DIZASTER #20

Page 1

dizaster — 20

#20

POLSKI MCTWIST / FRETER / COUCHRIDERS / BOREK / VANS TEAM W PORTUGALII EURO GYPSY 2 / CRACKPARK / SIKSA / SZROT / ZBYCHU 1

CENA 9.99 PLN [W TYM 8% VAT] ISSN / ISBN1896-3544


SKATEPARKI.PL

dizaster — 20

SINCE 1995

TESTER: MATEUSZ OKUŁA, INDY TRANSFER ŁÓDŻ, SKATEPARK WIDZEW IM. IGORA KOWALEWSKIEGO FINAŁ MISTRZOSTW POLSKI 2017 FOTO: ŁUKASZ HOSPOD

UL. OKÓLNA 69 95-002 ŁAGIEWNIKI NOWE

TEL: (42) 715 42 12 MPG@MPG.NET.PL

2


dizaster — 20

MÓZG OPERACJI: PIOTR DABOV OJCIEC ART DYREKTOR: JAKUB STĘPIEŃ

Intro 20

KOREKTA: MARTA JAROSŁAWSKA RYSUNKI: DOMINIKA KIERSZKA TEKSTY: PIOTR DABOV, KRZYSZTOF SERECZYŃSKI, PRZEMYSŁAW HIPPLER, ŁUKASZ KUŁACH, IGOR BĘTLEJEWSKI, ŁUKASZ BOLEK DZIDO, KUBA GOŁOWICZ, BARTEK ADAMOWSKI, PAWEŁ ROZENKIEWICZ FOTO: ŁUKASZ KUŁACH, PAULINA GRABOWSKA, KRZYSZTOF ŁAZIK, RAFAŁ GROTH, MARCIN NOWAK, PIOTR DABOV, JASIEK MIODUCHOWSKI, KOBIAŁ, PIOTR NYKOWSKI, MARTA SHOOTS, ŁUKASZ LESZCZYŃSKI, MARTIJN VAN VELDEN, IGOR ZIELIŃSKI, MARCEL BOER, MAREK GRUCZKA, IGOR BĘTLEJEWSKI, ALEKS ŻERWE, PHILLIP SKRABA, PAWEŁ ROZENKIEWICZ, MICHAŁ MAJEWSKI, MATEUSZ BALICKI. INSTA: DIZASTERMAG FB: DIZASTER MAG WWW.DIZASTERMAG.PL #DIZASTERMAG20 Numer 20ty czyli kompletny chaos. Intro pisane przed złożeniem gazety. Numer powinien wyjść kilka miesięcy temu, ale co tam! Tańczący hipopotam. Wrzucone do wora strzały skejt amora. Druk i papier. Przynajmniej oczy boleć nie będą i nie musisz mieć podłączonej ładowarki. Na okładce: Borek w Londynie. Legendarne SouthBanks. Myślisz, że to tylko ollie? Fot. Łukasz Kułach

Wyłuskane perełki, ciekawe informacje, smaczki których być może nie ma jeszcze w Google. Wszystko po to aby kochać jeszcze bardziej. Pasja która w wielu sercach pozostanie na zawsze. Pitu pitu. Lepiej Szamana zobacz. Opole / zawody około 2000 roku / fot. Piotr Dabov

3


dizaster — 20 Mateusz „Kopyt” Kowalski, Krzysiek Pstrowski i panorama Szkocji

4


dizaster — 20

ZIMNE LATO Tekst i zdjęcia Łukasz Kułach / Glasgow 07.2016

Kopyt i jego rock’n roll na DIY w Edynburgu

L

5

ato zeszłego roku w Londynie wyjątkowo nas rozpieszczało. Dostaję info od Krzyśka Pstrowskiego a.k.a. Maderfaker, który mieszka w Kirki (Szkocja), że jest opcja skatetripu po tamtej części UK. Dodatkowo dołącza Mateusz Kowalski a.k.a. Kopyt. Chata wolna, prywatna fura. Lecę. Po przylocie pogoda zmienia się znacznie. Z ponad 20C w Londynie na niewiele ponad 10C w Glasgow. Atakujemy pierwszy spot, który Krzysiek wypatrzył gdzieś pod drogą szybkiego ruchu prowadzącą z lotniska. Wielki bank, w który wcisnął nollie kicka. Z powrotem do fury. Kolejny spot

również pod jakimś wiaduktem, tym razem wall. Kopyt wsadził bs wallride. Niby nic trudnego jak dla kogoś kto jeździ na kątach, tyle że wall był ceglany z takim samym schodkowym najazdem. Krzysiek mówi, jest taki quarter w centrum. Przyjeżdżamy. Kopyt stwierdził, że pociśnie tam bs bonelessa. Oczywiście zrobił to, ale były momenty, strachu. Wracamy do domu gdzie Krzysiek ma mały skatepark, i czuje się bardziej lokalsem niż lokalsi bo oni zamulają strasznie. Kolejne dwa dni przynoszą na zmianę 5 minut deszczu, 30min

słońca i tak przez większość dnia co jest typowe dla Szkocji. Odwiedziliśmy w jeszcze kilka lokalnych skateparków. Jeden z nich z pięknym widokiem na zamek, który sięga czasów Bitwy pod Stirling o której opowiada film Braveheart. Kolejnego dnia ustawiamy się z lokalsami i jedziemy na skatepark do Edynburga. Peugeot 307, 6 osób. No tak, jedna w bagażniku. Dojeżdżamy, chill, piwko, deszcz, słońce - skatelife. Miejscowi powiedzieli, że w porcie niedaleko zrobili sobie DIY park. Pojechaliśmy tam i faktycznie był, tyle


Były to cztery niezapomniane dni. Codziennie deska, inne miejsca. Jechaliśmy na tostach, garze z kurczakiem i warzywami, powerku i lolkach. Skatelife. Wielkie dzięki dla Krzyśka Pstrowskiego za udostępnienie mieszkania, samochód do dyspozycji i kilka grubych tricków. Wielkie dzięki dla Kopyta, że wpadł, bo zrobiliśmy razem arbait dla Locals Skateboards. A, i nawet Thrasher się o nas dowiedział. Ponadto wielkie dzięki dla Dizastera i Piotrka Dabova za zainteresowanie się lokalnym skatelife’em na emigracji. Pozdro!!

dizaster — 20

że w trakcie budowy. Za to stał już gotowy quarter z drzwiami, dość sporo flatu i kilka budowlanych przedmiotów. DIY spot z widokiem na Morze Północne ze statkami w dokach. Po drodze do domu zajeżdżamy na kolejny lokalny park. 1000 dzieciaków na hulajnogach i my w 6 osób na deskach, wiadomo kto bardziej pojeździł. Wracając doszliśmy do wniosku, że musimy przycisnąć arbait i nagrać film Sponsor Me do San Miguel (dość popularne piwo w UK) bo trochę tego poszło. Ostatni dzień spędziliśmy na chillerce w domu z powodu deszczu.

Czill przed domem w Kirkintilloch, Szkocja

6


dizaster — 20

Kopyt, wallride. Wypatrzony spocik na szybko, Glasgow

7


dizaster — 20 Pełna kontrola kątów, bs diza, Kopyt, Diełaj Edynbra!

8


dizaster — 20

POLSKI MCTWIST Tekst: Piotr Dabov / Zdjęcia: Rafał Groth

Tak właśnie lata legenda, której imię i nazwisko każdy szanujący się skejt winien pamiętać. Szymon Stachoń! Próba McTwist, Berlin, Skatehalle.

K

ażdy, kto już trochę jeździ na desce, powinien wiedzieć, że jednym z najbardziej karołomnych trików na rampie jest McTwist. Wymyślony w głębokich latach osiemdziesiątych, przez jednego z asów drużyny marzeń (czytaj Bones Brigade) Mike’a McGilla. Niesamowity trik, pół salta i rotacja 540 stopni. Totalny kosmos.

9

Oczywiście w naszym pięknym kraju, wraz z rozwojem umiejęt-

ności gości jeżdżących na kątach, zaczęło rodzić się pytanie, kto pierwszy z Polaków sklei taki trik. Szymon Stachoń. Mieszka w Belgii, prowadzi wraz z kumplami Silence Skateboards, a pochodzi oryginalnie z Zakopanego. Zdecydowanie jeden z magików na kątach, bardziej w skali europejskiej niż naszego kraju. W Berlinie mamy ogromną rampę, a właściwie jeden z lepszych krytych halfpipe w Europie. To ogromna locha. W rzeczywistości

jej ogrom poraża i założę się, że w naszym kraju niewielu jest gości, którzy zrobiliby tam drop in. W każdym razie Szymon próbował w styczniu Mctwista. Z relacji świadków wynika iż był bardzo blisko. Trzymamy kciuki i mamy nadzieję, że kiedy to czytasz Szymon ten trik masz już w swojej kieszeni!


dizaster — 20 Super płynny styl i brak szarpania. Vaerial grab w kosmosie. Szymon Stachoń.

10


dizaster — 20

BOREK JEŹDZI DUŻO SZYBCIEJ OD CIEBIE Maciej Borkowski / polejam / Londyn 2017 / fot. Łukasz Kułach

11

DESKI UBRANIA SINCE 3012 POGO3012.COM


dizaster — 20 Kuba Freter. Heelflip. Rotterdam. Fot. Martijn van Velden

12


dizaster — 20

KUBA FRETER Wywiad: Krzysztof Sereczyński

W

as ist los? (Co słychać?)

Hah dzień dobry! W ostatnim czasie troszkę się dzieje. Mieszkam aktualnie w Niemczech, w Kolonii, przez ostatnie kilka tygodni zbieram materiał do partu. Gdzie lepiej ci się żyje? Polska czy Niemcy? Hmm… ciężko powiedzieć, zazwyczaj trudno mi usiedzieć w jednym miejscu. Bardzo miło wspominam czas, kiedy mieszkałem we Wrocławiu, a potem w Bydgoszczy. Oczywiście, najlepiej jeździ mi się z całą ekipą BDG, jednak ciężko było mi wszystko ogarnąć, pracę, szkołę i deskę na raz. Tutaj mam dobre warunki by rozwijać się na desce, a to jest dla mnie bardzo istotne. Nauczyłem się języka, poznałem mnóstwo wspaniałych osób. No i jeszcze Helena. Ona mnie tu do wszystkiego motywuje! A tak naprawdę to ciężkie pytanie. Wychodzę z założenia, że jest tyle wspaniałych miejsc na świecie, że ciężko mi określić, gdzie chciałbym mieszkać. To prawda, że zdarza ci się jeździć z Willow’em?

13

Tak. To wszystko jedna ekipa, mamy wspólnych znajomych, nagrywamy z tymi samymi kamerzystami. Pierwszy raz, kiedy go zobaczyłem byłem w wielkim szoku, ale po tym jak się poznaliśmy zrozumiałem, że jest po prostu mega zajawkową osobą, która

Foto: Igor Zieliński / Izvision

nie boi się dużych rzeczy. Zdarza się go spotkać na skateparku czy czasami iść razem nagrywać. No właśnie, jak to jest być Polakiem w niemieckim składzie? Traktują cię zupełnie normalnie? Czy doświadczyłeś kiedyś lekkiego braku tolerancji? Pytam tylko dlatego, że jest to pewien stereotyp i większość ludzi pewnie myśli, że Niemcy patrzą na nas trochę z góry. Powiedz co ty o tym sądzisz. Raczej tego nie odczuwam, nie jestem tutaj stereotypowym Polakiem czy coś... Raz słyszałem, że Kolonia jest nazywana miastem Hipisów i w sumie coś w tym jest. Ludzie, których spotykam czy jeżdżę są przyjaźni, normalnie ze sobą rozmawiamy i spędzamy czas. Na początku, kiedy rozmawiałem po angielsku, a po niemiecku jeszcze się troszkę wstydziłem, pomagał jeszcze typowy język deskorolki, napę-

dzanie się, przybijanie piątek. Spora część miejscowych skateów bardzo mnie wspierała, a jeśli chodzi o niemiecki, spotykaliśmy się, tłumaczyli mi różne rzeczy. Nawet mój obecnie bardzo dobry znajomy Julian, który załatwił mi prace w skateshopie, powiedział mi jakiś czas później, że wówczas prawie w ogóle mnie nie rozumiał (śmiech). Po prostu od początku dobrze nam się razem jeździło. A poza tym Helena pochodzi z Hamburga, w tej sytuacji o wiele bardziej się stresowałem niż w grupie skateów. Dobra, to teraz powiedz mi, dlaczego heelflip ? Nie potrafię zbytnio kickflipów, oprócz tróji nic raczej nie wchodzi. Czasami przychodzę na park czy spot i próbuję nauczyć się flipa ale nic tam jakoś nie działa, Helena ma takiego flipa że aż sam nie wierzę... Raz jakiś dzieciak na hulajnodze mnie troszkę pocisnął po tym jak poprosił żebym pokazał mu flipa, stwierdził, że nauczy się od kogoś kto potrafi jeździć, teraz możesz sobie wyobrazić jak mój flip wygląda. Marzę, żeby kiedyś mi wchodził, ale będzie jeszcze taki czas! Ale Heeflipy wchodzą z mega łatwością. Dlaczego “Gej”? Heh pewnie Zdeniu coś tu wykopał... W sumie to też czas naszych początków, przypuszczam, że wzięło się to od Lecha. Zaczynaliśmy w trójkę: Michal, Zdeniu


dizaster — 20 Push foto z wizytówką Kolonii, katedry potocznie nazywanej "Domlpatte". Fot: Marcel Boer

14


dizaster — 20

i ja. Po jakimś czasie dołączył do nas Lechu, który był troszeczkę starszy i już potrafił jeździć. Sporo przeklinał, wydaje mi się, że pewnie on mnie tak nazwał i na jakiś czas się przyjęło. Twoje nazwisko kojarzone jest przez team Locals Mikołaja Baranowskiego. Masz sponsorów na tą chwilę? Jeśli miałbyś wymienić jednego polskiego skatera z dawnych lat, to kto by nim był? O jeny, mega ciężkie pytanie, wszystkie osoby które mam w głowie nie są aż z tak dawnych lat, a żeby wymienić jedną to już w ogóle ciężko. Wymienię kilka które mam w głowie. Kacper Ustarbowski ze względu na jego zajawę i charakter, jeździmy teraz razem w Kolonii. Mikołaj Baranowski za to co zrobił dla polskiej deski i była to jedna z pierwszych osób które widziałem na żywo. Kuba Baczkowski, którym jaram się od lat. Jednak ostatecznie byłby to Krzysiek Poskrobko, który moim zdaniem od lat daje z siebie wszystko, nagrywa świetne party, szuka spotów, wiem że większość to naprawdę trudne spoty, a do tego wszystkiego prowadzi jeszcze swoja firmę która jest na pełnej zajawie! Zdecydowanie Krzysiek Poskrobko daje z siebie wszystko i jeździ całym sercem. Jaram się non stop! Pięknie wybrnąłeś! Ok to ja myślę, że już dowiedziałem się wszystko co chciałem. Możesz teraz pozdrowić dziewczynę i resztę.

15

Hah dzięki, tak naprawdę wielkie pięć i szacunek dla każdego skatea z prawdziwą zajawą niezależnie od wieku! Dziękuje bardzo za Twój czas Krzysiek, dziękuje za ten wywiad i mam nadzieje że nie przynudzałem. Chciałbym ser-

decznie pozdrowić moją dziewczynę, Helenę, która właśnie jest tu przy mnie, buziaki Heli! Moją mamę Beatę! Zdenia i Michałka oraz całą ekipę BDG. Całą ekipę znajomych i przyjaciół stad Kacpra, Macka, Juliana, Marcela za wszystkie zdjęcia, cala ekipę Getrash i znajomych z którymi świetnie spędzam czas na desce! Skateów z Wrocławia! Ekipe Made In, Turbokolor za Support. Mikołaja i cala ekipę Locals!!! Już nie mogę się doczekać jakiegoś wyjazdu. I oczywiście Ciebie Krzysiek, trzymam kciuki że zobaczymy się na desce, jak i ze wszystkimi których tu wymieni-

łem i masa innych zajawkowych skatuchów których jeszcze nie znam ale mam nadzieje, że poznam, udanego dnia!

Kuba, 10 schodów i one foot ollie (nigdy north) Fot. Martijn Van Vindel, Kolonia.


dizaster — 20 Kuba Freter, Nosebonk, Rotterdam. Fot. Martijn van Velden

16


dizaster — 20

Architektura Agresywna Tekst: Igor Bętlejewski / Rysunki: Dominika Kierszka

N

aturalną potrzebą człowieka jest socjalizacja z innymi, pokazanie swojej osobowości czy przekonań. W czasach starożytnej Grecji znane były przestrzenie publiczne pod nazwą agora. W czasach rzymskich powstawały fora, w średniowieczu rynki, mury miejskie czy bramy, a w dzisiejszych czasach plazy oraz parki. Każdy z tych typów projektu publicznego miał wspólną cechę wykluczenie niechcianej części społeczeństwa. W czasach zamierzchłych takimi byli niewolnicy i trędowaci, w dzisiejszych ludzie nie-uzależnieni od pracy w biurze oraz konsumpcji.

17

Problem “Architektury Agresywnej” nasilił się w Stanach Zjednoczony podczas prezydentury Ronalda Reagana. Ówczesny prezydent zamknął wiele placó-

wek psychiatrycznych na skutek czego na ulicach miast zaczęli pojawiać się masowo bezdomni. Kolejnym z powodów był kryzys giełdowy oraz boom deskorolkowy na wykorzystywanie miasta jako placu zabaw - łamanie schematów używania przestrzeni publicznej przez społeczeństwo. Najbardziej zaatakowana została mała architektura, na której powstały “skatestopper’y” lub na nowych użyto specjalnej nawierzchni, uniemożliwiającej poruszanie się na deskorolkach, rolkach czy hulajnogach. Skutkiem ówcześnie nazywanych “problemów” oraz zmiany pojęcia jakim jest przestrzeń publiczna jest “re-ewolucja” projektowania infrastruktury miejskiej. Przystanki autobusowe posiadały wygodne ławki, ale te zostały zamienione na wysokie wąskie ławeczki, pozwalające na oparcie tylko na

chwilę. Ławki w parkach lub plazach, które stały się tylko propozycją krótkiej przerwy w pracy na kanapkę, są tak zaprojektowane, aby osoby bezdomne nie mogły na nich spać. Cała idea przestrzeni publicznej się zmieniła. “Miasto powinno być tylko dla osób, które je wzbogacają” jest bardzo trafnym oświadczeniem Urzędów Miasta. Problem polega na tym, że priorytetem jest osiąganie korzyści finansowych, a nie artystycznych oraz socjalnych, które są fundamentem atmosfery czy charakteru miasta. To właśnie one tworzą legendę, miłość czy oryginalność metropolii. Definicja używania przestrzeni publicznych uległa zmianie. Społeczeństwo powinno być cały czas w ruchu. Miejsca, w których chcemy wypocząć wymagają dodatkowych aktywności np. kupienia


Obecnie powstaje ruch oporu architektury agresywnej. Miasta same zauważyły ten problem i próbują go rozwiązać. Ciekawym przykładem jest miasto Malmö. W urzędzie powstało specjalne stanowisko “Skateboarding coordinator”. Głównym zadaniem tej funkcji jest konsultacja z projektantami dotycząca wyglądu przestrzeni publicznej. Proponuje się używanie gładkich powierzchni oraz dobrych materiałów, żeby zminimalizować hałas oraz zniszczenie. Szwedzkie miasto zainicjowało dialog z tą mniejszością. Ich zadaniem jest przebudowa miasta, aby było przyjazne dla wszystkich. Dzięki temu powstają przestrzenie o nieokreślonej funkcji, co sprzyja współpracy oraz rozmowom wśród mieszkańców. Kolejnym przykładem jest “Skate Melbourne Plan”, współpraca między urzędem, deskorolkowcami z całego Świata oraz mieszkańcami, polegająca na

dizaster — 20

kawy. Parki zostały ogrodzone i są w pewnych godzinach zamykane. Problem dotyka również toalet publicznych, za które musimy zapłacić. Innym zagadnieniem powstałym wraz z zagęszczeniem budynków w centrach miast są półprywatne place. W przypadku, kiedy inwestora (duża korporacja) nie stać na zakup i zabudowę terenu, zawarta zostaje umowa z urzędem miasta zwalniająca inwestora z płacenia podatków za np. dziesięć ostatnich pięter, pod warunkiem wybudowania przestrzeni publicznej na terenie swojej działki. Przestrzeń ta jednak posługuje się własnymi prawami. Jest to nadal prywatny teren udostępniony dla ludzi. W takich miejscach najczęściej instaluje się “skatestopery”, a ochrona ingeruje w każdą działalność ludzką poza spokojnym przechodzeniem oraz krótkiej przerwy na ławce bądź murku.

przeprojektowaniu australijskiego miasta na przyjazne sportom rolkowym. Ostatnim przypadkiem agresywnej architektury jest kompletna destrukcja obecnych przestrzeni na rzecz zamkniętych obszarów handlowych. Na przestrzeni ostatnich lat aktywiści walczyli o uratowanie terenu znajdującego się pod Queen Elizabeth Hall w Londynie, która przyciąga setki artystów i deskorolkowców z całego świata. Potocznie zwane “South Banks” zostało uratowane i włączone, jak wiele innych legendarnych miejsc do jazdy, do programów ochrony dziedzictwa krajowego. Opisywany proces jest rangi światowej. Oprócz współpracy z urzędami powstał również autonomiczny ruch nielegalnego kreowania przestrzeni przez młodych oraz kreatywnych ludzi zwany “DIY”. Sama idea „Zrób to sam” polega na adaptacji przestrzeni do potrzeb użytkownika. Deskorolkowcy za własne pieniądze przekształcają nieaktywne przestrzenie publiczne (np. pod mostami) budując miejsca do jazdy. Sztandarowym polskim przykładem znanym na całym Świecie jest Szaber Bowl pod mostem Poniatowskiego w Warszawie. Agresywność w projektowaniu jest konsekwencją trybu życia, naszej obojętności oraz nietolerancji. Architektura zalicza się do wąskiego grona piękna naszej cywilizacji, jednak dzisiejsze przestrzenie publiczne stają się w tym dialogu oksymoronem. Dzięki takim organizacjom jak Skateistan (Afganistan, Kambodża, RPA), EthiopiaSkate (Etiopia), SkatePal (Palestyna), Bedouins (Tunezja) czy akcjom jak 7Hill (Jordania) lub Levis&Holystoked w Bengaluru (Indie) krajach nękanych wojną, ubóstwem oraz nietolerancją, zmieniana jest świadomość

obywateli. Młodzi ludzie, którzy są przyszłością społeczeństwa dzięki swojemu zainteresowaniu deskorolką uzyskują kontakt z wyżej wymienionymi organizacjami, które proponują wyższy poziom edukacji. Owocem takich przedsięwzięć staje się otwarta społeczność, w której architekci myślą o każdym użytkowniku ich projektu.

18


dizaster — 20

Opisy rysunków: Strona 15: Uczennice Skateistanu. W Afganistanie deskorolka cieszy się większym zainteresowaniem u dziewczynek. W krajach islamskich deskorolka jako wyjątek jest dozwolona dziewczynom, dzięki niej mają dostęp do edukacji. Ta strona: Powyżej Szaber Bowl w Warszawie, po prawej: znienawidzone skatestoperry.

19


dizaster — 20 Wojtek Sobecki. Ride on 50-50. Ząbki. Fot. Jasiek Mioduchowski.

20


dizaster — 20

JM VIDEO

Frustracja. Satysfakcja. Desperacja. Tekst: Kuba Gołowicz / Zdjęcia: Jasiek Mioduchowski

T

21

e emocje zna każdy, kto postawił swą stopę poza gładką taflę skateparkowego flatu i rzucił się w wir miejskiej dżungli. Podjęliśmy rzuconą nam przez ulicę rękawicę z nieśmiertelnym VX-em pod pachą i klarowną wizją w głowie. Jesteśmy warszawskimi dzieciakami, a nasze podejście do tego co robimy stawia nas gdzieś pomiędzy bolszewizmem a talibami. Z chirurgiczną precyzją przypuszczamy ataki na kolejne podwórka, zakamarki, place. Raz za razem zdobywaliśmy kolejne przyczółki w drodze do dopiero formułującego się celu. Nowy spot, nowy pomysł, niekończące

się możliwości skrywane w czeluściach osiedli. Wieczna wojna z miejskim molochem, a może przede wszystkim z własnymi słabościami. Im bardziej w to brnęliśmy tym silniej krystalizowały się w naszych głowach wizje końcowego rezultatu. Dźwięk lodowatej muzyki, która okrasi nagrane triki, błysk rześkiego obrazu przeżutego przez tuzin komputerowych filtrów, zachowując klimat umiarkowany chłodny morski. Przedsmak efektów tego kontrolowanego szaleństwa możecie zobaczyć na zdjęciach Jaśka Mioduchowskiego.


22

dizaster — 20


23

dizaster — 20


dizaster — 20 Budapesztańska dżungla i Kamil Karwowski i jego firmóweczka bs one foot.

24


dizaster — 20

COUCH RAIDERS TOUR Łukasz Bolek Dzido / Zdjęcia: Łukasz Leszczyński

Autor artykułu skradł na moment aparat Leszczowi i dzięki temu mamy zdjęcie legendarnej białej strzały.

S

iemano tutaj Bolek! W kilku słowach postaram się Wam przybliżyć co się dzieje na skate tripie z ekipą Couch Raiders.

25

Każdy wyjazd to najpierw tęgie rozkminki na kanapie. Analizując mapę Europy z kompem na kolanach szukamy najlepszej wakacyjnej lokalizacji. Nie łatwo było wybrać, ale jakoś się udało i planem te wakacje był Budapeszt. Wiele osób nam odradzało, mówiąc, że spoty są kozackie,

ale lokalna społeczność, policja, czy ochrona stwarza problemy i przegania szybko z miejscówek. Nie było to dla nas żadnym problemem, wręcz przeciwnie to jeszcze bardziej podkręciło zajawę żeby odwiedzić piękną węgierską stolicę. Nasza przygoda zaczęła się w Rzeszowie, od zawodów deskorolkowych, w których ekipę CR reprezentował Kamil Karwowski i ja. W rezultacie Kamil wylądował na miejscu drugim, a ja na piątym

i parę stówek wpadło nam do kiermany. Po zawodach wszyscy się zgrupowali i byliśmy gotowi walić w trasę. Można śmiało stwierdzić, że to był dobry początek skate tripa. Skład wyjazdowy był dosyć liczny, bo aż jedenastu skejta, zapakowanych w dwie fury. Pasażerami pierwszego pojazdu (legendarnego białego busa) był, nie kto inny jak złota piątka w postaci: Siela - nasz człowiek od transportu naziemnego, Marchewa a.k.a Nowo-


dizaster — 20 Kamilek trochę zdominował wyjazd. Wallride na przypadkowym spocie nad Balatonem.

26


dizaster — 20

Bam i jego mega flip co wygląda jak heel. Spoko, spoko jest nagryweczka! Premiera filmu w przyszłym roku!

jorczyk, Chudy - spec od rozkładania namiotów, Tryniu - ogarniacz wszystkiego, no i ja. Zapomniałem oczywiście o zawodniku numer jeden - reprezentant Gdańska Kamilek Karwowski a.k.a Kamel. Do busa zlądował także świeżak wyjazdu, Łukasz „Leszczu” Leszczyński, który swoim aparatem trzaskał foty jak opętany. Jest on autorem zdjęć w tym artykule, ale poza tym wydał fajny clip przedstawiający nasze wyjazdowe przygody, który znajdziecie na YouTube/CouchRaiders.

27

Pasażerami drugiego pojazdu (wypożyczonego kombi za milion monet) byli: Marcin „BAM” Kozłowski, który po wielu kontuzjach i długiej przerwie powoli powraca na deskę. Na wyjeździe Bami bardziej chillował, ale udało mu się dograć parę triczków do CR produkcji, a poza tym był drugim

kierowcą - rajdowcem. W furze u Marcina byli także „brothers from another mothers” reprezentaci Glosside Crew z Manchesteru, Josh i Will Collins, bracia bliźniaki. Do kombiacza załadował się także Michał „Booshek” Buśko, który jest przede wszystkim operatorem VXa, ojcem założycielem CR i łącznikiem ze sceną deskorolkową w UK. To właśnie on zwerbował braci Collins, którzy szybko dopasowali się do naszego wyjazdowego GYPSY stylu życia. Mordeczki już podpytują o plany na przyszłe wakacje, co nas bardzo cieszy i motywuje do działania. Skład wyjazdu już poznaliście, więc możemy wrócić do wyprawy. Po długiej nocy spędzonej w samochodach i kilkuset kilometrach trasy, w końcu udało się dojechać do celu. Jak się domyślacie pięciogwiazdkowy hotel

z widokiem na Dunaj to nie było nasze rozdanie. Pole namiotowe „Haller” to miejsce, w którym zatrzymaliśmy się na czas pobytu w Budapeszcie. Schemat działania był dosyć prosty i podobny każdego dnia. Do południa słońce tak mocno grzało, że spokojnie robiliśmy sobie śniadanie, braliśmy szybki prysznic i oczywiście najważniejsze - poranna rozgrzewka. Wypoczęci i pełni sił, szukaliśmy przygód i wrażeń na streetach wodownko, bombing, exploracja miasta to był standard. Taki był pomysł na przeczekanie panującego upału. Zajawa była gruba, spoty były naprawdę ciekawe, a ekipa układała sobie triki i sekwy w głowie. Każda wieczorna sesja owocowała w nagrywki i zdjęcia. Nie zawsze jednak było tak kolorowo. Największy problem stwarzali nam lokalni mieszkań-


dizaster — 20

cy, których łączyła bardzo mocna więź z miastem. Tym razem to nie policja czy ochrona obiektu nas wyrzucała ze spotu, a na maxa wczuci ludzie, którzy ewidentnie chcieli nam utrudnić życie. To były wakacje, czas na relax, nie było sensu się tym przejmować, więc nawet nie podejmowaliśmy walki i grzecznie zmienialiśmy miejscówkę. W trasie ze spotu na spot, wiadomo coś trzeba było zjeść i to właśnie wtedy wszyscy wyszukiwali naszej ulubionej europejskiej potrawy jaką jest kebab- tani, smaczny i pożywny. Tak nam mijał dzień za dniem, na luzie i bez większych wczuwek. Jednym słowem wakacje.

Nie tylko nagrywki na streetcie były naszym głównym celem, ale także lokalne DIY spoty. To chyba one wywarły na nas największe wrażenie. Nagyicce DiY, czy Rio DIY zbudowany przez znaną na całym świecie ekipę Rios Crew to obowiązkowy punkt wycieczki do Budapesztu. Każdy kto ma w sobie choć odrobinę z bowl raidera będzie naprawdę zachwycony.

mi, ale nie jest łatwo, bo działamy niezależnie. Daje nam to jednak ogromną satysfakcję i wiarę, że jednak można coś fajnego stworzyć wspólnie z czystej zajawy.

Trip był długi, a Budapeszt był tylko jednym z wielu przystanków na trasie po Europie. Takie wyjazdy kształcą osobowość, uczą wiele o sobie i tworzą zwartą drużynę, ekipę Couch Raiders. Nasza produkcja zbliża się wielkimi kroka-

CouchOrDie Łukasz Bolek Dzido

Na sam koniec chciałem pozdrowić wszystkich dobrych ludzi, którzy Nas wspierają i wiadomo cały CR squad, na całym świecie, yo!

28


dizaster — 20

Treneiro wydaje komendy. Od lewej: Bolek, random z Budapesztu, Marchewa, Kamilek, Chudy.

Marchewa, Hippie Jump, jeden z głównych street spotów Budapesztu.

Marchewa cziler, a w tle Will Collins i jego 5-0 na barierce. 29


dizaster — 20 100% Borek. Paulina Grabowska nie tylko potrafi zawinąć naleśnika w bowlu, ale również dołożyć do pieca taką lajfstajlową fotę! @ejrene chyba wywiad będzie!

30


dizaster — 20

BOREK CHRZAN SKEJTBORDING POST Tekst, a tak naprawdę post z fejsa od Wania Lebowski

O

31

garnia mnie przepiękne uczucie. Człowiek, któremu zawsze kibicowałem i wiele razy mówiłem, że coś od deskorolki mu się należy, został w pełni doceniony. Borek, czyli psychopata ze Szklarskiej Poręby. Deskorolka od zawsze była dla niego wszystkim. Wyobraźcie sobie zimę i sytuację, że ten ziomek jeździ pod małym daszkiem byłego kina na diy mureczku długości może pół metra, a do tego padający dookoła śnieg. Zawsze jeżdżąc z nim byłem pod wrażeniem tego jak bardzo nic mu nie przeszkadza. Miejcie świadomość, że to co pokazuje na fotach czy editach to jest nic. On potrafi znacznie więcej. Wyjdzie na ulice i po prostu rozpierdoli. Mogę w nieskończoność wymieniać sytuacje, kiedy pokazał jak bardzo kocha deskorolkę i jak bardzo potrafi zaskoczyć. Jedzie pociągiem przez całą Polskę, w końcu dojeżdża do Legnicy i mimo, że do zgaszenia świateł na plazie zostało może jakieś 25-30 minut

i tak tam idzie, żeby nawrzucać te miliard trików, bo akurat się nauczył i ma zajawkę. Sam nigdy nie czułem potrzeby, żeby wypierdalać na desce i mieć jakiś sponsoring, ale jeśli chodzi o niego to zawsze mnie irytowało, że sponsorów sobie znajdują niewłaściwi ludzie a on żyje sobie w tej szklarskiej jeździ na swojej miejscówce, którą sam zbudował w byłej hucie szkła, bo po prostu musi jeździć. Temat Borka i tego, żeby w końcu ogarnął, cały czas do mnie wracał i od kiedy jest w Pogo to w końcu wiem, że wszystko doprowadzi do ładu i jeszcze rozpierdoli, bo naprawdę on jest przejebanym typem. Przyjechał do nas do Legnicy na osiemnastkę ziomeczka, który z nami nagrywa i wymyślił sobie, że my mu mamy podać trik na flacie i jak on w dwóch próbach mu się uda to my pijemy kubeczek wódeczki, a jak nie zrobi to on pije. Generalnie już

był najebany. Nienawidzę wódki to specjalnie zadałem mu jakiś kosmos, żeby tylko nie pić a on to i tak zrobił. To jest Borek. To jest człowiek, który po prostu zaskakuje i jest oddany deskorolce. Pamiętam, jak Cię poznałem i jeździłeś w leginsach na blacie w tragicznym stanie. Nie mogę się doczekać co jeszcze pokażesz. Zaskocz wszystkich tak jak mnie zaskakujesz od lat.


dizaster — 20 Maciej, chociaż nikt nie nazywa go po imieniu, spędził trochę czasu w Londynie w tym roku. Na deskorolce z pewnością nie próżnował. Pole jam one foot. Fot. Łukasz Kułach.

32


dizaster — 20 33

Ilu w Polsce mamy gości co potrafią tak wykręcić shifty do flipa? A może to tylko frontside flip? Fot. Marcin Nowak.


dizaster — 20 Legendarny spot. Southbank. Miejsce zobowiązuje aby pyknąć bangera. Ollie late shov-it! Fot. Łukasz Kułach.

34


dizaster — 20

FACEBOOK.PL/KAMUFLAGEPL 35

INSTAGRAM.COM/KAMUFLAGEPL


dizaster — 20 Apokaliptyczny wulkan z lat osiemdziesiątych i Mistrz Polski. Andrzej Kwiatek, indyk nosebone. Fot. Łukasz Kułach.

36


dizaster — 20

PORTUGALIA TO NAJLEPSZE MIEJSCE NA ZIEMI BEZ DWÓCH ZDAŃ Tekst: Przemysław Hippler / Zdjęcia: Łukasz Kułach, Krzysztof Łazik

Polski Vans kru. Od lewej Hipcio, Kwiatek, Rafał Modranka i kamera wyjazdu: Krzysiek Łazik. Fot. Łukasz Kułach.

T

rip do Portugalii był w jakimś stopniu zwieńczeniem całego naszego skejt roku. Po wygranych mistrzostwach, niezłej najebie, wylądowaliśmy w Lizbonie, w której przywitał nas najlepszy człowiek jaki żyje na ziemi - Adam!!! Wielkie pięć dla Ciebie brachu za wsparcie.

37

Wszystko, co miało miejsce na tym wyjeździe było totalnie udane, nie licząc wpadki z wypoży-

czaniem samochodu. Przepraszam Piotrek, ale nawet z Polski musiałeś namieszać. Chociaż brakowało nam Ciebie chwilami. Oczywiście wiadomo deskorolkowe wyjazdy są piękne, możesz poznawać obce ci miasto, poznawać nowych ludzi, jeździć z nimi. Robić to co kochasz. Wszystko jest super, lecz dla mnie najważniejszą rzeczą z tego wyjazdu było to w jakim stopniu zżyliśmy się z chłopakami. Z Andrzejem

i Rafałem nie raz byliśmy już na wyjeździe. Krzysiek i Lukeacik mieli okazję pierwszy raz wyjechać z nami i bardzo dobrze wpisali się w naszą drużynę. Na te 10 dni staliśmy się rodziną, w której każdy miał swoje zadanie i wykonywał je najlepiej jak może. Każdy trip zwiastuje mnóstwo przygód. I tym razem ich nie brakowało. Nawet udało się nam wystartować w zawodach w Eri-


Jeśli będziecie kiedyś w Ericeirze koniecznie odwiedźcie Maayan i przybijcie jej piątkę. Jest matką czwórki dzieci. Każde z nich jeździ na desce. Zawsze możecie się u niej przenocować, da wam łóżko i dostęp do całego mieszkania. Dom Mayan jest swego rodzaju hostelem dla ludzi z zajawką. Nie musicie nic płacić. Lecz warto byłoby jej się odwdzięczyć za to, co robi dla ludzi.

Trip do Portugali było trochę inny niż reszta skejt wyjazdów. Na pewno bardziej poznaliśmy specyfikę tego kraju i tryb w jakim ludzie tam żyją. Wisienką na torcie naszej podróży była impreza u Lais, Brazylijki jeżdżącej na desce, w której Andrzej się zakochał i za wszelką cenę chciał się z nią zobaczyć (śmiech). Gdy podjechaliśmy pod jej dom okazało się, że przed domem stoi DIY bowl. Nikt już nie miał sił, nawet nie miałem deski,

bo tego dnia swoją połamałem. Ale i tak jeździliśmy z chłopakami całą noc na bowlu u przyszłej dziewczyny Andrzeja.

dizaster — 20

ceirze, w których, pochwalę się, zająłem drugie miejsce.

Wiadomo wszystko się kiedyś kończy, ale na tym wyjeździe coś się dopiero zaczęło. Portugalia to najlepsze miejsce na ziemi bez dwóch zdań. Sądzę, że zarówno ja, jak i reszta ekipy wróci tam nie raz. Polecam każdemu to miejsce bez wyjątków. Dzięki chłopaki za ogromną wibrację. Ajaaaak!

Zdjęcia analogowe mają w sobie magię. Kafelki, pył, kurz, wysokie temperatury. Słońce. Wszystko nie jest szare, a raczej żółte. Wiecznie remontowane domy na starówce i industrialna, nowoczesna strona Lizbony od strony zatoki i Expo.

38


dizaster — 20

Wszędobylskie tramwaje. I duża ilość wzniesień. Uliczki zazwyczaj są wąskie i przepełnione zaparkowanymi autami, ale jakieś miejsce na downhill powinno się znależć. Szersze ulice znajdziemy w centrum miasta i bardziej w kierunku Belem, ale tam już jest płasko. Zdjęcia na tej rozkładówce: Krzysztof Łazik.

39


dizaster — 20 Firmóweczka Hipplera. Boneless na bluntslide. Katowana wielokrotnie porka w Ericeirze, 60km od Lizbony, kilka ulic dalej jest ocean. Fot. Łukasz Kułach.

40


dizaster — 20 41

Andrzejek dołożył nad gapem u Mayaan jeszcze frontside. Ale co z tego! Trudność triku jest tak samo ważna jak styl! Ponadczasowość klasycznego ollie. Przypatrz się. Fot. Łukasz Kułach


dizaster — 20 Te dwa zdjęcia najwierniej oddają prawdziwą stronę Lizbony. Nie musi być pięknie kolorowo i na bogato. Obowiązkowy materiał do umieszczenia w przewodniku dla skate turystów. Fot. Krzysztof Łazik.

42


dizaster — 20 43

Bloki, kostka na lądowaniu. Jak w Polsce nie? Haha! Hipek na tej focie udowadnia, chociaż jako wice-mistrz Polski nie musi, że jego zdolności jazdy na streecie rosną cały czas. Mega pop. Ollie. Fot. Łukasz Kułach.


dizaster — 20 Paradoksalnie na największym skateparku Portugalii stała przeszkoda od Vans. Mistrz Polski, Andrzej Kwiatek, bs smith. Fot. Łukasz Kułach.

44


45

dizaster — 20


dizaster — 20 Olek Żerwe. Pole Jam Downhill. Sopelana. Fot. Marek Gruczka

46


dizaster — 20

EURO GYPSY 2 Tekst: Igor Bętlejewski / Zdjęcia: Marek Gruczka, Igor Bętlejewski, Olek Żerwe

Never ending story. Fot. Igor Bętlejewski

D

wa lata minęły od naszej ostatniej wycieczki do Kraju Basków. Przy każdym spotkaniu z chłopakami wspominaliśmy nasze wspaniałe wakacje i planowaliśmy kolejne. Początkowa ekipa ciągle się zmieniała tak samo jak trasa czy samochód jakim pojedziemy. Po wielu dyskusjach udało nam się z Pastuchem namówić Alexa Żerwe, Marka Gruczkę oraz Bartka Zabiegę. W piątek 22 września wieczorem wyruszyliśmy w podróż pełną przygód, deskorolki i surfingu.

47

DOJAZD Pierwszym przystankiem była Bazylea w Szwajcarii. Oprócz znanej miejscówki przywitał nas ogromny vert oraz mini cy-

gańskie miasteczko zamieszkałe przez hippisów. Portland DIY jest bardzo trudnym parkiem na rozgrzewkę z powodu wszechobecnych ostrych kątów. Po dłuższej chwili wpadli miejscowi, otworzyli z nami piwka i puścili swoją punk-rockową kasetę na boomboxie. Sesję zakończyliśmy pysznym obiadem. Najedzeni ruszyliśmy dalej w kierunku wyspy na jeziorze Vassiviere pełnej przeróżnych instalacji artystycznych wśród których jest również świecący w ciemności bowl. Spot jest na tyle szalony, że postanowiliśmy ponownie wpaść w odwiedziny i przespać się obok jego copingów. Poranna udana sesja w palącym słońcu zwieńczona 5-0 Olka na okrutnej, ponad trzy

metrowej ścianie, potem szybka bomba do jeziora i poczuliśmy się jak w deskorolkowym niebie. KRAJ BASKÓW Tym razem odwiedziliśmy również francuską część tego regionu pełnego pięknych fal, architektury, bowl’ów, pool’ów, roślinności oraz kobiet oddających się kąpielom słonecznym. Pierwszy przystanek to Gujan Mestras, gdzie znajduje się jeden z lepszych pool’ów na jakich jeździliśmy oraz spaliśmy. Nowy dzień obdarował nas sesją życia, pełną zajawy i słońca. Deep End oraz coping nad love seat’em zostały zmasakrowane. Pojedyncze triki, linie, tradycyjne sztuczki i nbd, bowl perfekcją kształtów i wykonania po prostu prowokował do katowania na najwyższych obrotach.


dizaster — 20 Deskowy raj. Algorta. Fot. Igor Bętlejewski

Ruszyliśmy dalej na południe. Po luźnej sesji i obiadku na przyjemnym parku w Capbreton, zaczęliśmy szukać noclegu nad wybrzeżem – według naszej zasady, nad wodą albo w bowlu. Spaliśmy na parkingu przy spocie surfingowym w Ondres, gdzie kolejny raz ocean wywarł na mnie ogromne wrażenie. Po zmroku można było zobaczyć tylko eksplodującą pianę z pod ogromu mas wody oraz usłyszeć ryk fal podobny do startującego samolotu. Fale były duże i trudne, klasycznie nie złapałem żadnej, ale miałem szczęście być przez nie przytrzymanym pod wodą, na tyle długo, aby docenić własne życie. Po pływaniu pojechaliśmy do Muzeum Oceanu i Surfingu w Biarritz, w dachu którego wbudowany jest bowl. Sam obiekt jest bardzo interesujący, ponieważ budową ma przypominać fale oceanu co w naszym języku oznacza mnóstwo wielkich quater-pipe’ów.

Sam bowl jest pod kątem i bez klasycznych coping’ów. Bardzo fotogeniczne miejsce. W końcu przyszedł czas na naszą ukochaną Hiszpanię. W San Sebastian, klucząc po wąziutkich górskich uliczkach, znaleźliśmy legendarne DIY “La Campsa”, znajdujący się niestety na prywatnym podwórku za murem. Niestety tego dnia nie było gospodarza, ale za to dostaliśmy pokaz godnego pozazdroszczenia stylu na lokalnym bowlu. Tego samego wieczoru dojechaliśmy do znanego na cały świat, niebywale malowniczego parku “La Kantera”. Wysokie Klify, otaczające ruiny, kilka kroków od oceanu. Olek wcisnął tam pięknego bs smitha w deep end’dzie pool’a, a ja z Pastuchem i Bartkiem załapałem się rano na bardzo przyjemną sesje surfingową z miejscowymi. Muszę przyznać, że było to dosyć magiczne przeżycie, surf

pod jednym z bardziej znanych parków deskorolkowych. Kraj Basków słynie w opowieściach z powszechnego lokalizmu. Odwiedzając to miejsce drugi raz mogę spokojnie powiedzieć, że to gówno prawda (jeżeli nie jesteś ciotą pakującą się w tarapaty). Baskijczycy podbijali do nas sami z siebie, dopytywali o naszego tripa, doradzali na temat lokalnych spotów, tych deskorolkowych jak i surfingowych. Spędziliśmy tam 2 doby pełne kątów, fal, street’u i nocnych eskapad po skalistych klifach. Kierując się w stronę Marsylii zahaczyliśmy o bowla w Sopeli. Markowi jak zwykle włączył się tryb terminatora i nawtykał mnóstwo dobrych trick’ów. Samo miejsce położone jest na wzgórzach i otoczone samą naturą. Drogi są idealne do downhillów i prowadzą prosto na plaże zatłoczone młodymi dziewczynami,

48


dizaster — 20 49

Wojtek Pastuszak. Bs 5-0. Gujan Mestras. Fot. Marek Gruczka


dizaster — 20 Igor Betlejewski. Fs Bertslide. Gujan Mestras Fot. Marek Gruczka

50


dizaster — 20

Muzeum Oceanu i Surfingu. Biarritz. Od lewej: Bartosz Zabiega, Pastuch i autor artykułu. Fot. Olek Żerwe.

w skąpych strojach bikini, wpatrującymi się w surferów atakujących fale. Spokojnie, na nas zjeżdżających stromymi ulicami też się oglądały, a już na pewno na Olka, gdy pyknął pięknego pool-jama prosto na stromą drogę dojazdową do plaży.

51

POWOLNY POWRÓT Nad Bowl Du Prado w Marsylii dojechaliśmy w samo południe. Świeżo co odnowiona nawierzchnia parku stała się miodem dla naszych zmęczonych podróżą stóp. Dzięki niej legendarne miejsce z gry sygnowanej imieniem Tonego Hawka znowu zaczęło tętnić życiem. Mogliśmy tam zobaczyć melanż osobowości deskorolkowych o różnym wieku i płci. Poziom trików sypiących się lawinowo nie poddaje się żadnemu opisowi, ale to tylko jeden z wielu elementów magii tego miejsca.

Wyobraźcie sobie taką sytuację: 8 letnia dziewczynka z deską większą od siebie oraz kaskiem zasłaniającym pół twarzy. Po pokonaniu pięknej linii w bowlu próbuje zrobić air’a na jednej ze ścian. Przewraca się, zaczyna płakać, biegnie do skate-taty. On ją przytula i uspokaja, po chwili dziewczynka wskakuje na deskę, wylatuje nad coping i pięknie wkleja się w kąt.

a w nim Landhausplatz. Niebywały, legalny spot przypominający wyglądem planszę z gry Tonego Hawka. Po przyjemnej sesji oraz piwku w pubie, który podejrzewaliśmy o przykrywkę dla burdelu, wyjechaliśmy z miasta otoczonego górami. Przed nami było ostatnie 16 godzin jazdy do Trójmiasta oraz spontaniczna sesja na naszym lokalnym nowo wybudowanym parku przy Ergo Arenie.

Sytuacja ta bardzo mnie rozczuliła, a Pastucha najwyraźniej rozproszyła. Biedak zaliczył niezłą glebę i do końca wyjazdu musiał jeździć na ketonalu (niestety żaden skate-tata go nie przytulił). Podczas drogi z Francji do Austrii zrobiliśmy przerwę w Lugano, we włoskiej części Szwajcarii, gdzie znajdowała się kopia marsylskiego bowla. Naszym ostatnim planowanym miastem był Innsbruck

Bez naszej jedynej płyty Michaela Jacksona- “Best Hits” raczej nie dalibyśmy rady. 9 dni, 6100 km, 3 kontuzje, 11 spotów i 5 kg bananów. Dziękuję i do zobaczenia chłopaki za rok.


dizaster — 20 Alex Żerwe. Bs 5-O. Vassiviere. Fot. Marek Gruczka

52


dizaster — 20

SPINNERS Tekst: Piotr Dabov / Zdjęcia: Phillip Skraba

P

oznałem Phillipa przy okazji jakiejś sesji zdjęciowej. Modelki, agencje moda wielki świat, angielski akcent i kamienica na Piotrkowskiej. Zawsze pozytywna energia. Kilka lat później, Philipp oświadczył, że będzie chciał robić deski. Gdy pierwszy raz o tym usłyszałem, potraktowałem to jak dobry żart albo chwilową fanaberię. Jest oczywiście świetnym fotografem, ale co on może wiedzieć o deskach? Przecież każdy ortodoksyjny skejt wie, że longboardy to nie prawdziwa deskorolka? Minęło trochę czasu. Zostałem totalnie zaskoczony. Pozytywnie. Spinners longboards. Mają dużą gamę desek, ale co najważniejsze, w przeciwności do większości marek typu „zamów w Chinach i wyślij swoją graficzkę” zaskoczyli designem. Nie wiem, czy chodzi o łódzkie korzenie, ale minimalizm grafik naprawdę może przypaść do gustu. Mają dużą gamę desek, do których jakości w żaden sposób nie można się przyczepić, z pewnością popularność Spinnersów będzie rosła wśród rekreacyjnych użytkowników, dołóżmy do tego zdjęcia Philippa i sukces murowany!

53

Dla skejt ortodoksów, Spinners ma niesamowity model deski, the Bullet. To ręcznie robiony, kawał drewna. Zapomnij o lekkości, siedmiu warstwach itp. Ale nie o to w tym wszystkim chodzi!

Ten pocisk jest jak stary motocykl! Przypomina czasy, kiedy ponad 50 lat temu surferzy boso zjeżdżali z górki jak nie było fal. Dołóżmy do tego kółka Dr. Spin i mamy customowego potwora! Życzę Philipowi i Sylwii, aby poszło im jak najlepiej, a Ty, prócz oglądania kilku polaroidów nawet z czystej ciekawości wpadnij na ich stronę. Piotr Dabov www.spinnerslongboards.com


54

dizaster — 20


55

dizaster — 20


dizaster — 20 Właściciel firmy Nibiru zdecydowanie potrafi prawilnego bonelessa dołożyć. Fot. Rafał Groth

56


dizaster — 20

Weekend na Planecie Tekst: Bartek Adamowski / Zdjęcie: Rafał Groth

M

y mieszkańcy Piast mamy płacić za tych ćpunów? Lepiej bezdomnym zrobić ciepły nocleg albo miejsce dla dzieci z ciężką sytuacja rodzinną, a podlegają pod naszą spółdzielnię! Prezes robi co chce, a my płacimy. Kpina! Jest wiele potrzeb i pomysłów na to miejsce, żeby zagospodarować, ale nie pyta nikt mieszkańców! - Ala, mieszkanka spółdzielni Piast („Będzie skatepark pod dachem”, www. zlotowskie.pl) Do Złotowa pojechaliśmy na dwa samochody. Dzięki temu była pewność, że któraś z ekip dotrze na miejsce i będzie w stanie osiągnąć cel naszej podróży. Ostatecznie dotarliśmy w pełnym składzie. W pierwszej kolejności zjawiliśmy się w mieszkaniu Mateusza Gmysa - organizatora turnusu i jednocześnie konstruktora skoczni. Jednak wszyscy z nas byli na tyle nakręceni chęcią zobaczenia tego miejsca, że nie czekając zbyt długo wskoczyliśmy na deski i pognaliśmy przez wyludnione już miasto.

57

Nie wiem, jak on to zrobił, ale rozegrał to perfekcyjnie. Rampa ulokowana była zaledwie osiem minut pieszo od jego domu, na tyłach magazynów lokalnej spółdzielni mieszkaniowej. Koniecznie trzeba wtrącić, że ten skejtowy przybytek nie powstałby, gdyby nie prezes Spółdzielni Mieszkaniowej Piast, Wojtek Buczek, którego miałem okazję poznać osobiście. Widać, że facet ma głowę na kar-

ku i oprócz rajdów dla grzybiarzy potrafi wykombinować coś tak niecodziennego. Planet Ramp, bo tak oficjalnie nazywa się tor treningowy teamu Nibiru Skateboards to najbardziej odjechane miejsce do lotów, grindów i mat, w tej części naszego kraju. Wiem co mówię, bo odgłos dudniącej sklejki słyszę nawet teraz, kilka dni po powrocie do domu. Jak przystało na budowniczego desek i stolarza w jednym, Mateusz odwalił kawał dobrej roboty. Zbudował długą na dziesięć metrów minirampę z dodatkową półką w pakiecie z jednej strony. Osobiście preferuję bardziej strome kąty, ale złotowska minirampa w końcu przekonała również i mnie. Dzięki takiemu rozwiązaniu można porywać się na bardziej karkołomne sztuczki, bez obaw, że po upadku skejt wtopi się w podłoże. Chłopaki z poznańskiego oddziału teamu Nibiru dokładnie przetestowali wytrzymałość konstrukcyjną obiektu. Po krótkiej sesji zapoznawczej w piątkowy wieczór, podczas której Mateusz udowodnił, że bonelessa opanował do perfekcji, wróciliśmy do naszej noclegowni. Tam przy odrobinie napojów wyskokowych i niebywałej gościnności gospodarzy, każdy z uczestników podzielił się swoimi spostrzeżeniami i planami. Chcieliśmy również się wyspać, co w ostateczności nastąpiło, lecz nie tak szybko jak każdy by chciał. Przed nami była sobota, a mając na pokładzie Rafała Grotha i jego aparat, chłopaki musieli dać z sie-

bie wszystko i tak właśnie było. Najbardziej wyróżniającym się zawodnikiem naszej eskapady okazał się Krystian Beutlich. Chłopak latał w powietrzu jak mało kto, wciskając flipy i graby, gdzie tylko mógł. Gdybym miał go przyrównać do jakiegoś zwierzęcia, to byłby to bezpański wilczur. Właśnie takich skejtów lubię obserwować, nieskażonych poczuciem zagrożenia i strachu. Albert Azjan tradycyjnie pływał jak delfin w błękitnej lagunie, doprowadzając nas swoimi line-ami do granic cierpliwości. Pokazał także, że ściany również nadają się do jazdy. Szkoda tylko, że ostatecznie nie udało mu się odjechać wall-a, po którym pozostały tylko trwałe odpryski na tynku. Równie dobrze zaprezentował się Emil Dera, który udowodnił, że nie słynie wyłącznie z projektowania grafik na nowe deski Nibiru, lecz także z kozackich fingerflip tailstal-ów. Moją rolą podczas wyjazdu było tradycyjnie przetestowanie obiektu pod kątem wszelkich mat i z całą odpowiedzialnością mogę stwierdzić, że rampa nadaje się do niebezpiecznej jazdy. Jeśli Polski Związek Wrotkarski ogłosi wolny wakat na kontrolera jakości i bezpieczeństwa, to składam swoje CV! Ze Złotowa każdy wrócił naładowany zajawą na kolejny sezon, a ja natomiast z dodatkowym kolanem w pakiecie… Zatem jeśli kiedykolwiek będziecie w tamtych stronach, musicie obowiązkowo odwiedzić Mateusza i jego rampę!


58

dizaster — 20


dizaster — 20

Crackpark Tekst i zdjęcia Paweł Rozenkiewicz

A

59

kurat w chwili, w której zabieram się za pisanie tego tekstu mija Dzień Ojca. Jak wiadomo, każdy ojciec zrobiłby dużo dla swojego dziecka, ale czy każdy ojciec dałby dziecku 800 tys. zł. na skatepark? Pewnie nie. W Gdyni jeden ojciec dał, nazywa się Andrzej Boczek i jak się tam jeździ po 22:00 to stare baby krzyczą z okien, żeby iść Boczkowi pod chatę tłuc, a nie tutaj. W tym tekście jednak nie o tym. W tym tekście o innym ojcu, który udostępnił swoją halę magazynową skejtom, mimo, że mógł ją wynająć komuś poważnemu za dobre pieniądze. Skejci zrobili tam Crackpark, a wspomniany ojciec ma teraz syf, kiłę, mogiłę i wieczne problemy z alarmem. Za to skejci

mają gdzie jeździć w zimę. Także dzięki ojciec Szymona Nowickiego, jesteś spoko gościu, a każdy kto to czyta niech obieca: „Jak kiedyś będę miał wolne 800 tysi i dziecko, to dam mu na skatepark. Ku chwale deskorolki polskiej i na pohybel hulajnogom.” „Ach jak miło po całym dniu roboty odpocząć wygodnie” - pomyślały kółka i zatopiły się w oparciu fotela, na co ludzie podobno mówią Nosebonk. Na obydwu zdjęciach znany gdański szpikulec - Alex Żerwe


60

dizaster — 20


dizaster — 20

MAAYAN Wywiad z Maayan Toledo-Sanchez przeprowadził Piotr Dabov / Zdjęcia: Łukasz Kułach

N

azywam się Maayan Toledo Sanchez, mam 40 lat.

Jestem dumną samotną mamą wspaniałej jeżdżącej piątki. Najstarszy Ariel 16 lat, jeżdżący na BMX i czwórka skaterów: Nimord 11 lat, 10-cio letnia Raz, Sahar 6 lat i trzyletni Raam. Kocham życie najpiękniej jak mogę, biorę takie jakim jest. Marzę o wielkich rzeczach. W codziennej rzeczywistości staram się szukać czegoś więcej. Dzięki temu zrozumiałam, że tylko wytrwałością możemy przekraczać granice naszych marzeń.

61

Jak doszło to tego, że Ericeira stała się Twoim domem?

Przeprowadziłam się do Portugalii z Izraela 10 lat temu z moim byłym mężem. Chcieliśmy doświadczyć najlepszych fal i poczuć klimat tego miejsca. To było mądre posunięcie z naszej strony, a Ericeira wdzięcznie spełniła nasze oczekiwania. Surfing i jazda na deskorolce, związana z nimi kultura. Kiedy po raz pierwszy jej zasmakowałaś? Z tego względu, że mój dziadek był ratownikiem i rybakiem, większość swojego życia spędziłam nad morzem. Naturalne więc było, że wychowam swoje dzieci w podobnym klimacie. Chillout, ciągłe przebywanie na świeżym

powietrzu. Ale mój ogrom adrenaliny wzniósł wszystko na wyższy poziom. Jak to się stało, że poświęciłaś się w całkowicie dla społeczności jeżdżących? Och, moje dzieci są dla mnie najlepszymi nauczycielami życia, a dla nich jego sednem są skateboarding i jazda na BMX. To jest dla mnie swego rodzaju mądrością i inspiracją. Obserwuje ich jeżdżących po 7 godzin dziennie, na ciągłej zajawie, nie poddających się i budujących nowe przyjaźnie, co pewnie będzie pięknie trwać jeszcze wiele lat. Chcę, aby ta społeczność się nadal rozwijała. Pragnę pomóc


Masz wspaniałe dzieci, które tu dorastają i są częścią kultury deskorolki. Co w przypadku, gdy któreś z Twoich dzieci zdecyduje, aby zostać proskaterem-sportowcem i wziąć udział w Olimpiadzie? Dzięki,to naprawdę świetne dzieciaki. Wierzę, że kiedy ilość adrenaliny wymywa z ciebie co dnia cały strach to nawet niebo nie ma granic. Dopóki ciężko pracujesz, możesz iść na całość! Jaki był główny powód otwarcia twojego deskorolkowego hostelu? Pewnego dnia mój syn skierował do mnie takie słowa: „Nie opowiadaj mi, tylko pokaż”! To absolutnie duch wszystkich rajderów i tego zajebistego miejsca. Chcieliśmy stworzyć prawdziwą społeczność skejterów, ludzi, z których każdy jest w czymś dobry, dzięki czemu tworzyć się będzie coś bardzo wartościowego i wyjątkowego. Słyszę o wielu małych teamach i ekipach w Europie, więc czy nie spróbować stworzyć miejsca, w którym wszyscy mogliby się spotkać naprawdę?

Luźny handel. Wiesz co mam na myśli. Wydajemy mnóstwo pieniędzy za rzeczy, które tak naprawdę możemy mieć za darmo. Chcę, aby moje dzieci poznały wiele osób z taka sama pasją i miłością do jazdy.

dizaster — 20

zrozumieć ludziom, że to coś więcej niż deskorolka czy BMX. To sposób myślenia i patrzenia na zycie.

Plany na przyszłość? Nasz hostel będzie oficjalnie otwarty w kwietniu 2018 roku. Niedługo otworzymy nową stronę i zakończymy proces rejestracji dla skaterów z całego świata. Moim osobistym marzeniem jest możliwość zobaczenia jeszcze większej ilości skaterów w tego typu klubach otwartych w innych, nowych miejscach. Cała praca w klubie, ze stroną, budowa ramp jest wykonywana przez ludzi z pasją i wielka wiarą w spełnienie naszej wizji. Wszystko to bez pogoni za pieniądzem, a za chęcią bycia razem w pięknym miejscu. Jesteśmy tu wszyscy razem i razem to tworzymy. Chciałabym zaprosić każdego do uczestnictwa w naszym przedsięwzięciu. Zapraszamy! Skontaktuj się z nami jeśli masz jakieś pomysły lub pytania: whatsapp&mob +351961068562

Koncepcja domu jest prosta. 4 pokoje otwarte dla wszystkich. Nie pobieramy opłat za noclegi, działamy tylko w oparciu o darowizny. Mamy jeszcze 2 pokoje, które przeznaczone są dla członków klubu którzy współpracują i wspierają go swoimi umiejętnościami. Do tego mały skatepark za domem, małe studio tatuażu, jadalnia. Wszystko funkcjonuje dzięki wsparciu finansowym od różnych osób. 62


63

dizaster — 20


dizaster — 20 Zbyszek, ollie przez ławeczkę na Placu Wolności w rodzinnym mieście. Fot. Michał Majewski

64


dizaster — 20

ZBYCHU Wywiad ze Zbyszkiem Safianem przeprowadzony przez Krzyśka Sereczyńskiego / Zdjęcia Michał Majewski, Mateusz Balicki

W

jakich okolicznościach wpadłeś na pomysł, żeby zacząć

jeździć?

Wszystko zaczęło się dzięki pomysłowi mojego przyjaciela Michała Jankowskiego, który pewnego razu zamiast na boisko z piłką to przyszedł obok, na asfaltowy chodnik z deską! I jeszcze na dodatek z jakimś małym dzieciakiem z podstawówki, młodszym od nas o jakieś 5 lat (to był Kuba Freter). Zaciekawiło mnie to, dali mi się kilka razy poodpychać. Zacząłem przychodzić do nich częściej aż w końcu zasugerowali kupno własnej dechy. Skoczyliśmy więc z moją Mamą i Michałem do pobliskiego marketu i kupiliśmy moją pierwszą deskorolkę. To było 14 lat temu. Jesteś z Bydgoszczy, skąd sporo nazwisk już było wcześniej znanych polskiej scenie. Mógłbyś nam powiedzieć jaki tam panuje klimat i czy jest gdzie pojeździć?

65

Klimat u nas jest bardzo specyficzny. Wszystko obraca się głównie między dwoma okropnymi skateparkami, kilkoma zdatnymi miejscówkami i barami z browarem. Nie mamy żadnego prawilnego skateshopu, nad czym bardzo ubolewam. Mieliśmy kryty skatepark, który spłonął w niewyjaśnionych okolicznościach pod koniec zeszłego roku. Świetnym miejscem do jazdy był też pomnik na Placu Wolności. Marmurowy, elegancki, kilka schodków, ławki. Super klimat. I dali zakazy, man-

Zdjęcie profilowe. Dworzec PKP Bydgoszcz. Fot Michał Majewski

daty po 200zł. Miejsc i skateparków brak, ale ludzie są świetni. Mieszkałeś w UK jakiś czas, dzięki czemu poznaliśmy się w Nottingham. Jak Ci się tam jeździło i czy uważasz, że podwyższyło to twój poziom jazdy? Spędziłem tam zaledwie 2 lata. Jeden rok w High Wycombe niedaleko Londynu i drugi w Nottingham. Oba te miejsca wspominam zajebiście! Masa świetnych ludzi z Europy i świata, skateshopy z zajawą, inna architektura, ulice tętniące życiem (szczególnie w Nottingham). Szczęka opadała oglądając takich localsów jak Alex Hallford, albo Will Golding.

Powiedz skąd do głowy przyszedł ci na minirampie blunt to finger double flip fakie? Skąd bierzesz inspiracje? Inspirację biorę z dobrej zabawy. Nie wychodzę na deskę z nastawieniem: „o, dzisiaj się muszę nauczyć tego i tego” Wskakuję na drewno, jeżdżę i czekam co się wydarzy, jaki pomysł wpadnie, na jakiej przeszkodzie. Czasami są one absurdalne i już po kilku próbach widzę, że przegiąłem, ale jeśli coś zaczyna się dobrze kręcić, to biorę się do roboty. A jeśli chodzi o ulubionych skaterów to uwielbiam oglądać Wesa Kremera, Maxa Geronzi, Marca Johnsona. Widać, że jeżdżąc świetnie się bawią.


dizaster — 20 Wakacyjne BS 50-50 z Forum. Kwiecień 2017, Barcelona. Fot. Mateusz Balicki

66


dizaster — 20

Zabawa jest najważniejsza, zgadzam się. Co więc myślisz o zamyśle „Skateboarding jako SPORT”, czyli krótko mówiąc, czy uważasz, że Street League i OLIMPIJSKA dyscyplina PT. SKATEBOARDING jest dobrym zabiegiem dla świata deskorolkowego? Oczywiście że nie. Od razu przychodzi mi na myśl wywiad z Daan Van Der Linden, bodajże w Route One, gdzie opowiada o tym jak głupie jest ocenianie tricków na contestach. Sędzia widzi trick, ale czy jednocześnie wie, co się dzieje w głowie tego gościa? A wszystko zaczyna się w głowie. Potem dopiero widzimy to, co widzimy. Takie generalizowanie to trochę smutna sprawa. Deska nigdy nie powinna osiągnąć rangi sportu, już w ogóle olimpijskiego. I tak trzymać. A co myślisz o używkach i desce? Dobra kombinacja?

Oczywiście, cały czas śmigamy. Filmować zaczynamy jak tylko wrócą cieplejsze dni, jeździmy po różnych miastach. Na początku kwietnia śmigamy do Barcelony. Na pewno powstanie z tego jakiś montaż. A co do materiału to mamy większość nagrywek z 2016 roku i kilka z Nottingham z przed paru lat. Interesujesz się i jesteś dość aktywny, jeśli chodzi o fotografie i rysunek. Jak to się stało, że wkręciłeś się w te 2 dziedziny? Czy to skateboarding był zapalnikiem? Zanim zacząłem jeździć na desce, wkręciłem się w gry komputerowe, i to dość ostro, także w dzień jeździłem, potem grałem do oporu. W latach szkolnych nie kolidowało to ze sobą, ale jak zaczynało się dorosłe życie, zobaczyłem jak bardzo marnuję czas

na inne talenty które otrzymałem. Postanowiłem się od tego odciąć i wziąć się za coś kreatywnego, co sprawia mi radość. Dlatego postawiłem na fotografię, rysunek i rzeźbę. Skateboarding bezpośrednim zapalnikiem nie był, ale pośrednio na pewno miał wpływ. Myślę, że ty jesteś artystą sam w sobie. Zawsze to czułem. Zbylu powiedz mi co chciałbyś powiedzieć na koniec? Jakieś życzenia? jakieś pozdrowienia? No, artysta kombinator :) Na koniec chciałbym podziękować rodzicom za wieczne wsparcie w moich pasjach, szczególnie mamie, która nigdy we mnie zwątpiła. Dziękuję przyjaciołom, Miszy i Kubie za zarażenie zajawą, a Balu z LoveSkateboarding za wsparcie. Dziękuję Oliemu za artystyczny rozwój.

A to już zależy dla kogo dobra :) Ja kiedyś lubiłem palić trawę i pić na desce, ale przeszło mi. Trawę odstawiłem całkowicie, piję ale nie jak jeżdżę. Wyobraź sobie, że kiedyś wyszedłem na deskę na jointowo-piwkowym kacu i wróciłem bez górnych jedynek. Mogę powiedzieć, z własnych obserwacji, że deska i używki często współgrają. To wszystko zależy od osoby, znajdzie się amator od każdego ‚wspomagacza’. Najważniejsze żebyś czuł się dobrze jeżdżąc, tyle. Jednak kłóci się to bardzo z ideą olimpijskiej deski. Joint przed przejazdem? Dyskwalifikacja! Good for you! Widziałem twój part z filmu BDG ALLDAY. Długo trwało zebranie materiału? Planujesz mieć kolejny part w przyszłości? 67

DIY quartery to nie bułka z masłem ze skateparku. Fot. Michał Majewski


Zbigniew Safian is the man!

dizaster — 20

Taki trik musiał pokusić się o rozkładówkę. Podwójny fingerflip z blunta!

68


69

dizaster — 20


dizaster — 20

SIKSA Wywiad Piotr Dabov / Zdjęcia Piotr Nykowski (str.68), Marta Shoots (str.69)

J

ak to się zaczęło?

Chyba każdy ma jakąś zajawkę, za którą się chowa. A przed czym? Przed tym, że świat nam wmawia, że rodzice muszą być z nas dumni, a rodzicom świat wmawia, że muszą mieć dziecko, z którego będą dumni. My mamy SIKSĘ. Moi rodzice nigdy nie będą zadowoleni z SIKSY, a to z prostej przyczyny – SIKSA istnieje także przez nich. Ale oczywiście nie tylko przez nich. Siksa to Ty, a czy jest ktoś jeszcze odpowiadający za stronę muzyczną? Ja i Buri jesteśmy parą i właśnie on gra na basie. Gdyby grał na pianinie czy grzebieniu, gdyby

malował obrazy lub jeździł na desce – SIKSA i tak by istniała. Krzyczałabym o bólach swoich i innych SIKS (mężczyzna też może być SIKSĄ tak btw.). Poznałam go w momencie, gdy po raz kolejny bardzo chciałam, ale bałam się odejść od mojego poprzedniego chłopaka, który jak krzyczę w jednym tekście, mówił mi tak: „Nikt nie będzie chciał pokochać się z tą Twoją nerwicą, z tą chorobą psychiczną, którą masz niewątpliwie, z tą schizofrenią. Ty to jesteś jednak trochę pojebana, ale spoko ja lubię takie pojebane dziewczyny.”

WROGA”, który opowiada głównie o gwałcie, tym w związku także, przeszliśmy z SIKSĄ kilka etapów, które nazywamy sezonami.

Skąd muzyka, pomysł, teksty?

Kolejne sezony SIKSY były skierowane w narodowców, Polskę i jej symbole, które zostały nam zabrane przez SEBKÓW i innych SEBASTIANÓW. Nie, to nie była

Zanim odważyłam się stworzyć trzy utwory, a właściwie cały set zatytułowany „ZEMSTA NA

Najpierw mówiłam dużo o swoim ciele, o anoreksji i bulimii, czyli o chorobach będących skutkiem między innymi tego, że po kolejny raz nie pozwolono mi iść na kółko teatralne. Dlaczego? Bo podejrzewano, że mogę przecież wejść w kontakt seksualny z mężczyzną, który to kółko prowadził. Miałam 14-15 lat i nie chciałam uprawiać seksu tylko działać w amatorskim teatrze.

70


dizaster — 20

prowokacja. Naświetlając ten temat naprawdę nie myślałam, że będzie to dla kogoś kontrowersyjne. Ostatnio postanowiłam powiedzieć o tym na głos, a ktoś z pretensją w głosie zapytał: „co sobie myślałaś?”. A Ty? Co myślisz jak robisz coś, co sprawia, że czujesz się oczyszczony, że dajesz coś innym i czujesz, że nie musisz nikomu już nic udowadniać? Obecny sezon SIKSY chce się mocno zemścić na tych wszystkich osobach, które kiedykolwiek gwałciły, raniły, oszukiwały siebie i innych. SIKSA się nigdy nie pierdoli. Za dużo czasu straciłam na poddawanie się w życiu przez to, że myślałam, że już nic lepszego niż to co mam, czyli chłopak, który studiuje prawo i zadowala moich rodziców, mnie nie spotka. Chłopak, który zmuszał mnie do seksu. Możesz się dziwić, kiedy widzisz mnie teraz na scenie, dlaczego nie reagowałam wcześniej. Jak radzę sobie nawet z tym jak jakiś koleś wbija na mój koncert i próbuje mnie uderzyć (Sopot, klub „Dwie zmiany”, 2017). Ale mogłam to zrobić dopiero gdy spotkałam Buriego. SIKSA więc składa się z dwóch osób, które się kochają i wspierają. Z prawdziwych, moich osobistych historii, które przeżyłam i słów, które usłyszałam. SIKSA jest superbohaterką taką jak te dziewczyny z filmu „Spring Breakers”. Jak Uma Thurman w „Kill Billu”, który to film zaczyna się od słów: „ZEMSTA NAJLEPIEJ SMAKUJE NA ZIMNO”. O co chodzi z tym #girlpower?

71

Chodzi przede wszystkim o feminizm. Jestem feministką, która próbuje prostym językiem porozmawiać z innymi dziewczynami i je wspierać, bo wiem po ich reakcjach, że to jest potrzebne. Po-

magamy sobie wzajemnie, często po naszych występach pozostajemy w kontakcie, czy po prostu się zaczynamy się „koleżankować”. W SIKSIE chodzi o dawanie dobra, miłości i czułości, a do jej odbioru potrzeba odrobiny empatii i czułości. Słowotok nieprzerwany przez cały szoł nawiązujący do aktualnych spraw, jak się do tego przygotowujesz? Ile zazwyczaj taki występ trwa? Cieszymy się, że SIKSA to nie jest tylko występy. Po nich zawsze długo rozmawiamy, a konwersacje te trwają jeszcze czasami tygodniami. SIKSA to reportaż o współczesnym świecie a to czyni nas swego rodzaju dokumentalistami. Plany na przyszłość? A co dalej z SIKSĄ? Właśnie ogłosili nasz występ na UNSOUND’zie w Krakowie. Będę tam też pro-

wadzić warsztaty o tytule „Nie jestem fajną dupą”, na których będę pokazywać i mówić jak radzić sobie z seksizmem w życiu codziennym. SIKSA co chwilę obfituje w nowe przygody. Właśnie wróciliśmy z Litwy, gdzie ludzie na naszych występach wykonywali jakieś tańce bólu i rozpaczy. Nikomu to nie przeszkadzało. Ludzie za granicą zachwycają się tym, że to jest punk, rap, poezja, ból, szczerość, przeżycie, a jeden Litwin powiedział, że nie widział nic bardziej FAK APT w swoim życiu i że nie wyobraża sobie jak musi boleć to, co robię na scenie także ze swoim ciałem. To jest wolność i szczęście, z którego oczywiście wynika dużo bólu i zmęczenia psychicznego, ale nie będę o tym przecież mówić.


dizaster — 20

RECENZJE NOWEJ PŁYTY Trzy różne recenzje tej samej płyty zespołu „Nagrobki”

5/5 To wybitne arcydzieło jest krokiem milowy w polskiej muzyce. Nigdy już nie powstanie materiał tak dobry, nikt już nie napisze takich słów, nikt tak już nic nie nagra, nikt nie zrobi takiej dobrej okładki i świetnej gazety, którą właśnie czytasz. Nie będzie już niczego. Teksty zespołu będą tłumaczone na wszystkie języki świata. Rozstąpi się niebo, a dwaj członkowie zespołu, artyści wizualni: Maciej Salamon i Adam Witkowski zostaną żywcem teleportowani na honorowe miejsce po prawicy ojca. Z tej pozycji będą litościwie patrzeć na inne zespoły nieudolnie próbujące im dorównać.

3/5 Płyta ok. Porządna dawka muzyki. Teksty mogłyby być co prawda lepsze, ale te co są też ujdą. Niby wszystko się zgadza. Goście występujący na płycie ciekawie dobrani. Wzbogacają brzmienie zespołu. Na przyszłość, sugeruje się jednak zastąpienie Michała Skroka, tym razem grającego na nietypowych dla siebie puzonie i trąbce, kimś bardziej sympatycznym. Nagrobki pochodzą z Gdańska i jest to najprawdopodobniej największym atutem duetu Salamon -Witkowski. Tamtejsza scena od zawsze obfitowała w dużą ilość ciekawie grających zespołów.

0/5 Co za gówno. Właściwie gorsze niż Gówno, poprzedni zespół pożałowania godnych artystów Macieja Salamona i Adama Witkowskiego. Już lepiej by zrobili, gdyby zamknęli się w pracowniach malując te swoje obrazki czy „co tam jeszcze chcą”. Trzeba było tam zostać i nie wychylać nosa, bo gdzie wam pizdeczki z ASP było wychodzić z instrumentami na scenę. Członkowie Nagrobków są brzydcy, mają małe kutasy. Płyta brzmi chujowo. Jeśli już

72


dizaster — 20

ROYAL SPIRIT Radosny Alko punkrock z Łodzi / tekst: Tomek Rogowski

T

o co teraz, ha? Od tych słów zaczyna się nie tylko Mechaniczna Pomarańcza, ale również ta notka. Łódź, punk rock, alko eskapady, nuda, czyli historia jakich są tysiące. To właśnie z nudy powstają takie składy jak Royal Spirit. Trzech dziadków i jeden zakrawający na to miano, dzieciak drugiej świeżości, zdają się być zatrzymanymi w czasie skamielinami z zeszłego wieku... I chyba nie ma w tym niczego złego.

73

Łódź jeszcze do niedawna mocno stała klimatami hard core

punk. Gdyby nie to, że ekipa posiwiała i nikomu nie chce się dziś słuchać Ramones, Royale byliby prawdopodobnie bardziej zauważalni na lokalnej scenie. Nie taka jest jednak idea punk rocka. Panowie zdają się w ogóle nie przejmować niską frekwencją na miejscowych koncertach i nawet dla pięciu osób łupią te swoje trzy akordy na krzyż, jakby jutra miało nie być. Nie zawsze jest równo, nie zawsze poważnie, ale na pewno nigdy trzeźwo. Zresztą co może wyjść ze spotkania informatyka, piercera, mechanika i odlewnika?

Krótkie kawałki o imprezach, goudzie i przyjemnościach kaca, niedługie i energetyczne koncerty przeplatane pijackimi gadkami, a to wszystko bez zadęcia i z odpowiednim dystansem. Wystarczy? Wpisz na Youtube „Royal Spirit”, przekonaj się czym to się je i przenieś się na chwilę w dobre czasy gitarowego hałasu. facebook.com/royalspiritband


W

szystko zaczęło się w 1994 roku, w Szczecinie. To były czasy, gdy nasz sklep był bardziej sklepem militarnym niż skateshopem. Jego powierzchnia nie przekraczała 30m2, a po markowe ubrania trzeba było jechać do Niemiec. Zaczęły się u nas pojawiać marki, które sami chcieliśmy nosić. To miejsce szybko stało się mekką dla lokalnych miłośników rapu

i deskorolki. Nad wejściem dumnie wisiał szyld „underground”. Niestety okazało się, że spora cześć klientów nie radzi sobie z obco brzmiącą nazwą. Po szybkiej naradzie pojawił się „Andegrand” i tak zostało do dzisiaj. Zapotrzebowanie na sprzęt i ubrania rosło z każdym dniem. Wspieraliśmy coraz więcej imprez. Sklep się rozwijał. W chwili

dizaster — 20

ANDEGRAND SKATESHOP SKATE-EUROPE. COM

obecnie zajmujemy ponad 600m2 na kilku kondygnacjach z kilkoma oddzielnymi wejściami. Nie zatrzymywaliśmy się. Rozwijamy się coraz szybciej …

74


75

dizaster — 20


dizaster — 20

SZROT tekst i zdjęcia (oczywiście DIY) / Kobiał

C

zym jest szrot? To trzeci najbardziej poczytny magazyn deskorolkowy w Polsce. Górnolotna myśl, ale bez zbędnego patosu. Szrot to diy zine który robię za pomocą papieru, nożyczek, kleju, taśmy, zszywacza, drukarki i ksera. Spodziewaj się niewyraźnych zdjęć, nieskładnych myśli i wielu pytań retorycznych. Skateboarding rozwija się w niesamowitym tempie. Staje się powoli “najprawdziwszym sportem”. Olimpiada i bla bla bla. Można na to narzekać. Istnieje jednak zupełnie druga strona medalu. Ta która jest moją zajawką. Czy to nie piękne, że w cieniu tych wielkich pieniędzy nadal są ludzie, którzy traktują deskorolkę jako bunt, rodzaj ekspresji czy po prostu dobrą zabawę?

Dobra sesja niekoniecznie musi kończyć się potężnymi trickami na rurach w dół. Wystarczy grupa znajomych, piwko i minirampa czy kawałek flatu. To jest właśnie szrot. Będę pisał o tym co mnie jara w deskorolce. Czasami pewnie coś skrytykuje, ale nie jest to głównym celem. Jak na razie powstało już kilka numerów. Kolejne są w planach a pomysłów jest wiele. Dotychczasowe siedzenie po nocach z kawą, pisanie artykułów i bawienie się z wycinankami było niesamowitą frajdą. Ta cienka gazetka daje mi na prawdę dużo satysfakcji. Może jakość nie jest najlepsza, ale mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że właśnie tak chciałem żeby szrot wyglądał. Wszystko

opłacam z własnej kieszeni więc nakład nie jest imponujący. Całość staram się trzymać poza mediami społecznościowymi, ale dobrzy ludzie pomagają mi w promocji. Mój ziomek, który koczuje w Bergen dowiedział się o szrocie nie z internetu ale osobiście od innego kumpla który go tam odwiedził. Zupełnie od dupy strony, ale takie akcje dodają smaczku. Inspiruje się raczej zinami w oldschoolowym stylu, inspiruje mnie Love Letters Jeff’a Grosso, inspiruje mnie Big Brother magazine, inspirują mnie toury… Mogę tak bez końca. Nawet będąc w pracy mogę poświęcać się mojej pasji. W tyrze nie pojeżdżę, ale mogę pisać moje rozkminy i myśleć nad kolejnym zinem. Szrot nie ma być

76


dizaster — 20

niekoniecznie wiedząc, że do brand deskorolkowy. Oczywiście dla samych marek to czysty zysk. Niewielu jednak wie, że wielkie gwiazdy ubierały się w ciuchy Thrashera już wiele lat temu. Jeszcze za nim deska była tak popularna. Kogo mam na myśli? GG Allin! Prawdziwa gwiazda z klasą. W swoich ekspresyjnych występach taneczno-muzycznych okazywał całego siebie. Jednak w tych rzadkich momentach jego życia, gdy nosił ubranie, także reprezentował Thrashera. Zresztą magazyn i Phelps wspierali tego artystę licznymi wzmiankami. Nie mieli wtedy takiego problemu! Pozerka! Ja właśnie tutaj dostrzegam początek! Z pewnością to właśnie jego dorobek artystyczny przełożył się na dalsze sukcesy tego magazynu. GG miał wpływ na sowich fanów. Widać to po tirówce Thrashera w jednym z odcinków Jerrego Springera (z GG właśnie). Polecam to skate nerdom!

najlepszą szmatą na świecie. Szrot ma być mój, po mojemu i bez kompromisów. Chcesz zagadać? Poprosić o kopie? Podesłać fotę albo artykuł? Dawaj wiadomość na szrot.zine@gmail.com Szukaj szrota na facebooku i instagramie! Nie znajdziesz. szrot Kobiał

77

TRASHER

T

hrasher zrobił się modny w szerokich kręgach. Widać go wszędzie. Nawet nazwa lokalnej budy z kurczakami z rożna ma nazwę napisaną tą czcionką. Nie musisz jeździć na desce, żeby nosić bluzę ze sloganem Skate and Destroy albo Thrasher Skateboard Magazine. Skateboard, kurwa. Dla mnie jest to mega dziwne, czemu ludzie noszą takie rzeczy. Ja w życiu nie założyłabym t-shirta Karp: Magazyn Wędkarski (no chyba że zacząłbym łowić ryby na jeziorze). Różne gwiazdy wożą się teraz w takich ciuszkach i pozują na wielkich skaterów. Z Palace stało się podobnie. Ktoś podpatrzył kogoś i nagle totalne randomy noszą charakterystyczny trójką,

Obecnie wielkie oburzenie budzi, że Lil Wayne czy ktoś tam inny jeżdżą dla szpanu. GG Allin też pokazywał się z deską i wszystko było spoko! Historia pokazuje, że podejście się zmienia. Także nie myśl, że to współczesne sławy rozpromowały magazyn Thrasher. To że teraz pół gimnazjum nosi takie logo to wina GG Allina. Młodzi ludzie naśladują swoich idoli. A tak w ogóle to nawet Bob Marley zgapił czcionkę Thrashera na okładce płyty Natty Dread. I to nawet zanim Thrasher powstał, bo już w 1974 roku! To dopiero skandal. Mogłem podesłać cokolwiek, a zdecydowałem się na to… Kurwa…


dizaster — 20 Albert Azjan, pole jam, Poznań

78


dizaster — 20

MILCZENIE JEST ZŁOTEM by IZVISION Na ultraspontanie, kilka godzin przed drukiem, w cały nasz ulubiony dział wjechał Izvision. Igor Zieliński to sto procent skate fotograf mieszkający obecnie w Poznaniu. Wszystkie zdjęcia jego autorstwa.

79

Piotr „Wampir” Warmbier, grabik, Pessa DIY, Bydgoszcz


dizaster — 20 Krystian „Rico” Beutlich, pomka w tubie, Poznań-Zawady

80


81

dizaster — 20


82

dizaster — 20


dizaster — 20

Jean Semaan

Fot. Adrian Krawczyk / wspak.pl

83


84

dizaster — 20


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.