16_op_NR13

Page 1

sierpieñ 2005

Nr 13

e i n e a d aln y W ecj sp strona

sierpień 2005

Rok 2

1

ISSN 1732-3592

Nasza droga do wolności sposób. Stąd robotnicze protesty w czerwcu 1956 roku w Poznaniu, czy na Wybrzeżu w grudniu 1970 roku. Władza nie chciała jednak z ludźmi rozmawiać, zamiast słów przeciwko robotnikom wytoczyła czołgi. Trudno się dziwić, że Polacy tracili nadzieję na zmiany. Bali się, że jakakolwiek próba protestu doprowadzi do rozlewu krwi. Sytuacja zmieniła się w dniu 16 października 1978 roku, gdy Kardynał Karol Wojtyła został wybrany Papieżem. Komuniści widząc radość Polaków zdali sobie sprawę, że stanęli w obliczu siły i dobra, którego nie są w stanie przezwyciężyć. Niespełna rok później Jan Paweł II podczas swojej pierwszej pielgrzymki do Ojczyzny wypowiedział pamiętne słowa: „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze Tej Ziemi”, którymi obudził w rodakach nadzieję. Był to z pewnością moment przełomowy, od którego wszystko zaczęło się zmieniać. Siła jaką otrzymaliśmy od Ojca Świętego doprowadziła nas do Sierpnia ’80. Strajk robotników w Stoczni Gdańskiej wzmocniony przez intelektualistów, opozycjonistów i Kościół Katolicki sprawił, że powstał wolny i niezależny związek zawodowy. Po latach nikczemności, kłamstw i pogardy „Solidarność” była jak spełnienie najpiękniejszych marzeń – marzeń o

wolnym, niezależnym kraju, w którym nie trzeba obawiać się władzy, w którym wolno otwarcie mówić o Katyniu, o bohaterach z Armii Krajowej, o zbrodniczej napaści Sowietów na Polskę we wrześniu 1939 roku, o ofiarach prześladowań komunistów. Robotnicy ze Stoczni Gdańskiej bezkrwawo wywalczyli przywileje dla całego kraju, który przez ponad rok był niemalże wolny. Bez względu na to, co się później wydarzyło, Sierpień ’80 z pełną ostrością obnażył moralny upadek dyktatury i ostatecznie odebrał komunistom prawo do powoływania się w swoich doktrynach na aprobatę i przyzwolenie klasy robotniczej. Dla partii największą porażką był fakt, że to właśnie robotnicy otwarcie i stanowczo wystąpili przeciwko systemowi. To był cios, którego rezultatem była powolna agonia partii komunistycznej. Dzisiaj, po 25 latach od tamtych wydarzeń padają pytania, o to, co zostało z tamtych czasów, co zostało z etosu „Solidarności”. Myślę, że zostało wiele – pozostała świadomość jak potrafimy być silni, z jakim entuzjazmem potrafimy pracować dla dobra ogółu i prawda o determinacji tych odważnych ludzi, którzy postanowili zmienić oblicze świata. Andrzej Jęcz Starosta Kościański

„Solidarność” otworzyła bramy wolności w krajach zniewolonych systemem totalitarnym, zburzyła mur berliński i przyczyniła się do zjednoczenia Europy rozdzielonej od czasów drugiej wojny światowej” Papież Jan Paweł II 25 lat temu Polacy dzięki powstaniu „Solidarności” po raz pierwszy od czasu zakończenia II wojny światowej mogli odetchnąć wolnością – poczuć jej smak, uwolnić swoje myśli i nadać im werbalny kształt. W krajach tzw. „bloku wschodniego” sterowanego przez komunistów z Moskwy było to wydarzenie bez precedensu. Wszyscy znaleźli się w zupełnie nowej, nieznanej dotąd rzeczywistości – zarówno opozycjoniści, którzy marzyli o wolnym, demokratycznym kraju, jak i komuniści, którzy zdezorientowani i przestraszeni obawiali się, że system komunistyczny całkowicie się załamie. Polska Rzeczpospolita Ludowa była tworem, którego polityka wewnętrzna i zagraniczna, armia, milicja oraz służby bezpieczeństwa były całkowicie podporządkowane Moskwie. Twór ten był państwem policyjnym (czy raczej milicyjnym) w najczystszej postaci. Ludziom próbowano odebrać honor i godność, zmuszając ich do określonego myślenia. Katastrofalny stan gospodarczy, nieustanne wystawanie w kolejkach po kawałek mięsa, całkowita niemożność kupienia czegokolwiek, partyjne frazesy krzyczące do ludzi z plakatów, transparentów oraz gazet, radia i telewizji dodatkowo upodlały człowieka. Kto się temu sprzeciwiał i miał odwagę powiedzieć głośno, co myśli był szykanowany przez Służby Bezpieczeństwa, więziony i bity, a niejednokrotnie i zabijany. Mimo to ludzie nie godzili się na to, aby traktować ich w taki

Wraz z „Solidarnością” przyszła wolność słowa i myślenia. To, co wcześniej było zakazane, co pomijano milczeniem – teraz było w sercach i na ustach wszystkich Polaków. Można było mówić o Katyniu, o napaści Sowietów na Polskę 17 września 1939 roku, jak również obchodzić zakazane przez system święta. Na fotografii widzimy uroczystości związane z rocznicą Konstytucji 3 Maja z roku 1981,przy Kaplicy Pana Jezusa w Kościanie. Fot. Ze zbiorów Stefana Żurka

W 1981 roku ukazały się 2 numery „Solidarności Ziemi Kościańskiej”. Trzeciego numeru nie udało się wydać, gdyż wprowadzono stan wojenny. Symboliczny numer „3” mógł się ukazać dopiero dzisiaj


strona

II2

sierpieñ 2005

W ujęciu historyka Wolność przyszła 25 lat temu Z okazji 25. rocznicy powstania „Solidarności” wydanych zostało wiele publikacji o charakterze dokumentalnym lub wspomnieniowym na temat Związku. Dosłownie kilka dni temu swoją premierę miała publikacja „Solidarność – Region Leszczyński 1980 – 2005” autorstwa Waldemara Handke, historyka, byłego działacza, obecnie pracownika Instytutu Pamięci Narodowej w Poznaniu. Książkę wydały NSZZ „Solidarność” Region Wielkopolska oraz Instytut im. Stefana „Grota” Roweckiego w Lesznie przy wsparciu m.in. Starostwa Powiatowego w Kościanie. Chociaż publikacja ta praktycznie nie zawiera żadnych informacji na temat „Solidarności” na terenie Ziemi Kościańskiej (gdyż do czasu wprowadzenia stanu wojennego struktury związkowe Kościana i okolic przynależały w większości do Regionu Poznańskiego) to zasługuje na uwagę z kilku względów. Przede wszystkim dzięki zastosowaniu mechanizmów metodologii historycznej czytelnik otrzymuje do ręki niemalże kompletny i rzetelny opis wydarzeń wzbogacony przypisami i zdjęciami dokumentów. Fakty historyczne wzbogacone są o opis sytuacji, które towarzyszyły procesom powstawania i rozwoju „Solidarności” w Regionie Leszczyńskim. Książkę uzupełnia kalendarium oraz liczne załączniki – m.in. lista internowanych w Regionie Leszczyńskim, gdzie odnaleźć można nazwiska działaczy z Kościana, których uwięziono natychmiast po wprowadzeniu stanu wojennego. Po książkę Waldemara Handke z pewnością sięgną nie tylko byli działacze „Solidarności”, ale również ci, którzy chcą się dowiedzieć jak organizowano struktury związkowe w miastach mniejszych niż Gdańsk, Kraków, czy Wrocław. Tak przedstawiony obraz przez autora dowodzi, że „Solidarność” była ruchem masowym, który oddziaływał na ludzi nie tylko w wielkich aglomeracjach, ale również i tam, gdzie wydawało się, że Służba Bezpieczeństwa wie wszystko i gdzie tak naprawdę nie ma możliwości, aby powstała zorganizowana opozycja. (ah) „W piątek 5 grudnia o 9.10 zadzwonił do mnie Turner: według wiarygodnych informacji szereg dywizji radzieckich miało wkroczyć do Polski w poniedziałek rano. Natychmiast powiedziałem o tym Prezydentowi. Na rozpoczętym o 16.00 sobotnim posiedzeniu Specjalnej Komisji Koordynacyjnej z udziałem Prezydenta Cartera Turner oznajmił, że wkroczenia dywizji radzieckich do Polski oczekuje się w ciągu następnych 48 godzin i że jednocześnie ma nastąpić atak polskiego reżymu komunistycznego na „Solidarność”. Według ocen wywiadu należało się liczyć z oporem społeczeństwa i z wielkim rozlewem krwi. W końcu za zgodą Prezydenta zatelefonowałem do Papieża i poinformowałem go o sytuacji. Nie wiem, czy Papież otrzymywał przedtem telefony ze Stanów Zjednoczonych, ale gdy zatelefonowałem do niego późnym wieczorem czasu włoskiego i przedstawiłem się, jego sekretarz powiedział: „Postaram się go znaleźć”. Papież podniósł słuchawkę w ciągu 30 sekund; w pewnym sensie była to historyczna rozmowa. Oto Doradca Prezydenta Stanów Zjednoczonych do Spraw Bezpieczeństwa konferuje z głową Kościoła Katolickiego w Watykanie po polsku w sprawie pokoju i Polski.” Zbigniew Brzeziński („Cztery lata w Białym Domu”) Orędownik Powiatowy, Pismo Powiatu Kościańskiego. Wydaje i redaguje Starostwo Powiatowe w Kościanie. Nakład 9 tys. egz. Tel. i fax (065) 512 08 25, e-mail: powiatkoscian@post.pl. Internet: www.powiatkoscian.pl

Wicestarosta Michał Jurga z Lechem Wałęsą W 25. rocznicę powstania „Solidarności” postanowiłem porozmawiać z kilkoma ówczesnymi działaczami tego ruchu wywodzącymi się z Ziemi Kościańskiej. W rozmowach uczestniczyli: Barbara Mizerka, Tomasz Boguś, Michał Jurga i Stefan Żurek. Zadałem im kilka pytań, które dotyczyły: I) ich nastawienia wobec reżimu komunistycznego i okresu poprzedzającego powstanie „Solidarności”; II) okresu wielkiego wybuchu nadziei, entuzjazmu i działalności w pierwszych w bloku komunistycznym niezależnych związkach zawodowych oraz III) odczuć, gdy nadzieja w ciągu jednej nocy zamieniła się w rozpacz i tragedię Narodu. PT Czytelnikom chciałbym zdradzić, że wszyscy moi rozmówcy niezwykle żywo sięgali do wspomnień sprzed 25 lat, dowodząc tym samym jak było to istotne wydarzenie nie tylko dla nich, ale i dla tych wszystkich, którym takie pojęcia jak WOLNOŚĆ, NIEZALEŻNOŚĆ a nade wszystko SOLIDARNOŚĆ nie były obce. (ah) I. Nim to wszystko się zaczęło Barbara Mizerka: W Kościanie przed sierpniem ’80 nie było zorganizowanej opozycji, natomiast istniały środowiska, które miały zdecydowanie krytyczny stosunek do ówczesnej rzeczywistości. W środowisku nauczycielskim, z którym z racji zawodu miałam największy kontakt było wielu nauczycieli, którzy nie wierzyli w partyjne slogany o wyższości systemu komunistycznego. Największy wpływ na kształtowanie poglądów moich i mojego męża miał śp. prof. Klemens Kruszewski, który jako więzień nazistowskich obozów koncentracyjnych i później szykanowany przez komunistów za działalność w Armii Krajowej wiedział doskonale do czego są zdolne i dokąd prowadzą systemy totalitarne. Jego poglądy trafiały w moim przypadku na podatny grunt, gdyż z domu rodzinnego wyniosłam przekonanie, że ustrój oparty na ludzkiej krzywdzie nie może przetrwać. Michał Jurga: Na początku lat 70. gdy byłem studentem istniało przekonanie, że świat został na zawsze podzielony na socjalistów i kapitalistów. Wielu wykładowców dawało nam dobitnie do zrozumienia, że tak jest i będzie. Jednak rozmowy, które prowadziliśmy podczas różnych spotkań towarzyskich, albo oglądając widowiska kabaretu Tey dawały pewne poczucie swobody. Nasze myślenie w owym okresie było dość optymistyczne. Niewątpliwie było to wynik „prosperity okresu gierkowskiego”. Wielu ludzi uważało podobnie, nawet oficjalna propaganda dawała do zrozumienia, że można coś zmienić. Jednak po studiach nastąpiło gwałtowne zderzenie z atmosferą systemu ostatecznego, którego nie da się zmienić. Narastały problemy gospodarcze. Trafiłem do szkoły w Górze Śląskiej, gdzie panowała skostniała atmosfera – tamtejsze środowisko oświatowe unikało rozmów i odważnego precyzowania myśli. Barbara Mizerka: Historia uczy, że każdy ustrój przechodzi przez fazy narodzin, rozkwitu i zmierzchu. To jest ewolucja. Stąd zawsze wierzyłam, że zmierzch musi dotyczyć również komunizmu. Michał Jurga: W małych miejscowościach, takich jak Ko-

ścian nie wyczuwało się tak silnego oporu wobec systemu komunistycznego, jaki narastał w większych miastach. Opozycja w Kościanie nie istniała, gdyż jak to bywa w małych środowiskach, wszyscy się znają i wszelki opór wobec ustroju stawiany przez – jak to nazywano - „elementy wywrotowe” był bardzo łatwo tłumiony w zalążku przez lokalną Służbę Bezpieczeństwa. Ostre sądy wobec systemu prezentowaliśmy wówczas w formie satyry. Kawały stanowiły doskonały parasol ochronny przed indoktrynacją partyjną. Tomasz Boguś: Na początku 1980 roku nie miałem jeszcze 30 lat. Pracowałem w kościańskim Metalchemie. Żyłem tak jak i inni – trochę pod szklanym kloszem. Od czasu do czasu przenikały do mnie jakieś informacje z zewnątrz, ale dopiero gdy się zaczęły strajki na Wybrzeżu zrozumiałem, że zaczyna się dziać coś bardzo ważnego. II. Powiew wolności Barbara Mizerka: Pierwsze informacje o wydarzeniach gdańskich przekazał nam... elektryk, który pracował w szkole. Był pełen entuzjazmu. Powiedział nauczycielom: „Ludzie, nie wiecie, co tam się dzieje – to przyjdzie do nas”. Opowiedział nam o strajkach, o tym, że komuniści rozmawiają z robotnikami. To była ogromnie budująca informacja. Zrozumiałam, że znienawidzony system znalazł się na zakręcie dziejów i że być może wkrótce nastąpi jego całkowity rozkład. Stefan Żurek: Pracowałem w zakładzie Swarzędzkiej Fabryki Mebli w Kościanie. W czasie wydarzeń sierpniowych byłem na zwolnieniu lekarskim. Trzeciego lub czwartego września przyszli do mnie koledzy z pracy z propozycją utworzenia „Solidarności” i namawiali mnie, żebym wrócił do pracy. W zakładzie 12 osób powołało Tymczasowy Komitet Założycielski. Poszliśmy z tą propozycja do kierownika zakładu, który nie miał nic przeciwko naszej inicjatywie i rozpoczęliśmy zapisy do związku. Wówczas w kościańskim zakładzie pracowało ok. 180 osób – zapisało się ponad 100. W drugiej dekadzie września pojechaliśmy do Zarządu Regionu w Poznaniu, gdzie nasz Tymczasowy Komitet został zarejestrowany. Tomasz Boguś: Mam rodzinę na Wybrzeżu. Oni informowali nas o tym, co się tam dzieje. Wkrótce w Metalchemie odbyło się zebranie załogi. Ludzie byli entuzjastycznie nastawieni do zmian. Doszło do tego, że przestaliśmy rozgraniczać ludzi na partyjnych i niepartyjnych. Okres „Solidarności” to nie był zmarnowany czas. Oczywiście popełnialiśmy błędy, ale robiliśmy to nieświadomie. Błędy wynikały z naszej niedojrzałości politycznej. Można było przyjść i rozmawiać z dyrekcją, bez obaw, bez żadnego dystansu – jak równy z równym. I po raz pierwszy dotarła do nas świadomość, że „oni” liczą się z nami. Barbara Mizerka: Chyba najbardziej budującym był widok – dotychczas niespotykany – jak ogromne było zdenerwowanie w partii. „Oni” byli przerażeni, że dotychczasowy porządek może całkowicie się załamać. Michał Jurga: Kiedy zaczęły napływać informacje z Wybrzeża, zastanawiałem się, co z tego będzie. Nie do końca wierzyłem, że coś się zmieni, gdyż tkwił mi w głowie partyjny slogan: „Władzy raz zdobytej nie oddamy nigdy!”. W „Jest to zwycięstwo obu stron. Kochani! Wracamy do pracy 1 września. Wszyscy wiemy, co ten dzień nam przypomina. O czym w tym dniu myślimy. O Ojczyźnie, o wspólnych interesach rodziny, która nazywa się Polska. Uzyskaliśmy wszystko, co w obecnej sytuacji można było uzyskać. Resztę też uzyskamy, bo mamy rzecz najważniejszą: nasze niezależne, samorządne, związki zawodowe. To jest nasza gwarancja na przyszłość. Ogłaszam strajk za zakończony!” Lech Wałęsa (31 sierpnia 1980 roku w Stoczni Gdańskiej)


sierpieñ 2005 mojej rodzinie doświadczono grozy poznańskiego czerwca ’56, więc się bałem. Barbara Mizerka: Pierwsze działania podjęliśmy w pierwszych tygodniach września, tuż po rozpoczęciu roku szkolnego. Na zwołanym zebraniu Związku Nauczycielstwa Polskiego w kościańskim liceum postanowiliśmy, że zakładamy „Solidarność”. Na 48 obecnych nauczycieli nie zapisało się tylko 4. Michał Jurga: W Związku skupiliśmy się nad tym, na czym znaliśmy się najbardziej. Zastanawialiśmy się nad takimi zmianami w szkolnictwie, aby ucząc przygotować młodzież do życia w demokracji. Stefan Żurek: Nawiązaliśmy kontakty z innymi zakładami w Kościanie i okazało się, że rejestruje się coraz więcej Komisji Zakładowych. Kiedy było ich ponad 20 utworzyliśmy w połowie października Międzyzakładową Komisję Koordynacyjną. Pierwsze spotkanie tej komisji odbyło się w świetlicy Wytwórni Wyrobów Tytoniowych. Tam wybrano Zarząd Komisji Koordynacyjnej, w skład której weszli: Zenon Lisiecki – przewodniczący, Ryszard Witak i ja – zastępcy 12 członków oraz wszyscy przewodniczący Komisji Zakładowych. Tomasz Boguś: Czy zdawałem sobie sprawę, że powstanie „Solidarności” doprowadzi do całkowitego załamania komunizmu i tzw. „bloku wschodniego”? Przyznam uczciwie, że nie wierzyłem w to. Nasza świadomość polityczna była niewielka. Byliśmy zieloni, działaliśmy intuicyjnie. Ale na Zachodzie myślało się zupełnie inaczej. Od krewnych, którzy przebywali w RFN docierały do mnie zupełnie niesamowite informacje. Tam „Solidarność” wzbudzała niewiarygodne zainteresowanie i entuzjazm. Oni mówili mi, że media zachodnie komentują wydarzenia gdańskie jednoznacznie – że to koniec, że system komunistyczny niebawem się rozpadnie. To do mnie kompletnie nie docierało. Barbara Mizerka: Ja od początku wierzyłam i liczyłam na to, że „Solidarność” doprowadzi powoli i stopniowo do całkowitego przekształcenia systemu. Jednak nasz młodszy syn, który studiował na AGH w Krakowie podchodził do tego bardziej krytycznie. Zawsze tłumaczył mnie i mężowi, żebyśmy uważali na to, co robimy. Mając na uwadze to, do czego zdolni są komuniści, często powtarzał, że to się

strona dobrze nie skończy. Z kolei nasz starszy syn, studiujący wówczas na Akademii Ekonomicznej w Poznaniu, gdzie z kolegami zakładał Niezależny Związek Studentów podchodził do zmian bardzo entuzjastycznie. Stefan Żurek: Oczywiście, że wierzyłem w to, że system się załamie. Przy tak masowym ruchu liczącym prawie 10 mln członków zdawałem sobie sprawę, że musi nastąpić całkowita zmiana zarządzania krajem. Entuzjazm ludzi, autentyczne przekonanie, że idzie ku lepszemu utwierdzało mnie w tym przekonaniu. Michał Jurga: W dyskusjach często powtarzano jak bardzo władza jest słaba, ale ja zawsze przypominałem, że prawdziwa władza decydująca o naszej rzeczywistości znajduje się w Moskwie i że ta władza potrafi rozmawiać z ludźmi za pomocą czołgów. III. Noc skreślonych marzeń Tomasz Boguś: W 1981 roku narastały pogłoski o tym, że Armia Czerwona wejdzie do Polski. Ta groźba wisiała nieustannie ponad naszym entuzjazmem. Stefan Żurek: Ogłoszenie stanu wojennego totalnie nas zaskoczyło. Nie wiedzieliśmy do końca, co się dzieje. W nocy przybiegł mój znajomy, który powiedział, że „tajni” są u Rysia Wawrzyniaka. Baliśmy się, że nastąpi totalna pacyfikacja. Michał Jurga: Między październikiem ’80 a grudniem ’81 myślałem, że wszystko jest możliwe, ale nasze marzenia o lepszym kraju rozwiano brutalnie w ciągu jednej nocy. Wprowadzenie stanu wojennego było dla nas szokiem. Wtedy dobitnie uświadomiłem sobie, że władza potrafi tylko oszukiwać, deptać nasze marzenia, a ich doktryny to bzdury i frazesy, żeby tylko nie oddać władzy. Tomasz Boguś: Stan wojenny to był szok. Zebraliśmy się z kolegami, których nie internowano i zastanawialiśmy się, co dalej będzie. Zdania były różne – cały czas towarzyszyła nam jednak obawa, że Armia Czerwona wejdzie do Polski. Tego obawialiśmy się najbardziej. Stefan Żurek: 14 grudnia ok. 11.00 przyszło do mnie 5 SB-eków, którzy zabrali mnie do komendy milicji w Kościanie, skąd wkrótce przewieziono mnie „suką” do Leszna. Tam jakiś kapitan powiedział mi wprost: „Ty gnoju nie będziesz siedział. Dla ciebie mamy inne zadania”. Chcieli, żebym podpisał „lojalkę”. Nie podpisałem. Mimo

3 III

znacznego rozpracowania struktur „Solidarności” tkwiło w nich przekonanie, że związkowcy mają przygotowane plany na wypadek stanu wojennego i że może dojść do czegoś w rodzaju zbrojnego wystąpienia „Solidarności”. Była to oczywiście bzdura, ale „oni” w to wierzyli. Tomasz Boguś: Staraliśmy się pomóc rodzinom naszych internowanych kolegów. Nas zastraszano, wzywano na milicję. Podczas przesłuchań zdałem sobie sprawę, że SB wiedziała o nas wszystko. Michał Jurga: Jednak mimo całej tragedii stanu wojennego zdałem sobie sprawę, że „Solidarność” zasiała ziarno wolności i niezależności. Przekonałem się o tym Legitymacja na 1 Krajowy Zjazd Debędąc radnym legatów NSZZ Solidarność Miejskiej Rady Narodowej, gdy próbowano odwołać ze stanowiska przewodniczącego rady Pana Kazimierza Mizerkę. Dla partii było hańbą, że człowiek tak silnie związany z „Solidarnością”, na dodatek internowany, pozostaje przewodniczącym Miejskiej Rady Narodowej. Wiosną 1982 roku natychmiast po jego zwolnieniu z internowania odbyło się tajne głosowanie w celu odwołania Pana Mizerki z pełnionej funkcji. W tajnym głosowaniu nie został on jednak odwołany. To było bardzo ważne wydarzenie, gdyż budziło wiarę w człowieka. Radni nie poddali się presji władz partyjnych. Tomasz Boguś: Z perspektywy 25 lat uważam jednak, że „Solidarność” dokonała niewiarygodnego skoku do przodu, skoku, który przybliżał nas do całkowitej wolności. Wszelkie błędy jakie popełniliśmy wynikały z naszego braku doświadczenia. Przecież przed nami nikt w „bloku sowieckim” nie zrobił czegoś podobnego. Byliśmy pierwsi. Barbara Mizerka: Zawsze wierzyłam, że komunizm kiedyś upadnie. I tak się stało.

Wspomnienie z internowania Dzień 12 grudnia 1981 roku spędziłem z rodziną w radosnej atmosferze, gdyż po dłuższej nieobecności przyjechał z Krakowa syn z synową. Skończył się strajk studentów na Akademii Górniczo – Hutniczej i na Uniwersytecie Jagiellońskim, gdzie studiowali. W nocy z 12 na 13 grudnia postanowili wrócić do Krakowa, gdyż miały się zacząć normalne zajęcia na uczelniach. Wspominam o tym dlatego, że właśnie syn przyniósł nam pierwszą wiadomość o aresztowaniach w Kościanie. Gdy szedł w nocy na dworzec, zauważył, że przed komendę MO nadjeżdżały „suki milicyjne” i zwoziły aresztowanych. Syn zdążył jeszcze wrócić do domu i ostrzec mnie i żonę. Sam jednak postanowił, iż pojadą z żoną do Krakowa (...). Noc z 13 na 13 grudnia u mnie w domu minęła jednak spokojnie, prócz tego, że wyłączono nam telefon. Rano dowiedziałem się o wprowadzeniu stanu wojennego. Trudno opisać uczucie jakie mnie wtedy ogarnęło. Głęboki smutek, rozczarowanie, że oto rozwiały się wszelkie nadzieje na demokratyzację życia w Polsce, legły wielkim ciężarem na sercu. Mnie internowano w środę 16 grudnia. Przed dom nadjechała „suka milicyjna” i czterech uzbrojonych ludzi wpadło do mieszkania, a dwóch pilnowało wyjścia przed blokiem. W mieszkaniu była tylko 16-letnia córka i 13-letni syn. Ja i żona byliśmy w Liceum, gdyż mimo odwołania zajęć szkolnych, nauczyciele musieli się codziennie meldować w pracy. Najbardziej smutne było to, że szczegółową rewizję w mieszkaniu przeprowadzono przy nieletnich dzieciach (...). Gdy wróciłem do domu, dowódca grupy oznajmił, iż jestem internowany i zabierają mnie na komendę. Wyprowadzono mnie z domu pod strażą i do wieczora trzymano w komendzie MO w Kościanie, a po godzinie 18.00 zawieziono mnie skutego kajdankami do Leszna (...). Było tam już kilka osób internowanych z Kościana. Czterech funkcjonariuszy SB usiłowało nam wmówić, że Solidarność szykowała zbrojny zamach na władze ludowe. Po trzech dniach pobytu w areszcie w Lesznie przewieziono mnie i jeszcze dwóch internowanych z Kościana do więzienia w Ostrowie Wlkp. Znalazłem się w małej celi, w której umieszczono 10 więźniów politycznych. Atmosfera w celi była napięta. Toczyliśmy nieustanne dyskusje, co

z nami będzie, jak potoczą się dalsze losy kraju. Warto jednak dodać, że wobec siebie wszyscy byli bardzo życzliwi i wzajemnie wspierali się na duchu. Raz dziennie wypuszczano nas dwójkami na spacer ale nie wolno było ze sobą rozmawiać. W areszcie śledczym w Ostrowie przeżyłem też Wigilię i święta Bożego Narodzenia. W dniu Wigilii przybył do mnie najstarszy syn i przywiózł paczkę żywnościową, a co ważniejsze pierwsze wiadomości o rodzinie. Żona nie mogła przybyć, gdyż córka i najmłodszy syn po przebytej rewizji bali się zostać bez opieki w domu. Dowiedziałem się również, że wielu życzliwych ludzi wspomaga moja rodzinę. Byłem i jestem nadal bardzo za to wdzięczny (...). Wigilię i święta Bożego Narodzenia spędzone w celi więziennej będę pamiętał do końca swoich dni. Niektórzy z nas otrzymali paczki z domu. Podzieliliśmy wszystko między siebie; był też opłatek i mała choineczka na stole. Śpiewaliśmy kolędy, ale myślami każdy z nas był w swoim rodzinnym domu. W Ostrowie dwukrotnie mogliśmy uczestniczyć we mszy świętej odprawianej dla internowanych. Było to dla wszystkich wielkie przeżycie, bo umocniło nas na duchu i pokrzepiło nadzieję na rychły powrót do domu. 6 stycznia 1982 roku zostałem jeszcze z jednym internowanym z Gostynia wywieziony z Ostrowa do Ośrodka internowania, w Darłówku nad morzem. Warto wspomnieć o tej podróży, bo była ona szczególnie emocjonująca. Byliśmy skuci kajdankami, a wiozło nas dwóch milicjantów. Zima była wtedy mroźna, a drogi zasypane śniegiem. Gdzieś po drodze samochód utknął w zaspach. Konwojujący nas milicjanci zatrzymali autobus i kazali pasażerom odkopywać auto. Gdy po raz drugi zapadliśmy w śnieg, milicjanci musieli sobie sami dać radę. Nie mieli odwagi nas rozkuć, bo przełożeni pewno musieli ich pouczyć, że wiozą groźnych przestępców. Nie mieliśmy w drodze żadnego pojęcia dokąd nas wiozą. Pytani o to milicjanci odpowiadali: „Na białe niedźwiedzie”. Dzisiaj można się z tego śmiać, ale wtedy nie było nam wesoło. W Darłówku byliśmy pierwszymi więźniami. Wkrótce zaczęto zwozić internowanych z całej Polski. Zachowałem listę złożoną z 82 nazwisk uwięzionych, którzy przebywali w Darłówku w tym czasie,

gdy ja tam byłem. Byli to nie tylko działacze Solidarności, ale także członkowie różnych organizacji opozycyjnych, jak również byli żołnierze AK. W Darłówku warunki życia były znacznie lepsze, gdyż był to dawny ośrodek wczasowy położony nad samym morzem, ale teraz zamknięty i otoczony uzbrojoną służbą bezpieczeństwa. W obrębie ośrodka mogliśmy się poruszać tylko w towarzystwie uzbrojonych żołnierzy. Nawet wtedy, gdy ktoś z rodziny przyjechał w odwiedziny, a takie były dozwolone raz w miesiącu, to z jednego bloku do sali odwiedzin internowany był przeprowadzany pod strażą. Wszelkie paczki z żywnością czy odzieżą, przywiezione z domu były dokładnie kontrolowane, a wszelkie puszki otwierane. Przed internowaniem pełniłem funkcję Przewodniczącego Miejskiej Rady Narodowej w Kościanie. Wybrano mnie na to stanowisko w 1980 roku w czasie, gdy legalnie działała Solidarność. W końcu stycznia 1982 roku do Darłówka przyjechały władze bezpieczeństwa z Leszna. Wezwano mnie na przesłuchanie i usilnie namawiano bym dobrowolnie zrzekł się funkcji przewodniczącego, wtedy będę zwolniony. Kategorycznie odmówiłem i wtedy doszło do ostrej wymiany zdań. Broniłem swego stanowiska twierdząc, że wybrało mnie społeczeństwo miasta Kościana i tylko ono może mnie odwołać. Oświadczyłem, że warunków nie przyjmuję i zostaję w Darłówku. Mimo, iż nie uległem namowom, zwolniono mnie 1 lutego 1982 roku. Późnym wieczorem przywieziono mnie do domu i od tego momentu już miejscowa Służba Bezpieczeństwa wzięła mnie „pod swoją opiekę” (...). Po powrocie z Darłówka wróciłem do pracy w szkole, chociaż po dwóch dniach musiałem się udać do Kliniki Kardiologicznej we Wrocławiu na badania, gdyż zaczęły się kłopoty ze zdrowiem. Kazimierz Mizerka P.S. Niniejszy tekst jest skróconą wersją wspomnień Pana Kazimierza Mizerki z okresu internowania. Pełna wersja ukaże się w publikacji „Solidarność Ziemi Kościańskiej (1980-2005) wydanej przez Starostwo Powiatowe w Kościanie.


strona

IV4

sierpieñ 2005

Sierpień nie zrodził się pod koniec lipca

Oto jeden z kuriozalnych dokumentów z okresu stanu wojennego. Oficjalna przepustka zezwalająca na jednodniowy wyjazd do Poznania. Fot. Ze zbiorów Michała Jurgi Z okazji 25. rocznicy powstania „Solidarności” Starostwo Powiatowe w Kościanie przygotowuje regionalne uroczystości mające upamiętnić tamte wydarzenia. Jednym z elementów obchodów rocznicy będzie widowisko teatralne, do którego konsultacji reżyserskich udziela Janusz Dodot – twórca znanego nie tylko w Kościanie Teatru 112. - W jakim stopniu widowisko, które przygotowujesz wspólnie z Wojciechem Ciesielskim, nauczycielem historii i jego uczniami z Liceum Ogólnokształcącego w Śmiglu będzie wypadkową Twoich osobistych doświadczeń? - W spektaklach przygotowywanych przeze mnie zawsze jest

cząstka moich osobistych doświadczeń. W przypadku tego projektu teatralnego może to być więcej niż cząstka. Przecież doskonale pamiętam tamte czasy i jak wiesz mam do okresu PRL-u jednoznacznie krytyczny stosunek. Jednak w tym przypadku nie mogą być to tylko i wyłącznie moje interpretacje pewnych wydarzeń. Ten projekt będzie w dużej mierze wypadkową wiedzy historycznej Wojtka Ciesielskiego i stosowanych przeze mnie w pracy artystycznej mechanizmów teatralnych, których tutaj użyję jako przekładni do materiału historycznego. - Z tego, co wiem to nie będzie wasz pierwszy wspólny projekt. - Nie, współpracowałem już z Wojtkiem przy kilku widowiskach historycznych, który kiedyś powiedział mi bardzo

ważną rzecz, że moje przełożenie historii na język teatru sprawiło, że on uczy inaczej, bardziej obrazowo, bardziej emocjonalnie. Takie też przyświeca nam zamierzenie, aby ci młodzi ludzie, którzy będą brali udział w tym projekcie autentycznie poczuli atmosferę Sierpnia’80. Chcę, żeby tak młodzi aktorzy, jak również widzowie poprzez wizję teatralną zrozumieli wielkość tamtych wydarzeń. Dla wielu młodych ludzi Sierpień ’80 nic nie znaczy, albo jest zaledwie jedną z dat, które trzeba zapamiętać. A ja chcę ich przekonać, że wielkość Sierpnia jest namacalna. Chcę, żeby młodzi ludzie, którzy będą oglądali to widowisko, że Sierpień to była ogromna siła i dobro, którego nigdy wcześniej nie doświadczono w komunizmie. Wydaje mi się, że Polacy wtedy byli tak silni i zjednoczeni, tak sobie bliscy jak w kwietniu tego roku, gdy żegnaliśmy Papieża. - Czy możesz zdradzić, jaki będzie główny trzon tego widowiska? - Na pewno nie będzie to kronika historyczna, chociaż początek spektaklu zostanie osadzony w czasach znacznie odległych od Sierpnia’80. Pamiętajmy, że Sierpień nie zaczął się pod koniec lipca. Wydarzenia na Wybrzeżu były konsekwencją lat komunizmu, lat upodlenia i nieustannej walki o wolność i godność. We wprowadzeniu przeniosę widzów w okres tuż po zakończeniu II wojny światowej, kiedy nasz kraj został zawładnięty przez Związek Sowiecki. Paradoksalnie, gdyby nie fakt, że Polska była satelickim krajem ZSRR, „Solidarność” nigdy by tutaj nie powstała. Ten spektakl powstaje też z silnej wewnętrznej potrzeby, żeby o wydarzeniach gdańskich pamiętać i spłacić dług wobec tych ludzi, którzy mieli odwagę zapoczątkować zmiany, które wpłynęły na całe nasze życie. (ah)

„Ostatnie dni stoją pod znakiem wydarzeń w Polsce. Masowe strajki, wspierane przez opozycyjną inteligencję, doprowadziły dzisiaj do poważnych zmian w rządzie. Wydaje nam się, że Gierek pozbył się frakcji opowiadającej się za represjami, a nawet interwencją radziecką. Jego ustępstwa na rzecz wolnych związków zawodowych mogą mieć dla systemu bardzo daleko idące konsekwencje. Z naszego punktu widzenia radziecka interwencja wojskowa, zwłaszcza obecnie, byłaby katastrofą. W piątek rano, po powrocie z urlopu, zapoznałem Prezydenta (Jimmy’ego Cartera – przyp. AH) z sytuacją w Polsce. Podkreśliłem, że wydarzenia w Polsce można zrozumieć lepiej, jeśli się je ujmie w trzy fazy: pierwsza – ekonomiczna, znajdująca wyraz w haśle „chleb”, następnie polityczna, wyrażająca się hasłem „wolność” i wreszcie narodowa, ujęta w haśle „niepodległość”, a czasem nawet „Katyń”, gdyż oba te hasła wskazują na antyrosyjskość. Obecnie sytuacja w Polsce znajduje się w drugiej fazie jeśli reżym nie ustąpi, znaleźć się może w fazie trzeciej.”

„ W c ią g u p a r u ostatnich lat odrzuciłem kilka rozmaitych propozycji filmowych w Polsce. Co prawda, odpowiedzi dawałem wymijające, ale moja niechęć do pracy w kraju miała powody stricte polityczne: wiedziałem, że nie wytrzymałbym na dłuższą metę życia w tym ustroju. Oto jednak, dzięki niezwykłemu łańcuchowi wydarzeń, zapoczątkowanemu przez strajk robotników Stoczni Gdańskiej w sierpniu 1980 roku i postawie Lecha Wałęsy, który stanął na czele, zaczęło wyglądać na to, że przemiana nastąpi w samym ustroju. W głębi duszy ani na chwilę nie przestałem wierzyć, że kiedyś wróci wolność, nie tylko w Polsce, ale w całym obozie socjalistycznym. Relacje prasowe i telewizyjne, jakie docierały do Paryża, były wprost niewiarygodne. Strajk w Gdańsku i fakt, że władze praktycznie ustąpiły wobec żądań stoczniowców i pozwoliły na utworzenie naprawdę niezależnych o demokratycznych związków – wszystko to, w ustroju, który znałem, było zjawiskiem bez precedensu. Kiedy Tadeusz Łomnicki zaproponował mi wyreżyserowanie sztuki w Teatrze Na Woli, pojechałem natychmiast do Warszawy. Pomijając względy zawodowe chciałem na własne oczy zobaczyć, co się w Ojczyźnie dzieje.”

Zbigniew Brzeziński (24 sierpnia 1980 roku, dziennik)

Roman Polański („Roman” – autobiografia)


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.