Herling-Grudziński Gustaw - Inny świat

Page 17

młodych marynarzy i tyleż samo cywilów zamknęło pochód, przepychając się łokciami do stołu. Trzy uderzenia butem w zamknięte drzwi oznaczały tutaj to samo co w Witebsku. W czasie obiadu poznałem wysokiego, przystojnego mężczyznę, który przyglądał mi się uważnie, jedząc z namysłem i jakąś wyszukaną elegancją gestów porcję kaszy. Jego duże, zamyślone oczy osadzone były w kościstej i pobrużdżonej twarzy, a szczęki wykonywały po każdym kęsie powolny ruch, jakby rozgryzały jakiś wyjątkowy przysmak. Odezwał się do mnie pierwszy po polsku, skandując prawie drewnianym i trochę uroczystym językiem, którego nie używał pewnie od lat, swoją krótką opowieść. Był potomkiem zesłańców z 1863 roku - nazywał się Szkłowski - i przed aresztowaniem dowodził pułkiem artylerii w Puszkinie (dawnym Carskim Siole) pod Leningradem. Mówiąc o Rosji, używał słowa „rodina”, Polskę zaś nazywał ,,krajem naszych ojców”. Za co go aresztowano? Jako pułkownik i Polak z pochodzenia za mało się interesował wychowaniem politycznym żołnierzy. „Pan rozumie - uśmiechał się łagodnie - w dzieciństwie nauczyli człowieka, że wojsko jest od tego, żeby mało myśleć i zaszcziszczaf rodinu”. Za co siedzą inni? „Te jenerały? - wzruszył ramionami. - Za to, że za dużo zajmowali się polityką”. Sąsiadem Szkłowskiego był mężczyzna w zielonej wiatrówce, którego zastałem czytającego książkę. Pułkownik Paweł Iwanowicz (nie pamiętam, niestety, jego nazwiska) był jedynym obok Szkłowskiego oficerem w celi o tak niskim stopniu. Dowiedziawszy się, że jestem Polakiem i że byłem we wrześniu 1939 roku w Polsce, ożywił się i zasypał mnie gradem pytań. Okazało się, że zanim go aresztowano, pracował w wywiadzie na pograniczu polsko-sowieckim; znał świetnie wszystkie, najbardziej nawet zapadłe dziury prowincjonalne na Kresach, a czteroletni pobyt w więzieniu nie poczynił najmniejszych wyrw we wspaniałym dossier wywiadowczym, jakie nosił w mózgu. Pamiętał rozmieszczenie garnizonów, dywizji, pułków i oddziałów KOP-u, nazwiska i najbłahsze słabostki ludzkie ich dowódców: ten potrzebował ciągle pieniędzy na karty, ten przepadał za końmi, ten mieszkał w Lidzie, ale miał kochankę w Baranowiczach, a tamten był wzorowym oficerem. Rozpytywał mnie z podnieceniem o ich udział w kampanii wrześniowej, jak zgrany właściciel stajni pyta o lokaty swoich dawnych koni na zagranicznych torach wyścigowych. Niewiele umiałem i chciałem mu powiedzieć. Szumiało mi jeszcze wówczas w głowie od wrześniowego ciosu. Pogaduszki

wywiadowcze

z

Pawłem

Iwanowiczem

miały

ten

pożytek,

że


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.