8 minute read

Custard

Rzymskie dziedzictwo

Starożytny Rzym to bardzo nośny temat dla twórczości wszelakich zespołów heavy oraz power metalowych. Nie ma się temu co dziwić. W końcu był to okres pełen wojen, intryg, ewolucji ustrojów politycznych i innych wydarzeń dających pole do tworzenia epickich historii. Zespół Custard z tego dziedzictwa skorzystał na swoim nowym albumie zatytułowanym "Impwrium Rapax"

Advertisement

HMP: Cześć Chris! Jak tam dzionek mija? Chris Klapper: Witaj Bartku, Wszystko gra!

Patrząc na Waszą dyskografię, od razu rzuca się w oczy fakt, że swe albumy wydajecie w cztero-pięcioletnich odstępach czasowych. No widzisz, takie z nas śmierdzące lenie (śmiech). Tak na serio, to jak zapewne wiesz, lub się domyślasz, nie jesteśmy pełnoetatowymi muzykami. W związku z tym mamy ograniczoną ilość czasu, którą możemy poświęcić na granie. Inną sprawą jest to, że stawiamy sobie poprzeczkę dość wysoko i nie nagramy albumu, jeśli nasze nowe utwory odbiegają od standardów, które przyjęliśmy. Mamy też ten komfort, że wytwórnia nas nie ciśnie, więc spokojnie możemy sobie pracować w swoim tempie. Nie potrafiłbym współpracować z wydawcą, który co roku wymagałby od zespołu nowego albumu.

Rozumiem zatem, że ostatni krążek "Imperium Rapax " Wasze standardy spełnia. Mieliście jego wizję przed rozpoczęciem nagrania, czy część elementów i całej koncepcji pojawiła się już w trakcie tego procesu? Wiesz, pracujemy w nieco inny sposób niż większość zespołów. Nie działamy nigdy na zasadzie "to teraz piszemy materiał na nowy album". Taka metoda pracy jest nam obca. U nas tworzenie to ciągle trwający proces. Dopiero gdy stworzymy coś, co naszym zdaniem jest wyjątkowe, nieważne czy pod względem melodii, riffów, czy czegoś innego, nagrywamy to i wypuszczamy w świat. Kiedy zdecydowaliśmy się na koncept dotyczący starożytnego Rzymu, dopasowaliśmy tą historię do konkretnych utworów i obserwowaliśmy jak to się będzie rozwijać i jakiego kształtu ostatecznie nabierze. Wiele pracy pojawia się, gdy już dopasujemy do utworu odpowiedni tekst oraz linię wokalną. Jednak jak wiesz, wszyscy jesteśmy doświadczonymi muzykami i jakoś to ogarniamy od początku do końca.

Koncept albumu "Imperium Rapax " obraca się głównie wokół starożytnego Rzymu. Skąd fascynacja tamtym okresem historycznym? To głównie działka Olli'ego, naszego wokalisty. Zawsze próbuje wepchnąć w teksty jakieś starożytne odwołania. Jeździ regularnie na różne targi i zloty, gdzie ludzie chodzą ubrani w stroje z tamtej opoki z różnych rejonów świata. Poza tym są uzbrojeni w miecze, topory i tym podobne. Olli ogląda także wiele filmów i czyta wiele książek dotyczących tamtej epoki. Kiedy wszyscy zgodziliśmy się na nagranie albumu o Imperium Rzymskim, on przejął rolę autora tekstów. Jak zapewne wiesz, w całej historii starożytnego Rzymu można znaleźć wiele wątków pasujących do power metalu. Wydarzyło się tam wiele wojen, pojedynczych bitew, intryg na szczytach władzy itd. O tym wszystkim można było spokojnie zaśpiewać. Problemem było, co by tu wybrać. Jak zapewne zauważyłeś, wszystkie utwory na albumie zawierają historie w chronologicznej kolejności. Wymagało to oczywiście pewnego rozplanowania, ale ostatecznie tworzy niesamowity koncept.

Wiele elementów dziedzictwa Starożytnego Rzymu możemy odnaleźć we współczesnym świecie. To prawda. Choćby z racji tego, że było to pierwsze imperium z prawdziwego zdarzenia rządzone nie tylko przez dyktatora, ale też na zasadzie republiki. Tamtejsi senatorowie byli po prostu głosem zwykłych ludzi. Oczywiście było wtedy sporo korupcji, a ta niby demokracja była dość śliska. Jednak czy początki muszą być idealne? To był świetny punkt wyjścia do czynienia tego ustroju lepszym w przyszłości. Odziedziczyliśmy także wiele rzeczy kompletnie ni związanych z polityką. Powstało wtedy wiele wynalazków. Sam Rzym był wielkim miastem i musiał zmagać się z wieloma logistycznymi wyzwaniami. Ludzie potrzebowali więcej pożywienia, które trzeba było sprowadzać z dalszej okolicy. Musieli zatem szukać odpowiednich rozwiązań. Co więc robili? Budowali porty, organizowali floty, zdobywali zagraniczne kontakty handlowe. Budynki mające więcej niż dwa piętra czy nawet toalety to również osiągnięcie Rzymian. Wiele z rzeczy, które wymyślili, wymagało oczywiście poprawek w późniejszych okresach, ale na starcie błędy są po prostu nieuniknione. Swoją drogą ciekawe czy "poprawki" budowlane, które zlecił Neron są prawdą czy tylko legendą. Kto wie.

W utworze "The Goddess of Magic and Death" możemy usłyszeć głos Marty Gabriel. Słyszałeś może jej ostatni album? Marta ma naprawdę wyjątkowy głos, który jest jej znakiem rozpoznawczym. Nie ważne czy śpiewa w Crystal Viper, czy też działa pod swoim nazwiskiem. Fajnie, że tak zdolna dziewczyna jest uzależniona od klasycznego heavy metalu. Z tym kawałkiem ogólnie wiąże się zabawna historia. Wokalistka miała się wcielić w rolę Kleopatry. Olli'emu jednak nie przychodził do głowy nikt, kto byłby do tego idealny. Kiedy zaczęliśmy miks, dotarło do nas, że coś tu nie gra. Wtedy zrozumieliśmy, że zapomnieliśmy znaleźć kogoś, kto by zaśpiewał te żeńskie partie, a bez tego ten numer tracił cały swój urok. A co się robi w takich przypadkach? Oczywiście trzeba się napić piwa (śmiech). No więc siedzieliśmy w studio i piliśmy, a Olli w tym momencie zapuścił jakieś randomowe kawałki z Youtube. W pewnym momencie trafiło na jakiś utwór Crystal Viper. Popatrzyliśmy z Ollim na siebie i niemal jednocześnie krzyknęliśmy: "mamy Kleopatrę!". Reszta poszła już łatwo, gdyż znam się z jej mężem Bartem kupę czasu. Marta okazała

Nie jest jednak ona jedynym zaproszonym gościem na ten album. Możemy tam usłyszeć także Athanasiosa Karapanosa oraz Marinos Kopasa. Athanasiosa, którego nazywamy Thanos, znam od kilku lat. To świetny muzyk, a jeszcze lepszy inżynier dźwięku. W naszym przypadku szczególnie tym drugim. To on odpowiada za brzmienie naszych dwóch ostatnich albumów. Nasza współpraca to sama przyjemność. Człowiek ten ma świetne wyczucie tego, czego dany kawałek potrzebuje, jeśli chodzi o brzmienie. Sugeruje nam również, co powinniśmy dodać do danego kawałka, by poprawić jego ostateczny kształt. Dam prosty przykład. Uznaliśmy, że w jednym kawałku dobrze sprawdzą się krzyki legionistów. Thanos na to: "dobra, nagramy dwadzieścia ścieżek". On nagrał swoje dziesięć, ja tyle samo, ale nagle w naszym studiu pojawił się nasz gitarzysta Oscar. Po prostu przechodził przypadkiem tamtędy i wpadł się przywitać. I co? Zmusiliśmy go, by nagrał swoją dziesiątkę. Ogólnie z Thanosem świetnie nam się współpracuje. Nawet pomimo tego, że on większość czasu spędza w Wielkiej Brytanii, a ja w Niemczech. Ta samo wygląda sprawa z Marinosem. Właściwie obaj oni pracują przy tych samych projektach. Marinos jest prawdziwym wyjadaczem, jeśli chodzi o orkiestrowe aranżacje, a także świetnym pianistą. Jesteśmy w pełni zadowoleni ze współpracy z nimi. Myślę, że mówimy tym samym językiem i finalnie daje to naprawdę niesamowite rezultaty.

Na "Imperium Rapax " kilkakrotnie pojawiają się frazy po Łacinie. Znasz ten język? Szczerze mówiąc, praktycznie nie znam go wcale. Dziś język ten jest prawie martwy. Używają go już chyba tylko lekarze, prawnicy i księża. Użycie Łaciny na albumie wynika bezpośrednio z kontekstu całości.

Wspomniałeś już, że swoje utwory piszecie na bieżąco. Robicie to wspólnie, czy któryś z Was odgrywa w tym procesie bardziej kluczową rolę? Za stronę czysto kompozytorską odpowiadają głównie nasi gitarzyści Oscar i Stefan, jednak nad ostatecznym kształtem utworów pracujemy wszyscy. Ja robię większość aranżacji oraz wraz Thanosem pracuję nad miksem. Dużą wagę przykładamy do pracy zespołowej i chcemy, by każdy był zaangażowany w jakiś sposób w ten proces. To w końcu nie jest "one man show".

Macie fajne stroje rzymskich legionistów. Gdzie je zakupiliście. Też taki chcę (śmiech). Szukaj, a znajdziesz (śmiech). Wiem, że wizerunek zespołu oparty tylko o skóry i łańcuchy nie do każdego przemawia. Chcemy dać ludziom trochę rozrywki. Czasy, gdy wystarczyło stanąć na scenie i grać już dawno przeminęły. Dziś takie coś już mało kogo jest w stanie poruszyć. Niektóre kapele rozwijają wielkie banery w tle i bawią się pirotechniką. Uważam, że to jest dobre, ale bardziej pasuje do dużych festiwali. Wszystkie elementy naszych strojów kupiliśmy przez Internet. Oczywiście nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy ich choć trochę nie podrasowali.

Foto:Custard

Jeśli będziemy mieli odpowiednią ilość czasu na przygotowania, to jak najbardziej. Na festiwalach zazwyczaj czas występu jest bardzo ściśle limitowany. Jeżeli na przygotowanie sceny będziemy potrzebowali dodatkowych dziesięciu minut, o tyle skróci się czas naszego show. Nie jest to dobry interes. Oczywiście już od jakiegoś czasu myślimy o porządnej scenografii, ale zwykle zawodzą kwestie logistyczne.

My tu o koncertach, a sytuacja z graniem na żywo ciągle niepewna. Właśnie z tego powodu musieliśmy nieco zweryfikować niektóre swoje plany. Zawsze po wydaniu albumu gramy koncert albo dwa w okolicach naszego miasta. Zaczęliśmy także planować inne występy i z tygodnia na tydzień musieliśmy coś zmieniać, bo rząd wprowadzał nowe regulacje. Najpierw mówią, że nie ma żadnych limitów, jeśli chodzi o publiczność, potem nagle się okazuje, że jest ograniczenie do 200 osób, za parę dni, że trzeba rozstawić krzesła w odległości półtora metra od siebie, potem kolejne udziwnienia typu wpuszczanie tylko zaszczepionych, testy przed wejściem do klubu… Normalnie zwariować można. Ostatecznie zdecydowaliśmy się wstrzymać aktywność koncertową do czasu, aż wszystko się ustabilizuje i będziemy mogli zagrać normalny show bez żadnych ograniczeń. Może uda się to tego lata, może dopiero latem 2023, może jeszcze kiedy indziej. Któż z nas to wie. Jedyny plus jest taki, że nigdy nie utrzymywaliśmy się z grania koncertów, więc wszystkie te ograniczenia nie odbijają się w żaden sposób na stanie naszych portfeli.

Jesteś jedynym muzykiem grającym w Custard od samego początku. Rozumiem, że daje Ci to prawo, do trzymania wszystkiego twardą ręką (śmiech). Dokładnie (śmiech). Określiłbym siebie jako "ten idiota, co rządzi całym tym pierdolnikiem" (śmiech). Tylko nie myśl, że uznaję się za jakiegoś dyktatora czy coś w tym stylu. Uważam jednak, że jestem dość dobry w planowaniu i negocjacjach z organizatorami koncertów. Ogarniam całą pozamuzyczną stronę działalności zespołu. Poza tym siedzę w tym biznesie dłużej, niż pozostali członkowie Custard i przez ten czas zdążyłem poznać parę wpływowych osób. Oczywiście obgadujemy wszystko razem. Tylko w naprawdę ekstremalnych sytuacjach bywam zmuszony podejmować decyzję samodzielnie. Na szczęście bardzo rzadko takowe się zdarzają.

No właśnie, jak sam wspomniałeś, siedzisz w tym biznesie długo, bo od roku 1987. Jak wspominasz początki Custard? To były wspaniałe czasy. Głównie balowaliśmy, piliśmy ile wlezie, podrywaliśmy dziewczyny i robiliśmy wiele szalonych rzeczy. Nikt z nas jeszcze wtedy nie musiał się martwić o pracę, dom rodzinę. Właśnie na takiej wpadliśmy na pomysł założenia kapeli. Mieliśmy wtedy trochę w czubie, ale nie byliśmy jeszcze całkiem nawaleni. Nikt z nas nie miał pojęcia o graniu na żadnym instrumencie, ale wówczas nie widzieliśmy w tym kompletnie żadnego problemu. Jeden z moich dawnych kolegów wziął tą rozmowę całkiem na serio i jakoś skombinował salę prób i instrumenty. Zaczęliśmy się uczyć grać. Wiesz, nie mieliśmy wtedy Internetu, żadnych kontaktów, i kompletnej wiedzy jak się do tego zabrać, ale i tak daliśmy radę. Inaczej byś teraz ze mną nie rozmawiał (śmiech).

Dzięki bardzo za miłą pogawędkę. Ja również dziękuję za zainteresowanie. Pozdrawiam wszystkich czytelników. I sorry, że tak dużo gadam.

Bartek Kuczak

This article is from: