Herling-Grudziński Gustaw - Inny świat

Page 84

było przed krewnymi przybyłymi na widzenie ukryć stanu fizycznego więźniów, ale można było - przynajmniej częściowo - ukryć sposób, w jaki ich traktowano w obozie. W przeddzień widzenia każdy więzień obowiązany był iść do łaźni i do fryzjera, zdawał w składzie starzyzny swoje łachy, a otrzymywał na trzy dni czystą koszulę lnianą, czyste kalesony, nowe spodnie watowane i buszłat, nie znoszoną czapkę-uszankę i walonki pierwszego gatunku; od tego ostatniego obowiązku zwolnieni byli tylko ci więźniowie, którzy zdołali w kuferku obozowym przechować na ten uroczysty dzień swoje dawne ubranie z wolności lub dorobili go się - w nieuczciwy na ogół sposób - już w czasie odsiadywania kary. Jak gdyby za mało było tego szczęścia, wydawano mu chleb i talony na zupę na trzy dni z góry; cały chleb zjadał przeważnie od razu sam - żeby się raz wreszcie najeść do syta - a talony oddawał zaprzyjaźnionym współwięźniom, licząc na żywność przywiezioną przez krewnych. Po skończonym widzeniu więzień oddawał na wartowni do rewizji wszystko, co otrzymał przed pożegnaniem od krewnych, i szedł prosto do składu ubrań, gdzie zrzucał fałszywe piórka i przyoblekał swą dawną skórę. Przepis ten przestrzegany był bardzo ściśle, choć i on nie pozbawiony był pewnych jaskrawych sprzeczności, które od jednego uderzenia niweczyły pracowite dzieło maskarady, inscenizowanej na użytek wolnych obywateli Związku Sowieckiego. Pierwszego bowiem ranka po przyjeździe na widzenie krewny mógł, uchyliwszy firankę w Domu Swidanij, zobaczyć na wartowni dziesiątki brygad wyruszających do pracy za zonę, w których brudne i zaropiałe cienie, obleczone w podarte łachy, obwiązane sznurkami i trzymające kurczowo w rękach puste kociołki, słaniały się na nogach z zimna, głodu i wycieńczenia; musiałby więc chyba być niespełna rozumu, gdyby przypuszczał, że taki sam los ominął schludnego nędzarza, którego przyprowadzono wczoraj do Domu Swidanij w czystej bieliźnie i nowym ubraniu. Ta obrzydliwa maskarada była czasem aż komiczna w swej tragiczności i wywoływała wiele żartobliwych docinków ze strony towarzyszy w baraku; zdarzyło mi się parokrotnie widzieć żywe trupy, przyodziane w porządne ubrania, którym brakowało tylko jeszcze spleść dłonie na piersiach i wcisnąć między zesztywniałe palce święty obrazek i kawałek gromnicy, aby mogły spocząć na wieki w dębowych trumnach i ruszyć w tym odświętnym stroju w swą ostatnią podróż. Zbędne również dodawać, że więźniowie biorący z musu udział w takim widowisku czuli się na ogół niezręcznie w swym fałszywym wcieleniu, jak gdyby zawstydzała i upokarzała ich sama myśl, że służą za parawan, za którym obóz usiłuje na trzy dni ukryć przed ludźmi wolnymi swe prawdziwe oblicze.


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.