NOWY BREGART nr 4 - Luty 2016

Page 1

NIEMAL

ROKU

PRZERWY

fot: Iwona Wojtycza-Fronckiewicz

PO

Kiedy wskrzeszaliśmy „Nowy BregArt” na gruzach „Red.”-a obiecywaliśmy sobie solennie, że NBA nie będzie robieniem niczego na siłę. Poprzednie trzy numery poszły trochę prawem rozpędu, jeden po drugim, a ostatni w maju i oto na progu wiosny roku następnego wracamy. Przez ten czas zrobiliśmy kilkanaście spotkań autorskich, kolejną edycję „Syfonu”, wydaliśmy kilka książek, rozliczyliśmy trochę projektów i przewaliliśmy górę papierów, a jeszcze co poniektórzy zdążyli pojechać na wakacje i wrócić z wakacji, przeżyć święta, zaduszki, kolędę.

Krystian Ławreniuk nadal nie dotarł do Centrum Pisarzy na Gotlandii, Adam Boberski nie zapisał się do SPP, a Radosław Wiśniewski nie zaczął nawet pisać doktoratu. Obiecujemy solenie, że nie będziemy się już teraz żegnali na tak długo. A wy rozpleniajcie tego zina, kserujcie, kopiujcie, posyłajcie emailami, udostępniajcie na wallach, profilach i we wszystkich ostojach piractwa. Ten zin chce zostać piratem, bukanierem, korsarzem. I już, kończymy bo materiałów się nazbierało wiele, a miejsca jak to w art-zinie – mało. Redakcja 1


Witold Sułek Zapiski Księgarza w kraju analfabetów (1) ko nieśmiałość, ale wpływ samych lektur? Taka "Lalka" czy "Pani Bowary" może już skutecznie powstrzymać). Studentki widziałem, które na filmie promującym (jednym z wielu) akcję trzymały pod pachą słynna książkę o Greyu. W pierwszym odruchu myślę, z nimi to bym nie poszedł. Pytanie, czy ta akcja ma na celu wyłowienie partnera lub partnerki na całe życie, czy chodzi tylko łóżko? Jeżeli bowiem o to drugie, to akurat czytelniczki Greya byłyby w sam raz, przynajmniej na raz. Przecież trudno wyobrazić sobie, że podejdę z propozycją łóżka niosąc dla nieoczywistej niepoznaki Filozofię w buduarze markiza pod pachą, do kobiety czytającej wiersze księdza Twardowskiego (chociaż nic nie jest z góry przesądzone i można się zdziwić i być może trzy bliższym poznaniu akurat w łóżku to właśnie ta druga w przeciwieństwie do greyowatej wykazałaby o wiele większą pomysłowość i entuzjazm?). Trudno w tym przypadku przeprowadzić rzetelne badania, a jedyne znane fakty odnośnie sukcesów łóżkowych wynikających z czytania literatury i seksu, dotyczą raczej jej twórców. Może stąd takie mnóstw piszących obecnie w kraju. Nie wiem, czy tą akcję wymyśliły kobiety, chociaż wiele na to wskazuje. Gdyby to wymyślili faceci, to pewnie brzmiałoby to hasło: piszę, choć ze mną do łóżka. Będąc poetą, prozaikiem i bajkopisarzem o małej rozpoznawalności, że o sławie nawet nie wspomnę też to zauważałem. To działa. A działa nie dlatego, że kobiety lubią pisarzy, ani nawet dlatego, że lubią mądrych mężczyzn, ale z tego powodu, że na ileś tam kobiet zawsze znajdzie się kilka które lubią bardziej niż sportowców czy piosenkarzy. Dlatego mylne jest sądzić, że łatwiej jest piosenkarzom niż pisarzom, bo tu właśnie działa owa statystyka, że na koncert przychodzą tysiące a na wieczo-

"Nie czytasz, nie idę z tobą do łóżka" Wprawdzie hasło to nieco już przygasło i nie budzi tak wielu komentarzy, to jednak właśnie i z tego powodu właśnie teraz czas jest najlepszy abym zapisał, co mnie i dlaczego od początku w nim zniechęcało i raziło i co przyczyną być może iż straciło impet. Pierwsze co uderzyło mnie kiedy pierwszy raz je usłyszałem-przeczytałem, było zadowolenie, bo jako księgarzowi trudno mi nie cieszyć się z każdej akcji promującej czytelnictwo. Jako, że jednak staram się wszystko przemyśleć i z każdej strony obejrzeć, dostrzegłem też mankamenty i tej akcji. Cóż bowiem z tego, że ktoś czyta? Ważniejsze jest przecież co czyta. I wcale nie mam tu na myśli, że muszą to być koniecznie książki z najwyższej półki. Druga rzecz, to czy ktoś kto dotąd nie czytał na pewno nie chodził z nikim do łóżka? Cóż to za zachęta? Chyba, że byłby niezadowolony z dotychczasowych doświadczeń, może by się zmusił. Są też tacy, z natury nieśmiali, którzy właśnie dlatego że czytają, to do łóżka z nikim nie chodzą, a tym bardziej nie szukają żony czy męża (może to nie tyl2


rek poetycki kilka, no, kilkanaście w porywach. No, może piosenkarz, jak Morrison, który pisał też wiersze, lub pisarz jak Stachura, który sam swoje śpiewał, mieliby najlepiej. Wydawać by się mogło, że niewiele to ma wspólnego z życiem księgarza wprost i w istocie jeszcze do mojego skromnego zakładu nie wszedł nikt, kto przyznał by się, że chciałby jakąś książę, bo potrzebuje ją żeby iść z kimś do łóżka, a jednak się zdarza i zdarzało wcześniej, że ktoś wchodzi, krąży dziwnie, spoziera nieufnie i w końcu nie radząc sobie mówi, że chciałby coś dla dziewczyny, lub chłopaka (to rzadziej ale nie dlatego, że dziewczyny rzadziej kupują chłopakom książki, ale dlatego, że zazwyczaj wiedzą jakie) ale nie wie co i wtedy to jest wyzwanie, bo co byłoby taką bezpieczną i w miarę pewną książką, która mogłaby nie tylko sukces pożyciowy zapewnić,ale i może, łudzę się zawsze, stałą się pożywką dla ducha i rozumu? Lata temu miałem klienta który wyrywał dziewczynę na "Wilka stepowego". Musiało mu się udawać, bo co kilka miesięcy kupował kolejny egzemplarz. A dzisiaj? A zapytać czy to coś na poważnie czy tylko do łóżka głupio. Wybieram więc zawsze coś co przynajmniej będzie dawało szanse tej czytającej osobie na odrobinę szczęścia. Na szczęście zawsze coś takiego mam na podorędziu.

Maciej Froński Wiersze

ŁAGODNA MELANCHOLIA Bardziej rymopis niż poeta, Bardziej hochsztapler niż mecenas, Czy poliglota? Ale gdzie tam! Lecz bujać to my, ale nie nas! Bardziej mnie znosi prąd niż płynę Przez ten Rubikon czterdziestaka, Bardziej kojarzą mnie niż słynę, Smutno mi, lecz nie, żebym płakał. Bardziej przy żonie niż żonaty, Bardziej dzieciaty niźli rodzic, Tyleż ze dworu, co i z chaty, A tak w ogóle o co chodzi? Bardziej pałętam się niż kroczę – Czy to różnica zresztą taka? – I bardziej w rowie niż poboczem... Smutno mi, lecz nie, żebym płakał.

fot: Tomasz Fronckiewicz

Bardziej mnie zdobi łeb niż głowa, Nie lwi mam profil, tylko koński, Anim ze Śląska, ni z Krakowa I tak naprawdę Froń, nie Froński. Tu się zatrzymam, bo się boję, Że będzie z tego jakaś draka, Gdy każdy w karty zajrzy moje... Smutno mi, lecz nie, żebym płakał. Mikołów, 14 kwietnia 2014 roku

3


Jacek Durski Pierwszy dzień szkoły W sieni krótki szpaler: Poćsamino z Poćsamtu, podziwiają „ale z was para”. Pies Poć kręci pyskiem, laską Broyowej. Bendlewscy idą w miejscu z leżącym na noszach kominiarzem, „na szczęście” dla Jacentego. Dobrze im w rolach głupców. Pan fotograf z kolejarzową robią nam zdjęcia. – Jacuś czyta książki dla starych, a nie potrafi zawiązać sznurowadeł. – A po chuj mu umieć, ma służące – fotografowali zsunięty trykot. Na ulicy dzielnicowy. Podpiera się kamienicą 18a. Dzisiaj ma przeprowadzać przez jezdnię białe garniturki. Zatrzymywać dla nas wozy z węglem, wózki z miałem. Odbierać bimber woźnicom, wózkarzom. A przecież kilka lat temu gwałcił w Katowicach niemieckie dzieci, mordował. Idziemy ulicą Stycznia. Ja z kolanówkami na butach, Lepsza z włażącym do oka wywijasem zamiast skręconego pierścienia. Prostują się dziwnie włosy po tych płukankach dyrektorowej. Doszliśmy do szkoły, a w szkole łomot. Najpierw przewróciły nas panie nauczycielki z portretami Stalina. Szukały ścian, „gdzie tylu powiesić?”. Trzaśnięty portreciskiem koziołkowałem po schodach, ściskając słodki róg. Obok spadała Lepsza w jabłkach i winogronach. – Żyjesz? – spytała na półpiętrze. Wyjęła winogronko z nastroszonych włosów. Popatrzyła na swoje piersi bez złotej koniczynki. Na rozerwane niebieskie. Wbiła w podłogę czerwone pazury i zemdlała z wściekłości. Popychany serdeczną pięścią pana „od dzwonków” dotarłem do klasy 1b. Kipi biało garniturkami, faluje kolorowo sukniami matek. W pstrokaciźnie kobiet granatowy chłop. – Horecka! Wychowawczyni! – przedstawia się klasie wielkim ciałem. – Przez samo „hhh” – charczy pod ścienną gazetką „o naszej ewolucji”. Gazeta na całą ścianę „mał-

Za oknem gołąb. Z telegramem od Matki Boskiej „Dzisiaj 1 września 1950”. Przygląda się gołębiowi gawron. „Krrr”, zwołał czarnych braci. Chcą porwać słowa z listu. W szybie – chłopiec w białym garniturku. Ostrzyżony na przyzwoitego człowieka, z rogiem tekturowym na plecach i duszą na ramieniu. Pierwszy raz pójdzie do szkoły. Nad nim ojciec. Otarł czoło. Na palcu ślad po obrączce. Pogodził się z tym, że Eisen z matką. – Spadła ci kolanówka – stwierdził z niechęcią, popstrykał szelkami i zniknął z szyby. – Podciągnij to, nie widzisz jak wyglądasz? – zawołał w drzwiach. Na jego miejscu pojawiła się Lepsza w nowej, niebieskiej sukni. Maluje się, pudruje. Poprawia upierścienione włosy i złotko między piersiami. Zaprowadzi mnie do szkoły na ulicę Jagiellońską. Schodzimy po naszych schodach. Szeleści w tekturowym rogu. Przesypują się cukierki, sterczy w plecach czekolada, jabłko stuka w pomarańcze. Tylko duch zastrachany przysiadł cicho na białym rękawku. Na parterze we wzierniku oko Broyowej, obserwuje. Jedno oko, drugie oko. Zimno, zimno. Znowu zsuwa się kolanówka. Napinam muskułki. I tak się zsuwa. 4


polud-inteligent-robotnik”. Narysowałem już krótkie czoło wychowawczyni i szeroką twarz. Podmalowałem dolną wargę. Wysuwa karmin i dmucha sobie po nosie. Ucisza wargulą bliższe rzędy „pss”, a „pssss” dalsze. Prosi rodziców trzema paluchami, kciukiem w brodę, wskazującym w oko, serdecznym w usta o „pssss” przez pięć minut, trzy minuty, minutę. Błaga wszystkimi paluchami o chwilę „pss”. – Namaluj ją całą – szturchnął mnie łokciem siedzący obok dryblas. Horecka biegnie między ławki i uświadamia uczniom, grającym na tekturowych rogach, że jest mocniejsza. Wyrywa muzykom instrumenty, zgniata w stos i pędzi za katedrę z tekturą. Słychać tylko pochlipywanie niezrozumianych grajków. Zwycięska chce przeczytać listę uległych, ale na wyrywki, żebyśmy więcej uważali. Nie wie od kogo zacząć. – Może od braci Drapsów, tych repeciuchów? – tupie nogą słonia. – W tym roku też was zostawię – podnosi rękę grubą jak noga. – Horacy Szmytkowski – przedstawia się ktoś z progu. – Z bratem Szymonem – wypycha kogoś na środek klasy. To przecież moi wujowie. Filozof i psychiatra z Poznania. – Przejechaliśmy trzysta kilometrów na trójkołowych rowerkach, aby zrealizować swoje fantazje o pierwszym dniu podstawówy. – Dla dobra psychiatrii i filozofii – wyjął wuj Szymon, skąd wyjął, czerwoną głowę Lenina. Patrzy Iljicz na uczniów, rodziców. – Zabierzcie to, to… – szepta nauczycielka. – Bądźcie mądrzejsi niż jesteście. Zamkną nam szkołę na początku roku. Skoczył na ścianę wuj Horacy, tak jak u nas, na Mariackiej, w czterdziestym szóstym. Nabrzmiewa gwar, hałas. – Co tu się dzieje? Pod portretem Lenina!? – pojawił się w drzwiach jakiś karzeł. – To pan wizytator – poinformowała nas wychowawczyni. Przeżegnała się i znieruchomiała ze strachu.

Karolina Sałdecka Wiersze

NIE WIEM, CZY TO POWIEM Zobacz jesteś taki znużony wleczesz się ospale jak wielki niedźwiedź jak taki dziad wybudzony ze śpiączki cukrzycowej z jakiejś przeklętej comy z wnętrza chuj wie czego twoje ruchy przyprawiają mnie o zawrót głowy i drżenie rąk a twoja ślina (tak nadal ją widzę i słyszę jak się ciągnie) nie chce mnie opuścić nawet kiedy zdezynfekuję pokój jesteś taki smutny i brudny jak stara zabawka i leziesz tak ospale dawno mówili żeby się ciebie pozbyć albo żeby cię.

RZECZ Po co będę zrywał się do trupa – mówił pewnie udaje i tak zrobi wszystko żebym jej nie zostawił przecież ty jesteś gotowa obciąć sobie nawet koniuszek palca albo najlepiej wszystkie u rąk i nóg a gdyby nieraz milczała – opowiadał o tak jak siedzisz teraz byłoby łatwiej inaczej bez łez i krwi na koszuli dobry materiał a ty ciągle go niszczysz może złośliwie nie wiem a może jesteś tylko niewdzięczna i. 5


Olgerd Dziechciarz Nie po drodze (fragment powieści) „Ile jeszcze takich biegów? Pewnie mniej niż było” – gdybasz. Zaczynasz zwalniać, ścinać zakręty. Spodziewasz się ostatniej prostej. Zły dzień rozpoznajesz także po tym, że spotykasz wszystkich tych, których za Boga nie chciałeś spotkać. Pojawiają się w różnych miejscach, o tym samym czasie; są jak widma, lubią chodzić grupami i straszyć. Znosisz w pokorze ich posępne spojrzenia, ich pretensje: „A ten gdzie się tak spieszy? Pewnie do pracy... Uczciwi ludzie nie mają zajęcia, a ten, cwaniak z miodem w uszach, ma... Nie ma sprawiedliwości na tym świecie” – tak myślą. Ano nie ma sprawiedliwości. Taki dzień najlepiej byłoby kopnąć w dupę, sęk w tym jednak, że to ten dzień daje ci kopniaka. W taki dzień możesz się więc spóźnić, załamać, powiesić albo zakochać – nie wiadomo co gorsze. Człowiek, którego wszystko denerwowało, przestał myśleć o tym, że siedzący obok mężczyzna śmierdzi; tylko młodzi mężczyźni pachną. Za moment zamierzał podnieść się, przecisnąć na przód pojazdu i stanąć przy drzwiach, dając tym samym znać kierowcy, że będzie wysiadał. Właściwie to już stał, choć pozornie jeszcze siedział. Mentalnie był już jednak przygotowany, przepychał, się, mówił: „przepraszam”, myślał: „z drogi gruba krowo”; planami był już przy drzwiach, szukał tej małej, ledwo widocznej klamki, której nigdy nie mógł znaleźć, otwierał szeroko drzwiczki. Jeszcze wodził wzrokiem po oknach, a nie po twarzach patrzenie ludziom w twarze jest groźne, lepiej tego unikać, inaczej ktoś nas rozpozna, zadenuncjuje, zauważy nasze kłamstwo. Zobaczył coś, co go zaskoczyło: szła energicznie, poboczem, tleniona blondynka w krótkiej obcisłej spódnicy, w jaskrawych pończochach i opiętej, lekko pikowanej czarnej kurtce. Wszystko na sprzedaż, oprócz pocałunków. Pozostali mężczyźni w busie wpatrywali się w nią, skupiali na

Ścinanie zakrętów Nastał jeden z tych dni, które przychodzą po serii dni znośnych, albo wręcz udanych, bo i takie bywają. Zły dzień rozpoznajesz po tym, że już o piątej sąsiad z naprzeciwka budzi cię szuraniem po asfalcie łopatą do śniegu, bo przez noc zdążyło napadać pięć milimetrów czegoś, co spędza sen z powiek sąsiadowi, a powinno drogowcom. Sąsiad ciężko pracuje, choć serce już nie tak mocne, jak lat temu dwadzieścia, ale musi to robić, gdyż nie daje mu spokoju wytresowana obowiązkowość. W tym wieku już ciężko się śpi, a właściwie żyje się w nieustannym czuwaniu. Czuj, czuj, czuwaj! Chce się nadążyć za życiem; ale przecież zdążyć nie sposób, choćby sąsiad wstawał o czwartej, choćby odśnieżał zanim spadnie śnieg, nie ma szans, już jest po herbacie. Niedobrze, że się nie poddaje, bo go to wreszcie wykończy. Jego wybór, jego brak satysfakcji. Zły dzień sprzyja kontemplacjom; zamarłeś z kromką przy ustach, żujesz kęsy, a myślami cofasz się jak oddział piechoty pod huraganowym ostrzałem. Z tego zamyślenia rodzą się spóźnienia; rzucasz wszystkim, zapominasz o wyłączeniu ogrzewania, o szaliku i rękawiczkach, biegniesz, bo musisz. 6


niej. Połowa myślała: „co by było...?”, druga polowa bała się nawet myśleć. Kobiety również patrzyły, ale inaczej. Nie pokazywała twarzy, ale z tyłu też wyglądała całkiem, całkiem. Takich dziewczyn nie można z nikim pomylić, to albo kurwy, albo gwiazdy filmowe, wtedy wystarczy ocenić kontekst; gwiazdy filmowe nie szwendają się po poboczach dróg powiatowych. - Patrz pan, panie Szymku – odezwał się do kierowcy facet siedzący tuż za jego plecami – Tośmy kryzysowych czasów dożyli! Dziewczynki same muszą drałować do roboty przy drodze. Kiedyś alfons miał litość i je podwoził... - Jaka robota, taka i droga do niej – posumował kierowca. - Nie ma co dziewczyny żałować – dodał ktoś inny – W końcu pracę ma na świeżym powietrzu, wśród zieleni... - Do tego dochodzi bliski kontakt z ludźmi... – dorzucił następny. Bus zatrząsnął się od śmiechu. Ordynarne to było, ale co począć, ludzkie odruchy na ogół są ordynarne; pochodzą z pierwotnego okresu, gdy jeszcze nie byliśmy spętani cywilizacyjnym, kagańcem. - Teraz każdemu w zakresie obowiązków wpisują „pełną dyspozycyjność” więc czym ona różni się od nas? – filozoficznie podsumował rozmowę człowiek, którego wszystko denerwowało. Teraz na przykład zdenerwowała go ta rozmowa. Zdenerwowała go na tyle, że się odezwał, a przecież

dotąd nigdy się w podobnych dyskusjach nie udzielał; siadał, słuchał idiotycznych kwestii, wycia radia i milczał. A tego dnia się odezwał. Czuł wyjątkowość tej chwili; nadeszła wreszcie, upragniona! Przełom bez mała! Już nie będzie robił uników, bo to on będzie zmuszał do uników. Pierwszy unik właśnie sprowokował. Śmiech bowiem ucichł. Jeśli ktoś wierzy w ludzkość, to zapadłą ciszę zinterpretuje jako chwilę, gdy pasażerowie doznali refleksji; zamyślili się nad własnym życiem i przestali pogardzać tymi, którym się gorzej - lub lepiej, bo to bez różnicy - powiodło. Mniej wierzący znajdą mało optymistyczne wytłumaczenie. - Oj, chłopy, niedobrze się robi, jak się was słucha. Gdybyście do takich nie chodzili, to by nie stały przy drogach! – skwitowała kobieta w fioletowej czapce. Te w fioletowych, różowych i kremowych czapkach czy beretach już tak mają – wiedzą wszystko. Ich mężowie albo już nie żyją, i wtedy można im pozazdrościć konsekwencji w unikaniu trudności, albo żyją - to gorsze od śmierci – wtedy można im gratulować, że jedną nogą są już na ostatnim szczeblu drabiny do nieba. W towarzystwie swych żon nie potrzebują się odzywać, bo czas ich odzywania minął. Encyklopedie i słowniki kurzą się na półach i nie trzeba do nich zaglądać, kartkować; żona wie wszystko. Świat jest prosty jak oszczep. Wystarczy go odrzucić. fot: Tomasz Fronckiewicz

7


Maciej Bielawski Ten list przychodzi we wrześniu wypada. Tamten numer już nie działa. Od niedawna ma komórkę. We wrześniu wie, że węgla nie kupi, bo prezenty. Dla Kasi i Basi. Za wszystkie gwiazdki i mikołaje. Z nawiązką! I dla córki. Dla Marcina też. Odłoży dwieście miesięcznie. Wnuczkom po trzysta, córce i zięciowi po sto. Starsi już nie tacy łasi na prezenty, ale dostać lubią. Dzieci – wiadomo. Pamięta, Ela czekała na prezenty. Tylko te prezenty, tylko prezenty! - denerwuje się. Kiedyś zrobimy święta bez prezentów – grozi na żarty. Wyciąga list. Z Marcinem w porządku. Lepszą pracę znalazł. Więcej zarobi. Pokażą zdjęcia z Krety. Dziewczynki jakie opalone! Zobaczysz! Całymi dniami na plaży. W ogóle nie padało. Raz w tygodniu, gdy nie stróżuje, chodzi do galerii. Po pierwszej wizycie wraca z bólem głowy. Ile tego wszystkiego! Lalka? Dobre sobie! Dziesiątki lalek. Najdroższa za tysiąc trzysta. Miesięcznie tyle nie zarobi. Mówi w trzech językach. Kiedyś było łatwiej. Żadnego wyboru. Rzucili, to się brało. Zaczyna się martwić. Że nie zdąży kupić. Że kupi nie to. Że się nie spodoba. Że wreszcie znajdzie, ale wykupią. Sąsiad zbiera ulotki. Narzeka, że ma stos pod wanną, że w piecu zacznie palić tymi ulotkami. Jerzy puka do sąsiada. Wziąłby kilka, bo święta, prezenty musi kupić. Chętnie pożyczy, po niedzieli odda. A bierz! Na zawsze! - nalega sąsiad. Stos makulatury. Tylko z ostatniego miesiąca. Choć do świąt dwa miesiące, w ulotkach już święta. Przydałby się nowy garnek. Stary, z osmalonym dnem, żona kupiła. Raz kutię w nim niósł. Nawet nie wie, czy smakowała. Po zbiciu wazy nikt nie miał ochoty na słodkie. Albo telewizor. Taki płaski. Mniej kurzu zbiera. Wzdycha. Przewraca kartkę. Dział zabawek. Domek dla lalek. Kupi dwa – dla Kasi i Basi. Zbudują osiedle. Pukanie do drzwi. Sąsiad pyta o ulotki. Czy się przydały. Jerzy zaprasza. Piękne rzeczy, a wybór jaki! Gdyby człowiek miał więcej grosza, wykupiłby dla wnuczek wszystko z tych ulotek. Węgla nie kupi, co mu tam! I tak rzadko

Ten list przychodzi we wrześniu. Córka zapewnia: jest dobrze. Słowo „dobrze” jakby pogrubione. Na wigilię zaprasza. Miejsce przy stole czeka. Od lat. Wnuczki już duże, dopytują o dziadka. Kasia ma dziewięć lat. A Basia – policz sobie – pisze i dodaje dwukropek z nawiasem. Adres się nie zmienił. Marcin też czeka, proponuje, żeby na tę okazję wyciągnąć od lat nieużywany serwis. Ten z niebieskimi kwiatkami, pamiętasz? Jeszcze mama żyła, zbiłeś wazę z grzybową, nie chciałeś wziąć. Nie zauważyłam, że zmywałeś naczynia. Nerwowo podałam. Mokre dłonie. Jerzy pamięta. Dziwił się, że nie rozrabiają ludwika z wodą. Po co tyle piany? List. Wielokrotnie czytany i starannie składany. Jerzy czyta go przy śniadaniu i przed zaśnięciem. Po kolacji. Przy obiedzie nie czyta. Nie jada obiadów. Śniadanie trzyma do wieczora. Od lat tak jada. Chwali sobie. Dobrze pamięta ten dzień. Córka dzwoni, żeby nie przychodził. Ogląda „Teleekspres”. Mówią o cenach węgla. Mają podwyższyć od pierwszego. Wie o tym już wcześniej. Jedna z tych potwierdzonych plotek. Kupuje tonę więcej, sam zrzuca do piwnicy. Brakuje na pomagiera. I na prezenty. I wtedy dzwoni. Żeby nie przychodził. Mają teraz z Marcinem pod górkę. Nie przychodź, mówi, nie jest dobrze między nami. Cieszy się, bo bez prezentów nie 8


jest w domu. Ten szef go nie oszczędza. Daje nadgodziny, ale wymaga. Dyspozycyjność. To się teraz liczy! Nie wyciągnie więcej niż tysiąc dwieście. Ale starczy, uspokaja sąsiada. Sąsiad wzdycha. Słabe emerytury, koniec z końcem ledwo wiążą. Na święta po czekoladzie, jakaś bombonierka. Pamięć się liczy. Ale po takiej przerwie… Wiadomo, trzeba! Musi iść z głową podniesioną, a nie jak dziad! Kupić, co się należy. To się ceni. Przecież nie ukradnie. Idzie do sklepu. Domków nie ma. Były w ulotce, ale towaru mało. Tylko kilka sztuk przywieźli. Może będą, może za tydzień. Są farmy z konikami i warsztat samochodowy. W dupę sobie wsadźcie farmy i warsztat! – myśli Jerzy. Wychodzi ze sklepu. Zastanawia się, czy nie rzucić grosza babince przed wejściem. Musisz wiedzieć, pisze córka, że bardzo nam ciebie brakowało przez te wszystkie lata. Ale miejsce zawsze czekało. Jerzy nie robi świąt. Dla samego siebie? Myśli o córce, o wnuczkach, ale nie robi. Na pasterkę nie pójdzie, a lubi. Te głosy mocne, te organy, radość! Ale tak samemu, to smutno jakoś. Wspomnień za dużo. Lepiej pójść spać. Węgiel wożą. Nie kupi. Drzwi nawet nie otworzy. Sąsiad kupi, jak zrzucą. Nie zrzucają. Trzaska drzwiami. Puka po chwili. Zza kamizelki wystaje flaszka. Po maluszku pod te święta, sąsiedzie. Rozkleja się. Z żoną gorzej. Na Radio Maryja przeszła. Nie pogadają już. A bywało, gadali. Przy kawie, o wszystkim, o niczym. Co u brata: że opla kupił okazyjnie, ale dokłada do interesu, bo ciągle coś. Żona współczuła. Potrafiła współczuć. A teraz? Teraz to jest wina życia bez boga. Wszystko ma jakąś winę, a kto ma boga w sercu, ten jest bez winy, bo przecież człowiek z bożą pomocą niewinny, dobry człowiek jest. Nie wypiją kawy. Nie pogadają. Nie kończy. Wychodzi. Jerzy nalewa kieliszek. Oczy zamknięte. Nigdy nie pił w samotności. List. Ela nie chciała go martwić, po śmierci mamy było. A tu nagle tak pod górkę? Bez powodu? Że coś się skończyło? Że już nie rozmawiają? Jak sąsiad... – zastanawia się. Ale już znalazł pracę, polecieli na Kretę. Jerzy poczyta o Krecie. Sięga po encyklopedię. Stare wydanie. Nie będzie czytał. Wszystko się zmieniło. Nie będzie się wygłupiał.

Zaśnieżony grudzień tego roku. Jak przed laty. Chodzić ciężko, buty przeciekają. Na stopy zakłada worki, nie może się przeziębić na święta. Wnuczek zarazić. Wraca do sklepu. Są domki! I cena niższa. Kupi flaszkę jeszcze, sąsiada zaprosi. Przełamią się zawczasu opłatkiem, bo w wigilię jest u dzieci. Domki obejrzą. I krawat ręcznie malowany dla zięcia. Może teraz, gdy lepiej zarabia, potrzebuje więcej krawatów? I apaszkę dla córki. Lubi apaszki. Jak żona. Córki przejmują po matkach gusta. Biała w czarne grochy. Grochy zawsze modne, słyszy raz w tramwaju. Cieszy się. Nie pamięta, kiedy się cieszył ostatnio. Na ślubie Eli? I gdy został dziadkiem! Ale to już historia. Widzi uśmiech wnuczek, nie pamięta ich twarzy. Taki uśmiech dziecinny. Jak otwierają pudełko. Domki! – piszczą dziewuszki. Czuje mrowienie na plecach. Zmarznięty, ale szczęśliwy. Nawet ziąb w domu nie wadzi. Pod kocem rozgrzeje się herbatą. Ma zdrowie, choć siedemdziesiątka na karku. Nigdy nie chorował. Zimno zaczyna się robić. Minus dziesięć. W piwnicy jest resztka węgla. Napali, sąsiada zaprosi. Żeby choć wiaderko nazbierać. Starczy na całą noc. Miło rano wstać, gdy piec ciepły. Nie lubi piwnic. Szczury biegają. Szczur boi się człowieka, ale człowiek szczura jeszcze bardziej. Chciałby mieć azbestowy kombinezon, widział taki na filmie o strażakach. Mogłyby skakać, gryźć. Nie przegryzą. Bierze wiadro. Od azbestu można raka dostać. W żółtym świetle żarówki wisi postać. Podchodzi. Dotyka sąsiada. Ciężki jest. Nieruchomy. Popycha kciukiem. Ciało odchyla się. Dynda. Palec wskazujący sterczy: żółty od papierosów. Wraca do góry. Puka do drzwi. Niech pani zejdzie do piwnicy, prosi spokojnie. Domki są gotowe! Lalki odpoczywają na leżakach pod parasolami. Ich róż rozświetla pożółkłą ceratę na stole. Niewiele elementów. Raz dwa składa całość. Bez instrukcji! Nie za łatwe dla dziewczynek? Do białej koszuli zakłada ręcznie malowany krawat, a apaszką przewiązuje oczy. Staje na środku pokoju, kołysze się. Na twarzy policjanta, który wchodzi przez uchylone drzwi, pojawia się uśmiech. 9


Artur Nowaczewski Notka z Brzegu pismo literackie, by ostatecznie powrócić do rozpowszechnianego w PDF artzinu obracał to w żart. A przecież coś się przez te dwadzieścia lat zmieniło; przecież w latach dziewięćdziesiątych można było skrzyknąć w takich miastach jak Brzeg grupkę zainteresowanej kulturą alternatywną młodzieży, kilka lokalnych talentów, stworzyć jakieś środowisko dla artystycznych działań. Jeśli za coś nie lubię Polski, to między innymi za to, że tacy ludzie jak Radek mają w niej tak niewiele do powiedzenia, to znaczy tak niewiele daje się im miejsca, aby mogli się wypowiedzieć w pasmach medialnych. Tak sobie myślałem, a on przygrywał sobie na gitarze do wierszy o Tybetańczykach, w tle zaś pojawiały się slajdy z Lhasy. Chciałem napisać notkę o mieście, ale to on przecież jest dla mnie tym miastem, wszystkie wspomnienia stąd były związane z nim. I tak już zostanie.

Wystarczy wyjechać 40 km poza Wrocław by znaleźć się w innej Polsce. Odpadające tynki poniemieckich kamienic, ponure plomby, mieszkania po 2.5 tysiąca za metr. Z miast takich jak Brzeg młodzi ludzie uciekają po maturze. Jedyna młodzież, którą można tu spotkać to gimnazjum i liceum. Knajpy w weekend pustoszeją koło północy, duże piwo kosztuje pięć złotych. Życie jest tu tańsze, żeby jeszcze dało się żyć, utrzymać stan posiadania. Ale przyszłości raczej tu nie widać. Przeszłością jest zamek, wystawa lamp naftowych, dziwaczny panteon na dziedzińcu – z groteskowymi popiersiami Miłosza, Herberta, Turowicza. Repliki grobowców Piastów Śląskich, trumny książąt, obrazy Willmanna. Organizacja w tym mieście imprezy pod szyldem Poeci dla Tybetu, to wyraz szlachetnej donkiszoterii. Raz – bo literatura dawno już nie przekracza progów wyborczych w sobotnie popołudnia. Dwa – kogo w tym mieście, a w zasadzie każdym polskim mieście może obchodzić Tybet? Skończyło się tak, jak można było się spodziewać. A jednak twarz Radka pozostała taka jak przedtem, a on sam nadal był duszą towarzystwa. Gdy mówił o tym, że wydawał ogólnopolskie

fot: Tomasz Fronckiewicz

10


KARTA SZCZEPIEŃ

Rafał Zięba Wiersze

Dla żywych — rozkosze Cyprydy. Kiedy nas porwie mroczna rzeka, Zostanią na jej brzegu nagie kości, popiołu garstka. (Asklepiades) Następnego dnia po południu jeszcze całkiem pijany stałem na tarasie: „… zrozum, ja po prostu chciałabym się zakochać…” kolejnym drinkiem próbowałem rozpuścić mój chroniczny emocjonalny niedorozwój. Spotkaliśmy się w knajpie, „Przyszłam się upić” – oznajmiła. Przepchaliśmy się do baru: Something for the little lady, something for the little lady, Something for the little lady, hmmmm... O świcie odprowadziłem ją parę przecznic. Uleciały mi wszystkie banalnie ważne słowa, które tak żarliwie wymienialiśmy parę godzin temu.

KIEDY UMARLI UMIELI TAŃCZYĆ

Nie ma niczego, co mógłbym dawać innym. Wolałbym być choćby jedną literą z dobrze napisanego tekstu niż tzw. człowiekiem — ujarzmionym swoja obecnością, rozparcelowanym po prawdach, które uznaje za swoje.

Na youtube stary filmik. Liza Gerrard uderza w jakiś bębenek czy inne cymbałki. Obok Brendan Perry z gitarą. Koszmarna jakość zapisu. Z trudem rozpoznawałem, o jaki utwór chodzi. Niewielki tłumek w klubie a może piwnicy opuszczonego domu. Boże, jak to wyglądało! Dzisiaj nikt by nie zwrócił na nich uwagi. Dzieci bawiące się w zespół aranżują swoje udawane koncerty bardziej profesjonalnie.

Choroby wieku dziecięcego: odra, świnka, różyczka, miłość, alkoholizm… Czasami trzeba się wykazać odpowiednim zaświadczeniem, żeby zostać skierowanym na kwarantannę. Niestety, zapodziałem gdzieś kartę szczepień.

Z miejsca zatęskniłem za tamtymi czasami. Za geniuszem rodzącym się bez blichtru. Za tym, że pozory nie muszą być substytutem prawdy. Za tym, że piękno nie musi być atrakcyjnie sprzedane. Że wystarczyło, aby było pięknem – aby rozpoznano w nim piękno.

So come on in It ain't no sin Take off your skin And dance around your bones

Może nawet tak bywało i z dobrem? Kto wie? Może bywało… Ale kto by to dziś pamiętał. I po co?

11


PROGNOZA POGODY DLA PODRÓŻNICZYCH NOCĄ

Joanna Lech Wiersze

Black Balloon The Kills Ból jest ścieżką przez deszcz, pamiętaj. Wszystko i tak zalega już w płucach, kaszel i wstyd. Blade od szadzi kominy, wrony, krążące nad nimi jak wykrzykniki. I to, że on został w mieście spisanym na straty w smutnym języku. Że się tam już huśta na jego przęsłach albo zawiśnie na linie. I że ci go teraz właśnie wystawia, ten palec. Że właśnie teraz pociąga za sznurki. A ty masz tatuaż na krwiaku. Skurcze i obcy numer na ręce. I że tak łatwo nie zmyje się z siebie tuszu. I nie wybacza się łatwo. Ale ciągle chcesz słuchać, więc tnij. Albo i splataj. Pomyśl o linie, po której będzie do ciebie wracał, przez przepaść głębszą jeszcze niż rzekę, pełną czarnych balonów z napalmem i os. I że na każdym ktoś domalował oko.

ŚNIEG TO STOPA WIATRU Shoestring Lyla Foy

NA RAZIE POŻAR Days Of Nothing Chokebore

Tak mi się śniło. Że spadł i właśnie to powiedziałeś. A może ciągle tam jestem, w skurczu, unoszę się nad chodnikiem. Może już spadłam. A może powinnam wybuchnąć. Jestem posklejana i rzucam monetą. Potrzebuję czegoś, żeby położyć sobie na głowie i zgubić to ciepło. Potrzebuję pętli, żeby nie odlecieć.

Ale powoli będę się ślizgać. Jeszcze nabiorę wyrazu i pęknę jak orzech. Możesz mnie wyłuskać, zobacz; stosy pieprzu na cieniach i powiekach, choć przecież parzy. A ja cały dzień nucę. Ściągam proszek, jeśli został na ścianach. Otwieram okna, bo skończył się deszcz.

Bo przecież ty mnie pokonasz i odtąd będę składać się z lęku. Więc właśnie tak musi wyglądać świat na dnie. Ten świt pęka. To orzeł czy reszka? I nawet można się przejrzeć, widziałeś? Parują stalówki. Pole bitwy czernieje. I spala się święto.

Sen zwykle nie kończy się szybko, jest zatrzask i korbka, a potem wstyd. Więc śpisz czy uciekasz, czy boisz się żaru? Trzasków, kiedy zacina się płyta? Dźwięk tylko przez chwilę skwierczy na skórze i gaśnie; myślisz, jesteś jego falą. Będziesz jego igłą.

CHODZIŁO MI O CIEMNOŚĆ Dear Darkness PJ Harvey

fot: Tomasz Fronckiewicz

chciałam się w niej schować. Chciałabym zjeść grudę suchego, czarnego węgla i się nim otruć. Radio nie łapie mojej fali, a z czaszki wychodzą mi druty. Wiesz, one grzechoczą, kiedy są głodne. Zobacz, jak lśnią. Tak mi mówiłeś, a morze to było wczoraj, bo nie pamiętam. Chciałam okręcić cię nimi jak kołdrą. Przepuścić wiązkę prądu między naszymi ciałami, może on coś zwiąże. Albo wyrwać to serce razem z pędami, spalić na wzgórzu. Wbić ci grubą, czarną igłą do gardła, żebyś już zawsze pamiętał. Że od początku chodziło mi tylko o ciemność, przecież ci mówiłam; chciałam się jej poddać. Jestem nią podszyta. 12


WIERSZ DLA EKSPEDIENTKI

Krzysztof Bencal Wiersze

Zgrywam w Brzegu pana, dziad oławski. Te miasta leżą blisko siebie, jak młodzi kochankowie, których nic nie różni. Tam odrzuciły mnie panie, a tutaj oddałaby mi się chyba każda, lecz ja, aseksualny nonkonformista, tworzę. W sklepie, w którym fajki na sztuki sprzedajesz, spytałem, czy jest jakaś zniżka dla gangstera, i znów przepłaciłem. Li Gaba jest szczera. Czego chcecie ode mnie, cierpiące kobiety, córki bigotek oraz małżonki wisielców, siostry ćpunów i wnuczki pijaków, kurwiarzy? Wolę panie, które są szczęśliwe, niestety. Ale one boją się pająków i wężów.

KOCHAM MAMĘ

Stoję, odporny na jad, duszenie. Nieznany.

Nie chcę Gaby, która za życia będzie świętą, ni Julii, której mąż się powiesił niedawno. Nie chcę Agi, gdyż przy niej bym się w sobie zamknął, ani Doroty, która adoptuje dziecko. Nie chcę także staruszki uśmiechniętej wiecznie ani gówniary, którą rucha ojciec i brat. Nie chcę żadnej kobiety, choć w rodzinnym mieście jest bank, w którym pracuje przepiękna Kamila.

fot: Tomasz Fronckiewicz

Nie podoba mi się to, co widzę w lusterku. Mój penis jest skrzywiony, więc nie wiem, czym orgazm. A wszystkie suczki wolą mnie od swoich mężów. Kocham mamę, która ma włosy jak w obozach pielęgniarki zwane przez Edwarda kurwami. Lekarka się zwolniła. Koniec z zaczepkami.

13


KRZYWA TORU WSPOMNIEŃ

Izabela Iwańczuk Wiersze

anioły grają w kręgle kule kawek toczą się expressem ptaki skąpane w powietrzu zapomniana kobieta zapomniany mąż zapomniany dom zapomniany miarowy erotyk kołysze się jak dawny pociąg

EROTYK NA PRZYSZŁOŚĆ po zimowej olimpiadzie milczenia nawracasz mnie na wiosnę tanecznym krokiem pokonujesz dystans i samotność przynosisz bukiet uśmiechów medale zmysłów we wszystkich kolorach jesteśmy parą nie od dziś za chwilę zaczniemy swoją nocną popisową jazdę figurową nie zabraknie gestów ani słów

SEN O KOBIECIE płynie jak biała czekolada jak czarna muzyka na końcu języka całuję twoje suche na proch usta o soulowe uda ocierają się laski wanilii cynamonu we włosach zatopione ziarna kawy na piersiach goździki rozczesuję ten sen rosa uświęca pośladki wielokrotnie szczytujesz w odpowiednim miejscu oddechy wrastają drzewami w las ognia

nie rozumiem poprzez zaproszenia czytam twoją wolność przestawiasz stacje plączesz słowa siedzisz cedzisz w sieci czas

NA FALI

POZA MIASTEM CELEBRUJESZ LAS

natchniona miałam ciebie resztę w pamięci las spijał poezję ze słońca echo odbijało się uwalniało drzewa miłość ulatywała jak legenda M. Jacksona przy jego wielkich radiowych bitach bałwochwalczo z niedostatku i przepychu w twoim przełyku jak kasztany tkwi świeżo odkryty łup moich piersi

padasz na twarz słońce na witraż przez szkiełka graweruje obrączki myśli wryte w kamień zapala we mnie pochodnie jestem w powietrzu przechodniem nie odchodzę dalej niż wiewiórka od drzewa do drzewa jak do ciebie przytulona odrzucam wszystkie cienie świata

PRZESTAWIASZ NAS

14


W DRODZE NA BŁOTA. PO LEWEJ STRONIE SZOSY.

Krystian Ławreniuk Wiersze

Matce Gdy zawaliła się tamta stodoła huk i kurz niósł się przez pół wsi nie było tam wówczas ani ciebie ani mnie ale wtedy w tym kurzu widać było wyraźnie że twój ojciec w ostatnich dniach zamienił się w drzewo matka wchodząc w kłosy pszenicy zaczynała rozmawiać z zabranymi przez południcę koła pociągu z piskiem sunęły po szynach i nie mogli jeszcze wiedzieć że kiedyś się spotkają staną na ganku patrząc w ledwo widoczne wieże mówiąc – wiesz Jola, tak już tutaj będzie a świadczy przecież o tym zdjęcie nad drzwiami wyretuszowane tak jakby ktoś fotografował zmarłych huk i pył niesie się przez pół wsi a ty robisz właśnie herbatę swojej przełożonej w sądzie - lurę jak diabli błyska się gdy nocą wracamy pekaesem do domu nie ma ani jednej latarni przy drodze błyska się gdy mówisz – wiesz gdyby lekarze wiedzieli tyle co teraz to ona by żyła

STYCZEŃ. WYLOTÓWKA. Magdzie Drogą Krajową numer 39 jest niewiele ponad trzydzieści kilometrów z wszystkich stron las stare folwarki lód sznury ciężarowych samochodów przechylają się niebezpiecznie na ostrych zakrętach nie dociera się w takie miejsca przez przypadek tak jak przez przypadek nie zapamiętuje się ludzi widzianych raz w życiu śnieg spadł nocą gdy szedłem po wino i papierosy osiem siedem osiem powtarzałem by nie zgubić drogi ale nikt nie chodzi tędy przez przypadek i wrócić mogę po swoich własnych śladach wejść bez pukania wrzucić liście herbaty do szklanki uchylić okno bo siwo od dymu jest jasno gdy przykrywasz się zielonym kocem przy tablicy z nazwą miasta błoto po kostki mokry śnieg wsiąka w coraz cięższe ubranie macham ręką bardziej dla świętego spokoju później biegnę truchtem przez szosę powtarzając przecież nie jedziesz w moją stronę przecież nie jedziesz w moją stronę

płoną świece przy trumnie stojącej w pokoju szeptane modlitwy zamieniają się w warkot ściany zaczynają trząść się w posadach ktoś znajduje mnie wieczorem w sadzie patrzę na rzęsy pasących się krów mówiąc że są piękne z poduszki i kołdry wylatuje pierze obraz Matki Boskiej na ścianie świecą w ciemności fosforyzujące wskazówki okrągłego budzika na ławce przed domem stoi rząd pustych butelek po mleku błyska się i liczą się sekundy

15


DO FIDIASZA

Karol Samsel Wiersze

Tobie, pełnio życia chcę oddać pełnię opisu. Nie mam jeszcze naczyń, by przelać jedno w drugie – nie wylać drugiego na drogę, by stygło i parowało. I nie wiem, naprawdę nie wiem, nie wiem tego do dziś, czy mam sklepić beczkę, czy wysadzić jej dno, czy wyrzeźbić flakon, czy postawić gliniak w nietrwałym, przelotnym przedświcie, w jutrzence różnicy optycznej. Atleta i schorzenie? Urojony kyliks? Uważnie patrzyłem na Maków. I wy patrzyliście na jemiołuszki w tkalni. Słyszeć wyraźnie płacz anorektyczki i widzieć ostro ulicę Główną – to sama Nike, Nike moich rojeń wiążąca sandał cieniami

DO LONGINA

waszych rąk.

Do Ciebie, poezjo, voodoo ludzkich znaczeń uchodzą migrujące ptaki Europy:

DO PRIAMA

uchodzi Gábor Zsille z dzieckiem na nosidle i z segregatorem nieumajonych

Jakże mały. Jak bardzo mały. A uważałem się za Priama. Za Priama języka, który podnosi się wraz ze mną

przekładów. Uchodzi Góra z Dzieckiem Rosemary w plecaku z juty. Z nim inni

poręczny i zrozumiały jak list, jak krótki przepis na fleksję serca, fleksję rozumu. Oszczędne,

Polacy. Nawet Wira Wowk z ukraińskim Lorcą w kieszeni maskałatu. W bok

indoeuropejskie tactum, które o wszystkim nas powiadamia. Które staje u stropu, staje u podwalin

nieba nad Kispestem i nad Tarnogajem, i ponad Kutami trafia jeden rysik:

Uczty, Gry w klasy, Pieska przydrożnego i namawia do pauzy, do paru minut wytchnień w wannie

obłoki nad Ferrarą.

pełnej słońca (póki nie ma tu wiedzy, póki nie ma tu summy: summy kąpieli we krwi).

16


CUT

Juliusz Gabryel Wiersze

Nic na to nie poradzę, że lubię piosenki o zabijaniu. Niech Ci się przyśni. Niech Ci się nie zdarzy. Wróciłam tylko na chwilę. Przejechać opuszkami palców po twoich plecach. Kiedy będziesz się odwracał, żeby sięgnąć po papierosa. Kiedy będziesz się wycofywał. Razem ze zbutwiałym elektoratem elektronów dzieci krążących wokół wygaszanej ćmy. Nie Nic mi nie przeszkadza. Nie Nic tylko troszeczkę. Boże, zaczęłam piszczeć jak mysz. Chcę, żebyś mnie trzymał za rękę. Chcę się budzić w innych miejscach. Nie potrafię spadać z takiej wysokości. Wróciłam tylko na chwilę. Tam, gdzie zasysa nas skaleczone niebo. Nic na to nie poradzę, że lubię piosenki o zabijaniu. Niech Ci się nie zdarzy. Niech Ci się przyśni.

NIEBIESKI

WILK

Znajdź mi ją, a potem poszukaj. Miała na sobie kurtkę w kolorze schnącego cementu. Ona jest nadal piękna. Przynajmniej taki jest jej dalszy ciąg. Znajdź mi ją, a potem poszukaj.

Uspokój się. Teraz ja będę golił twoją głowę. Musisz mi pozwolić dać się w końcu dotknąć. Potem pójdziemy razem do królestwa zwierząt, gdzie nareszcie będziesz szczęśliwy. Ta blizna pod brodą, przejedź po tym palcem i zapamiętaj. A potem wyniósł mnie z mieszkania i podrzucał wysoko słońce jak piłkę.

PLUTON Obcy chłopiec o wyraźnie przetartych liniach papilarnych szuka na wszelki wypadek czarnych skórzanych rękawiczek bo tylko zapach prawdziwej skóry może go wyrwać ze snu W miejscach gdzie mnie czule dotykał nie zostawił żadnego śladu A wydawało mi się że potrafię przejrzeć zamiary mężczyzn po tym w jaki sposób stawiają kroki kiedy idą w moim kierunku

Mówiłem Ci, że tak będzie. Mogłeś przynajmniej podnieść rolety. Kto by pomyślał, cały rok w ciemności. Nade mną krakały wrony, a on podrzucał wysoko słońce jak piłkę.

Obcy chłopiec o ustach jak eter szuka na wszelki wypadek czarnych skórzanych rękawiczek bo tylko zapach prawdziwej skóry może go jeszcze wyrwać ze snu Jakby szukał tych wszystkich palców którymi kroił bandaż żeby zawiązać mi oczy a potem mówić te miłe przykre rzeczy

Nie wierzę w żadnego boga, ale ja już swoje wiem.

Mogę widzieć Tobą. I mogę widzieć w Tobie. Wiem, co czujesz, kiedy patrzysz na literę "R".

MOJA BORDIES jesteś borderline

17


PSALM DLA PANA B.

Jarosław Trześniewski-Kwiecień Wiersze

drogi panie B. ! od kiedy odzyskałeś słuch irytuje cię wszystko. twoja sonata nie daje pewności lunatykom. każda nuta wydaje się anomalią,podobnie zapis rozmów w postrzępionym zeszycie. sfery niebieskie nie mają pojęcia o symfoniach. (es muss sein!) przejeżdżaliśmy wczoraj przez Wagram. szukałeś toi toi, trakt do Wiednia upstrzony przez szkielety ptaków (ofiary turbin wiatrowych) i znakami ograniczenia prędkości do 150 km/h. huczało. podobnie w tamtą marcową burzę. na stacji benzynowej wypiłeś kawę po turecku . drogi panie B. niebo pachnie plantacją buraków cukrowych .twoje nazwisko również. to pretensjonalne van.to za mało dla dworskiego organisty .wino reńskie jak missa solemnis. komórka traci zasięg. czy na cmentarzu centralnym jest lepsza ziemia?

PASTORAŁKA(PATRZAŁKA) WARSZAWSKA AD 2014 na ulicy Ostrobramskiej trwa pościg za kangurem transmisję skoków śledzi (in live) ławica karpi na youtube zarządzono ewakuację metra odwołano wyścigi szczurów kanałami do śródmieścia przebija się koncert kolęd

31.12.2014

na ulicy Ostrobramskiej otworzyli knajpę bumerang żona dla austrlopiteka idzie w tango nocny dansing zakład oczyszczania miasta nor w wigilię nie oczyścił Ibsen będzie robił casting na najlepszy pedicure

ZAGINIONA SYMFONIA Ludwig znowu narzeka na perystaltykę jelit . opuchlina utrzymuje się,cyrulik nie chce upuścić krwi. eroica tętni w skroniach.wieczna ukochana kradnie rękopis niedokończonej. zapis urwany jak ostatni oddech.niemo i głucho. tylko komedia dell arte,głośna muzyka. ziemia wyjałowiona,czysta jak ostatni gest. E. po latach zakłada B. fikcyjne konto w banku Lloyda i profil na facebooku. odsetki narastają andante .allegro moderato. na allegro trwa licytacja. dajemy no future.

na ulicy Ostrobramskiej do zajezdni autobusów brną tramwaje trolejbusy karawany łaski pełne piasek Wiśle ukradziono bulwar wciąż niewykończony zardzewiały miecz syreny na zakręcie most przecina na ulicy Ostrobramskiej torba u kangura moknie szczur na jezdni a la filet deszcz ze śniegiem chmury przesuwane na bok obok jak firanka w czyimś oknie a w kościołach na pasterce gloria gloria gloria 24-25.12.2014

01.01.2015

18


POWIERZCHNIA CAŁKOWITA USTALONA

Anita K. Wiśniewska Wiersze

Wedle moich obliczeń, zbierając wszystkie ulotki, po miesiącu mógłbyś wytapetować dwie ściany reklamami restauracji i szkół zawodowych. jedz i pracuj. jedz pracowicie i pracuj za żarcie. nic nie może się zmarnować nikt nie może się uczucia wrzucaj do worka ze zwiędłą sałatą pustą puszką po piwie okruchami chipsów zanim zaczną się rozkładać zanim zaczną się układać gryźć się ze sobą przegryzać na wylot. niezależnie od efektu spryskaj wszystko lawendowym odświeżaczem (tylko dziś 20% gratis) bo ktoś powie że coś mu tu śmierdzi a przecież o to chodzi w profesjonalizmie by wiedział i nie mógł powiedzieć

NIE NASZ nic nie ma znaczenia – napisał i stwierdził że brak mu wyrazu więc poprawił: bo tutaj do cholery nic nie ma znaczenia ale to mimo wulgaryzmu wciąż nie było to na przykład dlatego że właśnie wszystko ma znaczenie: gorzki zaciek na górze różowego kubka bezbronna bosa stopa w kraciastej piżamie pani Basia. niebieski fartuch pod salą 11. gloria victis – widnieje na drzwiach męskiej toalety ale kto tu jest victim mój drogi te opuszczone przez ciebie ortalionowe fartuchy lemingi w złotych klatkach jest dziewiąta rano późno a jak wiesz wszystko ma znaczenie więc idę umyć kubek załóż skarpetki a później po śniadaniu i szczotkowaniu zębów może porozmawiamy czyj jest świat dlaczego nasz być nie powinien

OSTATNI OBRÓT w kolejce po niebieskie stoisz równo bo lepiej by nie wyjść przed szereg. idąc w prawo docierasz do kontrapunktu. skuteczne wykręcanie ręki przypomina obrót w walcu skuteczne wykręcanie się z siebie jeszcze bardziej ta sama płynność ruchu. zapadasz się a cień traci kształt i fakturę. głowa uniesiona w górę. głowa lecąca ku ziemi. zanim uderzysz o grunt obróć się nie patrz w oczy wtedy uwierzą że się uśmiechasz. upadek bez znaczenia. dłonie i stopy sinieją jako pierwsze fot: Tomasz Fronckiewicz

19


Elżbieta Lipińska Mały poemat anarchistyczny 2. MAŁA ANARCHISTKA DOŁUJE Od dwóch tygodni nikt nie wyciągnął pudełka, pokryło się kurzem. Gra okazała się trudna i niewdzięczna, a ludzie lubią mieć łatwo. Nie dość, że się nakombinujesz, na końcu zawsze czeka niewiadoma. Nagroda czy stracony czas, ten, który, powiedzmy sobie jasno, można by spędzić z pilotem w ręku. Nigdy nie wiesz. Co innego pilot, on nie odmawia, zmiany dyktujesz ty. Anarchistka jest jeszcze mała. nie wie, że ciekawość i odwaga staniały. Uczy się tego w szafie między Chińczykiem a strzelanką.

1. GRA Zapraszamy państwa do udziału w nowej, ekscytującej grze „Mała anarchistka”! Ta gra dla całej rodziny* umili państwu długie zimowe wieczory, gdy za oknem szaruga, a wokół panoszy się obezwładniająca nuda. Gra przeznaczona jest dla 2-4 osób. Kolejne rzuty kostką, jak w starym poczciwym Chińczyku, przenoszą wasze pionki poprzez kolejne pola. Celem gry jest dotarcie do środka planszy, gdzie znajduje się Mała anarchistka. W miarę posuwania się do przodu zdejmujecie państwo kolejne warstwy kamuflażu, aż na koniec najlepszy gracz dociera do – teraz już całkowicie nagiej – Małej anarchistki. Zwykły Chińczyk? Otóż nie. Zależnie od drogi, wybranej przez gracza, w centrum może nastąpić implozja albo eksplozja.

fot: Tomasz Fronckiewicz

W tym pierwszym przypadku anarchistka ponownie otacza się warstwami kamuflażu i gracz wraca na pozycję wyjściową. Drugi to zwycięstwo! Od czego to zależy, przekonać się możecie państwo Tylko kupując nasz nowy fascynujący produkt. Nie stój! Nie czekaj! Już dziś dołącz do grona wielbicieli Małej anarchistki! * parental advisory

20


3. NOWE ŻYCIE MAŁEJ ANARCHISTKI

4. POŻEGNANIE

Między kurzem, jedynym jej gościem a uwięzioną anarchistką - zaiskrzyło. W szafie nastąpił wybuch. Po otwarciu drzwi ze środka wydobył się dym; na dnie znaleziono szczątki opakowania.

Koneserzy zaproszeni do gry, ale odzew mizerny. Wiosna, pora kiełkowania i eksplozji, jednak luksemburskie różyczki mimo usiłowań nowych ogrodników mają się raczej kiepsko. Nie służy im odczyn upraw, wbrew okrzykom „w służbie anarchii” obojętny.

Nastąpił ciąg nieprzewidzianych wydarzeń. Drgające szczątki multiplikowały się w niepojętych reakcjach, których źródła nie pojmowały najtęższe nawet umysły. Próbowały wyrwać się z zamknięcia na wszelkie sposoby z iterowanym dylematem więźnia na czele.

Deklarowany głośno hazard po lekkim dmuchnięciu okazuje się być zasłoną dymną i to nawet nie ze świecy, ale z papierosów, dla odważniejszych z własnych upraw na balkonach.

Gra była wszystkim, graczy pokonać należało każdą dostępną metodą, czy była nią udawana przyjazność, czy mściwość czy chwilowa skłonność do wybaczania skutkująca powrotem do współpracy z graczami.

Na widok graczy przyrośniętych do stołków małą anarchistkę mdli. Postanawia wyrwać się z szafy i ruszyć w świat w poszukiwaniu prawdziwych towarzyszy. Rozglądajcie się bacznie wokół siebie, może to właśnie wy będziecie wybrani.

Drogą gwałtownie przyspieszonej ewolucji dokonywała się rewolucja. Zasady gry zostały definitywnie złamane, a nowe mała anarchistka ani myślała ustanawiać. O tej pory, myślała, gram bez zasad. Ograniczona natężeniem szaleństwa liczba graczy, którzy są w stanie przystać na brak zasad, uczyniła ją ekskluzywną. Koneserów zapraszamy do gry, rien ne va plus.

fot: Tomasz Fronckiewicz

21


Radosław Wiśniewski Psalm do św. Sabiny (fragment) 7 Sabino, która postradałaś jedynego męża Franciszka wiosną 1940, o którym już nikt nic nie wiedział od tego czasu, poza Żydem, który widział, jak kacapy zabierały policmajstra z posterunku. 8 I przybiegł do kolonii drewnianych domków na przedmieściach Łap, z grypsem w ręku. Tragedia, Pani Szopfowa, męża Pani zabrali, uwieźli kacapy, a tylko karteczkę wyrzucił z okna i ją Pani przyniosłem. 9 I jeszcze poza tajemniczym towarzyszem zesłania, nadawcą listu z 1946 roku adresowanego już na ulicę Cichą w poniemieckim mieście Brieg. A w tym liście, jak rysunek dziecka, grób, a na grobie kwiatki, a nad kwiatkami tabliczka, na niej napis, że leży tu Franciszek Szopf. 10 Tak jakby w syberyjskiej tajdze był tylko jeden, jedyny polski grób. I jakby nie było między Leną a Irtyszem, między Morzem Białym a Kazachstanem żadnych innych grobów uklepanych z mchu, kamieni i leśnej darni z polskim imieniem i nazwiskiem nad nimi.

1 Święta Sabino z Brzegu, Kołomyi, Śniatynia, Łap, Tobolska, która miałaś wpisane w dowodzie miejsce urodzenia Kołomyja i ZSRR, chociaż, kiedy przychodziłaś na świat, nie było ZSRR, a wszystkim rządził car Mikołaj, który z definicji był święty.

11 I tak jakby każdy od Uralu po Kamczatkę znał tylko jeden polski grób i wiedział, jaką krętą drogą do niego trafić. 12 Sabino, która byłaś wierna nadziei i pełna ufności, a wszystką ufność pokładałaś w Bogu, i na wszystko, co niewiadome, odpowiadałaś: „ech, co Bóg da, to będzie”, co dzisiaj łatwo myli się z naiwnością.

2 Która nas wszystkich, zanim się jeszcze zdarzyliśmy, ukrytych w zwojach stepowego genu, wywiodłaś z domu swojego ku swojej niewoli w czerwcu 1941 roku, kiedy była godzina na spakowanie czegokolwiek.

13 I wierzyłaś nadziei, która kazała stać zimą na śniegu pod więzieniem, Tobie, synom Twoim i córce Twojej, która kazała zabierać więźniów do domu, napoić, nakarmić, wyprawić w dalszą drogę, bo może jak wyjdzie ktoś z amnestii, to będzie wiedział, co z Frankiem.

3 W Twojej osobie nasza historia zszyta fastrygą torów, miarowym stukotem kół bydlęcych wagonów, aż do Orszy, do mostu nad Dnieprem, na którym stanęły porzucone przez konwojentów. I nagle z nieba stukasy zrzucały bomby, a w wagonach byli ludzie, a na drzwiach wagonów plomby.

fot: Tomasz Fronckiewicz

4 Z synami i córką razem z innymi modliliście się, że od śmierci nagłej i niespodziewanej zachowaj nas, Panie. Na przykład od celnej bomby, która przetrąca kręgosłup mostu i strąca z jego grzbietu wagony w otchłań Dniepru, a ta nie musiała być głęboka, żeby w niej przepaść. 5 Ty, która miałaś godzinę na wymyślenie tego, co może się przydać na resztę życia. I zanim opuściłaś dom, spośród wielu przedmiotów wzięłaś klucz, który miał nie pasować do żadnego zamka. Ale serce mówiło, że jeżeli do starego domu nie wróci, nowy dom starym kluczem otworzy. 6 Próbuję wyobrazić sobie, jak wyglądał ten mityczny klucz, jak leżał w dłoni. Dlatego do dzisiaj nie mogę patrzeć na stosy kluczy leżących w wielkich pudłach na targach staroci i patrzę na handlujących nimi tak, jakby jednak ludzi wystawiali na sprzedaż pod przemienioną postacią.

22


Wojciech Boros Przypadki i zdarzenia z życia Barona von Borrosena 6.05.2013 Ten nadchodzący czas – zadumał się baron von Borrosen – gdy cena salcesonu ozorkowego wielokrotnie przewyższy cenę grama ziół leczniczych, a babcie z rąbanką będą zatrzymywane na lotniskach i rogatkach miast przez Patrole Wesołych Wegetarianek. Ogrodzone wysokimi żywopłotami specjalne kompleksy„Natura 3000”, gdzie będziemy po cichutku w nocy wspominać kotlety wieprzowe, jedząc zupę z soczewicy oraz rukolę, a za dnia pieląc zagony buraków na export... I czem prędzej pobiegł do lodówki po ostatniego kabanosa.

18.04.15 Terapeuci – żachnął się Graf de Kopar Berg. Uważa Baron – tu zwrócił się do von Borrosena, który akurat pluł i łapał piąte przez dziesiąte – miałem przyjaciela. Był poetą, całkiem niezłym. Miał epizod z depresją. Po trzech miesiącach gier i zabaw na kozetce, przy wsparciu prozakiem, rzucił literaturę, poszedł w biznesy i nie powiem, Baronie, nawet zarobił. Teraz próbuje się zabić skacząc ze spadochronem czy tam na jakiejś motolotni popyla. – Szklaneczkę, Grafie? – von Borrosen już podawał dobrze zmrożoną wiśniówkę na lodzie. – Miałem iść na sumę – powiedział Graf – ale przypomniało mi się, że jestem protestantem. – Ha, ha, ha – zaśmiali się równocześnie, a dzień dalej dział się za oknem. – Za spadochroniarzy!

fot: Tomasz Fronckiewicz

23


KONKURSOWNIA Ogólnopolski Konkurs Poetycki „Sprostać wierszem” Trzy, nigdzie dotychczas niepublikowane wiersze, opatrzone godłem, należy nadsyłać w maszynopisie (może być czytelny rękopis) w trzech egzemplarzach, w zaklejonej kopercie, wewnątrz której wraz z tekstami należy umieścić zaklejoną kopertę (opatrzoną tym samym godłem), a w niej rozwiązanie godła: imię i nazwisko autora, dokładny adres zamieszkania, adres e-mail, telefon. Termin nadsyłania prac: styczeń - 29 lutego 2016. Prace należy nadsyłać na adres: Miejski Dom Kultury "Batory", 41-506 Chorzów, ul. S. Batorego 6 z dopiskiem: konkurs "Sprostać wierszem". XIV Ogólnopolski Konkurs Poetycki im. C.K. Norwida Warunkiem uczestnictwa w konkursie jest przysłanie organizatorowi czterech wierszy wydrukowanych w języku polskim, w pięciu egzemplarzach, nigdzie nie publikowanych i nie nagradzanych. Jeden wiersz o Norwidzie lub inspirowany jego życiem, twórczością, bądź stylem. Dwa wiersze o tematyce dowolnej. Jeden wiersz w dowolny sposób związany z Pruszkowem. Każdy utwór opatrzony godłem (takim samym godłem powinna być opatrzona koperta zawierająca dane autora). Godła w formie graficznej dyskwalifikują autora. Adres organizatora: Książnica Pruszkowska im. H. Sienkiewicza, ul. Kraszewskiego 13, 05-800 Pruszków (z dopiskiem „NORWID”). Termin nadsyłania utworów mija z dniem 31 marca 2016 r. XVII Ogólnopolski Konkurs Poetycki im. Włodzimierza Pietrzaka ph. „Jeden dzień może być perłą, a wiek cały może nic nie znaczyć”. Na Konkurs należy nadesłać zestaw 3 wierszy, związanych tematycznie z hasłem Konkursu (nigdzie dotąd niepublikowanych i nienagrodzonych w innych konkursach) – w 4 egzemplarzach każdy wiersz, w maszynopisie lub w formie wydruków komputerowych. Na Konkurs można przysłać dodatkowo (ale również wyłącznie) wiersz poświęcony Turkowi w związku z obchodami 675-lecia nadania praw miejskich. Jeden wiersz należy nadesłać również w 4 egzemplarzach. Prace konkursowe należy opatrzyć godłem (pseudonimem). To samo godło należy napisać na dołączonej kopercie, wewnątrz której wypisać: nazwisko i imię autora, adres, numer telefonu, wiek, adres e-mail, dane o przynależności do klubów, stowarzyszeń literackich itp. Prace konkursowe prosimy przesyłać do 1 kwietnia 2016 roku (decyduje data stempla pocztowego) na adres: Miejska Biblioteka Publiczna im. Włodzimierza Pietrzaka, ul. Dworcowa 5, 62-700 Turek z dopiskiem: Konkurs poetycki. II Ogólnopolski Konkurs Poetycki im. Zygmunta Krukowskiego Do 30 kwietnia 2016 r. należy nadesłać zestaw pięciu wierszy. Utwory nie mogą być publikowane i nagradzane w innych konkursach. Honorowane będą tylko prace nadesłane w jednym pliku tekstowym, w formacie elektronicznym (doc, rtf, txt, odt, pdf ) oznaczone godłem na adres e-mail: dyrektor@biblioteka.one.pl. Kopertę sygnowaną tym samym godłem i dopiskiem „Konkurs Krukowskiego”, zawierającą następujące dane: imię i nazwisko, adres zamieszkania, numer telefonu, e-mail, należy przesłać Pocztą Polską na adres: Miejska Biblioteka Publiczna w Nowej Rudzie, ul. Bohaterów Getta 10, 57-400 Nowa Ruda. 24


V Ogólnopolski Konkurs Poetycki „O Trzos Króla Eryka”. Warunkiem uczestnictwa w konkursie jest nadesłanie 3 wierszy własnego autorstwa, o dowolnej tematyce oraz (nieobowiązkowo) 1 wiersza o Darłowie lub tematyce morskiej w 4 zestawach, w formie wydruku na papierze, w formacie A4, do dnia 09 maja 2016 r. na adres: Darłowski Ośrodek Kultury im. Leopolda Tyrmanda, ul. Morska 56, 76-150 Darłowo. Na kopercie należy umieścić dopisek: "Konkurs Poetycki”. Nadesłane na konkurs wiersze należy opatrzyć godłem (pseudonimem). W osobnej, zaklejonej kopercie, opatrzonej tym samym godłem, należy umieścić nazwisko i imię autora, adres, numer telefonu kontaktowego lub adres e-mail, wiek oraz krótką notkę o sobie. Nadesłane na konkurs wiersze nie mogą być wcześniej nigdzie publikowane, ani nagradzane w innych konkursach. Informacje o Konkursie udzielane są pod numerami tel. 505 186 112 oraz 667 141 750. XII Ogólnopolski Konkurs Poetycki im. Michała Kajki W konkursie mogą brać udział wszyscy, niezależnie od przynależności do związków twórczych i stowarzyszeń, którzy na adres organizatora prześlą zestaw trzech niepublikowanych oraz nie ocenianych w innych konkursach wierszy, opatrzonych godłem (pseudonimem), w czterech kopiach. Personalia i adres autora, również numer telefonu, ew. adres mailowy, należy dołączyć w zaklejonej kopercie opatrzonej tym samym godłem i kategorią wiekową. Terminy: nadsyłania prac – do 20 czerwca 2016; rozstrzygnięcie konkursu – 5 sierpnia; gala przyznania nagród – 10 września 2016. Należy je nadsyłać na adres: Dom Kultury ul. Wojska Polskiego 5, 12-250 Orzysz z dopiskiem „Konkurs”. IX Ogólnopolski Konkurs Poetycki „Struna Orficka” im. Wojciecha Bąka fot: Tomasz Fronckiewicz

W konkursie mogą brać udział osoby, które ukończyły lat 18 niezależnie od przynależności do związków i stowarzyszeń twórczych. Warunkiem udziału w konkursie jest nadesłanie zestawu trzech niepublikowanych (w tym w Internecie) oraz nie ocenianych w innych konkursach wierszy opatrzonych godłem w pięciu kopiach. Prace winny mieć formę maszynopisu lub wydruku komputerowego, (rękopisy nie będą rozpatrywane). Dane personalne, adres autora, numery telefonów, adres e-mail należy dołączyć w zaklejonej kopercie opatrzonej godłem tym samym co prace konkursowe. Prace konkursowe należy nadsyłać na adres organizatora: Ostrowskie Centrum Kultury - Forum Synagoga, ul. Raszkowska 21, 63400 Ostrów Wielkopolski z dopiskiem: konkurs poetycki „Struna Orficka”. Termin nadsyłania prac upływa 30 czerwca 2016 roku.

25


DU Ś

P AS T E R S T W O

I

- O kurde mamy cały rok 2015 do opisania, bo w numerze 3 NBA były tylko wiersze i konkursy i nic więcej! No dobra. Zacznijmy od stałych składowych. - 2015 i początek 2016 - Krystian Ławreniuk ciągle opowiada, że w wolnej chwili pojedzie na stypendium do Visby ale szczerze mówiąc zaczyna świtać myśl, że chyba lepiej by było poszukać jakiegoś zastępstwa. Ktoś ma jakąś książkę do napisania, dopracowania, dokończenia? - W styczniu 2015 odebraliśmy z drukarni książki Macieja Filipka „Rezystory" i Ryszarda Słonecznego „Odczyn" – wydane w ostatnich dniach 2014 roku. - W styczniu 2015 także powiesiliśmy w Niszy nowe półki, właściwie to wiercił i wieszał Radosław Wiśniewski, bo sobie kupił wiertarkę i powiedział że zanim podziurawi swój dom, sprawdzi najpierw czy umie wiercić na lokalu Stowarzyszenia. Okazało się, że umie i po powieszeniu półek w Niszy poszedł wiercić w domu. - 21 marca 2015 - spektakularna klapą okazał się kolejne obchody Światowego Dnia Poezji w ramach którego odbyło się spotkanie z Darkiem Pado wokół jego nowej książki poetyckiej „Kręgi" (to jeszcze jak was mogę) a potem kompletna obsuwa literacka w „Herbaciarni" która zamieniła się na szczęście w fajne countrowo-bluesowe jam-session z zespołem Bluegrass Destroyers. - 27 kwietnia - 20 maja 2015 - w ramach wspólnej imprezy z Miejską Biblioteką Publiczną zorganizowaliśmy cykl imprez pod hasłem „MAJstersztuka" w ramach której w Niszy Widowiskowej (zaraz obok Niszy Stowarzyszeniowej) pokazali się - Jacek Dehnel (27.04.2015), Hubert Klimko-Dobrzaniecki (8.05.2015), Tomek Różycki (9.05.2015) i Mariusz Urbanek (20.05.2015). - 15-16 maja 2015 - zorganizowaliśmy mini-akcję „Poeci dla Tybetu 2015" w „Niezależnym Ośrodku Kultury „Herbaciarnia" – zebraliśmy parę złotych, poczytaliśmy trochę wierszy, a nasz kolega z Tybetu, Younten Phuntsok opowiadał o tym jak uciekał do Indii przez Himalaje. - W czerwcu 2015 roku w serii „Faktoria poezji" wyszły książki poetyckie Szymona Biry „3,5" i Oli Wrony „Falochroń" - 7-10 października 2015 roku odbyły się 17 konfrontacje literackie „Syfon albo obrzeża herezji" - dzięki sporej i fundamentalnie hojnej dotacji Narodowego Centrum Kultury udało się sporo zrobić - m.in, spotkanie z Markiem Krajewskim, prezentacje obecnych i przyszłych autorów serii wydawniczej „faktoria", czytanie wierszy

INNE

WYDARZENIA

w ramach spotkania „Tribute to Jerzy Ficowski" i granie z tej okazji Cukunftu a nawet w ramach spotkania finałowego - granie do pierwszej w nocy Mirosława Czyżykiewicza. Anegdotyczna była historia z książką Janka Barona, który wygrał konkurs o laur Scherffera von Scherffensteina w 2015 roku - nie wydaliśmy mu książki bo dokładnie w tym samym czasie wygrał konkurs na tomik gdzie indziej i gdzie indziej nie chcieli się zgodzić na wspólną edycję. - W październiku 2015 z kolei w II festiwalu „Fala Poprzeczna" w Gdyni reprezentował nas Krystian Ławreniuk. Drugi raz w ciągu dwóch lat niebezpiecznie zbliżył się chłopak do wyspy Gotlandia, ale zobaczył morze i powiedział coś w stylu „eee tam" i wrócił do Brzegu. - W listopadzie 2015 we współudziale Polish Cultural Institute, dzięki pomocy i dobremu słowu Anny Błasiak, Wioletty Grzegorzewskiej, Pawła Gawrońskiego, Magdy Raczyńskiej, Marka Kaźmierskiego wydaliśmy w serii „Faktoria poezji" wybór tłumaczeń poezji Marii Jastrzębskiej „Cedry z Walpole Park". - Także w listopadzie 2015 Burmistrz Miasta Brzeg przyznał nam nagrodę dla animatorów i twórców kultury, nie wyróżnienie, nie dyplom, nie list gratulacyjny ale realną nagrodę wyrażoną w kwocie w złotówkach! Poprzednią nagrodę od własnego miasta otrzymaliśmy jeszcze jako grupa nieformalna w roku 1998 i został wtedy wydany pierwszy almanach Stowarzyszenia. Za nagrodę z 2015 roku mieliśmy z czego dołożyć do ostatnich książek w roku - „Antologii debiutów poetyckich 2014", „Kontraktu" Marka Kołodziejskiego i szczególnie - „Ksiąg" Adama Boberskiego. I jeszcze trochę zostało do dołożenia do jakiejś książki w 2016. Dzięki Panie Burmistrzu. - W grudniu 2015 ukazały się z kolei: w serii „Faktoria prozy" - książka Adama Boberskiego „Księgi", w serii „Faktoria poezji" - Marka Kołodziejskiego „Kontrakt", poza serią „Antologia debiutów poetyckich 2014". Jako współprodukcja z Galerią BWA w Olkuszu ukazała się również w serii BWA ksiażka Radosława Wiśniewskiego „Inne bluesy". - Zapowiedzi na rok 2016? Przestajemy śledzić próby dotarcia Krystiana Ławreniuka do Visby. Zaczynamy obserwację prób zapisania się do Stowarzyszenia Pisarzy Polskich przez Adama Boberskiego, co da mu prawo do pochówku na koszt państwa oraz prób napisania doktoratu przez Radosława Wiśniewskiego. Będzie równie śmiesznie. 26


FAKTORIA

Adam Boberski, Księgi seria: Faktoria Prozy rok wydania: 2015 ilość stron: 316 ISBN: 978-83-61381-95-2

Marek Kołodziejski, Kontrakt seria: Faktoria Poezji rok wydania: 2015 ilość stron: 40 ISBN: 978-83-61381-91-4

Maria Jastrzębska, Cedry z Walpole Park seria: Faktoria Poezji rok wydania: 2015 ilość stron: 104 ISBN: 978-83-61381-94-5 Książka dwujęzyczna (polski/angielski)

Aleksandra Wrona, Falochroń seria: Faktoria Poezji rok wydania: 2015 ilość stron: 48 ISBN: 978-83-61381-92-1

Szymon Bira, 3,5 seria: Faktoria Poezji rok wydania: 2015 ilość stron: 40 ISBN: 978-83-61381-93-8

www.motyleksiazkowe.pl 27


Spotkania w Niszy Wszystkich zainteresowanych siedzeniem przy herbacie, skubaniem folii bąbelkowej, przekładaniem książek z półki na półkę, literaturą, poezją, robieniem czegoś zaprasza się do NISZY w piwnicy Miejskiej Biblioteki Publicznej ul. Jana Pawła II 5, 49-300 Brzeg w każdy czwartek o godzinie 17:00.

SUBIEKT NA OBIEKCIE albo KRONIKI WYZYSKU KLASOWEGO Najbardziej dołujący tekst na pytanie subiekta „Co Panu podać?”: - Panie ja już mam 74 lata ale coś śmierć wciąż nie nadchodzi. A starszy Pan nie wiedział nawet że parafrazuje Mateusza Lewitę z„Mistrza i Małgorzaty” Bułhakowa.

Kolejny numer „Nowego BregArt-u” Czekamy na teksty, memy, notatki, ogłoszenia drobne do 1 maja 2016 r. do północy na adres redakcji. Spróbujemy go zrobić do wakacji.

Ten moment gdy przychodzi klient a ty musisz być uprzejmy. Klient jest lekko spocony, mówi nerwowo i ma tiki w oku a zamiast pojęć „wtyk” i „gniazdo” używa arcypolskich zamienników „chujek” i „cipka”. To nie żart, nie przesyłszenie bo on to powtarza ciągle. Jeszcze jednego chujka chce. Jeszcze jedną cipkę, tak żeby chujek do cipki pasował, rozumie pan, czy pan nie rozumie? Co zrobisz? Powiedz, co mu zrobisz zanim wyjdzie. Wyrwiesz chwasta?

ODKSERUJ, PODAJ DALEJ PRENUMERATA Papier – prosimy o przesłanie zaadresowanych do siebie i ofrankowanych znaczkami kopert formatu a5 PDF – prosimy o przesłanie pustego emaila na adres: nowybregart@wp.pl Skład Redakcji: Krystian Ławreniuk Radosław Wiśniewski Kamil Osękowski Ryszard Słoneczny Adam Boberski Tomasz Fronckiewicz

Ten moment kiedy klient kupuje różne rzeczy do kabli koncentrycznych i bez mrugnięcia okiem rzuca ci prosto w twarz: - A dostanę jeszcze obciągaczkę? - Co? - No, uniwersalną obiągarkę? Krztusisz się lekko, ale dzielnie przełykasz ślinę i pytasz: - Ale co ta obciągarka ma robić...? - No, izolację z drutu zdejmować Czyli chodziło o zwykły nóż, ściągacz izolacji. Wiem, trochę dziwnie to nazwałem, taki nóż, żeby się kręcił i izolację zdjąć. Właśnie.

Wydawnictwo: Strony Czarnoziemu Adres redakcji: Stowarzyszenie Żywych Poetów Miejska Biblioteka Publiczna w Brzegu. ul. Jana Pawła II 5 49-300 Brzeg N.I.S.Z.A. nowybregart@wp.pl kit_szp@wp.pl Nakład: Zamaszysty

28


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.