tasują karty co najmniej osiem razy). Właśnie zagadnienie prędkości zbieżności jest jednym z moich głównych obszarów badawczych. Co to zagadnienie ma wspólnego z kryptografią? Wyobraźmy sobie, że chcemy zaszyfrować jedną z 52 wiadomości. Wiadomości te możemy utożsamić z kartami: chcemy zatem przesłać kartę zaszyfrowaną jedną z innych kart. Dobry sposób szyfrowania to taki, że jeśli ktoś widzi przesyłaną kartę (zaszyfrowaną wiadomość) i zna cały sposób szyfrowania, a jedynie nie zna klucza tajnego, to nic istotnego nie może się dowiedzieć o oryginalnej karcie. Możemy zrobić to w następujący sposób. „Tasujemy” karty, ale zamiast losowości używamy wspólnego z odbiorcą klucza tajnego (tak zwa-


Przegląd Uniwersytecki 1|2021

ne szyfrowanie symetryczne). Kartę o numerze j szyfrujemy kartą, która jest na j-tej pozycji w wynikowym układzie kart. Jak długi musi być klucz, aby atakujący nie miał żadnej istotnej informacji o oryginalnej karcie? To jest właśnie wspomniane zagadnienie prędkości zbieżności. W praktyce nie robi się tego dokładnie w ten sposób (przestrzeń wiadomości jest zazwyczaj dużo większa), często „tasowanie” jest tylko częścią algorytmu. Chyba najbardziej znanym przykładem szyfru związanym z tasowaniem kart jest szyfr strumieniowy RC4 – zaprojektowany w 1986 roku, szacuje się, że jeszcze w 2015 roku około 85% szyfrowanego ruchu internetowego używało tego algorytmu. RC4 może być modelowane przez pewne tasowanie kart, które wymaga 1567 „kroków”, żeby karty były dobrze potasowane (co pokazano niedawno), podczas gdy protokół robił tylko 256 kroków. Jest to jeden (choć niejedyny) z powodów, przez który takie organizacje jak IETF, Microsoft czy Mozilla zabroniły używania RC4 do szyfrowania połączeń internetowych (ściślej: w protokole TLS). Powyższe przykłady były motywacją do zainteresowania się zastosowaniami teorii prawdopodobieństwa (szczególnie łańcuchów Markowa – takimi są tasowania kart) w kryptografii. W latach 2014–2017 brałem udział w projekcie „Schematy kryptograficzne a szybkozbieżne łańcuchy Markowa” (projekt Narodowego Centrum Nauki SONATA BIS, konsorcjum z Politechniką Wrocławską). Okazało się, że wiele problemów z zakresu bezpieczeństwa komputerowego może być rozwiązane takimi metodami. Pracowaliśmy równolegle nad zastosowaniami oraz nad rozwojem samej teorii ze strony czysto matematycznej. Na przykład dla wspomnianego powyżej RC4 podaliśmy nowe, lepsze oszacowania na liczbę kroków, które musi wykonać algorytm (tak, by protokół był bezpieczny), mianowicie zaproponowaliśmy wersję protokołu, który używa wspomnianego „Riffle Shuffle” (ten sam poziom bezpieczeństwa jest uzyskany przy mniejszej liczbie kroków). Klasycznie zakłada się, że atakujący ma tylko dostęp do „wejść” i „wyjść” danego schematu. W praktyce, mierząc „poboczne” informacje

25

Jack Hamilton | unsplash.com


26

Przegląd Uniwersytecki 1|2021

Dużo trudniejszym zadaniem dla danego sposobu tasowania jest ustalenie takiej liczby kroków, aby mieć pewność, że po tylu krokach każdy układ będzie „niemalże” tak samo prawdopodobny.

(na przykład pobór prądu, czas działania schematu), można uzyskać wiele informacji o kluczu (nawet go odzyskując). W jednej z prac zaproponowaliśmy schemat i pokazaliśmy, jak (używając teorii procesów stochastycznych) udowodnić, że nawet jeśli pewna część bitów klucza tajnego „wycieka”, to atakujący nie zyskuje żadnej istotnej informacji o kluczu/wiadomości. Ważnymi atakami wykorzystującymi poboczne informacje są timing-attacks – wykorzystują one informację o czasie działania, co jest szczególnie niebezpieczne, może być bowiem wykonywane zdalnie, bez fizycznego dostępu do urządzenia. W innej pracy badaliśmy trochę ogólniejszy problem – jak „przerobić” protokół, który jest podatny na timing-attacks, w taki sposób, by był na niego odporny. Podaliśmy sposób, jak to zrobić dla pewnej klasy schematów (tasowanie kart odgrywało kluczową rolę). Obliczanie pewnych funkcji można mocno przyspieszyć, tworząc specjalnie przystosowany do tego sprzęt („drukując” te funkcje na płytkach). Protokół bitcoin używa funkcji SHA-256, a sprzęt, który tę funkcję wylicza, potocznie nazywa się „koparkami bitcoinów”. Aby uniemożliwić stosowanie specjalistycznego sprzętu do kryptowalut, można stosować funkcje memory-hard, które oprócz szybkiego procesora wymagają dużej ilości pamięci. Pamięć jest relatywnie droga, a przesyłanie danych między pamięcią i procesorem wolne – „drukowanie” samych funkcji nic by nie pomogło. Etherium (obecnie druga po bitcoinie najpopularniejsza kryptowaluta pod względem kapitalizacji) używa właśnie funkcji tego typu. W jednej z prac (używając między innymi „Riffle Shuffle”) podaliśmy całą rodzinę takich funkcji (w większości innych schematów jest to jedna ustalona funkcja – tu-

taj może zależeć od tak zwanego ziarna, jeszcze bardziej zwiększając bezpieczeństwo). Powyżej opisałem część swoich badań – powiązanie tasowania kart z kryptografią. Obecnie pracuję na przykład nad zastosowaniem podobnych metod do format preserving encryption – szyfrowania, w którym zarówno oryginalna, jak i zaszyfrowana wiadomość muszą mieć ten sam format. Na przykład w bankach jest potrzeba, aby zaszyfrować numer karty kredytowej numerem karty kredytowej. Tutaj przestrzeń informacji jest stosunkowo mała – okazuje się to sporym problemem. W ostatnich latach ustalono trzy standardy, z których dwa już zostały złamane. Ponadto zajmuję się teorią prawdopodobieństwa, badaniem zagadnień typu „ruina gracza”, symulacjami stochastycznymi, teorią Monte Carlo, probabilistycznymi aspektami uczenia maszynowego. Szczególnie koncentruję się na łańcuchach Markowa, rozwijam teorię tak zwanej dualności i monotoniczności na częściowo uporządkowanych przestrzeniach stanów.

DR HAB. PAWEŁ LOREK adiunkt na Wydziale Matematyki i Informatyki Uniwersytetu Wrocławskiego, senior researcher Tooploox. Na Uniwersytecie Wrocławskim uzyskał dwa tytuły magistra (matematyki i informatyki), stopień doktora oraz habilitację. Od 2017 roku jest w składzie Komisji Egzaminacyjnej dla Aktuariuszy przy Komisji Nadzoru Finansowego.


Przegląd Uniwersytecki 1|2021

27

Pamiętaj o zachowaniu zasad bezpieczeństwa! Więcej informacji o bieżącej sytuacji www.uni.wroc.pl/covid


28

Przegląd Uniwersytecki 1|2021

Tekst i zdjęcia: AGNIESZKA LATOCHA Zakład Geomorfologii

Wyludnione wsie w Sudetach

Gdy słyszymy hasło „wyludnione wsie”, wówczas zwykle pierwsze skojarzenie przenosi nas w Bieszczady. Niewiele osób w Polsce wskazałoby Sudety jako drugi obszar, w którym również liczne są ślady po opuszczonych osadach. Zanikanie wsi nie jest czymś niezwykłym – stanowi nieodłączny element cyklu rozwoju i przemian jednostek osadniczych, który obserwować można od czasów prehistorycznych po współczesność. Na Dolnym Śląsku mamy między innymi przykłady wsi, które zanikły już w średniowieczu – ich badaniami zajmują się wrocławscy historycy i archeolodzy. W mojej pracy naukowej skoncentrowałam się jednak na wsiach, które wyludniły się stosunkowo niedawno – w wielu z nich nawet jeszcze po drugiej wojnie światowej toczyło się normalne życie. Dlaczego więc zanikły?


Przegląd Uniwersytecki 1|2021

29


30

Przegląd Uniwersytecki 1|2021

Proces wyludniania się wsi w Sudetach przebiegał w kilku fazach i rozpoczął się już pod koniec XIX wieku. Rozwijający się w miastach przemysł dawał nadzieję na łatwiejszą i wygodniejszą pracę niż uprawianie płytkich kamienistych górskich gleb na stromych stokach, często w trudnych warunkach klimatycznych. W tamtym okresie dużo wsi sudeckich było przeludnionych, co wynikało między innymi z prowadzonej w nich działalności rzemieślniczej i chałupniczej jako dodatkowego źródła utrzymania. Te jednak zaczęły upadać wobec rozwijającego się w większych ośrodkach przemysłu. Na znaczeniu straciła też działalność górnicza, która wcześniej stanowiła istotny bodziec rozwoju wielu miejscowości. Mało wydajne rolnictwo nie było w stanie zapewnić odpowiednich dochodów. Dowody trudnej pracy rolników w okresie przedwojennym wciąż możemy oglądać we współczesnym krajobrazie – są nimi bardzo liczne w Sudetach

hałdy kamieni, często Zapisany o imponujących roz- w krajobrazie miarach (wysokości kilku metrów i nawet ślad po funkcjoponad dwudziestome- nowaniu dawnetrowej średnicy). Mo- go społeczeńżemy je obecnie zoba- stwa i dowód na czyć na terenach lasów lub łąk i pastwisk, choć to, jak ciężka pierwotnie związane i mozolna była były z gruntami orny- uprawa roli na mi. Powstały w wyniku górskich konieczności wybierania z uprawianej ziemi stokach materiału skalnego, w Sudetach który stale się w niej pojawiał. „Rodzenie się” kamieni na polach, jak potocznie określa się to zjawisko, jest rezultatem zarówno procesów naturalnych, takich jak wymarzanie kamieni z gruntu czy selektywne


Przegląd Uniwersytecki 1|2021

spłukiwanie drobniejszego materiału (erozja gleby), jak i działań agrotechnicznych, w tym orki. W wielu miejscach wybierane przez wieki przez rolników kamienie składowane były również w formie wałów czy murków, najczęściej na miedzach i granicach podziałów własnościowych. Formy te stanowią więc obecnie cenny relikt – zapisany w krajobrazie ślad po funkcjonowaniu dawnego społeczeństwa i dowód na to, jak ciężka i mozolna była uprawa roli na górskich stokach w Sudetach. Druga faza nasilonego wyludnienia nastąpiła po drugiej wojnie światowej w związku ze zmianą granic państwowych i przesiedleniami autochtonicznej ludności niemieckiej. Napływ nowych osadników, głównie z centralnej i południowej Polski oraz z Kresów Wschodnich, nie zrekompensował ubytków ludnościowych. Zwłaszcza osady wyżej położone, mniejsze kolonie czy przysiółki, często w izolowanej i trudno

31

dostępnej lokalizacji, po wojnie nie zostały zasiedlone albo jedynie w bardzo małym stopniu. W sudeckich wsiach zanikła większość działalności rzemieślniczej, przemysłowej i usługowej, pozostawało więc głównie rolnictwo, dla którego na terenach górskich nie było de facto odpowiednich warunków rozwojowych. Wszystko to nie sprzyjało osadnictwu. Kolejna faza wyludnienia nastąpiła w latach 1950–1960 i złożyło się na nią wiele czynników. Ważną rolę odegrało między innymi przerwanie ciągłości tradycji i wiedzy o zasadach gospodarowania w trudnych warunkach górskich. Większość nowych osadników pochodziła z terenów nizinnych, na ogół o żyznych glebach, i nie radziła sobie z trudnym górskim środowiskiem. Nasilona w wyniku nieprawidłowo prowadzonej gospodarki rolnej erozja gleby została dodatkowa wzmocniona niewłaściwą polityką rolną na terenach górskich. Z kolei


32

Przegląd Uniwersytecki 1|2021

wyludnienie wsi położonych w pobliżu granicy państwowej przyspieszyły ograniczenia w osiedlaniu się i prowadzeniu działalności gospodarczej w strefie przygranicznej wprowadzone na początku lat pięćdziesiątych XX wieku. Kolejnymi czynnikami depopulacji w tym okresie były także: brak odtworzenia funkcji lokalnych ośrodków obsługi terenów wiejskich (spadek znaczenia małych miast), brak remontów sieci drogowej oraz substancji mieszkaniowej i przemysłowej, brak nowych inwestycji, trudności z dostępem – brak odpowiednich połączeń komunikacyjnych. Wszystkie te czynniki doprowadziły do dużego odpływu z terenów wiejskich głównie ludzi młodych. Przykładowo dla powiatu kłodzkiego, który doświad-

czył największej skali depopulacji w regionie sudeckim, jedna trzecia wszystkich wsi (65) wyludniła się w 80% i więcej, biorąc pod uwagę porównanie maksimum zaludnienia z okresu przedwojennego (od połowy XIX wieku do 1945 roku) z minimalną liczbą mieszkańców odnotowaną w okresie powojennym. Połowę mieszkańców straciło aż 70% (131) wsi w powiecie kłodzkim. Niektóre wsie zanikły całkowicie. Ślady dawnego osadnictwa oraz bardziej intensywnej i różnorodnej działalności człowieka w przeszłości nadal jednak łatwo możemy rozpoznać w krajobrazie. W czasie wędrówek przez Sudety – oprócz wymienionych wcześniej wałów i hałd kamieni związanych z minioną działalnością rolniczą – napotkamy liczne ruiny domostw i obiektów przemysłowych (niekiedy zostały po nich już tylko podmurówki, sklepione piwnice, studnie albo terasy osadnicze – spłaszczenia stoku, na których stawiano budynki), ślady dawnych dróg – obecnie nieużytkowanych i zarośniętych, formy terenu związane z dawnym górnictwem (hałdy, sztolnie, szyby, rowy poszukiwawcze, kamieniołomy), liczne stare obiekty hydrotechniczne (kamienna obudowa koryt, kamienne mosty, przepusty drogowe, zapory, kanały młynówek, zagłębienia po wyschniętych stawach) czy drzewa owocowe pośrodku lasu. Śladów zanikłych wsi w Sudetach pozostało nadal bardzo dużo i fascynujące jest odkrywanie historii zapisanej w pozornie „dzikim” krajobrazie. W ostatnich kilkunastu latach teren ten zaczął się jednak stopniowo zmieniać – pojawiają się nowi mieszkańcy, nowe domy, nowe funkcje terenów wiejskich. Niektóre


Przegląd Uniwersytecki 1|2021

z wyludnionych wsi również Śladów zanikłych wsi zdają się wracać do życia. Analiza tych najnowszych w Sudetach pozosprzemian obszarów wyludnio- tało nadal bardzo nych w Sudetach, wraz z pró- dużo i fascynujące bą zrozumienia ich przyczyn i mechanizmów, jest główną jest odkrywanie treścią realizowanego obecnie historii zapisanej w Instytucie Geografii i Roz- w pozornie „dzikim” woju Regionalnego projek- krajobrazie tu badawczego Narodowego Centrum Nauki OPUS „Odradzające się wsie? Nowe procesy społeczno-gospodarcze na ziemi kłodzkiej”. Przyglądamy się tym nowym zjawiskom w interdyscyplinarnym zespole geograficzno-socjologicznym. Ale to już temat na inną opowieść.

33

DR HAB. AGNIESZKA LATOCHA, PROF. UWr geograf, pracownik Zakładu Geomorfologii w Instytucie Geografii i Rozwoju Regionalnego. Kieruje również Pracownią Badań Krajobrazu, która powstała z jej inicjatywy. W badaniach zajmuje się między innymi wpływem działalności człowieka na zmiany środowiska i krajobrazu, szczególnie na terenach wyludnionych. Prowadzone prace łączą problematykę geografii fizycznej i geografii człowieka.


34

Przegląd Uniwersytecki 1|2021

Tekst: ŁUKASZ KRZYWKA Zdjęcia: DOMINIKA HULL

NVNQVAM VIDI IVSTVM DERELICTVM

Byłem dzieckiem i jestem już starcem, a nie widziałem sprawiedliwego w opuszczeniu ani potomstwa jego, by o chleb żebrało XXXVII psalm Dawidowy Los złych i dobrych (przekład według Biblii Tysiąclecia)


Przegląd Uniwersytecki 1|2021

35


36

Przegląd Uniwersytecki 1|2021

NVNQVAM VIDI IVSTVM DERELICTVM – taki napis ukazał się podczas remontu elewacji nad bramą prowadzącą od południowo-zachodniego narożnika placu Solnego do Zaułka Solnego. Aż do końca drugiej wojny światowej znajdował się tu pasaż Riembergów, zwany tak od nazwiska wrocławskich patrycjuszy, od początku XVIII wieku właścicieli kamienicy przy Rossmarkt 5 (Targ Koński, obecnie ulica Karola Szajnochy). Liternictwo odsłoniętego napisu – stosowanie litery „V” zarówno dla głoski „u”, jak i dla głoski „v” – wskazuje na formę zapisu łacińskiego stosowaną do XVI wieku. W tym czasie budynek przy Rossmarkt 6, przez którego parter prowadziło wyjście z pasażu, był własnością rodziny von Haunoldów. Jej rzeźbiony herb widoczny był nad manierystyczną bramą do czasu

rozbiórki po 1945 roku. Od strony placu Solnego parcela początkowo była otwarta wąskim przejściem, z czasem zamkniętym bramą o formach zbliżonych do tej od strony Targu Końskiego. Aż do początku XIX wieku nad bramą wznosiło się


Przegląd Uniwersytecki 1|2021

tylko jedno niewielkie piętro, później zostało nadbudowane jeszcze o dwie kondygnacje i klasycystyczny szczyt. Przejście, prowadzące od narożnika placu do położonej niżej ulicy i dalej aż do fosy miejskiej, zamykane z obu stron bramami, funkcjonowało jako prywatny pasaż handlowy, działały tu między innymi cukiernia, zakład szewski, firma handlująca cygarami i tekstyliami. Po drugiej wojnie światowej budynek przy ulicy Karola Szajnochy 5 został przekazany Uniwersytetowi Wrocławskiemu (do niedawna mieściły się tam pracownie konserwacji książek), a budynek pod numerem 6 rozebrano. Wróćmy jednak do napisu – jest to środkowy wers dwudziestej piątej zwrotki trzydziestego siódmego psalmu Dawidowego (Los złych i dobrych):„Byłem dzieckiem i jestem już starcem, a nie widziałem sprawiedliwego w opuszczeniu ani potomstwa jego, by o chleb żebrało” (przekład według Biblii Tysiąclecia). Zapewne napis ten miał tłumaczyć, dlaczego właściciel domostwa cieszy się dobrobytem i zaszczytami. Dlaczego jednak ten właśnie wers? Prawdopodobnie poprzedzający został

37

zniszczony przy okazji przebudowy bramy. Zachowany napis był zresztą w przeszłości odnawiany: pierwotne litery malowane były ciemnobrązową farbą na jasnokremowym tle, na nich zaś niezbyt starannie położono ten sam napis, wykonując go „brązą” – zastępczym niby-złotem. Obecnie przywrócono pierwotne kolory. Można jeszcze dodać, ale zastrzegając bardzo hipotetyczny charakter tego pomysłu, że słowo „DERELICTVM” mogło być chronostychem – zaszyfrowanym zapisem daty: rzymskie cyfry D L I V M po zsumowaniu dają 1656! DR ŁUKASZ KRZYWKA historyk sztuki, od roku 1981 roku pracuje w Instytucie Historii Sztuki Uniwersytetu Wrocławskiego. Specjalizuje się w sztuce XVIII, XIX i XX wieku, historycznymi uwarunkowaniami planowania przestrzennego oraz renowacją zabytków. Od 1999 roku jest pełnomocnikiem rektora Uniwersytetu Wrocławskiego do spraw obiektów zabytkowych i nadzoruje prace konserwatorskie prowadzone przez uczelnię.


38

Przegląd Uniwersytecki 1|2021

Tekst: MAGDALENA TABERNACKA Zakład Ustroju Administracji Publicznej

Czy wiemy, czym są mediacje? Mediacje. Media, medialny, medium… skojarzenia ze słowem „mediacje” nie są jednoznaczne, choć – rzecz jasna – to zależy. Przede wszystkim od tego, kogo pytamy i kiedy. Jak pisał Ludwik Stomma z kulturowo-antropologicznej perspektywy: kultura ludowa zbudowała na zasadzie mediacji cały system wierzeń. Demony na przykład działają na miedzach, czyli na tym skrawku ziemi, który nie należy ani do X, ani do Y, a jednocześnie do ich obu. Nie wolno podawać rąk przez próg. Tak zwana medycyna ludowa oparta jest na mitycznej grze demonicznych mediacji. Ludwik Stomma zadaje pytanie: „Co ma wspólnego mediacja antropologów z mediacją prawników?”. I odpowiada: „Wbrew pozorom niemało” (o czym na końcu niniejszego artykułu – w puencie, którą pozwolę sobie zacytować). Mediacje są zawsze między: ludźmi, ich grupami, ich interesami, pragnieniami, emocjami i życiowymi sprawami, tak właśnie powinno się więc postrzegać „mediacje prawników”, czyli mediacje będące instytucją prawną, która ma doprowadzić ludzi, których te pragnienia, interesy, emocje i życiowe sprawy dzielą, do punktu, w którym podział ten nie będzie uniemożliwiał im dalszej koegzystencji, albo do punktu, w którym uda się wygasić konflikt. Mediacje w polskim systemie prawa występują w procedurze cywilnej, w której stanowią podstawę rozwiazywania konfliktów wynikłych

ze stosunków o charakterze cywilnoprawnym, w procedurze karnej, w której sprawca czynu i jego ofiara mogą uzgodnić zadośćuczynienie, co będzie się wiązało z pewnymi korzyściami procesowymi dla sprawcy, a psychologicznymi i materialnymi dla ofiary, są także przedmiotem regulacji prawa administracyjnego, w którym w związku z tym, że jedną z największych zdobyczy przekształceń ustrojowych w Polsce jest uświadomienie własnej podmiotowości adresatom działania organów administracji publicznej, mogą być stosowane w sporach między nimi a organami, które wydały na przykład decyzję, z którą strona nie ma zamiaru się zgodzić. Jednym z najistotniejszych zastosowań mediacji jest postępowanie w sprawach nieletnich, które ma oddziaływać przede wszystkim wychowawczo na niedojrzałych jeszcze w pełni sprawców czynów zagrożonych karą. Mediacje są właśnie tym procesem, w którym młodzi ludzie mają czas i możliwości, by uruchomić w sobie empatię i dojść do właściwych refleksji. Niezwykle absorbującym wątkiem w badaniach nad mediacjami rozumianymi jako metoda niekonfrontacyjnego rozwiazywania konfliktów jest następująca kwestia: dlaczego


Przegląd Uniwersytecki 1|2021

39

Mediacje są właśnie tym procesem, w którym młodzi ludzie mają czas i możliwości, by uruchomić w sobie empatię i dojść do właściwych refleksji mediacje, które są tak przydatną, tanią i elastyczną metodą rozwiązywania sporów, nie są powszechnie stosowane. Perspektywa moich kilkunastoletnich badań nad tym zagadnieniem pozwala na zbliżenie się do odpowiedzi na to pytanie. Powodów takiego stanu rzeczy jest oczywiście wiele, jednym z nich jest stwierdzenie niepocieszającej oczywistości: nie mamy takiego zwyczaju, aby z kimś, kogo obecnie nie lubimy, uzgadniać rozwiązania (czytaj: jak już możemy skorzystać z drogi sądowej, to co sobie będziemy głowę zawracać rozwiązywaniem konfliktu – niech ONI im POKAŻĄ, kto tu miał i ma rację!). Jednym z najistotniejszych powodów tego, że mediacje nie są w powszechnym użyciu, jest jednak fakt, że po prostu niewiele osób o nich wie, a nawet jeśli sam termin nie wydaje się komuś abstrakcyjny bądź obcy, to ponieważ lubimy tylko te piosenki, które znamy – a tej akurat nie znamy – nie będziemy mediacji stosować. Wcale nie zdziwiłoby mnie, gdyby strony kierowane do mediacji nie były specjalnie zaskoczone adnotacją na postanowieniu o skierowaniu sprawy do mediacji: „Prosimy zabrać ze sobą czysty ręcznik”. Oczywiście taka heca jest raczej mało prawdopodobna, zważywszy między innymi na to, że obecnie można zaobserwować w naszym społeczeństwie zanik skłonności do robienia dzikich kawałów, jest więc mało prawdopodobne, aby na przykład sekretarka sądowa z sowizdrzalskim zacięciem umieściła taką adnotację na piśmie kierowanym do strony postępowania. Jeżeli chodzi zaś o strony, to bardziej spodziewałabym się w takim wypadku

Riho Kroll | unsplash.com


40

Przegląd Uniwersytecki 1|2021

pytania o rozmiary tego ręcznika… bez kwestio- słych. Zobaczymy, jakie będą wyniki tegorocznowania jego przydatności. Kilkoro adresatów nego badania. Najważniejszą cechą mediacji jest właśnie takiego wezwania mogłoby ewentualnie wpaść to, że są one formalnym wyrazem idei sprawiew panikę. Faktem jest, że niewiele osób w naszym kraju dliwości naprawczej. Sprawiedliwość naprawcza ma pojęcie o tym, czym są mediacje, do czego to przeciwieństwo prawa talionu. W mediacjach służą lub jaką mogliby z udziału w nich odnieść nie chodzi o to, by wydłubać oko za oko i wybić korzyść. Ogólnie nie widzimy specjalnej różnicy ząb za ząb – chodzi o to, aby ten, kto odniósł szkodę, uzyskał zadośćuczynienie, a ten, kto ją między terminem „mediacje” a „melioracje”. Badałam i badam obecnie różne grupy spo- spowodował, naprawił ją w taki sposób, jaki bęłeczne pod kątem tego, czy znają pojęcie media- dzie się mieścił w jego pojęciu i możliwościach cji i wiedzą, jak i gdzie może być ona stosowana. i będzie odpowiadał rzeczywistym potrzebom Najbardziej interesujące było – i jest – jednak to, poszkodowanego. W literaturze przedmiotu pico o mediacjach wiedzą dzieci i młodzi ludzie. sze się od dawna, że w tradycyjnym wymiarze Dzieci są swoistym papierkiem lakmusowym sprawiedliwości państwo zawłaszcza konflikt – świadomości społecznej swoich środowisk – ofiara może obserwować akt zemsty, ale jej powiedzą znacznie więcej i są znaczenie lepiej trzeby nie zostają wzięte pod uwagę. Nikt nie zorientowane w sytuacji rodzinnej, a nawet go- zajmuje się jej strachem i jej krzywdą – zostaje podwójnie osamotniona: przez spodarczej i politycznej społeczeńMediacje są zawsze społeczeństwo, bo a nuż zasłużyła stwa, niż się dorosłym wydaje lub sobie na taki los, jaki ją spotkał, chciałoby się im wydawać. Dzieci między: ludźmi, ich „wychowują się” przede wszyst- grupami, ich intere- i przez państwo, które swoją energię kieruje na ujęcie, osądzenie, kim przez socjalizację wzorców sami, pragnieniami, osadzenie i ukaranie sprawcy. Me– nabywają skrypty funkcjonowaemocjami i życiodiacje to szansa na dostrzeżenie nia społecznego przez obserwarzeczywistych potrzeb poszkodocję rodziny, domowników i innych wymi sprawami wanego – emocjonalnych i mateludzi będących dla nich „istotnyrialnych. mi innymi”. Gdyby mediacje były W pracach dyplomowych moich studentów, w powszechnym użyciu, z pewnością by o tym wiedziały. Wyniki wspomnianych badań nie na- w których przeprowadzili oni analizę rzeczywistych ugód zawartych w wyniku mediacji, udepawały jednak początkowo optymizmem. W badaniu, w którym uczestniczyły dzieci rza to, że poszkodowani domagają się przede szkolne, zatrważająco duża liczba responden- wszystkim przeprosin i przyznania, że zostali tów postrzegała mediacje jako: zupę z Azji – skrzywdzeni. Nie chcą tego od sądu – chcą by te 6,5%, rodzaj połączenia z Internetem – 37%, słowa padły z ust sprawcy czy rozstającego się partię polityczną – 23%. Ponadto 14% respon- z nimi partnera bądź osoby, przez której dziadentów wskazało, że mediacja służy do medy- łania czują się poszkodowani w biznesie. Gdy tacji, 8,8% – do mierzenia odległości z punktu omawiam ze studentami problem działania A do punktu B, a 36% – do tworzenia grafiki sprawiedliwości naprawczej, proszę ich, żeby postawili się w sytuacji ofiary lub sprawcy. Sprawca stron internetowych. Badania przeprowadzone w tym samym siedzi w więzieniu. Czy to rozwiązuje problem czasie wśród studentów nie dały może aż tak poszkodowanego? A jeżeli tak, to na jak długi spektakularnych wyników, ale wskazywały na czas? Sprawca czeka, aż wyjdzie na wolność. niewielką wiedzę co do tego, czym są mediacje. Co zrobi, gdy już opuści zakład karny? Czy nie Studenci nie kojarzyli, niestety, mediacji z insty- można by przepracować problemu z udziałem tucją tak zwanej sprawiedliwości naprawczej, sprawcy i poszkodowanego? Do tego właśnie czego można by już oczekiwać od osób doro- służą mediacje. Zresztą nie tylko o postępowa-


Przegląd Uniwersytecki 1|2021

nie karne tu chodzi. Wyrok sądu Konflikt, który nie bardzo rzadko „załatwia sprawę”, został opanowany, ponieważ konflikt, który nie został opanowany, będzie tlił się nadal i na będzie tlił się nadal pewno rozpali się w innym miejscu, i na pewno rozpali w innym postępowaniu i dostarczy ludziom w niego zaangażowanym się w innym miejscu, zajęcia, które pochłonie ich bez w innym postępowareszty. A naprawdę szkoda na to niu i dostarczy energii życiowej. Praktyka potwierludziom w niego dza, że aktywny konflikt rozwodozaangażowanym wy potrafi wygenerować nie tylko zajęcia, które postępowanie w sądzie rodzinnym, ale także liczne postępowania: cypochłonie ich bez wilne, na przykład o wydanie rzeczy reszty czy zapłatę, karne – tutaj inwencja ludzka i znajomość Kodeksu karnego jest bardzo szeroka, i administracyjnych – „Uprzejmie donoszę urzędowi skarbowemu, że…”. Świat idzie jednak do przodu, zwłaszcza ta jego część, która potrafi liczyć – we Włoszech mimo początkowego gwałtownego oporu samych prawników wprowadzono niedawno obligatoryjne mediacje. Wydaje się, że tej tendencji nie da się zatrzymać, ponieważ mediacje to jedyny efektywny sposób, aby poradzić sobie z kryzysem przeciążenia sądownictwa. Potrzebować będziemy więc mediatorów – na najwyższym poziomie fachowości jeżeli chodzi o wiedzę prawną oraz znajomość mechanizmów społecznych i psychologicznych warunkujących dynamikę konfliktów międzyludzkich. Mediator operuje na otwartym sercu i mózgu – nie może to być byle kto, działający byle jak i byle gdzie. Przede wszystkim musi jednak rozumieć swoją rolę i praktycznie stosować filozofię mediacji, którą nie jest sprawowanie władzy, a poszukiwanie drogi – drogi dla innych ludzi, żeby mogli odnaleźć sens i wiedzieć, co będzie ich czekało w przyszłości. Jak to więc ujął Ludwik Stomma: „Mediator a priori musi ustawić się w pozycji, w której nie jest po stronie X ani Y. Stawia go to jednocześnie w postaci upiora i ponadstrukturalnego lekarza choroby. W tej sytuacji, w założeniu część za część, musi prawny mediator powiedzieć

41

klientom: tak, wyszliśmy poza dychotomię X : Y. Ale zawarta właśnie umowa, iż świat nie jest czarno-biały obowiązuje również na innych polach. Odrzucenie grozy dychotomicznych opozycji to także zrozumienie dla homoseksualistów, rewizjonistów, heretyków, wolnomyślicieli, dwunarodowościowców, Ślązaków, których wpycha się w opozycję Polska : Niemcy etc., etc.”. Nie wiem, czy wszyscy uczestnicy kursów mediacji na Uniwersytecie Wrocławskim zdają sobie z tego sprawę. Ale to przyjdzie z wiekiem. A może uda nam się sprawić, by nie trzeba było aż tak długo czekać?

DR HAB. MAGDALENA TABERNACKA. PROF. UWr prawnik. Od 2005 roku zajmuje się problematyką mediacji jako formy rozwiązywania sporów. Kieruje Pracownią Badań nad Mediacjami i Innymi Alternatywnymi Sposobami Rozwiązywania Sporów w Sferze Publicznej (www. pracowniamediacji.uni.wroc.pl). Brała udział w pracach legislacyjnych dotyczących regulacji prawnych mediacji w postępowaniu administracyjnym.


42

Przegląd Uniwersytecki 1|2021

Tekst i zdjęcia: PIOTR OWCZAREK Zakład Geografii Fizycznej

Tajemnice arktycznej Wyspy Niedźwiedziej – prekursorskie badania naukowców z Uniwersytetu Wrocławskiego

▲ Krajobraz południowo-wschodniego wybrzeża wyspy w rejonie zatoki Russehamna


Przegląd Uniwersytecki 1|2021

43

▲ Tundra krzewinkowa na Wyspie Niedźwiedziej, na pierwszym planie wierzba polarna

Samotna arktyczna Wyspa Niedźwiedzia, położona w zachodniej części Morza Barentsa, między Półwyspem Skandynawskim a główną wyspą archipelagu Svalbard – Spitsbergenem, należy do najbardziej odizolowanych wysp półkuli północnej. Ma kształt odwróconej kropli wody o wymiarach 15 na 20 km. Większa część wyspy jest płaska, z licznymi jeziorami, od strony południowej zaś opada stromymi urwiskami skalnymi o wysokości przekraczającej 400 metrów. Wyspa jest oblewana od północy zimnymi wodami arktycznymi, które wpływają na jej surowy polarny klimat. Jego cechami charakterystycznymi są silne wiatry, częste mgły i niskie temperatury, które w czasie krótkiego arktycznego lata sięgają zaledwie kilku stopni powyżej zera. Choć wyspę znali już prawdopodobnie wikingowie, to jednak za jej odkrywcę uważa się Willema Barentsa, który 10 czerwca 1596 roku dopłynął do jej brzegów. W następnych stuleciach wyspa stała się celem licznych wypraw wieloryb-

niczych. Nigdy jednak nie powstało stałe osadnictwo na wyspie, choć była ona przedmiotem zainteresowania korony brytyjskiej czy Imperium Rosyjskiego. Jej status terytorialny jednak, z uwagi na położenie na peryferiach cywilizowanego świata, aż do początku XX wieku był niejasny. Dopiero na mocy umów międzynarodowych (traktat spitsbergeński) z 1920 roku archipelag Svalbardu wraz z Wyspą Niedźwiedzią znalazł się pod zwierzchnictwem Norwegii. Geopolityka upomniała się jednak o wyspę w czasie drugiej wojny światowej – ze względu na jej strategiczne położenie na trasie konwojów do Murmańska, jak również w okresie zimnej wojny, stając się dla Rosjan bramą do Atlantyku. Te czasy na szczęście minęły, a wyspą zainteresowali się naukowcy, ponieważ z punktu widzenia funkcjonowania przyrody całej Arktyki ma ona niebagatelne znaczenie. Tutaj mieszają się prądy morskie – zimny od północy z ciepłym atlantyckim od południa – wpływając na powstanie niezwykle wrażliwego na zmiany


44

Przegląd Uniwersytecki 1|2021

▲ Klify skalne południowego krańca Wyspy Niedźwiedziej

klimatyczne ekosystemu. Wyspa stanowi sanktuarium ptasie o znaczeniu globalnym, a uboga roślinność tundrowa, z uwagi na znikomy wpływ człowieka, stanowi swoistego typu otwarte laboratorium biologiczne. Wysokie klify z licznymi interesującymi formacjami skalnymi, olbrzymie osuwiska obserwowane w południowo-wschodniej części wyspy wraz ze słabo poznanymi formami krasu polarnego są niemal zupełnie nieznane z punktu widzenia badań geomorfologicznych. Wyspa Niedźwiedzia jest bardzo ważna dla historii polskich badań polarnych. W latach 1932–1933 odbyła się tutaj pierwsza polska całoroczna wyprawa polarna. Uczestniczyła w niej trójka Polaków: Czesław Centkiewicz, Stanisław Siedlecki oraz Władysław Łysakowski. Pierwszy z nich, zafascynowany Arktyką, stał się później autorem poczytnych książek o tematyce polarnej, drugi zaś założył pierwszą polską stację

polarną na fiordzie Hornsund w południowej części Spitsbergenu. W 2012 roku, w osiemdziesięciolecie tej pierwszej polskiej wyprawy, została zorganizowana ekspedycja Polskiej Akademii Nauk na statku szkolno-badawczym Wyższej Szkoły Morskiej w Gdyni „Horyzont II”. Jej celem, obok archipelagu Svalbard, była również Wyspa Niedźwiedzia. W wyprawie uczestniczyło dwóch naukowców z Instytutu Geografii i Rozwoju Regionalnego Uniwersytetu Wrocławskiego: dr hab. Piotr Owczarek, prof. UWr, oraz prof. dr hab. Krzysztof Migała. W trakcie pobytu przeprowadzili oni pierwsze w historii wyspy badania dendrochronologiczne. Do badań laboratoryjnych zostały pobrane próbki karłowatej wierzby polarnej. Ta niska (do 5 cm wysokości), płożąca roślina ma zdrewniałe pędy o maksymalnej grubości 1 cm, w których wykształcają się bardzo wąskie słoje. Za ich pomocą jest możliwe badanie zmian


Przegląd Uniwersytecki 1|2021

Te prekursorskie badania dendrochronologiczne przeprowadzone na Wyspie Niedźwiedziej stanowią istotny wkład w rozwój panarktycznej sieci dendroklimatycznej oraz ważne źródło wiedzy dla prawidłowego i wiarygodnego rozpoznania zmian niezwykle wrażliwego środowiska przyrodniczego Arktyki. DR HAB. PIOTR OWCZAREK, PROF. UWr kierownik Pracowni Dendrochronologicznej w Instytucie Geografii i Rozwoju Regionalnego. Jego zainteresowania badawcze koncentrują się na reakcji przyrostowej drzew i krzewinek na współczesne zmiany środowiska przyrodniczego w pobliżu górnej i północnej granicy lasu. Prowadzi badania naukowe w obszarach polarnych, górach wysokich Azji Centralnej oraz wybranych regionach Karpat i Sudetów.

środowiska przyrodniczego Arktyki, w tym aktywności procesów rzeźbotwórczych czy rekonstrukcji zmian klimatycznych. Analizując liczbę słojów, stwierdzono, że najstarsze zebrane okazy z Wyspy Niedźwiedziej mają około 95 lat, a więc należą do najstarszych w całej Arktyce. Przy współpracy z dr hab. Magdaleną Opałą-Owczarek, profesor Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, pobrane do analiz krzewinki poddano szczegółowym i bardzo żmudnym badaniom dendroklimatycznym. W ostatnich latach pozyskano również dodatkowy materiał roślinny do badań. Uzyskano niezwykle cenne z punktu widzenia współczesnych zmian klima-

45

tycznych wyniki badań. W grudniu 2020 roku zostały one opublikowane na łamach prestiżowego czasopisma „Environmental Research Letters”. Na podstawie zmian szerokości słojów wierzby polarnej z Wyspy Niedźwiedziej wskazano ramy czasowe bardzo ważnego zjawiska obserwowanego w całej Arktyce, jakim jest zielenienie i brązowienie tundry. Wskutek zmian klimatycznych i szybkiego wzrostu temperatury w wielu obszarach polarnych od lat dziewięćdziesiątych XX wieku obserwuje się intensywny rozwój roślinności (wzrost biomasy) i przesuwanie się na północ granic ekotonów. Dalszy wzrost temperatury przy jednoczesnej stabilizacji lub nawet zmniejszaniu ilości opadów atmosferycznych może jednak powodować zjawisko odmienne – brązowienie tundry. Występowanie tego procesu, na podstawie przeprowadzonych badań dendrochronologicznych, stwierdzono na Wyspie Niedźwiedziej od połowy pierwszej dekady XXI wieku. Jest ono bardzo niekorzystne dla funkcjonowania ekosystemu polarnego, wpływając nie tylko na spowolnienie wzrostu roślin tundrowych i spadek bioróżnorodności, ale także na wzrost natężenia procesów eolicznych i degradację gleby oraz na zmiany mikroklimatyczne. Te prekursorskie badania dendrochronologiczne przeprowadzone na Wyspie Niedźwiedziej stanowią istotny wkład w rozwój panarktycznej sieci dendroklimatycznej oraz ważne źródło wiedzy dla prawidłowego i wiarygodnego rozpoznania zmian niezwykle wrażliwego środowiska przyrodniczego Arktyki. Jest to tym bardziej ważne, jeśli zdamy sobie sprawę, że „Arktyka jest bliżej niż myślimy” i ma ona ogromne znaczenie dla funkcjonowania geosystemu naszej planety.


46

Przegląd Uniwersytecki 1|2021

Tekst: DIANA CODOGNI-ŁAŃCUCKA Biblioteka Uniwersytecka Zdjęcia: Archiwum Biblioteki Uniwersyteckiej

Statuty synodalne biskupów wrocławskich Statuta synodalia Wratislaviensia (Statuty synodalne biskupów wrocławskich) należą do najcenniejszych cymeliów przechowywanych w Bibliotece Uniwersyteckiej. Ten inkunabuł, powstały w 1475 roku we wrocławskiej oficynie Kaspra Elyana – najstarszej na Śląsku i drugiej w dzisiejszych granicach Polski – zawiera pierwszy drukowany tekst w języku polskim: trzy codzienne modlitwy Ojcze Nasz, Zdrowaś Maryjo i Wierzę w Boga.

Statuta, zapomniane przez kilka stuleci, zostały włączone do obiegu naukowego po ich ponownym odkryciu w 1812 roku. Wówczas Johann Christian Friedrich, kustosz w powstałej zaledwie rok wcześniej wrocławskiej Bibliotece Uniwersyteckiej, odkrył je w księgozbiorze zsekularyzowanego klasztoru Norbertanek w Czarnowąsach. Uwagę badaczy zwracała wczesna data druku, umieszczona średniowiecznym zwyczajem w kolofonie na końcu dzieła: „Anno D[omi] ni MCCCCLXXV. Nona vero die

mens. Octobris” (9 października 1475 roku). Jest ona istotna dla historii lokalnego drukarstwa – następne teksty wytłoczone na Śląsku powstały dopiero ćwierć wieku później w krótkotrwałej oficynie Konrada Baumgartena (1503–1506), a kolejna drukarnia, należąca do Andreasa Winklera, została założona w 1538 roku. Podobnie pionierską rolę Statuta odgrywają dla historii druku w języku polskim: kolejne większe niesamoistne polskie teksty pochodzą z 1502 i 1506 roku, a regularne wydawanie polskich

książek przypada na trzecie dziesięciolecie XVI wieku. Druk zawiera ustawy trzech piętnastowiecznych synodów diecezji wrocławskiej. W części obejmującej statuty biskupa Konrada znajdują się zalecenia, aby duchowni modlili się z wiernymi w językach miejscowych, oraz wzór poprawnego tekstu modlitw po niemiecku i po polsku. Ustalenia synodów były znane już wcześniej i rozpowszechniane w formie rękopiśmiennej – Biblioteka Uniwersytecka przechowuje aż cztery takie manuskrypty, a je-


Przegląd Uniwersytecki 1|2021

den z nich (II F 63) był mniej lub bardziej bezpośrednim wzorem dla wersji drukowanej. Tekst modlitw odbiega od wersji znanej nam dziś. Znajdziemy tam wiele archaizmów, jak choćby ten z zakresu fonologii: pierwotne „t”, które dopiero pod koniec XV wieku dysymilowało w „j” (otcze, wynowatczom). Charakterystyczna jest także duża liczba czechizmów (jak tytułowe Szdrawa Maria) – uważano nawet, że to druk czeski, nie polski. Widać również, że dużą trudność stanowiło oddanie dźwięków języka polskiego za pomocą posiadanego zasobu czcionek łacińskich. Stąd mamy różne

rozwiązania dla dźwięków nosowych (suantego, vmanczon, swientim, wstupil, saundzicz), zamiennie stosowane znaki „i” – „y” (wynny, cristus) czy podniebienne „j” zapisywane jest jako „g” (gego gedynego). Standaryzacja polskiej ortografii dokonała się dopiero pół wieku później w krakowskiej drukarni Hieronima Wietora. Pod względem typograficznym edycja wykazuje wiele drobnych niedoskonałości, jak nierówna linia czcionek, odbite ślady po ramie drukarskiej, wreszcie zamienione karty 20 i 21, co zresztą zostało zauważone przez drukarza, skoro dopisał ręcznie notę – erratę.

47

Kim był drukarz, który wytłoczył Statuta – jak można to przeczytać w kolofonie – „dla chwały Boga oraz wspólnego pożytku duchowieństwa”? Elyan urodził się około 1435 roku w Głogowie. Poświęcił się karierze duchownej, w latach 1451–1467 źródła odnotowały go jako studenta w Lipsku, Krakowie i Erfurcie. Przypuszczalnie w tym ostatnim mieście zetknął się z nową sztuką drukarską przez jednego z wędrownych impresorów. Prawdopodobnie przebywał również w Kolonii, gdzie praktykował w oficynie Ulricha Zella – wskazuje na to podobieństwo użytych póź-


48

Przegląd Uniwersytecki 1|2021

niej we Wrocławiu czcionek. Około 1470 roku powrócił na Śląsk. W 1475 roku objął funkcję „succentora” – pomocnika kantora przy wrocławskim kościele św. Krzyża. Z inicjatywy diecezji w tym samym czasie założył drukarnię. Dwa lata później objął funkcję kanonika kapituły katedralnej, co pozwoliło mu intensywniej poświęcić się działalności typograficznej. Drukarnię prowadził do 1482 roku. W tym czasie z ramienia biskupa wrocławskiego Jana IV Rotha pojechał do Rzymu. Zmarł w 1486 roku, zapewne w drodze powrotnej na Śląsk. Przed wyjazdem do Rzymu Elyan oddał swoje cenne przedmioty na przechowanie wrocławskiemu mieszczaninowi Hansowi Klugemu. Po śmierci

drukarza zarówno kapituła, jak i osoby prywatne zgłaszały pretensje do jego spuścizny. W toku tych sporów wspomniane w dokumentach „gerathe”, czyli prawdopodobnie prasa drukarska i inne elementy wyposażenia warsztatu, zostały zabezpieczone na zamku cesarskim. Dalsze losy najstarszej śląskiej prasy są nieznane. Z warsztatu Elyana znamy dziś dziewięć tytułów w dwunastu edycjach – najpoczytniejsze teksty wydawał kilkakrotnie. Drukował głównie niewielkie objętościowo dzieła o treści religijnej przeznaczone dla duchownych wrocławskiej diecezji. Jedynym świeckim tekstem są Facetiae Gianfrancesca Poggia, powstałe zapewne na zlecenie

wykształconego w humanistycznej Italii biskupa Rotha. Druki Elyana miały charakter użytkowy, były narażone na szybkie zniszczenie, stąd dziś są bardzo rzadko notowane. Biblioteka Uniwersytecka przechowuje siedem egzemplarzy z oficyny Elyana. Statuta synodalia to jeden z dwóch tylko zachowanych kompletnych egzemplarzy tego wydania, drugi ma Biblioteka Narodowa w Pradze. Unikatem krajowym są także Facetiae Poggia, a unikatem światowym – egzemplarz dzieła Johannesa Gersona De modo vivendi omnium fidelium. Badacze wskazywali różne przyczyny tego, że dzieło drukarza, który zaledwie dwadzieścia lat po wydrukowaniu


Przegląd Uniwersytecki 1|2021

przez Gutenberga słynnej Biblii przeniósł „czarną sztukę” na Śląsk, ani nie spotkało się z należytym zainteresowaniem mu współczesnych, ani nie znalazło bezpośredniego kontynuatora. Czy zleceniodawca Elyana – elita duchowieństwa – nie dostrzegł możliwości, jakie niosła sztuka druku? Czy wręcz przeciwnie, archaiczny warsztat cieszył się coraz mniejszym uznaniem w czasie, gdy diecezja miała ambicje zamawiać wysmakowane i reprezentacyjne dzieła, jakie powstawały już wówczas w dużych ośrodkach europejskich? W następnych dziesięcioleciach wrocławskie biskupstwo zlecało edycje w Krakowie, Moguncji, Strasburgu i Wenecji. Ponadto swoisty dla Wrocławia rozłam między klerem a mieszczaństwem oraz brak większych tradycji naukowych w mieście – nieudana próba powołania uniwersytetu nastąpiła dopiero w 1505 roku – stanowiły o trudności ze znalezieniem odpowiedniej liczby zamówień na druk, a również i wówczas

przetrwać mogły tylko drukarnie komercyjne. Przez ostatnie dwieście lat drukarz i jego dzieło stały się przedmiotem wielu badań i opracowań. Dziś Statuta Elyana fascynują też w lokalnej perspektywie – jako świadectwo wielokulturowości typowego środkowoeuropejskiego miasta u schyłku średniowiecza, jakim była stolica Śląska w 1475 roku: równorzędne teksty po polsku i niemiecku znalazły się w łacińskim druku wydanym w należącym wówczas do Królestwa Czech Wrocławiu. Dzieło Elyana zainspirowało Macieja Zarańskiego, maszynistę typograficznego, który prowadzi Drukarnię przy ulicy Otwartej. W 545. rocznicę wytłoczenia Statutów podjął się wykonania przedruku kart z polskimi modlitwami. Podczas cyfrowej obróbki zdjęć odtworzył on nie tylko układ tekstu, ale także wspomniane niedoskonałości pierwowzoru. Wydruk powstał na ręcznie czerpanym papierze,

49

z użyciem robionej na zamówienie farby typograficznej, by jak najbardziej zbliżyć się do oryginału. Oryginał Statutów można zobaczyć pod adresem: https://bibliotekacyfrowa. pl/dlibra/publication/35364/ edition/89440?language=pl

DIANA CODOGNI-ŁAŃCUCKA historyk sztuki, kierownik Oddziału Starych Druków w Bibliotece Uniwersyteckiej we Wrocławiu. W centrum jej zainteresowań znajdują się grafika nowożytna i nowoczesna, badania proweniencyjne oraz cyfrowa dokumentacja dziedzictwa kulturowego. W badaniach koncentruje się też na śląskiej sztuce modernizmu oraz wzajemnych relacjach sztuki i polityki. Jest współredaktorką książki Piastowskie kolekcje ze zbiorów Biblioteki Uniwersyteckiej we Wrocławiu: digitalizacja i udostępnienie, (Wrocław 201)5, autorką artykułów i rozdziałów w publikacjach dotyczących sztuki śląska XX wieku.


50

Przegląd Uniwersytecki 1|2021

WSPOMNIENIA

JACEK PETELENZ-ŁUKASIEWICZ (1934–2021) Tekst: DR HAB. ADAM POPRAWA

Ż ycie Jacka Łukasiewicza się domknęło, ale biografia – nie: ta pisze się nadal i będzie kontynuowana we wspomnieniach i w powrotach do wielkiej

biblioteki dzieł pozostawionych przez zmarłego, a także – choć to czasami trudniej zobaczyć – w inspiracjach jemu zawdzięczanych, a doświadczanych zapewne przez wielu. Był mistrzem ponad wszelką wątpliwość, takim jednakże, któremu niespecjalnie chyba zależało na stworzeniu swojej szkoły. Jego metodą uczenia (i tak, pedagogiką również) było skrycie się w cieniu, aby jak najwięcej miejsca zostawić przychodzącym z wierszami, pracami zaliczeniowymi, rozdziałami magisterek czy doktoratów. Owszem, czytał uważnie, ba!, najuważniej w świecie, komentował dokładnie, niemniej zawsze miały to być dzieła przybywających po wiedzę lub ocenę, nie zaś teksty według jednego, by tak rzec: jednomistrzowskiego wzorca. I zawsze był ciekaw tych innych poezji, rozpraw, książek. Mając wyrobione przez lata i oryginalne, wyrafinowane poglądy estetyczne, z wielką powagą i skupieniem traktował każdy debiutancki tomik. Przez lata mogłem to widzieć z bliska, jako juror najważniejszej polskiej nagrody poetyckiej, której kapitule przewodniczył właśnie Jacek Łukasiewicz. Pasjonowało go nowe – nie dlatego jednak, że nowe, lecz dlatego, że się dzieje; to ważka różnica. Zadzwoniłem kiedyś do niego na co on: „A wiesz, oglądam właśnie pokaz mody włoskiej”. Całkiem niedawno zaś, jak się miało później okazać, w ostatnich miesiącach życia, napisał w Notatkach literackich, systematycznie publikowanych w „Odrze”, że wprawdzie nie zna się na prawie, ale lubi przysłuchiwać się dyskusjom prawników. Był zachłanny świata jako czytelnik, podróżnik, entuzjasta sztuki kulinarnej, znawca malarstwa wreszcie. Kilka lat temu, już po osiemdziesiątce, pojechał do Holandii, żeby dokładnie zwiedzić kilka tamtejszych muzeów. Znajomi – co smutne, nawet z naszej, niby humanistycznej branży – dziwili się: „Jedziesz na jakąś konferencję, tak?”. „Nie, chcę po prostu obejrzeć obrazy”.

Gilles Detot | unsplash.com

Niemniej w tym lubieniu świata, w takim, jak można by mniemać, dobrym czuciu się w świecie, był też cień, nie do końca ujawniany nawet w wierszach. We wspomnianych Notatkach literackich, będących dziennikiem lektur, ale też komentarzy do różnych wydarzeń, napisał kiedyś o XXI wieku, w którego pierwszej połowie umrze. Temat nie wymagał mówienia o śmierci, zwłaszcza własnej, jednak na (nagłą) chwilę się pojawił. Też już w późnych swoich latach Jacek Łukasiewicz wybrał się na zorganizowany wyjazd do północnej Afryki, przeczytał Harry’ego Pottera, poży-


Przegląd Uniwersytecki 1|2021

czonego od jakiegoś chłopca, innego uczestnika tej wycieczki. We Francji bywał nieraz; któryś z wcześniejszych wojaży przypadł na kampanię, która zakończyła się dla Charlesa de Gaulle’a niepowodzeniem. Jacek Łukasiewicz wspominał, że w trakcie tamtej kampanii sprzedawano długopisy z karykaturą de Gaulle’a, cieszyły się sporą popularnością, kiedy jednak przegrał, natychmiast te przedmioty z rynku wycofano. Jacek Łukasiewicz wspominał ten epizod z uznaniem: ostre starcia ani ataki bynajmniej go nie pociągały. A, przypomnę, zapatrywania estetyczne (i inne) miał wcale wyraziste. Powiedział w którymś wywiadzie, że najczęściej występuje publicznie w trzech rolach: uczonego literaturoznawcy, krytyka literackiego i dydaktyka na polonistyce. I nie chciałby tych ról rozdzielać. Między innymi z takiego całościującego podejścia brała się jego wyjątkowość. Zajmował się literaturą XX wieku (choć nie tylko), nieraz więc przychodziło mu – tyle że w innym, historycznoliterackim trybie – relacjonować wspomnienia z młodości czy opisywać książki przyjaciół. Taki przywilej, a czasem kłopot współczesnościowców (jak w gwarze polonistycznej nazywa się badaczy literatury powojennej i najnowszej). Ostatnia książka, monografia Stanisława Grochowiaka, jawi się zarazem jako ukryta autobiografia Jacka Łukasiewicza – znali się od czasów szkolnych, przyjaźnili przez dekady. Łączenie perspektyw – historycznych, politycznych, społecznych, literaturoznawczych, egzystencjalnych – wymagało jednak u Jacka Łukasiewicza jeszcze jednego rygoru: szacunku dla powinności gatunkowych. I nie ma w tym paradoksu, chodzi o precyzję. W latach osiemdziesiątych minionego wieku kultura i Kościół mocno się zbliżyły. Artyści i pisarze występowali w świątyniach, niekiedy też czytali zza lektorskiego pulpitu w trakcie mszy. Jacek Łukasiewicz nie był przekonany, gdy na przykład Listy apostolskie oddawane były przesadnej interpretacji głosowej. „Pismo święte powinno być czytane, a nie odgrywane”. Studentów zaś i asystentów, uwiedzionych stylem komentowanych twórców, łagodnie mitygował: „No nie, wiersza nie powinno się opisywać wierszem, tu trzeba metajęzyka”. O wielu książkach, autorach i problemach pisał pierwszy, był odkrywcą. Za przykład niech wystarczy Teodor Parnicki, jeden z najbardziej oryginalnych i najwięcej wymagających polskich twórców. Kiedy – jeszcze w 1958 roku! – ukazał się w „Więzi” szkic Jacka Łukasiewicza o tej twórczości, uradowany Parnicki przysłał z Meksyku list, uznając, że żaden inny krytyk nie napisał o jego powieściach tak wnikliwie ani z tak pogłębionym zrozumieniem. Wracał też do twórców dawniejszych, do Adama Mickiewicza przede wszystkim. Ostatni raz rozmawiałem z Jackiem Łukasiewiczem przed Bożym Narodzeniem, przez telefon. Powiedział, że zaczął pisać książkę o Romantyczności.

51


52

Przegląd Uniwersytecki 1|2021

JANUSZ JASKÓŁA (1960–2021) Tekst: DR HAB. ILONA BŁOCIAN

D oktor habilitowany Janusz Jaskóła był pracownikiem Instytutu Filozofii Uniwersytetu Wrocławskiego. Był naszym Kolegą i Przyjacielem, osobą bardzo ciepłą i pełną serdeczności, obdarzoną dużym poczuciem humoru, bardzo obowiązkową i lojalną w życiu osobistym oraz zawodowym.

Janusz urodził się 29 stycznia 1960 roku. Wykształcenie techniczne uzupełniał studiami filozoficznymi, a następnie doktoranckimi. Ich zwieńczeniem była obrona rozprawy doktorskiej Światy możliwe w historii filozofii. Rekonstrukcja historycznego ujawnienia się sensów, pisanej pod promocją profesor Janiny Gajdy-Krynickiej, i 5 grudnia 1997 roku uzyskał stopień doktora nauk humanistycznych. Sam swoje zainteresowania badawcze określał jako kategorię światów możliwych. Zorganizował wspólnie z doktor Anną Olejarczyk wiele konferencji i napisał wiele tekstów poświęconych temu problemowi: Alternatywa dla faktów – światy możliwe (1995), Światy możliwe jako uprawomocnienie filozofowania: Platon (2000), Kosmologia światów możliwych (współredakcja Anna Olejarczyk, 2002), Światy możliwe jako kategoria filozoficzna (2002), Zasadność rozważania kosmologii światów możliwych (2002). Trzydziestego listopada 2012 roku uzyskał stopień doktora habilitowanego na podstawie pracy Pierwsza Filozofia. Stanowienie i odkrywanie rzeczywistości filozoficznej (2011). Jego główne prace to: Filozoficzna możliwość sofistyki i jej krytyki (1999), Prawda a metoda. Aporie myśli współczesnej, część 1 (współredakcja Anna Olejarczyk, 2003), Prawda a metoda. O prawdzie, część 2 (współredakcja Anna Olejarczyk, 2006), Jedno i Jedno-Wiele (współredakcja Anna Tomkowska, 2009) i wspomniana już Pierwsza filozofia. Ponadto był autorem publikacji: Świat rozumiany a świat rozumienia (2003), O czym można mówić. Sofista (2003), Poznanie a śmierć (2004), Światy prostopadłe (2005), Zasada konstytuująca nauki szczegółowe. Arystoteles czy Platon (2008), Funkcja zasady w filozofii (2009), Sokrates umarł (2014), Grafy (2015), Mieszaniec (2016). W 2016 roku objął funkcję zastępcy dyrektora do spraw studenckich Instytutu Filozofii i piastował ją przez cztery lata. Były to lata wypełnione wieloma wyzwaniami, naradami, spotkaniami, dyskusjami. Janusz aktywnie w nich uczestniczył. Dotyczyły kwestii strategii rozwoju instytutu, zmian programowych. Brał udział w spotkaniach i pracach Zespołu do spraw Oceny Jakości Kształcenia, w których jego głos był zawsze cenny, inspirujący i zawsze związany z wrażliwością na sprawy studentów. Pra-


Przegląd Uniwersytecki 1|2021

cował nad programami specjalności Studia nad religiami i dialogiem międzykulturowym, nad programami Filozofii nauki i nad projektem Opieki humanitarnej. Był urodzonym obrońcą, obrońcą słabszych, często wspomagał potrzebujących pomocy. Od 2013 roku brał czynny udział w spotkaniach grupy badawczej, następnie Towarzystwa Bachelardowskiego, zabierał głos na konferencjach, w dyskusjach i w zwykłych rozmowach przyjaciół. Janusz był niezwykłą osobą – łączył w sobie siłę, dobroć oraz ciepło. Był oddanym, lojalnym przyjacielem. Można było na niego liczyć w każdej sprawie. Jego brak jest dotkliwie odczuwany przez przyjaciół, kolegów, doktorantów, studentów, nas wszystkich. „Sokrates umarł, umarł cały – każdy aspekt jego życia przestał być życiem, przestał być. Jednak, będąc zarazem postawą, był dany innym i jako taki stał się przesłanką ich postawy” (Sokrates umarł) „[…] i tak tylko mam dobrą nadzieję, że jakoś tam jest tym, co pomarli, i jak to dawno mówią, znacznie lepiej dobrym niż złym” (Fedon 63b-c).

53


54

Przegląd Uniwersytecki 1|2021

WŁADYSŁAW MISIAK (1936–2021) Tekst: DR HAB. STANISŁAW WITOLD KŁOPOT

C zwartego lutego 2021 roku zmarł profesor Władysław Misiak, mój mistrz i przyjaciel. Poznałem Go w 1974 roku, kiedy zostałem zatrudniony

na stanowisku asystenta stażysty w Zakładzie Socjologii Instytutu Filozofii, Socjologii i Logiki Uniwersytetu Wrocławskiego. W Zakładzie Socjologii było zatrudnionych tylko trzech absolwentów kierunku socjologia, pozostali ukończyli inne kierunki studiów. Okazało się, że zatrudnionych było trzech absolwentów historii: Władysław Misiak, Zdzisław Zagórski i piszący te słowa. Na dodatek każdy z nas napisał pracę magisterską pod kierunkiem profesora Adama Galosa. Wspominam o tym nie bez kozery, ponieważ znakomita większość zatrudnionych musiała samodzielnie w ramach samokształcenia poznawać stan teorii i badań w dziedzinie socjologii. Adiunkt Władysław Misiak był bardzo bezpośredni, uprzejmy, łatwo nawiązujący kontakt z młodszymi pracownikami Instytutu. W ówczesnych realiach nie było zbyt wiele obszarów merytorycznej współpracy między pracownikami Zakładu. Ich aktywność koncentrowała się przede wszystkim na zajęciach dydaktycznych z różnych przedmiotów z zakresu filozofii. Brak było dostatecznej liczby zajęć z socjologii realizowanych na pedagogice, prawie i filozofii. Przez kilka dobrych lat, poza grzecznościowymi relacjami, niewiele było okazji do bliższego wzajemnego poznania. Znakomity obserwator świata i ludzi, jakim był Władysław Misiak, dobrze rozpoznał moje inklinacje badawcze, proponując udział w projekcie realizowanym dla Wojewódzkiego Biura Planowania Przestrzennego we Wrocławiu przygotowującego plan zagospodarowania przestrzennego miasta. W pracach zespołu uczestniczyli, poza Władysławem Misiakiem, geografowie społeczni: docent Antoni Zagożdżon, doktor Barbara Jokiel i inni. Ścisła współpraca merytoryczna przy realizacji projektu pozwoliła na lepsze, głębsze wzajemne poznanie. Jej efektem była propozycja napisania pod kierunkiem Władysława Misiaka doktoratu z socjologii miasta. Był wymagającym, ale także niesłychanie cierpliwym opiekunem naukowym, pozostawiającym bardzo dużą swobodę w poszukiwaniu najlepszych podejść teoretycznych dla podjętego problemu. Raczej podpowiadał, niż narzucał zakres lektur referujących teorie i badania z socjologii miasta, jak i ścieżki rozwiązywania podjętych w rozprawie problemów teoretycznych i empirycznych. Spotkania i dyskusje w czasie pracy nad rozprawą były bardzo częste i szybko relacje między mentorem a doktorantem przekształciły się w relacje przyjacielskie. W częstych rozmowach Władysław Misiak wspominał lata spędzone we Wrocławiu. Z rozmów tych dowiedziałem się, że rodzina profesora przybyła do powojennego zniszczonego miasta z Rumunii. Te dziecięce lata dały mu bardzo dobrą


Przegląd Uniwersytecki 1|2021

znajomość języka rumuńskiego, którą zachował mimo braku kontaktów w późniejszych latach z Rumunią. Znacznie częściej wspominał okres nauki w liceum ogólnokształcącym oraz lata studiów historycznych. Związki koleżeńskie, zawiązane przyjaźnie w tym okresie nie uległy rozluźnieniu w dojrzałym życiu Profesora. Było to, jak sądzę, możliwe dzięki wyjątkowej właściwości mojego mentora. Otóż nigdy nie dyskutował o przekonaniach religijnych i politycznych osób, z którymi pozostawał w relacjach koleżeńskich czy przyjacielskich. Liczyły się dla niego uniwersalne cechy charakteru: uczciwość, rzetelność, prawdomówność, wyrozumiałość i życzliwość dla innych ludzi. Takimi też cechami wyróżniał się Władysław Misiak, co szczególnie w rozpolitykowanych latach osiemdziesiątych zjednywało mu powszechną sympatię i poważanie. Sympatię zjednywało mu również poczucie humoru, dostrzeganie w różnych sytuacjach humorystycznych, zabawnych elementów. Potrafił śmiać się również z siebie, często po przegranej partii szachów przytaczał powiedzonko swojego sąsiada: „Władek, to nie uniwersytet, w szachach trzeba myśleć”. Jak sam zapewniał, zapisywał zabawne zdarzenia, jakie przydarzały się znanym mu socjologom, i ich powiedzonka/porzekadła. Zamierzał bowiem opublikować zbiór anegdot z życia własnego i swoich kolegów. Władysław Misiak był bardzo aktywnym członkiem Polskiego Towarzystwa Socjologicznego. Przez kilka kadencji kierował jego wrocławskim oddziałem. Systematycznie organizowane spotkania integrowały zatrudnionych we wrocławskim środowisku akademickim socjologów z socjologami zatrudnionymi w różnych podmiotach gospodarczych i instytucjach Dolnego Śląska. Były to spotkania naukowe, dzięki swojej pozycji w środowisku socjologicznym Władysław Misiak mógł bowiem zapraszać z wykładami znanych polskich socjologów. Wyrazem uznania dla jego aktywności w strukturach Polskiego Towarzystwa Socjologicznego była zgoda Zarządu Głównego towarzystwa na organizację Zjazdu Socjologicznego we Wrocławiu, który, po wielu perturbacjach z władzami politycznymi, ostatecznie odbył się w 1986 roku. Nie komentuję merytorycznych problemów podnoszonych na Zjeździe. W tym miejscu chcę zaznaczyć, że to ogólnopolskie spotkanie socjologów było dla pracowników peryferyjnego ośrodka socjologicznego okazją do spotkania znakomitych socjologów polskich i zarazem zaprezentowania naszych skromnych w tym czasie dokonań naukowych. Organizacja zjazdu socjologicznego była jednym z istotnych argumentów uzasadniających utworzenie studiów socjologicznych w naszym Uniwersytecie i przeprowadzenia zmian w strukturach organizacyjnych uczelni. Wypada przypomnieć, że to właśnie Władysław Misiak przygotował merytoryczne uzasadnienie dla powołania studiów socjologicznych. W 1988 roku powstał Instytut Socjologii w ramach nowego Wydziału Nauk Społecznych i został ogłoszony nabór na studia socjologiczne. W nowo powstałym wydziale Władysław Misiak objął funkcję prodziekana, będąc jednocześnie kierownikiem Zakładu Socjologii Miasta i Wsi w Instytucie Socjologii.

55


56

Przegląd Uniwersytecki 1|2021

Profesor Władysław Misiak wymagał, naciskał, przymuszał, żeby pracownicy jego Zakładu, jak i pozostali pracownicy Instytutu, brali aktywny udział w konferencjach, seminariach i innych spotkaniach naukowych. Był bowiem przekonany, że to właśnie tego rodzaju spotkania tworzą konieczną i niezbędną przestrzeń wymiany poglądów, informacji istotnych dla rozwoju indywidualnego uczestników, jak również dla rozwoju dyscypliny naukowej. Był bardzo uważnym, wnikliwym obserwatorem zjawisk i procesów społecznych zachodzących w naszym kraju w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Zwrócił między innymi uwagę na emigrację zarobkową Polaków, podejmując pionierskie badania sytuowania się migrantów w krajach Europy Zachodniej. Głównie jednak pozostawał wierny socjologii miasta wraz z zespołem, w którym miałem przyjemność uczestniczyć, prowadząc badania w Oleśnicy i we Wrocławiu. W połowie lat dziewięćdziesiątych, będąc już tytularnym profesorem, podjął pracę w Uniwersytecie Warszawskim. Mimo zabiegów władz Instytutu nie udało się zatrudnić Władysława Misiaka na drugim etacie w naszej uczelni. Mimo przyjaznych relacji z profesorem nie udało mi się dociec, czym była powodowana decyzja o jego przejściu do Uniwersytetu Warszawskiego. Decyzja po dziś dzień dla mnie zupełnie niezrozumiała. Mój przyjaciel nigdy nie chciał rozmawiać o przyczynach rozstania się z Uniwersytetem Wrocławskim i najczęściej uchylał się od rozmowy na ten temat. Niekiedy, zniecierpliwiony naleganiem, dość szorstko mówił: „Warszawa to nie zagranica i zawsze będziemy w przyjaźni i we współpracy naukowej”. I rzeczywiście, bardzo chętnie przyjeżdżał na spotkania naukowe i towarzyskie do Instytutu. Chętnie podejmował się recenzji prac doktorskich i habilitacyjnych pracowników Instytutu. Ale z czasem merytoryczna współpraca była coraz rzadsza. Profesor zmienił nieco zakres swoich zainteresowań naukowych, podczas gdy ja pozostałem wierny socjologii miasta, wsi i socjologii problemów społecznych ujawniających się w przestrzeni zbiorowości terytorialnych. Kontakty przyjacielskie z rodziną profesora, i oczywiście z nim samym, podtrzymywałem do końca Jego dni. Chociaż wiedziałem o jego niezbyt dobrej kondycji zdrowotnej, Jego śmierć przyjąłem z zaskoczeniem i ze zrozumiałym smutkiem. Smutek ten jest podzielany przez wszystkich, którzy mieli i zaszczyt, i przyjemność pozostawać w relacjach koleżeński lub przyjacielskich z tym wybitnym socjologiem, ale przede wszystkim ze wspaniałym człowiekiem. Cześć jego pamięci.


Przegląd Uniwersytecki 1|2021

57


58

Przegląd Uniwersytecki 1|2021


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.