7 minute read

Rebellion

Dla mnie wszystko jest nowe

Warto zobaczyć, jak Rebellion wygląda z perspektywy nowego muzyka. Podczas gdy płyta "We are the People" rzeczywiście jest nieco inna, niż poprzednie krążki kapeli, dla Martina Giemzy, wszystko w Rebellion jest czymś nowym. O nowocześniejszym brzmieniu, kawałkach inspirowanych współczesną historią i roli Uwego Lulisa opowiadał nam nowy gitarzysta kapeli.

Advertisement

Martin Giemza: Cześć Katarzyna! (po polsku - przyp. red.) Cieszę się, że mogę udzielić wywiadu dla polskiego magazynu, bo mam polskie korzenie. Zanim zapomnę, chciałbym pozdrowić całą moją mieszkającą tam rodzinę!

HMP: Super! Ludzie kojarzą Rebellion z dawnymi czasami, epoką żelaza, okresem wikingów czy czasami Szekspira. Teraz jednak wskoczyliście w zupełnie inne ramy czasowe. To trochę tak, jakbyście wraz "We are the People " rozpoczęli jakiś nowy rozdział Rebellion. Tak, to prawda, dawne czasy są typowe, zwłaszcza dla naszych starszych członków (śmiech). Pomysł na taki specyficzny temat miał nasz tekściarz i basista, Tomi, który odpowiadał też za tematykę na starszych krążkach. Jako że trzech z pięciu członków kapeli to osoby nowe, wydaje się, że dobrze było zrobić wraz Rebellion coś nieco innego. Także muzycznie. Jako że ja też należę do tych nowych, trudno mi więc mówić o jakiejś kolejnej epoce. Dla mnie wszystko tutaj jest nowe. Bardzo mnie rzecz jasna cieszy, że różnica względem dawnych płyt jest zauważalna i jest postrzegana jako nowa era.

Użyliście słowa " rebellion " w kawałku "Liberté, Égalité, Fraternité" . To brzmi mocno. To przypadek czy użycie tego słowa ma drugie dno? Na przykład, że jako zespół, jakoś szczególnie identyfikujecie się z przesłaniem kawałka? "Rebellion" zarówno jako słowo, jak i nasza nazwa idealnie pasuje do kawałka. Chodzi tu o Rewolucję Francuską i o to, że biedniejsi ludzie powstają przeciwko swoim ciemiężcom. W klipie świadomie zdecydowaliśmy się na taki wiejski anturaż. Jeśli zaś chodzi o Rewolucję, to można też mówić o rebelii. W każdym razie raczej identyfikujemy się z koncepcją na płytę jako taką, a niekoniecznie z tym czy innym kawałkiem.

Czytałam, że "Vaterland" jest inspirowany Waszym hymnem narodowym. W zasadzie to Fabrizio napisał muzykę do kawałka "Vaterland". Tomi posłuchał i od razu skojarzyła mu się w niemieckim hymnem. Jak tylko wpadł na to skojarzenie, od razu zadzwonił do mnie z urlopu i mi zaśpiewał (śmiech). To, jak muzyka i tekst ze sobą współgrają, jest mocne. Muzyka uroczyście opiewa śmierć mężów oraz dzieci, które zaginęły. Hymn narodowy jest rzeczywiście słyszalny i dlatego postrzegam go jako muzyczny cytat, który przez fakt, że pochodzi od dawnego hymnu cesarskiego, dodaje jeszcze głębszego znaczenia.

Nie mieliście problemów natury prawnej? Na przykład w Polsce nie wolno przerabiać hymnu. Nie, nie obawialiśmy się żadnych prawnych problemów. Sama melodia powstała na bazie austriackiego hymnu cesarskiego, a skomponował ją pod koniec XVIII wieku Joseph Haydn. W Niemczech mamy okres ochronny dla sztuki. Po 70 latach od śmierci kompozytora prawa autorskie wygasają i melodia jest dostępna. O ile mi wiadomo, nie ma żadnego prawa, które specjalnie zabraniałoby robić tego z hymnem narodowym. Nawet się dziwię, że tak jest w Polsce.

Czytałam, że płyta ma mocne i konkretne przesłanie. Do tej pory Rebellion raczej opisywał historię, niż przekazywał przesłanie. Tak, przesłanie płyty jest jasne: rasizm i nacjonalizm ponoszą winę za wojny oraz związane z nimi zniszczenia i zagładę. Cały zespół reprezentuje zjednoczoną Europę i nikt z nas nie chce, żeby historia się powtórzyła. Jak wcześniej wspomniałem, to Tomi miał taki pomysł i koniecznie chciał go zrealizować. I tak się stało.

A pandemia miała jakiś wpływ na to nowe oblicze Rebellion? Wydaje mi się, że nie ma muzyka, którego pandemia nie dotknęła. Wiele występów zostało odwołanych i musieliśmy się nieco ogarnąć. Ale dobrze spożytkowaliśmy ten czas, nagrywając płytę. Było dla nas ważne, żeby zespół wpadł w rytm. Dlatego jak tylko pandemia na to pozwalała, spotykaliśmy się w sali prób i ćwiczyliśmy kawałki. Chcielibyśmy już wcześniej być na scenie, ale tym bardziej się cieszymy, że niedługo znów wszystko ruszy!

Są gatunki metalu, które zaangażowanie światopoglądowe czy polityczne mają we

krwi, jak choćby thrash metal. W kręgu klasycznego heavy metalu nie jest to typowe. Myślisz, że takie zaangażowanie jest konieczne? Szczerze mówiąc, wolałem się nie wypowiadać na temat polityki za pomocą muzyki. Ale, że pojawił się taki temat, z którym akurat się w 100% identyfikuję, nie był to dla mnie problem. Kiedy jakaś kapela czuje, że powinna się w jakiś sposób wypowiedzieć na temat polityki, trzeba jej na to pozwolić. Mamy wolność wypowiedzi i powinna ona mieć miejsce także w muzyce. Coś, co wydaje mi się zawsze dobre, to kiedy zespół swoją muzyką występuje przeciwko ksenofobii, rasizmowi i opowiada się za tolerancją.

A może muzyka powinna być tylko rozrywką? Wy macie to szczęście, że Tomi to historyk, ale jest masa kapel, które nie mają żadnej wiedzy i o historii czy polityce piszą bzdury. Muzyka może wywierać szczególny wpływ, a niektóre tematy mogą głęboko poruszać. Nie chcę mówić, że musi być rozrywką, tak samo jak nie może być lekcją historii. Bardzo świadomie poprowadziliśmy muzykę tak, żeby oddziaływanie tekstów zyskało jeszcze większą głębię. Jestem bardzo zadowolony, że wspomina się o tym też w recenzjach! Utwór "Shoa (it could have been me)", dobrze wybija rytm, ale nie pozwala na wspólne maszerowanie, bo stopa perkusji porusza się w przeciwnym kierunku. Kroczący riff symbolizuje machinę śmierci Holokaustu, a stopa idzie właśnie w ten sposób, ponieważ bylibyśmy źle poczytani, gdyby dało się do tego kawałka dobrze tańczyć. W "Verdun" gitary imitują spadające raz po raz bomby oraz gromy z broni maszynowej, a akordy w zwrotkach poruszają się niczym odpierający atak oddział wojskowy. Ten kawałek nie ma też refrenu, do którego można byłoby śpiewać. To także nie pasowałoby do tematyki.

Druga całkiem nowa rzecz na nowej płycie to sound. "Verdun " brzmi bardzo ciężko, "Gods of War " ma momenty, które brzmią niemal jak black metal, a w "Vaterland" jest ciężka solówka. Do tego bębny na całej płycie brzmią bardzo przestrzennie. Czytałam, że za sound odpowiada Uwe Lulis. Tomi dał mu wolną rękę? Tak, Uwe Lulis był odpowiedzialny za brzmienie, ale nie za pisanie kawałków. Dzięki niemu zespół brzmi jak właściwy zespół, w którym zgadzają się pojedyncze dźwięki. Świetnie je zmiksował i zmasterował. Wspomniane momenty w kawałkach takich jak "Verdun", "Gods of War" czy "Vaterland" już na początku były ustalone. Chcieliśmy, żeby "Verdun" brzmiał masywnie, więc dostroiliśmy gitary do C. To jedyny kawałek płyty, który jest tak nisko nastrojony. "Gods of War" napisał Frabrizio, który dorastał wraz z black metalem, a chaotyczna solówka w "Vaterland" zwyczajnie pasuje do kawałka, bo niszczy jego epicki refren. A Uwe nadał temu wszystkiemu odpowiednie brzmienie.

A jak to się w ogóle stało, że Uwe znów działa wraz z Rebellion? Uwe i Tomi wciąż utrzymują kontakt. A jako że potrzebowaliśmy kogoś, kto nagra nam płytę, przyszedł pomysł, żeby był to Uwe. Zgodził się, więc dobiliśmy targu (śmiech). Pomysł, żeby Uwe wdrożył nowe rzeczy, nie był zły.

Foto:StefaniePreuss

nowym muzykom drogę? Jako gitarzysta mogę się od niego wiele nauczyć. Nawet mi pokazał, jak powinno się zagrać kilka starych kawałków Rebellion. Wydaje mi się, że jego styl grania na gitarze także miał wpływ na mój sposób pisania kawałków.

A obecność Simone Wenzel jest skutkiem pojawienia się Uwe? To jakaś taka " podróż sentymentalna "? Jako że Uwe i Simone już razem w zespole grali, uznaliśmy, że będzie pasować, jeśli i ona się nieco do tego przyczyni. Pozwolę się powtórzyć: zgodziła się, więc dobiliśmy targu (śmiech).

Wracając do brzmienia, mam wrażenie, że z płyty na płytę jest ono coraz cięższe i bardziej masywne. Chcieliśmy na tej płycie zabrzmieć trochę nowocześniej, jednocześnie nie stracąc typowego dla Rebellion brzmienia. A jako że nowoczesny metal nieco masywaniej i ciężej brzmi, w tym właśnie kierunku podażyłem pisząc kawałki. Przy czym na płycie jest tylko kilka ciężkich numerów. Zaliczają się do nich według mnie "Verdun", "Gods of War" i "Shoa".

Kawałek "We are the People " przypomina mi nieco "Miklagard" . Raz - podobne zakończenie, dwa - obecność nieco folkowej melodii. To podobieństwo jest celowe? Obawiam się, że mogę Cię rozczarować, ale w tym maczać palce musiał przypadek. Nie było zamiaru, żeby kawałek brzmiał podobnie. Dla mnie ważne było, żeby w części kluczowej "We are the People" gitary wybrzmiały dwugłosem, bo chodzi w niej o zjednoczenie ludzi. Dlatego gitary powinny grać solówkę w parze.

Okładka, zarówno pod względem symboliki, jak i wykonania, jest po prostu genialna. O okładkę zadbał Tomi, a wykonał ją Björn Gooßes. Sam pomysł omówiliśmy krótko i daliśmy artyście wolną rękę. A zrealizował ją o wiele lepiej, niż sobie mogliśmy to wyobrazić! Jesteśmy z tego powodu bardzo zadowoleni!

Katarzyna "Strati" Mikosz

This article is from: