Wystarczyło tylko parę słów.

Page 1

„Wystarczyło tylko parę słów” Gwiazdy tak smutno błyszczały na niebie. Skrywał się w nich cały, niewypowiedziany ból. Księżyc patrzył z litością na młodego mężczyznę, który leżał na dachu dość wysokiego budynku. Okrywał go tylko cienki, połatany koc. Nie spał, lecz spoglądał w niebo, a po jego twarzy spływały łzy. Mieszały się z krwawą smugą na jego policzku. Chłopak dotknął jej delikatnie i zasyczał z bólu. W nagłym przypływie złości zagryzł wargi i usiadł. Po chwili jednak z rezygnacją opadł z powrotem na chłodny beton. W jego głowie po raz kolejny pojawił się obraz ojca. Był to srogi, tęgi i niezadbany mężczyzna. Jego twarz wyrażała pogardę, nie było w niej ani odrobiny miłości. Był uzależniony od alkoholu i bardzo często wyżywał się na synu. Kiedyś zachowywał się jednak zupełnie inaczej. Jeszcze gdy żyła jego żona. Byli razem biedni, ale szczęśliwi. Gdy umarła, wszystko się zmieniło. Pogrążył się w rozpaczy. Stracił to, co było dla niego najważniejsze, nie miał już nic. Wkrótce smutek przerodził się w agresję i zazdrość. Chciał, żeby inni doświadczyli tego, co on przeżył. Skoro nie mógł być szczęśliwy, czemu pozostali mieliby być? Obiektem jego złości stał się syn. Od tego czasu nie miał on łatwego życia. Było ono ciągłą męką, więc zaczął uciekać. Pragnął wolności, szczęścia i kochającej rodziny. Nic nie liczyło się bardziej od tego. Gdy po ciągłym oczekiwaniu na zmianę losu jego marzenia nie urzeczywistniły się, popadł w depresję i zobojętnienie. Z tego stanu wyrwał się tylko na chwilę. Był to jednocześnie jeden z najpiękniejszych i najbardziej bolesnych momentów w jego życiu. Wszystko stało się tak nagle i równie szybko przeminęło. Nawet nie pamiętał jak poznał Laurę, uroczą i cudowną dziewczynę, dzięki której wyrwał się poza otaczającą go beznadziejną rzeczywistość. Często chodzili razem na spacery nad pobliskie jezioro. Do tej pory pamiętał te chwile, gdy siedzieli na pomoście w czerwonawym blasku zachodzącego słońca. Dokoła nich szumiały łagodnie trzciny, a fale cicho obmywały piasek na brzegu. Bawił się wtedy jej długimi jasnymi włosami, przytulał i gładził delikatnie po ramionach. Miał ochotę bez końca uśmiechać się do niej i patrzeć w jej błękitne oczy, wokół których rozsypane były drobne piegi. Mógł porozmawiać z nią o wszystkim. Do tej pory była jedyną osobą, która rozumiała go i umiała pocieszyć w trudnych chwilach. Czuł, że jest w stanie poświęcić wszystko, aby tylko czuła się z nim szczęśliwa. Była dla niego ósmym cudem świata. To dlatego tak okropnie zabolało, gdy powiedziała mu, że już nic do niego nie czuje i zostawia go dla chłopaka z dużo zamożniejszej rodziny. Czuł, że jego serce rozpada się na małe kawałeczki, które już nigdy nie będą w stanie złączyć się w jedną całość. Nie rozumiał czemu dla ludzi w obecnych czasach status społeczny i materialny jest ważniejszy od tego, jakie wartości przedstawia sobą człowiek. Kiedy był mały, widział, że jego rodzice potrafili być szczęśliwi bez względu na to, jak im się powodziło. Ich miłość była absolutnie prawdziwa i do tej pory była dla niego wzorcem. Lecz po tym, co zrobiła mu Laura stracił wiarę, że on też może spotkać osobę, z którą będzie łączyło go takie uczucie. Wszystko zrobiło się jeszcze bardziej szare niż do tej pory. Świat stał się rozmazany, bo coraz częściej patrzył na niego przez łzy. Ogarnęło go uczucie niesamowitego smutku i bezsilności. Coraz częściej podpadał ojcu. Nie miał siły nawet mu się postawić. Na jego ciele pojawiało się coraz więcej ran i siniaków, zadawanych mu przez niego. Nie obchodziło go już absolutnie nic, nawet ból. Po prostu już go nie czuł. Czym była udręka ciała przy cierpieniu duszy? Pewnego dnia jednak coś w nim pękło. Ojciec uderzył go ostrym przedmiotem tak, że skóra na jego policzku przecięła się. Gorąca krew natychmiast zaczęła płynąć wzdłuż jego szyi i wsiąkać w koszulę. Otarł ją i spojrzał z przerażeniem na swoją dłoń. Cała była w kolorze purpury. Ogarnął go szok. Cały świat jakby się zatrzymał. Czerwień zaczęła pulsować przed jego oczami. Nagle otrząsnął się i wrócił do rzeczywistości. Skierował wzrok na swojego tatę i zobaczył w nim zupełnie obcego człowieka.


- Jak mogłeś mi to zrobić? Spójrz co się z tobą stało! Czy możesz w końcu uświadomić sobie, że mnie krzywdzisz? Naprawdę nie chcę cie już więcej znać.. – Wykrzyczał mu prosto w twarz. Stał naprzeciwko niego jeszcze przez chwilę patrząc mu głęboko w oczy. Czterdziestolatek podszedł do niego z wściekłym wyrazem twarzy. - Jak śmiesz.. – wysyczał. Podniósł rękę aby uderzyć go jeszcze raz w twarz. Już miał to zrobić, ale jego pięść zadrżała. Przycisnął ją do siebie i odsunął się do tyłu. W oczach zaszkliły mu się łzy. - Jesteś słaby. – Były to ostatnie słowa, które powiedział do niego syn. Chwilę potem chwycił koc leżący na kanapie oraz kilka banknotów i wybiegł z domu. Chłopak westchnął i otrząsnął się ze smutnych wspomnień. Gwiazdy już powoli znikały, a niebo stawało się różowawe. Słońce leniwie pojawiało się nad horyzontem. Wstał, aby rozprostować nogi i rozgrzać zmarznięte ciało. Przechadzając się, podszedł do krawędzi dachu. Stanął przy niej i spojrzał się w dół. Rozłożył ręce i zamknął oczy. „Jak łatwo by było teraz skoczyć. Zakończyć to na zawsze. Przecież i tak nikt się tym nie przejmie..”, pomyślał. Uśmiech pojawił się na jego twarzy. Nie wynikał on jednak z radości, tylko z ironii sytuacji. Samobójstwo. To byłoby zbyt proste. Otworzył oczy i cofnął się znad krawędzi. Z dziwnym przerażeniem zaczął biec w stronę drzwi prowadzących do wnętrza budynku. Otworzył je i zbiegł na dół. Wędrował ulicami już od kilku godzin. Nie wiedział, co ma ze sobą zrobić, ani gdzie się udać. Nie zwracając uwagi na to gdzie idzie, zaszedł w niezbyt przyjazną okolicę. Budynki były tutaj dość mocno zniszczone i pokryte ordynarnymi hasłami. Niektóre z nich praktycznie się rozpadały. Co chwilę przystawał i patrzył się na biedne dzieci, które bawiły się starymi zabawkami. Coś ścisnęło go za serce. Zdał sobie sprawę, że jego zachowanie może wydawać się dziwne, więc przyśpieszył. Po chwili zauważył, że zaczęło za nim iść kilku groźnie wyglądających ludzi. Zaczął przyśpieszać. Wbiegł w ciemny korytarz między budynkami, myśląc, że wtedy ich zgubi. Jakie było jego przerażenie, gdy okazało się, że to ślepy zaułek. Mężczyźni podchodzili coraz bliżej i bliżej. Przystanęli kilka metrów przed nim. Jeden z nich, wyglądający na najstarszego odezwał się do niego całkiem przyjaznym tonem: - Co tam, młody? Pewnie chcesz kupić trochę zioła? - Słucham? – Zapytał go niepewnie. - No już, nie zgrywaj niewiniątka. My już znamy takich jak ty. – Roześmiał się inny mężczyzna. - Skoro tak mówisz.. To ile mam wam zapłacić? – Ton chłopaka przybrał na pewności. Pomyślał, że jeżeli kupi to, co mu zaoferują to na pewno dadzą mu spokój. - To zależy ile chcesz kupić. Za taką paczuszkę to gdzieś ze stówkę, stoi? - Stoi.. Co mam w końcu do stracenia. – Odpowiedział i dał im jeden banknot ze swojej kieszeni. Mężczyźni odeszli zadowoleni z transakcji, zostawiając go samego. Strach wreszcie go opuścił. Oparł się plecami o mur. Nagle kolana się pod nim ugięły. Ciężko oddychając, wyszeptał sam do siebie: -Co ja najlepszego zrobiłem? Oddałem im tyle pieniędzy.. Za co będę teraz kupować jedzenie? W domu nie mogę się już pokazać. Ojciec na pewno jest na mnie wściekły. To były jego pieniądze, które chciał wydać na alkohol.


Po raz kolejny tego dnia do oczu napłynęły mu łzy. Otarł je brudnym rękawem koszuli i ironicznie się zaśmiał. Spojrzał na paczuszkę, trzymaną w lewej ręce. Czasu nie dało się już cofnąć, a z tym trzeba było coś zrobić. Rozejrzał się wokół. Obok niego leżała stara zapalniczka.

Tak zaczęła się jego przygoda z narkotykami. Dzięki nim czuł się naprawdę wolny, szczęśliwy. Sprawiały, że zapominał o problemach. O wszystkim co spotkało go do tej pory. Patrzenie na wydychany dym, relaksowało go. Potrafił godzinami leżeć i rozmyślać o banalnych sprawach. Było to dla niego naprawdę fascynujące. Nawet nie musiał jeść. Zwyczajnie o tym zapominał. Dookoła było tyle znacznie ciekawszych rzeczy. Niestety pieniądze wkrótce się skończyły. Nie wiedział jak je zdobyć. Był naprawdę zdesperowany. Pierwszą rzeczą, która przyszła mu do głowy była kradzież. Wtedy myślał o tym jeszcze jako o chwilowej pożyczce. Później chciał oddać te pieniądze. Tylko kiedy? W końcu dotarło do niego, że postępuje źle, ale nie mógł już tego cofnąć. To wszystko mocno go wciągnęło i nie dawało żadnej szansy, aby się wydostać. Jednak pewnego letniego popołudnia zdarzyło się coś, co miało na zawsze odmienić jego dotychczasowe życie na znacznie lepsze. Właśnie biegł, uciekając z miejsca kradzieży, gdy wpadł na starszego pana, któremu zakupy rozsypały się po całej ulicy. Chciał uciec z miejsca wypadku, ale jakaś część dawnego rozsądku kazała mu zostać na miejscu i pomóc mężczyźnie. Pochylił się i zaczął zbierać wszystkie produkty do resztek porwanej siatki. Gdy skończył, podniósł się i uniósł wzrok na staruszka. Tamten spojrzał na niego z uwagą. Przez chwilę zdawało mu się, że widzi jego duszę i wszystkie złe uczynki. Poczuł natychmiastowe wyrzuty sumienia. - Bardzo ci dziękuję, młody człowieku. Czy zechciałbyś pomóc mi zanieść te zakupy do domu? Mieszkam niedaleko. – Powiedział zdecydowanym głosem starszy człowiek. - Oczywiście.. – Odrzekł chłopiec bez chwili zastanowienia. Coś kazało mu to zrobić. Po drodze nie odzywali się do siebie ani słowem. Dopiero gdy dotarli do jego domu, mężczyzna zapytał się: - Jak masz na imię, chłopcze? - Adam. - A ja nazywam się Henryk. Opowiedz mi coś o sobie. Wydaje mi się, że twoje życie może być naprawdę fascynujące. – Uśmiechnął się zachęcająco starszy pan. Chłopiec natychmiast się przed nim otworzył. Nawet nie wiedział czemu. Czuł, że może mu zaufać. Od starszego mężczyzny bił spokój i opanowanie. Opowiedział mu więc wszystko, co pamiętał. Nie pominął żadnych szczegółów. Rozmawiali do późnej nocy. Starszy mężczyzna udzielił mu wielu porad. Wyjaśnił mu, co ma zmienić w swoim życiu. Przemawiał z pasją, zawzięcie. Można było go słuchać całymi godzinami.

Gdy Adam w końcu wyszedł z jego mieszkania, była już noc. Gwiazdy tym razem nie były smutne. Patrzyły na niego z nadzieją. Uśmiechnął się do nich i raźno wymachując dłońmi, pomaszerował w świat. Potrzebował wszystko jeszcze raz sobie przemyśleć. Naprawdę chciał zmienić swoje życie. Doszedł do wniosku, że w przyszłości poświęci się dzieciom. Nie dopuści do tego, aby miały taką sytuację w domu, jak on sam. Uświadomi im, że narkotyki nie prowadzą do niczego dobrego. Zrozumiał, że on sam także nie był dzięki nim naprawdę szczęśliwy. Zamiast tego zwyczajnie odpychał od siebie rzeczywistość, a nie powinien.


Rankiem postanowił wybrać się do starszego mężczyzny, aby podziękować mu, za wszystko co dla niego zrobił. A wystarczyło do tego tylko parę słów.. Stał przed jego mieszkaniem już kilkanaście minut. Pięść zdrętwiała mu od pukania w masywną framugę. Nieśmiało nacisnął klamkę. Otwierane drzwi dość głośno zaskrzypiały. Pomieszczenie w środku było całkowicie puste. Wszystkie meble zniknęły. Jedynie na środku pokoju stała ramka ze zdjęciem. Przedstawiało ono starszego pana, otoczonego przez dzieci w różnym wieku. Podpisane było „Janusz Korczak i wychowankowie”. Obok niego leżała stara, zniszczona kartka papieru. Ostrożnie wziął ją do ręki. „Drogi Adamie..” Więc to był list. Napisany do niego. To wszystko stawało się coraz dziwniejsze. Wziął głęboki oddech i usiadł na podłodze. W trakcie czytania na list skapywały słone krople, wydobywające się spod jego rzęs. Po raz pierwszy były to łzy szczęścia. - Dziękuję.. – Wyszeptał i wolnym krokiem wyszedł z pokoju. Tak, jakby starał się nikogo nie obudzić..

„KONIEC”


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.