Pressja (61) 11/2015

Page 1

ISSN 1644-9711

#61



W

szystko co dobre, szybko się kończy. I tak minęły już wakacje, ale także pierwszy, chyba „najlżejszy” miesiąc nowego roku akademickiego. Mamy nadzieję, że w okresie wakacyjnym odpoczęliście i nabraliście sił na trudy kolejnego semestru. My przez ostatnie cztery miesiące nie próżnowaliśmy (chociaż, oczywiście, znaleźliśmy trochę czasu na leniuchowanie), czego owocem jest niniejszy nowy numer Pressji. Staraliśmy się, żeby teksty, które tutaj znajdziecie, były lekkie i przyjemne. Tematem numeru są natomiast eksperymenty. Czym jest eksperyment? Słowo to związane jest przede wszystkim z badaniami naukowymi, testami jakości. Potocznie bywa kojarzone z działaniami nowymi, jeszcze niesprawdzonymi, czasami ekscentrycznymi, a nawet niebezpiecznymi. Ale nie ma co roztaczać aury atmosfery grozy, spójrzmy prozaicznie: eksperymentem nazywamy czasem nawet przefarbowanie włosów na kolor zielony. Waszej uwadze chcemy polecić dwa materiały, które opowiadają właśnie o takich nietypowych eksperymentach. Pierwszy z nich to „Cudzym życiem tydzień” Yulii Mykhailiuk, w którym autorka opisuje swoje doświadcze¬nia związane z radykalną „zamianą ról” na tydzień z koleżanką. Drugi tekst to „Interneto¬wy odwyk” opowiadający o wyzwaniu, którego podjęła się nasza redakcyjna koleżanka – Nikol Hovorkova. Dosyć tego strzępienia pióra. Zachęcam po prostu – zarówno naszych stałych Czytelników, jak i osoby, które mają z nami styczność po raz pierwszy – do lektury. Tych ostatnich za-chęcam szczególnie: zanurzcie się w Pressji… ot, chociażby dla eksperymentu.

REDAKCJA

SPIS TREŚCI 4-7 9-13 15-17 19-21 22-23 24-25 26 28-29 30-31

Cudzym życiem tydzień Internetowy odwyk Z biegiem czasu uprzedzenie zniknie Sekta czy nie sekta Poker kontra służba celna Polacy na niemieckim bruku Pozerzy na siłowni Oglądam rosyjską telewizję, żeby wiedziec, co się dzieje na Ukrainie Polski Casanova potrafi

www.pressja.wsiz.pl pressjamagazyn@gmail.com ul. Sucharskiego 2, 35-225 Rzeszów, pokój 020 Red. naczelny: Kamil Olechowski Zastępca red. naczelnego: Aleksandra Żeleźnik Opiekunowie redakcji: dr Iwona Leonowicz-Bukała mgr Inessa Tkachenko Korekta: Kamil Olechowski Skład: Krzysztof Klimek Ilustracje: Kateryna Oliynyk


Cudzym życiem tydzień

Eksperyment, na który się zdecydowałam, polegał na „wymianie” na tydzień z koleżanką mieszkaniami. Tydzień życia w nie swoim środowisku, nie do końca swoim życiem.

Jnicyesteśmy studentkami z zagrai zdecydowałyśmy się na ty-

dzień wymienić mieszkaniami. Nasi współlokatorzy to osoby zupełnie od siebie inne, także jeśli chodzi o narodowość. Taka wymiana daje możliwość na zdobycie nowych doświadczeń, poznania innych ludzi. Dochodzi do tego jeszcze jedno nurtujące pytanie: jak takie doświadczenie na nas wpłynie? Moja koleżanka bardzo przeżywała te zmiany. Musiała zamieszkać w pokoju z moim chłopakiem, więcej – pozostali współlokatorzy to także sami osobnicy płci męskiej. Dla mnie samej to również emocjonujące przeżycie, ale byłam pewna, że wszystko pójdzie dobrze, bo swój nowy tydzień spędzę z dziewczynami z mieszkania mojej koleżanki. Spotkałyśmy się w parku wieczorem i wymieniłyśmy się kluczami oraz szczegółami na przyszły tydzień. Moja przyjaciółka jest wegetarianką, dlatego nie będę jeść mięsa przez cały tydzień, a ona powinna uprawiać jogę, bo to jest moje hobby i zajmuję się tym przez cały rok.

4

W dodatku powinna wczuć się w rolę gospodyni domowej, ponieważ życie z samymi chłopakami właśnie coś takiego przypomina.

Nie można tego zrozumieć tylko przychodząc do kogoś w gości na imprezę, ale dopiero kiedy zostajesz w cudzym mieszkaniu na dłużej.

Wieczór w nowym mieszkaniu

Pierwszy dzień pod nowym adresem

Kiedy zbliżyłam się do drzwi mojego nowego mieszkania, poczułam nerwy. Gdy jednak otworzyły się drzwi i zobaczyłam uśmiech mojej nowej współlokatorki, to złe emocje opadły. Zaczęłam dużo mówić, chyba aż za bardzo, ale moja sąsiadka też nie milczała. Wieczór z nową koleżanką był udany. Potem rozłożyłam swoje ciuchy w szafie i już sama ta zwyczajna czynność zrobiła na mnie wrażenie. Może to trochę dziwne, ale odczułam jakiś strach. Noc w cudzym łóżku też była dla mnie ciężka, miałam wrażenie, że to wszystko nie jest moje i mi nie pasuje. Ranek nastąpił szybko. Obudziłam się i pierwsze co poczułam, to całkiem inny zapach w pokoju. Nie, nikt nie gotował jedzenia – każde mieszkanie ma po prostu swój zapach, a ten był inny niż mój – „domowy”.

Ciepła pogoda zdjęła leciutki smutek z mojej duszy. Dzień zaczął się dobrze. Na uczelni znaczących zmian nie odczułam. Potem miałam trochę wolnego, chciałam spotkać się z chłopakiem, ale on nie miał czasu. W zwykły dzień taki obrót spraw byłby dla mnie zrozumiały, wtedy jednak poczułam się samotna. Dalej poszłam do sklepu za artykułami spożywczymi i do nowego domu. Całe te zmiany sprawiły, że poczułam się niepotrzebna. Jeszcze do tego wszystkiego musiałam dzwonić do mieszkania, bo nie mogłam otworzyć drzwi. Okazało się, że nie wolno tak robić. Należy zawsze samemu otwierać. Współlokatorki dziwnie się na mnie spojrzały, zrobiło się nieprzyjemnie. Pierwszy dzień niezbyt mogłam uznać za udany.


Drugi dzień zmian W drugim dniu czułam się już lepiej. Wszystko było jak zawsze: ranek, śniadanie, uczelnia, dom. Dla mnie szczególnym momentem było nawet to, że musiałam wprowadzać w drzwiach wejściowych kod, a potem wchodzić do windy. Dlaczego szczególnym? Po prostu u mnie nie ma takich urządzeń. Lecz takie zwyczajne rzeczy, jak wprowadzenie kodu i wsiadania do windy, których człowiek nie dostrzega, szybko wchodzą w nawyk. Z początku było to dla mnie coś nowego. W domu były tylko Dagmara i Krystyna. Wydawało mi się, że dziewczyny zachowywały się trochę dziwnie. Nigdy nie mogłam zrozumieć czy są w domu czy nie. Mieszkają za drzwiami swoich pokojów, starają się z nich nie wychodzić i – broń Boże – nie wolno ich męczyć jakimiś głupimi eksperymentami.

Zupełnie inny świat w nowym mieszkaniu Wieczorem poszłam do łazienki. Tutaj również czułam się dziwnie. Każda rzecz na swoim miejscu, dużo różnych buteleczek, widać, że to mieszkanie samych dziewczyn. W mojej łazience nie jest tak idealnie. Zrozumiałam jedną rzecz: ja – dziewczyna – zapomniałam już jak to jest mieszkać z kobietami.

że nawet jednotygodniowa zmiana mieszkań sprawia, że odnosi się wrażenie wyjazdu do innego kraju. Już wtedy odczuwałam przemiany w sobie, a co będzie do końca tygodnia? Dowolna podróż, nawet zmiana codziennych nawyków, zmusza często do zastanowienia się nad życiem i wartościami. To świetny eksperyment, który pozwala odpocząć od codzienności… Ach, zapomniałabym – moim dodatkowym szczęściem był chomik, taki malutki i miły, mieszkał ze mną w jednym pokoju. Przez cały tydzień był dla mnie radością.

Trzeci dzień nowego życia Trzeciego dnia zrozumiałam, że tęsknię nie tylko za swoimi współlokatorami, ale także za ulicą, po której zawsze chodzę, za „własnymi” utartymi ścieżkami, za swoim pokojem. Moja sąsiadka rozbawiła mnie trochę pogadankami na różne tematy. Było fajnie. Rankiem znowu trochę czułam się obco. Cichutko chodziłam po mieszkaniu, żeby nikt się nie obudził, szybko zmywałam naczynia.

W końcu Polki mogą mnie źle zrozumieć, może nie wypada tak od rana chodzić. Rozumiem, że każdy ma własne reguły. Ten tydzień pozwolił mi zauważyć minus życia z samymi dziewczynami – górę brudnych naczyń.

Dzień przemian Czwarty dzień był zupełnie inny. Właśnie wtedy poczułam, że przyzwyczaiłam się do tego mieszkania, do dziewczyn, wszystko zaczynało być dla mnie bliskie. Nawet ta droga do uczelni wydaje się już nie tak bardzo obca. Dziwne, ale nawet taki drobiazg jest dla mnie ważny. Potem miałam przerwę pomiędzy zajęciami i zdecydowałam się pójść do swego domu. Poczułam się jak w gościach, jakby na co dzień mieszkał tu ktoś inny. Rzeczy inaczej leżą, nawet klimat inny. Nigdy nie wpadłabym na to, że każdy człowiek może mieć swój własny, niepowtarzalny klimat, który przenosi w miejsce zamieszkania. Znów zrobiło mi się smutno. Odwiedziłam także sąsiadów. Bardzo za mną tęsknili, długo nie mogłam w to uwierzyć, ale było mi bardzo miło.

Pokój, w którym mieszkałam, też był bardzo „kobiecy”. Każda rzecz miała swoje odpowiednie miejsce, wszystko było uporządkowane. Ściany pomalowane w ciepły kolor, zdjęcia z koleżanką w ramce na stoliku, kosmetyczka na swoim miejscu. U siebie też staram się utrzymać taki porządek, ale byłam jedyną dziewczyną, a przeciwko mnie czterech facetów – ta walka była bez sensu. Kiedy w radykalny sposób zmieniasz swoje codzienne otoczenie, to nachodzi refleksja: czy w życiu dokonałam odpowiednich wyborów? Zaczęłam się zastanawiać, czy dobrą drogą idziemy. W owym czasie zrozumiałam,

5


Wieczorem, kiedy wracałam, odczułam lekki smutek. Zrozumiałam, że będę tęsknić także za tym swoim „nowym” domem, a to oznacza, że to miejsce i otoczenie stało się mi bliskie. Potem dołączyła do nas moja koleżanka. Tak na dobrą sprawę, była to ta dziewczyna, z którą wymieniłam się mieszkaniem. W tym momencie to jednak ja byłam gospodarzem tego domu, doskonale się w nim orientowałam. Na końcu obie zastanowiłyśmy nad zmianami, jakie w nas zaszły.

Ostatni dzień nowego życia W ostatni dzień spało mi się równie doskonale jak u siebie. W ciągu całego tygodnia był jeden stały, dosyć poważny problem: nie miałam apetytu. Nie wiem czy było to spowodowane zmianą miejsca

6

zamieszkania czy może mój żołądek zbuntował się przeciwko diecie bezmięsnej. Rano skorzystałam z kubka, który do mnie nie należał, trochę obawiałam się, czy na pewno mi wolno. Ale! Przecież to był mój ostatni dzień w tym mieszkaniu – przegoniłam swój strach. Wieczorem przygotowałam kolację dla wszystkich. To było najlepsze zakończenie tygodnia. Swobodnie rozmawiałyśmy, śmiałyśmy się. Zrozumiałam, że będę bardzo tęsknić za nimi. Następnego dnia spałyśmy bardzo długo. Potem zebrałam rzeczy i poszłam do domu. Szczerze mówiąc, pierwsze kilka godzin po powrocie było dla mnie bardzo dziwne. Byłam obca w tym mieszkaniu. Jak wspominałam na początku,

przez cały tydzień musiałam zrezygnować z mięsa. Co zrobiłam, kiedy powróciłam do domu? Najadłam się nim do syta. Może to wydawać się dziwne, bo przecież nie jestem od niego uzależniona, po prostu jadałam je od czasu do czasu. Kiedy koleżanka powiedziała mi, że nie będę mogła jeść mięsa, to nie martwiłam się tym wymogiem w ogóle. Ta „abstynencja” okazała się jednak straszna. Tak silnego pragnienia spożycia potrawy mięsnej nie odczuwałam nigdy w życiu. Nigdy nie wiesz, w którą stronę skieruje cię życie kolejnego dnia. Dziś jesteś tu, a jutro gdzieś indziej. Ten eksperyment pokazał, że należy być przygotowanym na nieoczekiwane zmiany, być świadomym, że pewnego dnia życie może przewrócić się z do góry nogami. Przez cały tydzień zobaczyłam


jak człowiek musi zmieniać swoje przyzwyczajenia, nawet jeśli są one dla nas czymś tak naturalnym, że niezauważalnym. Zmiana miejsca wpływa na nas i właśnie w takich chwilach zastanawiamy się, czy w życiu dokonaliśmy prawidłowych wyborów, nawet jeżeli chodzi o kwestie błahe, jak dobór współlokatorów. W życiu jest mnóstwo rzeczy, bez których nie możemy istnieć. Zrozumiałam, że mam przyjaciół, bez których jest mi ciężko i za którymi bardzo tęskniłam. Doszłam również do wniosku, że każdy z nas ma swój szczególny klimat.

ważni dla mnie. Zrozumiałam to dopiero jak od nich się oddaliłam. Trzeba nauczyć się cenić ich teraz, w danym momencie. Pojechałam tylko na tydzień, a ktoś może pojechać na dłużej i już nie wrócić. Nasze życie to chyba jedna wielka nieskończona podróż i nigdy nie wiesz, co będzie dalej i gdzie zostaniesz się na dłużej.

Yuliia MYKHAILIUK

W ciągu tego tygodnia zrozumiałam jeszcze jedną rzecz. Ludzie, którzy mnie otaczają, są niezwykle

7



Internetowy odwyk

Ktoś może nazwać mnie szaleńcem, inny bohaterem, ale na tydzień postanowiłam udać się na „internetowy odwyk”. Dzięki temu poznałam odpowiedź na nurtujące pytanie: czy możliwie jest przeżyć tydzień bez dostępu do sieci?

P ostęp techniczny wniósł do naszego życia wiele praktycznych

odkryć. Telefon komórkowy, telewizor, komputer i wreszcie Internet. W miarę rozwoju tych „cudów techniki” ludzie coraz bardziej rozwijali się w dziedzinach, które kiedyś wydawały się nieosiągalne i niemożliwe do eksploracji. Kiedyś ludzie spokojnie obywali się bez programów rozrywkowych w telewizji lub rozmów zagranicznych z kolegą przez Skype. Teraz zwykły człowiek ma problem, żeby żyć nawet jeden dzień bez postów na Facebooku i aktualizacji wiadomości w Internecie. Nikt nawet nie zdążył zauważyć jak nagle zmienił się świat i jak szybko przystosowaliśmy się do niego. W XIX wieku nastolatek odrabiał swoje zadanie domowe siedząc przy świecach studiując książki. Dziś zdarza się, że nawet pięciolatki mają smartfony oraz tablety i nie bardzo są zainteresowane tym, co jest napisane w książkach. Istnieje przecież Google gdzie można odnaleźć wszystko: jak nauczyć się chińskiego w 2 tygodnie, gdzie można kupić konia lub jak szybko zachorować, żeby nie iść do szkoły.

9


Internet: za i przeciw Jak obecnie wygląda spacer z przyjaciółmi? Wszyscy siedzą gdzieś w kawiarni lub pizzerii – miejsce nie jest ważne, chodzi o to, żeby był dostęp do sieci wi-fi, która daje możliwość udostępniania zdjęć na Instagramie lub przeglądania portali społecznościowych: kto ma nowego chłopaka, a która z koleżanek urodziła już drugie dziecko. A przecież tyle wspaniałych rzeczy było dostępnych przed pojawieniem się Internetu! Spacer w parku z kolegami, wyjazd na łono natury, gra w piłkę… A co teraz? Nie, oczywiście, to wszystko nie zniknęło, wszystko jest dostępne i teraz. Ale! Na drodze do tego rodzaju wypoczynku stoi potężny Internet, który wciąga bezpowrotnie do swojej sieci prawie wszystkich, bez względu na wiek,

płeć oraz rasę. Oczywiście nie wszystko, co możemy powiedzieć o pokoleniu Z i Internecie jest złe. Przecież nie można nie doceniać ważności istnienia światowej sieci. Internet to nie tylko wirtualny świat z ogromną ilością rozrywek i gier. To również jedno z największych źródeł informacji. Internet jest gigantycznym skarbcem danych ze wszystkich gałęzi ludzkiej wiedzy. Przede wszystkim pozytywna rola Internetu polega na tym, że młodzi ludzie mogą nauczyć się wykorzystywać komputerowe technologie i zasoby. Student może sięgnąć do aktualnej, współczesnej wiedzy, ma możliwość wejścia do banku danych i katalogu informacji wielu bibliotek świata. Internet – bogate źródło informacji które

pomaga w nauce.

Moje życie a Internet Dziś Internet jest wykorzystywany nie tylko do pracy i rozrywki. Teraz każdy z nas nauczył się płacić rachunki, robić zakupy, komunikować się z innymi ludźmi właśnie przez sieć. Dzięki Internetowi oszczędzamy masę czasu. Kiedy zamyśliłam się, to zauważyłam, że nie mogę wyobrazić sobie swojego życia bez dostępu do Internetu. Zaraz po obudzeniu najpierw zaglądam do sieci społecznościowej VK.com i sprawdzam czy nikt nie napisał do mnie, czy ktoś nie „polajkował” zdjęcia, kto już jest online i „obudził się” w sieci. Niby taka zwykła sprawa, lecz nawet ja sama już nie zauważam jak po wyłączeniu budzika w tej samej chwili włączam wi-fi i przeglądam wiadomości na stronach www. Dalej trwa moja podróż do wirtualnego świata. Włączam komputer, a tu już mam gotowe zakładki do najczęściej odwiedzanych stron: VK.com, Facebook, Wirtualna Uczelnia, poczta uczelniana, poczta osobista, tłumacz, Pressja i zakładka z ulubionym serialem. Razem z początkiem studiów za granicą zauważyłam, jak mocno Internet wszedł w moje życie. Codzienne na Ukrainie korzystałam z sieci społecznościowej, a Google był dla mnie jednym z najlepszych źródeł podczas pisania dobrego referatu. Życie w Polsce pokazało mi, jak szybko Internet wchodzi ze wszystkich stron do naszego życia, zaczynając od nauki i kończąc na płaceniu rachunków. Nie mając w mieszkaniu odbiornika TV, laptop z dostępem do Internetu stał dla mnie i telewizją, i radio, i prasą. Teraz całe moje życie przechodzi przez mój komputer: korespondencja z chłopakiem na Facebooku, zdjęcia z urodzin z zeszłego roku, prezentacje z zajęć od wykładowców, prace pisemne na zaliczenie. I wtedy w mojej głowie powstało pytanie: co będę robić bez laptopa i Internetu?

10


Czas eksperymentów Mój cel: tydzień bez komputera i dostępu do wirtualnego świata Zawiadomiłam wszystkich bliskich i przyjaciół o swoim zamyśle i poszłam spać z nadzieją, że wszystko się uda, czym udowodnię, że życie przez tydzień bez Internetu jest możliwie.

Dzień 1

Mój tydzień niezależności od Internetu zaczął się od zwykłego wyłączania budzika… i włączania wi-fi. Szybko przypomniałam sobie o swojej misji, więc odłożyłam telefon i dumnie zajęłam się swoimi sprawami. Nudny wykład na uczelni i bezpłatna sieć wi-fi obudziły we mnie pragnienie odwiedzin ulubionej strony www i sprawdzenia czy nie mam nowych wiadomości. Lecz nie zamierzałam poddawać się tak wcześnie. Dlatego schowałam telefon czym prędzej i postarałam skoncentrować się na głosie wykładowcy.

Dzień 3

Obudziłam się z nastrojem: „czas coś zmieniać w swoim życiu”. W rezultacie mój pokój błyszczy czystością, łóżko zmieniło swoje stałe miejsce, a moje włosy mają czerwonawy odcień. Na czynnościach prowadzących do wspomnianych rezultatów spędziłam cały dzień, cały zapas moich sił został także spożytkowany, dlatego nawet nie miałam okazji pomyśleć o Internecie.

Dzień 2

Szczerze mówiąc, gdy zamierzyłam zrezygnować z korzystania z Internetu, to myślałam, że od razu pojawi się kupa sił i energii by zrobić to, co planowałam od dłuższego czasu. Na przykład na czytanie książki, która już od dawna na mnie czeka, czy napisanie artykułu, na który mam pomysł. Ale drugi dzień był dla mnie dniem pokus. Przerwany w kulminującym momencie serial kusił, by włączyć komputer i zanurzyć się w wirtualny świat. Również inne dziwne pytania w mojej głowie pragnęły odpowiedzi: czy będzie piąta część Piratów z Karaibów? Dlaczego Shrek jest właśnie zielony? Czy można hodować truskawki na balkonie?

11


„The only way to do GREAT WORK is to LOVE what you do” Steve Jobs

Zrób pierwszy krok w kierunku własnego biznesu! Załóż firmę na próbę bez ZUS w Akademickim Inkubatorze Przedsiębiorczości Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie Dowiedz się więcej kontaktując się z nami telefonicznie, mailowo lub odwiedź nas w siedzibie inkubatora!

Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie ul. Sucharskiego 2, 35-225 Rzeszów pokój nr 41 tel. (17) 860 57 61 wsiz.rzeszow@inkubatory.pl


Dzień 5

Dzień 4

Tej nocy przyśnił się mi straszny sen: ludzkość podbita przez istoty z obcej planety, którzy za pomocą mikrochipów zarządzają nami przez komputer, tak, jakbyśmy byli postaciami w grze komputerowej. Dlaczego przyśniło mi się to właśnie wtedy, do tej pory nie potrafię zrozumieć, ale wrażenia po tych obrazach były mocne.

Zwycięski humor miał też wpływ na moją zdolność do pracy. Kupa idei, entuzjazm i chęć do działania. Przestudiowałam materiał do egzaminu w 2 dni i zdałam go doskonale. Mój nastój odczuła na sobie także szafa, z której wyleciała masa starych i niepotrzebnych rzeczy.

Uświadomienie sobie braku sieciowych dóbr przyszło stopniowo. Już tęsknię za mamą, z którą zawsze rozmawiałam przez Viber, za chłopakiem, przyjaciółmi na Facebooku. Zauważyłam, że gdzieś przepadła moja wieczna przyjaciółka – bezsenność. Widocznie porzucenie roli „więźnia” Internetu i komputera wyszła mi też na korzyść.

Refleksja po sześciu dniach Przeżycie tygodnia bez Internetu jest możliwe! Przede wszystkim trzeba zaopatrzyć się w cierpliwość i wiarę we własne siły. Także świadomość, że przez te bezużytecznie spędzone godziny w Internecie można załatwić tyle spraw, pomóc rodzicom, pospacerować z dawno zapomnianymi przyjaciółmi, na dała mi poczucietego, że Internet nie jest wcale taki niewinny. On zwabia nas i zaciąga w swoje „sieci” tak, że nie zdążysz mrugnąć okiem, a minął już cały dzień.

Dzień 6

Najcięższy dzień w tygodniu: wystarczyło tylko trochę zachorować i pragnienie wejścia do sieci stało się prawie nie do zniesienia. Eksperyment od niepowodzenia uratowały lody i pasjans. Ale uczucie zmarnowanego czasu było nie mniej obrzydliwe, jak od siedzenia w Internecie.

Mój eksperyment nie pokazuje, że nie jesteśmy uzależnieni od wirtualnej przestrzeni. Pozwala raczej zrozumieć na jakim poziomie tej „zależności” jesteśmy. Tydzień minął bez wielkich trudności, ale mówiąc szczerze: dłużej bym nie wytrzymała. Jak by na to nie patrzeć, to obecny tryb studiów, nowe znajomości oraz komunikowanie się z rodzicami i przyjaciółmi bardzo mocno związane jest z Internetem. Chciałabym zachęcić wszystkich do przeprowadzenia takiego eksperymentu na samym sobie. Zrobić sobie odpoczynek od sieci

przez chociaż tydzień. Wtedy zrozumiecie ile zdążycie załatwić ważnych spraw, które zawsze odkładane są na potem, ile pojawi się czasu dla siebie i na spotkania z bliskimi i przyjaciółmi. Czas, który można poświęcić bezpośredniej znajomości z nowymi znajomymi. „Internetowy odwyk” pomoże uwolnić się od zbędnych myśli, odpocząć fizycznie i emocjonalnie, nabrać nowych sił.

Nikol HOVORKOVA

13



Z biegiem czasu uprzedzenie zniknie

Pierwotnie obrzęd rytualny, który był świadectwem odwagi i waleczności, w późniejszym okresie uznawany za tabu, rozpowszechniony w subkulturze więziennej. Czym w dzisiejszych czasach jest tatuaż i dlaczego coraz więcej osób w ten sposób dekoruje swoje ciało? Na temat tatuaży z Matyldą Szytułą – artystką, która mimo młodego wieku, jest laureatką wielu wyróżnień w konkursach – rozmawia Klaudia Gawłowska. Pressja: Uczęszczałaś do szkoły plastycznej, w której nauczyłaś się podstaw rysunku, rzeźby oraz projektowania. W jakim stopniu wpłynęło to na twój rozwój artystyczny? Matylda Szytuła: Jedyne co mogę zawdzięczać szkole plastycznej, to tylko to, że moja przygoda z rysunkiem skończyłaby się dawno temu. W jakimś stopniu rozwinęłam swoje hobby, chociaż nie mogę powiedzieć, że nauczono mnie tam wielu rzeczy. Kiedy podzieliłam się z nauczycielami swoimi zainteresowaniami, to raczej chcieli mi narzucić inne tematy. Twierdzili, że tatuaż nie ma nic wspólnego ze sztuką. Oczywiście nie twierdzę, że w każdej szkole plastycznej tak jest, ale ja akurat trafiłam na taką.

Na większe wsparciew tej dziedzinie mogłam liczyć w domu, gdzie mój tato, podobnie jak ja, zachwycał się wzorami na skórze i motywował mnie do rozwijania tej pasji. P: A kiedy pojawiła się u ciebie ta pasja? M.S.: Nie pamiętam kiedy dokładnie pierwszy raz zainteresowałam się tatuażami. Wiem tylko tyle, że już kiedy byłam dzieckiem, chodziłam cała „oblepiona” tatuażami z chipsów czy gum do żucia. Zawsze fascynowały mnie rysunki na skórze. W filmach czy teledyskach podpatrywałam wytatuowanych ludzi.

15


Było to dla mnie coś nowego, interesującego, a przede wszystkim pięknego! Od dzieciństwa chciałam mieć tatuaże, chociaż nie myślałam o tym, żeby sama zacząć je robić. Dopiero mniej więcej w wieku 17 lat kupiłam pierwszą maszynkę i na poważnie zaczęłam swoją przygodę z tatuowaniem.

i tatuuje przeważnie w New schoolu, chociaż zdarzają się klienci, którzy przynoszą swoje projekty w zupełnie innej tematyce. Jeśli dam radę je wykonać, podejmuję się zadania, natomiast jeśli projekt zupełnie odbiega od mojego stylu to odsyłam klientów do kolegów.

P: Rozumiem, że fascynacja z dzieciństwa rozwinęła się w życiu dorosłym, tylko teraz zamiast tych zmywalnych tatuaży masz prawdziwe. Zdradzisz jakie wzory posiadasz?

P: Tworzysz własne projekty, które są niebanalne i nie do podrobienia. Skąd czerpiesz inspiracje?

M.S.: Tak, posiadam aktualnie cztery tatuaże: różę pod pachą oraz na kolanie, kota na łydce, a także napis na nadgarstku. Mój pierwszy tatuaż (różę pod pachą) wykonał pan, którego imienia nawet nie znam. Tatuaż ten nie jest wykonany dobrze, po prostu poszłam do pierwszego podrzędnego studia, po którym mam dużą, brzydką pamiątkę. Autorem kota na łydce jest Leszek Mistarz, z którym miałam przyjemność pracować w Krakowie. Natomiast napis na nadgarstku wykonała koleżanka, która sama uczy się tatuować. Różę na kolanie wytatuowałam samodzielnie. P: Tatuaże to forma sztuki, w której nie ma miejsca na pomyłki. Nie jest to rysunek ołówkiem, który możesz wymazać. Nie boisz się wykonywać tatuaży? M.S.: Na początku się bałam. Naukę zaczęłam na sztucznej skórze mimo, że praca na niej praktycznie w ogóle nie przypominała pracy na prawdziwej. Wiedziałam, że skoro chce być dobra w tym co robię, muszę zacząć uczyć się od prawdziwych artystów, dlatego postanowiłam poszukać praktyki w studio tatuaży. Pierwsze wykonywałam za darmo, moi klienci oczywiście mieli świadomość, że może coś pójść nie tak. Mimo to zgłaszało się do mnie wielu chętnych. Teraz, po latach tatuowania, nie obawiam się błędów i podchodzę do tego tak jak do rysunku na kartce – z pełnym spokojem. P: Wykonujesz tatuaże od pięciu lat. Wypracowałaś już własny styl, w którym tworzysz czy może podejmujesz się każdego zlecenia? M.S.: Z biegiem lat przybywa coraz więcej nowych ciekawych stylów. Aktualnie wyróżniamy: old school, new school, dotwork, paint tattoo, traditional tattoo, tatuaż realistyczny. Każdy styl wyróżnia inna technika. Projektuje wzory

16

M.S.: Inspiracje można znaleźć wszędzie. Najlepszym miejscem do jej szukania są konwenty tatuażu. Zjeżdżają się tam artyści z całego kraju oraz z zagranicy. Można tam powymieniać się doświadczeniami i podpatrywać różne nowe techniki. Natchnienie można też znaleźć w telewizji w takich programach jak Miami Ink czy w Internecie. P: Wymiar estetyczny, upamiętnienie głębokiego przeżycia czy intymny manifest? Czym dla ciebie jest tatuaż? M.S.: Wymiarem estetycznym. Nie posiadam żadnego tatuażu, który by coś konkretnego oznaczał. Tatuuję wzory, które po prostu mi się podobają. Natomiast wielu ludzi poprzez tatuaż upamiętniają wydarzenia, uwieczniają imiona swoich dzieci czy partnerów. Dla każdego tatuaż wyraża coś innego i właśnie to jest najlepsze, bo nie ma utartych schematów: co możesz, a czego nie możesz sobie wytatuować. P: Ostatnio słyszałam jak jeden kolega odradzał drugiemu robienie tatuażu. Tłumaczył mu, że trudno mu będzie znaleźć pracę. To prawda, że firmy nie chcą „wydziaranych” pracowników? M.S.: To zależy od tego gdzie i jak duży ma się tatuaż. Jeżeli można go spokojnie ukryć pod uniformem, pracodawca nie będzie miał z tym problemu. Inaczej jest jeśli ktoś ma duży rysunek w widocznym miejscu. Wtedy taka osoba uważana jest za niechlujną. Wiem, że to śmieszne, ale tak jest. Samo podejście szefa do tatuaży nie ma związku, najważniejsza jest opinia klientów. Jednak zauważyłam, że zmienia się podejście ludzi, głównie młodych, do wytatuowanych kelnerów czy pracowników jakiejś korporacji. Największy problem z tą akceptacją ma starsze pokolenie. Myślę, że za kilka lat ta forma sztuki będzie już na tyle powszechna, że nie będzie wzbudzać kontrowersji.


P: Dużo podróżujesz, masz styczność z różnymi kulturami. Jak uważasz, czy tatuaże dalej są czymś niezwykłym czy może przestały już szokować? M.S.: Wydaje mi się, że każdy inaczej reaguje i jest to bardzo indywidualna sprawa. Ludzie starsi zazwyczaj patrzą na tatuaże z niesmakiem i przypisują od razu danego człowieka do grupy przestępców. Oczywiście zdarzają się wyjątki! Znacznie więcej osób młodych akceptuje wzory na skórze. Uważam też, że w dużych miastach można zauważyć większą tolerancję na tatuaże, dlatego że więcej osób je tam posiada. Myślę, że z biegiem czasu zniknie całkowicie uprzedzenie do tej dziedziny sztuki. P: Jednak nie zaprzeczysz, że dla wielu osób tatuaż nadal kojarzy się ze środowiskiem więziennym?

Teraz ten pogląd się zmienia, bo ludzie poprzez tatuowanie wyrażają swoje poglądy, upamiętniają ważne wydarzenia. Nie wiem czy słyszałaś, jest teraz głośno o kobietach, które tatuują swoje blizny po mastektomii. To jest piękne, bo ten tatuaż zakrywa znak po strasznej chorobie, one akceptują siebie od nowa! P: Myślisz, że ta akcja będzie ważnym wydarzeniem w historii tatuażu? M.S.: Na pewno! Czytałam komentarz mężczyzny, który wykonywał tatuaż kobiecie po mastektomii. Powiedział, że to jego najważniejszy tatuaż w życiu. Ten projekt jest przełomowy, ponieważ niszczy szablonowe myślenie na temat tatuaży. Rozmawiała: Klaudia GAWŁOWSKA

M.S.: Oczywiście, że nadal tak jest. Wynika to z historii tatuażu, przecież dawniej był to zabieg rytualny, który mógł przejść ktoś odważny, z zasługami. Potem w kulturze przyjął się jako symbol przynależności do mafii.

17


cki

urs strzele K | p u r g ing dla

y | Tren

ywidualn Trening ind

Strzelanie sytuacyjne Strzelanie do ruchomych celów Wysoki realizm warunków polowych Bezpieczeństwo i mniejsze koszty www.kielnarowa.wsiz.pl

Katedra Bezpieczeństwa Wewnętrznego telefon: 17 866 14 23, 533 410 598 | e-mail: mmilczanowski@wsiz.rzeszow.pl

Centrum Turystyki i Rekreacji WSIiZ Kielnarowa 386A 36-020 Tyczyn, k. Rzeszowa


Fot.: archiwum prywatne.

Sekta czy nie sekta

Świadkowie Jehowy kojarzą się ludziom z sektą, potajemną organizacją, czymś, czego generalnie lepiej unikać. W Internecie krąży wiele nieprawdziwych informacji, które stawiają ich w złym świetle powodując jednocześnie pogardę, strach, a także powielanie stereotypów wśród społeczeństwa. O tym ile prawdy jest w tych wszystkich plotkach, a co prawdą nie jest i jak należy podchodzić do tej religii, by lepiej ją poznać i zrozumieć z Iwoną Kościółek – Świadkiem Jehowy – rozmawia Aleksandra Żeleźnik. Pressja: Dlaczego ludzie boją się Świadków Jehowy?

P: Jest to religia stworzona przez człowieka jako wyraz buntu?

Iwona Kościółek: Jeśli ktoś boi się Świadków Jehowy, to najprawdopodobniej ma błędne wyobrażenie na ich temat – może ono wynikać z braku wiedzy lub zasłyszenia jakichś nieprawdziwych o nich informacji. Właściwie Świadkowie są ludźmi usposobionymi bardzo pokojowo – wystrzegają się wszelkich form przemocy, nie biorą udziału w wojnach i są neutralni w sprawach politycznych. Starają się być przykładnymi obywatelami. Mimo to zdarza się, że ludzie obawiają się kontaktu z nimi – boją się, że mogliby ich do czegoś namawiać albo że ze Świadkiem Jehowy można rozmawiać tylko o Biblii. To nieprawda. Chętnie rozmawiamy z ludźmi i żyjemy w tym samym świecie, co wszyscy.

I.K.: Krótko mówiąc – nie. Początkiem nowożytnej historii Świadków Jehowy było powstanie (pod koniec XIX wieku) grupy osób zgłębiających Biblię. Najpierw byli znani jako Badacze Pisma Świętego, a później właśnie jako Świadkowie Jehowy. Choć to, co przedstawiali nie było niczym nowym, bo opierali się na naukach Jezusa – czyli to takie przywrócenie chrystianizmu z I wieku. Właściwie te korzenie sięgają jeszcze głębiej, bo i jeszcze wcześniej żyły osoby, które „świadczyły na rzecz Boga” i stosowały w swoim życiu Jego zasady. Naszym głównym celem jest właśnie świadczenie o Bogu i Jego zamierzeniu wobec ludzi, a wszystkie swoje wierzenia opieramy na Piśmie Świętym.

19


P: Czyli można stwierdzić, że Świadkowie Jehowy to chrześcijanie, tak? I.K.: Tak. Świadkowie Jehowy wyznają chrystianizm i są chrześcijanami. Założycielem chrystianizmu był Jezus Chrystus, którego staramy się naśladować. P: Organizacja świadków Jehowy przeczy temu, że Jezus jest Bogiem? I.K.: Z Biblii jasno wynika, że jest tylko jeden Wszechmocny Bóg – Jahwe. Jezus jest natomiast Synem Bożym – czyli Synem Boga. Tak wynika np. z Ewangelii Łukasza 1:35 czy Mateusza 3:16,17. To oczywiste, że syn nie jest równy ojcu. Tak samo jest w tej relacji: jest jeden Bóg i Jego Syn, ale Syn nie jest równy Ojcu, więc nie jest on Bogiem. P: Czy to świadczy o tym, że Świadkowie Jehowy manipulują Biblią? I.K.: Manipulują, czyli naginają jej treść do swoich poglądów? Nie. Biblia jest wewnętrznie zgodna, spójna i logiczna – można powiedzieć, że sama się interpretuje. Jeśli z kolei dostrzeżemy, że pogląd biblijny jakoś różni się od naszego, to zmieniamy ten nasz tak, aby był zgodny z tym biblijnym. Ciągle się uczymy i dokonujemy takich zmian w swoich poglądach w miarę lepszego rozumienia Biblii. Obecnie korzystamy z Przekładu Nowego Świata, który jest najbardziej zgodny z najstarszymi oryginałami Pisma Świętego. P: Główny zarzut kierowany w stronę Świadków Jehowy polega na tym, że ich znajomość Biblii jest na ogół ograniczona do wyrwanych z kontekstu wersetów podanych podczas szkoleń. Prawdą jest, że uczycie się jej na pamięć? I.K.: Co do zarzutu – staramy się dobrze poznać całą Biblię – tak Stary jak i Nowy Testament. Nie ograniczamy się do któregoś z nich, nie mówiąc już o wyrywaniu czegoś z kontekstu. Opieramy się na sensie całej Biblii.

Osobiście nie znam nikogo, kto by znał ją na pamięć – w końcu nie chodzi o to, żeby nauczyć się Biblii słowo w słowo, tylko żeby ją zrozumieć i stosować jej zasady w życiu – uczymy się tego na swoich spotkaniach – zebraniach Świadków Jehowy. P: Jak wyglądają takie zebrania? I.K.: Spotykamy się w obiektach nazywanych Salami Królestwa. Na takich spotkaniach poznajemy różne myśli z Biblii, między innymi uczymy się stosować je w swoim życiu. Nasza nauka dotyka także tego, jak w lepszy sposób wyjaśniać innym poglądy biblijne, jak żyć żeby podobać się Bogu i ogólnie poszerzamy swoją wiedzę biblijną. Możemy brać udział w takich spotkaniach i się na nich wypowiadać. Poza tym mają one charakter otwarty. Każdy inny człowiek może na nie w dowolnym momencie przyjść i w dowolnym momencie z niego wyjść. Można powiedzieć, że to dla nas też taki rodzaj szkolenia. Ale nie istnieje coś takiego jak „kurs na Świadka”. P: To by było ciekawe… Egzamin na Świadka Jehowy. I.K.: Czegoś takiego nie ma. Zanim ktoś zostanie Świadkiem Jehowy, musi wcześniej zdobyć wiedzę z Biblii i stosować ją w swoim życiu, np. w swoich relacjach z ludźmi przejawiać postawę świadczącą o miłości do nich. Można chyba powiedzieć, że życie jest takim egzaminem. A na zebraniach uczymy się jak być przykładnymi chrześcijanami. P: Uczestnictwo w takim spotkaniu zrobi ze mnie od razu Świadka Jehowy? I.K.: Oczywiście, że nie. Są osoby, które przychodzą na nasze zebrania, a nie są Świadkami. Ich również miło nam widzieć. Nikt nikogo nie namawia do bycia Świadkiem Jehowy.

20


P: Sekta czy nie sekta? I.K.: Świadkowie Jehowy nie są sektą. Na przykład według niektórych sekta to nowy lub odstępczy ruch religijny. A Świadkowie Jehowy nie wynaleźli nowej religii. Przeciwnie, jeśli chodzi o sposób wielbienia Boga, trzymamy się wzoru ustanowionego przez pierwszych chrześcijan, których postępowanie i nauki zostały opisane w Biblii. Uważamy, że w sprawie oddawania czci Bogu autorytetem powinno być właśnie Pismo Święte. Według niektórych sekta to też niebezpieczne ugrupowanie, skupione wokół jakiegoś przywódcy. Świadkowie Jehowy nie uznają żadnego człowieka za swojego przywódcę. Trzymamy się raczej reguły ustalonej przez Jezusa: „Jeden jest wasz Wódz, Chrystus” (Mateusz 23:10). Praktykujemy religię, która przynosi pożytek zarówno nam samym, jak i innym ludziom. Na przykład nasza działalność kaznodziejska pomaga wielu osobom porzucić szkodliwe nałogi, takie jak uzależnienie od narkotyków czy alkoholu. Poza tym na całym świecie prowadzimy kursy czytania i pisania, z których korzystają tysiące osób. Bierzemy też udział w akcjach niesienia pomocy ofiarom klęsk żywiołowych. Dokładamy usilnych starań, żeby zgodnie z zaleceniem Jezusa wywierać na społeczeństwo pozytywny wpływ. P: Wielu ludziom zapytanych o jedną rzecz, jaka przychodzi im na myśl, gdy słyszą hasło: „Świadek Jehowy” odpowiadają: oni nie zgadzają się na transfuzję krwi. Jak jest na prawdę? I.K.: To prawda, że nie zgadzamy się na transfuzję krwi. Ten pogląd też ma uzasadnienie biblijne. Na przykład z księgi Dziejów Apostolskich (15:28,29), czy księgi Rodzaju (9:3,4) jasno wynika, że należy „powstrzymywać się od krwi”. To dobra rada, ponieważ przyjmowanie krwi wiąże się ryzykiem (może na przykład wywołać immunosupresję czyli zahamować naturalne reakcje fizjologiczne,

czy wywołać inne powikłania poprzetoczeniowe), a bez transfuzji również można wykonywać różne, nawet skomplikowane zabiegi chirurgiczne. Wraz z postępem metody leczenia bez krwi są coraz lepsze i coraz powszechniejsze, a co ważne, skuteczniejsze niż metody z użyciem krwi. Z powodzeniem przeprowadzono już całe mnóstwo takich operacji bez transfuzji i okazuje się, że pacjenci, którym nie przetacza się krwi, lepiej przechodzą rekonwalescencję. P: Ze Świadków Jehowy się nie odchodzi? I.K.: Właściwie to Świadkiem Jehowy nie zostaje się raz na zawsze – aby nim być trzeba spełniać wymagania stawiane nam w Piśmie Świętym. Jeżeli ktoś rażąco łamie zasady biblijne (np. prowadzi się niemoralnie, upija się, krzywdzi innych) i nie zmienia swojego postępowania, to nie może, tak postępując, być dalej Świadkiem Jehowy. Te zasady biblijne nie są po to, żeby nam utrudniać życie – wręcz przeciwnie – kiedy je stosujemy jesteśmy szczęśliwsi. Nie jest prawdą też to, że nie można samemu zrezygnować z bycia Świadkiem Jehowy, bo można. Nikt nie musi być w tej religii „na siłę” – w końcu każdy ma prawo zdecydować kim chce być. P: Największa nieprawda, jaką kiedykolwiek usłyszałaś na temat Świadków Jehowy? I.K.: Niektórzy twierdzą, że chodzimy do ludzi, bo nam ktoś za to płaci. Prawda jest taka, że robimy to bezpłatnie i dobrowolnie. Nasza postawa wynika z tego, że staramy się naśladować Jezusa także w tym, że rozmawiał z innymi o Bogu. A nikt nie musi nam płacić, ani zmuszać nas, żebyśmy wychodzili do ludzi i z nimi rozmawiali, bo skłania nas do tego miłość – miłość do Boga i do ludzi. Rozmawiała: Aleksandra ŻELEŹNIK

21


Poker kontra Służba Celna Jak to jest z tym graniem w pokera? Z jednej strony jesteśmy stale ostrzegani przed grą na portalach internetowych z groźbą kary ze strony Służby Celnej. Z drugiej zaś ciągle słyszymy, że ktoś wygrał dużą sumę pieniędzy w znanym turnieju pokerowym.

W Polsce możemy znaleźć klika poważnych serwisów pokero-

wych oferujących nam grę w pokera. Do najbardziej popularnych i znanych należą Poker Stars, World Serie of Poker, Full Tilt, PKR. Na każdym z nich możemy bez większej trudności zalogować się i zacząć naszą przygodę z pokerem. I wszystko byłoby pewnie w porządku, gdyby nie przepisy prawa, które zabraniają takich praktyk. Zgodnie z ustawą o grach hazardowych: „kto na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej uczestniczy w zagranicznej grze losowej lub zagranicznym zakładzie wzajemnym podlega karze grzywny do 720 stawek dziennych albo karze pozbawienia wolności do lat 3, albo obu tym karom łącznie; w przypadkach mniejszej wagi podlega karze mandatu za wykroczenie skarbowe”. Jeżeli będziemy chcieli zagrać w pokera w Polsce, może dojść do sytuacji, że Służba Celna wraz z Centralnym Biurem Śledczym będzie śledzić naszą pocztę internetową w poszukiwaniu wiadomości

22

o grze. W razie ewentualnej kontroli podatkowej z tzw. nieujawnionych źródeł sankcje mogą pochłonąć nawet 75% naszej wygranej. Czy warto? Żeby zagrać legalnie nie narażając się na problemy z prawem możemy udać się do kasyna. Według polskiego prawa tylko w takim miejscu będziemy mogli zagrać legalnie w tę grę opodatkowując 25% dochodów związanych z wygraną. W taką pułapkę wpadli organizatorzy turnieju pokerowego ogłoszonego w sieci na Pomorzu. - To były po prostu 50. urodziny pana Irka – mówiła przed sądem Agnieszka T., współorganizatorka urodzinowego turnieju, która nie czuje się winna popełnienia przestępstwa. Niestety takie tłumaczenie nie było wystarczające. CBŚ dotarła do maili organizatorów turnieju, z których wynikało, że członkowie składali się po ok. 220 zł na prezent dla jubilata. Część z nich była jednak przeznaczona również na wygraną dla zwycięzcy. To wystarczyło by

uczestników postawić przed sądem, co zagrożone jest karą pozbawienia wolności do lat trzech. Ludzie, którzy grają w pokera długo i znają tę grę twierdzą, że tak naprawdę to nie wygrana jest w tym najważniejsza. Sama przyjemność z grania i nutka emocji to coś, czego szukają osoby grające w pokera. Na świecie pokerzyści biorący udział w najlepszych turniejach to ludzie młodzi w przedziale 20-30 lat. Wykształceni byli biznesmeni, maklerzy, dla których gra w pokera stała się drugim zawodem. Zarabiają na tym, co sprawia im przyjemność i jednocześnie opłaca ich rachunki. Głośną wygraną może się pochwalić mówiący o sobie „Król Pokera” Dominik Pańka. W grach z serii Poker Stars wygrał prawie 1,5 mln dolarów. Wpisowe do turnieju, który wygrał Polak, wynosiło 10 tyś dolarów. Dominik Pańka wygrał swój bilet w turnieju kwalifikacyjnym w Internecie, dzięki temu mógł za darmo wziąć udziałi w rezultacie wygrać.- Może to zabrzmi nieskromnie, ale ja uważam,


że jestem dopiero na początku swojej kariery, jestem młody i mam nadzieję, że jeszcze kilka final tables w dużych turniejach zrobię. Dominik w wielu wywiadach podkreśla, że od wygranej odprowadzi podatek. Są jednak tacy, którzy uważają, że taki sposób podchodzenia państwa do graczy nie do końca jest fair. - Ciekawe jest tylko, że granie w pokera jest naganne, ale opodatkowanie wygranej już nie. Od lat w Polsce toczą się dyskusje o uwolnienie pokera. Marcin Horecki ze Stowarzyszenia Wolny Poker walczy o zmianę prawa. Senator Marek Borowski wiele razy wypowiadał się w mediach tłumacząc, że poker sportowy to coś innego, niż obrazki jakie pamiętamy z czasów Wielkiego Szu. Twój Ruch również występował z inicjatywą poselską w sprawie złagodzenia ustaleń ustawy o grach hazardowych. Gracz z Pomorza, który chce pozostać anonimowy, wynajął adwokata. Chce walczyć o uniewinnienie. Wyrok skazujący mógłby

uniemożliwić znalezienie pracy po studiach. Jak wielu innych gra w pokera w Internecie, wygrywając średnio kilka tysięcy złotych miesięcznie. Serwis Poker Stars przelewając wygraną na specjalne konto, wysyła również kartę umożliwiającą wybranie pieniędzy w bankomacie w Polsce. Przed graczami w Polsce pojawia się rozterka: czy grać legalnie w grę, która sprawia, że spełniają się ich marzenia, czy godzić się na drakońskie warunki gry w kasynach. Obecny szef Służby Celnej Jacek Kapica w jednej w wypowiedzi twierdzi, że restrykcyjne podchodzenie do nielegalnych turniejów spowodowane jest dbaniem o interesy graczy, nie pozwalając im uzależnić się od pokera. Pytanie tylko, czy takie podejście nie jest po prostu wylewaniem dziecka razem z kąpielą? Łukasz HERJAN

23


Polacy na niemieckim bruku Polacy ciągle emigrują z Polski, często do Niemiec. Nie każdemu udaje się odnaleźć swój raj. Wielu naszych rodaków wylądowało na niemieckim bruku.

C zasem ludzie wyjeżdżają z Polski bez namysłu i planu. Chcą

po prostu zobaczyć jak będzie, ale także trochę zarobić. Tak było w przypadku Tomasza i Adama. – Każdy mówił nam, że w Niemczech jest lepiej. W Polsce było naprawdę ciężko, pracowałem jako ślusarz – opowiada Adam. Tomasz, będąc jeszcze w kraju kładł kostkę brukową. Gdy przyjechali do Berlina przez miesiąc pracowali na budowie. Kiedy praca się skończyła, zaczęli zbierać butelki. Teraz nie wiedzą jak szukać tutaj pracy. Nie znają języka. – Na pewno nie można liczyć na innych Polaków, oni oszukują – mówi Tomasz – Wyłudzają pieniądze, a potem znikają. Tomasz i Adam są jednymi z kilku tysięcy bezdomnych Polaków w Berlinie. To prawdopodobnie największa grupa narodowościowa na ulicach niemieckiej stolicy. Nie są prowadzone oficjalne statystyki, ale organizacje pozarządowe oceniają, że nawet połowa wszystkich bezdomnych to nasi rodacy.

24

Od czasu wejścia Polski do Unii Europejskiej to tendencja rosnąca – wynika z obserwacji pracowników społecznych. Bezdomnymi najczęściej są mężczyźni, samotni, a przynajmniej sami przebywający w Niemczech. Do Berlina przyjeżdżają z całej Polski.

Mit wielkich zarobków Polacy często wyjeżdżają z nierealnymi oczekiwaniami. Zwykły pracownik może zarobić w Niemczach 1300 Euro, osoba wykwalifikowana nawet 3000. Po otwarciu granic ruszyli wszyscy – często tacy, dla których pracy w Niemczach po prostu nie ma. Przyjazd w ciemno jest najgorszym z możliwych rozwiązań. W samym Berlinie bezrobocie jest bardzo wysokie, a konkurencja spora. Niemieckie państwo jest opiekuńcze, ale tylko wobec swoich obywateli albo tych, którzy przynajmniej płacą tu podatki. Cudzoziemiec, który w Niemczech nigdy nie pracował, nie ma szans na pomoc społeczną, poza tą doraźną.

Lepiej na ulicy niż w schronisku - Można tam dostać jakiejś choroby albo cię okradną – mówi Adam. W Berlinie miejsc noclegowych jest zbyt mało. Warunki też są opłakane. Wszy, świerzb. Choroby przenoszą się w takich warunkach łatwo, agresja też rośnie. Bezdomni Polacy nie żyją wcale razem w jednym skupisku. Większość z nich dzień spędza w samym centrum miasta, na Alexanderplatz. W nocy śpią na dworcach, w przejściach podziemnych czy pustostanach.

Niebezpieczeństwo ulicy W statystykach niemieckiej policji, Polacy zajmują drugie miejsce wśród cudzoziemców, po Turkach. Jednak to nie bezdomni dominują wśród nich. Najczęściej są to Polacy zameldowani w Berlinie. Polscy bezdomni nie popełniają zwykle poważniejszych przestępstw. Wpadają raczej na drobnych wykroczeniach: kradzieżach alkoholu, jedzenia, papierosów; jeździe bez biletu; paleniu czy piciu


Fot.: Katarzyna Zięba, Berlin, Alexanderplatz

w miejscach niedozwolonych. Często zdarzają się też bójki i awantury, zwłaszcza pod wpływem alkoholu. Nieznajomość języka oraz wyobcowanie tylko wzmacniają agresję. Jak mówią streetworkerzy, w prawie każdym tygodniu stykają się z pobitym bezdomnym Polakiem.

Nie chcą wracać Mimo bezdomności Polacy nie chcą wracać do kraju. Wciąż przyjeżdżają nowi. W listopadzie zeszłego roku powstała Berlińska organizacja „Frostschutzengel”, „Anioły chroniące przed mrozem”. Pracuje w niej trzech pracowników społecznych, dwóch z nich to Polacy. Organizacja pomaga nie tylko w wyjściu z bezdomności, ale także w powrocie do kraju. Polacy jednak nie chcą wracać, bo tam też czeka ich podobny los. W Berlinie jest im lepiej. - Berlińczycy są bardziej tolerancyjni i zawsze rzucą jakieś drobne, mimo, że domyślają się, że to na alkohol – wyjaśnia Tomasz. Katarzyna ZIĘBA

25


Pozerzy na siłowni Trendy mody u młodego pokolenia zmieniają się tak szybko, że ciężko nawet zauważyć kiedy nocny tryb z alkoholem i paleniem (a może i czymś gorszym) zmienił się na zdrowy styl życia. Teraz świat młodych ludzi jest podzielony na dwie kategorie – tych, którzy wciąż nie odzwyczaili się od używek, oraz tych, którzy gardzą pierwszymi dlatego, by pokazać światu jak bardzo są zaangażowani w sport i prawidłowe odżywianie.

W yobraźmy sobie przeciętnego nastolatka, który zawsze chce

być trendy, co umożliwi mu bycie w centrum uwagi przyjaciół. Najważniejsze to wybrać fajną siłownię ze stylowym wnętrzem i dużą ilością luster, a następnie wyżebrać u rodziców pieniądze, kupić pierwszy karnet i koniecznie powiadomić wszystkich na Twitterze, Instagramie i Facebooku o chodzeniu na siłownię. I nieważne – był tam czy nie – o tym też nie musi nikt wiedzieć. Ważne, że zakupił już odpowiednie obuwie (obowiązkowo firmy Nike lub Adidas), fajną sportową butelkę (a jeżeli to butelka „My Bottle”, to od razu +50 polubień na Instagramie), gdzie nalał jakiś kolorowy napój „z witaminami”, naładował telefon, aby zrobić milion zdjęć i obowiązkowo słuchać muzyki w trakcie wykonania ćwiczeń, bo bez tego trening jest niezaliczony.

A jak ciekawe obserwować tych pozerów! Oto ktoś zbliża się do odpowiedniego sprzętu (który musi być w pobliżu lustra, aby była możliwość podziwiania siebie), zaczyna robić ćwiczenia, ale już po 30 sekundach – w rękach komórka, kamera jest włączona i na twarzy zuchwała mina. Powstaje jeszcze problem: jak zrobić takie zdjęcie, żeby wszystkim się spodobało (chociaż i tak wyjdzie jak tysiąc poprzednich). Dla dziewczyny to wszystko jest łatwiejsze. Idąc na siłownię, najważniejsze to dobrać koszulkę pod kolor butów, nałożyć tonę makijażu na twarz i nasmarować się samoopalaczem, aby zebrać więcej polubień. Faceci chcą pokazać swoją kupę mięśni, co wymaga ciężkiej i długotrwałej pracy, na którą wszystkim brakuje cierpliwości. Dlatego karmią się różnymi proteinami i asteroidami, by w kilka tygodni przekształcić się w ogromnych barczystych mięśniaków, których tężyzna fizyczna „osiada” po kilku straconych treningach. Co ciekawe, każdy z nich ma czas, by zrobić kilka zdjęć w lustrze, przed którym świecą swoimi wielkimi ramionami i samozadowolonymi pyskami. Najśmieszniejsze są podpisy pod takimi zdjęciami. „Rusz du... i przygotuj się do lata, tak jak ja to robię” – pisze dziewczyna sporych rozmiarów, która zrobiła milion fotek próbując ukryć brzuch i grube uda, a najlepszą wysłała do sieci. Jeszcze śmieszniejsze – „Wszystkie laski będą tego lata moje” pod zdjęciem

26

faceta z ogromną sztangą, choć doskonale widać, że ciężar nawet na milimetr nie podniósł się od jego „silnych” rąk. Zawsze wydawało mi się, że trzeba chodzić na siłownię, aby utrzymać się w formie i być zdrowym. Po kilkurazowej wizycie i po obejrzeniu tego, co się tam dzieje, zrozumiałam, że moje przekonanie wydaje się być fałszywe. Przecież głównym celem wypraw na siłownię jest pozerstwo. A może by tak, dla eksperymentu, chociaż raz spróbować pójść na siłownię w celu prawdziwej pracy nad własnym ciałem?

Hanna KALASHNIKOVA


TH!NK

Studenckie Naukowe Czasopismo Internetowe

think.wsiz.rzeszow.pl Publikujemy�naukowe teksty�studentów Każdy�tekst�jest�recenzowany Taka�publikacja to�dobry�punkt�w Twoim�CV a�i�o�stypendium łatwiej...

TH!NK

studenckie naukowe czasopismo internetowe

TH�NK ! Studenckie�Naukowe�Czasopismo�Internetowe Wyższa�Szkoła�Informatyki�i�Zarządzania z�siedzibą w�Rzeszowie: Redaktor�naczelny:�prof.�nadzw.�dr�hab.�Marcin Szewczyk think@student.wsiz.rzeszow.pl


Oglądam rosyjską telewizję, żeby w

Pierwszy raz w ciągu ostatnich wielu lat Rosjanie zaczęli cz „Wiedomosti”. Jak uważają rosyjscy eksperci, głównym powo temat konfliktu na wschodzie Ukrainy. Z codziennych serwisów in co zresztą i tak ich nie za bardzo interesuje.

P rzeciętny telewidz w Rosji patrzy w ekran średnio ponad sześć godzin

dziennie, z czego rosyjscy eksperci są niezwykle dumni. Liczbę tę nabijają nie sami emeryci, jak mogłoby się wydawać, ale też młodzież, która w tym roku szczególnie zainteresowała się otaczającym ją światem. Za punkt przełomowy eksperci z Moskwy uznają aneksję Krymu i ciąg dalszy wydarzeń na Ukrainie. - Serwisy informacyjne stały się prawdziwym infotainmentem: wcześniej z takim samym zainteresowaniem Rosjanie oglądali ulubione seriale czy talkshow, a od początku 2014 roku najpopularniejsza wśród Rosjan jest opera mydlana pt. „Wojna na Ukrainie” – powiedział gazecie „Wiedomosti” dyrektor generalny TNS Rusłan Tagijew. Tagijew ma talent do dobierania trafnych porównań, natomiast przeciętni Rosjanie mogą pochwalić

28

się niezwykłą cierpliwością, ponieważ jeden odcinek serwisu informacyjnego w stacji Rossija 1 (który cieszy się największym poziomem oglądalności) trwa ok. półtorej godziny. 90 minut materiałów o różnych wydarzeniach na świecie z pominięciem jednak wielu kwestii, które dotyczą samej Rosji.

Co słychać u chachołów? Chachołami Rosjanie nazywają Ukraińców, żeby pokazać wyższość narodu rosyjskiego, od którego jakoby pochodzą Ukraińcy. Samo pytanie natomiast odzwierciedla główne zadanie rosyjskich mediów – pokazanie tego, co się dzieje za zachodnią granicą. „Co słychać u chachołów?” to już nawet nie zwykłe pytanie. Stało się bowiem memem, po tym, jak popularny bloger zauważył na swoim Twitterze, że jest to jedno z najczęstszych zapytań, które użytkownicy rosyjskiego segmentu

internetowego kierują do takich wyszukiwarek jak Google i Yandex. Na ten wpis użytkownicy zareagowali jak zwykle: wysypem najróżniejszych śmiesznych obrazków i komiksów. Jeden z nich opowiada nam o tym, co będzie się działo z Rosjaninem w przypadku braku codziennej dawki informacji na temat Ukrainy: po jednym dniu ma się pojawiać zmęczenie, problemy z koncentracją oraz pamięcią. Po trzech dniach u chorego można obserwować brak koordynacji ruchowej, zaburzenia widzenia, pojawiają się nudności oraz drgawki. Po pięciu dniach mamy mieć do czynienia z halucynacjami, a po ośmiu z krótkotrwałą utratą pamięci. Po 11 dniach następuje całkowite zobojętnienie na wszystko.

Kto zabił Niemcowa? Temat ukraiński w rosyjskich wiadomościach pojawia się nawet wtedy, kiedy nikt tego nie oczekuje. Tak było np. po zabójstwie jednego


wiedzieć, co się dzieje na Ukrainie

zęściej oglądać telewizję – napisała w kwietniu 2015r. gazeta odem tego stanu rzeczy jest potrzeba posiadania wiedzy na nformacyjnych Rosjanie o swojej ojczyźnie usłyszeć mogą niewiele,

z najbardziej znanych rosyjskich opozycjonistów Borisa Niemcowa. Nie chodzi nawet o to, że w momencie zabójstwa Niemcow był w towarzystwie Ukrainki Anny Durickiej, tylko o to, że opozycjonista został „ofiarą sakralną w cynicznej prowokacji wymierzonej przeciwko Rosji”, jak to ujął w swoich wypowiedziach lider Komunistycznej Partii Federacji Rosyjskiej Grigorij Ziuganow. W jego opinii śledczy powinni zadać pytanie: „Kto skorzystał na śmierci Niemcowa?”. Ziuganow zadaje pytanie i sam na nie odpowiada na łamach stacji telewizyjnej Lifenews: „Czy mają z tego korzyść zwykli obywatele rosyjscy, obłożeni sankcjami ze wszystkich stron, którzy przez cały czas są zagrożeni wojną obok, na Ukrainie, w Noworosji? Czy mają z tego korzyść władze, kiedy takie rzeczy dzieją się w centrum Moskwy, pod ścianami Kremla? Czy ma z tego korzyść opozycja, która jest gotowa do dialogu i poszukiwania rozwiązań – też nie ma. Z tego wynika, że z zabójstwa Niemcowa mają korzyść jedynie prowokatorzy”.

Chociaż lider komunistów nie podaje konkretnych nazwisk, robi to w jednym z programów tej samej stacji Arsen Martirosjan, były pracownik KGB, rosyjski pisarz i historyk. Oznajmił, że wykonawcami zabójstwa był Prawy Sektor z ukraińskimi służbami specjalnymi na czele, natomiast za organizację odpowiadały MI-6 i CIA. Według niego ewidentny interes miała w tym „czarna kukułka w białej chałupce”, czyli Barack Obama. Tyle rosyjski telewidz wie o zabójstwie jednego z najbardziej wpływowych opozycjonistów. I wierzy w to, bo z ekranów telewizorów wzdłuż całej kolei transsyberyjskiej wylało się już tyle smrodu, że takie wyjaśnienie spokojnie jest przyjmowane. Świadomość rosyjskiego telewidza przygotowana jest na łyknięcie dosłownie wszystkiego i nie wygląda na to, że w najbliższym czasie cokolwiek w tej materii się zmieni. Yaryna ONISHECHKO

29


Polski Casanova potrafi… Mój pobyt w Polsce trwa prawie 4 lata. Nie tak długo, żeby móc powiedzieć – to mój kraj, ale i nie tak mało, żeby wyjechać i o Polsce zapomnieć. Chyba nie tylko ja tak mam, że każdy przyjazd do domu znajdującego się w ojczyźnie, wiąże się z pytaniami w rodzaju: jak tam się czujesz? Jak w innym kraju się żyje? Nie obrażają ciebie ci Polacy? Odczuwalna jest różnica?

T o ostatnie pytanie zawsze wprowadza mnie w szał. Czuję się za-

gubiona, bo nie wiem co odpowiedzieć. Oczywiście różnica jest i to bardzo odczuwalna – w cenach, zachowaniu, drogach i wielu innych rzeczach, ale kiedy zaczynasz opowiadać o życiu za granicą po raz sto pierwszy, to chce się powiedzieć, że różnicy w ogóle nie ma. Ale najciekawsze i główne pytanie przychodzi pod koniec opowieści „porównawczej” i zwykle pada ono od koleżanek: poznałaś już jakiegoś Polaka? I tu wspominam te czasy, kiedy pojawiały się pierwsze myśli o zagranicznych studiach. Przedstawiłam wtedy rodzicom milion argumentów „czemu warto studiować w Polsce”. Teraz rozumiem, że warto było zacząć od: „możliwość wyjścia za mąż za Polaka” – trafiłabym w sedno, a będąc nie raz podrywaną przez polskich Casanovów wiem, że jest to nawet bardzo realne.

30

Po przyjeździe do Polski świat ukraińskiej dziewczyny i ukraińskiego faceta całkowicie się zmienia. Ukrainka staje się tutaj o wiele bardziej popularna – Polacy traktują nas jak egzotykę. Przecież nie każdy na co dzień ma do czynienie z osobą, która ma białą skórę, pochodzi zza granicy, rozmawia w innym języku i nie jest oczywiste kim jest – „Rosjanką czy Ukrainką”. I ten ostatni wątek jest najbardziej ciekawy, bo mężczyźni lubią zagadki, a jak w dodatku dziewczyna potrafi mówić biegle po polsku, po angielsku i po rosyjsku, a nie przyznaje się do swojej prawdziwej narodowości, to doprowadza ich to do szału. Z kolei ukraiński facet traci tu swoją pozycję, jeżeli chodzi o Ukrainki. Nie każdy potrafi być na tyle wprawnym, żeby zagadać do każdej idącej w pobliżu dziewczyny. Ale Polak potrafi. Polak wie, że jak ukraińska dziewczyna idzie do klubu, to na

pewno szuka chłopaka albo męża. Przecież jest to oczywiste – po co pięknie się ubierać i iść w świat? Tylko po to, żeby znaleźć męża. Jak taką dziewczynę potraktują koleżanki, jeżeli przyjdzie po imprezie do domu i nie powie, że zapoznała się z Karolem. Co więcej, jak przyjedzie do domu po studiach i powie, że nie rozkochała w siebie żadnego Maćka. Dlatego właśnie wybiera się na imprezę, najlepiej do Shine, gdzie jest większe prawdopodobieństwo, że znajdziesz tego właściwego. Polak wie, że jak ukraińska dziewczyna patrzy w telefon, to pisze do niej chłopak albo nawet narzeczony z Ukrainy. I tu Polak nie może odpuścić możliwości, żeby nie powiedzieć: „Jak kocha, to poczeka” – i będzie się starać przez cały wieczór próbować porwać cię do tańca. Taka jest natura człowieka – zabroniony owoc jest słodszy. Dlatego polski Casanova obejdzie parę razy cały


parkiet i za każdym razem podejdzie do ciebie, żeby w jakiś sposób zaczepić. I tu Casanovów można podzielić na dwie kategorie: ci, którzy starają się być śmieszni oraz dowcipni, drudzy wprost mówią, że się zakochali. Polak wie, że jeśli zobaczył piękną ukraińską dziewczynę na imprezie, to nie ma co zwlekać. W jeden wieczór potrafi się z taką dziewczyną zapoznać, zakochać się w niej i zaplanować wspólne życie. Fakt, że ty sama możesz nie odwzajemniać uczucia, nie za bardzo go interesuje. Polak wie, że najlepiej podrywać dziewczynę, tańcząc z nią. Tu nie wystarczy zwykły taniec, w grę wchodzą tylko obroty – im bardziej nią kręcisz, tym bardziej wiruje jej w głowie i bardziej będzie wierzyła jego słowom. W trakcie tych „wywijasów” musi zapytać się, gdzie ona nauczyła się tańczyć, skoro tak dobrze porusza się na parkiecie. Musi również zdążyć pokazać, jaki on sam jest wprawny – potrafi szybko kręcić się, dopasowywać do rytmu muzyki i jeszcze w między czasie prawić komplementy. Polak doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że musi pochwalić jej znajomość języka polskiego. „Mówisz prawie bez akcentu, jak udało ci się tak szybko nauczyć języka?”. Polski dla Ukraińca jest prawie jak afrykański dla Polaka. Dlatego polski Casanova wie, jak będzie ci miło, gdy zauważy, że biegle posługujesz się językiem polskim. Będzie nawet śmiać się z twoich żartów, których tak naprawdę żaden Polak nie jest w stanie zrozumieć, ponieważ rozumieją je tylko mieszkańcy Ukrainy. Polak wie, że dziewczynę z Ukrainy warto poczęstować drinkiem. Mohito w klubie nie jest tanim wyborem, więc jak go zaproponuje, to pokaże, że jest dla niego droższa od pieniędzy. Polski Casanova jeszcze nie wie, że jej buty kosztują więcej, niż on zarabia na miesiąc, ale kto powiedział, że droga do sukcesu jest łatwa? Polak wie, że jak dziewczyna wróci na nogach do domu, to o numerze telefonu może zapomnieć.

Warto więc zadbać o to, żeby odwieźć ją swoim samochodem, samochodem kolegi, taksówką albo, jeżeli wszystkie te możliwości odpadają, odnieść ją na rękach. Główne zadanie – oby nie szła pieszo, dziewczyny tego strasznie nie lubią i doświadczony polski Casanova świetnie o tym wie.

Również dobrze wie, że rozmowa przy mieszkaniu podrywanej dziewczyna jest bardzo ważna. Bo tu właśnie rozgrywa się przejście na inny poziom: kończy się podrywanie i zaczyna się sympatia. Tu warto powiedzieć parę wesołych żartów, ale pamiętać o tym, żeby nie przesadzić – przecież jesteś Casanovą z poczuciem humoru, a nie klaunem. Skoro dobry humor już załatwiony, to bardzo stosownym będzie powiedzieć kilka komplementów i tym samym zadbać o numer telefonu i następne spotkanie. Prawdziwy Polak nigdy nie zapomni o tym, żeby dodać dziewczynę do znajomych na Facebooku. Oczywiście przed tym spędzi półgodziny na swoim koncie, żeby usunąć wszystkie niestosowne wpisy i zdjęcia. Niestety zdjęć z przedostatniej imprezy, na których został oznaczony prze kolegę, nie da się usunąć… ale nic, niech ona wie, że on umie odpoczywać. Po tym, jak ukraińska dziewczyna dołączy go do grona przyjaciół, napisze jakie ładne ma zdjęcia i jak obiektyw ją kocha. A dalej będzie długie czatowanie, rozmowy do północy o upodobaniach, hobby i sposobach spędzania czasu wolnego Oczywiście takie rozmowy nie

mogą trwać wiecznie i polski mistrz podrywu postara się zaprosić dziewczynę na randkę. Zazwyczaj takie zaproszenie pada od razu po dodaniu się do przyjaciół, ale teraz wszystko zależy od Ukrainki. To ona decyduje czy odpisywać czy nie, a jeśli odpisywać, to kiedy. To ona decyduje, kiedy pójdą na randkę i gdzie spędzą wspólny wieczór. Przez ten początkowy okres dziewczyna wybiera szybkość rozwoju stosunków i nawet ich kierunek. To do niej należy decyzja jak szybko poznacie się z kolegami, rodzicami i jego wielką rodziną. Można długo jeszcze opisywać rozwój takich stosunków, ale każdy rozumie, że zależy to od jednego – czy zapali się iskra, czy zrozumiesz, że ten człowiek idealnie do ciebie pasuje. Rzeczywiście, u każdego może to się różnić – są tacy, którym wystarczy samo to, że jest ktoś przy boku albo że jest na kogo zarzucić nogę z rana. Są tacy, którzy nie tracą czasu na kogoś, z kim nie wyobrażają sobie życia, ale są też tacy, którzy przez 5 lat będą próbować zrozumieć, czy będą w stanie znosić tego człowieka przez kolejne 5 lat. W każdym razie stosunki będą szczęśliwe, a proces ich budowania przynosić niesamowite zadowolenie, jeżeli tylko znajdziesz takiego samego głupca jakim sam jesteś. I nie gra roli czy to Polak, czy Ukrainiec, umie tańczyć czy nie ma w ogóle poczucia rytmu. Musimy tylko pamiętać: żeby do takich stosunków w ogóle doszło, warto skorzystać z rad polskiego mistrza podrywu, bo któż może wiedzieć lepiej od niego? Tetiana SAVCHUK

31



Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.