Kwartalnik Sarmacki 1(7) 2014

Page 1

Sarmacki kwartalnik

Mongołowie i tatarzy w polskiej świadomości i kulturze

Ogniem, mieczem i euromajdanem Jak Tatarzy ułanów stworzyli

1[7]/2014


spis tresci,

HISTORIA dr Zygmunt Jasłowski Mongołowie i tatarzy w polskiej świadomości i kulturze ______4 Grzegorz Szymborski Jak Tatarzy ułanów stworzyli _______________________12 Justyna Kulczycka Z bratem jego byłem pobratymcem ____22 PUBLICYSTYKA Mithrandir Ogniem, mieczem i euromajdanem, czyli dumka na dwa serca _______________________26 WYWIAD prof. Selim Chazbijewicz Tatarzy – między Rosją, Ukrainą i Polską ____________30 POSTAĆ Mikołaj Tomaszewski Tomasz Czapski. Sarmata czy przedstawiciel oświecenia? _______________________________38 FILM Jacek Szymala O pisaniu historii nowożytnej (XVI–XVIII w.) w kinie ____________46 MIEJSCE Dominika Fesser Raj Bachczysaraj ____________56 KONIEC KOŃCÓW Łukasz Górka „Czas Honoru” jak Trylogia _________________62

KWARTALNIK SARMACKI nr 1(7)/2014 (lipiec)

Redaktor naczelny: Dominik Robakowski robakowski89@gmail.com Zastępca redaktora naczelnego: Marta Machowska martanataliamachowska@gmail.com Redaktor techniczny: Agnieszka Kurasińska agakurasinska@gmail.com Redakcja: Łukasz Górka, Justyna Kulczycka, Agnieszka Kurasińska, Grzegorz Szymborski Projekt okładki: Agnieszka Kurasińska Strona internetowa: www.sarmacki.mixxt.com Kontakt do redakcji: kwartalniksarmacki@gmail.com Zapraszamy do współpracy i publikowania na naszych łamach. Szczegóły na stronie internetowej.

2


Dzisiejszy wstępniak powinien być właściwie na końcu, ale po kolei. Od ostatniego numeru Kwartalnika minęło już blisko pół roku. Przepraszamy, że przyszło Wam czekać na nas tak długo, ale mamy również nadzieję, że było warto! Dzięki wysiłkowi naszych przezacnych autorów i współpracowników powstał numer w całości poświęcony Tatarom. Nie da się ukryć, że inspiracją dla nas były wydarzenia, do których doszło w ostatnich miesiącach na Krymie. Media właściwie milczą już na ten temat, więc liczymy, że dzięki nam znów zainteresujecie się historią i teraźniejszym losem ludności tatarskiej. Praca naszych autorów jest na tyle świetna, że właściwie mógłbym już zakończyć swój wstęp, aby nie przeszkadzać Wam w lekturze, ale pozwólcie, że zajmę Wam jeszcze chwilę. Chciałbym Was poinformować, że zdecydowałem się zrezygnować z funkcji redaktora naczelnego „Kwartalnika Sarmackiego”. Powody są oczywiście prozaiczne i niestety jakże w takich sytuacjach przewidywalne, a najważniejszym z nich jest zmora naszego czasu – owego czasu brak. Niestety, nie ma co kryć, że na działalność w KS mogę poświęcić znacznie mniej czasu niż dwa lata temu, a przyszłość nie wróży jakiejś drastycznej odmiany zdarzeń. Korzystając z ostatniego przywileju redaktora naczelnego pozwolę sobie na kilka słów podsumowania mijającej „prezesury”. Wspominałem o tym już kilka razy, ale wspomnę jeszcze raz, że KS nie byłoby bez pana Michała Mochockiego. Co prawda, spotkałem się z nim tylko raz w życiu, ale gdyby nie jego Portal Sarmacki to myślę, że nigdy nie zauważyłbym istnienia osób zainteresowanych dziejami Rzeczpospolitej. Od razu uderzył mnie fakt, że ta niemała przecież grupa ma niewiele okazji, aby wymienić się swoimi spostrzeżeniami. Wręcz naturalne wydawało mi się, że musi powstać czasopismo, które na to pozwoli. Nerwowo wyczekiwałem aż któryś z miłośników Rzeczpospolitej wystartuje z takim pomysłem i dość szybko okazało się, że trzeba dać impuls samemu. Pierwszy numer rodził się na fali wielkiego entuzjazmu i chyba wszystko to, co działo się wtedy wokół KS wspominam najmilej. Niesamowity entuzjazm, który udzielał się wszystkim autorom i te wielkie nadzieje, które udzielały się potencjalnym odbiorcom. Na tle innych numerów wyróżnia się przede wszystkim oprawą graficzną – oto jak wiele można wycisnąć z Worda! Na szczęście później pojawiła się niezawodna Agnieszka, dzięki której KS zaczął wyglądać obłędnie (i to na tyle, że jeden z ogólnopolskich magazynów skopiował nasz layout). Zachęcam Was, abyście jeszcze raz przejrzeli dotychczasowe numery naszego (waszego) czasopisma – to najlepsze co możecie dla nas zrobić – wracać do nich. Mam nadzieję, że chociaż czasem sprawiliśmy Wam przyjemność. Ciężko jest podsumować mijające dwa lata. Z pewnością dzięki KS udało mi się poznać niesamowitych zapaleńców dzięki którym czasopismo dotrwało aż do tego momentu. Wybaczcie, że nie wymieniam Was z imienia i nazwiska, choć na to zasługujecie, ale mogłoby zabraknąć miejsca nie tylko we wstępniaku, ale i w całym numerze! Najbardziej jest mi żal niezrealizowanych pomysłów – mam nadzieję (a raczej pewność), że nowe dowództwo podoła wyzwaniom. Podziękowania należą się także Wam, drodzy czytelnicy – dziękuję za wszystkie wyrazy sympatii i opinie – bez Was nie byłoby dla kogo robić tej gazety. Żegnam się z wygodną i lukratywną posadką redaktora naczelnego, niemniej nie znikam z Kwartalnika (chyba, że nowy naczelny mnie wyrzuci...). Mam nadzieję, że wielokrotnie będziemy się spotykać na tych łamach, choć już w innej funkcji. O los czasopisma możecie być spokojni – zmienia się tylko sternik, łajba płynie dalej. To tyle – zapraszam do lektury, bo naprawdę warto!

Dominik Robakowski redaktor naczelny

3


historia

I TATARZY

w polskiej świadomości i kulturze

Głodni ludzie, muszą wsiadłszy na koń, tam szukać pożywienia. gdzie je mogą znaleźć dr Zygmunt Jasłowski

Chan Mengli Girej do króla Zygmunta I Starego

Orientalni jeźdźcy z dalekiej Azji niszczyli nasze państwo, dezorganizowali życie społeczne, palili i grabili ludzkie osiedla, oraz porywali ludność w jasyr. Polakom utrwalili się jako banda nieokrzesanych dzikusów znanych jako Tatarzy.

4

Jednakże mongolscy najeźdźcy z wieku XIII i ich następcy z wieków późniejszych to nie ci sami ludzie. Ludności polskiej musieli jednak jawić się jednak bez różnicy jako horda skośnookich Azjatów rządnych krwi i łupów. Rashid-ad-Din, kroni-

Mieszkanka Kruszynian zamyka zabytkowy meczet z XVIII w., G. Rutowska, 1980 r./NAC

MONgolOWIE -


karz na usługach mongolskich, zanotował taką oto wypowiedź Dżingis-chana, która za cywilizowaną uchodzić nijak nie może: Największym szczęściem mężczyzny jest gonić i pokonać wroga, zabrać mu wszystko co posiada, pozostawić jego żonę płaczącą, ujeżdżać jego konie, używać ciał jego kobiet. 1

W poszukiwaniu żołnierskiej chwały, łupów i niewolników

Dziś są to już bardzo odległe w czasie wydarzenia i wspomnienia, które nie budzą już takich emocji jak chociażby ukraińskie rzezie na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej w roku 1943, a przecież to co robili Mongołowie i Tatarzy w Polsce było nie mniej straszne: faktycznie każdy Polak stojący na ich drodze drżał o życie. Naturalnie w pamięci średniowiecznej Europy były głęboko zakodowane najazdy nie mniej rządnych przygód, nie-azjatyckich przecież rabusiów – Wikingów, a przedtem Madziarów i Bułgarów. Jednakże samo wspomnienie o Tatarach jest wspomnieniem o nas samych, o Rzeczpospolitej, która nie tylko z nimi walczyła ale również stała się ich domem. Ponieważ Tatarzy są dziś integralną częścią genotypu pewnej nieokreślonej liczebnie grupy Polaków wypada więc spojrzeć na nich bardziej kompleksowo. Przede wszystkim, błędem jest utożsamianie ich z w/w Mongołami. Jednak jest coś co te dwie różne etniczne grupy łączy – współtworzyli oni bowiem imperium mongolskie Dżyngis-chana, a po jego rozpadzie utworzyli Białą Ordę, Złotą Ordę, Chanat Krymski i Kazański. Prowadzili też Tatarzy podobny do Mongołów styl życia. Tatarzy polscy (początkowo litewscy) stanowili szlachecką wojskową kastę na usługach Wielkiego Księcia Litewskiego Witolda (kuzyna Władysława Jagiełły), a później także królów Rzeczpospolitej. Ci Lipkowie – nazwa wywodząca się od tatarskiego określenia Litwy – z czasem zamieszkali w miastach i stali się znani dzięki ich rzemiosłu, koniom i zdolnościom ogrodniczym (pamiętajmy o Bachczysaraju – mieście ogrodów). Według obliczeń niektórych historyków przed rokiem 1591 Rzeczpospolita zamieszkiwało około 200 000 Tatarów-Lipków, którzy posiadali już wtedy 400 meczetów.2 1 Edwards, Mike, Lord of the Mongols Genghis w National Geographic, Vol.190, No. 6, December 1996, pp. 3-37. 2 Tyszkiewicz, J., Tatarzy na Litwie i w Polsce. Studia z dziejów XIII-XVIII w., Warszawa 1989

Pamiętając o niedawnych kontrowersjach wokół budowy meczetu w Warszawie, musimy sobie wyobrazić, że mowa tu o Polsce XVI i XVII wieku, kraju prowadzącym wojnę z Islamem, o Przedmurzu Chrześcijaństwa. Otóż pod koniec wieku XVI, w naszym chrześcijańskim, arcy-katolickim wielonarodowym jednak kraju, mieliśmy… 400 meczetów. Czyż nie jest to piękne świadectwo naszej narodowej tolerancji, a mieliśmy także przecież u siebie inne orientalne nacje – Ormian, Karaimów i Żydów, którzy również mieli swoje świątynie. Polski muzułmanin podróżujący do Mekki w latach 1557-8, w czasie postoju w Istambule, napisał dla Sulejmana Wspaniałego bardzo interesującą wzmiankę p.t. Risāle-yi Tatar-i Leh (tłum.: Wiadomość dotycząca Tatarów w Polsce), w której określił liczbę tatarskich osad w Polsce na 100, a każda z nich miała swój meczet. Prawdopodobnie było tych osad więcej niż 100. Największe społeczności tatarskie zamieszkiwały Lidę, Nowogródek, Iwje, a nawet Mińsk (dzisiejszą stolicę Białorusi), gdzie istniała kolonia pod nazwą Tatarska Swoboda. Wskutek polonizacji (silnej wśród szlachty tatarskiej) oraz rutenizacji (wśród klas niższych), następowała stopniowa asymilacja Tatarów. Ponieważ Tatarzy musieli mieć w sobie domieszkę krwi mongolskiej, toteż płynie ona dziś – obok tatarskiej – także w polskich żyłach. Jednakże różnice genetyczne pomiędzy ludnością mongolską i tatarską są bardzo znaczne, bowiem Tatarzy są ludem turecko-kipczackim, bliższym Turkom i Islamowi, podczas gdy Mongołowie są ludem buriacko-chachłaskim wyznającym buddyzm i szamanizm. W krwi części Polaków mamy więc także domieszkę turecko-kipczacką i mongolską. Między innymi badania ludności na Ziemi Tarnowskiej wskazują na takie powinowactwa. Do podobnych konkluzji doszli Amerykanie badając genetykę polskich imigrantów w Stanach Zjednoczonych. Komu to dziś by przyszło do głowy. Tatarzy z „Trylogii” Sienkiewicza to Tatarzy Krymscy, a to z nimi właśnie walczyli Polacy w XVI–XVII wieku, a ich niedobitki mieszkają w zajętym niedawno przez Putina Krymie. Datą głęboko wrytą w pamięć historyczną Polaków jest rok 1241, kiedy to czambuły mongolskie dotarły aż na Śląsk, gdzie pod Legnicą odbyła się decydująca bitwa czterech hufców dowodzonych przez

5


3 Turnbull, S., The Mongol Invasions of Japan 1274 and 1281, Osprey Publishing, London, pp. 41–42

4 Pajewski, J., Bunczuk i koncerz. Z dziejow wojen polskotureckich, Wiedza Powszechna, Warszawa, 1978, s. 107

Szater/Wikipedia

Henryka II Pobożnego z czterema hufcami mongolskimi będącymi połączonymi siłami Bajadara i Kiejdana. Ucieczka Mieszka II opolskiego z pola boju przypieczętowała klęskę Polaków. Upokorzony w obozie mongolskim Henryk II został zabity przez ścięcie głowy, którą później Mongołowie obnosili na postrach i przestrogę ludności. Polska co prawda nie stała się protektoratem mongolskim jak Ruś, ale zapanował w kraju strach i chaos, a istniejące już wtedy rozbicie dzielnicowe jeszcze bardziej się pogłębiło. Na długi czas przybysze z Mongolii przynieśli śmierć i pożogę nie tylko Europie, ale całej niemal Azji. Kilka lat temu miałem okazję naocznie się przekonać o mongolskich ambicjach imperialnych odwiedzając miejsce inwazji mongolskiej z roku 1274-81 w japońskiej Fukuoce, gdzie pamięć historyczna o Mongołach nie różni się zbytnio od naszej, jednakże to co my, Japończycy, Moskale czy Węgrzy określamy jako stan nieustannej wojny w historii Mongolii było pokojem (Pax Mongolica), który otwierał przed nimi olbrzymie możliwości handlu i rozwoju. Japonia stanowiła dla Mongołów wschodni limit podboju. Niestety wskutek pecha, który prześladował ich na morzu, nie udało się wojskom Kublaj Chana podbić Japonii, gdyż wskutek sztormów stracili w sumie 75% żołnierzy oraz większość uzbrojenia i zapasów żywności.3 Podbili za to Bagdad, Damaszek i wiele innych stolic Azji.

Być może jeszcze bardziej grabieżczy był II najazd na Polskę z lat 1259-60, kiedy to Mongołowie znacząco zdestabilizowali życie w Polsce oraz podporządkowali sobie Ruś Włodzimiersko-Halicką. Plan wyprawy został w 100% wykonany – sojusze anty-mogolskie rozbite, zdobyto łupy oraz 10 000 niewolników. III Najazd Mongołów 1287-88 nie dorównał poprzednim, gdyż ograniczał się do terenów wiejskich. Władcy rozbitej na dzielnice Polski zdawali sobie już wtedy sprawę jak ważne są grody obronne. Plan ten zaczął poważnie realizować dopiero Kazimierz Wielki (1333-1370). Nowy chanat powstały na Półwyspie Krymskim za sprawą Wielkiego Księstwa Litewskiego Witolda dostał się Hadżi Girejowi (1427), który dał początek dynastii panującej aż do roku 1783.4 Z datą tą wiąże się aneksja Krymu przez Rosję. Polskie wyobrażenia o Tatarach jest daleko nieścisłe, a nawet do pewnego stopnia niesprawiedliwe. To że uważano ich w Rzeczpospolitej za dzikich barbarzyńców, „psów sułtana tureckiego” znajdowało uzasadnienie w ponad 164 wielkich najazdach pomiędzy bitwą pod Legnicą (1241) a pokojem karłowickiem roku 1699. Rzecz w tym, że Girejowie i ich dwór w Bachczesaraju, mieście ogrodów, był ostoją uczonej cywilizacji. Tatarzy uchodzili w Oriencie za ludzi uczonych; sami Girejowie pisali poezje, w ich kraju kwitła sztuka i nauka. Dostojne i bogate pałace oraz meczety zaświadczały o mądrości i inteligencji tatarskich chanów. To że Porta objęła w roku 1475 protektorat nad chanatem krymskim oznaczało, że Tatarzy byli zobowiązani do udziału w wojnach po stronie Turcji. Rzeczpospolitą najeżdżali jednak przede wszystkim koczownicy, poddani zarówno chana jak i sułtana. Byli to przede wszystkim Tatarzy budziaccy, oczakowscy i nogajscy, pochodzący ze stepów na północnych wybrzeżach Morza Czarnego i Azowskiego. Gnał ich ku Polsce przede wszystkim głód. W tatarskich ułasach (wsiach) ludność mieszkała w namiotach, i wystarczyła susza czy też pomór na bydło by zgłodniali Tatarzy znaleźli się w desperacji. Problem ten mogły rozwiązać tylko łupieskie wyprawy do sąsiednich, zasobniejszych krajów. Poseł moskiewski donosił carowi z Krymu w roku 1516: „Głód tu straszliwy, słońce wszystko wypaliło, paszy dla bydła nie ma, chleba zaś tu u nich i bez tego zawsze mało,

Matthäus Merian Starszy, Bitwa pod Legnicą, 1630 r.

6


tatarzy krymscy/www.eastway.pl

a dziś zgoła nic”.5 Nie inaczej było w wieku XVII i XVIII.

Rubieże Rzeczpospolitej były praktycznie niestrzeżone, gdyż na ponad 2000 km długiej granicy południowo-wschodniej czuwało w garnizonach zaledwie 3000 polskich żołnierzy. Stanowiło to niemal zachętę do częstych napadów, a także wielkich, dobrze zorganizowanych najazdów. Nic dziwnego, że szybkie i zwrotne, poruszające się na małych koniach czambuły tatarskie, wywoływały powszechny popłoch. Hetman Żółkiewski porównywał ich do ptaków, których ani dogonić ani zwyciężyć się nie da. Nieco później nauczył się doganiać Tatarów regimentarz wojsk ukraińskich Stefan Chmielecki. Być może to z tego okresu po5 ibid., s.108-109

chodzi powiedzenie: „Złapał Kozak Tatarzyna, a Tatarzyn za łeb trzyma”. Do perfekcji technikę pogoni za Tatarami doprowadził hetman Jan Sobieski, późniejszy król. Z pospolitym ruszeniem bywało różnie, a dotyczyło to szczególnie szlachty z głębi kraju, którą „awantury” na pograniczach mało interesowały. Tak kpił sobie z tej formacji Jan Dzwonowski: NIEPOSPOLITE RVSZENIE Abo G Ę S I A W O Y N A. Trudno iuż w Polscze o kiy / bo zá Miesięcy / Wynieśli ich ná Woyne do kilku tysięcy. Turczyn się srodze lękał / bali się Tatarzy / Strászliwać to / gdy Polak w polu kiiem párzy. JANA DZWONOWSKIEGO GENERAŁA Pilzińskiego. W Krákowie / Roku 1621. Praktycznie ludność kresowa skazana była na samą siebie: by nie zginąć na miejscu, lub nie popaść w jasyr, chłopi i mieszczanie musieli sami organizować samoobronę, i niejednokrotnie wygrywali potyczki, a nawet bitwy. Te małe zwycięstwa nie były jednak w stanie powstrzymać pochodu czambułów w głąb Polski, które jednak mało kiedy docierały do jej centrum. Z reguły po nabraniu łupów i jasyru następował odwrót.

Nie zawsze lojalni sojusznicy

Jak wspomniałem wyżej, sam termin „Tatarzy polscy” jest dość problematyczny, gdyż byli to właściwie Tatarzy litewscy sprowadzani na Litwę przez księcia Witolda. To oni właśnie walczyli przeciw Krzyżakom pod Grunwaldem. Najwidoczniej nie wszystkim Tatarom odpowiadał system tatarski, gdyż w roku 1409 roku na Litwę uciekli z wojskiem synowie Tochtamysza prowadzeni przez Dżalal ad-Dina, który walczył u boku Witolda pod w/w Grunwaldem.6 Zwani Lipkami od tureckiej nazwy Litwy, stali się stopniowo najemnikami na żołdzie Rzeczpospolitej. Początkowo jednak byli to przede wszystkim sojusznicy i jeńcy przyprowadzeni przez Witoldowe wojska z Krymu. Dzięki temu w wojnie z Krzyżakami w 1414 roku brał udział tatarski oddział Betsub-ułana, młodszego syna Tochtamysza, zdobywcy Moskwy. Nasilenie osadnictwa tatarskiego nastąpiło w latach 30. XV w. Ich nowe siedziby powstały okolicach Trok, Wilna, Kowna, Lidy, Krewy, Nowogródka i Grodna. Obecność osadnictwa sprzyjało osadzaniu 6 Tyszkiewicz, J., Tatarzy na Litwie i w Polsce. Studia z dziejów XIII-XVIII w., Warszawa 1989

7


Budujemydwor.pl

Tatarski atak na zajętą przez Szwedów Warszawę (1656 r.)

nowo-schwytanych jeńców wojennych (polsko-litewski „jasyr”) w zwartych wioskach tatarskich na Litwie. Ostatnie grupy emigrantów politycznych z Tatarszczyzny przybyły do Wielkiego Księstwa na początku XVI wieku. To właśnie z tymi Lipkami miał problem „mały rycerz” Wołodyjowski; kiedy wojska tureckie podeszły pod Kamieniec Podolski, ci litewscy osadnicy przeszli na stronę wroga. Rok 1672 był rokiem trudnym w stosunkach polsko-tatarskich, bowiem Lipkowie wzniecili otwarte powstanie przeciw Rzeczpospolitej. Jednak dzięki wysiłkom króla Jana III Sobieskiego, który cieszył się wśród nich wielką sławą i uznaniem, tureccy azylanci powrócili na łono Rzeczpospolitej. Można też uznać za pewien paradoks fakt, że ci muzułmańscy sprzymierzeńcy Polski nie tylko służyli jej mniej lub bardziej wiernie aż do rozbiorów, a pod Wiedniem 1683 walnie przyczynili się do upadku islamskiej Turcji. Nieco wcześniej, w czasie potopu szwedzkiego Tatarzy napędzili niemało strachu Szwedom nawykłym do walk z narodami „cywilizowanymi”. Okrzyk „Ałła, Ałła” wywoływał powszechną panikę w szwedzkim obozie: nie mieli oni pojęcia jak z tymi „dzikusami” walczyć, a już zupełny postrach wywoływała w nich sama myśl niewoli daleko od chłodnej Szwecji. Nie miał też szczęścia do Tatarów kiejdański zdrajca Bogusław Radzi-

8

wiłł, który wpadł w ręce ordyńców wraz z wieloma oficerami szwedzkimi i elektorskimi.7 Zwykły, „nisko urodzony”, Tatar prowadził księcia na arkanie przy koniu przeszło pół mili. Polacy od hetmana Gosiewskiego odebrali Tatarom zdrajcę siłą, a nastepnie wypłacili ordyńcom haracz, który nie tylko ich nie zadowolił, ale nawet obraził Subhana Ghaziego Agę: „tylko tyle za księcia” – miał sie zwrocić do Polaków z wyrzutem. Jednakże tatarscy sojusznicy, ci osiadli w Rzeczpospolitej czy ci z Krymu, krzywdy sobie nie dali zrobić. W zwycięskiej bitwie warszawskiej u boku Polaków pod dowództwem Jana Sobieskiego, wtedy jeszcze tylko starosty jaworowskiego, Tatarzy odznaczyli się wielką bitnością, ba, o mało nie wzięli do niewoli samego Karola Gustawa. Podobno Rzeczpospolita by napędzić strachu elektorowi Prus Książęcych wysyłała do Królewca posłów narodowości tatarskiej z zapytaniem: czy stronnik Szwedów, Wielki Elektor nie zamierza czasami najechać zdradliwie Rzeczpospolitej. Przewrotny i przestraszony zarazem widokiem Azjatów elektor, odesłał ich do Warszawy z zapewnieniem, że nie ma takich intencji. Już wkrótce Tatarzy krymscy dostali nowe zadanie – prowadzić akcję dywersyjną przeciwko elektorowi w Prusach Książęcych, a tym samym ściągnąć na siebie większe siły nieprzyjacielskie. Tatarzy wy7 Pajewski, str. 130


8 ibid., str. 129-30 9 ibid., str. 132

Spuścizna po Tatarach

Dziś Tatarzy nam nie zagrażają. W Polsce mieszka około 5000 osób będących potomkami Lipków. Praktycznie istnieją tylko dwa oryginalne meczety oraz cmentarze – w Bohonikach oraz Kruszynianach, na tym samym Podlasiu które ich krewni tak lubili palić. Przysłowie podlaskie jest śladem tej pamięci: „Koń bez uzdy, Tatarowie przez Podlasie (…) nie mogą bez szkody przejść”.10 Tatarzy są dziś już Polakami, lojalnymi obywatelami swej Ojczyzny. Ich tu obecność przypomina nam, że I Rzeczpospolita nie była tylko pięknym snem o wielkości, lecz najprawdziwszą, najbarwniejszą rzeczywistością. Tak jak wielu Polaków z Kresów,

W. Pikiel/NAC

korzystali tą okoliczność dla siebie – spalili około 200 wsi i wzięli w jasyr kilkanaście tysięcy jeńców, głównie Mazurów oraz olbrzymie łupy i zaczęli odwrót w kierunku Krymu.8 Najbardziej straciła na tym Rzeczpospolita, bo elektor ściągnął na ich miejsce osadników z Niemiec. Nie dość tego: po drodze Tatarzy złupili doszczętnie Podlasie. Jak na ironię losu, to właśnie tu, w Bohonikach i Kruszynianach, mieszkają do dziś ich krewni, potomkowie polsko-litewskich Lipków. Tak było często – powracające na Krym „sojusznicze” oddziały, robiły wypady w bok, rabowały, grabiły, gwałciły kobiety i paliły wsie uprowadzając niewolników, by potem sprzedać ich na bazarze w Istambule średnio za 40 czerwonych złotych za osobę. W Polsce najbardziej obawiano się sojuszu Tatarów z Kozakami, gdyż wtedy zniszczenia były dużo większe, gdyż wojnę trzeba było prowadzić na własnym terytorium. Sami Tatarzy też mieli własne plany zaboru Ukrainy. W latach 1663-1664, Tatarzy niby wspierali Rzeczpospolitą w wojnie z Moskwą, ale jednocześnie prowadzili grę w celu zawładnięcia całą Ukrainą. To wiarołomne zachowanie Tatarów przyczyniło się do niepowodzeń Polaków w tej wojnie. By oddać sprawiedliwość osądom trzeba stwierdzić, że i Rzeczpospolita musiała czasem przechylać swe sympatie na stronę rosyjską, gdy obu krajom zagrażał najazd turecki. Nasza narodowa pamięć lubi zapominać zbrodnię naszych bratanków Węgrów, którzy 6 grudnia 1654 roku w Radnot uknuli spisek… rozbioru Polski pomiędzy Siedmiogród, Szwecję, Prusy i Ukrainę.9 Zdradzili też nas nasi „bracia” spod znaku archanioła, a z ratunkiem przyszli Tatarzy. Chan Mehmed Girej udał, że uderzy na Rzeczpospolitą i Rosję (bo tak życzyli sobie Szwedzi), a następnie pod Kamieńcem zrobił zwrot w bok i totalnie rozgromił siły Siedmiogrodzian. Tak oto Rzeczpospolita uniknęła rozbioru już w roku 1654. No, ale potem znowu polscy hetmani musieli robić wyprawy na powracające na Krym czambuły, bo Tatar bez łupu to jak ułan bez szabli.

Powitanie prezydenta RP Ignacego Mościckiego przez Tatarów w Nowogródku, 1929 r.

Tatarzy powędrowali po 1945 roku na Śląsk i Pomorze; ich małe społeczności mieszkają do dziś w Gorzowie, Szczecinie i Gdańsku, dodając kolorytu polsko-kaszubskiej mieszance. W Gdańsku powstał niedawno największy meczet tatarski w Polsce. Najwięcej cennych pamiątek po Tatarach przechowywanych jest w Muzeum Okręgowym w Białymstoku. Istnieje także ekspozycja tatarska w pięknie odrestaurowanym Zamku Książąt Pomorskich w Szczecinie oraz mała ekspozycja w Sokółce. Nasz polski Orient jest naszym dziedzictwem. Nasi Tatarzy, to już nie ci wiarołomni, żądni krwi Azjaci, ale naszym obowiązkiem jest wiedzieć jak kiedyś bywało. Bili się Tatarzy dzielnie za Polskę w czasach napoleońskich, krwawili w powsta10 ibid., str. 132

9


niach narodowych, w wojnie bolszewickiej 1920 roku, a także w II wojnie światowej. Dziś są garstką polskich muzułmanów, ludźmi zajmującymi się garbarstwem, warzywnictwem oraz furmaństwem, choć i te zawody zanikają. Ich dzieci kończą studia, mieszkają w miastach, pracują w dobrze płatnych zawodach, pełnią ważne funkcje. Pozostały nam po nich nazwiska: Tatar, Tatara, Tatarek, Tatarski, Tatarzyn, Tatarczuk, Tatarczak, a także Abakanowicz, Achmetowicz, Assanowicz, Chazbijewicz, Kukiz, Makuła, Mołczan, Trabuć, Ułaniuk, Ułanowicz. Korecki, Misiewicz czy Bogdanowicz. Pochodzenia tatarskiego był Lisowski, twórca słynnych polskich zagończyków zwanych Lisowsczykami. Pochodzenia tatarskiego był noblista, piewca polskiego Sarmatyzmu, Henryk Sienkiewicz. Najbardziej znana w świecie polska artystka, Magdalena Abakanowicz, to również z pochodzenia Tatarka. Kiedy była małą dziewczynką przeżyła traumę – niemiecki żołnierz zastrzelił jej matkę na jej oczach. Na przykład, rodzina kniaziów Edigey-Emirza Koryckich herbu Koryca – według samego Mickiewicza była starożytną gałęzią rodu tatarskich władców – chanów Kipczaku. Z kolei książęta Glińscy vel Hlińscy herbu Hliński, jak podaje Józef Wolff, autor pracy „Kniaziowie litewsko-ruscy”, pochodzą od chana Mamaja, tego samego, który przegrał bitwę na Kulikowym Polu z wojskami księcia moskiewskiego Dymitra Dońskiego. Tych przodków jest znacznie więcej, zaświadczają oni o dziedzictwie wielkiej, wielonarodowej Rzeczpospolitej. Naturalnie główną platformą relacji Polaków z Tatarami była wojna. Przeto nic dziwnego, że silne wpływy turecko-tatarskie musiały zaznaczyć się w zakresie uzbrojenia i sposobu wojowania, który Polacy musieli przystosować do taktyki swego przeciwnika. Nie podobna myśleć o partyzanckim nękaniu stosowanym przez Lisowszczyków czy majora Hubala bez wspomnienia osiągnięć tatarskich w tej dziedzinie. Podstawę strategii Tatarów stanowiło bowiem zaskoczenie. Starali się uderzać tam, gdzie nie było obrony, względnie była ona bardzo słaba. Po wtargnięciu na ziemie gęściej zamieszkane zakładali kosz, skąd szeroko rozsyłali czambuły plądrujące okolice, a potem, z łupami i jasyrem wracające do obozu. Kosz był wówczas zwijany i orda wracała do swych siedzib. Po przejściu ordy pozostawały trupy i zgliszcza.

10

Dumni musimy być z naszych przodków, którzy nie przejęli od stepowych Tatarów barbarzyńskich metod wojowania. Bacznie jednak obserwowali ich taktykę wojenną i uzbrojenie. Nasza narodowa szabla to twór orientalny, a stal damasceńska, choć później już odlewana w Polsce, to jednak najpierw trafiła do nas najprawdopodobniej jako zdobycz wojenna, zdobyta na Turkach bądź Tatarach. Wykonany z końskiego włosia, zawieszony na długim drzewcu, buńczuk Polacy ukochali tak jak ludzie Orientu; używała buńczuków husaria, a dziś używają ich nasze skromne wojska pancerne. Podpatrzyliśmy też u Tatarów ich świetne łuki refleksyjne, które były dużo krótsze i skuteczniejsze niż staroscytyjskie, mongolskie czy tureckie. Mądrzy Sarmaci odrzucając modę na francuszczyznę, którą pozostawiali bawidamkom w perukach, kierowali swój wzrok na Wschód.11 Wyroby arabskie, perskie czy tureckie trafiały do nas także za pośrednictwem Tatarów. Rozwinięty handel ze Wschodem, skąd sprowadzano tkaniny, broń, dywany, biżuterię, wzbogacał naszą kulturę materialną. Ważnym sposobem pozyskiwania orientalnych towarów były też łupy wojenne. Piękniały polskie dwory przechowujące luksusowe towary orientalne. Pogardzając niewiernymi, Sarmaci zachwycali się wschodnim ubiorem. Polski strój szlachecki – żupan i kontusz – acz nie identyczny ze wschodnim, posiłkował się orientalnymi tkaninami, kolorystyką i zdobnictwem. Orient pomógł nam ukształtować nasza tożsamość, dobry smak i gust, przyczynił się też do zmian w języku. Nasza narodowa wyobraźnia poczęła operować na innych zupełnie obrotach – świat stanął otworem. Dzięki tym kontaktom mamy m.in. „majdan”, „tumana” czy „kić” (ciemnicę). Interesujący jest fakt, że do lat 30. Tatarzy używali arabskiego alfabetu by zapisać białoruską mowę, którą się w Wielkim Księstwie Litewskim wtedy posługiwano. Tą drogą musiały też m.in. przenikać do polszczyzny słowa arabskie. Górna szlachta mówiła jednak zawsze po polsku. Tatarzy są wśród nas, są nami. Kochajmy polski Orient. Artykuł jest częścią większego cyklu o Polskim Oriencie publikowanego na łamach portalu Budujemy Dwór (www.budujemydwor.pl/category/orient) 11 Kroll, P., Szlachta polska wobec Turcji w XVII i XVIII w., [w:] Silva Rerum, Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie, 46 wrzesnia 2013


kadrinazi.blogspot.com

11


historia

Jak Tatarzy ułanów stworzyli – historia polskiej formacji kawaleryjskiej w XVIII wieku Kiedy wielki książę Witold sprowadził na obszar Polesia Tatarów, rozpoczęła się wspólna historia różniących się pod każdym względem, narodów. Wniosły wzajemnie wiele do swoich kultur, wpływając na takie aspekty jak obyczajowość, czy wojskowość. Zwłaszcza w tej drugiej dziedzinie przybysze ze Wschodu bardzo przysłużyli się Najjaśniejszej. Stanowili podwalinę wybornej lekkiej jazdy polskiej, która z czasem, w XVIII wieku, ewoluowała do postaci słynnych ułanów. Grzegorz Szymborski

12


uncontrollable/Wrzuta.pl

Choć lekkie chorągwie tatarskie i wołoskie istniały już w wieku XVII, bezpośredni wpływ na uformowanie nowego typu jazdy miał pierwszy król z saskiej dynastii. Po raz pierwszy lekka muzułmańska kawaleria znalazła się na służbie Saksonii już w 1700 roku! Była liczna na 1200 koni, lecz meandry wojny północnej doprowadziły do przetrzebienia tego rodzaju wojska, w skutek czego po 1721 roku w armii elektorskiej pozostały jedynie dwie dworskie chorągwie tatarskie, liczące łącznie 300 osób. W Rzeczypospolitej również organizowano takie lekkokonne pułki, które w późniejszym okresie zostaną oficjalnie określone jako pułki straży przedniej, a od 1774 roku, ich żołnierze oficjalnie będą nazywani polskimi ułanami. U nas takie pułki składały się zazwyczaj z sześciu chorągwi i liczyły od 200 do 600 ludzi. Historię Tatarów na służbie polsko-saskiej należy zacząć od zaprezentowania historii protoplasty XVIII-wiecznych, od którego ta słynna, po dziś dzień, polska kawaleria, przyjęła swoją nazwę. Aleksander Ułan z Łostai, bo o tym muzułmaninie mowa, od 1704 roku był rotmistrzem chorągwi tatarskiej. Wywodził się z bardzo „starożytnego”, przy czym zasłużonego rodu, który wydał wielu sławnych oficerów, już za czasów wojen prowadzonych przez Stefana Batorego. W 1711 roku otrzymał w nadaniu od króla wioskę Koszoły, a dwa lata później został awansowany na stanowisko pułkownika. Wziął udział w konfederacji tarnogrodzkiej po stronie dworu. Całe swe życie opowiadał się po stronie saskiej partii. W 1717 roku został oficerem armii elektorskiej, opuszczając polskie szeregi. Pociągnął za sobą całe swoje zgrupowanie, co stało się przyczyną protestów szlachty. On i jego osiem chorągwi w sile 400 koni przeszło pod dowództwo Flemminga, sam Ułan zaś został przybocznym elektora saskiego. Mylił się jednak Kryczyński sądząc, iż muzułmanin zaczął służyć pod pierwszym ministrem i feldmarszałkiem Saksonii – w rzeczywistości chodziło o generała-lejtnanta, hrabiego Joachima Fryderyka Flemminga, dowódcę kawalerii. W 1724 oddział Ułana został nadwornym pułkiem elektorskim. Aleksander był już w tym czasie bardzo słynnym żołnierzem i w Polsce wszystkich jego towarzyszy broni przezywano „ułanami”. Pułkownik był zaufanym wojskowym Augusta, o czym świadczy przydzielenie go do królewskiej

eskorty w 1719 roku podczas podróży z Drezna do Rzeczypospolitej. Powierzona mu również została misja osłony Prus Królewskich przed werbownikami króla pruskiego. Korzystał z protekcji królewskiej, o czym świadczy lekceważenie sobie przezeń prawa. W 1722 roku miał miejsce zatarg saskiego protegowanego z rodziną Lipińskich o sporną ziemię. Aby wymusić na sądzie pomyślny dlań wyrok, sprowadził na, będące obiektem sporu, grunta powiatu oszmiańskiego pięć chorągwi jazdy. Jednocześnie „zagroził” wyprowadzeniem się ze swoimi ludźmi do Turcji w razie niepomyślnego werdyktu procesu. Ułan zmarł ok. 1738 roku. Jego służba wojskowa przyczyniła się do rozsławienia jazdy tatarskiej i zalążków jej świetności – dowodem tego jest nie tylko „powstanie” formacji ułanów, ale i poczet wybitnych kawalerzystów orientalnego pochodzenia, pośród których Murza Czymbaj Rudnicki, jako pierwszy Tatar doczekał się stopnia generała (już po nominacji pułkowej). Żołnierz ten po śmierci Ułana, został kolejnym dowódcą pułku (ok. 1738-1740), który mimo wszystko dalej nazywano „pułkiem Ułana” tudzież, co jest szczególnie ciekawe: „auxyliarnym wojskiem ułanowym komendy pana Rudnickiego”. Sława zmarłego pułkownika i jego podkomendnych sprawiła, iż określenie ułan zaczęło się upowszechniać. Tym sposobem żołnierz tatarski przeszedł do legendy, bowiem w drugiej połowie XVIII wieku właśnie jego nazwiskiem objaśniano pochodzenie formacji: Jak głosiła rosyjska relacja w 1764 roku: pojmany został „Kapitan [Bohdan- G. Sz.] Ułan, synowiec sławnego Ułana, od którego poszło nazwanie tej broni.” Potomkowie dzielnego kawalerzysty dbali o pamięć o zasługach rodu – oto memoriał rotmistrza Mustafy Ułana (wnuka Aleksandra) do Komisji Wojskowej w 1790 roku: Ułanowie „za króla św. pamięci II i III Augusta z pułkami za granicą na wojnie byli, gdzie odwagę i męstwo okazywali i dla tego odgłosu dzielności ich w boju nie tylko w Polsce pułki wszystkie, ale nawet i w całej Europie wszystkie egzystujące kupy wojskowe do ubioru naszego podobne od imienia tego familii tylko naszej naturalnie służącego Ułanami nazwane zostały”. Nie jest to jednak fakt bezsporny. Piotr Borawski przytacza w swej pracy fragment z pamiętnika Józefa Zajączka, który w 1794 tak pisał: „Litwa zaś dostarczała kilka pułków tatar-

13


skich. Osada tego wojowniczego narodu, od czasów Witolda we wspomnianej prowincji osiadła, utrzymuje się po dziś dzień. Pułki te tatarów zwykle nazywano ułanami od imienia jednego spomiędzy nich wojownika, który się za panowania Batorego wsławił.”

Mocna strona Augusta

Po zagrożeniu śmiercią w 1727 roku, władca postanowił diametralnie zmienić swoją politykę, dążąc do przywrócenia znaczenia Polski-Saksonii na arenie międzynarodowej. Oprócz ostrych ataków pod adresem Austrii oraz powściągliwych rozmów z Prusami, Wettyn zdecydował się zadbać o powiększenie liczby wojska. Od 1728, po śmierci ministra Flemminga, August przejął ster samodzielnych rządów w Elektoracie. Podjął decyzję o rozpoczęciu intensywnych zbrojeń. Jego fantastyczne rachuby zakładały podniesienie stanu armii saskiej do 40 tysięcy żołnierzy. W swoim dziedzicznym księstwie miał takie możliwości, w Polsce, niekoniecznie. Wskutek niedochodzenia Sejmów, niemożliwym było przeprowadzenie, zamyślanej jeszcze w 1717 roku, aukcji wojska mimo, iż ziemie Rzeczypospolitej powoli dochodziły do siebie po skutkach ostatniej wojny i zarazy z lat 1708–1711. W myśl postanowień Sejmu Niemego król mógł trzymać u swego boku jedynie 1200 żołnierzy saskich. W związku z tym zmuszony był powołać, z własnego skarbca, wspomaganymi niewielkimi dochodami skarbu nadwornego, jednostki, w skład których wchodziliby m.in. Polacy. Tak oto, od 1728 roku, w Rzeczypospolitej sformowano oddziały: janczarów, grandmuszkieterów, pruskiego odpowiednika Lange Kerls, czyli regimentu olbrzymów, a także kolejne, jeśli uwzględnić powyższe informacje, tatarskie chorągwie lekkie. Oddziały spędziły pierwsze lata w Saksonii, w Łużycach. Zorganizowane były według polskich zasad zaciągów, w rodzimych mundurach, nie mniej jednak nie sami mieszkańcy Rzeczypospolitej wchodzili w skład chorągwi. W 1730 roku w Elektoracie pojawiły się pierwsze dwie kompanie liczące po ok. 120 żołnierzy. Kawalerzyści byli umundurowani następująco: wierzchnie odzienie stanowił biały kontusz z wyłogami koloru kompanijnego, pod spodem zaś ubrani byli w żupany koloru kompanijnego: czerwonego, bądź niebie-

14

skiego, a także sukienne spodnie. Kontusz był przepasany, zaś na całkowicie wygolonych głowach kawalerzyści nosili płaskie polskie czapki obszyte futrem. Skórzane oporządzenie było naturalnego koloru. Uzbrojenie stanowiły: szabla, broń drzewcowa z biało-kolorowym proporczykiem, para pistoletów. Niektórzy dzierżyli również tatarskie łuki. Kołczany, podobnie jak i torby na łuki, były wykonane ze skóry i miały narożne obicia. Sajdaki dowódców były posrebrzane i wysadzane drogimi kamieniami. Oficerowie odznaczali się dodatkowo czerwonym podbiciem mundurów i nosili sute pasy. Derka (a w zasadzie mitug, czyli niewielki czaprak), czyli nakrycie konia, była u szeregowców koloru niebieskiego i obszyta na czarno, u oficerów – na srebrno. Pierwszy popis wojska z udziałem nadwornej armii Augusta odbył się pod Muhlbergiem w tym samym roku, następny zaś dwa lata później, pod Królikarnią w Warszawie. Pospiesznie sformowane oddziały biorące udział w kampamentach miały na celu ukazać potencjał militarny obu krajów. Jak na ironię, miały one niebawem stanąć do walki przeciwko sobie. Eksperyment Sasa miał jednak wykazać ważny dla polskiej wojskowości fakt – wobec zbliżającej się wojny, mieszkańcy Rzeczypospolitej na służbie zagranicy mieli okazać się w pełni lojalni wobec mocodawcy, który gwarantował im stały żołd.

Od wojny sukcesyjnej, do sukcesyjnej

W wojnie o tron polski jazda tatarska z Saksonii opowiedziała się po stronie Fryderyka Augusta II. W kampanii roku 1734 dwie chorągwie tej kawalerii działały wraz szwoleżerami dowodzonymi przez hrabiego Bitum’a. Elektor saski miał duże problemy z przeciwstawieniem się lotnej, lekkiej jeździe szlacheckiej doby konfederacki dzikowskiej. Właśnie w czasie wojny powołał dwa regimenty innej lekkiej jazdy, mianowicie właśnie szwoleżerów, rekrutowano spośród Polaków, uzupełnianych ochotnikami z Elektoratu. W 1733 roku uformowany został królewski oddział kawalerii, w skład którego weszły chorągwie tatarskie wojewody kijowskiego Józefa Potockiego. Na jego czele stanął pułkownik Rudnicki. Nieco kłoci się to z informacją podaną przez Roberta Kisiela, bowiem pisze on, iż dopiero w 1735 roku, wobec opowiedzenia się Potockiego, pod


Zakliczynem, po stronie saskiej, jego chorągwie tatarskie przeszły na żołd elektora. Wydaje się, że najbliższy prawdzie będzie w tym wypadku historyk dziejów Tatarów – wedle tego co pisze Borawski, w 1733 roku sformowano drugi, obok pułku Ułana, oddział sasko-tatarski, w skład którego wchodzili kawalerzyści z nadwornych chorągwi lekkich wojewody kijowskiego, hetmana Potockiego. Dowódcą tego pułku miał zostać Aleksander Mustafa Korycki – nie Rudnicki. Jest to logiczne, gdyż jak pisałem wcześniej, Rudnicki przejął po zmarłym Ułanie nie tylko jego żonę, ale i jednostkę. Możliwe, ze po kapitulacji pod Zakliczynem pozostałe roty tatarskie przeszły z kolei do pułku Ułana-Rudnickiego. Uspokojenie sytuacji w Polsce sprzyjało rozwojowi armii dworskiej i przekształceniom w jej obrębie. Rok 1735 stanowi datę przełomową w historii jazdy ułańskiej, bowiem wówczas po raz pierwszy formalnie użyto określenia: ułan, jako lekkiego kawalerzysty, choć już znacznie wcześniej nazywano tak pojedynczych towarzyszy-żołnierzy tatarskiego pochodzenia. Wszak „ułan”, znaczy po turecku – młodzieniec (tur. oghlan). Od tego też momentu chorągwie tej jazdy, na razie królew-

Ułani IV pułku spod komendy Józefa Bielaka

skiej – prywatnej, zaczęły stacjonować w ekonomiach na Litwie i w Polsce. W 1738 roku istniejące roty sasko-tatarskie, co warto zaznaczyć – wciąż zorganizowane na wzór systemu zaciągu towarzyskiego, zostały przekształcone w pułk nadworny pod komendą Jakuba Błędowskiego. Liczył 800 ludzi. Anachroniczny względem zachodu sposób organizacji tych kawalerzystów spowodował, że jazdę tę traktowano w Saksonii jako wojsko półregularne. Tatarzy mieli dla Sasów spełniać tę samą rolę, jaką jazda kozacka odgrywała u boku cara. Głównym zadaniem tej formacji było rozpoznanie, pościgi i prowadzenie małej wojny. Co ciekawe, nie oczekiwano od ułanów szarż na wroga, choć z czasem stało się to ich specjalnością. Pierwsza połowa 40. to czas nieustannych zbrojeń Saksonii w związku z trwającymi wojnami śląskimi. W okresie tym wzrastała liczebność chorągwi lekkich, co do której liczby pozostają pewne wątpliwości. Ciesielski pisze, że w okresie 1740–1746 powstało kilka nowych pułków ułanów. Zdaniem Roberta Kisiela w 1740 roku w saskiej armii istniało dwanaście chorągwi. Według dr Stephen’a Summerfield’a, miały być one podporządkowane w ramach jednego pułku Jaku-

Ułani IV pułku spod komendy Mustafy Baranowskiego

15


16

Ułani brali udział w głównych kampaniach I wojny śląskiej – w wyprawie na Pragę w 1741 roku i kampanii morawskiej roku następnego. W momencie „odwrócenia przymierza” i udziału Saksonii po stronie Austrii w II wojnie śląskiej (1744-1745), trzy wspomniane powyżej pułki ułanów walczyły w Czechach w 1744 roku przeciw Prusakom, wycofującym się z Pragi. W 1745 roku armia sasko-austriacka, licząca ponad 65 tysięcy ludzi, podjęła operacje celem zdobycia Śląska. Po wkroczeniu 17 maja, kierowała się przez Strzegom i Świdnicę na Wrocław. Strażą przednią korpusu saskiego, w skład którego weszło pięć pułków ułanów, dowodził generał-major Georg Siegmund von Schlichting.Rudnicki dowodził 700 żołnierzami, Bantuszewicz 521, Wilczewski 536, Ułan i Borysławski – 859. Są to dane etatowe, w rzeczywistości wedle szacunków historyka, siły ułańskie liczyły 3 tysiące lanc i szabel. Niebawem doszło do rozstrzygnięcia miedzy Prusami i ich przeciwnikami pod Dobromierzem (Kisiel sądzi, że lepszym określeniem byłaby batalia pod Strze-

www.grosser-generalstab.detafelnknoe10knoe10 _ 21.html

bowi Błędowskiemu. Rok później piętnaście, zaś w 1744 roku – dwadzieścia trzy. W roku wybuchu wojny w chorągwi służyło 34 towarzyszy i pocztowych oraz 3 oficerów. Chorągwie ułańskie brały udział w wojnie do marca 1743 roku, gdy zostały odwołane do Polski w celu reorganizacji. Oddziały sformowane były w trzy pułki liczące 6–9 mniejszych jednostek taktycznych. Dowodzili nimi: Wilczewski, Sychodziński i wspomniany Błędowski. Końcem września 1744 roku ruszyły na front. Połączyły się z armią saską 2 października pod Adorf. Nagły wzrost liczby jezdnych nastąpił po zawarciu w 1745 roku traktatu warszawskiego, zobowiązującego Wielką Brytanię i Holandię do udzielenia subsydium elektorowi Saksonii. Sasi rozpoczęli werbunek w Rzeczypospolitej, dzięki któremu do wiosny 1745 roku pojawiło się w Elektoracie w sumie 45 rot sformowanych w sześć pułków. Stan osobowy miał wynieść nieco ponad 4200 żołnierzy. Tę samą liczbę oddziałów, ale o innym składzie, wskazuje Maciej Trąbski - pisze on w swojej książce pt. Pułki przedniej straży wojska koronnego w latach 1768–1794, iż w latach 1744–45 liczebność zaciągniętej kawalerii wynosiła 5600 koni. Różnica może wynikać z tego, iż Robert Kisiel wspomniał jeszcze, iż oprócz tych 4200 jeźdźców w Rzeczypospolitej formowano dwa dodatkowe pułki (szesnaście chorągwi) o składzie 1700 żołnierzy. Gdy zsumujemy te dane, osiągniemy podobne rezultaty badań obu historyków – 5900 wobec 5600. Spośród innych dowódców pułków Robert Kisiel wymienia: Ułana, Bantuszewicza oraz Borysławskiego. Wzrost zapotrzebowania na jazdę tatarską spowodował także zreorganizowanie składu jednostki taktycznej, czyli roty – od 1745 roku nastąpiły: zwiększenie liczby jezdnych (do 40–50) oraz rozbudowa sztabu chorągwianego do 7 osób. Subsydia poskutkowały tym, że już w lutym (traktat zawarto 8 stycznia) nowy, czwarty pułk dołączył do pozostałych. Wszystko to działo się wiosną 1745 roku, kiedy Saksonia osiągała swe militarne apogeum osiągając 55 tysięcy ludzi pod bronią (w tym osiem tys. Landmiliz). Rzeczywista ilość kawalerii tatarsko-ułańskiej wynosiła wówczas ok. 5 tysięcy ludzi – dopiero Księstwo Warszawskie dysponować będzie znaczniejszym udziałem tego typu jazdy w armii.

Ułani Natzmer'a (Prusacy)


gomiem). Starcie to ma szalenie istotne znaczenie dla niniejszego tematu, albowiem stanowiła chrzest bojowy ułanów, którzy zmierzyli się po raz pierwszy na polu zachodnioeuropejskiej bitwy. 3 czerwca 1745 roku jazda Schlichting’a znalazła się pod Strzegomiem. Naprzeciw saskiej awangardzie, liczącej 4800 koni, w tym 1900 ułanów, pojawiła się straż przednia Prus pod dowództwem generała-lejtnanta du Moulin’a. Całą noc z 3 na 4 czerwca trwały starcia kawalerii. W dniu bitwy armia Fryca ruszyła w pierwszej kolejności na jazdę Schlichting’a, który unikając walnego starcia wycofał się. Ułani nie odegrali w dalszej części batalii jakiejś znaczącej roli. Nie był to wszakże koniec udziału ułanów w II wojnie śląskiej. 15 grudnia 1745 roku, pod dowództwem Szybilskiego, cztery pułki jazdy sasko-tatarskiej walczyły w ramach armii elektorskiej pod Kesseldorf. Po bitwie, przegranej przez hrabiego Rutowskiego, w połowie stycznia 1746 roku, ułani powrócili do Polski. Ciekawy epizod historii wojskowości stanowi I wojna śląska (1740-1742), kiedy Fryderyk II Wielki zdecydował się sformować własną lekką kawalerię wzorowaną na polsko-saskiej jeździe. Chęć ta była podyktowana niewielką liczbą szwadronów lekkiej jazdy w armii pruskiej. Ciekawostkę stanowi fakt, że nawet reformator piechoty, książę von Anhalt-Dessau w 1738 roku zasugerował ojcu Fryderyka powołanie ułanów na wzór saski. W 1741 roku z polecenia Fryca wysłano do Rzeczypospolitej podpułkownika von Natzmer’a, któremu udało się zwerbować ochotników starczających na utworzenie sześciu szwadronów. Oficer ten stanął na czele oddziału sformowanego z Tatarów litewskich, Wołochów i szlachty mazowieckiej w Gorzowie Wielkopolskim, oficjalnie nazwanego ułańskim (niem. uhlanen) 23 lipca 1741 roku. Uzbrojenie i krój munduru skopiowano z saskiego pierwowzoru – żołnierze nosili niebiesko-białe kontusze i dzierżyli lance oraz szable. Chrzest bojowy, stanowiący zarazem „pogrzeb” pruskiego pułku ułanów stanowiło starcie przeciw austriackim huzarom. Jakkolwiek Borawski nie podaje żadnych konkretów, tak ze szczegółami zapoznaje Czytelnika Robert Kisiel, który podaje rozbudowany szlak bojowy pruskich ułanów. Oto stoczone potyczki: Gnojna (przegrana o której pisze Borawski, 7 czerwca), Stary Grodków

(23 czerwca), Nowa Wieś Niemczańska (14 lipca), Strzelin (23 lipca), Miłocice (23 sierpnia). Wobec zawodu związanego z tym oddziałem, Fryderyk stwierdził, iż „ułani nie są warci chleba, który jedzą”, a następnie naśladując nowy wzór austriacki, przemianował oddział na huzarów…

Król, Tatarzy i Rzeczpospolita

Choć w XVIII wieku Tatarzy nie traktowali majestatu tak uniżenie, jak czynili to ich przodkowie za czasów Jagiellonów i Wazów, nie mniej jednak w dalszym ciągu oddawali koronie należyty szacunek i w przeciwieństwie do części szlachty, postrzegano monarchę jako autorytet. U królów-Sasów poszukiwali Tatarzy opieki i tamże ją znajdowali, bowiem Niemcy cenili sobie bardzo usługi tej nacji. Władcy chronili swoich muzułmańskich poddanych w przypadku zatargów z przedstawicielami Kościoła. W 1754 roku Tatarzy mieszkający w granicach diecezji wileńskiej otrzymali od proboszczów zakaz zatrudniania chrześcijańskich pachołków. W tej sprawie zwrócił się do biskupa wileńskiego Michała Zienkiewicza August III, by nakazał podwładnym zaniechać takich praktyk. Nie tylko kler, ale i herbowi bywali nieprzychylni swoim sąsiadom – sejmiki wielokrotnie burzyły się w związku z nadawaniem stopni oficerskich mahometanom, jednakże dwór nie zważał na te protesty. O ile zrozumiałe jest, że w obliczu degeneracji wojska etatowego, jego niskiej liczebności, Polacy burzyli się na oddawanie się pod komendę muzułmanów, o tyle musieli być jednocześnie bardzo zazdrośni w związku z nominacjami mahometan na stanowiska kierownicze w armii koronnej i litewskiej, a co gorsza, bo stanowiło prztyczek w nos – w autoramencie narodowym, tj. jeździe – polskiej specjalności. Wrogość Polaków wobec Tatarów ma jednak głębsze korzenie i wynikają one z natury politycznej. W Wielkim Księstwie na przełomie wieków dominował, wręcz dzierżył dyktatorską władzę, ród Sapiehów. Swoją potęgę opierał na wojsku, w tym licznych chorągwiach tatarskich. Te, brały udział po stronie magnackiej w bitwie pod Olkiennikami. Po batalii, zwycięska szlachta wzięła odwet na ciemiężycielach, paląc przy tym „wiele wsi i folwarków lipkowskich”. Kolejny, dosyć błahy pretekst do pogłębienia wrogości stanowiły walki podczas wojny domowej 1704-1709.

17


Chorągwie lekkie kojarzono przede wszystkim z Sapiehami popierającymi Karola XII i Leszczyńskiego. „Wespół ze Szwedami domy, dobra szlacheckie najeżdżali, rabowali i oprymowali.” Należy jednak oddać sprawiedliwość muzułmańskiej jeździe, bowiem także po stronie Sasa opowiadała się część tego wojska. Apogeum nagonki stanowił rok 1710, gdy na Litwie szalała zaraza i głód – jak zwykle w takich przypadkach winę zrzucono na mniej licznych i słabszych. Podczas walnej rady warszawskiej delegaci z powiatu kowieńskiego żądali od Tatarów pieniężnego zadośćuczynienia za szkody wojenne, albo wystawienia własnych oddziałów wojskowych do kontynuowania wojny. Posłowie chcieli przy tym, by Tatarzy nie domagali się dla siebie nowych konstytucji, a po zakończeniu wojny „do domów swoich nie wracali”. Równie ostro potępił muzułmanów poseł z powiatu lidzkiego, Jan Scypion del Campo mówiąc, by „Tatarowie, gens infensissima (plemię wrogie) szlachcie, aby sine stipendio (bez zapłaty), nie tylko ex fundis possesis (z posiadłości ziemskich) służyli, i ani rotmistrzami, ani innymi oficerami żeby nie byli, quam rigorississime caveatur (jak najsurowiej przestrzegano)”. Pięć lat później, w obliczu konfederacji tarnogrodzkiej i prześladowań, część Tatarów zdecydowała się na opuszczenie Rzeczypospolitej. Celem tego exodosu, przeprowadzonego na niewielką skalę, wbrew temu co sądzili przedwojenni historycy, była Turcja. W czasie kolejnej wojny (1715–1716) hetman litewski Ludwik Pociej starał się skierować chorągwie tatarskie przeciw konfederatom. Muzułmanie replikowali, iż „im jeszcze pamiętna olkiennicka transakcja, gdzie przy Sapiehach stawali, jako im okrutnie oddawała Litwa”. Nie wszyscy jednak uznali to za argument ostateczny, czego dowodem jest chociażby wsparcie Ułana dla dworu. „Represje” powojenne były w rzeczywistości skutkiem emigracji – konfiskata majątków następowała po wyjeździe ich właścicieli, jak w przypadku Daniela Radeckiego, Mustafy Moszyńskiego i kniaziów Sieleckich. Miejsce zlękłych Tatarów, często przeciwników politycznych z czasów Leszczyńskiego, zajmowali stronnicy dynastii i oddani oficerowie, oprócz wymienionego na początku Ułana także: Samuel Krzeczowski (1710), bracia Bohdan i Samuel Achmatowicze (1719) czy Józef Kublicki (1716), Mustafa Assan-

18

czukowicz i Mustafa Montusz (1727). Otrzymywali oni ziemię często całkowicie opustoszałą, przy czym głównie na Podlasiu, które stanowilo ich „małą ojczyznę”. Oficjalny, na miarę Rzeczypospolitej, dowód więzi dynastii z Tatarami stanowić powinna decyzja o potwierdzeniu na Sejmie grodzieńskim 1726 roku wszelkich praw nadawanych tej mniejszości w wieku poprzednim. Gestem tym zaczęło się także panowanie kolejnego Wettyna – w 1736 roku Sejm potwierdził zobowiązania Najjaśniejszej, poświadczył dokonania zasłużonych i zapewnił o zachowaniu majątków i wydzielonych ekonomii dla społeczności tatarskiej. Na kolejne okresy międzywojenne, Tatarzy mieli zatem zapewniony byt. Wróćmy jednak do pułków ułanów dworskich. Za ich sprawą łączność pomiędzy Warszawą i Dreznem utrzymywała się na imponującym poziomie – kurier lekkiej jazdy na ogół potrzebował około 50 godzin, aby pokonać wskazaną trasę. Za transport poczty królewskiej i tylko takiej, odpowiedzialni byli ludzie z pułku Renarda. Na całej długości trasy znajdowały się posterunki, mniej więcej co 4 mili, czyli ok. 28 kilometrów. Tam zmachani jeźdźcy i ich konie znajdowali kolejnego gońca gotowego przejąć korespondencję i na grzbiecie wypoczętego wierzchowca mknąć kolejny odcinek w stronę zachodu. Prócz służby kurierskiej, mieli wraz z oddziałami szwoleżerów, pilnować bezpieczeństwa na drogach.

Poligon jazdy polskiej – na polach wojny siedmioletniej

Koniec wojen śląskich skutkował przeprowadzeniem redukcji w armii saskiej w 1746 roku. W związku z tym cierpiały również oddziały dworskie – w 1748 roku rozformowano trzy pułki tatarskie. Nie był to jednak bynajmniej koniec służby w ramach unii polsko-saskiej. Jeszcze w 1749 roku sformowano nowy pułk ułański pod dowództwem Ostein’a. Na usługach króla-elektora pozostały jedynie trzy pułki: Rudnickiego, Błędowskiego i Wilczewskiego. Skład osobowy tych oddziałów uległ zmniejszeniu w I połowie lat 50. – wówczas na pułk składało się już jedynie 402 konnych – oficerów, towarzyszy, pocztowych i sygnalistów. Wybuch kolejnej wojny z Prusami po raz kolejny posadził ułanów w siodłach. Siły, jakimi dyspo-


Yvonne/Flickr

nował Fryderyk August II vel August III były daleko nieporównywalne w stosunku do ostatniego konfliktu. Siły saskie uwięzione w 1756 roku w obozie pod Pirną liczyły 17-20 tysięcy żołnierzy. Wraz z kapitulacją przed Frycem, jedynymi siłami elektora pozostały oddziały nadworne stacjonujące w Rzeczypospolitej – dwa nikłe pułki ułanów Rudnickiego oraz Wilczewskiego, liczące po 352 konie, a także trzy regimenty szwoleżerów i oddział karabinierów gwardii. Łącznie z gwardią niemiecką w Warszawie, siły prywatne Wettyna liczyły w Polsce w 1756 roku 3835 żołnierzy. Inne informacje, oparte na książce Geschichte der Sachsischen Armee odnajdujemy w pracy Sommerfield’a: w 1754 roku Wettyn miał mieć do dyspozycji trzy pułki ułanów: Rudnickiego (niebieski), Bronikowskiego (żółty) i Wilczewskiego (czerwony), z czego ten ostatni dowódca pozostał z chorągwiami w Polsce (każdy z tych pułków miał dzielić się na sześć rot), zaś na wojnę wyruszyć miał Rudnicki i Renard! Ten drugi najpewniej zastąpił Bronikowskiego na stanowisku. Piotr

Borawski i Aleksander Dubiński twierdzą, że na wojnę ruszyły dwa pułki: generała Rudnickiego oraz pułkownika Koryckiego. Oddziały saskie przemaszerowały z Rzeczypospolitej ku Austrii. W listopadzie 1756 roku generał-lejtnant Georg Ludwig von Nostitz na czele ok. 3500 sasko-polskiej jazdy przeszedł na służbę cesarską. Korpus ten obejmował wspomniany regiment karabinierów w sile 533 ludzi, trzy oddziały szwoleżerów (dwa po 766 i jeden 542-osobowy) oraz dwa pułki ułanów – po 402 konnych, zatem wzmocnionych w przeciągu kilku miesięcy od momentu inwazji na Elektorat. Barwną i wielce zasłużoną dla Polski postacią jest Józef Bielak, o którym wobec wojny siedmioletniej wypada wspomnieć: był to urodzony w 1741 roku Tatar litewski, który w młodym wieku wstąpił do pułku Czymbaja Murzy Rudnickiego, notabene jego dalekiego krewnego. Junak, którego już wkrótce, „znała (…) cała Litwa” w 1760 roku został rotmistrzem. Stanisław Kryczyński pisze o nim tak: „r. 1761-1762 Bielak, wtenczas już

19


20

ca. 17 czerwca podjazd składający się z dwóch pułków ułanów i austriackich huzarów zaskoczył pod Gross-Wisternitz osiem szwadronów dragonów ze słynnego regimentu dragonów z Bayreuth. Efektem tego zwycięskiego dla koalicyjnej strony starcia była strata 10 oficerów i 458 dragonów pruskich. W 1760 roku ułani Rudnickiego brali udział w wyzwoleniu Drezna. 20 lipca wdarli się wraz z huzarami austriackimi do centrum, doprowadzając do panicznego odwrotu Prusaków. Znaleźli się bardzo blisko samego Fryderyka II, który nocował wówczas w zajeździe drezdeńskim Die Grüne Wiese. Przerażony monarcha miał wybiec w nocnej koszuli krzycząc: „Ratujcie mnie! Ukryjcie mnie gdzieś!”. Prusacy wycofali się zabrawszy swojego króla. Wypada tutaj wspomnieć o efektownym, wręcz godnym wyniesienia do panteonu polskich sukcesów militarnych, rajdzie kawaleryjskim sasko-austriackim z jesieni 1760 roku, kiedy to 28 września oba pułki ułanów wraz z austriackimi sojusznikami dokonali zagony w głąb Prus. Wsparcie dodatkowych sił, wobec których zgrupowanie osiągnęło stan czterdziestu trzech

Andrew/Flickr

chorąży, zwrócił na siebie uwagę przełożonych niezwykłem męstwem i zdolnościami dowódcy. (…) W uznaniu zasług Bielaka cesarzowa Marja Teresa odznaczyła go w r. 1762 złotym orderem wojskowym na złotym łańcuchu.” W 1762 roku Bielak został pułkownikiem wojsk litewskich. Kawaleria sasko-polska odznaczyła się przede wszystkim w bitwie pod Kolinem 1757 roku, która rozpoczęła się od szarży Polaków na pruskie pozycje, z okrzykiem „to za Strzegom!”, pijąc oczywiście do, poniesionej w 1745 roku, porażki. W historiografii polskiej pokutuje błędna teza, iż to ułani dokonali tej szarży. Robert Kisiel zwrócił uwagę na to, iż to szwoleżerowie brali udział w tej batalii, nie jazda ułańska. Bitwa pod Kolinem zakończyła się dotkliwą porażką króla pruskiego. Ten, obwiniał o swoje niepowodzenie Sasów, choć raczej powinien nakierować swój gniew na litewskich Tatarów i ich towarzyszy. Szlak bojowy ułanów jednak dopiero się zaczynał. Korpus sasko-polski wziął udział we wszystkich kampaniach od 1757 roku, najpierw u boku Austrii, następnie Armii Rzeszy. W 1758 roku, w ramach armii feldmarszałka Daun’a, ułani brali udział w oblężeniu Ołomuń-


szwadronów jazdy, pozwoliło armii sojuszniczej zaatakować sam Berlin! Rankiem 7 października żołnierze osiągnęli stolicę Prus. 10 dnia miesiąca kawalerzyści zniszczyli niewielką fabrykę broni w Poczdamie i zrabowali zamek królewski w Charlottenburgu. Ostatnim istotnym przedsięwzięciem, w którym brali udział ułani była bitwa pod Torgau w 1760 roku, w czasie której ułani operowali w południowej części miasta.

osławioną formacją ułanów i ich zwycięstwami na polach XIX- i XX-wiecznych bitew.

Koniec wspólnej służby

Na przełomie zimy i wiosny 1763 roku szwoleżerowie powrócili do Rzeczypospolitej. Nie zabawili jednak tu długo, bo wraz ze śmiercią Wettyna, generał Renard wyprowadził saskie oddziały do Elektoratu. Ułani zostali wezwani do Polski przez Sejm konwokacyjny. Tomasz Ciesielski sugeruje, że mogły się początkowo znaleźć na żołdzie Czartoryskich. Do Polski zostały wysłane cztery pułki: Józefa Bielaka (objął komendę i wieś Koszoły po zmarłym w 1762 roku Rudnickim), Mustafy Koryckiego, Józefa Chojeckiego oraz Ahmeda Skirmotta. Tak pisze Maciej Trąbski, do którego książki i przypisu nie mam niestety dostępu. Zdziwić mogą Czytelnika 2 kwestie. Po pierwsze, czemu wymienione są cztery pułki? Ponieważ w toku wojny król-elektor sformował kolejny. Po drugie, skąd te dziwne nazwiska? Tego nie wiem i nie sposób do tego dotrzeć, najpewniej są to kolejni szefowie pułków, po zabitych (zmarłych?) na polach bitew oficerach. Przybycie do Rzeczypospolitej silnych jednostek wojskowych korzystnie wpłynęło na wojskowość doby stanisławowskiej. W Polsce pojawili się licznie, doświadczeni i obyci z wojennym rzemiosłem Zachodu żołnierze, spośród których w kolejnych wojnach z Rosją doszukać się będziemy mogli wybitnych wodzów i zagończyków, jak choćby osławiony generał Józef Bielak - od 17 kwietnia 1764 roku należący do sformowanego przez jego oddział, 4. Pułku Straży Przedniej Wielkiego Księstwa Litewskiego. Korycki zaś dał podwaliny pod 5. Pułk. Dzięki Augustowi III i jego zaangażowaniu w wojny, Polacy mieli sposobność w dużej liczbie wziąć udział w wojnach, których sama Rzeczpospolita nie toczyła. Moim zdaniem to ważne, nieświadome dokonanie przedostatniego władcy Polski przedrozbiorowej, bez którego nie moglibyśmy się cieszyć

BIBLIOGRAFIA Borawski Piotr, Tatarzy w dawnej Rzeczypospolitej, Warszawa 1986. Ciesielski Tomasz, Armia koronna w czasach Augusta III, Warszawa 2009. Kolęda Kamila, Koszoły w rękach tatarskich dowódców, http://tataria.eu/index.php/artykuy-i-listy-zebrane/406-koszoy-wrkach-tatarskich-dowodcow.html Kisiel Robert, Pierwsze formacje ułańskie na Śląsku 1741-1745, [w:] Śląski Kwartalnik Historyczny Sobótka 56/1, Wrocław 2001. Kisiel Robert, Praga 1757, Warszawa 2003. Kisiel Robert, Strzegom-Dobromierz 1745, Warszawa 2001. Kryczyński Stanisław, Generał Józef Bielak 1741-1794, Wilno 1932. Kryczyński Stanisław, Tatarzy litewscy. Próba monografii historyczno-etnograficznej, [w:] Rocznik Tatarski, Tom III, Warszawa 1938. Sommerfield Stephan, Saxon army of the Austrian War of Succesion and the Seven Years War. Uniforms, Organisation and Equipment, 2012. Staszewski Jacek, August II Mocny, Wrocław 1998. Staszewski Jacek, August III Sas, Warszawa 1989. Praca zbiorowa (S. Dumin, A. Jakubauskas i G. Sitdykow), Tatarskie biografie. Tatarzy polsko-litewscy w historii i kulturze, Białystok 2012. Praca zbiorowa (P. Borawski i A. Dubiński), Tatarzy polscy. Dzieje, obrzędy, legendy, tradycje, Iskry-Warszawa 1986. Gromoboy Vlad, Saxon Uhlans 1730-1763, http://vial.jean.free. fr/new_npi/revues_npi/28_2002/npi_2802/28_saxon_uhl.htm http://en.wikipedia.org/wiki/1757_Berlin_raid

21


historia

czyli słów kilka o tatarskim obrzędzie pobratymstwa Justyna KULCZYCKA

22


A. Kurasinska/N.Y. Lumiere-Wikipedia.org, Grupa zołnierzy Pułku Jazdy Tatarskiej 1919 rok/Wikipedia

Jeśli zapytalibyśmy statystycznego Polaka o skojarzenia ze słowem tatar, to w pierwszej kolejności usłyszelibyśmy, iż jest to potrawa z surowego mięsa. Być może niektórzy przypomnieliby sobie powiedzenie: złapał Kozak Tatarzyna, a Tatarzyn za łeb trzyma. Inni mogliby skojarzyć to słowo z bodaj najsłynniejszym polskim Tatarem - Azją Tuhajbejowiczem. Kto nie zna sienkiewiczowskiego bohatera, który dokonał żywota wbity na pal? Gdybyśmy zaś poprosili respondentów o krótkie scharakteryzowanie Tatarów, moglibyśmy usłyszeć o dzikich najeźdźcach, którzy grabili i mordowali. Jest to tylko część prawdy o ludzie, który zapisał się na stałe w historii Rzeczpospolitej. Zapominamy bowiem, że Tatarów, ludzi odważnych i honorowych, łączyły z polską szlachtą specyficzne więzy, które tworzyły się poprzez zapomniany dziś obrzęd pobratymstwa. Rok 1649, trwa oblężenie Zbaraża. Nocną porą na zwiady wybrał się polski szlachcic. Pech chciał, iż w tym samym czasie pewien Tatar postanowił zrobić to samo. Natknęli się na siebie w pobliżu umocnień. Jednak żaden nie sięgnął po broń. Spojrzeli na siebie, uśmiechnęli i rozeszli się w zgodzie. Rok 1652, właśnie zakończyła się, przegrana dla Polaków, bitwa pod Batohem. Bohdan Chmielnicki wydał rozkaz wyrżnięcia bezbronnych jeńców. W wyniku tej zbrodni życie stracili polscy żołnierze i oficerowie. Ocaleli nieliczni, wśród nich szlachcic spod Zbaraża, którego pewien Tatar ukrył w swoim namiocie. Jak to się stało, iż Polak ten dwa razy ocalił życie? Tatar, którego spotkał na swej drodze był jego „bratem”. Kilka lat wcześniej dokonali oni obrzędu pobratymstwa. Ten zwyczaj, który odszedł w niepamięć, praktykowany był jeszcze w XIX wieku. Znane były jego dwie formy: pobratymstwo i achretanie. Pierwszy miał charakter świecki, drugi religijny. W Encyklopedii staropolskiej Zygmunta Glogera możemy odnaleźć trzecią nazwę – kardasz. To tureckie słowo oznaczało brata, zaś Polacy „używali też niekiedy wyrazu kardasztwo w znaczeniu braterstwa, przyjaźni1”. Jednak nazewnictwo to rzadko występuje w literaturze. Czym zatem jest obrzęd pobratymstwa? Zwyczaj ten „istniał, jak wiadomo, u koczowniczych Scytów (opisał go Herodot) i (...) wchodził w skład systemu zwyczajów łączących się z ustrojem rodowym różnych ple1 Cyt.za: Z. Gloger, Encyklopedia staropolska. Tom III, Warszawa 1978, s. 11.

mion tureckich2”. Polegał na stworzeniu sztucznego braterstwa między osobami niespokrewnionymi ze sobą. Pobratymstwo mogli zawrzeć ze sobą mężczyźni, pochodzący z różnych narodów (nierzadko wrogich sobie) czy też wyznający różne religie. W XVII wieku, w obliczu licznych wojen prowadzonych przez Rzeczpospolitą, szlachta z chęcią bratała się z Tatarami zamieszkującymi tereny Polski. Obie strony zdawały sobie sprawę z korzyści wynikających z pobratymstwa, bowiem można było w ten sposób uniknąć niewoli, a nawet śmierci. Wyobraźmy sobie step, na którym spotkała się grupa zbrojnych: polscy szlachcice oraz Tatarzy. Otaczają oni kołem dwóch mężczyzn, którzy postanowili zawrzeć braterstwo. Polak i Tatar krzyżują swe szable, a najstarszy rangą żołnierz polewa je wodą. W ten sposób dokonano świeckiego obrzędu pobratymstwa. Po dopełnieniu wszystkich czynności, właściciele szabel stawali się, przed Bogiem i prawem, braćmi. Zwyczaj pobratymstwa był bardzo popularny w XVII-wiecznej Rzeczpospolitej. Przystępowali do niego także władcy, o czym świadczy m.in. list chana Mehmeda IV do magnatów, którzy przeszli na stronę Szwedów podczas potopu: doniesiono nam, żeście opuścili Miłościwego Pana Jana Kazimierza, króla polskiego, brata naszego, i przystali do jakiegoś Szweda, którego nie znamy i ani znać nie chcemy. Z tego powodu napominamy was, abyście natychmiast do wierności królowi JM bratu naszemu wrócili, bo w przeciwnym razie ta sama szabla, którąśmy przepędzili Moskwę i poskromili Kozaków i do posłuszeństwa królowi zmusili, spocznie na waszych karkach wyniosłych, i sprawimy, że chcąc nie chcąc, brata naszego Jana Kazimierza królem uznacie, jako wiernym poddanym przystoi3 oraz słowa, zawarte w liście do Selima I, króla Jana III Sobieskiego: „król jest i być chce tak jako był z dawna dobrym chanowi i całego jego domu przyjacielem. Bejów, mirzów i cały naród tatarski ma u siebie w wielkim poważaniu i aby szable ze sobą były złączone tych dwóch ze sobą narodów (polskiego i tatarskiego) z serca życzy4”. Konsekwencją pobratymstwa były pewne ściśle 2 Cyt.za: S. Kryczyński, Rocznik tatarski. Tom III, Warszawa 1938, s. 253. 3 Cyt. za: L. Podhorecki, Chanat krymski, Warszawa 1978, s.193. 4 Cyt.za: L. Podhorecki, Chanat krymski, Warszawa 1978, s. 223.

23


przestrzegane nakazy. „Bracia” szanowali się i pomagali sobie, zaś w czasie wojen „walcząc we wrogich obozach w czasie spotkania w bitwie mieli obowiązek rozejścia się bez walki. Musieli natomiast nieść sobie pomoc, gdy jeden z nich dostał się do niewoli5”. Wszelkie odstępstwa od zasad pobratymstwa uważane były za ciężki grzech, który skutkował jego rozwiązaniem. W innym przypadku tylko śmierć współbrata rozwiązywała pobratymstwo. Inaczej rzecz miała się z achretaniem, religijnym odnośnikiem pobratymstwa. Nazwa obyczaju wywodzi się od tureckiego słowa achirät oznaczającego życie pozagrobowe. Wierzono, że ten rodzaj pobratymstwa trwa nawet po śmierci, w z związku z czym może być zawierany tylko przez osoby praktykujące tą samą religię. Co ciekawe, ten rodzaj braterstwa można było zawierać także z kobietami: „ten związek mogą (…) zawierać mężczyzna z kobietą, o ile on jest żonaty, a ona zamężna, natomiast nie czynią tego między 5 Cyt.za: P. Borawski, A. Dubiński, Tatarzy polscy. Dzieje, obrzędy, legendy, tradycje, Warszawa 1986, s. 198.

24

sobą kobiety6”. Obrzędu tego dokonywał, w zaciszu domowym, mułła. Osoby pragnące zawrzeć braterstwo trzymały ręcznik lub podawały sobie prawe dłonie, dotykając się kciukami. Stanisław Kryczyński stwierdza, iż dopuszczalne było trzymanie się za palce wskazujące i kciuki. Tak połączeni ludzie musieli trzy razy obejść stół, na którym znajdowały się: Koran, chleb, sól i woda. W trakcie obejścia mebla, mułła modlił się i błogosławił pobratymcom. Po zakończonych modłach duchowny gratulował achretom. Na zakończenie obrządku „bracia” obdarowywali się ręcznikami. Wśród Tatarów panowało przekonanie, iż „achreć to lepiej jak brat, achrećka to lepiej jak siostra7”. Z tego powodu achrecie uważani byli za bardzo bliskich sobie, w związku z tym ich dzieci nie mogły wstępować ze sobą w związek małżeński. Tak jak w przypadku świeckiego pobratymstwa, tak i tu „bracia” powinni okazywać sobie szacunek, opiekować się sobą oraz nieść wzajem6 Cyt.za: S. Kryczyński, Rocznik tatarski. Tom III, Warszawa 1938, s. 254 7 Cyt.za: S. Kryczyński, Rocznik tatarski. Tom III, Warszawa 1938, s. 254


Aby tego dokonać trzeba udać się w podróż na malownicze Podlasie. Być może wędrując tatarskim szlakiem uda nam się, przy odrobinie szczęścia, usłyszeć szept dawnych modlitw zatrzymanych w ścianach meczetu, poczuć zapach zapomnianych już potraw, albo dostrzec Tatara, oporządzającego swego rumaka przed wojną z Zakonem Krzyżackim...

jezdziec tatarski/tatarzy.pl

ną pomoc. Istniała również cała lista zakazów dotyczących postępowania względem „brata”. Nie wolno było kłócić się ze sobą, wypowiadać złego słowa o współbracie. Niedopuszczalnym było także słuchanie plotek o achrecie. Co ciekawe, jeśli wyraziło się chęć posiadania jakiejś rzeczy należącej do „brata”, ten musiał ją oddać bez skargi. Tak jak w przypadku pobratymstwa, niedopuszczalnym było złamanie zasad achretania. Skutkowało to jego rozwiązaniem, które wyglądało następująco: „bracia achretni brali do rąk ręcznik, a mułła symbolicznym uderzeniem ręki przecinał go na znak zerwania zawiązku8”. Zwyczaj pobratymstwa, uwieczniony na kartach m.in. Trylogii Henryka Sienkiewicza, jest jednym z licznych dowodów przenikania się kultury: Rzeczpospolitej i Wschodu. Panowie Paskowie pełnymi garściami czerpali inspiracje z tej kultury (szczególnie widocznej w języku, sztuce, ubiorze, kuchni i wojskowości), której przedstawicielami w Polsce byli Tatarzy. Może i dziś, wzorem naszych przodków, warto poznać, zrozumieć i dokonać symbolicznego pobratymstwa z ludem, który od XIII wieku zamieszkuje polskie ziemie.

8 Cyt.za: P. Borawski, A. Dubiński, Tatarzy polscy. Dzieje, obrzędy, legendy, tradycje, Warszawa 1986, s. 199

25


public yst yka

Ogniem, mieczem i Euromajdanem, czyli dumka na dwa serca mithrandir

26


streetwrk.com/Flickr

Rok 2013 był to dziwny rok, w którym rozmaite znaki na niebie i ziemi zwiastowały jakoweś klęski i nadzwyczajne zdarzenia. Współcześni kronikarze wspominają, że 21 listopada w Kijowie odbył się nocny protest przeciwko wycofaniu się prezydenta Wiktora Janukowycza z procesu integracyjnego Ukrainy z Unią Europejską. Protest ten przerodził się w prawdziwą rewolucję, która odsunęła prezydenta od władzy oraz dokonała radykalnej odmiany sytuacji w państwie, związanej z nadziejami na europeizację polityki kraju Dzikich Pól. Gdy na ulicach Kijowa lała się krew światowe media ogłaszały, że nadeszła długo wyczekiwana ukraińska wiosna. Kiedy wreszcie na początku kolejnego roku nadzwyczajność stawała się zwyczajnością do gry wkroczył prezydent Rosji, który począł rościć sobie prawa do ukraińskiego Krymu, odwiecznej siedziby Tatarów. *** „Ukraińska Wiosna”..., muszę przyznać, że już kiedyś spotkałem się z tym pojęciem! W ten sposób nazwano przecież kilkudniowy festiwal o kulturze ukraińskiej, który odbył się w 2009 roku w Poznaniu. Proroctwo? Był dokładnie 22 maja, kiedy wybraliśmy się wspólnie z ówczesną narzeczoną, a później żoną i matką moich dzieci, na spotkanie z Bohdanem Stupką. Koniec końców, stał przede mną NAPRAWDĘ WILEKI AKTOR, który pod koniec dwudziestego wieku jako Bohdan Chmielnicki razem z Hoffmanem i Sienkiewiczem, w dorastającym, zakompleksionym smarkaczu rozbudził jakąś ukrytą fascynację Kozakami, którą tenże w pełni swej dojrzałej, lackiej świadomości ma do dziś... Jednak nic nie jest czarno-białe i ten sam aktor w następnym dziesięcioleciu zagrał innego słynnego Kozaka, Tarasa Bulbę w filmie produkcji... rosyjskiej. Walka Rosji o duszę narodu ukraińskiego trwa i ten film jest doskonałym tego przykładem – miałem napisać we wspomnianym 2009 roku na swoim ówczesnym blogu1. Patrząc z perspektywy czasu wyszedł mi wtedy bardzo proroczy tekst, dlatego pozwolę sobie przytoczyć go prawie w całości: „(...) Film rozpoczyna się retrospekcją, w której widzimy tytułowego atamana Tarasa Bulbę gotu1 http://www.fronda.pl/blogi/you-shall-not-pass/ dzis-prawdziwych-kozakow-juz-nie-ma,2728.html

jącego się do bitwy wraz z otaczającym go wojskiem kozackim, głoszącego przemowę…Przed bitwą, panowie, chcę wam wyjaśnić, czym takim jest nasze towarzystwo. I w innych krajach są towarzysze, ale takich, jak w naszej, rosyjskiej ziemi… takich druhów nie znajdziecie. Tak kochać, jak rosyjską duszą, kochać nie tyle rozumem, ale tym wszystkim, co jest w nas, co dał nam Bóg, tak kochać nikt nie potrafi! Wiem, zalęgli się teraz niegodziwcy na naszej ziemi. Wprowadzają, diabli wiedzą jakie, barbarzyńskie obyczaje. Gardzą swoim językiem. Swój nie chce rozmawiać ze swoim, swój sprzedaje swego, jakby sprzedawał na targu bezrozumne bydło! A łaska obcego króla, nawet nie króla, a obrzydliwa łaska polskiego magnata…który żółtą rękawicą bije ich po mordzie, jest im droższa od wszelkiego braterstwa! Ale nawet najgorszy łajdak, kim by on nie był, ma w sobie odrobinę rosyjskiej duszy, i pewnego dnia on się przebudzi, uderzy się w piersi, chwyci się za głowę… i przeklnąwszy głośno swoje podłe życie, zapragnie oczyścić swą duszę, mękami odkupić swą hańbę. Niech więc wszyscy oni wiedzą, czym na rosyjskiej ziemi jest towarzystwo. A jeśli przyjdzie nam umrzeć, to żadnemu z nich tak umrzeć się nie uda. Żadnemu! Żadnemu! Nie starczyłoby im na to odwagi. Ognia! W filmie Bortki Kozacy Zaporoscy posiadają w pełni sprecyzowaną wizję świata, nie tworzą żadnej autonomii, podlegają wolą, umysłem i zachowaniem rosyjskim panom, choć przecież w XVI wieku o takim pojmowaniu narodowości na tak zwanych Dzikich Polach nie mogło być mowy. To pozwala przypuszczać, że film ma spełnić rolę tożsamościowej podwaliny pod dzisiejszą Ukrainę, by ta w przyszłości miast dążyć ku Europie, oddała się na łaskę i niełaskę Kremla. I głębszego sensu nabierają w tym miejscu słowa samego reżysera wypowiedziane jeszcze przed nakręceniem filmu „(…) nie możemy się zdecydować – naśladować Europę, Azję, czy też szukać własnej drogi. O tym będzie mój „Taras Bulba”. Tylko problem w tym, że film ten absolutnie nie skłania do refleksji, a raczej narzuca wcześniej sprecyzowaną odpowiedź. Jeśli reżyser Bortko wypełnił w filmie niecałe 33% swojej obietnicy ukazując Sicz naśladującą Azję, tak dla dzisiejszej Ukrainy kolejne „europejskie” 33% może wypełnić „Rok 1612” a ostatnie „szu-

27


kające własnej drogi” ukazuje nasze „Ogniem i Mieczem”. W tymże Hoffman równie świetnie ukazał Sicz Zaporoską oraz uczciwie odtworzył bezsens i dramat bratobójczego przelewania krwi oraz jego końcowe konsekwencje. Film ten skończył się puentą: „Wojny trwały długo. Opustoszała Rzeczpospolita, opustoszała Ukraina. Nienawiść wrosła w serca i zatruła krew pobratymczą. Sto pięćdziesiąt lat później Katarzyna II caryca Rosji podbiła chanat krymski, zlikwidowała Sicz Zaporoską i walnie przyczyniła się do upadku Rzeczypospolitej”. Podczas najważniejszego starcia ze złymi Lachami każdy Kozak umierał z przesłaniem na ustach: Niech na wieki będzie sławną rosyjska ziemia!; Niech przepadną wszyscy wrogowie i przez stulecia raduje się rosyjska ziemia!; Mam nadzieję, panowie bracia, że umieram dobrą śmiercią. Zarąbałem siedmiu, kopią zakłułem dziewięciu. Niech na wieki rozkwita… rosyjska ziemia!; Żegnajcie… panowie bracia, towarzysze. Niech na wieki trwa prawosławna, rosyjska ziemia. I wieczna jej chwała! Ha! A przecież równie wzruszająca jest końcowa przemowa Tarasa płonącego na stosie: Żegnajcie, towarzysze! Przybądźcie tu znów na przyszłą wiosnę! I zdrowo potańcujcie! Co? Pojmaliście mnie, przeklęte Lachy? Poczekajcie! Nadejdą takie czasy, że zrozumiecie, co znaczy prawosławna, rosyjska wiara! Już teraz szanują ją bliższe i dalsze narody. Zrodzi się…. z rosyjskiej ziemi… nasz car! I nie będzie w świecie siły, która by mu nie uległa! Ale czy znajdą się na świecie tacy odważni… takie ognie i taka moc, która pokonałaby rosyjską potęgę? Czy płonący ataman Taras Bulba zdawał sobie sprawę, że tej sile cara (o której wspomniał) dwieście lat później ulegnie także jego ukochana Sicz? Ta sicz, która na początku filmu była ponoć najzacniejszym towarzystwem rosyjskiej ziemi? Czy na dzisiejszej Ukrainie naprawdę są ludzie, którzy mogą uwierzyć w historię Bortki? Mam nadzieję, że nie, ale jeśli są i będą mieli wpływ na przyszłość własnego narodu, to Ukrainy znów może zabraknąć na mapie świata. Czy widzowie filmowego widowiska posiadają tę świadomość, że założycielem Siczy Zaporowskiej był watażka Kniaź „Bajda” Dymitr Wiśniowiecki, przodek sławnego Jeremiego? Tak, razi brak odniesienia historycznego dla wielu fragmentów filmu. Jedyną histo-

28

ryczną postacią jest w nim koszowy Nalewajko, ale tylko z nazwiska. Wszak w filmie ginie on również w imię rosyjskiej świętej ziemi, a w rzeczywistości w ramach pertraktacji po pierwszym kozackim buncie został wydany przez Zaporożców hetmanowi Żółkiewskiemu. Można by w tym miejscu jeszcze wiele napisać o samym filmie oraz o niezwykle trudnej historii naszych bratnich narodów, ale nie miejsce i czas na to. (...) Tak jak na początku pozwoliłem sobie sparafrazować słowa piosenki Maryli Rodowicz tak i teraz je powtórzę – dziś prawdziwych Kozaków już nie ma. Wyginęli razem z Siczą Zaporoską, bo byli niepokorni. Nie ma ich w Rosji. Nie ma ich w filmie Bortki. Nie ma ich, nie ma… ale mogą się odrodzić. Tylko na dalekiej Ukrainie, oczywiście.” *** Euromajdan. Rok 2014. Zastanawiam się po której stronie barykady opowiedziałby się Bohdan Stupka, gdyby jeszcze żył. Zastanawiałem się nad tym również tego pamiętnego dnia, w którym spotkałem aktora na żywo. Niestety odpowiedź na pytanie, która wersja historii polsko-kozackich potyczek jest bliższa Jego sercu pozostała bez odpowiedzi. Wszak ta brzmiała zdawkowo „Tak polska, jak i rosyjska.”2 Czy aktor bał się wtedy cara zrodzonego z rosyjskiej ziemi, na którego w świecie nie miało być żadnej siły? Czy mógł on wtedy przewidzieć, że to właśnie jego rodacy okażą się tacy odważni, zapłoną ogniem i taką mocą, która pokona rosyjską potęgę? Bo to na Majdanie już się wydarzyło, a Władimir Putin wysyłający w akcie desperacji swoje nieoznakowane wojska na Krym jest tego najlepszym przykładem.3 Prawdziwa rebelia, rewolucja, sicz! W uszach cały czas rozbrzmiewa mi najnowsza kozacka pieśń Kukiza „Doky zhyvut’ ludy”4 wykonana w języku ukraińskim, która jest wsparciem dla Ukraińców walczących o Wolność! Nie umarła Ukraina Póki żyją ludzie Już na zawsze będzie trwała 2 http://www.fronda.pl/blogi/you-shall-not-pass/wywiadi-kontrwywiad-w-wojnie-polsko-ruskiej,2522.html 3 Myśl z Piotra Zychowicza z tygodnika „Do Rzeczy”. Numeru nie pamiętam. 4 Tłum. Póki żyją ludzie – pieśń dostępna pod adresem: https://www.youtube.com/watch?v=Ks77HgKjxY0


Choćby w wielkim trudzie Do końca, do zwycięstwa Póki na Majdanie Duch Kozacki ogień daje Nic jej się nie stanie Nie umarła Ukraina I nigdy nie zginie Duszy nigdy nie zastrzelisz Chwała Ukrainie Do końca, do zwycięstwa Póki na Majdanie Duch Kozacki ogień daje Nic jej się nie stanie… Do końca, do zwycięstwa Póki na Majdanie Duch Kozacki ogień daje Nic jej się nie stanie… *** W uszach, a właściwie w sercu rozbrzmiewa mi również inna pieśń polskiego wykonawcy. Na melodię ukraińskich dumek. Wołyń 1943 Lecha Makowieckiego. Czy pamiętasz Panie Boże Nad Wołyniem łunę krwawą I ten krzyk z płonącej chaty Mordowanych przez sąsiadów. Chyba byłeś w tamtej porze Gdzieś po innej stronie świata, Bo byś pewnie się zasmucił i przystanął i zapłakał... Czy słyszałeś modłę Panie, Oczy ojca czy pamiętasz, Gdy hańbili córkę jego Banderowcy jak zwierzęta... On na drzwiach ukrzyżowany Błagał „Zmiłuj się nad nami!” Zlitowali się oprawcy Skłuli oczy bagnetami... Czy widziałeś Ojcze Święty Patrząc z góry przez firmament Dzieci śliczne jak aniołki Na sztachety powbijane... Kto je teraz poprowadzi Na spotkanie z Tobą Boże, One przecież takie małe Zbłądzą same w tych przestworzach...

Czy spamiętasz Panie Świata, Męczenników tych z Wołynia, Umierali z myślą o Tej, która nigdy nie zaginie. Polska o nich zapomniała, rozpłynęła się w oddali, Czasem drżąca ręka starca świeczkę jeszcze tu zapali. Porastają chwastem zgliszcza, groby toną w bujnej trawie, Jutro już nie będzie komu świeczki za Nich tu postawić. *** My wpatrzeni, zasłuchani Tak współcześni aż do granic W ciemnym kinie, po kryjomu Ocieramy łzy. Zakończenie przewodniej piosenki z Ogniem i mieczem ciśnie się samo na usta. Moskwa nie kupiła Ukraińców atrakcyjnym filmem. Nie kupi tych Ukraińców również terrorem. Parafrazując zakończenie filmowego Ogniem i Mieczem należy tutaj wspomnieć, że być może wojny znów będą trwały długo. Rzeczpospolita pewnie nie opustoszeje, być może Ukraina również... Jednak przyszedł już czas, najwyższy czas nienawiść zabić w sobie! Dziś, czyli trzysta pięćdziesiąt lat po wydarzeniach z pierwszego tomu Trylogii rosyjski prezydent znów podbił Krym, jednak Majdanu już nie zlikwiduje. I Rzeczpospolitej nie zmiażdży. *** „Kocham Ukrainę i wiem, że trzeba robić wszystko, by stała się samostiejna. Piłsudski powiedział kiedyś: «Nie ma wolnej Polski bez wolnej Ukrainy. Nie ma wolnej Ukrainy bez wolnej Polski». W tych słowach zawarta jest wielka filozofia jeśli duchem nasze narody będą razem, zachowując swą państwową odrębność, to staniemy się przedmiotem polityki światowej, a nie jej podmiotem. Jeśli będziemy braćmi, żyjącymi osobno, w swoich domach, ale kochającymi się i szanującymi, to wówczas nie będzie łatwo nas rozgrywać przez Wschód i Zachód − powiedział Paweł Kukiz.5

5 http://allegro.pl/kukiz-doky-zhyvut-ludy-piersi-ukrainacegielka-cds-i4037904062.html

29


wywiad

Tatarzy

– miedzy Rosja, Ukraina i Polska Jest ich około czterech i pół tysiąca. Skupiają się przede wszystkim na Podlasiu, ich małej ojczyźnie, gdzie żyje ich mniej więcej dwa tysiące. Żyją pośród nas od setek lat, posługują się naszym językiem, są wierni Rzeczypospolitej – Tatarzy polscy. Niesamowici w swej kulturze, przywodzą na myśl postaci z kart powieści Sienkiewicza, nadają naszej historii nieco egzotyki, nauczyli nas posługiwać się szablą i lancą. Są współautorami wielu zwycięstw militarnych Polski i innych krajów Europy. Tatarzy. Nasi, polscy. O nich, a także o losach Krymu i jego „prastarych” mieszkańcach, islamie oraz przyszłości Tatarów porozmawiamy z jednym z nich – wybitnym przedstawicielem tego środowiska, profesorem Selimem

Chazbijewiczem herbu

Bożawola – politologiem, poetą, b. prezesem Rady Centralnej Związku

Tatarów Rzeczypospolitej Polskiej, redaktorem m.in. „Debaty” i „Rocznika Tatarów Polskich”, nade wszystko jednak wielkim znawcą tematyki tatarskiej, który swą wiedzą i postawą dba o zachowanie pamięci o naszych rodzimych Tatarach. rozmawia Grzegorz Szymborski

30


Gleb Garanich/Reuters

Chciałbym naszą rozmowę rozpocząć od tematów związanych z obecną sytuacją na Krymie oraz wpływie Chanatu na Rzeczpospolitą na przestrzeni dziejów oraz na kształtowanie się naszych rodzimych Tatarów, w związku z tym, że wywodzą się oni waśnie z półwyspu krymskiego. Czy mógłby Pan powiedzieć na początek, jaki jest prawdziwy wizerunek Tatara krymskiego z czasów nowożytnych, ponieważ w polskiej świadomości, m.in. za sprawą historiografii czy literatury utrwalił się nam wizerunek tatara jako barbarzyńcy najeżdżającego Dzikie Pola, gwałci, morduje i uprowadza ludzi w jasyr i z tego faktycznie utrzymuje się przez ponad 300 lat. Czy taki jest prawdziwy wizerunek Tatara? Pytam się, gdyż spotkałem się z tezą, iż to nie Tatarzy krymscy byli odpowiedzialni za najazdy, a głównej mierze nieujarzmieni Tatarzy budziaccy, choć to mieszkańcy Krymu skupili gniew Polaków. Jaki jest Tatar krymski, oczyszczony stereotypów? Wie pan, te stereotypy narosły przez lata. Zaczęło się tak naprawdę od XIX wieku, od twórczości Sienkiewicza. Sienkiewicz narobił tutaj dużo złego, jeśli chodzi o obraz krymskich Tatarów i Tatarów w ogóle. Ale musze panu powiedzieć, że już wcześniej były takie, jakby to powiedzieć…., złe wizerunki, dlatego że wynikały z wzajemnych walk. Jeśli Chanat Krymski, a wcześniej jeszcze Złota Orda, graniczyła z Rzecząpospolitą, a wcześniej z Wielkim Księstwem Litewskim, to po pierwsze był to naturalny sposób prowadzenia wojny po obu stronach tj. po stronie europejskiej i wschodniej – mongolskiej, czy mongolsko-tatarskiej. Literatura tamta była związana z kwestiami religijnymi, przedstawiano tatarów jako barbarzyńców ze Wschodu, jeźdźców Apokalipscy i to było związane z wizją ówczesnej, chrześcijańskiej Europy, tzn. stanowiska Polski jako przedmurza chrześcijaństwa i obrony Europy przed islamem. Aczkolwiek te wizerunki Tatarów pojawiały się już wcześniej. W ogóle sama nazwa własna: Tatar, w Europie średniowiecznej była kojarzona, z resztą za sprawą Ludwika Świętego, króla francuskiego, za sprawą greckiej nazwy: Tartar , czyli Piekło. Po dziś dzień w języku francuskim znaczy to to samo. Było to związane z kilkoma kwestiami, np. Mongołowie, określani też w literaturze europejskiej jako Tatarzy, używali wynalazków

chińskich już w XIII wieku. Byli piekielni dlatego, że nosili czarne zbroje. Mongolskie wizerunki smoków, też zaczerpnięte z Chin, kojarzyły się z wizerunkami demonów. Tak więc od XIII wieku Tatarów przedstawiono jako „ciemną stronę”, na zasadzie zestawienia: dobra Europa – źli jeźdźcy ze Wschodu. Kluczowy jest tu jednak wiek XIX. Moim zdaniem Sienkiewicz narobił bardzo dużo złego w świadomości polskiej, bo nie tylko Tatarów wykoślawił, w zasadzie wszystkie narody otaczające Polskę przedstawiał jako, no najogólniej mówiąc, złe, przedstawione w krzywym zwierciadle. W dużej mierze przyczynił się do wzrostu ksenofobizmu wśród Polaków. Tatarów jakoś szczególnie sobie „ulubił”, ponieważ wizerunek Tatara w jego literaturze jest wyjątkowo karykaturalny i fatalny. Trzeba pamiętać, że w okresie Chanatu Krymskiego, na samym początku istniał układ, że tak powiem, zaczepno-odporny z państwem polsko-litewskim. Przez pierwszy okres swego istnienia Chanat był w zasadzie lennem Kazimierza Jagiellończyka. Istniała zatem przede wszystkim współpraca, a nie walka. To raz. Nie należy także zapominać, że w XVII wieku Chanat Krymski pełnił rolę takiego języczka u wagi, zapewniał stabilizację w układzie międzynarodowym w XVII wieku pomiędzy Polską a Rosją i Turcją Ottomańską. Nie wiem, czym było to spowodowane, może pochodzeniem Sienkiewicza. Często się zdarzało, że ludzie żydowskiego pochodzenia byli największymi antysemitami. Tak czy inaczej, w przeciętnej świadomości statystycznego Polaka utrwalił się wizerunek rodem z powieści Sienkiewicza. Czy prawdą jest, że Bakczysaraj, w okresie swej największej świetności, czyli w połowie XVII wieku, był jednym z bardziej prężnych ośrodków kultury w całym świecie islamu? S.Ch.: Wie pan, był to jeden z głównych ośrodków kultury w Europie Wschodniej, siłą rzeczy krzyżowały się tam wpływy wschodnie – Turków osmańskich, w zasadzie od XVII wieku można mówić, że Chanat Krymski to taka „filia” kultury tureckiej, tak ogólnie mówiąc. Kultura Perska miała zasadniczy wpływ, np. jeśli chodzi o zdobnictwo, uzbrojenie czy literaturę. Chanat krymski, a przynajmniej jego „miejska” część była rozwinięta kulturowo. Poświadcza to wiele źródeł. W okre-

31


sie panowania tatarskiego Krym pokryty był siecią akweduktów, dostęp do wody był dość dobry, natomiast w XIX wieku Rosjanie większość tego systemu irygacyjnego zniszczyli, no i dzisiaj Krym nie ma wody. Ukraina odcięła dostawy wody – obecnie na Krymie jest zapaść gospodarcza i katastrofa ekologiczna. Wszystkie uprawy zmarniały, bo nie ma dopływu wody. Nie mówiąc o tym, że zaczyna brakować wody pitnej… G.Sz.: Zanim przejdę do tematów współczesnych i polityki Zachodniej Europy oraz Rosji względem Krymu, chciałbym jeszcze zapytać Pana Profesora o różnice pomiędzy: Mongołami a Tatarami. Wspomniał Pan o wpływie kultury i historii średniowiecznej na przyszły wizerunek Tatara w kręgu cywilizacji zachodniej. Powszednie uważa się, że Tatarzy to synonim Mongołów, ale jest to nieprawda, ponieważ Tatarzy stanowili jedno z plemion mongolskich. Duża różnica wynikała z wyznawanych przezeń religii. Czy mógłby Pan powiedzieć coś więcej na ten temat? S.Ch.: Tatarzy to przede wszystkim narodowość, która ukształtowała się w XV, XVI wieku. W zasadzie nowoczesna narodowość tatarska zaczęła kształtować się w wieku XIX, tak samo zresztą jak i większość narodowości europejskich. Historycznie Tatarzy to głównie plemiona turkijskie, czyli tureckojęzyczne, które zamieszkiwały tereny wschodniej Europy w zasadzie już od wczesnego Średniowiecza, a nawet wcześniej – Starożytności. Pierwszą grupą turkijską, byli Hunowie. Po Hunach mamy Pieczyngów, mamy Kumanów, nazywanych tak w Europie zachodniej, a przez ruskich kronikarzy – Połowcami. Ich nazwa własna to: Kipczacy. Po za tym byli jeszcze Bułgarzy nadwołżańscy, którzy w X wieku przyjęli islam i wykreowali prężną kulturę rozwijającą się do XIII wieku, do czasu aż weszli w skład Złotej Ordy, a także wiele innych plemion turkijskich. Niewielki procent Tatarów ma jakieś mongolskie pozostałości. W zasadzie są to plemiona turkijskie. Język i nacja tatarska ukształtowały się z ludności osiadłej, miejskiej, gdzieś mniej więcej w XIV-XVI wieku. To początek procesu kształtowania się tej grupy narodowościowej, która z resztą nie jest jednolita. Możemy mówić o kilku różnych grupach naro-

32

dowościowych Tatarów. Jeden to nadwołżańscy, syberyjscy, astrachański, krymscy, dobrudzcy, grupa nogajska. Nazwa: Tatar była używana różnie. Administracja rosyjska jeszcze w okresie carskim, pod pojęciem tym rozumiała wszystkich rosyjskich poddanych wyznania muzułmańskiego, wszystkich ludów wschodnich, nad którymi panowali. Nawet Żeromski w „Przedwiośniu” pisze o Tatarach w Azerbejdżanie. To określenie ludności: Azerbejdżanie, wymyślił w końcu Józef Stalin. Ich administracja rosyjska przedrewolucyjna określała mianem Tatarów zakaspijskich. Te grupy oczywiście różnie kształtowały swoją tożsamość narodową, literaturę. Wbrew stereotypom, te ludy były w większości ludami osiadłymi, koczowników od XVI wieku była coraz bardziej znikoma liczba. Byli jednak i utrzymywali się głównie na terenach przygranicznych. W przypadku Chanatu Krymskiego osadnictwo przypada tam na XV/XVI wiek. Ludność przechodziła na tryb półkoczowniczy, albo osiadły. W XVII wieku to byli głównie osiedleńcy. Istniały wówczas jednak duże różnice regionalne, których my obecnie nie widzimy i nie rozumiemy, tak samo jak również i w Polsce. Dzisiaj nie odgrywa to u nas żadnej roli. W dawnych czasach miejsce zamieszkania, pochodzenie odgrywało dużą rolę. Człowiek był związany z regionem urodzenia całe życie. Z rodziną, czy szerszym pojęciem rodu, dzisiaj pozostały u nas tylko szczątki tego systemu. Jest teraz w zasadzie zabawa w heraldykę. W XVI wieku u Tatarów ta rola była znaczna. Zależało to od miejsca pochodzenia, osadnictwa. Na samym Krymie Tatarzy dzieli się na grupę stepową, miejską, górską, czy mieszkańców wybrzeża. Oczywiście teraz tez u nich nie odgrywa to żadnej roli. Po wywiezieniu przez władze sowieckie w 1944 roku praktycznie dzisiaj oni się wszyscy wymieszali. To, kto skąd pochodzi, to teraz sprawa czysto prywatnej genealogii. Nie istnieje już podział etniczny. Tak samo u Polaków, proszę nie zapominać że przesiedlenie prawie 3 milionów ludności 200 kilometrów na zachód po II Wojnie Światowej było olbrzymim szokiem. Można powiedzieć, że naród polski też całkowicie zmienił swoja strukturę. Pod każdym względem, etnicznym, społecznym. Współcześnie Polacy nie są tymi samymi Polakami, jakimi byli choćby jeszcze w 1914 roku.


Wspomniał Pan o tym, ze Tatarzy to bardzo rozbudowana nacja, która faktycznie składa się z kilku innych i wbrew pozorom są to ludy osiadłe. Tym bardziej chyba, ten fakt stałego życia na danym obszarze jest jeszcze większym dramatem, jeśli brać pod uwagę to, że żadni z Tatarów nie posiadają własnego państwa. Czy w związku z tym, że Krym, jak czytałem w przedwojennym tekście pana Aleksandra Achmatowicza, w latach 1917-1918 starał wybić się na niepodległość i kształtował swoje struktury państwowe – nawet były pomysły, by polscy Tatarzy w późniejszym okresie starali się powrócić, czy w obecnej chwili, gdyby państwo tatarskie mogło zaistnieć, Krym mógł ogłosić niepodległość, to czy stanowiłby taką „Ziemię Obiecaną” dla Tatarów rozproszonych po całej Europie i Azji? Wie Pan, niewątpliwie gdyby zaistniało Państwo Tatarskie to z pewnością przyciągnęłoby część Tatarów na Krym. Czy wszystkich? Trudno powiedzieć. Tak samo jak nie wszyscy Żydzi mieszkają w graniach Izraela, tak samo mogliby postąpić Tatarzy. Jak powiedziałem, to nie jest jeden naród. Tatarów krymskich jest około pół miliona. Duża część mieszka jeszcze w granicach Uzbekistanu i Kazachstanu i Tadżykistanu. W tamte tereny zostali przesiedleni przez władze sowieckie. Mniej więcej połowa z nich wróciła, połowa została. Ten naród rozpadł się na dwie grupy. Jedna bardziej się europeizuje – to ta mieszkająca na Krymie, siłą rzeczy, mieszkając w otoczeniu, nazwijmy je słowiańskim, rosyjskojęzycznym, oni coraz bardziej zmieniają swój tryb życia i świadomość. Mimo, iż jest to Europa Wschodnia, nie Zachodnia, no ale jednak Europa. Ci, którzy pozostali w Azji centralnej żyją tamtejszym rytmem życia. Teraz tak jakby formują się dwie grupy narodowe. Asymilują się? Wie pan, siłą rzeczy gdy żyje się w danym środowisku, to tryb życia zaczyna się upodabniać do otoczenia. Krym jest obecnie pod rosyjską okupacją, ale nie wiadomo, ile to potrwa. Być może będzie to okres pokolenia, a być może szybciej, niż nam się wydaje. Historia czasem dostaje takiego napędu, że nie jesteśmy w stanie za nią nadążyć. Być może zmiany w Europie Wschodniej jeszcze nas czekają. Gdyby powstało państwo tatarskie,

nie byłoby ono czysto tatarskie. Dużo do powiedzenia miałyby inne grupy narodowe, Tatarzy byliby jednymi z ważniejszych, ale nie jedyną z grup. Przecież nie stosowaliby zasady czystki etnicznej, prawda? Obecnie stanowią 12%, przy korzystnej koniunkturze politycznej i gospodarczej mogliby dojść do 30-35% mieszkańców Krymu, ale nie więcej. Żyją tam Ukraińcy, Rosjanie, Niemcy, Żydzi, Ormianie, nawet grupa Polaków. Istnieje tam nawet Związek Polaków na Krymie. Od XV wieku żyli na Krymie Włosi. Ich również Rosjanie wywieźli. Nawet Grecy tam przebywali! Krym był w czasach starożytnych kolonią grecką, potem rzymską, bizantyjską. Na Krymie istnieją pozostałości rzymskie – organizowane są wykopaliska archeologiczne. Na Krymie mieszkali Goci. Według relacji podróżników jeszcze z XVII wieku, pewnego Niemca, do końca stulecia istniały na Krymie wsie gockie, które zachowały swój język. Pewnie to były szczątki języka, aczkolwiek świadomość pochodzenia od Gotów pozostała. Goci mieszali się często z krymskimi Tatarami. Stąd można spotkać Tatarów, którzy są rudzi i mają niebieskie oczy. To dawna domieszka Gotów, czy raczej Ostrogotów. Powiedział Pan, że Tatarzy krymscy są podzielenie w związku z tym, że część znajduje się w Azji centralnej, a część na Krymie, do niedawna na Ukrainie, przy czym użył Pan określenia; europeizacja. Czy pod tym pojęciem kryje się, jako że użył Pan jeszcze pojęcia; kultura słowiańska, bardziej nawiązanie do Rosji, czy proeuropejskich dążeń władz ukraińskich? Jeśli chodzi o kulturę życia codziennego, bo o tym mówię, to oczywiście zachodzi asymilacja i to duża. Począwszy od sposobu bycia, ubierania się, zachowania, ale tez używania języka rosyjskiego. To jest strefa postsowiecka. Pan pewnie nie był na Krymie, ja wielokrotnie i tam pomimo tego, że Krym należał do Ukrainy i należy do Ukrainy według prawa międzynarodowego, ale językiem codziennym był język rosyjski. Był językiem komunikacji, też tych poszczególnych grup etnicznych między sobą. Kultura bycia na Krymie obecnie jest taka, jaka w Polsce była na początku lat 90. Oni są gdzieś 25 lat w tyle za nami, jeśli chodzi o sposób bycia, infrastrukturę itp. Tatarzy w większości wybrali opcję proukraińską z tego

33


chociażby powodu, że to Rosjanie ich wywozili i gnębili, a nie Ukraińcy. Nikt nie ma sentymentu do swojego gnębiciela. Stąd wnioskują, że nie wierzy Pan w to, że wynik zaprezentowany przez Putina, w związku z referendum na Krymie był prawdziwy? Nie no, to referendum nawet opozycja rosyjska wyśmiała, tak naprawdę to było 25-30 uczestników tego referendum, z czego może z tego jedynie 10% opowiedziało się za przyłączeniem do Rosji i to pod wpływem presji. Proszę pamiętać, że w tym chaosie który tam powstał to i tak ludność nie paliła się do pracy, nie dlatego, że jest leniwa, ale dlatego, że nie mieli motywacji. System był bardzo skorumpowany, nie bez winy państwa ukraińskiego. Ukraina odziedziczyła swoją strukturę po Związku Radzieckim. Państwo istnieje dopiero 23 lata. W zasadzie wszyscy rządzący to dawni przedstawiciele aparatu partyjnego. Przyzwyczaili się do korupcji i nepotyzmu. Młodzi ludzie na Krymie nie widzieli żadnych perspektyw. Tworzenie prywatnej firmy było niemożliwością, tzn. gdy ktoś chciał działać uczciwie. Jedynym wyjściem był wyjazd za granicę. Oni między innymi tak optowali za umową stowarzyszeniową z Unią Europejską, bo uważali to za szansę na wyjazd za granicę i godziwy zarobek. Utrzymanie się z pracy państwowej jest też niemożliwością. Młody człowiek nie ma szans na własny rozwój. Ludzie nie pracowali. Państwo udawało, ze płaci, a ludzie udawali, że pracują. W Rosji jest zresztą to samo. Niech pan pójdzie do jakiegokolwiek sklepu w Polsce czy w Europie i znajdzie mi towar rosyjski. Nie ma żadnego. Nie ma żadnego towaru z napisem made in Russia. No w Almie można znaleźć. No tak, ale made in Russia to albo wódka, albo ropa naftowa i gaz. I papierosy. I papierosy. Proszę zatem zobaczyć – ten kraj nic nie produkuje. Jak może się utrzymać gospodarka kraju, który nic nie produkuje? Jak to ktoś złośliwie określił na Zachodzie, Rosja to jedna zmilitaryzowana stacja benzynowa. Na dobrą sprawę to kraj, który nic nie produkuje i nie ma przed sobą przyszłości.

34

Podobno za dwa lata ma nastąpić tam krach gospodarczy. Wie pan, wystarczy że ceny ropy pójdą w dół. Stany zjednoczone dogadają się z Arabią Saudyjską i innymi krajami OPEC i ceny ropy spadną. Wtedy Rosja jest gospodarczo rozłożona na łopatki. Nie mają nic do zaoferowania światu na wielką skalę. Nie inwestują. Słyszał pan o jakichś wielkich zakładach przemysłowych w Rosji? Wszystko to zachodnie firmy tam inwestujące, a inwestują tam dlatego, że tam jest tania siła robocza. I dużo surowców. I dużo surowców. W związku z tym Rosja będzie musiała inwestować w Krym choćby z przyczyn ideologicznych. Putin obiecywał mieszkańcom złote góry. Teraz będzie musiał się wykazać. Pompowanie w Krym przyczyni się do problemów rosyjskiej gospodarki. Na dłuższą metę. Nie wierzę, że Rosja będzie utrzymywała Krym przez dłuższy czas. Myślę, ze mogą zrobi tak, że gdy zmienią prezydenta, żeby zachować twarz, ten „dobry” prezydent, tak jak jest dobry i zły policjant, ogłosi, że Rosja wycofuje się z Krymu. Tak może się wydarzyć. I wtedy Krym na powrócić do Ukrainy, czy powstać osobny twór państwowy? Wielokrotnie rozmawiałem z przywódcą krymskich Tatarów Mustafą Dżemilewem i on mi tłumaczył: my nie mamy na tyle sił, jako Tatarzy, by stworzyć suwerenne państwo. On optuje za tym, by powstała autonomiczna Republika Tatarska w ramach Ukrainy. Uważa, zresztą słusznie, że niepodległość można ogłosić, tu przy stoliku tez możemy ogłosić niepodległość, ale faktyczna niepodległość to własne służby, własna administracja, własne sądownictwo i własne wojsko, służba zdrowia itd. Stworzenie państwa wymaga stworzenia infrastruktury i posiadania kadry, czego Tatarzy nie mają. Nie mają sił, by stworzyć własne, suwerenne państwo. Na razie. Ale mogą stworzyć państwo w ramach autonomii, czego domagali się już wcześniej. Krym był autonomiczną republika, ale nie narodową. Tatarzy chcieli zmienić nazwę i formę państwa – Autonomiczną Republikę Krymską, gdzie sprawowaliby władzę oczywiście przy zachowaniu praw innych mieszkańców Krymu, innych narodowości. Tak jak w 1918 roku, o czym pan wspominał, ta powstała, ale oficjalna


nazwa to była: Demokratyczna Republika Krymu, i w skład tego rządu, generała Sulkiewicza, zresztą polskiego Tatara, wchodzili przedstawiciele innych narodów, łącznie z Polakami. Ministrem aprowizacji był Polakiem. W skład gabinetu wchodzili Rosjanie, Karaimi, Ormianie. Szefem rządu był Tatar, ale to nie był rząd tatarski, stricte narodowy, ale demokratycznego państwa krymskiego. I takie państwo krymskie ma powstać teraz – otwarte na współprac z innymi narodami, państwami, ale przede wszystkim jako państwo w ramach Ukrainy. Czyli można powiedzieć, że w tej sytuacji gdyby już Ukraina miała porozumieć się z Federacją Rosyjską co do przyszłości Krymu, to powinniśmy raczej brać pod uwagę wariant z 1918 roku, kiedy to niemiecki generał Koch oraz hetman Skoropadski mieli doprowadzić do unii pomiędzy Ukrainą a Krymem? Pewnie tak, ale Skoropadski nie chciał doprowadzać do żadnej unii. To był carski generał, który tak naprawdę nie bardzo rozumiał sytuacji, w jakiej się znalazł. To był adiutant ostatniego cara. On sprawował swoją funkcję, no bo sprawował, hetmana Ukrainy, ostatniego chyba zresztą. Oczywiście, jeżeli kiedykolwiek powstanie państwo tatarskie, to w ramach związku federacyjnego z Ukrainą. Ciekawostkę stanowi fakt, że w 1920 roku już na emigracji, pełnomocnik krymskich Tatarów, pan Dżafar Sejdamet, złożył na forum Ligi Narodów memoriał dotyczący protektoratu Polski na Krymem. Z tego co czytałem, Marszałek Piłsudski nie widział przeszkód. Gdyby ofensywa kijowska się powiodła, niewykluczone, że Polska przejęłaby mandat na Krymem z ramienia Ligii Narodów, o co bardzo ubiegali się w tym czasie krymscy Tatarzy. To tak naprawdę byłaby najlepsza opcja. Czyli wobec tego Krym dołączyłby do koncepcji Międzymorza. Oczywiście, cały czas był w okresie międzywojennym w tym programie. Teraz chciałbym z Panem porozmawiać na temat naszych rodzimych Tatarów, których w sumie możemy już nazwać autochtonami, biorąc pod uwagę fakt, że są tutaj z nami już

600 lat. Przypomnijmy, że początek osadnictwa tatarskiego w Wielkim Księstwie Litewskim to przełom XIV i XV wieku, za sprawą księcia Witolda, który zresztą przyczynił się do powstania Chanatu Krymskiego w 1427 roku. Na początek chciałbym Pana zapytać, co Tatarzy wnieśli do kultury Rzeczypospolitej Obojga Narodów i w konsekwencji także Polski współczesnej, wyjąwszy, rzecz jasna, tradycje kawaleryjskie i technikę militarną. Wyjąwszy tradycje kawaleryjskie, od co najmniej wieku XVIII w literaturze polskiej funkcjonuje nurt orientalny, który był silny w okresie romantyzmu, później Młodej Polski. Wnieśli szerszenie widzenie polityczne w sprawach wschodnich. Wprowadzili pewne elementy do języka polskiego. Wpływy tatarskie widzimy w tradycyjnym ubiorze, kuchni. Można tutaj tych wątków tatarskich w tej tradycyjnej kulturze poszukać. I niewątpliwie jak się poszuka, to się znajdzie, pomijając wspomniane przez pana tradycje kawaleryjskie. Czy mógłby pan powiedzieć, w kontekście polskich Tatarów, jaka jest różnica pomiędzy Lipkami a Tatarami litewskimi. Czy są to tożsame pojęcia, czy są to dwie udzielne grupy tatarskie? To nie są odrębne grupy. To Sienkiewicz, jeszcze raz podkreślę, używał tych nazw, no i bardzo namieszał. Lipkowie byli używani w XVI i XVII wieku przez dyplomację turecką i Chanatu Krymskiego i jest to po prostu przekręcona nazwa Litwy. Lipka Tatar oznaczało w języku tureckim tyle co tatarzy litewscy. To też oczywiście jest skrót myślowy, bo są to Tatarzy Wielkiego Księstwa Litewskiego, a jak wiadomo Wielkie Księstwo Litewskie to nie jest to samo co współczesna Litwa. Zarówno pod względem historycznym, terytorialnym, językowym również, bo przecież językiem urzędowym w Wielkim Księstwie był język starobiałoruski. Współcześnie też istnieją Tatarzy litewscy na Litwie, ale są to już ci związani z państwem litewskim. To jest mylące. Od końca XIX wieku, kiedy powstał współczesny ruch nacjonalistyczny współczesnolitewski, pojęcie Litwy i litewskości zaczęło znaczyć coś innego, niż jeszcze w „Panu Tadeuszu”. A oni byli Tatarami litewskimi w tym dawnym znaczeniu. Istniało osadnictwo tatarskie na Wołyniu, ale ono wyni-

35


kało z najazdu moskiewskiego w połowie XVII wieku, kiedy część Tatarów z Litwy przeniosła się na Wołyń. Rosjanie dewastowali majątki tatarskie. Natomiast jeśli chodzi o te chorągwie, które przeszły na stronę turecką, a które opisuje Sienkiewicz, to w większości byli to Tatarzy podolscy. To nie byli Tatarzy Wielkiego Księstwa Litewskiego. Nie byli z nimi etnicznie związani. Tatarzy nigdy nie byli w Polsce liczną grupą. Nigdy nie przekraczali liczby 10 tysięcy.

podstawowych założeń religijnych. Te założenia też są różnie interpretowane, bo islam na wiele szkół, wiele rytów, tak samo zresztą jak i chrześcijaństwo i to nie jest zresztą wszystko jedno i to samo. Nawet w ramach tradycyjnego, ortodoksylnego islamu mamy 4 szkoły prawno-teologiczne i one też powodują pewne różnice praktyki, interpretacji, zachowań. Te różnice kulturowe są bardzo duże, tak jak w przypadku Polaka-katolika i katolika z Afryki. Sytuacja jest identyczna.

Odnośnie współczesnych Tatarów, czy wobec niewielkiej liczebności i w sumie katolickiego charakteru naszego państwa, czy obecnie Tatar polski ma łatwe życie w naszym kraju? To pierwsze pytanie, zaś drugie, związane bezpośrednio z poprzednim, brzmi: czy łatwo jest łączyć islam z polskością? Jak człowiek chce to łączy, zresztą myśmy urodzili się w tym kraju. Żyjemy w tym społeczeństwie i dla nas funkcjonowanie w społeczeństwie katolickim nie jest ani czymś nowym, ani czymś trudnym. Oczywiście zachodzi asymilacja i to dosyć duża. Coraz więcej Tatarów przechodzi na „drugą stronę”, tzn. spotykamy się ze zjawiskiem tatarów-katolików. Założyliśmy nawet Związek Tatarów Rzeczpospolitej, z założenia jest on dla wszystkich, którzy, że tak powiem, odczuwają pochodzenie tatarskie czy chcą tę kulturę kultywować. Mamy też już spory odsetek katolików, którzy chcą swoje tatarskie korzenie czy tatarskie tradycje kontynuować.

Czy nazwałby Pan wobec tego polsko-tatarski islam „zliberalizowanym” w stosunku do tego z Półwyspu Arabskiego? Nie. Tam jest po prostu inna szkoła prawno-teologiczna. Tego nie można tak porównywać, no bo…

Moje pytanie dotyczące islamu i jego współistnienia razem z katolicyzmem na terenie naszego kraju bierze się z stąd, iż w przypadku tych muzułmanów pochodzących z krajów arabskich i tych, którzy obecnie osiedlają się w Europie Zachodniej, mamy do czynienia ze zjawiskiem, które pozwala nam postrzegać islam jako cos ponadnarodowego, pewien uniwersalny czynnik w życiu człowieka, który jest ważniejszy od samej narodowości. To są kwestie ideologiczne. Są ludzie, którzy w ten sposób religię interpretują, ale tak jest w przypadku wszystkich religii uniwersalistycznych, także religii katolickiej. Oczywiście, istnieje różnica, można powiedzieć że prawie we wszystkim, pomiędzy Tatarami polskimi a Arabami, oprócz

36

…Są to daleko idące uproszczenia. No właśnie, daleko idące uproszczenia i jeszcze raz podkreślam, że religia islamu nie jest nawet pod względem teologicznych jednolita. Nasza interpretacja islamu zbliżona jest do tej, która występuje w Turcji. Porównywanie stosunków religijnych Turków i Tatarów z Arabami jest co najmniej mylne. Z tym że, jeśli już Pan wspomniał o rytach chrześcijańskich, to tutaj jednak mamy do czynienia z pewnym ruchem ekumenicznym. Daleko jest nam od tych momentów w historii, kiedy dany odłam chrześcijaństwa starał się narzucać swój tok myślenia innym w bardziej, lub mnie, zdecydowany sposób. Czy pojęcie ekumenizmu ma swój odpowiednik w islamie? Nie ma takiego pojęcia, jakie jest w chrześcijaństwie. Zresztą w chrześcijaństwie też dotyczy on przede wszystkim elity. Inaczej rzecz wygląda pośród „prostego ludu”. W islamie tak samo, oczywiście istnieje pojęcie wspólnoty ponad podziałami, ale jest ono pojęciem teoretycznym, w praktyce jest to model trudno osiągalny. Również pod względem narodowym jest podział. Nie ma dialogu pomiędzy poszczególnymi przedstawicielami, może dlatego, że nie ma organizacji kościelnej, tak jak np. w kościele rzymskim – hierarchicznej, globalnej. Wiem, Panie profesorze, że jednym z powodów, dla których obecny islam reprezentowany


w krajach arabskich uważa Pan za niedoskonały, jest fakt nieistnienia hierarchii i przedstawiciela władzy, jak choćby papieża... Istniała kiedyś instytucja kalifatu, ale została obecnie tak spaczona, jej wizerunek został przez grupy fundamentalistyczne skompromitowany, że obecnie trudno byłoby do tego wrócić. Nie ma jednolitej struktury i pewnie już nie będzie. Można prowadzić dialog z pewnym środowiskiem muzułmańskim, ale nigdy nie będzie tak, że będzie się go prowadziło ze wszystkimi. Tak samo jest w judaizmie. To nie są religie hierarchizowane na wzór kościoła rzymskiego.

Dziękuję bardzo za rozmowę. Również dziękuję.

Czy jest to błąd? To jest po prostu inność, ale sądzę, że zmiana byłaby trudno osiągalna. Jedynie szyici w Iranie mają dość zbliżoną strukturę, ogólne kierownictwo. Ma to swoje dobre i złe strony. Obecnie, Pana zdaniem, grupa etniczna, jaką są Tatarzy polscy, boryka się z kilkoma różnymi problemami, które utrudniają zachowanie identyfikacji: fakt wymierania Tatarów i kultywowanie tradycji przede wszystkim przez osoby powyżej sześćdziesiątego roku życia, jak również napływ przedstawicieli innych rytów islamskich, chociażby Palestyńczyków, którzy, z tego co wiem, zdobywają coraz szersze poparcie między innymi w Gdańsku. Jak widzi Pan przyszłość polskich Tatarów, czy będą w stanie przeciwstawić się temu naporowi? Czy może czeka tę, barwną, orientalną, ale polską nację, powolna śmierć…? Śmierć może nie, postępuje duża asymilacja. Wydaje mi się, że jeszcze z dwa pokolenia i Tatarzy polsko-litewscy przejdą do historii. Oczywiście jest napór Palestyńczyków i innych grup, ale jak na razie jakoś sobie z tym dajmy radę, również w Gdańsku. Oczywiście, z czasem nastąpi zanik. Tatarzy w Rzeczypospolitej istnieją prawie 600 lat. W sumie są niewielką grupą. Prawo historii czy prawo socjologii mówi, że niedługo, w granicach 50 lat, być może przestaną istnieć. Mówię: być może, bo nigdy nie wiadomo, jak to może być. I miejmy nadzieję, że do tego nie dojdzie, a przynajmniej nie tak szybko, jak Pan profesor to próbuje prognozować.

37


postac,

Sarmata czy przedstawiciel oświecenia?

Portret Tomasza Czapskiego, F.J. Pitschmann/Wikipedia

Tomasz Czapski

Awanturnik, kolekcjoner, bogacz, niespełniony polityk. Takimi słowami można opisać jedną z najbarwniejszych postaci XVIII-wiecznej Rzeczypospolitej jaką był Tomasz Czapski. Członek potężnego i wpływowego rodu magnackiego niewątpliwie odcisnął piętno na wielu osobach tamtych czasów. Mikołaj TOMASZEWSKI Postać Tomasza Czapskiego, starosty knyszyńskiego, niewątpliwie zasługuje na pełniejszą biografie, zarówno z racji jego działalności politycz-

38

nej i ekonomicznej, jak i jego życia prywatnego. Niniejszy artykuł dotyczy zabiegów Czapskiego o uzyskanie intratnych urzędów, prób wejścia do


elity szlacheckiej Prus Królewskich, powiększania majątku, a także życia prywatnego powiązanego z jego naturą awanturnika. Czapscy początkowo zaliczali się do średniej szlachty województwa pomorskiego. Dopiero w połowie XVII wieku, głównie dzięki aktywnej działalności, zwłaszcza na polu gospodarczym, Piotra Czapskiego z Bąkowa, żonatego z Heleną Konopacką, awansowali pod względem majątkowym. Jego synowie: Franciszek Mirosław, Sebastian i Aleksander uczestniczyli w wojnach kozackich, moskiewskich a także szwedzkich. Należy nadmienić, że oprócz uczestnictwa w wyżej wymienionych konfliktach zbrojnych, brali udział w życiu politycznym, a świadczyć o tym mogą ich liczne poselstwa na sejmy. Pozycja rodziny zaczęła systematycznie rosnąć, czego dowodem są krzesła senatorskie w prowincji pruskiej. W pewnej mierze zastąpili oni pod względem majątkowym Konarskich i Konopackich, o czym świadczą ich późniejsze nominacje senatorskie, które dzierżyli aż do końca Rzeczypospolitej. Mówiąc o wzroście znaczenia Czapskich, nie sposób nie wspomnieć o Sebastianie urodzonym na początku XVII w., który był właścicielem wsi Górna w powiecie świeckim oraz Rywałdu i Mełna w powiecie grudziądzkim. Czternastokrotnie posłował na sejmach w latach 1668–1696. Sprawował również funkcję marszałka sejmiku generalnego grudziądzkiego w 1681 r. Dzięki systematycznemu wzrostowi znaczenia na arenie politycznej udało mu się zostać podkomorzym malborskim w 1685 r. Jeszcze w tym samy roku sięgnął po kasztelanie chełmińską, co może świadczyć o jego bliższych kontaktach z dworem. W 1696 r. podczas bezkrólewia, stany pruskie samowolnie wybrały go na wojewodę malborskiego. Jednak wiek i choroba żony, Magdaleny Wilczyńskiej, zmusiła go do odrzucenia tej nominacji. Pozostawił po sobie czterech synów: Piotra Jana – wojewodę pomorskiego, Franciszka – scholastyka chełmińskiego, Melchiora – miecznika ziemskiego pruskiego, Antoniego – jezuitę oraz dwie córki – Mariannę i Elżbietę. Sebastian Czapski zmarł 4 III 1699 roku. W XVII w. Czapscy stali się zamożną szlachtą urzędniczą w Prusach Królewskich, a ich majątek rodowy osiągnął ok. 20 wsi, co stanowiło dość znaczny dorobek. Dzięki nadaniom królewskim

za udział i zasługi w kampaniach wojennych, licznym zakupom ziemi oraz koligacjom ze znaczącymi rodami Konopackich, Konarskich, Działyńskich czy Szydłowskich, stawali się oni poważną siłą polityczną. Przy tym odznaczali się gospodarnością oraz zaangażowaniem w życie polityczne Prus Królewskich, czego odzwierciedleniem jest kariera Piotra Jana – ojca Tomasza. Piotr Jan Czapski (wojewoda chełmiński) ożenił się z Konstancją Gnińską, z którą miał czterech synów: Tomasza – starostę knyszyńskiego, Pawła Tadeusza – od 1763 r. generała majora wojsk polskich, Antoniego – komornika ziemskiego krakowskiego i Jana – starostę sobowidzkiego, oraz dwie córki: Ewę Rozalię i Magdalenę.

Młodość Tomasza

Tomasz Czapski urodził się w 1711 roku. Niektórzy autorzy herbarzy błędnie stwierdzają, że jego ojcem był nie Piotr Jan lecz Piotr Aleksander – kasztelan chełmiński. Błąd ten był powielany, przez Teodora Żychlińskiego, który pomylił Mariannę Szydłowską, kasztelankę sierską, z jej córką Konstancją, przy której podaje nazwisko i tytuł matki. W tym miejscu należy dodać, że istniały nawet pogłoski, że mógł być on synem podstolego wielkiego koronnego. Nie wdając się jednak w szczegóły tych omyłek, należy powiedzieć, że pierwsze koligacje, stanowisko i majątek ojca wysoko sytuowały Tomasza Czapskiego wśród szlachty Prus Królewskich. Losy tej postaci do lat trzydziestych XVIII wieku nie są dokładnie znane. Nie wiadomo gdzie pobierał nauki i czym się dokładnie zajmował. Jest duże prawdopodobieństwo, że podobnie jak jego brat Paweł Tadeusz uczęszczał do gimnazjum Jezuitów w Braniewie. Możemy również stwierdzić, że od lat młodości był wdrażany w wielką politykę przez swojego ojca. Dowodem tego jest jego udział w elekcji Stanisława Leszczyńskiego 12 IX 1733 na warszawskiej Pradze. Znalazł się wtedy w 137 osobowej reprezentacji poselskiej Prus Królewskich na sejm konwokacyjny. Jednak po klęsce polskiego króla, wraz z ojcem zaczęli popierać Sasa, a świadczyć o tym mogą ich podpisy pod aktem wyborczym Augusta III. Warto zauważyć, że w tym czasie Tomasz był reprezentantem powiatu tczewskiego, co jestem dowodem na jego dobrze usytuowaną pozycję wśród regionalnej szlachty.

39


Tomasz Czapski, jak przystało na szanującego się magnata, udał się w podróż zagraniczną, którą rozpoczął 21 XII 1734 r. Celem jego podróży była Francja, do której wyruszył z Królewca, ponoć w przebraniu brandenburskim, by niepostrzeżenie przemknąć przez Gdańsk zajęty wówczas przez wojska rosyjskie. Oprócz tego, już na pierwszym dłuższym postoju w Berlinie, obawiając się aresztowania, był zmuszony ukrywać się przez trzy dni pod pruskim przebraniem. Następną noc spędził w Poczdamie, skąd bezpośrednio udał się do Paryża. Możemy z całą pewnością stwierdzić, że przybył do Francji 15 I 1735 r. a zatrzymał się w hotelu de Bourbon Rue de la Croix des Peti Champ. Podczas swojego pobytu w stolicy poznał wiele wpływowych osób, a także nawiązał romans z niejaką Madmoiselle Morin. Wiemy również, że rozpoczął we Francji naukę, którą z niejasnych powodów po kilku miesiącach przerwał. Jako pierwszy z Polaków wstąpił do loży masońskiej w Paryżu. Ciekawostką jest fakt, że często przebywał w otoczeniu Stanisława Leszczyńskiego w Meudon, którego dwór miał francusko-sarmacki styl. Na dworze częstymi gośćmi byli Ossolińscy i Jabłonowscy, z którymi Tomasz utrzymywał kontakty. Oprócz przedstawicieli polskich rodów magnackich miał możliwość spotkania i poznania zagranicznych przedstawicieli elit, jak np. ministra cesarskiego Chenerlinga czy Don Carlosa – posła hiszpańskiego. Oczywiście jego życie w tym czasie polegało głównie na przyjemnościach – jeździł na polowania, na jarmarki do Saint Germain, spacerował po wyśmienitych paryskich promenadach, chodził na bale, koncerty operowe, widowiska. Ponadto należy powiedzieć, że często grywał w karty z innymi dostojnikami salonów królewskich. Dzięki pozostawionemu po sobie pamiętnikowi, mamy informacje że po pobycie we Francji zwiedził wraz z Panią Morin Manheimm, Norymbergę a także Pragę, w której spotkał Pocieja – znajomego z Paryża.

Powrót do kraju

Młody magnat zanim wrócił na swoje dobra w 1737 roku, bawił jeszcze kilka tygodni we Wrocławiu, a potem w Warszawie, gdzie odnowił swoje kontakty z Augustem III. Efektem ponownego zbliżenia się do dworu królewskiego było

40

nadanie mu starostwa radzyńskiego, które przynosiło dochód ponad 15 000 złp. O wiele większe dochody czerpał ze starostwa knyszyńskiego, które posiadał od 13 IX 1740 r. Dobra te, znajdujące się na Podlasiu, otrzymał konsensem królewskim po swoim ojcu. W 1765 r. wnosił za tą królewszczyznę roczną kwartę w wysokości 12 471 zł pol. Według taryfy podatkowej z 1775 r. miasto liczyło 227 domów. W kilka lat później opłacał nieco wyższą sumę 12 627 zł pol. 25 gr. kwarty i 4 221 zł pol. 22 gr. hiberny. Dane te świadczą o tym, że starostwo knyszyńskie przynosiło Czapskiemu bardzo duże dochody. Już w pierwszych latach urzędowania zawarł umowę ze swoją matką – Konstancją Gnińską, która zobowiązała się przekazać Tomaszowi folwark wraz z Pałacem w Dobrzyniewie, gdzie Czapski od wczesnych lat urzędowania w starostwie knyszyńskim gromadził swój księgozbiór oraz nieruchomości w Goniądzu i Knyszynie. W tym momencie można się pokusić o stwierdzenie, że Tomasz był lepszym gospodarzem niż politykiem, ponieważ skutecznie dbał o pomnażanie i tak już dużego majątku. W 1742 roku zawarł pierwsze małżeństwo ze swoją krewną – Marią Czapską, córką bogatego i wpływowego Jana Ansgarego Czapskiego, wdową po Antonim Potockim. Ożenek z nią miał czysto ekonomiczne znaczenie, chociażby dlatego że zarówno Jan Ansgary, jak i reszta rodziny Czapskich dbała, by zgromadzone dobra nie przechodziły w ręce innych rodów szlacheckich lub magnackich. Faktem jest, iż przedstawiciele rodziny Czapskich czterokrotnie zawierali małżeństwa ze swymi krewnymi. Związek z córką podskarbiego koronnego rozszerzył dobra Tomasza o Nową Wieś, Wardęgowo oraz starostwo łąkorskie i bratiańskie, które przynosiły mu dochód w wysokości 25 tys. złp. Jak twierdzi Jerzy Dygdała, majątki trzymane wspólnie z bratem – Pawłem Tadeuszem liczyły 37 osad w województwach pomorskim i chełmińskim, a królewszczyzny na Pomorzu i Podlasiu mogły dawać przychód nawet 100 tys. złp. Nie da się jednak ukryć, że podstawą jego majątku, jak i jego brata była jednak ojcowizna, na której, po spłaceniu sióstr Rozalii – żony Chodkiewicza – i Magdaleny, przyszłej Radziwiłłowej, wspólnie gospodarowali. W ich wsiach na terenie województwa pomorskiego jedynie fol-


Ex Libris Tomasza Czapskiego/katalog.muzeum.krakow.pl

wark w Kłobuszewie nastawiony był na produkcję browarniczą. Po śmierci ojca drogi braci jednak się rozeszły. Paweł Tadeusz szukał nawet pomocy u hetmana wielkiego J.K. Branickiego, z którym był wtedy związany politycznie, prosząc o garnizon chełmiński, by pomógł mu w walce z bratem. Według encyklopedii Orgelbranda Tomasz umieścił swoje pieniądze w banku weneckim, co stanowiłoby dowód jego rozwiniętej myśli ekonomicznej. Niewątpliwie w latach 40 XVIII wieku był jednym z najbogatszych magnatów Prus Królewskich. Wraz z pierwszą żoną zamieszkał w pałacu Czapskich w Warszawie, który jako wiano wraz z meblami, obrazami oraz kosztownościami wniosła Maria Czapska. Dzięki działalności tej pary udało się odrestaurować pałac a także dokonać odbudowy biblioteki. Znalazł się tam jeden z najbogatszych księgozbiorów, opatrzony własnym exlibrisem heraldycznym i portretowym Tomasza, który wykonał gdański rytownik Mateusz Deisch. Sama kolekcja składała się z ponad z wielu pozycji, głównie z książek o tematyce historycznej. Wg W. Witynga należał on do jednych z najwspanialszych znaków książkowych, jakie powstały w dobie oświecenia w Europie. Tomasz Czapski jeszcze w 1742 roku zawarł umowę z Antonim Caparem, który za kwotę 700 dukatów

miał wykonać prace z zakresu rzeźby i złotnictwa. W latach 70-tych XVIII wieku z jego inicjatywy postanowiono otoczyć pałac wałami ziemnymi oraz kilkoma strzeżonymi wjazdami. Interesujące jest to, że pałac wraz z księgozbiorem i wieloma pamiątkami przeszedł przez jedyną jego (po córce) wnuczkę Marię Radziwiłłównę, późniejszą generałową Wincentową Krasińską, w dom Krasińskich, a zbiory te później stały się podwaliną biblioteki i muzeum Krasińskich w Warszawie. Powyższe przykłady kolekcjonerstwa świadczyły nie tylko o jego znacznym majątku, ale także o tym, że był prawdziwym przedstawicielem doby oświecenia. Mówiąc o jego majątku nie można zapomnieć o pałacach w Dobrzyniewie, Knyszynie i w Gdańsku. Jeśli chodzi o pierwszą miejscowość to bywał on tam bardzo rzadko, być może z tego względu że faktyczną opiekę aż do śmierci nad tym majątkiem sprawowała jego matka. Jeśli chodzi o Knyszyn to bywał on tam zdecydowanie częściej, chociażby ze względu na pełnioną przez niego funkcję. Mamy jednak dowody, że Tomasz Czapski nie był zbytnio przywiązany do tych dóbr, co może dziwić, ponieważ przynosiły mu spore zyski. Po zaledwie siedmiu latach pełnienia urzędu starosty knyszyńskiego był gotów oddać je w dzierżawę. Być może chęć przekazania starostwa w tymczasową dzierżawę była spowodowana interesami w Prusach Królewskich bądź obawą przed narastający konfliktami z miejscową ludnością, skarżącą się na uciemiężenia ze strony posesora tej królewszczyzny. Klucz klewiański należący do starostwa knyszyńskiego, Czapski wydzierżawił Janowi Klemensowi Branickiemu. Według kontraktu za arendę majątku opłacał co roku 5 016 zł pol. 6 gr. W 1768 r. starosta knyszyński był winny hetmanowi 62 390 zł pol., od której Branicki naliczył sobie prowizję w wysokości 4 991 zł pol. bez wiedzy dłużnika. Branicki był także administratorem dóbr Czapskiego w Dobrzyniewie. Przejął je w zastawne posiadanie zapewne po wyroku banicji orzeczonym na staroście przez Trybunał Koronny w 1749 r. Oba klucze ostatecznie wróciły pod posesję Czapskich. Starostwo knyszyńskie w 1755 r. chciał wziąć w dzierżawę A. Jakubowski urzędnik gospodarczy Branickiego. Nie wiadomo niestety jak ta miała finał ta sprawa. Prawdopo-

41


dobnie Tomasz Czapski był w tym czasie poza granicami kraju z racji wyroku banicji, jaki uzyskał na niego hetman Branicki w 1749 r. Często podróżował do Gdańska, co spowodowało jeszcze przed 1742 r. zakup posiadłości przy Długich Ogrodach pod numerami 9–10, gdzie w swojej kamienicy zgromadził wspomniany wcześniej duży zbiór obrazów. Rezydencja starosty knyszyńskiego była urządzona oryginalnie i wręcz przesadnie, ale wystrój wnętrz pałacu gdańskiego nie został pozbawiony smaku artystycznego. W gdańskim pałacu Czapskich znajdowały się pokaźne zestawy sreber stołowych, a także kosztowne zegary. Ich wartość przekraczała kilkanaście tysięcy zł pruskich. Oprócz wymienionej rezydencji starosta knyszyński miał w Gdańsku jeszcze kilka kamienic, w których nie mieszkał a także spichlerz. 13 maja 1774 r. Tomasza dotknęła rodzinna tragedia, ponieważ jego żona Maria zmarła w Warszawie w wieku 51 lat. Uroczysta msza żałobna odbyła się 17 maja w kościele św. Krzyża. „Gazeta Warszawska” informowała, że w czasie mszy pogrzebowej dookoła katafalku z ciałem Marii ustawiono 12 starszych ludzi i dzieci w odpowiednich pogrzebowych szatach, z zapalonymi świecami w rękach i medalami na piersiach ufundowanymi przez starostę, na których wygrawerowano imię, nazwisko oraz lata życia Czapskiej. Ponoć złote i większe srebrne medale były również rozdawane wśród obecnych na pogrzebie i miały pobudzać do modlitwy za zmarłą. Czapski po śmierci żony nie zamierzał jednak wieść życia wdowca, dlatego też poślubił córkę kupca Kelsa – Juliannę de Kaëpsy, której zapisał przy ślubie 100 000 zł pol. i kosztowności. Małżonka złożyła mu na piśmie zobowiązanie, że po jego śmierci nie będzie dochodziła praw do jego majątku. Za złożoną przysięgę jeszcze za życia miał jej zapłacić 100 000 zł pol., które przechowywał w banku weneckim. Nie da się ukryć, że był jednym z najpotężniejszych właścicieli ziemskich. W swoich włościach posiadał wiele miejscowości. Wśród nich znajdziemy m.in.:, Zakrzewko, Rosciszewo Gołębiewo, Mełno, Boguszewo, Dąbrówke, Rywałd, Szczuplinki, Nowy Młyn, Powiatek, Wronie, Stanisławki, Katarzynki, Wymysłowo, Młynik, Suchostrzygi, Gołoty, Głażewo, Szymborno, Stablewice, Gierkowo

42

od 1757, od 1743 Nowa Wieś Szlach., Wardęgowo, Osetno, Sokal, Żalin, Wardęgówko, Burowiczna, Pikowizna, Janki, (od 1749) Mierzynek, Zajezierze czy Zalamie. W 1772 zaś możemy stwierdzić, że był nadal jednym z największych właścicieli ziemskich w Prusach Królewskich. Posiadał wiele osiedli (w tym18 wsi kmiecych i 22 folwarki), a szacowany nominalny dochód z królewszczyzn mógł mu dać w tym samym roku dochód wynoszący 100 000 złp. Pod tym względem ustąpili mu pierwszeństwa m.in. Antonii Czapski czy Ignacy Przebendowski . Tak, jak wielu przedstawicieli magnaterii w latach siedemdziesiątych XVIII wieku zaczął zatracać swój stan posiadania. Po pierwszym rozbiorze Rzeczpospolitej Tomasz Czapski oddał komisarzom pruskim starostwa bratiańskie, ląkorskie i radzyńskie, a 27 IX 1772 r. poddał się nowej władzy i złożył homagium królowi pruskiemu 311 – Fryderykowi II (1712 – 1786), przysięgę wierności składaną najwyższej władzy państwowej.

Kariera polityczna?

Inną ciekawą kwestią w jego barwnym życiorysie jest kariera polityczna, która została zahamowana przez wiele czynników. Otóż, jeżeli przyjrzymy się uważniej sprawom politycznym Prus Królewskich możemy zauważyć, że Czapscy na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych zaczęli zyskiwać na znaczeniu po uprzedniej utracie pozycji w wyniku zgonów kilku czołowych przedstawicieli rodu: zmarłego w 1736 r. Franciszka – kasztelana gdańskiego, w 1737 r. Piotra Jana – wojewody pomorskiego, ojca Tomasza, w 1742 r. Jana Ansgarego – podskarbiego wielkiego koronnego, ojca żony Tomasza. Na arenę polityczną zaczęło wkraczać młode i prężnie działające pokolenie Czapskich, synowie kasztelana gdańskiego Ignacego: Józef, Antoni i Franciszek Stanisław. Małżeństwo siostry Tomasza – Magdaleny, z chorążym wielkim litewskim Hieronimem Radziwiłłem również nie pozostało bez wpływu na pozycję rodu w Prusach Królewskich i Rzeczypospolitej. Jednak samemu Tomaszowi nie udało się zrobić kariery senatorskiej, pomimo odnowionych kontaktów z Augustem III a wpływ na to miała jego polityczna przeszłość. Kontakty ze Stanisławem Leszczyńskim i hetmanem Branickim miały niewątpliwie wpływ na personalne decyzje monarchy, dotyczące urzędów.


Nie da się jednak odmówić ambicji politycznych staroście knyszyńskiemu. W roku 1756 doszło do istnej licytacji o województwo malborskie o które walczył Tomasz ze swoim krewnym Michałem. Urząd wojewody malborskiego zyskał Michał, który odkupił je od Henryka Bruhla za cenę starostwa kościerzyńskiego i kilkunastu tysięcy talarów. Tomasz początkowo ofiarowywał za ten urząd 20 000 talarów (160 000 zł), jednak było to stanowczo za mało dla Bruhla. Sprawa ostatecznie zakończyła się napisaniem skargi sądowej przez Tomasza przeciwko krewnemu. Pomimo, że nie cieszył się dużym poparciem dworu, zyskiwał sobie jednak sympatię lokalnej szlachty, która poparła go w walce z mieszczanami gdańskimi. Już wtedy dało się zauważyć awanturniczą naturę u Tomasza, który zaatakował Gdańszczan za pracę historyka Piotra Jerzego Schultza, wydaną w 1738 roku. Zamieszczona została w niej rycina godząca w szlachtę, czego efektem była gwałtowana reakcja Czapskiego, mającego ponadto osobiste urazy do miasta Gdańska. Innym przykładem jego popularności wśród szlachty jest jego kandydatura na marszałka sejmiku generalnego w Grudziądzu, odbywającego się w dniach 9–10 IX 1756 r. Jego kontrkandydatem był Walerian Piwnicki, któremu to ostatecznie udało się uzyskać laskę marszałkowską, co spowodowało spory a następnie zerwanie sejmiku. Starosta knyszyński przez pewien czas był jednym z liderów stronnictwa „familii”. Wraz z Przebendowskimi walczył aktywnie przeciw stronnictwu patriotycznemu, któremu przewodził m.in. A. Czapski. Walka ta toczyła się głównie na polu sejmikowym, dowodem jest spór na sejmiku w 1764 r. Obie strony nie mogły opanować wtedy zgromadzenia, dlatego też spotkali się u J.W. Goltza, gdzie zapadło wiele postanowień dotyczących aukcji wojska, udoskonalenia skarbowości oraz reform trybunału koronnego. Rok 1764 zwiastował Czapskiemu możliwość nominacji. Spowodowane to byłą śmiercią króla Augusta III, który raczej sceptycznie patrzył na osobę starosty knyszyńskiego. W tym właśnie roku odbywał się sejm elekcyjny (7 IX 1764 r.). Wraz z bratem zasiadł wśród 30 osób reprezentujących posłów z Prus Królewskich, którzy brali udział w wyborze nowego króla. Tomasz był wtedy jedną z dwóch osób, poza Józefem Przebendowskim,

należących do największych latyfundystów pruskich. Elekcję Stanisława Augusta Poniatowskiego podpisał jako poseł z powiatu brodnickiego w województwie chełmińskim. Po wyborze króla konfederaci pruscy domagali się umieszczenia w pacta conventa potwierdzenia o utrzymaniu przywilejów Prus Królewskich. 13 IX monarcha wprawdzie przyrzekł zachować prawa prowincji pruskiej, ale powołanie się na konstytucje sejmu konwokacyjnego roku 1764 stwarzało inną rzeczywistość. Bracia Czapscy 3 XII 1764 r. byli obecni w Warszawie na sejmie koronacyjnym Stanisława Augusta. Paweł Tadeusz wygłosił z tej okazji mowę chwalącą nowo obranego króla. Niestety, Stanisław August nie przewidywał Tomasza w swojej polityce nominacyjnej. Stał się jednak ważnym ogniwem w prowadzonej przez króla działalności gospodarczej. Starosta knyszyński był sygnatariuszem zawiązanej w Warszawie dnia 11 kwietnia 1766 r. Kompanii Manufaktur Wełnianych. Kompania – uważana za pierwszą spółkę akcyjną na ziemiach polskich – miała sprawować pieczę nad zakładanymi w kraju fabrykami wełnianymi. Nie wdając się w szczegóły działalności tej spółki trzeba powiedzieć, że Tomasz uczestniczył w nowym i bardzo ambitnym projekcie, co daje nam możliwość powiedzenia o nim jako o człowieku widzącym potrzebę uprzemysłowienia kraju. Oczywiście chciał przy tym zarobić niemałe pieniądze. Niestety, uchwalona pierwsza dyrekcja kompanii nie przewidziała innych ról dla starosty knyszyńskiego, co uraziło jego ambicję. Sama kompania nie przetrwała długo, ponieważ z powodu złego zarządzania w 1772 roku upadła. Jeśli chodzi o jego działalność polityczną za czasów Poniatowskiego, można zaryzykować stwierdzeniem, że nie był już tak aktywny jak we wcześniejszych latach. Prawdopodobnie wpływ na taki stan rzeczy miał jego wiek oraz słabnąca pozycja wśród szlachty poparta jego złą opinią awanturnika.

Awanturnik

Omawiając chociażby skrótowo życie Tomasza Czapskiego, wspomnieć należy o jego awanturniczej naturze. Franciszek Karpiński opisując niegdyś kryminalne życiorysy magnatów na ziemiach Rzeczpospolitej do swego katalogu okrutników włączył starostę knyszyńskiego, pisząc

43


Czapski, pomimo swojego ogromnego bogactwa, posiadał długi w tym i u Branickiego, który doprowadził do konfrontacji zbrojnej ze starostą knyszyńskim. W październiku 1746 r. Tomasz Czapski w obronie starostwa rozstawił swoich żołnierzy w folwarku dobrzyniewskim. Podobne konflikty nie były wcześniej obce Czapskiemu! Jan Klemens Branicki wniósł 9 IX 1748 r. wniosek przeciwko Czapskiemu dotyczący terenów przygranicznych Białegostoku i Wąsosza. Można przypuszczać, że hetman szukał różnych możliwych sposobów, by móc zagarnąć te bogate dobra, dlatego wspierał rzekomo uciemiężoną ludność tych ziem podległą staroście knyszyńskiemu. Kilkuletnie starania hetmana Branickiego o pogrążenie starosty knyszyńskiego miały swój finał 23 X 1749 r. w czwartek, kiedy to najwyższy sąd apelacyjny do spraw prawa ziemskiego – Trybunał Królestwa Polskiego w Lublinie wydał na Tomasza Czapskiego wyrok za gwałty i rozboje340. Na Tomasza Czapskiego nałożono kryminalne kary: pozbawienia wolności i finansową. Dodatkowo nałożono na starostę karę wygnania z kraju, połączoną z utratą praw cywilnych i politycznych. Banicja powodowała zawieszenie w sprawowaniu

histmag.org

o nim, że „tak był okrutny, że tych których nie lubił albo winnymi sobie osądził w beczkę nabitą brantlami sadzał i takie beczki, dla swej rozrywki, przed sobą toczyć kazał”. Natomiast znawca epoki, Janusz Tazbir, określił go jako sadystę mniejszego kalibru. Nie wdając się w dywagacje innych autorów, można go z powodzeniem wliczyć w poczet najsłynniejszych awanturników XVIII Rzeczypospolitej, stawiając go na równi z Mikołajem Bazylim Potockim czy Hieronimem Florianem Radziwiłłem. Co więc takiego uczynił, że stał się znienawidzonym przez wielu szlachcicem? Jego przewinień nie da się wyliczyć w prosty sposób, dlatego więc przedstawię te najważniejsze, które niewątpliwie wpłynęły na jego życie. Jak już wspomniałem nie układały mu się relacje z hetmanem Branickim. Przyczynami tej wrogości były m.in. częste ucieczki poddanych starosty do dóbr hetmańskich. Znamienitym przykładem takiej ucieczki jest sprawa mieszkańców Dobrzyniewa, którzy z powodu złego traktowania przez Czapskiego schronili się u majora Jana Henryka Klemma. Wśród uciekinierów miał się ponoć znaleźć pewien blacharz, który nie wywiązał się ze swoich powinności. Nie da się ukryć, że sam Tomasz

Portrety Tomasza i Marii Czapskich, wykonane w kości słoniowej przez Carla Augusta Lücke mł. (lub Johanna Christiana Lücke), przed 1770

44


urzędu, zakaz kandydowania do funkcji obieralnych, ale nie pozbawiała majątku. Drugą stroną medalu było jednak egzekwowanie wyroków sądów i trybunałów, które w tamtym czasie miało wiele do życzenia. Również w przypadku Czapskiego wyegzekwowanie kary ciągnęło się latami, co doprowadziło do kolejnych konfliktów z Branickim i do składania przez niego kolejnych pozwów do instytucji sądowniczych. W ostateczności Czapski zapłacił karę finansową, jednak nie przeszkodziło mu to w prowadzeniu wojny z hetmanem. Nie wiemy niestety, gdzie przebywał podczas banicji i jak długo ją odbywał. Wiemy natomiast, że po powrocie na włości nie zmienił nic w swoim charakterze i zachowaniu. W 1758 roku ponownie doszło do zaostrzenia sporu pomiędzy magnatami. Hetman nakazał von Auspitzowi rozlokować żołnierzy w Dobrzyniewie, by nie dopuścili powrotu Czapskiego do swoich dóbr. Dopiero w 1766 roku, dzięki rozmowom prowadzonym w Warszawie, udało się doprowadzić do ugody dwie zwaśnione strony. W swoim życiu toczył zacięte konflikty z miastami. Wcześniej wspomniałem o Gdańsku, do którego miał uraz, ponieważ nie chciano go raz wpuścić w jego obręb. Drugim przykładem sporu z magistratem miejskim jest sprawa miasta Goniądza, które również jak hetman Branicki oskarżało go o ucisk poddanych. Tomasz Czapski odznaczał się niebywałą bezwzględnością wobec poddanych tak, jak zanotował w roku 1756 kronikarz parafialny w Radomnie, „…że gorzej niż Szwedzi i Moskale gnębił podległą sobie ludność w starostwie bratiańskim wraz ze swym dzierżawcą Jeżewskim: quiambo hominum sanguinem ut dracones sugebant incolae annihilati et penitus attritiper Jeżewski et Czapski”. Według Pawła Tadeusza, Tomasz w swoich dobrach w Nowej miał osławioną spiżarnię gdzie ponoć zdarzało mu się zamykać skłóconą z nim szlachtę. Tak też się stało w 1768 r. z dwoma szlachcicami ze starostwa sobowickiego. Czapski już wcześniej sądził się z tymi szlachcicami, którzy uzyskali na nim dwie kondemnaty w sądach chełmińskim i tczewskim. Starosta knyszyński niemal do ostatnich swoich dni stanowił przykład sarmaty-awanturnika. Zmarł on 20 marca 1784 r. w Warszawie o godzinie czwartej rano w wieku 73 lat. Mszę świętą

w czasie pogrzebu 24 marca celebrował biskup kijowski w kościele św. Krzyża, jak podawała „Gazeta Warszawska” (nr 24). Tomasz Czapski, jak widać, był niezwykle barwną postacią. Łączył w sobie cechy awanturnika i osoby mającej szerokie zainteresowania kulturalne i kolekcjonerskie. Nie udało mu się zdobyć urzędu senatorskiego, chociaż aktywnie brał udział w życiu politycznym prowincji pruskiej, co przysporzyło mu wielu sprzymierzeńców, ale także wrogów. Jego pokaźny majątek, nota bene obciążony długami hipotecznymi, pod koniec życia został poważnie uszczuplony, na co wpływ miały rozbiory. Jednak pomimo tego pozostawił po sobie duże majętności, które w ostateczności odziedziczyła jego córka Konstancja. Miał dziesięcioro dzieci, jednak tylko dwoje z nich dożyło lat dorosłych. Oczywiście w niniejszym opracowaniu nie wyczerpano całej wiedzy o staroście knyszyńskim. Postać ta zasługuje niewątpliwie na pełniejszą analizę, tak jak inni członkowie rodziny Czapskich w XVI–XVIII wieku.

45


O pisaniu historii nowożytnej (XVI–XVIII w.) w kinie Jacek Szymala Poniższe rozważania wpisują się w metodę badań zwaną historiofotią. To określenie analogiczne do historiografii, z różnicą że zajmujące się źródłem audiowizualnym, nie tradycyjnym pisanym. Za twórcę pojęcia uchodzi Hayden White1, cytowany dalej przez Iwonę Kurz. White wprowadził w historiografię perspektywę narratologiczną – według niego nie tylko tekst może opowiadać, film robi to również, posiada też większe możliwości i oddziaływanie. W pracy magisterskiej2 (której fragmenty budują niniejszy tekst), jak i późniejszych artykułach zwracałem uwagę, że niewiele się pisze na temat 1 White Hayden, Historiografia i historiofotia [w:] Kurz Iwona [red.], Film i historia. Antologia, Warszawa 2008, s. 117-127 2 Szymala Jacek, Filmowy obraz historii nowożytnej Rzeczypospolitej (XVI–XVIII w.), praca magisterska napisana pod kierunkiem prof. dra hab. Bogdana Roka, praca niepublikowana, Wrocław 2013

46

obrazu dziejów XVI–XVIII w. w kinie. Od kilku lat poszukuję i sam przysparzam naukowych opracowań poświęconych tej dziedzinie. Tekst ma na celu zwrócenie uwagi na powagę tematu pisania historii nowożytnej (nie tylko staropolskiej) w kinie. Co za tym idzie, powinno zachęcić autorów do przyjrzenia się omawianej tu problematyce. Po trzecie wreszcie, chodzi o to, żeby uniknąć dublowania tej samej perspektywy badań, a raczej poszerzyć pole badawcze, pracując nad nowym opracowaniem. Postaram się zatem dać przyczynek zainteresowanym zajmowaniem się pośrednim źródłem audiowizualnym. Nie wyobrażam sobie bowiem pisania o historii w filmie bez odwołania do Marca Ferro, Doroty Skotarczak, Iwony Kurz i innych. Należy uwydatnić pewien szczególny wariant styczności historii z filmem. Nie jest niczym nowym pisanie historii kina, opracowany jest


Tomasz Gzell/PAP/www.polskieradio.pl

również gatunek filmu historycznego. Badacze zajmujący się związkami kina i historii od kilkudziesięciu lat eksplorują również problem funkcji filmu jako źródła historycznego. W polskiej nauce, od niedawna zajmującej się tą dziedziną, wymienić można publikacje Doroty Skotarczak3. W współtworzącym redagowaną przez autorkę pracy Media audiowizualne w warsztacie historyka4, badaczka porządkuje dzieje refleksji teoretycznej nad związkami filmu i historii od zarania kina po początek XXI wieku. W późniejszym artykule Skotarczak pisze, iż: „(...) film fabularny traktowany jako źródło historyczne dostarcza informacji o czasach swojego powstania, nie o czasach o których opowiada.5” Zwraca na to uwagę również Weronika Olejniczak-Szukała w szkicu Film fabularny jako źródło historyczne: „(...) zarówno film fabularny, jak i zaliczany do tego gatunku film historyczny, wyszczególniony tutaj, ponieważ w potocznym rozumieniu jest on postrzegany jako szczególnie predysponowany do przekazywania wiedzy o przeszłości, są źródłem historycznym epoki, w której powstały. W pierwszym przypadku pomagają poznać realia danej epoki, w drugim ukazują świadomość historyczną społeczeństwa na temat określonego zagadnienia, przy czym zasadniczo się od siebie nie różnią.”6 Film można zatem rozpatrywać jako źródło historyczne do czasów od powstania pierwszych ruchomych obrazów w 1895 r.

Bolesława Matuszewskiego propozycja wykorzystania filmu w funkcji źródła

Pionierem polskiej myśli filmoznawczej, dostrzegającej w ruchomym obrazie istotne źródło historyczne, był Bolesław Matuszewski. Autor już w 1898 r. opublikował w Paryżu artykuł Nowe źródło historii oraz książkę Ożywiona fotografia czym jest, czym być powinna. Matuszewski odnosił się (tytułami i treścią) wyłącznie do filmu 3 Zob. np. Skotarczak Dorota, Historia wizualna, Poznań 2012 4 Skotarczak Dorota, Film i historia w doświadczeniach polskich historyków [w:] Skotarczak Dorota [red.] Media audiowizualne w warsztacie historyka, Poznań 2008, s. 11-24 5 Skotarczak Dorota, Wśród filmowych źródeł do historii Polski Ludowej, „Porównania” 2010, 7, s. 145 6 Olejniczak-Szukała Weronika, Film fabularny jako źródło historyczne [w:] Skotarczak Dorota [red.] Media audiowizualne w warsztacie historyka, Poznań 2008, s. 27

dokumentalnego, głównie w funkcji dokumentowania współczesności7. Sam zresztą stawał za kamerą, filmując na przykład ostatniego cara. Według Zbigniewa Czeczota Gawraka, niektóre spostrzeżenia i sugestie metodologiczne autora Nowego źródła historii są dla historyków dokumentu filmowego bardziej aktualne niż w końcu XIX w8. Matuszewski przyznawał kinematografowi funkcję służenia nauce, zatem i historii. Specyficzny charakter filmu, nazywanego przez niego historycznym dokumentem kinematograficznym, zapewniał pewność i wykluczał zniekształcenie prawdy: „Można twierdzić, że żywa fotografia posiada cechy autentyczności, dokładności, precyzji, jej tylko właściwe. Jest ona świadkiem naocznym par excelence, wiarygodnym i nieomylnym. [...] należałoby sobie życzyć, aby inne dokumenty historyczne zawierały w tym samym stopniu nieomylność i prawdę.”9 W entuzjastycznej poznawczo koncepcji Matuszewskiego film – bezpośrednio i obiektywnie (nawet bardziej od oka) odnoszący się do rzeczywistości, zwalniał z prowadzenia badań. Autor uważał, że „operator nie posiada możliwości osobistego interpretowania tematu”10, zatem i film nie może być interpretacją. Zdaje się służyć jako materiał doskonały do czerpania informacji i weryfikowania faktów historycznych. Przed oskarżeniem Matuszewskiego o naiwność, warto przypomnieć że w czasie powstania jego teorii kino stawiało dopiero pierwsze kroki; nie znało jeszcze wprowadzonych przez Georgesa Mélièsa tricków czy środków i gatunków zapoczątkowanych przez Davida Warka Griffitha, nie mówiąc np. o odkryciach Lwa Kuleszowa czy Siergieja Eisensteina w dziedzinie montażu. Prekursorstwo Matuszewskiego polegało również na idei zakładania archiwów filmowych, gromadzących negatywy. O udostępnianiu pozytywów decydowałaby komisja. Archiwa te miałyby być zorganizowane wzorem archiwów z dokumenta7 Skotarczak Dorota, Film i historia... dz. cyt, s. 11-12 8 Czeczot Gawrak Zbigniew, Historia filmu i myśli filmowej, Warszawa 1995, s. 19 [w:] Witek Piotr, Kultura, film, historia. Metodologiczne problemy doświadczenia audiowizualnego, Lublin 2005, s. 125 9 Matuszewski Bolesław, Nowe źródło historii; Ożywiona fotografia czym jest czym być powinna, Warszawa 1995; (Pierwsze wydanie: Paryż 1898), s. 161 [w:] Witek Piotr, dz. cyt., s. 125-126 10 Matuszewski Bolesław, dz. cyt., s. 166-167 [w:] Witek Piotr, dz. cyt., s. 126

47


mi pisanymi11. Gdyby idea zakładania archiwów wcześniej spotkała się z większym uznaniem, nie zniszczono by wielu filmów niemych.

Jerzego Topolskiego propozycja wykorzystania filmu w funkcji źródła

Jerzy Topolski wskazuje na trudność wykorzystania filmu jako źródła historycznego. Czynnikiem utrudniającym odtworzenie przeszłości jest według niego ruch. Topolski dzieli kino na dzieła sztuki i kroniki wydarzeń. Poznański metodolog uzasadnia, że podobnie jak dzieła sztuk plastycznych, film powinien mieć strukturę przedstawiającą (związaną z formą), przedstawioną (czyli to, co widać) i komunikowaną (to, co film ma oznajmiać widzowi). W przypadku filmu jako kroniki wydarzeń, struktury przedstawionej (mającej odzwierciedlać rzeczywistość) nie powinny zakłócać pozostałe. Topolski, inaczej niż Matuszewski, postrzega film jako źródło pośrednie, wymagające krytyki wewnętrznej. Wynika to z założenia o wkładzie twórcy filmu własnego punktu widzenia do dzieła12. Topolski rozważał możliwość wykorzystania filmu w funkcji źródła historycznego w tekście Teoria wiedzy historycznej, jak również wypowiedział się na ten temat w książce Marka Hendrykowskiego Film jako źródło historyczne13.

Janusza Rulki propozycja wykorzystania filmu w funkcji źródła

W ujęciu Janusza Rulki, film mieści się w definicji źródła historycznego, zaproponowanej przez Topolskiego w Metodologii historii. Rulkę interesują głównie właściwości informacyjne, obecne w filmie fabularnym, dokumentalnym, dydaktyczno-naukowym i poetyckim (eksperymentalnym), przy czym najbardziej wartościowe informacyjnie są dla niego dokumenty („w postaci filmowej kroniki aktualności, reportażu, filmu publicystycznego oraz historycznego filmu montażowego”14). Rulka wyróżnia w filmie trzy strukturalne poziomy: 1 – elementarny czyli poziom kadrów. Najłatwiejszy do analizy i wykorzystywany często przez historyków do ilustracji gotowego opraco11 Skotarczak Dorota, dz. cyt., s. 12 12 Witek Piotr, dz. cyt., s. 127 13 Topolski Jerzy, w: Hendrykowski Marek, Film jako źródło historyczne, Poznań 2000, s. 102 14 Witek Piotr, dz. cyt., s. 128

48

wania. 2 – Poziom ujęcia filmowego, porównywanego do pojedynczego wydarzenia historycznego. Zachodzi potrzeba zbadania autentyczności ujęć oraz krytyka wewnętrzna i zewnętrzna materiału filmowego. 3 – poziom sensotwórczy (scen i sekwencji). Poprzez montażowe zestawienie ujęć pojawiają się tu już myśli i idee. Poziom niższy zawiera się w wyższym. Autor pojmuje przydatność filmu dla historii w następujących rejestrach: „1) Doskonalenia samowiedzy badacza na etapie prac przygotowawczych; 2) Wykorzystanie I i II poziomu strukturalnego filmu w trakcie prac badawczych; 3) Opracowań socjohistorycznych dotyczących filmów z danego okresu dla badania procesów zachodzących w danym społeczeństwie, szczególnie nad szeroko pojętą świadomością historyczną. W tym zakresie bardzo istotną rolę może odegrać analiza nie tylko filmów w pełni dokumentalnych, lecz również tzw. «semidokumentalnych», (np. Rok Franka W., real. Karabasz), czy filmów fabularnych niosących często większą ilość informacji o rzeczywistości, której dotyczą, niż niektóre filmy dokumentalne”.15

Andrzeja Feliksa Grabskiego propozycja wykorzystania filmu w funkcji źródła

Filmem jako źródłem historycznym zajął się również Andrzej Feliks Grabski. Autor monografii dwóch piastowskich Bolesławów jako warunek wartości źródłowej filmu podaje doszukanie się w nim prawdy. Stwierdza, że nie jest to łatwe zadanie i dlatego proponuje hierarchizację pojęcia prawdy. Mamy zatem prawdę indywidualnych faktów czyli paradokumentalną lub modelową, dalej prawdę esencjonalną czyli relacjonującą główne czynniki wpływające na daną wielkość lub zdającą sprawę z istotnych cech faktów, podsta15 Rulka Janusz, Film dokumentalny jako źródło do dziejów Polski Ludowej, [w:] Film jako źródło historyczne, pod red. Jana Pakulskiego, Toruń 1974; Materiały z XI Powszechnego Zjazdu Historyków Polskich w Toruniu, [w:] Witek Piotr, dz. cyt., s. 128. Dorota Skotarczak przypisuje ów podział Adamowi Sikorskiemu (Sikorski Adam, Uwagi o specyficznym charakterze filmowego źródła historycznego, [w:] Problemy nauk pomocniczych historii (Materiały na II konferencję poświęconą naukom pomocniczym historii), Katowice 1973, s. 79 [w:] Skotarczak Dorota, Film i historia w doświadczeniach polskich historyków [w:] Skotarczak Dorota [red.], Media audiowizualne w warsztacie historyka, Poznań 2008, s. 15


wowych dla wyodrębniania klasy faktów. Zatem prawda jest zhierarchizowana pod względem znaczeń. Film wg. Grabskiego jest zapisem rozumianej w kilku wariantach świadomości historycznej. Może być: „a) zapisem świadomości podmiotu indywidualnego lub zbiorowego, zewnętrznego do twórców obrazu, tj. zamierza przedstawić takie lub inne warianty świadomości historycznej osób czy zbiorowości ludzkich niebędących twórcami filmu”; „b) zapisem świadomości samych twórców”; „c) kontrintencjonalnym zapisem świadomości owego zewnętrznego podmiotu”; „d) kontrintencjonalnym zapisem świadomości owego podmiotu wewnętrznego (twórcy dzieła)”16. Interesuje zatem Grabskiego bardziej diagnoza stanu wiedzy o przeszłości przez pryzmat systemu wartości (świadomość społeczna) niż obiektywną rzeczywistością. Piotr Witek zwraca uwagę, że o badaniu świadomości historycznej pisał już choćby Rulka, jednak propozycja Grabskiego daje możliwość kulturoznawczego (rozumianego wg. poznańskiej orientacji, związanej z myślą Jerzego Kmity) podejścia do filmu17.

Inne propozycje wykorzystania filmu w funkcji źródła

W latach siedemdziesiątych XX wieku historycy wypowiadali się na temat filmów, których akcja toczy się w przeszłości. Niestety, mniej odległej niż XVI-XVIII w. W 1975 r.18 na łamach czasopisma „Kino” ukazały się teksty Andrzeja Garlickiego Film wobec świadomości historycznej oraz nowożytnika Janusza Tazbira Film – ostoja tradycyjnej historiografii. Autorzy zastanawiali się „jak i na ile film może być opowieścią o historii, zastępującą przeciętnemu odbiorcy podręcznik, 16 Grabski Andrzej Feliks, Film a świadomość historyczna. Metodologiczne uwagi historyczna. „Acta Filmologica. Studia i Materiały”, nr 1, 1982, s. 58 [w:] P. Witek, dz. cyt., s. 130 17 Witek Piotr, dz. cyt., s. 131 18 1975 był to rok bujny dla polskiego kina historycznego. Wystarczy wymienić niedawną premierę Potopu, Mazepy, Dziejów grzechu czy Kazimierza Wielkiego. Czasopismo „Kino” opublikowło wówczas również wywiad Ryszarda Koniczka z Bronisławem Geremkiem, Antonim Mączakiem i Januszem Tazbirem na temat: Rozumieć czy ilustrować historię. Konkluzja brzmiała: „polski film historyczny powinien pomagać w rozumieniu historii, a nie ograniczać się do jej ilustrowania” [w:] „Kino” 1975, nr 114, s. 10-15

książkę historyczną”19. Zauważyli również, że film historyczny może być także filmem o współczesności. Tadeusz Łepkowski w artykule z 1981 r. podniósł problem zależności filmowców od mecenasa i państwa, zwrócił też uwagę na marginalną rolę konsultantów historycznych. Skonkludował, że „polskie filmy historyczne na ogół wierne są historii w szczegółach dotyczących np. stroju czy uzbrojenia, gorzej gdy chodzi o sprawy bardziej zasadnicze”20. Adam Sikorski tłumaczy brak zainteresowania filmem wśród historyków wielością źródeł pisanych do historii XX wieku21. Autor tym samym zakłada, że minione stulecie to jedyne, do którego film może być źródłem historycznym. Ważny wkład w badanie związków kina i historii wniósł Francuz Marc Ferro. Był pierwszym historykiem zachodnim, dopuszczonym do archiwów radzieckich, odnowił badania nad rewolucją październikową. Współwydawał przegląd Annales i czasopismo „Historia Współczesna”. W badaniach nad kinem jako czynnikiem historii i źródłem historycznym brał udział przy powstaniu filmów historycznych. Reżyserował również dokumenty o nazizmie, rewolucji w Rosji i Leninie. W Polsce w 2011 r. wyszedł zbiór jego artykułów, zebranych we francuskim wydaniu z 1993 r. pt. Kino i historia w przekładzie Tomasza Falkowskiego22. Koncepcje Ferro istotnie można odczytywać jako pionierskie w stosunku do konkluzji polskich uczonych, zważając na daty publikacji artykułów. W książce trudno jednak znaleźć przykład filmu obrazującego czasy nowożytne. Badacz mocno podkreśla funkcję filmu jako źródła historycznego, nie zajmując się filmową wizją wcześniejszych niż XX wiek (z wyjątkami odnoszącymi się do XIX stulecia) epok. Podsumowuje, że: „obraz często mówi więcej o tym, kto go tworzy i rozpowszechnia, niż o tym, co sam przedstawia. Podobnie Aleksander Newski uczy nas raczej o Rosji stalinowskiej niż o średniowiecznej Rusi”23. 19 Skotarczak Dorota, Film i historia..., dz. cyt., s. 13 20 Łepkowski Tadeusz, Wokół prawdy, fałszów i przemilczeń, „Kino” 1981, nr 9, s. 17-19 [w:] Skotarczak Dorota, Film i historia..., dz. cyt., s. 14 21 Sikorski Adam, Uwagi o specyficznym charakterze filmowego źródła historycznego, [w:] Problemy nauk pomocniczych historii (Materiały na II konferencję poświęconą naukom pomocniczym historii), Katowice 1973, s. 79 [w:] Skotarczak Dorota, dz. cyt., s. 15 22 Ferro Marc, Kino i historia, przeł. T. Falkowski, Warszawa 2011 23 Ferro Marc, Kino i historia, przeł. T. Falkowski, Warszawa 2011, s. 12

49


Wzorcowym24 przykładem potraktowania filmu jako materiału badawczego do historii XX w. jest praca niemieckiego socjologa Sigfrieda Kracauera Od Caligariego do Hitlera. Z psychologii filmu niemieckiego25. Autor miał na celu pokazanie związku między kinem niemieckim, a rodzącym się nazizmem. Rozpatrzył pod tym kątem kilkaset filmów fabularnych z lat 1919–1933. W nauce polskiej można wymienić dwie prace cytowanej Doroty Skotarczak: Od Astaire’a do Travolty26 oraz Obraz społeczeństwa PRL w komedii filmowej27. W pierwszej autorka przedstawia amerykański musical filmowy w kontekście historycznym, pokazując jak odzwierciedla czas, w którym powstał. Drugie dzieło, badając komedie Polski Ludowej oraz materiały archiwalne, przedstawia życie społeczeństwa polskiego od zakończenia wojny po 1989 rok. Badaczka łączy zatem kino z historią w aspekcie socjologicznym. Warto również wspomnieć autorów i artykuły wchodzące w skład pierwszego w polskim filmoznawstwie tomu poświęconemu biografistyce filmowej, inspirującego nową dziedzinę badań28. Znajduje się tam m. in. tekst Marka Lisa o filmowych portretach Karola Wojtyły29, Joanny Preizner o wajdowskim obrazie Korczaka30 czy artykuł Piotra Skrzypczaka o Chaplinie Richarda Attenborough31. Dzieło obejmuje ponadto szkice: Michała Oleszczyka o filmowym Alfredzie C. 24 Hendrykowski Marek, Film jako źródło historyczne, Poznań 2000, s. 45 25 Kracauer Sigfried, Od Caligariego do Hitlera. Z psychologii filmu niemieckiego, Warszawa 1958, późniejsze wydania: Gdańsk 2009, Gdańsk 2012 26 Skotarczak Dorota, Od Astaire’a do Travolty, Poznań 1996 27 Skotarczak Dorota, Obraz społeczeństwa PRL w komedii filmowej, Poznań 2004 28 Szczepański Tadeusz, Kołos Sylwia [red.] Biografistyka filmowa. Ekranowe interpretacje losów i faktów, Toruń 2007 29 Lis Marek, Filmowe portrety Karola Wojtyły: rekonesans [w:] T. Szczepański, S. Kołos [red.] Biografistyka filmowa. Ekranowe interpretacje losów i faktów, Toruń 2007, s. 67-88 30 Preizner Joanna, Żydowski Święty – „Korczak” Andrzeja Wajdy [w:] Szczepański Tadeusz, Kołos Sylwia [red.], dz. cyt., s. 89-96 31 Skrzypczak Piotr, Zagrać aktora. O pewnym szczególnym wariancie roli aktorskiej w biogramie filmowym „Chaplin” Richarda Attenborough, [w:] Szczepański Tadeusz, Kołos Sylwia [red.] dz. cyt., s. 199-215

50

Kinseyu32, Sławomira Bobowskiego o Howardzie Hughes’ie33, Piotra Zwierzchowskiego o biografiach w filmie radzieckim doby stalinowskiej34 czy Sylwii Kołos o portretach Brytyjczyków w kinie najnowszym35. Większość tekstów zawartych w omawianej publikacji dotyczy filmów opowiadających o postaciach z XX wieku, kilka dotyczy XIX w. (z czego raczej końca stulecia), jeden tylko przełomu XVIII i XIX w. i jeden poświęcony jest biblijnej Salome. Wynika stąd, że film może być źródłem nie tylko do badania świadomości historycznej czasu, w którym powstał, a fabuła niesie często informację w bardziej atrakcyjnej postaci niż dokument, co czyni ten rodzaj istotnym środkiem dydaktycznym. Należy wreszcie powiedzieć o książce filmoznawcy Marka Hendrykowskiego Film jako źródło historyczne36. Hendrykowski to twórca poznańskiego filmoznawstwa, historyk kina, także odkrywca pierwszego polskiego filmu fabularnego Pruska kultura z 1908 r. Film jako źródło historyczne skrótowo porządkuje dorobek naukowy dotyczący związków kina i historii. Zarówno zatem historycy, jak filmoznawcy eksplorują miejsca styczności ich dyscyplin, są to jednak na razie badania nieśmiałe. Zacytuję ponownie Marca Ferro, który wspomina odbiór w środowisku naukowym idei badań filmów jako dokumentów w latach sześćdziesiątych i do refleksji pozostawię pytanie: „czy tak wiele się zmieniło?”. Badacz pisze: „W tamtym czasie historia była przede wszystkim kwantytatywna. «Pracuj nad tym, nikomu nic nie mówiąc» – radził mi Fernand Braudel. «Obroń najpierw doktorat» – dodawał w dobrej wierze Pierre Renouvin. Dzisiaj film ma pełnoprawne miejsce zarówno w archiwach, jak i w obszarze badań.37” 32 Oleszczyk Michał, Biografia i perswazja. „Kinsey” Billa Condona [w:] T. Szczepański, S. Kołos [red.], dz. cyt., s. 190-198 33 Bobowski Sławomir, Być geniuszem – być człowiekiem. Filmowy portret Howarda Hughesa w „Aviatorze” Martina Scorsese [w:] T. Szczepański, S. Kołos [red.], dz. cyt., s. 180-189 34 Zwierzchowski Piotr, Legitymizacyjna funkcja filmu biograficznego w kulturze stalinowskiej [w:] Szczepański Tadeusz, Kołos Sylwia [red.], dz. cyt., s. 49-66 35 Kołos Sylwia, Między Bloomsbury a Oxfordem. „Portrety podwójne” Brytyjczyków w kinie najnowszym [w:] Szczepański Tadeusz, Kołos Sylwia [red.], dz. cyt., s. 39-48 36 Hendrykowski Marek, Film jako źródło historyczne, Poznań 2000 37 Ferro Marc, dz. cyt., s. 9


Filmowe wizualizacjie czasów nowożytnych. Propozycje opracowań. Wybór

Od XX wieku przechodząc w czasy dalsze historycznie, a bliższe tematyce, tj. filmowej wizji czasów nowożytnych, powołam się na pozycję o dekadę starszą od wyżej cytowanych. W 1993 r. ukazała się praca zbiorowa Film w szkolnej edukacji humanistycznej38. I część zapowiada, że edukacja filmowa odnosi się przede wszystkim, jeśli nie wyłącznie do kultury literackiej i zdaje się sugerować, że miejscem projekcji mogą być tylko lekcje języka polskiego. Część II zawiera (filmowe) konspekty lekcji w szkole podstawowej, połączone z nauczaniem podstaw wiedzy o filmie. Wreszcie najbardziej obszerna, część ostatnia, stworzona z konspektów lekcji w szkole średniej (a więc odpowiednio dzisiejszej ostatniej klasy gimnazjalnej i szkoły ponadgimnazjalnej), zawiera najbliższy mojej pracy temat, mianowicie rozdział Filmowe wizje epok historycznych i kulturowych. Spośród nierównoważnie dobranych (pod względem filmów i epok) dziesięciu konspektów aż cztery bazują na dwóch filmach (abstrahując, że arcydzieł) – do średniowiecza dwukrotnie odnosi Siódma pieczęć I. Bergmana (1957), a do XVIII w. Misja R. Joffe (1986). XVIII w. nota bene ilustrują w wyborze autorek ponadto Amadeusz M. Formana (1984) i Danton A. Wajdy (1982). Listy dopełniają konspekty eksplorujące filmy o czasach od końca XIX w. do początku/połowy XX w.: Ziemia obiecana (reż. A. Wajda, 1975), Lampart (reż. L. Visconti, 1962), Greystoke. Legenda Tarzana, władcy małp (reż. H. Hudson, 1984) i Kronika wypadków miłosnych (reż. A. Wajda i T. Konwicki, 1986). Autorki nie postulują jednak ani jednego z wyżej wspomnianych konspektów zrealizować na lekcji historii, a języka polskiego, stąd historia, choć często nie traktowana marginalnie, pełni w takich lekcjach jedynie funkcję tła. Jako sygnalizujący wiele wątków rozpatrywania filmów historycznych i kostiumowych, których akcja toczy się w okresie nowożytnym (głównie XVIII w.), interesujący jest artykuł Piotra Napierały39, zamieszczony na jego blogu: Źródło hi38 Nurczyńska-Fidelska Ewelina, Parniewska B., PopielPopiołek E, Ulińska H. [red.], Film w szkolnej edukacji humanistycznej, Warszawa-Łódź 1993 39 Doktor nauk humanistycznych w zakresie historii,

storyczne a film fabularny. Propaganda, prawda historyczna i prawda esencjonalna40. Tekst nawiązuje tytułem do hierarchii pojęcia prawdy zaproponowanej przez Andrzeja Feliksa Grabskiego. Napierała ma na celu wydobycie prawdy esencjonalnej, czyli niejako wyższej, kryjącej więcej znaczeń. Badanie jej można by prawdopodobnie sprowadzić do wspólnego mianownika z trzecim, sensotwórczym poziomem interpretacji filmu Janusza Rulki. Sugerując się tytułem, wydawać by się mogło, że autor traktuje filmowe wizje dziejów sprzed narodzin kina jako źródła historyczne. Tymczasem wyraźnie oddziela oba podejścia. Pisze: że „Jedynym medium, jakie umożliwia nam doświadczenie całościowego obrazu dawnych czasów jest film, traktowany oczywiście nie jako źródło, lecz raczej forma opracowania; nawet film dokumentalny. To doświadczenie zawsze jest mniej lub bardziej niedoskonałe. W przypadku filmu opowiadającego historię współczesną reżyserowi głównym problemem jest światopogląd reżysera i ideologia filmu, jeśli zaś mamy do czynienia z filmem prezentującym wizję wydarzeń sprzed czasów reżysera, lub nawet sprzed ery kina, dochodzą jeszcze problemy związane z wiedzą historyczną o tych czasach, stopniem; naukowego poznania epoki i zainteresowania reżysera wybranym tematem, a także konwencją w jakiej film był kręcony”41. Napierała przytacza kilkadziesiąt filmów, w większości dotyczących nowożytnych dziejów anglosaskich, zwraca również pewną uwagę na rodzimą historię. Zauważa mianowicie np., że adaptacje Hrabiny Cosel Kraszewskiego utrwaliły w świadomości widzów negatywny (a więc fałszyXVIII-wiecznik, specjalizuje się w historii dyplomacji brytyjskiej i francuskiej. Autor publikacji m. in: Sir Robert Walpole (1676-1745) – twórca brytyjskiej potęgi, Poznań 2008; Hesja-Darmstadt w XVIII stuleciu. Wielcy władcy małego państwa, Poznań 2009; Światowa metropolia. Z życia codziennego w osiemnastowiecznym Londynie, Gdynia 2010; „Kraj wolności” i „kraj niewoli” - brytyjska i francuska wizja wolności w XVII i XVIII wieku, Kraków 2011; Simon van Slingelandt (1664-1736) – ostatnia szansa Holandii, Kraków 2012; Paryż i Wersal czasów Voltaire’a i Casanovy, Kraków 2012 40 Napierała Piotr, Źródło historyczne a film fabularny. Propaganda, prawda historyczna i prawda esencjonalna, 25 II 2010 [online:] http://piotrnapierala.blogspot. com/2010/02/zrodo-historyczne-film-fabularny.html 41 tamże

51


52

Magdalena Zawadzka, Jerzy Hoffman, Tadeusz Łomnicki i Bogusz Bilewski na planie Pana Wołodyjowskiego


Jerzy Troszczynski/Fototeka FN/www.akademiapolskiegofilmu.pl

wy) obraz panowania saskiego w Rzeczypospolitej. Z kolei sam Kraszewski pozostawał pod wpływem historiografii pruskiej, negującej wszelkie pozytywy władzy saskiej. Jeśli czasy powstania Hrabiny Cosel powiązać z rozbiorami, klarowne stanie się przedstawienie (literackie i potem filmowe) głównych bohaterów odpowiednio w czarnym i białym świetle. W tomie Sacrum w kinie. Dekadę później, znajduje się artykuł Piotra Kurpiewskiego Film historyczny w Polsce Ludowej a sfera sacrum. Casus Kopernika Ewy i Czesława Petelskich. Publikacja ukazała się jako efekt konferencji kulturoznawców i filmoznawców, jaka odbyła się w 2013 r. Równolegle niemal, choć niezależnie, odbyła się konferencja historyków, kolejna z serii Staropolski Ogląd Świata. W tomie pokonferencyjnym również znajduje się tekst poświęcony filmowi jako obrazującemu czasy nowożytne. Chodzi o Rękopis znaleziony w Saragossie Wojciecha Jerzego Hasa czyli adaptację prozy Potockiego z końca XVIII w., obrazującą realia hiszpańskie42. W 2010 r. „Historii w filmie” poświęcono 69 numer „Kwartalnika Filmowego”. Ogłoszono tam drukiem dwa ważne teksty, podnoszące kwestie ekranowego obrazu historii nowożytnej. Bartosz Kazana napisał o filmowych wizerunkach Marii Stuart, a Roman Włodek o filmowym portrecie Tadeusza Kościuszki. Przyjrzę się z kolei niepublikowanym pracom dyplomowym dotyczącym omawianego zagadnienia. Sprawa jest tym bardziej ciekawa, że wielu studentów przed wyborem i podjęciem tematu, nie sprawdza katalogów innych, obronionych prac dyplomowych w poszukiwaniu inspiracji, a także w celu weryfikacji czy nie zamierza napisać tekstu nieoryginalnego. Otóż znalazłem na przykład trzy prace, analizujące fabularny film biograficzny o wczesno barokowym malarzu Caravaggiu. Pierwszą napisała Monika Piętas pod kierunkiem 42 Bugajewski Maciej, Forycki Maciej, Nieracjonalne i niepojmowalne w Rękopisach... Jana Potockiego i Wojciecha Jerzego Hasa [w:] Rok Bogdan, Wolański Filip [red.] Kultura staropolska - poszukiwanie sacrum odnajdywanie profanum, seria: Staropolski Ogląd Świata, Toruń 2013, s. 546-557. Na marginesie pozostawiam, że autorzy nie skorzystali z artykułu Janusza Tazbira o Rękopisie... zawartego w 5 tomie „Prac wybranych” (Tazbir Janusz, Szkice o literaturze, Kraków 2002) ani z monografii filmu Hasa (Grodź Iwona, Rękopis znaleziony w Saragossie, Poznań 2005)

Juliusza Chrościckiego w 2008 r.43, druga – licencjat Dominiki Mrowińskiej – powstała już rok później44. Promotorem pracy był Piotr Skrzypczak, autor cennej tu kontekstowo książki Filmowe panoramy społeczeństwa polskiego XIX wieku45. Trzecia praca powstała w Łodzi 4 lata od dyplomu Piętas i trzy od Mrowińskiej46. Autorka porównuje w niej odniesienia malarskie w filmie o Caravaggiu z dziełem Dziewczyna z perłą. Zresztą obie poprzednie prace również nie skupiają się tylko na filmie Jarmana, a jedynie porównują go z innymi obrazami filmowymi. Znamienne, czy i ile miejsca każda z wyżej wymienionych autorek poświęciła filmowi dokumentalnemu o Caravaggiu (odcinek filmowego cyklu Potęga sztuki). Dobrze, że powstają naukowe opracowania dotyczące najnowszych dzieł sztuki filmowej, szkoda że tylko tych najszerzej znanych przeciętnemu widzowi i źle, że energia którą można by spożytkować na bardziej wielokierunkowe badania, rozprasza się na eksploracji jednego szeroko pojętego aspektu malarskości filmowej biografii Caravaggia. Z prac dyplomowych bliższych tematowi polskiemy, na szczególną uwagę zasługuje tekst Marty Onisk Wizja renesansu w polskiej scenografii i kostiumach filmowych w dwudziestoleciu międzywojennym, praca magisterska pod kierunkiem Anny Sieradzkiej. Profesor Sieradzka napisała książkę o strojach, na której bazuje również Onisk, analizując kostiumy użyte w filmach Barbara Radziwiłłówna (reż. Józef Lejtes) i Pan Twardowski (reż. Henryk Szaro, 1936). Jedną z tez pracy jest spostrzeżenie o płynnym przejściu sztuk wizu43 Piętas Monika, Filmowe biografie artysty - na podstawie Andrieja Rublowa Andrieja Tarkowskiego i Caravaggia Dereka Jarmana, praca magisterska na kierunku historia sztuki UW, pod kierunkiem: prof. dr hab. Juliusz Chrościcki, 2008 44 Mrowińska Dominika, Biografia filmowa artysty. Kreacja i utrwalenie wizerunku malarza w filmie fabularnym, na przykładzie: „Caravaggia”, „Fridy” i Basquiata”, praca licencjacka na kierunku kulturoznawstwo UMK, pod kierrunkiem Piotra Skrzypczaka, 2009 45 Skrzypczak Piotr, Filmowe panoramy społeczeństwa polskiego XIX wieku, Toruń 2004 46 Czwerenko Karolina, Odniesienia malarskie w filmie na podstawie dwóch wybranych filmów - ‚’Caravaggio’’ Dereka Jarmana i ‚’Dziewczyny z perłą’’ Petera Vebera , praca mgr pod kier. Stefana Czyżewskiego, Łódź 2012. Na temat drugiego filmu zob. Bajda Justyna, Dziewczyna z perłą. Malarstwo Johannesa Vermeera w powieści Tracy Chevalier i filmie Petera Webbera [w:] „Studia Filmoznawcze” 27, Wrocław 2006, s. 31-42

53


alnych od XIX w. malarstwa historycznego do kina przedwojennego. Analizowane filmy czerpią bowiem z wcześniejszych wyobrażeń o epoce i w konsekwencji można mówić o „renesansie renesansu”, tak w przypadku XIX w. (malarstwo, literatura), jak XX w. (kino). Sam opublikowałem artykuł poświęcony filmowemu portretowi Marii Kazimiery i jej ojcu, markizie d’Arquien. Tekst znajduje się w zbiorze Ojcostwo – powołanie czy zadanie?, wydanym pod redakcją Jana Zimnego przez Katolicki Uniwersytet Lubelski w Stalowej Woli47. Wskazuję tam na porównanie pierwowzoru literackiego do adaptacji filmowej w kwestii przedstawienia bohatera – postaci historycznej. Ważne jest rozróżnienie czy film powstał na bazie literatury pięknej (jak w przypadku Ojca królowej, adaptacji Boya-Żeleńskiego), czy historiografii (i jest wówczas rekonstrukcją historyczną, co zdarza się rzadziej i przeważnie z mniejszym powodzeniem). W pierwsyzm przypadku istotnym elementem analizy jest przyjrzenie się wartościom artystycznym jako nadrzędnym wobec wizualizacji historii (przesadne gesty, hiperbole, słowem zabiegi mające na celu zwiększenei atrakcyjności, sensacji). Sprawą oczywistą jest analiza czy film jest wierną adaptacją, swobodną czy wręcz twórczym przetworzeniem, „twórczą zdradą”48. Wspomnę jeszcze o swoim przyczynkarskim artykule o filmowym wyobrażeniu potopu szwedzkiego49, zawartym w „Kwartalniku Sarmackim”. Wymieniam tam kilka filmowych przedstawień XVII w. dziejów polsko-szwedzkich, przypatrując się im pod kątem czasu powstania. Mamy więc niedokończony wskutek carskiej interwencji Potop niemy, następnie swobodną adaptację Sienkiewicza Przeor Kordecki – obrońca Częstochowy (1935), potem nominowany do Oscara Potop (1974) z czasów socjalistycznych i adaptację Przyborowskiego Szwedzi w Warszawie (1991) powstałą w czasie transformacji ustrojowej. O tym ostatnim wspomina zresztą nawet Janusz Tazbir50, 47 Szymala Jacek, Filmowy portret ojca królowej Marii Kazimiery d‘Arquien Sobieskiej [w:] Zimny Jan [red.] Ojcostwo – powołanie czy zadanie, Stalowa Wola 2013, s. 435-444 48 Helman Alicja, Twórcza zdrada. Filmowe adaptacje literatury, Poznań 1998 49 Szymala Jacek, Filmowy obraz potopu szwedzkiego (1655-1660), „Kwartalnik Sarmacki“ nr 1 (3) 2013, s. 10-14 50 Tazbir Janusz, Walter Scott a Walery Przyborowski [w:]

54

czego wcześniej nie uwzględniłem. Skupiając się na filmach fabularnych nie opisałem również zarejestrowania przez operatorów Polskiej Kroniki Filmowej inscenizacji Potopu na Górze Św. Anny51, co może stanowić materiał na odrębne opracowanie. Narrator sarkastycznie nazywa wydarzenie „koszmarną chałą narodową”, „prawdziwym cyrkiem narodowym” i porównuje zebranie ćwierci miliona ludzi do widowni niewiele wcześniej otwartego stadionu Łużniki w Moskwie. Pisząc historię wizualną trzeba ponadto przyjrzeć się roli konsultanta historycznego. W cytowanym artykule o filmowym potopie szwedzkim przytaczam przełomową, moim zdaniem, rozmowę filmowca (Jerzy Hoffman) z historykiem (Adam Kersten). Można w związku z powyższym mówić o ewolucji traktowania historyków przez reżyserów od połowy lat siedemdziesiątych XX w. (w przypadki kina polskiego). Choć bywa i tak, że nazwisko słynnego historyka pojawia się w napisach filmu tylko w celach marketingowych, nie znajdując odzwierciedlenia w większej adekwatności filmu wobec realiów epoki, którą przedstawia. Z kolei w zgłoszonym do druku tekście Elementy cywilizacji zachodniej i wschodniej w serialowej biografii królowej Bony, postuluję wzbogacić analizę filmu jako źródła w zagadnienie śmierci. Należałoby zwrócić uwagę na stosunek do śmierci w czasach staropolskich i porównać do tego, jak problematykę eschatologiczną zobrazowano na ekranie.

Podsumowanie. Postulaty

Podsumowując, historia nowożytna w kinie jest polem otwartym na naukowe analizy. Badacz zajmujący się wizualizacją renesansu czy baroku w filmie jest zmuszony przyjrzeć się zarówno epoce, jak historii najnowszej, medium bowiem którym się zajmuje jako źródłem pośrednim ma niewiele ponad sto lat. Proponuję, częściowo według wskazówek Ryszarda Wagnera52, najpierw Kadulska Irena, Grześkowiak Radosław [red.] Od liryki do retoryki: w kręgu słowa, literatury i kultury, Gdańsk 2004, s. 283-290 51 Inscenizacja odbyła się w 1957 r., półtora minutowy film jest dostępny w Internecie 52 Wagner Ryszard, Film fabularny jako źródło historyczne, Warszawa 1974. Wagnera cytuje również autorka pracy licencjackiej o filmowym portrecie Iwana Groźnego (Szeląg Ewa Marianna, Prawda historyczna wzerunku Iwana IV Groźnego w kinematografii rosyjskiej na


zdiagnozować czas powstania filmu i wpływ kontekstu (ideologii, obowiązującej historiografii, presji społecznej) na dzieło. Dalej trzeba przyjrzeć się poszczególnym dziedzinom kinematografii jako źródłom. Zwrócić zatem uwagę na scenografię. Jednym z jej elementów jest krajobraz – tu należy rozpatrzeć czy film kręcono w plenerze czy studio, dalej – czy plenery są autentyczne, uległy zmianie, czy zastąpiono je innymi (jak w Rękopisie znalezionym w Saragossie Jura Krakowsko-Częstochowska „udaje” góry Sierra czy w Młyn i krzyż Jura „gra” Flandrię). Dalej badacz ma przed sobą urbanistykę i architekturę, stanowiące tło większości filmów. Podobnie trzeba zbadać czy twórcy filmu w kwestii wyglądu miast bazowali na źródłach czy tylko opracowaniach (zachowana dokumentacja wyglądu danego obiektu mogła pochodzić z czasów późniejszych niż pokazane na ekranie). Ważne są także mała architektura, wnętrza, rekwizyty i stroje. Mam na myśli nie tylko rozstrzygnięcie czy meble pochodzą z epoki, istotne jest też ich rozstawienie. Podobnie ze strojami, w ich skład bowiem wchodzą również fryzury i makijaż, często w filmach nie stylizowane na XVI czy XVII w., tylko współczesne. Widać to np. w makijażu Jadwigi Smosarskiej w roli Barbary Radziwiłłówny – jest typowy dla lat 30 XX wieku. Kolejną sprawą są gesty i emocje, jakich używają bohaterowie filmu, rzadko podobne do tych, jakimi posługiwali się ludzie czasów staropolskich. Zwracałem wyżej uwagę na filmowy obraz śmierci; także stosunek do zjawisk przyrody może być przedmiotem analizy. Inaczej postrzegano też chorobę czy klęski żywiołowe w XVII i XVIII wieku, jeszcze inaczej współcześnie (w czasie powstania filmu). Osobne miejsce zajmuje muzyka w filmie. Tu wypada odpowiedzieć na pytanie czy jest to muzyka z epoki w wykonaniu współczesnym czy na instrumentach oryginalnych XVI-XVIII w., czy też w „klimat” epoki wprowadza widza kompozycja współczesna. Zdarzają się również połączenia w jednym filmie kilku metod, co nie dotyczy tylko muzyki, ale i wcześniej wymienionych aspektów. Niezależnie można także przyjrzeć się roli nowożytnika jako konsultanta historycznego53. Wstępnie podziepodstawie filmów „Iwan Groźny” Siergieja Eisensteina” i „Car” Pawła Lungina, praca licencjacka pod kierunkiem dr Eleny Janczuk, praca niepublikowana, Warszawa 2011 53 O roli historyka XX w. jako konsultanta zob. Strauchold

liłbym ją na trzy etapy . Pierwszy – bierny – to pisanie przez historyka historii tradycyjnej, na której może oprzeć się twórca filmu (scenarzysta, reżyser, historyk konsultujący film – tu jest jego aktywna rola i tym samym drugi etap). Trzeci i ostatni to również część mniej twórcza od konsultacji właściwej, dosłownej, podczas kręcenia filmu, będzie to popremierowa recepcja filmu, a także literatura historyczna powstała po produkcji. Powyższe rozważania wpisują się w metodę badań zwaną historiofotią. To określenie analogiczne do historiografii, z różnicą że zajmujące się źródłem audiowizualnym, nie tradycyjnym pisanym. Zapoczątkował je bodaj Hayden White, cytowany dalej przez Iwonę Kurz. Mam nadzieję, że mój tekst, w zamyśle artykuł wstępny do stałego działu w czasopiśmie „Kwartalnik Sarmacki”, stanie się zaproszeniem do interdyscyplinarnego dialogu naukowego i popularnonaukowego. Chętnie widziałbym w Naszym Piśmie dalsze, wyspecjalizowane teksty na temat historii nowożytnej w kinie. Proponuję kilka bloków, dziedzin dla których to forum będzie adresowane. Mile widziane będą więc teksty omawiające dany film (może napisze ktoś o Kapitanie a’la Triste czy którejś z adaptacji Trzech muszkieterów, nie mówiąc o polskich serialach spod znaku płaszcza i szpady, jak Rycerze i rabusie, Ostrze na ostrze czy Crimen) pod kątem jednej lub kilku wyżej zasygnalizowanych perspektyw (scenografia, stroje, porównanie filmu z pierwowzorem literackim itd.). Innym kierunkiem może być szukanie „filmowości” w dziełach literackich (malarskich i innych) czy wydarzeniach historycznych, które nie zostały jeszcze przeniesione na ekran; coś w rodzaju scenopisów. Kolejnym pożądanym rodzajem są recenzje filmów i książek historycznych i filmoznawczych, zatem z założenia teksty subiektywne, prezentujące autorskie sądy opisywanego tekstu kultury (w tym również „tekstu” audiowizualnego).

Grzegorz, Historyk w roli konsultanta filmowego. Doświadczenia zebrane podczas przygotowywania serialu dokumentalnego [w:] Szczurowski Maciej [red.] Dokument filmowy i telewizyjny, Toruń 2004, s. 113-119; także Rosenstone Robert A., Historia w obrazach/historia w słowach: rozważania nad możliwością przedstawienia historii na taśmie filmowej [w:] Kurz Iwona, dz. cyt. s. 93-116

55


miejsce

Raj Bachczysaraj „Jeszcze wielka, już pusta Girajów dziedzina! Zmiatane czołem baszów ganki i przedsienia, Sofy, trony potęgi, miłości schronienia, Przeskakuje szarańcza, obwija gadzina.” A. Mickiewicz, Bakczysaraj Dominika Fesser

56

Krym to kraina niezwykła. Kojarzona zwykle z miejscem wypoczynku radzieckich oficjeli, jeszcze do niedawna była celem wycieczek polskich studentów z ograniczonym budżetem, wabionych perspektywą murowanej pogody, ciepłego morza i mocnych krymskich win. Półwysep ten to jednak nie tylko świetna zabawa przy dźwiękach ruskiego disco, ale również nieprzeciętne zabytki, będące świadectwem zagmatwanych losów wielokulturowego Krymu. Tylko tu można, idąc ulicą zamieszkaną przez karaimów, usłyszeć nawoływanie muezina, by za chwilę dostrzec wyłaniającą się z oddali


kopułę cerkwi. Rosjanie, Ukraińcy i Tatarzy stanowią tu niezwykle barwną mieszankę.

Niepozorne miasteczko

Na drodze między stolicą Krymu, Symferopolem, a Sewastopolem znajduje się małe, niepozorne miasteczko (przynajmniej takie odnosimy wrażenie). Wąskie uliczki, niskie, ruderowate domy i rozklekotane łady. Aż trudno uwierzyć, że to ten słynny Bachczysaraj, stolica potężnego chanatu krymskiego. Na miejsce przyjeżdżamy wcześnie rano, potwornie niewyspani, do zobaczenia mamy bowiem jeszcze dzisiaj leżące nieopodal skalne miasto Czufut-Kale i Monastyr Uspieński. Na domiar złego nad miastem zawisły ołowiane chmury i zaczyna padać deszcz. A przecież lipcowa pogoda na Krymie miała być taka murowana.

Trochę historii

Pałac chanów krymskich w Bachczysaraju powstał w pierwszej połowie XVI wieku na rozkaz chana Sahiba I Gireja. Swój ówczesny kształt zawdzięczał projektom perskich, osmańskich oraz włoskich architektów. Pierwszym wybudowanym obiektem kompleksu był najprawdopodobniej Wielki Meczet Chan-Dżami, do dziś będący najważniejszą świątynią Tatarów krymskich, w której od początku lat dziewięćdziesiątych ponownie mogą odbywać się uroczystości religijne. Obecnie pałac zajmuje zaledwie 25 proc. powierzchni, jaką zajmował u szczytów swej świetności. Po śmierci Saiba I Gireja był bowiem wielokrotnie przebudowywany, niemal każdy późniejszy chan miał swój udział w rozwoju kompleksu. Niestety w 1736 roku duża część siedziby chanów została strawiona przez pożar, obecny kształt pałacu zawdzięczamy natomiast chanowi Selametowi II Girejowi, który podjął się jego odbudowy. Dzięki niemu do dziś zachowały się dwa meczety, dom muftia, cmentarz chanów, pokoje codzienne chanów, pokoje gości i służby, harem, łaźnie oraz sześć wewnętrznych dziedzińców. Ostatni chan, Şahin Giray, opuścił pałac w 1783, kiedy to Rosja zaanektowała chanat i uczyniła

57


z niego prowincję Nowa Rosja. Pierwsze pałacowe muzeum powstało w 1908 roku, natomiast w roku 1991, w nowo powstałej Ukrainie utworzony został bachczysarajski państwowy historyczno-kulturalny zespół muzealny. W jego skład wchodzą m.in. Muzeum Historii i Kultury Tatarów Krymskich (właściwy pałac), Muzeum Malarstwa oraz Muzeum Etnograficzne. Pałac Chanów w Bachczysaraju jest jednym z trzech zachowanych tego typu kompleksów w Europie – pozostałe znajdują się w Stambule oraz w Granadzie.

Jak w raju

Na początku pałac sprawia wrażenie snu pijanego architekta. Mnóstwo minaretów, bram, budynków, budyneczków, schodów i czegoś dziwnego ze ścianami układającymi się ośmioboczną bryłę. Jednak to tylko pozory – jak się okazuje brak tu chaosu, wszystkie elementy kompleksu mają swoje należne miejsce. Największe wrażenie robi na nas harem, kratownice w oknach sprawiają, że we wnętrzu panuje półmrok i przyjemny chłód. Wszędzie oglądamy charakterystyczne dla wschodniej sztuki motywy roślinne, arabeski, rozety, wzory koronkowe... aż trudno uwierzyć, że jesteśmy jeszcze na Ukrainie. Na Dziedzińcu Fontann dostrzegamy słynną Fontannę Łez budowaną w latach 1734-1764 przez Omera. To chyba najsłynniejsze miejsce w pałacu, związane z legendą o tragicznej miłości księżniczki Diljary do chana, zyskało rozgłos dzięki poemacie Aleksandra Puszkina, który odwiedził Bakczysaraj w 1820 roku. Wedle kolejnej legendy to on ułożył na szczycie fontanny dwie róże – białą i czerwoną. Pałac w Bachczysaraju nie miał pełnić funkcji obronnej, miał być rajem na ziemi, dlatego podczas budowy kładziono szczególny nacisk, by prócz budynków pełen był dziedzińców, sadów oraz ogromnych ogrodów. Wszak „bagca” to po tatarsku sad, a „saray” to pałac. Przekonujemy się o tym, gdy wychodzimy na zewnątrz. Przez gęste, z pozoru nieustępliwe chmury zaczyna przebijać słońce i nagle całość kompleksu jawi nam

58


się w zupełnie innym świetle. Rozległa przestrzeń, białe mury i kunsztowne zdobienia. Udajemy się do przypałacowych ogrodów. Uderza nas soczysta zieleń trawników i egzotycznych roślin. Spacerujemy wąskimi, kamiennymi alejkami, mijając kolejne fontanny kuszące orzeźwiającą wodą. Czujemy się jak księżniczki, albo przynajmniej posłowie przybywający na Krym z Rzeczypospolitej. Jeżeli teraz wyobrażam sobie raj, to wyobrażam sobie go właśnie tak.

Cmentarz

Na terenie kompleksu pałacowego znajduje się Cmentarz Chanów, a także dwa ośmioboczne mauzolea. W pierwszym pochowany jest Dewlet I Girej wraz z sześcioma członkami swojej rodziny, natomiast w drugim Islam III Girej ze swoimi dziewięcioma bliskimi. Nieopodal mauzoleum Islama III Gireja, w grobie zachowanym w kamiennej rotundzie, spoczywa Meñli II Girej. Pałacowy cmentarz jest miejscem pochówku dziewięciu chanów oraz około czterdziestu pięciu członków rodu Girejów, a także przedstawicieli nadwornej arystokracji. Nagrobki wykonane zwykle z białego marmuru ozdobione są rzeźbami będącymi świadectwem wpływów tureckich, perskich oraz kaukaskich. Cyprysy symbolizujące smutek skontrastowane tu są z winoroślą i rozetami będącymi odniesieniem do życia wiecznego. Znaki nagrobne charakterystyczne dla tatarskiej sztuki funeralnej, które możemy tu dostrzec, to turban bądź symbol militarny w przypadku mężczyzn oraz płaska czapeczka lub kłębek zarezerwowane dla kobiet. Na białych nagrobkach do dzisiaj można odczytać epitafia ułożone przez nadwornych poetów chanów.

Tatarskie przysmaki

Wizyta w Bachczysaraju nie może obejść się bez odwiedzin w tatarskiej restauracji. Przed wejściem wita nas tabliczka informująca o zakazie podawania i spożywania alkoholu na jej terenie. Miejsce to nawet trudno nazwać restauracją, między bujną roślinnością wiją się alejki prowadzące do kilkuosobo-

59


wych altanek. Wzorzysty dywan, niski stół i burgundowe poduszki naokoło. Umiejscawiamy się wygodnie i po chwili staje przed nami uśmiechnięty pan, by wręczyć nam menu... po polsku. Po wspinaczce na Czufut-Kale jesteśmy tak głodni, że zjedlibyśmy chyba te świnie (z racicami włącznie), które widzieliśmy po drodze. Decydujemy się jednak nieśmiało na kawę po turecku i czeburieki z serem. Tych tradycyjnych tatarskich rarytasów skosztować można prawie w każdym zakątku Krymu. Faszerowane zwykle w charakterystyczny sposób przyrządzoną baraniną, przypominają wyrośnięte pierogi, tyle, że z specyficznymi pęcherzykami powietrza na jasnobrązowej skorupce (smażone są na głębokim tłuszczu). Aromatyczna kawa smakuje wyśmienicie, jakoś inaczej, lepiej niż w Polsce. Może dlatego, że otacza mnie architektura jak z Baśni tysiąca i jednej nocy, a może dlatego, że na naszych oczach kelner przelewa ją do malutkich filiżanek, ze specjalnego, miedzianego tygielka.

Na zakończenie

Dla Polaków Tatarzy są szczególnym narodem – liczne kontakty dyplomatyczne i „nie-dyplomatyczne” pomiędzy chanatem i Rzeczypospolitą, jak również utrwalenie ich przez Sienkiewicza w Trylogii sprawiają, że mamy do nich szczególny sentyment, być może dlatego, że wzmianka o nich przypomina nam czasy świetności naszego kraju. Dziś w kulturze Tatarów bardzo ważne jest przywiązanie do tradycji, szacunek dla przeszłości narodu oraz dbałość o dobre stosunki w wspólnocie. Bogactwem Tatarów jest ich kultura oraz silne poczucie własnej wartości, może dlatego większość z nich uważa, że powinni ją chronić, nawet jeżeli ceną miałoby być ograniczenie kontaktów z innymi grupami etnicznymi. Wizyta Polaka w Bachczysaraju jest jak odwiedziny u starych, dobrych znajomych. Pomimo odległości jaką trzeba pokonać, czujemy się w tu po prostu swojsko, fascynacja orientalizmem oraz zamiłowanie do wschodniej sztuki w dalszym ciągu żywe wśród Polaków, manifestują się tu bowiem w najwyższym stopniu.

60


WIELKOPOLSKIEj DOŁĄCZ DO NAS! Szczegóły: woland88@gmail.com

61


koniec koncow Czas honoru jak Trylogia! Łukasz Górka Halbe milczał. Nie patrzył Rainerowi w oczy. Za bardzo go w tej chwili znienawidził i bał się, że będzie to widać. – No tak – ocenił, siląc się na obojętny ton. – Szkoda tylko, że nie ma żadnej gwarancji, że będą tu przychodzić członkowie podziemia. Cała ta inwestycja może pójść na marne. – Nie sądzę. Wkrótce to będzie jeden z najmodniejszych lokali w Warszawie. – Skąd ta pewność? – Z dwóch powodów. Po pierwsze, nazwa. Nasza kawiarnia nazywa się Zerwikaptur. – I co z tego? – Nie rozumiesz Polaków, Martin. To jest słowo z pewnego ich narodowego eposu, oficjalnie zakazanego. To nazwa miecza do ścinania niemieckich głów. (Przed Burzą, s. 135-6) Myślę, że czytelnicy Magazynu Sarmackiego doskonale zdają sobie sprawę jak ogromną rolę w świadomości społecznej odegrała na początku trzeciej dekady istnienia PRL ekranizacja Trylogii Sienkiewicza. Dziś, po czterech kolejnych dekadach, jakie upłynęły od tamtego momentu, porównywalne tryumfy wśród młodzieży święci telewizyjny serial Czas honoru, czyli epicka historia opowiadająca o losach czterech młodych ludzi, których losy skrzyżowały się w elitarnej jednostce Cichociemnych. Pod koniec ubiegłego roku pod hasłem Czas honoru jak Potop odbyła się debata opowiadająca o dylematach współczesnego filmu historycznego. Rozważano tam, jak historia przedstawiana w filmie wpływa na świadomość społeczną i postrzeganie historii przez młodzież. Dyskutowano również nad tym, do jakich przekształceń dziejów ma prawo twórca fil-

62

mu oraz komu i do czego potrzebny jest dziś konsultant historyczny. Pod tym samym tytułem ukazał się również w październikowym numerze Sieci Historii (05/2013) artykuł Ewy Hoffmann-Piotrowskiej, w którym autorka poszła w swych rozważaniach jeszcze o krok dalej i porównała fenomen Czasu honoru bezpośrednio do samej Trylogii Sienkiewicza. Jeśli ja sam miałbym bawić się w skojarzenia to zdecydowanie bardziej do sienkiewiczowskiej Trylogii porównałbym raczej samą powieść Czasu honoru autorstwa scenarzysty Jarosława Sokoła będącą również… trylogią. (Przypadek?) Książki Czas honoru, Czas honoru. Przed Burzą oraz Czas honoru. Pożegnanie z Warszawą nie powielają w dosłownym rozumieniu fabuły z serialu. Historia opowiedziana na kartach powieści jest raczej wersją reżyserską tegoż i znacznie różni się od wersji telewizyjnej. Warto w tym miejscu wspomnieć, że tak naprawdę najpierw miała powstać książka. Jednak w trakcie pracy nad nią autor dostał możliwość przeniesienia losów bohaterów na ekran, co ostatecznie pokrzyżowało mu plany związane z pracą nad epicką sagą osadzoną w realiach II Wojny Światowej. Sama powieść Sokoła dużo bardziej niż serial oddaje realia wojenne i konspiracyjne. Tak samo jak u Sienkiewicza, występuje w niej wiele prawdziwych postaci znanych z podręczników historii, które ra-


zem tworzą szeroki drugi plan dla fikcyjnych głównych bohaterów. Co jednak ważniejsze – książki Sokoła promują również te same wartości. Tom pierwszy, który pozwolę sobie przyrównać do Potopu przedstawia nam przedwojenne losy głównych bohaterów, kampanię wrześniową (czyli współczesny „potop” niemiecko-sowiecki) i ciągnie się aż do wydarzeń z pierwszego sezonu serialu. Dla fascynatów Sarmacji szczególnie smakowitym kąskiem będą na pewno losy Bronka i jego ojca, a dla Waćpanien - sympatyczek Potopu rozdział „Wyspa ostatniej nadziei”. Dlaczego – nie zdradzam. Czas honoru. Przed Burzą poza kontynuacją historii z serialu rozwija wątek o masakrę na Wołyniu i tym samym kieruje moje skojarzenia na Ogniem i mieczem. Jarosław Sokół przybliża czytelnikom w ten sposób historię mordów UPA na Polakach. Czyż nie jest to kontynuacja wątków z Sienkiewicza o nienawiści, która zatruła krew pobratymczą? Losy bohaterów w powieści kończą się na trzecim sezonie serialu. Tylko ostatni tom historii rozwija je

o wydarzenia czasu Powstania Warszawskiego. Tę historię zobaczymy niedługo w siódmym sezonie serialu, powróćmy jednak do naszych porównań. Zestawienie zniszczenia Warszawy i oblężenia Kamienia Podolskiego w Panu Wołodyjowskim zdaje się nasuwać samo przez się. Jest taka jedna scena z ostatniego tomu powieści, w której śpiący w magazynie Krawiec zostaje zaatakowany przez Bolszewików. Widząc beznadziejność sytuacji postanawia się wysadzić, jednak w porę przybywa do niego jego oddział cichociemnych, który zażegnuje niebezpieczeństwo. Krawiec chciał strzelić do jednej z uciekających sylwetek [bolszewików], kiedy zdał sobie sprawę, że wciąż ściska w dłoni odbezpieczony granat. Wolno schylił się po odbezpieczoną zawleczkę. Jeszcze tego brakowało, żeby jego ludzie zobaczyli w nim jakiegoś sienkiewiczowskiego bohatera, który woli wysadzić się w powietrze ze swoją fortecą, niż oddać ją w ręce Turkom (Pożegnanie z Warszawą, s. 136). Ja zobaczyłem.

Ku chwale Króla i Rzeczpospolitej! Jesteś zainteresowany historią, a zwłaszcza dziejami Rzeczypospolitej Obojga Narodów? Nie sądzisz, że najwyższy czas powołać pierwszą grupę, która skupi się na zapomnianych czasach saskich? Jesteś gotów od podstaw zająć się tematem polskiego wojska I połowy XVIII stulecia? Jeśli tak, zgłoś swój akces już dziś! Poszukujemy wytrwałych osób, które pragną pogłębiać swoją wiedzę, krzewić patriotyzm, a przede wszystkim świetnie się bawić! Napisz do nas na www.gwardiapieszakoronnaolsztyn@gmail.com i poznaj szczegóły projektu!

Nie zwlekaj! Gwardia Piesza Koronna czeka!

63


Wikipedia

Taniec tatarski, Juliusz Kossak


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.