Biblioteka Coś na Progu: Fu Manchu (FRAGMENT PROMOCYJNY)

Page 1


Tajemnica Doktora Fu Manchu pióra Saxa Rohmera

fragment rozdziału I

- Pewien dżentelmen chce się z panem widzieć, doktorze. Pojedyncze uderzenie zegara wybiło półgodzinę. - Dziesiąta trzydzieści! – zakrzyknąłem - Późny gość. Wprowadź go, proszę. Odłożyłem na bok swoją pisaninę i przechyliłem na bok abażur, wsłuchując się w narastający odgłos kroków. W następnej chwili zerwałem się na równe nogi, by ujrzeć jak szczupły mężczyzna o kanciastej, gładko ogolonej, ogorzałej twarzy przekracza próg pokoju, rozpościerając ręce z okrzykiem: - Petrie, stary druhu! Nie spodziewałeś się mnie, daję słowo! Był to nie kto inny jak Nayland Smith, który jeszcze długi czas miał przebywać w Birmie. - Smith – odrzekłem, serdecznie ściskając jego dłonie – co za wspaniała niespodzianka! Chociaż… Niemniej jednak… - Wybacz, Petrie! – przerwał mi. – Nie przypisuj tego słońcu! Po czym zgasił lampkę pogrążając pokój w ciemnościach. Zdziwienie odebrało mi na moment mowę. - Bez wątpienia pomyślisz, że oszalałem – kontynuował, wypatrując czegoś przez okno. – Ale gdy za parę chwil rozwieję twoje obawy, dowiesz się, że nie bez powodu jestem ostrożny. Ha, czysto! Możliwe, że tym razem zdążyłem. Uspokojony, powrócił do sekretarzyka i zapalił ponownie lampkę. - Brzmi wystarczająco tajemniczo? – zaśmiał się, zerkając przelotnie na mój niedokończony wywiad lekarski. – Wywiad, czy tak? Wnioskuję, że dzielnica jest złowieszczo zdrowa, co, Petrie? Cóż, jeżeli zagadkowe, tajemnicze sprawy poczytuje się w świadku medycznym za chodliwy towar, to mógłbym ci przysporzyć takiego


materiału, że do końca życia nie będziesz musiał mieć do czynienia z grypą, połamanymi nogami, nerwicami i całą resztą. Przyglądałem mu się z powątpiewaniem, jednak nic nie wskazywało, by cierpiał na urojenia. Jego oczy spoglądały bystro, a na jego twarzy malowało się napięcie. Wyciągnąłem whisky i syfon, zagajając: - Zostałeś zwolniony wcześniej? - W żadnym wypadku – odparł, niespiesznie nabijając swoją fajkę. – Jestem na służbie. - Na służbie! – wykrzyknąłem. – Czyżby przenieśli cię do Londynu? - Rozkazy mnie skazały na tułactwo, Petrie. Nie ode mnie zależy, gdzie mi przyjdzie być dzisiaj czy jutro. Kryło się za tymi słowami coś złowieszczego. Odstawiłem więc szklankę, nie skosztowawszy zawartości, po czym odwróciłem się w jego stronę, koncentrując na nim wzrok. - Wyduś to z siebie! – zażądałem. – O co w tym wszystkim chodzi? Nagle Smith wstał i zdjął z siebie płaszcz. Podwijając lewy rękaw koszuli, odsłonił dziwacznie wyglądającą ranę po wewnętrznej stronie przedramienia. Choć była mniej więcej zagojona, wokół niej znajdowały się szerokie na cal żłobienia. - Widziałeś kiedy coś takiego? – zapytał. - Niekoniecznie – przyznałem. – Wygląda na głęboko przyżeganą. - Zgadza się! Bardzo głęboko! – odparł w uniesieniu. – Właśnie tutaj przeszyło mnie ostrze umoczone w jadzie kobry królewskiej! Zadrżałem nie mogąc powstrzymać dreszczu, jaki mną wstrząsnął, na wspomnienie najbardziej zabójczego gada Orientu. - Istnieje tylko jeden sposób przeciwdziałania – kontynuował, opuszczając rękaw. – Wymagający ostrego noża, zapałki i uszkodzonego naboju. Po zabiegu, przez trzy dni leżałem w lesie porażony malarią i gdybym się wcześniej zawahał, to już bym nie wstał. Jednak nie to jest najważniejsze. To nie był wypadek! - Co masz na myśli?


- To, że był to celowy zamach na moje życie i jestem teraz na tropie człowieka, który cierpliwie, kropla za kroplą, pozyskał truciznę z gruczołów jadowych węża. Człowieka, który przygotował strzałę i wypuścił ją w moją stronę. - Cóż to za nikczemnik? - Nikczemnik, który, o ile mój wywiad mnie nie myli, przebywa teraz w Londynie i regularnie walczy bronią z tego rodzaju. Petrie, podróżowałem z Birmy nie tylko mając na celu dobro Imperium Brytyjskiego, ale i całej białej populacji, szczerze wierząc, mimo, że chciałbym się mylić, że jej przetrwanie zależy w dużej mierze od powodzenia mojej misji. Dużym niedopowiedzeniem byłoby, gdybym zmieszaniem nazwał wywołany tymi nadzwyczajnymi stwierdzeniami umysłowy chaos i niepohamowaną fantazję, jakie wprowadziły do mojego monotonnego życia na przedmieściach doniesienia Naylanda Smitha. Nie wiedziałem już, co mam myśleć, ani w co uwierzyć. - Marnuję tu swój cenny czas! – zakrzyknął stanowczo, po czym osuszywszy swoją szklankę, podniósł się z krzesła. – Przyszedłem z tym prosto do ciebie, bo jesteś jedynym człowiekiem, któremu mogę zaufać. Poza szefem w kwaterze głównej jesteś jedyną, a przynajmniej mam taką nadzieję, osobą w Anglii, która wie, że Nayland Smith opuścił Birmę. Potrzebuję mieć kogoś przy sobie, Petrie, całodobowo – to konieczność! Czy mógłbyś mi zatem udzielić gościny i poświęcić kilka swoich dni na, co mogę ci obiecać, najdziwniejszą historię, z jaką przyszło się zmierzyć literaturze faktu i fikcji? Jako że moje sprawy zawodowe nie były najpilniejsze zgodziłem się dość chętnie. - Dobry z ciebie człowiek! – zawołał, uścisnąwszy moją dłoń z właściwym mu entuzjazmem. – Zaczynamy od zaraz.


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.