Brudna gra Nikodem Pałasz

Page 1


2


Nikodem PaÂłasz Brudna gra

3


Projekt ok³adki: Agencja Interaktywna Studio Kreacji (studio-kreacji.pl) Redakcja: Marianna Zieliñska Redakcja techniczna: Zbigniew Katafiasz Korekta: Maria Œleszyñska

Zdjêcia na ok³adce:  ghoststone ⁄ istockphoto  lifeonwhite ⁄ Depositphotos  Nightcom ⁄ Depositphotos

 by Nikodem Pa³asz  for this edition by MUZA SA, Warszawa 2014

Wszelkie podobieñstwo do realnych osób i wydarzeñ jest przypadkowe i niezamierzone. Opisane osoby i wydarzenia s¹ fikcj¹ i wytworem wyobraŸni autora.

ISBN 978-83-7758-595-5

Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA Warszawa 2014

4


Dla D. B. L.

5


6


Cz³owiek powinien mieæ dwa ¿ycia. Jedno dla siebie, drugie dla innych. Italo Svevo, Jedno ¿ycie, prze³. Z. Ernestowa

A we mnie samym wilki dwa, oblicze dobra, oblicze z³a walcz¹ ze sob¹ nieustannie, wygrywa ten, którego karmiê. Luxtorpeda, Wilki dwa

7


8


Bohaterowie Œwiat tenisa: Artur Malewicz – gwiazda tenisa, triumfator Wimbledonu, by³y numer jeden na œwiecie Piotr Grabek – przyjaciel Artura Malewicza Max Lubov – mened¿er Artura Malewicza Stefan Goszczanin – pierwszy trener Artura Malewicza Dawid Baudouin – tenisista, deblowy partner Artura Malewicza Olaf Ciszowski – by³y fizjoterapeuta Artura Malewicza Remigiusz Kopeæ – prezes Polskiej Federacji Tenisa Ziemnego Andrzej Starkiewicz – wiceprezes Polskiej Federacji Tenisa Ziemnego Robert Moœcicki – wspó³pracownik PFTZ, lekarz reprezentacji Polski w tenisie Emil Reluga – w³aœciciel magazynu i redaktor naczelny „tenisLife” Policja: Wiktor Wolski – m³odszy inspektor, szef Wydzia³u do Walki z Terrorem Kryminalnym i Zabójstw Marek Janik – podkomisarz w Wydziale do Walki z Terrorem Kryminalnym i Zabójstw

9


Agnieszka Stañczyk – aspirant sztabowy w Wydziale do Walki z Terrorem Kryminalnym i Zabójstw Dominik Papie¿ vel Domino – aspirant sztabowy w Wydziale do Walki z Terrorem Kryminalnym i Zabójstw Jan Morawiec – szef Komendy Sto³ecznej Policji John Edwards – Europol Eryk Zaleski – patomorfolog Politycy: Adam Kownacki – minister spraw wewnêtrznych Janusz £abêdŸ – minister w Kancelarii Premiera Aldona Nowak-Piotrowska – minister w Urzêdzie do Spraw Sportu Inni: Jerzy Malewicz – ojciec Artura Malewicza Joanna Frankel-Malewicz – matka Artura Malewicza Jan Grabek – milioner, ojciec Piotra Grabka Lena Nowicka – dziennikarka œledcza Ró¿a Borska – szefowa agencji towarzyskiej Monika Ostrowska – kochanka Artura Malewicza Martyna Wiechlina – kochanka Artura Malewicza Anna Rostovska – narzeczona Piotra Grabka Alicja Struga – szefowa marketingu Europe Premium Hotels Profesor Klemens So³omerecki – przyjaciel Wiktora Wolskiego

10


– Szczêœcie. – S³ucham? – Pierwsze skojarzenie, jakie przychodzi panu na myœl? – zapyta³ terapeuta. – Nie wiem… – Wolski wierci³ siê na fotelu. – To bez sensu. – Kiedy mówiê: szczêœcie, co ma pan przed oczami? Wolski milcza³ przez chwilê, a potem zacz¹³ mówiæ: – Idziemy z Klaudi¹, moj¹ ¿on¹, i dzieæmi na spacer. Jesteœmy w Bieszczadach, pchamy przed sob¹ wózki. Ona pcha wózek z Kacperkiem, ja z Natalk¹. Rozmawiamy o remoncie mieszkania. Czeka nas mnóstwo pracy. Wyburzymy jedn¹ œcianê, przebudujemy wyjœcie na taras, odnowimy kuchniê. Nienawidzê u¿eraæ siê z robotnikami…

11


12


Prolog Kolejna szalona noc w jego ¿yciu dobiega³a koñca. Londyñskie s³oñce budzi³o œwiat do ¿ycia. Jakby w zwolnionym tempie za oknami Marriott Hotel County Hall pojawia³ siê poranek. Tamiza szumia³a spokojnie, a mo¿e to by³ szum w jego g³owie. Po takiej imprezie mog³o szumieæ. Nie pamiêta³, ile wypi³ drinków, ile wypali³ skrêtów. Ale to niewa¿ne. Zas³u¿y³ na to. I zas³u¿y³ na ni¹. Spojrza³ na jej nagie cia³o. Le¿a³a obok, piersi falowa³y w rytm oddechów. Piêkny widok. Najpiêkniejszy, przyzna³ w myœlach. Zamkn¹³ oczy. Spokojnie, spokojnie. Jak to by³o? Najpierw kilka toastów w O2 Arena, potem impreza w Automat Club, póŸniej w domu… czy¿by McCartneya? Eltona Johna? Spokojnie. W g³owie zaczê³y mu wirowaæ obrazy sprzed kilku godzin. Londyn noc¹ by³ dla niego taki sam jak nocny Pary¿ czy Amsterdam – pijany. Pojawi³y siê strzêpki wspomnieñ z imprezy: k³êbi¹ce siê wokó³ niego kobiety, obœciskuj¹cy go mê¿czyŸni, taniec, whisky, samochody, szampan. Przypomnia³ sobie chwilê, w której j¹ zobaczy³. Przesz³a obok, piêkna jak bogini. W ¿yciu nie widzia³ takiego zjawiska. Nie zauwa¿y³a go albo uda³a, ¿e nie zauwa¿a. Potem d³ugo gra³a komediê, ¿e go nie rozpoznaje. By³ zachwycony, kiedy dowiedzia³ siê, ¿e jest Polk¹. Tañczyli, pili, trochê palili, tañczyli, znowu pili. I tak w kó³ko przez ca³¹ noc. Przynajmniej

13


dopóki nie urwa³ mu siê film. Tak do koñca siê nie urwa³, coœ tam pamiêta³. Przyszli do pokoju, ca³owali siê, by³ szampan. Przez chwilê mia³ wra¿enie, ¿e przesta³a oddychaæ. Poczu³ przyp³yw paniki, przy³o¿y³ ucho do jej piersi. Oddycha³a, poruszy³a siê. Chyba powiedzia³a coœ przez sen czy jêknê³a. Nie móg³ jej zrozumieæ. Która to mo¿e byæ godzina? Opuœci³ nogi na pod³ogê. Wsta³. Pokój zawirowa³, ale po chwili siê uspokoi³. Rozejrza³ siê. Westminster Suite, ekskluzywny apartament – szeœæset piêædziesi¹t funtów za noc – mieszcz¹cy siê w starym londyñskim hotelu, jednym z najelegantszych w mieœcie, nie wygl¹da³ najlepiej. Wszêdzie wala³y siê porozrzucane ubrania: smoking w nie³adzie na fotelu, buty na stole, koszula na telewizorze, sukienka na lampce nocnej. Jego wzrok przyku³ stanik zwisaj¹cy z oparcia fotela. Na pod³odze, obok du¿ej ciemnej plamy, le¿a³y dwie puste – albo prawie puste – butelki Dom Pérignon 1949 Vintage po tysi¹c piêæset funtów ka¿da. Na biurku dostrzeg³ opró¿nion¹ do po³owy butelkê Johnniego Walkera Blue Label i szpilki dziewczyny. Nie mam kaca, to dobrze. Jeszcze jestem pijany. To dobrze. Podszed³ do lustra. Piêkna gêba. Gêba mistrza, pomyœla³. – Jesteœ mistrzem – powiedzia³ po cichu. – Jesteœ, kurwa, mistrzem œwiata. A reszta to chuj. Wszed³ do ³azienki, w³o¿y³ szlafrok, na chwiej¹cych siê nogach stan¹³ nad sedesem i zacz¹³ sikaæ. Spojrza³ w dó³. Blado¿ó³ty ³uk koñczy³ swój bieg w czeluœciach ogromnego srebrnego pucharu. – O kurwa, ale wali – wysapa³. – Ktoœ tam narzyga³ czy co…? Nachyli³ siê. Jego puchar w kiblu?

14


– Kto to, kurwa, tu wrzuci³?! – krzykn¹³. Nikt mu nie odpowiedzia³. Wyj¹³ puchar z sedesu i wstawi³ pod prysznic. Odkrêci³ kurek. Strumienie wody zmywa³y wymiociny z napisu „World Champion”. Janko Tomjanoviæ – Artur Malewicz 6:7, 6:1, 5:3 Cisza na trybunach go przera¿a. Pierdoliæ to, myœli. Wszystko pierdoliæ. Nie wygram tego fina³u, chuj z wami. Spakujê siê i spierdalam do Polski. Za godzinê bêdê sobie spokojnie siedzia³ w macdosie i wpierdala³ big maca. Jutro polecê tym porannym lotem o ósmej czterdzieœci. Goodbye, London! Oby jak najszybciej byæ w domu. Jego rozmyœlania przerywa potê¿ny serwis aktualnego numeru jeden na œwiecie. Odpowiada mu z bekhendu niemal bez zastanowienia. Linia. „Deuce”, rozlega siê w hali g³os sêdziego. I burza braw. Linia? – dziwi siê w duchu. Ju¿ myœla³, ¿e bêdzie w szatni, a tu linia i równowaga. Kurwa, ile ta mêka bêdzie jeszcze trwaæ? Trzecia pi³ka meczowa obroniona. Ile¿ mo¿na? Nastêpny serwis Tomjanovicia trafia w siatkê. Drugi serwis i as. Palec wskazuj¹cy Artura wêdruje do góry. To jest silniejsze od niego, jakaœ iskra nadziei tl¹ca siê nawet w najgorszej sytuacji. „Mister Malewicz asked for a challenge”. Gwar na trybunach, Tomjanoviæ patrzy na sêdziego, rozk³ada rêce, robi zdziwion¹ minê. To jego stary numer: gra na emocjach. Kibiców, sêdziego, rywala. Fani Serba wiwatuj¹. Jest o dwie pi³ki od swojego kolejnego triumfu w World Championships. A mo¿e nawet o jedn¹ pi³kê? – zastanawia siê Artur. Ju¿ widzi te nag³ówki: „Tak jak Fibak wieki temu, znów Polak by³ przed szans¹ na zwyciêstwo w finale tej wa¿nej imprezy. I znowu pora¿ka. Polacy ci¹gle przegrywaj¹”. Wielki ekran

15


zawieszony pod dachem O2 Arena pulsuje bia³ym i niebieskim œwiat³em. Wszyscy obecni w hali podnosz¹ g³owy i patrz¹, jak komputerowa symulacja decyduje o losach meczu. O ¿yciu i œmierci tenisowych gladiatorów. Aut. Jêk zawodu. Sêdzia og³asza wyrok: „Advantage Mister Malewicz. Mister Malewicz one challenge remaining”. Kolejny serwis Serba, krótka wymiana i Tomjanoviæ trafia w siatkê. Artur dostaje gema w prezencie. Od Tomjanovicia, a mo¿e od losu. Jest m³ody, ale zbyt doœwiadczony, by nie wiedzieæ, ¿e takich prezentów siê nie marnuje. Wygrywa g³adko swoje podanie. Return w siatkê i trzy asy. Jak by powiedzia³ znany komentator: „Mecz zaczyna siê od pocz¹tku”.

Wesz³a do ³azienki, kiedy bra³ prysznic. Odsunê³a drzwi kabiny. – Mam coœ dla ciebie – wymrucza³a i wcisnê³a siê obok niego. Zrobi³o siê ciasno. Ciep³a, prawie gor¹ca woda sp³ywa³a po ich cia³ach. Budzili siê do ¿ycia. W rêce trzyma³a Johnniego Walkera Blue Label. – Proszê – rzuci³a i zaczê³a wlewaæ mu whisky do ust. Zabra³ jej butelkê i zrobi³ to samo. Wypili pó³ flaszki, podaj¹c j¹ sobie w przerwach miêdzy poca³unkami. Dawno nikt nie zrobi³ na nim takiego wra¿enia jak ona. A mo¿e nigdy? Normalnie ju¿ dawno by j¹ wyprosi³ z pokoju hotelowego. W miarê taktownie, ale stanowczo – gdyby by³a zwyk³¹ dziewczyn¹ poznan¹ poprzedniego wieczoru. Gdyby by³a dziwk¹, po prostu kaza³by siê jej wynosiæ. Od czasu afery w Sztokholmie nie bra³ ju¿ dziwek do hoteli, w których nocowa³ podczas turniejów. – Impreza siê nie koñczy. Lecimy do Polski – rzuci³. – Kiedy?

16


– Teraz, zaraz. Do Warszawy. Polecimy prywatnym samolotem Piotra. – Super. Ale poczekaj, muszê skoczyæ do domu po rzeczy. Jakoœ siê ogarn¹æ… – Nie ma sprawy. Zaraz do niego zadzwoniê i dowiem siê, o której mo¿emy startowaæ. Samolot mamy do dyspozycji. Poczeka na nas. – Zaœmia³ siê. – Pewnie, Art. Na mistrza ka¿dy samolot poczeka. – Ha, ha, jasne, ¿e ka¿dy… – Za³atwiæ jakiœ towar? – Nie, sko³ujemy coœ na miejscu. Zreszt¹ mnie ju¿ trawy wystarczy, zostanê na razie przy whisky i szampanie. – Myœla³am o czymœ mocniejszym. – Wszystko za³atwimy w Warszawie… Spokojnie. Wyszli spod prysznica. W³o¿yli miêkkie hotelowe szlafroki. Artur wyj¹³ z lodówki wytrawnego szampana Drappier Carte d’Or Brut. Zadzwoni³ do room service i zamówi³ sok ze œwie¿ych pomarañczy. Gdy go dostarczono, nala³ szampana do wysokich kieliszków i doda³ soku w proporcjach jeden do jednego. Poda³ jej kieliszek. Usiedli na kanapie w drugim pokoju. – To Buck’s Fizz w moim wykonaniu. Spróbuj. Sok pomarañczowy i wytrawny szampan. Zamoczy³a usta i opad³a na miêkkie oparcie kanapy. – Pyszne. Szybko wypili drinka. Zrobi³ nastêpnego. – Co jeszcze potrafisz? Grasz w tenisa, robisz œwietne drinki. Jakieœ inne ukryte talenty? – Chyba nie. – Uda³, ¿e siê zastanawia. – Mo¿e jeszcze mam smyka³kê do prowadzenia samochodu. – Wiêkszoœæ facetów tak myœli – wypali³a. – A pewnie prowadzisz jak stary dziadek w kapeluszu. Zaczêli siê œmiaæ.

17


– Gdzie moje telefony? Nie widzia³aœ moich telefonów? – Co prawda, znamy siê krótko, ale nie musisz od razu pos¹dzaæ mnie o kradzie¿ twoich komórek. – Uœmiechnê³a siê. – ¯artowa³am. – No tak… – Gdzieœ je tu k³ad³eœ wczoraj. Chyba coœ nagrywa³eœ, pamiêtasz? – Nie, niewiele pamiêtam. – Ale to pamiêtasz. – Rozchyli³a szlafrok. – S³abo… Musisz mi odœwie¿yæ pamiêæ. – Chêtnie. – Nachyli³a siê do niego. Z³apa³ j¹ za piersi i poca³owa³. – Najpierw znajdŸ moje telefony. Kiedy nie wiem, gdzie s¹, robiê siê nerwowy. Zadzwoni³ telefon na biurku. Art szybko wsta³, a¿ zakrêci³o mu siê w g³owie. Podniós³ s³uchawkê. – Tak? – ¯yjesz, Art? – ¯yjê, zawsze ¿yjê. Ale ty chyba nie bardzo? – O mnie siê nie martw. – Jakie plany? – To, co ustaliliœmy wczoraj, jest nadal aktualne. To znaczy to, co ustaliliœmy, zanim wróciliœcie do hotelu. Chyba ¿e coœ siê zmieni³o? Œlub w City Hall i wesele w Buckingham? Pippa nie bêdzie szczêœliwa z tego powodu. – Us³ysza³ w s³uchawce rechot Piotra. Popatrzy³ ukradkiem na dziewczynê. Nie zauwa¿y³a tego spojrzenia. Przynajmniej tak¹ mia³ nadziejê. Zawsze stara³ siê byæ taktowny wobec kobiet, nawet tych poznawanych w barach czy klubach. – Party goes on! – rzuci³ do s³uchawki. – Monika chce na chwilê wpaœæ do domu po jakieœ rzeczy. O której lecimy? – O czwartej. Macie czas do drugiej.

18


– A w Warszawie? – Ju¿ wszystko zleci³em komu trzeba… Dobra logistyka to podstawa. Zarezerwujemy dwa apartamenty w Hiltonie. Wszystko bêdzie gotowe na œwiêtowania ci¹g dalszy. – ¯eby tylko media siê nie dowiedzia³y, paparazzi i inne dupki. – Za³atwione. Jak zawsze. – No i cool! Roz³¹czyli siê i od razu zobaczy³ swoje telefony. Oba le¿a³y na parapecie. Samsung Galaxy S III zdobiony kryszta³ami Swarovskiego przez Amosu Couture, wart dwa tysi¹ce funtów, oraz tani model Samsunga – Ace Hugo Boss – za nieca³e trzysta funtów. By³y wy³¹czone. W³¹czy³ je. Po chwili pokaza³y siê informacje, na które czeka³. Popatrzy³ na galaxy. – Mam dwieœcie szeœædziesi¹t dziewiêæ SMS-ów i sto czterdzieœci szeœæ nieodebranych po³¹czeñ – powiedzia³. – Potrzebujê piêciu minut. – Wzi¹³ do rêki telefon i wybra³ numer. – Jestem. – No, do kurwy nêdzy, ja pierdolê! Czy ty naprawdê na ³eb upad³eœ? – S³uchaj, Max. – Fuck! – Max. – Are you crazy? – Okej, Max. – Nie okej, nie ma okej. ¯adnego okej. Pos³uchaj, kurwa, pos³uchaj mnie! Prezes Samsunga przylatuje z Korei, kurwa, do ciebie, kurwa! – krzycza³ Max. – Wszystko gotowe, siedzimy w knajpie, mia³eœ, kurwa, byæ na kolacji, tak? Na godzinê mia³eœ wpaœæ, tak? Pierdolê Nike, mamy

19


kontrakt jeszcze trzy lata, chuj z nimi. Ich szef te¿ czeka³ na ciebie dwie godziny, nie doczeka³ siê, byliœmy umówieni, nie pamiêtasz? Ale chuj z Nike. Fuck them. Samsung, kurwa, polecia³ se z powrotem do Seulu, kurwa! Bye, bye. Za trzy miesi¹ce koñczy siê kontrakt, nic nie jest dogadane. Zwlekali a¿ do dziœ, do tego pierdolonego fina³u. A ty sobie jaja robisz? Are you fucking nuts? – Max, daj coœ powiedzieæ… – Bêdzie chuj z kontraktem. A czyta³eœ umowê? Umów nie czytasz, ale ci przypomnê. Mamy zakaz konkurencji na rok. I ni chuja! Bêdziesz dzwoni³, kurwa, z budki telefonicznej. – Dobra, nie tragizuj. Pope³ni³em b³¹d, wiem, za b³êdy trzeba p³aciæ. I zap³acê. – Art, ja nie mam si³y. Rêce mi opadaj¹. Byliœmy umówieni na te szeœæ wywiadów. Na mur-beton. Nie na dwadzieœcia szeœæ, ale na szeœæ. Tylko szeœæ… BBC, Sky, CNN. Kurwa, tak siê nie da pracowaæ. Zachla³eœ? Gdzie zachla³eœ? – Wysz³o, jak wysz³o, nie ¿a³ujê. Trudno. Szkoda Koreañca, ale nic straconego. Nie oni, to Sony, zreszt¹ jaki ja mam od nich bonus za zwyciêstwo w World Championships? – Sto tysiêcy. – Dolarów? – Funtów. Nawet nie wie, kurwa, w jakiej walucie mu p³ac¹ – sykn¹³ Max. – No i dobra. Musia³em siê odstresowaæ. Czasami chcê mieæ coœ dla siebie, chyba to rozumiesz. – Ju¿ nie mam si³y, Art. Sorry, ale… – Max zamilk³ na chwilê. – S³uchaj… – Co jest, Max? – Odchodzê. Sorry. – Jak odchodzisz? Gdzie? – zapyta³, nie do koñca rozumiej¹c, co Max próbuje mu powiedzieæ. Max Lubov by³

20


najlepszym mened¿erem, z jakim kiedykolwiek wspó³pracowa³. By³ twardy i nieustêpliwy, co Art szczególnie w nim ceni³. I a¿ do tej chwili okazywa³ anielsk¹ cierpliwoœæ. – Rezygnujê, po prostu muszê odpocz¹æ, zastanowiæ siê nad przysz³oœci¹. Rozstañmy siê jak przyjaciele. Zrobiê ci jeszcze jedn¹ konferencjê prasow¹. Oby jak najszybciej. No i tyle. – Rozumiem – Art mrukn¹³ po d³u¿ej pauzie. – Rozumiem. W porz¹dku. Pogadamy o tym jeszcze. – Kiedy chcesz zrobiæ konferencjê? Najlepiej jutro w Warszawie. Dasz radê? – Poczekajmy z tymi mediami chwilê. Daj mi trzy, cztery dni. W pi¹tek zróbmy. – Znasz moje zdanie. Konferencja prasowa piêæ dni po finale jest jak kotlet schabowy z Biedronki odgrzewany w mikrofali tydzieñ po terminie wa¿noœci. – Wiem, ale tym razem siê nie ugnê. Za³atwiaj wszystko na pi¹tek. Do tego czasu ¿adnych wywiadów. ¯adnych. – To kretynizm, ale okej. Your last wish. Zdzwonimy siê w czwartek. Czeœæ. – Czeœæ. S³uchaj, Max… – zacz¹³, ale nie zd¹¿y³ ju¿ nic wiêcej powiedzieæ, bo Lubov siê roz³¹czy³.

Monika nie bardzo wiedzia³a, jak ma siê zachowaæ. Sta³a w czêœci sypialnianej przy oknie. Stara³a siê nie s³uchaæ. Stara³a siê udawaæ przed Artem, ¿e nie s³ucha. Patrzy³a na Tamizê, Big Bena. Napawa³a siê tym widokiem. Pierwszy raz w ¿yciu spa³a w takim hotelu. A Marriott Hotel County Hall robi³ wra¿enie. Zewsz¹d spogl¹da³y na ni¹ setki lat historii imperium brytyjskiego. Ten hotel przyt³acza³ j¹ i poci¹ga³ zarazem. A mo¿e to raczej

21


ekskluzywne ¿ycie j¹ poci¹ga³o. Zdawa³a sobie sprawê, ¿e ta impreza potrwa jeszcze dzieñ, góra dwa i koniec. Fajna zabawa, raz siê ¿yje. Ale morze wódki i noc spêdzona ze znanym tenisist¹, o którym zreszt¹ wczeœniej niewiele s³ysza³a, nie zmieni¹ jej ¿ycia jak za dotkniêciem czarodziejskiej ró¿d¿ki. A mo¿e zmieni¹?

Artur od³o¿y³ s³uchawkê i ruszy³ ku Monice, która gapi³a siê przez okno. Us³yszawszy jego kroki, odwróci³a siê do niego. Patrzy³ na ni¹ i milcza³. Pozwoli³a, ¿eby szlafrok zsun¹³ siê jej z ramion i opad³ bezszelestnie na pod³ogê. – Przepraszam, nie chcia³am pods³uchiwaæ. Masz jakieœ k³opoty? Mogê w czymœ ci pomóc? – zapyta³a. – Nic takiego. Ju¿ o tym zapomnia³em – zapewni³ j¹. – S¹ powa¿niejsze problemy na œwiecie. – Uœmiechn¹³ siê delikatnie. Na przyk³ad takie: przelecieæ ciê na ³ó¿ku czy na pod³odze, doda³ w myœlach i zbli¿y³ siê do niej na odleg³oœæ oddechu. Janko Tomjanoviæ – Artur Malewicz 6:7, 6:1, 5:5 Artur czuje, ¿e gra jak natchniony. Ka¿de uderzenie jest precyzyjne. Tnie powietrze z forhendu jak samurajskim mieczem. Pi³ki roztrzaskuj¹ siê na liniach, bezradny Tomjanoviæ dyszy ze z³oœci po ka¿dej wymianie. O takiej grze mówi³ w wywiadach: „Zagra³em magiê. Sam nie wiem, sk¹d to potrafiê”. Do tej pory zagra³ trzy takie mecze: w æwieræfinale Australian Open w zesz³ym roku, w finale turnieju w Miami w tym roku i w æwieræfinale Wimbledonu trzy lata temu. Ka¿dy z nich wygra³, broni¹c wczeœniej po kilka pi³ek meczowych. W ka¿dym wychodzi³ z nieprawdopodobnych opresji. W ka¿dym ratowa³y go s³ynne pociski.

22


I w ka¿dym pokona³ ówczesny numer jeden. To po wygranym z Ferenderem æwieræfinale Wimbledonu trzy lata temu zyska³ w mediach przydomek „Pocisk”, „Bullet”. Od razu spodoba³o mu siê to przezwisko. Na swojej stronie internetowej nazywa³ siê od tamtego czasu Artur „Bullet” Malewicz. Pseudonim „Bullet” tak go zainspirowa³, ¿e obejrza³ nawet film Bullet z Mickeyem Rourkiem, Tupakiem i Adrienem Brodym. Ale nie znalaz³ w historii Butcha „Bulleta” Steina, granego przez Rourke’a, analogii do swojego ¿ycia. Tak mu siê przynajmniej wtedy wydawa³o. Teraz forhendowe pociski rozstrzeliwuj¹ Tomjanovicia. W koñcu Serb wali rakiet¹ w kort. Z³amana. Kolejny gem dla Arta. Wie, ¿e na ekranach telewizorów na ca³ym œwiecie pojawia siê w tej chwili jego twarz i podpis: Serving for the Championship. Do koñca, do koñca, szumi mu w g³owie. Grasz do koñca. Za wszelk¹ cenê musi utrzymaæ maksymaln¹ koncentracjê. Gem zaczyna siê znakomicie. Pierwszy serwis i as. Piêtnaœcie – zero. Trzy dobre pi³ki i wygra ten fina³. „Do koñca. Do koñca”, zaczyna cicho szeptaæ, a w³aœciwie burczeæ pod nosem. Kolejny serwis, siatka. Drugi – liftowany, trudny do odbioru, z wysokim koz³em. Janko odpowiada idealnym returnem, ale nogi Artura s¹ dziœ szybkie. Szybkie jak nigdy. Biega do ka¿dej pi³ki. Janko atakuje po linii, nic z tego, on ju¿ tam jest. Janko po krosie, Artur dopada do pi³ki i wystrzeliwuje z forhendu kolejny pocisk. Pi³ka trafia jakieœ piêæ centymetrów przed lini¹. Serb nawet siê nie rusza. Zostaje na œrodku i spogl¹da na sêdziego. Ale tam nie ma ratunku. Trzydzieœci – zero. Artur wyciera twarz rêcznikiem, bierze kilka g³êbszych oddechów. Ustawia siê do serwisu i potrz¹sa ramionami, jakby chcia³ zrzuciæ z nich niewidzialny ciê¿ar. Wyrzucaj¹cy

23


serwis osi¹ga prêdkoœæ dwustu piêtnastu kilometrów na godzinê. Serb rewan¿uje siê b³yskawicznym returnem. Artur mo¿e jedynie odprowadziæ pi³kê wzrokiem. „Brawo”, mówi i klaszcze kilka razy, uderzaj¹c d³oni¹ w struny rakiety trzymanej nad g³ow¹. Publicznoœæ w hali O2 szaleje. Za to kochaj¹ go kibice tenisa na ca³ym œwiecie. I sponsorzy. Zawsze honorowy, nieskazitelny, choæ pe³en emocji. Nie raz i nie dwa p³aka³ po wygranym czy przegranym meczu na oczach kamer. Nie raz i nie dwa potrafi³ takim symbolicznym aplauzem nagrodziæ przeciwnika za piêkne zagranie. Trzydzieœci – piêtnaœcie. Znowu serwuje, Tomjanoviæ odpowiada, graj¹ spokojnie. D³uga wymiana. Obaj maj¹ œwiadomoœæ, ¿e to mo¿e byæ najwa¿niejsza wymiana meczu. „W takich chwilach nie ryzykuj. Czekaj na b³¹d przeciwnika”, zawsze mówi³ mu trener. „Ryzyko jest okej, ale wtedy, gdy masz kontrolê nad sytuacj¹ albo kiedy nie masz ju¿ nic do stracenia. Nie ryzykuj przy najwa¿niejszej pi³ce”. Zaryzykowa³. Serb spodziewa³ siê kolejnego strza³u z bekhendu, ale on wytrzyma³ do ostatniej chwili i zagra³ mu delikatny skrót. Tomjanoviæ rusza do pi³ki, a ta spokojnie leci i leci, a¿ wreszcie odbija siê tu¿ za siatk¹. Janko zgarnia pi³kê rakiet¹ i jakimœ cudem przerzuca na drug¹ stronê. To nie mog³o byæ precyzyjne zagranie. Nie po takim skrócie. Artur cierpliwie czeka na pi³kê i gra woleja na œrodek kortu przeciwnika. Serb zrywa siê jeszcze do biegu, ale bardziej po to, ¿eby zrobiæ dobre wra¿enie, ni¿ powalczyæ o punkt. Nic nie mo¿e ju¿ zrobiæ. Czterdzieœci – piêtnaœcie. Pierwsza pi³ka meczowa. W g³owie pustka. Po d³ugiej wymianie Serb podejmuje ostatni¹ szaleñcz¹ próbê odwrócenia losów tego meczu i biegnie do siatki. Art próbuje go przelobowaæ, co koñczy siê efektownym smeczem rywala. Czterdzieœci – trzydzie-

24


œci. Druga pi³ka meczowa. Artur zaczyna swój rytua³. Idzie po rêcznik do tego samego ch³opaka, drapie siê w nos, ociera niewidzialny pot z czo³a. Potrz¹sa ramionami, bierze g³êbszy oddech. Trzy razy odbija pi³kê od ziemi, wyrzuca j¹ w górê i uderza. Trzy sekundy póŸniej w hali rozlegaj¹ siê s³owa sêdziego: „Gem, set and match Malewicz”. Skoñczy³ siê d³ugi sezon, zaczynaj¹ siê owacje na stoj¹co i niekoñcz¹ca siê impreza.

Wtuli³a siê w niego. Niezrêczna cisza. Co teraz? – pomyœla³a. Przed piêtnastoma minutami zasypywa³a go poca³unkami, drapa³a, gryz³a, a¿ krzycza³ z rozkoszy. A wczeœniej to ona wy³a i piszcza³a, kiedy w ni¹ wchodzi³, kiedy j¹ œciska³. Mocno, chwilami za mocno, ale to by³o przyjemne. Podoba³o siê jej. Co teraz? Czu³a zawroty g³owy. Nie zd¹¿y³a do koñca wytrzeŸwieæ, a ju¿ znowu zaczyna³a byæ pijana. Lot do Polski, do Warszawy. Po co? Czy to zaproszenie by³o wci¹¿ aktualne? Mo¿e za chwilê oka¿e siê, ¿e zmieni³ zdanie. Poranny seks po pijaku, a teraz powie, ¿e przeprasza, ale plany siê zmieni³y. No dobra, nic takiego siê przecie¿ nie stanie. Zabawi³a siê i tyle. Takie noce zdarza³y siê jej, odk¹d zamieszka³a w Londynie. Z Polakami, z Anglikami. Nigdy nie robi³a sobie nadziei, nie mia³a z³udzeñ. Rano stara³a siê zachowywaæ z klas¹. Podoba³a siê Anglikom, mia³a wiele propozycji p³atnego seksu, wszystkie kategorycznie odrzuca³a. Zdarza³y siê nawet oferty matrymonialne. Nie traktowa³a ich powa¿nie. Nie szuka³a faceta na sta³e, a ju¿ na pewno nie chcia³a siê zakochaæ. Musia³a byæ niezale¿na, ¿eby w odpowiednim momencie wróciæ do Polski bez ¿adnych sentymentów. Odci¹æ siê od tej londyñskiej historii bez emocji. Jeœli ju¿ mia³a iœæ z kimœ do ³ó¿ka, to wola³a

25


przypadkowe znajomoœci. Takie jak ta z Arturem. Nie poleci tym samolotem do Polski. Powie, ¿e musi zabraæ coœ z domu, i zniknie. – Zamówiæ coœ do jedzenia? – Nie, dziêki – odpowiedzia³a szybko, wyrwana z rozmyœlañ. – Nie jesteœ g³odna? – Jestem, jestem. Przepraszam, zamyœli³am siê. – Spojrza³a na niego. – Na co masz ochotê? Czegoœ nie jesz, bo nie mo¿esz, coœ jesz, bo musisz? – Oprócz drobiu jem wszystko. – Zobaczmy. – Wzi¹³ ze stolika menu. Zaczêli je wspólnie studiowaæ. – A mo¿e zamiast… – zacz¹³. – Mo¿e zjemy coœ, a potem… Pomyœla³em sobie, ¿e szkoda czasu, ¿ebyœ jeŸdzi³a do domu po rzeczy. Je¿eli czegoœ potrzebujesz, to wybierzmy siê razem na zakupy. A potem pojedziemy na lotnisko. Mam co œwiêtowaæ, chcia³bym sprawiæ ci jak¹œ przyjemnoœæ, no wiesz. Przepraszam, nie pomyœl sobie, ¿e… – Nic sobie nie pomyœla³am. Jeszcze. – To dobrze. To znaczy chyba rozumiesz… Musia³a przyznaæ, ¿e bardzo siê stara³, by propozycja wypad³a naturalnie, choæ z zak³opotanego spojrzenia, jakim j¹ obrzuci³, wywnioskowa³a, ¿e nie do koñca jest zadowolony z tego, jak to rozegra³. Postanowi³a zbytnio siê nad nim nie znêcaæ. – Ale ja naprawdê nie mam siê w co ubraæ. – Uœmiechnê³a siê. – Dziœ wieczorem kolejna impreza, a ja mam tylko tê sukienkê, któr¹ mia³am na sobie wczoraj. O innych rzeczach nie wspomnê. – No tak. No w³aœnie o tym mówiê. Zrobimy takie zakupy, ¿e wszystko bêdziesz mia³a. Zgoda?

26


– Zgoda – odpar³a. Bêdê tego ¿a³owaæ, doda³a w myœlach. Artur zabra³ j¹ na zakupy do Harrodsa. Kupowa³ wszystko, co jej siê spodoba³o. Ledwo zd¹¿yli na samolot, który co prawda móg³ na nich czekaæ, ale na nikogo nie czeka siê w nieskoñczonoœæ. Na pok³adzie rozpoczê³a siê kolejna impreza. Szampan, whisky, koniak. Prosto z lotniska pojechali do Hiltona. Wszyscy byli pijani, poza tymi, jak oceni³a Monika, którzy udawali, ¿e s¹ pijani. Wiêkszoœæ pijanych udawa³a, ¿e jest trzeŸwa, do momentu kiedy znaleŸli siê w hotelu.

27



Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.