Herling-Grudziński Gustaw - Inny świat

Page 96

którzy otarli się o aktorstwo. Piszę tu o nim nieco szerzej, bo ani razu w obozie nie spotkałem człowieka, który by - jak Michaił Stiepanowicz - uważał wszystko, co się z nim stało od chwili aresztowania, za rzecz najbardziej naturalną. Była w nim pokora człowieka wychowanego w posłuchu i szacunku dla każdej władzy, dyscyplina wzorowego obywatela. Nawet kiedy mi opowiadał o tym, jak został w roku 1937 aresztowany za przesadne zaakcentowanie w jakimś filmie szlachetności jednego z bojarów Iwana Groźnego, nie pozwolił sobie na najlżejszy uśmiech, a w jego twarzy malowała się taka powaga, jak gdyby opowiadał o prawdziwej zbrodni. „Tak trzeba, Gustaw Josifowicz - mówił - tak trzeba...” Usiłowałem mu wytłumaczyć, że to głupie i nieludzkie, ale słuchał mnie z roztargnieniem, patrząc łagodnie przed siebie i gładząc piękną brodę. Był przeświadczony, że największym zaszczytem, na jaki może sobie zasłużyć przyzwoity człowiek, jest aprobata w oczach władzy, największą zaś hańbą słowa niezadowolenia w ustach przełożonych. Los współtowarzyszy więziennych wydawał mu się obojętny. ,,Widocznie zasłużyli” - mówił czasem, a kiedy indziej znowu dodawał nieoczekiwanie z akcentem przejmującego bólu w głosie: „Biedni ludzie, biedni ludzie”. Należał w moim przekonaniu do tego typu obywateli, którzy pierwsi, ze spontanicznością wykluczającą jakiekolwiek podejrzenia o obłudę, witają obalenie złej władzy, lecz nie ośmielą się nigdy podnieść przeciwko niej ręki, jak długo siedzi ona mocno w siodle. W istocie rzeczy bowiem tkwiły w nim obok siebie dwa uczucia: głęboko ukryty bunt przeciwko niesprawiedliwości i instynktowna wiara, że określenie norm sprawiedliwości i prawa należy zawsze do tych, którzy rządzą. Michaił Stiepanowicz wstydził się swego przewinienia. Wstydził się, uważając je w gruncie za śmieszne. Było w nim coś „starorieżymnego”, coś, na co nie mogłem patrzeć bez wzruszenia i rozczulenia: jakiś szczątkowy i anachroniczny już nałóg uważania więzienia za formę godziwego wymiaru kary, a skazańców za rzeczywistych przestępców. W jego umyśle nie mieścił się fakt, że człowiek niewinny może być pozbawiony wolności. Powoli więc uwierzył w swoją winę, a przynajmniej udawał, że w nią wierzy, opowiadając godzinami, jak przejął się bezwiednie swoją rolą i jak szarżą aktorską zniekształcił ogólną tendencję filmu. Nie było innego sposobu, jak tylko słuchać go na serio i współczuć jego tragicznej omyłce. Na szczęście Michaił Stiepanowicz wrócił szybko do zdrowia i na dwa dni przed wypisaniem ze szpitala deklamował nam już, stojąc na środku sali w teatralnie rycerskiej pozie i w chałacie szpitalnym narzuconym na bieliznę, wiersze Puszkina, którego uwielbiał. Pamiętam tylko jedną linijkę z Pieśni o Olegu,


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.