21 minute read

HammerFall

Umrzeć za heavy metal

Advertisement

Bardzo cenię takie zespoły jak Hammerfall. Za to, że konsekwentnie zmierzają obraną ścieżką. Za t,o że nieustannie inspirują. Za to, że nigdy nie zaliczyli jakiegoś krytycznego faux pas. Z Joacimem Cansem rozmawialiśmy na kilka dni przed oficjalną premierą dwunastego albumu studyjnego Szwedów, "Hammer of Dawn". Joacim tryskał energią i okazał się bardzo wdzięcznym rozmówcą, który równie ochoczo co na temat nowej płyty opowiadał o zamierzchłych czasach, kiedy to Hammerfall dopiero co stawiał pierwsze kroki na scenie.

HMP: Joacim, Wasz nowy album to już dwunasta płyta studyjna w dyskografii Hammerfall. Masz czasem tak, że patrzysz na to wszystko i mówisz: wow, dwónasta płyta! Jak to możliwe że czas minął tak szybko? Joacim Cans: O tak! W takiej sytuacji jedyne co możesz zrobić to zadać sobie pytanie: co do cholery się stało? Dwunasty album? Niesamowite! Mam czasem wrażenie że od 25 lat siedzę w jednym miejscu i gadam o nowym albumie. Wiesz, kiedyś byłem szczęśliwy gdy wydawaliśmy pierwszy album, "Glory to the Brave" - to było wielkie wydarzenie, wydać heavy metalową płytę w środku epidemii muskiego heavy metalu. Kiedy gadałem o tym z naszym managerem, to powiedział mi: "to wszystko dzięki Wam". Ja mu na to:"o nie, nie, nie, przecież byliśmy jedynie małą częścią tego wszystkiego". Ale faktycznie, ten album był czymś w rodzaju "nowa generacja kopie w drzwi". Oczywiście Hammerfall działa ramię w ramię z innymi zespołami, ale jestem bardzo dumny z tego, że wspólnie mogliśmy nakopać grunge'owi (śmiech).

O tak, to wspaniałe czasy! Joacim, obiecuję że pogadamy jeszcze o tych rzeczach, ale teraz skupmy się na tym, po co się tu spotkaliśmy, mianowicie: "Hammer of Dawn " powoli

zyki grunge.

A no właśnie! Myślisz, że Wy oraz inni wykonawcy, którzy pod koniec lat 90. zdecydowali się na klasyczne uderzenie, wpłynęli na zmianę reguł gry? Cóż, musimy pamiętać że kiedy nagrywaliśmy "Glory to the Brave", był rok 1996. Muzyka heavy metalowa była najmniej fajną rzeczą której mogłeś wtedy słuchać, nikogo to w ogóle nie interesowało. Wielu ludzi których wtedy spotykaliśmy mówiło do nas: "hej, dlaczego nie gracie muzyki którą ludzie chcą słuchać?". Odpowiedź była jednak prosta: gramy taką muzykę, bo po prostu chcemy ją grać. I kiedy wydaliśmy "Glory to the Brave" - tak nawiasem mówiąc zajęło mi to 10-15 lat żeby to zrozumieć - okazało się że była to wielka rzecz dla, nazwijmy to, nowej fali nowej fali brytyj-

Foto:SandraMyhrberg(CameraLucida)

staje się faktem. Moje pierwsze pytanie dotyczące tej płyty jest proste: czy nadal czujesz ekscytację z powodu ukazania się nowego albumu Hammerfall? Czy raczej podchodzisz do tego rutynowo? O, nowy album, fajnie, znowu?! O tak! Szczególnie teraz, kiedy musiałem siedzieć zamknięty w domu przez ponad dwa lata! Ostatni koncert jaki zagraliśmy miał miejsce w Lutym 2020 roku, dwa lata temu. Ta płyta jest inna w zasadzie pod każdym względem, zwłaszcza że została napisana, opracowana i nagrana podczas pandemii. Dlatego towarzyszy jej nawet większa ekscytacja niż zwykle, choć zwykle każdej płycie towarzyszy podobne uczucie. Tu jednak jest taka sytuacja, że tą płytą komunikujemy: hej, to koniec pandemii! Wróciliśmy i jesteśmy gotowi zagrać nowe kawałki live, spotkać się znów z naszymi fanami! Mamy dwanaście nowych kawałków, których ludzie jeszcze nie słyszeli. Nie mogę się doczekać aby otrzymać feedback od fanów. To zdecydowanie najbardziej ekscytująca część tego wszystkiego reakcje fanów.

Joacim, jak to właściwie z Wami jest? Nowa płyta po kilku przesłuchaniach wydaje się być bardzo Hammerfallowa, nawet jeśli jesteście już całkiem innym zespołem niż byliście te kilkanaście lat temu. Powiedz mi, czy kiedy piszecie numery to mówicie sobie: dobra, teraz napiszemy kilka kawałków w stylu starego Hammerfall, czy może jednak przychodzi Wam to naturalnie, bez zbędnych kalkulacji? Cóż, myślę że jeśli znasz całą dyskografię Hammerfall, każdy pojedynczy kawałek z każdej następnej płyty, to wiesz, że Hammerfall to swego rodzaju marka, marka czystego, klasycznego, melodyjnego, metalu. Nigdy nie siadamy i nie opowiadamy sobie o tym jakie powinny być nasze nowe utwory. Tak długo jak wkładasz całe swoje serce i duszę w tworzenie tych numerów, ludzie rozumieją co chcesz im przekazać za ich pośrednictwem. Z drugiej strony, gdzieś z tyłu głowy wiesz, że musisz mieć pewien rodzaj zróżnicowania na albumie, nie możesz wbić na niego jedynie dziesięć szybkich kawałków, bo ludzie zwyczajnie będą tym znudzeni. To tak jakbyś zrobił dziesięć ballad na albumie - nie wiem, może to zadziałałoby w przypadku Scorpions, ale raczej nie sprawdziłoby się w przypadku Hammerfall (śmiech). Musisz też pamiętać że jeśli chodzi o pisanie w Hammerfall, to od dawna jest nas dwóch: ja i Oscar Dronjak, czasem pomagają nam inni członkowie zespołu. Ale ogólnie, jest to trwający, stały proces. Nie mamy tak, że siadamy razem i mówimy: "ok, czas napisać nowy album". Tak naprawdę, czasem ciężko powiedzieć gdzie jest granica pisania kawałków na nowy album i stary album. Wiele z nowych kawałków zaczęło swoje życie jeszcze podczas sesji nagraniowej do albumu "Dominium" czy podczas trasy koncertowej tego albumu, więc jest to proces który trwa nieprzerwanie. Wydaje mi się że taki system ma to do siebie, że jest bardzo naturalny, wynika z naturalnej ewolucji. Dobra, przyznaje, czasem siedzę i rwę sobie włosy z głowy: "cholera, czy ja nie napisałem czegoś podobnego 15 lat temu? Czy ta melodia czy riff nie pojawiły się już kiedyś gdzieś?" Ale prawda jest taka że po 25 latach i dwunastu albumach ciężko jest nie wynajdywać prochu na nowo, choć nie chcę aby to zabrzmiało, jakbym twierdził że na nowym albumie w jakiś sposób się powtarzamy. To nam raczej nie grozi.

Też tak sądzę (śmiech). Wiesz, mogę powiedzieć że jestem z Wami od samego początku - kiedy w 1997 roku usłyszałem Waszą muzykę na którejś z kompilacji, dodawanej do metalowego periodyku, którego nazwy teraz już nie wspomnę, od razu wiedziałem że to muza dla mnie. To co zawsze przemawiało na korzyść Waszego zespołu był fakt, że miałem poczucie, że Wy, tak samo jak ja i inni moi kumple, jesteście fanami tych samych kapel, że tak samo jak mi nazwy typu Accept, Warlock, Stormwitch czy Riot nie są Wam obce. Czy fakt. że jesteście fanami, pozwoliło Wam być lepszymi muzykami? Czy sądzisz że dzięki temu jesteście bardziej wiarygodni dla Waszych odbiorców?

Zdecydowanie. Z uwagi na to, że jesteśmy fanami, wiemy czego wymagamy od naszych ulubieńców, więc siłą rzeczy wiemy czego fani wymagają od nas. To zabawne, Oscar powiedział coś takiego, gdy nagrywaliśmy w 1996 roku "Glory to the Brave": "nagraliśmy płytę, którą sami chcielibyśmy słuchać, która chcielibyśmy aby ktoś inny nagrał dla nas". I ta sama zasada może tyczyć się naszych koncertów: kiedy wychodzimy na scenę, chcemy dać naszym fanom coś ekstra. W zasadzie to się tyczy wszystkiego co robimy, koszulek, płyt winylowych, chcemy dać naszym fanom to, czego sami oczekiwalibyśmy od innych kapel jako ich fani. I powiem Ci, że czasem nie jest to łatwa rzecz, zwłaszcza kiedy jedziesz w trasę i masz obok bandy które są Twoim suportem a których jesteś fanem, przy których dorastałeś. Myślisz sobie: cholera, kocham tych gości, wychowałem się na ich muzie, to oni sprawili że sięgnąłem po gitarę, że zacząłem śpiewać! A teraz ja jestem głównym bandem a oni otwierają nasz koncert. Niesamowite! Czasami aż ciężko w to uwierzyć. Wiesz, może dlatego że jesteśmy wielkimi fanami heavy metalu, czasem ciężko nam zrozumieć pewne rzeczy. Na przykład to, że Hammerfall to również pewnego rodzaju marka tradycyjnego, klasycznego heavy metalu.

Pogadajmy teraz chwilę o zawartości albumu "Hammer of Dawn " . Płytę otwiera szybki, pełny riffów numer "Brotherhood" . Domyślam się że to nie przypadek że trafił na płytę jako numer jeden? Wiesz, jako Hammerfall nagrywamy i wydajemy płyty. Nie single, jak wielu popowych artystów. Dopiero kiedy posłuchasz całego albumu, będziesz miał cały jego obraz i zrozumiesz miejsce poszczególnych utworów na nim. Więc kiedy posłuchasz całego "Hammer of Dawn" będziesz wiedział, że "Brotherhood" to po prostu idealny opener - energiczny, mocny. Jestem pewien, że ten kawałek będzie też świetnym otwieraczem koncertów. Ten numer jest dla nas ważny z innego powodu: tym kawałkiem oddajemy hołd dla wszystkich ludzi, którzy przychodzą na nasze koncerty, dla naszych templariuszy stali, dla oddanych i szalonych fanów Hammerfall na całym świecie. Jest taka linijka w tym kawałku: "nie było by nas tu bez Ciebie" i cóż, to najszczersza prawda. Widzisz, Ty odkryłeś Hammerfall gdy miałeś 12 lat. Ale wielu z naszych fanów poznało nas dużo później. Ale bez takich ludzi jak Ty, nie nagralibyśmy drugiego albumu. I jesteśmy bardzo wdzięczni każdemu, kto przyczynił się do faktu, że Hammerfall jest teraz nazwą rozpoznawalną na całym świecie. I o tym jest ten kawałek. To bardzo emocjonalny numer.

Fajnym kawałkiem jest też numer tytułowy, który jest bardzo epicki, niemalże jak hymn. Zastanawiam się, czy lepiej czujecie się w szybkich, konkretnych heavy metalowych strzałach, czy może jednak wolicie te epickie, bardziej wzniosłe formy? Najbardziej wolimy po prostu dobre piosenki (śmiech). I nie ma znaczenia jakiego typu będzie to piosenka, bo każda piosenka opowiada jakąś historię, o czymś jest. Jesteśmy Hammerfall i piszemy hymny. Kawałki, które zapraszają fanów do bycia ich częścią, kiedy gramy je na żywo. "Brotherhood" to numer, który opowiada o czymś ważnym, "Hammer of Dawn" to z kolei właśnie tak jak powiedziałeś, pewien rodzaj hymnu. I wydaje mi się że to zróżnicowanie kawałków, to wciąż nasza siła. Wciąż bierzemy to bardzo serio, żeby pisać takie a nie inne utwory. Powiem inaczej: takie numery to nasz znak rozpoznawczy, marka. Wiesz, czasem nie ma sensu komplikować prostych rzeczy. Wystarczy odpowiednio zaśpiewać: "Thunder, Lightning, Hammer, Fighting" (śmiech). To takie proste, a zarazem bardzo adekwatne.

O tak, ciężko się z Tobą nie zgodzić (śmiech). Dobra, Joacim, to teraz powiedz mi, jak to jest z tym Waszym przywiązaniem do Waszych korzeni? Pochodzicie ze Szwecji i nawet jeśli nie penetrujecie jakoś dogłębnie Waszej mitologii, to jednak na nowej płycie znalazł się numer "No Son Of Odin " … O widzisz, "No Son Of Odin" to właśnie taki zespołowy statement. Zacznijmy od początku. Na okładkach płyt zwykle towarzyszy nam wojownik, jego imię to Hector. I ten wojownik ma młot. Wielu ludzi uważa, że ów młot to młot Thora. I przyznam, że to miejscami irytujące. Bo to nie jest młot Thora. Więc numer, o którym mówisz, mówi wprost: Hector to nie jest syn Odyna! A jego młot, to Młot świtu (ang. Hammer of Dawn). Jak widzisz mamy tu dwie deklaracje w jednym. Nordycka mitologia nie ma tu nic do rzeczy, choć przyznam, że fajnie czasem o niej porozmawiać. Wiesz, na świecie istnieje mnóstwo kapel, które lubią poruszać się w tej tematyce, ale Hammerfall do nich nie należy. Ok, dobra historia to zawsze jest dobra historia, więc jasne, czasem pożyczam niektóre idee, które mogą być zaczerpnięte z różnych mitów, w tym z nordyckiej mitologii, ale akurat w tym przypadku jesteśmy bardzo daleko od niej. Tu raczej rzucamy jasną deklarację: jeśli jeszcze raz nazwiesz Hectora Thorem, rozwali Cię swoim Młotem świtu! (śmiech)

Ooook, chyba wszystko jasne (śmiech). Kolejny numer, o którym chciałbym z Tobą porozmawiać, to kawałek zatytułowany "Reveries " . Joacim, bądźmy szczerzy: mało który metalowy band odważył by się zaśpiewać w swoim kawałku fragment "la la la la la la " (śmiech). (śmiech) No tak! To kompletny outsider tego albumu a zarazem mój ulubiony numer! Ta melodia jest tak bardzo chwytliwa, ciężko ją wyrzucić z głowy. Ten numer został napisany jako coś w stylu marzenia sennego. Jest napisany z perspektywy człowieka, który mówi: hej, życie jest za krótkie, porzuć swoje marzenia i zacznij naprawdę żyć! Co do samego "la la la" albo "na na na", jak kto woli, mieliśmy już jedno na albumie "Renegade". Ludzie reagowali na to: "co to do cholery jest?!?". Ale w tym akurat konkretnym przypadku, ten fragment czyni kawałek jeszcze mocniejszym. A jeśli obejrzysz wideo do singla "Hammer of Dawn", to na samym jego początku posłuchaj melodii, którą nuci dziewczyna… O kurde! To "Reveries"! Więc jak widzisz, "la la la" wyszło daleko poza swoją macierzystą strefę.

Ostatni numer, o których chciałem Ciebie zapytać, to numer "State of the W.I.L.D. " , bardzo bezpośredni, konkretny. Chcieliście pokazać, że Hammerfall wciąż potrafi być tak samo Wild jak był na początku swojej kariery? (śmiech) Hmmm… Może? To był jeden z ostatnich numerów, które napisaliśmy na "Hammer of Dawn". Oscar zapytał mnie: "myślisz że powinniśmy wrzucić ten kawałek na płytę? W jaki sposób to powinniśmy zrobić?". Spędziłem nad nim kilka miesięcy, nad wszystkimi tymi melodiami. Za każdym razem kiedy go kończyłem i go odsłuchiwałem, nie podobał mi się. Miałem wrażenie: to dobry numer. Ale dobry - to nie wystarczy. On musi być wspaniały. I za każdym razem kasowałem wszystko i zaczynałem od zera. Tak aby sparować dobre gitarowe riffy z melodyjnymi wokalami. Ej, naprawdę, wydaje mi się. że to była najtrudniejsza piosenka do napisania. Nawet jeśli jest to numer bardzo bezpośredni, wyrywający flaki. Niemniej jednak, bardzo się cieszę że lubisz ten kawałek!

Muszę powiedzieć, że tu mnie zaskoczyłeś! Wydawało mi się że to raczej numer z gatunku tych, które pisze się w 5 minut na kolanie i jest z nich mega zadowolonym od razu. Cóż, musisz pamiętać, że ten numer był pisany podczas trwającej pandemii, w okresie kiedy ciężko jest nawet podnieść się z łóżka. Otwierasz oczy i pytasz sam siebie: "po co w ogóle mam wstawać? Jaki jest sens? No dobra, może po to żeby zjeść śniadanie". (śmiech) Ale to ma przełożenie na kolejne pytania: jak, do cholery, mam napisać w tej sytuacji piosenkę? Czasem czułem się jakby mój mózg funkcjo-

nował jedynie na 40% - 50% możliwości. To wszystko wpływało na to, że ciężko było znaleźć jakąkolwiek inspirację. Więc to właśnie był powód przez który męczyłem się z pisaniem tego kawałka.

No tak, ciężko nie przyznać Ci racji. Ok, wydaje mi się że powiedzieliśmy sobie dość sporo o "Hammer of Dawn " , więc wróćmy trochę do początku naszej rozmowy. Rok 2022 to nie tylko rok premiery Waszej nowej płyty, ale także okazja aby celebrować 25lecie ukazania się Waszego debiutu, "Glory to the Brave " . Zdarza Ci się czasem wracać do tej płyty? Nie za często, będąc szczerym. Ale wiesz, ja znam ten album bardzo, bardzo dobrze, od początku do końca. Jestem pewien, że byłbym w stanie go zagrać od tyłu, tak dobrze go znam. (śmiech) To w końcu najważniejszy album w naszej karierze, jestem tego pewien. Otworzył on wiele drzwi, zmienił wszystko. Jest to też album z którego jestem najbardziej dumny. Ta płyta pojawiła się w zasadzie zniteraz lepszym wokalista, kompozytorem, muzykiem. Ale z drugiej strony nie sądzę żebym miał tyle samo werwy i energii co miałem 25 lat temu. Uważam, że właśnie przepisem na sukces tamtego albumu był fakt, że mieliśmy wtedy dużo entuzjazmu i energii. I to słuchać. Słychać na tamtej płycie, że gra ją pięciu gości, którzy wtedy byliby gotowi umrzeć za heavy metal. I robią to wszystko z jednego powodu: bo kochają heavy metal. I dlatego, że mają przy tym masę frajdy. Choć w sumie Hammerfall zawsze był robiony dla frajdy - nie dla sławy czy pieniędzy. Wiesz, ludzie czasem gadają: "ej, robicie to przecież tylko dla kasy". Tak? Serio? I co, myślisz, że w 1996 roku chcieliśmy grać heavy metal. bo marzyła nam się duża kasa? (śmiech) Granie heavy metalu w latach 90. stało w kompletnej opozycji do robienia kasy.

No tak, też sądzę, że więcej wiązało się z tym ryzyka niż opcji zarobku, zwłaszcza kiedy uzmysłowić sobie jakie to były czasy… Wciąż nie chodzi o pieniądze. Póki robimy to

kąd. Będę z Tobą szczery: napisaliśmy te kawałki w trzy miesiące, wszystkie, w jedyne trzy miesiące. I musze przyznać, że nie słuchałem tej płyty w całości chyba z dekadę. Ale powiem Ci, że zainspirowałeś mnie. Może zarzucę sobie go wieczorem?

Myślę że to dobry pomysł! Zrobię to samo. Fajnie że Cię zainspirowałem. To ekscytujące (śmiech). Tak, dla mnie też. Będziemy słuchać go razem! (śmiech)

Ok (śmiech). Joacim, pokusiłbyś się o porównanie "Glory to the Brave " z "Hammer of Dawn "? Nigdy nie pokusiłbym się o zestawienie poszczególnych utworów obok siebie. Z prostego powodu: między tymi albumami miał miejsce olbrzymi progres. Po pierwsze, bez "Glory to the Brave", "Hammer of a Dawn" nigdy by nie powstał. Przez to wszystko co się wydarzyło w międzyczasie, rozwój, progres, nigdy nie chciałbym ich porównywać. No dobra, i tak to zrobię, w sumie już to robię. Wiesz, ciężko mi poznać siebie na "Glory to the Brave". Jestem

Foto:Picwish

dla frajdy, będziemy to robić. To jest główny powód. Mamy z tego funa. Na scenie i co najważniejsze - tez po za nią. Lubimy siebie, lubimy z sobą przebywać. Wyobrażasz sobie zespół, w którym wokalista i główny gitarzysta nienawidzą siebie nawzajem? Walczą ze sobą, nie rozmawiają ze sobą, jeżdżą dwoma różnymi busami? Jeśli tak by było, odszedłbym z zespołu natychmiast.

Uwierz mi, że widziałem kilka takich zespołów w akcji i zdecydowanie to wszystko wychodziło na scenie. Ale nieważne. Jesteśmy wciąż w roku 1997. Powiedz mi, czy kiedy ukazał się "Glory to the Brave " byłeś zaskoczony odbiorem z jakim się spotkał? Cóż, tak jak powiedziałem, ten album zmienił zasady gry. Ja byłem wtedy zaskoczony, że udzielaliśmy wywiadów dotyczących tego albumu. Myślałem wtedy: "ok, nagramy album i tyle. Może sprzedamy ze 3000 czy 4000 kopii". I wtedy Kai Hansen nagle zaprosił nas na trasę u boku Gamma Ray. Co?! Kai Hansen? Przecież on był dla mnie wtedy bogiem, nadal nim jest. RockHard Magazine mianował "Glory to the Brave" albumem miesiąca. A potem nasza płyta wygrywać zaczęła rankingi na płytę roku, w każdym kolejnym zestawieniu była określana jako najlepsza płyta 1997 roku! Co?! Nie mogliśmy w to uwierzyć. Byłem w ogromnym szoku, bardzo zaskoczony. Ale zarazem byłem niesamowicie szczęśliwy. I naprawdę, zajęło mi 10-15 lat zrozumienie tego, co się naprawdę wtedy stało. Wtedy w 1997 roku po prostu chcieliśmy sobie pograć heavy metal i dobrze się bawić. To było trochę jak druga miłość. Miałem wtedy regularną pracę. Album wyszedł w czerwcu a we wrześniu musiałem przyjść do szefa i powiedzieć mu: "wybacz, ale odchodzę, bo jadę w trasę koncertową!". (śmiech)

Powiedziałeś, że zajęło Ci 15 lat żeby zrozumieć co się wtedy wydarzyło. A czy dotarłeś do tego, że "Glory to the Brave " podobnie jak "Legacy of Kings " stały się swego rodzaju heavy metalowymi klasykami? Że razem z innymi kapelami, takimi jak Rhapsody czy Blind Guardian wytyczyliście nowe ścieżki w melodyjnymi metalu i staliście się inspiracją dla kolejnych, młodych bandów? No tak, chwilę mi to zajęło (śmiech). Myślę, że olśnienie przyszło wraz z nową generacją zespołów, które w swoich opisach powoływały się na Hammerfall jako na źródło inspiracji, jako zespół, który wprowadził ich w świat heavy metalu. Oczywiście to zawsze będzie polem do debaty. "Hej, dlaczego mówisz o Hammerfall, a nie o Iron Maiden czy Judas Priest?". Jasne, ale kiedy zaczynaliśmy słuchać metalu, to Hammerfall był na topie, nie Maiden. I wiesz, to jest w sumie dość oczywiste. Bo potem, dzięki Hammerfall wielu zrobiło krok w tył i odkryło Iron Maiden, Accept czy Judas Priest. Ale w ich czasach to właśnie Hammerfall był tym zespołem, który był najważniejszy. Ale tak jak mówiłem, potrzebowałem długich 15 lat żeby to wszystko zrozumieć, żeby pojąć fakt, jak wielki mieliśmy wpływ jako zespół na cały gatunek. Długo nie mogłem w to uwierzyć. I w zasadzie nie nam to oceniać, to bardziej rola dziennikarzy. Jeśli ja bym powiedział: "tak, to my byliśmy powodem, że heavy metal wrócił do łask" - cóż, obawiam się, że mogłoby to nie zadziałać. Dlatego musiał to powiedzieć kto inny. Ale jestem bardzo dumny z tego, że Hammerfall jest w ten sposób rozpoznawany.

I powinieneś! Zwłaszcza że jakby nie patrzeć, nawet wielcy heavy metalu borykali się ze swoimi trudnościami: w Maiden nie było Bruce ' a Dickinsona, Priest działali bez Roba Halforda, Acceptu nie było wcale… Może po prostu przypomnieliśmy ludziom jak heavy metal powinien brzmieć. Pojawiliśmy się trochę jako taki przypominacz: "hej, pamiętasz, że istnieje taki gatunek jak heavy metal i że cały czas umie skopać Ci dupę?". (śmiech) To zabawne, ale wiesz, że nawet jeśli gadam o tym przez 25 lat, to wciąż interpretuje Hammerfall jako młody zespół? Nie pytaj mnie dlaczego. Wciąż czuję jakbym stał na czele nowego zespołu. Hej, ostatnio świętowałem 52 urodziny, więc wygląda na to, że nie jestem już za młody. Ale z drugiej strony Iron Maiden, Judas Priest czy Saxon wciąż koncertują, więc my jednak jesteśmy przy nich tym młodym bandem (śmiech).

młodych bandów. Zdajesz sobie sprawę że obecnie w podziemiu triumfy święci coś takiego jak New Wave of Traditional Heavy Metal? Śledzisz te zespoły? Znasz Screamer, Enforcer? Nie powiedziałbym, że śledzę, ale zdaję sobie sprawę z istnienia tych zespołów i całego ruchu. Wiem, że ten ruch przybiera na sile zwłaszcza w Kanadzie i Stanach Zjednoczonych. Jest tam cała masa bandów, które brzmią bardzo podobnie do tych, które zaczynały nurt NWOBHM ponad 40 lat temu. Nie wskażę Ci konkretnych nazw, nie mam pamięci do nazw tak naprawdę, ale zdarza mi się odpalić w tym stylu listę na Spotify. I tak jak kiedyś było sporo kapel, które brzmiały jak te wszystkie kapele z lat 70., wczesny Sabbath i tak dalej - będąc szczerym to akurat nie bardzo mój klimat, ale szanuje ich bardzo - to wspaniałe, że te nowe kapele chcą pokazać ten styl w nowoczesnym ujęciu. I teraz mamy dokładnie to samo, tylko że ludzie, którzy mają po 20 kilka lat chcą grać heavy metal w oldschoolowym stylu, tak jak to robili 40 lat temu goście z NWOBHM. Napawa mnie to dumą i uważam, że oni są przyszłością całego gatunku.

Zastanawiam się, jak wyobrażasz sobie organizację życia koncertowego po pandemii? Myślisz że dalej możliwe są spotkania z fanami po koncercie? Podpisywanie płyt, pogawędki? Jak się na to zapatrujesz? Myślę, że jest to bardzo indywidualna sprawa każdego z muzyków. Zwykle do dwóch godzin po koncercie jesteś mega wyczerpany i zmęczony i naprawdę ciężko wtedy wykrzesać z siebie jakąkolwiek energię. Marzysz tylko o chłodnym prysznicu. Wielu fanów mówi nam potem: "ej, dlaczego nie wyszliście do nas po koncercie?". A ja po prostu po koncercie leżę czasem na kanapie i nie mam siły ruszyć nogą. Dobra, czasami lubię te wszystkie spotkania typu meet & greet, ale przyznam, że po pandemii będzie to wszystko znacznie trudniejsze. To prosta rzecz: biorąc pod uwagę jak wiele pandemia może zrobić złego, przez kolejne lata wielu muzyków będzie po prostu unikać uścisków dłoni z nieznajomymi ludźmi. Dla mnie jako dla wokalisty to bardzo duże ryzyko - spotkać jednej nocy ponad setkę ludzi, uścisnąć każdemu dłoń, stanąć do fotografii. Jak to wpłynie na moje zdrowie? Co mogę wtedy złapać? To zbyt ryzykowne. Jeśli coś złapię, wtedy kilka koncertów trzeba będzie odwołać. To duże straty, również jeśli chodzi o pieniądze. Robi się z tego straszny chaos. Fani muszą zrozumieć, że jeśli wymagaliby tego od zespołu, mogłoby to wpłynąć negatywnie także na nich, bo potem mogliby nie zobaczyć swojego ulubionego bandu na koncercie, bo ten mógłby go odwołać. Z drugiej strony, przypominam sobie siebie z lat 80. Widziałem Maiden, Motley Crue, Accept, Judas Priest, Queensryche, wszystkie te zespoły i nigdy nie spotkałem nikogo z nich. Ogólnie wydaje mi się że zespoły w dzisiejszych czasach są bardzo łatwo dostępne, co czyni fanów bardzo zachłannymi. Tymczasem wielu muzyków to introwertycy, są bardzo otwarci na scenie, ale bardzo spokojni i wyciszeni poza nią i nie chcą być zbyt blisko z ludźmi. I myślę że każdy z nas powinien to szanować. Liczy się muzyka. Uwielbiałem Maiden, Manowar czy Queensryche, ale nigdy nie wymagałem tego, aby spotkać się z muzykami.

Widzisz, to ciekawe. Kiedyś rozmawiałem o tym ze Stevem Harrisem z Iron Maiden i przyznał, że on lubi spotykać się z fanami i z nimi rozmawiać, ale jednocześnie strasznie irytuje go fakt, że wielu z nich nie traktuje go jako osobę, lecz jako rzadki okaz w zoo czy eksponat w muzeum, obok którego trzeba sobie zrobić fotkę i narobić wiele hałasu, nie zamieniając jednocześnie przy tym ani zdania… Tak, faktycznie, to interesujące. Wiesz, kiedy schodzisz ze sceny, jesteś mega zmęczony. Tymczasem czeka na Ciebie jakieś 800 osób, które chce zrobić 800 zdjęć z Tobą. Albo chcą sobie zrobić z Tobą i z gitarzystą. Albo z samym gitarzystą. I to też jest wyczerpujące. Zwłaszcza jeśli masz gdzieś z tyłu głowy, że jutro jest następny dzień i sytuacja się zapewne powtórzy.

Ok Joacim, wygląda na to, że zbliżamy się do końca wywiadu. Chciałem Cię zapytać o Polskę. Zapewne masz z nią jakieś ciekawe wspomnienia… …o tak! I to bardzo, bardzo dobrych! Zwłaszcza z ostatniej wizyty w 2020 roku, kiedy świętowałem swoje 50-te urodziny, właśnie na scenie w Polsce! Nigdy wcześniej nie widziałem tylu fanów w Polsce, wszyscy śpiewali i życzyli mi wszystkiego najlepszego. To było wspaniałe, pełne emocji, bardzo wyjątkowy koncert. Co ciekawe, to był ogólnie ostatni koncert jaki kiedykolwiek zagraliśmy, bo zaraz wybuchła pandemia.

Miejmy nadzieję że z Polskimi fanami spotkasz się ponownie niebawem w Katowicach! O tak, na pewno tak będzie. Tym razem nic nas nie zatrzyma! Nie możemy się już doczekać naszego spotkania z Wami! Przyjedziemy do Was we Wrześniu z Helloween i jestem pewien, że będzie epicko! Chciałem podziękować Wam za to, że uczyniliście moje pięćdziesiąte urodziny wyjątkowymi oraz za Wasze wielkie wsparcie. Jesteście wspaniali!

Ok Joacim, dziękuje Ci za poświęcony czas. Mam nadzieję że znajdziesz chwilę aby pogadać twarzą w twarz w Katowicach? Jasne, brzmi jak plan! Do zobaczenia!

Marcin Jakub

This article is from: