Herling-Grudziński Gustaw - Inny świat

Page 88

„A ja - podchwytywał inny - źle mi było w Kursku, ciągnęło do Moskwy. Niech no tylko zona przyjedzie, powiem ja jej o tym Kursku, oho, powiem...” Ciągnęły się te rozmowy często do późnej nocy i nagle urywały się gwałtownie na tych pryczach, na których wrócił ktoś nie' dawno z widzenia. Konfrontacja marzenia z rzeczywistością wypadała zawsze na korzyść marzenia. Nie wiadomo co było tego głównym powodem - czy ucieleśniona m trzy dni wolność nie umiała doścignąć swego wysublimowanego obrazu, czy trwała za krótko, czy wreszcie zniknąwszy jak nie prześniony do końca sen, zostawiała po sobie próżnię, w której znowu nie było na co czekać dość że więźniowie po widzeniach byli posępni, rozdrażnieni i milczący. Nie wspominam tu nawet o wypadkach, w których widzenie przybierało obrót tragiczny i zamieniało się w krótką formalność rozwodową. Cieśla z 48. brygady, Krestinskij, usiłował dwa razy powiesić się w baraku po widzeniu, w czasie którego zona zażądała od niego rozwodu i zgody na oddanie dzieci do miejskiego żłobka. Przyglądając się więźniom po widzeniach, dochodziłem niekiedy do wniosku, że o ile nadzieja może być często jedyną treścią życia, o tyle jej spełnienie staje się czasem trudną do zniesienia męką. Młodsi więźniowie przeżywali przed spotkaniem z żonami dodatkowe, i bynajmniej w stosunku do najbliższych towarzyszy na pryczy nie intymne, wzruszenia seksualne. Lata ciężkiej pracy i głodu podkopały w nich siły męskie i teraz przed zbliżeniem z prawie obcą kobietą odczuwali oprócz nieśmiałego podniecenia bezsilną rozpacz i gniew. Parę razy zdarzyło mi się słyszeć przechwałki męskie po widzeniach, ale na ogół były to sprawy wstydliwe i przez wszystkich szanowane milczeniem. Nawet wśród „urków” odzywały się pomruki oburzenia, ilekroć konwojent, który w czasie nocnej zmiany urozmaicał sobie na wartowni czas podsłuchiwaniem odgłosów za cienkim przepierzeniem Domu Swidanij, spowiadał się przed brygadą ze śmiechem ze swoich poufnych spostrzeżeń. I dziwna rzecz: w zonie panowało wyuzdanie seksualne, kobiety traktowało się jak prostytutki, miłość jak spacer do wychodka, a ciężarne dziewczęta z baraku matek witało się drwinami - ale Dom Swidanij ostał się w tym morzu brudu, poniżenia i cynizmu niby jedyna przystań takiego życia uczuciowego, jakiego pamięć przechowała się w obozie z wolności. Pamiętam, jaką radość przeżywaliśmy wszyscy, gdy do jednego z więźniów przyszedł list o urodzeniu się dziecka, poczętego w czasie widzenia. Gdyby nam to dziecko oddano, byłoby ono naszym wspólnym dzieckiem, karmilibyśmy je, odejmując sobie od ust, podawalibyśmy je sobie z rąk do rąk, choć mieliśmy przecież pod dostatkiem własnych bękartów, poczętych na pryczach - w zonie. I to właśnie było


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.