INFERIA 10

Page 1

Nr 4/2010 cena 0 zł ISSN 2081-1713

s. 6-7

Kayah

Festiwal hiphopowy s. 4-5 500 wspaniałych s. 10-11 Rybka lubi pojeść s. 14-15

M

arta

KLUBOWICZ

wywiad z artystką


W tym roku w dniach 13-15 sierpnia na Bastionie św. Jadwigi zobaczymy prawdziwą egzotykę. Zespoły z Nepalu, Algierii, Izraela, Turcji, Cypru, Wybrzeża Kości Słoniowej i inne. NR 04/2010

To będzie fiesta, jakiej jeszcze nie było!

Rosja

Rumunia

Izrael Algieria

Czwarta władza a samorządy Izba Wydawców Prasy od dawna prezentuje stanowisko, że samorządy nie powinny władać mediami. No cóż, rzeczywiście trudno temu zaprzeczyć. Gazety finansowane ze środków gminy są zazwyczaj biuletynami zawierającymi sprawozdania z działalności lub plany sesji rad miejskich. Poziom dziennikarski jest dość marny, bo nikt o to nie dba, środki na utrzymanie zapewnia gminna kasa, a jedynym zadaniem takiej gazety jest wychwalanie poczynań stojących u steru włodarzy. Gazety prywatne natomiast muszą walczyć o przetrwanie. Na pierwszej stronie musi być jakiś chwytliwy tytuł, który zaintryguje tak, że przechodzień wyciągnie 2 złote i zakupi ów produkt w celu przeczytania kolejnej zapierającej dech w piersiach informacji o swoim mieście, urzędnikach, osobach publicznych itd. Dlatego też gazety prywatne szukają sensacji, nie bawią się w rzetelność, a wzrastająca sprzedaż jest jedynym celem i wyznacznikiem sukcesu. Ponadto właściwie wszędzie prywatni właściciele gazet realizują poprzez media swoje ambicje polityczne – to żadna nowość. Czyli, reasumując, każdy rodzaj ma jakieś wady i bardzo często redakcje gazet, tak samorządowych, jak i prywatnych, przekazują informacje wybiórczo,

w sposób korzystny dla siebie.

Nysa jest miastem wręcz wybitnym pod tym względem, bowiem istnieje tutaj zjawisko zupełnie niezwykłe. Otóż okazuje się, że u nas można łączyć stanowisko rajcy miejskiego ze stanowiskiem dziennikarza. Można występować o informacje publiczne jako dziennikarz lub jako radny miejski – w zależności od tego, co jest wygodniejsze w danej chwili. Informacje, do których ma się dostęp ze względu na członkostwo w radzie miejskiej, np. na posiedzeniu komisji rady miejskiej, można opublikować w nieco zmienionej formie i nie do końca zgodnie z tym, co się usłyszało. Jak można rozliczyć radnego za mówienie i pisanie nieprawdy? Nijak, bo on wtedy powie, że pisał to jako dziennikarz i że jest to jego prywatna opinia, do której ma prawo w demokratycznym społeczeństwie. Myślałby kto, że Danuta Wąsowicz-Hołota z „Nowin Nyskich”, bo o niej mowa, będzie bardziej rzetelna w przekazywaniu informacji, które otrzymuje z pierwszej ręki, że będzie przedstawiać rzeczywisty obraz pracy urzędu i rady miasta, widząc go nieustannie i uczestnicząc w procesie podejmowania decyzji. Ale by się pomylił, i to bardzo.

Janina Janik

Ilość procesów o zniesławienie i naruszenie dóbr osobistych, wytoczonych tej pani, jest bardzo imponująca. Na dodatek to kobieta, a w samorządach kobiet jest mało. Rzekomo to należy zmienić, bo kobiety mają w sobie cierpliwość i kompromisowość, potrafią uczynić władze przyjaźniejszymi. Od razu na myśl przychodzi wiktoriański wizerunek kobiety „an angel in the house” (anioł w domu). Proszę przeczytać jakikolwiek artykuł tej pani – coś nie widać tutaj specjalnego człowieczeństwa czy kobiecego ciepła. Chyba że pani składa tylko podpis, a artykuł jest pisany przez kogoś innego, kto o miłości do bliźniego i w ogóle o człowieczeństwie niewiele wie, a procesów sądowych na koncie ma jeszcze więcej. Hm, wszędzie mówi się o konieczności wypracowania pozytywnego wizerunku miasta, całe działy złożone ze specjalistów pracują nad promocją miast i pozytywnym odbiorem zewnętrznym. Jaki jest odbiór zewnętrzny miasta, które słynie z referendów, nieustających waśni i walk plemiennych? Jaki jest wizerunek miejsca, w którym „wszystko, co powiesz, może być użyte przeciwko tobie” i gdzie takie „kobiety anioły” podejmują decyzje?

KONKURS Nysa - miasto fotografii

Nepal

Paweł Maluśki - pierwsza nagroda

Wybrzeże Kości Słoniowej

Serbia

Płn. Cypr Słowacja

Kontakt z nami:

STOWARZYSZENIE AD ASTRA w Nysie, ul. Wałowa 7, 48-300 Nysa, mail: adastra.nysa@gmail.com, redaktor naczelny Tomasz Janik projekt graficzny i skład Michał Baraniewicz www.majkelstudio.pl druk Cmyk Maciej Kowalski, zdjęcie z okładki Sławomir Kubala

2

Smoki atakują. Wyróżnienie. Paulina Frydlewska.

Prosimy o mailowe opinie i komentarze do zagadnień poruszanych w Inferii: adastra.nysa@gmail.com Najciekawsze wydrukujemy.

Zdjęcia można obejrzeć w Bastionie św. Jadwigi 3


NR 04/2010

Janina Janik Jest w naszym mieście chore dziecko. Nazywa się Oliwier, ma 3 lata i raka. Dziecko walczy o życie we wrocławskiej klinice, przeszło 21 terapii chemicznych – można by tym zabić konia, a nie szczupłego trzylatka. Ale dziecko walczy, nie daje się. Lekarze dobrze rokują, tylko że... potrzeba pieniędzy. Potrzeba na wszystko – na dojazdy i noclegi rodziców, leki, wizyty. A przede wszystkim potrzeba na operację. Jeżeli my, nysanie, zbierzemy pieniądze, dziecko ma realną szansę na życie. Jeżeli nie, to... Dobroczynność jest potrzebna wtedy, gdy formalne procedury nie dają się zastosować, tam gdzie niezbędny jest czynnik ludzki. Myślę, że to jest właśnie taka sytuacja. Nyski Dom Kultury zorganizował koncert muzyki klasycznej – znaleźliśmy dobrego skrzypka, uzyskaliśmy pozwolenie i zaczęliśmy sprzedawać cegiełki o wartości 50 złotych. Mieliśmy świadomość, że uczestniczymy w czymś, co wykracza poza muzykę. Serce na dłoni Celem akcji było zebranie jak największej kwoty. Koncert został zorganizowany dla nyskich VIP-ów. Tak, zgadza się, to chwyt marketingowy, a na obronę powiem, że dobrze odrobiona lekcja z marketingu. Wyodrębniliśmy klientów pod względem pewnych cech, w tym wypadku zasobności portfela oraz przynależność do lokalnej elity (lub aspiracji do takiej przynależności), i zaoferowaliśmy im ekskluzywny produkt, dzięki któremu mogą zakosztować sztuki wysokiej i podkreślić, że są odpowiedzialni społecznie i potrafią stanąć na wysokości zadania. Ten koncert był przeznaczony dla nyskich VIP-ów, dla elit. To był pierwszy tego rodzaju koncert charytatywny w Nysie, ponieważ muzycy byli opłaceni nie z przychodów ze sprzedaży cegiełek, tylko z wpłat własnych osób prywatnych.

Co to za elita? Rozesłaliśmy, dostarczyliśmy na różne sposoby 500 zaproszeń do kancelarii prawnych, notarialnych, gabinetów lekarskich. Zaproszenia otrzymali wszyscy radni Rady Miejskiej i Rady Powiatu, wszyscy dyrektorzy szkół, jednostek organizacyjnych gminy, urzędnicy wysokiej rangi i ci działający w pokrewnej dziedzinie, czyli kulturze. Miało być 500 wspaniałych, ludzi wielkiego serca. Nie było. Ci, którzy nie zawiedli Poniżej znajduje się lista darczyńców. Patrzę na nazwiska i nie pozwalam sobie na ocenianie. Może to dlatego, że po raz pierwszy? Dlatego tak wyszło? Zresztą jeden raz to nie podstawa dla statystyki i osądu sytuacji. Ale jest tak, jak jest – cegiełki wykupił 1 radny powiatowy, 2 członków Rady Miejskiej, 2 dyrektorów szkół, 1 lekarz, 1 notariusz. Nie było żadnego urzędnika wysokiej rangi, adwokata, żadnego członka Rady Kultury (oprócz dyrektora NDK), żadnego przedstawiciela instytucji kościelnych. W Nysie nie ma 500 wspaniałych, jest ich zaledwie 73. Obowiązek dobroczynność od zawsze spoczywał na możnych tego świata – nawet po stokroć bardziej barbarzyńscy królowie perscy wykupywali chrześcijańskich niewolników i puszczali wolno. Oczywiście w takiej ilości, w jakiej nakazywało im ich barbarzyńskie dobre wychowanie. Jeszcze sto lat temu dobroczynność należała do czynności obowiązkowych dla osób zamożnych. Uczestnictwo w takich imprezach, jak ta zorganizowana w Nysie, to od stuleci dowód na przynależność do określonej grupy społecznej. Tutaj demokracja uczyniła nam krzywdę. Wypowiadając słowa o przynależności do klasy społecznej, możemy obrazić tych, którzy do niej nie należą, ale tym samym zdejmujemy odpowiedzialność społeczną z osób, które z racji piastowanych stanowisk i poziomu zamożności należą do elity.

Obowiązki i przywileje W naszym demokratycznym społeczeństwie panuje pseudorówność, która sprowadza się do tego, że wszyscy mamy takie same obowiązki, jednak przywileje są różne. Pilnie obserwujemy, kto ma jaki samochód, dom, ciuchy, stanowisko, bez niczyjej pomocy z łatwością przypiszemy znane nam osoby do różnych klas. Demokracja i wolność daje aktywnym jednostkom możliwość szybkiego migrowania z klasy do klasy, co nie było takie łatwe 100 lat temu (bo wtedy, jak mówili Anglicy, ważne było nie tylko to, jakie masz pieniądze, lecz także jak stare one są). Szybka migracja społeczna spowodowana dorobieniem się w ciągu jednego pokolenia, ba! nawet w ciągu kilkunastu lat powoduje, że za znacznym wzrostem zamożności nie nadąża rozwój mentalny. Taka osoba mentalnie należy do klasy niższej poziomem wykształcenia, światopoglądem, rozumieniem własnego miejsca w społeczności, przyzwyczajeniami. Pieniądze to nie wszystko Pojecie „nowobogacki” jest dobrze znane wszystkim. Nowobogacki jest jak dziecko bawiące się zabawkami dla dorosłych, nie wie jak się zachować w nowej sytuacji, dopiero jego dzieci lub wnuki znajdą się w nowej rzeczywistości. Czy żebrak może stać się księciem? Mark Twain odpowiada, że nie. I tu nie chodzi o zasoby finansowe tylko o wychowanie i tradycję, jaką wynosi się z domu. Podczas Dni Nysy jeden z zespołów, którego gaża liczy się w dziesiątkach tysięcy złotych, po zakończeniu koncertu wyniósł i wpakował do bagażnika luksusowego auta wodę mineralną, kartony soków, niedojedzone owoce, wszystko, co było w garderobie. Nie, z żebraka księcia już nie będzie. Utopia Czy przysłanie zaproszenia na akcję charyta-

Ogłoszenie o przeprowadzonej zbiórce publicznej Dyrekcja Nyskiego Domu Kultury im. Wandy Pawlik informuje, że zgodnie z decyzją nr SO.EL 5022/4/10 z dnia 22.06.2010 r. podczas zbiórki pieniężnej zebrano 4003 zł (słownie: cztery tysiące trzy złote). Ww. kwota została przekazana na rzecz Fundacji „Na ratunek dzieciom z chorobami nowotworowymi” dla Oliwiera Ozgi. 4

tywną to przypadkiem nie jest wymuszenie? Tylko dla niedojrzałych społecznie, dla osób, które nie rozumieją swojego miejsca w grupie. Ewolucja człowieka jako jednostki społecznej to ustawiczne wymuszanie respektowania określonych zasad. Powierzchownie rozumiana demokracja, jako wolność od zasad, cofa nas w rozwoju jako społeczeństwo. Mamy świetny przykład – upadek koncepcji bezstresowego wychowania dzieci! Dziś chyba nikt nie ma wątpliwości, że to utopia. Dzieci są naturalnymi hedonistami, kierują się zasadą przyjemności, proces wychowania to nauka samoograniczania, które czyni z nich jednostki społeczne. Wychowywanie dzieci to wieloletnie wymuszanie odpowiedniego zachowania. Czy powinniśmy wychowywać dorosłych? Jeśli mają braki, to z całego serca tak! Im dojrzalsza demokracja, tym wyższy poziom odpowiedzialności społecznej. Dotyczy to również sfery biznesowej. Dlaczego światowe koncerny dbają o swój wizerunek tak, jakby były osobami posiadającymi reputację, historię itp.? Młoda demokracja i młody kapitalizm prowadzą gospodarkę wyniszczającą środowisko na wszystkich poziomach od produkcyjnego do społecznego, co odbija się również na stosunkach międzyludzkich. Jest to podobne do modelu, w którym nowa barbarzyńska kultura budowana jest na gruzach starej wypalonej. Nie wszystko w starej było złe, jednak nowa zachłannie niszczy więcej niż potrzeba, tak to działa. Podobnie przebiega rozwój młodego człowieka. W pierwszej fazie mamy nad nim kontrolę, potem następuje okres buntu i wygląda na to, że się cofamy. Młoda kultura demonstracyjnie niszczy starą. Kiedy okres buntu mija, następuje refleksja i nowa kultura przyswaja elementy starej, dodając coś od siebie.

Podziękowania składamy ludziom wielkiego serca, dzięki którym uzbieraliśmy kwotę 4003 złote, Są to: Jacek Krzysztoń, właściciel biura nieruchomości „Krzysztoń” (wpłata 350 zł) Rafał Leszczyński, właściciel biura podróży „Podzamcze” (300 zł) Katarzyna i Sławomir Kadrógowie, właściciele biura nieruchomości „Finans” (200 zł) oraz: Teresa Sordyl, Izabela Jastrzębska, Artur Sękowski, Piotr i Bożena Adamusowie, Aneta i Grzegorz Grabowscy, Monika Kamińska, Magdalena Pydych, Grzegorz Grązka, Bożena Węcka, Kamila Węcka, Stanisława Miza, Mirosław Aranowicz, Wioletta Oszytko-Grązka, Marian Bednarski, Liliana Rębisz, Elżbieta Szozda, Marta Kliś, Krzysztof Kliś, Romana Klubowicz, Beata Toczek, Janusz Dąbrow-

ski, Agnieszka Szymura, Maria Franczak, Agata Jazienicka, Małgorzata Biedroń, Regina Stajak, Janusz Stajak, Janusz Graginas, Adam Rajkowski, Anna Kurzakowska, Jacek Kurzakowski, Józef Adamów, Krystyna Adamów, Dariusz Bednarz, Anna Kustra, Aleksander Juszczyk, Ewa Rakszewska, Grażyna Gawłowska, Celina Czeczil, Anna Chodyniecka, Marek Chodyniecki, Aleksandra Taf, Bartłomiej Taf, Stanisława Taf, Renata Mangold, Marta Wajdzik, Mariusz Wajdzik, Katarzyna Sadza, Małgorzata Leśniewska, Adam Mazguła, Ewa Sachaj, Małgorzata Wagner, Halina Miłkowska, Witold Miłkowski, Janusz Gajownik, Jakub Gajownik, Jolanta Barska, Jan Kanonowicz, Beata Noga-Nowakowska, Barbara Drewnicka, Joanna Salachna, Maciej Salachna, Bożena Surma, Krzysztof Surma, Danuta Łabędzka, Stanisława Komar, Anna Hazik.

Dotychczas przyswoiliśmy sobie jedynie elementy demokracji, wolność bez odpowiedzialności. Komunizm zdezorientował i zdemoralizował bardzo wielu ludzi. Społeczeństwo, oceniając zjawiska społeczne, częściej kieruje się tanią medialną sensacją niż zdrowym rozsądkiem. Koncert symfoniczny, Filharmonia Wrocławska Bilet normalny 40 zł Bilet ulgowy 25 zł Rząd 7 - 8 VIP 60 zł No cóż, sporo refleksji, ale fakty pozostały niezmienne. Nie ma w naszym mieście 500 wspaniałych, a że z żebraka księcia nie będzie, to raczej ta sytuacja się już nie zmieni. Organizatorzy koncertu: 1. Anna i Jan Gorczyńscy, właściciele firmy „Tomart”. Ogromne podziękowania za plakaty i zaproszenia. 2. Katarzyna i Tomasz Misiaszkowie. Podobnie jak pani Ania włożyli oni ogrom serca, poświęcili mnóstwo czasu i pieniędzy na organizację akcji charytatywnej. W przypadku tych par nie sposób obliczyć wysokości datków, bo to już idzie w tysiące złotych. 3. Janina Janik, dyrektor NDK 4. Marcin Miłkowski, kierownik ds. AT w NDK. 5


NR 04/2010

Pij mleko, zajdziesz daleko Z Katarzyną Rooijens (z d. Szczot), czyli Kayah, przy okazji koncertu w Nysie rozmawia Konrad Szcześniak

- Powiedziała pani w jednym z wywiadów, że w polskim show-biznesie kobieta 40-letnia i starsza bywa już przezroczysta. Nosi czapkę niewidkę. Bo faceci wolą dwudziestki. To show-biznes jest dla młodzieży? I czy o wszystkim w nim decydują faceci? Kayah - Decydują o tym stereotypy. A te są po obu stronach barykady. Myślę, że każdy wiek ma swoją siłę, szczególnie ten zaraz po czterdziestce. Ma się nadal świetną formę, ale także i rozum, i wiedzę, i doświadczenie. Ja czuję się bardzo wartościowo. - I to poczucie jest najprzyjemniejsze w pani zawodzie? - Najfajniejsze są koncerty i bezpośredni kontakt z rozumnym człowiekiem. Promuję też w mojej wytwórni Kayax młodych, utalentowanych artystów, licząc się często z tym, że nie przyniesie to żadnych korzyści finansowych. Ale kiedy powstają takie perełki, jak np. ostatnia płyta świetnego producenta Foxa zatytułowana „Fox Box”, czy „Lovefinder” Noviki, czuję się w pełni usatysfakcjonowana i szczęśliwa. - Ciągle eksperymentuje pani ze stylami, z brzmieniem. Jak ma się w tym wszystkim odnaleźć fan, który lubi jeden, ale niekoniecznie inny sposób ekspresji muzycznej? Kochać mimo wszystko? - Moi prawdziwi fani rozwijają się razem ze mną, dojrzewają razem ze mną, choć oczywiście nikt nie ma obowiązku dotrzymywać mi kroku. Moi fani szanują mnie również za to, że nie spełniam niczyich oczekiwań, tylko wyrażam siebie, szukając wciąż nowych środków wyrazu. Generalnie wierzę, że prawdziwy artysta właśnie poszukuje, czasem idzie pod prąd, eksperymentuje, ale nie stoi w miejscu, rozwija się. - Ci fani to raczej kobiety. Czy ten rodzaj muzyki nie przemawia do mężczyzn? - Nie wierzę w sztukę niegdyś tak nieładnie nazwaną „waginalną”. Statystycznie ponoć ogromną grupę moich odbiorców stanowią też homoseksualiści. Może jest to kwestią potrzeby estetyki czy wrażliwości. 6

- Tak szczere teksty piosenek o sobie to jakaś postać ekshibicjonizmu? Radosna Kayah pisałaby radosne utwory? - Nigdy nie pisałam pamiętnika, nie mam takiej potrzeby, nie traktuję zatem i tekstów moich piosenek jako terapii, choć rzeczywiście część z nich zawiera treści osobiste. Ale umiem też słuchać innych i mam silną empatię, czasem porusza mnie czyjaś historia tak, że staje się kanwą do nowego tekstu. - Czy jeszcze raz, pomimo twierdzeń o szkodliwości, promowałaby pani mleko w telewizji? - Mam przekonanie, że była to słuszna akcja. Zrobiłam ją zresztą charytatywnie. Pochodzę z rodziny, która uwielbia pić mleko. I odpukać wszyscy są zdrowi. Są dwie szkoły i trzeba umieć przeciwną uszanować. Tak, wzięłabym udział w tej kampanii. - Kiedyś stwierdziła pani, że „żyjemy w kraju, gdzie są fantastyczne babki, natomiast z facetami jest gorzej”. Skąd taka frustracja? Przecież współpracowała pani z sukcesem z mężczyznami, że wspomnę Kiljańskiego, Szcześniaka, Bregovicia… - To zaledwie garstka, tych fajnych jest znacznie więcej, wyłączmy Gorana bo on nie jest stąd. Jeśli jest pan zdania, że typ urody jak i (a może przede wszystkim) stopień zadbania fizycznego jest po obu stronach jednakowy, to nie mogę się z tym zgodzić. W naszym kraju kobiety są o wiele bardziej interesujące. Do niedawna jeszcze dbający o siebie mężczyzna mógł być co najwięcej posądzony o biseksualizm. Wszystko w rękach nowej generacji. - Ta nierównowaga nie przeszkadza jednak pani mieć wieloletnich przyjaciół mężczyzn. Czy w związku z tym można uznać, że jednak istnieje (nieseksualna) przyjaźń między mężczyzną a kobietą? - Absolutnie tak. Ludzie nie dzielą się na dwa wrogie sobie obozy, zawieszające broń w celach prokreacyjnych. Ludzie to nie mężczyźni i kobiety, ale mądrzy i głupi, dobrzy i źli itd. Nie interesuje mnie wojna płci. Nie będę utożsamiać się z jakąś niezrównoważoną istotką tyl-

ko dlatego, że tak jak ja jest kobietą. - Skoro już padło nazwisko Bregović... dlaczego współpraca z nim, ukoronowana wydaniem fantastycznego albumu, tak nagle się zakończyła? Nie było chęci do nagrania drugiej płyty? - Oboje mieliśmy nowe plany artystyczne. Ja przy okazji jeszcze wychowywałam ledwo co urodzone dziecko. Poza tym, dwa razy do tej samej rzeki się nie wchodzi. - Ale jeśli ponowne wejście miałoby przynieść taką płytę jak „Kayah i Bregović”, to czemu nie? A propos – kto wymyślił tekst i muzykę piosenki z tego albumu „Prawy do lewego”? Mam wrażenie, że znam ją od zawsze… - W Zaiksie widnieje moje nazwisko jako autora tekstu, więc chyba jednak ja. - W związku z pani zamiłowaniem do astrologii przedstawię horoskop dla skorpiona sprzed paru miesięcy: „Niezwykłe pomysły, będziesz realizować z ludźmi bezkompromisowymi. Znajdziesz więź duchową i porozumienie fizyczne z bliską ci osobą, która na nowo zachwyci się twoim temperamentem. Wyczujecie swoje wibracje nawet w oddaleniu. Poprzez kontakty zagraniczne dotrzesz do nowych źródeł finansowania największych projektów. W drugim i czwartym kwartale energia będzie cię rozsadzać…”. Sprawdziło się? - Oczywiście! - Na koniec wróćmy do początku – początku kariery muzycznej. Gdyby można jeszcze raz, zupełnie od nowa ją rozpocząć, co by pani zmieniła? - Moje pierwsze decyzje kontraktowe nie były właściwe, miałam też na swoim koncie parę niefortunnych wypowiedzi, zbyt też pozostawałam otwarta dla mediów, tym samym, jakby mogło się teraz wydawać, dając im prawo do zamachu na moją prywatność. Dziś jednak wiem, że błędy są potrzebne, by się czegoś nauczyć i o sobie, i o innych. 7

foto: Magda Wunsche & Samsel/Kayax


Z Martą Klubowicz rozmawia Janina Janik NR 04/2010

- Czy aktorka może sobie pozwolić na poglądy polityczne? - Chyba każdy człowiek może i każdy myślący człowiek powinien mieć swoje poglądy na świat, a polityka to ważna jego część. Stanowczo nie jest mi wszystko jedno, kto rządzi moim krajem i kto mnie reprezentuje – dlatego zawsze głosuję w wyborach. Nie mogę powiedzieć, że polityka mnie pasjonuje, raczej brzydzi (świństwo i brutalną walkę o władzę bardzo wyraźnie widać nawet w takim politycznym mikrokosmosie jak Nysa!), ale uważam, że odcinać się od niej nie należy, bo nas dotyczy i i tak nas dosięgnie.

- Tak. Zrozumiał. Trzeba wiedzieć, z kim się pije kawę, a z kim wódkę. Moja młodziutka znajoma zakochała się w pewnym bardzo atrakcyjnym Austriaku, ale jak się jej przyznał, że płakał na pogrzebie Jörga Heidera – odkochała się natychmiast. Ja zerwałam ze znajomym, który, ku mojemu zdumieniu, wysłał mi przed wyborami link do jakiegoś agitacyjnego filmiku zrobionego takimi samymi metodami jak faszystowskie filmy propagandowe manipulujące emocjami ludzi, którzy nie są w stanie tego rozpoznać i

- Należy pani do jakiejś partii? - Należę do Ruchu na rzecz Demokracji. To jest stowarzyszenie. - Tak bardzo kocha pani demokrację? - Nie, bo uważam, że nie dorośliśmy do niej. Co to za demokracja, kiedy połowa społeczeństwa nie chce w niej uczestniczyć? Genialny filozof ksiądz Tischner mówił, że największym problemem w polityce jest to, że głupi nie odróżnia mądrego od głupiego. Ale lepszego systemu nie ma i należy go pilnować. Na szczęście jako społeczeństwo robimy postępy.

- I zmył się? 8

- To najpierw ich pytam, na kogo głosowali! - A dają w dowód uznania wielkie bukiety kwiatów, sznury pereł, brylanty? - Kwiatki czasem się zdarzają, ale tamto inne to już raczej przeszłość i legenda. Raz mi się zdarzyło, że ktoś dał mi w kwiatach pierścionek, ale nie zakończyło się to żadnym romansem. Kiedyś w Legnicy pewien piekarz podarował mi przepiękną, srebrną, artystyczną kolię. Ale za takimi „dowodami uwielbienia” kryje się często interes, który mnie nie interesuje. I to jest krępujące. Takie różne prezenty i prezenciki robią często ludzie trochę zakręceni i czasem nie wiadomo, co zrobić, jak zareagować, żeby kogoś nie urazić, a jednocześnie nie dać się obślinić obcemu facetowi, który wciska mi kiczowatego mikołaja, a potem bywa wylewny… - A czy była pani w Rosji? Tam podobno gwiazdy dostają w prezencie samochody, brylanty... - Też o tym słyszałam. Ale nie dostałam. Raz natomiast bardzo spodobałam się właścicielowi kasyna w Moskwie, gdzie kręciliśmy zdjęcia. Kiedy mu powiedziałam, że lubię Tarkowskiego, następnego dnia do hotelu przysłał mi wszystkie filmy Tarkowskiego na kasetach. To było coś!

- Porozmawiajmy o sprawach mniej politycznych. Czy ma pani stałych wielbicieli? - Mam taką wielbicielkę, która już dziesięć lat nęka mnie telefonami. Jest „psychiczna”. Mam też pewną polityczną anegdotę. Kiedyś zainteresował się mną jeden znany polityk – delikatnie mówiąc mocno prawicowy... Czytał moje wiersze i przylazł do teatru za kulisy, robiąc mi straszny obciach. Powiedziałam mu, że nie umówię się z nim na kawę. – Dlaczego? – spytał zawiedziony. – Musi się pan z tym liczyć, że pańska przynależność polityczna może mieć konsekwencje towarzyskie.

zobaczyć, a potem czekają przed teatrem…

nie są zdolni do samodzielnego myślenia. Polityka wkrada się nam wszędzie. Podzieliła nasz kraj, nawet rodziny. Ta wyrwa jest głęboka, długo się jej nie zasypie. To smutne. - Porozmawiajmy o rzeczach weselszych. Kiedy fani przychodzą do teatru, żeby panią

prawdę muszę. Natychmiast, jak tylko mogę, zmywam makijaż. Z makijażem czuję się, jakbym była brudna, czuję, że skóra mi nie oddycha. Wychodzę z domu, załatwiam sprawy bez makijażu. Mama mówi mi często: Umaluj przynajmniej usta! – Tak, tak mamusiu! – odpowiadam i szybko wychodzę z domu. Jak mnie Panie Boże stworzyłeś, tak mnie masz! Mam gdzieś to, co Pan Bóg kobiecie powiedział i że „jestem osobą publiczną” i ktoś może mnie oceniać. - To Pan Bóg coś takiego kobiecie przykazał? - Stworzył krowę, popatrzył i powiedział: Jesteś doskonała, będziesz dawała ludziom mleko. Stworzył świnię, popatrzył i rzekł zadowolony: Jesteś doskonała, będziesz żywiła ludzi mięsem. No i stworzył kobietę. Popatrzył, lekko się skrzywił i powiedział: A ty, niestety, będziesz się musiała malować!

- Nie lubię wielkich miast i jak tylko mogę – uciekam. Jak mam w Warszawie pojechać do centrum albo do jakiejś cholernej galerii handlowej, żeby sobie coś kupić, i wyobrażę sobie, że muszę się zebrać, jechać, szukać parkingu, a potem chodzić po tych sklepach, to mi się odechciewa tych spodni, butów i w ogóle wszystkiego. Zresztą o wiele lepsze ciuchy można kupić w Duńskiej Modzie w Nysie. Jestem dzieckiem prowincji. Nie znoszę tłumów, hałasu. Lubię takie miasteczka, w których wszędzie można dotrzeć piechotą. - Na przykład Nysę. - Właśnie. Bardzo jestem z Nysą związana. Jest wiele miejsc, które lubię, ale Nysę naprawdę kocham. - Czy po próbach działania w naszym mieście nie zniechęciła się pani jeszcze?

- Lubię grać, uważam, że mam piękny zawód. Ale jak to w życiu, nie wszystko w ukochanym zawodzie sprawia przyjemność. Ten zawód ma wiele cieni, jest niepewny, ciężki, bywa bardzo niewdzięczny i okrutny. Często ma się do czynienia z ludźmi nieprofesjonalnymi, nieetycznymi, od których człowiek jest zależny. Bo to jest zawód, w którym człowiek jest zależny od innych.

- Owszem, było mi przykro, kiedy moje liceum nie było zainteresowane obejrzeniem spektaklu o Eichendorffie „Pan Baron przychodzi boso i płaci guzikiem” Freda Apkego, w którym zagrałam i w który włożyłam wiele serca i pracy. Sztuka napisana dla Nysy, przetłumaczona przeze mnie, o poecie pochowanym w Nysie, który jest klasyką literatury światowej – zero zainteresowania nauczycieli, uczniów, dyrektorów... Teraz zapraszam w październiku – na uroczystość rozdania nagród w konkursie poetyckim „Orzech”, gdzie jestem w jury – zrobię z dziećmi spektakl o Jerzym Kozarzewskim. W listopadzie zapraszam na salon poetycki z moich tłumaczeń Eichendorffa. Piotr Walewski (ten od Dezyderaty!) napisał muzykę i skomponował kilka przepięknych pieśni śpiewanych przez Olę Maurer z „Piwnicy pod Baranami”. Mam nadzieję kogoś wzruszyć i otworzyć Wasze serca, moi drodzy nysanie! Otworzyć ludzkie serca – to największy sens mojego zawodu.

- Gdyby pani nie została aktorką, to kim?

- Nie mam wizażystki i na pewno nie wydaję więcej pieniędzy na ciuchy niż przeciętna kobieta.

- Dużo już pani przetłumaczyła?

- Nie lubię się malować i robię to, kiedy na-

szę prowincji?

- Mimo konieczności malowania lubi pani swój zawód? Jest spełnieniem marzeń?

- Według zasady: każdemu według potrzeb. Po co brylanty, lepsza strawa duchowa. A czy musi pani wydawać majątek na wizażystkę, ubrania itd.?

- Proszę sobie wyobrazić, że późnym wieczorem okazuje się, że lodówka pusta i trzeba wyskoczyć do sklepu po zakupy, a pani już bez makijażu. Co pani robi – traci godzinę na malowanie, czy wychodzi nieumalowana?

szkoda, że nie jestem operatorem filmowym. Zazdroszczę operatorom na planie, że mogą uchwycić ruchome obrazy. Podoba mi się to – zresztą sama fotografuję. Podobno „mam oko”. Właśnie niedawno z moją znajomą, fotografikiem Kamą Trojak zrobiłam pierwszą w życiu wystawę. Chciałabym przyjechać z nią do Nysy. Co tam gdybać. Jestem aktorką i nie zamienię się na nic innego, ale cieszę się, że mam od-

- Pisałabym. Zresztą pisanie, tłumaczenie stało się moim drugim zawodem.

- W sumie trzynaście sztuk teatralnych, kilka scenariuszy filmowych i wiersze „naszego” Eichendorffa. Zebrała mi się cała książka. Muszę jeszcze znaleźć wariata, który to wyda, bo kogo dzisiaj obchodzi jakiś niemiecki romantyk... - A gdyby nie pisanie, to co?

skocznię. Jestem szczęśliwa, jak czuję się panią kartki papieru, a konkretnie – dokumentu w Wordzie. Sama z laptopem, w którym mam swój świat, z tekstem – z językiem, którym lubię się bawić.

- Parę razy przeszło mi przez myśl, że może

- Woli pani zgiełk wielkiego miasta czy ci-

9


NR 04/2010

lekomunikacyjnego oceniają, że nowa regulacja pociągnie za sobą znaczące straty australijskich operatorów sieci komórkowych oraz ich serwisów partnerskich zajmujących się SMSami Premium. Przepis ma pomóc klientom, którzy nieumyślnie skorzystali z takich serwisów, jednak również będzie mieć negatywny wpływ na przychody operatorów. Rezultatem nowej regulacji wprowadzonej przez ACMA będą straty operatorów i serwisów, które sięgną setek milionów dolarów.

Marcin Miłkowski Wydawać by się mogło, że hodowla rybek akwariowych to spokojne i niedrogie hobby. Oczywiście w każdej dziedzinie można się zagalopować i wydać miliony np. na kolekcje papierków od cukierków, jednakże posiadanie kilku rybek z zasady nie jest zbyt kosztowne i niewiele przy tym zachodu. Wszystko zaczyna się bardzo niewinnie i tradycyjnie, dzieci wymieniają się długopisami, kolorowymi karteczkami, plikami mp3, programami komputerowymi, a także grami na telefon komórkowy. Hodowla wirtualnego zwierzątka to typowa gra, żaden nowy wynalazek, chomiki, psy, koty, rybki itp. Mieliśmy to już w formie breloczków, gier komputerowych, teraz przyszedł czas na telefony komórkowe. I tu zaczyna się nasza opowieść. Dzieci nie mają czasu na studiowanie instrukcji ani regulaminów, od razu przystępują do hodowli ukochanego zwierzątka. Karmią, bawią się z nim i chodzą regularnie na wizyty do wirtualnego weterynarza. Otrzeźwienie przychodzi razem z rachunkiem telefonicznym. Okazuje się, że każda z czynności pielęgnacyjnych wiązała się z wysłaniem SMS-a Premium za 2,44 zł; 4,88 zł lub 11,98 zł. Po kilku tygodniach zabawy rachunek może sięgać kilkuset złotych! Nie tylko rodzice czują się oszukani. Po wpisaniu w przeglądarkę hasła SMS Premium można poczytać, co o serwisach opartych o SMS-y o podwyższonej wartości sądzą internauci. Emilia Problem polega na tym, że z komórki wysyłane są SMS-y, które nigdy nie zostały wysłane. Ja dokładnie 6 listopada mam na wykazie wysłane dwa SMS-y po 19 zł każdy, zatytułowane SMS Premium - o godz. 22.45 i minutę później. Nigdy nie odpowiadam na propozycje wysyłane przez Erę, żeby wysłać SMS, jak również nie wysyłam SMS-ów na jakiekolwiek gry. A jednak mam to, co mam. Zresztą ja każdy wysłany SMS zapisuję, a tutaj takiego SMS-a nie mam. Napisałam do Ery reklamację, ale jeżeli oni maczają w tym palce, czyli sami zostawiają furtkę, aby ktoś mógł nadać z komórki SMS, jaki chce, to na pewno nie uznają reklamacji. Ale nie można tego tak zostawić. Trzeba zgłosić to do rzecznika praw konsumenta. 10

Eva Mnie naliczyli jakiegoś jednego SMS-a za 19 zł (bez podatku). Jak dzwoniłam do BOK-u, okazało się, że to SMS na tzw. telefon stacjonarny audiotele. Nie wysyłam takich SMS-ów w ogóle! Do telefonu tylko ja mam dostęp, a do tego nigdy nie kasuję SMS-ów przed sprawdzeniem faktury. Moich wyjaśnień jednak nie uznali w drodze reklamacji. Ale napisali mi, cytuję, „w trosce o Pani satysfakcję, w tym jednostkowym przypadku anuluję Pani SMS-a i przyślę fakturę korygującą”! Ależ miło z ich strony... Ciekawe ilu ludzi nie zorientuje się, że są okradani!? Zastanawiam się, gdzie dalej tę sprawę zgłosić. Przecież to kpina totalna! Co piszą w gazetach Tuż po sobotniej tragedii w Internecie pojawił się serwis, który zachęca do wysłania za pomocą SMS-ów kondolencji. Na ich podstawie ma rzekomo powstać Historyczna księga kondolencyjna, która zostanie wydrukowana i złożona przed Pałacem Prezydenckim. Problem w tym, że koszt wysłania jednego SMS-a to ponad 30 zł - ostrzega „Gazeta Wyborcza”. Jak udało się ustalić dziennikarzom, administratorem serwisu jest firma zarejestrowana na wyspach Oceanu Indyjskiego. Prezes Urzędu Komunikacji Elektronicznej jest oburzona, że ktoś chce zarobić na nieszczęściu i emocjach Polaków. Nie ma jednak możliwości walki z takimi działaniami. Należy się spodziewać, że w najbliższym czasie podobnych akcji może być coraz więcej. Przed wysłaniem SMS-a warto sprawdzić, jaka jest faktyczna cena takiej czynności. Można to zrobić, sprawdzając np. prefiks numeru Premium w cennikach operatorów. Dzięki ostrożności unikniemy wysokiego rachunku telefonicznego. Źródło: „Gazeta Wyborcza” A może by tak po prostu wyłączyć SMS-y Premium? W sieci Era dowiedziałem się, że to niemożliwe - „Brak możliwości technicznych”. Hm... to

wyjątkowo nieprecyzyjne określenie, odpowiedniejsze byłoby takie: „Nasze programy obsługi zostały skonfigurowane tak, aby zablokowanie takich SMS-ów było niemożliwe”. Dlaczego? Tego nie dowiemy się na poziomie Biura Obsługi Klienta. Nie dowiemy się tego również od działu PR firmy. W biurze obsługi klienta dowiemy się jedynie, że, owszem, istnieje możliwość zablokowania SMS-ów, jednakże trzeba zablokować możliwość wysyłania wszystkich. Chyba nie trzeba nikogo przekonywać, że zwykły SMS jest bardzo praktycznym narzędziem komunikacji i nie chcemy z niego rezygnować. To tak jakbyśmy kupili samochód z pełnym wyposażeniem, a następnie to wyposażenie wymontowali w obawie przed kradzieżą. To może lepiej kupić rower? Fakty są takie, że obecny stan prawny nie wymusza na operatorach umożliwienia klientowi realizacji blokady. A zablokowanie usługi z oczywistych względów nie leży w interesie operatora, ponieważ ok. 50% wartości SMS-a Premium trafia do kieszeni firmy telekomunikacyjnej. Niezależnie od problemu blokowania usługi na życzenie klienta trudno sobie wyobrazić, by

przy tak ogromnej marży znalazła się znacząca ilość wartościowych usług oferowanych tym kanałem sprzedaży. To musi być „coś z niczego”, loteria, konkurs z nagrodami, „wróżka prawdę ci powie”, „poznaj datę swojej śmierci” lub gry z ukrytymi SMS-ami – czyli śmietnik działający nierzadko na granicy prawa, na granicy wyłudzenia. „Gdy nie wiadomo o co chodzi, na pewno chodzi o pieniądze” Zaciekawiło mnie, jaki udział w przychodach operatorów komórkowych stanowi usługa SMS Premium, niestety w języku polskim przez pół godziny niczego nie udało się znaleźć, natomiast w języku angielskim natychmiast po wpisaniu hasła otrzymałem całą listę artykułów. Australian Communications and Media Authority – odpowiednik polskiego Urzędu Komunikacji Elektronicznej wprowadza regulację, która wymusza na operatorach sieci komórkowych umożliwienie swoim klientom zablokowanie usługi Premium SMS i MMS. Analitycy rynku te-

Opis działu porad dla rodziców ze strony Ery: „Bezpieczeństwo i koszty Warto zachować szczególną ostrożność przy tzw. numerach Premium. Zaczynające się od 7 lub 9 – kosztują dużo więcej niż zwykły SMS lub połączenie głosowe. Dziecko nie powinno korzystać z tego typu usług. Era posiada w swojej ofercie usługi pozwalające zachować bezpieczeństwo użytkowania telefonu przez dzieci i młodzież. Obecnie pracujemy nad dostarczeniem Państwu dodatkowych rozwiązań umożliwiających kontrolę treści docierających do tej grupy odbiorców”. Bardzo nam miło, że Era tak się troszczy o nasze dzieci, tylko trudno zrozumieć, dlaczego ma takie kiepskie wyniki w tej dziedzinie. Czy tam też brakuje fachowców?! Serwisy SMS, czyli kto jest bezpośrednim dostawcą żarłocznych rybek? Firmy działające w oparciu o serwisy Premium są bardzo mobilne. Być może adresy podane niżej już nie są aktualne. Poniżej tekst reklamowy firmy dystrybuującej rybki. http://mojarybka.pl Moja Rybka - prawdziwe akwarium w Twoim telefonie! Moja Rybka to aplikacja, która zabierze Cię w fascynujący świat podwodnych przygód! Opiekuj się swoim stworzonkiem, zdobywaj nowe okazy i stwórz idealny staw! Mamy dla Ciebie masę gadżetów, opcję wędkowania i gwarancję wciągającej zabawy! Tak będzie wyglądać Twoje akwarium... – opis wprost prosi się o zdanie komentujące, jak będzie wyglądał portfel rodzica, którego dziecko zacznie hodować tę rybkę. Usługa SMS Premium nie jest pierwszą usługą podwyższonej wartości świadczoną przez firmy telekomunikacyjne. Od lat istnieją specjalne numery rozmowne 0 700 – jednak w tym przypadku doczekaliśmy się regulacji prawnych, tego typu usługi można zablokować na życzenie klienta. Kwestia usług specjalnych to gorący temat także u operatorów telefonii stacjonarnej, respektowanie obowiązującego prawa nierzadko trzeba wymuszać karami finansowymi, jak w przypadku TP SA. Tak brzmiał komunikat UKE z 2006 roku: „Pomimo obowiązywania ustawy Telekomunikacja Polska S.A. (TP) przez prawie dwa lata nie wdrożyła bezpłatnych informacji o koszcie połączenia na numery o podwyższonej opłacie dla wszystkich taryf dla usług 0-300/0-400/0700/0-701. Dostawca usługi o podwyższonej opłacie powinien zapewnić, aby użytkownik końcowy w stacjonarnej publicznej sieci telefonicznej był każdorazowo informowany przed rozpoczęciem naliczania opłat o cenie jednostki rozliczeniowej połączenia do numeru danej usługi. Bezpłatna informacja o jednostce rozliczeniowej powinna być wdrożona z dniem wej-

ścia w życie Prawa telekomunikacyjnego, czyli od 3 września 2004 r.”. Prezes UKE w decyzji z 27 lipca 2006 r. ustalił wysokość kary na kwotę 1 mln zł, co stanowi mniej niż jedną setną kary, jaka mogłaby zostać wymierzona - do 3% przychodu TP za poprzedzający rok. W tym wypadku na wymiar kary wpływ miał fakt wprowadzenia od 26 maja 2006 r. zapowiedzi we wszystkich taryfach. Mam nieodparte wrażenie, że operator „prawie dwa lata” nie wdrażając opisanych wyżej bezpłatnych informacji, zarobił na zdezorientowanych klientach znacznie więcej niż 1 mln zł, tak więc faktycznie kara nie była karą, a jedynie kosztem działalności gospodarczej, można by powiedzieć, że „koncesją za prawo do dezorientowania klienta”. Dopóki wysokość stosowanych kar za nieprzestrzeganie prawa przez operatorów będzie tak niska (mniej niż jedna setna kary, jaka mogłaby zostać wymierzona), nieprzestrzeganie prawa będzie opłacalne. To tak, jakby niepłacenie podatków skutkowało wymierzeniem kary niższej od należnych podatków – któż by wtedy płacił podatki? Niechciany SMS Premium zdarza się każdemu, od naiwnego 7-latka, poprzez podręcznikową blondynkę, po eksperta prawnego w dziedzinie nowych technologii. Cytat z http://di.com.pl „Ponieważ skończył mi się darmowy okres korzystania z Mobilnego GG, po uruchomieniu aplikacji została wyświetlona propozycja opłacenia abonamentu. Wybrałem opcję 9 zł - 90 dni. Jednak w reakcji na „dotknięcie” tej opcji na dotykowym wyświetlaczu ponownie natychmiast pojawiło się pole wyboru abonamentów. Myśląc, że to błąd, kliknąłem jeszcze parę razy i ciągle wyskakiwało to samo okienko. Nagle została wyświetlona mi na sekundę informacja: „SMS został wysłany”. Po chwili ta sama informacja pojawiła się ponownie. Zatem Mobilne GG praktycznie bez mojej wiedzy i zgody wysłało aż 2 SMS-y Premium. Taka procedura płatności za usługę świadczoną elektronicznie jest niezgodna z ustawą o świadczeniu usług drogą elektroniczną. Powinienem zostać poinformowany, że wybranie opcji płatności będzie oznaczać już samą płatność (i poproszony o potwierdzenie mojej decyzji). Spodziewałem się raczej, że zostanie uruchomiona najpierw przeglądarka i zostaną mi udostępnione różne opcje płatności (niekoniecznie SMS Premium, ale np. też karta, przelew itp.). Powinna pojawić się informacja z potwierdzeniem, że chcę dokonać płatności”. Tymczasem regulaminy i procedury (a właściwie ich brak) w zakresie świadczenia usług drogą elektroniczną przez GG Network SA z wykorzystaniem komunikatora Mobilne GG naruszają m.in. przepisy: kodeksu cywilnego, kodeksu karnego, ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną, ustawy prawo telekomunikacyjne, ustawy o ochronie konkurencji i konsumentów, ustawy o ochronie niektórych praw konsumentów i odpowiedzialności za produkt niebezpieczny, ustawy o przeciwdziałaniu nieuczciwym praktykom rynkowym. Autor zacytowanego w zakończeniu tekstu jest radcą prawnym, współpracownikiem Centrum Badań Problemów Prawnych i Ekonomicznych Komunikacji Elektronicznej, twórcą serwisu prawa nowych technologii NoweMedia.org.pl

11


NR 04/2010

Jarosławna

Jak się okazuje, te pamiętne słowa Ferdynanda Kiepskiego są jak najbardziej na czasie. O owym „chujściu” myśli o wiele więcej osób, niż nam się może wydawać, i są to nie tylko kobiety, i nie tylko z nadwagą. Pragnienie utraty wagi jest przemożne – wszak nasza kultura ukazuje sylwetkę bardzo szczupłą jako najdoskonalszą. Anoreksja i bulimia, konsekwencje zdrowotne nie odstraszają nikogo. Obok wiecznie aktualnych tematów, takich jak seks czy pieniądze, odchudzanie jest zawsze na topie. Mam znajome, które wypróbowały na sobie wszystkie diety świata, poczynając od drakońskich (kawa bez cukru i jedna marchewka dziennie) do proteinowej, najbardziej ostatnio modnej. Z rozmowy z nimi wynika jednoznacznie, że diety pomagają, ale jakoś tak nie na długo. Człowiek zmęczony nieustannym jedzeniem pokarmów skrupulatnie odliczanych, ważonych i przeliczanych na kalorie, po zakończeniu całego bolesnego procesu zjada cały sernik i wraca tam, gdzie był, czyli do nadwagi. Stosuje się różne triki – np. pewna znajoma doradzała, aby przygotowany obiad składający się z 2 liści sałaty oraz startej marchewki rozłożyć wachlarzem na talerzu tak, „aby oko widziało, że jest tego tak dużo”. Należy też dużo pić, ponieważ „często pragnienie jest mylone z głodem”. Hm, jak się wypije 2 litry wody, to rzeczywiście jeść się już nie chce (żyć się też nie chce, ale to są skutki uboczne, a zatem mało ważne). Pewien znajomy , który sam boi się do ust włożyć cokolwiek jadalnego, aby zachować idealną, jego zdaniem oczywiście, sylwetkę, powiedział, że należy się więcej ruszać i mniej żreć. Bardzo słusznie, pożytek ze zdrowego trybu życia jest poza dyskusją, ale czy my nie przesadzamy w tym dążeniu do utraty wagi za każdą cenę? Jesteśmy żywi ludzie, wyjeżdżamy na wczasy, organizujemy imprezy okolicznościowe, uczestniczymy w urodzinach. Są to okazje do zjedzenia tuczącej sałatki z majonezem, wypicia niezdrowej coli i innych „strasznych nadużyć”. Jak się w obliczu talerzyka z kawałkiem tortu czuje osoba żywiąca się wyłącznie twarożkiem 0% i ograniczająca dzienne spożycie pieczywa do kilku placuszków z płatków owsianych w smaku przypominających trociny? To jest po prostu scena kuszenia, być albo nie być. Każde rozwiązanie jest złe – jeśli zjem, to przytyję i złamię żelazną zasadę. Jeśli nie

12

zjem, to jak się będę czuła wśród innych zajadających i jak oni odbiorą mnie odwracającą wzrok od ich poruszających się warg? A poza tym to tak fantastycznie smakuje, cudownie wygląda i zachęcająco pachnie! Za co mam się tak karać?! Nadwaga stanowi problem przede wszystkim zdrowotny. Z drugiej strony tak promowana niedowaga również wiąże się z problemami zdrowotnymi. Od dawna toczy się kampania protestu przeciwko hodowli modelek o wyglądzie zagłodzonego dziecka, o nóżkach, których najszerszą częścią jest kolano. Nasz wiek jest wiekiem głodnych kobiet, stąd też może bierze się ich frustracja i niechęć do życia. Badania ukazują, że wśród grubasów liczba ludzi szczęśliwych jest stanowczo wyższa. Trudno nie czuć frustracji, jak się ma do jedzenia zdrowotne pieczywo o wyglądzie tekturek, ale podobne uczucia ma się również, jak się widzi metkę XXL na ulubionym sweterku. I odwrotnie – ogromna większość facetów woli kobiety o okrągłych kształtach, a brzuszek u faceta na pewno go nie dyskwalifikuje z roli „ciacha”. Życie byłoby zupełnie inne, gdyby szczęście zależało jedynie od wyglądu, a brak nadwagi zapewnił sukces życiowy. Może te zainteresowania dietami wskazują na nasze potrzeby w zakresie samodoskonalenia się i dążenia do wyimaginowanego ideału. Cóż, co poradzić? Należy znaleźć równowagę, wypośrodkować swoje zachowania i wybory. Sophrosyne, jak mawiali starożytni Grecy, czyli umiarkowanie. Trzeba się ruszać, a nie rozważać, jaki rodzaj diety jest najbardziej odpowiedni w naszej strefie klimatycznej. Ludzie znajdą 5 godzin dziennie na siedzenie przed telewizorem, ale nie znajdą pół godziny na aktywność fizyczną. Nadwaga jest wszak najczęściej problemem nadmiernego jedzenia i niefizjologicznego trybu życia. A jaki jest ten tryb życia? No cóż, od czasów epoki kamienia łupanego nasze organizmy nie zmieniły się tak bardzo, jak tryb życia, brak ruchu i ilości pokarmu powodujące bardzo wiele chorób cywilizacyjnych. Żeby temu przeciwdziałać, musimy wykonywać pozornie bezcelowe działania, czyli zrywać się skoro świt i choćby przez pół godziny biegać tak, żeby wycisnąć siódme poty, albo jeździć na rowerku treningowym, oglądając przy tym telewizję. Nic z tego nie mamy… poza zdrowiem, które jest nam niezbędne, by móc jak najpełniej korzystać z innych przyjemności życia.

Księża też jedzą! Cyceusz Na dniach odbył się niebywały kurs, na który zjechały zadowolone z życia gospodynie plebańskie. Liczba miejsc była ograniczona i lista zamknęła się z hukiem przy cyferce 65. Przez meandry pichcenia podczas świąt czy nieświąt nieświadome panie przeprowadzane były przez stare wygi w tym temacie, siostry Gaudencję i Sybillę. Ponoć wszystko zakończyło się pełnym sukcesem, gospodynie uzbrojone w nowe przepisy, nowinki oraz diety (!) powróciły na swoje plebanie, a cóż czynili panowie księża w tym czasie? No, ja tam sobie przeistaczałem zimne w ciepłe za pomocą mikrofalówki ks. Alojz Jeszcze chwilę zostając w temacie damsko-kościelnym... W naszym jedynym mieście stołecznym zebrały się panie i sobie burzliwie debatowały w temacie, czy Maryja była feministką. Wspólna decyzja w tej kwestii nie zapadła, ale nie do tego dążę. Na mównicę wyszła pani. Rozochocony tłum poszedł w dywagacjach o krok dalej i z sali padło pytanie, na które dano szybką odpowiedź: - Czy kobieta może zostać papieżem? - Nie, bo ma okres, a tuż przed miesiączką dochodzi do swoistego obrzęku mózgu. Rozpętała się burza, z ust profesorów posypały się cierpkie słowa i tak się zakończyła dyskusja. Z różnych dziwnych sytuacji płyną różnorakie morały, także i z tej: jeśli nie chcesz zginąć rozszarpany przez watahę feministek, to nie wspominaj przy nich o okresie.

McB

Przepaść oddzielająca wieś od miasta powoli zanika, poziomy życia coraz bardziej się zbliżają. Dzieci ze wsi uczęszczają do szkół muzycznych, językowych, wyjeżdżają na zagraniczne wakacje. Poziom nauczania w wiejskich szkołach nieustannie idzie w górę dzięki dobrze przygotowanej kadrze nauczycielskiej i małej liczbie dzieci w klasach. Sporo osób kupuje działki budowlane, buduje domy i wyprowadza się z miejskich bloków. Teraz każdy dorosły członek rodziny ma samochód, więc dojazd nie jest już tak kłopotliwy jak kiedyś. Oczywiście nadal życie na wsi niesie z sobą pewne ograniczenia – trudno tam o rozrywkę, najczęściej ośrodkiem kultury jest miejscowa szkoła, która kilka razy do roku przygotowuje akademie w socjalistycznym stylu, czyli z wierszami, pieśniami patriotycznymi i obowiązkową grochówką. Coraz więcej młodzieży garnie się do miasta, przyjeżdża na koncerty, dyskoteki lub zwyczajnie do restauracji. Nie sądzę, aby w najbliższej przyszłości sposób życia na wsi i w mieście się zrównał. Aczkolwiek z drugiej strony rodziny rolnicze posiadające kilkanaście hektarów ziemi uprawnej żyją z pewnością na poziomie wyższym, niż rodzina z miasta, w której np. oboje małżonkowie pracują w zakładzie przemysłowym. Mieszkaniec wsi już nie jest „wieśniakiem” ze względu na miejsce zamieszkania. „Wieśniak” to jest ktoś mało rozgarnięty, ale niekoniecznie zameldowany na wsi. Na takie miano może zasłużyć nawet mieszkaniec stolicy.

Michał Baraniewicz

Boże, nie mówcie mi o wsi. Ludzie nie z tego świata, przepaść oddziela ich od mieszczuchów. Mam wrażenie, że tylko siedzą w domach i się gapią przez okna. Jak ktoś obcy podjeżdża autem, to podchodzą do furtki i otwarcie się gapią. Wszyscy wiedzą wszystko o sąsiadach, obgadują kogo się da. Niestety na wsi kwitnie alkoholizm, i to w najlepsze. W telewizji Trwam pokazywali kiedyś Przystanek Woodstock i dzieci pijące piwo. Po co Woodstock? Na każdej wsi pod sklepem stoją dzieci z piwem i jakoś nikt tam się specjalnie nie gorszy. Ksiądz jest najważniejszy i czasami sołtys. Na wsi kwitnie ciemnota, ludzie siedzą w domach całe życie, jak gdzieś wyjeżdżają, to tylko do pracy – do Niemiec, Włoch. Całe wsie tam powyjeżdżały. Sporo jest rodzin wielodzietnych, przemoc w rodzinie to zjawisko codzienne. Dzieci jakieś przerażone, wstydzą się wszystkiego, o

drogę nie można normalnie zapytać, bo zaraz sensacja. Są takie wioski obok Nysy, że strach tam wjeżdżać, domy obskurne, slumsy jak się patrzy. W wielu wsiach niektórzy mieszkańcy nie mają nawet szamba, nieczystości wyprowadzane są na ogródki przydomowe lub do rowów przydrożnych. Smród w czasie upałów jest wizytówką niejednej wsi. Aż dziw, że jeszcze nie ma epidemii cholery czy dżumy. Młodzież bardzo agresywna, siedzą na przystankach lub na barierkach przydrożnych, biją się na jakichś tam swoich imprezach. Jak pilnuje straż pożarna, to sama pijana, więc lepiej tam się nie pokazywać. Nigdy w życiu nie chciałbym mieszkać na wsi. Wiem, że bogacze się budują za miastem, żeby im nie przeszkadzał hałas uliczny, ale oni się trzymają z daleka od wioskowego życia.

Lidka

A co tu porównywać. Ceny domów w mieście osiągnęły tak astronomiczny poziom, że musiałabym nie wychodzić z pracy przez dziesięciolecia, by sobie kupić dom w Nysie. Tylko po co mi wtedy dom? A ogródek? Nie, nie taki z pietruszką i kalarepą, żeby się urobić po łokcie, tylko z trawą i intymnym żywopłotem, z leżakami i parasolem, z rządkiem truskawek, tak na wyciągnięcie ręki, i widokiem na góry lub jezioro, a nie ścianę wieżowca pełną wścibskich oczu. Mam ochotę wyjść nieumalowana – wychodzę. I niech mi ktoś coś powie. Spróbujcie w mieście zostawić niezamknięty dom. Wyrwą nawet umywalkę. Ja się na wiosce w ogóle nie martwię o złodziei. Drzwi wiecznie otwarte. Gdyby nie zima, mogłabym sobie zamiast nich wstawić dyndające frędzle lub takie kolorowe szeleszczące bóg-wie-co. A imprezy? Mogę sobie słuchać na full np. (prze-

praszam, dla kogo ten wywiad? Aha, dla Inferii) symfonii G-dur Haydna bez konsekwencji. Żadnej wścibiającej nos w nie swoje sprawy straży miejskiej. Kłopoty z parkowaniem? A co to takiego!? Mandat za nieprzepisową jazdę? Tu my ustanawiamy przepisy! Na wsi żyje się wolniej. Znaczy normalniej. Gdy widzę ten zmęczony miejski tłum pędzący rano do centrum, te korki w drugą stronę po południu, zastanawiam się nad sensem życia. O co chodzi w tym wyścigu szczurów? O to, kto później dostanie wrzodów żołądka okraszonych piękną nerwicą? Czy o to, kto więcej odłoży i kupi sobie szybsze auto? W korku wszystkie i tak stoją tak samo szybko. Kiedyś to jeszcze rozumiałam – w mieście książki, filmy, rozmównice telefoniczne... Życie jak w Madrycie. Teraz to wszystko mam w Internecie. Zupełnie takim samym, jak ten miastowy. Pyk i ściągnięta najnowsza płyta. Pyk i zrobione zakupy w internetowym sklepie. Pyk i odbyta rozmowa z ciocią z Etiopii. Niektórych przyjemnostek rzeczywiście na wsi nie ma, ale i wy, wielkomiastowi, uderzcie się w piersi i szczerze odpowiedzcie, kiedy ostatnio byliście w zoo? A w teatrze? W filharmonii? Ja na pewno nie rzadziej.

REKLAMA

O chujściu pan myśl!

W tej części Inferii odpowiadamy na największe zagadki ludzkości

13


NR 04/2010

Dlaczego hip-hop trafia do tak wielu ludzi?

Laura – Ponieważ jest stylem życia, który rozwija się na wielu płaszczyznach i dzięki temu trafia nie tylko do muzyków, ale również do wielbicieli tańca, graffiti itp. Trzeba mieć coś w sobie i to coś potrafić przekazać. Najważniejsze, by hip-hopowiec potrafił wykreować swój własny styl.

(Kajman „Podmuch”) Jarosławna Czy hip-hop to power? Czy to jest coś, co wykracza poza zwykły nurt muzyczny? Czy tworzenie takiej muzyki polegającej głównie na improwizacji oznacza wyższy stopień samorealizacji? Już pisaliśmy o kojarzonych z hip-hopem łysych twardzielach w szerokich spodniach, o postrzeganiu rapu jako muzyki „szemranej”. Hip-hop powstał wśród Afroamerykanów, a przyznać się muszę, że chociaż na pewno nie jestem rasistką, to skręca mnie na widok co niektórych teledysków, gdzie czarnoskóry artysta odziany w dresik-szeleścik, czapkę tkaną złotem i oklejoną cekinami (atrybut męskości?), z łańcuchem grubości węża boa na szyi oślepia blaskiem złotej szczęki, w tle wiją się panienki podejrzanej konduity, a całość – wypisz, wymaluj taniec godowy plemienia ludojadów Mumba Jumba (rozumiem, że końcowa scena wspólnej kopulacji zostaje z teledysków wycięta, aby zapobiec powszechnemu zgorszeniu). Teksty są na poziomie kreskówki o Pokemonach. Nie mam pojęcia, czemu to służy i kto z tego może mieć radochę, oprócz jubilera, który sprzedał łańcuch wykonany z całej sztaby złota. Z niejakim zdziwieniem dowiedziałam się, że taka szczęka nazywana jest grillem i że nie ma nic wspólnego z wadą uzębienia, tylko to jest taka ozdoba – złote czasy dla ortodontów. Wiszące workowate spodnie pochodzą natomiast z Bronksu – mieszkańcy tej dzielnicy spory kawał życia muszą spędzać w więzieniu ze względu na swoje światopoglądy, a w więzieniu, wiadomo, zabierają paski i sznurówki, więc po wyjściu na wolność taki młodzieniec chodzi w workowatych, trzymających się na słowie honoru spodniach, już z przyzwyczajenia. Ciekawe, skąd pochodzą grille? Ale nagle się okazało, że z tego czegoś, co muzyką trudno nazwać, wyłoniło się ciekawe zjawisko społeczne. Nie mam pojęcia, jak jest gdzie indziej, ale w Polsce hip-hop jest muzyką, która wychowuje i uczy. Polski rap ma zupełnie inne oblicze, jest sposobem na samorealizację. Co prawda, Don GURALesko występuje ze złotą szczęką i nosi czapeczki w kolorach fluorescencyjnych, ale złotem i srebrem tkane szaty (i fluorescencyjny kolor włosów) prezentuje raczej Michał Wiśniewski. Polski hip-hop to wielkie T-shirty z jaskrawymi napisami, kolorowe czapeczki, workowate spodnie i ogólnie zastosowanie kolorów dotychczas uznawanych za niemęskie, czyli różo14

wych, fioletowych, niebieściutkich, seledynowych itd. W dodatku łączonych bez ładu i składu. Ale poza ciuchami jest muzyka, która ma w sobie moc, czyli powera, muzyka wielkich emocji i głębokich przeżyć. Raper postrzega świat głównie negatywnie – w hip-hopie nie ma piosenek o ptaszkach czy o miłości do dziewczyny o błękitnych oczach. Ale jest życie – surowe, twarde, często okrutne lub bezsensowne, w którym trzeba jednak zachować wartości moralne. Czyli życie każdego z nas. Raper nie wstydzi się swoich myśli i przeżyć – chociaż czasami nie są najmądrzejsze czy najbardziej stosowne, to są zawsze naturalne. Nie wiem, co dla mnie brzmi bardziej patriotycznie – tekst polityka w nienagannym garniturze, np. „Polska jest najważniejsza”, czy tekst Gurala „czter-

dzieści milionów serc bije tutaj”. Hip-hop grają ci, „którzy widzą w nim pasję i na później odłożyli pier…. i wakacje”. Hip-hop jest zjawiskiem, którego nie wolno zignorować, zyskuje coraz więcej zwolenników. W klubach, gdzie grały kapele rockowe, występują raperzy. Na te koncerty przychodzą nie tylko małolaty, lecz i dorośli, mający rodziny ludzie. Podobnie się dzieje z breakdance czy graffiti – już coraz mniej kojarzą się z kulturą uliczną na pograniczu chuligaństwa.

Dlaczego warto przyjść? Skąd się wziął pomysł Sebastian – Gramy po raz pierwszy tak grubą na festiwal hiphopowy? imprezę. Zjawi się ponad 40 reprezentantów stylu, którzy na pewno poprzez swoją zajawkę zrobią wielkie boom! Wjazd za free oraz tani browar niech będą z wami wszystkimi. Musisz tam być i tyle! Elo!

DJ Element – Jest tyle osób, które się interesują hip-hopem, że powstanie takiego festiwalu było tylko kwestią czasu. Ta subkultura wciąż się rozwija. Media nic w tym kierunku nie robią, by pokazać prawdziwe oblicze tej kultury, dlatego tacy jak ja robią wszystko, by tę machinę napędzać. Nawoływania Pei, by zlinczować chłopaczka na koncercie w Zielonej Górze, były tragiczne. To był zapalnik, który podzielił fanów i raperów. Peja zachował się jak... a, nic nie powiem.

Rap ma w sobie powera – to jest muzyka o mocnych uczuciach i dla mocnych ludzi. A z takich właśnie wyrastają ci, którzy zmieniają świat - „Chłopaku, ja mam rap, trzymam w ręku grom jak Zeus”.

W ramach drugiego z koncertów Polsko-Czeskiej Muzycznej Fiesty na nyskim Forcie Wodnym wystąpią zespoły rockowe Leaf, Breed Room, Shadowmore, Parande, Moyra, Funny Waves, Climatt, Dvacet Facet, Skip Jack, Soul Sick i inni. Każdy, kto gra rocka, solista czy zespół, może się w Nyskim Domu Kultury zapisać na występy. NDK pokrywa transport, noclegi i wyżywienie.

LEAF

Mieszkańcy pobliskich domów – przygotujcie się na baaardzo gorący weekend, a fani rocka – tłumnie przybywajcie! Niech fort zadrży, jak na wojnie!

15


Projekt jest współfinansowany ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego oraz ze środków budżetu państwa. PRZEKRACZAMY GRANICE


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.