TRIKERmag no.1

Page 1

e–kwartalnik numer 1/2012

Mateusz Woźniak

W numerze: L2A, Polish Pete, Semmering, Hafjell, Winterclash, WhySoSerious, Dacia, ErzbergRodeo, DSD, Winiar i więcej!

*1

źniak


spis treści

snow

water

010/Les Deux Alpes 024/Janek Winiarski 030/Dytko+Wojar

skate

126/WakeUpSilesia! 138/Flyboard 144/NLE Skimboards

on dsd

152/Winterclash 158/Localskateboards 166/Oldschool 170/Mateusz Woźniak 178/Youth gallery

042/SnowParkRally

bike

058/Polish Pete 068/Semmering 24h race 074/UCI MŚ Leogang 2012 090/Motywator Treningowy 092/UCI PŚ Hafjell 106/FroPro podsumowanie 112/Kamieniołom

other

188/Erzberg Rodeo 196/La Playa – Warszawa 204/WhySoSerious 214/Michał Daciuk

lato/jesień 2012

szanowna redakcja redaktor naczelny Adam Łakomy projekt, skład, korekta, reklama Ewa Kania

bike Albert „Aba” Stęclik Arkadiusz Perin Ewa Kania skate Adam „Amok” Łakomy Sebastian „Basza” Gruba water Adam Chrabąszcz snow Kuba Dytkowski Piotrek „Wojar” Wojarski other All of us

2 | dział | tytuł artykułu

photo Adam Chrabąszcz Adam „Amok” Łakomy Albert „Aba” Stęclik Ewa Kania Piotrek „Stary” Staroń Tadek „Jezier” Jezierski

współpraca Aron Kieszniewski Patryk Dawczak WhySoSerious crew Marcel Haczek Maciek Heczko Mateusz Żymełka Marcin Siegel Mikołaj Baranowski Sven Martin Chris Luca Marek „Ogień” Michalski Lucekphoto Aleksandra Kuśmierska


wstęp

Chcesz do nas dołączyć, opisać swój trip i podzielić się swoją pasją do sportów extreme i zasilić nasze szeregi? Pisz śmiało! Chętnie też odpowiemy na wszelkie Wasze pytania. trikermagazine@gmail.com

Zapraszamy też na naszego funpage’a na FB! www.facebook.com/trikermagazine

Pierwszy, oficjalny, numer Trikera już jest! Mega cieszymy się, że możemy podzielić z Wami tym, co udało nam się zebrać w oficjalnym pierwszym numerze naszego magazynu. Mamy nadzieję, że zerowy numer przypadł Wam do gustu i spokojnie będziemy mogli kontynuować naszą przygodę z Trikerem w następnych numerach. Z tego miejsca chcemy podziękować tym osobom, bez których ten numer, jak i poprzedni, nie zapełniłby się takim dobrem! Baaaardzo Wam dziękujemy i baaardzo wysoka piątka dla Was! No i ciągle zwracamy się z prośbą o wsparcie nas w dążeniu do celu, jakim jest drukowana wersja naszego magazynu... Powoli rośniemy w siłę, ale to dzięki Wam! Na pełnej zajawie i z czystego serducha! KOCHAMY TĘ ROBOTĘ! Triker crew


powered by

4 | dział | tytuł artykułu


miejsce na

! h c cia

!

Twoją

reklamę


/freeskiing /snb /jibbing /street /etc.

6 | dział | tytuł artykułu

o


w o




Les Deux Alpes

Les Deux Alpes... Pisanie o tej miejscówie wydawało by się rzeczą zbędną, bo chyba każdy snowboardzista, czy narciarz odwiedził już w swoim życiu ten francuski resort. Jednak tym razem było inaczej...



(od góry do dołu) Odpalanie „petka” obiektywem? Czemu nie!, Wojar woli jednak opcję zdrowego odżywiania, tak trzymaj!

Początkowo mieliśmy jechać do Tignes. Celem było przetestowanie sprzętu apo i zrobienie dobrych fot. Niespodziewanie dzień przed wyjazdem dostałem telefon, że lodowiec będzie nieczynny. Fala upałów, gdzie nawet nocą temperatura w górnych partiach nie zbliżała się do zera, nie pozwalała na bezpieczny shreding. Potwierdziła się jednak informacja, że ostatnim działającym lodowcem we Francji jest Les Deux Alpes i to właśnie tam zostaje przeniesiony wyjazd. W piątek 24-go sierpnia o godzinie 21:00 wyjechaliśmy z Katowic. Po 24 godzinach (licznych przerwach, seansach filmowych i 1600 km) przywitał nas deszcz. Nie pozostało nic innego, jak rozpakować się w Meijotel’u, przywitać z czesko-slovenskimi kamratami z teamu apo i pójść w kimę. W niedzielny poranek, popijając kawkę na balkonie i rozkoszując się pięknym i lubianym widokiem, spod gondoli wrócił Wojar z newsem, że dzisiaj lodowca nie odpalą. Hmmm... Co tu robić? Deskorolka, batut, tanie winka z U marche (1,16euro), meczyk w kosza, tanie winka i tak nagle zrobił się ranek. Szybko

12 | snow | les deux alpes

zrozumiałem, że dzięki Richiemu i Wajdzie nastawianie budzika nie ma sensu. „TY VOLE CO SI TO VCERA RIKAL ZA PICOVINY NECHAPU FAKT NIC!!!...TI WOLE... TI WOLE”. Nie pozostało nic innego, jak przykręcić wiązania do APO Coincoin, ubrać się w coś, co dobrze wyjdzie na zdjęciach i wyjść. Wyjeżdżając na górę oślepił nas błysk lodowca. Od razu skumałem, że jesteśmy dużo za wcześnie na jazdę i pewnie potrwa to jeszcze trochę, zanim lód puści. Po wyjściu z gondoli okazało się, że to co raziło, to nie zamarznięty śnieg, ale jakaś kupa. Czarno-szary frez ratraka. Zejście pod wyciąg zagrodzone. Trzeba skierować się do kreta. Na szczycie szybko przypiąłem deskę i ruszyłem na park. A na parku było już całkiem czarno. Z lajnu raili zostały jakieś krzywe boxy, Kickery na pierwszej buli o dziwo wyglądały tak samo, jak w lipcu, ale to co na lądowaniu, to już inna bajka. Jedyna biała plama, która przykuła moją uwagę była górka służąca do napędu na pipe’a, a na niej trzy przeszkody jibb’owe. Przybiłem piątkę z shaperami, którzy pracując nad wybiciami, powiedzieli że za 2 godziny będzie gotowe.

autor: Kuba Dytko Dytkowski / foto: Amok


Wyjazdy na tego typu obozy, to nie tylko jazda na snowparku, ale i też treningi i ogólnopojęty czilaut.

Co tu robić? Amok koniecznie chce pstrykać foty, a ja najchętniej położyłbym się na leżaku i poopalał... Może jakiś splash na pipe’ie? Pierwsza próba szybko mnie wyjaśniła. Szczeliny, grudy. Nic z tego. Zjeżdżając do wyciągu Amok zatrzymał się przy leżącym słupie. Od razu podchwyciłem pomysł i, mimo że lądowanie w kałuży, dookoła jakieś belki i kamcory, noseslide siadał bez problemu. Parę prób i jest fota. Mamy to! Wracając na jibby, przywitał nas team DC z Torstienem Horgmo na czele, który przytarga wypchane pokrowce w celu zrobienia sesji do katalogu. W miłym towarzystwie siadło kilka bangerów i można było zjeżdżać na dół. Hmmm... Może bardziej pasuje określenie, płynąć rzekami na dół. W kolejne dwa dni postawiliśmy na hopy. Jakimś cudem shaperom udało się zgromadzić trochę więcej śniegu na lądowaniu i można było w miarę bezpiecznie polatać. Dużym plusem o tej porze roku jest brak kolejek.Dlatego lądowaliśmy góra-dół. Najpierw parę kadrów z ryby, później kozackie ujęcie z drugiej buli, dokładnie pokazujące na co mieliśmy okazję najeżdżać. To właśnie

najazd okazał się największym problemem, bo raz było szybko, raz wolno, zależnie od tego, na co trafił ślizg. Odpalając większego kickera Smażok z Methodem zrobili po speed checku. Ja z początku myślałem, że zrobię to samo, ale przy dużej prędkości poczułem się pewnie i poszedłem... Było wysoko! W powietrzu zastanawiałem się, czy uda mi się jeszcze załapać na jakiś niewielki kącik, ale udało się. Pięta dostała strzała, dlatego szybko ściągnąłem buta i wsadziłem stopę na 15 minut w śnieg. Szczęśliwie przeszło. Mogłem wrócić do skakania i posadzić jeszcze parę trików. Niestety na tym zakończyła się nasza przygoda z lodowcem. Kolejne dni przyniosły deszcze i obniżenie temperatury. Szukając zajęcia, Amok pstrykał foty skate’om z deskorolkowego teamu apo, a ja z zazdrością patrzyłem na tych małolatów, zastanawiając się dlaczego w polskim snowboardzie brakuje takich dwunastoletnich talentów?

les deux alpes | snow | 13


rider: wojar / trik: sw0 stalefish

14 | snow | les deux alpes

autor: Kuba Dytko Dytkowski / foto: Amok


les deux alpes | snow | 15


Smak dzieciństwa niektórych, czyli Monster Munch! Ciekawe, kto wybrał je do wina – Wojar, czy Dytko? :>

16 | snow | les deux alpes

Wojar kręci 360 tweaked safety

autor: Kuba Dytko Dytkowski / foto: Amok


les deux alpes | snow | 17


Dytko i Wojar czilują między jazdkami.

18 | snow | les deux alpes

autor: Kuba Dytko Dytkowski / foto: Amok


rider: Kuba Brniak / kickflip

les deux alpes | snow | 19



Kuba Dytkowski

les deux alpes | snow | 21


Klik! Klik na bloga Amoka: [ www.adamlakomy.blogspot.com ]

22 | snow | les deux alpes

autor: Kuba Dytko Dytkowski / foto: Amok


Kuba Dytkowski atakuje rurkÄ™.

les deux alpes | snow | 23


wycieczka po krk z...

Jankiem Winiar skim

24 | snow | wywiad z jankiem winiarskim

autor: Aron Kieszniewski / foto: Amok


Produkty są dostępne w sklepie: [ www.modestsouthstore.com ]

wywiad z jankiem winiarskim | snow | 25


Aron Kieszniewski: Cześć Janku. Bardzo mi miło z Tobą rozmawiać. Przywitasz się z nami? Jan Winiarski: Salut tout le monde, comment ça  va? A: Zacznijmy od krótkiego wstępu, czyli, standardowo, kilka podstawowych informacji o Tobie, trochę o narciarskich początkach, jak i o Twojej osobie. J: No, to tak... nazywam się Jan Winiarski, mam 21 lat i pochodzę z Krakowa. Na nartach jeżdżę praktycznie od urodzenia. Pierwszy raz założyłem deski w wieku 3 lat we Francji, gdzie mój tata od ponad 2 dekad pracuje jako instruktor narciarstwa. Tam miałem swoje początki, pierwsze kroki stawiałem głównie w narciarstwie alpejskim. Praktycznie tylko tam jeździłem, dlatego też nie byłem widoczny w Polsce. Do kraju zacząłem przyjeżdżać dopiero, kiedy zmusiły mnie do tego obowiązki szkolne, nie mogłem już sobie pozwolić na długie wyjazdy do Francji. Wtedy pierwszy raz skakałem u nas w kraju i zacząłem pojawiać się na stokach. Obecnie jeżdżę dla polskiego teamu APO. A: Mówisz, że część swojego życia spędziłeś we Francji. Jak długo? J: Czas na jazdę we Francji miałem głównie zimą, od początku grudnia do końca kwietnia. Zimą uczyłem się we Francji, a latem wracałem do polskiej szkoły. Więc też z językiem francuskim raczej nie mam problemów. Do 11 roku życia mogłem więc sobie pozwolić na dłuższe pobyty, potem było już trochę gorzej.

26 | snow | wywiad z jankiem winiarskim

A: Czy, oprócz języka, nauczyłeś się jeszcze czegoś od naszych daleko-zachodnich sąsiadów? J: Z chłopakami z Francji ciupaliśmy dużo w playstation więc coś tam potrafię (śmiech). A na poważnie, to jeździłem na gigantkach, w slalomach itd., co na pewno dużo mi dało w kwestii samej techniki jazdy i podejścia do nart jako sportu, z którym w jakiś tam sposób mogę wiązać swoją przyszłość. Wtedy w ogóle freeski nas nie interesowało. To przyszło dopiero po pewnym czasie, jak z kumplem w grupie race’owej wymyśliliśmy sobie, że będziemy robić rotacje. Pierwsze skoki wykonałem właśnie z nim na slalomkach, nawet pierwszą siódemkę obróciłem na slalomowych nartach. Nastepne miesiące wygladaly tak, że całymi dniami błagałem rodziców o pierwsze twin tipy, które udało mi się wyprosić, lecz łatwo nie było. O samym freeski dowiedziałem się doooopiero pooootem – tak z pięć lat temu. A: Korzystając z okazji, jak tam z francuską kuchnią, wiele osób podchodzi do niej niechętnie. A więc: polska czy francuska kuchnia? J: Z górskiej francuskiej kuchni umiem wymienić kilka potraw, które bardzo mi smakują: fondue i raclette. To są naprawdę dobre potrawy, które mogę Ci polecić. Jeżeli chodzi o żaby czy ślimaki to nigdy ich nie jadłem, więc nie mogę się wypowiedzieć. Ślimak dobrze przyprawiony smakuje podobno, jak kurczak, a więc myślę, że większego ryzyka nie ma ; )

autor: Aron Kieszniewski / foto: Amok


A: Nie od dziś wiadomo, że warunki na zachodnich stokach są o niebo lepsze, niż u nas w kraju. Wykorzystałeś je jak trzeba? J: Tak, warunki do jazdy są niesamowite. We Francji mamy mieszkanie w Trzech Dolinach, więc od małego starałem się korzystać z daru, jaki otrzymałem od losu. Myślę, że przebywanie tam dało mi głównie pewność siebie na nartach, a to dzięki temu, że spędziłem na nich mnóstwo czasu. Tamtejsze warunki dały mi także możliwość spotkania fantastycznych ludzi na snowparkach, z którymi kontakt utrzymuję do dziś. Część z nich, to świetni zawodnicy klasy europejskiej, więc i kontakt z nimi się przydaje. Zawsze jest z nimi milej i są oni w pewnym stopniu inspiracją dla mnie. Często podpowiadają mi, jak zrobić daną sztuczkę. A: Jest coś, co motywuje Cię do jazdy? J: Hmm... Chyba spędzanie czasu z ludźmi, z którymi jeżdżę... Naprawdę uwielbiam spędzać z nimi czas! Zawsze jest kupa śmiechu i na stoku i poza nim. A: A jak u Ciebie z podejściem do samej jazdy, spina czy kompletny chill i jazda dla własnej przyjemności? J: Staram się podchodzić do tej sprawy jak najbardziej na luzie, narciarstwo traktuję jako pasję, a skaczę dla własnej frajdy. Nie ma co napinać się na stoku. Nawet na zawodach staram się jeździć z czystym umysłem. Jeżeli chodzi o podejście do treningu, to niestety, i z czego zdaję sobie sprawę, olewam treningi na siłowni i zbyt dużo imprezuję, ale już niedługo zabieram się w pełni za siebie, aby być coraz lepszym. Podsumowując samą jazdę, ma być to przyjemność bez napinki.

A: Jak wygląda zwykły dzień z życia ridera każdy już wie, a coś niestandardowego? Najgłupsza akcja, najdziwniejsza sytuacja? J: Taaaaa, było coś takiego. Zdarzyło się to w przedostatnią noc marcowego wyjazdu z APO. Ktoś postanowił wykręcić nam przegłupi żart i udało mu się w 100%. A mianowicie ukradli nam po jednym bucie narciarskim. Buty suszyły się na korytarzu przy kaloryferze. Ja straciłem lewą skorupę buta i prawą wkładkę. Niestety kosztowało mnie to troszkę, więc z samego kawału nie jestem zadowolony. Buty, a raczej to, co z nich pozostało mam do dziś, a kawalarza mogę tylko serdecznie pozdrowić... A: Okej, a teraz coś z innej beczki. Narty, nartami, a coś oprócz tego? Kopiesz bale? Może jakieś inne zajawki letnie także pochłaniają Cię w takim samym stopniu, jak narty? J: Latem najczęściej spędzam czas na windsurfingu nad naszym polskim morzem, a konkretniej na Helu, gdzie pracuję jako instruktor. Więc cały czas spędzony tam to głównie praca i pływanie samo dla siebie. Staram się wiązać przyjemne z pożytecznym. Poza tym staram się jeździć na rolkach, troooszkę deskorolki. Ostatnio trochę chodzę na basen tak dla ogólnego wzmocnienia, nooo teoretycznie. Aaaaaa ostatnią moją zajawką jest paintball! Trochę strzelamy się z chłopakami. Jest tego dużo, ale jakoś znajduję czas na wszystko. A: A jakieś osiągnięcia masz już na swoim koncie? J: Nooo, tu chciałbym się pochwalić moim największym sukcesem tegorocznym, jest to 4 miejsce na Mistrzostwach Polski Instruktorów w windsurfingu. Bardzo się cieszę z tego, że mi się udało.

wywiad z jankiem winiarskim | snow | 27


A: No to gratulacje! A może i będzie nowy sukces, bo chodzą słuchy, że wystąpisz w filmie narciarskim Michała „Tenczi’ego” Całki o egzotycznej nazwie „Que sera sera”, co z wolnego tłumaczenia znaczy „Co ma być to będzie”. J: Tak jest. Wystąpiłem w krótkiej sekwencji. Film miał powstać, ale do końca nikt nie wiedział, jak to będzie wyglądało i czy w ogóle powstanie. Więc można powiedzieć, że wystąpię w nim przez przypadek, bo serio nie miałem o nim zielonego pojęcia! Mieliśmy ciągle Tencziego, naszego team’owego kamerzystę wśród nas. Kilka dni temu, to jest 16.09, wyszedł trailer, na którym też jestem. Liczę na swoje pięć minut w filmie, który powinien ukazać się już przed sezonem. Niestety nie byłem na dwóch najważnieszysz team’owych wyjazdach, czego bardzo żałuję i postanawiam się poprawić w przyszłości. To na tych właśnie wyjazdach powstało najwięcej materiału filmowego. Nooo, ale mam nadzieję na chociaż dwa swoje skoki. A: Dobry narciarz powinien kontrolować swoją złość podczas nieudanych prób, jak z wszelkimi tego typu zaburzeniami psychicznymi jest u Ciebie? Klniesz, rzucasz sprzętem i wszystko dookoła zamieniasz w zgliszcza? J: Zdarza się, zwłaszcza, jak jeżdżę sam bez chłopaków. Często przy nowym triku potrafię mocno się zdenerwować. Ale sposobem na to jest krótka przerwa, muszę na chwile sobie usiąść. Podstawą na progres jest dobry humor, chociaż on rzadko mnie opuszcza, to czasami nic na to nie poradzę. Wtedy odpoczywam i zbieram siły na dalszy trening, aż zajawka zacznie kipić i znów uderzam na stok.

28 | snow | wywiad z jankiem winiarskim

A: Na koniec wyjaśnij nam skąd bierze się na twojej twarzy ciągły uśmiech, bo doklejany, to on na bank nie jest? Recepta? J: Haha, ogólnie do życia podchodzę bardzo luźno. Ostatnio układa mi się bardzo dobrze, jeżeli chodzi o narty, bo jeżdżę dla naprawdę fajnej, młodej na rynku polskim i dynamicznie rozwijającej się marki. Latem też spędzam super czas. Taką wisienką na torcie jest moja dziewczyna, z którą jestem od marca, więc od pół roku uśmiech nie chce mi zejść z twarzy. A: Podsumowyjąc, masz jakieś plany, targety na najbliższy czas? J: No cóż, jeśli chodzi o plany, to w najbliższym czasie mam zamiar pojechać do Czech na Water Ramps’y, gdzie postaram się doszlifować nowe triki. Później w październiku pokażę się na uczelni, żeby zobaczyć, jak to wszystko będzie wyglądało. Zima zbliża się do nas wielkimi krokami , więc zaczną się już wyjazdy i tu przede wszystkim Francja. Plany na ten sezon, to doszlifowanie najbardziej stylowych trików, które potem chcę zaprezentować na zawodach w Polsce i mam nadzieję, że także za granicą. Podczas wyjazdów mam nadzieję, że uda się nakręcić fajny materiał razem z ekipą z APO. Poza narciarstwem postaram się spędzić jak najwięcej czasu z rodziną, dziewczyną i znajomymi. A: Wielkie dzięki Janku za ten wywiad i za czas, który nam poświęciłeś. Czas pożegnać Zamek Wawelski i mamy nadzieję, że do usłyszenia w najbliższym czasie! J: Bonne ride a tous :).

autor: Aron Kieszniewski / foto: Amok



Dytko & Wojar

on

DSD

Pierwsze testy nowego sprzętu można zrobić w pięknej scenerii śląskich gór w środku lata... No tak, czy nie?

foto: Amok i Tadek Jezierski


dytko&wojar on dsd | snow | 31




Klik! Klik na bloga Amoka: [ www.adamlakomy.blogspot.com ]

34 | snow | dytko&wojar on dsd

foto: Amok i Tadek Jezierski


dytko&wojar on dsd | snow | 35


36 | dział | tytuł artykułu


tytuł artykułu | dział | 37


38 | snow | dytko&wojar on dsd

foto: Amok i Tadek Jezierski


dytko&wojar on dsd | snow | 39


...oraz na bloga Jeziera! [ www.jezier.ownlog.com ]

40 | snow | dytko&wojar on dsd

foto: Amok i Tadek Jezierski


Klik! Klik na bloga Amoka: [ www.adamlakomy.blogspot.com ]

dytko&wojar on dsd | snow | 41


SNOW PARK RALLY Photo Contest 2012

42 | snow dział || tytuł snowpark artykułu rally

autor: Piotrek Wojarski / foto: Adam Chrabąszcz, Marek Ogień Michalski


rider: Wojar / trik: 360 mute / drop

snowpark tytuł artykułu rally || snow dział | 43


rider: Tomek Wolak / trik: backflip method

44 | snow | snowpark rally

autor: Piotrek Wojarski / foto: Adam Chrabąszcz, Marek Ogień Michalski


rider: Brelok / trik: method

Do Gerlos pojechałem razem z Adamem Chrabąszczem i Karolem Wyzgą. Był to dość nietypowy wyjazd. Zaproszono nas na finały Burn Snowpark Rally. Co prawda nie jako uczestników, tylko niby jako organizatorów, ale bez żadnych obowiązków. Z wszystkich atrakcji korzystaliśmy na równi z ekipami foto walczącymi o nagrody, więc nie ma co ukrywać – mistrz opcja! Takie względy mieliśmy dzięki Adamowi (thx!), który zajmował się promocją tej imprezy w Polsce. Na szczęście znalazła się też ekipa, która reprezentowała nasz kraj w konkursie – do finałów dostał się team Burna w składzie: Marek „Ogień” Michalski, Michał „Brelok” Ligocki i Tomek „Junior” Wolak. Pierwszego dnia, przy śniadaniu zdradzono temat zdjęć konkursowych. Pomysł był ciekawy, bo chodziło o pokazania jednej miejscówki na dwóch zdjęciach tak, aby 2 ujęcia zawierały jak najwięcej różnic/przeciwstawieństw. Następnie wszyscy ruszyliśmy na stok, a organizatorzy pokazali nam snowpark i ciekawe spoty poza trasami. Mocno zachmurzone niebo i padający śnieg nie zachęcały do jazdy. Jednak zła pogoda mogła być atutem przy wydobywaniu różnic między zdjęciami. Znaleźliśmy ciekawy, drewniany domek w połowie zasypany śniegiem. To

przy nim spędziliśmy najwięcej czasu nadjeżdżając z różnych kierunków, a Adam cykał zdjęcie za zdjęciem. Po sesji obmyśliliśmy plany na kolejne 2 doby i udaliśmy się do hotelu na obiad. Następnego dnia obudziła nas totalna lampa. Najpierw udaliśmy się do dobrze wyshape’owanego snowparku, a potem zrobiliśmy dodatkowe ujęcia przy chatce, która w tak odmiennych warunkach pogodowych prezentowała się zupełnie inaczej. Kolejnego ranka po standardowej pobudce i mistrzowskim śniadaniu udaliśmy się na poszukiwanie spotów poza trasami. Siadło kilka linii w puchu i parę ciekawych dropów. Ogień z ekipą skupili się na sesji na kickerze, który zbudowali w backcountry. W celu realizacji zadania zrobili zdjęcie Breloka robiącego methoda w złej pogodzie. Ujęcie było od dołu, w poziomym kadrze, czarno białe. Kontrastująca fotka prezentowała backflip methoda zrobionego przez Tomka, w pełnej lampie, w pionie, od góry. Z tego co wiem, to „Junior” dodatkowo najeżdżał na drugą nogę i pewnie było jeszcze kilka mniej oczywistych dla mnie szczegółów. Ostatniego wieczoru wszystkie ekipy oddały swoje zdjęcia i jury rozpoczęło obrady. Większość prac prezentowała naprawdę

snowpark rally | snow | 45


Wojar i flat 7 japan

wysoki poziom i wyłonienie zwycięzcy nie było łatwe. Ostatecznie polski team zajął drugie miejsce, a wygrała praca grupy austriackiej. Trzeba przyznać, że spot ogarnięty przez rodaków Felixa „Skoczka” był naprawdę hardcore’owy i foty robiły wrażenie, jednak poza kadrem i użytym szkłem, te 2 zdjęcia zbytnio się nie różniły… Nasz patriotyczny duch był nie do końca zadowolony z werdyktu jury, jednak wyjazd i tak można uznać za bardzo udany. W krótkim czasie zebraliśmy bardzo dużo dobrego materiału, z którego tylko cząstkę zobaczycie w tym artykule. Miejscówka zdecydowanie nam w tym pomogła. Mało popularne w Polsce Gerlos znajduje się w dolinie Zillertal i oferuje rozmaite tereny freeride’owe, dwa dobre snowparki, a w knajpach wzorowe Apfelstrudel. Możliwe, że sami wybierzemy się tam ponownie.

46 | snow | snowpark rally

autor: Piotrek Wojarski / foto: Adam Chrabąszcz, Marek Ogień Michalski


Pow! Pow! Pow turn!

Więcej zdjęć z imprezy znajdziecie tutaj: www.facebook.com/snowparkrally/photos_albums

snowpark rally | snow | 47


48 | dział | tytuł artykułu


rider: Wojar / trik: shifty, tailtap drop

tytuł artykułu | dział | 49


rider: Wojar trik: shifty transfer

50 | snow | snowpark rally

autor: Piotrek Wojarski / foto: Adam Chrabąszcz, Marek Ogień Michalski


snowpark rally | snow | 51



uwaga kon kurs!!! do wygrania deska APO YEAH // 154cm // co trzeba zrobić? Przyślij do nas na adres trikermagazine@gmail.com filmik z najlepszą glebą wykonaną w sezonie. Na filmy czekamy do końca marca 2013!!!


/downhill /freeride /street /dirt /fixed

54 | dział | tytuł artykułu

i


e k i


PIERWSZY POLSKI KREATYWNY MAGAZYN KOLARSTWA ZJAZDOWEGO [ www.szok.it ]



polish

pete

Polak. „Nasz.” Mega skromny człowiek. Przedarł się do tego świata, by zrealizować swoje marzenia i od razu trafił do nich – magicznego rodzeństwa – teamu Atherton’ów. O ciężkiej pracy mechanika, rodzinie i przyszłości udało nam się z nim porozmawiać w przerwie między startami jego „podopiecznych” na Mistrzostwach Świata w Leogangu.

58 | bike | polish pete

pytała: Ewa Kania / odpowiadał: Piotrek „Polish Pete” Michaliszyn / foto: Ewa Kania i Sven Martin


polish pete | bike | 59


Piotrek z Gee w Leogangu.

Ewa: Niektórzy w ogóle nie wiedzą, że jest sobie taki Polak, który wspiął się naprawdę wysoko. Powiedz nam, jak to się zaczęło i jak to się stało, że jesteś teraz w tym miejscu, w którym jesteś? Piotrek: Po pierwsze, to nie wydaje mi się, że moja praca to coś nadzwyczajnego. Polacy to naród emigrantów i wielu z nas pracuje na wysokich stanowiskach lub w pracy, o której zawsze marzyli. W mediach często wspomina się o tych najbardziej znanych, ale dużo częściej o ogólnym wizerunku Polonii, który często nie wygląda najlepiej. E: Ale jak to się wszystko zaczęło? P: Uprawiałem kolarstwo szosowe w Polsce. Jeździłem dla małego klubu. Moim marzeniem od zawsze była praca w profesjonalnym teamie lub we własnym sklepie rowerowym. Nie myślałem o tym, czy będzie to DH, szosa czy MTB. Zawsze pracowałem ciężko i wykorzystywałem nadarzające się okazje. Miałem także dużo szczęścia, ale to chyba dzięki temu, że byłem urodzony w niedziele ; ) E: Jak to się stało, że wyemigrowałeś do Wielkiej Brytanii? Za pracą? Do szkoły? P: Nie, nie za pracą. Studiowałem na Politechnice Wrocławskiej. Po pierwszym roku wybrałem się ze znajomymi do Londynu na wakacje i bardzo mi się spodobało. Na studiach szło mi dobrze. Imprezy i wyjazdy w góry wynagradzały mi czas spędzony na wykładach. Mi to jednak nie wystarczało. Monotonia mi nie służy i potrzebowałem jakiejś przygody. Po pierwszych wakacjach wybrałem się na kolejne rok później, a po połowie 3go roku wyjechałem i zostałem na stałe w Londynie. Jestem jedną ze szczęśliwych osób, którą rodzina wspiera w dążeniu do każdego celu, więc decyzje miałem ułatwioną.

60 | bike | polish pete

E: A skąd w ogóle pochodzisz? P: Z Bielawy, 60km na południowy zachód od Wrocławia. Piękna miejscowość położona u stop gór Sowich. Organizowane jest tam wiele wyścigów MTB i na szosie. E: A powiedz nam, w jaki sposób przebiegał tzw. casting na mechanika Athertonów i jak w ogóle dowiedziałeś się, że poszukują kogoś na to miejsce? P: O pracy dowiedziałem się od Dan’a Browna (team managera), którego poznałem pracując w Mojo Suspension. Interview był bardzo stresujący. Mimo, że znałem ich dosyć dobrze, pierwszy wywiad zajął nam 3 godziny i większość pytań dotyczyła mojej osobowości, a nie tego czy jestem wystarczająco dobry technicznie. Jednym z pytań było: „Czy będziesz w stanie wytrzymać ze zmianami nastroju Rachel?” Na serio!!! Upociłem się strasznie! E: I miałeś jakieś techniczne zaplecze swoje? P: Tak, ukończyłem 2 letnią szkołę dla mechaników rowerowych w UK. Ludzie w Polsce pewnie nie uwierzą, że taki kierunek w ogóle istnieje! Zaczynałem pracę w magazynie z rowerami, potem przeszedłem do warsztatu i zajmowałem się gwarancjami i QA. Praca znudziła mi się po 2 latach. Podszkoliłem język angielski i przyszła pora na zmianę. Przeprowadziłem się do Walii, gdzie pracowałem w Mojo Suspension. Oprócz serwisowania amortyzatorów zajmowałem się wszystkimi specjalnymi programami, które miały miejsce w firmie (dni demo, testowanie, budowa amortyzatorów do zadań specjalnych). W sezonie w każdy weekend jeździłem z teamem na wyścigi DH. Robiłem to za darmo, ale nauczyłem się wiele. Jeden z naszych zawodników, Dan Stanbridge, był przyjacielem rodziny Athertonów i przez niego udało mi się ich poznać.

pytała: Ewa Kania / odpowiadał: Piotrek „Polish Pete” Michaliszyn / foto: Ewa Kania i Sven Martin


Zimny Duvel podstawą do owocnej pracy, mmmmm!

Po dwóch latach dostałem propozycję pracy, ale byłem w połowie sezonu z teamem Mojo, wiec nie mogłem się zgodzić. To była jedyna rzecz, której długo żałowałem. Plułem sobie w brodę, że nie wykorzystałem takiej sytuacji, ale wszystko na szczęście dobrze się potoczyło. Pod koniec następnego sezonu Dan Brown (team manager Athertonów) zadzwonił do mnie ponownie z oferta pracy. Choć marzyłem o tym od zawsze, decyzja nie była łatwa. Boss i pracownicy w Mojo to super grupa, więc ciężko mi było ich opuścić. Miałem bardzo dobrą pozycje w firmie i dużą swobodę działania, a po drugiej stronie była wielka niewiadoma. Tym razem musiałem wykorzystać okazję, więc się zgodziłem! E: Kogo jesteś aktualnie mechanikiem w teamie GT? P: Aktualnie zajmuję się rowerem Gee. Wcześniej byłem mechanikiem Rachel i Dana. Oprócz tego zajmuję się logistyką, zamówieniami i kontaktem ze sponsorami. Jeżeli któryś z innych mechaników coś zawali, spada to na moją głowę jako głównego mechanika!

E: Co Cię zaskoczyło w tej pracy pozytywnego i negatywnego? P: Jako że pracowałem dla innego teamu wcześniej, miałem już trochę doświadczenia w tego typu pracy. Ogółem praca nie jest taka lekka, jak wszyscy myślą. Jest dużo roboty... Właściwie zabiera ci to całe twoje życie. Nawet w zimę wyjeżdżam z nimi na testy. Dwa lata temu byliśmy w Nowej Zelandii, w tym roku w Kaliforni. Nie mam praktycznie dla siebie czasu wolnego. Widzę swoją rodzinę raz do roku, a dla mnie rodzina jest najważniejsza i to jest mi najgorzej przeżyć. Mam jeszcze młodszego brata w mojej miejscowości, no i naprawdę nie jest lekko. Rodzice przyjeżdżają raz do roku na Mistrzostwa Świata mnie zobaczyć. Także będą tu za parę godzin, więc nie mogę się doczekać (przyp. red. rodzice Piotrka przyjechali odwiedzić go do Leogangu, gdzie przeprowadzony był wywiad). Praca z rodziną: braćmi, siostrami, nie jest lekka. Każdy, kto ma jakieś rodzeństwo wie, że są kłótnie, itp. Jak to powiedział mój kumpel: „Dostajesz wszystko, co najlepsze i wszystko najgorsze z drugiej strony”. Czasami jest super, wszystko idzie dobrze, wygrywają wyścigi, a czasami porażki, kontuzje, itp.

polish pete | bike | 61


62 | bike | polish pete

pytała: Ewa Kania / odpowiadał: Piotrek „Polish Pete” Michaliszyn / foto: Ewa Kania i Sven Martin


E: Czy przyjeżdżasz do kraju czasem? Na wakacje, na chwilę? P: Ja mam miesiąc wolnego w roku, którego team nigdy nie pozwala mi wykorzystać do końca (śmiech). E: Czyli ciągle jesteś pod telefonem? P: Dokładnie. Pracuję 24/7 (śmiech). Ale w grudniu najczęściej biorę 3 tygodnie wolnego i przyjeżdżam na Święta zobaczyć się z rodziną, dziadkami, także dobrze ich wszystkich wtedy zobaczyć. No i to są moje wakacje.

E: Czyli nie ma takiego czegoś, jak czas poza sezonem? P: Tak, cały czas coś się dzieje. E: Co robisz, jak masz wolny czas w Anglii. Czy masz czas na przyjaciół, itp.? P: Właściwie moi znajomi, to wszyscy, którzy są w kręgu DH. Rodzina Athertownów ma dużo znajomych, którzy przyjeżdżają do nas i jeździmy na MTB, MX, itp. Ogólnie zawsze dużo ludzi się przewija przez ich dom i mój warsztat. Oni mają u siebie na posesji trzy stodoły, które są przerobione: jedna na siłownię, druga na warsztat/office, a trzecia na magazyn.

polish pete | bike | 63


Gee, Piotrek i Dan Brown.

Także ja tam spędzam właściwie cały czas poza wyścigami. A jak znajdę jakiś wolny czas dla siebie, to najczęściej odpoczywam. E: Odsypiasz? :D P: Dokładnie (śmiech). Siedzę w domu i w ogóle nie wychodzę do ludzi. Nie no, nie jest tak źle, ale wiesz... E: Czyli przyzwyczaiłeś się do tego już? P: Tak. E: Powiedz mi, ile to czasu minęło już, odkąd jesteś u Athertonów? P: Dwa lata jestem już z Athertonami, 4 lata pracowałem dla Mojo, więc jest to mój 6 rok Pucharów Świata. Było paru Polaków tutaj, przecież Piotrek miał przecież team Gravity (przyp. red.: Piotrek Siulczyński miał team rowerowy Gravity Group, w którym ścigał się m.in. Josh Bryceland)... E: Taaaa, teraz wyprzedaje na zawodach cały garaż sprzętu, bo nie ma gdzie samochodu parkować :D P: Tak, słyszałem o tym (śmiech). ...Mąż Anity Molcik jest Polakiem, a tak no to nie za wiele. Dlatego ja się bardzo cieszę, że jak są Mistrzostwa Świata, widzę tu rodaków, no bo niestety na Pucharach Świata się ich nie widzi za bardzo. E: Czyli cieszysz się z tego, że widzisz Polaków, oni Cię rozpoznają i podchodzą do Ciebie, zagadują. P: No jasne! Wiesz, cieszę się bardzo, ogólnie jeżeli mam czas, to tak. Tutaj na Mistrzostwach Świata, to, naprawdę, pielgrzymki Polaków, więcej niż kogokolwiek innego, hehe. Ale fajnie jest, jasne, że się cieszę!

64 | bike | polish pete

Najbardziej się cieszyłem, jak Sławek dostał się na obóz RedBull’a do nas (przyp. red.: team Athertonów organizował obóz u siebie w domu dla utalentowanych riderów i Sławek Łukasik brał w nim udział). E: Jak sobie radził? Bo pewnie byłeś przy tym. P: Pracowałem, zajmowałem się czymś innym, ale słyszałem, że dobrze sobie radził, także super, jak widać Polaków na międzynarodowej scenie. To jest zdecydowanie dobry widok. E: Szczególnie, jak oni jeżdżą za własne pieniądze... P: No, nie jest lekko. Rozmawiałem z chłopakami i wiem, że jest tylu dobrych zawodników w DH i jeżeli nie masz wsparcia, jest bardzo ciężko. Widzisz, tutaj każdy ma swojego mechanika, rowery, wszystko. Nie da się niestety dojść na taki poziom pracując samemu i płacąc za siebie, a to jest naprawdę drogi sport. E: Podglądasz polską scenę DH? P: No jasne! Ja jestem patriotą. Wszyscy nazywają mnie tu „Polish Pete”, no to ciężko by nie było podglądać sceny DH w Polsce (śmiech). E: No tak, to pamiętam taką jedną sytuację. To było w Windham? Oficjalna relacja na żywo, stałeś tam na starcie i, gdy startował Gee, słyszałam tylko „Zapier****j!!!!!” :D P: (śmiech) No właśnie zastanawiałem się czy ktoś to zauważy! E: To było piękne! Wszyscy Cię widzieli, wszyscy Cię słyszeli! P: Miałem nadzieję, że ktoś to będzie słyszał (śmiech).

pytała: Ewa Kania / odpowiadał: Piotrek „Polish Pete” Michaliszyn / foto: Ewa Kania i Sven Martin


Best team i najszybszy bike w Val D’Isere i Hafjell

E: A powiedz mi, czy uczysz ich języka polskiego, czy np. znają tylko polskie przekleństwa? P: Czasami. Ja ich uczę najcięższych polskich słów i zwrotów. E: No i jak im idzie? P: Dają sobie radę. Kiedy moi rodzice przyjeżdżają, to oni zawsze na nich trenują (śmiech). E: Czyli jakbym spytała Gee lub Rachel, żeby powiedzieli coś po polsku to coś od nich usłyszę? P: Z Rachel może być ciężko, ale reszta ekipy radzi sobie dobrze. Ale szczerze, to ciężko jest ich czegokolwiek nauczyć, poza jazdą na rowerze, hehe. E: Ale coś tam znają? P: Gee trenuje na dziewczynach, które poznaje, hehe. E: Tu będzie potem afterparty. Idziecie? Bawicie się w ogóle na imprezach na zawodach? P: Na pewno. Pijemy prawie codziennie : ). Mamy Marka z Belgii, który pije piwa codziennie, tylko Duvel’a i tylko ze szklanki i bardzo mocno schłodzone! (śmiech) Dlatego mamy pełno znajomych, przychodzą do nas codziennie i nie wiem do końca, czy to są prawdziwi znajomi, czy nie... (śmiech) E: Czyli można do was przyjść na piwo podczas zawodów? P: Zdecydowanie. To jest tzw. networking, bardzo ważna sfera życia (śmiech). E: Czy odczuwasz taką potrzebę żeby, po zakończeniu tej przygody z magicznym rodzeństwem i spółką, wrócić do Polski na stałe, czy tak już się zadomowiłeś w Anglii, że chciałbyś tam zostać? P: Zawsze myślę o powrocie do Polski. Wiadomo. Wszyscy Polacy, którzy wyjechali, zawsze część ich chce wrócić, ale niestety za każdym razem, jak wracam do Polski, posiedzę dłużej...Nie wiem... Po takim długim czasie, który spędziłem w UK, zobaczyłem, jak to wszystko działa tam, nie wiem czy dam radę wrócić do Polski. Będzie ciężko chyba.

Ale chciałbym, bardzo bym chciał. Moja rodzina jest tam i w sumie jej mi najbardziej brakuje, a oni nigdy się nie przeprowadzą do UK. Także ja będę musiał kiedyś wrócić. Niestety wszystkich znajomych zostawiłem w Polsce i nie utrzymuję już z nimi takiego dobrego kontaktu, jak kiedyś, bo wszystko się zmienia. Każdy ma swoich nowych znajomych i nowe rodziny, swoje sprawy, itp., także ciężko jest trzymać znajomość na odległość po tylu latach. Ale jak wracam, to zawsze siadamy u mojego brata przed kominkiem, napijemy się browara, wszyscy przychodzą i jest super, także to mi przypomina o dobrych czasach. E: Jak widzisz swoją przyszłość? Czy żyjesz z dnia na dzień? P: Zawsze marzyłem o tej pracy, teraz ją mam. Jestem taką osobą, która jeżeli coś zdobędzie, to chce coś nowego. Także są plany, pracuję nad swoją mała firmą na boku, ale na pewno zostanę z nimi (Athertonami) przez jakiś czas. Zobaczymy, są plany. E: To czego Ci życzyć? P: Żeby wszystko było tak, jak jest. E: No to tego Ci życzę, ale też wielu spełnionych marzeń, a na miejsce tych spełnionych, żeby wskakiwały nowe do spełnienia! P: Dzięki bardzo! E: Dzięki za wywiad! P: Dzięki również!

BIG thank You and very very H5 for You Sven for helping and sharing Your photos with us. That’s pleasure to “have” You here!

Artykuł powstał przy współpracy z portalem SZOK.it [ www.szok.it ]

polish pete | bike | 65




24h semmering Było już Megaavalanche, były inne wyścigi, ale to, co działo się w Semmering w lipcu...

Po raz 6 do austryjackiej miejscowości Semmering przyjechała masa rowerzystów spragnionych rowerowego Le Mans. Zawody 24h są jedynymi takimi zawodami na Świecie, gdzie zjazdowcy mają do dyspozycji wyciąg i trasę DH przez całą dobę. Formuła samych zawodów jest prosta: Start odbywa się na szczycie góry w sobotę o 12:00, a jazdę kończy się w niedzielę po godz. 12:00. Aby być sklasyfikowanym w wynikach końcowych, trzeba zaliczyć przejazd „honorowy” po godzinie 12:00. Zawodnicy mają do wyboru kilka kategorii: – solo – jedna osoba musi cały czas jeździć, nie ma możliwości wyjść poza trasę lub strefę stacji wyciągu, na której znajduje się wszystko, co potrzeba (bufet z jedzeniem i piciem, toalety, również serwis roweru trzeba przeprowadzić na obszarze dolnej stacji wyciągu); – 2 man team – team dwu-osobowy, w którym jedna osoba jeździ , a druga ma czas na sen, seriws roweru czy jedzenie, zmiany można robić dowolnie w strefie przy dolnej stacji wyciągu; – Dla mniej zahartowanych osób są jeszcze kategorie 4 i 6 osobowe. Na imprezie 24h w Semmering byłem pierwszym zawodnkiem z Polski w historii tych zawodów. O tych zawodach dowiedziałem się dwa lata temu od przyjaciół z Czech, chciałem wziąć w nich udział od razu, ale byłem zbyt młody aby startować w kat. solo, w ubiegłym roku również nie wystartowałem ponieważ nie było miejsc w kat Solo. Dopiero w tym roku w maju udało mi się zapisać na te zawody po wcześniejszym ustaleniu mojego startu z organizatorem zawodów. Wcześniej startowałem w Mega Avalanche, w tym roku Mountain of Hell, ciekawe, długie zawody ponieważ trasa ma ok. 30km długości i 2 000m przewyższenia, ale trwały tylko godzinę. 24h trwa przez całą dobę, ale realny czas jazdy wyniósł w moim przypadku 9h 48min, co dało 130 zjazdów – 409.5km.

68 | bike | 24h semmering

autor: Patryk Dawczak / foto: archiwum mtb33


bike | pure fun | 69


70 | bike | 24h semmering

autor: Patryk Dawczak / foto: archiwum mtb33


time: 1/6400s, iso 100, f/1.4, lens: 50 mm, flash: no

bike | pure fun | 71


Przygotowania do zawodów zajęły mi prawie 10 miesięcy, był to mój główny cel w 2012 roku. Aby być przygotowanym do tych zawodów odpuściłem starty w PP DH. Skupiłem się na treningu wytrzymałościowym, głównie bieganie, nawet ukończyłem pół maraton w Sylwestra. Dużo jeździłem na torach pump tracka (rekord we Wrocławiu – 403 kółka w 2h ok. 63 km bez pedałowania) czy enduro – polecam Single Track pod Smyrkiem – do tego typowo techniczny trening na rowerze DH i trochę przerzuconych ton na siłowni w zimę, jak i na polu w lato... Taka mieszanka treningowa pozwoliła mi ukończyć zawody na 3 miejscu. Największe straty odczułem w organizmie. Zawody dały się we znaki dosłownie po stawach i kościach. Dochodziłem do siebie przez tydzień po zawodach. W rowerze większych strat nie było, ponieważ części Shamana magicznie wpłynęły na mój rower, dzięki czemu uszkodziłem „tylko” tylne koło, dokładnie urwałem 9 szprych i, z przyczyn niewyjaśnionych, straciłem tarczę hamulcową. Na szczęście, z pomocą mojego dobrego kolegi, wymiana na nowy zestaw wraz z wymianą klocków trwała niecałą minutę. Koszt całej wyprawy, to tak naprawdę dojazd do Semmering i udział w zawodach (80 Euro). Spać można bezpłatnie na parkingu przy wyciągu przemienionym na czas zawodów w kempingowe miasteczko, gdzie mamy dostęp do pryszniców i toalet. Udział w tych zawodach jest czymś niezwykłym. Widok wschodu słońca w Alpach jadąc na rowerze w dół – bezcenne! Polecam to każdej osobie, która jeżdżąc cały dzień na rowerze czuje niedosyt! Zmiany w przygotowaniu wprowadzę na pewno, aby w przyszłym roku poprawić wynik z trzeciego na pierwsze miejsce w kat. One Man! Na koniec chciałbym podziękować moim rodzicom, Martinowi Joza z Shaman Racing, mtb33.pl, TimingDays , AWF Wrocław oraz osobom, które mnie wspierały podczas zawodów.

72 | bike | 24h semmering

autor: Patryk Dawczak / foto: archiwum mtb33


Patryk stracił tarczę hamulca, daaaaamn!

24h semmering | bike | 73


MĹš Leogang 2012



76 | bike | mś leogang 2012

foto: Piotrek Stary Staroń, Ewa Kania


Widoki Leogangu... Ehhhhhh... : )

mĹ› leogang 2012 | bike | 77


Kółeczka na pogodę i niepogodę w namiocie Mondrakera



80 | bike | mś leogang 2012

foto: Piotrek Stary Staroń, Ewa Kania


mĹ› leogang 2012 | bike | 81


Aaron Gwin – najbardziej pechowy rider tego dnia... Tak wyglądał jego finisz. Na mega stylówie!



Zwyciężczyni damskiej Elity! Szok! Morgane Charre!

84 | bike | mś leogang 2012

foto: Piotrek Stary Staroń, Ewa Kania


Steve Peat świętuje 20-lecie startów!!!

Podium męskiej Elity prezentuje się tak! Greg Minnaar, Gee Atherton i Steve Smith

mś leogang 2012 | bike | 85


Zwycięski przejazd Greg’a. Jest AS!

86 | bike | mś leogang 2012

foto: Piotrek Stary Staroń, Ewa Kania



88 | dział | tytuł artykułu


tytuł artykułu | dział | 89


moty wator trening owy Jak trenować, by nie przesadzić i trzymać zajawkę na ściganie w sezonie? Krótko i na temat co numer będzie opowiadał Wam o tym wszystkim Albert „Aba” Stęclik.

Istnieje taki punkt sezonu, kiedy to zaczynasz wychodzić myślami w przód i myśleć na temat następnego roku. Czasami przez kontuzje ten punkt nastaje szybciej, czasem, gdy jesteś zdrowy i cieszysz się jazdą wolniej. Te myśli z reguły pojawiają się, gdy widzisz problemy, których być nie powinno. Zaczynasz zastanawiać się, jak uniknąć ich w przyszłym roku i być jeszcze lepszym zawodnikiem. Wydaje mi się, że w tym sezonie dostałem bardzo dobrą lekcję, którą sam sobie zgotowałem. Od zawsze byłem bardzo sumienny i chętny do treningu. Lubię trenować, jeździć, pracować nad sobą. Traktuję to jako pewną formę udoskonalania własnej osoby. Trening daje mi pewność siebie, wiem, że gdy jestem w dobrej formie mogę konkurować z najlepszymi, nie interesują mnie moi rywale, skupiam się tylko na sobie, popycham swoje limity i osiągam coraz lepsze wyniki. Brzmi pięknie, ale taka sytuacja chyba nie może trwać wiecznie. Przynajmniej w moim przypadku. Wydaje mi się, że nie da się być pełnych 12 miesięcy w formie, bo kiedyś po prostu trzeba odpocząć. W połowie tego sezonu w ogóle odechciało mi się trenować, a co gorsze, nawet jeździć na rowerze. Zacząłem zmuszać się do treningów, czułem, że nie dają one żadnego progre-

su, co jeszcze bardziej mnie frustrowało. Wtedy właśnie nastał punkt sezonu, o którym pisałem wyżej. Zacząłem zastanawiać się, jak to możliwe, że jeszcze przed chwilą miałem chęć i siłę trenować 2 razy dziennie, a teraz wstając rano z nienawiścią myślę o wyjściu nawet na zjazdówkę. To pytanie zrodziło we mnie wątpliwość na temat długości treningu, który zadałem sobie przed sezonem. Policzyłem na palcach miesiące, które płynęły pod znakiem treningu i dość szybko brakło mi rąk. Wtedy pomyślałem, że być może przydałaby się jakaś mała przerwa i zwykły odpoczynek. Dwa tygodnie później po wakacjach spędzonych w słonecznej Italii, gdzie zmuszony byłem do jednego lepszego sprintu, pojechałem szkolić młodzież na obóz Totalbikes. Ochota do jazdy i treningu znów była na wysokim poziomie. Teraz żałować mogę, że nie pomyślałem o tym wcześniej. Wiem już, że ostry trening przed 2013 zaczynam w grudniu. Do tego czasu oczywiście będę jeździł na rowerze, ale tylko wtedy gdy będę miał na to ochotę! ciąg dalszy nastąpi...


Artykuł powstał przy współpracy z portalem SZOK.it [ www.szok.it ]


HAFJELL Norwegia. Jej flaga kojarzy nam się od teraz nie tylko z pewnym „kremem do suchych dłoni”, ale też jedną z piękniejszych miejscówek. Bilion tras w jednym miejscu, widoki „całkiem” niezłe: domki z trawiastymi dachami, pogoda zamówiona, chociaż z pewnymi zakłóceniami, samolot czeka. Mała kraina Hobbitów, no bez kitu! No to tak... Adin, twa, tri, cietyrje: Przenosimsa do krainy nie tylko whip’ami płynącymi... A oprowadza nas Piotrek Staroń. 92 | tytuł artykułu | dział



94 | bike | hafjell

foto: Piotrek Stary Staroń


Greg Minnar

hafjell | bike | 95


Rachel Atherton nie dała plamy! Zuch dziewczyna! Miejmy nadzieję, że ból pleców i inne niedogodności, które męczyły ją przez sezon, nie wrócą w następnym. Trzymamy za Rach kciuki!

96 | bike | hafjell



98 | dział | tytuł artykułu


Steve Peat


100 | dział | tytuł artykułu


Dobry doping! Tacy kibice zawsze urozmaicają każde zawody. „Kartonowe wiadomości”, to mega zabawna sprawa! Dawać ich do Polski, ale już! :D

tytuł artykułu | dział | 101



Puchar Świata to idealny moment na konkurs whip’ów... Ajjjt! Aż matryca się cieszy z takich kadrów! ; )

hafjell | bike | 103




FroPro podsumowanie sezonu

Ten team jest już chyba szeroko znany w świecie rowerowym. Dwóch jego reprezentantów całkiem nieźle sobie radzi. Przenieśmy się więc w czasie do początku tego sezonu i przelećmy z Arkiem po najważniejszych imprezach tego sezonu. Miłego lotu!

106 | bike | fropro podsumowanie sezonu

autor: Arek Perin / foto: Ewa Kania


bike | fropro podsumowanie sezonu | 107


Teraz po zakończeniu sezonu jest o czym pisać... Sięgając wstecz pamięcią do dokonań świeżo powstałego polskiego teamu Fro Pro, możemy rozpocząć... Frower Power, jako założyciel jak i jedyny sponsor owego team’u, przyczynia się do czegoś więcej w naszym świecie rowerowym, a niżeli samego team’u. Organizuje jedyne w Polsce zawody dla małych riderów, czyli Puchar Skrzata i poświęca się w pełni rowerowej zajawce. Team składa się z dwóch znanych zawodników: Arka Perina i Sławka Łukasika. Arek już 8 lat zbiera doświadczenie ścigając się regularnie w zawodach i trenując w przeróżnych miejscach w Europie. Na co dzień zajmuje się budowaniem tras rowerowych, bike parków i trenowaniem Sławka. Zimą natomiast jest instruktorem narciarstwa. Sławek z kolei, hm... jest cichym skromny chłopakiem z Wieliczki, który ma wielki talent i możliwości przed sobą. Na co dzień szkoła, dziewczyna i rower. Lubi też kino, gdzie często ogląda najnowsze bajki :P Nie ma co tu więcej gadać, jest ich dwóch dobrze się dobrali, razem trenują, razem cisną do przodu i razem celują wysoko, a FroPro daje im tą możliwość. Cel mają jeden: ścigać się na wysokim poziomie, ale tak, by w końcu na pierwszej stronie wyników Pucharu Świata widniała i nasza Polska flaga. By to zrealizować, czekała ich ciężka praca. Teraz, gdy już jest po sezonie, możemy śmiało powiedzieć, że skutecznie realizują swoje plany. A jak to wyglądało w sezonie 2012, przedstawi nam Arek Perin: „Tak. Naszym głównym celem jest wybić się mocno w górę, startować na co raz to wyższym poziomie, jak i jednocześnie być żywą częścią FroPro. Myślę, że skutecznie do tego dążymy zostawiając za sobą ślady owych starań i dokonań. Cieszy mnie fakt, iż mamy tą możliwość i wykorzystujemy ją w 100%. Sławek ma niepodważalny talent w jeździe na rowerze, więc chcę mu pomóc go wykorzystać. Między innymi w tym moja rola, by przekazać mu jak najwięcej doświadczenia i wiedzy. Razem trenujemy i przynosi to efekt dla nas obu. W tym roku treningi rozpisałem z myślą o końcówce sezonu, w której mieliśmy zaplanowane same zagraniczne ważne zawody. Sezon standardowo rozpoczęliśmy od zgrupowania w San Remo. Dużo jazdy, uwag i szlifowanie sprzętu. Wyjazd jak najbardziej udany, biorąc pod uwagę, że dwa tygodnie wcześniej byłem tam w pracy z zaprzyjaźnionym teamie mtb jbg, gdzie w połowie zgrupowania spadł nam śnieg. Pierwsze starty już na celowniku – Puchar Polski w Wiśle na Stożku, gdzie jak zawsze przyjeżdża dużo mocnych zagranicznych zawod-

108 | bike | fropro podsumowanie sezonu

ników. Sławek nie startował ponieważ między czasie był na obozie RedBull’a, gdzie przez 10 dni trenował z rodziną Athertonów, czołowymi zawodnikami Pucharu Świata. Ja natomiast, by wbić FroPro na podium, walczyłem na górze Stożek, zajmując drugie miejsce, jednocześnie będąc pierwszy z Polaków. Wygrał wtedy Filip Polc, zawodnik z Red Bull’a. Sezon leciał... Międzyczasie wystartowaliśmy w kilku zawodach z cyklu Enduro Trophy. Było to dla nas nowe doświadczenie pełne wrażeń i radości. Super wszystkim polecamy. Zdobyliśmy tam kilka pierwszych i drugich miejsc. Następnie zawody w kolejce czekały... Mowa tu o kolejnych edycjach Pucharu Polski, Świata, Morawsko-Słowacki, Czech i iXS European Downhill Cup. Sezon mijał, za nami zwycięstwa, jak i porażki, zbliżamy się do kluczowego momentu sezonu – nadchodzą zawody, gdzie każdy mocno ciśnie na swoim rowerze wprost do mety, po medal. Pierwsze zawody z tej serii zaliczyliśmy w austriackiej miejscowości Schladming, gdzie od wielu lat odbywają się najbardziej lubiane Puchary Świata. Tamtejsza trasa jest rewelacyjna! Ten start miał nas przygotować psychicznie do ciężkiej walki i trasy, która ma ok. 4 min., jak i kolejnych zawodów, gdzie będzie tylko ciężej. Zawody te odbyły się w deszczu i mega trudnych warunkach. Sławek w eliminacjach zjechał z drugim świetnym czasem! Ja natomiast miałem glebę, przy której ukończyłem przejazd na 21 miejscu, ale w finale niestety nie dałem rady wystartować. Finał dla Sławka nie był do końca udany, ponieważ zaliczył upadek, co w efekcie spowodowało ukończenie zawodów na siódmym, i tak dobrym, miejscu. Mistrzostwa Polski w Zawoi dla nas udane! Sławek wywalczył sobie Mistrza Polski, a ja drugiego V-ce Mistrza. Są medale, gra gitara! Jedziemy dalej... Puchar Europy we Włoszech, Pila! Trasa wymagająca, trudna technicznie i szybka, to lubimy ze Sławkiem. Po przebyciu 1500 km dotarliśmy na piękne włoskie szczyty, świeciło słońce, trasa była już oznakowana, więc wystarczyło zjeść makaron i wsiadać na nasze maszyny... Ogień, mega fajnie nam się jeździło i byliśmy pewni swego. Wiedzieliśmy, że w niedziele będzie z kim się ścigać. Kilka dni wcześniej 70 km obok były rozgrywane zawody Pucharu Świata, z których przyjechało na zawody dużo dobrych zawodników, miedzy innymi Brook Macdonald (który owe zawody wygrał tak btw.). Tak więc nadszedł TEN dzień. Pojawienie się na starcie tylko w jednym celu: wykonania dobrego i szybkiego przejazdu. Byliśmy gotowi, tymbardziej, że razem ze Sławkiem skakaliśmy taki jeden trudny ele-

autor: Arek Perin / foto: Ewa Kania


Sławek Łukasik podczas treningu przed MŚ (w Leogangu) w Schladming. Idealne miejsce do tego!


ment, na który nieliczni się decydowali. To nas podbudowało... No więc START... Eliminacje ukończyłem na jedenastej pozycji, a Sławek ok. 50 – popełniłem dość spory błąd – podpowiada mi to Sławek. No ok. Finał jutro. Dzień finału nie wyglądał za ciekawie. Pogoda była jedną wielką zagadką: raz padało, raz słońce. Pierwszy wystartował Sławek. Jechał pewnie i mocno pedałował, by nadgonić czas i skończył tym razem swój przejazd na 11 miejscu! WOW! Teraz kolej na mnie. Wiedziałem, że na pierwszą dziesiątkę mnie stać, więc ogień w dół i „nie ma, że boli”! Piękny, pewny przejazd, już widziałem metę przed sobą ciesząc się z wykonanego przeze mnie biegu, więc para w nogach ile fabryka dała, aż tu nagle wyskoczyła mi opona z tylnego koła, tym samym nieumożliwiając mi dojechanie do mety... Szkoda, ale taki sport. Weekend później już byliśmy na kolejnym Pucharze Europy. Tym razem w czeskiej miejscowości Spicak. Wyjazd udany, chodź nie do końca. Razem ze Sławkiem mieliśmy problemy ze sprzętem, lecz nie przeszkodziło nam to w walce w finale. Ja ukończyłem zawody na 18 miejscu, a Sławek na 7! Jest dobrze! Jedziemy dalej... Po wymagających dwóch tygodniach ścigania się, zrobiliśmy sobie kilka dni odpoczynku w spa, by wypoczęci wyruszyć na Mistrzostwa Świata DH w Leogang. Wyjechaliśmy z domu w poniedziałek, wcześnie rano, obierając kierunek Austria. Przed przyjazdem do Leogangu, zatrzymaliśmy się na dwa dni w Schladming, by potrenować i pojeździć z bananem na twarzy, nabrać mocy i poczerpać trochę radości z jazdy. Tak czy siak trasy w Schladming dały nam mocnego kopa i dobrze przygotowały do nawiązania walki podczas zbliżających się zawodów… Zawody w Leo trwały kilka dni. Każdego dnia mieliśmy dokładnie wyznaczone godziny treningów i inspekcji pieszej. No i w końcu stanęliśmy do boju, w eliminacjach dogoniłem jakiegoś zawodnika z Kazachstanu, który nie chciał mnie przepuścić i męczyłem się za nim prawie do samej mety, wrrrrr... Dzięki niemu skończyłem je na 69 miejscu. Sławek był 31. W Finale popełniłem dość istotny błąd, niemalże wylatując poza taśmy, co niestety odbiło się na wyniku – 64 miejsce. Sławek podtrzymał godną walkę i skończył na 41 miejscu. Tuż po zawodach w Leogangu pojechaliśmy na górę Żar, gdzie odbywała się ostatnia edycja Pucharu Polski w Zjeździe. FroPro przygarnęło pierwsze dwa miejsca na podium, odpowiednio Sławek na pierwszym, ja na drugim. Tak, jak powinno być! ; ) Jednocześnie zakończyliśmy generalkę zmagań Pucharu Polski, w której Sławek wywalczył pierwsze miejsce, a ukończyłem na trzecim. Pudło dla Fro chłopaków!

110 | bike | fropro podsumowanie sezonu

A zaraz za polskimi zmaganiami był kolejny Puchar Świata. Tym razem Norwegia w Hafjell. PIĘKNIE! Bikepark, jakich mało na świecie! Krajobrazy nie do opisania, po prostu Raj! Wybraliśmy się tam z Tomkiem Jezierskim jego magicznym Ogórkiem. Przeprawa promem, śnieżyce na przełęczach, niesamowite trasy, ludzie pełni optymizmu i litry polskiej wódki, które sprzedawaliśmy mieszkańcom, hehe : P To wszystko sprawiło, że ten wyjazd stał się nie do zapomnienia... W kwalifikacjach niestety zaliczyłem piękną glebę, było mi bardzo szkoda tego, bo jeździło mi się tam bardzo dobrze i miałem ogromną wolę walki. Niestety nie załapałem się do finału :/ Sławek natomiast, jak to on, pewnie, równo i do przodu, pokazał klasę w kwalifikacjach, ogarniając 41 miejsce, a w finale skończył na świetnej pozycji 33!!! Do lidera zabrakło mu zaledwie 10 sekund. Jest z niego „młody chłopiec”, wiec w przyszłości jeszcze pokaże nie jednemu szaszkowi! Chciałbym w imieniu moim i Sławka bardzo podziękować Frower Power jak i FroPro za ogromne wsparcie i motywacje do walki, jak i progresu, którego z dnia na dzień zwiększamy dzięki nim. Również dziękuje moim sponsorom: Marzocchi, Formula, Dartmoor, Mozartt, Rudy Projec, Nutrend i IXS. Najlepsze wyniki 2012: Arek: 2 miejsce Puchar Polski – Wisła (pierwszy z Polaków) 2 miejsce Puchar Polski – Koninki 2 miejsce Enduro Trophy – Mszana Dolna (podjazdy) 2 miejsce Beskidia Downhill Cup – Stożek 2 miejsce Enduro Trophy – Zawoia 2 miejsce Puchar Polski – Żar 2 V-ce Mistrz Polski DH 2012 Sławek: Mistrz Polski DH 2012 41 miejsce Mistrzostwa Świata – Leogang 33 miejsce Puchar Świata – Hafjell 11 miejsce Puchar Europy ixs – Pila 1 miejsce Puchar Polski – Międzybrodzie Żywieckie, góra Żar 1 miejsce Puchar Polski – Sienna, Czarna Góra 1 miejsce Puchar Polski – Wierchomla 1 miejsce w klasyfikacji generalnej Enduro Trophy – Mszana Dolna 1 miejsce w klasyfikacji generalnej Enduro Trophy – Zawoja

autor: Arek Perin / foto: Ewa Kania


Arek Perin w Schladming. (zdjęcie na poprzedniej stronie) > Puchar Polski w Czarnej Górze.


kamieniołom seszyn na spontanie

„Ziemia suska” – Osielec, powiat Suski. Czyli wychodzi na to, że mini tripy na spontanie wychodzą najlepiej! Chłopaki wybrali się w jedno z góry ustalone miejsce, a wylądowali zupełnie gdzie indziej... A gdzie? O tym opowie Wam Harcel Maczek, czyli Marcel Haczek ; ) Nasz trip do kamieniołomu u Suskiego był totalnym spontanem. Wstępnym celem wycieczki były Koninki, jednak ze względu na kiepskie warunki pogodowe, postanowiliśmy odwiedzić lokalne strony Suskiego i zmobilizować go do szybszej rehabilitacji. Z Bielska wyjechaliśmy około 8:00, pięknym pomarańczowym busem marki Volkswagen, pakując do środka rowery i longi. Z zewnatrz wyglądaliśmy, jak ekipa drogowców jadąca kopać rowy. Szoferem był Damian Jaromin, który jednak długo nie wytrzymał za kółkiem pomarańczowego bolidu (prawdopodobnie bez wspomagania). Po kilkunastu kilometrach zmienił go Szaman, ku wielkiej radości Damiana, który mógł zaopatrzyć się w „napoje energetyczne” i buzować przed jazdą. Za mobilny upload na Instagram odpowiedzialny był Piotrek Staroń, a Kamila i Dorota dbały o to, aby w busie nie było zbyt cicho ani chwili. W drodze do Koninek każdemu z nas rzucił się w oczy kamieniołom w Osielcu (nie mam pojęcia, jak się to odmienia). Mi osobiście w tym momencie odechciało się jechać dalej. Podejrzewam, że każdemu przeszło to przez myśl, ale nikt nie odważył się powiedzieć tego na głos. Gdy dojechaliśmy do Koninek, pogoda była taka sobie. Trochę mokro, chmury, w lesie ciemno. Dziewczyny od razu zaczęły śmigać na longach i łapać stopa do góry pod wyciąg. My szybko strzeliliśmy śniadanko w kawiarni i polecieliśmy na górę. Po 3–4 zjazdach zapadła decyzja, że to nie jest najlepszy dzień na jazdę w Bikeparku i że jedziemy do Suskiego na „secretspot’a”. Aby dostać się na miejsce, gdzie dało się fajnie pośmigać, musieliśmy jednak pokonać kilka mniejszych i większych przeszkód. Na 1 ogień rzeka. Stary wykazał się najlepszym przygotowaniem i w swoich górskich butach przeszedł, niczym Jezus, nie mocząc ani kawałka stopy. Mi udało się przejechać zanurzając tylko jedną piętę, a Szaman wybrał przeprawę na około i ostatecznie

112 | bike | kamieniołom seszyn

musiał przedzierać się przez krzaczory używając swojego roweru jako maczety. Dalej wszyscy szliśmy zadowoleni przez półtorejmetrowe krzaki ograniczające nam widoczność, aż zobaczyliśmy pierwsze podejście... Kamienie wielkości telewizorów (z lat 90’) nie ułatwiały wspinaczki. Był tylko jeden słuszny sposób: rower na plecy i do góry. Szaman melduje się pierwszy na szczycie, Damian pod koniec. Wyjaśniło się, kto ma lepszy „napój bogów”. Po kilku minutach spaceru po płaskim, dotarliśmy do miejsca docelowego. Wszystkim zaparło dech w piersiach. Gładziutka +/-80m ściana żwirku bez ani jednego śladu, dalej super leje i wąwoziki, a dodatkowo niecodzienny widok. Z resztą zobaczcie sami. Było naprawdę epicko. Pod 2 godzinkach jazdy, wszyscy byli wymęczeni praktycznie nieustannym podchodzeniem i zjeżdzaniem. Trzeba było jeszcze powtórzyć questa i wrócić do busa. W dordze powrotniej na ściance z głazami każdy chyba miał „ciepło”. Przejeżdzając przez rzekę miałem największego pecha, zaliczyłem klasyczne OTB na samym starcie, także powrót do domu miałem zapewniony w mokrych butach. Nowa ścieżka, jaką wybrał Szaman, była jeszcze gorsza, niż ta poprzednia gdy szliśmy na miejscówkę i nawet stostowanie „bike-machete” nie skutkowało. Ostatecznie wszyscy zameldowali się w busie cali i zdrowi mega zadowoleni i zmęczeni. Nikomu w tym momencie nie przeszkadzały mokre buty i obdrapane łydki. Na koniec odwiedziliśmy Suskiego, który czuje się już coraz lepiej i trenuje na razie pogo z kulą. Szybko obczailiśmy jego imponujący playground i zapoznaliśmy się z planami na przyszły rok. Także SUSKI! Szykuj się na regularne odwiedziny na wiosnę, bo będzie grubo!



114 | bike | kamieniołom seszyn


Wspinaczka w takich okolicznościach przyrody, to nie lada gratka ; )

kamieniołom seszyn | bike | 115


Marczello się wspina, a Szymek już popija Red’ka na szczycie.

Kąpiel w rzece, by dostać się na miejscówkę, zawsze spoko...

116 | bike | kamieniołom seszyn


Jak już jest się na górze, to co wystarczy zrobić? Na dół! Łiiiiii! ; )

kamieniołom seszyn | bike | 117


118 | bike | kamieniołom seszyn


Po ciężkiej walce z podchodzeniem czas na najlepszą zabawę – zjazd. I tak kilka razy, aż do braku sił. Ale banan na ryjku był!

kamieniołom seszyn | bike | 119


120 | dział | tytuł artykułu


Szaman ciora ziemię! Aghrrr!

tytuł artykułu | dział | 121


/kitesurfing /wakeboard /windsurfing /skimboard /etc.

122 | dział | tytuł artykułu

a


r e t a tytuł artykułu | dział | 123


miejsce na

! h c a ci

!

Twoją

reklamę


powered by


up wake silesia Śląsk też opanowała wake’owa zajawa! Przedstawiamy Wam galerię z tego, co działo się, gdy WUS powstawał, bo mieliśmy możliwość podglądania przygotowań do ich pierwszego sezonu. Świętochłowiece, staw Skałka. System 2.0 z 200m toru do dyspozycji. Otwarte w sezonie od 9:00–20:00 Zapraszamy na stronę www.wakeupsilesia.com lub na funpage’a WakeUp’owców!

126 | water | wakeup silesia!

foto: Adam Łakomy, Tadek Jezierski


Niewielki staw zaraz obok Drogowej Trasy Średnicowej całkiem niedawno zamienił się w dobrą miejscówkę do „wodnych zabaw”.

wakeup silesia! | water | 127


Wodowanie box’a, Był całkiem niezły ubaw i dużo niespodziewanych rąk do pomocy. H5!

128 | water | wakeup silesia!

foto: Adam Łakomy, Tadek Jezierski


wakeup silesia! | water | 129


Nawet Wotang odwiedził ekipę WakeUp’ów i chyba nieźle się bawił :>

130 | water | wakeup silesia!

foto: Adam Łakomy, Tadek Jezierski


wakeup silesia! | water | 131


132 | water | wakeup silesia!

foto: Adam Ĺ akomy, Tadek Jezierski


U ekipy panuje całkiem sielankowa i rodzinna, moşna rzec, atmosfera

wakeup silesia! | water | 133


134 | dział | tytuł artykułu


tytuł artykułu | dział | 135




y fl  board’owa zajawka

138 | water | flyboard

autor: Piotrek Wojarski / foto: GoPro


flyboard | water | 139


Wojarowe zabawy > (góra) przygotowanie do backflipa, (dó) trik: scooter chase, (prawa strona) trik: backflip / zdjęcia: GoPro2.

Mistrz Świata Jet Ski – Frank Zapata – osiągnął na skuterach wodnych prawie wszystko, co było możliwe i zaczął szukać nowych wyzwań. Od pewnego czasu pracował nad urządzeniem pozwalającym poruszać się po wodzie i pod wodą niczym delfin. Z różnych konstrukcji, najlepiej zadanie to spełniła deska „odrzutowa” przypięta do nóg, która jak się okazało jeszcze lepiej sprawdza się w lataniu ponad powierzchnią wody. Franky sam testował i udoskonalał sprzęt w zeszłym roku, a Anno Domini 2012, to pierwszy „komercyjny” sezon urządzenia ochrzczonego nazwą Flyboard. Wynalazkiem tym poruszamy się dzięki strumieniom wody wyrzucanym przez 2 dysze znajdujące się pod deską. Woda pompowana jest do nich z dryfującego po wodzie skutera poprzez wąż strażacki o długości 18 metrów. Są jeszcze 2 dysze przymocowane do rąk, jednak pełnią one jedynie rolę pomocniczą – dodają równowagi i pozwalają oblać wodą gapiów, jednak same nie uniosłyby nas ponad wodę. Na pierwszy rzut oka wygląda to dziwnie i skomplikowanie. Obserwatorzy najczęściej porównują osoby na Flyboardzie do Ironmana, jednak ta zabawka tak naprawdę nie wymaga żadnych ponadprzeciętnych zdolności. W tym roku w Polsce, na ponad metr nad wodę uniosła się nawet 9 letnia dziewczynka. To na jaką maksymalną wysokość możemy się wznieść ograniczone jest mocą silnika oraz wagą danej osoby. 215-konny skuter (takich używaliśmy w kraju) daje możliwość polatania na 7–9 metrach. Zapata skonstruował 400-konny skuter, który podnosi go nawet

140 | water | flyboard

autor: Piotrek Wojarski / foto: GoPro


na 12 metrów. Samo uczucie latania jest niesamowite. Nie mamy dookoła siebie żadnej kapsuły, jak w samolocie, helikopterze, czy szybowcu, kierujemy ruchami naszego ciała i sterowanie to jest bardzo intuicyjne. Każdy manewr deską natychmiastowo zmienia nasz kierunek. Odczuwa się przy tym większą, niż naprawdę, wysokość. Adrenalina uderza do głowy, a po kilkukilkunastominutowej sesji każdy wraca na ląd z tzw. „bananem” na twarzy. Poważni dorośli faceci mieli wyraz twarzy dzieciaków, które właśnie dostały do rąk najnowszą zabawkę. Wstęp zrobił nam się trochę długi, więc czas wrócić do tego, o czym Triker powinien traktować – do trików. Sport (jeżeli można tym mianem określić Flyboard) jest bardzo młody, a nawet raczkujący – ma dopiero rok i sztuczki, które można wykonywać są stale wymyślane. Najpopularniejsze są delfiny w różnych wariacjach: przodem, tyłem skręcając, dokładając w locie obroty 360, 720, itp. Często wykonywane są również backflipy, a nawet próby podwójnych. Cieszy fakt, że polska ekipa wykonuje wszystkie z tych ewolucji, co możecie obejrzeć na zdjęciach. Kto okaże się najlepszym flyboardzistą, wyjaśni się 20 października podczas pierwszych Mistrzostw Świata, które odbędą się w stolicy Kataru.

flyboard | water | 141


142 | water | flyboard

autor: Piotrek Wojarski / foto: GoPro


Aby być na bieżąco polecamy śledzić stronę: www.flyboard.pl

flyboard | water | 143


nle skimboards Śląska marka z charakterystycznym słoniem w logo, to właśnie Not Like Elephant Skimboards. Chłopaki opowiedzą Wam o swoich dechach, ale i krótko przypomną całą historię skimboardowej zajawy.

Gdyby ktoś 5 lat temu zapytał, co to jest skimboard chyba długo musiałby szukać odpowiedzi. Mało kto poza światem surfing’u i kite’a znał odpowiedź na to pytanie. Jednak ostatnie 2–3 lata, to prawdziwy „renesans” tego sportu. Już niewielu myśli o nim jak o „zabijaczu czasu” w bezwietrzne dni. Wręcz przeciwnie, stał się odrębną dyscypliną sportu zrzeszającą coraz więcej zawodników. Początki skimboardingu datuje się na lata 20. XX wieku. Podobno zapoczątkowali go ratownicy z Laguna Beach, gdzie ślizgali się na mieliznach używając sklejek pochodzących często z okolicznych zabudowań. Zabawy bardzo przypadły do gustu bywalcom Laguna Beach i od tego czasu sport rozprzestrzenił się po całym świecie. W trakcie swojego rozwoju skimboard podzielił się na dwie całkiem odległe od siebie gałęzie – wave i flatland. Na pierwszy rzut oka wave skimboarding nie różni się zbyt wiele od tradycyjnego surfingu, poza o wiele mniejszą deską. Jak sama nazwa wskazuje, jazda odbywa się na fali, ale w przeciwieństwie do surfingu zawodnik rozbiega się z plaży rzucając deskę na wodę. Niestety, ten bardzo widowiskowy rodzaj skimboardingu nie jest w Polsce popularny – z tych samych powodów co sam surfing. Inaczej jest z flatlandem, który zdominował wody śródlądowe - rzeki i jeziora. Ze względu na bardzo małe wymagania (deska i płytka woda) zdobywa sobie na całym świecie i także w Polsce coraz większą rzeszę zwolenników. Technika jazdy jest bardzo prosta: rzucić deske na wodę, dogonić i wskoczyć. Ze względu na bardzo duże podobieństwo do deskorolki flatland bardzo szybko zaadaptował rurki i box’y stając się jeszcze bardziej interesujący. Co ciekawe, Polska systematycznie buduje swoją silną pozycję w tej dyscyplinie na arenie międzynarodowej. Najbardziej chyba znamiennym przykładem jest tegoroczna, już trzecia, edycja DaKine Polish Skimboarding Open. Była to największa na świecie impreza skimboardowa, która zgromadziła 118 zawodników, w tym kilkunastu zagranicznych m.in. ze Szwecji, Holandii, Austrii i Niemiec. Trochę historii, to teraz czas na kilka słów o samej marce NLE: Narodzinom „Not Like Elephant” przyświecał szczytny cel: pokazania ludziom nowego, ciekawszego sposobu spędzania wolnego czasu po pracy, czy szkole. Siedząc tylko przed telewizorem, czy pc, większość ludzi nie zauważa, ile zajawek czyha, żeby tylko ich dopaść i zawładnąć ich życiem. Uzupełnić je o bar-

144 | water | nle skimboards

autor: Mateusz Żymełka, Marcin Siegel / foto: Marcin Siegel, Ewa Siegel


nle skimboards | water | 145


dziej realne bodźce, które będą kształtowały chęć samodoskonalenia własnych umiejętności. W Polsce mamy tłumy ludzi pozytywnie wkręconych w deskorolkę, snowboard, rower i inne tego typu sporty. Jednak nie każdy potrafi znaleźć coś dla siebie. NLE stara się przybliżyć zainteresowanym wszelkie alternatywne formy aktywności fizycznej, które z jakichś powodów mogą być nieosiągalne dla niektórych osób. Obecnie jednym najbardziej z udanych projektów od NLE jest całe zamieszanie związane ze skimboardem. Pierwszy kontakt z tego typu deską mieliśmy nad polskim morzem, dzięki uprzejmości jednego z młodocianych plażowiczów, który wykazał chęć zapoznania nas z tą dyscypliną. Pomimo średniej jakości sprzętu, jakim wtedy dysponowali-

146 | water | nle skimboards

śmy, dostrzegliśmy w tym na tyle frajdy, że postanowiliśmy tego tak nie zostawiać i także dorzucić swoje 3 grosze, przyczyniając się do rozwoju skimboardu w Polsce. Od tamtej pory powiększamy falę zainteresowania tym sportem już trzeci sezon, organizując eventy w oparciu o tor skimboardowy, na którym każdy może spróbować swoich sił oraz oddając w Wasze ręce deski, które z roku na rok staramy się udoskonalać tak, aby spełniały wymagania zarówno początkujących, jak i zaawansowanych rider’ów. Cel ten, miejmy nadzieję, będziemy spełniać jak najlepiej, ku zadowoleniu, zarówno Waszemu, jak i naszemu ; ) Życzymy wszystkim zainteresowanym szybkiego progresu na skimie, a sobie przychylności losu podczas realizacji większych projektów! I do zobaczenia w sezonie 2k13!

autor: Mateusz Żymełka, Marcin Siegel / foto: Marcin Siegel, Ewa Siegel


Reprezentacyjna NLE’owa decha, którą testował Marcin. Jej kolor podoba nam się najbardziej! Dostępne są też inne kolorki.

nle skimboards | water | 147


/aggressive inline /skateboard /longboard /etc.

148 | dział | tytuł artykułu

a k


e t a tytuł artykułu | dział | 149


miejsce na

! h c a ci

!

Twoją

reklamę powered by



Winterclash story Kolejna zima, kolejne kilka miesięcy bez „prawdziwej” jazdy – każdego roku dołujący okres grudzień-styczeń-luty to trudne wyzwanie dla rolkarzy. Może właśnie dlatego największy event rolkowy na świecie, gromadzący zapaleńców z całego globu odbywa się właśnie w lutym – w sam raz na początek nowego sezonu Winterclash dostarcza tak gigantycznego zastrzyku zajawki, który doładowuje mnie niezmiennie od 5 lat. Dla mnie i większości moich przyjaciół coroczny trip na zawody Winterclash jest po prostu obowiązkowy. Nie mogę wyobrazić sobie lepszej okazji do doświadczenia kultury rolkarzy w tak intensywnym stopniu, jak te 2-3 super-chaotyczne dni w Holandii. Pomimo, że Winterclash miał swoje mocne (2007 – Mullhausen), jak i słabsze chwile (2010 – Berlin) jestem niezmiernie rad, iż idea eventu jest kontynuowana i nadal mogę być nadal jego częścią. Minęło już prawie 2 miesiące od tego wydarzenia, w internecie roi się od editów, relacji, zdjęć – pechowcy, którzy nie mieli okazji uczestniczyć w nim osobiście z łatwością mogą sprawdzić „co poszło” jednak nic nie jest w stanie przekazać atmosfery jaka panowała podczas tego szalonego weekendu. Tak czy inaczej ekipa Trikera postara się przyjrzeć dokładniej temu nietuzinkowemu przedsięwzięciu, uważanego za najważniejsze zawody rolkowe w Europie. Lokalizacja Holandia, Eindhoven. Po raz trzeci miejscem zmagań został dobrze znany skatepark Area 51. Porównując jednak sam street course z rokiem poprzednim – został on całkowicie zmieniony. Pierwsze wejście na park i totalny szok – poszczególne poziomy skateparku zostały podniesione lub obniżone, co w połączeniu z całkiem nowymi przeszkodami stworzonymi specjalnie na tą okazję dało kosmiczny efekt. Innymi słowy park został przygotowany stricte pod rolkarzy, umożliwiając płynne line`y bez utraty prędkości. Moim zdaniem był to jak dotąd najciekawszy Street Course jaki było nam dane widzieć na Winterclashu – trudne tzw „hammer-spots” przeplatane z prostszymi, lecz kreatywnymi przeszkodami dawały naprawdę duże możliwości – solidne propsy dla organizatorów. Mimo to z cięż-

152 | skate | winterclash story

autor: Sebastian „Basza” Gruba / foto: Chris Luca


winterclash story | skate | 153


Nils Jansons (Hedonskate, Remz) 540 Soyale - zawodnik kategorii PRO

kim sercem stwierdzam, że potencjał tak dobrze zaprojektowanego skateparku nie został w pełni wykorzystany podczas samych zawodów, a to z powodu... Tłumu i formy contestu Od samego początku jasno zasygnalizowano iż Winterclash 2012 będzie eventem opartym na płynnych line`ach ( łączenie poszczególnych trików w jeden nieprzerwany przejazd) ocenianych na podstawie kreatywności i stylu, a nie jak było dotychczas czyli katowaniu jednej największej przeszkody na zasadzie Jam`u. Widownia została sprawnie przesunięta na balkony oraz obrzeża parku i wszystko wskazywało na to, że pomysł wypali. Pierwsze przejazdy Amatorów odbywały się według założeń – street course był pusty, riderzy kolejno się zmieniali, wszystko grało. Szybko jednak zaczęto „naginać” trochę zasady – zawodnicy raz po raz otrzymywali szansę na tą „ostatnią próbę”, co z czasem spowodowało spore opóźnienie - planowane eliminacje Dziewczyn musiały zostać przeniesione na Sobotę. Tym samym finał Amatorów jak i kategoria PRO zaliczył nielichy poślizg.. Co gorsze pod-

154 | skate | winterclash story

czas sobotnich rozgrywek tłumu nie dało się już opanować – miejsce na samym streetu course z godziny na godzinę malało – bez barierek lub nawet taśmy odgradzającej grupa porządkowa miała pełne ręce roboty. W momencie gdy grupka holenderskich fanów weszła na street course dopingując swoich ulubionych riderów – nie było już odwrotu, w ślad za nimi podążyło wiele innych osób skutecznie uniemożliwiając wykonywanie długich line`ów. Rywalizacja zawodników prędko przeniosła się na konkretne przeszkody – poręcz, rurę z transferem czy najwyższy quarterpipe. Tak czy inaczej sam poziom prezentowanych trików sprawiał, że tak naprawdę nie dało się zauważyć zbyt dużej spiny wywołanej brakiem kontroli na tłumem. Julien Cudot, Roman Abrate, Romain Godenaire oszaleli na punkcie podwyższenia na quarterpipe, Frederik Anderson (Hedonskate, USD) lądując pierwszy disaster na płaską rurę z banku rozpoczął prawdziwy battle na tej mega trudnej przeszkodzie. Wkrótce dołączyli do niego min Horn (Razors, Redbull), Stephan De Freitas (USD) czy w końcu Nils Jansons (Hedonskate, Remz), który

autor: Sebastian „Basza” Gruba / foto: Chris Luca


(góra lewa) Chaz Sands (Razors) – zawodnik kategorii PRO (góra prawa) Adam Kola (photographer, UK) (dół lewy) Gabriel Hayden (SSM, Chimera) – zawodnik kategorii PRO (dół prawy) ...a dziewczyny kibicują!

nie pozostawił wątpliwości kto jest królem disasterów lądując po kolei takie triki jak Ao unity, Ao Porn czy finalny Ao Topsoul (!!!!) Dużą uwagę przykuwał także Nick Lomax (USD), który pomimo zmiany formy zawodów postawił na wykorzystanie całego parku i miażdżył spota z transferami w płynnych line`ach. Takie widowisko skutecznie przysłaniało pewne niedociągnięcia organizacyjne i mi jako widzowi duży tłum lub obsuwa czasowa nie przeszkadzały, ale z pewnością nie można tego powiedzieć o samych zawodnikach. Przedzieranie się przez tłum gapiów w celi dotarcia do przeszkody lub 2-3 godzinne oczekiwanie na swój kolejny przejazd efektywnie „zabijało” wolę do rywalizacji. Łatwo można było stwierdzić, który ze startujących po prostu „dał sobie spokój” i nie postarał się w eliminacjach – rezultat: wielu faworytów nie weszło do finału...cóż czasami tak bywa. Podsumowanie Winterclash 2012 był tym wszystkim czego oczekiwałem po tym wyjeździe – event typu “grass-roots” bez zbędnych, surowych zasad, poważnego współzawodnictwa czy presji ze strony sponsorów I organizatorów..i wiecie co? - taki układ pasował mi w 100%. Udałem się na Winterclash, aby ‚podładować’ baterię, spotkać znajomych z całego świata, pojeździć, trochę poimprezować itd – Holandia po raz kolejny sprawdziła się się perfekcyjnie jako miejsce takiego wypadu. Szczerze polecam chociaż raz pojechać na którąś z następnych edycji Winterclasha – niezapomniane przeżycie, które zostanie w waszych głowach na długo!!!!

winterclash story | skate | 155


Beny Harmanus (Adapt, Chimera) – zawodnik kategorii PRO

156 | skate | winterclash story

autor: Sebastian „Basza” Gruba / foto: Chris Luca


Beny Harmanus w akcji – Disaster Fishbrain – zawodnik kategorii PRO

winterclash story | skate | 157


Locals skate boards manu fac ture

158 | skate | localskateboards manufacture

autor: Mikołaj Baranowski / foto: Amok


localskateboards manufacture | skate | 159


Wszystko zaczęło się około 4 lata temu. W sumie, to zawsze miałem zajawę na to, żeby spróbować się w temacie robienia deskorolek. Myślę, że wielu skaterów zastanawia się, jak produkuje się deski. Jak tylko mieliby okazję, to z chęcią zrobiliby swoją własną i z podwójną zajawą na niej by jeździli. Wracając do tego, co stało się 4 lata temu. Właśnie gdzieś w tamtym okresie zacząłem wgłębiać się bardziej w technikę oraz cały proces klejenia i produkcji desek. Po pobieżnym (patrząc z perspektywy czasu) zapoznaniu się z tematem postanowiłem, że chcę to robić i właśnie temu się poświecić. Napisałem biznes plan, skonsultowałem z paroma specjalistami, jakie maszyny będą mi potrzebne, poszukałem odpowiednich dostawców drewna, kleju i można było powoli zabierać się do wprowadzania planu w realizację. Super sprawą było to, że na maszyny udało mi się dostać wsparcie unijne i to bardzo pomogło mi na starcie. Żeby nie było tak kolorowo, jak wam się wydaje, właśnie wtedy rzeczywistość zweryfikowała całą moją niewiedzę w temacie i zaczęły się schody. Pierwsze testy okazały się straszne, zarówno deski nie wytrzymały, a prasa okazała się źle wykonana. Na reklamacje oraz dojście do jakiegokolwiek, mniej lub więcej, kiepskiego produktu, który nie łamie się od pierwszego ollie, zeszło jakieś 6 miesięcy. Wiele starania i poświęconego czasu dało to, że po roku od pierwszej sklejonej deski mogłem bez wstydu dać komuś ją do testów. Na pierwszy rzut oka skateboard wygląda na prostą do zrobienia rzecz. W rzeczywistości okazuje się to znacznie trudniejsze. Trzeba

160 | skate | localskateboards manufacture

pamięta, że na dobrą deskę składa się wiele czynników i, dodatkowo, musi być wykonana ładnie, najlepiej z fajna grafiką. Ale nie będę zamęczał was szczegółami, które poza tym są ściśle tajne hehehe... Zdradzę tylko, że znalezienie odpowiedniego kleju i testy zajęły około roku i poszło na nie około 50 desek. Jedno jest pewne: robię deskorolki i, z miesiąca na miesiąc, z roku na rok, wiem, że są coraz lepsze. Locals Skateboards Manufakture cały czas idzie do przodu. Nie ma innego wyjścia. Manufaktura musiała w przeciągu 3 lat działalności nabrać tyle wiedzy i doświadczenia w produkcji, co niejednej amerykańskiej firmie zajmowało kilkanaście lat. Ale wszystko jest możliwe, jeżeli tylko się chce. Na dzień dzisiejszy, dzieki małym zmianom technologicznym oraz paru zabiegom technicznym, deski są naprawdę mocne i wytrzymałością na złamanie (po przeprowadzonych testach porównawczych) dorównują wszystkim europejskim produktom dostępnym w skateshopach Ble, ble, ble... Jeżeli chcecie sprawdzić, jak to wszystko wygląda, zapraszam was na www.localsskateboards.com oraz na nasz profil FB/locals skateboards manufacture, gdzie możecie śledzić nasze najnowsze produkcje, zarówno LS, jak i wszystkich personalizowanych desek na zamówienia. Tak czy inaczej namawiam wszystkich na przetestowanie naszych desek i, jak najbardziej, na wspieranie polskich firm deskorolkowych! Ave Locals!!!!!!

autor: Mikołaj Baranowski / foto: Adam Łakomy


localskateboards manufacture | skate | 161


162 | skate | localskateboards manufacture

autor: Mikołaj Baranowski / foto: Adam Šakomy


localskateboards manufacture | skate | 163


164 | skate | localskateboards manufacture

autor: Mikołaj Baranowski / foto: Adam Šakomy


localskateboards manufacture | skate | 165


Old school Zastanawialiście się kiedykolwiek, jak wyglądała kiedyś scena deskorolkowa w Polsce? Kto był wtedy skejtbogiem, gdzie się jeździło i co wyznaczało wtedy bycie „superelo”? Trochę przybliżymy Wam tamte czasy... Chyba jeszcze nigdy, odkąd jeżdżę na desce, rozwój skateboardingu nie był tak zauważalny. Przestają dziwić wszędzie poruszający się na deskorolkach młodzi ludzie. Sklepy pełne są deskorolkowych ciuchów, butów i akcesoriów, dziewczyny oglądają się za skejtami na ulicy, a gdy ktoś z poznanych przeze mnie rówieśników (tak trochę przed 30-stką) zapyta mnie, czym się zajmuję, a ja odpowiem że głównie to deskorolką, w większości przypadków nie jest zdziwiony. Może zauważam to, ponieważ mieszkam w dużym „tolerancyjnym” mieście, ale skateboarding stał się wręcz częścią miejskiej kultury. O popularności deskorolki już pisałem, ale do stworzenia tego tekstu zainspirowało mnie zupełnie coś innego, a mianowicie temat skateparków i miejsc do jazdy, a raczej ich „obecności” w naszym kraju i o tym, jak to kiedyś skateparkiem był dwupaletowy grindbox i historyczna dubeltówka. Może ten tekst dla nie których z was będzie zbyt „lokalny”, ale ciężko jest pisać o czymś czego się nie widziało, więc przedstawię wam to z perspektywy mojego deskorolkowego „wychowania” i skatowych podróży w poszukiwaniu skateparku. Jeśli chodzi o ową inspirację to były nią często słyszane przeze mnie teksty, wypowiadane przez kilkunastoletnich skaterów, typu: „ten park jest do dupy, nawierzchnia jest słaba a rurka za niska, a poza tym zamiast quotera powinien być bank, a zamiast dwóch ławek rurka, i w ogóle to daleko jest od centrum, a ciemny kolor jest brzydki”. Nie chcę też aby tekst ten miał pełnić funkcje moralizatorskie, a jedynie może dać trochę do myślenia młodszemu, nieco rozpieszczonemu ogromem skate-produktów pokoleniu skaterów. I wreszcie na koniec tego wstępu muszę zaznaczyć, że to co przeczytacie poniżej na pewno nie będzie „kroniką polskiego skateboardingu” opowiadającą o jego początkach, ponieważ sam na desce jeżdżę od około 15 lat, a sam znam osoby, które po ulicach „odpychają” się już znacznie dłużej. Wróćmy do naszych skateparków. Nie tak dawno jeden z moich kolegów, znalazł na jakiejś starej, nie aktualizowanej od kilku lat stronie internetowej listę skateparków w Polsce. Wiecie ile ich było? Nie trzydzieści, nie dwadzieścia, nawet nie piętnaście a jedynie siedem! Nawet jeśli autor owego rankingu nie policzył sobie parków dokładnie

166 | skate | oldschool

lub nie zwiedził naszego kraju wzdłuż i wszerz to możemy przyjąć, przy niewielkiej granicy błędu liczbę dziesięciu. Wiecie ile skateparków jest teraz? Próbowałem to policzyć, jednakże po pewnym czasie stwierdziłem, że moje rachunki również mogą być niezbyt dokładne i postanowiłem zasięgnąć wiedzy u specjalistów z firmy Techramps. Tam jednak również mieli problem z określeniem dokładnej liczby, jednakże do porównania wystarczy nam ilość parków wykonanych przez Techramps, a jest ich już ponad sto pięćdziesiąt! Dodajmy do tego parki wykonane przez inne firmy takie jak Skateparki.pl (wysoka piątka za PTG), Five Ramps, Altamps czy firmy zagraniczne, których parki też znajdują się w Polsce (np. Rzeszów, który budowali Czesi) i wyjdzie nam ok. dwustu pięćdziesięciu, a może nawet i więcej! Moi drodzy, jest na co narzekać (heh). W zasadzie skateparki mamy teraz w każdym większym mieście w Polsce. Prawie każdy z was ma możliwość codziennej jazdy, w miejscu przeznaczonym specjalnie do tego, z którego nikt nie będzie chciał was wyrzucić, używając do tego mojego ulubionego argumentu „bo tak”. Dla porównania, gdy kilka lat temu (ok. 10) chcieliśmy pojeździć w skateparku (a raczej czymś, co go przypominało) wybieraliśmy się busem z Krakowa do Myślenic, gdyż tam znajdował się park najbliżej mojego miasta! Cieszyliśmy się nim tak jak małe dziecko, gdy dostanie lizaka. Choć zarówno jego stan, jak same elementy nie były szczytem marzeń, a większość z nich pomagaliśmy tuningować miejscowej ekipie, w której wyróżniali się Pony i jego brat Krzysiek, Piotrek Kosiba, Masło i Fryta. Wycieczki do Myślenic były dla nas prawdziwym wydarzeniem, gdy przychodził weekend, o 8:00 na dworcu stawała cała ekipa, czyli: Wiktor (obecnie pan redaktor skateboard.pl), Grzesiek Grabysz (mieszkający teraz prawdopodobnie w NY – ale ślad po nim zaginął), Piotrek Hryniów i Kuba Bednarski (dziś dumny tata) i ja. W skateparku często dołączał do nas Tomek „Hołek” Dworzak śmigający wtedy żółtą „Zastawą”. Katowaliśmy tak do samego wieczora, a wracając często rozmawialiśmy o tym, jak to wspaniale było by mieć takie miejsce u siebie w mieście. Niejednokrotnie dyskutowaliśmy również o skateparkach marzeń, których wtedy wg nas było w USA tysiące, ale i tych, w których to ktoś jeździł będąc

autor: Maciek Heczko / foto: archiwum


Maciek Zgórkiewicz – Plac Centaralny, backside-kickflip

oldschool | skate | 167


np. u babci w Warszawie... (heh). Wspominając to wszystko śmiejemy się teraz, ale czasem trochę „nerw ciśnie”, jak słyszymy, gdy jeździmy w np. fajnym parku narzekania na brak miejsc do jazdy. Teraz możecie nawet zapisać się na obóz, np. Wood Camp, gdzie zamiast drętwych zajęć, takich jak na obozach sportowych, czeka na was konkretny skatepark, a opiekunami są skaterzy. Odrębną, ale też mającą wiele wspólnego z naszym tematem sprawą są tak zwane własnoręcznie zbudowane „spoty osiedlowe”. Na pewno każdy, kto choć kilka lat jeździ na desce, miał tą przyjemność jeździć na własnoręcznie zbudowanym grindboxie paleciaku. W moim mieście super specjalnym „secret spotem” były tyły Politechniki Krakowskiej i AWF – za parkiem przy ul. Jana Pawła oraz pomnik „z Orzełkiem” – jedyne chyba wtedy miejsca w Krakowie, z którego zdarzało się, że nikt nas nie wyrzucał i można było w miarę bezpiecznie skejtować. Tam właśnie powstała legendarna w Krakowie, rurka dubeltówka na której śmigała cała moja ekipa i gdzie poznaliśmy się i jeździliśmy z Zieleniem (niestety nie wiemy co teraz robi), Tomkiem Warzechą, Michałem Żyłą (obecnie założył rodzinę i przeniósł się do WWA), Ostrym (zajmuje się teraz snowboardem) i Maćkiem Zgórkiewiczem (Dj JRh2o, którego możecie znać między innymi z Es Game Of Skate i krakowskiego sklepu z winylami „Record Dillaz”). Rurka ta działała jeszcze dwa lata temu i mogliście na niej śmigać w krakowskim Pool Forum. Działki, które znajdowały się nieopodal „Parku Lotników” służyły nam jako „schowek” na nasze skrzynki i rurki, a gdy zaczynało padać można było śmigać na murkach pod dachem, jednakże tam ochrona wzywała policję, a pod sam koniec „historii tego spotu” wysypywała piasek i kamienie co skutecznie utrudniało nam jazdę. W tamtych rejonach śmigać można było również na przebudowanym obecnie Placu Centralnym, gdzie głównie śmigała ekipa Grześka „Grzesztofa” Górskiego (obecnie pracuje w Techramps), czyli Kazet, Nase i Romek. Dobrym spotem był też „Tatr Słowackiego”. Tam rządziła wtedy ekipa w skład, której wchodzili Szymon Mikołajczak, Wojtek Stec i Papaj (część z nich pracuje teraz w dystrybucji Cool Sport, Łukasz Pieniążek (obecnie mieszka chyba w Anglii), Bastek (Intoksynator), Maciek Nowak (DSN), Para

168 | skate | oldschool

i jeszcze kilka osób, których niestety imion już nie pamiętam. Tam też nie raz znaleźć można było jakieś własnoręcznie przez chłopaków zmajstrowane przeszkody. Niestety dzięki bezmyślności kil-

ku osób, z nowej fali skaterów, którzy zdewastowali to, nie ukrywajmy, dziedzictwo kultury, malując ściany w jakieś idiotyczne napisy, w stylu „love marihuana” i „cyryl skater”, teatr stał się miejscówką z oficjalnym zakazem jazdy na deskorolce. W trochę późniejszych czasach można było w Krakowie jeździć w parku Powermana, pod Hotelem Forum, ale niezbyt nadawał się on do jazdy na desce. No chyba, że ktoś latał na dużej rampie, jak Tony Hawk. Teraz gotowe przeszkody można kupić przez internet. Rurki, grindboxy, skocznie i inne gadżety są dostępne za kilka stów. Jeśli ktoś ma dużo kasy może sobie nawet za kilka tysi zamówić minirampę. Oczywiście nie oznacza to, że nikt nie buduje już „spotów osiedlowych”, chodzi raczej o to, że tak naprawdę można takie rzeczy już po prostu kupić, co kiedyś było dla nas nie do pomyślenia. Nie wspominając już o skejtowych portalach internetowych, pełnych półkach w skate shop’ach i deck’ach w cenach od 99zł. Kiedyś nawet sami robiliśmy sobie koszulki firm deskorolkowych (heh). Trochę zmieniła się również opcja jazdy na deskorolkach na miejskich spotach. Nie oznacza to oczywiście, że wszędzie można śmigać na desce, a ochroniarze smarują dla nas murki, ale w wielu już miejscach obecność skaterów została zaakceptowana. Różnice między tymi latami, a rokiem 2009 można by wymieniać bez końca. Chodzi tu jednak o to, by czasem po prostu ruszyć głową i nie narzekać. Wiadomo, że parków ciągle jest za mało ,a niektóre nie są doskonałe. Ale naprawdę wydaje mi się, że w Polsce warunki do rozwoju stają się coraz lepsze. Rzeszów, Katowice, Leszno, Kraków, Warszawa mają teraz miejsca, o których kiedyś można było tylko marzyć. Brać deski, kamery, ajfony, kanony, gołprony i jazda nagrywać materiał, a przede wszystkim cieszyć się jazdą na desce!

autor: Maciek Heczko / foto: archiwum


Budowa grindbox’u, Myślenice

Grzesztof – dawno temu w Nowej Hucie

oldschool | skate | 169


Człowiek, który zjechał z mostu...

Mati pytał: Adam Łakomy / odpowiadał: Mateusz Woźniak / foto: Adam Łakomy


mati | skate | 171


Amok: Siema! Mógłbyś w skrócie napisać, kim Ty tak właściwie jesteś? Mati: Jestem studentem 3 roku Zdrowia Publicznego na ŚUMie, księgarzem (nie mylić z księgowym), słabym gitarzystą, członkiem legendarnej grupy ZG (przyp. red. Ziomki Gliwice), a co za tym idzie, deskarzem. A: Mati, z tego co wiem, dość długo jeździsz na deskorolce, masz sporo osiągnięć w tym temacie... co się stało, że ostatnio zrobiło się cicho na Twój temat? M: Pół życia ale niezmiennie Zajawka Zawsze! Żeby się zrobiło cicho to najpierw musi być głośno. Ale rzeczywiście coś w tym jest. Niestety kontuzja kolana wykluczyła mnie z jazdy na długi czas i ciągnie się za mną do dnia dzisiejszego. Aktualnie czekam w długiej jak pociąg kolejce do zabiegu. Mam nadzieję, że tym razem wszystko będzie w porządku i po jakimś czasie znowu będę mógł normalnie jeździć. Jeśli mogę z tego miejsca pozdrowić lekarzy to ich NIE POZDRAWIAM! A: No właśnie, pół życia! Co tak naprawdę trzyma Cię w tej deskorolkowej zajawce, że w dalszym ciągu jesteś jej wierny? M: Jeżdżę bo lubię. Nie ma co się doszukiwać w tym większego sensu. Obawiam się , że skateboarding nie uratował mi życia, haha . Najbardziej lubię jeździć na Gliwickim Placu Krakowskim, z ziomeczkami i dobrą muzyką na uszach.

172 | skate | mati

A: Czyli wolisz jeździć raczej lokalnie w swoim rodzinnym mieście, niż podróżować po miejscówkach w innych miastach? M: Powiem tak. Jakbym miał z kim to bym podróżował. Zresztą kiedyś się jeździło na wyjazdy. Pamiętam byliśmy nawet w Pradze co jest niezłym wynikiem jak na zajawke gliwickich deskarzy. Obecnie ciężko jest się gdzieś wybrać bo mało osób jeździ a jeszcze mniej ma fundusze na takie akcje. Chociaż w tym roku zdarzyło mi się śmigać w Kopenhadze i Roskilde w Danii, ale to nie był stricte deskorolkowy wyjazd. EJ MAM KACA WIEC MOGA BYC JAKIES BLEDY ;)) A: Apropo „Ziomków Gliwice”. Strasznie to wszystko ucichło, czy planujecie wypuścić jakieś nowe video? M: Jak wspomniałem już prawie nikt nie jeździ. Wiadomo od czasu do czasu wyskoczy na deskę paru ziomków ale to nie jest to co kiedyś. Praca, rodzina, szkoła - nie każdy ma czas na deskorolkę. Może w przyszłości uda się cos nagrać ale póki co brakuje kamerzysty i aktorów. A: Wspominałeś, że masz problemy z kolanem, czy to coś poważnego? M: Niestety. Pewnego razu na zawodach w Radzionkowie zerwałem więzadło krzyżowe. Rok czekałem na rekonstrukcję. Zamiast spędzić obiecany przez „lekarza” tydzień w szpitalu , spędziłem tam cały miesiąc. Po tym czasie moje kolano wymagało na prawdę intensywnej rehabilitacji. Niestety w życiu zdarzają się różne sytuacje , trochę zaniedbałem treningi na salce i zacząłem jeździć. Teraz wiem ze to był błąd. Ale to był dla mnie najlepszy sposób na stres. Do dzisiaj jest. W kolanie pojawiły się „luzy” i wymaga ono ponownej rekonstrukcji.

pytał: Adam Łakomy / odpowiadał: Mateusz Woźniak / foto: Adam Łakomy


A: Czy po wyleczeniu, w nowym sezonie, masz w planach wystartować w zawodach? M: Chciałbym jeszcze kiedyś parę razy wystartować. Czas pokaże jak będzie. Ja na pewno dołożę wszelkich starań by wyleczyć kolano i moc znowu jeździć „jak kiedyś” A: Jak podchodzi do tego Twoja rodzina? Akceptują Twoją pasję, wspierają Cię, czy wręcz przeciwnie? hmm. Akceptowali, wspierali i bardzo im za to jestem wdzięczny. Przykładowo moi rodzice potrafili wziąć urlop specjalnie po to by jechać ze mną na Baltica. Niestety ciągłe kontuzje i godziny spędzone w szpitalu zmieniły trochę ich nastawienie. Nie ma się co dziwić , rodzice zawsze się martwią, tym bardziej gdy dziecko uprawia sport „ekstremalny”.

A: Jak oceniasz poziom polskiej deskorolki? M: Jest ch*jowo ale stabilnie. Wydaje mi się jednak, że wszystko idzie w dobrą stronę. Zresztą wystarczy obczaić nowe polskie plazy..PTG, Leszno, Rzeszów. Jest to ogromny postęp jeśli chodzi o budowę skateparków. Do rozwoju przyczyniają się również zawody , których już od paru lat w Polsce nie brakuje. Dzięki temu ziomeczki mogą rywalizować ze sobą co znacznie wpływa na rozwój ich umiejętności. Ostatnimi czasy coraz częściej też pojawiają się goście za granicy. Muszę przyznać , że przez kontuzję jestem trochę do tylu jeśli chodzi o polska deskorolkę ale jak widzę 12 latka który klei 36 flipa z 3 klocków na PTG cieszy mi się morda :) A: Czy próbowałeś uprawiać jakieś inne sporty ekstremalne? M: Tak. Jeżdżę na snowboardzie. Jak większość tych którzy jeżdżą na deskorolce. Jednak bardziej jaram się jazdą po betonie niż śniegu.

A: W artykule Maćka Heczko „oldschool” pojawiło się zdanie, że im częściej rozmawia z ludźmi o swojej pasji, ludzie podchodzą do tego już bardzo naturalnie. Wspomniałeś, że jesteś studentem – jak osoby z Twojej uczelni odbierają to, że śmigasz na desce? M: Podobnie jak u Maćka, myślę, że deskorolka w Polsce jest coraz bardziej popularna, i ludzie zaczynają postrzegać ją już bardzo normalnie

mati | skate | 173


A: Każdy skejcik, miał jakieś ciekawe/śmieszne przygody w swojej deskorolkowej karierze - masz jakieś którymi chciałbyś się z Nami podzielić? M: Było ich sporo ale nie o wszystkich warto wspominać. Przypomina mi się tylko jak złamałem nową deskorolkę mojego dobrego kumpla Wiśni. Mianowicie jechałem na jego desce i jak to często bywa natknąłem się na kamyczek. Deska energicznie cofnęła do tylu wjeżdżając prosto pod kola przejeżdżającego motoru. Gość przejechał prosto przez środek blatu i pojechał dalej. Nie chcę myśleć co by było gdyby najechał na track, hehe.

A: Ulubione skateVideo? M: Flip Sorry, And Now, Bacon Unheard Video. Z polskich Easy Livin.

A: 3 rzeczy, bez których nie ruszasz się na deskę to... ? M: Muzyka, opaska na kolano, deskorolka.

A: No to miejmy nadzieję, że uda Ci się w całości naprawić i wrócisz do formy! To jest ten czas, kiedy możesz kogoś pozdrowić. Dzięki za rozmowę! : ) Dzięki! Pozdrawiam rodzinę, przyjaciół, ZG, pracowników księgarni Columbus, znajomych ze studiów i oczywiście moją dziewczynę! Pis Joł!

A: Czy jest coś co chciałbyś przekazać młodym wymiataczom? M: „Nie bójcie się, próbujcie! „: )

174 | skate | mati

A: Skatepark czy street? M: Obawiam się , ze skatepark ;) przynajmniej w Polsce. A: Tak na zakończenie. Jaki jest Twój scenariusz na udany dzień? M: Mój scenariusz to pobudka koło 11. parę chwil z gitara. deskorolka do wieczora i czil z dziewczyna lub przyjaciółmi.

pytał: Adam Łakomy / odpowiadał: Mateusz Woźniak / foto: Adam Łakomy


Zapraszamy teĹź na bloga Amoka: [ www.adamlakomy.blogspot.com ]

mati | skate | 175




Lucek Photo present!

y r e l l ga 178 | skate | youth gallery


youth gallery | skate | 179


180 | skate | youth gallery


gallery youth gallery | skate | 181


gallery 182 | skate | youth gallery


youth gallery | skate | 183


/motocross /fmx /slackline /traveling /graphic design /clothes /cooking /and many more

184 | dział | tytuł artykułu

h t


r e h tytuł artykułu | dział | 185


miejsce na

! h c a ci

!

Twoją

reklamę powered by


miejsce na

! h c a ci

!

Twoją

reklamę powered by


erzberg rodeo gallery

Red Bull Hare Scramble zostało opanowane przez Brytyjczyków. Całe podium było zarezerwowane dla nich. Na poprzedniej edycji, 2011, jako pierwszy finiszował Tadek Błażusiak! A zobaczcie, co działo się tej edycji!



190 | other | erzberg rodeo gallery

foto: Piotrek Staroń


tytuł artykułu | dział | 191


192 | dział | tytuł artykułu


tytuł artykułu | dział | 193


Jako pierwszy linię mety pokonał Graham Jarvis, jednak na niej dowiedział się, że nie tym razem należeć będzie dla niego zwycięstwo. Zdyskwalifikowano go (kolejny raz) za ominięcie jednego z pierwszych checkpoint’ów trasy.

194 | other | erzberg rodeo gallery

foto: Piotrek Staroń


Zwycięzca finałowej edycji Erzberg Rodeo – Jonny Walker i tradycyjnie już piąstka z naszym fotografem :>

Więcej zdjęć Starego tutaj: [ www.stary.ownlog.com ]

erzberg rodeo gallery | other | 195


Freestyle inwazja na Stolicę Pokaz chłopaków z Why So Serious na plaży w warszawskim klubie La Playa. Krótka relacja z tego krótkiego wydarzenia.

196 | super enduro | other

autor: Ewa Kania / foto: Piotrek Staroń


other | super enduro | 197


198 | other | laplaya warszawa


WSS’owy połamaniec – Michał Daciuk – nie mógł sobie odmówić udziału w tej imprezie :>

1 września Why So Serious przeprowadziło szybki desant na warszawski klub La Playa. Był to pierwszy tego typu event w naszym kraju i trzeba przyznać, że pokaz zorganizowany na plaży przyciągnął nie tylko zapalonych klubowiczów, ale także tłumy ciekawych samego Freestyle’u widzów. Publiczność miała idealne miejsce widokowe, ponieważ tor został usypany pomiędzy klubem La Playa, a brzegiem Wisły. Impreza rozpoczęła się około godziny 21:00, aby po kilku godzinach klubowej zabawy i sączenia drinków zmienić się w rasowe freestyle motocrossowe show. Niedługo przed północą bowiem na tor składający się z rampy i dirtowego lądowania wyjechali główni sprawcy zamieszania, czyli zawodnicy. Wśród nich nie mogło oczywiście zabraknąć riderów Why So Serious: Marcina Łukaszczyka, Artura Puzio, Jaśka Kaszuby i Rafała Białego. Towarzyszyli im zawodnicy z Czech: Frantisek Maca i Zdenek Fusek. Na quadzie natomiast gościnnie wyjechał Patryk Siekaj (Blessed Brothers).

Już od samego początku show było bardzo dynamiczne i nawet nie najeżdżając na rampę zawodnicy narobili niezłego zamieszania kręcąc bączki i odkręcając gaz do końca. Później przyszedł czas na właściwą akcję. I niemal od razu posypały się same solidne tricki. Polska młoda krew pokazała się z bardzo dobrej strony prezentując to, co potrafią najlepiej. Czesi nie zostawali w tyle i prezentowali, że ani stylu, ani umiejętności im nie brakuje. Po intensywnych 20 minutach Frantisek Maca podsumował występ kręcąc backflipy. Tak szybko i nagle jak pokaz się zaczął, tak szybko się skończył. Zgasły światła, emocje zaczęły powoli opadać, a zawodnicy dołączyli do prawie 2 tysięcy obecnych klubowiczów, aby bawić się z nimi do samego rana. Why So Serious vs. Warszawa? 1:0.

laplaya warszawa | other | 199


Tak prezentowała się hopa i nasze minibanerki.

200 | other | laplaya warszawa


Prezentacja ekipy

laplaya warszawa | other | 201


202 | other | laplaya warszawa


„Fotoreporterki” dokumentują jednego z chłopaków z WSS.

laplaya warszawa | other | 203


why so serious Polska scena Freestyle Motocrossu w porównaniu do światowej jest dopiero w powijakach. Nikomu chyba nie trzeba uświadamiać, jak trudno w tym kraju jest spełniać się w swojej pasji, jeśli nie jest się kopaczem piłki. Jest jednak grupka utalentowanych zapaleńców, którzy dzięki determinacji i miłości do dwóch kółek cały czas idzie do przodu. Od tego roku piątka z nich występuje w barwach teamu Why So Serious i udowadnia, że tu też można latać i dobrze się bawić. WSS to styl życia na zajawie. To nie tylko Freestyle Motocross, ale szeroko pojęte sporty akcji, z naciskiem na sporty motorowe. To co łączy wszystkich w teamie to przede wszystkim pasja. Bardzo szybko nudzą ich sztampowe rozwiązania i… bycie grzecznym. Żeby nie było - wszyscy z nich latają także w Mistrzostwach Polski FMX „Skillz Up”, jednak każdy z nich wie, że nie samymi zawodami człowiek żyje. Jak w każdym sporcie akcji liczy się przede wszystkim zajawka i nie inaczej jest w tym przypadku. Wspólne treningi, wspólne wyjazdy oraz…zdecydowanie nieszablonowe pomysły to coś co wyróżnia tą piątkę na tle innych zawodników w Polsce. W przyszłym roku możecie się spodziewać wielu nowatorskich i objechanych, jak na nasze realia, akcji. Póki co zerknijcie na sesję foto z początku lipca, gdzie chłopaki latali w częstochowskim freestyle parku Łukasza Pacuda, który jest także podstawową bazą treningową teamu. Pozostali zawodnicy teamu to: Łukasz Pacud (QFMX), Jacek Dembiński (Supermoto) i Paweł Szymkowski (Enduro). Rafał Biały – kiedyś rower teraz motocykl. Póki co 125CC, ale od nowego sezonu będzie już „ćwiara”. Czerpie radochę z jazdy, a na zawodach nic go nie zatrzyma. Aktualnie czwarty w generalce MP. Michał Daciuk – od tego sezonu przesiadł się na Hondę CRF450 i póki co jako jedyny w kraju lata na czteropaku. Trzeci w Pucharze Polski FMX 2011, drugi w generalce MP FMX. Obecnie kontuzjowany, ale w sezonie 2013 wróci „nowy lepszy szatan”. Jasiek Kaszuba – odwagi i zacięcia mógłby mu pozazdrościć nie jeden. Jego popisowy trick NoHander to No Hander Lander niezmiennie wywołuje wielkie emocje. Można powiedzieć, że Jasiek wyszedł „spod ręki” Bartka Ogłazy i nadal regularnie razem trenują. Aktualnie szósty w generalce MP. Marcin Łukaszczyk – pierwszy polski zawodnik FMX, o którym swego czasu pisał amerykański Transworld Motocross. Po szeregu kontuzji, 2012 jest pierwszym sezonem, w którym Marcin regularnie startuje. Jak tak dalej pójdzie, to w 2013 możemy po nim oczekiwać wielu nowych tricków. Z Backflipem też. Aktualnie trzeci w generalce MP. Artur Puzio – zdeterminowany i pracowity tak chyba najlepiej można w skrócie określić tego zawodnika. Lata FMX od 2010 roku, a już ma w swoim dorobku Wicemistrzostwo Polski FMX 2011, Puchar Polski FMX 2011 i aktualnie jest pierwszy w generalce MP. Patrząc na tempo jego rozwoju, można śmiało stwierdzić, że w przyszłym sezonie Backflipy będą się kręcić.

204 | other | why so serious

autor: WSS / foto: Adam Łakomy


Chłopaki ładnie się prezentują w całej okazałości ; ) Chyba lubią ten tor... Wiadomo! Częstochowa!

? ? ? ? ? ??????

?

Więcej bieżących informacji o teamie oraz zdjęć pod adresem: www.facebook.com/pages/WSS-Family

why so serious | other | 205


(od góry do dołu) Rafał Biały i Michał Daciuk

206 | other | why so serious

autor: WSS / foto: Amok


(od góry do dołu) Marcin Łukaszczyk i Łukasz Pacud

why so serious | other | 207


? ? ? ? ? ??????


why so serious | other | 209


210 | other | why so serious

autor: WSS / foto: Adam Ĺ akomy


No i zabawa się skończyła tego dnia... Po nie dolocie połamany Dacie jedzie do szpitala...

why so serious | other | 211


Zapraszamy teĹź na bloga Amoka: [ www.adamlakomy.blogspot.com ]

212 | other | why so serious

autor: WSS / foto: Adam Ĺ akomy


why so serious | other | 213


Michał Daciuk

Dacia... Niegdyś jeden z młodszych reprezentantów tego sportu w Polsce. Niedawno, na treningach a zarazem nagrywkach do promo, nieźle się połamał... Pozytywny i wyczilowany typ człowieka. Nawet w szpitalu dobry humor go nie opuszczał! O kontuzji i powolnym powrocie do zdrowia porozmawialiśmy z nim sobie chwilkę. ŁŁŁŁŁŁUUUUTUTUUTUTUTU TU!

214 | other | michał daciuk

autor: Ewa Kania / foto: Adam Łakomy


michał daciuk | other | 215


Ewka: Dzzzzyyyt! Aktualizacja danych! Imię, nazwisko, data urodzenia, wzrost, waga... hehe, nie no dobra, teraz pełna powaga! Ale na początek może jednak powiedz nam, jak się nazywasz? Michał: Elo elo 3 5 0! Nazywam się Michał Daciuk, mam 24 lata, pochodzę z Lublina i to właśnie tam rozpocząłem swoją przygodę z motocyklami. E: Może zacznijmy standardowo, porozmawiajmy sobie o motocyklach/motorach... Właśnie! Czym różni się motor od motocykla? :D Hehe, no dobra, żartowałam! To poważny wywiad... Powracam do pytania zatem: Jesteś jednym z młodszych freestyle’owców w Polsce. Od kiedy jeździsz i czy to w jakiś sposób u Ciebie ewoluowało, czy od początku szedłeś tylko i wyłącznie w jeden obrany cel: FMX? To było to, co chciałeś robić w „życiu”? M: Motor mówiłem mając 5 lat, teraz jestem duży i jeżdżę motocyklem ]:> to tak a propos słonia :P. Parę lat temu, owszem, byłem jednym z młodszych zawodników (nadal się tak czuję), ale niestety czas ucieka, a lat przybywa. Na motocyklu jeżdżę odkąd pamiętam, na motocyklu crossowym od jakiegos 2003 roku, zaś z rampy skaczę od 2009 roku regularnie. FMX pierwszy raz zobaczyłem w wykonaniu Crusty Demons na płytach CD zamówionych przez mojego tatę w jednej z gazet motocyklowych...wtedy to się zaczęło ]:>... E: Jak wyglądały Twoje początki. Trenowałeś z Bartkiem Ogłozą. Jak oceniasz tamtą współpracę z perspektywy czasu? M: Początek..hmm był rok 2007, wszystko wskazywało na to, iż będę zmuszony zaprzestać jazdy na motocyklu, głównie przez problemy finansowe. Na całe szczęście mój wieloletni kolega, a zarazem trener Karol Kędzierski nie zapomniał o mnie i polecił mnie menagerowi Bart-

216 | other | michał daciuk

ka Ogłazy, który właśnie szukał młodych dobrze zapowiadających się zawodników. Także pierwsze treningi odbyłem pod okiem Najlepszego Polskiego zawodnika. Ja w temacie latania z rampy byłem całkowicie zielony, nie miałem pojęcia, że na rampe należy najechać równym gazem. Gdyby samemu mi przyszło skakać pewnie poleciałbym 2 razy za daleko i teraz nie rozmawialibyśmy :P. Jestem Bartkowi bardzo wdzięczny za daną mi szansę, czas, motocykl i doświadczenie. E: Czemu FMX w ogóle? Jest tyle zajawkowych sportów, nawet podobnych, jak dirt rowerowy. Co Cię najbardziej, ghym...pociąga w motocyklach? I jak to się zaczęło? :> M: FMX... uważam, że jest najbardziej hardcore’owy, a tego mi było trzeba...niebezpieczeństwo, adrenalina, szybkość, wysokość, ryk silnika „łłutuuutu” i nie ma miejsca na błędy. E: Na czym zaczynałeś jeździć, a co aktualnie ujeżdżasz? Duże zmiany sprzętowe/techniczne zachodziły (przez progres/czas/itp)? M: Zaczynałem siedząc na baku u taty, już wtedy mogłem kręcić manetą. A jeśli chodzi o mój sprzęt, to standardowo motorynka, zaś aktualnie ujeżdżam Hondę crf 450 r, którą uważam za najlepszy motocykl do freestyle’u (fourfifty, a nie jakieś kanapeczki!). Przede wszystkim podstawą jest dobre zawieszenie...dalej wygodniejszą, pod względem wykonywania ewolucji, kierownicę oraz wycięte siodło motocykla i airbox, bądź po prostu pola numerowe. W swoim potworze zmieniłem również podnóżki na szersze, aby łatwiej i bezpieczniej lądować po wykonanym tricku. Dalej, nie łamiące się klamki sprzęgła oraz przedniego hamulca. Dodatki, które są istotne przy proggressie, to niewątpliwie amortyzator skrętu i flip levele.

autor: Ewa Kania / foto: Adam Łakomy


E: Trochę od pośladków strony, ale mega interesuje mnie sprawa Twojego „pięknego” lotu, który zakończył się, delikatnie mówiąc, niepowodzeniem i wykluczył na jakiś czas z fmx’owej gry... Opowiedz nam, co i kiedy dokładnie nabroiłeś (jak to się stało), jakie były konsekwencje tego „pięknego” lotu. No i jak się teraz czujesz? M: 7 lipca tego roku zaczynaliśmy kręcić promo naszego teamu WhySoSerious. Przygotowania toru po wichurach, jakie nawiedziły Częstochowę i gadżetów reklamowych, zabrało nam naprawdę sporo czasu. Tak więc mało w tym czasie skakałem, a co gorsza byłem zwyczajnie w świecie przemęczony. Już dwa dni wcześniej wywinąłem orła tzn. najechałem nieco za wolno na rampę i musiałem się ewakuować, jeśli o to chodzi, to jestem troszkę wprawiony i rzuciłem motocykl przed samym lądowaniem, fiknąłem pare salt i gitara. Z tego wyszedłem obronną ręką, oberwał jednak motocykl. W sumie, to w życiu nie widziałem żeby nabrał takiej prędkości i rotacji. Wyglądało to bardzo poważnie no i niestety trochę się pogiął (kierownica, amortyzator skrętu, śruby mocowania kierownicy, wydech wyglądał jak harmonijka). Następne 2 dni próbowałem go pozbierać do kupy. W dniu wypadku było piekielnie upalnie: kurz, piach, istna Sahara. Motocykl chodził troszkę inaczej, niż oryginalnie, przez obcięty wydech. Po paru ujęciach na torze mx, przyszedł czas na coś na ząb, a następnie na pierwsze skoki z ramp. Stwierdziłem, że polecę pierwszy...zrobiłem 2 kółka na torze mx, już wtedy coś szło nie tak, latałem trochę przykrótkie skoki, po czym najechałem na rampę...Lubię w fourfifty podjechać powoli do rampy i na końcu ogień na tłoki ile jest tyle dać w p... ]:> W połowie lotu zorientowałem się, że będzie za krótko, podjąłem złą decyzję...

trzymałem motocykl do końca. Skutkiem był frontflip pod motocykl i wieloodłamowe złamanie kości udowej oraz oderwanie obojczyka od łopatki. Jestem świadomy, że mogło być o wiele gorzej. Obecnie jestem już zmęczony tą kontuzją oraz zawiedziony zmarnowanym sezonem. E: Kiedy powrót do zabaw? M: Powrót.. hmm... mam nadzieję że na wiosnę znów usiąde na motocykl... E: Wiele takich „kontuzji” było już? Jeszcze jedna mi utkwiła w pamięci, ta w Katowicach w Spodku bodajże, jeżeli dobrze pamiętam...? M: Pare razy wyglebiłem, np. pierwsze 2 skoki z rampy u Bartka, 2 tygodnie później, kiedy wylatywałem do USA okazało się, że miałem pękniętą rękę hhahhihu. Jakis złamany bark, jakiś wybity bark, no i nieszczęsne Night of the Jumps w 2007 w Katowickim Spodku, tam byłem świeżo po wybiciu barku, do tego w życiu nie skakałem z takich ramp i na takie odległości, pierwszy dzień udało mi się latać w dwie strony, jaja były, na tamten czas naprawdę to było coś. Niestety drugiego dnia zawodów podobnie: katapulta przez kierę i złamany obojczyk... E: Nie narzeka na Ciebie rodzina? Czy zdążyli się już przyzwyczaić do tego stanu rzeczy? M: Moi bliscy bardzo mnie wspierają, jednakże mają już dość...

michał daciuk | other | 217


E: Dobra... To może opowiedz nam teraz o współpracy z WSS, jak Ci się z nimi pracuje i jak długo ma to już miejsce? M: WSS, czyli WhySoSerious! Bez wątpienia mogę się nazwać jednym z pomysłodawców teamu. Z menagerem teamu – Adrianem Bębnem – współpracuje oficjalnie od roku, a nieoficjalnie rozmawialiśmy o tym już parę lat temu. WSS stworzyło naprawdę królewskie warunki do trenowania i rozwoju naszej pasji, jaką jest FMX. Jestem przekonany, że w sezonie 2012 żaden z zawodników nie miał tak dobrych warunków, jak my. Duże wsparcie, logistyczno-techniczne, ciężka praca od pory zimowej aż do teraz. Wynikiem było zajęcie całego podium w Mistrzostwach Polski Skillz Up, a z newsów, to sezon zawodów teoretycznie się skończył, jednak zawodnicy WSS nie odpuszczają, czego przykładem jest wczoraj wylądowany BACKFLIP na dirt przez Marcina Łukaszczyka (czołowego zawodnika WSS). E: Jakieś osiągnięcia na koncie? Nie tylko wg „medali i zdobytych trofeów”, ale wg własnych odczuć. Jesteś z jakiś swoich działań dumny? M: Jestem dumny, że chce i potrafię się podnieść...a odnośnie sportowych osiągnięć, to cieszę się, że mimo startu jedynie w 2 pierwszych rundach ukończyłem Mistrzostwa Polski na trzeciej pozycji w generalce ex aequo z Rafałem Białym ;). Jednocześnie bardzo dobrze wspominam udział w Mistrzostwach Świata Night of the Jumps w gdańskiej Ergo Arenie, który był dla mnie naprawdę wielkim wyzwaniem. Tutaj muszę podziękować promotorowi zawodów za zaufanie i możliwość udziału w tak prestiżowej imprezie.

218 | other | michał daciuk

E: Jakim jesteś typem człowieka? Co daje Ci siły i motywacji do treningów. Jakieś wewnętrzne „czi” znalezione? ; ) M: Oho... zwykły chłopaczyna co tylko troche przegina... ]:> Siłę daje mi siłownia! Lubię dzwigać żelazo! Aaaajaak, a tak poważnie, siły dodają mi najbliżsi, zaś motywację chęć i świadomość ciągłego progresu! E: Gdzie lubisz najbardziej „jeździć”? Jest w ogóle takie miejsce? M: Szczerze to już mi się wszystko pomieszało i po prostu lubię „jeździć”, nie ważne gdzie! Ważne z kim! Wariaty wiedzą... ]:>! E: A jakieś wymarzone? Własne „poletko” w ogródku? :> M: Odnośnie własnej miejscówki, póki co trochę jestem włóczykij, ale marzenia są...a wiadomo że „szczęściem jest dążenie do szczęścia” ;) E: Studia, rodzina, dziewczyna/żona, przyjaciele? Jest na to wszystko czas? M: Zapomniałaś dodać praca. A do tego to wszystko porozrzucane po całej Polsce...jest ciężko, ale nie niemożliwe. E: Czy trening zawdonika fmx’owego jest bardzo zróżnicowany? Innym sportom trening przygotowanie do sezonu zabiera cały rok i aby się dobrze przygotować, muszą poświęcić swój wolny czas i inne ustępstwa, często mega trudne do zrealizowania. A jak to jest u FMX’owców? M: Myślę, że dużo zależy od dostępnych warunków. Przede wszystkim jazda, jazda, jazdaaa i jazda. Stały kontakt z motocyklem, to podstawa ;) Jednakże można udoskonalić trening o dodatkowe istotne elementy. Trening trwa cały rok! Siłownia, akrobatyka, joga, bieganie,

autor: Ewa Kania / foto: Adam Łakomy


pływanie z całą pewnością uzupełni trening zawodnia FMX. I tak jest to dosyć trudne kiedy ma się rodzinę, studiuje dziennie i pracuje ;)

]:> ! Z roku na rok przybywa zawodników. Mnie osobiście to bardzo cieszy, gdyż scena FMX w Polsce nie jest zbyt obszerna jak na razie.

E: Jesteś poukładanym człowiekiem, planujesz przyszłość (starasz się) czy Carpe Diem? :> M: Zawsze starałem się chwytać dzień, jednak życie zmusza do planowania, bez tego ciężko o jakikolwiek progres.

E: Okej, to będziemy kończyć nasze spotkanie. Może kilka słów od siebie? Zaproś przy okazji też wszystkich na swojego nowo utworzonego funpage’a na FB! Dzięki wielkie za poświęcony czas na tę krótką rozmowę i życzę szybkiego powrotu do pełni zdrowia! M: Chciałbym wszystkim, którzy mnie wspierali, wspierają i wspierać będą serdecznie podziękować! Bez Was nie byłoby mnie tutaj teraz…a BYŁO WARTO! WIERZYĆ, MARZYĆ, DZIAŁAĆ ]:>! Zapraszam również do odwiedzania mojego funpage’a. ŁŁŁŁŁŁUUUUTUTUUTUTUTU TU!

E: A jakieś inne zajawki prócz FMX? M: Poza FMX, uwielbiam jazdę na snowboardzie, motocross i wszelkie jego odmiany. E: Chcę znać Twoje zdanie na temat polskiej sceny fmx’owej. Czy ten sport jest w PL na tyle rozwinięty, żeby korzystać z niego nie tylko mentalnie? FMX dorasta w Polsce dobrze? M: Jestem zadowolony z tego, co się dzieje w Polsce. Wiadomo, jesteśmy nieco w tyle (huhahi) za naszymi sąsiadami, no ale dla chcącego nic trudnego ;) Generalnie wszystko zmierza w dobrym kierunku. Wystarczy spojrzeć parę lat wstecz i widzimy, że zmiany z roku na rok dają efekty. Inicjatorem imprez FMX jest Grzegorz Czerwiec, który organizował pierwsze FMX Campy. Dzisiaj Greg wspólnie z Przemkiem Szymańskim organizują Mistrzostwa Polski Skillz Up Cup na naprawdę wysokim poziomie. Dla mnie, jako zawodnika, to świetna okazja do konkurowania z innymi zawodnikami z kraju i zagranicy. Wiemy dobrze, że chcąc wskoczyć na wyższy level należy walczyć z lepszymi

michał daciuk | other | 219


Rentgen nogi Michała po glebie... Ałć! Słaaaaaabe złamanie : /

220 | other | michał daciuk

autor: Ewa Kania / foto: Adam Łakomy


Dacia zaraz po glebie... Oshee musi być!

Wbijać gromadnie na fanpage’a Daci! www.facebook.com/MichałDaciukFMXRider

michał daciuk | other | 221


222 | other | michał daciuk

autor: Ewa Kania / foto: Amok


michał daciuk | other | 223


warsztaty foto extreme

terminy// 17 listopad 8 grudzień

powered by

galeria blackbook

Kuba Dytkowski. Od 1999 roku jeździ na snowboardzie, Przez pięć lat był członkiem Kadry Narodowej startując m.in. w Pucharach Europy i Świata. Jest czterokrotnym Mistrzem Polski w konkurencjach Halfpipe, Big Air, Slopestyle. Jego przejazdy można oglądać w sześciu produkcjach zakopiańskiej wytwórni MEP. Na co dzień studiuje Architekturę i Urbanistykę na Politechnice Śląskiej w Gliwicach. Oprócz snowboardu wolny czas spędza w WakeUP Silesia pływając na wakeboardzie. Jest redaktorem w Triker Magazine i w portalu Snowtiva.pl


zapisy na www.blackbook.pl z udziałem Kuby Dytkowskiego!

galeria

blackbook ul. Lipowa 9 lok.3

Gliwice



Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.