8 minute read

Lynx

Młode zespoły wykonujące tradycyjny heavy metal raczej nie poszukują oryginalności. Nie miałoby to jak sądzę większego sensu ta tematyka została już właściwie wyczerpana w latach 80. Ale! Zawsze powtarzam, że są dwa koronne argumenty, dla których warto interesować się nowościami z NW OTHM. Pierwszy - jakość nie potrzebuje innowacji. Zespół nie musi być odkrywczy, żeby pisać zwyczajnie dobre numery. Drugi - może nie za wiele, ale jednak trochę tych sposobów na granie heavy metalu jest, więc jakieś pole na zaskoczenie słuchacza pozostaje. Można strzelać Judasowymi killerami, można iść w powerową lub doomową epickość, inni decydują się na rzucenie w mroczne otchłanie czczenia pierwszej fali black metalu, a jeszcze inni - i do nich zaliczymy bohaterów niniejszego wywiadu - balansują na cienkiej granicy pomiędzy rockiem i metalem. I ten ostatni pomysł ma w sobie chyba najwięcej świeżości. Przypomnijcie sobie choćby zachwyt, który zapanował gdy pojawiło się Wytch Hazel - a to dlatego, że odgrzebali jeszcze "nie przejedzone" w tym nurcie inspiracje i wykazali się nieprzeciętnym talentem kompozytorskim. Podobnie jest z Lynx. Germański kwartet czerpie garściami z lat 70., robiąc przy tym naprawdę dobre, chwytliwe piosenki. Bardzo gorąco zachęcam do zapoznania się z ich debiutancką płytą - a dla większej zachęty, zapraszam do wywiadu!

HMP: Muszę Wam powiedzieć, że już po usłyszeniu Waszego singla "Watcher of Skies " , bardzo zależało mi na możliwości przeprowadzenia z Wami wywiadu, jako z jednym z najciekawszych debiutantów minionego roku. Przedstawcie zespół Lynx polskiej publiczności. Lynx: Po pierwsze, dzięki za dobre słowo. Jesteśmy Lynx z niemieckiego Gießen, a w skład zespołu wchodzą Marvin, Tim, Phil i Franz. Pojawiliście właściwie znikąd - prócz wokalisty, każdy z Was jest debiutantem (przynajmniej jeśli wierzyć nieomylnemu metalarchives, jeśli jest inaczej, wyprowadźcie mnie z błędu). Po prostu pewnego dnia opublikowaliście demo "Grey Man " i błyskawi-

Advertisement

Gramy mieszankę hard rocka, wczesnego heavy metalu, AORu i wszystkiego innego co wpasowuje się w ten typ muzyki. Spotkaliśmy się na początku 2020 roku i zaczęliśmy wspólnie pisać muzykę podczas panującej pandemii, może po to, by wypełnić lukę która powstała przez brak możliwości grania na żywo. Właściwie nasze pierwsze spotkanie to była całkiem zabawna sytuacja, część z nas zupełnie się wcześniej nie znała i musieliśmy się sobie poprzedstawiać. Ale potem zaczęliśmy po prostu jammować, pisać na tej podstawie piosenki i brzmiało to naprawdę dobrze. Więc wszyscy postanowiliśmy się w to zaangażować, założyliśmy zespół i to wszystko.

Foto:Lynx

cznie zaskarbiliście sobie uznanie w podziemiu, w ciągu półtorej roku dorobiliście się bardzo udanego krążka wydanego przez uznaną wytwórnię i pochlebnych komentarzy krytyków! Jak do tego właściwie doszło (śmiech)? Jeszcze raz dzięki. Faktycznie bardzo cieszymy się z tego, jak to wszystko się ułożyło. Jesteśmy naprawdę szczęściarzami, że No Remorse zainteresowało się nami zaraz po premierze "Grey Man" i tak wcześnie zaczęli nas wspierać. Wszyscy jesteśmy naprawdę wdzięczni, że tak wielu osobom podoba się to, co robimy, jednoczą się przez muzykę, każdy na swój sposób i są tak samo jak my podekscytowani, obserwując jak rozwija się historia Lynx. A wyprowadzając Cię z błędu - tak, wszyscy graliśmy już wcześniej w różnych zespołach i projektach (śmiech). Phil grał przez 15 lat w death metalowym combo - Eraserhead, podobnie Tim obracał się w środowiskach deathmetalowych i grał również w zespole hardcore'owym. Nasz perkusista miał kiedyś duet w klimatach garage-folk i robił trochę rzeczy post-metalowych i stonerowych. Marvin - jak wspomniałeś - gra w Blizzen od początku jego istnienia i jest takim naszym "Heavy Metalowym Tatuśkiem". Zatem wszyscy mamy jakieś doświadczenie w robieniu muzyki. Mamy naprawdę sporo przyjemności z jej wspólnego pisania, z tymi wszystkimi rozbieżnościami w gustach i zainteresowaniach, które wpływają na ten proces. Staramy się nie ograniczać za bardzo i jak dotąd wydaje się, że to działa.

Budgie, Ratt, Sortilege, Raven i cała masa innych - jest mnóstwo zespołów, które zaczerpnęły nazwy ze świata zwierząt. Jaka jest geneza "Potężnego Rysia " (przyp. tłum. "Mighty Lynx ")? Tak, to prawda. Myślę że zwierzęta to po prostu ciekawi protagoniści dla historii. Znamy co prawda zespół Lynx z lat 80-tych, ale wydało nam się że ten gatunek kota będzie do nas pasować i nie będzie to żadne podebranie nazwy.

Ryś posiada bogate znaczenie symboliczne (choćby w tarocie) - oznacza inteligencję, kreatywność ale i lękliwość czy egocentryzm. Jak to ma się do Was? Cóż, tak jak wspomniałem - to nasz protagonista, o własnej osobowości. Myślę, że wszystkie te cechy łączą się w każdym z nas i stają się istotne w zależności od sytuacji. Piszemy historię i ekscytujemy się losami naszego bohatera. Przede wszystkim jest on jednostką zabierającą nas ku przygodzie. Okładka "Watcher of Skies " sugeruje, jakby miał on być też Waszą swego rodzaju maskotką. Planujecie umieszczać go na Waszych grafikach w przyszłości, jak np. Budgie, które zamieszczało papugi na każdej swojej okładce? W taki czy inny sposób, ale z pewnością będzie on odgrywał jakąś rolę w kolejnych okładkach. Aczkolwiek nie zdecydowaliśmy jeszcze jaką. Nie nazwałbym tego maskotką, chociaż może kiedyś powinniśmy załatwić sobie taką na scenę? Nie prawdziwe zwierzę - to byłoby okrutne, ale np. kolesia w zbyt go-

Podobnych Wam zespołów, które grają tradycyjny heavy z odniesieniami do lat 70. Pojawiło się w ostatnich latach całkiem sporo (Night, Freeways, Hallas), powiedziałbym że tworzycie już rodzaj " niszy w niszy " jaką jest NWOTHM. Szczerze mówiąc, nie przemawia do nas to całe szufladkowanie. Staraliśmy się być zespołem heavy metalowym, ale na pewno nim nie jesteśmy. Lubimy wymienione przez Ciebie zespoły, jesteśmy też świadomi podobieństw w naszej muzyce, ale staramy się nie zwracać na to zbytniej uwagi podczas jej pisania. Jednak to zaszczyt być wymienionym z nimi w jednym rzędzie.

Czy sukcesy w/w bandów były dla Was jakimś znakiem, kierunkowskazem? Myślę, że wszyscy lubiliśmy ten rodzaj grania już od dawna, nawet przed pojawieniem się Hallas i pozostałych zespołów, które wymieniłeś. Po prostu cieszymy się, że jest tak wiele osób o podobnych upodobaniach na całym świecie. Tak naprawdę to oni umożliwiają nam robienie tego, co robimy. Chcieliśmy po prostu pisać muzykę i grać ją jakiejś grupce ludzi. Tak więc wiele świetnych zespołów i wygłodniałych fanów oczekujących nowej muzyki wydają się być dokładnie taką przyszłością, którą sobie wyobrażaliśmy.

Uważam że robicie fantastyczną robotę i to nie tylko dostarczając świetnego materiału muzycznego, ale odgrzebując trochę zapomniane inspiracje. Wg mnie wielu klasyków z lat 70., mimo tego, że niektórzy z nich posiadali swoje 5 minut, nie dorobiło się należnej im sławy (Blue Oyster Cult, Boston, Thin Lizzy). Jak sądzicie, z czego to wynika? Z pewnością jest masa niedocenianych zespołów z tamtych lat, a jeszcze więcej ukrytych perełek, które wydawały album, po czym rozwiązywały się, bo miały słaby marketing, ludzie ich nie kupowali czy cokolwiek innego. Naprawdę nie wiem, dlaczego niektórym zespołom udało się czegoś dokonać, a innym nie. Chyba po prostu sława jest towarem, którego nie da się podzielić na wystarczającą ilość ludzi, którzy na nią zasługują. Więc sława na bok - jeśli muzykę udało się wytłoczyć na płytę, to można ją znaleźć. Może nie zespół, ale muzyka wciąż tam jest. Nigdy nie jest za

Foto:Lynx

późno, by album zdobył chwałę, na jaką zasługuje, jeśli ludzie zechcą sięgnąć dostatecznie głęboko.

Myślicie że jest szansa, by takie granie zdobyło kiedyś większe uznanie komercyjne czy tradycyjny hard n ' heavy pozostanie już na zawsze tchnieniem przeszłości, mogącym liczyć na uznanie tylko w undergroundzie? A może tak byłoby lepiej, żeby pozostało ono bardziej autentyczne i wolne od komercjalizacji? Cóż, czy lepiej - tego nie wiem. Przypuszczam, że to tylko kwestia percepcji. Zespoły, o których wspomniałeś, były wtedy także zespołami komercyjnymi. Z pewnością innym zajęło więcej czasu, by wejść na pewien piedestał i stać się znowu "cool". Więc może dzieje się to właśnie dzisiaj i to jest sposób na przywrócenie im sławy czy przynajmniej przez inspirację z ich muzyki i podtrzymywanie ich dziedzictwa.

W Polsce mamy bogatą ekstremę i tak naprawdę jest to jedyny tak rozwojowy podgatunek metalu w naszym kraju, myślę że również ze względów na skromne tradycje jeśli idzie o klasyczny heavy. Niemcy znowu, to bardzo ważny kraj dla sceny NW OTHM. Macie mnóstwo młodych, uznanych kapel heavymetalowych i bogate tradycje z lat 80. Czy sądzicie że to skąd pochodzicie miało wpływ na Wasz rozwój muzyczny? Słuchamy zespołów z całego świata i szczerze mówiąc nie rozróżniamy ich specjalnie ze względu na pochodzenie. Zajęło nam nawet trochę czasu, zanim ponownie zakochaliśmy się w niektórych niemieckich legendach z lat 80-tych. Ale jasne, że fajnie jest mieć stabilną scenę z festiwalami, miejscami koncertowymi, zespołami, animatorami sceny i fanami. Może faktycznie czuje się pewniej i jest łatwiej, gdy pisząc muzykę, znasz ludzi, którym się ona spodoba lub miejsca, w których mógłbyś ją zagrać. Ale wracając do pochwał: Polska ma też dobre zespoły doom i psych!

Mimo tak bogatej sceny, wyróżniacie się na tle swoich rodaków. Z moich dotychczasowych obserwacji wynika, że Niemcy lubują się raczej w klimatach speed-power metalu (Marvin ma tu zresztą doświadczenie z Blizzen). Cóż, to fajnie! Wydajemy się być łagodniejsi i to w porządku. Myślę, że Marvin nie mógłby grać w dwóch Blizzenach. A może i by mógł…

Chciałbym pomówić trochę o klimacie "Watcher of the Skies " . Nim przejdę do warstwy lirycznej, parę słów o samych kompozycjach i brzmieniu. Mam poczucie że to stosunkowo mroczny album. Stwarza wrażenie jakiegoś szalonego snu, którego główny bohater staje wobec dosyć ponurych wizji. Chyba tylko pierwsze dwa numery i "Heartbreak City " niosą nieco rock and rollowego, " weselszego flow " (mówię wyłącznie o warstwie muzycznej). Tak, masz rację. Koncepcyjnie nie jest to najradośniejszy album. Ponure wizje, wspomnienia i historie mają odzwierciedlenie w strukturze piosenek. Co prawda pod koniec pojawiają się momenty radości i wiary, ale ten tenorowy, pozytywny głos jest trochę oderwany, samotny i odległy.

Co do tekstów - budują one świetny nastrój, brzmią doskonale w zestawieniu z muzyką i wprost emanują ezoterycznym czy wręcz baśniowym klimatem. Przywiązujecie do nich jakieś poważniejsze znaczenie czy traktujecie je raczej jako dopełnienie muzyki i

This article is from: