Herling-Grudziński Gustaw - Inny świat

Page 167

szarpnięciami za nogi. Lato północne jest krótkie, upalne i przesycone trującymi wyziewami moczarów i bagien. W ciągu paru godzin południowych niebo - szkliste o świcie i wzdęte jak niebieski żagiel pod wieczór - marszczy się i drży w rozżarzonym powietrzu jak zetlała cynfolia ze srebra nad płomieniem świecy. Wiele razy, zaalarmowani słupami czarnego dymu za zagajnikiem, biegliśmy z konwojentami na pobliskie poręby gasić pożar torfu, suchego mchu i nie uprzątniętego drzewa, wzniecony czerwoną głownią słoneczną. W pierwszych dniach września zaczynają się na Północy ulewy i trwają cały miesiąc. Pamiętam wzruszenie, z jakim ostatniego dnia sianokosów biegłem wraz z całą brygadą i konwojentami do walącej się szopy przydrożnej, aby się schronić przed burzą z deszczem i gradobiciem. Przemoczeni do koszul staliśmy pod spróchniałym dachem, o który rozpryskiwały się z trzaskiem krople gradu, za oknami huczała ciepła, jesienna burza, targane wiatrem okiennice zamykały się i otwierały ze zgrzytem na zardzewiałych zawiasach, odsłaniając na okamgnienie zieloną porębę, zgięte wierzchołki drzew i niebo pocętkowane różowymi błyskawicami. Grzebałem kijem w popiele i czułem, jak wraz ze ściekającą z czoła i policzków wodą napływają mi do ust gorzkie łzy. Wystarczyło odwrócić się plecami do dwóch postaci wspartych na karabinach, aby poczuć się wolnym. A przecież sianokosy się kończyły, minął już miesiąc od ogłoszenia amnestii, setki Polaków wychodziły codziennie na wolność, a ja wracałem po raz ostatni z otwartej przestrzeni, gdzie czuje się smak życia, do odrutowanej zony, gdzie sypia się na jednym barłogu ze śmiercią. Na sianokosach zaprzyjaźniłem się ze starym bolszewikiem, Sadowskim. Polubiłem go za jakąś wewnętrzną prawość, fanatyczną solidarność w pożyciu więziennym i inteligencję ostrą jak brzytwa - wybaczając mu nawet to, że posługiwał się nią najchętniej, gdy chodziło o rozcięcie przysłowiowego włosa na czworo. Sadowski pozostał bowiem komunistą, a raczej człowiekiem, który jest już za stary, aby się cofnąć, i dochowuje ślepo wiary swoim dawnym przekonaniom, lękając się skończyć tak jak ów wieczny młodzieniec z bajki, co złamawszy śluby czarnoksięskie, obrócił się natychmiast w kupę trupich szczątków. „Gdybym i w to przestał wierzyć - mówił mi często - nie miałbym po co żyć”. „To” oznaczało w praktyce głębokie przywiązanie do tradycji „starej gwardii” - głównie Lenina i Dzierżyńskiego - oraz błysk nienawiści w oczach, gdy mowa była o Stalinie. Lenin - opowiadał mi - ostrzegał często przed śmiercią swych starych towarzyszy, że „ten chytry Gruzin, który lubił przepieprzony i przesolony szaszłyk barani, przesoli również i przepieprzy Rewolucję”*. Ze skąpych jego napomknień o życiu osobistym


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.