Chwila szczescia

Page 1


2


Federico Moccia Chwila szczテェナ田ia

3


Tytu³ orygina³u: Quell’attimo di felicità Projekt ok³adki: Redakcja: Irma Iwaszko Redakcja techniczna: Zbigniew Katafiasz Korekta: Jolanta Rososiñska

Zdjêcia wykorzystane na ok³adce:  Anna Powa³owska /Agencja FREE  andrewburgess /iStockphoto Postaci i wydarzenia opisane w powieœci powsta³y w wyobraŸni autora. Jakikolwiek ich zwi¹zek z faktami lub prawdziwymi osobami

4

jest ca³kowicie przypadkowy.

 2013 Federico Moccia, Italy  for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2014  for the Polish translation by Karolina Stañczyk

ISBN 978-83-7758-625-9

Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA Warszawa 2014


Dla Marii Luny, mojej ma³ej ksiê¿niczki

5


6


Spyta³em zebrê jesteœ bia³¹ zebr¹ w czarne paski czy czarn¹ zebr¹ w bia³e paski? A zebra odpowiedzia³a: a ty jesteœ ha³aœliwym cz³owiekiem z cichymi dniami czy cichym cz³owiekiem z ha³aœliwymi dniami? Jesteœ ba³aganiarzem, który czasami bywa pedantem czy pedantem, który bywa ba³aganiarzem? Jesteœ cz³owiekiem szczêœliwym, który bywa smutny czy smutnym, który bywa szczêœliwy? Nigdy wiêcej nie spytam zebry o paski. Shel Silverstein

7


8


1 Pewnego dnia wszystko bêdzie wspomnieniem. Nie, to nie tak. Raczej: „Pewnego dnia zostan¹ tylko wspomnienia”. Coœ w tym stylu. Powiedzia³ mi to tata, le¿¹c na szpitalnym ³ó¿ku. Puœci³ do mnie oczko, jakby chcia³ dodaæ mi si³ i daæ do zrozumienia, ¿e to nic powa¿nego, ¿e wszystko siê u³o¿y. Ale tak siê nie sta³o. Nastêpnego dnia ju¿ go nie by³o. Ani w szpitalu, ani na œwiecie. Gdziekolwiek bym szuka³, i tak go nie znajdê. Gdybym wyszed³ z domu, objecha³ ca³y Rzym, dotar³ do Mediolanu, Turynu, potem do Francji, i jeszcze dalej, do Tajlandii, Malezji, ju¿ go nie znajdê. Kiedyœ myœla³em, ¿e w taki czy inny sposób odszukanie go bêdzie mo¿liwe. Teraz ju¿ nie. Nie ma go na tej planecie. Mam nadziejê, ¿e przynajmniej Bóg istnieje, bo jeœli nie, to ¿ycie jest jednym wielkim oszustwem. Mój ojciec mia³ genialne powiedzenie: „¯ycie to œmiertelna choroba”. I jeszcze inne, które mnie rozœmiesza³o: „Alzheimer ma swoje dobre strony – ka¿dego dnia poznajesz mnóstwo nowych ludzi”. W³aœnie dziêki mojemu ojcu zrozumia³em, jak wa¿ny jest „ka¿dy dzieñ”. Ka¿dy dzieñ jest inny, ka¿dy istotny, wyj¹tkowy, nawet jeœli nie zdajemy sobie z tego sprawy. Czasami jesteœmy tacy roztargnieni, ¿e kolejny dzieñ nie wydaje nam siê szczególnie wa¿ki. Tymczasem codziennie mo¿e wydarzyæ siê coœ, co odmieni nasze ¿ycie, codziennie mo¿e byæ ten nowy dzieñ. Na przyk³ad dzisiaj mam przeczucie, ¿e to bêdzie w³aœnie taki dzieñ. „Muszê z tob¹ porozmawiaæ”. Tylko tyle by³o napisane, kiedy w³¹czy³em rano telefon. ¯adnego „Czeœæ, kochanie” ani „Czeeeœæ”, jak czasami do mnie pisa³a. Ale to od niej, od Alessii, mojej dziewczyny. Jesteœmy razem od roku, a dziœ s¹ jej urodziny. Koñczy dwadzieœcia lat. Oto i ona, w swoim granatowym

9


10

mini. JeŸdzi najnowszym modelem, tym wiêkszym, z du¿ymi ko³ami, bardzo modnym, który kosztuje „jedynie” czterdzieœci tysiêcy euro. Mo¿e sobie na to pozwoliæ. Zaparkowa³a przy piazza dei Giuochi Delfici, przed pomnikiem. Matki spaceruj¹ z dzieæmi. Jakaœ opiekunka wysy³a SMS-y. Dziecko, którego pilnuje, upada na ziemiê. Nie podnosi go. W ogóle siê nim nie przejmuje, przecie¿ nie jest jej. Podnosi wzrok znad komórki, spogl¹da na dziecko, nic mu siê nie sta³o, jakoœ wstanie, wiêc spokojnie wraca do pisania wiadomoœci. Alessia szybko przerzuca strony gazety, nigdy nie zrozumiem, jak udaje jej siê cokolwiek wyczytaæ w takim tempie. Kasztanowe w³osy opadaj¹ jej na twarz. Siedzi na oparciu ³awki, d³ugie nogi postawi³a tam, gdzie siê siada. W niej nic nie jest zwyczajne. Jednak bardzo mi siê podoba, tak samo jak pierwszego dnia albo nawet bardziej. Jak ka¿dego dnia. – Ale! – wo³am do niej. Szuka mnie wzrokiem, w koñcu odnajduje i kiwa g³ow¹, jakby mówi³a: „Tak, widzê ciê”. Zwija gazetê i odk³ada na ³awkê. Jest powa¿na. – Czeœæ, skarbie. Wszystkiego najlepszego! Wymieniamy przelotny poca³unek. Jak dla mnie zbyt przelotny, a Alessia od razu siê odsuwa. Wieje od niej ch³odem. – Proszê… – Staram siê nad tym nie zastanawiaæ. – To dla ciebie. – Podajê jej torbê, Ale wydaje siê zaskoczona. Przecie¿ to jej urodziny, nie ma nic dziwnego w tym, ¿e przynios³em jej prezent. Wyjmuje z torby pakunek i nie patrz¹c na mnie, zaczyna go powoli rozpakowywaæ. Mo¿e jest z³a, ¿e nie wys³a³em jej urodzinowego SMS-a tu¿ po pó³nocy, tylko dopiero dzisiaj rano, bardzo potrzebuje ci¹g³ej uwagi. Mo¿e tylko mi siê tak wydaje. Zdejmuje szybko papier, otwiera pude³ko, przez krótk¹ chwilê uœmiech goœci na jej twarzy. – Podoba ci siê? Bez s³owa zarzuca kurtkê Moncler na plecy. – To z nowej kolekcji, jest bardzo lekka. Przymierz, zobaczymy, czy dobra. Wk³ada, kurtka pasuje jak ula³. – Poka¿, jak wygl¹dasz z rêkami w kieszeniach.


Tak jak myœla³em, najpierw wk³ada praw¹ rêkê i od razu trafia na ma³e pude³eczko. Zaskoczona wyjmuje je z kieszeni, obraca w d³oniach, przygl¹da mu siê, ale bez uœmiechu, nie podnosi g³owy, nie patrzy na mnie. Nic nie mówiê. Zaczyna powoli rozpakowywaæ. Papier upada na ziemiê, Alessia bez s³owa wpatruje siê w prezent. Drobiazg, ale kupi³em go specjalnie dla niej. Œnie¿na kula z ma³ym ba³wankiem, który trzyma w rêkach kartkê z napisem „Kocham Ciê”. Tak postêpujesz, kiedy nie jesteœ w stanie powiedzieæ tego na g³os. Nigdy nie potrafi³em jej tego powiedzieæ. Kocham ciê. Kiedyœ by³em bardzo blisko. Staliœmy pod jej domem i Alessia coœ wyczu³a. – Co siê dzieje? Co ci jest? – spyta³a. – Nic. – Oto moja odpowiedŸ. Nie powiedzia³em jej, ¿e j¹ kocham, nie mia³em odwagi. Jesteœmy razem od roku, a ja nie powiedzia³em jej tego ani razu. Alessia obraca w d³oniach kulê, potrz¹sa ni¹. Œnieg sypie na ba³wanka, a ona zaczyna cichutko p³akaæ. Du¿e ³zy sp³ywaj¹ powolutku po policzkach i chocia¿ spuœci³a g³owê, a w³osy opad³y jej na twarz, i tak je widzê. Stoi bez s³owa z d³oñmi opuszczonymi wzd³u¿ cia³a i dr¿¹cymi wargami. Jest mi bardzo przykro. Czujê siê tak, jakbym przysporzy³ jej cierpienia, chocia¿ nigdy nie mia³em takiego zamiaru. – Alessio, to taki ¿art, chcia³em ciê rozbawiæ, to nie jest g³ówny prezent. Na pró¿no szukam s³ów, ale nie tracê entuzjazmu. – SprawdŸ w drugiej kieszeni! – Wydaje mi siê, ¿e znalaz³em rozwi¹zanie. Alessia wsuwa lew¹ d³oñ do drugiej kieszeni i wyjmuje kolejn¹ paczuszkê: na opakowaniu widnieje logo jubilera – Villani. Zdejmuje papier i otwiera pude³eczko. – S¹ w kolorze twoich oczu. Przez chwilê ogl¹da niebieskie kolczyki. Zamyka pude³ko i wreszcie podnosi na mnie wzrok. Patrzy na mnie po raz pierwszy, odk¹d wrêczy³em jej prezenty. Wpatrujê siê w ni¹, desperacko szukaj¹c œladu uœmiechu. Wyciera usta brzegiem d³oni. Chowa wszystkie prezenty do torby. Spogl¹da na mnie po raz ostatni. Wreszcie ledwo zauwa¿alnie siê uœmiecha. – Przykro mi… Odchodzi. W tym momencie przypominam sobie s³owo w s³owo tamto zdanie:

11


„P³acz, módl siê i ¿yj; pewnego dnia, kiedy bêdziesz na szczycie, ten straszny huragan wyda ci siê niczym…”. Ostatnie s³owa mojego ojca. Ich autorem jest Arrigo Boito, o którym pisa³em zreszt¹ w maturalnym wypracowaniu poœwiêconym Scapigliaturze *. St¹d pamiêtam, kto je powiedzia³. Tak opuœci³ mnie ojciec. Natomiast dzisiaj odesz³a Alessia. Mo¿e tylko na chwilê, mo¿e to jeszcze przemyœli, mo¿e jest z³a, ¿e nie wys³a³em jej ¿yczeñ wczoraj o pó³nocy. A mo¿e wcale nie jest z³a, wrêcz przeciwnie, czuje siê szczêœliwa i spotyka z kimœ innym. Wszystko to tylko domys³y. Pewne jest tylko, ¿e, po pierwsze jest mi Ÿle, a po drugie Alessia powiedzia³a jedynie „Przykro mi…”. Zostawi³a mnie bez s³owa wyjaœnienia.

*

12

Scapigliatura - w wolnym t³umaczeniu „bohema”, ruch literacko-artystyczny, który narodzi³ siê w pó³nocnych W³oszech w drugiej po³owie XIX wieku (przyp. t³um.).


2 – Dzieñ dobry. Ilaria De Luca wita mnie z uœmiechem. Ma na oko piêædziesi¹t lat, sprê¿ysty krok, ubrana niby klasycznie, a jednak nowoczeœnie. – Co dla pani? K³adzie przede mn¹ „Repubblicê” i „Dove”. Patrzy na mnie w milczeniu, trochê zmieszana, jakby chcia³a coœ powiedzieæ, ale nie mia³a odwagi. Udajê, ¿e niczego nie zauwa¿am, biorê od niej dziesiêæ euro, liczê szybko i wydajê resztê. – Proszê, mi³ego dnia. Przez chwilê stoi w kiosku, jakby w³aœnie coœ przysz³o jej do g³owy i zamierza³a uj¹æ to w s³owa. W koñcu zmienia zdanie. – Dziêkujê, nawzajem. Sk³ada gazety i chowa je do torby. Odprowadzam j¹ wzrokiem. Idzie lekkim krokiem, ma ³adn¹ pupê… Zatapiam siê we w³asnych myœlach. „Przykro mi…” Alessia powiedzia³a, ¿e jej przykro. Co to oznacza? Przykro mi, ale nie spodoba³ mi siê twój prezent. Przykro mi, ale mam pewien problem. Przykro mi, ale potrzebujê pobyæ sama. Przykro mi, ale kocham innego. Przykro mi… zaraz, to chyba jakieœ ¿arty? To niemo¿liwe. W jednej chwili ca³e ¿ycie przesuwa mi siê przed oczami. Podobno tak dzieje siê tu¿ przed œmierci¹. Ale my ¿yjemy, Alessio, prawda? To jeszcze nie koniec, proszê, powiedz, ¿e to nie koniec. Spogl¹dam na komórkê. ¯adnych wiadomoœci. – Dzieñ dobry, Nicco. Poproszê „Il Tempo”. Edoardo Salemi, w³aœciciel pobliskiej restauracji na corso Francia, gdzie czasami chodzê coœ zjeœæ. Zawsze daje mi zni¿kê. Podajê mu gazetê. Oddala siê szybkim krokiem. Tak. Sprzedajê gazety. Wczeœniej pracowa³ tu mój ojciec, pisywa³ równie¿ artyku³y do mniej znacz¹cej prasy,

13


14

najczêœciej lokalnej, ale otrzymywa³ za nie wynagrodzenie. Czasami rysowa³ historyjki obrazkowe i je sprzedawa³, w tym te¿ by³ bardzo dobry. Teraz pracujê tu z wujkiem i kuzynem. Ja jestem rano, a oni po po³udniu i wieczorem. Co jakiœ czas siê zmieniamy. To niejedyne zajêcie, jakie mam. Cisza, ¿adnej wiadomoœci. Min¹³ ca³y dzieñ. Pierwszy raz od roku nie wymieniliœmy miêdzy sob¹ ani jednego SMS-a. To siê nigdy nie zdarzy³o, ¿ebyœmy przez ca³y dzieñ nie przes³ali sobie choæby najkrótszej wiadomoœci. Mi³oœæ sk³ada siê w³aœnie z takich drobiazgów, czasami pozbawionych sensu, które wzbudzaj¹ œmiech lub niedowierzanie, a w danej chwili s¹ dla nas najpiêkniejsze. Mi³oœæ to te z pozoru nic nieznacz¹ce wiadomoœci, które jednak mówi¹ wszystko, i kiedy dostajesz je codziennie, nie zwracasz na nie uwagi, ale kiedy zaczyna ci ich brakowaæ, staj¹ siê obsesj¹. Gdybyœmy wszyscy byli ci¹gle zakochani, œwiat by³by piêkny. Co za bzdury opowiadam. Z mi³oœci cz³owiek g³upieje i jest w tym coœ piêknego, natomiast z braku mi³oœci równie¿ g³upieje, ale jest w tym coœ wyniszczaj¹cego. Têskniê za Alessi¹. Coraz dotkliwiej odczuwam jej brak, z ka¿d¹ chwil¹ têskniê za ni¹ coraz bardziej. Chcia³bym do niej zadzwoniæ, wys³aæ SMS-a, pójœæ do niej z ogromnym bukietem czerwonych ró¿, takich d³ugich, ¿e ledwo by³oby mnie zza nich widaæ. Nigdy nie robi³em takich rzeczy. Za ma³o siê stara³em? Czêsto o tym myœla³em, ale zawsze odk³ada³em takie gesty na „kiedyœ”… Kiedyœ tak zrobiê, mówi³em do siebie. Ten dzieñ jednak nigdy nie nadszed³. Kiedyœ znaczy tak naprawdê nigdy. A teraz jest ju¿ za póŸno. Nasze ¿ycie sk³ada siê z wyrzeczeñ. Wydaje nam siê, ¿e nadejdzie lepszy moment, ¿e warto ¿yæ, ¿e wszystko siê zmieni. Jutro, czekamy zawsze na jutro, choæ ono przecie¿ nie zawsze niesie to, czego siê spodziewamy. Jak tamtego wieczoru, kiedy po¿egna³em siê z ojcem i wróci³em do domu. Poszed³em coœ przek¹siæ, pamiêtam nawet dok³adnie, co jad³em: szynkê parmeñsk¹ z mozzarell¹ i sa³atê z pomidorami. Po³o¿y³em siê spaæ, jakby nic nie mia³o siê zdarzyæ, jakbym mia³ ca³¹ wiecznoœæ na rozmowê z ojcem, na opowiedzenie mu o sobie i Alessii, z któr¹ spotyka³em siê od jakiegoœ czasu. Jakbym móg³ jeszcze przeprosiæ go za swoje g³upie zachowania z przesz³oœci, za zbuntowanego nastolatka, jakim by³em, za to, ¿e nie potrafi³em wys³uchaæ go do koñca. Kiedyœ mu powiedzia³em: „Spadaj, tato, to idiotyczne, co mówisz…”. Lubi³em mu siê przeciwstawiaæ, dla


zasady, bo wydawa³o mi siê, ¿e to jest cool. Przewa¿nie wcale nie myœla³em tak, jak mówi³em, a przynajmniej tak to pamiêtam. Wchodzi Bruno, pracownik stacji benzynowej, jak zwykle nie wita siê ani nie odzywa s³owem, siêga po „Porta Portese”, k³adzie pieni¹dze na talerzyku i wychodzi. Wrzucam monety do kasy. Taki ju¿ jest, ale nic mnie to nie obchodzi. Kiedy cz³owiekowi jest Ÿle, potrafi trafnie oceniæ ró¿ne sytuacje. W³aœciwie to chce mi siê œmiaæ. Czy naprawdê co tydzieñ kupuje „Porta Portese”? O co mu chodzi? Od lat jest w tym samym miejscu, ubrany w tê sam¹ koszulê, szar¹ kurtkê pracownika stacji benzynowej i te same buty. Jak siê tak dobrze zastanowiæ, to nasze ¿ycie sk³ada siê z powtarzaj¹cych siê czynnoœci. W pewnym sensie dziêki temu, ¿e jestem przygnêbiony, dok³adniej postrzegam rzeczywistoœæ, widzê j¹ wyraŸniej, j¹ i te niedorzeczne aspekty ¿ycia. Nagle wszystko wydaje mi siê dramatycznie niedorzeczne. Oprócz niej. Co teraz robi? Gdzie jest? Jedenasta trzydzieœci. Powinna byæ w domu, ju¿ chyba wsta³a, tak, na pewno, jeœli wczoraj nie wróci³a zbyt póŸno. A jeœli wróci³a póŸno? A dlaczego mia³aby wróciæ póŸno? Pewnie spotka³a siê z przyjació³kami, Laur¹ i Silvi¹. Rozmawia³y o mnie. Zadawa³y pytania. Chyba ¿e umówi³y siê ze swoimi ch³opakami. Wtedy oni by siê pytali: „A gdzie Nicco?”. Znam j¹: na pewno zaczê³a siê t³umaczyæ. Nicco jest zajêty… Umówi³ siê z kumplami, poszed³ graæ w nogê. Nagle robi mi siê strasznie smutno. Nie, one wiedz¹. Przyjació³ki zawsze wiedz¹. Kiedy widzisz czyj¹œ przyjació³kê czy przyjaciela, myœlisz: on wie… on wie wszystko. Nie wiem tego, co on, ale on zna prawdê. Tê prawdziw¹, tê szczer¹. Chcia³bym spotkaæ Laurê i Silviê i przes³uchaæ je osobno albo poddaæ torturom jak w Pile I, II, III, IV i V (czy by³a te¿ Pi³a VI?) i sprawdziæ, czy ich wersje siê pokrywaj¹. Zmusiæ je do mówienia. Chocia¿ czasami lepiej jest nie wiedzieæ. – Nie szukaj prawdy. Niczemu nie s³u¿y. Kiedyœ powiedzia³ mi tak ojciec w drodze na stadion. Nie skomentowa³em tego. Nie wiem, co mia³o znaczyæ to zdanie, ale pozosta³o we mnie na zawsze. Ciekawe, ale nigdy nie pozna³em dobrze moich rodziców. Czy siê kiedyœ rozstali, zdradzili, a potem sobie przebaczyli? Wiem tylko, ¿e siê kochali. Potem tata opuœci³ mamê, choæ wcale tego nie chcia³, a teraz nigdy ju¿ jej nie zostawi i to jest najpiêkniejsze. Wreszcie jakiœ SMS. „Wiem i strasznie mi przykro. Zaraz bêdê”. W³aœnie tego nie chcia³em.

15


3

16

Gruby wchodzi do kiosku pewnym krokiem. D³ugie, czarne i gêste w³osy zwi¹za³ z ty³u w kitkê kolorow¹ gumk¹. Tak¹, jakiej zazwyczaj u¿ywaj¹ kobiety. – Wiem wszystko. Nie mogê w to uwierzyæ… Coœ mi tu nie gra… Mówi dalej, ale nie chcê tego s³uchaæ. Gwa³townie gestykuluje d³oñmi, jakby chcia³ podkreœliæ, ¿e jego rodzina pochodzi z Neapolu, ¿e byli w³aœcicielami fabryki, któr¹ ktoœ im odebra³ czy zlicytowa³, czy te¿ dziadek przegra³ j¹ w karty. Do koñca nie wiadomo. Gruby niejednokrotnie zmienia³ tê opowieœæ. Tak naprawdê nazywa siê Domenico Sensi, studiuje ekonomiê i handel, ale jak na razie zda³ tylko trzy egzaminy. Jego motto brzmi „Teraz siê tym zajmê”. Dotyczy wszystkiego: diety, zapisania siê na si³owniê, obciêcia w³osów, zmiany wygl¹du i rozstania siê z jedn¹ z dwóch dziewczyn, z którymi spotyka siê od ponad roku. W³aœnie tak, poniewa¿ Gruby spotyka siê jednoczeœnie z Beatrice i Deborah. Obie pozna³ dwudziestego siódmego kwietnia i od tamtej pory nie mo¿e siê zdecydowaæ. Przez pierwszy tydzieñ spotyka³ siê z nimi na zmianê, ca³uj¹c raz jedn¹, raz drug¹. – Teraz podejmê decyzjê. Problem w tym, ¿e obie s¹ dowcipne i mi³e. Po dwóch tygodniach by³ jeszcze bardziej niezdecydowany. – Ka¿da kocha siê inaczej, ale jednak tak samo. Szczerze mówi¹c, i tym razem naprawdê nie wiem, co mia³ na myœli. Przyjació³ nie musisz rozumieæ, akceptujesz ich. Niektórych poznajesz w szkole podstawowej, choæ te znajomoœci maj¹ raczej ma³e szanse na przetrwanie. Z przyjaŸniami zawartymi w liceum jest ³atwiej. Wspomina siê wspólne odpisywanie zadañ domowych i to, kto jak sobie radzi³ i z jakich przedmiotów. Kszta³tuj¹ siê tak zwane trzy P: przyjaŸñ,


poczucie wspólnoty i przetrwanie, potem nie traci siê ju¿ z sob¹ kontaktu. Przynajmniej tak by³o ze mn¹ i z Grubym. – Hej, Nicco, trzymasz siê? S³uchasz mnie w ogóle? – Jasne. Czy siê trzymam? Masz jakieœ inne pytanie? – Tak. Têsknisz za ni¹? Min¹³ dzieñ i odpowiedŸ brzmi „tak”, ju¿ za ni¹ têskniê. Ale nic nie mówiê. Natomiast Gruby zarzuca mnie pytaniami: – Dziwne te kobiety, nie? Co chwila im siê zmienia, jakby seks w ogóle ich nie interesowa³, chc¹ uwagi, zabiegania o ich wzglêdy, chc¹ ksiêcia z bajki. Robi³eœ wszystko, co powinieneœ? O niczym nie zapomnia³eœ? – Na przyk³ad o czym? – No nie wiem… O rocznicy, o dniu, w którym siê poznaliœcie, o piosence, któr¹ wspólnie us³yszeliœcie po raz pierwszy. Zawsze zabiera³eœ j¹ do tego samego lokalu? Nakry³a ciê na czymœ? Mówiê serio, jak tylko stracisz na chwilê czujnoœæ, od razu ciê na tym przy³api¹… Co ty myœlisz? To nie kobiety, to potwory! I dalej w tym duchu. Zalewa mnie potokiem s³ów. Wchodzi jakiœ mê¿czyzna, siêga po gazetê, patrzy z zaciekawieniem na Grubego i wychodzi. Gruby siedzi na stercie czasopism ustawionej na pod³odze. Zabawne jest to, ¿e za taboret s³u¿y mu nowy numer „Salute”. Wierci siê i nie przestaje mówiæ. Jakaœ kobieta niezdecydowana przygl¹da siê ksi¹¿kom. Gruby postanawia jej doradziæ. – Proszê wzi¹æ tê, jest naprawdê dobra. Wskazuje na Projekt Rosie Graeme’a Simsiona. Moim zdaniem wcale tej powieœci nie czyta³ i nigdy nie przeczyta. Ale kobieta mu wierzy, daje siê przekonaæ, p³aci za ksi¹¿kê i wychodzi. – Widzisz… dbam o twój biznes. Chcê dla ciebie jak najlepiej. Gruby mówi dalej. Najfajniejsze w pracy w kiosku jest to, ¿e masz ca³e dnie na czytanie i nic ciê to nie kosztuje. Natrafiasz na informacje, których nigdy byœ siê nie spodziewa³, i masz do dyspozycji gazety, po które nigdy byœ nie siêgn¹³, jak na przyk³ad „Internazionale”. Zamieszcza jedn¹ rzecz ekstra i tylko dlatego j¹ czytam: horoskop Roba Brezsny’ego. Zawsze trafia w sedno i mówi o sprawach, które w taki czy inny sposób ciê dotycz¹. W³aœnie, nie czyta³em ostatniego horoskopu… Udajê, ¿e

17


18

s³ucham Grubego, i idê po gazetê. Jednak nie znajdujê odpowiedzi na pytanie, o co chodzi Alessii. Postanawiam przeczytaæ go na g³os, ¿eby uciszyæ Grubego. – Pos³uchaj, co mówi horoskop Roba Brezsny’ego… Gruby milknie. – „«¯eby zbawiæ œwiat, musisz zacz¹æ od zbawiania ka¿dego po kolei – mawia³ Charles Bukowski. – Reszta jest czystym romantyzmem albo polityk¹». Zachêcam Ciê, by ta maksyma zosta³a twoim motywem przewodnim nadchodz¹cego tygodnia. Prze³ó¿ swoje wy¿sze idea³y na czyny. Zamiast mówiæ o dobrych uczynkach, które chcia³byœ zrobiæ, po prostu je zrób. I, o ile to mo¿liwe, upewnij siê, by ka¿dy szczegó³ twojego codziennego ¿ycia odzwierciedla³ twoj¹ wizjê prawdy i piêkna”. Gruby milczy, jakby rozmyœla³ nad s³owami, które mu w³aœnie przeczyta³em, a potem zaczyna mówiæ o czymœ, co nie ma z nimi ¿adnego zwi¹zku. – Wiesz, ¿e Kim Schmitz alias Kim Dotcom tudzie¿ Kimble zosta³ aresztowany? Mieszka³ w jakiejœ twierdzy, widzia³em zdjêcia: ci z FBI dotarli do jego wartej osiemnaœcie milionów dolarów willi pod Auckland, przyp³ynêli na pontonach, tak jak w filmach, i wyci¹gnêli go z domu. A mówi siê, ¿e pieni¹dze mog¹ wszystko. Gówno mog¹! Nie wylecz¹ ciê z niektórych chorób ani nie uchroni¹ przed pójœciem do pierdla! Krótko, acz treœciwie. W sam raz dla kogoœ, kogo w³aœnie rzuci³a dziewczyna. – Czeœæ, Fabri. Zjawia siê mój kuzyn, rzucam mu klucze od rolety i wychodzê z kiosku. – WeŸmiesz jutrzejsz¹ wieczorn¹ zmianê? – Jeszcze nie wiem… – odpowiadam w biegu i wskakujê do opla tigry, kabrioletu Grubego, który rusza jak zwykle z piskiem opon. Fabrizio wychodzi przed kiosk. – Musisz j¹ wzi¹æ, bo ja jutro wieczorem… Nic wiêcej nie s³yszê i unoszê d³oñ w górê, trochê jak ci surferzy o jasnych krêconych w³osach, umiêœnionych brzuchach i wytatuowanych cia³ach, którym uœmiech nie schodzi z twarzy i którzy maj¹ w swoim


samochodzie co najmniej jedn¹ laskê. Ja mam tylko Grubego, do tego kiepskiego kierowcê. Tak naprawdê mój gest oznacza³, ¿e zadzwoniê do niego póŸniej. – Dok¹d jedziemy? Gruby w³¹cza The Police. Ma na sobie czarny podkoszulek i czarn¹ koszulê, na szyi srebrny wisior, na nogach buty D&G za co najmniej czterysta euro. Jest prostym ch³opakiem, jednym z tych ma³omiasteczkowych nuworyszy, którzy dziœ rz¹dz¹. Królem obciachu. Brawurowo prowadzi tigrê. Jeœli mia³bym wskazaæ jakiœ nieudany samochód, to w³aœnie ten. Ale Gruby nie ma w¹tpliwoœci, ¿e jego bryka wymiata. Pog³aœnia muzykê, ma obgryzione paznokcie i krótkie pulchne palce, pobrudzone smarem, jakby coœ naprawia³. Chocia¿ od dawna nie korzysta ani z motoru, ani ze skutera. Za to korzysta z ka¿dego dostêpnego programu dla maca. Œci¹ga wszystko, co tylko mo¿na sobie wyobraziæ, a Kim Dotcom alias Kim Tim Jim Vesctor, jak o nim mówi¹, by³ jego najwiêkszym idolem. – Nie mogê uwierzyæ, ¿e go aresztowali. Przez chwilê nic nie mówi. Nagle nakrêca siê, jakby w³aœnie wpad³ na jakiœ pomys³. – Pójdziemy coœ zjeœæ do Caccolaro? Ja stawiam. – Dobra. Caccolaro… nie rozumiem, jak mo¿na tak nazwaæ jakiekolwiek miejsce. Najbardziej absurdalne jest to, ¿e cieszy siê ono wielk¹ popularnoœci¹ wœród rzymskiej elity i wœród wszystkich, którzy chc¹ byæ na czasie. Alessia czêsto chodzi³a tam ze swoimi przyjació³kami. „Dzisiaj bawi¹ siê same dziewczyny, wszystkie w Caccolaro”. Wierzy³em jej. Podoba³o mi siê, ¿e mamy do siebie zaufanie. Skoro mówi³a, ¿e idzie na spotkanie z dziewczynami, to znaczy, ¿e tak by³o. Gruby dziarsko prowadzi samochód, niemal ociera siê o fiata fiorino, jego kierowca jedzie dalej, ale wystawia rêkê przez okno, pokazuj¹c dwa palce. Gruby dwukrotnie wciska klakson i znika za zakrêtem via della Farnesina. Tamtego wieczoru poszed³em do Caccolaro. Chcia³bym móc w pe³ni jej zaufaæ, ale wtedy nie umia³em. Pamiêtam, jakby to by³o wczoraj. Parkujê po¿yczonego od siostry volkswagena polo po drugiej stronie

19


20

ulicy. Wy³¹czam silnik. Nie ha³asuj¹c zbytnio, otwieram drzwiczki i wysiadam. Zostajê po swojej stronie ulicy, przechadzam siê po chodniku i zagl¹dam przez okna do knajpy. Jest. Siedzi u szczytu sto³u, je pizzê i siê œmieje. Kto siedzi obok? Wychylam siê odrobinê do przodu, cofam o krok, by mieæ lepszy widok. Teraz widzê je wszystkie: Francescê, Laurê, Simonê i jeszcze jedn¹, której nie rozpoznajê, poniewa¿ siedzi do mnie ty³em. S¹ tu tylko dziewczyny, jej przyjació³ki, mo¿e ta, która siedzi ty³em, to Silvia. Czujê siê podniesiony na duchu, biorê g³êboki oddech i wpatrujê siê w Alessiê. Widzê, jak z zaciekawieniem s³ucha jednej z przyjació³ek, potakuje, œmieje siê i bierze kolejny kês pizzy. Przed ni¹ stoi dietetyczna cola, co za dziwny sposób na dietê. Alessia… Alessia tak ma. Obserwujê j¹ nadal, w tym wspomnieniu, ale nie znajdujê s³ów, które mog³yby j¹ opisaæ. Kiedy kochasz, s³owa nie wystarcz¹. W pewnej chwili odwraca siê w moim kierunku, szuka spojrzeniem, jakby coœ przeczu³a. Widzê, jak wyjmuje komórkê i wybiera numer. W mig pojmujê, do kogo dzwoni, i szybko wsiadam do samochodu, ¿eby odebraæ telefon. – Czeœæ! – Czeœæ! – Wszystko dobrze? Masz zadyszkê… – Ja? Nie… Wydaje ci siê. – Co robisz? – Nic takiego, idê pograæ do Bata… – Nie wracaj za póŸno. – Dobrze siê bawicie? – Tak… – Œcisza g³os. – W kó³ko opowiadaj¹ to samo. Lepiej siê bawiê, kiedy jestem z tob¹. Szkoda, ¿e ciê tu nie ma… Przez chwilê ¿adne z nas nic nie mówi. Kiedy Alessia siê odzywa, jej g³os ma ciep³¹ barwê. – Móg³byœ po mnie przyjechaæ, no wiesz, trochê póŸniej? – Reflektuje siê. – Zapomnia³am, przecie¿ idziesz graæ w pokera… – Znajdê kogoœ, kto mnie zast¹pi. Nie ma sprawy. Jesteœmy umówieni. Roz³¹cza siê. – I?


– Co? O co chodzi? Gruby siê œmieje. – O czym myœla³eœ? – Ja? O mnie i o tobie. – Jasne, lepiej powiedz, ¿e o niczym. Jesteœmy na miejscu. Wysiadamy z samochodu. Nigdy wiêcej nie sprawdza³em Alessii, kiedy wychodzi³a z przyjació³kami. Mo¿e to by³ b³¹d? Gruby bierze mnie pod ramiê, kiedy wchodzimy do restauracji. – Mam problem… Kiwam g³ow¹. Gdybyœ wiedzia³, ile ja ich mam. Nic nie mówiê i po chwili jesteœmy ju¿ w Caccolaro.

21



Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.