9 minute read

CETI

formacje jak Skull Fist, Cauldron, czy Enforcer oczywiście nie były niczym przełomowym w kwestii innowacyjności, ale można powiedzieć, że na początku swojej działalności na nowo odkrywały przed ludźmi magię heavy metalu i zainspirowały całe rzesze (w tym nas) do dalszego rozbudowywania sceny. Obecnie również występują zespoły, które za kilka lat spokojnie będziemy wspominać jako te, które w już trochę wyblakłym otoczeniu pokazały, że nadal da się tę konwencję odświeżyć w arcyciekawy sposób, jak na przykład Unto Others. Faktycznie jednak omawiany nurt ma w mojej opinii jeden spory problem, a mianowicie zawrotne tempo powstawania nowych zespołów, które w ekspresowo wydają swoją muzykę, po czym często od razu się rozpadają, a na ich miejsce od razu przychodzą kolejne dwa zespoły i cykl się powtarza. Problem ten jest dodatkowo katalizowany przez drastyczny wzrost popularności sposobów dystrybucji, takich jak kanał NWOTHM Full Albums dostępny na YouTube. Wszystko byłoby w porządku, gdyby jakość prezentowana przez te zespoły stała na wysokim poziomie, ale najczęściej niestety tak nie jest. Skutkuje to zalaniem rynku całą masą miałkich tworów, które nie wnoszą nic do sceny, a wypychają wspomniane kanały dystrybucji do tego stopnia, że tylko nieliczni mają czas na słuchanie tego wszystkiego i wyłapywanie perełek. Z drugiej strony, w muzyce od zawsze tylko nieliczne zespoły osiągały sukces warty odnotowania, a całe zastępy pozostałych znikały w szufladach najbardziej zapalonych kolekcjonerów. Dzisiejsza technologia daje po prostu o wiele więcej sposobów na dotarcie do ludzi i może stąd bierze się moje wrażenie, które opisałem w poprzednim akapicie. Na sam koniec krótko odpowiem na postawione pytanie, gdyż sprawa jest dość prosta. Prawdopodobnie można by silić się na górnolotne rozważania na temat metafizyki metalu i tego, jak dyktuje on pewien sposób życia, ale prawda jest dość prozaiczna: po prostu czujemy tę muzykę i estetykę i chcemy wyrażać siebie poprzez tworzenie w nurcie, który odpowiada naszym gustom. Gdybyśmy urodzili się kilkadziesiąt lat wcześniej, pewnie gralibyśmy coś pokrewnego NWOBHM, ale żyjemy w 2022 roku i aktualnym odpowiednikiem jest NWOTHM.

Dziękuję bardzo za rozmowę. Mam nadzieję, że prędzej czy później spotkamy się na jakimś koncercie. Pete Slammer: Również serdecznie dziękujemy! Na ten moment nasz kalendarz koncertowy po wydaniu "Mankind's Odyssey" prezentuje się dość obficie, więc liczymy na rychłe spotkanie!

Advertisement

Bartek Kuczak

Nowy początek

Poprzedni album CETI "Oczy martwych miast" został świetnie przyjęty przez fanów i branżę, ale o jego koncertowej promocji z racji pandemii nie było mowy. Zespół jedak nie odpuścił: efektem regularmnych prób w pandemicznym okresie jest nowy materiał. Nie bez powodu został on zatytułowany "CETI", bo to faktycznie nowy początek dla zespołu, płyta jeszcze bardziej gitarowa niż poprzednia, odwołująca się do klasyków hard 'n' heavy, ale zarazem utrzymana w jedynym w swoim rodzaju stylu formacji Grzegorza Kupczyka.

HMP: Pandemia doświadczyła całą scenę muzyczną, ale CETI miało w związku z nią ogromnego pecha, bowiem świetny album "Oczy martwych miast" wydaliście pod koniec lutego 2020, tuż przed pierwszym lockdownem - można się załamać, skoro nie ma szansy ruszenia w trasę z takim, wymarzonym na koncerty, materiałem? Grzegorz Kupczyk: Hmm... trudno zaprzeczyć. Faktem jest, że zdążyliśmy zagrać raptem dosłownie jeden koncert i koniec. Płyta sprzedawała się i sprzedaje znakomicie. Krytyka przyjęła ten album wręcz owacyjnie a zaplanowane było około 50 koncertów. Mieliśmy rozpocząć 5 września... cóż.

Nie założyliście jednak w tej sytuacji rąk nie można grać, wszystko stanęło, ale nie będziemy marnować czasu, przygotujemy kolejny album - taki był plan na ten paskudny czas? Taki plan powstał później. Postanowiliśmy nie zawieszać prób i mimo zakazów, wręcz jak na tajnych kompletach, spotykaliśmy się co tydzień. Najpierw aby utrzymać kondycję zespołu, ale potem stwierdziliśmy, że granie ciągle seta czy setów alternatywnych staje się nudne. Postanowiliśmy więc rozpocząć pracę nad nowymi piosenkami. Tomek miał już kilka pomysłów, więc było od czego zacząć.

Ciekawostką jest to, że spotykaliście się w tym czasie regularnie, co pewnie nie było łatwe przy tych wszystkich obostrzeniach, ale dało efekty w postaci nowego, długogrającego materiału? Dokładnie tak jak powiedziałem wcześniej. Ale była to też trochę zabawa w "milicjantów i złodziei" (śmiech). Bawiliśmy się doskonale robiąc coś, co było niedozwolone - wręcz zakazane. (śmiech)

Po wydaniu "Oczu martwych miast" Jeremiasz Baum rozstał się z zespołem, ale szybko znaleźliście godnego następcę w osobie Piotra Szpalika? Tak, niestety. Jeremiasz to geniusz. Nie było więc łatwo znaleźć następcę, ale Jerry pomógł nam i oto mamy Piotra Szpalika w naszej drużynie. Doskonale wgryzł się w zespół.

Wasz skład jest obecnie o tyle nietypowy, że formalnie wciąż jesteście sekstetem, ale nowa płyta została nagrana bez udziału Marii, która nie brała też chyba udziału w komponowaniu i aranżowaniu tego materiału, bo tym ponownie zajął się Tomek? Tak - niestety. Marysia ma poważne problemy zdrowotne i po kilku koncertach najpierw zawiesiła koncertowanie, a potem urlopowała się niejako. Była też zmuszona zweryfikować swój udział w nagraniu nowego materiału. Bardzo ciężko to przeżyła, bo CETI to przecież także jej dziecko, ona przecież zakładała ten zespół ze mną. Tomek ma dużo wspaniałych pomysłów, więc dałem mu pełne pole do popisu, działamy przecież dla wspólnego dobra. Nie znaczy to jednak, że inni muzycy zespołu nie mają możliwości wykazania się. Wszystkie pomysły były i są w pełni brane pod uwagę.

Foto:JustynaSzadkowska

Jej brak to spore zaskoczenie, ale właściwie już na poprzednim albumie rządził dwugitarowy atak Barti/Jakub, a nowa płyta jest jeszcze bardziej gitarowa? To prawda, ale należy zauważyć, że to wybór i decyzja Marihuanay. Nowa płyta siłą rzeczy jest typowo gitarowym produktem.

Można śmiało powiedzieć, że wróciliście do korzeni hard ' n ' heavy - to dlatego ten album nosi tytuł "CETI" , czym sygnalizujecie nie tylko ten powrót, ale też nowy początek? Bardziej nowy początek.

I to wszystko w 33 już roku funkcjonowania zespołu, dodajmy nieprzerwanego, co budzi tym większy szacunek, zważywszy na to, co jest w Polsce lansowane i hołubione przez media, komercyjne i rządowe? To fakt... Czasem i ja jestem zaskoczony. (śmiech)

A wy proszę, na pierwszego singla wybraliście "Zarazę " , ostry, dynamiczny numer - owszem, według mnie też całkiem chwytliwy, ale chyba jednak nie skrojony pod gusta masowej publiczności - jednak kto zechce, to i tak zauważy go i doceni? Dokładnie tak. Jestem muzykiem, który owszem, lubi odnosić sukcesy, ale nie za wszelką cenę. "Zaraza" została wybrana bo tak nam zaproponowano, a nie widzieliśmy przeciwwskazań. Natomiast teraz wszedł "Pajac" i to jest nasz wybór.

Dwie gitary w składzie dały wam zupełnie nowe możliwości: nie tylko w kontekście siły brzmienia, ale też uatrakcyjnienia melodii unisona oraz aranżacji? Owszem. Pomysł dodania drugiej gitary narodził się już dawno, ale nie mogliśmy znaleźć właściwego muzyka, dostatecznie zdolnego i w pełni gotowego do współpracy z Bartim. Tomek go niejako "znalazł". Już po pierwszych próbach wiedzieliśmy, że Kuba to właśnie ten (!) człowiek. Doskonale nam się układa współpraca.

Jak chłopaki podzielili się solówkami na tym materiale, bo chyba nie macie zaprogramowanego z góry układu gitarzysta solowy i rytmiczny? Jasne że nie (śmiech). To już chłopaki między sobą ustalają. Ja się w to nie mieszam.

To wasza kolejna już płyta z ogromnym potencjałem koncertowym - pewnie jedyne, o czym teraz marzycie, to zagrać jak najwięcej koncertów, połączyć w secie numery z "Oczu martwych miast" i "CETI" , dodając do nich kilka starszych, bez których fani nie wyobrażają sobie waszego koncertu? Na razie gramy set złożony z kawałków także Turbo, ponieważ obchodzimy moje 40 lat na scenie. Postanowiłem, czy może nawet postanowiliśmy, włączyć te kawałki w nasz set. Łączymy więc "Oczy" z "Czterdziestką" i nowym albumem. Starsze kawałki niebawem wrócą, ale sporo z nich graliśmy przez wiele lat i troszkę nam się znudziły. Odpoczniemy od nich i wrócimy do tematu. (śmiech)

Biorąc poprawkę na to, że znowu wyszła wam płyta nie przekraczająca 40 minut, możecie grać te dwa najnowsze albumy praktycznie w całości - może to całkiem dobra opcja? Nie chcemy płyt tasiemcowych. Kiedyś płyty klasyków, dzisiaj oceniane jako dzieła skończone, często nie przekraczały 35 czy 40 minut. Nie wszystkie utwory nadają się do grania na żywo. Są i takie, które powstały tylko pod kątem nagrania w studio, ale zobaczymy - wszystko jest kwestią czasu.

"CETI" to dwie płyty, gdzie druga zawiera aż 18 utworów koncertowych, zarejestrowanych pod koniec ubiegłego roku w Poznaniu i w Warszawie, Domyślam się, że to wasze swoiste odreagowanie tego czasu bez koncertów, taki prezent dla fanów - tym większy, że energia podczas tych wykonań była niesamowita, wręcz słychać, jak brakowało wam grania na żywo? Fakt! Chciałem tą energie przekazać fanom, utrwalić ją. To koncert bardzo szczery, bez dogrywek, poprawek i dostrojeń. Dzisaj rzadko kto ma odwagę wypuścić coś takiego. Gdy usłyszałem po raz pierwszy ten materiał byłem zachwycony zawartą w nim energią i siłą przekazu. Nie wiedzieliśmy, że ten koncert jest nagrywany, ani jeden ani drugi, stąd być może nie ma takiej spiny i wszystko idzie jak huragan. (śmiech)

Foto:JustynaSzadkowska

Coraz częściej sięgacie też po utwory Turbo - pasują do obecnego repertuaru CETI, a fani chcą je usłyszeć w wykonaniu klasycznego głosu tego zespołu? To prawda. Często to słyszałem i nadal słyszę. Postanowiliśmy więc oddać pokłon fanom.

Jakie oczekiwania wiążecie z

"CETI"? Liczysz, że ten album będzie przełomowy dla zespołu, zwróci na was uwagę większej liczby słuchaczy, a może dostanie Fryderyka, po nominacji do tej nagrody w kategorii metalowego albumu roku poprzedniej płyty? Oj, naprawdę nie wiem. Nie robiliśmy go z takim nastawieniem. Byłoby bardzo miło gdyby wydarzyły się sytuacje o których mówisz. (śmiech)

Nie masz wrażenia, że im więcej dookoła nas muzyki, w dodatku dostępnej tak łatwo jak nigdy dotąd, to paradoksalnie mniej się nią cieszymy, w tym nadmiarze nie doceniamy jej tak jak jeszcze 20 lat temu, nie mówiąc już o latach 70. czy 80.? To według mnie normalne. Kiedyś zdobycie pomarańczy na święta graniczyło z cudem, niektórzy nie wiedzieli co to banany, a dzisiaj możesz mieć je cały rok w każdej chwili. Wielu ludziom z mojego pokolenia zapach pomarańczy do końca życia będzie kojarzył się z Bożym Narodzeniem. Z muzyką jest tak samo; coś, co po prostu jest niejako się dewaluuje. Coś, co można zdobyć w każdej chwili, nawet nie wychodząc z domu nie ma już tego... hmmm... smaku?

Dokładnie. Niby jest poprawa, koncerty odbywają się, jednak co do przyszłości panuje niepewność - trudno w tej sytuacji coś planować, choćby większą ilość występów, generalnie normalnie funkcjonować, prowadzić zespół? To prawda. W CETI podchodzimy do tematów koncertów z dużym dystansem. Planowanie ich to trochę jak pisanie palcem po wodzie. Trudno cokolwiek przewidzieć, założyć na sto procent.

Zamierzasz więc bacznie obserwować rozwój wydarzeń, żeby od razu ruszyć z szerszą promocją koncertową "CETI" , gdy tylko będzie to już możliwe? Wiesz, ja cały czas obserwuję (śmiech). Tylko, że głupota jest totalnie nieprzewidywalna... tak więc?

Tak więc czekamy na powrót do normalności i wasze koncerty - dziękuję za rozmowę!

Wojciech Chamryk

This article is from: