Marshall Berman, Przygody z marksizmem

Page 1

Marshall Berman

Przygody z marksizmem przełożył Sebastian Szymański przedmowa Agata Bielik-Robson

Wydawnictwo Krytyki Politycznej WARSZAWA 2012


Marshall Berman, Przygody z marksizmem Warszawa 2012 Tytuł oryginału: Adventures in Marxism Copyright © Marshall Berman, 1999 Copyright © for the Foreword by Agata Bielik-Robson, 2012 Copyright © for this edition by Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2012

Supported by a grant from the Open Society Foundations. Książka ukazuje się przy wsparciu Open Society Foundations. Wydanie pierwsze ISBN 978-83-62467-52-5 Wydawnictwo Krytyki Politycznej Seria Idee 33


Dla Murraya, mojego ojca, oraz dla Eliego i Danny’ego, moich synów



Agata Bielik-‐Robson 0DUNV WDĝF]ĎF\ O body swayed to music, O brightening glance, How can we know the dancer from the dance? W.B. Yeats, Among School Children

On – najmędrszy, on – wybraniec, Gałgan z brzydką mordą psa Poznał taniec, poznał taniec, Hopsa, hopsa, hopsa-sa!!! Julian Tuwim, Sokrates tańczący

Kiedy piszę tę przedmowę, z uchylonego hotelowego okna dobiega mnie wrzask londyńskich maklerów, którzy na podwórcach koroporacyjnych wieżowców urządzają codzienne licytacje towarów i pracowników. Nad wąwozem budynków, które w londyńskim City zaciemniają wszystkie ulice, tak że rzadko kiedy dociera tu światło dnia, góruje Jajo Węża: owalne monstrum giełdy towarów metalowych, ogromna konstrukcja z błękitnego szkła i zimnej stali, wyglądająca jak zdesantowany w środku miasta statek kosmiczny z odległej przyszłości. U podnóża tego zamczyska z metalu tuli się mały normański kościółek, który w latach 90. wysadziła w powietrze bomba IRA. Za chwilę Jajo Węża opustoszeje i maklerzy wyleją się na ulice, by zasiąść do lunchu na Lead Market Streat, gdzie przy szybkiej kawie i papierosie będą omawiać kolejne interesy. City of London, wciąż jeszcze stolica światowego kapitalizmu, tętni swą codzienną niespożytą energią: energią uncanny, niesamowitą, tremendum et fascinans, przerażającą i fascynującą zarazem, która sprofanowała wszystko, co święte, by za chwilę wznieść swoje świątynie. Kipi i burzy się, sterując nieświadomymi ludzkimi masami, bez wyraźnego celu, ku swej własnej autotelicznej chwale. Tu, w tym „ciemnym miejscu na Ziemi”, w tym prawdziwym „jądrze ciemności”, jakiemu patronuje druidyczny Smok, istotnie rządzą „podziemne siły”, które przejmują kontrolę nad każdym „uczniem czarnoksiężnika” chcącym nieopatrznie je wyko-


8

agata bielik-robson rzystać. To sam reaktor, mroczne serce świata pełnego energii ulatniającej w miałki pył wszystko, co stałe – a zarazem samo centrum alienacji, punkt największego oddalenia od rzeczywistości sensu. Innymi słowy, platoński koszmar: ruch stawania się tak intensywny, że nic nawet przez chwilę nie może tu stać się naprawdę, zaistnieć i nabrać znaczenia. Ruch, stawanie się, czysta energia, wznoszenie i rujnowanie, obłędna dynamika sama dla siebie – i, jakby powiedział Blake, not even one grain of meaning, nawet jednego ziarna sensu.

Znaki ulicy Oto signs in the street, „znaki ulicy”, jakie towarzyszą mi przy czytaniu Marshalla Bermana, który od zawsze pisał pod dyktando ulicznych znaków – przesłań. Znaki ulicy nieprzypadkowe: już prawie dwa wieki temu Marks, inspirowany nimi, napisał swój największy poemat, Manifest komunistyczny, w którym odmalował piękno i grozę właśnie co rozpędzającego się kapitalizmu. Marshall Berman jest pierwszym komentatorem Marksa, który dostrzegł w nim poetę i, podobnie jak Baudelaire w Constantinie Guysie, „malarza życia nowoczesnego”. Obie jego książki, Wszystko, co stałe, rozpływa się w powietrzu oraz Przygody z marksizmem, krążą wiernie wokół natchnionej modernistycznej wizji Marksa, którą wciąż potwierdzają kolejne nowe „znaki ulicy”. Twórczość Bermana – dość skąpa, ale intensywna, składająca się zaledwie z kilku książek1 – jest sokratycznym przeciwieństwem teorii powstającej w akademickich wieżach z kości słoniowej czy, jak kto woli, campusowych oblężonych twierdzach. Choć sam uważa się za spadkobiercę europejskiego modernizmu, nic nie jest mu bardziej obce niż maksyma samowsobności: sztuki, myśli i teorii „samej dla siebie”. Nigdy nie powiedziałby jak Flaubert: „Zamknąłem się w wieży z kości słonio1 W kolejności: The Politics of Authenticity: Radical Individualism and the Emergence of Modern Society (1970); All That Is Solid Melts Into Air: The Experience of Modernity (1982), wydane w Polsce jako „Wszystko, co stałe, rozpływa się w powietrzu: Rzecz o doświadczeniu nowoczesności”, przeł. Marcin Szuster, Kraków: Universitas 2006 (z moją przedmową); Adventures in Marxism (1999); On the Town: One Hundred Years of Spectacle in Times Square (2006); oraz antologia tekstów wydana wspólnie z Brianem Bergerem: New York Calling: From Blackout to Bloomberg (2007).


marks tańczący 9

wej, ale fale gówna biją o ścianę”. Powiedziałby raczej: „Otwarłem swoje okno na odgłosy ulicy, nawet te najbardziej gówniane, żeby znaleźć w nich sens, którego tak bardzo im brakuje”. Jego misja to podnoszenie każdego, najbardziej nawet niepozornego fragmentu świata z upadku alienacji; ze stanu rozproszenia w odśrodkowym pędzie nowoczesności do momentalnego skupienia w refleksji. Jak dla Baudelaire’a, jednego z najbardziej ulubionych bohaterów Bermana, takim antyruchem dezalienacji była w modernitas sztuka, dla autora Przygód z marksizmem jest nim myślenie. Myśl krytyczna ma w istocie dostarczyć tego, czego, wbrew nostalgicznym życzeniom platońskich konserwatystów, rzeczywistość nowoczesna nie dostarczy już nigdy: elementarnej stałości, która może oprzeć się maelsztromowi i stworzyć podwaliny sensu, jakkolwiek kruche i tymczasowe. W misji tej Berman bardzo przypomina Waltera Benjamina, którego sam bardzo trafnie nazwał „aniołem w wielkim mieście”. Benjamin, anielski flaneur, krążył po paryskich pasażach w poszukiwaniu iskier niezniszczalnego życia, które tli się we wszystkim2, nawet w najbardziej zrujnowanych skrawkach miejskiej materii – dziś dodalibyśmy: nawet w Jaju Węża i wylewających się zeń maklerskich tłumach. Nie wiem, czy Bermana, w końcu zadeklarowanego myśliciela starej dobrej Nowej Lewicy, nieufającego asocjacjom teologicznym, ucieszyłoby to porównanie, ale zważywszy na wschodnioeuropejsko-żydowskie pochodzenie jego rodziny, możemy je chyba zaryzykować, zwłaszcza że technika „podnoszenia iskier” nie była obca samemu Benjaminowi. Powiedzmy więc, że Berman jest jak zsekularyzowany chasyd w wielkim mieście, który zamiast wypatrywać świętych iskier w kontemplacji listków i kwiatków, wsłuchuje się pilnie w signs of the street, w napierające zewsząd „fale gówna”, tej codziennej nicości i nieważkości życia nowoczesnego, skąd cierpliwie wyczytuje sensy, orientacje, sugestie. Nadaje imiona temu, co z pozoru beznadziejnie bezimienne.

2 Fraza „niezniszczalność najwyższego życia we wszystkich rzeczach” pojawia się u Benjamina w Pasażach, przeł. Ireneusz Kania, Wydawnictwo Literackie, Kraków: 2005, N 1 a, 4.


10

agata bielik-robson IJ\ZLRã P\ħOHQLD Tym dla Bermana jest myślenie. Berman jest wielkim entuzjastą myślenia, które jednocześnie realnie praktykuje, w ten sposób zadając kłam kondycji bezrefleksyjności, jaką narzuca nam późny kapitalizm, podobnie jak przyroda świetnie czujący się w atmosferze bezsensu, ze swoim, jak to nazywa Slavoj Žižek, Denkverbot, „zakazem myślenia”. Entuzjazm myślenia – nazywania bezimiennego – jest dla Bermana synonimem ulubionej przezeń postawy modernistycznej: wyrosłej z nowoczesności, a jednocześnie subwersywnej wobec jej inercyjnej skłonności do rozpraszania wszystkich znaczących i osuwania się w bezsens czysto mechanicznego ruchu, który imituje samowsobne falowanie natury. Myślenie jest więc w tym sensie podstawową działalnością rewolucyjną, bez której nie może powieść się żadna zmiana społeczna: tylko myślenie bowiem jest w stanie przeciwstawić się kapitalizmowi jako „drugiej naturze” i wyrwać nowoczesność z absurdu „historii naturalnej”3. Tylko myślenie może okiełznać ruch modernitas, by nadać mu sensowną orientację. I tak jak dla Kanta oświecenie to wyjście z samozawinionej niedojrzałości ku rozumnej autonomii, tak dla Bermana modernizm to wyjście ze stanu inercyjnej bezmyślności ku myśleniu, które to, co wcześniej wydawało się naturalne, podaje w wątpliwość, otwierając tym samym ludzką „historię naturalną” na przyszłą celową zmianę. Myślenie jako fundamentalna cecha postawy modernistycznej jest więc bardziej świetlistym dublem nowoczesnej realności, którą znamy pod nazwą kapitalizmu. Ono także chce sprofanować wszystko, co święte, i rozpuścić w powietrzu wszystko, co stałe, stanowe i zakrzepłe – ale nie po to, by rozproszyć resztki ludzkiego sensu jako „feudalne iluzje” i rozpętać ruch niekontrolowanych zmian, na podobieństwo erogenez, eksplozji supernowych czy innych hiperenergetycznych fenomenów natury. Jeśli myśl modernistyczna uczestniczy w tym profanacyjnym ruchu modernitas, to po to, by dokoPojęcie historii naturalnej także wywodzi się od Waltera Benjamina, który w swojej niedoszłej pracy habilitacyjnej o niemieckim dramacie barokowym krytykuje historycyzm, wskazując na fakt, że ludzkie dzieje nie wyszły jeszcze z kręgu oddziaływania przyrody i nadal naśladują organiczny cykl powstawania i i ginięcia. Por. Walter Benjamin, Ursprung des deutschen Trauerspiels, Suhrkamp: Frankfurt am Main 1978. 3


marks tańczący 11

nać jeszcze silniejszej, jeszcze wyrazistszej denaturalizacji: wyprowadzić człowieka z domu niewoli zwanego przyrodą i pozwolić mu ustanowić nowe warunki życia, w którym życie to już więcej nieograniczane przez pozorne konieczności wejdzie na drogę „nieskończonego samorozwoju”. Od samego początku zatem w nowoczesności toczy się wojna o stawkę tego energetycznego wybuchu, który zapoczątkował modernitas, odparowując naraz wszystko, co stałe: podczas gdy kapitalizm reprezentujący tu przeważające siły realnego poniósł ten ruch w stronę przyrodniczej krainy bezsensu, niepowstrzymywany przez żadną aurę, halo, świętość i inne oporne znaczące – myślenie reprezentujące tylko garstkę modernistycznych entuzjastów (w tym Marksa i Bermana) domaga się nowych znaczeń, sensów obywających się bez dawnych aureoli, ludzkich, dotykalnych, całkowicie zdezalienowanych. Podczas gdy dla kapitalizmu marksowska profanacja to idealny pretekst do ponownej naturalizacji ludzkości – dla myślenia odwrotnie, to szansa na absolutną denaturalizację, gdzie świat ludzki stanie się w końcu jasny, przejrzysty, przenikalny dla refleksji, wolny od mrocznych zależności, od niezbadanych wyroków Realnego. W istocie dla Bermana myślenie jako takie możliwe jest tylko w epoce nowoczesnej. Przedtem substancja myśli nie była dostatecznie lotna, dostatecznie verdampft, by móc poruszać się z równą swobodą w nowo odsłoniętym żywiole możliwości. Stąd u Bermana mało odniesień do philosophia perennis; prawdziwa myśl zaczyna się wraz z cezurą modernitas, która ustanawia całkowicie nową epokę w dziejach, kiedy to myślenie odważnie odsłania „rzeczywiste warunki życia”, ale po to tylko, by je zmienić. Przedtem myśl tylko interpretowała i jednała się z tym, co zastane – teraz, w epoce nowoczesnej, myślenie po raz pierwszy kreuje projekty, w których centrum stoi ludzkie życie widziane w perspektywie „nieskończonego rozwoju”. Marshall Berman nieustannie deklaruje swoją przynależność do tej modernistycznej visionary company, a jednocześnie wciąż do niej zaprasza: swoich czytelników, słuchaczy i uczniów z CUNY, tego najbardziej street-wise z nowojorskich uniwersytetów, na który studenci przychodzą dokładnie prosto „z ulicy”, by po raz pierwszy odkryć magiczną możliwość, jaką jest „myślenie” (jednym słowem, absolutne przeciwieństwo amerykańskiej Ligi Bluszczowej, gdzie, tak jak we wszystkich innych korporacjach na świecie, nikt już myślenia ani nie odkrywa, ani nie upra-


12 agata bielik-robson

wia). Wszystkie jego teksty pełne są biograficznych odniesień – jak po raz pierwszy spotkał (to ważne słowo dla Bermana) Marksa, Lukácsa, Benjamina i jakim objawieniem (to też ważne słowo) były dla niego marksowskie Rękopisy albo Historia i świadomość klasowa. Myślenie jest tu życiem, życie jest myśleniem, w czym bardzo przypomina swego ziomka z Bronksu Harolda Blooma, który również deklaruje, że nie ma dla niego życia poza rozmyślaniem o literaturze, zwłaszcza modernistycznej. Jego eseje to więc jednocześnie model egzystencjalny, pokazujący, na czym polega życie prawdziwego modernisty; jako „malarz życia nowoczesnego” Berman sam jest jego najbardziej witalną częścią.

Taniec z Marksem Pasją bermanowskiego myślenia jest Marks. Nie marksizm, lecz Marks. Karol Marks, człowiek i pisarz, jeden z największych modernistów wszech czasów, którego Berman stawia obok Mallarmégo, Joyce’a i Kafki. Marks humanistyczny, pełen „zmysłowego ciepła i duchowej głębi”4, jeszcze nieprzesłonięty przez machinę terroretyczną, w której terror teorii w jej najzimniejszym mandaryńskim wydaniu à la Althusser zdominuje i wyprze wszystko, co ludzkie. Marks, autor tak romantyczno-humanistycznych Rękopisów i już bardziej odczarowanego Kapitału, które to dzieła czyta Berman jako wizjonerskie odsłony, pełne precyzyjnych wglądów w naturę życia nowoczesnego na miarę Szekspira i Dickensa, lecz już znacznie mniej stabilne w sferze projektów. Czyli, jak sugeruje tytuł jednego z esejów, robiący aluzję do znanego wiersza Yeatsa: Marks tancerz, którego da się mimo wszystko odróżnić od tańca zwanego marksizmem. Więcej jeszcze: Marks naprawdę tańczący – Marks zakochany, Marks zmysłowy, Marks upojony erotyką, Marks zdegustowany prymitywizmem „wolnej miłości” paryskich komunardów, Marks pożądający ciepła stosunków międzyludzkich, od których zawsze czuł się oddzielony, Marks pragnący szczęścia. Czyli Marks faustyczny, Marks wcielony i robiący użytek ze swojego ciała ‒ a nie tylko i nie przede wszystkim Marks jako „kamienne spojrzenie” teorii, które zgodnie z marksistowską hagiografią ujrzało nowoczesność na sposób niemal boski, poza uwarunkowaniem przez ideologię. 4

Zob. w tym tomie, s. 44.


marks tańczący 13

Stałą ambicją Bermana, która ujawniła się już w jego pierwszej ważnej książce, All That Is Solid Melts into Air, jest dokonać syntezy Marksa jako klasyka modernizacji z modernistyczną tradycją literacką, przy pewnym wyminięciu marksizmu jako teorii traktującej Marksa wyłącznie jako „filozofa aktualności”. W najważniejszym eseju książki, będącym czymś w rodzaju sequela do poprzedniej książki, Wszystko, co stałe, rozpływa się w powietrzu: Marks, modernizm i modernizacja, Berman tak oto opisuje ową melting vision, którą ewokuje słynna fraza z Manifestu komunistycznego: „Alles Stehende und Ständische verdampft” ‒ Kosmiczna skala i wizjonerska wielkość tego obrazu, jego niezmiernie skondensowana i dramatyczna siła, jego niewyraźnie apokaliptyczny podtekst, wieloznaczność jego punktu widzenia – ciepło, które niszczy, jest również nadmiarem energii, zalewem życia – wszystkie te cechy mają rzekomo być znakami rozpoznawczymi modernistycznej wyobraźni. Są to tego rodzaju rzeczy, które spodziewamy się spotkać u Rimbauda, Nietzschego, Rilkego albo Yeatsa „Wszystko w rozpadzie, w odśrodkowym wirze”.5

I chwilę później: Tak więc w pierwszej części Manifestu Marks przedstawia przeciwieństwa, które będą kształtować i wprawiać w ruch kulturę modernizmu w nadchodzącym stuleciu: wątek nienasyconych pragnień i popędów, permanentnej rewolucji, nieskończonego rozwoju, nieustannego tworzenia i odnawiania każdej sfery życia; oraz jego radykalną antytezę, wątek nihilizmu, nienasyconej destrukcji, wstrząsów i przesileń życia, jądra ciemności, grozy.6

Inaczej jednak niż Rimbaud, Nietzsche, Rilke i Yeats Marks gruntuje swoją „topniejącą wizję” w realnych przemianach społeczno-ekonomicznych, nie pozwalając, by modernistyczny kwiat zbuntował się przeciw swym modernizacyjnym korzeniom. Tak zatem, jak Marksowi przydaje się powinowactwo z wyboru z największymi poetami nowoczesności, wychwalającymi nadobfitość życia uwolnionego z okowów fałszywych konieczności – tak też poetom tym należy się przypomnienie, że nie uprawiają 5 6

Tamże, s. 109. Tamże, s. 125.


14

agata bielik-robson oni art for art’s sake, lecz wypowiadają warunki społecznej egzystencji, w których uczestniczą na równi z pogardzanymi przez siebie mieszczuchami i niewyedukowanym proletariatem. Bermana głównie jednak zajmuje sam Marks i jego modernistyczna, wysoce dialektycza melting vision „wizja rozpływania się”7. Natychmiastowym efektem tego silnego misreading Marksa (jakby powiedział ziomal z Bronksu Harold Bloom) jest jego „zmieszczanienie”: przesunięcie punktu ciężkości z profetycznych wykrzykników na temat wyklętego ludu proletariackiego w stronę apologii nowoczesnego „tu i teraz”, czyli burżuazji. Jak każdy modernista Marks w opowieści Bermana jest członkiem klasy średniej i cała Bermanowska analiza tak Manifestu, jak i Kapitału sprzyja wyraźnie dowartościowaniu mieszczaństwa jako nadal najbardziej rewolucyjnej klasy w dziejach, która jako pierwsza pokazała, do czego zdolna jest ludzka aktywność: Co zaskakujące, na następnych kilku stronach – pisze Berman o konstrukcji Manifestu komunistycznego (który w istocie należałoby nazywać, przynajmniej w częście pierwszej, Manifestem kapitalistycznym) – wydaje się, że Marks nie zamierza grzebać burżuazji, lecz ją wychwalać. Pisze namiętną, entuzjastyczną, często liryczną pochwałę dzieł, idei i osiągnięć burżuazji. Istotnie, na tych stronach jego pochwały przewyższają zdecydowaniem i siłą wszystkie peany, jakie formułowali pod jej adresem przedstawiciele samej burżuazji.8

Paradoks polega tu na tym, że największą ofiarą dialektyki nowoczesności okazuje się właśnie samo mieszczaństwo, które jako klasa panująca nie posiada żadnej legitymizacji (jak pamiętamy, wszystko, co stałe, w tym każde „prawo naturalne” uzasadniające dominację jednej klasy nad drugą, w międzyczasie wyparowało…), dlatego też w zgodzie z własną ideologią powinno znieść warunki społeczne oparte na nierówności i panowaniu. To zatem, co decyduje o wielkiej pochwale burżuazji u Marksa, jest jednocześnie tym, co burżuazję w końcu najprawdopodobniej „pogrzebie” – jak twierdzi Berman, wyłącznie dla jej własnego dobra.

7 8

Tamże, s. 110. Tamże, s. 113.


marks tańczący 15

Berman skupia się na zjawisku, które już György Lukács w Historii i świadomości klasowej nazwał „antynomiami myśli mieszczańskiej”: pokłada nadzieję nie tyle w rewolucyjnej sile outsidera, czyli proletariatru, ile raczej w autosubwersywnych tendencjach samej burżuazji i kapitalizmu jako formacji wewnętrznie sprzecznej i niestabilnej. Pisze więc: „Kapitalizm jest przerażający właśnie dlatego, że wspiera ludzką energię, spontaniczne uczucie, rozwój człowieka tylko po to, by je zmiażdżyć, oszczędzając nielicznych zwycięzców na szczycie”9. „Problem z kapitalizmem polega na tym, że tutaj podobnie jak gdzie indziej niszczy on ludzkie możliwości, które sam tworzy. Wspiera, a w istocie wymusza samorozwój wszystkich – jednak ludzki rozwój może być tylko ograniczony i zniekształcony”10. „[Burżuazja], ta najbardziej kreatywna klasa, odcina się od swojej własnej kreatywności”11. Albo jeszcze w innym miejscu: „Społeczeństwo burżuazyjne traktuje swoich robotników jak przedmioty, a jednak rozwija ich podmiotowość”12. Nowoczesne mieszczaństwo tworzy koncepcję jednostkowej emancypacji, praw człowieka, odkrywa nieznane dotąd głębie duchowe indywiduum w romantycznej teorii Bildung, otwiera nadzieje na nieskończony samorozwój i zindywidualizowane dążenie do szczęścia, decyduje się na obłędne ryzyko „innowacji przez permanentną autodestrukcję” – a jednocześnie odbiera sobie wolność w „kapitalistycznej religii”, w której kłania się nowemu bóstwu praw rynku traktowanych z równym nabożeństwem co niegdysiejsze prawa boskie. „Fikcja Prawa Naturalnego – która wykorzystuje wszystkie wieloznaczności zarówno «natury», jak i «prawa» i za sprawą której dyskurs opisowy i normatywny ulegają rozmazaniu – z niezmierną siłą przykuwa ludzi do ich ról”13 – pisze Berman, wskazując na samoograniczający się charakter burżuazyjnej rewolucji, która rozpoczyna się od ulotnienia wszystkiego, co obowiązujące, by chwilę później zatrzymać się na odtworzeniu sztywnej granicy przestrzeganej w formie iście religijnego kultu. Rozdział o fetyszyzmie towarowym z Kapitału po9 10 11 12 13

Tamże, s. 35–36. Tamże, s. 117–118. Tamże, s. 123. Tamże, s. 40. Tamże, s. 65.


16

agata bielik-robson kazuje tę drugą, „kultową” stronę burżuazyjnej działaności ekonomicznej, w której – jak to później ujmie Benjamin w swoim słynnym eseju – kapitalizm, niegdyś siła wszechprofanująca, sam występuje jako nowa religia14. Fanatyzm, z jakim kapitalista akumuluje kapitał i z jakim fetyszyzuje wartość dodatkową, która sakralizuje wytworzony przezeń towar, jest zdaniem Marksa ściśle religijnego pochodzenia: wykazuje wszystkie cechy uzależnienia ludzkiego umysłu od jego własnego wytworu, który się wyalienował od swego twórcy. O ile jednak Marks (podobnie jak cała marksistowska ortodoksja) uważa mieszczaństwo za formację sprzeczną bezpłodnie i jałowo, na zawsze skazaną na quasi-religijną służbę wyobcowanemu bóstwu Kapitału, i inwestuje w nową klasę, proletariat – o tyle Berman lokuje swoje nadzieje w burżuazji właśnie, sądząc, że rozsadzające je napięcie doprowadzi w końcu do zwycięstwa tendencji profanacyjnej. A wówczas, jak twierdzi, nastąpi przejście od kapitalizmu jako religijnej heteronomii do kapitalizmu jako autonomii samorealizacji, gdzie… Ludzie nie czują się już zmuszeni do spełniania niekończących się żądań obcej Woli – są wolni przynajmniej na tyle, żeby myśleć o sobie… Jednak, powiada Marks, mimo tego wszystkiego „pragnienie zabawy” w jego czystej formie, gdy tylko zostanie rozniecone, nigdy nie może zostać stłumione; dlatego ludzie nigdy nie pozwoliliby, by ich wolność znów całkowicie znikła, a „faustowski konflikt” – będzie trwał i modyfikował kapitalizm tak długo, jak on sam będzie trwał.15

Ta inwestycja w nowoczesne mieszczaństwo, które w końcu rozwiąże faustowski dylemat – „Dwie dusze żyją w piersi mej!” – na rzecz swobodnego poszukiwania szczęścia, to najbardziej charakterystyczny rys Bermanowskiej interpretacji Marksa, najsilniej chyba oddalający ją od klasycznej marksistowskiej ortodoksji, wiecznie poszukującej outsidera i alternatywy dla burżuazji16. Podobnie jak Adorno i Horkheimer, którzy w Dialektyce 14 Por. Walter Benjamin, Capitalism as Religion, [w:] Selected Writings vol. I, trans. W. Jennings, Harvard University Press, Cambridge Mass. 1996. 15 Tamże, s. 71, 72. 16 Berman ma tu także swoich prekursorów, przede wszystkim Adorna, który nigdy nie zaprzestał pracy nad „świadomością mieszczańską”, ale także, co sam podkreśla, Herberta Marcusego, którego Eros i cywilizacja opowiada o przejściu od kapitalizmu


marks tańczący 17

oświecenia deklarują, że będą bronić oświecenia przed nim samym, odwołując się do jego lepszej, „obiecanej” wizji, tak samo u Bermana Marks „ma nadzieję na zaleczenie ran nowoczesności dzięki pełniejszej i głębszej modernizacji”17. Chce ocalić modernitas przez przepracowanie ‒ iście freudowskie Durcharbeiten ‒ skonfliktowanej wewnętrznie psyche jedynej klasy będącej rzeczywistym nośnikiem nowoczesnej dynamiki, czyli burżuazji. Marks Bermana nie jest więc jednolicie „lewacki”; jest w nim także spora doza „romantycznego liberalizmu”, z którym Bermanowi (za jego nauczycielem Lionellem Trillingiem) bardzo po drodze. Niechętny wszelkiemu kolektywizmowi, który, jak sądzi, zniszczył marksistowską ortodoksję, Berman usiłuje wyłowić z Marksa aspekt humanistyczny, rodem z niemieckiego romantyzmu: Tym, co tak bardzo uderzyło mnie w esejach Marksa z 1844 roku – pisze w eseju poświęconym jego odkryciu wczesnych rękopisów Marksa – a czego w ogóle się nie spodziewałem, była jego wrażliwość na jednostkę. Te wczesne eseje wyrażają konflikt między Bildung i wyalienowaną pracą. Bildung jest podstawową ludzką wartością w liberalnym romantyzmie… obejmuje ono całą rodzinę idei takich, jak „subiektywność”, „odnalezienie samego siebie”, „dorastanie”, „tożsamość”, „samorozwój” i „stawanie się tym, kim się jest”. Marks sytuuje ten ideał w historii nowożytnej i przedstawia teorię sytuującą go w kontekście społecznym.18

Bermanowski Marks siedzi więc bardzo mocno w okopach mieszczańskiego humanizmu, z jego flagowym pojęciem Bildung, które towarzyszy europejskiej burżuazji nieprzerwanie od Goethego po Rorty’ego, od Wilhelma Meistra po Ironię, przygodność, solidarność. Mieszczańska Bildung pojmowana jest przezeń całkowicie demokratycznie (jak trafnie zauważa, prawdziwym mistrzem bildungsroman jest Bruce Springsteen): każdy może zostać członkiem klasy średniej, która „robi się sama”; każdy może podjąć ten wysiłek samostanowienia w projekcie „nieskończonego samorozwoju”; i każdy może opuścić tradycjonalne pielesze „idiotyzmu życia wiejskiego”, by stać się mieszczańskim modernistą, którego żywiołem jest prometejskiego, skupionego represyjnie na wytwarzaniu, do społeczeństwa postprodukcyjnego, orfickiego i narcystycznego, skupionego na poszukiwaniu szczęścia. 17 Zob. w tym tomie, s. 120. 18 Tamże, s. 34–35.


18

agata bielik-robson myślenie. Burżuazja musi tylko zrozumieć, czym jest, czyli najbardziej rewolucyjną klasą w dziejach, dla której kapitalizm jest narzędziem, nie panem; zamiast imitować feudalną arystokrację, musi przyjąć w pełni świadomie tożsamość, jaką projektuje dla niej Marks w Manifeście. W Bermanowskim ujęciu Marksa nie znajdziemy więc śladu antyhumanizmu, tak typowego dla systematycznej terror-theory spod znaku Lukácsa czy Althussera. Nie znajdziemy go, choćby dlatego, że Berman nie widzi najmniejszego powodu, by nowoczesne myślenie miało poddawać się wymogom rzeczywistości kapitalistycznej. Antyhumanizm jest bowiem dokładnie tym, czego chce kapitalizm jako wyalienowana machina paseudonaturalistycznych praw: „automatu [który] posiada w osobie kapitalisty świadomość i wolę – środek pracy jest więc ożywiony dążnością, aby zredukować do minimum opór przeciwdziałającej mu, lecz elastycznej natury ludzkiej”19. Dehumanizacja współczesnej „filozofii aktualności” – linia ciągnąca się w późnonowoczesnej myśli od Nietzschego, przez Heideggera, po Althussera i Deleuze’a, Lacana i Žižka – okazuje się tu alienacyjną tendencją samego kapitalizmu, której przeciwstawić się może tylko jedna bariera, wprawdzie plastyczna, ale jednak stawiająca opór: człowiek. Jako marksowski humanista Berman nie ma ani zrozumienia, ani cierpliwości dla całej XX-wiecznej myśli, która, jak sądzi, uległa „religii kapitalistycznej”, porzucając człowieka albo dla automatów, albo dla Übermenscha ‒ tego, co nieludzkie i ponadludzkie ‒ a co w istocie wychodzi na jedno. Już we Wszystko, co stałe, rozpływa się w powietrzu solidaryzował się z Duchem Ziemi, który naśmiewa się z Fausta, że ten już marzy o byciu istotą nadludzką, kiedy jeszcze tak naprawdę nigdy nie stał się człowiekiem. Tak samo w tej książce. W eseju o Izaaku Bablu Berman świetnie wychwytuje nietzscheański moment nowoczesnej polityki, jakim jest „wywoływanie barbarzyńców”: karnawałowy flirt z przemocą, który znosi melancholijną, wewnętrznie skonfliktowaną świadomość mieszczucha, by zastąpić ją, choćby na moment, silną i bezrefleksyjną wolą płowej bestii, zdolną do każdego, najbardziej nawet gwałtownego aktu. I podczas gdy Žižek i Badiou będą nas dziś przekonywać, że ten rodzaj „nowych narodzin” (bo jest to po prostu quasi-religijna formuła 19

Tamże, s. 62.


marks tańczący 19

born again) dopiero daje akces do prawdziwej subiektywności, określonej odtąd tylko przez fanatyczne oddanie Sprawie, Berman spokojnie weźmie stronę Babla, który wyleczył się z fascynacji prostą siłą i docenił komplikacje mieszczańskiego podmiotu, lepiej czującego się w żywiole wątpliwości niż w stanie wiernopoddańczej interpelacji. W eseju Od Paryża po Gdańsk ten antyfanatyczny ton jest jeszcze wyrazistszy. Berman krytykuje tu Jamesa Billingtona i jego Fire in the Minds of Men za infantylną rewolucyjną egzaltację, która każe mu zachwycać się Leninem jako „najbardziej męskim z reformatorów” zdolnym do „nagłej chłodnej depersonalizacji”20. Gdy diagnozuje ten typ rewolucyjności jako „desperacki skok w jednowymiarową wiarę”21, to jest to jednocześnie najlepsza charakterystyka „lewicy lacanowskiej”, która dziś przejęła sztafetę „nieludzkiego” po Lukácsu i Althusserze. Także kiedy pisze o Lukácsu, choć z wielkim szacunkiem i niezwykłą wprost wyrozumiałością (jakiej osobiście nie podzielam), podkreśla fanatyczno-religijny wymiar jego „nawrócenia na komunizm”, ironicznie stwierdzając, że w ten sposób marksizm nabawił się swojego Tertuliana i Augustyna z ich nienaruszalnym przez fakty credo quia absurdum. Wszystkie te przejawy dehumanizacji, depersonalizacji i quasi-religijnego samoofiarowania, jakie Berman z niepokojem śledzi na lewicy, są dla niego tylko kolejnymi figurami kapitalistycznej alienacji, jedynie wzmagającymi najgorsze antyhumanistyczne tendencje kapitalizmu; w żadnym zaś sensie nie mogą one stanowić oparcia dla sensownej subwersji. Powracając do odwiecznej formuły wiernopoddańczego oddania, grzebią one to, co najcenniejsze w rewolucji nowoczesności: odwagę myślenia, które wypowiedziało wojnę wszelkiej alienacji, nie chcąc już więcej służyć – ani Bogu, ani Obcej Woli, ani Partii, ani Sprawie. Jedynym sloganem nowoczesnego podmiotu jest i ma pozostać: non serviam! Każdy rodzaj służby, upodmiotowienia przez poddanie (sujetion, jak mawia Lacan, podkreślając tę dwuznaczność) – czy to bogom rynku, czy boskiej sprawie rewolucji – jedynie zawraca nas z drogi modernitas. A tego Berman, wierny pierwszemu wielkiemu entuzjaście nowoczesności Marksowi, absolutnie nie chce. 20 21

Tamże, s. 79. Tamże.


SPIS RZECZY

Agata Bielik-Robson Marks tańczący

7

przedmowa

23

wprowadzenie W samym środku zamętu. Przygody z marksizmem

27

1

Marks: tancerz i taniec

41

2

Wolność i fetyszyzm

58

3

Wciąż czekam na dworcu

75

4

Studs Terkel: życie na muralu

81

5

Ludzie w Kapitale

93

6

Wszystko, co stałe, rozpływa się w powietrzu: Marks, modernizm i modernizacja 102

7

Znaki na ulicach

157

8

Od Paryża po Gdańsk

171

9

Kosmiczna hucpa Györgya Lukácsa

178

10 Izaak Babel: czekając na barbarzyńców

201

11 Meyer Schapiro: obecność podmiotu

213

12 Walter Benjamin: anioł w mieście

226

13 Melodia uwolniona z okowów

240

indeks

255



Tłumaczenie: Sebastian Szymański Redakcja: Katarzyna Tośko Korekta: Joanna Dzik Projekt okładki: Hanna Gill-Piątek, Tomasz Piątek na podstawie koncepcji graficznej grupy twożywo Projekt typograficzny: Skład: Druk i oprawa:

www.opolgraf.com.pl

Wydawnictwo Krytyki Politycznej ul. Nowy Świat 63 00-042 Warszawa redakcja@krytykapolityczna.pl www.krytykapolityczna.pl Książki Wydawnictwa Krytyki Politycznej dostępne są w promocyjnej cenie w CK Nowy Wspaniały Świat (Nowy Świat 63, Warszawa), Świetlicy KP w Łodzi (ul. Piotrowska 101, Łódź), Świetlicy KP w Trójmieście (Nowe Ogrody 35, Gdańsk) oraz księgarni internetowej KP (www.sklep.krytykapolityczna.pl), a w cenie detalicznej w sieci Empik i dobrych księgarniach na terenie całej Polski.


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.