Ekonomia kultury. Przewodnik Krytyki Politycznej

Page 1

EKONOMIA KULTURY

P R Z E WO D N I K K RY T Y K I P O L I T YC Z N E J


SPIS TREŚCI WSTĘP Edwin Bendyk, Kultura, głupcze!

7 8

TEORIA Maciej Gdula, Bez euforii, ale z nadzieją Kuba Szreder, Kultura się z wami policzy

21 22 31

KULTURA, MIASTO, ROZWÓJ Matteo Pasquinelli, Na ruinach miasta kreatywnego: Berlińska fabryka kultury a sabotaż renty David Harvey, Sztuka renty. Globalizacja, monopol i utowarowienie kultury Księży Młyn. Dzielnica robotników, dzielnica artystów. Z Maciejem Gondorowiczem rozmawia Borys Martela Jamie Peck, Zastrzyk kreatywności

45

PRZEMYSŁY KREATYWNE Kate Oakley, Brytania wcale nie taka cool. Rola przemysłów kreatywnych w rozwoju gospodarczym Susan Ohmer, Przeminęło z wiatrem, czyli jak Hollywood zaczęło korzystać z sondaży Tomasz Piątek, Vegadomski Jason Epstein, Rewolucyjna przyszłość książek Łukasz Iwasiński, Gimme indie rock! POLITYKA KULTURY Inwestycja w kulturę. Z Beatą Stasińską rozmawia Jan Smoleński

46 60 85 99 123 124 140 158 161 173 187 188


Moment zero. Z Bogną Świątkowską rozmawia Jaś Kapela 201 Po co nam media publiczne? Z Jackiem Żakowskim rozmawia Magdalena Błędowska 216 Pracować za wszelką cenę. Z Joanną Warszą rozmawia Jaś Kapela 232 Jak w feudalnym folwarku. Polski teatr jako instytucja. Z Maciejem Nowakiem i Pawłem Płoskim rozmawia Witold Mrozek 243 Bez jakiegoś konkretnego celu, po prostu dla przyjemności. Z Jankiem Simonem rozmawia Joanna Sokołowska 254 KULTURA PO PRZEMYSŁACH KREATYWNYCH Clay Shirky, Dżin, telewizja i nadwyżka kognitywna Chris Anderson, Długi ogon Eben Moglen, Manifest dotKomunistyczny Jarosław Lipszyc, Kamil Śliwowski, Internet. Ucieczka od wolności?

259 260 288 306

POSŁOWIE Maciej Nowak, Kultura w kryzysie

331 332

Autorzy Wykaz źródeł Krytyka Polityczna Przewodniki Krytyki Politycznej

338 345 346 350

321


Edwin Bendyk

KULTURA, GŁUPCZE! Ruch społeczny Obywatele Kultury chce, by na kulturę w Polsce przeznaczano co najmniej 1 proc. budżetu państwa. Postulat został sformułowany podczas pamiętnego Kongresu Kultury Polskiej w Krakowie w 2009 roku, któremu towarzyszyło hasło „Kultura się liczy!”. O ile postulat Obywateli kultury jest niezwykle prosty, o tyle kongresowe (ukute w gabinetach Ministerstwa Kultury) hasło można odczytywać bardziej wieloznacznie. Kultura się liczy, bo zawsze się liczyła jako spoiwo tworzące naród i społeczeństwo w trudnych czasach, gdy państwo nie mogło należycie spełniać swoich funkcji. Polska nowoczesność XIX wieku w czasach zaborów była kształtowana głównie przez kulturę, która niczym pancerz chroniła tożsamość Polaków w czasach wielkiej cywilizacyjnej przemiany. Okupacja, potem PRL to kolejne okresy, gdy kultura była depozytariuszką wartości, znaków, kodów decydujących o polskiej tożsamości zagrożonej pierekowką ze strony totalitarnych reżimów. W końcu nadszedł czas wolności, czas normalny. „Normalność była jednym z mitów założycielskich nowej rzeczywistości. Mit ten, zdaje się, mówił, że «normalne» jest przeciwieństwem «totalitarnego», a zatem że wolność stanowi samoczynny układ pozwalający istnieć (działać, żyć, tworzyć, pracować, zarabiać) normalnie”1 – pisze Przemysław Czapliński. Kultura spełniła 1 Przemysław Czapliński, Efekt bierności. Literatura w czasie normalnym, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2004, s. 6.

8


Kultura, głupcze!

swoją historyczną funkcję i mogła w końcu zacząć normalnie funkcjonować. W czasach normalnych kultura jest jedną z wielu sfer realizacji ludzkiej wolności i podmiotowości. To dorośli, odpowiedzialni obywatele decydują, jak chcą żyć i na co wydawać pieniądze. Państwo powinno stać od kultury jak najdalej, przekazując maksimum kompetencji obywatelom zorganizowanym w samorządy, struktury społeczeństwa obywatelskiego oraz podmioty gospodarcze. Zgodnie z obowiązującą w Unii Europejskiej zasadą subsydiarności władza publiczna wyższego szczebla interweniuje dopiero wtedy, gdy wyczerpie się zdolność działania szczebla niższego. Kultura się liczy dosłownie, ekonomicznie jako przedmiot obrotu rynkowego. Jak mawia minister finansów, z kultury korzystają dorośli ludzie i mogą za nią płacić. Jeśli nie chcą płacić, to znaczy, że jakiegoś dobra nie chcą i takie ich prawo. Ingerencja w ten stan rzeczy to niedopuszczalna uzurpacja uzasadniona jedynie w pewnych obszarach, jak np. ochrona dziedzictwa kulturowego. Jednak takie dziedziny, jak: film, media, czytelnictwo, powinny być przedmiotem wolnego wyboru obywateli. Czego w takim razie chcą Obywatele Kultury, walcząc o co najmniej 1 proc. z budżetu państwa? Dla wielu zwolenników liberalnej interpretacji hasła „Kultura się liczy!” roszczenie ruchu społecznego jest uzurpacją, wyraża się w nim bowiem ukryty interes profesjonalnej kasty ludzi kultury, którzy niczym komunistyczni działacze chcą zapewnić sobie wygodne życie z publicznych pieniędzy. Lepiej, żeby ludzie kultury też się wzięli do roboty, wszak i tak korzystają z wielkich przywilejów, jak choćby 50-proc. odpis od podstawy opodatkowania. Uczestnik krakowskiego Kongresu Kultury mógł odnieść wrażenie, że zdominował go w wielkiej mierze spór między 9


barbarzyńskimi liberałami chcącymi sprowadzić kulturę do jednej ze sfer działalności gospodarczej i ludźmi kultury broniącymi uprzywilejowanej roli swej dziedziny, a tym samym własnego wysokiego statusu w społeczeństwie. Rzeczywiście spór taki miał i ciągle ma miejsce, to nie on jednak ma decydujące znaczenie dla samej kultury i społeczeństwa. Spór ten przesłania jedynie istotę współczesnej debaty o roli i znaczeniu kultury, która nabiera szczególnego znaczenia w kontekście polskim. By podjąć tę debatę, należy wrócić do pamiętnego 1989 roku, momentu powrotu do normalności. Sukces dyskursu normalnościowego nie byłby możliwy, gdyby nie jego legitymizacja przez kulturę. Przekonanie o bezalternatywności planu transformacji sformułowanego przez Leszka Balcerowicza tworzyli nie tylko ekonomiści i politycy, lecz także ludzie kultury. Dzięki nim w języku debaty publicznej zapanował dominujący dyskurs „cudu polskiej transformacji”. Problem w tym, że w 1989 roku, opuszczając nienormalny realny socjalizm, polskie społeczeństwo wcale nie wypłynęło na spokojne, bezpieczne wody przyjaznego ludziom kapitalizmu. Na naturalny szok transformacji systemowej nałożył się drugi szok wynikający z globalnych przekształceń samego systemu kapitalistycznego. Cel, do którego Polacy dążyli, rozpłynął się w powietrzu. Jego miejsce zajął nowy, globalny postindustrialny kapitalizm, na którego nadejście nikt, nie tylko Polacy, nie był przygotowany. Kultura stała się jednocześnie aktywnym podmiotem przemian, jak i ich przedmiotem. Z jednej strony legitymizowała zmiany – „nie stój, nie czekaj, pomóż”, nawoływali „Artyści dla Rzeczypospolitej”. Z drugiej zaś sklejała rozpadające się w oczach społeczeństwa. Jednocześnie jednak zmiany technologiczne i cywilizacyjne przeorały samą kulturę: globalizacja mediów, cyfryzacja, 10


Kultura, głupcze!

eksplozja internetu podważyły z trudem budowany ład instytucjonalny i symboliczny. W kontekście tych przemian Kongres Kultury Polskiej w Krakowie był wydarzeniem epokowym. Wpisywał się doskonale w narzucony przez rząd Platformy Obywatelskiej dyskurs końca transformacji i nowego otwarcia, co podkreśliła obecność Michała Boniego, którego multimedialne performanse przyćmiły obecność gospodarza przedsięwzięcia, ministra kultury. Bo w nowej polityce rozwoju kultura jest zbyt ważna, by zostawić ją ludziom kultury. Czym jednak jest kultura po transformacyjnych przejściach, zarówno tych polskich, ustrojowych, jak i globalnych, cywilizacyjnych? I jaka jest jej kondycja? Próba odpowiedzi na te pytania kończyła się kakofonią głosów, która przesłaniała niezdolność do wyrażenia tego, co wszyscy podskórnie czuli: nastąpiła wielka zmiana, stary ład w kulturze utrzymuje się siłą inercji instytucji, prawdziwe życie przenosi się gdzie indziej. Gdzie? By odpowiedzieć na to pytanie, potrzebna jest dobra diagnoza, tę jednak niezwykle trudno przygotować, bo nie istnieje adekwatny aparat poznawczy. Brakuje narzędzi analitycznych: statystyki kultury nie gromadzą wszystkich niezbędnych danych, brakuje narzędzi intelektualnych potrzebnych do konceptualizacji i opisu nowych zjawisk. Jeden tylko przykład. Zgodnie z oficjalnymi statystykami w ostatnich latach uczestnictwo w kulturze wzrosło, jeśli mierzyć je twardym wskaźnikiem sprzedanej liczby biletów do kin i teatrów. Jeśli jednak popatrzeć na wyniki analiz socjologicznych z tego samego okresu, to okaże się, że wiele osób zrezygnowało z chodzenia do kin z przyczyn nieekonomicznych. Czyli mniej widzów ogląda filmy częściej. Co dzieje się z tymi, co zrezygnowali? Czy ich wycofanie się z takiej formy uczestnictwa w kulturze jak 11


kino oznacza kulturową marginalizację, czy też raczej związane jest ze zmianą formy uczestnictwa wynikającą z nowych możliwości otwieranych przez np. nowe media? Zasadniejsza wydaje się teza, że zmieniająca się kultura staje się przestrzenią wytwarzania wykluczenia społecznego. Uczestnictwo w kulturze wymaga kompetencji, infrastruktury technicznej i intelektualnej. O ile w dużych miastach poprawia się infrastruktura techniczna kina, o tyle w mniejszych ośrodkach powoli jest zupełnie na odwrót. Z kolei obieg informacyjno-krytyczno-recenzencki przesuwa się z mediów tradycyjnych do internetu, który stał się najważniejszą przestrzenią dyskusji o kulturze. Kto z internetu nie korzysta, automatycznie wyklucza się z rozmowy o kulturze, w której trzeba uczestniczyć, by móc kompetentnie korzystać z jej dóbr. Poziom kompetencji cyfrowych jest jednak w Polsce bardzo niski, w pokoleniu 50+ poza siecią znajduje się 80 proc. osób, czyli ponad 10 mln obywateli. Czy wykluczenie cyfrowe jest przyczyną narastającego wykluczenia z kultury? Czy może istnieje jeszcze bardziej pierwotna przyczyna, którą odsłaniają badania nad czytelnictwem. Wynika z nich, że w XXI wieku załamał się obowiązujący przez cały okres powojenny parytet, zgodnie z którym po książkę – przynajmniej jedną w roku – sięgała połowa Polaków. Druga połowa na kulturę tekstu skutecznie się zaimpregnowała. W XXI wieku, w okresie kiedy Polska zaczęła zbierać owoce boomu edukacyjnego w postaci kolejnych pokoleń odbierających dyplomy wyższych uczelni, czytelnictwo załamało się i odsetek sięgających po książkę zmalał do 40 proc. Na ile ten spadek czytelnictwa wynika z kulturowej degradacji, na ile z przemian w samej kulturze, a na ile ze stanu systemu edukacji powszechnej? Nie znamy także kondycji przemysłów kultury i przemysłów kreatywnych, tej najbardziej bezpośredniej emanacji hasła „Kultura 12


Kultura, głupcze!

się liczy!”. Okazuje się, że nawet w tym najbardziej mierzalnym obszarze kultury nie sposób policzyć, jaki zwrot przynosi zainwestowana złotówka. Skoro wiemy tak niewiele, to na jakiej podstawie Obywatele Kultury chcieliby 1 proc. budżetu państwa na kulturę? To dobre pytanie, na które nie ma jednak prostej odpowiedzi. „1 proc.” można potraktować jako klasyczny postulat roszczeniowo-redystrybucyjny, wyrażający korporacyjny interes ludzi kultury. Więcej na kulturę, to i więcej na honoraria. W istocie jednak w postulacie Obywateli nie chodzi o konkretną kasę, lecz o przekaz polityczny: kończymy transformację zadowoleni z wielu spektakularnych sukcesów tego procesu. Jednocześnie jednak obserwujemy wiele zjawisk niepokojących, pojawiają się nowe sfery wykluczenia, a kultura jest jedną z nich. Takim stanem rzeczy można się nie przejmować i uznać, że jest on wynikiem osobistych wyborów. Jednak taka argumentacja załamuje się, gdy nikłe uczestnictwo w kulturze przekłada się na niski poziom kompetencji demokratycznych. W tym przypadku absolutnym minimum jest zdolność (nie obowiązek) do uczestniczenia w debacie publicznej, co wymaga umiejętności krytycznego myślenia. Jedynym na razie skutecznym instrumentem kształtowania tej umiejętności jest czytelnictwo – kultura czytania jest podstawą autentycznej kultury demokratycznej. Gdy wskaźnik czytelnictwa spada poniżej połowy obywateli, trzeba bić na alarm, ponieważ demokracja jest zagrożona. Oczywiście w sensie formalnym demokracja będzie trwać nadal, a władza może odwoływać się do wyników kolejnych, rytualnych wyborów, w których uczestniczy coraz mniej obywateli. To legitymacja wystarczająca dla utrzymania władzy dla władzy, ale czy wystarczy ona dla zarządzania rozwojem? Odpowiedź zależy od wizji samego rozwoju i jego celów. Jeśli potraktować poważnie 13


diagnozę sformułowaną podczas Narodowego Programu „Foresight Polska 2020” lub w raporcie Polska 2030, to wraz z transformacją skończył się czas prostych rozwiązań. Rozwój ekstensywny polegający na eksploatacji tanich zasobów pracy i środowiska jest nie do utrzymania, jeśli przez rozwój rozumieć systematyczną poprawę jakości życia wszystkich członków społeczeństwa. Globalna konkurencja, wyzwania demograficzne i ekologiczne wymagają odpowiedzi na pytanie o to, jak pogodzić rosnące koszty rozwoju wraz z celem zasadniczym, jakim jest poprawa jakości życia wszystkich? Jedyną odpowiedzią jest mobilizacja dotychczas uśpionych potencjałów odwołujących się do indywidualnej i społecznej kreatywności oraz innowacyjności. Niestety, wszystkie dostępne pomiary zarówno potencjału kreatywnego, jak i innowacyjnego dają Polsce miejsce na końcu europejskich rankingów. Oczywiście ani statystyki, ani rankingi nie są ostateczne. Głupio jednak byłoby się na nie obrażać i wyjaśniać miejsce Polski lokalną specyfiką i odmiennością, dodając przy tym opowieść o zielonej wyspie na morzu recesji. Lepiej uczciwie zastanowić się, czy społeczeństwo, w którym czyta, a więc i krytycznie myśli coraz mniej ludzi, może być kreatywne i innowacyjne? Czy społeczeństwo, w którym system edukacji systemowo zabija kreatywność i wymusza umysłowy konformizm, może być kreatywne? Czy społeczeństwo, w którym najbardziej oczekiwaną cechą pracowników jest posłuszeństwo, może być kreatywne? Ale niska społeczna kreatywność nie jest naszym największym problemem. To jedynie symptom czegoś znacznie poważniejszego – degradacji kultury w Polsce. Przez dwie dekady transformacji nie powstała spójna polityka kulturalna. Hasło to, jeśli w ogóle się pojawiało, służyło maskowaniu rzeczywistego celu istnienia 14


Kultura, głupcze!

resortu kultury – kupowaniu życzliwości i spokoju ludzi kultury za pomocą klientystycznego systemu finansowania. Z czasem wraz z odkryciem potencjału polityki historycznej polityka kulturalna dostała nowe zadanie produkowania symbolicznego oręża. Jednocześnie nastąpił rozkład mediów publicznych. W rezultacie działania takiego modelu polityki kulturalnej reprodukowanego przez wszystkie szczeble władzy publicznej kultura w Polsce nie tylko uległa degradacji, ale także sama zaczęła tę degradację legitymizować. By wyjaśnić tę kwestię, przywołać muszę spotkanie, jakie minister kultury Bogdan Zdrojewski zorganizował rok po Kongresie Kultury. Spotkanie to wieńczyła dyskusja: „Czy kulturze można ufać?”. W swoim wystąpieniu przypomniałem doniesienie prasowe sprzed kilku dni: reprezentacja Polski w piłce nożnej wygrała z reprezentacją Argentyny 8:1. Powód do euforii, prawda? Tyle że polscy piłkarze odnieśli triumf podczas Piłkarskich Mistrzostw Świata Ludzi Bezdomnych w Brazylii. I teraz dopiero czas na właściwe pytanie: czy jesteśmy w stanie być dumni z ich zwycięstwa? Czy gdyby zdobyli mistrzostwo, premier lub prezydent zaprosiłby ich na śniadanie? W Polsce nie da się odpowiedzieć na to pytanie, każda odpowiedź wydaje się zła. Można by przyznać, że sukces polskich bezdomnych pokazuje, że walka o uznanie jest ważna, ponieważ tworzy sens. Ale przecież polski mit sukcesu transformacyjnego nie dopuszcza tej narracji, wykluczenie może być co najwyżej źródłem roszczeń redystrybucyjnych. Wykluczony, tym bardziej bezdomny, to człowiek niepełny, nie może więc być człowiekiem sukcesu, chyba że udało mu się dojść od rynsztoka do cadillaca. Jednak nie da się powiedzieć, że sukces bezdomnych piłkarzy nie jest powodem do dumy bez poczucia jakiegoś niepokoju. Z czego ów niepokój wynika? Czy z tego, że sukces bezdomnych 15


piłkarzy kompromituje transformacyjny mit i obnaża degradację naszej kultury? W końcu wyprodukowała ona takie narracje sukcesu i wykluczenia, które potrafią obracać w sukces piłkarskie klęski patałachów w garniturach od Armaniego. Nie chodzi jednak o zabawy w paradoksy, lecz o to, że rozwiązując problem bezdomnego piłkarza, znajdziemy receptę na nową filozofię rozwoju. Nie trzeba szukać po omacku, można skorzystać z gotowych odpowiedzi. Wystarczy popatrzeć na anatomię sukcesu Brazylii w okresie prezydentury Ignacia Luli da Silvy. Jego polityce przyświecało hasło rozwoju dla wszystkich, nie polegała ona jednak na realizacji socjalistycznej utopii, jak w przypadku Hugo Cháveza w Wenezueli. Lula postanowił połączyć odpowiedzialną politykę fiskalną i finansową z odważną i innowacyjną polityką redystrybucyjną. Kluczem do jej sukcesu nie była sama redystrybucja, lecz upodmiotowienie wykluczonych. Do jego realizacji posłużyła kultura i wielki program Gilberto Gila, ministra kultury, który ruszył do faweli z projektem punktów kultury. Program opierał się na założeniu, że ludzie wykluczeni godni są uznania, że mogą być źródłem produktywnej kreatywności, czyli takiej kreatywności, która służy nadawaniu sensu swoim działaniom i jednocześnie ma charakter ekspresywny, wyrażający się w wytwarzaniu kultury. Punkty kultury stały się nowym elementem przestrzeni publicznej. Ich umiejscowienie w enklawach biedy stworzyło otwarte przestrzenie eksperymentu, wymiany wiedzy i innowacji w obszarze kultury (zwłaszcza muzyki). W ślad za upodmiotowieniem przez kulturę ruszyły programy socjalne, najsłynniejszy z nich bolsa familia ma za zadanie zaprowadzenie dzieci z faweli do szkół (rodzice pilnujący, by dzieci chodziły do szkoły, otrzymują wynagrodzenie od państwa). Kolejnym elementem programu 16


Kultura, głupcze!

była rekonstrukcja przestrzeni publicznej przez inwestycje w infrastrukturę: nowe biblioteki publiczne, szkoły, parki. Lula nie zlikwidował faweli, na to Brazylii jeszcze nie stać. Włączył jednak ich mieszkańców do społeczeństwa przez kulturę, pokazał, że ich sukces mieści się w złożonej narracji o współczesnym społeczeństwie, że ich kreatywna energia jest pełnowartościowym motorem rozwoju (brazylijskie przemysły kultury czerpią pełnymi garściami z kultury faweli). Lekcja Brazylii, a także historie takich miast, jak: Porto Allegre, Kurytyba, Bogota, Medelin, pokazują, że jeśli chcemy uruchomić polski potencjał kreatywny, musimy zmienić myślenie o kulturze, którego emanacją był Kongres Kultury Polskiej. Kongres został zdominowany przez spór między romantyczną a liberalną wizją kultury. Z jednej strony Leszek Balcerowicz wyzywający ludzi kultury od komunistycznych działaczy, z drugiej zaś Waldemar Dąbrowski mówiący o kulturze jako sferze sublimacji i aury, której nie sposób zredukować do czystej ekonomii i rynku. Obie wizje są niebezpieczne, bo obie nie dostrzegają, że współczesna kultura przeżywa być może największą zmianę od czasu utworzenia kanonu humanistycznego. Liberalna wizja Leszka Balcerowicza prowadzi do degradacji kultury i załamania nawet tych form uczestnictwa, które są podstawą kompetencji demokratycznych. Ta wizja szkodzi nie tylko szansie dalszego rozwoju, lecz także temu, co każdemu liberałowi najdroższe – wolności. Wizja romantyczna także jest anachroniczna i niebezpieczna. Jej realizacja oznacza burżuazyjny model kultury zarezerwowany dla kulturalnych elit zamkniętych w zaklętym kręgu łączącym ludzi kultury i ich mecenasów oraz sponsorów. Kończy się to żenującymi rytuałami, jak instalowanie kwadryg na frontonach teatrów czy spijanie szampana i jedzenie kawioru 17


z biznesmenami. Ludzie buntują się przeciwko takiej kulturze i odmawiają uczestnictwa. Współczesna kultura demokratyzuje się. Może to oznaczać stoczenie się w kierunku kultury masowej opartej na biernej konsumpcji telewizji i ludycznych festynów – igrzysk, które włodarze polskich miast i wsi z lubością fundują swojemu ludowi. Demokratyzacja kultury może jednak oznaczać jej uspołecznienie, czyli włączenie uczestników, i ich twórczą aktywizację. Takie uczestnictwo wymaga jednak zarówno uznania symbolicznego, jak i odpowiednich kompetencji. W apelu Obywateli Kultury o 1 proc. budżetu wyraża się właśnie ta ostatnia wizja kultury – demokratycznej i uspołecznionej, służącej społecznej integracji i twórczej aktywizacji. To nie kaprys kulturalnej elity pragnącej podwyżek honorariów, nowych etatów i zachowania anachronicznego ładu instytucjonalnego. Ta wizja jest reakcją na proces degradacji kultury w Polsce, którego nie zalukrują najbardziej nawet imponujące inwestycje w infrastrukturę kultury realizowane ze środków Unii Europejskiej. To ostatni moment, by zatrzymać proces degradacji. Badania naukowe potwierdzają, że jest on barierą dla modernizacji. Niskie wskaźniki upowszechnienia nowych technologii komunikacyjnych, takich jak internet, a nawet telefonia komórkowa, wynikają głównie z bariery braku potrzeb i kompetencji. Katastrofa czytelnicza wzmagana przez swoisty zakaz czytania obowiązujący w polskim systemie edukacyjnym (bo przecież omawianie lektur z fragmentów i wypisów pod egzaminacyjny klucz nie jest rozwojem kultury czytelniczej) prowadzi do degradacji debaty publicznej, co widać nawet bez badań naukowych. Kolejne efekty destrukcji kultury to zahamowanie rozwoju, a w końcu zagrożenie dla podstaw ładu demokratycznego. 18


Kultura, głupcze!

Opisane wcześniej przykłady modernizacji przez kulturę pokazują, że katastrofa nie jest przeznaczeniem, a rynek wyrocznią. Zmiana jest możliwa, a do jej zainicjowania potrzeba kilku czynników: uznania, włączenia, kompetencji, uczestnictwa, infrastruktury, otwartej przestrzeni publicznej, instytucji. By te czynniki zadziałały, potrzebna jest z jednej strony nowoczesna ekonomia kultury, czyli refleksja nad kulturą jako środowiskiem rozwoju indywidualnego, społecznego i gospodarczego. Z drugiej zaś potrzebna jest jasno określona i akceptowana społecznie wizja rozwoju. Brakuje nam jednej i drugiej. Za te braki odpowiedzialni jesteśmy wszyscy. Czas, by kultura i rozwój stały się wiodącymi tematami debaty publicznej, której efektem będzie pakt społeczny na rzecz przyszłości.

19


Ekonomia kultury. Przewodnik Krytyki Politycznej Warszawa 2010 © Copyright for this edition by Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2010 © Copyright for Manifest dotKomunistyczny by Eben Moglen, 2010 Wydanie I Printed in Poland ISBN 978-83-61006-05-3 Seria Przewodniki Krytyki Politycznej, tom 22 Projekt graficzny i łamanie: xdr Projekt okładki: Twożywo Redakcja: Zespół KP Korekta: Joanna Dzik Druk i oprawa: ZG Colonel SA, Ul. Dąbrowskiego 16, 30-532 Kraków Wydawnictwo Krytyki Politycznej ul. Nowy Świat 63 00–042 Warszawa redakcja@krytykapolityczna www.krytykapolityczna.pl

Zrealizowano ze środków Narodowego Centrum Kultury.


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.