16 minute read

Judas Priest

To celebracja wszystkiego, co do tej pory udało nam się osiągnąć w metalu

Rozmowa z frontmanem Judas Priest przypadła na idealny moment. Dokładnie w rocznicę wydania "Painkillera", kilka dni po okrągłych, 70. urodzinach Halforda, w roku, w którym "Point of Entry" skończyło 40 lat i w którym Priest zaplanowało niespodzianki z okazji 50lecia istnienia. To nie tylko specjalna trasa koncertowa, przeniesiona na 2022, ale również wyjątkowe wydawnictwo "50 Heavy Metal Years in Music" - składanka dostępna na CD i winylu, a także w specjalnym boxie kolekcjonerskim, zawierającym, poza kompletną dyskografią zespołu, również kilkanaście niepublikowanych wcześniej koncertówek. Rob wyjaśnił jednak nie tylko stojącą za tym przedsięwzięciem ideę i odniósł się do wszystkich wymienionych rocznic, ale opowiedział też o autobiografii, ulubionym filmie, wchodzeniu w buty Ozzy'ego Osbourne'a i planach zaaranżowania kompozycji Judas Priest na orkiestrę symfoniczną, przy wszystkim odznaczając się typową dawką brytyjskiego humoru. Choć było to spotkanie z wyjątkową dla historii metalu osobą, udowodnił, że w każdym swoich wcieleń jest prawdziwy. Jako frontman największego zespołu heavymetalowego, artysta, przyjaciel i - po prostu - człowiek.

Advertisement

HMP: Spotykamy się o ciekawej porze, bo w Polsce już prawie "żyjemy po północy " , ale każda pora jest dobra, żeby porozmawiać z Metalowym Bogiem. Rob Halford: (śmiech) To świetnie! Jestem bardzo podekscytowany tą rozmową. "Living after midnight, rockin' to the down!".

Przeczytałam twoją autobiografię. Czytało się ją jak dobrą powieść, co nie jest zaskoczeniem, skoro jesteś tekściarzem i lubisz dobrą literaturę. Jest jedno pytanie, które muszę zadać. Czy po wydaniu książki udało ci się w końcu spotkać z Noddym Holderem? (W "Wyznaniu " Rob pisał, że mimo że on i frontman Slade spędzili całe dzieciństwo i młodość mieszkając obok siebie, nigdy nie udało im się porozmawiać na żywo - przyp. red.) (śmiech) Nie, nadal nie spotkałem Noddy'ego. Wiele razy próbowaliśmy się umówić, ale wiesz, teraz on jest na jednym końcu świata, ja na drugim. To się wydaje nieprawdopodobne, że nigdy na siebie nie trafiliśmy, gdy mieszkał blisko mnie, w Beechdale, tuż za rogiem, tak jak napisałem w książce. Nasz dobry przyjaciel, Jude, który pracuje jako techniczny w ekipie Priest, przyjaźni się z Noddym i spotykają się w każde święta Bożego Narodzenia, więc trzymam kciuki, że w tą przerwę świąteczną również ja w końcu go spotkam. Gwarantuję, że zdjęcia z tego wydarzenia obiegną cały internet, więc na pewno się dowiesz, jeśli będzie to miało miejsce (śmiech). Kilka dni temu skończyłeś 70 lat, więc spóźnione wszystkiego najlepszego, Rob! Bardzo dziękuję, jesteś pierwszym polskim metalheadem, który złożył mi życzenia urodzinowe.

Wiem, że jedną z twoich największych inspiracji jest Pavarotti, który najlepiej śpiewał po 60 roku życia. W nawiązaniu do muzyki klasycznej, czy widzisz podobieństwa pomiędzy nią a heavy metalem? Już Deep Purple wprowadziło ją do rocka, inspirując się Bachem. Chciałbyś kiedyś zaaranżować stare numery

Czy postrzegałeś pisanie książki jako finałową część swojej własnej terapii? Wiesz, nigdy nie doceniałem, a może nawet nie dostrzegałem terapeutycznego znaczenia słowa pisanego i opisywania fragmentów własnego życia. Aż do momentu wydania książki wszystko, co ludzie o mnie wiedzą, powinni byli odczytywać z mojej muzyki. Muzyka, którą "mówimy", jest naszym życiem, w niej tkwi przesłanie. Nie chodzi tylko o moje życie, ale o życia wszystkich członków Judas Priest. Możliwość prawdziwego wyspowiadania się w formie książkowej była dla mnie nietypowym doświadczeniem. To była ciekawa podróż. Wszyscy nosimy masę wspomnień w naszych głowach i gdy w końcu pojawia się możliwość, żeby przenieść je na papier, a nawet nagrać audiobooka, jest dziwnie. Wiesz, do tej pory nawet nie przeczytałem gotowej książki, ponieważ to ja nią jestem! Nie słyszałem też nagrania, bo nim również jestem. Wielu muzyków tak ma. Kończymy pracować nad płytą i zajmujemy się kolejnym projektem. Od dawna nie słuchałem, na przykład, studyjnej wersji "Screaming for Vengeance". Nie potrzebuję, w końcu byłem tam i to ja ją nagrałem. To, co chcę przez to przekazać, to że jeśli mówimy o książce jako terapii, to cieszę się, że udało mi się to zrobić, ale po jej skończeniu przyszła pora, żebym przeszedł dalej, do następnej wielkiej rzeczy, czymkolwiek ona będzie. Priest na orkiestrę? Czy techniki klasycznego śpiewu pomogły ci przy trenowaniu własnego wokalu? To bardzo dobre pytanie. Z przyjemnością stwierdzam, że dla mnie, osobiście, Priest najmocniej zbliżyli się do tego, o czym mówisz, gdy nagrywaliśmy "Nostradamusa".

Tak, pojawiły się tam takie partie. Jest tam jeden utwór w którym śpiewam po włosku. Starałem się przywrócić w nim ducha Pavarottiego. Od czasu wydania tej szczególnej płyty myślę, że byłoby wspaniale usłyszeć całego "Nostradamusa" instrumentalnie w wykonaniu orkiestry. Jeśli masz jakieś znajomości wśród polskich muzyków grających w orkiestrze symfonicznej, możesz im przekazać, że Metalowy Bóg wzywa ich, żeby to wspólnie zrobić (śmiech). Myślę, że byłoby to coś pięknego. Każdy aspekt "Nostradamusa" prosi się o to, żeby przedstawić go słuchaczom w takiej wersji.

Na "Nostradamusie " skupiliście się na tematyce przepowiedni. Postrzegasz obecny, trudny czas jako spełnienie się jednej z nich? Jak odnajdujesz się podczas pandemii jako muzyk i uduchowiona dziś osoba? Myślę, że Nostradamus był niezwykłym człowiekiem. Z pewnością miał wyjątkowy dar jako wróżbita. Istnieją tacy ludzie. Pisałem o tym w biografii, gdy w jednym z klubów spotkałem kobietę podającą się za medium i powiedziała mi po śmierci mojego partnera, Brada, rzeczy, o których tylko my dwaj mogliśmy wiedzieć. Są różne znaki, sygnały, na które nasz mózg nie zwraca uwagi. Na co dzień wykorzystujemy jego możliwości w niewielkim stopniu. Ale są ludzie, którzy potrafią dostrzec więcej, obdarzeni czymś szczególnym. Zaraza, plaga i wszystko to, o czym mówiliśmy na "Nostradamusie" - możemy teraz tego znów doświadczyć. To przerażający etap w historii ludzkości. Tym ciekawiej byłoby przełożyć tę płytę i doświadczenia na musical. Wszystkie ludzkie tragedie były i mogą być przetwarzane na muzykę. Już od czasów "there'll be bluebirds over the white cliffs of Dover again". Muzyka pozwala dostrzec element duchowości i człowieczeństwa w każdym traumatycznym wydarzeniu.

Przejdźmy do składanki 50 Heavy Metal Years, którą teraz wydajecie i specjalnego boxa pod tą samą nazwą. Utwory, które się na

nich znalazły były remasterowane z oryginalnych ścieżek przez Alexa Whartona w Abbey Road Studios w Londynie. Beatlesi są bardzo ważną częścią historii Judas Priest - jesteście ich fanami, pisaliście nawet kawałki w domu Lennona i Yoko Ono. Czy był to więc celowy zabieg? Nie, to nie było celowe. Ale to piękne, idealne miejsce, umożliwiające nam realizowanie takich przedsięwzięć jak to. To jak dodatkowe błogosławieństwo, szczególnie dla mnie i dla Glenna. Zawsze byliśmy największymi fanami The Beatles! Sama myśl, że nasze kawałki były remasterowane w tym samym budynku, w którym pracowali John, Paul, George, Ringo i George Martin jest niesamowita. To po prostu bardzo cool. Myślę, że świetnie koreluje z faktem, że pracowaliśmy nad "British Steel" w domu Ringo, który należał też do Lennona. Judas Priest i nasze życie w tym zespole ma w sobie mnóstwo z Beatlesów!

W takim razie to świetny zbieg okoliczności. Tak, zdecydowanie.

Lista utworów na " 50 Heavy Metal Years " jest dość nieoczywista, co pewnie ucieszy fanów. Znalazł się tam nawet live "Green Manalishi" Petera Greena, z okresu, w którym powstało "Point of Entry " , zdecydowanie nienajlepsza era Priest, ale jeden z waszych najlepszych coverów. Pojawia się także w kilku różnych wersjach live wśród ponad 40 płyt w specjalnie wydanym z tej okazji boxie. Co sprawia, że ten cover jest tak ważną częścią historii Judas Priest? Każdy zespół ma takie piosenki, do których wyjątkowo często nawiązuje w swoich setlistach. To są ważne utwory, które, patrząc na nie z perspektywy czasu definiują to, kim jesteś i jak dużo osiągnąłeś. Równie ważne, a może nawet bardziej, jest to, czy fani chcą je usłyszeć! A nasi fani chcą słuchać "Green Manalishi". Oczywiście nie gramy tego coveru cały czas.

Zrobiliście z niego swój własny utwór. Tak, to był dokładny powód, dla którego postanowiliśmy zreinterpretować ten kawałek. To dowodzi, że każda dobra kompozycja może mieć wiele różnych interpretacji. Zrobiliśmy z "Green Manalishi" metalową bestię. Peter Green był muzycznym geniuszem, więc to oczywiście również jego zasługa. To zaskakujące, że zespół działający od tak długiego czasu wciąż ma w zanadrzu niepublikowane materiały, którymi chce się podzielić z fanami, szczególnie w dobie internetu. W boxie, oprócz wszystkich studyjnych płyt znalazło się także kilkanaście płyt z niepublikowanymi wcześniej wykonaniami na żywo, w tym sporo nieoczywistych - jak np. Londyn 81 ' . Co sprawiło, że po tylu latach zdecydowaliście się wypuścić te koncertówki? Myślę, że gdy zespół decyduje się wypuścić wydawnictwo tego typu, jak nasz kolekcjonerski box set, ważne jest, żeby uwzględnić w nim takie nieoszlifowane diamenty. Coś, co naprawdę połączy cię z takim projektem. W innym razie będzie to tylko garść rzeczy, które i tak się już kiedyś wypuściło w świat. Wszystko, co znalazło się na "50 Heavy Metal Years in Music" zostało bardzo starannie wyselekcjonowane. Jest jak metalowe muzeum stworzone przez ekipę wspaniałych ludzi, którzy kochają Priest tak samo, jak my. Pracują naprawdę bardzo ciężko za kulisami tego projektu, przedstawiając nam propozycje do przesłuchania. Każdy kawałek na tym wydawnictwie, szczególnie wersje live, jest istotny. To zasadnicza część opowiadania historii Judas Priest przez ostatnie 50 lat.

"Point of Entry " kończy w tym roku 40 lat. Podobno nie przepadasz za tym albumem. Co dobrego jesteś w stanie o nim powiedzieć po tak długim czasie? Czy ten okres naprawdę był dla Priest tak trudny? Trudno znaleźć bootlegi z początku lat 80., w książce też niewiele o nim pisałeś. Chciałbym szybko wyjaśnić, że "Wyznanie" z założenia było książką o mnie, nie książką o zespole i albumach. Kiedy myślę o tym, jakie uczucia towarzyszyły mi przy "Point of Entry", myślę o tym, w jak zapracowanym okresie znajdowało się wtedy Priest - wydawaliśmy album dosłownie każdego roku i co roku jechaliśmy w trasę. Gdy to teraz wspominam, uważam, że to nadzwyczajne, że w ogóle byliśmy w stanie to robić! A jednak daliśmy radę, bo tego wtedy oczekiwano, nie tylko od Priest, ale od każdego. Wiesz, gdy metalowa maszyna zaryczy pierwszy raz, nie możesz jej już zatrzymać. Wróciliśmy więc do studia z garścią pomysłów i to one utworzyły te dwa czy trzy wspaniałe utwory na "Point of Entry". Ale gdy teraz miałbym porównać ten album z takim "Painkillerem", który dokładnie w dniu naszej dzisiejszej rozmowy kończy 31 lat… "Painkiller" to kolosalna płyta, to od początku do końca trafione strzały. Bang, bang, bang! Każdy numer to szczyt naszych możliwości. Na "Point of Entry", gdy przesłuchasz kawałki w stylu "Turning Circles" czy "Don't Go", jak dla mnie są dobre jak na tamte czasy, ale niekoniecznie dobrze oddają to, co nasz zespół potrafił, patrząc na to, co zrobiliśmy później. Mówiąc to, chciałbym zaznaczyć, że niczym nie różnimy się od innych zespołów, które mają własną przygodę z komponowaniem i nagrywaniem albumów. Każdy z nich jest częścią tego, kim sam jesteś w danym momencie. Dokładnie tak było z nami. Akurat w takim punkcie byliśmy przy danym albumie z naszymi uczuciami, pomysłami i muzyką i w takim stylu je nagraliśmy. To wciąż ważny dla Priest album, ale zdecydowanie nie jest to "British Steel" czy "Screaming for Vengeance" (śmiech). Ani "Firepower"! Ale oddaje to, kim jestem jako muzyk. Nie mówię o byciu członkiem Judas Priest, a byciu po prostu muzykiem. Kiedy myślę o wszystkich tych albumach i piosenkach, jestem świadomy, które są silniejszymi punktami niż inne.

I jeden z tych silniejszych,

"Screaming for Vengeance " , o którym wspomniałeś, skończy w przyszłym roku 40 lat. Planujecie w jakiś sposób to uczcić? Może zagrać więcej utworów z tej płyty podczas waszej przyszłorocznej trasy z okazji 50-lecia? Tak, robimy to nawet teraz i będziemy pewnie robić na trasie 50 Heavy Metal Years, którą, jak wspomniałaś, przeniesiono na 2022. Jestem pewny, że jeszcze przejrzymy setlistę. W tym momencie jest tam już na pewno "The Hellion" razem z "Electric Eye". To dość trudne, bo nie mamy aż tak dużo czasu, który możemy poświęcić fanom, gdy wychodzimy na scenę i gdybyśmy mieli poświęcić go w większości na "Screaming for Vengeance", na pewno wielu z nich byłoby bardzo zadowolonych, ale równie wielu rozczarowanych. Gdy spojrzysz na to, czym dzisiaj jest Judas Priest, to celebracja wszystkiego, co do tej pory udało nam się osiągnąć w metalu.

Miałeś okazję dwukrotnie zastąpić wokalistę Black Sabbath. Który kawałek był najtrudniejszy do wykonania na żywo, najbardziej wymagający wokalnie? O, to jest dobre pytanie. Istnieje wspaniały bootleg z koncertu, który zagrałem z Sabbath na Costa Mesa. Gdy się go słucha, można łatwo zauważyć, że musiałem zmienić styl śpiewania pod to konkretne show. Mój głos musiał wydobywać się z gardła, nie szyi czy klatki piersiowej. Ozzy jest wokalistą, który śpiewa w swój własny, bardzo specyficzny sposób. Musiałem spróbować go emulować w czasie tego występu. Nie jestem jednak Ozzym Osbournem. Tego dnia wystąpił Rob Halford. Nie ma chyba konkretnej piosenki, która okazała się najtrudniejsza. Nauczyłem się wszystkich, bo kocham każdy album Sabbath i wszystkie je znam. Musiałem się tylko nauczyć jak je odpowiednio wykonać (śmiech).

Wolisz Sabbathów z Dio, czy z Ozzym? Jestem ogromnym fanem Ozzy'ego. Kocham Ronniego nad życie, jest moim mentorem, uwielbiam wszystko, co z nim związane i równocześnie uważam, że to co zrobił z Sabbath, było ważne. Ten zespół miał mnóstwo bardzo różnych wcieleń przez wszystkie lata. Black

Sabbath to jednak dla mnie przede wszystkim Tony i Geezer. Przyznałeś, że gdy pracowałeś nad swoim pierwszym albumem poza Priest z Fight, grałeś na basie i gitarze, nagrywając demówki. Ale mówiłeś też, że nigdy nie czułeś potrzeby, żeby nauczyć się na nich grać, bo sam jesteś instrumentem, a raczej twój głos. Więc kiedy zdążyłeś się tego nauczyć? Glenn i Ian byli twoimi nauczycielami? Nie, jestem samoukiem. Przerobiłem tylko podstawy gry na każdym z nich, umiem naprawdę najprostsze rzeczy. To okazało się wystarczające, żeby skończyć demówki. Użyłem tych umiejętności tylko na potrzeby tego demo. Potrzebowałem ich tylko po to, by stworzyć zarys muzyki i znaleźć zespół - Jay Jaya, Briana Scotta i oczywiście Russa Parisha. Powiedziałem im: "Oto piosenki, chłopaki, nauczcie się tego i zróbcie, co musicie zrobić!" (śmiech). "Zapomnijcie, jak źle brzmi tu gitara, nie zwracajcie uwagi na perkusję". Była zaprogramowana tylko po to, by posklejać do kupy moje pomysły.

Miałeś kiedykolwiek okazję porozmawiać z Brucem Dickinsonem o podobieństwach w waszym życiu, solowych karierach i wielkim powrocie do głównych zespołów? Nie wydaje mi się, żebyśmy poruszali te tematy w bezpośredniej konwersacji, takiej jak ta, którą my teraz prowadzimy. Ale to prawda, że podróżowaliśmy tą samą ścieżką w pewnym wycinku życia. Kiedy patrzymy na siebie i swoją twórczość, wszystko to, co się wtedy zdarzyło, wydaje nam się oczywiste. Chyba nie mieliśmy potrzeby o tym rozmawiać, ale czuję, że miał w tamtym okresie te same oczekiwania, pomysły i odczucia, co ja. Porównanie nas mówi samo za siebie, tak jak muzyka.

Jesteś wielkim fanem Spinal Tap, tak jak ja. Czy kiedykolwiek rozmawiałeś o tym filmie z Ozzym? Wierząc plotkom, myślał, że to prawdziwy dokument. Na tyle, na ile znam Ozzy'ego, nie wiem, czy kiedykolwiek mieliśmy rozmowę o Spinal Tap. Opowiadałem w książce historię, gdy poszliśmy z Glennem pierwszy raz obejrzeć ten film. Pamiętam, że na seansie było mnóstwo oburzonych metalowców. Smucił ich chyba fakt, że się z nich nabijano. Uznali tę komedię nie tylko za osobistą obrazę, ale też obrazę metalu. Ale przecież to genialny dokument, bo wiele zespołów - szczególnie zespołów - może w nim dostrzec samych siebie, tak jak my. Opowiada o tym, przez co wszyscy przechodziliśmy. Satyra, bo trzeba przyznać, że to film satyryczny, może bazować tylko na świetności, czymś, co zajmuje już w kulturze istotne miejsce. Nie uważam więc tego filmu za obrazę. Gdyby nie metal, nie byłoby Spinal Tap!

Jaka jest twoja ulubiona scena? Moja to zdecydowanie "It goes to eleven "! (śmiech) O, tak, ja bardzo lubię tę z jedzeniem, z kanapkami z miniaturowego chleba.

Na backstage ' u? (śmiech) Tak, właśnie ta! (śmiech) Uwielbiam też, gdy jeden z nich mówi "w porządku, poradzę sobie, jestem profesjonalistą!". Wiele osób w Judas Priest używało tego tekstu, to się nam wpisało w nawyk. Sam za każdym razem, gdy znajdę się w trudnej sytuacji, mówię do siebie "okay, przecież jestem profesjonalistą", tak, jakby to miało pomóc. Oczywiście nie pomaga, ale po prostu muszę to sobie powiedzieć! (śmiech).

Foto:JudasPriest

Nie myślałeś kiedyś, żeby zaprosić aktorów ze Spinal Tap do współpracy z Priest?

Wspólnie wystąpić na scenie albo w teledysku. Nie mam pojęcia. Myślę, że niektóre rzeczy lepiej pozostawić takie, jakimi są. Każda próba ingerowania w oryginał wiąże się z ryzykiem, że to już nie będzie tak samo dobre. Istnieje brytyjska wersja Spinal Tap, "Bad News". Jest moim zdaniem równie dobra, naprawdę genialna. Bad News, ten fikcyjny zespół, dostał koncert na festiwalu Monsters of Rock i kiedy wyszli na scenę, publiczność obrzuciła ich puszkami po piwie i błotem. Wykorzystali to w filmie. Nie wiem, czy to samo nie czekałoby Spinal Tap. Tak więc niektóre rzeczy lepiej po prostu zostawić.

Dzień, w którym rozmawiamy, 3 września, tak jak już wspominałeś, to 31 rocznica wydania "Painkillera " . Przenieśmy się więc do tamtego okresu. Pamiętasz, który utwór powstał jako pierwszy, który był pierwszym pomysłem, który zapoczątkował pracę nad nim? O, to jest naprawdę świetne pytanie. Pamiętam, że pisaliśmy muzykę, która trafiła na "Painkillera" w Hiszpanii, blisko Marbelli, ale nie potrafię sobie przypomnieć, który kawałek był pierwszy! Bardzo dobre pytanie. Naprawdę powinienem pamiętać takie rzeczy. Muszę się skontaktować z chłopakami, wspólnie postaramy się znaleźć odpowiedź. Tak, większość materiału powstała w Hiszpanii, ale na nagrania przenieśliśmy się na południe Francji, do Miraval Studios. Pracowaliśmy ze znakomitym Chrisem Tsangaridesem i z nim składaliśmy kawałki w całość, ale od czego się zaczęło? Muszę zrobić dobry research.

To bardzo ważny album w historii Priest. Podczas prac nad "Firepower " chcieliście przywrócić esencję "Painkillera " , jego energię i styl, Ciekawi mnie, czy słyszałeś fanowską wersję jednego z utworów, "Lightning Strike " , przerobioną tak, by brzmiała, jakby wydano ją na "Painkillerze " . Nie, niestety tego nie słyszałem. Ktoś zrobił taki cover?

Nie, to modyfikacja oryginalnego kawałka. Jest po prostu szybszy i w wyższej tonacji. Można ją znaleźć na YouTube. Będę musiał to sprawdzić! W szalonych labiryntach YouTube zawsze znajdzie się coś, o czego istnieniu nie miałem pojęcia. Brzmi bardzo interesująco. Z przyjemnością tego posłucham. Próbuję sobie teraz wizualizować w głowie, jak mogłoby to brzmieć.

Co do odmętów YouTube, w książce podzieliłeś się z fanami ciekawostkami dotyczącymi ciebie i zespołu, które można tam znaleźć, a o których nie każdy usłyszał, jak popowe demo Judas Priest z "You Are Everything " czy teledysk twojego projektu 2wo. Sprawdzałeś, ilu zainteresowanych je odszukało i jak je komentują? Nie, zostawiłem je same sobie. Jestem zbyt zapracowany, żeby to monitorować (śmiech). Ale jestem świadomy, że pewnie zmotywowałem trochę osób, żeby zapuścić się w te dość rzadko odwiedzane w historii Priest miejsca.

Na koniec chciałabym nawiązać do polskich koncertów Judas Priest. Wiem, że festiwal Woodstock z 1969 miał duży wpływ na ciebie i twój gust muzyczny. Pojechałeś nawet doświadczyć tej atmosfery na organizowanym rok później evencie, na którym także grał Hendrix. W Polsce staramy się podtrzymywać klimat Woodstocku na festiwalu odbywającym się jeszcze niedawno pod taką samą nazwą, dziś Pol' and Rock. Zagraliście na nim kilka lat temu. Pamiętasz " nasz " Woodstock? Jak go wspominasz? Wydaje mi się, że dla polskich fanów metalu i muzyki ogółem to jedna z najważniejszych imprez. Z pewnością jest ważny kulturowo i społecznie, bo każda edycja jest wyjątkowa. Występ na tym festiwalu wiązał się dla nas z wielkim dreszczykiem emocji. Masa ludzi przyszła nas wtedy posłuchać! Wbrew pozorom zobaczenie ze sceny tak wielu metalowców, polskich fanów, było dla nas naprawdę niecodziennym widokiem, szczególnie, że byli tam też entuzjaści innych gatunków muzyki. Nie możemy się doczekać, żeby to powtórzyć. To była chwila wielkiej celebracji naszej twórczości i do dziś to u mnie silne, metalowe wspomnienie.

Na szczęście Judas Priest wraca do Polski w 2022 w ramach trasy z okazji 50-lecia, więc mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy. Dzięki, że zgodziłeś się udzielić dzisiejszego wywiad. Również dziękuję i życzę ci udanego weekendu. Do zobaczenia w przyszłym roku!

This article is from: