4 minute read

Mordred

Zaliczyliście zmianę na stanowisku basisty, w zeszłym roku dołączył do was Bill Bodily. Przybliżysz kulisy tej zmiany? Ken Mary: Bill koncertował z zespołem z przerwami od 2016 roku, więc byliśmy z nim bardzo dobrze zaznajomieni, a on z nami. To było bardzo łatwe i naturalne przejście, a Bill wykonał świetną robotę na albumie. Ponieważ grał z nami tak często, a nie wykonujemy prostej muzyki, był naszym pierwszym wyborem.

Jak wyglądała scena muzyczna w waszym rodzinnym Phoenix w Arizonie? Różniła się od tej z Bay Area? Michael Gilbert: Tak, pamiętam tę scenę i była ona bardzo podobna do tej z Bay Area. Myśleliśmy, że Phoenix stanie się następną muzyczną mekką dla metalu, ale zmieniające się czasy miały na to wpływ. To była i nadal jest świetna scena, ale nie tak rozpoznawalna jak LA, Nashville czy Bay Area.

Advertisement

Jak powstała wasza maskotka, Flotzilla? Widzisz możliwość, aby w przyszłości była tak rozpoznawana jak inny sławny potworek, Eddie? Eric AK Knutson: Flotzilla pojawia się na okładce naszego pierwszego albumu, "Doomsday for the Deceiver". Od dawna chcieliśmy przywrócić Flotzillę, ale zawsze była jakaś sugestia okładki lub wybór, który również uważaliśmy za lepiej pasujący do płyty niż bestia. Ostatnio nasze utwory są bardzo bestialskie, więc potężna Flotzilla powraca po raz kolejny!

Media społecznościowe są coraz bardziej istotnym kanałem komunikacji artystów z publicznością. Uważasz to za błogosławieństwo czy może utrudnienie, wymagające ciągłej obecności online? Ken Mary: Cóż, uważamy, że to błogosławieństwo, ponieważ możesz mieć teraz bezpośredni kontakt z fanami. To są ludzie, którzy nas wspierają i doceniamy ich. Lubimy kontaktować się z naszymi wielbicielami tak często, jak to tylko możliwe.

Po tych wszystkich latach nadal czujesz ekscytację i podniecenie przy okazji wydawania nowego materiału? Ken Mary: Tak, z pewnością czujemy podekscytowanie związane z tworzeniem czegoś nowego, a następnie oddawaniem tego fanom, aby zobaczyć, jak się z tym czują. Naszym celem jest tworzenie muzyki, którą ten zespół kocha przede wszystkim, a potem, miejmy nadzieję, okaże się, że kilka milionów ludzi zgadza się z nami i również ją pokocha! Stany Zjednoczone Ameryki są numerem jeden we wszystkim co okropne

Mordred nigdy nie grzeszyli specjalną popularnością. Ale od czego jesteśmy, jeśli nie możemy przypomnieć nieco zapomnianych, za to niezwykle interesujących nazw? Łączenie thrash metalu z rapem czy elemntami muzyki elektronicznej (w składzie zespołu jest skreczujący didżej) zaczynąli na długo, zanim stało się to modne. Choć zespół zwiesił działalność w połowie lat dziewięcdziesiątych, zaledwie po trzech albumach, w bieżącym roku postanwił powrócić. "The Dark Parade" to ciekawa pozycja dla tych, którzy nie boją się eklektyzmu w muzyce, w której obok thrashowych riffów pojawia się funk, elektronika czy niecodzienne rytmy.

HMP: Zastanawiam się jakie muszą być powody ku temu, aby zespół zszedł się po dwudziestu pięciu latach nieaktywności? Nie jest to raczej pragnienie bogactwa i popularności. Arthur Liboon: Od 1995 roku ponowne pojawienie się Mordred miało miejsce sporadycznie w celu zagrania benefisu dla bliskich nam osób oraz na prośbę ludzi, którzy promowali różne lokalne wydarzenia. W 2013 roku Danny White, który od 1995 roku był wyobcowany z Mordred, był z wizytą w San Francisco. Podczas tego krótkiego pobytu, Scott, Jim, DJ Pause i ja spotkaliśmy się na drinku wraz z innymi ludźmi bliskimi zespołowi. Zgodziliśmy się zagrać, zanim Scott wyjechał do Nowego Jorku, gdzie mieszkał do tej pory. To właśnie podczas tej improwizowanej sesji Dan otrzymał wiadomość od nieznanej osoby za pośrednictwem swojego osobistego konta w mediach społecznościowych, która zapytała: "Czy jesteś Danny White z zespołu Mordred?". Tą osobą był Matt Denny, fan, który widział Mordred w londyńskim klubie Marquee wiele lat temu. Kiedy obaj zdali sobie sprawę z tego, że nie ma lepszego momentu niż teraźniejszość, Matt zapytał: "Co trzeba zrobić, żeby ściągnąć was do Wielkiej Brytanii na trasę?" Odpowiedź: "Pieniądze". Po dalszej korespondencji i planowaniu, w 2014 roku rozpoczęła się finansowana crowdfundingowo trasa po Wielkiej Brytanii. To doświadczenie było tym, co doprowadziło nas do zrozumienia, że nadszedł czas, aby maszerować lub umrzeć, po raz kolejny.

W zeszłym roku wydaliście EPkę, ale natknąłem się na informacje, że zespół zreformował się w sumie na początku lat 2000-nych, jednak nie zdecydował się na wydanie nowego materiału. Jak to w takim razie wyglądało? Tak, czasem pojawialiśmy się w Bay Area, aby wspomóc bliskich albo na prośbę promotorów, jeżeli zagranie koncertu było logistycznie możliwe. Oryginalny skład Mordred wystąpił na benefisie i festiwalu San Francisco Tidal Wave, który przyciągnął największą publiczność jaką mieliśmy.

Dlaczego rozpadliście się w połowie lat 90tych? Wydawać by się mogło, że to były dobre czasy dla waszej eklektycznej muzyki. Rozpadliśmy się w 1995 roku, po tym jak Noise Records wycofało nas z trasy koncertowej i nie mogliśmy promować naszego ówczesnego albumu "The Next Room". Zdecydowaliśmy się nie być związani z wytwórnią Noise Records żadnymi dalszymi zobowiązaniami. Dokonaliśmy wtedy ostatecznego poświęcenia.

Czyli to nieporozumienia pomiędzy zespołem a Noise Records przyczyniły się do tej decyzji? Głównie one. Byliśmy zespołem od dziesięciu lat i nie mieliśmy żadnego prawdziwego wsparcia naszej działalności. Nie widzieliśmy możliwości na poprawę tego stanu rzeczy w przyszłości. Nie było sensu pozostawać w kleszczach kontraktu.

Jak narodziło się wasze oryginalne brzmienie? Mordred od samego początku brzmiał

This article is from: