Gianni Vattimo, Nie być Bogiem

Page 1

Gianni Vattimo Piergiorgio Paterlini

Nie być Bogiem

Autobiografia na cztery ręce przełożyła Katarzyna Kasia

Wydawnictwo Krytyki Politycznej warszawa 2011


Gianni Vattimo, Piergiorgio Paterlini Nie być Bogiem. Autobiografia na cztery ręce Warszawa 2011 Tytuł oryginału: Non Essere Dio – un’ autobiografia a quattro mani Copyright © by Aliberti editore, 2006. All Rights Reserved. Copyright © for the translation by Katarzyna Kasia, 2011. Copyright © for this edition by Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2011. Wydanie pierwsze isbn 978-83-62467-33-4

Wydawnictwo Krytyki Politycznej Seria Idee 29


FUORI, za wszelką cenę

1976 to rok moich okrągłych czterdziestych urodzin. Rok, w którym umiera Heidegger (którego teksty właśnie przetłumaczyłem i wydałem). To rok, kiedy decydujemy się z Gianpierem opuścić piękny i niewygodny dom w Valsalice, żeby wrócić do miasta, więc szukam mieszkania. To rok wyborów. Nie byle jakich wyborów. Po raz pierwszy głosują osiemnastolatkowie i, po wspaniałym zwycięstwie opcji umiarkowanej w referendum dotyczącym rozwodów w roku 1974 i porażce chadecji w wyborach samorządowych w 1975, otwarcie mówi się o możliwym zwycięstwie komunistów nad chadekami (które nastąpi jednak dopiero jako błędny ognik w wyborach do Parlamentu Europejskiego w 1984, kiedy w Padwie umrze Enrico Berlinguer). Rok 1976 jest rokiem, w którym w wyborach po raz pierwszy startuje Partia Radykalna. Na czele wszystkich list – nie pamiętam tego, ale turyńczyk Angelo Pezzana przywołuje to w swojej autobiografii – stoją kobiety i na wszystkich przynajmniej jeden kandydat jest homoseksualny. Jest tak dlatego, że z list Partii Radykalnej startują również członkowie FUORI7, założonego przez Pezzanę. Pewnego dnia wchodzę na radę wydziału, a wszyscy siedzą z nosami w gazetach. Potem patrzą na mnie. Zaglądam do gazety i widzę ten tytuł: „Vattimo kandydatem FUORI”. Ach! Panika. Nawet mnie o to nie poprosili. Nawet mnie nie poinformowali. Z gazet dowiedziałem się nie tylko, że startuję w wyborach, ale też, że jako Fronte Unitario Omosessuale Rivoluzionario Italiano – Zjednoczony Rewolucyjny Homoseksualny Front Włoski (przyp. tłum.).

7


70

FUORI, za wszelką cenę

kandydat homoseksualny. Może bym się nie zgodził, gdyby zapytali, ale już było po sprawie. Było napisane. Było oficjalne. Pierwszym zmartwieniem było ukrycie gazety przed moją matką, której nigdy nie powiedziałem, że jestem gejem. Ale o tym pomyślała moja siostra. O reszcie musiałem pomyśleć sam. Mówiłem sobie: Pareyson nie spojrzy mi więcej w oczy, nikt mnie nigdy nie zaprosi na żadną konferencję, zawsze będę już postrzegany jako filozof-homoseksualista, nie filozof po prostu. Tymczasem niedługo po tym zostaję wybrany dyrektorem instytutu. Trochę przez przypadek – wyznaczony kandydat nagle się wycofał – ale faktem jest, że wybrali mnie. Dostaję kilka anonimów, to prawda, obelgi wierszem, które szybko rozpoznaję. Pochodziły od młodego kolegi. Maszynopisy miały ten sam defekt, który zaobserwowałem w tekstach, które przysłał mi do „Rivista di Estetica”. Nic mu nigdy nie powiedziałem, ale powiedziałem innym, którzy mu z pewnością donieśli. Poza tym żadna z moich obaw się nie zrealizowała, wręcz odwrotnie. Bardziej trafiło to Gianpiera. Była taka jedna scena, która jeszcze dziś mnie porusza. Scena prawie płaczu. Szliśmy ulicą Pietro Micca. Gianpiero nie daje spokoju i nie przestaje powtarzać: „Jak ty się obnażyłeś!”. Wyraża swoje emocje tak intensywnie, że nie wiadomo, co jeszcze może się za nimi kryć. Jego relacje z rodziną, na pewno. Jego rodzice dobrze mnie znali, szanowali, często zapraszali na obiad. Wiele lat później to ja opiekowałem się jego umierającą matką. Ale wtedy to jego ojciec zachorował na raka. Wściekał się i wyżywał na swojej onkolożce: „Martwię się o swego syna, żyje z tym facetem dużo starszym od niego”. W tych samych dniach prawie skończyłem przygotowywanie domu na via Mazzini. Po tej pięknej reklamie, właściciel zadzwonił do mnie i zapytał: „Panie profesorze, czy to, co przeczytałem jest prawdą?”. „Tak jest”. „Ależ co pan mówi! W takim razie nie będziemy więcej rozmawiać o domu”. Ja: „Jeśli pan chce, podyskutujmy”. W końcu ten starszy pan, który wiele lat spędził w Afryce, spotkał się ze mną i dał mi nie tylko swój dom, lecz i głos.


W Ameryce

W 1972 roku pewien szwedzki profesor z Uniwersytetu w Uppsali, poznany na międzynarodowym kongresie, proponuje mi odbycie za niego semestru (semestr ma tam cztery miesiące) zajęć w Ameryce. Prosi mnie o to jak o przysługę, a ja skaczę z radości. Uczyć w Stanach Zjednoczonych, no, wyobraź sobie! Pensja: dwanaście tysięcy za semestr. Dobrze znałem język, czytałem, ale nauczać… Poszedłem na intensywny kurs angielskiego, niezwykle kosztowny, kaski, kable, wszystko. I wyjeżdżam. A właściwie wyjeżdżamy, bo Gianpiero mi towarzyszy. Korzystamy z najtańszych, islandzkich linii lotniczych. Lecimy najpierw do Luksemburga, gdzie nocujemy, i dopiero stamtąd startujemy do Nowego Jorku. Po przylocie wypożyczam volkswagena i płacę oczywiście kartą kredytową, bo w Ameryce, jeśli nie masz karty, to nic ci nie dadzą. Wykładam na Uniwersytecie Nowojorskim w Albany, stolicy stanu Nowy Jork. Ten uniwersytet ma liczne siedziby, w przyszłości będę prowadził zajęcia np. w Old Brook na Long Island. Prowadziłem dwa kursy: jeden dla młodych z pierwszego roku, półtorej godziny dwa razy w tygodniu, i seminarium, trzy godziny tygodniowo. Na początku mówiłem bardzo dużo takiego bla, bla, bla, ale tylko ze strachu, że studenci mnie nie rozumieją. Okazało się jednak, że odnalazłem się świetnie. Kampus miał kształt czworokąta z czterema wieżami na rogach i oczywiście nigdy nie wiedziałeś, gdzie się znajdujesz, bo wszystko było takie samo. Albany to – powiedzmy sobie szczerze –idealne miejsce, żeby popełnić samobójstwo, małe prowincjonalne miasteczko, gdzie miałem gigantyczne mieszkanie na parterze willi i samochód. Kiedy Gianpiero wyjechał, byłem smutny i bardzo samotny.


72

W Ameryce

Mniej więcej wtedy odkryłem jeden gejowski bar, ale był niewygodny i za daleko, a pójść do nowojorskich nie miałem odwagi. Tak właśnie, to była kwestia odwagi, a nie moralności. Byłem bardzo daleko od Gianniego Vattima, który pewnego wieczoru w Trewirze obrażał się na swojego mistrza Pareysona. Kiedy jeździliśmy za granicę na różne zjazdy, zawsze przyjmowali nas jacyś włoscy wicekonsulowie i zawsze wskazywali mistrzowi i mnie miejsca nocnego życia i prostytucji. „Jeśli później chcieliby się panowie zabawić…” i trochę się wściekałem. Pewnego wieczoru spotkaliśmy panią, która bez żenady oferowała swoje wdzięki. Zrobiłem Pareysonowi scenę: „To wstyd! Prostytucja to obrzydliwość!”. Byłem jeszcze bardzo purytański. A on, ku mojemu ogromnemu zdziwieniu, przy całym poczuciu zła i winy, które w sobie nosił, powiedział mi: „Ale wiesz, o co ci chodzi, pomyśl o kimś, kto jest w podróży, o kimś samotnym, kto musi jakoś spędzić wieczór, co zrobi? Lepiej, że są takie usługi, niż żeby rujnować rodzinę”. I ja także byłem w Albany sam i daleko, a moja nowa rodzina była w Turynie. Ale na gej bary było za wcześnie. Jeździłem jednak często do Nowego Jorku. Odwiedzałem tam Paolę i Uga, moich przyjaciół, męża i żonę, ciepłych i zabawnych. Tak przeżyłem. I oczywiście uczyłem się. Latem, przed wyjazdem, miałem już właściwie gotową książkę o Nietzschem, która miała ukazać się w 1974 roku pod tytułem Podmiot i maska. W Ameryce pracowałem nad notatkami, chodziłem do biblioteki, w zasięgu ręki miałem teksty, których nigdy nie znalazłbym we Włoszech. W 1973 roku wezwano mnie do Albany, a ja oczywiście wróciłem. Gianpiero znowu przez trochę mi towarzyszył. Najpiękniejszą rzeczą, jaką pamiętam, jest demonstracja przeciw Nixonowi, który w styczniu 1973 rozpoczynał drugą kadencję. Pojechaliśmy z Gianpierem do Waszyngtonu autokarem skrajnej lewicy, autokarem dosłownie szczelnie wypełnionym przez dym ze skrętów. Poznałem tam chłopaka, który tłumaczył Derridę. Był sympatyczny i podobał mi się, ale był ze mną Gianpiero. Czytałem Maurice’a, pośmiertnie wydaną książkę Edwarda Morgana Forstera, rzecz jasna po angielsku. Tak się zaczęła moja międzynarodowa aktywność. Było coś, nawet ważnego, potem, ale to właśnie wtedy naprawdę zostałem filozofem wędrującym po szerokim świecie.


Dwaj chłopcy

Sergio Mamino pochodził z Mondovì. Fascynowała go sztuka, a żeby w tamtych czasach robić sztukę, trzeba się było zapisać na Wydział Literatury i Filozofii. Odkrył, że jego dziekanem jest zdeklarowany gej i chciał mnie poznać. Odkrył również, że mieszkam na Wzgórzu i przysłał mi do Valsalice kartkę z wakacji. Nie wiedziałem, kim jest ten Sergio, który do mnie pisze. Potem, w Turynie, przedstawił mi się. W tak zwanym międzyczasie przeprowadziliśmy się z Gianpierem na strych przy via Mazzini. Sergio mieszkał dwa kroki od nas. I w pewnym momencie powiedział: „Chcę z wami zamieszkać”. Szybko powiedziałem „nie”, w imię monogamii, jak sądzę. Jedną rzeczą były „okazjonalne” kontakty, a inną jego prośba. I oczywiście także ze względu na Gianpiera, który czuł się z tym trochę źle, nie za dokładnie wiedząc, o co chodzi. We mnie jednakowoż, nad instynktownym odrzuceniem, zaczęła przeważać – coraz silniejsza i coraz bardziej fascynująca – idea stworzenia swego rodzaju komuny, może trochę nieuporządkowanej pod względem uczuciowym, ale realizującej marzenia roku 1968. Poza tym dużo wtedy podróżowałem. Byłem zadowolony, że mogę zostawiać tych dwóch chłopców razem (Sergio był ode mnie młodszy o dwadzieścia lat). Żeby się nie narażali na jakieś niebezpieczeństwa, żeby nie ładowali się w kłopoty – myślałem, żeby nie byli sami. Z pełnym przekonaniem, że im na mnie zależy i że mnie zależy na nich.


Groźby śmierci

To był czas, kiedy Czerwone Brygady zabijały jedną osobę dziennie. Wstawałeś rano i… trach. Burmistrz Diego Novelli i prezydent regionu Aldo Viglione nie robili nic poza uczestniczeniem w pogrzebach. W Turynie właśnie „czczono” pierwszy proces Czerwonych Brygad, ich „historycznej” komórki, wywodzącej się od Curcia i Franceschiniego8. 16 listopada 1977 roku mordują Carla Casalegno9. 8 marca następnego roku zaczyna się proces. Jestem wtedy jeszcze dziekanem Wydziału Literatury i Filozofii. 9 marca – czyli drugiego dnia procesu – prowadzę radę wydziału. W pewnym momencie do sali wchodzi sekretarka, pani Giannone. I mówi: „Panie profesorze, dzwonili z Czerwonych Brygad. Mówią, że chcą pana zabić,” Czujesz oczywiście pewien dreszcz. Szybko zostawiłem radę („Wybaczcie, muszę iść”), przekazałem obowiązki i przede wszystkim zadzwo8 Renato Curcio, Alberto Franceschini i Margherita Cagol założyli w 1970 roku pierwszą komórkę Czerwonych Brygad. Curcio i Franceschini zostali aresztowani w 1974 roku przez włoską policję, po niecałym roku Franceschini zostaje odbity z więzienia w wyniku akcji bezpośredniej przeprowadzonej przez Cagol (prywatnie jego małżonkę). Ponownie trafia do więzienia w 1976 roku, rok wcześniej w starciu z policją ginie jego żona. Kierownictwo ruchu przechodzi w ręce frakcji opowiadającej się za eskalację przemocy, kierowanej przez Maria Morettiego. W czerwcu 1976 roku z rąk bojowników CB ginie prokurator generalny Francesco Coco, jest to początek fali terroru, której ofiarą padnie m.in. (w 1978 roku) Aldo Moro (przyp. red.). 9 Turyński dziennikarz, redaktor działu politycznego „La Stampy”, gdzie publikował cotygodniowy felieton W naszym państwie. Krytycznie relacjonował poczynania Czerwonych Brygad (przyp. red.).


Groźby śmierci

niłem do domu. Tam też dzwonili, powtarzając groźbę. Gianpiero, tak samo jak ja, był półżywy ze strachu. Zmartwiliśmy się na serio. Byłem znany jako lewicowy dziekan i moi znajomi, którzy znali jakieś osoby, znające z kolei członków Brygad, mówili mi: „Zobaczysz, że to nie są żarty. Mają listę ludzi z lewicy, którzy nie są z nimi i chcą się ich pozbyć. Przede wszystkim Norberta Bobbio, ale i ciebie”. Ach, świetnie. Policja mówiła: „Postawimy ludzi przed pańskim domem, ale pan się nawet nie zorientuje”. Pewnie, jakżeby inaczej. Portierka następnego dnia mówi do mnie: „Patrz pan, pod domem stoi samochód z czterema łebkami… albo gliny, albo z Brygad”. Jeszcze tego samego dnia przenieśliśmy się do domu Angeli i Maria na via Vespucci. I szybko dotarła do nas plotka – znowu od znajomych znajomych – że mają w nocy podpalić nasze mieszkanie. Gianpiero wrócił po kota. Mówił: „Nie może być tak, żeby jedynym, który ma przez to wszystko cierpieć, był syjamski kiciuś”. W tych dniach Gianpiero został zaproszony na festiwal poezji wizyjnej w Veronie. Po nocy w domu Angeli pojechaliśmy tam z Gianpierem i Sergiem. Zatrzymaliśmy się w hotelu, chodziliśmy po mieście, rozglądając się na boki, a następnego dnia ruszyliśmy do Toskanii. Szukamy schronienia w domu mojej bogatej turyńskiej przyjaciółki (Anny Lataldi, ówczesnej żony Giorgia Falcka), która miała przepiękny dom w Bolgherze. Przybywamy tam i zamykamy się w domu. Po skończeniu zapasów musimy co jakiś czas wychodzić na zakupy, ale zawsze z wielką ostrożnością. Po tygodniu zaczynamy sobie mówić: „Nie możemy tu tkwić w nieskończoność, wracamy do Turynu”. Wszystko organizujemy, przygotowujemy samochód i właśnie kiedy wyjeżdżamy, słyszymy w radiu wiadomość o porwaniu Alda Moro. Był 6 marca 1978 roku. Od nowa barykadujemy się w domu. Przez cały dzień helikoptery krążą nam nad głowami. Mówię: „Z samochodem Diane na turyńskich rejestracjach nie wiem, co by się mogło stać”. Diane był w tamtych czasach typowo lewicowym pojazdem, bardzo podejrzanym. Zostaliśmy tam jeszcze kilka dni, nie pamiętam ile, a potem, na dobre czy złe, musieliśmy wracać do Turynu.

75


76

Groźby śmierci

Ale zacząłem przemieszczać się wyłącznie taksówką. Z domu na uniwersytet. Z uniwersytetu do domu. Później – jako cel prawdopodobnego ataku – jadę trochę pomieszkać w domu mamy Mareziano Gulielminettiego na corso Duca degli Abruzzi. Była nad morzem i dom stał pusty. Pewnego wieczoru jeden pułkownik karabinierów – poznałem go, bo chciał skończyć studia (a potem został oddelegowany do dowodzenia konnymi karabinierami, co było karą za odnalezienie jego nazwiska w rejestrach P210) – przyszedł ze mną porozmawiać. To właśnie on dowodził plutonem pilnującym brygadzistów podczas procesu, ale wtedy było już po sprawie. Zastanawiałem się, co on mi ma do powiedzenia. Ale on przyszedł, żebym go zwolnił z egzaminów. Chciał jeszcze, żebym mu napisał pracę. Ja – z wrodzonej podłości – mówię mu: „Ale niech pan się zgłosi do Tranfagli11” (Jeśli Nicola by się o tym dowiedział, pewnie by mnie stłukł i miałby trochę racji). A on szybko: „Ale Tranfaglia jest jednym z podejrzanych!”. Okazało się, że właśnie przeszukali jego dom, bo mówiono, że jest znajomym wielkiego starca Czerwonych Brygad, Gianbattisty Lazagnii. „Pewnie – odparowałem – jeśli tak się sprawy mają, to lepiej nie”. Wdaliśmy się w dyskusję i kłótnię. Ja: „Wyrzuciliście przez okno Pinellego12”. On: „Zniszczyliście tajne służby”. „Ale Pinelli…” „Ale tajne służby…” Aż zadzwonili do drzwi. Na nikogo nie czekałem, a dom miał się wydawać pusty. Kto to? Pułkownik szeptem kazał mi się ukryć, a sam poszedł otwierać uzbrojony w metrowej długości strzelbę. W drzwiach stał misjonarz proszący o datek. Ale był to czas strachu. Tajna loża masońska działająca w powojennych Włoszech, przez wielu historyków oskarżana o niejasne powiązania na styku rządu, finansów, zorganizowanej przestępczości, tajnych służb i ugrupowań terrorystycznych skrajnej prawicy (przyp. red.). 11 Nicola Tranfaglia - włoski historyk z Uniwersytetu w Turynie, działacz społeczny, polityk związany z centrolewicą (przyp. red.). 12 15 grudnia 1969 roku Giuseppe Pinelli, włoski działacz anarchistyczny, został aresztowany w Mediolanie pod zarzutem związków z zamachem bombowym na mediolańskim Piazza Fontana, który miał miejsce trzy dni wcześniej. W trakcie przesłuchania w budynku kwestury, zgodnie z wersją policji, Pinelli „wyskoczył przez okno”, choć przeżył upadek, to zmarł później w szpitalu. Wiele środowisk oskarża policję o mord na działaczu lewicy. Policja nie potrafiła przedstawić żadnych dowodów na związki Pinellego z zamachem i jak się później okazało odpowiadały za niego siły skrajnej prawicy, prawdopodobnie prowadzone przez włoskie służby specjalne (przyp. red.). 10


spis rzeczy

wstęp Piergiorgio Paterlini

Analogie

Incipit Najnowsi Bliskość Rozwiązany but Test Rorschacha Płaskowyż Rosa Bycie Epoki Niemożliwy powrót Debiut Na brzegu rzeki Neckar Szalona i desperacka nauka Wampiry Paradygmaty Powieść popularna Oratorium Akcja Katolicka Za horyzontem Szkoła powszechna Opętany Wrzody i Mao

7 11 14 16 17 19 21 24 25 26 28 29 32 34 35 38 40 42 44 47 49 51


158

spis rzeczy

Marzenie o pewnej rzeczy Złapać króla i go wybatożyć Porta Palazzo Od Heideggera do Marksa Ruch Stan łaski Zapomniany rower Kapcie Lukácsa FUORI, za wszelką cenę W Ameryce Dwaj chłopcy Groźby śmierci Moralność rewolucyjna Słabe myślenie Korzenie Tarasy Człowiek dobrze wychowany Wolontariusz słabego myślenia Świat W historii W rozmowie z człowiekiem Barbarzyńcy Dobra strona nauki Nekrologi Nekrologi II. Cacciari Nekrologi III. Eco Pod złą gwiazdą Z młodszym synem Szkoła Frankfurcka Bogata narzeczona Staruszka z Nowego Jorku Brak burmistrza Koniec prehistorii? Joachim z Fiore O pewnej godzinie Powrót do chrześcijaństwa

52 54 56 58 59 61 63 66 69 71 73 74 77 79 82 84 89 91 93 98 100 103 105 107 109 110 112 117 119 122 124 126 128 131 133 135


spis rzeczy

O rzeczywistości, proszę Jeśli Stalin byłby nihilistą Zło, jaka szkoda Ja, jeśli nie byłbym bogiem Kompleta Szkatuła Bycia Rozbłyski

138 140 142 143 144 145 146

zakończenie Piergiorgio Paterlini

148

indeks

Pożegnanie

153

159


Tłumaczenie: Katarzyna Kasia Redakcja: Jakub Majmurek Korekta: Elżbieta Szelest Projekt okładki: Hanna Gill-Piątek, Tomasz Piątek na podstawie koncepcji graficznej grupy Twożywo Układ typograficzny: manufaktura Skład i łamanie: Hanna Gill-Piątek Druk i oprawa:

www.opolgraf.com.pl

Wydawnictwo Krytyki Politycznej ul. Nowy Świat 63 00-042 Warszawa redakcja@krytykapolityczna.pl www.krytykapolityczna.pl Książki Wydawnictwa Krytyki Politycznej dostępne są w promocyjnej cenie w CK Nowy Wspaniały Świat (ul. Nowy Świat 63, Warszawa), Świetlicy KP w Łodzi (ul. Piotrkowska 101, Łódź), Świetlicy KP w Trójmieście (Nowe Ogrody 35, Gdańsk) oraz księgarni internetowej KP (www.sklep.krytykapolityczna.pl), a także w sieci Empik i dobrych księgarniach na terenie całej Polski.


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.