Niezależny Miesięcznik Regionalny Tarnów.in

Page 1

Tarnów, Tuchów, Wojnicz, Radłów, Żabno, Ryglice, Zakliczyn, Ciężkowice

Niezależny Miesięcznik Regionalny Tarnów.in Niezależny Miesięcznik Regionalny EGZEMPLARZ PROMOCYJNY wrzesień,październik 2013; www.tarnow.in; kontakt@tarnow.in

Przypowieści z Wielkiego Pola

Ci z Tarnowa nie mają takich problemów. Śpią, a potem wstaną. I tyle. Nie to, co pan Józek ››16-17

Dziewczyny z pomponami

Zaczęło się bardzo przypadkowo. Potem była już tylko ciężka praca i nieprzypadkowe efekty – w tym zdobycie wicemistrzostwa świata. Cheerleaderki z tarnowskiego Studia Tańca „Honorata” ››14-15

W biegu po młodość

O Barbarze Prymakowskiej mówią, że to najszybsza babcia świata. Miała 68 lat, kiedy weszła na Mont Blanc. Zrobiła to jako pierwsza Polka w tym wieku. ››20-21

Alfabet Marka Cieślaka

8-10


2

Co w numerze?

W biegu po młodość

20-21

BARBARA PRYMAKOWSKA Niezależny Miesięcznik Regionalny WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2013

28-29

Wydawca: MIL24, ul. Zawadzka 8, 33-100 Tarnow tel.: 503-814-849 Fax: 14 6910566 e-mail: biuro@mil24.com.pl www.mil24.com.pl Redaktor naczelny: Tomasz Jamrozik Zespół: Anna Marszałek, Małgorzata Cybulska, Sławomir Kruczek, Łukasz Winczura, Zygmunt Szych, Marcin Jamrozik, Olga Zgórniak, Artur Gawle i wspołpracownicy.

MICHAŁ LIGĘSKI

W trosce o lepsze jutro

27 MATEUSZ KLICH

Piłkarz z powołania

e-mail: redakcja@tarnow.in DTP: Łukasz Tumidajski Biuro Reklamy: Agnieszka Merchut tel. 792-721-005, e-mail: br@tarnow.in

4 Tarnów

24 I co ja widzę

4 Tarnów

26 Rozrywka

Tomasz Jamrozik. Kilka słów o nas, o nowym miesięczniku i portalu.

Zygmunt Szych. O tym, jak Knurowski nie poszedł do więzienia.

TALIA w obiektywie naszego fotoreportera. Tarnowski horoskop na cały miesiąc.

11 Biznes i Gospodarka 26 Kuchnia

14-15

Są pieniądze na walkę z bezrobociem. Rozmawiamy z Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem, ministrem Pracy i Polityki Społecznej.

18 Kultura

Jubileuszowy sezon w Solskim. Sześćdziesiąty sezon artystyczny w Solskim zapowiada się bardzo interesująco. Oczywiście z afisza nie znikną hity tarnowskiego teatru, ale nie zabraknie jednak nowości.

22 Zdrowie i uroda Zioła – naturalny sposób na zdrowie i piękny wygląd.

Bigos – najtrudniejsze Danie Świata.

30 Sport

Oceniamy naszych żużlowców po sezonie.


Reklama

Wybierz sam!

co chcesz w zestawie

3

2 699 zł Smukły notebook   gwarantujący bogatszy,  głębszy dźwięk

lub Dostępne kolory

etui VAIO

myszka  Bluetooth™

(VGP-CPE1) o wartości 179 zł

(VGP-BMS21) o wartości 199 zł

VAIO® Fit 14E  SVF1421V1E Procesor Intel® Core™ i3

do wyboru w zestawie z notebookiem VAIO SVF1421V1E

Czas pracy do 5 h

1 999 zł Smukły notebook   gwarantujący bogatszy,   głębszy dźwięk

Waga 2,2 kg

System operacyjny

Podświetlana klawiatura

Komunikacja NFC

2 099 zł Najlepszy   Europejski Tablet   2013–2014

Ekran Full HD Reality Display Odporny na wodę i kurz Technologia NFC VAIO® Fit 15E  SVF1521B1E Procesor Intel® Pentium®

System operacyjny

Czas pracy do 5 h

Waga 2,6 kg

Xperia™ Tablet Z SGP311E3 Ochrona dysku twardego

Komunikacja NFC

Ekran dotykowy

Aparat

10.1”

8 Mpx

Pamięć

Karta sieci

Czas pracy

System operacyjny

16 GB

Wi-Fi

do 9h 50’

Android 4.1.3

Odwiedź salon Sony Centre:

Tarnów • ul. Słoneczna

sony.pl/SonyCentre

tel. 14 621 57 10 • tel. kom. 509 223 114 • pon.-pt.: 11–19, sob.: 10–15 Oferta ważna do 10.10.2013 r. lub do wyczerpania zapasów. „Sony”, „make.believe”, „VAIO” są zastrzeżonymi znakami handlowymi Sony Corporation. Informacje zawarte w reklamie nie stanowią oferty w rozumieniu art. 66 § 1 K.C. Sony Centre zastrzega sobie prawo do zmian cen podanych w reklamie. Sony Centre zastrzega sobie możliwość błędów w składzie i druku reklamy.


4

Naszym zdaniem

Szachowanie Szychem

O tym, jak Knurowski nie poszedł do więzienia

Zygmunt

Szych

a n z y z c z s l o Czy p zykiem jest ję na wymarciu? Anna

Hajduk

zygmunt.szych@tarnow.in

redakcja@tarnow.in

Ś

wiat nie wie jeszcze, ale dowie się z tego tekstu, że Knurowskiemu, znanemu z łamów wielu gazet, programów telewizyjnych i radiowych chłopu z Iwkowej groziły cztery dni więzienia. Zdarzyło się, że koń Knurowskiego wymknął się nocą ze stajni i stratował 20 metrów kwadratowych zasiewów u sąsiada. Zostawił też tam kupę, która będzie głównym dowodem winy w sądzie. Bo sprawa trafiła najpierw na policję, za sprawą sąsiada, a potem do sądu. Nie musiałaby, bo gospodarstwo K. jest ubezpieczone i ewentualne szkody mógłby pokryć ubezpieczyciel. Końskie łajno zebrano do worka foliowego i przedstawiono jako dowód zbrodni. Odbył się proces, przesłuchano świadków i zapadł wyrok: 400 złotych grzywny z ewentualną zamianą na odpracowanie tej sumy. Ale K. zapłacić nie zamierzał: 400 złotych to tyle, ile mu zostaje z renty po uiszczeniu rozmaitych należności. Odpracować kary też nie mógł: jest osobą niepełnosprawną i ledwie się porusza o lasce. Wobec tego sąd zadecydował, że Knurowski pójdzie na 4 dni do więzienia. A że akurat protestował indywidualnie w Warszawie, kombinowano, żeby tam posłać po niego radiowóz. W końcu, po 4 miesiącach protestów, wrócił ze stolicy. Policja pięciokrotnie podjeżdżała pod jego dom, żeby go odwieźć do zakładu karnego w Tarnowie, ale nigdy nie zastawała go na miejscu. W końcu im się tu udało. Po poruszającego się o lasce chłopa przyjechały dwa radiowozy. K. był przygotowany na taką ewentualność. Przyszykował sobie kilkadziesiąt jajek i cztery butelki mineralnej, żeby nie obciążać służby więziennej przez te cztery dni. „Zabierajcie mnie, panowie!” – rzekł do policjantów. Ci zadzwonili do wójta. Wójt przysłał zastępcę, a ten uiścił za Knurowskiego zasądzoną sumę! Niby szlachetny gest, ale bezprawny i zastępca może mieć teraz kłopoty. Pamiętamy problemy jakie miała posłanka PiS, kiedy zapłaciła karę za ojca Rydzyka... A koń Kurowskiego? Koń by się uśmiał, gdyby wiedział, jak funkcjonuje państwo prawa…

W

brew pozorom tytułowe pytanie nie jest tak abstrakcyjne, jak mogłoby się wydawać. Nasilająca się ekspansja angielszczyzny, powszechna wulgaryzacja, uproszczenie składni czy tendencja do skrótowości mają na nasz język negatywny wpływ. Na pytanie „czy polszczyznę czeka wymarcie?” lingwiści odpowiadają jednak uspokajająco: „nie, przynajmniej na razie”. Mimo tych zapewnień łatwo wszelako zauważyć, że obraz współczesnej mowy Polaków pozostawia wiele do życzenia. Oczywiście błędy zdarzają się każdemu. Problem pojawia się w chwili, gdy kwestia poprawności językowej zaczyna nam obojętnieć. Jak mógłby rzec pewien medialny kaznodzieja: gdy język rodzimy ani Cię grzeje, ani ziębi, wiedz, że coś się dzieje… Nie chcemy, by polszczyzna uległa prymitywizacji. Dbajmy więc o czysty, bezbłędny przekaz, dyskutujmy, nie bójmy się pytać. Język jest niezbędnym narzędziem komunikacji, a to, w jaki sposób owo narzędzie wykorzystamy, zależy już tylko od nas. FOT. SXC.HU

Kilka słów informacji... Tomasz

Jamrozik redakcja@tarnow.in

Redaktor naczelny i wydawca Niezależnego Miesięcznika Regionalnego Tarnów.in

… należy się naszym Czytelnikom, którzy trzymają w ręku lub czytają na monitorze swojego komputera promocyjny egzemplarz „Niezależnego Miesięcznika Regionalnego Tarnów.in”. To wydanie miesięcznika ma 32 strony, na których jedynie sygnalizujemy jaką będziemy gazetą i jakimi tematami zamierzamy się zajmować. Docelowo miesięcznik Tarnów.in będzie miał od 60 do 90 stron podzielonych na wiele kolumn tematycznych, które – taką mamy nadzieję – z zainteresowaniem przeczytają mieszkańcy nie tylko Tarnowa, ale też z mniejszych miast z regionu tarnowskiego. Przygotowujemy gazetę o ludziach i dla ludzi. Chcemy obiektywnie informo-

wać o tym, co dobrego i złego dzieje się w naszych małych ojczyznach. Mamy świadomość odpowiedzialności za słowo i za ludzi, o których będziemy pisać. Stawiamy na tych, którzy bezinteresownie robią coś dla innych. Miesięcznik jest częścią nowego projektu, który przygotowuje zespół dziennikarzy i pracowników przez wiele lat związanych z redakcjami prasowymi, radiowymi i telewizyjnymi w Tarnowie oraz w Małopolsce. Pod szyldem: Tarnów. in wkrótce znajdziecie także lokalny portal multimedialny. Nasz portal ruszy jeszcze w tym roku. Obecnie trwają prace przy jego budowie, a o ich przebiegu informujemy na bieżąco pod adresem: tarnow.in oraz na naszym profilu: www.facebook/tarnow.in. Na portalu – oprócz bieżących informacji z Tarnowa i z regionu – będzie spora ilość materiałów wideo, galerii, poradników, informatorów, a także relacje „na żywo” z najważniejszych wydarzeń w regionie. Zapraszamy do współpracy!


Temat z okładki

5

Niezależny Miesięcznik Regionalny

Od grudnia w wybranych punktach sprzedaży w Tarnowie i w regionie ZDROWIE I URODA

LUDZIE

PORADNIKI

REPORTAŻE

WYWIADY

INFORMACJE

KULTURA

KRZYŻÓWKA TARNOWSKA

BIZNES I GOSPODARKA

MEDIA

WYDARZENIA

SPORT MOTORYZACJA W prenumeracie taniej i z upominkiem! Prenumerata kwartalna (3 numery) Prenumerata półroczna (6 numerów) Prenumerata roczna (11 numerów) Na terenie Tarnowa dostawa gratis!

– 17 zł – 32 zł – 58 zł

Kontakt w sprawie prenumeraty: prenumerata@tarnow.in tel. 503-814-849, fax: 146910566

Zamów prenumeratę roczną, nasz firmowy parasol dostaniesz gratis!

TARNOWSKI HOROSKOP


6

Przyroda

FOT. JULO

Już teraz spójrz w jesienne niebo… Zygmunt

Szych

zygmunt.szych@tarnow.in

To

zdumiewające, ale nad Tarnowem krzyżują się nie tylko samolotowe szlaki w dalekie strony, ale także szlaki ptasich wędrówek! Dlatego już teraz, aż do późnej jesieni, do listopada, a czasami nawet pierwszej połowy grudnia warto spojrzeć w jesienne niebo nad miastem. Mamy wtedy szansę zobaczyć niejeden klucz dzikich ptaków, odlatujących na południe. Pierwszym sygnałem tych odlotów jest masowa migracja bocianów białych pod koniec sierpnia. To od nich powszechnie lubianych , zaczyna się budząca naszą nostalgię wędrówka, zwiastująca jesień. I pewnie z powodu popularności bocianów białych o ich odlotach tak głośno w mediach. Sam każdego roku „obsługuję” od wielu już lat odloty tych ptaków, czasami z „narażeniem życia”, przynajmniej tego dziennikarskiego. Tak było przed laty, za głębokiej jeszcze komuny, kiedy to na łamach „Dziennika Polskiego” moja relacja z opuszczania przez bociany rodzinnych stron była dwukrotnie większa od informacji o jakiejś partyjnej nasiadówce w Bochni. Zostałem wtedy przez władze ostro zbesztany z tego powodu, kazano mi się nawet zastanawiać, czy aby na pewno powinienem pozostać w zawodzie… Ale wróćmy do naszych poczciwych boćków, choć na nich świat się nie kończy jesienią. One zaledwie rozpoczynają długi okres ptasich wędrówek, najbardziej bodaj spektakularny. Przy okazji:

pomylił się Słowacki w swym poemacie „Smutno mi, Boże”, kiedy pisał, że w czasie podróży statkiem po Morzu Środziemnym ...„widziałem lotne w powietrzu bociany długim szeregiem”. Bociany nie mogą sobie skracać drogi do Afryki, lecąc nad morzem. Nie ma tam prądów wstępujących, owych kominów powietrznych, z których korzystają w długiej, liczącej ok. 10 tysięcy kilometrów (!) wędrówce. Nie lecą też „długim szeregiem”, poruszają się w sposób zupełnie bezładny, licząc na wiatr, który je niesie, a nie na moc własnych skrzydeł. Ptaki, które widział Słowacki to były bez wątpienia żurawie. I dla tych żurawi właśnie warto będzie spojrzeć w jesienne niebo. Ich wędrówki to wyjątkowo piękny spektakl. Interesujące, że odlatują z naszych stron późno, długo za bocianami, bo dopiero w połowie października – wszystko więc jeszcze przed nami. No i ten ich cudowny szyk, którego trzymają się w powietrzu, w kształcie odwróconej litery „V” lub „W”. Z daleka słychać ich klangor, głośne trąbienie, którym porozumiewają się w locie. Zwykle pojawiają się na pięknie nasłonecznionym październikowym niebie, ale kilka dni po ich odlocie pogoda załamuje się nagle i nastaje ponura odmiana jesieni. Nic dziwnego, że ich odloty nastrajają nas tak nostalgicznie. W naszym regionie żurawie urządzają sobie przerwę w podróży w Lasach Wierzchosławickich, gdzieś na niedostępnych bagniskach. Innym podniebnym spektaklem są przeloty dzikich gęsi nad Tarnowem. One też lecą w szyku, z przewodniczką na przedzie, najbardziej z wszystkich doświadczoną i znająca teren gęsią. Kiedy wiatr szarpie i rozrywa lewe lub prawe skrzydło, przewodniczka ostrą komendą przyzywa je do porządku, a potem, zmęczona, podaje tyły i zmienia ją inna. Czasami dzikie gęsi gęgawy albo zbożowe – oba te gatunki spotkamy jesienią na tarnowskim niebie, odpoczywają na rżyskach w okolicach Wisły, pod Szczucinem. Niezapomnianym prze-

Kwazar Bowling Club

tel: 14 626 24 69 al. Tarnowskich 69 33-100 Tarnów

życiem jest ich przelot ciemną nocą: słychać je jedynie, bo ciemno choć oko wykol. Do dziś pamiętam ich przeloty nad miastem przy pełni księżyca: wydawało się, że lecą na księżyc! Zupełnie inaczej żegnają się z naszymi stronami dzikie łabędzie nieme. Te lubią zamarudzić zbyt długo, a pomagają im w tym ludzie, czasami skazując na zły los. Nie powinno dokarmiać się dużych ptaków wędrownych, koczujących na Dunajcu czy, jak kaczki krzyżówki – na Wątoku w centrum miasta. One są w podróży, a jeśli dostaną od nas jedzenie, zostaną tu do pierwszych mrozów i nieszczęście gotowe! Tak było w 1997 roku w Ostrowie nad Dunajcem. Kilkudziesięcioosobnicze stado dokarmiane było tu chlebem. Nie dość, że rozmoczony chleb, nienaturalne przecież dla łabędzi pożywienie, zalega potem w jelitach i powoduje cierpienie, to syte, nie odlatywały. W nocy ścisnął mróz i zamknął je na rzece jak w pułapce. Reszty dokonały watahy psów, a może lisy lub jenoty: widziałem kilkanaście martwych ptaków, które wcześniej na próżno próbowały wzbić się w powietrze. Zostały zagryzione. Tym, które przeżyły przyszli z pomocą strażacy, wycinając je z tafli lodu… Zamarudzą trochę, czasem aż do października, kormorany czarne i odlecą ze stawów w Lasach Wierzchosławickich dopiero na początku października. Ale najdłużej w naszych stronach pobędą czaple siwe: te maruderki zobaczymy jeszcze w pierwszych dniach grudnia, jak siedzą cierpliwie nad brzegami Dunajca w Wielkiej Wsi pod Wojniczem, albo w okolicach Zgłobic, z nadzieją na zdobycz. Taka jest kolejność odlotów wielkich ptaków. A potem nadejdzie, aż do połowy marca, posępny czas czarnych ptaków: nasze gawrony odlecą pod koniec października na południe Europy, a na przezimowanie pojawią się u nas w wielkich stadach i oblepią drzewa noclegowe gawrony z północnej Rosji i Laponii. O tej porze nasze bociany dotrą już do celu i wałęsając się tam i sam nad brzegami środkowego Nilu, opychać się będą bez umiaru szarańczą, aż do pierwszych dni stycznia, kiedy zaczną „myśleć” o powrocie...


Temat z okładki

7


Temat z okładki

8

A

tmosfera. Zespół zawsze trzyma się razem, i ja i zawodnicy jesteśmy jedną drużyną, czego nie można powiedzieć o klubie, to całkiem inna sprawa.

B C

akcyl. Psy, papuga, kolarstwo, ranczo i oczywiście moja rodzina. Następny bakcyl to moi zawodnicy, zarówno z kadry, jak i drużyny. zęstochowa. Moje miasto, w którym się co prawda nie urodziłem, ale jestem częstochowianinem z krwi i kości. Kocham to miasto, choć mieszkam pod Częstochową, ale utożsamiam się z tym miejscem. Żużel w Częstochowie jest bardzo ważny, ma ogromne tradycje. Na ligowe zawody drużyny Włókniarza przychodzi 15 tysięcy ludzi, więc to świadczy o popularności tego sportu.

D

rużyna narodowa. Prowadzenie kadry, wygrywanie z nią DMŚ, stanie na podium i wsłuchiwanie się w Mazurka Dąbrowskiego jest dla mnie bardzo ważne i cenne. Ktoś mnie kiedyś zapytał czy mi się to jeszcze nie znudziło? Nie, to się nigdy nie znudzi!

E

merytura. Wiekowo, gdy spojrzę w swój kalendarz to za chwilę faktycznie powinienem iść na emeryturę, ale nie wiem jak mam to zrobić, bo nie czuję się emerytem. Codziennie wraz z moimi kolegami kolarzami, którzy byli mistrzami Polski, jeżdżę po 70 km i to w dobrym tempie. Chyba bym oszukiwał polskiego podatnika, gdybym już brał tę emeryturę!

F G

air play. Im jestem starszy, tym bardziej doceniam taką postawę.

ollobowie. Pracowałem i z jednym i drugim. Tomka kochałem jak swojego brata, jak syna, w tym momencie chyba już go nie kocham... Tak się niestety stało. Oni powinni być kochani, ale zrobili tyle rzeczy, że na koniec można powiedzieć jedynie „nie kocham Cię”.

H

umor. Lubię być normalny, nie uciekam od żartu, kawału, bo uważam, że branie wszystkiego na poważnie nie ma sensu, potrzebny jest luz, dystans do siebie i do tego, co się robi. Moja żona kocha psy, mamy w domu pięć rosyjskich terierów i jedną szkotkę, do tego papuga, która pięknie mówi po polsku i co dzień mnie strofuje. Moje życie jest inne, niż normalnych ludzi – mam duże obciążenia psychiczne, prowadząc drużyny klubowe, gdzie są spore wymagania, a jeszcze większe w związku z kadrą. Gdy przyjeżdżam do domu, mam swoją odskocznię: papuga mówi do mnie: „Marek, jak się masz?”, „Marek,

wstawaj!”, a wszystkie psy kładą się na mnie, przez co się przewracam, bo są ogromne. Dla mnie to jest zupełnie inne, drugie życie, które pozwala mi odreagować wszystkie stresy związane z pracą zawodową. Podobnie kolarstwo, bo choć uważam się za minikolarza, jest to dla mnie sposób na dojście do siebie. Gdy przyjadę do domu zmęczony, okazuje się, że wszystkie stresy znikają i myślę sobie: „Aaa, co tam jeden czy drugi problem: bo mi jakiś zawodnik nie pojechał albo ktoś mi coś nagadał. Nie, nie, spokojnie, ja tu jestem dobry, bo przejechałem 100 km w niezłym czasie...” i wtedy zapominam o problemach, to też moje drugie życie.

I

dol. Z idolami jest bardzo różnie, gdy sam jeździłem to miałem swoich ulubionych zawodników. Był Ivan Mauger (sześciokrotny mistrz świata – przyp. red.), był Ole Olsen (trzykrotny mistrz świata – przyp. red.), ale myślę, że musimy szukać idoli w normalnym życiu. Powinniśmy podziwiać ludzi, którzy nie są gwiazdami, a swoje życie przeżywają po prostu dobrze i takich idoli mam, choć nie chcę mówić o nazwiskach.

Wywiad w formie wideo dostępny będzie wkrótce na stronie www.tarnow.in oraz na naszym facebooku

J

uniorzy. Z nimi to jest trudna sprawa, ale cieszy mnie praca z młodzieżowcami i muszę przyznać, że w Polsce mamy naprawdę dobrych juniorów. Walczenie z nimi o Drużynowe czy Indywidualne Mistrzostwa Świata to jest dla mnie wielka sprawa! Mam bardzo dobry kontakt z młodymi zawodnikami i chciałbym, żeby tak zostało.

K

rytyka. Jestem mistrzem świata jeżeli chodzi o krytykę mojej osoby, bo wszystko, co zrobię jest krytykowane. Rozumiem, że jako trener kadry, muszę być poddawany krytyce, choć nie zawsze się z nią zgadzam. Czy zdobywamy mistrzostwo świata czy też nie, a jeśli zdobędziemy to dlaczego? „Bo trener to był cwaniak, bo użył jokera, a nie powinien itd.”, dlatego śmieszą mnie te słowa. Z drugiej strony takie jest życie i wiem, że ta krytyka mnie czeka, czy ona jest sensowna czy nie, to inna sprawa, ale to tylko moja subiektywna ocena. Może ktoś „skacze” po mnie, ale to ja jestem mistrzem świata, a nie oni, więc myślę sobie: „Dobra, skaczcie!”.

L

egenda. Jest ich bardzo dużo i myślę, że źle się teraz dzieje, bo powinniśmy mieć legendy, nie tylko w sporcie żużlowym, ale w życiu. Bez legend, które są częścią historii żyjemy w pewnej nicości, bez tożsamości. Jeżeli np. młodzież nie szanuje historii, legend to jest to ogromny problem. Kiedy byłem zawodnikiem znałem wszystkich mistrzów

Ci

Czego bał się w dz Co sądzi o Tarnow a jakie ze Zbigniew Co najbardziej den Odpowiedzi na te p


Temat z okładki

9

świata, wiedziałem kto był zawodnikiem Włókniarza zanim zacząłem swoją przygodę ze sportem, a dzisiaj jak się pytam moich kadrowiczów, to oni nic o tym nie wiedzą. Mało tego, nie wiedzą kiedy był chrzest Polski, bitwa pod Grunwaldem, a ile to jest siedem razy osiem to liczą na kalkulatorze.

M

arzenia. Sportowo to właściwie już marzeń nie mam, bo co ja mam jeszcze do zdobycia? Byłem u pani minister Muchy i tam otrzymałem podobne pytania, tzn. czy ten ostatni medal DMŚ to moje wyzwanie, marzenie, udowodnienie czegoś? Ale co ja mam dalej udowadniać, skoro jako trener zdobyłem sześciokrotnie DMŚ, cztery razy DMP, każde z inną drużyną, jeżeli jako zawodnik byłem Mistrzem Polski i zdobywałem medale DMŚ, to co ja mam dalej udowadniać w swoim wieku? Ja po prostu chcę pracować z tymi zawodnikami, którzy motywują mnie do dalszego działania. Myślę, że to młodzi trenerzy powinni się wykazać, ja już dużo zrobiłem, mogę zrobić coś jeszcze, ale nie muszę. Chcę po prostu wykorzystać moją wiedzę i doświadczenie dla dobra tego sportu. Prywatnie to chciałbym szybciej jeździć na rowerze i marzę o tym, żeby moja żona, rodzina i psy były zdrowe.

Olga

Zgórniak

Marka olga.zgorniak@tarnow.in

N

os. Mówi się, że ktoś miał nosa, ja myślę, że to jest moje doświadczenie z wielu, wielu lat. Za trzy lata minie pięćdziesiąt lat, jak się „bawię” w żużel, bo licencję żużlową zdawałem w 1968 r., a zacząłem trenować dwa lata wcześniej. Trenerski nos polega na tym, że trzeźwo patrzę na to, co się dzieje w polskim żużlu, trzeźwo oceniam zawodników i ich możliwości. Czasem jest tak, że gdy kogoś powołam to jest wielkie zaskoczenie. Ale to jest zaskoczenie tylko dla kibiców, ja wiem dlaczego to zrobiłem, bo widziałem w nim to coś. To nie jest tak, że ma się patent na wszystkie informacje, ale to jest trochę tak, jak w dawnych plemionach indiańskich, gdzie był wódz – najstarszy i najbardziej doświadczony, bo przeżył wiele historii, dzięki czemu wyciągał dobre wnioski. Tak samo ja, jestem od wielu lat w tym sporcie i znam tych chłopaków. Teraz, powoływanie do kadry, to nie tylko sama jazda, ale ważne czy ten zawodnik jest podatny na presję, czy spełni się w zawodach i czy im podoła.

ieślaka

WLE TUR GA FOT. AR

zieciństwie? Jakimi słowami strofuje go papuga? wie? Jakie ma relacje z Tomaszem Gollobem, wem Bońkiem? O czym marzy? nerwuje go w młodzieżowcach? pytania znajdziesz obok!

O

dznaczenia. Wydaje mi się, że jestem jednym z niewielu, który został odznaczony przez trzech prezydentów Polski. Lech Wałęsa dał mi Srebrny Krzyż Zasługi, śp. Lech Kaczyński –


T. A U RT

Temat z okładki

FO

10

RG LE AW

ja mam tu rywali? Oczywiście chcemy wygrać na torze, ale w parkingu jesteśmy kolesiami!

S

Krzyż Kawalerski, a obecny prezydent – Krzyż Oficerski. To są dla mnie ważne momenty, dlatego, że te odznaczenia są wysokiej rangi państwowej, a otrzymałem jako trener kadry narodowej w sporcie, który nie jest wiodącą dyscypliną w Polsce. Cieszy mnie jednak to, że ta praca została zauważona i to jest dobry znak dla całej dyscypliny. Zaskoczył mnie też fakt, kiedy zostałem wyróżniony jako trener roku w plebiscycie „Przeglądu Sportowego”.

P

orażka. Niestety, ale praca trenerska i zawodnicza musi być związana zarówno z sukcesami, jak i porażkami i do tego trzeba się przyzwyczaić. Jednak warto traktować porażkę jako lekcję, z której można wyciągnąć wnioski, aby następnym razem tej porażki uniknąć. Ludzie mogą pomyśleć: „Cholera, znów porażka...”, a ja sobie myślę: „Dlaczego przegraliśmy?” i zaczynam analizować, że nie zrobiliśmy tego czy tamtego i wiem, że powinniśmy to zmienić. Porażka powinna być lekcją i odskocznią do kolejnych sukcesów.

R

ywal. Kiedy się ścigałem na torze, miałem wielu rywali, jednak wtedy żużel był zupełnie inny. My walczyliśmy ze sobą na torze, ale między wyścigami staliśmy razem, gadaliśmy, opowiadaliśmy kawały, by chwilę później siąść na motocykl i walczyć na śmierć i życie. Dzisiaj jest inaczej, drużyny przyjeżdżają, ale ze sobą nie rozmawiają, co dla mnie jest idiotyzmem. W tym momencie za swoich rywali bardziej uważam drużyny narodowe, niż klubowe, bo Unia Tarnów jest moim szóstym klubem i np. przyjeżdża tutaj Falubaz i się okazuje, że Hampel i Dudek są moimi zawodnikami z kadry, Jonsson jest moim wielkim przyjacielem, więc gdzie

trach. Tylko idiota nie odczuwa lęku i strachu! Strach jest nieodzowny i wszyscy się czegoś boimy, nie chodzi tu o tor żużlowy, ale o życie. Są ludzie, którzy boją się iść do pracy, ja gdy byłem mały bałem się iść do przedszkola, ale jest jedna zasada: trzeba umieć pokonywać te swoje lęki. Mówiąc o zawodnikach, jeśli ktoś mi powie, że nie czuje strachu to jest debilem i idiotą! Każdy z nich musi czuć ten lęk, ale musi umieć z nim walczyć, tzn. dobrze się przygotowywać.

T

arnów. Nigdy nie spodziewałem się, że będę trenerem w Tarnowie, a to mój drugi rok i oba sezony są sukcesem: w zeszłym roku złoto DMP, teraz walka o medale. Wiadomo jest, że przy tych regulaminach musieliśmy się pozbyć zawodników i wielu nas skazywało na porażkę. Mimo to, że nasi zawodnicy nie jadą tak, jakbym sobie tego życzył, to sezon zasadniczy skończyliśmy w pierwszej czwórce. Co do miasta, to nie znam Tarnowa, na Rynku byłem raz, ale znam dobrze trasy kolarskie wokół miasta – jeżdżę do Zakliczyna, przez Gromnik i Tuchów. Jeżeli mówimy o środowisku to jest troszeczkę wioska i niech się nikt nie obraża, ale widzę, że tutaj koło mnie dzieją się niesamowite rzeczy. Ludzie gadają takie bzdury na mój temat, że ja się z tego śmieję i zastanawiam się skąd to się wszystko bierze? Ktoś opowiada, że piję wódkę z toromistrzami. Tak, piję, bo tak trzeba. W kadrze przed DMŚ siadamy do stołu z ojcami zawodników, kierownikiem ekipy i wspólnie się napijemy. Dlaczego? Żeby nasi zawodnicy dobrze pojechali i żebyśmy byli pozytywnie nastawieni do tego, co nas jutro czeka. I tu jest to samo! Toromistrzowie to są moi ludzie, z którymi pracuje najwięcej, po treningu, kiedy tor jest zrobiony to siądziemy i wypijemy tę „flaszeczkę”. Nagle okazuje się, że „kablują” na mnie do Azotów, bo „Cieślak pije”. Ja nie mam czasu, żeby pić, bo sporo jeżdżę samochodem – rocznie robię ok. 60 tys. km, rowerem, uprawiam sport. Jeżeli ja mam okazję się napić, to tylko tu, ale oczywiście z rozsądkiem. Jestem tym zbulwersowany, że takie błahe sprawy wychodzą na sprawy rangi i wagi miasta. Dla mnie to jest debilizm i uważam, że ci ludzie powinni zejść do normalności. Trener, który

ma 63 lata napije się z toromistrzem, a z kim mam to robić?! Niekiedy lubię się napić, nie jestem człowiekiem, który w ogóle nie pije, ale kiedy się napiję, to się napiję, kiedy jeżdżę na rowerze, to jeżdżę na rowerze, kiedy jeżdżę autem, to jeżdżę autem, a kiedy prowadzę drużynę, to prowadzę drużynę! Wszystko musi mieć swój czas i okoliczności. Jestem za bardzo doświadczonym facetem, żeby robić głupstwa. Nie mogę pozwolić sobie na to, że jutro pan policjant mnie zatrzyma, ja dmuchnę, a on powie: „Ooo, panie Marek, masz pan 0,2” i wszystkie gazety na następny dzień pokażą mnie z opaską na oczach i tytułami „Trener kadry pijany!”. Ci ludzie nie rozumieją, że ja takich rzeczy robić nie mogę, bo mnie na to nie stać, ja bym za dużo wówczas stracił.

U W

rlop. Z żoną nie jeździmy na urlopy z jednego prostego powodu – my mieszkamy w lesie i cały rok jesteśmy na urlopie! ygrana. Wszyscy kochamy wygrywać! Na wygraną składa się praca całej drużyny, wszystkich ludzi, ja to firmuję, ale w przypadku tegorocznej kadry to jest wygrana Hampela, Kasprzaka, Janowskiego, Dudka, ich mechaników, ojców i całego otoczenia. Oczywiście, ja musiałem to „zebrać do kupy” i postawić na tych ludzi, ale jest to wynik pracy całych sztabów. Tak samo w piłce nożnej – selekcjoner dobiera sobie ludzi do kadry, ale wiadomo, że ich nie trenuje, bo oni trenują w klubach, a on ma mieć zmysł, kto się do kadry nadaje i z tych ludzi zrobić drużynę. I ja robię to samo, może z lepszym skutkiem, bo moje drużyny wygrywają te Mistrzostwa Świata. Po finale w Pradze dzwonił do mnie Zbyszek Boniek, który jest moim przyjacielem, gratulując mi wygranej. Zapytałem go: „Zbyszek, ale kiedy ja tobie zadzwonię z gratulacjami?”, a on mi na to: „Pal licho tam, dzisiaj gratulujemy tobie!”.

Z

aufanie. Na zaufaniu trzeba bazować, ale należy je sobie wypracować. Wydaje mi się, że żeby powstało zaufanie to najpierw trzeba od siebie dać ten „zaczyn”, żeby zawodnicy wiedzieli, że mnie można ufać, że w każdym momencie trener stanie za prawdą. Trener to nie jest gość, który cały czas ma klepać po plecach i chwalić, ma „opierniczyć” jak trzeba, zmotywować, a jak trzeba to przytulić i właśnie poklepać po plecach. Zawodnicy muszą wiedzieć, że trener to nie jest marionetka, gość, którego można ustawiać, tylko to jest normalny facet, który jest z nimi na dobre i na złe.


Biznes i media

11

Łukasz

Winczura

lukasz.winczura@tarnow.in

– Panie Ministrze, „Solidarność” żąda Pańskiej głowy, z Komisji Trójstronnej na razie nic nie wynika… – Nie zgodzę się. Z Komisji Trójstronnej bardzo wiele wynikało. Przepracowane dziesiątki projekty ustaw, uwzględniane postulaty strony związkowej i pracodawców… – Na przykład? – Ustawa o ochronie miejsc pracy. Jest szansa na ochronę 60 tysięcy miejsc pracy, pół miliarda złotych z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych na ten cel dla firm, które mają przejściowe trudności, żeby zachować miejsca pracy w czasach kryzysu. – To wędka czy ryba? – To szansa na zachowanie miejsc pracy, na obniżenie kosztów firmy i po trzecie na wzrost konkurencyjności polskiej gospodarki. I to rozwiązanie stało się możliwe dzięki związkowcom i pracodawcom, bo to oni zgłaszali postulaty, które uwzględniliśmy. I to był dialog, bo na dyktat nie można się zgodzić. – A elastyczny czas pracy to nie jest nowożytne niewolnictwo? – Ale to nie są nowe rozwiązania. One funkcjonowały w ustawie antykryzysowej przez kilka lat, do końca 2011 roku. Wtedy 1075 firm skorzystały z tego rozwiania, ponad 100 tysięcy pracowników zachowało miejsca pracy… – Dobrze, miał Pan rozliczać urzędy pracy… – Za efektywność. – I? – Coś się już udało po rozmaitych sugestiach. Wzrost efektywności urzędów o 5 procent. To dużo w skali roku. – Doskonale. A jak na tym tle sprawuje się Powiatowy Urząd Pracy w Tarnowie czy Dąbrowie Tarnowskiej, gdzie bezrobocie jest niemal plagą? – Tak, najwyższe bezrobocie jest w Dąbrowie Tarnowskiej, niestety. Dlatego też uruchamiamy dodatkowe 80 milionów na wnioski, które wpływają do nas z urzędów pracy. Myślę, że ta część Małopolski będzie widoczna w zwiększonym finansowaniu, bo taka jest potrzeba. – Urzędy pracy są efektywne czy efektowne? – Nie można generalizować. Są urzędy, które świetnie sobie radzą i wychodzą ofensywnie do przedsiębiorców.

MIREK BIEDROŃ ŻEGNA SIĘ Z RADIEM

M

Są pieniądze na walkę z bezrobociem ROZMAWIAMY Z WŁADYSŁAWEM KOSINIAKIEM-KAMYSZEM, MINISTREM PRACY I POLITYKI SPOŁECZNEJ

– Na przykład? – Niedaleko stąd, czyli Tarnobrzeg. Tam bardzo dobrze sprawdziło się szeroko rozumiane partnerstwo. Szkolenia są tam robione pod miejsca pracy, a nie dla ich odbycia. Ale urzędy w Tarnowie czy Dąbrowie też naprawdę dobrze wypełniają swoje zadania w miarę posiadanych możliwości. To są naprawdę dobre urzędy. – To proszę zgadnąć, co robi po obronie dyplomu magister tarnowskiej uczelni. – Szuka pracy. – Nie, idzie zarejestrować się... – No to urząd ma mu w tym pomóc, by absolwent znalazł pracę! Jesteśmy w dobrym momencie. Przypomnę, że w Brukseli została podjęta decyzja, że od 1 stycznia 2014 roku 2 miliardy trafią na młodych bezrobotnych w Polsce. Część z tych dwóch miliardw trafi także do Małopolski, czyli także do Tarnowa. –Dziękuję za rozmowę.

irosław Biedroń słynie z niekonwencjonalnych pomysłów dziennikarskich. Kiedyś na przykład, już jako reporter Radia Kraków, w Wierzchosławicach, stojąc po kolana w lodowatej wodzie, nagrywał karpie. Przeprowadzał też dziennikarskie śledztwo, co stało się ze strusiem, który uciekł z wystawy przyrodniczej w Tarnowie. I takich przykładów można by mnożyć. Z radia nasz bohater poszedł w samorząd. Przy prezydencie Mieczysławie Bieniu zajął się tworzeniem strony internetowej miasta. Wtedy też – razem z rzecznikiem włodarza miasta, Marcinem Golcem, wymyślił słynną w całym kraju herbatę Tarniówkę. – Zobaczyliśmy w Internecie, że są na rynku rozmaite herbatki z domieszką tarniny. No to czemu by nie zrobić herbaty z tarniny, która, jak pisał już Jan Długosz, dała imię naszemu miastu. Pomyśleliśmy z Marcinem. Wykonałem kilka telefonów do producentów i tak powstała Tarniówka, nagrodzona zresztą w konkursach ogólnopolskich – opowiada. Krótko przy prezydencie Ryszardzie Ścigale był rzecznikiem prasowym, po czym wrócił do radia. Ale nie jako „mikrofonowiec”, ale jako osoba zajmująca się marketingiem i promocją. Od 1 października Biedroń przechodzi „na drugą stronę”, czyli do marketingu i PR. Będzie dyrektorem w CenterMedzie odpowiedzialnym za wizerunek lecznicy. Jako koledzy z zaprzyjaźnionego medium, pytamy: – Mirek, czy Ci nie żal? – Spokojnie, pomysłów mi nie brakuje, z mediami rozwodu nie biorę, będziemy współpracować – deklaruje. (ŁW)

Tarnów.in to ponad 60 stron co miesiąc i wiele kolumn tematycznych!


Motoryzacja

12

Nowy Golf Variant – poprawne kombi

N

owy Volkswagen Golf Variant, który zadebiutował w tym roku podczas salonu samochodowego w Genewie, jest – według opinii ekspertów – bardzo poprawnym samochodem kombi. I chyba wiedzą, co mówią i piszą. Pojemność bagażnika nowego Golfa Varianfta wzrosła w porównaniu z poprzednikiem z 505 litrów do 605 litrów. W przypadku złożenia tylnej kanapy, nowy golf może pomieścić aż 1620 litrów. Pod maską nowego Golfa Varianta znajdziemy silniki: benzynowe (o mocach: 85 KM, 105 reklama

KM, 122 KM i 140 KM) oraz wysokoprężne (o mocach: 90 KM, 105 KM i 150 KM). W zależności od wersji silnika stosowana jest 5- lub 6-biegowa manualna skrzynia biegów. Samochód jest wyposażony seryjnie w system start-stop i funkcję rekuperacji. Do wyposażenia seryjnego należą również między innymi: siedem poduszek powietrznych, elektroniczny program stabilizacji toru jazdy (ESC), klimatyzacja, poprzeczna blokada mechanizmu różnicowego XDS oraz radioodbiornik z 5-calowym ekranem dotykowym TFT. Opcjonalnie dostępne są również systemy, takie jak Front Assist, automatyczny tempomat ACC, system ułatwiający utrzymanie pasa ruchu, system rozpoznający znaki drogowe czy asystent parkowania. Nowego Golfa Varianta można już zamawiać w salonach Volkswagena. Cena wyjściowa modelu w wersji Trendline z 1,2-litrowym silnikiem TSI (85 KM) wynosi 65 490 zł. Pełny cennik znajdziecie w salonach.. (vj)

40 lat Volkswagena Passata

40 lat temu zadebiutował Volkswagen Passat, model który nowoczesnymi rozwiązaniami technicznymi i zgodną z duchem tamtych czasów stylistyką rozpoczął nową erę w dziejach marki. Obecna, siódma generacja, natychmiast po wprowadzeniu na rynek stała się jednym z najpopularniejszych modeli. Passat zaprezentowany został w maju 1973 roku, w lipcu – przed 40 laty – rozpoczęła się jego sprzedaż. Zaprojektowany przez Giorgio Giugiaro hatchback, po którym wkrótce pojawiła się także wersja kombi, spotkał się z zainteresowaniem klientów jako nowość w klasie średniej samochodów. Rok później znajdował się już na czele statystyki nowo zarejestrowanych samochodów w Niemczech. Pierwszy Passat, bazujący na ówczesnym Audi 80, pozostał w ofercie do 1980 roku. Powstało 2,5 mln sztuk wersji B1. Passat znacznie przyczynił się do długotrwałego sukcesu marki Volkswagen. Wniósł wkład w wyższe pozycjonowanie marki i upowszechnienie nowoczesnych technologii. Do końca 2012 roku Volkswagen sprzedał łącznie na świecie ponad 20 milionów Passatów i jego wariantów. (vw)


Reklama

13


14

Ludzie z pasją

y n y z c w e i z D z pomponami Sławomir

Kruczek

slawek.kruczek@tarnow.in

Zaczęło się bardzo przypadkowo. Potem była już tylko ciężka praca i nieprzypadkowe efekty – w tym zdobycie wicemistrzostwa świata. Cheerleaderki z tarnowskiego Studia Tańca „Honorata” na sukcesy po pros sobie zasłużyły. A przy okazji promujtu miasto i sprawiają, że widz oglądającyą ich występy może się uśmiechnąć.


i

Ludzie z pasją 1992 rok, kiedy Honorata Włoch-Kowalczyk postanowiła założyć w Tarnowie studio tańca. Przed zaradnymi Polakami otwierały się wtedy nowe możliwości, a ona sama poczuła, że chce spróbować czegoś nowego. Nie wiedziała jeszcze, co będzie dalej, ale bardzo chciała realizować swoją pasję. Przez wiele lat była tancerką, potem instruktorką, a tym razem postanowiła wykorzystać swoje doświadczenie i zrobić coś na własną rękę.

Przypadkowy początek

Honorata Włoch-Kowalczyk pochodzi z Żywiecczyzny, tam też stawiała swoje pierwsze kroki na parkiecie, występując jako młoda dziewczyna w słynnych „Świerczkowiakach”. Choć Polaków przygnębiała wtedy szara rzeczywistość PRL-u, to dzięki zespołowi folklorystycznemu miała możliwość zobaczyć trochę świata. W czasie wizyty w Stanach Zjednoczonych oglądała grupę dziewcząt, które stworzyły prawdziwe show. Tańczyły, ale w sposób nietypowy, niezwykle widowiskowy. Wtedy nie wiedziała jeszcze, że po latach sama zajmie się cheerleadingiem. Do Tarnowa trafiła za głosem serca. Jej mąż pracował w Gminnym Domu Kultury w Lisiej Górze, a ona sama zdobyła uprawnienia instruktorskie i zaczęła współpracować z regionalnymi zespołami, tworzyła w szkołach grupy taneczne, w Ryglicach prowadziła grupę cepeliowską. To właśnie wtedy wpadła na pomysł, żeby zrobić coś poważniejszego i w końcu założyć własne studio tańca. – Moim marzeniem było, aby dziewczęta tańczyły na estradzie, żeby występowały przed publicznością, cieszyły oko widza i sprawiały mu radość – wspomina dzisiaj. Początkowo tworzyła więc widowiska taneczne, a w drugiej połowie lat 90. nadarzyła się wreszcie okazja, żeby w pełni zrealizować marzenia. Wszystko zaczęło się bardzo przypadkowo.

15

po całym świecie, zaś w regionie prezentują się publiczności przy okazji różnych wydarzeń. Dzięki wytrwałej pracy małe studio osiąga duże sukcesy.

Praca i jeszcze raz praca

W Studiu Tańca „Honorata” zadzwonił telefon. Władze koszykarskiej Unii Tarnów poszukiwały akurat grupy dziewcząt, które w trakcie przerw w meczach będą umilać czas publiczności. – Klub chciał, żeby zrobić coś nietypowego. Chodziło o to, aby przyciągnąć uwagę publiczności. A że zawsze marzyłam o widowiskowym tańcu, to postanowiłam spróbować. Przypomniałam sobie występy cheerleaderek na Zachodzie i starałam się przenieść to na nasze realia. Pomysł wypalił, niedługo potem koszykarze awansowali do ekstraklasy, my cieszyłyśmy się razem z zespołem i sprawiałyśmy radość kibicom – mówi Honorata Włoch -Kowalczyk. O tarnowskich tancerkach zrobiło się głośno. Telewizja TVN zaprosiła je do programu „Twój problem, nasza głowa”, a pod koniec lat 90. zorganizowano też pierwsze Mistrzostwa Polski Cheerleaders. Tarnowianki pojechały, a dzięki temu, że były jak z innej bajki, stanęły na podium. Potem z każdych kolejnych mistrzostw przywoziły co najmniej jeden medal, a w 2011 roku formacja „Labirynt” zdobyła w Chinach wicemistrzostwo świata. Tancerki z Tarnowa należą dziś do elity, nie tylko ogólnopolskiej. Jeżdżą

W Studiu Tańca „Honorata” prowadzone są obecnie cztery formacje, które występują w różnych kategoriach wiekowych: „Blask-mini”, „Blask”, „Power Girls” i „Labirynt”, jest też hip-hopowy zespół „Rapid”. Dziewczęta zaczynają tańczyć od najmłodszych lat, następnie przechodzą kolejne etapy rozwoju, na co dzień łączą taniec i szkolną edukację. Liczy się talent, ale równie ważne jest zaangażowanie i litry potu wylane na treningach. – Trzeba mieć także mocną psychikę, żeby móc poradzić sobie z adrenaliną przed występem – mówi tancerka Martyna Stanosz. To właśnie psychika wpłynęła na ostatnie międzynarodowe sukcesy dziewcząt, które zapoczątkował srebrny medal mistrzostw Europy, wywalczony przez formację „Power Girls” w 2010 roku w Helsinkach. Pierwsze tak znaczące osiągnięcie sprawiło, że wszystkie tarnowskie tancerki uwierzyły w swoje możliwości. Rozpoczęło się pasmo sukcesów zwieńczone rok później wicemistrzostwem świata w Hongkongu. – Dziewczęta zaraziły się niezwykłą energią, uwierzyły, że mogą wszystko. Dzięki dobremu nastawieniu w ostatnich latach nie brakuje międzynarodowych sukcesów, choćby w lipcu zdobyłyśmy brąz podczas Mistrzostw Europy w Rimini – mówi Honorata Włoch-Kowalczyk.


Byłem przy tym

16

Pan Józef wyprzągł konia z wszystkiego. Chomąto zawiesił na kołku w oborze, wszelką uprząż złożył na boku, bat w kącie, a lejce, uździenica i wszystko inne na ławie. Zygmunt

Szych

zygmunt.szych@tarnow.in

W

yprowadził konia na boisko, klepnął po zadzie, pogładził po pysku, oczy przetarł, bo mu się łza puściła. A koń wstąpił jedną nogą na podest, obrócił się jeszcze raz do gospodarza, ostatni raz, jakby chciał zapytać dlaczego to tak, spojrzał ku stajni, skąd go wyprowadzili, łbem kiwnął to w dół, to znowu na boki, pożegnał się ze starymi kątami, tak mu dobrze znanymi i odjechał z Wielkiego Pola na zawsze.

FOT. ARTUR GAWLE

A wtedy pan Józef Szawica przysiadł na ławeczce i nie odezwał się słowem przez czas jakiś. – Dwadzieścia pięć lat go tu miałem, dwadzieścia pięć lat tu służył, na tym Wielkim Polu. Ale przyszła pora na niego Wielkie Pole, przysiółek Pogórskiej Woli od strony Wałek. Kiedyś może i wielkie, ale dziś poszarpane na kawałki, zmienione nie do poznania. Jeszcze tylko gospodarka Szawiców trzyma się tu po dawnemu, choć odmieniona. Najpierw pan Józef zrezygnował z konia. Siły już nie te. Zmniejszył powierzchnię tak, że Czarną Ziemię oddaloną o kilka ładnych kilometrów oddał i już nie jeździ się tam po siano. Potem z dwóch krów została tylko jedna, a później i z niej zrezygnowali. Świnek – były dwie, jedna hodowana na Wielkanoc, druga na Boże Narodzenie – też już nie ma w chlewiku. Zostały tylko kury i trzy koguty. A i świat się odmienił dookoła. Akurat wtedy, kiedy pan Szawica żegnał się z koniem na zawsze, na Wielkim Polu pojawił się Tarnów, zaczął się tu budować i otoczył stare gospodarstwo wianuszkiem murowanych domów, ładnych albo takich sobie. Ale Tarnów tu nie żyje, Tarnów tu tylko mieszka. Odgrodził się od innych, a dokoła panuje głucha cisza, bo Tarnów nie hoduje tu niczego, nawet kur, nie musi więc, przeganiać lisów czy jastrzębia, grodzić pola od dzików jak to robią u Szawiców. I do Tarnowa nikt nie przychodzi na ławeczkę w soboty, jak do pana Józefa. Czasami przyjdzie tu pogadać to dawne, stare Wielkie Pole: a to pani Marysia z drugiego brzegu powiatowej drogi, to znowu Zauszyna przyniesie wiadomości o pogodzie. „Zauszyna godała, że w piątek będzie lało” – komentuje wtedy jej wizytę pan Józef.

Przypowieś – Mamruzi, nic z tego nie będzie – mówi po swojemu pan Józef, kiedy po długiej suszy kropi lekki deszczyk. Goście rozsiądą się na ławeczce, będą opowiadali, co im się przydarzyło w mijającym tygodniu, jakie idą żniwa, kto umarł na Pogórskiej, no a przede wszystkim, jaka szykuje się pogoda. Ktoś przyniesie domowe ciasto ze śliwkami. Nieopodal, w ogródeczkach tarnowian palą grilla, ale każdy z osobna, bo tu nie ma sąsiedzkich stosunków. U Szawiców nie grillują, ale palą ogniska jesienią, kiedy już po wykopkach. Po dawnemu wrzucą wtedy kilka gruli do popiołu, a potem się je rozgniata, pachnące, omaści masłem, posoli i jedzenie lepsze niż to z grilla. Latem przysiadam i ja na ławeczce pod chałupą Szawiców i słucham przypowieści pana Józefa. Ostatniego na Wielkim Polu, który tak cudownie potrafi opowiadać i używa do tych opowieści języka, jakiego młodzi już dawno zapomnieli. – Takich ludzi jak Szawica już nie ma – mówi krótko, ale prawdziwie Łabno, były policjant z Pogórskiej. I ma na myśli wszystko: sposób życia 88-letniego pana Józefa, jego cudowny język, dziś już nie istniejący, jego losy.

Przypowieść o dobrej paciarze

– Ha! Paciara – to się kiedyś jadło. I smakowało każdemu jednemu. Żeby zrobić dobrą paciarę, trzeba było mieć żarna. Mieliło się w nich pszenicę. Potem trza dolać mlika i wody, gotuje się toto, miszo, ino trza uważać, żeby do mieszania łyżka była drewniana, nie inna. Kładzie się taką paciarę w kumorze, na betonie z samego rana, a w południe, jak stężeje na dobre, kroi się na kawałki i je. – Jakie to było jedzenie, ta paciara? Dobre. Smakowało, czemu by nie? – Piec tu mowa (mamy) dawny, chlebowy, z zapieckiem, gdzie się sypiało czasem. Jak był papież w Tarnowie, to my wyburzyli taki z cegły i postawili ten kaflowy. Ale wtenczas cegła się jakaś obsunęła i wszystek dym na chałupę szedł. No i już chleba piec się w nim nie dało. Pan Szawica siedzi przy piecu, dorzuca olchowych kawałków, grzeje się przy nim, a na blasze dudni woda w garnkach. Obok stoi gazowa kuchenka, używana tylko wtedy, kiedy szybko trzeba herbatę zagotować. – Kiedysik, lata wielkie temu, przyszedł taki jeden z Gazów, pomierzyć zużycie. I mało tego było, pyta się mnie: to po co wam ten gaz był, jak go nie używacie? A ja mu na to: „a jakby tak odcięli, to co? Piec mamy, a w piecu drzewem się pali”.

Przypowieść o wożeniu mąki.

Pan Szawica lata całe pracował w „Społem”, w brygadzie transportowej. Powoził koniem „Dziadek”, jak go nazywali, a pan Józef i jeszcze jeden taszczyli worki z mąką.


Byłem przy tym

ści z wielkiego pola – Stajnia była dzierżawiona u Bernardynów. Pilnował tam siana Jon z lagą solidną i nie dopuszczał złodziei, co chcieli siano końskie kraść dla swoich króli. Jeden worek mąki dzierżanowskiej ważył niemało, 80 kilo, ta z młyna od Szancera była lżjesza, 65 kilo. Brało się to – hop-siup! – na plecy, i wio na te furmankę. Czasem przyjechał na bocznicę cały wagon zimioków luzem, to trza je było zaworkować i wywieźć na magazyny. Od tego nadludzkiego wysiłku pan Józef, niewysoki przecież mężczyzna, przygarbił się nieco. A na pożegnanie, kiedy odchodził ze Społem dostał parę groszy i kubek pamiątkowy. – Jak wozili my ziemniaki na stołówkę, to my kupowali tym kobitom czy mąkę, czy kasze. A one natenczas godajom tak: „siadnijcie se, panowie, ino tak z boku, nie przy ludziach, przyniesiemy wam cosik”. I przynosiły nam zimnioki na talerzach, a pod nim nimi sznycle były! Furmon „Dziadek”, który mioł sześć córek, jednego syna i 117 kilo wagi lubił se wtedy podjeść.

Przypowieść o Wielkim Szczupaku

Był małym chłopcem, kiedy odumarła go mama i wzięła na wychowanie ciotka, mieszkająca na Żurawieńcu. Tu spędził dzieciństwo i młode lata, aż do służby wojskowej pod koniec lat 40-tych. – Chłopoki od ciotki, jej syny, dawali mi pasać konia. W Machowej przez łąkę szła rzeczka, i tamem go poił. Nareście koń się wzdrygnął jakosik tak, obzirom się (oglądam się), a tu coś się w tej wodzie rzuciło, coś wielkiego. Powiedziałem com widział chłopakom od ciotki, ci wyrwali koniowi włosy z ogona, zrobili z tego pętlę i wyłowili za czas jakiś wielkiego szczupaka. Dali go do koryta, z którego krowy piły, a potem my go zjedli na kolację. Żurawieniec leży niedaleko Żdżar. Rozeszło się po okolicy, że Niemcy zestrzelili angielski samolot. – No to my, chłopoki, myk! – i polecieli my na to pole, a tam, koło wraku, pełno naboi leżało. Zabrałem se jeden, ale ciotka się zwiedziała o tem, skrzyczała i nabój mi odebrała. A tak to byłby do dziś, na pamiątkę...

Przypowieść o pogrzebie Michałka

Być może także i to miał na myśli były policjant Łabno, mówiąc, że nie ma już takich ludzi jak pan Szawica. – Jak umarł Michałek, ho, ho, on dawno w ziemi – ten ze Społem, to ja akurat szedłem do biura załatwić cosik. A chłopaki z roboty mnie wypatrzyły i mówią: „dobrze, że jesteś, Józek. – A co by? – pytam się ich. – bo Michałek umar, wieniec mu poniesiesz. …bo oni w roboczych ubraniach byli, a ja do urzędu szedem, to byłem jako-tako ubrany. „Od tego się nie odchodzi” – mówię im, i wziąłem ten wieniec, i niosłem temu Michałkowi.

17

Przypowieść o świętowaniu dawnym

– Dziś już nie ma komu tak świętować i zapomniane są obyczaje niektóre. Na sobótki, drugi dzień po Zielonych Świątkach, chłopoki kładli do garka szczapy, palili to i ładnie wyglądało. Teraz tego już nie ma ani na Wielkim Polu, ani nigdzie. – Znowuż na Szczepana święciło się owies i rzucało nasionami łubinu. Nie bój się pan, bolało, jak kto dostał! – Na śmigus-dyngus zawdy bywało, że lali z góry na księdza, dla zabawy. Ale, że to ksiądz, to lali tak tylko, z lekka.

Przypowieść o popie i o ruskim

Po Niemcach przyszli Ruscy. A było wtedy tak, że umar jakisik w Pogórskiej i ksiądz nie chciał go pokropić, bo nieboszczyk za życia bezbożnikiem był, w kościele się nie pokazywał. I trumna stała pod kościołem. Nareszcie któryś z rodziny poszedł do ruskich ze skargą. I przychodzi jeden taki z pepeszą i woła: „gdzie ten pop, dawajcie tu jewo!”. Ksiądz wyszedł, a ruski do nieco wymachuje tą pepeszą i woła „pokropisz, bo jak nie, job twaju mać, to ubiju kak sabaku!”. No i poszli do tej trumny, ksiądz na przedzie, ruski za nim. I ksiądz pokropił. A ludzie jak to ludzie, jedni podśmichiwali się z tego, ale drudzy byli poważni i nie mówili nic.

xxx

Na ławeczce, gdzie pan Józef snuje swoje opowieści sprzed lat i te z niedawnych czasów, łagodnie dogasa dzień. Sobota. Pan Szawica goli się jeszcze „do dnia, za widoku”. Jutro na ósmą do kościoła. Zbyszek, jeden z synów, idzie na dziesiątą, więc z rana zapali w parniku olchą, bo ta szybko się pali – żeby były ziemniaki dla kur. Jastrząb siedzi na suszce, jak mawiają na sosnę, i wyczekuje, żeby pojechali do tego kościoła, może uda się coś złowić. Popod lasem czyha też lis, bo niektóra z kur lubi „fiurgnąć”, szli przefrunąć za ogrodzenie. A wtedy pewny łup. A przed nocą trzeba uważać na dziki, żeby nie wlazły w kukurydzę. Ci z Tarnowa nie mają takich problemów. Śpią, a potem wstaną. I tyle.


18

Kultura

TARNOWSCY AKTORZY

BOGUSŁAWA PODSTOLSKA-KRAS to postać, którą na tarnowskiej scenie możemy podziwiać od prawie trzydziestu lat! W tym sezonie w obsadzie sztuki „Brat naszego Boga” oraz w familijnym spektaklu „Lokomotywa II”. Przez lata pracy w Solskim pani Bogusława najbardziej polubiła rolę murzynki Tituby w „Czarownicach z Salem”. MARIUSZA SZAFORZA znamy chociażby z roli w „Makbecie” czy ze spektaklu „Czego nie widać”, gdzie wcielił się w rolę reżysera. W nadchodzącym sezonie najmłodszych widzów wciąż bawić będzie „Lokomotywa II”, którą wyreżyserował. Sam przyznaje, że lubi Tarnów, bo to spokojne i kameralne miejsce. JERZY PAL Każdy, kto miał okazję zobaczyć „Szwejka” wie, że w rolę tytułową dobrze wcielił się Jerzy Pal. Pana Jurka będziemy oglądać m.in. w „Pięknej Lucyndzie”, „Trzech Siostrach” oraz spektaklach familijnych. Przyznał, że marzył o roli, w której może się zaprezentować – spełnieniem jest monodram „Kolega Mela Gibsona”, który spotkał się z dobrym przyjęciem. ZOFIA ZOŃ ma za sobą naprawdę udany sezon, który zakończyły główne role w ciepło przyjętych premierach: „Konstelacjach” i „Pięknej Lucyndzie”. W obu spektaklach u jej boku gra Kamil Urban. Aktorka spróbowała swoich sił jako piosenkarka, a jej interpretacje repertuaru Lauryn Hill na pewno będą miały kolejne odsłony. KAMIL URBAN Wywołany do tablicy Kamil Urban również nie może narzekać na ostatnie miesiące na deskach tarnowskiego teatru. Rola Rolanda w „Konstelacjach”, a także zakochanego hrabiego Adama w muzycznej komedii „Piękna Lucynda” to jego niewątpliwe sukcesy. Oba spektakle na afiszu w nadchodzącym sezonie – naprawdę warto zobaczyć! KINGA PIĄTY Wspominając o „Lucyndzie” warto przyjrzeć się Kindze Piąty, która drugoplanową rolą zachwyca i na pewno nie ustępuje głównym postaciom. W przyszłym sezonie zobaczymy Kingę w bardzo mocnej sztuce „Piosenki o wierze i poświęceniu”, a także w trzech premierach: „W pokoju obok”, „Apetycie na czereśnie” oraz „Walce czarnucha z psami”. ALEKSANDER FIAŁEK Duet w „Piosenkach...” w reżyserii Piotra Waligórskiego wraz z Kingą tworzy Aleksander Fiałek, który jak sam przyznaje, uważa tę rolę za najcenniejszą w swoim tarnowskim dorobku. W nadchodzącym sezonie Olka zobaczymy także m.in. w „Brzydalu”, prapremierze polskiej – „Walce czarnucha z psami” oraz „Procesie”.

Jubileuszowy sezon w Solskim Olga

Zgórniak

olga.zgorniak@tarnow.in

S

ześćdziesiąty sezon artystyczny w Solskim zapowiada się bardzo interesująco. Oczywiście z afisza nie znikną hity tarnowskiego teatru, jak chociażby rozśpiewana komedia muzyczna „Piękna Lucynda”, refleksyjna sztuka „Konstelacje” czy dobrze znane publiczności „Trzy Siostry” i „Blackbird”. Nie zabraknie jednak nowości.


Kultura

Pierwsza z premier to propozycja przygotowana specjalnie na XVII Ogólnopolski Festiwal Komedii „Talia”. „W pokoju obok” w reżyserii Łukasza Gajdzisa to sztuka, jakiej w Tarnowie nie było, a sam autor przyznaje, że nie porusza ona łatwych kwestii. – Przedstawienia Sary Ruhl są bardzo dobrze punktowane w USA, a autorka ta była nominowana do prestiżowych nagród, m.in. Pulitzera. Temat, który podejmuje jest kontrowersyjny, ale zdecydowałem się na „In the next room” i już po lekturze zagłębiłem się w prezentowane tam zagadnienia i problemy. Pierwszy raz czytałem ten tekst w pociągu i sztuka ta bardzo mnie wzruszyła, jest tam zapisana pewna melodyjność języka, a moje skojarzenia i myśli brzmiały: „Boże, to jest prawie jak Czechow” – wspominał pierwsze zetknięcie z tekstem reżyser spektaklu, zwycięzca ubiegłorocznej „Talii” – Łukasz Gajdzis. Podczas tegorocznego Festiwalu oprócz tarnowskiej propozycji można było obejrzeć liczne spektakle, m.in. „Paw Królowej” (Teatr Stary w Krakowie), „Jak się kochają w niższych sferach” (Teatr Kamienica w Warszawie), „Tuwim dla dorosłych” (Teatr Muzyczny Roma), „Klara” (Teatr Powszechny im. Z. Hübnera w Warszawie), „Piszczyk” (Teatr Polski w Poznaniu), „Baba Chanel” (Teatr im. S. Jaracza w Łodzi), a „Talię” zamykał pokaz Och-Teatru z Warszawy, który w Roku Fredrowskim zaproponował „Zemstę”. Poza sztuką „W pokoju obok” na deskach Solskiego zobaczymy w tym sezonie kilka nowych tytułów. „Walka czarnucha z psami” to opowieść o miłości i władzy, która przenosi widzów w czasy kolonialne. Relacje damsko-męskie to temat przewodni „Apetytu na czereśnie” – sztuki, którą tworzą teksty Agnieszki Osieckiej. Dodatkowo coś z klasyki – „Proces” Kafki w reżyserii Jarosława Tumidajskiego i dwa tytuły dla najmłodszych widzów – „Księga lasu” i „Alicja w Krainie Czarów”. A tak wygląda zespół, który będzie bawił widzów w czasie jubileuszowego sezonu...

19

TOMASZ WIŚNIEWSKI „Walka...” to nowa propozycja Solskiego, w której Kindze i Olkowi towarzyszyć będą Tomasz Wiśniewski i Ireneusz Pastuszak. Tego pierwszego będziemy mogli także zobaczyć w „Trzech Siostrach”, „Makbecie” czy spektaklach familijnych m.in. „Małym Księciu”, gdzie Tomasz wciela się w rolę Latarnika.

MATYLDA BACZYŃSKA

Panu Ireneuszowi w „Blackbirdzie” towarzyszy Matylda Baczyńska, która w ubiegłym roku została członkinią Rady Artystycznej tarnowskiego teatru. Poza rolą Uny, bardzo lubi Irinę z „Trzech Sióstr”. Matylda zagrała również główną bohaterkę w spektaklu „Bohaterowie”. W nowym sezonie będziemy mogli oglądać ją także w „Makbecie” oraz „W pokoju obok”.

MONIKA WENTA-HUDZIAK Spektakle dla najmłodszych widzów: „Tajemniczy ogród”, „Powrót Krasnoludków”, „Lokomotywa II” czy „Mały Książę” to specjalność Moniki Wenty-Hudziak, którą w nadchodzącym sezonie oglądać będziemy także w roli Sabriny w sztuce „W pokoju obok” oraz Wawrzonka w rozśpiewanej „Lucyndzie”. PIOTR HUDZIAK Piotr Hudziak, podobnie jak Kinga Piąty, drugoplanową rolą w „Lucyndzie” podbija serca publiczności (aktor gra Poufalskiego – przyjaciela hrabiego Adama). Ciężko zapomnieć o ważnej roli księdza w „Piosenkach o wierze i poświęceniu”. W nowym sezonie Piotr wcieli się w rolę malarza Leo Irvinga w sztuce „W pokoju obok”. TOMASZ PIASCEKI Kolejna premiera Solskiego to „Księga lasu”, którą wyreżyseruje aktor Tomasz Piasceki. Jest to propozycja dla najmłodszych widzów tarnowskiego teatru. W nadchodzącym sezonie pana Tomasza oglądać będziemy podczas „Pięknej Lucyndy”, „Trzech Sióstr”, „Makbeta” i „Brzydala” – spektaklu, gdzie gra swoje ulubione postaci. EWA SĄSIADEK Ewa Sąsiadek w spektaklu „Zdążyć przed Panem Bogiem” (scena Underground) wciela się w rolę Hanny Krall, która prowadzi trudną rozmowę z Markiem Edelmanem. Ponadto panią Ewę zobaczymy w muzycznym hicie Solskiego „Pięknej Lucyndzie”, a także „Brzydalu” i „Trzech Siostrach”.

FOT. ARTUR GAWLE

Wraz z końcem sezonu, dwoje aktorów z zespołu Solskiego – Jolanta Januszówna i Jerzy Ogrodnicki, odeszło na emeryturę. Nie znaczy to jednak, że nie ujrzymy ich w dotychczasowych spektaklach, np. pan Jerzy wciela się w Marka Edelmana, który opowiada o trudach powstania w warszawskim getcie.

IRENEUSZ PASTUSZAK Ireneusz Pastuszak dopełnia obsadę „Walki...”, ale nie zabraknie go też w „Lucyndzie”, gdzie gra doświadczonego podkomorzego Faworskiego. Jak sam przyznał ostatni sezon był bardzo owocny, a on mógł zagrać główne role w wielu spektaklach – „Blackbirdzie”, „Makbecie” czy „Brzydalu”. W nowym sezonie także w sztuce „W pokoju obok” oraz „Apetyt na czereśnie”.


m o p u g W bie 20

Styl życia

ówią, m j ie k s w o k a m ry O Barbarze P wiata. ś ia c b a b a z s b y z że to najs szła na e w y d ie k t, la 8 6 Miała jako to a ił b ro Z . c n la B Mont ieku. w m ty w a lk o P a z pierws tonach, ra a m w a g ie b ie Regularn wnych. ró ie b o s a m ie n w których dzi ź je , h c a rt a n a n a Pływa, bieg lkach. ro o rt a n i h c a lk ro o na łyżw się ą fi a tr o p ż te ie c b Twierdzi, że ba mimo e ż , ia w ra p s rt o p bawić, a s młoda. ię s je u z c ż ią c w u wiek życie. Po prostu kocha Sławomir

Kruczek

slawek.kruczek@tarnow.in


ć ś o d o ł m B

arbara Prymakowska z Tarnowa nie jest typową staruszką. W tym roku skończyła 70 lat, ale niezbyt pasuje do swoich rówieśników. Wkurza się, kiedy ci narzekają na służbę zdrowia, swoją niedołężność czy młode pokolenie. Wychodzi z założenia, że życie nie kończy się po przejściu na emeryturę. Dla niej dopiero wtedy zaczął się czas realizacji wielu marzeń. – Jestem urodzoną optymistką, dlatego staram się w życiu dostrzegać jego pozytywne strony. A tych nie brakuje też na starość, więc staram się chwytać każdy dzień, uśmiechać się do ludzi i pokazywać, że świat jest naprawdę piękny, tylko czasem nie chcemy tego dostrzec. Kręcimy nosem i narzekamy, a przecież można by tak wiele zrobić! – mówi entuzjastycznie tarnowianka. I robi.

Sportowe życie

Sport w życiu Barbary Prymakowskiej był obecny od najmłodszych lat. Jako mała dziewczyna pływała, jeździła na nartach i łyżwach. Po szkole mogła wybrać różne kierunki studiów, ale z pasji zdecydowała się na Akademię Wychowania Fizycznego. Potem została nauczycielką i przez ponad trzydzieści lat prowadziła lekcje wychowania fizycznego w Szkole

FOT. ARTUR GAWLE

Podstawowej nr 9. Lubiła tę pracę, bo mogła obserwować dorastające dzieci, ich rozwój i nabywanie nowych umiejętności. – Za bieganie wzięłam się dopiero, kiedy byłam już babcią po pięćdziesiątce – wspomina. – W pewne wakacje nie było dobrej pogody i nie miałam możliwości pływać czy grać z zapracowanym mężem w tenisa. Brakowało mi ruchu, więc postanowiłam pobiegać w Parku Sanguszków. Wróciłam zmęczona, ale zadowolona. Spodobało mi się. Barbara Prymakowska zaczęła biegać dzień po dniu. Zwiększała dystans, tempo, była coraz lepsza. Aż po dwóch latach rekreacyjnego biegania kolega powiedział jej, żeby wybrała się na mistrzostwa Polski. Pojechała do Myszkowa i już na początku przeraziła się, kiedy zobaczyła napis: „Witamy na mistrzostwach Polski”. Wystartowała w biegu na 10 kilometrów, ale w pewnym momencie zorientowała się, że coś jej nie pasuje. Rywalki biegły wolno, więc nie wiedziała, czy to taka taktyka, czy może nie mają siły. Stwierdziła, że wszystko jej jedno: ruszyła swoim tempem, wyprzedziła rówieśnice, zdobyła złoty medal. I uwierzyła, że jednak coś potrafi. Dziś Barbara Prymakowska jest aktualną mistrzynią Polski na wszystkich długich dystansach. Przez lata nie oddała nikomu złotego medalu, stawała też na podium w mistrzostwach świata. Czas mija, ale w kolejnych kategoriach wiekowych nie ma sobie równych. Od kilku lat startuje też w maratonach, które wymagają jeszcze większych umiejętności. Do tego też namówił ją znajomy, choć początkowo miała duże opory. – Biegałam wcześniej półmaratony, ale 42 kilometry trasy mnie przerażały. Postanowiłam jednak znowu zaryzykować i wystartowałam w maratonie krakowskim. Temperatura była wysoka, więc przyszedł też kryzys. Było ciężko, nogi miałam jak z ołowiu. Na szczęście obok mnie jechał mąż i dopingował – mówi Prymakowska, która nie tylko dobiegła, ale zajęła też miejsce na podium. Miała lepszy czas niż niektórzy młodzi ludzie. – Potem jednak źle się poczułam i powiedziałam, że już nigdy więcej nie pobiegnę. Minęły dwa tygodnie i tym razem stała już na starcie maratonu w Poznaniu. Cały czas padał deszcz, a ona pobiegła 15 minut szybciej. Potem były już maratony w Berlinie, Paryżu, Frankfurcie, Wiedniu, Londynie czy Nowym Jorku. Jest szybsza od niejednego młodszego mężczyzny, rówieśników wyprzedza co najmniej o godzinę, a dzięki pasji zwiedza świat i realizuje swoje marzenia. Słońce, góry, strumyki, zabytki – to wszystko może

Styl życia

21

podziwiać, więc na trasie nigdy nie odczuwa monotonii.

Pokonać siebie

Barbara Prymakowska to kobieta uzależniona od nowych wyzwań. Kiedyś pojechała na narty w Alpy. Stała z rodziną na tarasie widokowym i zobaczyła piękny szczyt Mont Blanc. Wpatrywała się w górę i zapragnęła w duchu, żeby kiedyś na nią wyjść. Niedługo potem była w Zakopanem i zobaczyła plakat: „Organizujemy wyjścia na Mont Blanc”. Ale mąż kazał jej puknąć się w głowę i wrócić do rzeczywistości. Na szczęście nie na długo. – Czy w wieku 68 lat można wejść na Mont Blanc? Bierzecie takie starocie? – zapytała telefonicznie dyrektora firmy alpinistycznej z Wrocławia. – Pani Barbaro, mój tata ogląda pani pięty podczas maratonów. Znamy pani wyniki – usłyszała. – O wydolność jestem spokojny, ale czy ma pani kursy wspinaczkowe? – Nie mam żadnych, ale przeszłam całe Tatry. – To pewnie było dawno. – Nie, rok temu. W ten sposób Prymakowska zapisała się do grupy, która miała zdobyć najwyższy szczyt w Europie. Prymakowska waży 45 kilogramów, a na Mont Blanc niosła na plecach 15 kilogramów. Pierwszy raz założyła raki i ruszyła w górę, choć o mały włos nie została wykluczona z wyprawy z powodu złych butów. Przeszła słynną ścianę Goutera, na której z powodu kamiennych lawin ginie najwięcej alpinistów. I kiedy jej wyprawa była 450 metrów od celu, kierownik otrzymał informację, że muszą zejść do schroniska, bo na graniach postrąca ich silny wiatr. Cała ekipa była rozczarowana, ale jeszcze tego samego wieczoru postanowili, że ponownie spróbują zdobyć szczyt w nocy z 19 na 20 sierpnia. Tym razem udało się, a Prymakowska na górę wniosła znicza. Dziwnym trafem dokładnie 54 lata wcześniej podczas zejścia z Mont Blanc tragicznie zginął jej wujek. – Dzięki temu uczciłam jego pamięć, a wyjście na szczyt zbiegło się też z rocznicą ślubu z mężem – mówi tarnowianka. Sukcesy nie przychodzą jednak same, są efektem ciężkiej pracy i treningów. 70-latka w trakcie tygodnia przebiega co najmniej 70 kilometrów, a na stałych trasach w Tarnowie znają ją już nawet psy i koty...


22

Zdrowie i uroda

5 sposobów

na piękne dłonie 1Kawowe wygładzanie

Zacznijmy od usunięcia martwego naskórka i przywrócenia dłoniom gładkości. Zniszczone codziennym kontaktem z detergentami, stają się szorstkie i przesuszone. Aby skóra mogła wchłonąć regenerujące składniki z kremów i maseczek, trzeba ja do tego przygotować. Doskonałe właściwości wygładzające mają peelingi z cukru, soli lub kawy z dodatkiem oliwy, migFOT. SXC.HU

Analiza kolorystyczna

Z

– sprawdź, jakim typem urody jesteś

apewne często zastanawiasz się, dlaczego niektóre ubrania i kosmetyki nie potrafią podkreślić atutów Twojej urody. Wybierasz się na zakupy, godzinami błądzisz między półkami i wieszakami, wreszcie dostrzegasz coś wyjątkowego. Znajdujesz odpowiedni rozmiar, mierzysz i… z rozczarowaniem stwierdzasz, że coś tu nie gra. Czyżbyś była aż tak kapryśna? Nic podobnego, po prostu potrzebujesz analizy kolorystycznej! Co właściwie kryje się pod tym pojęciem? Badania sięgają początku XX w. i związane są z sylwetką Johannesa Ittena, malarza i teoretyka sztuki. Jego studia nad barwami były inspiracją dla współczesnej analizy kolorystycznej. Itten jako pierwszy skojarzył paletę kolorów z czterema porami roku, by według swych założeń podzielić ludzi na cztery typy: wiosnę, lato, jesień i zimę. Współcześni zawodowcy branży kosmetycznej częstokroć oferują możliwość przeprowadzenia analizy swym klientkom. Jest to jednak odpłatna i czasochłonna usługa (może potrwać nawet kilka godzin). My zaś przedstawiamy kilka wskazówek, które pozwolą Ci samodzielnie określić Twój typ urody. Sprawdź zatem, jaką porą roku jesteś! Wiosna: Włosy Wiosny są jasne, mają złocisty odcień, któremu towarzyszy rudawy połysk. Oprawa oczu często jest ciemniejsza od włosów, sama zaś tęczówka ma kolor zielony, niebieski lub piwny. Charakterystyczny element stanowi złota obwódka okalająca źrenicę. Skóra bywa zaróżowiona, z brzoskwiniowym, ciepłym odcieniem, łatwo się opala. Kolory, które podkreślą urodę Wiosny to wszelakie beże i brązy, kość słoniowa, intensywna zieleń, żółć oraz koral. W kwestii makijażu Wiosna powinna postawić na neutralność. Lato: Jest typem chłodnym, choć nazwa sugeruje coś zupełnie innego. Pani Lato w dzieciństwie była blondynką, z wiekiem jej włosy ściemniały. Są popielate lub brązowe, mają mysi odcień. Oczy są najczęściej szare lub niebieskie, skóra blada,

o chłodnym, różowym zabarwieniu, z prześwitującymi naczynkami. Kolory idealne dla Lata to antracyt, błękit, mięta, róż oraz wszelkie odcienie szarości. Unikać należy żółci i pomarańczu, czerń zaś zastąpić grafitem. W makijażu pani Lato powinna postawić na chłodne akcenty: różowe usta, srebrne, niebieskie lub fioletowe powieki, policzki – w kolorze przydymionej fuksji. Jesień: Włosy Jesieni są rude, kasztanowe lub złociste, tęczówka oczu brązowa, piwna, niebieska lub zielona, naznaczona złotymi plamkami. Cera ma barwę brzoskwiniową lub żółtawą, bywa pokryta piegami. Opalanie skutkuje zaczerwienioną skórą. Urodę Jesieni podkreślą wszelkie barwy kojarzące się z tą porą roku: żółć, pomarańcz, złoto, brąz, czerwień, miedź i zieleń. Unikać należy natomiast fuksji oraz śnieżnej bieli. W makijażu należy wystrzegać się jasnych i perłowych barw, a także chłodnych odcieni wpadających w fiolet i błękit. Zima: Wyróżniamy tu typ południowy oraz typ Królewny Śnieżki. Ta druga ma jasną, porcelanową cerę, rzadko się rumieni. Typ południowy cechuje natomiast ciemna karnacja. Oprawa oczu pani Zimy jest wyrazista, tęczówka ma intensywny kolor, mocno kontrastujący z bielą gałki ocznej. Włosy – od brązowych po kruczoczarne. Kolory stworzone dla Zimy to czerń, biel, szarość, granat, grafit, czerwień, fuksja i fiolet. Unikać należy brązu, oranżu i écru. W makijażu zaleca się, by zrezygnować z pomadek nude i zastąpić je tymi w mocnych odcieniach. Idealnym dopełnieniem będzie też eyeliner w czarnym kolorze. Bladolice panie powinny podkreślać policzki delikatnym, pudrowym różem, opalone zaś bronzerem lub różem w odcieniu bordo. Anna Hajduk

dałów albo winogron. Przygotowaną papką starannie i powoli masujemy dłonie, a następnie myjemy je w ciepłej wodzie, ale nie gorącej.

2 Parafinowy kompres

Nic tak dobrze nie nawilży skóry, jak okład z ciepłej parafiny. Można ją kupić w aptece. Topimy parafinę w naczyniu zanurzonym w gorącej wodzie (w tem-


Zdrowie i uroda peraturze ok. 60 stopni). Gdy przestygnie, zanurzamy w niej dłonie, posmarowane wcześniej dobrym, odżywczym kremem. Kiedy parafina zastygnie, zakładamy rękawiczki z folii i owijamy ręce ciepłym ręcznikiem. Pozostawiamy na pół godziny.

3Oliwkowa kąpiel

Ciepła oliwa z sokiem z cytryny potrafi zdziałać cuda. Nie tylko wygładza skórę dłoni, ale także regeneruje i wzmacnia paznokcie. Zanurzamy dłonie w podgrzanej oliwie lub

innym olejku na 20-25 minut, a następnie wycieramy je papierowym ręcznikiem. Taką regenerującą kąpiel najlepiej powtarzać raz w tygodniu.

4 Mleczne nawilżanie

Pełnotłuste, podgrzane mleko jest doskonałym kosmetykiem odżywiającym i wygładzajacym skórę. Można się w nim wykąpać, ale to nie będzie najtańszy zabieg pielęgnacyjny. Na kąpiel dłoni wystarczą natomiast dwie szklanki mleka. Zabieg ten przywróci dłoniom aksamitną gładkość, odżywi i nawilży spierzchniętą skórę.

5Owocowe wybielanie

Z przebarwienia mi na dłoniach poradzi sobie sok z owoców. Należy pocierać plamki wacikiem nasączonym sokiem z cytryny lub kawałkiem owocu. Właściwości wybielające mają też inne owoce np. grejpfrut, papaja czy truskawka. Warto przygotować z nich maseczkę, ponieważ ich sok nie tylko rozjaśnia skórę, ale także ją nawilża i odżywia. Owoce miksujemy, łączymy z naturalnym twarożkiem i nakładamy na dłonie na 15 minut. Następnie spłukujemy letnią wodą, osuszamy i smarujemy kremem.

– naturalny sposób na zdrowie i piękny wygląd

W

Bratek (fiołek): Wywar z bratka przyjmujemy doustnie. Ma on działanie moczopędne, odtruwające i oczyszczające. Bywa pomocny w leczeniu skazy moczanowej, liszaju rumieniowatego, trądziku młodzieńczego i kamicy moczowej. Bratek połączony z innymi ziołami może również ułatwiać odkrztuszanie. Przyjmowany regularnie poprawia kondycję cery, zapobiega powstawaniu wyprysków. Przeciwwskazaniem do stosowania naparu z bratka jest miażdżyca, zakrzepica i wielopłytkowość. Dziurawiec zwyczajny: Stosowany wewnętrznie w leczeniu nieżytu jelit i żołądka, zaburzeń trawienia, kamicy żółciowej, wzdęć, niedokwaśności. Ma działanie uspokajające, jest pomocny w łagodzeniu objawów depresji i przekwitania. Zewnętrznie może być stosowany jako środek ułatwiający goje-

Dłonie to druga po twarzy część ciała najbardziej narażona na działanie niesprzyjających warunków atmosferycznych, takie zabiegi pozwolą więc nam zabezpieczyć je na jesienne, chłodne dni. (MC)

FOT. SXC.HU

Zioła

arto czasem skorzystać z tego, co ofiarowała nam łaskawa natura. Przedstawiamy „ziołowe kompendium”, z którego dowiesz się, jak w naturalny, nieinwazyjny sposób poprawić swój wygląd i samopoczucie.

23

nie ran, owrzodzeń i oparzeń, a także stanów zapalnych jamy ustnej, gardła i dziąseł. Przyjmowanie wywaru odradza się osobom cierpiącym na zaburzenia funkcji wątroby, gorączkę, a także kobietom w ciąży i karmiącym piersią. Kora dębu: Przeznaczona do użytku zewnętrznego. Wywar przyciemnia kolor włosów, dlatego paniom, które chcą uzyskać fryzurę o nieco głębszym odcieniu (bez korzystania z drogeryjnych farb i kremów koloryzujących) poleca się stosowanie płukanki z dębowej kory. Surowiec ten bywa również wykorzystywany do produkcji maseczek, maści i wód toaletowych. Lipa: Stosowana doustnie jako środek zwalczający gorączkę, kaszel i ból gardła, wspomagający leczenie anginy i grypy. Wywar z lipy dodany do kąpieli ma natomiast działanie uspokajające i wyciszające, ułatwia zasypianie, sprzyja regeneracji i uelastycznieniu skóry. Wtarty w skórę głowy hamuje również wypadanie włosów. Pokrzywa zwyczajna: Picie wywaru z pokrzywy pomaga w leczeniu stanów zapalnych dróg moczowych, skazy moczanowej, kamicy moczowej, nieżytów jelit i żołądka. Wzmacnia odporność orga-

Anna

Hajduk

redakcja@tarnow.in

nizmu, poprawia kondycję włosów, skóry i paznokci – pozwala zwalczyć trądzik młodzieńczy, może też zahamować łysienie. Rumianek pospolity: Picie wywaru z rumianku poleca się osobom cierpiącym na dolegliwości układu pokarmowego, np. skurcze czy wzdęcia. Napar stosowany zewnętrznie pomaga natomiast w zwalczaniu stanów zapalnych skóry i błon śluzowych. W kosmetyce znane są także właściwości rozjaśniające tego ziela. Włosy płukane wodą rumiankową stają się rozświetlone i nabierają złocistego połysku, co zapewnia tej metodzie niemalejącą od lat popularność – zwłaszcza wśród blondynek. Skrzyp polny: Jest szczególnie ceniony za swe właściwości wzmacniające włosy, skórę i paznokcie. Picie wywaru poprawia również mineralizację kości, z tego powodu kurację skrzypem polnym poleca się zwłaszcza osobom starszym. Bratek, lipa, pokrzywa, skrzyp i inne wyżej opisane zioła to tylko nieliczne przykłady bogactw świata przyrody, z których – jeśli posiadamy odpowiednią wiedzę – możemy na co dzień korzystać, zapewniając sobie tym samym zdrowie i piękny wygląd.


24

I co ja widzę?

Tarnowska Talia 2013

Zaglądnęliśmy za

kulisy festiwalu

AK

GRAŻYNA WOLSZCZ

W

Tarnowskim Teatrze raz do roku wszystko staje na głowie. Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że w pustawych na co dzień salach brakuje miejsc, a ludzie walą na spektakle drzwiami i oknami? Olga

Zgórniak

olga.zgorniak@tarnow.in

– W tym roku „Talia” organizowana była w ramach większego projektu „Tarnów stolicą komedii”. Niektórzy z zebranych tu może już uczestniczyli w wydarzeniach, które składają się na to duże przedsięwzięcie, bowiem wiosną odbyła się „Talia Przedmieście” i zapraszaliśmy do Tarnowa teatry nieinstytucjonalne. Później, w ramach „Talii Kampus”, przyjeżdżały do nas zespoły ze szkół teatralnych, które przedstawiały swoje najlepsze spektakle. Ale na pewno były też takie osoby, które widziały nasz spektakl „Piękna Lucynda” na tarnowskim Rynku w ramach „Talii Plener” – mówi Rafał Balawejder, dyrektor Tarnowskiego Teatru.

Obywatele i gwiazdy

XVII edycja Festiwalu skłania do refleksji, bowiem wydarzenie to na stałe wpisało się w kalendarz miasta i jest jedną z czołowych imprez kulturalnych. Nasz reporter zajrzał za kulisy Festiwalu, gdzie zarówno znani jak i nieznani obywatele naszego miasta mogli przez chwilę „ogrzać” się w blasku gwiazd, nie tylko tych z Warszawy...

ANNA GRYGIEL

PAWEŁ TOPOLSKI

Roman Ciepiela: komedia towarzyszy nam bardzo często w codziennym życiu.

ANDŻELIKA PIECHOWIAK

JAKUB KWAŚNY

ANNA OBEREC

JERZY MARCINIAK


I co ja widzę?

25

RAFAŁ BALAWEJDER

Raz do roku warto spojrzeć ze sceny i zobaczyć, co się w teatrze (nie tylko tarnowskim) dzieje.

MAREK FRĄCKOWIAK

STANISŁAW BAŃBOR

K

EWELINA PIETROWIA

ALEKSANDER GRAD

YSTYNA ROMAN CIEPIELA I KR

ROMAN CIEPIELA

LATAŁA

PIOTR POLK

RAFAŁ KRÓLIKOWSKI

le Zdjęcia: Artur Gaw


Horoskop 26

Rozrywka, kuchnia

Tarnowski BARAN 21 Marca - 20 Kwietnia

WAGA 23 Września - 23 Października

Iwona Lisowska

Anna Ślwińska-Kukla

Nadchodzi wielka zmiana. Uwierz, że skończy się dobrze, chociaż okres przejściowy będzie trudny i pełen niepewności. Ta nowość to może być nowy partner, a być może ten dotychczasowy pokaże ci się z innej strony. Nie odrzucaj tego, co przynosi los – przyjmij to jako dar.

W tym miesiącu staraj się nie podejmować ważnych decyzji. Pochyl się w zadumie nad swoim życiem i odwołaj się do intuicji i podświadomości. Praca w wymarzonym zawodzie jak na razie jest mało realistyczna. Teraz bierz to, co jest i staraj się tym cieszyć.

BYK 21 Kwietnia - 21 Maja

SKORPION 24 Października - 22 Litopada

Zofia Zoń

Aleksandra Zuba-Benn

Jeśli czegoś się wstydzisz i starannie ukrywasz, to albo zmierz się teraz z tym problemem i coś zmień, albo przestać mieć do siebie pretensje. Coś ci się uda, ale nie do końca. I teraz twój wybór – czy uznać, że szklanka jest w połowie pusta, czy w połowie pełna.

Jeśli z czymś chcesz zdążyć do wyznaczonego terminu, nie poddawaj się, pracuj choćby po nocach, bo warto. W twoim związku bierzesz zbyt dużą odpowiedzialność za partnera, brak równowagi przeszkadza wam obydwojgu. Jaki jest twój główny cel na najbliższe 10 lat?

BLIŹNIĘTA 22 Maja - 21 Czerwca

STRZELEC 23 Listopada - 23 Grudnia

Anna Czech

Paweł Sroka

Zwiążesz się z osobą odpowiedzialną i poważną, lecz czasami trochę nudną. Od partnera nie oczekuj kwiatów ani prezentów, może ci ofiarować swoją pracowitość i oddanie, nie potrafi natomiast być romantycznym kochankiem.W interesach kieruj się intuicją, w twoim przypadku jest niezawodna.

Działasz tak szybko, że inni za tobą nie nadążają. Myślisz intensywnie o przyszłości i jesteś dwa kroki do przodu. Przyjrzyj się jeszcze raz jakiejś niezakończonej sprawie z przeszłości, ona wisi nad tobą i trzeba ją sformalizować. Uwolnij się od ostatnich ograniczeń i działaj otwarcie.

RAK 22 CZERWCA - 22 LIPCA

KOZIOROŻEC 24 Grudnia - 20 Stycznia

Tomasz Wiśniewski

Jerzy Durał

Szykują się nowości: nowa praca, nowy kierunek działania, ciąża, ślub albo nowy obiekt miłości. Zmiany przebiegną łagodnie, w naturalny sposób. Ważne, że będziesz się sprawdzać w dziedzinie życia, którą chciałeś poznać. Nie braknie ci odwagi.

Jeśli wydarzy się coś mniej przyjemnego, smutnego, postaraj się nie rozpaczać. Zachowaj spokój ducha i wewnętrzną równowagę. Po pewnym czasie wszystko zobaczysz w innym świetle. Odnajdziesz sens w tym, co wydawało ci się niesprawiedliwe i bezsensowne.

LEW 23 LIPCA - 23 SIERPNIA

WODNIK 21 Stycznia - 18 Lutego

Piotr Cyz

Antoni Sypek

Środki stosowane przez ciebie do tej pory nie sprawdzają się. Spróbuj zrobić coś zupełnie inaczej niż dotychczas. Pójdź za głosem serca i intuicji. Ten tydzień to pasja i zaangażowanie. Siła twoich marzeń i emocji przyciągnie szczęśliwe wydarzenia.

Tydzień trochę nudny, bo spędzisz go w samotności. Nie odwracaj się od tych, którzy wyciągają do ciebie rękę, nawet gdy te osoby wydają ci się nieciekawe i małostkowe; nigdy nie wiesz do końca, kto może okazać się prawdziwym przyjacielem.

PANNA 24 Sierpnia - 22 Września

RYBY 19 Lutego- 20 Marca

Michał Poręba

Matylda Baczyńska

Jeśli jest ci smutno, masz do kogoś żal, pozwól sobie na łzy albo złość, a potem będzie ci łatwiej. Szybko poradzisz sobie z kłopotami z przeszłości, uwolnisz się od nich jak od zbędnego ciężaru. W pracy przygotuj sobie kilka wariantów, nie zaniedbuj obowiązków, ale też nie bądź nadgorliwy.

Prawdopodobnie zbyt mocno zaangażowałeś się w związek, w którym są słabe podstawy. Jeśli nie dowierzasz czyimś intencjom, masz wątpliwości, coś w tym musi być. Intuicja podpowiada ci coś istotnego. Myśl nie tylko sercem, odwołaj się do rozumu.

OSOBLIWOŚCI KULINARNE Najtrudniejsze danie świata

K

ochamy lato, które właśnie zostało za plecami, ale przecież i jesień niesie ze sobą niemało urody. Jakby na sprawy nie patrzeć, z każdym dniem zbliżamy się do Pory Bigosów. Że też jeszcze nikt nie wpadł na to, by ogłosić wreszcie Święto Bigosu. Czemu nie, skoro w samym tylko naszym regionie mamy Święto Fasoli, Karpia, Nalewek, Konfitur i tym podobnych Smakołyków. Jeżeli nie ma dotąd Święta Bigosu to – jestem o tym przekonany – tylko dlatego, że jest to Najtrudniejsze Danie Świata. A tak! Niby cechuje bigos nasz poczciwy pewna prostota i brak elegancji, ale to tylko pozory. I zapewne także marna pozostałość po minionej szczęśliwie epoce, kiedy za bigos uważano wodnistą kapustę z kawałkami „zwyczajnej” – popularne danie we wszystkich barach IV kategorii. Ale prawdziwy bigos to szczyt sztuki kulinarnej, potrawa wyszukana i wymagająca prawdziwego kunsztu. Dziś bigos uległ, niestety, zbytniej fraternizacji z Panną Bylejakością. Niby każdy wie, jak go przyrządzić, ale wielu błądzi przy tym i za bigos uważa wszystko, co nosi w sobie kapustę i trochę kiełbasy. Zgroza! Ale czemu tu się dziwić, skoro nawet tak fundamentalne dzieło jak „Kuchnia Polska”, z czasów kiedy było praktycznym poradnikiem dla wszystkich zaleca, by bigos przyrządzano z kapusty kiszonej i słodkiej! Mało tego – wyczytałem tam, by doprawić go… przecierem pomidorowym lub keczupem, a za grzyby robić miały zgodnie z tym barbarzyńskim przepisem pieczarki. Ludzie! Pieczarki w staropolskim bigosie? Przecier pomidorowy albo keczup, jak mi proponują? Przecież to profanacja naszej narodowej potrawy! Jeśli w kolejnym wydaniu „Kuchni polskiej” tego nie wykreślą, oddaję sprawę do prokuratury. Niestety, w wielu domach to się przyjęło. Z niejednego garnka jadałem bigosy, ale nader rzadko zdarzało mi się skosztować takiego, który byłby zbliżony do Bigosu Prawdziwego. Dlatego też jest on Najtrudniejszym Daniem Świata. Żeby był najprawdziwszy z prawdziwych, musimy dołożyć wszelkich starań. Przede wszystkim kapusta kiszona. Bez cienia choćby marchewki, co w tej kiszonce niestety się spotyka. Najlepiej ukisić samemu… Smażymy ją, posiekaną, na gęsim smalcu. GĘSIM SMALCU, a nie czymkolwiek innym, bo inaczej wyjdzie erzatz, produkt zastępczy, jak czekolada czekoladopodobna u schyłku komuny. Precz z pieczarkami! Tylko borowiki szlachetne i wyłącznie ich kapelusze, starannie ususzone, namoczone przez noc i ugotowane w tej samej wodzie. Boczek? To rzecz oczywista, ale wyłącznie wędzony, najlepiej taki z chłopskiego świniobicia, nieco podrumieniony, nim trafi do kociołka. Teraz mięsiwa. Żadnych wędlin, boże uchowaj, bo to nam popsuje smak! Wołowina, baranina, wieprzowa karkówka i mięso z dzika albo z zająca. A najlepiej jedno i drugie. No i śliwki. Żadne tam kalifornijskie, wyłącznie nasze, pachnące damaszki albo węgierki. Na Burku ich pod dostatkiem. No! Teraz możemy pomyśleć o winie. Ja, nie tylko przecież z czystego snobizmu, ale i dla zachowania elegancji bigosu, dodaję pół butelki (drugie pół wypijam przy przyrządzaniu potrawy, bo to mozół nielichy i trzeba się jakoś ratować) czerwonego francuskiego wina wytrawnego. Mógłbym zaryzykować hiszpańskie czy gruzińskie, ale mnie sprawdza się wyłącznie „francuz”. I dopiero to, co osiągamy po kilku godzinach w kociołku możemy z czystym sumieniem nazwać Jego Ekscelencją Bigosem. Zygmunt Szych


Piłkarz z powołania Sławomir

Kruczek

slawek.kruczek@tarnow.in

P

iłkarska reprezentacja Polski gra słabo, ale jego akurat chwalą. Za pracowitość, umiejętności i charakter. Chociaż jego kariera stanęła w miejscu, to nie poddał się, poczekał, trafił w końcu do holenderskiego klubu i odżył. Nazywa się Mateusz Klich, ma 23 lata, pochodzi z Tarnowa, jest nadzieją polskiej piłki. Tarnowianin Wojciech Klich, na co dzień trener piłkarski w krakowskiej Szkole Mistrzostwa Sportowego, siedzi na trybunach PGE Areny Gdańsk. Reprezentacja Polski pod wodzą Waldemara Fornalika rozgrywa właśnie towarzyskie spotkanie z Danią, a w biało-czerwonym stroju na boisko wychodzi jego syn. Już cztery minuty po rozpoczęciu Mateusz Klich strzela bramkę, Polacy wygrywają ostatecznie 3:2.

Sportowe geny

Mateusz Klich urodził się 13 czerwca 1990 roku w Tarnowie. Od dziecka lubił grać w piłkę, potrafił całe dnie spędzać z kolegami na boisku. Miał w sobie prawdziwą pasję i dziecięcy entuzjazm, więc w wieku dziewięciu lat tata zapisał go do szkółki Tarnovii. Szybko okazało się, że dla Mateusza piłka może być nie tylko pasją, ale też sposobem na życie. Mateusz wyróżniał się w rywalizacji z tarnowskimi rówieśnikami, więc w 2003 roku trafił do Cracovii, aby dalej móc szlifować piłkarski talent. Tam występował w drużynach juniorskich, a wraz z wiekiem zaczęli się nim interesować trenerzy pierwszego zespołu. I tak w 2008 roku Klich zadebiutował w meczu ekstraklasy. Potem wszystko potoczyło się już bardzo szybko. W latach 20082011 Klich występował w seniorskiej drużynie Cracovii, strzelił kilka bramek, a Franciszek Smuda powołał go do kadry narodowej. Klich zadebiutował w meczu z Argentyną, ale na boisku pojawił się reklama

Sport

w samej końcówce. Szybko został też dostrzeżony przez skautów zagranicznych klubów i w czerwcu 2011 roku podpisał kontrakt z niemieckim VfL Wolfsburg. Przed tarnowianinem kariera stała otworem. Trenerem „Wilków’ był wtedy Felix Magath. Niemiec początkowo zachwycał się talentem młodego Polaka, ale nigdy nie dał mu nawet szansy występu w pierwszej drużynie. Klich musiał więc zagryźć zęby i ciężko pracować, zadowalając się sporadyczną grą w rezerwach. I to właśnie była prawdziwa próba charakteru młodego piłkarza. Mateusz Klich przekonał się jednak na własnej skórze, że czasem warto zrobić jeden krok w tył, by później wykonać dwa do przodu. Dla tarnowianina w końcu nastały lepsze czasy. W styczniu tego roku został wypożyczony do holenderskiego PEC Zwolle. Tam odżył: regularnie pojawiał się na boisku, strzelał bramki, pomógł drużynie utrzymać się w Eredivisie. Nic dziwnego, że latem klub postanowił wykupić go na stałe. Klich otrzymał szansę drugiego debiutu w kadrze. We wspomnianym meczu z Danią strzelił bramkę, a w spotkaniach z Czarnogórą i San Marino wyróżniał się na boisku. Kibice upatrują w nim jedną z nadziei polskiej piłki. Jest chwalony za grę w ofensywie, umiejętności techniczne, dobry przegląd pola. A tata Wojciech twierdzi, że to dopiero początek.

27 FOT. PECZWOLLE.NL


28

Wokół sportu

W trosce o lepsze jutro Rozmowa z Michałem Ligęskim, kibicem i członkiem tarnowskiej Rady Sportu Sławomir

Kruczek

slawek.kruczek@tarnow.in


Wokół sportu Jak się ma tarnowski sport? – Mówiąc szczerze – ma się fatalnie. Jeżeli odłożyć na bok sukcesy żużlowców, to okazuje się, że mamy problemy z poziomem sportowym, ale przede wszystkim organizacyjnym, który przecież determinuje wyniki. Są oczywiście pojedyncze sukcesy, ale sport masowy, szczególnie drużynowy, ten najbardziej popularny w kraju, tak naprawdę nie istnieje. Przyczyną słabych wyników w sporcie masowym jest właśnie brak pieniędzy? – Pieniądze pieniędzmi, ale mamy przede wszystkim problemy z zarządzaniem sportem i brakiem pomysłu na to, jakimi sposobami zdobyć potrzebne środki. Kluby i sportowcy ostro rywalizują między sobą w walce o pieniądz, nie ma więc poczucia wspólnoty sportowej i świadomości, że tak naprawdę jedzie się na jednym wózku. Brakuje dialogu pomiędzy osobami decyzyjnymi w Tarnowie a organizacjami sportowymi. Jak to? Są przecież stypendia dla najlepszych sportowców, są coroczne dotacje dla klubów... – Oczywiście, ale pieniądze są nieracjonalnie rozdzielane. Nie rozmawia się ze środowiskiem sportowym, nie diagnozuje się jego potrzeb. Miasto przyznaje roczną dotację, a przecież w wielu dyscyplinach sezon kończy się w połowie roku. Kluby nie wiedzą więc w jakiej będą grały lidze, jakie będą ich potrzeby finansowe. Ale miejski magistrat chwali się, że pieniędzy wydanych na sport było w tym roku więcej niż w ostatnich latach. – Tylko nie uświadamia sobie, że nadal jest to kropla w morzu potrzeb. Poza tym najważniejszą sprawą nie jest wielkość tych środków, ale ich podział. Mamy przecież mnóstwo klubów, różnych sekcji, którym ciągle brakuje pieniędzy. Oczywiście jeden prezydent da mniej, drugi trochę więcej, ale nic z tego nie wynika. Nie powinno być przecież stypendiów dla ludzi, którzy jeździli hobbystycznie łowić ryby w Kanadzie w jakiś nieznaczącej rywalizacji. Kryterium podziału jest to, aby każdy coś dostał, niezależnie od swojego poziomu sportowego i organizacyjnego. Mamy przecież słynne orliki... ... które cały czas są przepełnione. To potwierdza tylko, że zapotrzebowanie młodzieży na obiekty sportowe jest duże, podobnie jak zapotrzebowanie na wyniki ze strony kibiców. Nie można jednak zrzucać całej winy na miasto. W profesjonalnym sporcie to sponsorzy odgrywają zasadniczą rolę, tak jest w większości znanych klubów. – Tylko w Tarnowie każdy mówi „nie”, ponieważ w naszym mieście brakuje menedżerów sportu z prawdziwego zdarzenia, poza tym pokutują stereotypy z przeszłości, a sponsorzy nie mają realnego wpływu na efekt wydanych pieniędzy. Sponsor musi wiedzieć, że coś jest dobrze zarządzane, musi dostrzegać słuszność swojego działania i to, że sport warto wspierać. Ale nie łudźmy się też, że mali przedsiębiorcy będą w stanie utrzymać klub piłkarski czy żużlowy. Potrzeba po prostu nowego systemu finansowania sportu masowego. Potrzeba osób, które faktycznie chcą coś zrobić.

29

Są przecież lokalni działacze, prawdziwi pasjonaci, którzy z oddaniem działają na rzecz sportu… – Bo brakuje nam integracji i poczucia, że robimy coś wspólnie, dobrze i skutecznie. Sam dziwię się, że nie istnieje żadne sportowe lobby. Nie wiem, dlaczego w sport nie chcą inwestować ludzie, którzy kiedyś sami go uprawiali. Unia Tarnów była wielosekcyjnym klubem, przez który przewinęło się wiele osób, będących dzisiaj na stanowiskach, mających pieniądze i możliwości. A jednak nie chcą wspierać tarnowskiego sportu. Wydaje mi się, że boją się braku skuteczności takich działań, bo widzą ile złego się dzieje. Pozostali więc tylko kibice, na ogół młodzi ludzie, którzy nie zgadzają się na taki stan rzeczy, bo mają swoje idee. I dlatego wtargnęliście na sesję Rady Miejskiej? Jedynym efektem tamtego działania był szum medialny i łatka, która do was przylgnęła: kibole. – Tę łatkę i tak mamy od dawna. Zgadzam się, że forma tego działania była bardzo kontrowersyjna, ale chyba nie było lepszego rozwiązania. Bo skoro nie dało się rozmawiać merytorycznie, to trzeba było działać ambicjonalnie. A nam wcale nie chodziło, aby wymusić środki finansowe dla klubu, co bezpodstawnie zarzucały nam media. Chcieliśmy zwrócić uwagę na problemy w sferze zarządzania sportem, na brak wizji jego rozwoju. Jako przedstawiciel kibiców Unii Tarnów został pan włączony do Rady Sportu, która działa przy prezydencie… – Nawet z tak prostą sprawą jak włączenie mojej osoby do składu Rady Sportu przedstawiciele Urzędu Miasta mieli problem. Na szczęście formalnie jestem już jej członkiem i mogę brać udział w posiedzeniach. Udało mi się przedstawić autorską propozycję strategii sportowej dla miasta i wydaje mi się, że wzbudziła duże zainteresowanie. Mam różne pomysły na to, jak zmienić tragiczną sytuację tarnowskiego sportu. Czy jest to w ogóle możliwe? – Oczywiście, potrzeba tylko dużego zaangażowania. Myślę, że najlepszym rozwiązaniem byłoby stworzenie spółki miejskiej, która zarządzałaby sportem na najwyższym poziomie. Choćby w Tychach taka spółka zarządza koszykówką, hokejem i piłką nożną. To stwarza duże możliwości pozyskiwania pieniędzy. Udziałowcem jest miasto, kluby, lokalni sponsorzy i przedsiębiorcy, a status sprawny spółki pozwala efektywnie pozyskiwać pieniądze z różnych źródeł, na przykład z dotacji unijnych. Dzięki nowym możliwościom można poprawić infrastrukturę, zdobyć więcej środków finansowych. W wielu miastach ten system świetnie się sprawdza. My też musimy coś zmienić, bo w tych nieciekawych czasach bierność i brak decyzji sprawiają, że jesteśmy daleko za innymi. Co trzeba by zrobić, aby taki pomysł mógł wejść w życie? – Przede wszystkim środowisko sportowe musi być solidarne, a wraz z nim potrzeba zaangażowania miasta i sponsorów. Ludzie powinni iść ramię w ramię, a sport musi stać się apolityczny. Powinien łączyć, nie dzielić. Niezależnie od szyldu partii należy iść w kierunku rozwoju sportu, tak jak i gospodarki czy kultury. Nie ma pan wrażenia, że to tylko piękna, ale nierealna idea? W Tarnowie „każdy sobie rzepkę skrobie”... – I to należy zmienić! Nie może być tak, że spółka żużlowa zamyka piłkarzom stadion, który należy do miasta, ponieważ ona go dzierżawi. Spod tej dzierżawy należy wyłączyć murawę i pomieszczenia piłkarskie, o czym mówimy od dawna. Teraz klub piłkarski dostaje stypendium z miasta, następnie duże pieniądze oddaje spółce żużlowej, a ta wraca z nimi do miejskiej kasy. Gdyby sport był sprawniej zarządzany, to taka sytuacja nie miałaby miejsca.


30

Sport

ŁAGUTA

ora

i przeciętna drużyn

Drużynowy Mistrz Polski z 2012 w tym sezonie miał tylko je Cel został osiągnięty w 200-procentach, bo tak naprawdę

ARTIOM ŁAGUTA 5 Zawodnik, który miał być zawodnikiem drugiej linii, został liderem Unii i szybko zyskał sympatię kibiców z jaskółczego gniazda. Jego atomowe motorki zwłaszcza na tarnowskim torze były zdecydowanie szybsze od innych zawodników, i można powiedzieć, że był jednym z największych niespodzianek in plus w tegorocznych rozgrywkach Enea Ekstraligi.

LEON MADSEN -3 W barwach drużyny z Tarnowa występował trzeci sezon i kto wie, czy to nie był ostatni sezon w barwach białoniebieskich. Jego perypetie zdrowotne od początku sezonu sprawiły ze nie wystąpił w kilku meczach, a te, w których występował, były zdecydowanie słabsze od ubiegłorocznych występów Leona (np. 1 pkt na torze w Gorzowie i Zielonej Górze)

MARTIN VACULIK +2 Zawodnik pochodzący ze Słowackiej Żarnowicy. Bardzo lubiany w Tarnowie, występujący w klubie z Mościc już 4 rok, niestety zaliczył zdecydowanie najsłabszy sezon w tarnowskim zespole. Jako pełnoprawny uczestnik cyklu Grand Prix zdecydowanie obniżył loty w rozgrywkach ligowych i był cieniem zawodnika z ubiegłego sezonu.

KACPER GOMÓLSKI 4 Przyzwoity sezon zawodnika młodzieżowca w drużynie oraz bardzo dobry sezon indywidualnie. Trzeci junior Świata w 2013 r. ma jeszcze przed sobą jeden rok startów w gronie juniorów i miejmy nadzieję, że będzie to jeszcze lepszy sezon od tegorocznego, oraz że zobaczymy sympatycznego zawodnika z Jaskółką na plastronie.

EDWARD MAZUR 1 Udowodnił, że nie jest gorszym zawodnikiem od Mateusza Borowicza, ale pokazał także, że jeśli chce być zawodnikiem na Ekstraligowym poziomie, przed nim jeszcze bardzo dużo pracy, pracy i jeszcze raz pracy.


az

KOŁODZIEJ

na, ale z medalem!

eden cel – wejście do czwórki drużyn walczących o medale. nikt nie liczył na medal… A oto nasze oceny zawodników.

JANUSZ KOŁODZIEJ +4 Kapitan zespołu, który wielokrotnie udowadniał, że jest liderem zespołu. Dobry sezon w wykonaniu „Jaśka”, ale także nie obyło się bez wpadek np. 2 pkt w Zielonej Górze w sezonie zasadniczym. Ogólnie sezon na plus, ale wydaje się, że stać tego zawodnika na większe zdobycze punktowe i zdecydowanie pewniejsza jazdę na przełomie całego sezonu.

MACIEJ JANOWSKI 4 Pierwszy rok jako senior w wykonaniu sympatycznego i niezwykle skromnego zawodnika pochodzącego Dolnego Śląska był zdecydowanie na plus. „Januś” w bardzo trudnym sezonie dla każdego zawodnika, gdy kończy wiek juniora został zdecydowanie obok Kołodzieja i Łaguty liderem zespołu i można powiedzieć, że w wielu sytuacjach ratował drużynę z opałów.

PATRICK HOUGAARD (-) Zatrudniony w tarnowskim zespole w trybie pilnym, z powodu choroby Leona Madsena, niestety nie udało mu się oczarować tarnowskich kibiców. Mecz z Zieloną Góra i 6 pkt to przyzwoity wynik natomiast reszta meczy to niestety walka z torem oraz zdobycz punktowa: 1 punkt w 2 meczach to zdecydowanie za mało jak na Ekstraligę.

MATEUSZ BOROWICZ 1 Bardzo slaby sezon młodego zawodnika, brak jakichkolwiek postępów na torze stawiają przed nimi trudną decyzję. Może lepiej szlifować swoje umiejętności w 1 lidze? Według mnie zdecydowanie tak…

TRENER M.CIEŚLAK 4 Sezon zdecydowanie słabszy od ubiegłorocznego, widoczny brak mobilizacji w zespole (brak Grega Hancocka), ale także niesamowity nos trenerski (Artiom Łaguta) sprawiły, że ten sezon dla trenera uważam za średni. Problemy z Madsenem, Vaculikiem oraz Borowiczem na pewno także miały wpływ na ocenę trenera tarnowskich Jaskółek. (BF)

Sport

31


32

Temat z okładki


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.