Rodzina

Page 1

O BAŚNOIWYM POCHODZENI U MOJEJ RODZINY


„O baśniowym pochodzeniu mojej rodziny”. Nazywam się Mateusz Barski. Historia mojej rodziny jest niezwykle ciekawa. Dzisiaj wam o niej opowiem. Dawno, dawno temu, sto tysięcy lat po wyjściu gadów z pramorza, przodek mojego taty, który był krasnoludem z rodu Kopaczy, ożenił się z elficą karłowatą. Z tego związku urodził się wyjątkowy

syn.

Miał

on

głowę

elfa,

tułów

krasnoluda

i z niewiadomych przyczyn nogi małpy. Tak powstała rasa Małpopodobnych. Kiedy od tych zdarzeń minęło sto lat, jeden z przodków mojego taty poślubił człowieka i jego potomstwo wmieszało się w otoczenie ludzi. Moja mama też ma ciekawą historię. Jej przodek z rasy Kwiatopłatów ożenił się z małpą. Powstał tak gatunek Małpokwiatów, który miał postać kwiatu z nogami i rękami małpy. Kolejny przodek mojej mamy poślubił Małpopodobnego, a ich dzieci w następnych pokoleniach stali się ludźmi. Mijały lata i zanim moi rodzice przyszli na świat upłynęło dwieście pokoleń. Kiedy się poznali, studiowali na Uniwersytecie w Toruniu. Potem przeprowadzili się do Brodnicy, gdzie się urodziłem i obecnie chodzę do szkoły. Tutaj na świat przyszła również moja młodsza siostra Dominika, która chodzi teraz do przedszkola. To my będziemy kształtować dalszą historię naszej rodziny, a jej przyszłe losy opiszą zapewne nasi potomkowie. Mateusz Barski kl. V b


Moja baśniowa rodzina. Dawno temu, gdy na świecie roiło się od goblinów, żył sobie pewien człowiek. Nazywał się, Markosoniks. Nie był on normalnym człowiekiem, bo prawdę mówiąc w ogóle nim nie był. Był on władcą elfów. Wszyscy znali go dobrze. Zasłynął z tego, że w noc niebieskiego księżyca pokonał on armię goblinów u podnóża Smoczych Gór. Po tej wojnie nastąpiły dobre czasy. Król poślubił księżniczkę ludzką Alicjonide. Życie wiedli znakomite, lecz pewnego dnia stało się coś niesamowitego. Markosoniks przechadzał się po swojej kopalni złota, gdy nagle jakiś elf zawołał go do siebie. - Panie, panie! - Co się stało?- zapytał król. - Znalazłem coś dziwnego, to coś to jakby diamentowe jajo. - Jajo? Czyje jajo? Zdziwił si ę król. - Wygląda na smocze - odparł elf. Król wziął jajo do siebie i czekał aż coś się z niego wykluje. Mijały dni, potem lata, a jajo ani drgnęło. Pewnego dnia jajo poruszyło się. Król i królowa pędem przyszli to zobaczyć. Po pewnym czasie jajo zaczęło pękać. Z jaja wyszedł przecudny chłopiec. Postanowili przygarnąć go i nazwali Adamoniks. Adamoniks już od dzieciństwa odznaczał się nadprzyrodzonymi zdolnościami. W wieku dwunastu lat pozbawił on głowy syna króla troli leśnych, co doprowadziło do wojny. Pewnego słonecznego dnia, gdy Alicjonida przechadzała się po swym ogrodzie zauważyła, że uszy Adamoniksa wydłużyły się a ciało zaczęły pokrywać czerwone łuski. Zaniepokojona tym uciekła do swego męża. Ten przestraszony udał się do mędrca mieszkającego w tajemniczym lesie. - Nie wygląda mi to dobrze- powiedział czarodziej. - Wykluł się z diamentowego jaja - odparł król.


- Powiedział pan z diamentowego jaja? - Tak. A co?- zapytał król. - To smocze jajo. Pana syn jest smokiem. - Da się coś zrobić? - Przykro mi. Pana syna trzeba wygnać z królestwa. To słysząc Markosoniks wrócił do domu wezwał syna, wygnał go i nie kazał wracać. Więcej go nie ujrzano. Adamoniks (ja) udał się do jaskini w smoczych górach. Trzy lata później na świat przyszedł mały chłopiec (mój brat), któremu nadano imię Michał Pogromca troli. Był on bratem Adamoniksa, o którym nikt nic nie wiedział. Gdy Michał dorósł stał się odważnym i znanym na cały świat wojownikiem. Pewnego dnia Markosoniks wraz z Alicjonidą przechadzali się po swych tarasach. Do ich uszu dobiegło krzyczenie. - Panie, panie jakiś straszny smok o diamentowej skórze sieje strach w naszym królestwie. Pana syn już szykuje się na wojnę z nim.- Król, czym prędzej pobiegł do syna. - Co ty wyprawiasz - powiedział. - A co, nie pozwolę, by królestwu zagrażało takie niebezpieczeństwo. - A więc jadę z tobą - powiedział Markosoniks. Trzy dni później pod zboczem smoczych gór rozpętało się piekło. Armie króla próbowały wybawić smoka. Nagle. - Przerwać ogień - nakazał król. - Co ty wyprawiasz? - spytał syn. - Jednego ci synu nie powiedziałem. Kiedyś znalazłem diamentowe jajo, wykluł się z niego mały chłopiec. Okazał się on smoczym chłopcem. Teraz rozumiem. Był zazdrosny i dlatego nękał nas. - Chcesz powiedzieć, że to on? - Tak. - A więc to jest mój brat.


- Tak synu, to jest twój brat. Odwrót, wycofujemy się do zamku. A ty synu pamiętaj, że masz brata, ale nikomu o tym nie wspominaj Król wraz z Michałem wrócili do zamku, gdzie czekała na ich Alisjonida. Smok już nigdy ich nie nękał, a oni pożyli w szczęściu ładnych sto dwadzieścia lat.

Adam Tęgowski kl. VI a

„Historia mojej rodziny jest niezwykle ciekawa ”

Dawno, dawno temu, w pewnym lesie mieszkały krasnoludki. Były to dwa różne rody, które żyły ze sobą w zgodzie. Niestety, ale kiedyś pokłóciły się o błahostkę. Wtedy ród Krasińskich osiadł się po lewej stronie rzeki obok krzaków malin, a ród Kijewskich po przeciwnej stronie pod rozłożystym dębem. Pewnego lipcowego dnia Tadeusz z rodziny Kijewskich wypłynął łódką na połów. W tym samym czasie Elżbieta Krasińska udała się nad wodę w poszukiwaniu kwiatów, do ozdobienia swojego pokoju. Elżunia nieśmiało zagadnęła: -

Dzień dobry! Jak tam połów? – zapytała.

-

Dzień dobry! Połów wspaniały – zerknął na swoją rozmówczynię i zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia.

-

Może zrobimy wspólny spacer po lesie? – zaproponował Tadzio.

-

Z wielka przyjemnością – odpowiedziała Elżunia.

Resztę dnia spędzili razem spacerując po lesie. Wieczorem oglądali zachód słońca. Od tego dnia spotykali się codziennie - czy deszcz, czy śnieg, czy


mgła - zawsze w tym samym miejscu. Mimo, że chcieli być razem, to nie mogli, dlatego postanowili poradzić się Matki Natury. Ta pokierowała ich do zamku Gargamela i Papy Smerfa. Gargamel stwierdził, że może ich w coś przemienić: w ludzi, w grzyby, w żaby lub lampy. Wspólnie stwierdzili o największej korzyści z przemiany w ludzi. Tedy Gargamel powiedział: -

Stańcie na dywaniku. Papo Smerfie, gdzie jest księga czarów?

-

Leży na moim biurku. Nosi tytuł „Wielka księga rzeczowników od L do R”.

-

Dziękuję za pomoc – i czarodziej zaczął szukać zaklęcia.

-

Czary mary, kotek szary, dwa hipopotamy... To chyba nie to – powiedział do siebie.

-

O już je mam! Na pewno poprawne: Hokus pokus raz, dwa, trzy ludźmi stańcie się wy!

I Ela z Tadkiem stali się ludźmi. Zamieszkali razem w Brodnicy Potem urodziliśmy się my: Szymon, Kasia i ja. Teraz może zrozumiecie, dlaczego jestem taka mała. To po moich dziadkach, krasnoludkach.

Emilia Kijewska kl. V d

„O baśniowym pochodzeniu mojej rodziny” Dawno,

dawno

temu

pewna

kobieta

zwana

Melindą

wychowywała dziecko, które potrzebowało dużo opieki. Był to chłopiec, który miał na imię Joachim. Sprawiał bardzo dużo problemów matce. Chłopiec pewnego dnia spytał się matki gdzie podziewa się jego ojciec? Matka zawsze odpowiadała mu że


odszedł z wioski. Joachim nie wierzył w odejście ojca, więc postanowił się dowiedzieć prawdy o ojcu. Wypytał wszystkich sąsiadów, ale oni twierdzili że nie znali jego ojca. Więc chłopiec postanowił że szczerze porozmawia z matką na ten temat. No i matka wyjawiła mu całą prawdę, że jego ojciec był smokiem. Chłopiec nie mógł uwierzyć w to że jego ojciec był gadem, więc chłopiec spytał się matki jak to się stało że zjawił się na świecie? Melinda odpowiedziała mu, że wróżka Halina zmieniła go na cały kwartał w człowieka za to, że ją uratował przed złymi gnomami. A jak miał na imię mój ojciec? – spytało dziecka. Kobieta odpowiedziała mu że miał na imię Edgar. Chłopiec zadał ostatni pytanie ,gdzie on teraz się znajduje i czy w ogóle żyje? Matka odpowiedziała mu że żyje i mieszka w smoczej dolinie. Joachim spytał się matki czy to daleko? Kobieta odpowiedziała mu że to jakieś trzy dni idąc piechotą w stronę południowy - zachód, a po co ci to wiedzieć? Joachim spytał się czy może iść go zobaczyć i czy nie zrobi mu krzywdy. Melinda odpowiedziała że może, ale nie iść tylko polecieć jednorożcem. Chłopiec od razu się zgodził i powiedział, że rano go odwiedzi.

Nastał

nowy

dzień

w

wiosce

chłopiec

był

zniecierpliwiony zobaczeniem ojca. Wsiadł na jednorożca i poleciał do smoczej doliny. Kiedy czuł, że zbliża się na miejsce ucieszył się i jednocześnie bał się, czy ojciec nie zrobi mu krzywdy. Lodując ujrzał mnóstwo smoków, przełknął ślinę i ruszył do jednego z nich, aby zapytać się o ojca Edgara. Smok popatrzył się na niego i wskazał drogę do groty, która znajdywała się 20 metrów przed Joahimem. Chłopiec pewnym krokiem ruszył, wszedł do groty i krzyczał. –Tato, tato! Nagle ogromny smok pojawił się mu przed


oczyma. Joachim się przestraszył. A smok odpowiedział. - Tutaj nie ma twojego ojca! A chłopiec spytał. - Czy ty masz na imię Edgar? Smok odpowiedział. - Tak to ja! - Jesteś moim tatą!!! - Co? ja jestem smokiem! - No tak, ale wróżka zmieniła cię na cały kwartał w człowieka za uratowanie jej życia. - Czy twoja matka to Melinda? - Tak. - To znaczy że jesteś moim tatą. - Nie wiedziałem że Melinda urodziła takiego dzielnego chłopca. - A tak w ogóle po co przybyłeś taki kawał drogi z wioski? - Bo chciałem ci powiedzieć ... c.d.n Adrian Goszka kl. VI b


CZYM JEST DLA MNIE RODZINA


Czym jest dla mnie rodzina?

Mam na imię Kuba i chodzę do czwartej klasy. Moja rodzina składa się z pięciu osób: rodzice, siostra paulina i brat Bartosz. jestem najmłodszy z rodzeństwa i zawsze mogę liczyć na pomoc brata lub siostry. rodzina znaczy dla mnie bardzo wiele i wszyscy są dla mnie ważni i kochani. Z tata lubię majsterkować przy samochodzie. Żartujemy sobie przy tym i jest wesoło, ale również rozmawiamy na poważniejsze tematy. Z mamą lubię przebywać w kuchni, kiedy robi ciasto. Pozwala mi na zagniatanie i świetnie się przy tym bawimy. Z mamą zawsze rozmawiam na trudne tematy, mam do niej zaufanie i dlatego powierzam jej swoje sekrety. Siostra pomaga mi chętnie w lekcjach. Zdarza się, że niekiedy czegoś nie rozumiem i wtedy ona chętnie mi tłumaczy. Jest ode mnie starsza i otacza mnie opieką, kiedy rodzice są poza domem. Z bratem spędzam wolne chwile. Kiedy ma czas, gramy w różne gry, ale najbardziej lubię, jak zabiera mnie na boisko gdzie gramy w piłkę. Rodzina jest najważniejsza. W niej wszystkiego się uczymy, dowiadujemy się, co jest dobre, a co złe. Uczymy się w niej miłości, szacunku, przyjaźni9 i tego jakimi ludźmi będziemy w przyszłości. Jeżeli będziemy się szanowali w rodzinie, to będziemy szanowali drugiego człowieka. Nie zamieniłbym swojej rodziny na inną, czuje się w niej kochany i bezpieczny.

Jakub Willmann kl. IV b


Czym jest dla mnie rodzina?

Moja najbliższa rodzina składa się z czterech osób: mama, tata, siostra i ja. Chociaż pozornie nasza rodzina wygląda na przeciętną, moim zdaniem jest ona jedyna w swoim rodzaju. Rodzice rzadko są razem w domu, a wspólna sobota lub niedziela to naprawdę wyjątek. Mama i tata przychodzą z pracy późnym wieczorem. Najwięcej czasu w ciągu tygodnia spędzamy razem przy śniadaniu. Dzięki temu, że mało się widujemy; doceniamy te chwile. Uczę się od mojej rodziny, jak zachować się wobec innych oraz rozmawiać o naszych problemach, bo zawsze mama lub tata potrafią pomóc mi, kiedy mam jakiś kłopot. To od rodziców dowiaduję się, że warto być pracowitym, prawdomównym. Moja siostra Kasia jest bardzo zdolna, pilna i ma bardzo dobre wyniki w szkole. Cała rodzina zapewne oczekuje ode mnie tego samego. Wszyscy moi dziadkowie byli nauczycielami, dlatego zawsze pytają mnie, jakie mam oceny i chwalą się przed znajomymi świadectwami wszystkich swoich wnuków. Kiedy uczę się z babcią do sprawdzianu z przyrody, zawsze dostaję szóstkę. Pewnie dlatego, że uczyła biologii. Pomimo szybkiego tempa życia, każdy z nas ma jakieś hobby. Mama chodzi na zajęcia taneczne razem z Kasią. Tata lubi uczyć się wielu języków. Uwielbia też pływać. Co tydzień chodzimy na basen. Moja siostra ciągle śpiewa, więc nie używamy radia. Ja uwielbiam uprawiać sport. Gram w piłkę nożną, piłkę ręczną, tenisa, pływam, jeżdżę na rowerze, a zimą na nartach. W czasie ferii zimowych całą rodziną jedziemy w góry na narty. Wszyscy oprócz mamy to lubimy, ale mama też z nami jeździ. Kocham moja rodzinę i nic bym w niej nie zmienił. Mimo, że mało jesteśmy razem, wszyscy bardzo się kochamy i jesteśmy ze sobą zżyci, dobrze się rozumiemy, mamy wspólne upodobania. Rodzina jest dla mnie źródłem ciepła, miłości, bezpieczeństwa i nie wyobrażam sobie bez niej życia.

Maciej Horszczaruk kl. V a


Czym dla mnie jest rodzina?

Każdy z nas ma lub kiedyś miał rodzinę. Dla niektórych to aniołowie w białych szatach pilnujący ich i przestrzegający od zła i cierpienia. Jeszcze inni widzą w niej najbliższych przyjaciół, będących zawsze przy nich i wspierających w każdej sytuacji. Dla mnie rodzina znaczy bardzo wiele. To dzięki niej jestem dobrym człowiekiem. Właściwie nie wyobrażam sobie życia bez moich bliskich. Każdy w mojej rodzinie jest dla mnie bardzo ważny Tata, choć czasem pokrzyczy, to i tak wiem doskonale, że robi wszystko, by mi i mojej siostrze żyło się lepiej. Mama natomiast, jest zawsze blisko mnie. Wspiera w każdej możliwej sytuacji. Kiedy jestem smutny pociesza nie pytając nawet czy mój płacz jest z właściwego powodu, gdy jestem szczęśliwy, raduje się razem ze mną i kiedy trzeba to zawsze stanie po mojej stronie. Co do rodzeństwa, to dość często krzyczę na moją młodszą siostrę, lecz potem uświadamiam sobie, że jest ode mnie młodsza, a pr zede wszystki m jest moją siostrą i ją kocham. Dziadkowie nie są dla mnie od kupowania drogich prezentów, czy spełniania moich jakichkolwiek zachcianek. Są osobami, na których zawsze mogę polegać. Kiedy trzeba, nie powiedzą rodzicom o gorszej ocenie do czasu, aż jej nie poprawię, a kiedy popadnę w konflikt z kolegą lub koleżanką to pod nieobecność rodziców pomogą mi rozwiązać go w łatwy i uprzejmy sposób. Każdy w mojej rodzinie jest dla mnie szczególnie ważny. Rodzina jest dla mnie jak lód na bolącą ranę, czy łyk wody dla spragnionego wędrowca znajdującego się w samym środku pustyni. Nie ważne czy to daleka ciocia, czy wujek, z którym widzę się codziennie. Ważne jest to, że są moją rodziną. Rodziny nie da się kupić. Ona jest jedyna w swoim rodzaju. Jest dla mnie bezcenna, niepowtarzalna. Człowiek może być piękny i bogaty, ale bez bliskich mu osób tak naprawdę, nie ważne czy to król, czy miliarder, jest on jedynie zwykłym, nieszczęśliwym człowiekiem i na jego nieszczęście nie pomog ą pieniądze, czy nawet w ładza, poni eważ taki człowiek cierpi na nieuleczalną chorobę, samotność. Dl atego, właśnie rodzina jest dla mnie czymś niezastąpionym, jest moim życiem i nieraz zamiast obrażać się na nią, bo zakazuje nam wyjść z przyjaciółmi na pizzę, dobrze się zastanówmy zanim powiemy coś, czego potem będziemy żałować.


Cieszmy się z tego, że mamy kogoś, kto nas kocha i kto jest zawsze przy nas, bo jeżeli nie będziemy jej szanowali, to kiedyś możemy ją stracić i dopiero wtedy uświadomimy sobie, co tak naprawdę znaczyła dla nas rodzina.

Kamil Jajkowski kl. VI b


„HISTORIA MOJEJ RODZINY JEST NIEZWYKLE CIEKAWA”


Nazywa m się...Historia mojej rodziny jest niezwykle ciekawa. Puść wodze fantazji i opowiedz o baśniowym pochodzeniu własnej rodziny

Mam na imię Mikołaj, historia mojej rodziny jest niezwykle ciekawa. Zaczęło się to w czasach, gdy po ziemi chodziły różne stwory, a wioski często były plądrowane przez barbarzyńców. Mój dziadek był kowalem, który wykuwał broń dla wojowników. Babcia zajmowała się robieniem różnych lekarstw i eliksirów, dzięki którym wojownicy byli silni. Pewnej nocy, gdy cała wioska świętowała zwycięstwo po wygranej bitwie, na niebie pojawił się smok. Zniszczył domy i porwał wszystkich mieszkańców, po czym odleciał. W osadzie został tylko mój dziadek, który zdążył się skutecznie schować. Wrócił do kuźni, która została ostatnim ocalałym budynkiem w wiosce. Wykuł miecz z przetopionych diamentów, zrobił łuk i strzały, by stanąć do walki ze smokiem. Rano wyruszył na wyprawę. Po drodze zatrzymał się w gospodzie „Pod wielkim toporem”, poznał tam kogoś, kto był gotów wyruszyć na pełną przygód wyprawę. Był to młody chłopak o walecznym sercu, nazywał się Syriusz. Razem przeszli przez zapadający się most, stoczyli też walkę z armią Orków, którzy chcieli przejąć władzę nad małą cichą wioską. Gdy wreszcie dotarli na szczyt smoczej góry okazało się, że muszą walczyć nie z jednym smokiem, lecz z dwudziestoma smokami i ich królem. Mojemu dziadkowi i Syriuszowi udało się pokonać króla smoków i uwolnić tych ludzi, którzy nie zostali jeszcze zjedzeni. Moi dziadkowie, żyli dalej w wiosce, którą trzeba było odbudować, dziadek został generałem wojska. Po roku urodził się mój tata, a później jego dwie siostry. Wioska ciągle rozwijała się, powstawały nowe domy, aż w końcu stała się małym miastem. Mój tata też został wojownikiem w wojsku i często chodził na wyprawy. Na jednej z wypraw poznał moją mamy, z którą później się ożenił. Po moich narodzinach rodzice postanowili, że wyprowadzimy się do większego miasta. Gdy wyjeżdżaliśmy dziadek dał dla mnie swój miecz, którym zabił króla smoków oraz jego kieł. Mikołaj Meżykowski kl. IV b


Nazywam się... Historia mojej rodziny jest niezwykle ciekawa. Puść wodze fantazji i opowiedz o baśniowym pochodzeniu swojej rodziny. Nazywam się księżą Bartłomiejus rodu Chmielewski herbu Kulczyk. Historia mojej rodziny jest bardzo ciekawa. Wiąże się ona z moimi praprapradziadkami. Mieszkali oni w magicznej krainie... Była to cudowna, jedyna w swoim rodzaju okolica. W jednym miejscu znajdowały się i góry i morza i lasy, a także cudowne jeziora - podobno zaczar owane... Mieszkańcy byli ludźmi, którzy czerpali radość z tego, co dawała im matka natura i żyli bardzo zgodnie między sobą. Tak się szczęśliwie składało, że królem tej wspaniałej krainy był właśnie mój praprapradziadek Janus XII Chmielewski. To ojciec rodu i założyciel Wielkiego Księstwa Chmielewskiego. Wszystko byłoby idealne, gdyby nie jeden problem. Otóż mój praprapradziadek nie miał swojego następcy. Codziennie chodził na spacer nad zaczarowane jezioro i rozmyślał o tym, kto przejmie po nim koroną. Pragnął poznać kobietą, która mogłaby razem z nim założyć rodziną i dbać o królestwo. Pewnego dnia ukazała mu się przepiękna czarodziejka, która obiecała, że spróbuje pomóc. Spotykała się ona z praprapradziadkiem coraz częściej, a wspólne rozmowy bardzo ich do siebie zbliżyły. Została ona jego prawdziwą przyjaciółką, która doradzała mu nawet w sprawach królestwa. Mój praprapradziadek zakochał się w tej czarodziejce i wkrótce potem została ona królową. Niedługo potem mój praprapradziadek został najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, bo urodził mu się syn Robertus l, mój prapradziadek. Postać niezwykła i nieporównywalna do nikogo. Był wybitnie uzdolniony, ciekawy świata. Chłopiec dorastał i nadszedł w końcu moment, kiedy wyruszył w daleką podróż. Wędrował wiele dni i nocy, kiedy to pewnego razu zatrzymał się nad wspaniałym jeziorem. Gdy szykował się do snu, nagle coś go wystraszyło. Jak się później okazało była to leśna wróżka, która chciała sprawdzić kim jest ów ni eznajomy. Rozmawiali ze sobą do rana i mieli uczucie, jakby znali się od zawsze. Wróżka opowiadała mu najróżniejsze historie i swoje przygody. Robertusowi najbardziej podobały się te, o pomocy zwierzętom. Był pod wrażeniem, że rozumiała ich mową. Razem czuli się wspaniale i nie chcieli się rozstawać. Dlatego też mój prapradziadek Robertus I postanowił osiąść w tym miejscu i zostać tam na stałe. Założył tu swoje własne królestwo.


Pragnął on założyć rodziną i oświadczył się leśnej wróżce. Potem urodziła ona syna Alojzusa - czyli mojego pradziadka. Historia w tym przypadku potoczyła się o dziwo bardzo podobnie. Mój pradziadek, był nie tylko królewiczem, ale i dzielnym przywódcą. Walczył w bitwach i razem z innymi rycerzami przemieszczał się po różnych krainach. W czasie jednej z takich podróży zatrzymali się na nocleg nad wspaniałym jeziorem. Tam wyszły z lasu śliczne rusałki i wykonały dla dzielnych rycerzy cudowny taniec. Mój pradziadek tak się zauroczył, że postanowił z jedną z nich się ożenić. Na pamiątkę swojego pierwszego spotkani a, zamieszkali oni nad tym wspaniałym jeziorem. Bardzo podobnie było z moim dziadkiem Romanulusem, który swoją żonę poznał, gdy został ranny w bitwie pod Brodnicą. Babcia opiekowała się wtedy rannymi i na rozległej polanie nad jeziorem ratowała im życie. Posiadała ona magiczny płyn, który tylko ona potrafiła sporządzić ze specjalnych, tajnych składników. W ten sposób ocaliła mu życie. Tak właśnie moi dziadkowie poznali się i pokochali. Mieli oni syna Mariusa, który gdy dorósł został, tak jak mój dziadek, dzielnym dowódcą wojsk książęcych. Po pewnej bitwie, kiedy już wszyscy myśleli, że są skazani na klęskę pojawiła się bogini zwycięstwa i podarowała rycerzom czarodziejskie strzały. To dzięki nim ich przewaga nad wrogiem nagle wzrosła i dlatego wygrali. Wieczorem, nad królewskim jeziorem, odbyły się uroczystości na cześć zwycięzców. Tam właśnie Marius poznał osobiście boginię zwycięstwa, która się w nim zakochała od pierwszego wejrzenia i od tego wieczoru towarzyszyła mu do końca jego dni. Z ich szczęśliwego małżeństwa narodziłem się ja -czyli książę Bartłomiejus. Historia mojej rodziny jest bardzo długa i niezwykła... Począwszy na Janusie XII, poprzez Robertulusa, Alojzusa, Romanulusa, Mariusa, a na mnie - Bartłomiejusie skończywszy. W szyscy oni poznawali swoje żony nad jeziorem i tam zakładali swoje nowe, wielkie królestwa. Żeby tradycji stało się zadość, gdy dorosnę koniecznie i ja muszę często wybierać się nad cudowne jeziora... Mam już nawet jedno na oku, całkiem niedaleko...

Bartłomiej Chmielewski kl. V b


„Historia mojej rodziny jest niezwykle ciekawa” Historia mojej rodziny jest niezwykle ciekawa. Począwszy chociażby od tego, że moja rodzina ma niemieckie korzenie, a moja rodzicielka i siostra mogą ubiegać się o niemiecki paszport. Moja babcia ze strony mamy miała czterech braci. Niestety wszystkich ich zabrano na wojnę, w której zginęli. Tata mojej babci, mój pradziadek, gdy moja babcia miała sześć lat ogłuchł, a rok później oniemiał. Mimo to moja babcia rozmawiała ze swoim tatą, ale tylko po niemiecku, albowiem tylko w tym języku mój pradziadek potrafił mówić dopóty dopóki nie oniemiał. Dziadek mojej babci urodził się w Munchebergu w Niemczech. Dlatego też, pierwszym językiem mojej babci był niemiecki i stąd namiastka Niemiec w naszej krwi. Szwagier mojej babci o imieniu Beno, podczas wojny był świetnym lekarzem i uratował dziesiątki ludzi, lecz został zamordowany pod koniec wojny. Inną ciekawą historia mojej rodziny są dzieje mojego dalekiego wujka Franciszka Rosłańca, albowiem jest on błogosławiony. Mój wuj był kapłanem. 2 maja 1942 roku został wywieziony do obozu koncentracyjnego Sachsenchusen, a następnie do Dachau. Wyniszczony przez choroby i głód został przydzielony do baraku „inwalidów”, skąd 15 października 1942 roku w wywieziono go do komory gazowej. Był dla współwięźniów przykładem jak naśladować mękę Chrystusa i żyć prawdami wiary. Wujek Franciszek był wybitnym teologiem, biblistą, kapłanem oraz profesorem na Uniwersytecie Warszawskim. Przez swoją męczeńską śmierć w obozie koncentracyjnym Dachau został błogosławionym. To jedna z wielu historii mojej rodziny, ale z pewnością najciekawsza. Te fascynujące historie na zawsze zapamiętam i będę przekazywała je kolejnym pokoleniom.

Wiktoria Mierzwa kl. VI d


„NA POŻÓŁKŁEJ FOTOGRAFII ... CZYLI HISTORIA MOJEJ RODZINY”


„Na pożółkłej fotografii... czyli historia mojej rodziny ”

Kiedyś dawno temu w zimowe popołudnie poszłam u siebie w domu na strych, wiedziałam ze stoi tam stara szafa. Zawsze bardzo ciekawiło mnie, co w

niej

jest,

więc

postanowiłam

do

niej

zajrzeć.

Otworzyłam

drzwi

i zobaczyłam, że jest w niej bardzo dużo pudełek. Zaciekawiona otworzyłam jedno z nich. Były tam stare fotografie. Zaczęłam się im przyglądać i nagle zobaczyłam jedną, na której była cała moja rodzina. Fotografia była już pożółkła ze starości, ale było dobrze widać, kto na niej jest. Był tam mój pradziadek Janek, który walczył jeszcze na 2 wojnie światowej. Później po wojnie pracował wiele lat na kolei. Był bardzo fajnym pradziadkiem. Często opowiadał różne ciekawe historie ze swojego życia. Niestety zmarł w wieku 89 lat. Obok stała moja prababcia Stefcia niewiele wiem o niej, bo nie znałam jej, lecz moi rodzice opowiadali mi ze pracowała także z dziadkiem Jankiem na kolei. Zapewne była bardzo fajną prababcią. Dalej stał tata mojego taty, czyli dziadek Kazik, i tak samo jak jego rodzice był kolejarzem i całkiem do niedawna pracował na kolei, lecz już jest na emeryturze. Pamiętam jak często zabierał mnie do swojej pracy i jeździłam z nim pociągami w dalekie trasy. Lubię dziadka Kazika, bo jest bardzo dobrym dziadkiem. Ma dużo wolnego czasu i często zawsze razem gdzieś jeździmy samochodem. Dalej jest babcia Jadzia żona dziadka Kazika. Babcia pracuje w domu i jest gospodynią domową. Babcia cudownie gotuje. Zawsze jak wracam ze szkoły wchodzę do niej na świetny poczęstunek. Tata mojej mamy, czyli dziadek Janek także był na fotografii wraz ze swoją żoną babcią Krysia. Dziadek był górnikiem i bardzo dużo opowiada mi o tych czasach, gdy pracował w kopalni. Dziś już niestety pracuje poza granicami naszego państwa. Pamiętam jak kiedyś hodował kwiatki, i miał duże folie, w których one były. Babcia Krysia pracuje nadal wraz z moja mamą Marzeną w sklepie obuwniczym. Jest specjalistką od wyśmienitych słodkości. Bardzo lubię moje babcie i czysto jeżdżę do nich na soboty i niedziele. Dalej stała cała reszta mojej rodziny. Moja chrzestna ciocia Małgosia, która mieszka w Toruniu. Bywam także u niej, ale przeważnie w wakacje lub


dłuższe wolne dni. Następnie była moja ulubiona ciocia Agnieszka, siostra mojego taty. Ona mieszka niedaleko mojego domu i jestem u niej prawie codziennie. Wujek Grzegorz niestety także mieszka poza naszym krajem w Holandii. Nie przyjeżdża często do domu, ponieważ to bardzo daleko. Ale jak już jest to mieszka u moich dziadków Kazika i Jadwigi, ponieważ to są jego rodzice, zresztą tak jak i mojego taty Roberta, który z moją mamą Marzenką też stał na tym zdjęciu. Ci wszyscy wujkowie i ciocie na tym zdjęciu to właśnie rodzeństwo mojego taty. Razem jest ich czworo. Moja mam bardzo lubi jak pomagam jej w kuchni, gdy coś gotuje. Często wygłupiamy się razem i żartujemy. Ale wracając do fotografii... Dalej było właśnie rodzeństwo ze strony mojej mamy. Czyli brat Mariusz mój chrzestny, który wraz ze swoją żoną Kasią mieszka w Toruniu. Całkiem niedawno dowiedziałam się, że będę miała następnego kuzyna lub kuzynkę, bo ciocia spodziewa

się

dziecka,

oraz

kolejny

brat

Sebastian,

który

mieszka

z rodzicami, czyli babcią Krysią i dziadkiem Jankiem i jego także bardzo często spotykam. Niedawno kończył 18 lat było fajnie na urodzinach. I to już byli wszyscy. Po obejrzeniu tej fotografii oraz wielu innych, na których było wielu nieznajomych postanowiłam zapytać się moich rodziców, kto na nich jest. Poznałam wielu, których dotychczas nie znałam. Karolina Klonowska kl. IV b

Na pożółkłej fotografii.. czyli historia mojej rodziny.

Pewnego popołudnia usiadłem wraz z rodzicami na kanapie w salonie i zaczęliśmy oglądać rodzinne fotografie. Wszystkie zdjęcia były stare i zniszczone. Najbardziej zainteresowała mnie fotografia, na której byli moi


dziadkowie i rodzice. Babcia Bożena i Teresa, dziadek Lech i Zdzisław, moja mama Małgorzata i tata Radosław. Spacerowali po lesie. Zacząłem pytać o moich dziadków Mama z wielką przyjemnością zaczęła opowiadać mi historię mojego dziadka Zdzisława i pradziadka Franciszka. Franciszek miał ośmioro dzieci najmłodszy był Zdzisław. Mieszkali w Szczuce pod Brodnicą. Gdy wkroczyli Niemcy pradziadek nie chciał podpisać volklisty. Został za to zesłany do obozu koncentracyjnego a moja prababcia Aniela do obozu pracy. Wszystkie dzieci uciekły. Po miesiącach wielkiej męczarni Franciszek nie miał już sił i zmarł w obozie. Prababcia Aniela ledwo uszła z życiem. Wróciła dopiero po wyzwoleniu. Mój dziadek wraz z rodzeństwem na początku ukrywał się. Musieli radzić sobie zupełnie sami. Dziadek ciężko pracował u niemieckiego księdza, aby mieć z czego żyć. Panował wielki głód i bieda. W czasie wojny dziadek nie mógł chodzić do szkoły. Po jej zakończeniu nadrabiał wszystkie zaległości. Mimo trudnych warunków ukończył liceum oraz szkołę felczerską. Miał wiele zainteresowań i potrafił zrobić dosłownie wszystko. Cafe życie dziadek był zdany tylko na siebie. Sam wybudował dom. Był pierwszą osobą, która dała mi wędkę do ręki. Wspólnie jeździliśmy z nim na grzybobrania. Kilka lat temu zmarł. Bardzo mi go teraz brakuje. Był niesamowitym człowiekiem, kochającym dziadkiem, moim niezmiernym autorytetem. Równie ciekawą historię mojego dziadka Lecha opowiedział mi tata. Gdy rozpoczęła się wojna, mój dziadek mieszkał z rodziną w Łodzi Jego tata Eugeniusz poszedł bronić ojczyzny w wojnie obronnej z Niemcami. Został wzięty do niewoli w bitwie pod Bzurą. W tym czasie mój kilkuletni wtedy dziadek musiał bardzo pomagać swojej mamie. 'W tych czasach było bardzo trudno o jedzenie. Dziadek Leszek w wieku dziesięciu lat przemycał ze wsi do miasta jajka pod czapką tak, żeby Niemcy się nie zorientowali. Rąbał podkłady kolejowe, aby mieć czym napalić w piecu. Dziadek Leszek mimo młodego wieku był już bardzo dojrzały, musiał dbać o swoją rodzinę.


Obecnie dzieci mają prawie wszystko. Dopiero teraz zrozumiałem, jakie trudności przeżywali ludzie w tamtych czasach. Bardzo doceniam czyny moich dziadków i bardzo ich podziwiam. Mam nadzieję, że w podobnych i sytuacjach umiałbym się odpowiednio zachować.

Adam Oziemski kl. V a


„NIEZAPOMNIANE WYDARZENIA Z ŻYCIA MOJEJ RODZINY”


Brodnica, 27.02.2013r.

Cześć Julka.

Na początku mego listu bardzo chciałam Cię pozdrowić. Przeczytałam Twoje ogłoszenie na portalu społecznościowym i postanowiłam do Ciebie napisać. Mam nadzieję, że zaczniemy ze sobą korespondować, fajnie by było mieć w Tobie przyjaciółkę. Mam na imię Olka, mam jedenaście lat i chodzę do szkoły podstawowej w Brodnicy do czwartej klasy. Jestem bardzo wysoka, mam ciemne włosy i niebieskie oczy. Bardzo lubię zwierzęta. W domu mam tylko rybki, ale u babci na wsi mam pieska i dwa kotki. Zawsze jak pojadę do babci to lubię się z nimi bawić. Lubię jeździć na wieś, bo tam mogę aktywnie spędzać czas, jeździć na rowerze i grać w piłkę. Kiedyś mieszkałam na wsi, lecz od dwóch lat mieszkam w mieście. Moje hobby to czytanie książek. Czytam książki najlepiej przygodowe. Moja rodzina nie jest duża składa się z czterech osób: mamy, taty, mnie i mojego brat. Moja mama ma na imię Ania, ma 34 lata. Jest wysoka, ma krótkie włosy i niebieskie oczy. Mój tata ma na imię Stanisław, ma 37 lat, jest wysoki

i ma brązowe oczy. Rodzice są bardzo weseli i przyjaźnie nastawieni

do świata. W stosunku do brata i do mnie są zawsze sprawiedliwi, bardzo nas kochają i zawsze chcą nam pomóc. Chociaż oboje pracują zawodowo to mają dla nas zawsze czas, gdy tego potrzebujemy. Mój brat Marcin ma 15 lat, jest uczniem drugiej klasy gimnazjum. Jest wysoki i szczupły, ma brązowe oczy i krótkie czarne włosy. Jego pasja są komputery, słuchanie muzyki i jazda na rowerze. Ma bardzo dużo przyjaciół, często z nimi spędza czas wolny. Zawsze pomaga mi w odrabianiu lekcji z języka angielskiego, kiedy bym nie chciała to mi pomoże. Jednak niekiedy się kłócimy o błahostki, ale pomimo tego go


kocham.

Ja też mam bardzo dużo przyjaciół, gdy mam wolną chwilę, spotykamy się, słuchamy muzyki lub idziemy do kina. Lecz mimo to bardzo bym chciała z Tobą korespondować i zawrzeć bliższą znajomość. Lubię mieć bardzo dużo przyjaciół i znajomych. Mam nadzieję, że się zaprzyjaźnimy, może kiedyś się spotkamy. Musisz poznać moją wspaniałą rodzinę, na którą zawsze mogę liczyć. Nie zamieniłabym jej na żadną inną. Gdy kiedyś mnie odwiedzisz pokażę Ci moje miasto, jestem pewna, że Ci się spodoba. Czekam cierpliwie na Twój list. Jeszcze raz bardzo Cię pozdrawiam.

Ola

Aleksandra Gutowska kl. IV b

Rodzice przynieśli do domu szczeniaczka...

Nasza rodzina bardzo kocha zwierzęta. Jak tylko sięgam pamięcią wstecz, w domu zawsze kręcił się pies. Tak się złożyło, że nasz pies o imieniu Luno odszedł „na wieczne łowy”. Wszyscy rozpaczaliśmy na widok pustej budy. Nadesz ła wiosna. Pewnego dnia zauważyłam, że rodzice coś szepczą. Pytałam brata, czy nie wie o co chodzi. Ale on niczego się nie domyślał. Położyłam się spać. Nagle w nocy poczułam, że coś kręci się w moim łóżku. Zlękłam się. Nagle tatuś zapalił światło i zobaczyłam najprawdziwszego szczeniaczka. Był taki słodki


i bezbronny. Na tle czarno podpalanej sierści odznaczał się biały pasek na karku. Najśliczniejsza była jego mordka. Mimo, iż była noc, cała rodzina zastanawiała się jak go nazwać. Padały różne propozycje - wspólnie wybraliśmy imię – Timon. Po krótkiej drzemce wszyscy członkowie rodziny zajęli się zadaniami związanymi z nowym domownikiem. Ja szczęśliwa zastałam z Timkiem, a pozostali pojechali na zakupy. Mama zajęła się kupnem misek i karmy. Kamil poszedł wybrać zabawki. tata udał się po posłanie i obrożę. Odtąd w naszym domu zapanowała radość. Maluch bez przerwy tylko by się bawił i biegał. Odkąd go mamy, nikt się nie wysypia, bo o piątej rano Timek robi nam pobudkę. Gryzie wszystko na co się natknie. Z tego powodu mama nie ma już kapci, Kamil piłki a ja maskotki. Ale nie gniewamy się na te psinę, bo wniosła wiele radości do naszego domu. Może się komuś wydawać, że przybycie psiaczka nie jest takim ważnym wydarzeniem. jednak dla naszej rodziny ten fakt jest niezapomniany, ponieważ cieszymy się z nowego lokatora i wspólnie się nim opiekujemy..

Aleksandra Markuszewska kl. V b

"Wesołe wakacje" Ostatniego lata wybraliśmy się całą naszą rodziną w góry. Jest to nasza kolejna podróż w Polskie góry. Moich pierwszych wyjazdów nawet nie pamiętam, ponieważ wtedy tato nosił mnie w nosidełku i połowę tras przespałam. Tym razem pojechaliśmy w Karkonosze, okolice Karpacza. Celem podróży były Kowary, a dokładnie gospodarstwo agroturystyczne o fajnej nazwie "Rancho pod Śnieżką". Trasa liczyła około 470 km


w jedną stronę. Z przystankami jechaliśmy około 8 godzin, prowadził nas, GPS więc nie błądziliśmy, ani nie złapał nas ani razu fotoradar. Gdy dojechaliśmy na miejsce przywitał nas stary znajomy, właściciel

gospodarstwa

pan

Bogdan

i

jego

małżonka

Kamila.

Otrzymaliśmy klucze do naszego pokoju i poszliśmy się rozpakować, a tak naprawdę to odpocząć po podróży. Nastał wieczór, więc przyszedł czas na sprawdzenie pogody na następne dni i przygotowanie wszystkiego, co będzie nam potrzebne do wyjścia w góry. Plany mieliśmy ambitne, codziennie wyjścia z mapą na szlaki turystyczne. Nie będę opisywała wszystkich naszych wypadów, byliśmy między innymi na Śnieżce, Skalnym Stole, Okraju (granica z Czechami), zwiedzaliśmy Sztolnie, Park Miniatur. Jednego dnia wybraliśmy się również do Pragi, stolicy Czech. Opowiem króciutko o naszym wejściu na Śnieżką. Piesze wędrówki, zwłaszcza długie trasy szlakami górskimi wymagają od człowieka wiele sił i wytrzymałości. Nie są to moje pierwsze trasy, więc nie bałam się tego, co mnie czekało czy dojdę, czy starczy mi sił. Śmiesznie było w połowie trasy, gdzie znajduje się - górskie schronisko. Można w nim coś wypić, zjeść, odpocząć. Kupiliśmy nowe napoje i smakowicie wyglądające kiełbaski z rożna. Ja w czasie wysiłku strasznie głodnieją, więc wykorzystując okazją, gdy mama poszła w ustronne miejsce zjadłam dwie kiełbaski, mamie powiedziałam, że to tata zjadł, co zwykle było prawdą i upiekło mi się. Inna zabawna sytuacja miała miejsce w sztolniach. Na dworze było bardzo gorąco, wybraliśmy się na zwiedzanie kopalni uranu, mieszczącej się głęboko we wnętrzu góry. Nie zaplanowaliśmy na ten dzień wejścia do kopalni, dlatego nie byliśmy przygotowani na zupełnie inną temperaturą. Okazało się, że w środku są 4 stopnie. Wszystko, co mieliśmy w plecaku ubrałam ja i mama, tata wszedł w podkoszulce, bo dla niego już nic nie zostało. Przez pierwsze


pół godziny udawał twardziela, potem zaniemówił. Po wyjściu z kopalni dawno nie był taki szczęśliwy. Zabawnych sytuacji było wiele więcej. Nie da się ich wszystkich opisać, zwłaszcza z Pragi, gdzie wokoło słyszało się prześmieszny język czeski. Po tygodniu wróciliśmy do domu i już zaczęliśmy planować następne aktywne wakacje.

Michalina Tomella kl. VI a


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.