Bronisława Chmielowska. Stare pieśni

Page 1

Bronisława Chmielowska

Stare pieśni



Kiedyś to takie stare piosenki śpiewali, bo tera to takie całkiem inne śpiewajo. Pani Bronisława śpiewa pieśni, które zna od dziecka, nauczyła się ich od mamy, Agnieszki Zamirskiej. Choć śpiewała je także w zespole „Podgórzanie”, już po wojnie na Ziemiach Zachodnich, nie miały one tego samego charakteru. Te pieśni nasze są takie ciągłe. A to ludzie lubiom takie troche podskoczne, to uni w zespole troche poprzerabiali, że inaczej je śpiewali, jak my jeździli tak na przykład do Świeradowa śpiewać. Dlatego płyta „Stare pieśni” odwołuje się właśnie do tych śpiewanych od dziecka i po staremu, do repertuaru, który dzisiaj wykonuje się rzadko czy nawet nie wykonuje się go wcale. Pieśni pogrzebowe, rekruckie, weselne lub szczodraki nie mają już dziś swojego osadzenia rytualnego w nowej przestrzeni kulturowej. Wybór pieśni podyktowany był także chęcią uzupełnienia repertuaru utrwalonego w postaci wcześniejszych wydawnictw płytowych. Nie jest to zatem zbiór ulubionych pieśni śpiewaczki, choć pokazuje obszerny fragment świata pani Bronisławy, który został w Wołczuchach, gdzie się urodziła. W jej wypowiedziach słychać cechy mowy tego regionu: przedniojęzykowo-zębowe, boczne „ł”; zmiękczone „l” wymawiane jako „lj”; wymowa „mi” jako „mni” np. zamiast „ziemia”, to „ziemnia”; męskoosobowe formy czasowników występujące z rzeczownikami wszystkich rodzajów np. „mama byli”, „chłopaki byli”. Wybór pieśni uzupełniony odpowiednim komentarzem skłania do refleksji nad tym, jak bardzo zmienne są ludzkie losy, jak szybko płynie czas, jak przekształcają się obyczaje i wierzenia. W końcu stare pieśni takim to ludziom, co śpiewali, przypominali, że to człowiek jest krótko na tym świecie. Tam u nas na Ukrainie, to bardzo się dużo śpiewało, wieczorami wychodzili dziewczęta, chłopaki - wychodzili i śpiewali. Bronisława Chmielowska w wielu swoich opowieściach podkreśla, że śpiew miał niegdyś zupełnie inne znaczenie niż dziś. Pieśni były nieodłącznym elementem obrzędów i świąt kalendarzowych. Śpiew


posiadał także inne funkcje, miał więcej zastosowań społecznych niż obecnie. Śpiewano przy pracy, którą często wspólnie wykonywano, zarówno w domu, jak i na polu; na muzykach, spotkaniach. Pani Bronisława wspomina, że kiedyś śpiewano po prostu ot tak, dla przyjemności, żeby pobyć ze sobą. U nas bardzo dużo śpiewała młodzież. Schodziła się w niedzieli gdzieś tam razem, jak z zabawy wracali, wszędy śpiewali, nie tak jak tera. Ja pamiętam w Pyskowicach, jak ja już dorastałam na panienkę, to takie tam drzewa leżeli, to tam się wszyscy schodzili - dziewczęta, chłopaki - i tam my cały wieczór prześpiewali. Były takie flirty, takie kartki się podawało, takie byli czasy. Z zabawy się szło, chłopcy se trocha popili, dziewczęta nigdy nie pili, też się śpiewało. Chłopaki przychodzili z wojska, to śpiewało się dużo różnych. Tak że to takie życie było wtenczas. Były też muzyki - zabawy taneczne z muzyką na żywo, gdzie śpiew odgrywał równie ważną rolę. No to u kogo duże mieszkani, no to muzykę sprowadzili, skrzypce i bęben. Tam więcej było śpiewania, jak grania, taka prawda. I ten muzykant śpiewał, i dziewczęta śpiewali, chłopaki śpiewali. A starsze, młode mężatki, chłopaki, mężowie no to się zbierali w jakimś domu i tam sobie robili takie przyjęcie. Młodzież tam nic nie piła, nie jadła, tylko tańczyła i śpiewała, a te starsze to już tam pili, sobie coś jedli. Na muzykach tańczono polki, walce i kołomyjkę – ukraiński taniec, do którego także śpiewano (O muzyce, nr 6). I krakowiaka tańczyli, i oberka. O ja oberka umie tańczyć! Jak już tu po wojnie na zabawach grali oberka, to ze trzy chłopaki chciało mnie do tańca prosić. Mama mówili: „Czekaj, czekaj, ty na starość nawet się nie ruszysz, będą cię nogi boleć”. I prawda. Zabawa na wiosce jest tam, no to wszystkie dziewczęta i chłopcy szli na te zabawe. A ciasnota, tam się najdzie tej wiary! Jak buty wezmę, to już nie przynoszę, ino podeszwe same z tej zabawy! No. Strasznie lubiałam tańczyć. Śpiewać, tańczyć, ojejku!



Właściwie wszystkie pieśni liryczne Pani Bronisława zna z takich właśnie schadzek lub nauczyła się ich od swojej mamy. „Jasio konie poił Kasia wodę brała” (nr 7) to jest moji mamy piosenka. Dopiero-śmy jak zaczęli tu śpiewać i w domu zaczełam z nimi rozmawiać, to uni sobie przypominali i mi opowiadali. Bo tak z początku [po wojnie] to, można powiedzieć, byli bardzo rozbite. Śpiew regulował także niektóre sytuacje społeczne. Chłopcy śpiewali dziewczynom, by je wychwalać, powiedzieć im tym samym, że się im podobają. Śpiewem przekazywano uczucia, których nie wypadało powiedzieć wprost. Były dwie dziewczyny, siostra mamy i mama, te chłopaki wszystkie już latali do tych nowych dziewczyn, nie? No to mówi, pędzi krowe taka dziewczyna - zła , bo ten jej chłopak, co przedtem do niej chodził, tera zagadywał do mamy siostry. I ona śpiewa: „Płynie woda płynie, z góry do potoka / ja sobie tutejsza, a ty zawołoka”. Zawołoka to z ukraińskiego włóczęga, przybłęda. Dziewczyna kąśliwą przyśpiewką daje do zrozumienia drugiej dziewczynie, że nie jest tutejsza, jest „zawleczona” z innej wsi, a przez to gorsza. Dzisiaj taka sytuacja nie miałaby racji bytu, gdyż śpiew nie jest już tak nieodłącznym elementem komunikacji. W ten sposób można było wyrazić emocje, wyżalić się, opowiedzieć historię w dowolnej sytuacji życiowej. Pani Bronisława bardzo chciała, żeby na płycie znalazła się pieśń „Przyszła zima ostra” (nr 3). Opowiada ona historię sierot, którym kiedyś było bardzo ciężko. No to służyło takie małe, krowy tam musiało paść, tęsknili za mamą. A nawet i to taka prawda była, że nawet jak mama żyła, to dużo dzieci służyło. W doma nie było co jeść,


to dzieci tam dała do kogoś bogatszego. Tera dzieci bioro do domów dziecięcych, a kiedyś takie sieroty jak zostali, przez ojca, przez matki, to jakaś ciotka wzieła czy ktoś, to te dzieci byli biedne. To ciężki los był. I to było dużo tych sierocych piosenek. Nie umi jo całej, ale może pani słyszała, o dziewczynce, co płakała i kwiatki rwała, szła do figurki Matki Boskiej, bo mamy nie miała. Pieśni opisywały rzeczywistość, która dzisiaj wygląda już zupełnie inaczej. Współcześnie pieśni te zmieniły swoją funkcję. Pozostały materiałem informacyjnym dla następnych pokoleń. Inne było życie, inne pieśni. Specjalne ballady, opowieści śpiewane, jak „Wyjeżdżał brat na wojenkę” (nr 18), dawniej były nośnikiem informacji i można by je zaliczyć do gatunku pieśni dziadowskich, pani Bronisława zna te utwory od mamy, ale słyszała je także na odpustach, gdy wykonywali je wędrowni śpiewacy. Wszystkie ważne momenty w życiu oraz święta kalendarzowe miały przypisane sobie pieśni. Pani Bronia zna ich bardzo dużo. Tłumaczy to dobrą pamięcią (O pieśniach, nr 2), tym że bardzo lubiła śpiewać i od małego chodziła z gwiazdą, betlejką, z mamą na wesela. Dzięki pamięci własnej i pamięci swojej mamy, już po wojnie w zespole „Podgórzanie” możliwe było stworzenie widowisk obrzędowych, takich jak - Rekruty, Boże Narodzenie, Zapusty, Wesele, Omłoty. Pokazywały one obrzędy i zwyczaje, które miały miejsce na Kresach. Jak my tutaj założyli ten zespół, to, tak można powiedzieć, ja tak najwięcej umiałam tych pieśni. No i jeszcze tu pani Biernacka taka też była, znów z Warszawskiego, też z wioski i ona umiała też dużo. Nawet jak Biernacka znała, to znała na inne melodie, takie uni znali bardziej skoczne, a u nas przeciągłe. Ona znała jedne zwrotke, a ja jedne, ale melodie żeśmy śpiewały z Kresów.


Po wojnie niektóre zwyczaje, pieśni i sytuacje społeczne odeszły całkiem w zapomnienie. Zostały po nich tylko pieśni. Tak stało się z rekrutami czy ochotą. Niegdyś jednym z ważnych momentów życia społecznego było odprowadzenie chłopców do wojska. Służba trwała trzy lata i ten długi okres rozłąki z rodziną poprzedzony był pożegnaniem i huczną zabawą ze śpiewem. Pieśni rekruckie i wojskowe śpiewano także po prostu na muzykach. To takie chłopaki śpiewali, co mieli iść do wojska. „Rekrucie, rekrucie” (nr 14) i inne takie na tych muzykach śpiewali. Chłopcy przed wyjazdem urządzali pożegnanie w czytelni (świetlicy). Odbywały się tam muzyki i śpiewy w dzień przed poborem. W domu żegnali ich rodzice. Koło czytelni błonie było, taka łąka, i tam się zbierali i wozy przyjeżdżali, zależy, ile ich tam było, i z taką paradą jechali do Gródka, sołtys ich odwoził i wtenczas to śpiewali. Tryb pracy na polu także uległ zmianie, zatem omłoty czy ochota pozostały już tylko w pamięci i pieśniach, choć niektóre pieśni śpiewa się podczas dożynek do dziś (O ochocie, nr 19). Wesele było jednym z najbardziej rozbudowanych obrzędów, stąd też duża ilość pieśni i przyśpiewek do każdej z części rytuału. Dla młodych to był tylko wieczór panieński. Przychodzili dziewczęta do wieńca, a potem chłopaki przychodzili i wtenczas dawali im tam jeść i śpiewali tam „Ty panie młody”, różne takie piosenki. To się nazywali bojary, bo nie byli wszyscy proszone na wesele, bo to co, małe domy, to by się nawet nie zmieściło. Tak że te chłopaki, te młodego koledzy dalsze to schodzili we wtorek, a w środę byli weseli. Osobne pieśni śpiewano do błogosławieństwa rodziców w domu, do wyjazdu do kościoła, jak „Oj siadaj, siadaj Hanusiu z nami” (nr 8), „Przed dom zajechał, siadać jej kazał” (nr 9), „A spojrzyj dziewczyno na wysoka wieżę” (nr 10), „Przyjechał do niej pod malowany ganek” („Od wschodu słońca... Tradycje muzyczne na Dolnym Śląsku”, wyd. Fundacja Ważka), na wyjazd z ko-



ścioła - „Szeroka droga do Boga” („Od wschodu słońca…”). Muzyka zawsze odprowadzała młodych do kościoła. W trakcie wesela śpiewano przyśpiewki, po oczepinach zawsze „Oj chmielu” (nr 12). Szykowano także specjalne pieczywo obrzędowe - korowaj. Z korowajem się szło do kościoła, tam poświęcili i tak jak tort stał na stoli. Ten korowaj potem rozdawali, jak witali pani młode, jak jo oczepczyli, zrzucili welon i przyprowadzili do pana młodego, to mówili, że jo witajo u pana młodego. Kto podchodził, kto chciał, to se ukroił, ale raczej każden chciał, bo to dobre było. Upieczony na jajkach, w takie kose, zawinięty wysoko, jak warkocz, do tego bukszpan i kwiaty, wysokie to było. Dochodzi każden do pani młody, muzyka przygrała i potem śpiwali ji, a kto nie umiał śpiewać, to dośpiewywał spod ściany. To było witanie, już po czepczeniu. Nie dawali pieniędzy, ale czasem to jak dawali, to dawali pani młodej, a ona dopiero dała młodemu. Wesele było ważnym wydarzeniem w całej wsi. Dlatego pieczono specjalne pieczywo obrzędowe zwane huski, by ugościć także ludzi niezaproszonych na uroczystość. A huski to so takie ptaszki, ogoneczki majo, główeczkę, oczka takie się daje z gryki, dziobek z ciasta i on taki ptaszek wychodzi. To piekli starościny, bo byli zawsze dwie starościny. Kobiety szli przed weselim pomagać, bo to dużo trzeba było tych ptaszków. Jak kiedyś weseli szło do ślubu, to szło, bębniło, grało, pierwsza szła muzyka, potem dopiero te młodzi, drużby, drużki, młodzież ta wszystka. A na każdym mostku ludzie wychodzili się patrzyć - weseli idzie, weseli idzie, jak młoda ubrana - i to, wie pani, wtenczas te ludzie stali i starościny podchodzili do ludzi i tak rozdawali, czy rzucali im te ptaszki. Wiązała starościna w takim obrusiku i rozdawała. Pani Bronisława wyszła za mąż po wojnie w Złotoryi, za Karola Chmielowskiego, który też pochodził z Wołczuchów. Jednak nie było już weselników potrafiących odegrać poszczególne role i odpowiednich warunków, by przygotować tradycyjne wesele. Na moim weselu już był tort, nie korowaj. Już i pani młoda w welonie, i długa sukienka, i no już nowoczesne weseli. Do ślubu-śmy



jechali autem, a resztę te jechali takim zwykłym autem, takim jak to te dostawcze, na pace. I już orkiestra nas nie prowadziła do kościoła, tylko czekała, jak my z kościoła przyjechali, tak że już to inaczej było wszystko. Również kolędowanie i okres świąteczny w powojennej rzeczywistości wyglądały zupełnie inaczej. Ale wie pani, było wesoło w Boże Narodzenie, jak wesoło było u nas tam, nad Bugiem. Tam było wigilia, to przez całe te cztery tygodni, co się czeka na święta, no to kobiety robili kwiaty, ubierało się obrazy w domu. Wszystko takie z papiera w kwiaty, takie wieńce się robiło na obrazki. Później była wigilia, dzieci się cieszyli, bo się przynosiło do chałupy słomy, siana dużo na stół. Piekło się takie, ja jeszcze tera piekę, takie strucli, taka plecionka duża, taka jedna, potem jeszcze na to nałożona druga, to się nazywa strucla. To się piekło tak ze trzy, bo jedna to leżała całe święta jako Pan Jezus w żłóbku na tym sianku, i opłatek na tym, druga na kolację. A przychodzili potem betlejka, szopka, gwiazda, ułany, herody, anioły, cały wieczór, ci, co nie zdążyli wieczór przejść w Wigilię do dwunastej godziny, to przychodzili jeszcze potem na Boże Narodzenie po obiedzie. I to do tego dzieci inaczej śpiewali jak dorośli, śpiewałam te kolęde, do gwiazdy się śpiewało „Nad Betlejem nad miasteczkiem gwiazda jasna świeciła / Tam Maryja, tam Maryja swego syna powiła”. Pani Bronisława wyjaśnia szczegółowo, kiedy kolędowali chłopcy, kiedy dziewczynki, kiedy młodzież, co się wtedy śpiewało. W Nowy Rok przychodzili chłopcy, kawalerowie z winszowaniem (O szczodrakach i winszowaniu, nr 24), a rano chodzili mali chłopcy, za co dostawali bałabuszki, pieczywo obrzędowe wypiekane specjalnie na tę okazję (O bałabuszkach, nr 26). Kobietom i dziewczynkom nie wolno było kolędować w Nowy Rok, gdyż mogło to spowodować nieszczęście, mówili, że dziurawy rok będzie, jak baba przyjdzie pierwsza. Chodziły za to po kolędzie na Szczodry Wieczór tzw. szczodraki, czyli w Święto Trzech Króli.


Śpiewano wówczas „Święty Szczepan po kolędzie chodził” (nr 23), „W rajskim ogródku rosła lilija”, „Iszła Hanusia krajem dunaju” (nr 25). Kolędy te są charakterystyczne dla regionu lwowskiego, szczególnego połączenia kultury ukraińskiej i polskiej (O świętach Bożego Narodzenia, nr 21). W niniejszym zestawie prezentujemy tylko trzy kolędy, gdyż większość została już przedstawiona w poprzednich wydawnictwach Fundacji Ważka i Polskiego Radia. Pieśni nabożne to głównie pieśni wielkopostne, do Bożego Grobu, kalwaryjskie i pogrzebowe, w tym dwie szczególne modlitwy, które pani Bronisława pamięta jeszcze z dzieciństwa (nr 28, 32). Codziennie rano dziadek je odmawiali, przy goleniu i tak mi się to zapamiętało. „Gdy miły Jezus był w Betaniji” (nr 29), „Smutny dzień nastaje, smutna nowina” (nr 31) oraz „Szedł Pan Jezus na przywody” („Muzyka Źródeł vol. 26 - Dolny Śląsk”, wyd. Polskie Radio) i te różne takie to przy Bożym Grobie przeważnie śpiewali, bo przecież cały piątek i sobota, i dopiero w niedzieli rano Pana Jezusa brali i była procesja, no to wtenczas, jak adorowali, cały czas śpiewali, i takie, co z książeczek, i takie, co z Kalwarii. Od nas chodzili na Zebrzydowskie Kalwarie, to przywozili takie te różne pieśni. Kiedyś śpiewali takie pieśni, które przypominali, że człowiek jest tu krótko na tym świecie. Tera jak do cimnicy nieso, to śpiewajo tylko do Najświętszego Sakramentu, a przedtem, jak Pana Jezusa ksiądz niósł w cimnice, to śpiewali „Uważ pobożny człowiecze u siebie…”. Szczególnych pieśni dyngusowych nie było w Wołczuchach. Ważny był natomiast zwyczaj oblewania wodą w lany poniedziałek. Po dyngusie chłopaki chodzili, bo dziewczyny się strasznie bali, bo ich oblewali. Ale jak kogoś nie oblali, to było bardzo wstyd. Które dziewczyny nie przyszli oblać, to znaczyło to, że jo chłopaki nie uważajo. A jak oblali, to jeszcze potem mama na przewodniej niedzieli pisanki, kraszanki brała do koszyczka, albo do chustki tak związała jajka, i dawała pod kościołem



chłopakom, że panne oblali. A „Barbaro święta” (nr 33) na Barbary i przy umarłych śpiewali zawsze. Jak ktoś umarł, to śpiewali do Barbary i do świętego Józefa, bo to była taka błagalna pieśń za zmarłych. Jak ktoś umarł, to też czuwali, cały dzień i całą noc, modlili się, śpiewali, różaniec odmawiali i rozmawiali. Tak że jak ten zmarły leżał w domu, tak przez tych dwa dni, miał leżeć, też nie zostawiali go samego, sąsiady przychodzili, ktoś z rodziny i cały czas go ktoś tam pilnował. Bo tak kiedyś wierzyli, jak ktoś umarł, że dusza się gdzieś błąka, żeby gdzieś trafiła do tego miejsca, tam, gdzie ma iść. Mówili kiedyś tak, że jak ksiądz przyjdzie do domu i już poświęci ciało w doma, i modlitwy te odmówi, to już dusza wtenczas się ulatnia, nie ma już ji, a tak to przez tych dwa dni, to chociaż umarły, to dusza jest w tym domu (O zmarłym i stole, nr 34). I żeby pani wiedziała, że te pieśni, co się uczyłam tera, jak żeśmy tam później śpiewali, to nieraz ciężko mi tak przemyśleć, jak to było, ale te, co znam od małego, to tam gdzieś siedzo w tej głowie jedna za drugo, jak nie wiem. Tak jest właśnie z kołysanką (nr 35), która pojawiła się aż dwa razy w wydawnictwach Polskiego Radia z serii „Muzyka Źródeł” na płytach „Dolny Śląsk – obrzędy” i „Wokół dziecka”. Jest to najbardziej rozpoznawalny utwór Pani Bronisławy, który również bardzo lubi. Tę kołysankę śpiewała jej mama.

Wykorzystano fragmenty rozmów przeprowadzonych z Bronisławą Chmielowską w latach 2012 - 2015.



Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.