numer specjalny

Page 1

Specjalnie dla szkół

.............................................................................................................................................................................

2010

INDEKS 377325 • ISSN 0137-222X

   Zabytek inżynierii budowlanej w gronie światowych arcydzieł techniki (ss. 16-23)

   Miniatury zabytkowych budowli (ss. 24-27)

  Zabytkowe solniczki w Muzeum Żup Krakowskich w Wieliczce (ss. 44-47)

    Dawne przybory do pisania (ss.55-56)


| Spotkania z Zabytkami – dla szkół

2010

Spis treści

...........................................................................................................................................

■4

Pomówmy o zabytkach

M L

■ 16 Most nad mostami

W J. A

■ 24 Słynne budowle w warszawskich Włochach M M. P

■ 28 Z warsztatu historyka sztuki: Kilka faktów z historii fabryki fajansów na Dębnikach w Krakowie B K

■1

Od redakcji

■2

przeglądy, poglądy Spotkania na wschodzie

■ 32

■ 35

■ 44

Spotkanie z książką: Muzealnictwo

■ 48

Galeria Sztuki Polskiej XIX wieku w Sukiennicach zaprasza publiczność

Siedziba hrabiów Pusłowskich w Piaskach

rozmaitości

zabytki w krajobrazie

■ 49

Światowe dziedzictwo

W odwiedzinach w pałacu w Kłębowcu

■ 49

Spotkanie z książką: Śladami Baczyńskiego

NaTalia GryziŃska

Spotkanie z książką: Skarby Podkarpackie

■ 39

Świątynia w pełnym blasku

■ 50 ■ 53

KrzyszToF ZieliŃski

to też są zabytki

■ 54

Akcja zabytki poprzemysłowe: Zabytki hutnictwa i odlewnictwa

■ 55

Spotkanie z książką: Znaki na srebrze – czwarta edycja

Warszawska Syrena jako motyw ozdobny biżuterii

IzaBela Zawadzka

Z kryminalnej kroniki: Zagadka śmierci księżnej Ludgardy

Hanna Widacka

Jan PaŃczyk

■ 43

Małe arcydzieła – zabytkowe solniczki

KlemenTyna OcHniak-Dudek

■ 47

KaTarzyna i Jerzy Samusikowie

■ 38

■ 40

z wizytą w muzeum

Z Dźwiniaczki do Warszawy

JarosŁaw Komorowski

Stilusy i tabliczki woskowe – dawne przybory do pisania

Maria Krajewska

■ 57

Listy

...


Od Redakcji

miesięcznik popularnonaukowy

........................................................................................................................................................................................................

N a r o d o w e C e n t r u m K u lt u r y u l . S e n at o r s k a 1 2 0 0 - 0 8 2 Wa r s z a wa tel. (+48) 22 21 00 100, fa x : ( + 4 8 ) 2 2 2 1 0 0 1 0 1 nck@nck.pl, www.nck.pl

Numer Specjalny – dla szkół Warszawa 2010 ADRES REDAKCJI

00-590 Warszawa, ul. Marszałkowska 4 lok. 4 tel./fax 22 622-46-63 e-mail: redakcja@spotkania-z-zabytkami.pl http:// www.spotkania-z-zabytkami.pl

REDAKCJA Wojciech Przybyszewski redaktor naczelny Lidia Bruszewska zastępca redaktora naczelnego Ewa A. Kamińska sekretarz redakcji Jarosław Komorowski Piotr Berezowski projekt graficzny Magdalena Barańska łamanie i opracowanie komputerowe

WSPÓŁPRA­COWNICY Stanisław Grzelachowski Monika Nowakowska Janusz Sujecki Tomasz Urzykowski Hanna Widacka Wanda Załęska

........................................

RA­DA RE­DAK­CYJ­NA prof. dr hab. Andrzej Tomaszewski (przewodniczący) prof. dr hab. Dorota Folga-Januszewska dr Dominik Jagiełło prof. dr hab. Stanisław Januszewski prof. dr hab. inż. arch. Robert M. Kunkel prof. dr hab. Małgorzata Omilanowska prof. dr hab. Maria Poprzęcka prof. dr hab. Jacek Purchla prof. dr hab. Andrzej Rottermund prof. dr hab. Bogumiła Rouba mgr Andrzej Sołtan dr Marian Sołtysiak prof. dr hab. inż. Bogusław Szmygin

WYDAWCA

00-590 Warszawa, ul. Marszałkowska 4 lok. 4 tel. 22 353 83 30, fax 22 353 83 31 e-mail: fundacja@fundacja-hereditas.pl http:// www.fundacja-hereditas.pl Redakcja zastrzega sobie prawo wprowadzania zmian i skrótów w materiałach przeznaczonych do publikacji oraz publikowania wybranych artykułów w wersji elektronicznej. Materiałów niezamówionych redakcja nie zwraca. Za treść reklam i ogłoszeń redakcja nie odpowiada.

T

en numer przekazujemy naszym stałym młodym Czytelnikom oraz tym, którzy po raz pierwszy zetkną się ze „Spotkaniami z Zabytkami” i dlatego otwiera go artykuł, zawierający podstawowe informacje z zakresu ochrony polskiego dziedzictwa kulturowego. Stanowi on nieco zmienioną, uaktualnioną wersję tekstu zamieszczonego przed ponad trzydziestu laty w pierwszym numerze naszego czasopisma. Jego autorka – dr Maria Lewicka, znakomita popularyzatorka wiedzy o zabytkach, wieloletnia była pracownica Instytutu Sztuki PAN w Warszawie, charakteryzując ogólny zasób polskiego dziedzictwa i przedstawiając w zwięzłych sformułowaniach zasadnicze problemy z nim związane, chce wzbudzić wobec polskiego dziedzictwa kulturowego respekt oraz uświadomić potrzebę jego opieki i ochrony. „Nasze zabiegane «dziś» − pisze – jest nierozerwalnie związane z naszym «wczoraj». Kontakt z zabytkiem tę prawdę jednoznacznie uświadamia”. W tym numerze staraliśmy się też powtórzyć działy i cykle tematyczne, które stanowią budulec edycji każdego numeru „Spotkań z Zabytkami”. I tak np. dział „Zabytki w krajobrazie” reprezentuje wizyta w ruinach niegdyś wspaniałego, barokowego pałacu w Kłębowcu niedaleko Wałcza, w dziale „To też są zabytki” mowa jest o urządzeniach dawnej techniki hutnictwa i odlewnictwa eksponowanych w Muzeum Zagłębia Staropolskiego w Sielpi, w dziale „Z wizytą w muzeum” możemy przeczytać o stałej wystawie w Muzeum Żup Krakowskich w Wieliczce pt. „Solniczki – małe arcydzieła sztuki”, jest też zaproszenie do otwartej po trzyletnim remoncie Galerii Sztuki Polskiej XIX wieku w krakowskich Sukiennicach. Zabrakło, niestety, działu „Zabytki i młodzież”, w którym zamieszczane są relacje z rozmaitych działań na rzecz ochrony zabytków, podejmowanych przez Waszych rówieśników. Mając na uwadze udział młodzieży w redagowaniu tego działu, liczymy na przysyłanie materiałów. Wszystkie zasługujące na zainteresowanie ukażą się na łamach kolejnych numerów „Spotkań z Zabytkami”, a aby je systematycznie śledzić, zachęcamy do zamówienia prenumeraty naszego czasopisma (warunki prenumeraty na s. III okładki). Zatem do następnego spotkania z zabytkami.

Nakład: 6000 egz.

NA OKŁADCE: Wędrówka po Warszawie w ramach projektu Fundacji Hereditas „Ale historia! Czyli aktywnie poznajemy dziedzictwo Warszawy” (zajęcia przy dawnym gmachu mennicy, w głębi biurowiec Aurum). (fot. Katarzyna Komar-Michalczyk)

............................................................................................................... P u b l i k a c j a u k a z a ł a s i ę d z i ę k i w s pa r c i u N a r o d o w e g o C e n t r u m K u lt u r y . Informujemy, że odzwierciedla ona wyłącznie poglądy autorów, z a ś N a r o d o w e C e n t r u m K u lt u r y n i e m o ż e p o n o s i ć o d p o w i e d z i a l n o ś c i z a w y k o r z y s ta n i e z a wa r t yc h w n i e j i n f o r m a c j i .

...............................................................................................................


PRZEGLĄDY, POGLĄDY

Przeglądy, poglądy

......................................................................................................................... ODNOWA KOŚCIÓŁKA W CIĘCINIE Drewniany kościół św. Katarzyny w Cięcinie w woj. śląskim stanowi jeden z cenniejszych zabytków na Żywiecczyźnie. Powstał w 1542 r. W późniejszych latach był rozbudowywany – w 1667 r. otrzymał wieżę, w 1893 wydłużona została nawa i dostawiony nowy babiniec, a dwa lata później dobudowano kaplicę św. Franciszka z Asyżu. W pięknym wnętrzu znajduje się drewniany ołtarz pokryty polichromią, barokowa ambona, organy, a także kamienna chrzcielnica z 1705 r. Świątynię szpeci jednak dach – w pierwszych latach XX w. zaczęto z niego demontować stary gont, a zamiast niego układano brzydkie, eternitowe płytki. Parafia z Cięciny przy współpracy z gminą Węgierska Górka postanowiły cały dach pokryć modrzewiowym gontem. Wynajęci cieśle z Harkabuza koło Raby Wyżnej na Podhalu użyli w tej pracy starej metody – nie cięli gontu na mechanicznej

ŁAZIENKI KRÓLEWSKIE W WARSZAWIE POD NOWYM KIEROWNICTWEM Od 16 lipca br. Łazienki Królewskie w Warszawie mają nowego dyrektora. Został nim Tadeusz Zielniewicz, historyk sztuki i konserwator zabytków architektury. W latach 1987-1995 pełnił funkcję generalnego konserwatora zabytków w Ministerstwie Kultury, w latach 1995-1997 był kierownikiem biura Polskiej Rady Biznesu, doradzał też dyrektorowi Zamku Królewskiego w Warszawie w sprawach pozyskiwania funduszy z Unii Europejskiej. W 2007 r. został prezesem zarządu spółki Wejchert Golf Club. Jest członkiem Międzynarodowej Rady Ochrony Zabytków (ICOMOS).

4

pile, tylko ręcznie wycinali wzdłuż słojów drewna. W przyszłości planuje się także wprowadzenie zmian w otoczeniu świątyni – odtworzenie plebanii, organistówki, stodoły i wozowni oraz ogrodu. Jest też pomysł utworzenia na terenie przyległym do kościoła parku drewnianych rzeźb sakralnych. Całość ma zostać ogrodzona i zamontowany system antywłamaniowy.

GLIWICCY KRESOWIANIE W Muzeum w Gliwicach, w ramach projektu „Gliwiccy Kresowianie” zorganizowana została pod tym samym tytułem wystawa, ukazująca życie mieszkańców wschodnich obszarów Drugiej Rzeczypospolitej, ich przymusową emigrację, a także wpływ Kresowian przybyłych do Gliwic na powojenny kształt tego miasta. Zgromadzono na niej liczne pamiątki rodzinne związane z Kresami, historyczne i współczesne fotografie, kopie archiwalnych dokumentów, a także filmy dokumentalne i archiwalne nagrania. Zwiedzający mogą też cofnąć się do wydarzeń minionego wieku, oglądając m.in. wagon towarowy, zbudowany na wzór tych, którymi przewożeni byli Kresowianie. Wystawa czynna będzie do 31 grudnia br.; jej kuratorem jest Bożena Kubit. Wśród wydarzeń towarzyszących wystawie w gliwickim muzeum znalazły się m.in. promocja książki Gliwiccy Kresowianie autorstwa Bożeny Kubit oraz zorganizowana wspólnie z katowickim Oddziałem Instytutu Pamięci Narodowej 28 października br. konferencja naukowa „Kresowianie na Górnym Śląsku”.

Powołanie Tadeusza Zielniewicza na stanowisko dyrektora warszawskich Łazienek odbyło się w sytuacji, kiedy wymagają one przeprowadzenia wielu prac inwestycyjnych i konserwatorskich. Przy decyzjach związanych z podejmowaniem tych prac niezwykle ważne jest nie tylko przygotowanie merytoryczne, ale także umiejętności menedżerskie. W audycji w programie 2 Polskiego Radia Tadeusz Zielniewicz zadeklarował, że Łazienki powinny

być równie dobrze zarządzane, jak Wilanów czy Zamek Królewski i wyraził nadzieję, że wszystkie te placówki kultury będą wkrótce liderami nie tylko w Warszawie i Polsce, ale w szerszym wymiarze. Obiecał, że uczyni z Łazienek miejsce wyjątkowe, coś na miarę parku królewskiego. Redakcja „Spotkań z Zabytkami” życzy nowemu Dyrektorowi utrzymania zapału w podejmowaniu działań i sukcesów w ich realizacji.

DNI MUZEUM POLSKIEGO W RAPPERSWILU

m.st. Warszawy zorganizowała wystawę „Polska w Rapperswilu – Rapperswil w Polsce”, Muzeum Historyczne zaprezentowało ze swoich zbiorów woluminy pochodzące z Muzeum w Rapperswilu, a Muzeum Narodowe – wybrane muzealia i archiwalia ze zbioru rapperswilskiego. Z kolei w Zamku Królewskim w Warszawie odbyło się zwiedzanie kaplicy Królewskiej, w której przechowywana jest urna z sercem Tadeusza Kościuszki (serce Naczelnika spoczywało od 1895 do 1927 r. w rapperswilskim zamku), oraz mieszkanie Stefana Żeromskiego, bibliotekarza w Rapperswilu w latach 1892-1896. Wszystkie imprezy cieszyły się dużym zainteresowaniem mieszkańców Warszawy oraz gości spoza stolicy.

W ramach obchodów w tym roku 140. rocznicy utworzenia Muzeum Polskiego w Rapperswilu (zob. „Spotkania z Zabytkami”, nr 11, 2009, ss. 20-21) odbyły się w Warszawie w dniach 11-12 września br. Dni Muzeum Polskiego w Rapperswilu; ich organizatorem było Towarzystwo Rapperswilskie, a koordynatorem Archiwum Polskiej Akademii Nauk. W czasie tych Dni dwanaście warszawskich instytucji kultury, m.in. Polska Akademia Nauk, Biblioteka Narodowa, Muzeum Historyczne m.st. Warszawy, Muzeum Narodowe, Zamek Królewski, przygotowały wystawy, wykłady, filmy, sesje, koncerty. Biblioteka Publiczna

| Spotkania z Zabytkami – dla szkół

2010


PRZEGLĄDY, POGLĄDY

STARY KANAŁ BYDGOSKI Fragment parku nad Starym Kanałem Bydgoskim – od ronda Grunwaldzkiego do ul. Wrocławskiej – dzisiaj zaniedbany, zanieczyszczony i mało funkcjonalny, ma w przyszłym roku zamienić się w miejsce do wypoczynku, podziwiania i oswajania się z bogatą przyrodą, a także aktywnego spędzania czasu. Historia Kanału Bydgoskiego sięga XVI w. Wtedy to powstał pomysł spięcia sztucznym przekopem dwóch największych polskich rzek – Wisły i Odry, ale projekt ten doczekał się realizacji dopiero za czasów panowania króla Prus Fryderyka II Wielkiego w latach 1773-1774. Nowe połączenie otworzyło miastu drogę do

WIELOKULTUROWOŚĆ PRAWOBRZEŻNEJ WARSZAWY „Obecność-spotkanie-dialog”  –  pod  takim hasłem odbyła się 18 listopada br. konferencja naukowa, poświęcona zagadnieniom wielokulturowości prawobrzeżnej Warszawy. Zorganizowało ją Muzeum Warszawskiej Pragi, nowo powstający oddział Muzeum Historycznego m.st. Warszawy wraz z Fundacją Hereditas, przy współpracy miejskiego Biura Funduszy Europejskich oraz Centrum Kultury Praga Południe. W konferencji uczestniczyło interdyscyplinarne grono badaczy, zajmujących się historią, historią sztuki, socjologią, etnografią i psychologią. Problematyka zróżnicowania narodowościowego i wyznaniowego należy do najważniejszych elementów opisu krajobrazu kulturowego prawobrzeżnych dzielnic Warszawy. Wielokulturowość stanowi bowiem jeden z wyznaczników ich tożsamości. Historia i współczesność tych terenów związana jest z obecnością różnych społeczności, których przedstawiciele współtworzyli zawsze niepowtarzalny klimat Pragi, Grochowa, Gocławia, Saskiej Kępy, Tarchomina, Targówka czy Bródna. Uczestnicy spotkania zaprezentowali wyniki swoich badań, odnoszące się do zamieszkujących te tereny Żydów, Romów, Wietnamczyków, Rosjan, ewangelików czy prawosławnych. Przedstawione na konferencji materiały mają istotne znaczenie dla tworzenia założeń merytorycznych projektowanych ekspozycji w przyszłej siedzibie Muzeum Warszawskiej Pragi. Projekt został zrealizowany dzięki współfinansowaniu przez Unię Europejską ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Programu Infrastruktura i Środowisko.

terytorialnego i ekonomicznego rozwoju. Dodatkowo przyległe do niego tereny stały się ulubionym miejscem bydgoszczan, gdzie mogli bawić się i spędzać

REZYDENCJA DONNERSMARCKÓW Dawna rezydencja Donnersmarcków w Nakle Śląskim doczekała się remontu; w jej murach powstanie Centrum Kultury Śląskiej. Zaprojektowany w bardzo efektownym stylu Tudorów pałac wyglądem kojarzy się z bajkami Walta Disneya. Właściciele budowli – Donnersmarckowie przez mieszkańców Nakła nazywani

CZĘŚĆ ZABUDOWY GORZOWSKIEGO ZAWIERCIA ZABYTKIEM Część starej zabudowy dzielnicy Zawiercie w Gorzowie – kwartał ulic Fabrycznej, Waryńskiego, część Śląskiej i Towarowej oraz ul. Jasna – została wpisana do rejestru zabytków. Jest to szansa dla tej dzielnicy na rewitalizację, pociągającą jednak za sobą olbrzymie koszty, których nie są w stanie ponieść same wspólnoty mieszkaniowe. Ponadto remont kamienic usytuowanych na chronionym obszarze może odbywać się tylko według wskazań konserwatora zabytków, a to oznacza często duże ograniczenia i również wyższe koszty.

czas w wybudowanych tam restauracjach i salach tanecznych. I tak ma być znowu, dzięki pomocy finansowej Unii Europejskiej. Przygotowany projekt został poprzedzony konsultacjami oraz ankietami, które miały określić, czego bydgoszczanie oczekują w tym miejscu. W opracowaniu koncepcji specjalistom pomogli także studenci architektury z Poznania i Holandii. Głównym zadaniem projektu jest uatrakcyjnienie kanału, jednak równie ważnym jego celem jest ochrona przyrody. Całe przedsięwzięcie będzie realizowane w ramach programu Reuris – Revitalisation of Urban River Spaces, czyli Rewitalizacja Miejskich Terenów Nadrzecznych.

byli polskimi Donnersmarckami, bo utrzymywali dobre stosunki z Wojciechem Korfantym, jednym z przywódców powstań śląskich. Ich „bajkowy” pałac, z wieżą ozdobioną malowniczymi blankami i sterczynami, po drugiej wojnie światowej, gdy wprowadziła się tu szkoła rolnicza, mocno podupadł. W ostatnich latach na parterze działała galeria śląskiej sztuki naiwnej ze zbiorów Gerarda Trefonia. Obecnym właścicielem pałacu jest starostwo w Tarnowskich Górach. Prowadzony remont przywróci układ dawnych pałacowych sal (podzielonych wcześniej na potrzeby szkoły), wymienione zostaną stropy, dach i odnowiona cała stolarka. Pałac zyska też nowoczesne instalacje grzewcze, elektryczne i przeciwpożarowe. W kolejnych latach starostwo chce w pałacu urządzić hotel z restauracją albo centrum rehabilitacji. Rozpoczęto już rozmowy z fundacją Donnersmarcków, która pomaga chorym wymagającym zabiegów rehabilitacyjnych.

Decyzja o uznaniu części starej zabudowy Zawiercia za obszar zabytkowy wpisuje się w przyjęty przez Radę Gorzowa program rewitalizacji terenów poprzemysłowych.

Spotkania z Zabytkami – dla szkół

2010 |

5


Pomówmy o zabytkach Maria Lewicka

.........................................................................................................................................................................................................................

Słowo „zabytek” nie ma ścisłego odpowiednika w językach obcych. U nas jest w powszechnym użyciu. Znalazło nawet miejsce w polskim ustawodawstwie. W obowiązującej obecnie ustawie o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami czytamy, że jest to „nieruchomość lub rzecz ruchoma, ich części lub zespoły, będące dziełem człowieka lub związane z jego działalnością i stanowiące świadectwo minionej epoki bądź zdarzeń, których zachowanie leży w interesie społecznym ze względu na posiadaną wartość historyczną, artystyczną lub naukową”. ........................................................................................................................................................................................................................


U

..

.

stawa o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami ma ogromną wagę dla sprawy zabytków, stanowi bowiem podstawę prawną ich ochrony i konserwacji, nakładając na instytucje państwowe i obywateli obowiązek troski o wspólną własność narodową – dobra kultury, które są efektem pracy i myśli minionych i współczesnych pokoleń. Rejestr dóbr kultury podlegających ochronie jest bardzo długi. Obejmuje założenia urbanistyczne miast i osiedli, zespoły architektoniczne i pojedyncze budowle o walorach historycznych i artystycznych, parki, ogrody; dzieła sztuk plastycznych – malarstwa, rzeźby, grafiki, dekoracje, wytwory rzemiosł artystycznych. Mieszczą się w nim wszelkie pamiątki historyczne i militarne, pola sławnych bitew, miejsca upamiętnione walkami o niepodległość i sprawiedliwość, obozy zagłady, a także budowle i przedmioty związane z wydarzeniami historycznymi. W rejestrze znajdują się obiekty archeologiczne – ślady osadnictwa i działalności człowieka pierwotnego (jaskinie, grodziska, cmentarzyska itp.). Obejmuje również wszelkie materiały biblioteczne, kolekcje, zbiory, pracownie, warsztaty wybitnych twórców, jak również materiały archiwalne rękopiśmienne i drukowane, tak z zakresu literatury, jak i muzyki, akta, korespondencje, fotografie, filmy. Zawiera przedmioty związane z techniką i kulturą materialną, np. stanowiska pracy (kopalnie, warsztaty) oraz charakterystyczne dla dawnych i nowoczesnych form gospodarki maszyny, narzędzia, środki transportu itp. Do dóbr kultury należą również obiekty związane z etnografią – zespoły zabudowy, pojedyncze, charakterystyczne budowle, urządzenia, narzędzia, przedmioty użytkowe informujące o gospodarce, twórczości artystycznej, obyczajach i kulturze wsi. Rejestr obejmuje nawet rzadkie okazy przyrody żywej i martwej, o ile nie podlegają ochronie przyrody. Zapytamy teraz, które z wymienionych dóbr kultury można nazwać zabytkami? Łatwiej będzie może zacząć od eliminacji, odpowiadając na pytanie – których nie obejmiemy

1

tym mianem? Wśród przykładów podane zostaną te, które powstały współcześnie. Słusznie, bowiem dla zabytku obowiązujący jest pewien dystans czasowy, dzielący go od współczesności. Ten moment przynależności do przeszłości uwzględnia prof. Witold Doroszewski w Słowniku języka polskiego, określając mianem „zabytek” – „dzieło sztuki lub

1 | Rekonstrukcja osady z epoki kultury łużyckiej w Biskupinie, lata 550-400 p.n.e. 2 | Kolegiata romańska w Tumie pod Łęczycą, XII w.

2

Spotkania z Zabytkami – dla szkół

2010 |

7


literatury (np. budowla, obraz, rzeźba, grafika, książka), mające wartość muzealną, historyczną, jako dokument przeszłości”. Granica czasowa dla zabytków nie została określona. Obecnie wyraźna jest tendencja przybliżania jej. Postęp techniki, szybkie przemiany w naszym wieku nieproporcjonalnie oddalają nam przeszłość. Stawia się często znak równości między pojęciami „zabytek sztuki” i „dzieło sztuki”. Oto wypowiedź współczesnego historyka sztuki, który mówiąc o konieczności sprecyzowania poglądów na ten temat dla celów praktycznych tak formułuje określenie: „[...] obcując z dziełem sztuki na co dzień, musiała historia sztuki opracować jego praktyczną definicję. Dzisiaj za dzieło sztuki zgodnie uważa się przedmiot materialny będący wytworem rąk ludzkich, tak ukształtowany, iż posiada wartość artystyczną (oddziaływuje estetycznie)” (Piotr Skubiszewski, Pojęcia, kierunki i metody historii sztuki, [w:] Wstęp do historii sztuki, Warszawa 1973). Niezbędną cechą dzieł sztuki są więc ich walory artystyczne, ich zdolność oddziaływania, te wartości i cechy, które wywołują nasz podziw, zachwycają, sprawiają, że kontakt z tymi dziełami stanowi przyjemność. Wynika stąd, że ogromny procent dzieł sztuki stanowią zabytki właśnie. O zabytkowych dziełach czy wręcz arcydziełach mówi się czy pisze bardzo dużo. W 2007 r. wydawnictwo „Arkady” wydało obszerny album o posiadanych w naszych kolekcjach dziełach szczególnych i wyjątkowych (W kręgu arcydzieł. Zbiory sztuki w Polsce, Warszawa 2007). Wiele zabytków powiązanych ze swoją epoką udziela nam o niej historycznych informacji. Można je porównać do zwierciadła, w którym ta epoka znajduje odbicie – układy polityczno-społeczne, ideologia, stopień wiedzy, sposób patrzenia i widzenia świata. W zwierciadle tym znajduje też swoje odbicie zarówno indywidualność twórcy, jak i człowieka, na którego zlecenie albo za którego sprawą dzieło powołane zostało do życia. Istnieje bardzo wiele zabytków powstałych w celu przekazania informacji. Należą do nich np. ilustracje książkowe, plakaty, grafika czy malarstwo tego typu, który dziś został zastąpiony przez fotografię prasową. Przykładem może tu być zdobycz wojenna z lat 1655-1656, słynna „Rolka sztokholmska” – fryz malarski przedstawiający wjazd

3 3 | Szczerbiec – miecz koronacyjny królów polskich, pierwsza połowa XIII w. (w Państwowych Zbiorach Sztuki na Wawelu)

4 | Karta 9 recto

z inicjałem B[eatus vir...] („Dawid grający na harfie”) Psałterza Potockich, połowa XIII w., Francja (w zbiorach Biblioteki Narodowej w Warszawie)

8

4

| Spotkania z Zabytkami – dla szkół

2010


5 | Fragment romańskiej

kolumny w bazylice Trójcy Świętej w Strzelnie, XIII w.


7

6 6 | „Madonna z Krużlowej”, około 1410 r., rzeźba w drewnie, polichromowana i złocona (w zbiorach Muzeum Narodowego w Krakowie, eksponowana w Pałacu biskupa Erazma Ciołka) 7 | Fragment murów obronnych w Paczkowie, XIV w.

10

| Spotkania z Zabytkami – dla szkół

2010

króla Zygmunta III Wazy do Krakowa – która w 1974 r. z inicjatywy ówczesnego premiera Szwecji Olofa Palmego powróciła do Polski. Większość zabytków udziela nam komunikatów pośrednich. Na przykład z malarstwa o treści religijnej poznajemy niejednokrotnie akcesoria życia współczesnego tworzącemu artyście. Fantazja nie zastąpiła mu bowiem realnej wiedzy o znanym świecie, przedstawiał więc otaczające go życie, ludzi, sprzęty, wtapiając w nie religijne przedstawienie. Przypatrzmy się np. twórczości Stanisława Samostrzelnika, wybitnego naszego malarza, działającego na przełomie XV i XVI w., twórcy miniatur we wspaniale iluminowanych modlitewnikach króla Zygmunta Starego i królowej Bony, a uzyskamy zwięzłą informację o epoce, wydarzeniach, życiu dworskim, zwyczajach i strojach. Nie będzie przesadą twierdzenie, że przedstawienia plastyczne mają wartość źródeł pisanych dla historii, a nawet często przewyższają je swoją komunikatywnością. Miejsce tu na przypomnienie malarstwa Jana Matejki. Prawie każdy z nas wymienić potrafi jakieś jego ogromne płótno z muzeów Warszawy czy Krakowa, ukazujące wydarzenie ważne w dziejach narodu. Artysta studiował akcesoria z epoki, dlatego jego dzieła stawały się wiarygodne. Opis literacki daje dopiero podstawę do wytworzenia w naszej wyobraźni tego, co przedstawienie plastyczne daje w formie gotowej. Warto zwrócić też uwagę na jedną


8 | Niklas Haberschrack (?),

„Trzy Marie u grobu Chrystusa” z Niegowici, około 1470 r., tempera na desce (w zbiorach Muzeum Narodowego w Krakowie, eksponowana w Pałacu biskupa Erazma Ciołka)

Spotkania z Zabytkami – dla szkół

2010 |

11


specyficzną i wyróżniającą zabytek sztuk plastycznych uniwersalną cechę – jest nią przynależność nie tylko do epoki narodzin, ale również epok następnych, kiedy to w ten czy inny sposób był zauważany, doceniany, stawał się wzorem i stanowił przedmiot doznań estetycznych. Okoliczności powstania lub historia zabytku decydują niejednokrotnie o naszym emocjonalnym do niego stosunku – szacunku dla jego wiekowości, wzruszenia wywoływanego przez świadomość jego współuczestnictwa w wypadkach dziejowych. Szczególnie silny ładunek przeżyć emocjonalnych

9 9 | Renesansowy ratusz w Sandomierzu, połowa XIV w., przebudowany w XVI w.

12

tego typu sprawia, że zabytek urasta czasem do rangi symbolu w dziejach narodu – tak jest z Wawelem, tak jest z odbudowanym Zamkiem Królewskim w Warszawie; podobny przykład stanowi Szczerbiec – przechowywany na Wawelu miecz koronacyjny królów polskich. Zabytek – widomy dowód narodowej kultury, potwierdzający jej cechy indywidualne, stawał się często argumentem historycznym. Zdarzało się, że był podstawą roszczeń

| Spotkania z Zabytkami – dla szkół

2010

terytorialnych. Odwieczna tendencja niszczenia i grabienia zabytków przez najeźdźców (czego tak liczne przykłady mamy w naszej historii) jest jeszcze jednym wymownym dowodem. Nie od dziś wiadomo, że dzieła sztuki mają często ogromną, z niczym nieporównywalną wartość pieniężną. O astronomicznych sumach, jakie osiągają na rynkach światowych, dowiadujemy się z codziennej prasy. Oto zakończenie komunikatu prasowego o stwierdzeniu autentyczności dzieła El Greca „Ekstaza św. Franciszka”, odkrytego w 1964 r. przez Izabelę Galicką i Hannę Sygietyńską, pracownice Instytutu Sztuki PAN podczas inwentaryzacji zabytków – „jako ciekawostkę podać warto, iż o wiele gorszy obraz pędzla El Greca sprzedany przed kilku laty na jednej z zachodnich aukcji osiągnął cenę... półtora miliona dolarów”. Ale i tej szokującej wówczas kwocie pieniędzy daleko jest do rekordu. Obecnie najdroższym w historii dziełem sztuki sprzedanym na aukcji jest obraz Pabla Picassa z 1932 r. „Nagość na płycie rzeźbiarza”, za który w maju br. w nowojorskiej siedzibie Christie’s anonimowy kupiec zapłacił... 106,4 miliona dolarów (!). Wartością materialną jest również wartość użytkowa przedmiotów – przede wszystkim zabytkowych budowli. Ileż wiekowych, zadbanych, pięknych gmachów służy nam dzisiaj! Wiele nawet ma tę samą funkcję, jak np. Uniwersytet Jagielloński w Krakowie. Niektóre zabytki zmieniły gospodarzy, jak np. toruński ratusz gotycki przekształcony na siedzibę muzeum. Nie jest rzeczą przypadku, że instytucje państwowe o dużych tradycjach chętnie wybierają zabytkowe gmachy na swoje siedziby. Liczne są na to przykłady za granicą i u nas, w kraju. Trwająca obecnie akcja wykorzystywania niezagospodarowanych budowli zabytkowych przeprowadzana jest z obustronnymi korzyściami i daje wspaniałe rezultaty. Zaniedbane, chylące się ku ruinie zamki, pałace, klasztory, zajazdy, wiatraki czy kuźnie, fachowo odbudowywane, przywracane do dawnej świetności, zyskują nowych użytkowników, stając się siedzibami szkół, domów kultury, urzędów, domów wypoczynkowych, hoteli lub restauracji na atrakcyjnych szlakach turystycznych. Skoro mowa o turystyce, nie sposób pominąć roli, jaką odgrywają zabytki w jej


10 | Arras z kolekcji króla Zygmunta Augusta, z serii portier

monogramowych – satyry podtrzymujące inicjał SA (Sigismundus Augustus), według kartonu z około 1560 r. (w Państwowych Zbiorach Sztuki na Wawelu)

Spotkania z Zabytkami – dla szkół

2010 |

13


11

12

11 | Fragment „Rolki

sztokholmskiej” („Rolki Wazowskiej”, „Rolki szwedzkiej”) – kareta panny młodej, arcyksiężniczki Konstancji Austriackiej, po 1605 r., miniaturowe malowidło gwaszem na papierze (w zbiorach Zamku Królewskiego w Warszawie)

12 | Drewniany

kościół św. Katarzyny Aleksandryjskiej w Dąbczu, 1667 r.

13 | Pałac w Wilanowie – rezydencjonalne dzieło sztuki barokowej, po rozbudowie z końca XVII w., ostatecznie ukształtowane w latach trzydziestych XVIII w.

rozwoju. Turystyka stała się źródłem wzbogacenia wielu krajów. Wystarczy wspomnieć Hiszpanię, nie mówiąc o Włoszech – dla tych państw turystyka stanowi jedno z podstawowych źródeł dochodu narodowego. To zabytki właśnie stają się głównym magnesem przyciągającym turystów. Wystarczy przejrzeć plakaty biur turystycznych, aby przekonać się, czym są zabytki dla reklamy turystycznej. O pięknie, indywidualnym obliczu kraju stanowią nie tylko jego warunki krajobrazowe, ale również wtopione w naturalny pejzaż budowle. „Klimat” miasta nierozerwalnie związany jest z jego pomnikami kultury. Mówimy Warszawa – myślimy kolumna Zygmunta, mówimy Paryż – widzimy

13

14

| Spotkania z Zabytkami – dla szkół

2010

wieżę Eiffla, mówimy Moskwa – widzimy Kreml. Wspomnienie każdego niemal miasta kojarzy się nam z jego czołowymi zabytkami. Istnieje wiele zabytków czy też zespołów zabytkowych, które zyskały sobie szczególną sławę i przyciągają rzesze turystów, zwiedzających. Znane są także sławne dzieła w obrębie kraju z tytułu związanej z nimi historii i specyficznych uczuć narodowych. Do takich należy niezawodnie Stary Rynek z Kościołem Mariackim w Krakowie, „Panorama Racławicka” we Wrocławiu i wiele innych. Są również dzieła, które zdobyły sławę w zasięgu światowym, stając się niejako własnością ogółu ludzkości – np. portret Mony Lizy (zwanej Giocondą), pędzla Leonarda da


14

Vinci, przechowywany w paryskim Luwrze. „Mona Liza” odbywa podróże, udostępniana jest zwiedzającym w wielu krajach świata. Podróżuje pod eskortą, ubezpieczana jest na ogromne sumy, witana i żegnana z wielkimi honorami. Podobnie jest z portretem „Damy z gronostajem”, własnością Muzeum Książąt Czartoryskich w Krakowie, jedynego w Polsce dzieła Leonarda, która „wizytowała” ostatnio Zamek Królewski w Warszawie. Zabytkowe dzieła sztuki wyodrębniliśmy przede wszystkim ze względu na ich wartości artystyczne. Mówimy, że oddziaływają estetycznie. Jak? Odpowiedź jest trudna do sprecyzowania, obejmuje bowiem bardzo zindywidualizowane i spontaniczne na ogół odczucia emocjonalne, zależne od tego, kto i w jakich okolicznościach patrzy. Właściwy odbiór – przeżycie związane z oglądanym dziełem sztuki angażuje naszą wrażliwość. Można mówić o wrażliwości wrodzonej, można mówić o wrażliwości ukultywowanej – częste kontakty ze sztuką bardzo ją wzmagają. Wrażliwość ma nie tylko inny stopień nasilenia u poszczególnych osób, ale dotyczy różnych elementów dzieła. W malarstwie np. ktoś jest wyczulony na kolor, ktoś inny na grę linii, ktoś następny angażuje się w temat, kogoś jeszcze fascynuje gra świateł i cieni czy doskonałość

rysunku oddającego prawdę, kogoś innego genialna deformacja. Blisko stąd do indywidualnych gustów i upodobań. Słowem – jest oczywiste, że nie wszystkim podoba się jednakowo i to samo. Niezależnie od tego doceniono współcześnie wartość odczuć estetycznych, jako ogromnie ważnych w domenie ludzkich przeżyć, pomocnych w kształtowaniu osobowości i charakteru. Zabytki mają swoje własne „życie”. Niezwykle to ciekawy i pasjonujący rozdział wiedzy o zabytkach, ubarwiający je nieraz w naszych oczach – narodziny, przyjęcie przez współczesnych i następne pokolenia, okresy powodzenia, zapomnienia, a czasem i bogate przygody o zabarwieniu kryminalnym. Wiele posiadamy zabytków o niezwykle burzliwych dziejach – wymieńmy choćby Arrasy Wawelskie czy Hansa Memlinga „Sąd Ostateczny”, przechowywany w Muzeum Narodowym w Gdańsku. Wojny, zmiany granic, grabieże i kradzieże sprawiły, że duża część naszych zabytków znalazła się poza granicami państwa, w Europie (w Rosji, na Białorusi, Ukrainie, w Szwecji, Niemczech) i poza nią (Stany Zjednoczone). Rewindykacja − prawne żądanie zwrotu własności należy do spraw pozostających w gestii państwa. Nie ma niestety w tej dziedzinie zbyt wielu sukcesów.

14 | Jan Matejko, „Hołd pruski”, 1882 r. (w Państwowych Zbiorach Sztuki na Wawelu)

Spotkania z Zabytkami – dla szkół

2010 |

15


16

obowiązkiem jest dbałość o zabytek na określonym terenie – w związku z tym powstaje dużo problemów spornych. Jest jeszcze problem rekonstrukcji. Podstawowym warunkiem decyzji o jej podjęciu jest posiadanie wystarczających materiałów naukowych dla przywrócenia obiektowi pierwotnego wyglądu. Sukces odbudowy leży nie

15 15 | Świątynia Diany w parku pałacowym Arkadia w Nieborowie, XVIII w.

16 | Fragment elewacji

dworku Fryderyka Chopina w Żelazowej Woli, przełom XVIII i XIX w., przebudowany w 1860 r.

17 | Wiatrak – zabytek drewniany, XIX w.

16

Ochrona i konserwacja zabytków wymagają finansowego udziału państwa. Czas, brak dbałości, a niekiedy ręka ludzka sprawiają, że zabytek niszczeje. Niezbędna staje się ich konserwacja. Do niej powołani są specjaliści – konserwatorzy. Kształceni są na wyższych uczelniach, których w Polsce jest kilka. Są to ludzie, których celem jest przywrócenie zabytkom ich pierwotnego wyglądu, odnowienie i zabezpieczenie przed dalszym niszczeniem. W czasie zabiegów konserwatorskich odkrywa się niekiedy przemalowane fragmenty pierwotne, spod późniejszych przemalowań. Zdarza się konserwatorom odnaleźć podpis twórcy, jak to np. stało się przy konserwacji wymienionego już obrazu „Ekstaza św. Franciszka”. Służba konserwatorska angażuje specjalistów, których

| Spotkania z Zabytkami – dla szkół

2010

17


18

tylko w rękach naukowców, ale także inżynierów, rzemieślników, no i oczywiście artystów. Zamek Królewski w Warszawie − to doskonały przykład udanej rekonstrukcji. Przywróciła ona stolicy tak ważny dla niej obiekt. Wraz z odbudowanym Placem Zamkowym i zespołem Starego Miasta może być dumą tych, którzy wzięli udział w tym przedsięwzięciu. Państwo musi mieć wiedzę i świadomość posiadanych zabytków. Konieczna staje się ich inwentaryzacja. Efektem pracy historyków sztuki jest od 1951 r. wydawnictwo Katalog zabytków sztuki w Polsce. Wydane dotąd tomy stanowią informacje o naszym dziedzictwie narodowym. Prace trwają dalej, bo nie cała jeszcze Polska została nimi objęta. Koncepcja katalogu, szczegółowość i bogactwo ilustracji stanowią unikat w skali Europy.

Do zabytków sięgają artyści wszystkich sztuk plastycznych, aby wzbogacić swoje wizje; inspiracji i natchnienia dostarczają wszystkim twórcom sztuki – literatom, poetom, muzykom. Informacji szukają w zabytkach naukowcy, plastycy, ludzie teatru, filmu, kostiumolodzy, scenografowie, aktorzy... A my? Są wśród nas tacy, którzy świadomie i z przygotowaniem traktują zabytek, doceniając jego wszechstronne wartości. Są też niezaangażowani – ignoranci. Jednak chcemy czy nie chcemy, mamy z zabytkami kontakt. Warto przemyśleć swój stosunek do zabytków uświadamiając sobie, że nasze zabiegane „dziś” jest nierozerwalnie związane z naszym „wczoraj”. Kontakt z zabytkiem tę prawdę jednoznacznie uświadamia.

18 | Fragment koła wodnego – zabytek techniki, XIX w. (w zbiorach Muzeum Zagłębia Staropolskiego w Sielpi) (zdjęcia: 1-3, 5, 9, 12, 15, 17 – Mirosław Wiśniewski; 4, 7, 8, 10, 11, 14 – archiwum redakcji; 13, 16 – Małgorzata M. Przybyszewska; 18 – Jan Pańczyk)

Maria Lewicka Spotkania z Zabytkami – dla szkół

2010 |

17


Most nad mostami

Waldemar J. Affelt

Podróżujący pociągiem na trasie Malbork-Gdańsk podczas przejazdu przez Wisłę ma sposobność obejrzenia przez okno imponującej budowli oddalonej zaledwie kilkadziesiąt metrów. Jej skomplikowane dzieje ujawnia silne zróżnicowanie: jedne filary murowane z kamienia, a na nich wieże z żółtej cegły, zaś inne filary po prostu betonowe, a przęsła na nich też rozmaite aż w pięciu typach. Jest to Most Tczewski. Najstarszy jego fragment wpisany został do rejestru zabytków woj. pomorskiego 21 marca 2000 r., a w 2004 r. American Society of Civil Engineers uznało go za międzynarodowy zabytek inżynierii budowlanej i umieściło pośród światowych arcydzieł techniki, takich jak np. wieża Eiffla w Paryżu, Statua Wolności w Nowym Jorku czy Kanał Sueski w Egipcie.

Most Tczewski na litografii z  r., wydanej przez Verlag v. Ernst & Korn in Berlin (ze zbiorów Biblioteki Gdańskiej PAN)

.........................................................................................................................................................................................................................

.........................................................................................................................................................................................................................


W

dziejach europejskiego budownictwa mostowego sześć przęseł o rozpiętości po 130,88 m uczyniło Most Tczewski największym kratowym mostem belkowym z żelaza na kontynencie, a jego rozwiązanie konstrukcyjne szybko znalazło liczne naśladowania w Anglii, Austrii, Niemczech, Rosji i USA. Egzaltowane wrażenia, jakie niegdyś powodowała ta budowla, opisała dwudziestokilkuletnia Jadwiga Łuszczewska Deotyma w „Tygodniku Ilustrowanym” (nr 109) z 1861 r. Ale już w 1859 r. prenumeratorzy Księgi Świata w części II przeczytali obszerny opis Mostu Tczewskiego, w następnym roku „Przegląd Polytechniczny” poświęcił mu wzmiankę. Wówczas Warszawa ekscytowała się rozpoczynaną właśnie budową mostu Kierbedzia, powtarzającego wzór tczewski. Wtedy nowinki techniczne jako sceneria były en vogue, więc Aleksander Gierymski umieścił widok na most warszawski w obrazie „Piaskarze” z około 1880 r. Pewną reminiscencją kraty mostowej i cienia, jaki rzuca, jest jego obraz „W altanie” z 1882 r. W pow. tczewskim znajdują się trzy przeprawy przez Wisłę. Najstarsza z nich, otwarta w 1857 r., była pierwotnie mostem drogowo-kolejowym o przęsłach żelaznych w postaci trzech par belek zespolonych, złożonych z ażurowych kratownic z ukośnych, gęsto rozstawionych płaskowników i długości całkowitej z przyczółkami wynoszącej 837,30 m. Wkrótce konstrukcja ta okazała się niewystarczająca dla potrzeb nieustannie rozwijanego kolejnictwa i w odległości kilkudziesięciu metrów wzniesiono nowy most kolejowy, otwarty w 1891 r. W 1908 r. poziom wysokiej wody powodziowej niebezpiecznie zbliżył się do mostów tczewskich i zdecydowano o powiększeniu pojemności terenów zalewowych. Zbudowano nowy wał przeciwpowodziowy na prawym brzegu, a oba mosty wydłużono, dodając trzy stalowe przęsła kratowe nitowane w postaci belek wolno podpartych, wobec czego w 1911 r. długość tych budowli przekroczyła 1030 m. Druga Rzeczpospolita przejęła oba mosty, ale w ramach akcji „odprusaczania” w latach

dwudziestych zdemontowano patetyczne płaskorzeźby z bram portalowych − obiekty stricte artystyczne, a dziś zaginione. Jedynym obecnie świadectwem pierwotnej koncepcji architektonicznej Fridricha A. Stülera (1800-1865), następcy Karla Fridricha Schinkla (1781-1841) na stanowisku architekta królewskiego Prus, są dwie pary wież murowanych, górujące nad żuławską równiną. Po wysadzeniu mostów przez polskich saperów rankiem 1 września 1939 r. okupant w odległej od Tczewa o kilka kilometrów na południe Knybawie szybko wzniósł z elementów przygotowanych jeszcze przed wybuchem wojny 9-przęsłowy most drogowy o stalowych belkach blachownicowych i całkowitej długości 982,5 m. W 1945 r. uciekające wojsko niemieckie wysadziło dopiero co odbudowany most kolejowy i ten nowy drogowy. Po drugiej wojnie światowej przywrócono użytkowanie wszystkich trzech mostów poprzez kolejne remonty i przebudowy,

1 | Wrangel Brunnen

wg projektu Hugo Hagena z 1877 r., fontanna „Czterech rzek” – detal z postacią alegoryczną Wisły trzymającej model portalu i przęsła Mostu Tczewskiego

1

Spotkania z Zabytkami – dla szkół

2010 |

19


2 | Most Tczewski na rycinie w Księdze Świata, 1859, cz. II, s. 137

co ostatecznie zakończono w latach siedemdziesiątych. Jednakowoż walory zabytkoznawcze tych budowli o niemieckiej proweniencji umknęły uwagi władz i ludności, w znacznej mierze napływowej. W latach dziewięćdziesiątych XX w. pracownicy Wydziału Budownictwa Lądowego Politechniki Gdańskiej we współpracy z prof. Wielandem Rammem z politechniki w Kaiserslautern w Niemczech przystąpili do badań technicznych i historycznych Mostu Tczewskiego, którego właścicielem jest skarb państwa, a zarządcą Starostwo Powiatowe. W 1998 r. ograniczono użytkowanie mostu, a następnie całkowicie zamknięto go dla ruchu kołowego; zaistniała groźba powtórzenia kazusu wyszogrodzkiego, gdzie w 1999 r. rozebrano najdłuższą w Europie drewnianą budowlę mostową. Kluczowym przedsięwzięciem promującym wartości kulturowe Mostu Tczewskiego była międzynarodowa konferencja „Preservation of Engineering Heritage – Gdańsk Outlook 2000”, zorganizowana na Politechnice Gdańskiej we wrześniu 1999 r. Jej trwałym efektem, oprócz publikacji, są: zestaw 50 plansz ilustrujących dzieje tej budowli, przygotowanych jako dar Technische Universität Kaiserslautern dla Politechniki Gdańskiej, oraz makieta nieistniejącej bramy portalowej wykonana w skali 1:10 przez uczniów Technikum Kolejowego w Tczewie, obecnie eksponowana w tamtejszym Centrum Wystawienniczo-Regionalnym Dolnej Wisły. Latem 2000 r. plansze i makieta były wystawione w Muzeum Techniki w Warszawie – był to element lobbingu na rzecz pozyskania środków budżetowych

2

20

| Spotkania z Zabytkami – dla szkół

2010

na niezbędny remont mostu. Przy poparciu marszałka sejmu Macieja Płażyńskiego uzyskano dotację na pilne roboty i w 2002 r. przywrócono użytkowanie mostu przez pojazdy o masie do 3,5 t i skrajni wysokości do 2,5 m. W następnych latach uporządkowano bulwar nadwiślański, a w okolicy mostu urządzono skwer. 12 października 2007 r., w 150. rocznicę otwarcia mostu odbyło się międzynarodowe seminarium, a jego dorobek pt. Zabytkowy Most Tczewski. Konteksty opublikowało wydawnictwo Bernardinum. Odsłonięto okolicznościową inskrypcję na głazie narzutowym, a nieopodal na stanowisku widokowym umocowano planszę z panoramą mostu i zwięzłymi opisami jego różnorodnych przęseł. Przez kilkanaście lat konsekwentnej promocji przywrócono temu zabytkowi mostownictwa należne mu miejsce w świadomości społecznej. Dzisiaj wizerunek mostu na materiałach promocyjnych pow. tczewskiego i miasta Tczewa jest już zwyczajem. Wykładnią postępu i nowoczesności w połowie XIX w. była kolej i jej mosty, w czym przodowało Zjednoczone Królestwo. Budowa przepraw przez Wisłę i Nogat stanowiła część bardzo kosztownej inwestycji państwa pruskiego, budującego kolej wschodnią Ostbahn na trasie Berlin – Królewiec. Wiązał się z tym trwający dziesiątki lat program robót hydrotechnicznych regulujących Dolną Wisłę od Gniewa aż do zbudowania jej sztucznego ujścia, tzw. przekopu Wisły w 1895 r. oraz pełnej kanalizacji Nogatu z pięcioma stopniami wodnymi, co ukończono dopiero podczas pierwszej wojny światowej. Most Tczewski był dumą królestwa Prus, nie dziwi zatem, iż już w 1855 r. opublikowano obszerny jego opis (Die im Bau begriffenen Brücken über die Weichsel bei Dirschau und über die Nogat bei Marienburg, Zeitschrift für Bauwesen, Berlin 1855, ss. 445-458), czyli na dwa lata przed ukończeniem budowy. Uczynił to Carl Lentze (1801-1883), kierownik projektu, jak powiedzielibyśmy dzisiaj, przybyły z Berlina do Tczewa w 1845 r. Wykorzystał on w swojej koncepcji konstrukcyjnej wzorzec drewnianej kratownicy o środniku z ukośnie krzyżujących się desek, na którą amerykański inżynier i architekt Ithiel Town (1784-1844) uzyskał patent w 1820 r. W Tczewie deski zastąpiono płaskownikami żelaznymi, podobnie jak to


3

wcześniej uczynili inżynierowie irlandzcy: John Macneill (1793-1880) w kratownicy wiaduktu kolejowego nad Kanałem Królewskim na trasie Dublin – Drogheda z 1848 r. oraz James Barton (1826-1913) w przęsłach mostu Boyne Viaduct przez rzekę Drogheda z początku lat pięćdziesiątych XIX w. Kształt przęsła Lentze przejął z mostów walijskich przez rzekę Conwy z 1846 r. i będącego właśnie w budowie kolosa Britannia Bridge przez cieśninę Menai Strait – obie te budowle zaprojektował Robert Stephenson (1803-1859), syn George’a – „ojca nowoczesnego kolejnictwa”. Były to tzw. mosty rurowe (ang. tubular bridges), o przęsłach w postaci ogromnej belki o zamkniętym przekroju skrzynkowym, złożonym z arkuszy żelaznych, tzw. blach kotłowych, produkowanych przede wszystkim do budowy maszyn parowych. Lentze miał sposobność oglądać te budowle podczas swoich podróży studialnych na Wyspy Brytyjskie. Budowę mostu zlokalizowano w Tczewie ze względu na tradycję sytuowania tu

właśnie mostów drewnianych przez Wisłę, których filary pod przęsła nawodne wznoszono na piaszczystych kępach w nurcie rzeki mniej więcej vis à vis górującego nad miastem kościoła farnego. W 1659 r. szwedzkie wojsko zbudowało tu most łyżwowy; w dziele nauczyciela gdańskiego Gimnazjum Akademickiego Christopha Hartknocha (1644‑1687) pt. Alt und Neues Preussen z 1684 r. pokazano most na palach. W 1810 r. ponownie powstał most łyżwowy. Szerokość terenu zalewowego w tym miejscu wyznaczały starodawne (być może od czasów krzyżackich albo jeszcze wcześniejsze) wały przeciwpowodziowe, odsunięte ku wschodowi od brzegu Wisły w linii projektowanego mostu o około 1360 m; koryto wówczas było tu szerokie na około 1200 stóp (380 m) latem, ale rozlewisko wiosenne osiągało 2668 stóp (840 m). Postanowiono zbudować nowy wał bliżej rzeki i tym sposobem skrócić długość mostu właśnie do około 840 m, oszczędzając na kosztach budowy. Pomysł ten po latach okazał się błędny;

3 | Most Tczewski

na fotogramie Michała Szlagi zamieszczonym na okładce książki Zabytkowy Most Tczewski. Konteksty, Wydawnictwo Bernardinum, Pelplin 2009

Spotkania z Zabytkami – dla szkół

2010 |

21


4 | Tczew, 1 września 2010 r., warta honorowa przy tablicy pamiątkowej podczas obchodów rocznicy wybuchu drugiej wojny światowej

po powodzi w 1908 r. przywrócono poprzednią pojemność terenów zalewowych, na powrót oddalając wały do linii sprzed 1848 r. oraz odpowiednio przedłużając oba mosty. Sytuację tę oglądamy dzisiaj. Wykonania obliczeń statycznych, sporządzenia wykresów momentów zginających i opracowania szczegółów konstrukcyjnych, a więc właściwego projektowania podjął się Szwajcar Rudolph Eduard Schinz (1812‑1855), wolny słuchacz w École Polytechnique i École des Ponts et Chaussées w Paryżu. Schemat statyczny budowli tczewskiej obejmował trzy powtarzalne belki ciągłe dwuprzęsłowe o nieprzesuwnych podporach na filarze pierwszym, trzecim i piątym. Na przyczółkach i pozostałych filarach założono podpory przesuwne, złożone z płyt i rolek żeliwnych. W czasie budowy Mostu Tczewskiego teoretyczne publikacje były nieliczne i rozproszone, a pierwsze zwarte podręczniki mechaniki budowli ukazały się później, zatem dzieło Schinza było pionierskie, ryzykowne i odważne. Niestety, nie było mu dane cieszyć się sukcesem: zawał serca w 1855 r. podczas obciążenia próbne-

4

go pierwszej pary przęseł środkowych zmontowanych nad terenem zalewowym postawił kres jego życiu, a nagrobek wielkiego inżyniera identyfikowano na tczewskim cmentarzu jeszcze w latach siedemdziesiątych XX w. Technologię i organizację budowy Mostu Tczewskiego znamy z licznych opisów, zarówno fachowych, jak i pamiętnikarskich z owych czasów, a ponadto w kolekcji wiedeńskiej Albertiny znajduje się sześć fotografii z lat 1855-1857 ilustrujących wznoszenie

22

| Spotkania z Zabytkami – dla szkół

2010

mostu. Fundament filarów murowano w warunkach suchych. Najpierw grunt denny w miejscu posadowienia filara wydobywano za pomocą pogłębiarki parowej, a później kafar parowy firmy Nasmyth zagłębiał gęsto „na styk” pale drewniane o średnicy około 30 cm, formując dwa pierścienie ścianek szczelnych, tworzące przestrzeń szeroką na 10 stóp (3 m). Wypełniano ją kamieniami polnymi aż do zwierciadła wody, zużywając na jeden filar ponad 230 tys. stóp sześciennych (ok. 7000 m3). Grodza ta służyła najpierw jako platforma robocza do wykonania robót fundamentowych, a docelowo − jako skrzynia oporowa, chroniąca fundament. W dno wbito setki pali, na których oparto monolityczną protobetonową płytę fundamentową o grubości około 3 m. Do zaprawy stosowano spoiwo własnej produkcji, wypalane z mieszaniny wapna i lokalnej gliny. Jasnożółtą cegłę klinkierową produkowała własna cegielnia w pobliskiej Knybawie, skąd transportowano ją specjalnym podziemnym tunelem na brzeg rzeki (stroma skarpa wiślana w tym miejscu wznosi się na wysokość kilkunastu metrów) i spławiano na plac budowy. Relikt filara bliźniaczego mostu przez Nogat, znajdujący się w Kałdowie vis à vis zamku malborskiego, pozwala obejrzeć jego rdzeń, wykonany z cegły knybawskiej oraz spoiny wypełnione zaprawą na bardzo dobrym spoiwie o właściwościach podobnych do cementu. Cegłę tę można znaleźć w innych obiektach z tego okresu, wznoszonych na Pomorzu do lat siedemdziesiątych XX w. – później produkcji zaniechano ze względu na jej wysoki koszt. Drewno na pale i rusztowania sprowadzano z Prus Zachodnich i z Królestwa Polskiego, spławiając Wisłą tratwami. Dla scalania przęseł w miejscu posadowienia wzniesiono długie na ponad 260 m rusztowanie przestawne. Budulec skalny sprowadzano z daleka: granit z Ockerthal w górach Harzu, bazalt z Niedermendig koło Bröhl, piaskowiec okładzinowy z Obernkirchen koło Minden, a piaskowiec murarski z Porta Westfalica. Do cięcia bloków skalnych zastosowano nóż cierny, poruszany kołem wodnym. Kształt filarów przypomina opływowy obrys ustawionego zgodnie z nurtem rzeki kadłuba okrętowego, o długości 81 stóp (26 m) i szerokości 31 stóp (10 m). Na przyczółkach wzniesiono monumentalne portale, wewnątrz których


5

urządzono kazamaty i gniazda strzelnicze, czyniąc z mostu obiekt ufortyfikowany. Przyczółki nie zachowały się, ale przetrwał zespół wschodnich kazamat bliźniaczego mostu przez Nogat w Malborku. Konstrukcję przęseł oparto na filarach, z których dwa o wysokości 98,5 stóp (30,73 m) stoją w korycie rzeki, wystając o 3,7 m ponad najwyższy przewidywany poziom wody oraz 11 m ponad najniższy. W rozwiązaniu warsztatowym pasy górne i dolne belek składają się z żelaznych kątowników oraz pionowych i poziomych blach walcowanych, łączonych nitami. Pasy łączy wysoka na 11,82 m koronkowa gęsta kratownica z ukośnie biegnących żelaznych płaskowników o równej szerokości, ale zmiennej grubości, gdyż przekrój dobrał Schinz proporcjonalnie do obciążeń według statyki graficznej Karla Culmanna (1821-1881) oraz teorii momentów zginających i sił tnących

Johanna Wilhelma Schwedlera (1823-1894). W pasie dolnym dla przeniesienia podporowych momentów zginających stopniowo zwiększano wysokość środnika i dodawano blachy u dołu po prawej i lewej stronie podpory, zaś w pasie górnym poszerzano blachy i zwiększano grubość środnika. Kratownicę usztywniają pionowe kątowniki o zmiennym rozstawie, zmniejszającym się ku podporze. Dźwigary główne łączy u spodu kratowa poprzecznica, a u góry − kratowa przepona. Stężenia wiatrowe umieszczono w trzech poziomach. Zużyto około 6548 ton wyrobów żelaznych; takiej ilości w krótkim czasie nie mogła dostarczyć żadna ówczesna huta, co spowodowało, iż sprowadzano je z różnych zakładów i poddawano kontroli jakości, obróbce warsztatowej i próbnemu montażowi na placu budowy. Surowce i sposób wytwarzania zaprawy murarskiej na tczewskiej budowie

5 | Most Tczewski − efekt światłocieniowy „altany”, jaki daje gęsta kratownica

Spotkania z Zabytkami – dla szkół

2010 |

23


odpowiadają właściwościom mieszanki cementowej, chociaż cementu portlandzkiego jeszcze nie produkowano; dopiero w 1857 r. w Grodźcu koło Będzina ruszyła piąta w świecie, a pierwsza w Polsce (w zaborze austriackim) cementownia według patentu Aspdina, a od 1855 r. w Prusach cement portlandzki produkowano w Żelechowie (niem. Zülichow) koło Szczecina. Ponadto domieszanie miału ceramicznego do zaprawy, stosowane w Tczewie, przywołuje starożytne recepty opus caementitium, przekazane w dziele Witruwiusza, ale zaniechane w nowożytności. Most „rurowy” Britannia – duma wiktoriańskiego imperium, który zainspirował Lentze’a projektującego Most Tczewski, już nie istnieje. Zniszczył go pożar w 1970 r., spowodowany przez dwóch wyrostków, którzy płosząc nietoperze zaprószyli ogień na drewniane zadaszenie, chroniące zabytkową konstrukcję żelazną. W USA nie przetrwał żaden oryginalny most drewniany z tysięcy budowli wznoszonych w pierwszej połowie XIX w. według patentu Towna. Zachowane do dzisiaj trzy autentyczne przęsła Mostu Tczewskiego nad terenami zalewowymi są najstarszym zabytkiem budownictwa mostowego tego rodzaju w Polsce, świadczącym o fascynującym transferze myśli technicznej ze Stanów Zjednoczonych, poprzez Irlandię do Tczewa, a stąd rozprzestrzenieniu go dalej m.in. do Grodna, Kehl, Kolonii, Londynu, Offenburga, Pittsburgha (Pennsylvania, USA), Waldshut, Warszawy, Wiednia itd. Dla Polaków wartość historyczną Mostu Tczewskiego wyznaczają przede wszystkim wydarzenia z 1 września 1939 r. Na mocy Traktatu Wersalskiego tczewska przeprawa przez Wisłę przypadła Polsce, a tereny z drugiej strony rzeki aż po most na Nogacie (długość toru kolejowego 17,4 km ze stacją pośrednią Szymankowo) włączono do obszaru Wolnego Miasta Gdańska. Granica z Rzeszą Niemiecką biegła po Nogacie. Trakcję na terenie Wolnego Miasta Gdańska obsługiwała PKP, a wszystkie pociągi tranzytowe nadjeżdżające z Prus Wschodnich należało zgłaszać polskiej Placówce Zawiadowczej w celu podstawienia lokomotywy z polską drużyną. Nie udał się plan Niemców podstępnego wtargnięcia na teren Polski i zajęcia mostów tczewskich; mosty zostały wysadzone przez polskich saperów, ale hitlerowcy rozstrzelali

24

| Spotkania z Zabytkami – dla szkół

2010

polskich kolejarzy i celników z Szymankowa wraz z członkami ich rodzin w odwecie za swoje fiasko. Owych dwudziestu jeden zamordowanych − to pierwsze cywilne ofiary hitleryzmu rozpoczynającej się właśnie drugiej wojny światowej. Wspomnienie tych wydarzeń jest przywracane corocznie 1 września podczas ogólnopolskich uroczystości patriotyczno-religijnych składających się z trzech kolejnych sekwencji: w Malborku ku czci poległych celników, w Szymankowie – kolejarzy oraz żołnierzy − w Tczewie. Przejście kry i fala powodziowa na przedwiośniu 1947 r. spowodowała zawalenie prowizorycznych przęseł odbudowanego tuż po wyzwoleniu Mostu Tczewskiego, a ruch kołowy od 15 stycznia 1948 aż do 1958 r. odbywał się po zachowanych przęsłach i dalej po moście kolejowym, na którego mostownicach ułożono dylinę. Najtrudniejszą operację odbudowy przeprowadzono na przełomie listopada i grudnia 1958 r.: przęsła nawodne z mostu kolejowego − z elementów stalowych łączonych na śruby produkcji „Dorman & Long Co. Ltd. Middlesbrough”, firmy brytyjskiej znanej m.in. ze wzniesienia słynnego mostu Harbour Bridge w Sydney (1932 r.) – pozyskane w ramach pomocy UNRRA tuż po drugiej wojnie światowej, uniesiono na dwóch połączonych szalandach balastowanych wodą i przesunięto w miejsce osadzenia na filarach mostu drogowego, gdzie stoją do dzisiaj. Obecnie przez most biegnie droga lokalna pomiędzy wsią Lisewo a powiatowym miastem Tczew − głównym ośrodkiem zatrudnienia. Podczas badań ruchu w 2004 r. stwierdzono przejazd około 1500 pojazdów wielośladowych w dniu roboczym, a ponadto liczne przejścia piesze i rowerowe. Koszty utrzymania mostu obciążają budżet Starostwa Tczewskiego. Rada Miejska Tczewa za logo będących właśnie w toku obchodów 750-lecia miasta uznała wizerunek wież Mostu Tczewskiego. Przykładem popularności tego zabytku niech będzie list z Holandii, nadesłany w ubiegłym roku do redakcji „Pisma PG” (dostępny pod http://www.pg.gda. pl/pismo/?y=2010&n=02), którego autor, dr inż. Ryszard Daniel, apeluje: „Ja sam − dla przykładu − choć nie jestem osobą zamożną, gotów byłbym przekazać pewną sumę na fundusz odbudowy mostu w Tczewie. Tylko że takiego funduszu... niestety nie ma. A takich jak


ja, w tym na pewno i zamożniejszych, są prawdopodobnie tysiące − tak w kraju jak i za granicą. Zamiast więc narzekać, może warto zawiązać Komitet Odbudowy Mostu Tczewskiego”. Wartości tego unikatowego zabytku budownictwa uzasadniają podjęcie starań o uznanie go za Pomnik Historii, o nadanie mu Znaku Dziedzictwa Europejskiego, a nawet o wpisanie na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Ponieważ most przez półtora wieku kształtował krajobraz Dolnej Wisły – nie tylko jako motyw widoko-

ułożonej na deskach, a przejścia piesze mają nagi chodnik drewniany. Wieże od czasów drugiej wojny światowej pozostają w stanie ruiny. 1 kwietnia br. wszystkie tczewskie portale internetowe doniosły, że jedna z czterech zabytkowych wież wraz z przęsłem runęły do Wisły. Na szczęście, okazało się to żartem na prima aprilis. Wieczorem na stronie internetowej „Dziennika Bałtyckiego” przeczytaliśmy: „podstawowy cel został spełniony, o moście było głośno − cieszy się Kiedrowski, szef Biura Promocji Mia-

6 | Koperta pierwszego dnia obiegu (FDC) znaczka pocztowego wydanego z okazji 750-lecia miasta Tczewa

(zdjęcia: 4, 5 – Waldemar J. Affelt)

6

wy – poprzez wznoszenie licznych budowli hydrotechnicznych, chroniących ten obiekt przed niszczącą falą powodziową lub pochodem lodów, samorządy terytorialne i lokalne powinny rozważyć projekt strategiczny, jakim byłoby utworzenie Parku Kulturowego Dolnej Wisły w kontekście historii i geografii gospodarczej oraz tutejszych zasobów dziedzictwa techniki. Obecny stan techniczny Mostu Tczewskiego wymaga natychmiastowej interwencji. Według opinii rzeczoznawców, zaprezentowanej w 2007 r. podczas wspomnianego wcześniej jubileuszowego seminarium, nośność niektórych elementów mostu całkowicie zanikła w związku z korozyjnymi ubytkami powodującymi nieciągłości przekroju. Pomost jezdny najstarszych przęseł składa się jedynie z warstwy asfaltu

sta Tczewa. − Chciałem, by zwrócono na niego uwagę, bo ani miasto, ani powiat nie są w stanie same wyremontować mostu. Koszt prac szacuje się na 250-300 mln zł. Dlatego chcę, by obiekt przejął rząd. Właśnie napisałem w tej sprawie apel do premiera. Mam nadzieję, że nakaże on służbom rządu zająć się tym problemem. Do tej pory na pomoc państwa nie mieliśmy co liczyć. Pozostawało ono głuche na wołania o ratunek mostu. Stąd proponuję: nie budujmy 50 mostów przez Wisłę. Zbudujmy 49, a jeden − nasz – naprawmy”. Czy przyszłe pokolenia będą radować się tym „mostem nad mostami” w nadwiślańskim krajobrazie, czy też jedynie sentymentalnie oglądać jego niegdysiejsze wizerunki na starych pocztówkach? Waldemar J. Affelt Spotkania z Zabytkami – dla szkół

2010 |

25


Słynne budowle

w warszawskich Włochach

W

ogrodzie przy ul. Żeleńskiego w warszawskich Włochach, pomiędzy kępami bujnej roślinności kryje się zjawiskowe miniaturowe miasto. Każda z jego budowli ma swój pierwowzór pośród słynnych światowych dzieł architektonicznych, lecz zamiast całkowitej wierności wobec oryginału mamy tu do czynienia z jedyną w swoim rodzaju interpretacją i kompilacją. Kompleks blisko 200 miniatur wykonanych przy użyciu najróżniejszych materiałów − to dzieło Janusza Adamka, zmarłego przed dwoma laty warszawskiego malarza i rzeźbiarza, miłośnika architektury. Janusz Adamek (1933-2008) w 1959 r. ukończył warszawską Akademię Sztuk Pięknych. Przez całe życie uprawiał malarstwo, szczególnie pejzażowe i martwą naturę, ale „dla chleba” pracował najpierw jako nauczyciel plastyki w Szkole Podstawowej nr 150 na Bemowie, a później w Młodzieżowym Domu Kultury Ochota przy ul. Białobrzeskiej. Czas wolny natomiast prawie w całości spędzał w ogrodzie, gdzie realizował swoją pasję − tworzył miniaturowe modele światowych dzieł architektury. Z czasem zaczęli go w tym wspierać żona i syn. Modele, które zapoczątkowały kolekcję nazwaną potem Ogrodem Budowli Świata, powstały jeszcze w czasie wojny, w 1941 r. Konstrukcje ośmioletniego wówczas chłopca, przy których chętnie fotografowali się stacjonujący w stolicy Niemcy, nie wytrzymały jednak próby czasu i złej pogody – wtedy ojciec nauczył chłopca używać zaprawy

1

...............................................................................................

1 | 2 | Janusz Adamek na tle piramidy Dżesera w Sakkarze w 1984 r. (1) i piramidy egipskie w Ogrodzie Budowli Świata w warszawskich Włochach (2)

2

26

| Spotkania z Zabytkami – dla szkół

2010


3

murarskiej zamiast nietrwałej gliny. Pasja pozostała na całe życie – nad swoim miastem artysta pracował, spędzając w ogrodzie niemal każdą wolną chwilę. Wykorzystywał wszelkie dostępne materiały – cegłę, cement, blachę, beton, gips; własnoręcznie odlewał cegiełki w pudełkach po zapałkach. Chociaż wiele z jego budowli można rozpoznać na pierwszy rzut oka, miniatury nie są wiernymi odbiciami zagranicznych zabytków, lecz po części ich autorskimi przetworzeniami. Większość powstała na podstawie zdjęć, niektóre obiekty jednak znał autor z autopsji. Niewyczerpanym źródłem inspiracji okazała się dla niego podróż do Egiptu w 1984 r., która była nagrodą w konkursie przyznaną mu właśnie za niezwykłą pasję, owe miniaturowe budowle. Kulturą i sztuką egzotycznego kraju Adamek fascynował się od zawsze. Nic więc dziwnego, że w jego ogrodzie znajduje się wiele piramid, sfinksów, obelisków i innych

zestawionych razem egipskich motywów. Towarzyszą im zabytki antyczne − greckie świątynie, rzymskie łuki triumfalne (jeden z nich należy do najstarszych zachowanych modeli w ogrodzie) czy fragment muru inspirowany Koloseum. Ale miłośnicy innych epok i stylów również znajdą tu coś dla siebie. Imponująco prezentują się gmachy słynnych oper europejskich – wiedeńskiej, berlińskiej i paryskiej. W innej części ogrodu wzrok przyciągają kolorowe kopuły moskiewskiej cerkwi Wasyla Błogosławionego, ukrytej pomiędzy paprociami. Miniaturyzacji doczekał się też eklektyczny Dworzec Lwowski. W głębi natrafimy na przykład gotyckiej architektury – wyniosłą budowlę, inspirowaną katedrą Notre-Dame. Paryż reprezentuje także stojąca na uboczu wieża Eiffla. Na niektórych modelach artysta umieścił rok ich wykonania. To dobrze, bo rodzina nie zawsze umie podać tę informację, tym

3 | Fragment Ogrodu Budowli Świata we Włochach w Warszawie

Spotkania z Zabytkami – dla szkół

2010 |

27


4

5

bardziej że Janusz Adamek czasami pracował nad kilkoma budowlami na raz. Rok „1963” można np. znaleźć na biegnącym pomiędzy budynkami, inspirowanym różnymi formami architektonicznymi torze kolejki. Jeszcze niedawno jeździły po nim ciągnięte na żyłce wagoniki, dzisiaj (jeśli gdzieś nie poginęły) stoją niestety popsute. Na zmodyfikowanej kopii kościoła Hagia Sofia autor umieścił w kartuszu pamiątkowy napis: „300 LAT ODSIECZY WIEDEŃSKIEJ. JAN III SOBIESKI”, co wskazuje na datę powstania obiek-

tu: 1983 r. W środku tego modelu artysta 4 | Model świątyni greckiej

5 | Budowla inspirowana

łukiem triumfalnym Tytusa w Rzymie

6 | Fragment Ogrodu z modelem inspirowanym Operą Paryską

6

28

| Spotkania z Zabytkami – dla szkół

2010

wykonał nawet freski imitujące bizantyjskie mozaiki. W ogrodzie we Włochach nie mogło zabraknąć i Włoch – tych śródziemnomorskich: florencka katedra z charakterystyczną czerwoną kopułą i nieodłączną dzwonnicą sąsiaduje z kanałami i mostami Wenecji (wśród nich znajduje się słynny Most Westchnień), a nieopodal stoi krzywa wieża z Pizy, którą także tutaj trzeba było ratować przed upadkiem. Rozległość ogrodu i duża liczba modeli, ich wiek, a także sposób konstrukcji sprawiają, że przydałaby się tu rzetelna konserwacja. Miniaturowe budowle nie stoją bezpośrednio na ziemi, każda ma własne fundamenty, ale system kanałów i mostów biegnących pomiędzy nimi jest bardzo podatny na działanie czynników atmosferycznych. Zagęszczenie budowli zmusza odwiedzających do chodzenia po naruszonych zębem czasu i nieprzystosowanych do tego ścieżkach. Same modele także bardzo cierpią na skutek działalności słońca, wiatru i deszczu, a zimą zalegają na nich wielkie czapy śniegu. Jest jednak nadzieja, że w kwestii stanu zachowania tych niezwykłych budowli coś się wkrótce zmieni. Ogród Budowli Świata objęło patronatem Stowarzyszenie Sąsiedzkie Włochy (www.wlochy.org.pl). 29 maja 2010 r. w ramach Festiwalu Otwarte Ogrody, wraz ze sponsorem – firmą Leroy Merlin, Stowarzyszenie dokonało uroczystego otwarcia tej przestrzeni dla zwiedzających. Podczas inauguracji wygłoszono wspomnienie o Januszu Adamku i jego działalności.


7

8

7 | Cerkiew Wasyla Błogosławionego w Moskwie – model świątyni w Ogrodzie Budowli Świata Janusza Adamka 8 | Most Westchnień

w Wenecji – model zabytku wykonany przez Janusza Adamka

9 | 10 | Miniatura

inspirowana kościołem Hagia Sofia w Stambule (w głębi katedra florencka) (9) i polichromie we wnętrzu modelu Hagia Sofia (10)

9

Dzięki uprzejmości właścicieli posesji i pomocy Stowarzyszenia, Ogród Budowli Świata można było oglądać w okresie letnim raz w tygodniu, w soboty między 16 a 17, a po miniaturowym mieście gości oprowadzali państwo Bolesława i Paweł Adamek – żona i syn artysty, przy wsparciu pracowników Stowarzyszenia Sąsiedzkie Włochy. Następnym naturalnym krokiem powinno być zabezpieczenie miniatur i odrestaurowanie tych najbardziej tego wymagających oraz umożliwienie bezpiecznego zwiedzania

(zdjęcia: 1 – z archiwum rodziny artysty; 2-10 – Małgorzata M. Przybyszewska)

10

Ogrodu poprzez wyznaczenie trasy, która chroniłaby budynki przed uszkodzeniami mechanicznymi. Warto byłoby zrobić dokładną dokumentację fotograficzną wszystkich modeli i skatalogować je, a następnie zestawić ze zdjęciami pierwowzorów. Wówczas unikatowy Ogród Budowli Świata stałby się, tak jak na to zasługuje, prawdziwą atrakcją artystyczną i edukacyjną Warszawy. Małgorzata M. Przybyszewska Spotkania z Zabytkami – dla szkół

2010 |

29


Z warsztatu historyka sztuki

Kilka faktów z historii fabryki fajansów

na Dębnikach w Krakowie

..........................................................................................................................................

W

śród ceramiki wykonywanej seryjnie do wyrobów najbardziej cenionych w Polsce należą fajanse z wytwórni „J. Niedźwiecki i Ska” na Dębnikach w Krakowie. Na początku XX w. z wytwórnią tą współpracowało kilku znanych artystów, a jej właściciele należeli do elity ówczesnego Krakowa i wspierali ruchy zmierzające do odrodzenia polskiego przemysłu artystycznego i rzemiosła. Obiekty z Dębnik znajdują się w muzealnych kolekcjach i rękach prywatnych, wciąż także można je spotkać w krakowskich domach. Monografię wytwórni przed ponad trzydziestu laty opracowała Bolesława Kołodziejowa, która nie tylko zebrała materiał porównawczy i przedstawiła produkcję Dębnik na szerszym tle, lecz także powiązała konkretne obiekty z nazwiskami projektantów czy autorów dekoracji oraz dokonała przeglądu dostępnych wówczas archiwaliów (B. Kołodziejowa, Fabryka fajansów „J. Niedźwiecki i Ska” w Dębnikach pod Krakowem (1900-1910), „Rocznik Muzeum Mazowieckiego w Płocku”, 1973). Co więcej, miała okazję spotkać się z potomkami osób związanych z wytwórnią: córkami Adama Kirchmayera, dziećmi Tadeusza Sławińskiego, synem Konstantego Laszczki. Ustalenia Bolesławy Kołodziejowej są powtarzane w literaturze fachowej i popularnej. Wiele z nich jest wciąż aktualnych, nadszedł jednak czas, by

30

niektóre z nich uściślić i rozwinąć, a na inne spojrzeć krytycznie. Dzięki przeprowadzeniu kwerendy w zasobach Archiwum Państwowego w Krakowie (dokumenty o sygnaturach: APK IPH 184 oraz APK RH 249) udało się bowiem w miarę dokładnie odtworzyć dziewiętnastowieczne losy wytwórni, której historia opierała się dotychczas bardziej na domysłach, niż na udokumentowanych faktach. Dębniki − to część Krakowa położona na prawym brzegu Wisły, dokładnie naprzeciw Wawelu. W XIX w. znajdowały się poza granicami administracyjnymi miasta, na przełomie wieków wciąż miały wiejski charakter. Do Krakowa zostały przyłączone w 1910 r., podczas wielkiej reformy przeprowadzonej przez prezydenta Juliusza Leo. W tym kontekście zrozumiałe stają się określenia „Dębniki pod Krakowem” lub „Dębniki przy Krakowie”, stosowane w sygnaturach i drukach reklamowych działających tu firm. Od momentu włączenia do Cesarstwa Austriackiego w 1846 r. Kraków przeżywał okres upadku i zastoju. Został poddany polityce germanizacyjnej i nowym uwarunkowaniom celno-ekonomicznym, był miastem nadgranicznym, położonym na rubieżach monarchii, które decyzją cesarza Franciszka Józefa I z 1850 r. zostało zamienione w twierdzę. Co gorsza, właśnie w 1850 r. wybuchł pożar, który strawił znaczne połacie Krakowa i wiele cennych zabytków. Miasto mozolnie

| Spotkania z Zabytkami – dla szkół

2010

1 dźwigało się z upadku, powoli wzrastał ruch budowlany, a w ościennych gminach zaczęły powstawać cegielnie i fabryki materiałów budowlanych, wśród nich wytwórnie kafli. Także na Dębnikach po połowie XIX w. została założona wytwórnia kafli, należąca do Hermana Bethke’go, a w następnych dziesięcioleciach powstały kolejne firmy kaflarskie: około


1870 r. wytwórnia kafli Adama Żychonia, w 1888 r. „Pierwsza Krajowa Związkowa Fabryka Pieców Kaflowych”, z końcem wieku kaflarnie Jakuba Horowitza i Władysława Wojtygi. To właśnie z kaflarni Żychonia wywodzi się wytwórnia „J. Niedźwiecki i Ska”. Budowniczy Adam Żychoń założył swoją „fabrykę wyrobów glinianych” najpewniej około 1870 r. Główny skład pieców kaflowych z wytwórni znajdował się w składzie papieru, pracowni pieczątek i biletów wizytowych prowadzonym w Rynku Głównym w Krakowie przez Henryka Żychonia. Na pierwsze reklamy fabryki kafli można natknąć się w końcu 1874 r. w „Czasie”, powtarzane były one regularnie tak-

Od drugiej połowy 1890 r. firma działała pod nazwą „Fabryka pieców kaflowych w Dębnikach pod Krakowem Józefa Niedźwieckiego i Spółki”. W 1894 r. Pokutyński wystąpił ze spółki, przystąpili do niej natomiast Beata z Matejków Kirchmayerowa oraz jej szwagier, Adam Kirchmayer. Beata (1869-1926), córka Jana Matejki, w 1892 r. poślubiła Wincentego Kirchmayera. Jego brat Adam (1864-1935) po studiach w Wiedniu zajął się handlem, obejmując placówki w różnych krajach europejskich, a po powrocie do Krakowa skupił się na działalności przemysłowej. Wspierał Towarzystwo „Polska Sztuka Stosowana”, został członkiem Towarzystwa Miłośników Historii i Zabytków Kra-

przyrodniczo-lekarskiej w Krakowie w 1900 r., a w 1902 r. na I wystawie Towarzystwa „Polska Sztuka Stosowana” oraz na wystawie Towarzystwa Politechnicznego we Lwowie. Zawsze spotykały się z uznaniem i pochlebnymi wzmiankami prasowymi. Chwalono wysoką jakość kafli, stosowanie najlepszych materiałów, dokładność i staranność wykonania, gustowny dobór kolorów, a także „śledzenie nowych kierunków w sztuce i stosowanie jej do tego artykułu budowlanego”. Piece produkowano w fabryce przez cały czas jej istnienia i choć bardzo popularne, to nie one rozsławiły zakład. Za „pierwszy pomyślnie udany krok wykonania czegoś z poza dotychczasowego zakresu fabrykacji” uznawa-

1 | Piec z wytwórni Niedźwieckiego, koniec XIX w., w jednym z krakowskich mieszkań 2 | Tadeusz Błotnicki, plakieta z okazji jubileuszu Uniwersytetu Jagiellońskiego, 1900 r. 3 | Konstanty Laszczka, „Capek”, 1904 r. ......................................

2

że w 1875 r. Fabryka dobrze się rozwijała i – jak to określono na łamach „Przeglądu Ceramicznego” – „wyrobiła sobie dobrą markę w kołach odbiorców”. To tę fabrykę miał kupić Józef Niedźwiecki. Podczas przeprowadzonej kwerendy archiwalnej nie udało się co prawda dotrzeć do dokumentów świadczących o sprzedaniu firmy Józefowi Niedźwieckiemu, natrafiono jednak na informację, że 1 października 1889 r. Józef Niedźwiecki (koncesjonowany budowniczy) i Józef Pokutyński (znany krakowski architekt) zawiązali spółkę mającą na celu wyrób dachówek i kafli, która pod imieniem obu udziałowców została wpisana do rejestru handlowego.

3 kowa, w przyszłości także darczyńcą krakowskiego Muzeum Techniczno-Przemysłowego. Przedstawiony wyżej stan własnościowy trwał do śmierci Józefa Niedźwieckiego w 1898 r. Jego udziały odkupiła od spadkobierców Beata Kirchmayerowa. Od tej pory firma w 2/3 należała do niej, a w 1/3 do Adama Kirchmayera, który zarządzał zakładem. Spadkobiercy Niedźwieckiego zgodzili się także, by firma działała nadal pod starą nazwą. Piece i kafle z wytwórni „J. Niedźwiecki i Ska” były prezentowane i nagradzane na organizowanych w Galicji wystawach, np. na Powszechnej Wystawie Krajowej we Lwowie w 1894 r., na wystawie

na jest płyta pamiątkowa, wykonana z okazji 500-lecia odnowienia Uniwersytetu Jagiellońskiego. Zaprojektowana przez cenionego lwowskiego rzeźbiarza, Tadeusza Błotnickiego (1858-1928), przedstawia popiersia Jadwigi i Jagiełły w profilu, poniżej których umieszczono pisaną gotykiem legendę, a jeszcze niżej herby Uniwersytetu, Polski i Litwy. W publikacjach z lat 1900-1901 mowa jest zarówno o „płytach”, jak i o „medalionach”; obecnie można spotkać przede wszystkim płyty (przykładowo, trzy egzemplarze znajdują się w zbiorach Muzeum Narodowego w Krakowie, jeden w Muzeum Mazowieckim w Płocku). Już w 1900 r. „medaliony

Spotkania z Zabytkami – dla szkół

2010 |

31


z glinki z portretem Jadwigi i Jagiełły, wyrób ręczny” zostały pokazane przez Bazar Krajowy na wystawie przyrodniczo-lekarskiej w Krakowie, w tym też roku prostokątną płytę reprodukował „Kraj”. W kolejnym roku medaliony eksponowano na wystawie próbek przemysłowych towarzyszącej I zjazdowi przemysłowemu w Krakowie. W relacji z wystawy autorstwa Karola Rolle, zamieszczonej na łamach „Przeglądu Ceramicznego” znalazł się pełen entuzjazmu opis: „wykonanie w terakocie, w kolorze jasnożółtym tak dokładne i tak bez zarzutu, że się wierzyć nie chce, iż to produkt naszej fabryki, a nie renomowanego zakładu zagranicznego, który terakotą świat od lat zalewa”. I dalej: „Cena niska, nawet niezwykle niska, przy znacznych rozmiarach medalionu; chwila, którą on upamiętnia, wykonanie artystyczne i staranne, czynią z tego przedmiot, który w każdym domu zdobić ścianę powinien” („Przegląd Ceramiczny”, nr 14, 1901, s. 117). Na początku XX w. majolikę z fabryki Niedźwieckiego można było nabyć w Bazarze Krajowym w Rynku Głównym 20 w Krakowie. Znajdo4 wały się tam np. wysokie wazony na kwiaty – „jeden oryginalnie pomyślany, gdzie jako motyw dekoracyjny posłużyła sowa, drugi o formach powyginanych, oba pokryte spływającymi szkliwami”, „wazki na pomieszczenie doniczek”, a także „małe bardzo gustowne na kwiaty o różnych szkliwach barwnych pokrywających dekorację plastyczną” („Przegląd Ceramiczny”, nr 7, 1901, s. 64). W 1902 r. kierownikiem artystycznym wytwórni został Jan Szczepkowski (1878-1964), młody artysta rzeźbiarz, absolwent krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. Szczepkowski, związany z Dębnikami do 1907 r., kiedy to wyjechał do Paryża, projektował zarówno formy naczyń, jak i wzory dekoracji. „Pierwszą moją pracą w fabryce był serwis do czarnej kawy. Zdobiłem go według motywów ludowych, starając się utrzymać w formie

32

prostej; dałem też tylko trzy barwy, aby dać niezłożony akord kolorów” – mówił artysta w wywiadzie zamieszczonym na łamach krakowskiego „Czasu” („Czas”, nr 172, 1904, s. 3). Był to najprawdopodobniej serwis w stylu zakopiańskim, pokazany w 1903 r. na wystawie „Sztuki”. Szczepkowski opracował także kolejny, chyba bardziej znany, serwis zakopiański, stanowiący fajansową wersję garnituru do białej i czarnej kawy, zaprojektowanego przez Stanisława Witkiewicza i wyprodukowanego z porcelany w fabryce w Sèvres. Serwis Szczepkowskiego upraszczał kształty Witkiewiczowskich naczyń, przystosowując je do

odmiennego materiału. Takie serwisy zakopiańskie były albo jednobarwne (znane są serwisy malinowe, kremowe, zielone, szafirowe), albo dekorowane szlakami roślinnymi lub motywami sercowatymi, malowanymi na kremowym tle naczynia. We wspomnianym wywiadzie wymienione zostały także inne wczesne prace autorstwa Jana Szczepkowskiego, a wśród nich „pełna rozmachu para w krakowskim tańcu, biust chłopki, charakterystyczna postać stróża nocnego, przycisk na papiery w kształcie siłacza opartego całym ciężarem na ziemi, wreszcie Chrystus upadający pod krzyżem”, jak dodawał ich autor: „fabryka liczy na zbyt tej figurki wśród ludu, na Kalwarii [...] zastąpi ona może tandetę niemiecką i tyrolską”. Do takich odbiorców były także adresowane

| Spotkania z Zabytkami – dla szkół

2010

medaliony z wizerunkami królów i znanych Polaków. Warto jeszcze raz zacytować samego Szczepkowskiego: „chłopi rozchwytali w jednej chwili wyroby nasze, posłane na Emaus. Niech pan sobie wyobrazi moją uciechę! Były tam przedmioty zwykłego użytku, były także i rzeczy czysto artystyczne, robione właśnie z myślą o takich klientach, na przykład medaliony królów polskich i sławnych mężów. Wszystko rozkupili. Inaczej się pracuje, mając w tłomoczku takie wspomnienie...” („Czas”, nr 172, 1904, s. 3). Jednak − jak pisał Szczepkowski po latach w swych wspomnieniach − tego typu wyroby nie podobały się Adamowi Kirchmayerowi, według którego były za mało wytworne. I dodawał z nutą goryczy: „nie przekonało go, że w handlu wszystkie egzemplarze te rubaszne od ręki poszły, podczas gdy wytwornymi nikt się nie interesował” (K. Chrudzimska-Uhera, Jan Szczepkowski. Życie i twórczość, Milanówek 2008, s. 26). Fabryka właściwie przez cały czas zmagała się z problemem zbytu. Na łamach prasy z początku wieku można odnaleźć nie tylko wzmianki świadczące o tym, że majolik z wytwórni Niedźwieckiego nie można było kupić w krakowskich sklepach, a zbyt opierał się w dużej mierze na eksporcie, lecz także słowa krytyki, że wytwórnia nie dość usilnie się reklamowała. Jedną z charakterystycznych cech wyrobów Niedźwieckiego były ich pełne świeżości, ręcznie malowane dekoracje, nawiązujące zarówno do tendencji obowiązujących wówczas w europejskim wzornictwie, jak i inspirowane wzorami czerpanymi z polskiej sztuki ludowej – motywami zakopiańskimi czy łowickimi wycinankami. Już w 1902 r. „Przegląd Ceramiczny” informował, że „fabryka poczyna stosować motywa swojskie na rozmaitych przedmiotach galanteryjnych mianowicie zakopańskie, posługując się rysunkami i modelami Witkiewicza i Laszczki oraz krakowskie, do których wiele materiału dostarczyła ostatnia


5

6 4 | Jan Szczepkowski, serwis zakopiański, około 1905 r. 5 | Jan Szczepkowski, medalion z portretem Fryderyka Chopina, około 1905 r.

6 | Konstanty Laszczka, medalion z Madonną

z Dzieciątkiem, 1908 r.

7 | Tadeusz Rychter, wazon z żurawiami, przed 1910 r. (wszystkie obiekty w zbiorach Muzeum Narodowego w Krakowie; zdjęcia: 1 – Bożena Kostuch, 2-7 – Pracownia Fotograficzna MNK)

..........................................................................

wystawa «Sztuki stosowanej» w Krakowie” („Przegląd Ceramiczny”, nr 1, 1902, s. 13). Konstanty Laszczka (1865-1956) należał do tych artystów rzeźbiarzy, którzy chętnie pracowali w materiale ceramicznym. Profesor, jak nikt inny, potrafił wyzyskać jego wyjątkowe walory plastyczne i dekoracyjne. Tworzył zarówno prace unikatowe, jak i przeznaczone do mniej lub bardziej seryjnej produkcji: rzeźby, figury i figurki, naczynia dekoracyjne, plakiety i medaliony. Wiele z nich – wśród nich tak znane, jak figura „Capka” czy wazon opleciony wykonanym w reliefie korowodem satyrków bawiących się z kozłami − wykonanych zostało w fabryce Niedźwieckiego. Wśród prac Konstantego Laszczki znajdują się także duże, niezwykle piękne przedstawienia Madonny z Dzieciątkiem, nawiązujące do włoskiej majoliki renesansowej i opracowane w formie medalionu bądź prostokątnej płyty. Znane są jego warianty wykonane w majolice, w terakocie i glince (takie medaliony znajdują się np. w katedrze w Poznaniu, w kościele w Dobrem i w zbiorach księży misjonarzy w Krakowie). Pierwsze medaliony z Madonną wykonał profesor Laszczka już w 1908 r. Jeden z nich został wprawiony w nadproże kamienicy Strenków przy ul. Karmelickiej 1 w Krakowie; dwa przedstawienia – medalion oraz prostokąt – znajdują się w zbiorach Muzeum Narodowego w Krakowie. Oba wykonane zostały w wytwórni Niedźwieckiego. Z tyłu prostokątnej płyty widnieje wyryty napis: „formował: / T. S.”, odnoszący się do Tadeusza Sławińskiego (1863-1925), urodzonego we Lwowie cenionego ceramika i technologa. Tadeusz Sławiński pracował wcześniej w Krajowej Szkole Garncarskiej w Kołomyi, krótko związany był ze znaną fabryką Zsolnay’a w węgierskim Pecs, wreszcie, na przełomie wieków osiadł w Krakowie. Pracował w fabryce Niedźwieckiego, uczył w Krajowych Kursach Ceramicznych w Podgórzu, budował piece ceramiczne dla profesora Laszczki i Marii Ludwiki Męciny-Krzeszowej, w 1919 r.

7 związał się z fabryką w Skawinie. Do Krakowa „ściągnął” go zapewne jego brat, Jan Sławiński (1867-1910), chemik i znakomity technolog ceramiki, który po odbyciu specjalistycznej praktyki zagranicznej kierował kaflarnią w Chołodkach, w guberni kijowskiej, a w 1894 r. został kierownikiem technicznym u Niedźwieckiego. Jan Sławiński musiał być w niezwykle zażyłych stosunkach z Kirchmaye­ rami – jedno z jego dzieci trzymał do chrztu Adam Kirchmayer, kolejne – Beata Kirchmayerowa. „Zamiłowany w swym zawodzie, w którym i bracia jego starsi, Tadeusz i ś. p. Tytus pracowali, wiele zasług położył dla rozwoju fabryki dębnickiej. [...] Zeszedł ze świata w pełni sił, a idzie za nim do grobu żal, że polskiej ceramice ubył pracownik dobry i gorliwy” – napisano o nim we wspomnieniu pośmiertnym („Przegląd Ceramiczny”, nr 5, 1910, s. 77). Według wiarygodnych informacji, po 1910 r. zaprzestano w fabryce „J. Niedźwiecki i Ska” produkcji fajansów, lecz robiono nadal piece. Bolesława Kołodziejowa podaje, że piece produkowano aż do 1919 r., kiedy to podczas licytacji miano sprzedać pozostające w zakładzie egzemplarze. W tym też roku Adam Kirchmayer przekazał wyroby fajansowe ze swej fabryki do zbiorów Muzeum Techniczno-Przemysłowego w Krakowie. Znajdują się one obecnie w kolekcji Muzeum Narodowego. Fabryka przestała więc działać po zakończeniu pierwszej wojny światowej, choć z Rejestru Handlowego została wykreślona dopiero w 1936 r. Bożena Kostuch

Spotkania z Zabytkami – dla szkół

2010 |

33


SPOTKANIA NA WSCHODZIE

Siedziba hrabiów Pusłowskich w Piaskach

..........................................................................................................................................

M

iejscowość Piaski, zwana również Pieski, znajduje się nad Jeziorem Czarnym w pobliżu Berezy Kartuskiej. Jej pierwszym znanym właścicielem był starosta starodubowski, Dymitr Kijanin. Podczas wojny litewsko-moskiewskiej, prowadzonej w latach 1499-1503, stracił on swoje starostwo, a król Aleksander Jagiellończyk, chcąc mu tę stratę wynagrodzić, obdarzył go w 1503 r. piaskowskim majątkiem. Po śmierci Dymitra Kijanina dobra przejęła jego córka, następnie jej trzy córki, noszące po mężach nazwiska: Olszewska, Rogińska i Syruciowa. Córka tej ostatniej, Barbara, wyszła za mąż za Jakuba Pusłowskiego (1572-1638), herbu Szeliga, podstolego rzeczyckiego i starostę okszatyńskiego, i wniosła mu

w wianie 2/3 majątku, bowiem Eliasz Olszewski, nie mając dzieci, zapisał jej swoją 1/3 część Piasków. Potem Jakub Pusłowski odkupił jeszcze od Rogińskich pozostałą część i dzięki temu Piaski stały się ponownie własnością jednej rodziny. Nie wiemy, jak wyglądała siedziba Pusłowskich w tym okresie. Prawdopodobnie był to dwór drewniany, parterowy, niezbyt okazały, jakie wówczas powszechnie budowano na tych ziemiach. Prawdopodobnie Jakub pędził żywot poczciwego hreczkosieja, poza tym że w 1617 r. wziął udział w wyprawie na Moskwę pod wodzą hetmana Jana Karola Chodkiewicza oraz był odpowiedzialny za zaopatrzenie w owies królewskich koni, co dało mu tytuł „królewskiego owiesnego”. Natomiast jego wnuk, Kazimierz

1

34

| Spotkania z Zabytkami – dla szkół

2010

Michał, pełniący obowiązki regimentarza, pułkownika huzarów, deputata do Trybunału Litewskiego, pełnomocnika hetmana Kazimierza Sapiehy na sejmy i sejmiki, był bardziej rzutki i dał początek rodowej potędze Pusłowskich. Za poniesione zasługi otrzymał liczne nadania królewskie i tym samym znacznie pomnożył odziedziczony majątek. Największy rozkwit zawdzięczają Piaski wnukowi Kazimierza Michała, Franciszkowi Pusłowskiemu (1730-1799). Szambelan króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, ożeniony z Salomeą Grabowską, zaprzyjaźniony z Ludwikiem Kościuszko – ojcem Tadeusza, wzniósł prawdziwie wielkopański, murowany, klasycystyczny pałac, który zasłynął wystawnymi przyjęciami dla nie byle jakich


SPOTKANIA NA WSCHODZIE

gości. Nie wiemy, jak ten pałac wyglądał, nie zachowały się bowiem żadne jego plany czy szkice. Opisał go natomiast, chociaż dość zdawkowo, w Podróżach historycznych po ziemiach polskich od 1811 do 1828 roku Julian Ursyn Niemcewicz, goszczony w 1819 r. przez syna Franciszka Pusłowskiego, Wojciecha: „Dom obszerny z pięknym przedsionkiem, dostatnie komnaty. Miłośnik sztuk pięknych, Józef Sierakowski, wziął na siebie ozdobienie ich pięknemi we Włoszech nabytemi obrazami. Wyborne znajdują się w ich liczbie. Wszystkie okna od dziedzińca są z jednej tafli szkła. Jak miłem zachwycenie było, gdy przez szkła te ujrzałem niescigniony okiem kryształ wód przezroczystych. Było to jezioro tak naokoło obszerne, iż przeciwny brzeg onego zdawał się jak blada niebieska taśma, gdzie niegdzie zielonym gajem przerwana. Widok ten morza, dawnego żeglarza wiele zachwycił. Krzyk i unoszenie się białych rybitw, w oddaleniu żagle statków rybackich, później, za zerwaniem się wiatru, marszczenie się wód, wzdęcia się ich w małe bałwany, dopełniły iluzji. Liczna familia krewnych i domowników, stół dostatni, przewyborna z własnych sług orkiestra, nade wszystko uprzejmość i gościnność gospodarza, pobyt w domu tym czynią wielce przyjemnym”. Wojciech Pusłowski (1762-1833), marszałek szlachty powiatu słonimskiego, poseł na Sejm Czteroletni, ożeniony z Józefiną ks. Drucką-Lubecką, mieszkał stale w Szydłowicach pod Słonimem, z których uczynił znaczący ośrodek przemysłowy, nazwany później Albertynem („Spotkania z Zabytkami”, nr 12, 2008), a w Piaskach, przekazanych Franciszkowi, jednemu z pięciu swoich synów, bywał tylko przy specjalnych okazjach. Zbudował jednak w pobliskim Olszewie kościół, w którego podziemiach spoczął po śmierci jego szwagier, ks. Ksawery Drucki-Lubecki, minister skarbu Królestwa Polskiego w latach 18211830. Prochy zmarłego w 1846 r. przywiozła z Petersburga jego córka Genowefa, żona Władysława Pusłowskiego. Kościół podczas drugiej wojny światowej został zniszczony.

2

3 1 | Dwór Pusłowskich w Piaskach 2 | 3 | Główna brama wjazdowa (2) i brama zachodnia (3)

................................................................................

Zachował się po nim tylko fragment zgruzowanej ściany, otoczony kręgiem 200-letnich lip. Franciszek Pusłowski (1800-?) również rzadko przyjeżdżał do Piasek, gdyż pełnił służbę dyplomatyczną w rosyjskiej ambasadzie w Paryżu. Kiedy jednak zjawiał się w swoim

majątku, wydawał huczne przyjęcia. W 1843 r. podczas jednej z takich biesiad doszło – przez nieuwagę służby przygotowującej gorący krupnik litewski – do pożaru, który strawił kompletnie pałac. Franciszek Pusłowski obiecał go odbudować, ale w rzeczywistości przebudował tylko dawną stajnię, upodobniając ją do dworu, w którym mieszkał podczas krótkich pobytów w Piaskach. Również jego młodszy brat, Władysław (1801-1859), ożeniony z księżną Genowefą Drucką-Lubecką, nie kwapił się

Spotkania z Zabytkami – dla szkół

2010 |

35


SPOTKANIA NA WSCHODZIE

z odbudową pałacu, gdy Piaski przeszły w jego ręce – mieszkał głównie w Albertynie i dbał przede wszystkim o tamtejszy majątek. Podobnie czynił następny właściciel Piasek, Franciszek Ksawery (1847-1908), syn Władysława i wnuk Wojciecha, ożeniony z Leontyną Włodkówną herbu Prawdzic, przedkładający kłopoty związane z prowadzeniem dużego przemysłowego majątku w Albertynie nad spokojny żywot ziemianina w Piaskach. Kolejnym prawowitym panem na Piaskach był syn Franciszka Ksawerego, Władysław Pusłowski (1871-1964), który pojął za żonę księżnę Krystynę Marię Pignatelli. On również mieszkał głównie w Albertynie, zaś Piaski oddał synowi, Franciszkowi Ignacemu (1903-1988), który przebywał w nich wraz z żoną, Ireną hr. Mohl, do września 1939 r. Przebudowana po 1843 r. stajnia pełniła funkcję dworu tylko do pierwszej wojny światowej, bowiem podczas działań wojennych została zniszczona, a potem rozebrana wraz z kilkoma innymi zabudowaniami. Najmniej uszkodzony budynek gospodarczy zaczął pełnić funkcję dworu po nadaniu mu odpowiedniego kształtu.

Przetrwał on do dzisiejszych czasów i do niedawna mieściło się w nim schronisko turystyczne. Obecnie wygląda na opuszczony. Jest to budynek parterowy, drewniany i otynkowany, postawiony na planie wydłużonego prostokąta, trzynastoosiowy, z dachem niskim, czterospadowym, pokrytym dachówką eternitową. Przed głównym wejściem znajduje się czterokolumnowy portyk zwieńczony trójkątnym szczytem. Oprócz tego dworu zachowała się jeszcze dwukondygnacyjna gorzelnia, przebudowana w drugiej połowie XIX w. z oficyny pałacowej oraz dwie neogotyckie bramy wjazdowe. Wzniesiono je w połowie XIX w., prawdopodobnie w tym samym czasie, kiedy w pobliskim Kossowie Poleskim Wandalin Pusłowski, brat Franciszka – właściciela Piasków, budował pałac przypominający angielskie zamki. Bramę główną, usytuowaną od strony północnej, tworzą dwie okrągłe, dość smukłe baszty, ...............................................................................

4 | Fragment parku dworskiego (zdjęcia: Jerzy Samusik)

zakończone krenelażem, między którymi rozpięta jest znacznie niższa ściana, zwieńczona zębatą attyką, z łukowatym prześwitem ośmiometrowej wysokości, okratowanym w górnej części. Do lewej baszty od strony dziedzińca przylega kordegarda, do prawej zaś tej samej wysokości i długości ścianka, zakończona – podobnie jak kordegarda – attyką. Brama zachodnia nie była tak monumentalna, nie miała wysokich baszt, natomiast z obu stron − dwie kordegardy. Po drugiej wojnie światowej urządzono w niej magazyn, więc ostrołukowy środkowy prześwit zamurowano, pozostawiając na jego miejscu prostokątne okno. Brama jest teraz w ruinie – frontowa ściana prawej kordegardy już nie istnieje, z attyki przetrwało tylko kilka zębów, brak dachów nad kordegardami oraz pinakli na kilku narożach. Park krajobrazowy, zajmujący pierwotnie obszar 10 ha i schodzący łagodnie ku brzegowi Jeziora Czarnego, ostał się w znacznie okrojonej formie. Z czterech stawów, połączonych z jeziorem kanałem, zachowały się tylko dwa i to w dużej mierze zarośnięte. Kanał był niegdyś na tyle szeroki, że zbudowano na nim przystań dla spacerowych łódek, mieścił też w najszerszym miejscu wyspę z idylliczną altanką, otoczoną kamiennymi rusałkami. Dzisiaj jej miejsce zajęły jesiony i graby. Oprócz drzew miejscowych – klonów pospolitych, lip, dębów szypułkowych, wiązów, olch – nasadzono w parku gatunki bardziej dla Polesia egzotyczne − dęby czerwone i piramidalne, klony błękitne i jesionolistne, modrzewie europejskie, sosny wejmutki. Tylko nieliczne z nich przetrwały do dzisiejszych czasów. Zachował się jeden egzemplarz buku leśnego i kilka pięknych, wiekowych dębów. Nie ma jednak wśród nich tych najstarszych – „Barbary” i „Jakuba”, nazwanych imionami pierwszych właścicieli Piasków z rodziny Pusłowskich, a które rosły tam jeszcze w okresie międzywojennym. Katarzyna i Jerzy Samusikowie

4

36

| Spotkania z Zabytkami – dla szkół

2010


ZABYTKI W KRAJOBRAZIE

W odwiedzinach w pałacu w Kłębowcu

..........................................................................................................................................

K

łębowiec − to wieś położona w woj. zachodniopomorskim, zaledwie 6 km od Wałcza. Jej nazwa pojawia się w źródłach pisanych od 1468 r., zapisywana w różnej formie, jako Clastendorf czy też Clauschdorp, czyli wieś klasztorna, bowiem według niepewnej tradycji Kłębowiec miał stanowić początkowo własność zakonną joannitów lub templariuszy. W 1503 r. wieś weszła w posiadanie rodziny von der Goltz i pozostała w jej rękach przez kilka stuleci, nierzadko jednak podzielona pomiędzy kilku krewnych. Już w XVI w. zdarzało się, że na jednej wiosce siedzieli dwaj lub trzej bracia z rodzinami, pomagając sobie w utrzymaniu rozbojami na drogach. W późniejszych czasach Goltzowie nieotrzymujący w spadku nadziałów udawali się na obcą służbę. Niemieckie pochodzenie skłaniało ich sympatie ku elektorom brandenburskim, a potem królom pruskim, lecz również w służbie polskiej było ich niemało. Niektórzy z nich cieszyli się nawet w swoich czasach wielką sławą. W burzliwej historii rodu Goltzów ważne miejsce zajęła budowa wspaniałego, barokowego pałacu w Kłębowcu. Domniemanym fundatorem budowli miał być Henryk von der Goltz (1648-1725), który po ukończeniu nauki u jezuitów w Poznaniu zdobywał kolejne stopnie wojskowe, najpierw w armii brandenburskiej – podczas wojen z Francją i Szwecją (1672-1697), od 1705 r. w służbie króla polskiego Augusta II, gdzie był komendantem obrony Gdańska, a wreszcie w 1707 r. w służbie rosyjskiej, gdzie car Piotr I mianował go feldmarszałkiem. 8 lipca

1 1709 r. brał udział w bitwie pod Poł­ tawą, później otrzymał rozkaz rozbicia w Polsce szwedzkiego korpusu, którego to zadania nie wykonał, przez co car rozkazał Goltza schwytać i osadzić w Moskwie. Henryk zdołał zbiec i w wieku lat prawie siedemdziesięciu powrócił do rodzinnego Kłębowca, otoczony sławą i szacunkiem króla Augusta II. Henryk von der Goltz był dwukrotnie żonaty. Pierwsza jego żona, Elżbieta von der Goltz (zm. 1700 r.), wydała mu na świat córkę Katarzynę. Po 1700 r. właściciel Kłębowca ożenił się ponownie, tym razem z Krystyną Fryderyką Brause, która dała mu dziedzica dóbr – Henryka von der Goltza juniora. W Kłębowcu feldmarszałek wiódł na pozór spokojny żywot, zaszkodziło mu jednak rzucenie się w wir walk religijnych i wszelakich rozbojów. Z zapisków w aktach grodzkich Wałcza wynika, że uciekał się do gwałtów i grabieży, zrażając do siebie „polską szlachtę rodowitą, dobrze wojsku

1 | Fasada pałacu w Kłębowcu, fot. sprzed 1945 r. ................................................................................

zasłużoną”, którą „gwałtem bierze ze dworów, na drogach zastępuje, łapie, wiąże, strzeblą, zabija”. Wojskowa przeszłość Henryka, a także łupienie przezeń okolicznych majątków przyczyniło się do jego zamożności, nic więc dziwnego, że rozkazał postawić godną posiadanych dóbr siedzibę. O bogactwie donatora świadczy też fakt, że w 1699 r., będąc jeszcze generałem elektora brandenburskiego, pożyczył kasztelanowi kaliskiemu, Władysławowi Łąckiemu, 55 tys. zł w srebrze. Henryk stał się opiekunem i obrońcą ewangelików na ziemi wałeckiej. Nie był zresztą pierwszym przedstawicielem rodu, stojącym po stronie protestantów. Już około 1535 r. Sebald, również właściciel Kłębowca, wyrzekł się katolicyzmu i pod wpływem żony przyjął protestantyzm. Zmianę ową rozciągnął na

Spotkania z Zabytkami – dla szkół

2010 |

37


ZABYTKI W KRAJOBRAZIE

2 | Plan parteru pałacu

całą poddaną sobie społeczność, zmuszając ją do nowej wiary i przekształcając kościół katolicki w Kłębowcu na zbór ewangelicko-luterański. Do czasu śmierci feldmarszałka Henryka von der Goltza, 2 listopada 1725 r., kościół zdążył ponownie przejść w ręce katolików. Duchowieństwo katolickie nie zezwoliło na pochowanie feldmarszałka w rodzinnym grobowcu w kościele kłębowieckim. Dopiero interwencja króla i ogromna suma pieniędzy złożona przez rodzinę zmarłego spowodowały zmianę decyzji i złożenie ciała do rodzinnego grobowca 4 grudnia 1725 r. Początek budowy pałacu w Kłębowcu tradycyjnie datuje się na przełom XVII i XVIII w., choć inwentarz Kłębowca zachowany w aktach grodzkich Wałcza podaje, że w 1735 r. pałac nie był jeszcze ukończony. Nie wydaje się bowiem możliwe, by budowla, która powinna powstać w dwa do czterech sezonów budowlanych, była wznoszona aż trzydzieści pięć lat! Z pomocą przychodzi zresztą sama architektura. Dość prosta i zachowawcza jeszcze bryła pałacu, zgoła inna

38

od pałacu drugiej gałęzi rodu von der Goltz w Siemczynie, pochodzącego z lat 1722-1725, sugeruje, że pałac w Kłębowcu jest budowlą wcześniejszą, powstałą jeszcze przed 1700 r. Pałac ulokowany jest pośrodku wsi, na południe od głównej szosy, prowadzącej z Wałcza do Czaplinka. Od drogi oddziela go otaczający z trzech stron (północnej, południowej i wschodniej) park. W wyniku działań wojennych, a także zaniedbania w latach późniejszych park uległ znacznym zmianom i zatracił swój pierwotny, regularny charakter. Również z dawnej świetności siedziby rodziny von der Goltz niewiele już pozostało, jednak to, co można jeszcze dziś zobaczyć, nadal mówi wiele na temat dawnego przepychu tego miejsca. Pałac wykonany został z cegły nietynkowanej, bielonej, co przywodzi na myśl architekturę holenderską. Budulec pochodził zapewne z Kłębowca lub sprowadzono go z najbliższego miasta, w tym wypadku z Wałcza. Rezydencja składała się z korpusu głównego, założonego na planie litery „H”, ujętego po bokach dwiema

| Spotkania z Zabytkami – dla szkół

2010

oficynami. Całość tworzyła rodzaj podkowy, o charakterystycznym, znanym z architektury francuskiej, usytuowaniu entre cour et jardin. Mimo „obcego” sposobu zakomponowania pałacu, pomiędzy dziedzińcem a ogrodem, boczne alkierze są typowym i charakterystycznym dla rodzimej architektury elementem. Fasadą pałac zwrócony był na północ, zaś elewacją ogrodową na południe. Bryła była zwarta, lecz bardzo mocno rozczłonkowana poprzez trzy ryzality, które przybrały formę nieomal osobnych skrzydeł. Budowla miała dwie kondygnacje oraz piwnice. Pierwotnie kryta była dachem czterospadowym. Zaplanowana została jako budowla dwutraktowa z amfiladowym układem pomieszczeń, z traktami północnym i południowym, biegnącymi ze wschodu na zachód. Dwie prostokątne, dwukondygnacyjne oficyny przylegające do północno-wschodniego i północno-zachodniego narożnika pałacu, również wykonane zostały z cegły, a następnie pobielone. Oficyna zachodnia została rozebrana w latach osiemdziesiątych


ZABYTKI W KRAJOBRAZIE

ubiegłego wieku przez okoliczną ludność, pozyskującą w ten sposób materiał budowlany. Oficyna wschodnia, pełniąca funkcję kaplicy ostała się do dnia dzisiejszego. Jej wnętrze było jednoprzestrzenne, pierwotnie otoczone drewnianą emporą, po której do dziś zachowały się jedynie fragmenty podtrzymujących ją belek. Na emporę można było wejść schodami w narożniku północno-wschodnim, tuż przy bocznym wejściu do kaplicy. Drugie wejście znajdowało się w ścianie południowej, po stronie zachodniej – było to prywatne wejście właściciela pałacu. Główne wejście do pałacu znajdowało się po stronie północnej i prowadziło do obszernej sieni, z której można było przejść do salonu. Salon ogrzewany był za pomocą pieca i kominka. Wyjście z pokoju na taras flankowały dwie półkoliście zamknięte nisze, które pierwotnie stanowiły oprawę dla rzeźb. W sieni znajdowały się dodatkowo po dwie pary drzwi, prowadzących do pokoi w skrzydłach wschodnim i zachodnim. Pokoje po stronie wschodniej wyposażone były w piece i kominki – te ostatnie z bogatą dekoracją stiukową w postaci owalnych lub prostokątnych płycin i ornamentów floralnych. Z pokoi po stronie zachodniej jedynie ten położony w trakcie południowym miał kominek, również dekoracyjnie ozdobiony. Na pozbawionych tynku ścianach pomieszczeń, gdzieniegdzie dostrzec można pozostałości zdobiącej je niegdyś czerwonej i błękitnej farby, resztki dziś już nieczytelnych malowideł ściennych oraz nielicznie zachowane fragmenty gzymsów. Pomieszczenia usytuowane na skraju budynku, na osi północ-południe, nie były już tak wystawne i reprezentacyjne. Mieściły się tam m.in. sypialnie, gabinety oraz pomieszczenie na piec i latryny. W sieni pałacu zlokalizowana była jedyna w całym założeniu klatka schodowa, połączona przez podest ze schodami w salonie wschodnim i wiodąca do pokoju na piętrze. Z pokoju tego można było przejść

do sali balowej, wielkością odpowiadającej połączonym pomieszczeniom pełniącym funkcję sieni i salonu na parterze. Jej ściany dekorowane były półkoliście zamkniętymi arkadkami, być może stanowiącymi kiedyś doskonałą przestrzeń dla malowideł ściennych. Z powodu bardzo złego stanu zachowania pałacu nie jest sprawą prostą przyporządkowanie funkcji poszczególnym częściom pałacu. Skupiając uwagę jedynie na pomieszczeniach położonych na parterze pałacu, można przypuszczać, iż uprzywilejowane było skrzydło wschodnie, połączone z piętrem i posiadające dwa pokoje z repre......................................................

3 | 4 | Pozostałości salonu

ogrodowego (3) i sali balowej (4)

3

4 zentacyjnymi kominkami. Mogła to być część oficjalna rezydencji, w której w trakcie północnym znajdowałby się przedpokój dla gości (dzięki schodom połączony z salą balową na piętrze), gabinet pana oraz nieogrzewany pokój stanowiący łącznik z kaplicą, zaś w trakcie południowym:

salon oraz sypialnia i garderoba pana. Z kolei skrzydło zachodnie mieściłoby w trakcie północnym rzadziej wykorzystywany salon, sypialnię oraz dodatkowe pomieszczenie. Kierując się z ryzalitu traktem południowym, widzielibyśmy sypialnię i garderobę pani domu oraz jadalnię.

Spotkania z Zabytkami – dla szkół

2010 |

39


ZABYTKI W KRAJOBRAZIE

5 5 |Ślady po dekoracjach kominków w skrzydle wschodnim pałacu: w przedpokoju

(zdjęcia: 2-5 – Natalia Gryzińska) ...............................................................................

Za umiejscowieniem jadalni w tym skrzydle przemawiałby fakt zlokalizowania pomieszczeń gospodarczych, w tym zapewne kuchni, w zachodniej oficynie. Być może przez Kłębowiec, a także Siemczyno, znajdujące się blisko granicy z Prusami, biegł szlak pocztowy z Berlina do Królewca. Na szlaku tym znajdowałyby się także Słobity i Kamieniec, z rezydencjami rozbudowywanymi na przełomie XVII i XVIII w. Wiadomo, że Słobity, pałac rodu Dohna-Schlobitten, miały wręcz przywilej pałacu królewskiego, w którym Spotkanie z książką

D

monarchowie zatrzymywali się w trakcie podróży. Kłębowiec swoją lokacją i architekturą pałacu wpisywałby się w ideę owego szlaku. Jeśli jest to prawdą, nie sposób spojrzeć bez żalu na ruiny pałacu, który niegdyś odwiedzało mnóstwo ludzi, a dziś niewielu wie choćby o jego istnieniu. Sytuacja ta może jednak ulec w najbliższym czasie zmianie, dzięki projektowi, który powstał we wrześniu br. w Urzędzie Gminy Wałcz. Projekt ten zakłada rewitalizację pałacu oraz jego najbliższego otoczenia. Przede wszystkim planowane jest uzupełnienie ubytków w koronie murów i spięcie ich wieńcem koronującym w celu stałego zabezpieczenia budowli do czasu, gdy znajdzie nowego gospodarza, który przywróci jej

dawną świetność. Ponadto, ruina pałacu ma stać się atrakcją turystyczną regionu i tłem dla plenerowych działań kulturalnych. Przyjęto, że taras po stronie południowej zostanie wykorzystany jako rodzaj plenerowej sceny, przed którą umieszczona zostanie widownia. Jednocześnie ustalono pełną odbudowę oficyny północno-wschodniej, która posłużyć ma za zaplecze dla opisywanych działań. Z kolei całkowicie zniszczona oficyna północno-zachodnia ma być pokazana jedynie w formie odtworzonych do wysokości około 0,5 m ścian zewnętrznych. Służyć ma za miejsce do różnego rodzaju biesiad i plenerowych warsztatów artystycznych. W celu połączenia dziedzińca z tarasem po stronie południowej zaproponowano stworzenie drewnianej kładki, biegnącej przez całą szerokość pałacu, wspartej na zrujnowanych sklepieniach piwnic i częściowo podwieszonej do murów obiektu. Rewitalizacji poddane zostanie także założenie parkowe, w którym zaplanowano przywrócenie pierwotnej zieleni oraz wprowadzenie ścieżek, ławek, oświetlenia oraz wieży widokowej. Można mieć nadzieję, że to przedsięwzięcie zostanie zrealizowane w krótkim czasie i przyczyni się nie tylko do podniesienia walorów turystycznych regionu, ale także do ocalenia przed zapomnieniem wspaniałej barokowej architektury pałacowej. Natalia Gryzińska

SKARBY PODKARPACKIE

okładnie cztery lata temu krótką informacją zamieszczoną w „Przeglądach, poglądach” („Spotkania z Zabytkami”, nr 12, 2006, s. 2) powitaliśmy narodziny „Skarbów Podkarpackich” – rozprowadzanego bezpłatnie popularnonaukowego czasopisma, obecnie dwumiesięcznika o zasięgu regionalnym, reginalno-transgranicznym (polsko-białoruskim i polsko-ukraińskim), a od dwóch lat, w ramach Programu Współpracy Transgranicznej Rzeczpospolita Polska – Republika Słowacja 2007-2013, współfinansowanego przez Unię Europejską z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego, także polsko-słowackim (stąd tłumaczenia i streszczenia na język słowacki artykułów zamieszczanych ostatnio w periodyku). Pismo ukazuje się w Rzeszowie, jego wydawcą jest Stowarzyszenie na Rzecz Rozwoju i Promocji Podkarpacia „Pro Carpathia”, a poruszane w nim tematy wiążą się z archeologią, etnografią, historią, tradycją, turystyką i zabytkami województwa podkarpackiego. Redaktorem naczelnym „Skarbów” jest Krzysztof Zieliński, nasz wieloletni czytelnik i autor, który nigdy nie ukrywał, że tworząc nowe czasopismo do pewnego stopnia wzorował się na mających wtedy już trzydzieści lat tradycji i doświadczenia „Spotkaniach z Zabytkami”.

Nas cieszą najbardziej wypracowane w ciągu tych czterech pierwszych lat ukazywania się „Skarbów Podkarpackich” realne osiągnięcia ich twórców, determinacja w działaniu, widoczny rozwój i zarysowane cele. W felietonie od redakcji w tegorocznym 3. numerze (w numeracji ciągłej 22.) pisma czytamy m.in.: „Po szybkim przejrzeniu czytelnik tego numeru «Skarbów» dojdzie do wniosku, że dużo w nim miejsca poświęciliśmy wystawom. To pierwsze takie nasze otwarcie na tematykę muzealną, i tak już zostanie. Podkarpackie muzea to prawdziwe skarbnice kultury, coraz ciekawiej i wszechstronniej prezentujące swoje, i nie tylko, zbiory. A naszym zadaniem jest przekonywanie, że warto je odwiedzać nie tylko w Noc Muzeów”. W oczekiwaniu na pierwszy „mały jubileusz” pisma (numer 25., który ukaże się już niebawem) – życzymy wytrwałości i dalszego owocnego rozwoju. „Skarby Podkarpackie” można otrzymać bezpośrednio w redakcji pisma: Stowarzyszenie na Rzecz Rozwoju i Promocji Podkarpacia „Pro Carpathia”, 35-074 Rzeszów, ul. Gałęzowskiego 6/317, tel./fax: (17) 852 85 26, e-mail: krzysiek@procarpathia.pl lub pobrać ich wersję elektroniczną pod adresem http://www.skarbypodkarpackie.pl.

...............................................................................................................................................................................................................................

40

| Spotkania z Zabytkami – dla szkół

2010


ZABYTKI W KRAJOBRAZIE

Świątynia w pełnym blasku

.........................................................................................................................................................................................................

O

becnie kończone są prace renowacyjne, największe od 100 lat, przywracające świetność zabytkowego kościoła w Dylągowej (woj. podkarpackie) i jego cennego wyposażenia. Parafia w Dylągowej ufundowana została przez właścicieli dóbr − Kmitów, pod koniec XV w. Pierwszy drewniany kościół, doszczętnie ograbio-

2 1 |2 | Kościół w Dylągowej po renowacji

– widok ogólny (1) i fragment wnętrza (2)

(zdjęcia: Krzysztof Zieliński) ...............................................................................

1 ny przez kolatora Stanisława Mateusza Stadnickiego, w 1559 r. zamieniono na zbór kalwiński. W 1625 r. Marcin ze Żmigrodu Stadnicki, kasztelan sanocki, zwrócił świątynię katolikom i zatwierdził nowe przywileje dla parafii. W 1703 r. kościół doszczętnie spłonął. Na jego miejscu w 1706 r. zbudowany został nowy, drewniany, a jego fundatorami byli Teofila z Czartoryskich Ogińska i Stanisław Pękalski. Konsekracja świątyni odbyła się w 1711 r.

Obecny murowany kościół w Dylągowej zbudowany został na nowym miejscu z inicjatywy ks. Jana Marii Stelińskiego w latach 1905-1911, według projektu inżyniera Stanisława Sikorskiego z Krosna, a pracami budowlanymi kierował Andrzej Wolański z Dynowa. Kościół, zaprojektowany w stylu neoromańskim, ma 33 m długości, 15 m szerokości i 12 m wysokości. Jest to budowla wieżowa, trzynawowa, z dwoma kaplicami, po bokach prezbiterium znajdują się zakrystia i skarbiec. Trzy ołtarze, główny i dwa boczne, przeniesione ze starego kościoła, zostały obecnie odnowione i pozłocone. W ołtarzu głównym znajdują się obrazy: św. Zofii − patronki kościoła, Zwiastowania NMP, a na zasuwie − krucyfiks z postaciami św. Jana i Marii. W bocznych ołtarzach są obrazy św. Antoniego i Matki

Bożej, zakupione w 1902 r. w Wiedniu. Z czasu budowy pochodzi także nowa ambona, wykonana w pracowni Antoniego Rarogiewicza w Przeworsku. W świątyni przetrwał zespół witraży wykonanych w 1909 r. przez Krakowski Zakład Witraży S.G. Żeleńskiego według projektu Stanisława Matejki, bratanka Jana. Pierwotnie ściany kościoła zdobione były powstałymi w 1961 r. wizerunkami świętych. Zostały one zamalowane, co uwypukliło odnowione zabytkowe wyposażenie. Przeprowadzone w latach 2009-2010 prace renowacyjne objęły remont elewacji i dachu świątyni. Konserwacji poddano zabytkowe ołtarze, ambonę, chrzcielnicę, prospekt organowy, konfesjonały, ławki i zespół feretronów. Wszystkie te prace były możliwe dzięki dotacji ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Podkarpackiego na lata 2007-2013. Krzysztof Zieliński

.

Spotkania z Zabytkami – dla szkół

2010 |

41


TO TEŻ SĄ ZABYTKI

Akcja zabytki poprzemysłowe

Zabytki hutnictwa i odlewnictwa

..........................................................................................................................................

S

taropolskie Zagłębie Przemysłowe w woj. świętokrzyskim jest najstarszym okręgiem hutniczym w Polsce. Tereny wzdłuż rzeki Kamiennej bogate były w złoża rudy darniowej, drewno i rzeki, które służyły do napędzania fabrycznych maszyn oraz spławiania towarów do Wisły. Badania naukowe potwierdzają, że już w III w. p.n.e. powstawały tu pierwsze kuźniaki, w których wytapiano surówkę. Znacznie później, bo w XVI w., wzdłuż Kamiennej funkcjonowało ponad 60 kuźnic, które produkowały rocznie od 6 do 16 ton żelaza. Największe piecowisko, składające się z 45 dymarek, znajdowało się w Nowej Słupi, ale

1 ślady po pojedynczych obiektach znaleziono w Maleńcu, Chlewiskach, Bobrzy, Samsonowie, Rudzie Malenieckiej, Nietulisku, Kuźniakach i wielu innych osadach. W XVII w. hutnictwo i odlewnictwo zaczęło się w tym regionie bardzo dynamicznie rozwijać. Jeszcze przed rozbiorami pracowało 27 hut z wielkimi piecami, tzw. pudlingarniami, do przerabiania surówki na czyste żelazo, walcowniami i wydziałami wyrobów finalnych. Pierwszy taki kompleksowy obiekt powstał w Samsonowie koło Kielc. Huta „Józef ” – bo takie nadano jej imię – uważana jest za matkę polskich hut (zob. „Spotkania z Zabytkami”, nr 7, 2008). Pomysłodawcą utworzenia na ziemi kieleckiej dużego ośrodka przemysłu odlewniczo-hutniczego przy wykorzystaniu surowców lokalnego pochodzenia był Stanisław Staszic.

2

42

| Spotkania z Zabytkami – dla szkół

2010


TO TEŻ SĄ ZABYTKI

Jego sztandarową i największą inwestycję stanowił zakład w Sielpi – niewielkiej wsi przy trasie Kielce – Końskie. Projekt zakładu wraz z całym zapleczem socjalno-administracyjnym wykonali wspólnie St. Staszic i książę Ksawery Drucki-Lubecki, przy współpracy Filipa de Girarda, znanego założyciela fabryki lniarskiej w Żyrardowie. Budowę rozpoczęto w 1821 r., a część produkcyjna była gotowa w 1835 r. Dwie hale wyposażono w najnowsze tokarki, strugarki, wiertarki promieniowe produkcji angielskiej. Najstarsza, bo z 1741 r., była .............................................................................

1 | Budynki pudlingarni i walcowni 2 | 3 | 4 | Przykłady urządzeń dawnej techniki eksponowane w muzeum w Sielpi

3

4

Spotkania z Zabytkami – dla szkół

2010 |

43


TO TEŻ SĄ ZABYTKI

5 | Wiertarka pionowa w muzeum w Sielpi 6 | Piec pudlingarski do przeróbki surówki na stal (zdjęcia: Jan Pańczyk)

.............................................................................

5 maszyna do wytaczania tulei do wozów konnych. Turbiny i wszystkie urządzenia napędzały dwa ogromne koła, poruszane wodą z rzeki Czarna Konecka; jedno miało średnicę 9 m i było największym tego typu urządzeniem w Europie. Drugi etap budowy realizowano w latach 1835-1842 przy wydatnym udziale finansowym Banku Polskiego. Postawiono okazały budynek

44

administracyjny, osiedle robotnicze z 29 domkami, szkołę i wiejski szpital. W Sielpi wytwarzano narzędzia rolnicze i części zamienne, akcesoria kowalskie oraz całą gamę galanterii żeliwnej i odlewy artystyczne, m.in. drzwiczki ozdobne do kuchni i pieców kaflowych, odważniki wagowe różnej wielkości, kręcone schody, konstrukcje ławek parkowych, pompy studzienne. Fabryka prosperowała

| Spotkania z Zabytkami – dla szkół

2010

znakomicie do początku lat dwudziestych XX w. Symptomy kryzysu pojawiły się, gdy dominującą rolę w przemyśle hutniczo-metalurgicznym zaczęło przejmować Zagłębie Dąbrowskie, bogatsze i zasobniejsze w surowce. Wreszcie doszło do tego, że we wrześniu 1924 r. zakład zamknięto i przez dziesięć lat stał nieczynny. Przypomniano sobie o nim dopiero w 1934 r. W Muzeum Przemysłu i Techniki w Warszawie wpisano fabrykę do rejestru zabytków techniki i przemysłu hutniczego. Odnowiono hale, zakonserwowano urządzenia, z których większość nadawała się jeszcze do użytku. Niestety, po wybuchu drugiej wojny światowej, dokładnie jesienią 1940 r. nad Czarną Konecką zjawili się niemieccy żandarmi i bez jakichkolwiek wyjaśnień zaczęli demontować wyposażenie hal. Wywieźli 72 wagony żeliwa i 96 par walców do przetopienia w swoich hutach na czołgi i armaty. Nie zdołali tylko rozebrać koła zamachowego, które do dzisiaj jest najbardziej wartościowym eksponatem. Zostawili też dwie pary wielkich nożyc, dwie walcarnie i prasy. W pierwszych latach powojennych były ważniejsze sprawy do załatwienia. Okaleczony i rozgrabiony zakład w niewielkiej Sielpi znowu przez dziesięć lat stał zamknięty i niedostępny. Dopiero w 1956 r. przypomniało sobie o zabytku Muzeum Techniki w Warszawie. Znalazły się skromne środki na odnowienie dziewiętnastowiecznych hal, pomału wypełniano je zabytkowymi maszynami, które wychodziły z eksploatacji w innych zakładach. Na przykład pokaźną kolekcję angielskich obrabiarek z początku XIX w., będących obecnie unikatami w skali światowej przekazała Fabryka Machin w Białogonie koło Kielc.


TO TEŻ SĄ ZABYTKI

Uroczyste otwarcie tego obiektu dawnej techniki hutniczej nastąpiło w 1962 r. pod nazwą Muzeum Zagłębia Staropolskiego w Sielpi jako Oddziału Muzeum Techniki w Warszawie. Od wielu lat jest także pod opieką Wydziału Inżynierii Procesowej, Materiałowej i Fizyki Stosowanej Politechniki Częstochowskiej. W każde wakacje studenci przyjeżdżają do Sielpi na obozy naukowe, doglądają maszyn, konserwują i naprawiają je w razie potrzeby. Dość powiedzieć, że większość urządzeń działa, jak za dawnych czasów. Dziełem studentów jest również rekonstrukcja pieca pudlingarskiego, w którym metodą angielską „świeżono” żelazo, czyli surówkę przerabiano na stal. Wokół obiektów ciągle coś się dzieje. Kilka osób pracuje przy odbudowie i udrożnieniu kanałów doprowadzających wodę z pobliskiego zalewu, naprawy wymagają także śluzy. Gdy strumień popłynie, ruszy wielkie koło zamachowe, a to ożywi prądnicę. Nie będzie się włączać prądu z lokalnej sieci, żeby zademonstrować zwiedzającym, jak te staruszki potrafią jeszcze chodzić. Jan Pańczyk

6

ZNAKI NA SREBRZE – CZWARTA EDYCJA

Spotkanie z książką

N

akładem wydawnictwa Fundacji Here- ki i uzupełnienia tej pracy będziecie robili już Wy. Życzę Wam powodzeditas w Warszawie ukazało się kolej- nia i wytrwałości. Michał Gradowski, jesień 2009”. Nie dajemy wiary, pone, czwarte już wydanie Michała Gradow- nieważ za dziesięć lat pora będzie szykować kolejne wydanie Znaków na skiego Znaków na srebrze, niezwykle ce- srebrze, a kto lepiej to zrobi, jeśli nie ich Autor – niestrudzony badacz nionego i ważnego pod względem zawar- i znawca tematu, mający w swoim dorobku wiele publikacji naukowych tości katalogu znaków złotniczych miej- i popularnonaukowych (drukowanych także w „Spotkaniach z Zabytkaskich i państwowych używanych na tere- mi”), facecjonista i gawędziarz? Jak czytamy w przedmowie do pierwszego wydania książki, napisanej przez Marka Konopkę, ówczesnego dyreknie Polski w obecnych jej granicach. To dobra i dawno oczekiwana wiadomość, tora Ośrodka Dokumentacji Zabytków: „Znawstwo znaków złotniczych która ucieszy nie tylko historyków sztu- dla wielu jawi się jako wiedza tajemna, gdyż prawidłowe ich odczytanie ki, konserwatorów zabytków i muzealni- wymaga nie tylko lupy, ale nade wszystko wprawnego oka. Nasz Autor ków zajmujących się na co dzień rzemio- swym doświadczeniem i wiedzą zawsze służy bezinteresownie wszystsłem artystycznym, ale także antykwa- kim zainteresowanym, bowiem zebrany kapitał traktuje nie jako wieriuszy oraz licznych kolekcjonerów daw- dzę tajemną, ale wręcz jako okazję do szczodrej rozrzutności”. I niech już tak zostanie. nych wyrobów złotniczych. Od ostatniego wydania minęło wszak niemal W nowej edycji książka doczekała się starannej, a nade wszystko dziesięć lat, poprzednie już dawno się wyczerpały... „czas więc dopisać nowe ustalenia i skorygować część starych błędów” – informuje Autor trwałej, przygotowanej na częste użytkowanie oprawy i dobrej jakości papieru. Można ją kupić (cena: 72 zł, dla prenumeratorów „Spotkań opracowania w krótkim uzupełnieniu dołączonym do wstępu – „a nade z Zabytkami” cena specjalna: 60 zł) bezpośrednio u wydawcy (Fundacja wszystko nanieść erratę na ostatnie wydanie, które wydrukowano bez Hereditas, 00-590 Warszawa, ul. Marszałkowska 4, lok. 4, tel. 22 353korekty”. Nie dajemy tylko wiary temu, o czym napisał Autor w kolejnych zda- -83-30), w wybranych księgarniach lub za pośrednictwem strony interneniach: „Już dawno odszedłem na emeryturę, tak więc następne popraw- towej wydawcy: www.fundacja-hereditas.pl.

...............................................................................................................................................................................................................................

Spotkania z Zabytkami – dla szkół

2010 |

45


Z WIZYTĄ W MUZEUM

Małe arcydzieła

– zabytkowe solniczki

.........................................................................................................................................................................................................

N

ierozerwalnie kojarząca się z solą Wieliczka oferuje odwiedzającym, oprócz znanej kopalni, nową atrakcję. Muzeum Żup Krakowskich zaprasza do podziwiania małych arcydzieł sztuki – zabytkowych solniczek. Od sierpnia 2010 r. w wielickim Zamku Żupnym na nowo udostępniono do zwiedzania unikatową kolekcję, eksponując ponad dwieście solniczek ze zbioru liczącego kilkaset obiektów, powstałych od wieku XVII do czasów współczesnych. Wystawa ukazuje wiele dzieł pozyskanych drogą zakupów i darowizn, które nigdy dotychczas nie były pokazywane publicznie. W kolekcji solniczek znajdują się liczne przykłady sztuki złotniczej, ceramiki i szkła, które pozwalają prześledzić zmiany form solniczek w różnych wiekach. Dzieła barokowe, klasycystyczne, empirowe czy secesyjne przyciągają uwagę niezliczoną różnorodnością zastosowanych form i technik. Solniczki wykonywano ze szkła, srebra, cyny, drewna, porcelany i fajansu, jak również z rzadziej stosowanych materiałów, np. kości, kwarcu

2

czy masy perłowej. Na wystawie zgromadzono obiekty z całego świata, pozwalając porównać współczesne sobie dzieła sztuki, powstałe od Petersburga i Moskwy po Nowy Jork oraz Pittsburgh. Do najciekawszych należą solniczki porcelanowe, wykonane m.in. w Miśni, w najstarszej europejskiej manufakturze porcelany, która w tym roku święciła trzystulecie powstania. Na uwagę zasługuje także przykład porcelany z Chin okresu cesarza Kangxi (1662-1722). Wyrób ten pochodzi zapewne z większego zespołu naczyń, które chętnie importowano do Europy. Malowany podszkliwnie kobaltem, o charakterystycznym niebieskim kolorze, przedstawia wśród motywów kwiatowych i różnych przedmiotów pejzaż ze statkami. Z przedmiotami do serwowania soli, podobnie jak z samą solą, wiąże się bogata obyczajowość i symbolika. Daje temu wyraz sentencja łacińska, którą wygrawerowano na jednej z muzealnych solniczek. W wolnym przekładzie głosi ona: „Ten szczęśliwy, komu na stole błyszczy solniczka

3

46

| Spotkania z Zabytkami – dla szkół

1 posiadana po przodkach”. Słowa nawiązują do pieśni Horacego pt. Pragnienie spokoju:

„Żyje się dobrze na małym, gdy błyszczy Na zgrzebnym stole solniczka po przodkach, A snów ulotnych nie płoszy lęk ani Obleśna chciwość”.

(Horacy, Oda 16, Księga II, tłum. Z. Kubiak). Liczne przysłowia przekonywały, że: „soli i chleba dóma potrzeba”, bowiem „gdyby nie sól i tabaka zdechłby człowiek jak sobaka; bez soli nie słono, bez chleba nie syto”, dlatego „chlyb i sól zdobióm stół”. Rosyjską wersję tych powiedzeń uwieczniono cyrylicą

4

2010


Z WIZYTĄ W MUZEUM

na srebrnej solniczce tronowej o motywach staroruskich, powstałej w Moskwie w 1895 r. Ceremoniał dworski stworzył wiele zwyczajów, które wraz ze zmieniającymi się modami określiły miejsce soli na stołach. Już od średniowiecza, w czasie uczt dworskich stołowym naczyniem paradnym była solniczka, przede wszystkim tzw. nef, czyli statek, wykonany ze srebra lub srebra złoconego. Był on równocześnie pojemnikiem na sól i na osobisty zestaw sztućców. Istotną funkcją tego przedmiotu było, poprzez ustawienie go przed władcą, zaznaczenie miejsca, w którym zasiadał najważniejszy rangą uczestnik uczty. W XVI w. przedmioty, w których podawano ten ważny produkt, stały

5

i wdzięczną postać bogini Ziemi. Neptun jest strażnikiem soli, która została umieszczona na łodzi, ponieważ pochodzi z morza. Przy bogini znajduje się natomiast puzdro na pieprz w formie antycznej świątyni. Mistrzowską wizję dopełniają przedstawienia czterech pór roku i czterech stron świata, które wyobrażają postacie bogów wiatrów, wyrzeźbione na hebanowym cokole dzieła. W końcu XVII i w XVIII w. dużą wagę przykładano do sposobu ustawienia stołu i kompozycji dekoracji stołowej, tworzonej przez wyroby ze srebra, liczne kandelabry i lichtarze, kosze z kwiatami oraz specjalnie na tę okazję wykonywane figury z cukru. Często umieszczano je na zwierciadłach lub taflach srebrnych

6 się popularne wśród najbogatszych, uzyskując niejednokrotnie niezwykle wyszukane formy, czego najlepszym przykładem jest solniczka wykonana dla króla Francji Franciszka I w latach 1540-1543. Słynna „Saliera”, autorstwa włoskiego rzeźbiarza i złotnika Benvenuto Celliniego, zdobi obecnie kolekcję wiedeńskiego Kunsthistorisches Museum, stanowiąc niekwestionowane arcydzieło sztuki rzeźbiarskiej ze złota i wielobarwnej emalii, o wysokości ponad 30 cm. To alegoryczny wizerunek świata, w którym przedstawiono siedzące figury Neptuna, uosabiającego Morze

dla zwielokrotnienia zamierzonego efektu. Około połowy XVIII w. cukiernicze fantazje zastępowane były coraz częściej delikatnymi figurkami z porcelany, z których komponowano nieraz rozległe sceny. Wyszukana ikonografia „urządzenia stołu” cechowała szczególnie porcelanowe wyroby manufaktury w Miśni w okresie zatrudnienia rzeźbiarza Johanna Joachima Kändlera (1731-1763). Znajdowały się wśród nich także figuralne solniczki, takie jak opracowane przez pomocnika Kändlera, Johanna Friedricha Eberleina, w 1741 r. figurki murzynek z pojemnikami na sól w kształcie koszów, dekorowanych plastycznymi kwiatami i owocami oraz malarskimi pejzażami (w zbiorach Muzeum Żup Krakowskich). Porcelanowe figurki o wdzięcznych pozach, wyposażone w naczynia na sól, stały się na długi czas przykładami cenionej i poszukiwanej galanterii wzbogacającej nakrycie stołu. Zwiedzając wielicką wystawę, można oglądać takie dzieła, pochodzące z wytwórni Wiednia, Berlina czy Miśni i Drezna, które czasami powtarzają osiemnastowieczne wzory. W epoce rozbudowanych serwisów paradnych kompozycja stołu była formowana wokół centralnego obiektu, którym był kosz z kwiatami, owocami albo figuralna kompozycja z cukru, srebra lub porcelany. Naczelne miejsce przypadało wówczas dekoracji środka stołu zwanej surtout de table lub po prostu serwis.

1 | Barokowa solniczka srebrna, złocona, złotnik Hans Leucker, 1641-1666, Augsburg 2 | Solniczka porcelanowa, Chiny, okres Kangxi, 1662-1722 3 | Solniczka srebrna, złotnik Jean-Baptiste-François Chéret, 1786-1787, Paryż 4 | Solniczka srebrna, częściowo złocona, złotnik Jakub Preizyg, po 1809 r., Grodno

5 | Solniczka porcelanowa, po 1864 r., Wiedeń

6 | Solniczka porcelanowa, XIX w., Miśnia 7 | Solniczka z łyżeczką, srebro częściowo złocone, szkło, po 1888 r., Niemcy .....................................................................

7

Spotkania z Zabytkami – dla szkół

2010 |

47


Z WIZYTĄ W MUZEUM

8 Typowy dla bogatych pałaców osiemnastowiecznych, okazały serwis do przypraw w XIX w. skurczył się do kompletu przyprawowego, najczęściej składającego się z pary karafinek na oliwę i ocet, solniczki i naczynia na musztardę, stojących na wspólnym postumencie, który z czasem stanie się niezbędnym elementem poprawnie wyposażonego stołu nawet średniozamożnej rodziny. Samodzielnie stawiane na stołach solniczki przybierały najczęściej postać małego naczynia o jednym lub dwóch pojemnikach na przyprawę. Występowały w dwóch podstawowych formach: otwartej lub zamkniętej, w tej ostatniej zamknięcie wyposażone było często w niewielkie otwory, pozwalające na sypanie soli. Srebrne solniczki otwarte miewały złocone

wnętrza lub specjalne szklane wkłady dla zabezpieczenia przed korozją. Wyposażano je także w niewielkie łyżeczki do nabierania soli. Wygląd i wielkość solniczek bywała bardzo różna, często przywoływano w nich formy muszli, kojarząc je z morzem, z którego sól pochodziła. W bogatym i bardzo zróżnicowanym zbiorze Muzeum Żup Krakowskich znajdują się solniczki pojedyncze, występujące parami, w kompletach do przypraw, zwanych kabaretami, a także wchodzące niegdyś w skład serwisów stołowych. Pochodzą głównie ze znanych wytwórni europejskich: niemieckich, rosyjskich, francuskich, angielskich, austriackich i czeskich. Wśród wyrobów polskich manufaktur wymienić można ceramikę z Korca, Horodnicy, Ćmielowa,

Chodzieży czy szklaną solniczkę z Urzecza, jednej z najstarszych polskich hut szkła. Na wystawie można oglądać także liczne dzieła złotnicze, pochodzące zarówno z głównych centrów na ziemiach polskich (Warszawa, Kraków), jak i ośrodków prowincjonalnych, np. Szydłowca. Najstarsza w kolekcji jest srebrna i złocona solniczka z XVII w., przykład barokowego złotnictwa z Augsburga, która jest znakowanym dziełem tamtejszego złotnika Hansa Leuckera, działającego w latach 1641-1666. Znaki wybijane na srebrze pozwalają często bardzo precyzyjnie określić czas i miejsce powstania dzieł. Na kolejnej z barokowych solniczek doskonale widoczne są np. znak miejski dolnośląskiej Nysy (lilia) z datą „1719” oraz znak wytwórcy Johanna Frantza Hartmanna. Jego złoconą solniczkę zdobi na podstawie wygrawerowany ornament regencyjny. Wysokiej klasy dziełem klasycystycznym jest solniczka w kształcie wydłużonej czarki, udekorowanej przy krawędzi ażurowym pasem roślinnym. Stanowi ona przykład złotnictwa francuskiego z doby przedrewolucyjnej − wykonał ją w Paryżu w latach 1786-1787 złotnik Jean-Baptiste-François Chéret w technice odlewu, repusowania, grawerowania i wycinania piłką. Mistrzowskie wykonanie cechuje również solniczkę z Grodna, wyróżniającą się pełnoplastyczną figurą orła ze strzałą w podstawie. Bogato złocone dzieło zawdzięczamy Jakubowi Preizyg,

.........................................................................

8 | Komplet do przypraw w oryginalnym etui; srebro, karton, tkaniny, 1894 r., Firma W. H. Lyde, Birmingham

9 | Solniczka srebrna, częściowo złocona, złotnik Paweł Iwan Koszelew, 1895 r., Moskwa 10 | Solniczka srebrna, koniec XIX w., Niemcy 11 | Secesyjny kabaret do przypraw,

metal srebrzony, szkło, około 1900 r., Württembergische Metallwarenfabrik, Geislingen

9

48

(obiekty w zbiorach Muzeum Żup Krakowskich w Wieliczce; zdjęcia: Artur Grzybowski)

10

| Spotkania z Zabytkami – dla szkół

2010


Z WIZYTĄ W MUZEUM

złotnikowi czynnemu w Grodnie od 1809 r. W pierwszej połowie XIX w. pojemniki na sól były niejednokrotnie dźwigane przez postacie mitycznego hippokampa, czyli uskrzydlonego konia morskiego; pojawiały się również delfiny i węże. Wśród solniczek można odkryć prawdziwe miniatury rzeźbiarskie, które wywołują podziw dla precyzji twórców, opracowujących w mikroskopijnej skali liczne, misterne detale. Potwierdzeniem tego jest para solniczek srebrnych w formie żaglówek z wioślarzami czy też fantastycznych sani zaprzężonych w łabędzie i powożonych przez amorki. Te ostatnie solniczki, o złoconych pojemnikach na sól, wyposażonych w dodatkowe szklane wkłady, mierzą zaledwie 7 cm wysokości, a pokrywa je bogata dekoracja rocaille’ami. Powstały w Niemczech po 1888 r. Prócz cennych, niepowtarzalnych egzemplarzy solniczek, pełniących

11 funkcję dekoracji bogatych stołów, w muzealnej kolekcji można odnaleźć także solniczki skromniejsze, używane powszechniej, w tym także popularne od XIX w. duże pojemniki na

sól, często produkowane fabrycznie w kompletach wraz z pojemnikami na mąkę, pieprz i inne produkty kuchenne. Ciekawą grupę stanowią solniczki wytwarzane jako pamiątki z podróży do różnych miejscowości, zwłaszcza uzdrowiskowych i turystycznych, które kształtem lub zdobnictwem nawiązują do miejsca swego powstania. Na wystawie można zatem zobaczyć solniczkę z Kopenhagi z wizerunkiem symbolu tego miasta – syrenki czy liczne obiekty z motywami holenderskimi. Nie brak również egzemplarzy z egzotycznych zakątków świata, takich jak afrykański Niger i Malawi, osobliwości z Osetii, Korei, Indii czy Hondurasu. Ogromna różnorodność form solniczek i technik artystycznych gwarantuje, że każdy z odwiedzających nową wystawę odnajdzie wśród nich coś interesującego. Klementyna Ochniak-Dudek

Wystawa stała „Solniczki − małe arcydzieła sztuki” w Muzeum Żup Krakowskich, Wieliczka, Zamek Żupny, ul. Zamkowa 8, www.muzeum.wieliczka.pl, tel. 12 278 58 49. Wystawę można zwiedzać od września do kwietnia w godz. 9.00-15.00 (codziennie oprócz niedziel i poniedziałków), od maja do sierpnia w godz. 9.00-20.00 (codziennie oprócz poniedziałków).

MUZEALNICTWO

W

najnowszym 50., jubileuszowym numerze „Muzealnictwa” za 2009 r., rocznika wydawanego przez Krajowy Ośrodek Badań i Dokumentacji Zabytków w Warszawie, czytelnicy znajdą wiele ciekawych artykułów. Wart uwagi jest opublikowany na początku numeru tekst Beaty Pawłowskiej-Wilde, związanej z redakcją rocznika od rozpoczęcia jego wydawania (przez Dział Muzealnictwa Ośrodka Dokumentacji Zabytków w 1982 r.) aż do dziś. Autorka opisuje dzieje periodyku i wspomina tworzące go z niezwykłą pasją osoby, kontakty z autorami, jeszcze bezpośrednie, bo bez pomocy powszechnych dziś e-maili, współpracę z muzeami. Interesujący jest również przygotowany

przez Dorotę Folgę-Januszewską raport o stanie polskich muzeów w latach 1989-2008. W dziale „Nowe i zmodernizowane budynki muzealne” można przeczytać m.in. teksty: Dagmary Płazy-Opackiej o nowym gmachu Muzeum Miasta Gdyni, Jaromira Jedlińskiego o rozbudowie Muzeum Sztuki w Łodzi czy Macieja Szymczyka o najnowszych inwestycjach w Muzeum Papiernictwa w Dusznikach Zdroju. Dział „Muzea i kolekcje” zawiera m.in. artykuły Rafała Makały o historii Muzeum Narodowego w Szczecinie, Wiolety Janigi o Muzeum Ziemi Prudnickiej, Zygmunta Krzysztofa Jagodzińskiego o Muzeum Motoryzacji w Warszawie oraz Magdaleny Białonowskiej o kolekcjonerze Andrzeju Stanisławie Ciechanowieckim. W nowym dziale, który funkcjo-

Spotkanie z książką nuje od 49. numeru rocznika − „Muzea uczą i bawią” − zamieszczone zostały teksty Marcina Szeląga o przyszłej roli edukacji muzealnej w Polsce i Katarzyny Soboty o działaniach promocyjnych, marketingowych i edukacyjnych muzeów Zagłębia Dąbrowskiego. Dział „Z zagranicy” – to prezentacja muzeów Bornholmu (Tomasz Wilde), Muzeum Morskiego w Barcelonie (Dominik Mączyński), Muzeum Sztuk Pięknych Ontario (Aleksandra Magdalena Dittwald) i Muzeum Towarzystwa Historycznego w Buffalo (Katarzyna Barańska). 50. numer „Muzealnictwa” kończą działy „Konferencje, konkursy” i „Recenzje” oraz wspomnienie o zmarłej w 2008 r. Halinie Stępień, napisane przez Elizę Ptaszyńską. „Muzealnictwo” można zamówić (cena: 30 zł) w Dziale Edukacji i Promocji KOBiDZ (00-328 Warszawa, ul. Kopernika 36/40, e-mail: zamowienia@kobidz.pl).

Spotkania z Zabytkami – dla szkół

2010 |

49


Z WIZYTĄ W MUZEUM

Galeria Sztuki Polskiej XIX wieku w Sukiennicach zaprasza publiczność

.........................................................................................................................................................................................................

J

uż od 3 września br. można zwiedzać Galerię Sztuki Polskiej XIX wieku w krakowskich Sukiennicach – Oddziale Muzeum Narodowego w Krakowie. Przez trzy dni (od 3 do 5 września) świętowano otwarcie po trzyletnim remoncie i modernizacji tego pierwszego polskiego muzeum, nazwanego „narodowym”. Teraz Galeria wyraźniej niż przed remontem nawiązuje do pierwotnego, dziewiętnastowiecznego charakteru, ale też w zabytkowym budynku Sukiennic powstały całkowicie nowe

szklanymi ekranami odnosi wrażenie, że znalazł się w wirtualnym świecie sprzed 130 lat – w czasach, gdy powstało muzeum w Sukiennicach. MEDIATEKA, czyli sala wielofunkcyjna i komputerowa, będzie wykorzystywana na wykłady i spotkania w kameralnym gronie. Znajdują się tu „artomaty”, tzn. specjalnie wyposażone stanowiska komputerowe z ekranami dotykowymi, za pomocą których zwiedzający poznają historię Sukiennic, zbiory, artystów, gry i quizy. Do prowadzenia bogatego programu zajęć edukacyjnych dla dzie-

1

religijne, orientalne, portret, pejzaż), a także na wybrane zjawiska artystyczne oraz polityczno-społeczne, które znalazły swoje odzwierciedlenie w sztuce (np. kształtowanie się idei patriotyzmu i narodu, lud i ludowość, zmiany programów dydaktycznych w szkołach artystycznych). Z otwartych tarasów widokowych po obu stronach gmachu można podziwiać panoramę całego Rynku. „Zdecydowaliśmy, że wykorzystamy specyficzny profil kolekcji związanej z Sukiennicami, zwracając szczególną uwagę na jej patriotyczno-niepodle-

2 1 | 2 | Galeria Sztuki Polskiej XIX wieku w Sukiennicach po remoncie: Sala Chełmońskiego (1), Sala Michałowskiego (2) (zdjęcia: Paweł Czernicki i Ignacy Pelikan-Krupiński) ..............................................................................

i nowocześnie wyposażone pomieszczenia, które pozwalają na interaktywny odbiór sztuki i umożliwiają atrakcyjne działania edukacyjne. W ten sposób tradycja spotyka się tu z najnowocześniejszymi technologiami. W MULTITECE, czyli sali multimedialnej, widz otoczony dziewięcioma

50

ci, młodzieży i dorosłych posłuży ATELIER – sala edukacyjna. Galeria Sztuki Polskiej XIX wieku składa się, tak jak poprzednio, z czterech sal, ale inaczej zaaranżowanych i nazwanych. Teraz są to: Sala Bacciarellego: Oświecenie; Sala Michałowskiego: Romantyzm. W stronę sztuki narodowej; Sala Siemiradzkiego: Wokół akademii oraz Sala Chełmońskiego: Realizm, polski impresjonizm, początki symbolizmu. W salach akcent został położony na gatunki i tematy charakterystyczne dla poszczególnych okresów (np. malarstwo historyczne,

| Spotkania z Zabytkami – dla szkół

2010

głościowy charakter. Idea, która przyświecała założeniu Muzeum Narodowego, polegała bowiem na gromadzeniu zbiorów mających stanowić świadectwo istnienia narodu i jego kultury – rozwijającej się nieprzerwanie, pomimo utraty niepodległości” – mówi dyrektor Muzeum Narodowego w Krakowie Zofia Gołubiew. Po remoncie zmieniły się godziny otwarcia muzeum. Można je zwiedzać od wtorku do niedzieli w godz. 10.00-20.00 (tarasy otwarte są do godz. 23.00). ☐


ROZMAITOŚCI

Światowe dziedzictwo W

Brasilii (stolicy Brazylii) w dniach 25 lipca – 3 sierpnia br. odbyło się kolejne, już 34. posiedzenie Komitetu Światowego Dziedzictwa UNESCO. Tym razem na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Naturalnego wpisano 21 nowych obiektów: 15 obiektów dziedzictwa kulturalnego, 5 – dziedzictwa naturalnego i jeden o charakterze mieszanym. Dokonano także rozszerzenia siedmiu wcześniejszych wpisów (większość z nich znajduje się na terenie Europy). Wśród nowo wpisanych obiektów dziedzictwa kulturalnego tylko dwa pochodzą z krajów europejskich. Są to: miasto biskupie w Albi we Francji i siedemnastowieczny system kanałów opasujących Stare Miasto w Amsterdamie w Holandii. Stara część położonego nad rzeką Tarn w południowo-zachodniej Francji miasta Albi stanowi przykład zespołu urbanistycznego, którego początki sięgają X i XI w. Szczególny jego rozwój nastąpił w XIII w., kiedy Albi stało się silnym biskupstwem. Z tego okresu pochodzi m.in. dominująca nad

miastem, potężna, ceglana katedra św. Cecylii i otoczony rezydencjami biskupi Pałac Berbie (obecnie mieści się w nim Muzeum Toulousa-Lautreca). Większość dawnych budowli i całych zespołów przetrwała w Albi w niezmienionym kształcie. Z kolei system kanałów w Amsterdamie wpisanych obecnie na Listę Światowego Dziedzictwa obejmuje kanały Grachtengordel, wykopane według koncentrycznego schematu w latach 1613-1662. Przypominają

1 1 | Fragment zabudowy Starego Miasta w Albi nad rzeką Tarn 2 | Grachtengordel w Amsterdamie

2

ŚLADAMI BACZYŃSKIEGO

M

uzeum Historyczne m.st. Warszawy opublikowało w 2009 r. książkę Wiesława Budzyńskiego Śladami Baczyńskiego. Wędrówkę śladami poety Wiesław Budzyński rozpoczyna od nakreślenia

one złoty wiek w dziejach miasta i są dziś najpiękniejszą jego częścią. Ponadto w dużej mierze decydują o całej strukturze sieci kanałów w Amsterdamie. Wśród obiektów dziedzictwa naturalnego z terenu Europy znalazły się tylko stożki wulkaniczne, kotliny górskie i ściany skalne na Wyspie Reunion we Francji. Na posiedzeniu Komitetu Świa­towego Dziedzictwa UNESCO w Brasilii podjęto ponadto decyzję o umieszczeniu czterech obiektów na Liście Dziedzictwa Zagrożonego – wszystkie spoza Europy. Jednocześnie postanowiono usunąć z tej Listy Wyspy Galapagos należące do Ekwadoru ze względu na znaczną poprawę w utrzymaniu tego cennego obiektu dziedzictwa przyrodniczego.

tła historycznego w Polsce w 1920 r., kiedy stoczona została zwycięska bitwa polsko-bolszewicka. Baczyński urodził się rok później w domu przy ul. Bagateli 10 w Warszawie, a był to czas „wykuwania nowej Polski, scalonej z trzech zaborów”. Kolejne rozdziały opowiadają o edukacji młodego Krzysztofa Kamila w Gimnazjum im. Stefana Batorego, pierwszych kontaktach politycznych z lewackim „Spartakusem”, pierwszych wierszach, przyjacielach odwiedzających poetę w mieszkaniu przy ul. Hołówki, spotkaniu z przyszłą żoną Barbarą. Poznajemy okoliczności wstąpienia Baczyńskiego w szeregi konspiracji, naukę w konspiracyjnej Szkole Podchorążych Rezerwy, udział w Powstaniu Warszawskim, wreszcie wydarzenia poprzedzające śmierć poety w pałacu Blanka (ul. Senatorska 14), w czwartym dniu powstania. Książkę, napisaną w formie gawędy historyczno-literackiej, zawierającą wiele wspomnień świadków znających poetę (często mówią, że bę-

Spotkanie z książką dąc w towarzystwie Baczyńskiego wyczuwało się jego samotność), czyta się szybko. Treść ujęta została bardzo emocjonalnie, ubarwiona licznymi dygresjami. Oprócz historii Krzysztofa Kamila poznajemy wiele ciekawostek dokumentujących ówczesne lata; zamieszczone tu zostały unikatowe zdjęcia, np. Eligiusza Niewiadomskiego, który zastrzelił Gabriela Narutowicza, Hanki Ordonówny w szpitalu po wypadku samochodowym w 1931 r. czy z pogrzebu Leśmiana na Powązkach w 1937 r. Ta publikacja powinna być obowiązkową lekturą nie tylko dla uczniów czy varsavianistów, ale i dla warszawiaków. Na końcu opublikowany został wiersz poety Oddycha miasto ciemne, napisany w 1943 r., oraz kalendarium jego życia i twórczości. Książkę (cena: 35 zł) można nabyć w Oddziale Muzeum Historycznego m.st. Warszawy (ul. Dzielna 7) lub zamówić w internetowym sklepiku muzeum (www.mhw.pl/wydawnictwa).

Spotkania z Zabytkami – dla szkół

2010 |

51


ROZMAITOŚCI

Warszawska Syrena jako motyw ozdobny biżuterii W

edług popularnej warszawskiej legendy autorstwa Artura Oppmana (Or-Ota) Syrena – półkobieta, półryba śpiewała nocami w źródle położonym w okolicach staromiejskiej uliczki Bugaj. Zauroczeni jej śpiewem rybacy złapali ją i uwięzili, ale została wypuszczona przez litościwego chłopca stajennego, który miał jej pilnować. Uwolniona

doszło do scalenia administracyjnego i wówczas Syrena została godłem miasta noszącego oficjalną nazwę Miasto Wolne Wydziałowe i Jego Królewskich Mości Rezydencjonalne. Wtedy panowała jeszcze dowolność w wyobrażeniu Syreny, zdobiącej pieczęcie poszczególnych urzędów i jedynym ograniczeniem była wyobraźnia artysty, który dane

1 uciekła w nurt Wisły, aby odtąd śpiewać tylko szumem fal i nieść ludziom otuchę w ciężkich czasach. Historycznie geneza herbu Warszawy wywodzi się od przedstawienia postaci będącej półczłowiekiem, półzwierzęciem, początkowo zapewne półmężem, półgryfem, występującym już w pieczęciach z XV w., który z czasem przyjął formę półkobiety, półryby (zawsze jednak występując z mieczem i tarczą) – prawdopodobnie na znak położenia miasta nad rzeką. W tamtym okresie Syrena nie była symbolem całego miasta, a jedynie tzw. Starej Warszawy, bowiem miasto podzielone było na jurydyki. Dopiero w 1791 r.

52

2

| Spotkania z Zabytkami – dla szkół

2010

godło wykonał. Dopiero jurysdykcja pruska w czasach zaborów wprowadziła prawne unormowanie wizerunku herbu Warszawy, który na mocy dekretu króla Fryderyka Wilhelma III z 1798 r. oprócz Syreny zawierał także elementy godła państwowego Prus i obowiązywał do 1806 r. W okresie Księstwa Warszawskiego i Królestwa Polskiego używanie herbów miejskich było zabronione. Syrena powróciła do roli symbolu Warszawy dopiero w czasie pierwszej wojny światowej. Od momentu, kiedy Syrena pojawiła się w warszawskiej heraldyce, zagościła również w sztuce, początkowo praktycznie tylko jako ilustracja dokumentów miejskich (księgi rachunkowe) i w wyrobach z przeznaczeniem dla władz miasta lub cechów rzemieślniczych. Dopiero pod koniec XIX w. wraz z rozwojem sztuki użytkowej wizerunek Syreny zaczął być coraz śmielej wykorzystywany jako motyw ozdobny w architekturze, medalierstwie, a z czasem także w przedmiotach codziennego użytku, np. nożykach do papieru i także w biżuterii.

Herb w obecnym kształcie datuje się na rok 1938, ale po drugiej wojnie światowej Syrena została pozbawiona korony (herbu z koroną używano jedynie w formie reprezentacyjnej z okazji ważniejszych uroczystości miejskich) i w tej właśnie postaci występuje w będącej przedmiotem niniejszego artykułu biżuterii pierwszych lat po wojnie oraz całego okresu PRL. Zniszczona wojną Warszawa szybko podnosiła się z gruzów, a ludzie jak najprędzej chcieli zapomnieć o okropnościach działań wojennych i wrócić do normalnego życia. Symbol Syreny nieodłącznie związał się z hasłem „Cały naród buduje swoją stolicę” i być może w tym należy widzieć fenomen, jakim było pojawienie się na rynku tak wielu przedmiotów z motywem warszawskiej Syrenki. Turysta odwiedzający Warszawę mógł kupić rozmaite wyroby pamiątkarskie z symbolem miasta, także biżuterię − również z wyobrażeniem Syreny patronującej jego odbudowie. Znamienitym przykładem tak pojmowanej roli Syrenki w powojennej rzeczywistości może być brosza projektu Henryka Grunwalda,


ROZMAITOŚCI

3

przedstawiająca Syrenę z symbolem kielni na tarczy. Grunwald znany był z odwoływania się w swej twórczości do motywów zaczerpniętych z legend, szczególnie warszawskich. Wydaje się jednak, że Syrena miała dla niego wyjątkowe znaczenie. Zazwyczaj poszczególnym postaciom legendarnym artysta poświęcał jedną bądź dwie kompozycje, tymczasem Syrena występuje w co najmniej sześciu broszach! Wszystkie wykonane są w charakterystycznym dla artysty, niepowtarzalnym stylu, będącym polską odmianą nurtu art déco, czerpiącego inspirację ze sztuki ludowej. O tym, jak ważny był to dla artysty symbol, może świadczyć fakt, że nawet jego znak imienny przyjął postać inicjałów „HG”, połączonych

ze sobą w taki sposób, aby tworzyły postać Syrenki. Poza wspomnianą Syreną, wyposażoną w kielnię, Grunwald stworzył także wzór Syreny upamiętniającej Powstanie Warszawskie, tzw. Syrenę Renesansową, Syrenę z podwójnym ogonem, a także dwie broszki, w których występują dwie splecione ze sobą postacie Syren. W pierwszej z tych kompozycji jedna z nich trzyma miecz, druga zaś tarczę, tworząc razem jednolitą całość. Natomiast bardzo ciekawa jest druga praca, ukazująca Syreny bez tarczy, połączone mieczem. Postacie zostały tak ułożone, że kiedy się na nie patrzy, to wyobraźnia podsuwa obraz symbolu Polski Walczącej. Być może jest to tylko działanie

wyobraźni, a być może celowy zabieg artystyczny, będący wynikiem odwołania się do wojennych przeżyć artysty, który cały okres drugiej wojny światowej spędził w Warszawie. Niewątpliwie wśród wszystkich twórców tamtych czasów największą liczbą wzorów biżuterii z motywem warszawskiej Syrenki może poszczycić się założona w 1949 r. Spółdzielnia Rękodzieła Przemysłu Artystycznego ORNO. W działalności spółdzielni dużą wagę przywiązywano do kwestii pamiątkarskich i symboliki miejskiej. Już na początku jej funkcjonowania, kiedy wszyscy członkowie zostali objęci szkoleniami artystycznymi, jednym z etapów szkolenia było zaprojektowanie

4

1 | Detal z drzwi katedry św. Jana w Warszawie, blacha miedziana, proj. Adam Jabłoński, ORNO 2 | Brosze, srebro, proj. Henryk Grunwald, ok. 1945 r. 3 | Wisiorek, miedź fakturowana, srebro, proj. Romuald Rochacki, druga połowa lat czterdziestych XX w. 4 | Szpilka, srebro, proj. Aleksander Łącki, 1952 r., ORNO 5 | Brosze, srebro, proj. Edward

Boimski, Maria Dąbrowska, Halina Kowalkiewicz, lata pięćdziesiąte i sześćdziesiąte XX w., ORNO

5 Spotkania z Zabytkami – dla szkół

2010 |

53


ROZMAITOŚCI

6 | Brosze, srebro, proj. Józef Fajngold, przed 1963 r. 7 | Brosze, miedź, wyroby rzemieślnicze, brak sygnatur, lata pięćdziesiąte XX w. (zdjęcia: 1 – Izabela Zawadzka, 2, 4-7 – Piotr W. Zawadzki, 3 – z archiwum rodziny Rochackich; zdjęcie to zostało opublikowane dzięki uprzejmości Jacka A. Rochackiego)

6 pamiątkowej przypinki z dowolnie wybranego miasta w Polsce. Nic więc dziwnego, że w tej warszawskiej przecież spółdzielni Syrenka pojawiała się później na broszkach, bransoletach, pierścionkach, kolczykach, spinkach do mankietów. Występowała w rozmaitych wariantach i wzorach, czasami przyjmując postać samego konturu, jakby przeniesionego na srebro odręcznego rysunku, ale były też Syrenki masywniejsze i zgeometryzowane, nawiązujące do stylu art déco. Po motyw ten sięgał często założyciel spółdzielni Romuald Rochacki. Bardzo ciekawą pracą tego twórcy, wykonaną tuż po wojnie, jeszcze przed powstaniem ORNO, jest wisiorek, będący dosłownie i w przenośni cegiełką na rzecz odbudowy Warszawy. Srebrna Syrenka, przytwierdzona do miedzianej cegły, tworzy bardzo pomysłową kompozycję. Najpopularniejszym powielanym przez ORNO wzorem jest jednak chyba Syrenka zaprojektowana w 1952 r. przez Aleksandra Łąckiego − architekta, który na stałe wpisał się w historię polskiego złotnictwa jako twórca kutych srebrnych bransolet. Źródła nie wspominają o jego współpracy z ORNO, a szkoda, ponieważ stworzona przez niego

54

przed i tuż po wojnie, utrzymana była w stylistyce art déco, jednak stworzone przez niego brosze z wizerunkiem Syrenki stylistycznie odbiegają od prac Grunwalda. Fajngold przedstawiał Syrenkę raz na okrągłej tarczy, a innym razem jako całą postać, jednak bardziej realistyczną niż u Grunwalda. U Fajngolda można dostrzec inspiracje czerpane z architektury przedwojennej Warszawy. Jedna z wykreowanych przez niego brosz z Syrenką stylistycznie przypomina symbol Syrenki znajdujący się przed wojną nad bramą Archiwum Miejskiego, mieszczącego się w Arsenale. Na zamówienie Centrali Przemysłu Ludowego i Artystycznego, już w omawianym okresie zwanej pospolicie Cepelią, powstało też wiele wyrobów rzemieślniczych z motywem Syren-

7 postać Syrenki stała się rozpoznawalnym znakiem varsavianistycznej biżuterii ORNO. Pierwotnie miała postać szpilki, ale z czasem została wykorzystana jako motyw zdobniczy również przez innych twórców zrzeszonych w spółdzielni. Występuje w kilku wariantach brosz, spinkach do mankietów, a nawet w drobnej galanterii, jak np. łyżeczki do cukru. Na marginesie należy dodać, że spółdzielnia ORNO była także wykonawcą drzwi do zburzonej w czasie wojny katedry św. Jana na warszawskiej Starówce, ozdobionych m.in. motywem Syreny

| Spotkania z Zabytkami – dla szkół

2010

w jej historycznych i współczesnym ujęciach. Drzwi powstały według projektu Adama Jabłońskiego – długoletniego kierownika artystycznego ORNO. Tym sposobem ORNO dosłownie włączyło się w odbudowę Warszawy po wojennych zniszczeniach, a odbudowie tej, jak już wspomniano, znów patronował symbol Syreny. Kolejnym twórcą chętnie sięgającym po motyw Syreny był Józef Fajngold – rzeźbiarz i złotnik, który przez prawie całe życie związany był z Warszawą. Podobnie jak Grunwalda, jego twórczość we wczesnym okresie,

ki. Wykonane były z rozmaitych materiałów, jak srebro, miedź, mosiądz, ceramika czy kość. W zdecydowanej większości nie są one sygnowane, więc trudno dziś ustalić ich autorów. Ozdoby z wizerunkiem Syrenki były chętnie kupowane zarówno przez Polki, jak i odwiedzające nasz kraj cudzoziemki. Te przebrzmiałe pamiątki podróży do miasta nad Wisłą, dziś już niemodne, poszukiwane są obecnie przez kolekcjonerów i można je spotkać w ofercie antykwarycznej niemal w każdym zakątku świata. IzaBela Zawadzka


ROZMAITOŚCI

Z kryminalnej kroniki

H

istoria Polski wieków średnich kryje w sobie jeszcze wiele tajemnic, w tym wiele zastanawiających zgonów; i jedne, i drugie są dziś niemożliwe do wyjaśnienia, głównie z powodu fragmentaryczności źródeł lub ich całkowitego braku. A ród Piastów, o czym trzeba pamiętać, w odróżnieniu od łagodnych Jagiellonów, bywał bezwzględny i okrutny. Do dnia dzisiejszego historycy spierają się o niejasne okoliczności śmierci księżnej wielkopolskiej Ludgardy (1259/1261-1283), małżonki Przemysła II, poślubionej w Szczecinie w 1273 r. Młody książę, podówczas osierocony i będący pod kuratelą stryja, księcia Bolesława Pobożnego, zawarł to małżeństwo z powodów politycznych, ale panna – córka księcia meklemburskiego Henryka I Pielgrzyma i Anastazji szczecińskiej – „spodobała mu się”, jak zaznaczył annalista Baszko (Bartłomiej), zapewne kustosz poznańskiej kapituły katedralnej. Mało tego, niecierpliwy i rwący się do władzy szesnastoletni książę osobiście podążył do ziemi księcia Barnima (dziadka narzeczonej), aby ujrzeć oblubienicę. W lipcu 1273 r. pan młody, w towarzystwie stryja, wspomnianego Bolesława Pobożnego i jego żony Jolenty, uroczyście witał młodziutką małżonkę, wychodząc jej naprzeciw aż do Drezdenka i wprowadzając do poznańskiego kościoła w uroczystej procesji. Aż taka rewerencja kryła – obok powodów politycznych – może jednak coś więcej: uczucie Piastowicza do ukochanej. Od tego czasu brak jest dokumentów na temat Ludgardy równo przez lat dziesięć. Dopiero pod datą 1283 r. w Roczniku Traski natykamy się na wzmiankę: „W tymże roku zmarła najdostojniejsza małżonka pana Przemysła księcia Wielkopolski, córka Mikołaja księcia Kaszubów, imieniem Lukarda. Śmierci jej nikt nie zdołał dociec, jak zaszła”. Więcej szczegółów odnotowano w Roczniku małopolskim, tzw. Kodeksie

Zagadka śmierci księżnej Ludgardy szamotulskim z Trzemeszna: „za naszej młodości widzieliśmy w grodzie gnieźnieńskim jedną drewnianą kaplicę [...], w której były dwa wielkie kamienie na kształt młyńskich, zaczerwienione krwią tejże pani, między którymi została starta całkowicie i zgasła, i została złożona w grobie w katedrze gnieźnieńskiej”. Ludgarda zmarła około 13 grudnia 1283 r. w Gnieźnie. Jej pogrzeb odbył się zdumiewająco

i podarował księdzu arcybiskupowi kosztowny pierścień”, czego też nie było w zwyczaju. Zastanawia pośpiech w celebrze pogrzebu Ludgardy, lokalizacja konsekracji Świnki i prezent książęcy, z pewnością nie dla kaprysu i nie bez powodu. Czyżby wyraz wdzięczności? Za co? Około 1350 r. opat Stanisław, autor Kroniki oliwskiej, zanotował, na marginesie zabójstwa Przemysła II, iż ten „schwyta-

| Antoni Oleszczyński, „Przemysław i Ludgarda”, staloryt, 1843 r. (ze zbiorów Biblioteki Narodowej) .........................................................................................................................

szybko, zaledwie w dwa dni później, 15 grudnia, lecz z należną pompą. Nie przeszkodziło to Przemysłowi uczestniczyć w konsekracji Jakuba Świnki na arcybiskupa gnieźnieńskiego, która odbyła się już 19 grudnia w Poznaniu (a nie zwyczajowo, jak dotychczas, w Gnieźnie). Według Rocznika Traskiego „książę Przemysł [...], pochowawszy cztery dni przedtem w Gnieźnie żonę, przybył z wielkim orszakiem [...]

ny przez pachołków margrabiego Brandenburgii, Waldemara, został zabitym na pomszczenie świętej Lukardy swojej małżonki, którą źle podejrzewając, kazał udusić”. W 1378 r. niemiecki bard Ernst Kirchberg utrzymywał, iż książę po bezskutecznych próbach oddalenia żony wtrącił ją do wieży, a potem zasztyletował. Pozostaje jeszcze znane świadectwo Jana Długosza, bazujące na „pieśniach śpiewanych

powszechnie do naszych czasów” i jednoznacznie obciążające Przemysła uduszeniem księżnej przez własną służbę. Ludgarda, prawdopodobnie bezpłodna, nie mogła dać upragnionego potomka sfrustrowanemu mężowi, a ten nie zamierzał żyć w abstynencji seksualnej na wzór Bolesława Wstydliwego. Tak czy inaczej, śmierć niewygodnej małżonki była dlań niezmiernie pożądana. Czy z pomocą przyszła mu nagła choroba Ludgardy, czy też przyłożył rękę do tej ponurej zbrodni, tego chyba już nigdy się nie dowiemy. Z drugiej strony, czy wszystkie krążące ustne przekazy, ludowe gadki i pieśni, były tylko czczym wymysłem, barwną konfabulacją, czy tkwiło w nich ziarenko prawdy? Losy Ludgardy zaprzątały jeszcze w XVIII i XIX w. uwagę Franciszka Karpińskiego (Duma Lukierdy) i Ludwika Kropińskiego (Ludgarda, tragedia narodowo-historyczna, około 1808 r.). Moment tuż po zabójstwie uwiecznił w swoim obrazie „Przemysław przy zwłokach Ludgardy” (około 1879 r.) Jan Czesław Moniuszko (1853-1908), syn kompozytora Stanisława. Grafika przekazała (oczywiście fantastyczne) wizerunki księżnej, lecz tylko w kontekście portretu jej małżonka (paryski staloryt Antoniego Oleszczyńskiego, 1843 r.) oraz podobizn Przemysława i jego drugiej małżonki, ukochanej Ryksy (akwafortowa ilustracja do Zbioru dramatycznego Ludwika Kropińskiego, wykonana przez Kajetana Wincentego Kielisińskiego w 1841 r.). Skromna ikonografia Ludgardy, powstała w wyobraźni dziewiętnastowiecznych artystów, potwierdza tylko potęgę pieśni gminnej, przekazywanej z pokolenia na pokolenie bodajże od czasów Kazimierza Wielkiego.

Spotkania z Zabytkami – dla szkół

Hanna Widacka

2010 |

55


ROZMAITOŚCI

Z Dźwiniaczki do Warszawy J

adąc z Borszczowa do Kamieńca Podolskiego nie przez Skałę nad Zbruczem, lecz malowniczą, rzadziej uczęszczaną drogą przez Krzywcze, Mielnicę i Okopy Świętej Trójcy, 6 km za Mielnicą trafimy do wsi Dźwiniaczka. Przy wjeździe zwraca uwagę bielą świeżo odnowionych ścian kaplica grobowa rodziny Kęszyckich, dawnych właścicieli majątku. Nad wejściem znajduje się kartusz z rodowym herbem Nałęcz, a trójkątny attykowy szczyt wieńczy krzyż z datą „1871” na cokoliku. Wewnątrz, po dwóch stronach ołtarza, umieszczone są identyczne w formie tablice, upamiętniające członków rodziny, od Marcina Kęszyckiego, walecznego żołnierza Kościuszki, po zmarłego w roku budowy kaplicy Józefa Kęszyckiego, uczestnika powstania 1831 r. Jedna z tablic poświęcona jest poecie – powstańcowi Dominikowi Magnuszewskiemu, mężowi Karoliny Kęszyckiej, pochowanemu na cmentarzu w Gwoźdźcu niedaleko Kołomyi. Jeszcze parę lat temu kaplica była zrujnowana i groziła zawaleniem. Swój obecny stan zawdzięcza pamięci o niezwykłym przybyszu. Dwujęzyczna, polsko-ukraińska tablica, po remoncie wmurowana przy drzwiach,

informuje: „W TEJ KAPLICY W LA- Akademię Duchowną. Święcenia TACH 1895 – 1920 / SPOCZYWA- otrzymał w 1855 r. Jego charyŁY DOCZESNE SZCZĄTKI / BŁ. ZYG- tatywna działalność w PetersburMUNTA SZCZĘSNEGO FELIŃSKIEGO gu spotkała się z uznaniem cara / ARCYBISKUPA WARSZAWSKIEGO”. Aleksandra II. W 1862 r. władze Beatyfikowany przez papieża rosyjskie, uważając księdza FeJana Pawła II w sierpniu 2002 r. lińskiego za całkowicie apolityczw Krakowie arcybiskup dziś jest nego, wyraziły zgodę na mianojuż świętym, kanonizowanym wanie go przez Piusa IX arcybiw Rzymie przez Benedykta XVI skupem metropolitą warszawskim. W Warszawie, w pełnym w październiku 2009 r. Zygmunt Szczęsny Feliń- napięć okresie przedpowstanioski urodził się w 1822 r. w Wo- wym, został przez radykałów jutynie koło Łucka. Po studiach uznany za „sługę Moskwy”. Ryw Moskwie i w Paryżu wstąpił chło okazało się, że przeciwnicy do seminarium w Żytomierzu, byli w błędzie. „Jeśliby was kto – po czym ukończył petersburską apelował do kapłanów – nama-

1 | Kaplica grobowa Kęszyckich 2 | Dawny kościół w Dźwiniaczce (zdjęcia: Jarosław Komorowski)

1 wiał do takiego czynu, którego popełnić się nie godzi bez uchybienia prawom Bożym i prawom Kościoła, odpowiadajcie każdy: Non possumus”. Sto lat później to „non possumus” – „nie możemy”, powtórzy w podobnej sytuacji narodowego zniewolenia ks. kardynał Stefan Wyszyński, Prymas Tysiąclecia. Choć przeciwny powstaniu, Feliński napisał po jego wybuchu list do cara w obronie wolności Polski. W czerwcu 1863 r. został wywieziony do Gatczyny, a gdy odmówił wszelkich ustępstw – zesłany do Jarosławia nad Wołgą. Uwolniony w 1883 r. bez prawa powrotu do

2

56

archidiecezji warszawskiej, na zaproszenie Heleny z Kęszyckich Koziebrodzkiej i jej męża Eugeniusza zamieszkał w galicyjskiej Dźwiniaczce. Był kapelanem dworskiej kaplicy, opiekował się potrzebującymi, założył wiejską szkołę. W 1894 r. rozpoczął budowę kościoła Najświętszej Marii Panny. Skromna świątynia, po 1945 r. zamieniona przez władze sowieckie na magazyn, z dobudowanymi „skrzydłami”, stoi do dziś – i niszczeje coraz bardziej. Po dworze nie ma nawet śladu. Arcybiskup Feliński zmarł 17 września 1895 r. podczas wizyty w Krakowie. Uroczysty pogrzeb odbył się na Cmentarzu Rakowickim. Po kilku dniach, zgodnie z ostatnią wolą kapłana, trumna została przewieziona do Dźwi-

| Spotkania z Zabytkami – dla szkół

2010

niaczki i spoczęła w kaplicy Kęszyckich. 5 czerwca 1920 r., gdy ruszyła bolszewicka kontrofensywa, w obawie przed profanacją szczątki metropolity ewakuowano do Warszawy i złożono w kościele Świętego Krzyża. 14 kwietnia 1921 r. trumnę w uroczystej procesji przeniesiono do archikatedry św. Jana. Wspominając swego poprzednika podczas obchodów Millenium, prymas Wyszyński powiedział: „Wstąpcie do katedry, zejdźcie do podziemi, tam leży człowiek, o którym mówiono, że przegrał, a to jest zwycięzca”. JarosŁaw Komorowski


ROZMAITOŚCI

C

złowiek współczesny ma dziś do dyspozycji niezwykle bogatą ofertę przyborów do pisania, rzadko też zastanawia się nad ich historią. Warto więc przywołać dwa z najdłużej używanych narzędzi pisarskich, jakim były: stilus oraz tabliczka woskowa, stanowiąca z nim zespół funkcjonalny. Oba znane były już w starożytnej Grecji, powszechnie używano ich w państwie rzymskim, zostały następnie przejęte przez średniowiecze i chętnie używano ich wówczas na terenie całej Europy, mimo pojawienia się innych przyborów: pióra, pergaminu, papie-

Stilusy i tabliczki woskowe – dawne przybory do pisania przede wszystkim podniesienie waloru estetycznego przedmiotu, ale również uwzględniało cel praktyczny: zapobiegało ślizganiu się stilusa w palcach i powodowało lepsze utwierdzenie go w dłoni piszącego. Główka najczęściej ma formę łopatki, której kształt może być

także stilusy o główkach w formie kulistej, graniastej, wolutowej lub zoomorficznej. Główka pełni w tym wypadku wyłącznie funkcję estetyczno-konstrukcyjną; usuwanie tekstu na tabliczce następowało w sposób termiczny za pomocą rozgrzanego pręcika żelaznego.

trójkątny, czworokątny, pięciokątny, kielichowaty, półokragły, owalny, w kształcie litery „T” lub tasaka albo wielokształtny. Taka główka pełniła funkcję „gumki” do ścierania tekstu na tabliczce woskowej sposobem mechanicznym. Wówczas górna część łopatki przypominająca szpachlę zdrapywała warstwę wosku z napisanym tekstem. Znane są

1 | Stilus żelazny z Drohiczyna, XII – połowa XIII w. (w zbiorach Państwowego Muzeum Archeologicznego w Warszawie)

1 ru i atramentu. O funkcjonalności stilusa i tabliczki woskowej świadczy fakt, iż poborcy na targu rybnym w Rouen we Francji używali ich jeszcze w 1840 r. Stilus, czyli rylec do pisania, wykonany z żelaza, brązu, srebra, kości lub rogu, ma charakterystyczny kształt, w którym wyodrębnić można ostrze, trzonek i główkę. Budowa taka jest bardzo funkcjonalna: każda część stilusa służy odpowiedniej czynności podczas pisania na tabliczce woskowej. Ostrze zawsze jest w przekroju okrągłe, czasem lekko wygięte wskutek nacisku na płaszczyznę pisarską, co warunkowało technikę pisania na wosku. Ta część stilusa często nosi ślady wielokrotnego ostrzenia. Trzonek w przekroju owalny, okrągły lub wielokątny, bywa zdobiony szlifem, nacięciami, kulkowatymi zgrubieniami lub tordowaniem. Zdobienie, występujące na całej powierzchni trzonka lub na jego gór2 nej części, miało na celu

2 | Fresk przedstawiający

mieszkańców Pompejów: Terentiusa Neo i jego żonę, trzymającą stilus i tabliczki

3 | Fresk przedstawiający dziewczynę trzymającą stilus i tabliczki

Stilusy były noszone przez użytkownika przeważnie na rzemyku przywiązanym do paska, dlatego często główka stilusa miała otworek, przez który przeciągano rzemyk. Czasem rylec umieszczano w specjalnej pochewce skórzanej, niekiedy ozdobnej, którą następnie mocowano do paska. Najstarsze stilusy z ziem polskich, które były używane zgodnie z przeznaczeniem, datowane są na drugą połowę X w. i pochodzą z Gniezna. Polska, jak wiadomo, weszła wówczas w orbitę europejskich wpływów kulturalnych i politycznych, nastąpiło znaczne rozszerzenie kontaktów handlowych oraz aktywność Kościoła. Tabliczki woskowe (tabulae, tabellae ceratae, cerussatae, cerae) − to odpowiednio przycięte drewniane deseczki, pokryte warstwą specjalnie spreparowanego wosku pszczelego. Łączono je po dwie (dyptych), trzy (tryptych) lub więcej (poliptych). Surowiec do ich wykonywania uzyskiwano z drzew owocowych (jabłoń, grusza) i z drzew leśnych

3

Spotkania z Zabytkami – dla szkół

2010 |

57


ROZMAITOŚCI

(sosna, modrzew, dąb, lipa, jawor, buk). Na powierzchni wygładzonej deski, przyciętej uprzednio do odpowiednich rozmiarów, wycinano prostokąt, który po wypełnieniu woskiem stawał się płaszczyzną pisarską. Jego wymiary były o około 1-3 cm mniejsze od wymiarów deski. Prostokąt ów podlegał następnie pogłębieniu do około 4-5 mm, a na jego powierzchni ryto krzyżujące się żłobki, zwiększające przyczepność wosku do drewna.

proporcjach z różnymi składnikami. Badania laboratoryjne wykazały, że do wosku dodawano wymiennie glinę, talk, mydło, żywice drzewne, węgiel drzewny, olej lniany, terpentynę lub fosfat z palonych kości zwierzęcych. Tak przygotowany wosk, nakładano warstwami na wycięty wcześniej prostokąt w tabliczce. Powszechność używania tabliczek woskowych jest niewspółmierna z liczbą zabytków, które zachowały się do dziś w stanie niepozostawiającym wątpliwo-

wspomóc uzasadnienie wniosków dotyczących funkcjonowania, roli i rozwoju pisma. Rejon ich znalezienia, a także treść odczytanych tekstów pozwalają określić, w jakich sferach działalności posługiwano się nimi i kto był ich użytkownikiem. Stilusy i tabliczki woskowe są nierozerwalnie związane z istnieniem szkół: służyły uczniom podczas nauki pisania. Znane są średniowieczne tabliczki z tekstami szkolnymi z Nowogrodu Wielkiego, Lubeki i Essen.

W zależności od rodzaju i wymiarów tabliczki oraz zamożności jej przyszłego użytkownika, była ona poddawana dodatkowej obróbce: wiercono otworki, zabezpieczano brzegi, wykonywano ozdobne reliefy, a gdy była przeznaczona do przechowywania ważnych dla użytkownika treści, przygotowywano okładki zwykle z tego samego materiału, co tabliczka lub czasem z kości słoniowej czy szlachetnych gartunków drewna. Wosk pszczeli w stanie surowym nie miał odpowiednich parametrów do pisania na nim, aby więc nadać mu odpowiednią elastyczność, spoistość i trwałość, mieszano go w określonych

ści co do ich charakteru i funkcji, bowiem surowiec, z jakiego zostały wykonane, ulega łatwo destrukcji. Z czasów starożytnych oprócz pojedynczych egzemplarzy zachował się zbiór 150 tabliczek, zawierający archiwum finansisty rzymskiego L. Cecyliusa Jukundusa, odkryty w latach 1875-1876 w Pompejach oraz 20 tabliczek z lat 131-167 n.e. z kopalni złota w Vöröspatak w Siedmiogrodzie. Znaczna liczba znalezisk datowana jest na czasy późniejsze. Analiza dokładnej lokalizacji pozyskanych drogą wykopaliskową przedmiotów w rozwarstwieniu chronologicznym pozwala

4 | Stilusy i tabliczki z Nowogrodu

4

58

| Spotkania z Zabytkami – dla szkół

2010

Wielkiego

(ilustracje: fot. 1 – Roman Sofuł; 2,3 – wg Hans Eschebach, „Pompeji”, Leipzig 1978, ryc. 193 i 194; 4 – wg „Drewnij Nowgorod”, Moskow 1985, s. 18) .........................................................

W Polsce szkoła pojawiła się, jak wiadomo, jako jedna ze sfer działalności Kościoła. Najwcześniejszą tradycję ma Kraków i Gniezno (druga połowa XI w.), a następnie Wrocław i Płock (pierwsza połowa XII w.). Od początku XIII w. nastąpił wzrost kultury umysłowej w Polsce, wyrażający się m.in. intensywnym

rozwojem sieci szkolnej. W tym czasie powstały kolejne szkoły katedralne w Poznaniu i Włocławku, a także nowe typy szkół: parafialne oraz kolegiackie w Wiślicy, Łęczycy, Opatowie, Głogowie, Toruniu, Legnicy. Istniał także zorganizowany system nauczania w klasztorach (zwłaszcza benedyktynów i cystersów), gdzie naukę zdobywali wyłącznie adepci przeznaczeni do stanu duchownego. W obrębie domniemanych ośrodków szkolnych znaleziono stilusy. Przybory do pisania związane były także z ośrodkami administracji kościelnej (na tabliczkach zapisywano teksty modlitw, listy biskupów i darczyńców) oraz administracji państwowej, gdzie początkowo służyły do sporządzania notacji świadczeń feudalnych, a potem, wraz z powstaniem i rozwojem kancelarii – do sporządzania notatek i redakcji pism. Szczególnie przydatne były w korespondencji, dzięki możliwości wielokrotnego użycia: na tej samej tabliczce dawano odpowiedź. Stilusy pozyskane podczas badań wykopaliskowych prowadzonych na terenach ziem polskich w rejonach mieszkalnych często o charakterze rzemieślniczo-handlowym są kapitalnym dowodem na fakt posługiwania się pismem przez kupców, bankierów i zamożnych rzemieślników. Datowanie tych przedmiotów, np. z Opola, Przemyśla, Drohiczyna, Poznania, Wrocławia, Biskupina czy Małego Płocka, jest kapitalnym dowodem na fakt posługiwania się pismem przez kupców i zamożnych rzemieślników już w dobie wczesnopolskiej. Powszechną niegdyś obecność stilusów i tabliczek woskowych poświadczają nie tylko przedstawienia ikonograficzne na zachowanych freskach i stelach grobowych oraz wzmianki w literaturze, ale także liczne znaleziska. Ich wszechstronna analiza poświadcza ważną rolę w historii kultury materialnej oraz stanowi dowód stanu kultury umysłowej badanego regionu. Maria Krajewska


LISTY

Szanowny Pan Redaktor Jarosław Komorowski Przede wszystkim pięknie dziękuję za niezwykle ciekawy, wzruszający artykuł „Żabia dola”, zamieszczony w lipcowo-sierpniowym numerze „Spotkań z Zabytkami”. Odpowiadając na zamieszczoną w nim prośbę z radością informuję, że w mieście mego zamieszkania – Opolu znalazłam żabę (il. 1). Jest ona umieszczona u stóp postaci św. Krzysztofa, zabytkowej rzeźby od pięciu lat znajdującej się na terenie Uniwersytetu Opolskiego (il. 2). O historii tego

1 posągu można się dowiedzieć z tablicy umieszczonej z boku na cokole: „Posąg św. Krzysztofa z dzieciątkiem Jezus na ramieniu, rzeźba Carla Kerna z 1869 roku przykryta neogotyckim baldachimem zaprojektowana przez europejskiej sławy

architekta Carla Ludecke, zniszczona w latach 70-tych XX wieku. Po wielu latach starań i gromadzenia finansów przez rektora Stanisława Nicieję przeniesiona z Kopic do Opola i zrekonstruowana dzięki talentom Gisberta i Rafała Rzeźniczków. Opole, 4 X 2005 r.”. Łączę wyrazy uznania dla redakcji „Spotkań z Zabytkami” za ogromną wartość poznawczą i urodę graficzną czasopisma. Z serdecznymi pozdrowieniami Halina Smolińska Opole

.......................................................................................................................................................................................................... Szanowni Państwo! Odpowiadając na apel p. Jarosława Komorowskiego („Żabia dola” – „Spotkania z Zabytkami”, nr 7-8, 2010) przysyłam żaby z Poznania. W centrum miasta, na alejach Karola Marcinkowskiego, znajduje się zabytkowa fontanna Kronthala z 1909 r. Twórcą fontanny był rzeźbiarz Hugo Lederer, natomiast poznański kupiec Gustaw Kronthal – fundatorem. Na balustradzie fontanny znajdują się dwa delfiny z siedzącymi na nich postaciami dziecięcymi. Z pysków delfinów spływa woda do basenu, a na jego krawędzi – dwie dorodne

żaby, także tryskające wodą z pysków (il. 3). Te żaby znane są chyba wszystkim poznaniakom. Ale znalazłem dwie inne, które chyba mało kto zauważył. I też na fontannie. Fontanna ta, zwana studzienką Taschnera, znajduje się w ogrodzie Muzeum 3

Etnograficznego przy ul. Mostowej. Twórcą wykonanej w 1808 r. studzienki był Ignacy Taschner. Centralnym elementem fontanny jest usytuowana w basenie kolumna, zwieńczona kompozycją figuralną. Trzon kolumny ma w górnej części przekrój kolisty, w dolnej – kwadratowy. Naroża tego kwadratowego cokołu są u góry ścięte, a na tych ścięciach siedzą naprzemiennie dwie żabki i dwa raki.

Żabki (il. 4) są słabo widoczne, gdyż są niewielkie, a ponadto bardzo zniszczone. Tyle o poznańskich żabach. A jeśli już mowa o tych zwierzątkach, to 2 wspomnieć jeszcze należy o żabach w literaturze klasycznej („Żaby” .................................................................................. Arystofanesa z 405 r. p.n.e.), żabki, od mikroskopijnych rozmiarów kilku milimetrów, aż do około dwóch centymetrów, przeznaczone do noszenia w portfelu. Pomnażają kasę (aby to działanie było skuteczne, należy żabkę przed włożeniem do portfela potrzeć o własny pośladek), ponadto symbolizują zdrowie, miłość i przyjaźń. Pamiętam, że w domu moich rodziców była mała (długości kilku cm) drewniana żabka, polakierowana na zielono, wewnątrz wyo słynnym doświadczeniu z elektro- drążona. Zamknięciem tego schowfizjologii z 1786 r. Luigi Galvanie- ka (bardzo małego, mieścił się tam go (skurcz mięśnia wypreparowa- czubek palca) była głowa żaby. Nie nej kończyny żaby po jednoczesnym wiem, do czego był przeznaczony dotknięciu dwoma różnymi metala- tak mały schowek. Żabka ta (pomi), czy wreszcie o najsłynniejszej dobno jeszcze przedwojenna) nieżabie świata – gwiazdorze „Mup- stety zaginęła. [...]. pet Show” – Kermicie. Mamy też sieć sklepów „Żabka”. W sklepach i Pozdrawiam na straganach z popularną biżuterią można kupić „żaby pomnażające Aleksander Stukowski kasę”. Są to wykonane z mosiądzu Poznań

PRENUMERATA W 2011 r. ukaże się 6 numerów „Spotkań z Zabytkami” w cenie 17 zł każdy. W wypadku zamówienia całorocznej prenumeraty z wysyłką koszt wyniesie 102 zł. Aby zamówić prenumeratę, należy dokonać wpłaty na konto Fundacji Hereditas: Fundacja Hereditas, ul. Marszałkowska 4 lokal 4, 00-590 Warszawa. Konto: ING Bank Śląski 36 1050 1038 1000 0090 6992 4562 Przy wpłacie prosimy o podanie dokładnego adresu, na jaki ma być dostarczana przesyłka. Dane można też przesłać pocztą elektroniczną na adres: prenumerata@spotkania-z-zabytkami.pl. Najprostszą metodą zamówienia prenumeraty jest wypełnienie formularza na stronie spotkania-z-zabytkami.pl. W przypadku chęci otrzymania faktury VAT prosimy o podanie danych do jej wystawienia. Wszelkie pytania w sprawie prenumeraty na 2011 r. prosimy kierować do Fundacji Hereditas, tel. (22) 353 83 30, e-mail: prenumerata@spotkania-z-zabytkami.pl.

SPRZEDAŻ Aktualne numery „Spotkań z Zabytkami” są w sprzedaży w kioskach RUCHU, KOLPORTERA i w punktach sprzedaży GARMOND oraz w warszawskich księgarniach.


P u b l i k a c j a u k a z a Ĺ‚ a s i Ä™ d z i Ä™ k i w s pa r c i u N a r o d o w e g o C e n t r u m K u lt u r y


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.