Herling-Grudziński Gustaw - Inny świat

Page 185

drzwi celi uchyliły się lekko i Zyskind wsunął przez szparę najpierw talerz dymiącej zupy, a potem kromkę chleba. Nieznajomy zerwał się z pryczy, uderzył głową o górne deski, zaklął i rzucił się na podłogę. Jadł głośno i łapczywie - mlaskając, żłopiąc i siorbając gorącą ciecz, miażdżąc błyskawicznie żuchwami chleb. Trwało to wszystko nie dłużej niż minutę - po chwili bowiem usłyszałem już charakterystyczne cmokanie języka wylizującego talerz, dźwięk pustej blachy rzuconej o podłogę i zwierzęcy pomruk zadowolenia - ale wystarczyło, abym poczuł nagle kleisty smak grudki śliny, kropelki potu na czole i osłabienie bliskie utraty przytomności. Kiedy się ocknąłem, nieznajomy chrapał już pode mną, wydmuchując z przeraźliwym świstem powietrze i bełkocąc przez sen. Rano zabrano go do pracy, a wieczorem przyprowadzono znowu do mojej celi. I chociaż spędziliśmy ze sobą pięć nocy, nie zamieniliśmy nigdy ani słowa i nie widziałem ani razu jego twarzy. Gdy jadł - leżałem na górnej pryczy, obejmując wzrokiem zaledwie skrawek podłogi obok drzwi i kibel, gdy wychodził - spałem lub udawałem, że śpię. W ciemnościach wieczoru widywałem tylko przez ułamek sekundy jego cień, skulony, zmięty i wtrącony od progu gwałtownym uderzeniem prosto na dolną pryczę. Nie ulegało wątpliwości, że miał odegrać wobec mnie rolę złego ducha-kusiciela, ale mimo to przywiązałem się do niego, gdyż we wlokącym się niemiłosiernie wolno strumieniu czasu był teraz jedynym trwałym punktem, o który mogłem zaczepić wydrążoną jak pusta skorupa wyobraźnię. Czwartego dnia głodówki osłabłem już do tego stopnia, że z trudem schodziłem do kibla, a resztę dnia spędzałem bez ruchu na pryczy, drzemiąc niespokojnym, urywanym konwulsyjnie snem nawet w dzień. Ten gorączkowy sen przynosił mi pewną ulgę, jak gdyby pełniejszy smak samotności, ale jednocześnie pogrążał mnie w dziwnych stanach lękowych i odbierał mi powoli poczucie rzeczywistości. Nie odczuwałem ani głodu, ani nawet chłodu, budziłem się natomiast często w półkrzyku, nie wiedząc w pierwszej chwili, gdzie jestem i co tu robię. Bardziej realnie niż dotąd również uprzytamniałem sobie w rzadkich chwilach przytomności umysłu smutek i gorycz umierania, usiłując na próżno przypomnieć sobie całe dotychczasowe życie, jak gdybym szukał pociechy w tej możliwości spojrzenia po raz ostatni w twarz człowieka, który nosił niegdyś moje nazwisko - był mną. Ze wszystkich objawów śmierci ten proces odłączania się od własnej osobowości jest chyba najstraszniejszy i najbardziej sprzyja nawróceniu. Cóż bowiem pozostaje, jeśli się nawet nie wierzy, że kiedyś, na tamtym brzegu wędrówki ziemskiej, nastąpi na powrót cudowne przeniknięcie się ciała porzuconego na deskach cierpienia i wyciekającej zeń jak krew z żył treści życia? Były to chwile, kiedy żałowałem, że zeskorupiawszy w obozie, nie


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.