4 minute read

Recenzja: Stephane Fert Skóra z tysiąca bestii / Timof Comics

Recenzja

Advertisement

Stephane Fert - Skóra z tysiąca bestii / Timof Comics

Istnieją komiksy bardzo dobre, piękne, technicznie wysmakowane, mądre i pouczające, zdarzają się również takie, które zaskakują na każdym kroku. A czasami trafiają się takie jak dzieło Stephane Ferta - zaczarowane. W obcowaniu z nimi nie ma znaczenia nic poza tym, że czuć odeń magię, tę niezwykłą moc oddziaływania na czytelnika. Ta siła zabiera nas w głąb historii opowiadanej słowami i obrazami. Chwyta nas i nie puszcza aż do ostatniej stronicy, po drodze (bo to podróż) doświadcza emocjami, daje dotknąć tajemnicy, puszcza oko (bo to, co znane, a przetworzone przez filtr wrażliwości - smakuje najlepiej) i zostawia z ogromem uczuć. Przy okazji okazuje się, że choć (powtórzę) nie ma to znaczenia - dzieło jest i dobre, i pełne piękna, i technicznie wysmakowane, zawiera sporo mądrych rad i obserwacji. A od niespodzianek nie stroni.

Komiks idealny? Cóż - ja pokochałem „Skórę z tysiąca bestii“. Pełnym sercem.

Chuderlawy chłopiec zagłębia się w mroczny las, w poszukiwaniu księżniczki. Widzieli się już wcześniej i obiecali sobie powtórne spotkanie - ale młodzieniec nie może odnaleźć wybranki. Pojawiają się przerażające bestie oraz czarodziejska wrona…

Wiecie pewnie, tak jak i dla mnie jest to oczywiste, że baśni wcale, ale to wcale nie pisze się dla dzieci. To zawoalowane opowieści dla dorosłych, pełne przemocy, mroku, okrucieństwa…

Baśnie bowiem, odzwierciedlają rzeczywistość - choć operują bogactwem środków i trików, znanych z pogranicza - z miejsc gdzie nasz świat traci kontury i staje się nadnaturalny.

Jest więc komiks Stephane Ferta przewrotną baśnią o poszukiwaniu siebie, o miłości i o igraniu z zasadami. Czerpie pełnymi garściami z tradycji, podań i wierzeń - „Skóra…“ to bardzo swobodna wersja jednej z baśni braci Grimm. Spotkamy w tej opowieści wszystko to, za co lubimy klasyczne baśnie, uśmiechniemy się podczas lektury - bo natkniemy się na znane nam motywy, na stereotypowe postacie. Ale uwaga - to nie jest zwykła baśń. I to - rzecz jasna - najlepsze, co mogło nas spotkać.

Po pierwsze, autor igra z nami, bawi się nawiązaniami, puszcza oko (powtórzę) - nawet lekko wyśmiewa zasady wprowadzone przez braci Grimm, używa zabawnego, na poły nowoczesnego języka, pozornie nieprzystającego do opowieści. Bohaterowie uciekają z narzuconych ram, buntują się i piszą własną wersję. Ale przez cały ten czas nie próbują niszczyć baśniowego klimatu, nie wędrują w pastisz, w śmieszność. Humor jest tutaj bardzo ważnym elementem, ale zastosowany umiejętnie - po prostu urzeka. Te radosne momenty równoważone są przez umiejętnie zastosowane okrucieństwo i sugestywny mrok.

Po drugie - „Skóra…“ to jeden z najbardziej zmysłowych komiksów jakie dane mi było czytać, pięknie ukazujących cielesność, operujących niedopowiedzeniami i poetyką. I oczywiście, ślicznie narysowany. Trudno mi wyrazić to słowami (prawdopodobnie nie da się) - po prostu musicie obejrzeć te strony, doświadczyć tego w jaki sposób autor operuje kształtami, barwami. Nieoczywistość i symbolika to najsilniejszy element narracji. Sekwencja pewnego pocałunku - który ma uratować bohatera od „śmierci“ zaczyna się od słów (cytowanych na okładce):

Chyba, że zgodzisz się coś mi dać. Oczywiście. Co tylko zechcesz! Bardzo dobrze… Więc to będzie pocałunek. Pocałunek?! Dlaczego?! Ponieważ mam na niego ochotę.

A później obcujemy graficznie z czymś, co zostaje przez księżniczkę określone jako „obleśne i słodkie jednocześnie“. Niezwykły pomysł, zachwycające wykonanie. Rysunki to prawdziwe obrazy, sama kreska nosi w sobie niezwykłą elegancję, na którą Stephane Fert nałożył baśniową, nieco dziecięcą stylizację. Za kompozycje kadrów i pomysłowość, autorowi należy się kolejny plus - świetne sekwencje przemieszczania się podziemnymi tunelami - mniam!

No i po trzecie - dialogi i język zastosowany w albumie. Wspomniane już, nieco nowoczesne elementy zupełnie nie wybijają z rytmu, nadając opowieści oryginalności i lekkości - w pewien sposób uwypuklają te pozostałe, eleganckie i szykowne. Zabawy słowem, poetyckie opisy, ekspresyjne, silnie pobudzające wyobraźnię - zapewniają wielka satysfakcję. Jak we fragmencie,

gdy pewna wróżka rzecze: „Mój zamek zbudowany jest z oksymoronów i starych kotłów“. Albo w imieniu księżniczki - „Jeżynki“ (jej ukochany jest z zamiłowania badaczem roślin). Nie wspominając już nawet o cytatach z Boudelaire‘a, czy nagłym przejściu z prozy w lirykę. Wow.

I jeszcze jeden cytat - jakże celny, ukazujący kolejną płaszczyznę komiksu. Między innymi przez te słowa, można by zastanawiać się, czy aby autor nie jest kobietą.

„Znam mężczyzn. Mogą sobie wyśpiewywać słodycz blond księżniczek całymi dniami... A kiedy noc nadchodzi, marzy im się zasnąć pomiędzy udami pięknej ogrzycy“.

„Skóra z tysiąca bestii“ to niezwykła baśń graficzna. Koniecznie musicie ją poznać, nawet jeśli na co dzień zaczytujecie się w historiach innego rodzaju. Podana przystępnie, mądrze i pięknie. Polecamy!

Wydanie - miodzio. Gruba okładka, z ozdobnym, perforowanym tytułem, solidny kredowy papier, schludne, eleganckie liternictwo. A jakby mało Wam było ślicznych ilustracji, na końcu dołożono ich jeszcze kilka.

Cóż. Zakochałem się i mam nadzieję, że i Was ta miłość ogarnie.

Komiks otrzymaliśmy do recenzji od przyjaznego, polskiego wydawnictwa Timof Comics (pozdrawiamy!)

Szczegóły techniczne: https://timof.pl/katalog/Skóra+z+tysiąca+bestii/pokaz.html

/#Szeptun_XIII