Filozofia dla życia

Page 1

085A_Filozofia dla zycia_inside.indd 1

21.08.2013 12:04



Andrzej Półtawski

Filozofia dla życia rozmawiają Krzysztof Ziemiec i Marek Maciejczak, komentuje Wanda Półtawska

085A_Filozofia dla zycia_inside.indd 1

21.08.2013 12:04


Książka złożona Antykwą Półtawskiego (Antykwa Polska) opracowaną przez Adama Półtawskiego (1881-1952), ojca Andrzeja Półtawskiego. Redakcja: Ilona Kisiel Korekta: Ewa Stuła Skład i łamanie: Tomasz Mstowski Projekt okładki: Ewa Burdzicka Zdjęcie na okładce: Mikołaj Gospodarek Druk i oprawa: Drukarnia im. A. Półtawskiego – Kielce ISBN 978-83-7797-085-0 © Edycja Świętego Pawła, 2013 ul. Św. Pawła 13/15 • 42-221 Częstochowa tel. 34.362.06.89 • fax 34.362.09.89 www.edycja.pl • e-mail: edycja@edycja.pl Dystrybucja: Centrum Logistyczne Edycji Świętego Pawła ul. Hutnicza 46 • 42-263 Wrzosowa k. Częstochowy tel. 34.366.15.50 • fax 34.370.83.74 e-mail: dystrybucja@edycja.pl Księgarnia internetowa: www.edycja.pl

085A_Filozofia dla zycia_inside.indd 1

21.08.2013 12:04


Wstęp Poproszono mnie, abym napisał kilka słów o rozmowach składających się na książkę o Panu Profesorze Andrzeju Półtawskim. Nie mam powodu ukrywać, że znamy się osobiście z bardzo wielu rodzinnych wizyt w naszym czy też i nawet w jego domu, i dobrze wiem, że Pan Profesor jest niezmiernie ciekawym człowiekiem, choć oszczędnie zabierającym głos podczas naszych spotkań. Zna na pamięć wiele wierszy, dowcipów i anegdot. Przy stole wśród bliskich jest wszystko: i głęboka historia, i filozoficzna refleksja, i humor. Doprawdy zaskakujący rozmówca. Nie ma w nim skłonności do przekształcania rozmowy w wykład, a przecież bywa to uciążliwe w rozmowach z niejednym filozofem, etykiem… Ech… coraz częściej bywa tak z niejednym teraz w naszym pięknym kraju. I mamy książkę z rozmowami. Profesor Andrzej Półtawski, jego bardzo ciekawe życie, ludzie, z którymi się spotykał, przyjaźnił, pracował – rośnie apetyt na taką smaczną opowieść! A Pan Profesor, jak coś powie, to powie smacznie. Ale gdy czytałem zafascynowany, wołałem co rusz: „Panie Profesorze, mało, mało, dlaczego ma Pan taką niechęć do mówienia o sobie? O takim sobie, jakiego

—3—

085A_Filozofia dla zycia_inside.indd 1

21.08.2013 12:04


filozofia dla życia ja sobie wyobrażam”. Od młodości wokół Profesora są niezwykłe przyjaźnie. Dla mnie, kochającego poezję, to, że ktoś, kto chodził do tej samej szkoły, co Gajcy, Borowski, Trzebiński, kto przyjaźnił się z nimi i kto równocześnie niewiele chce mi o nich powiedzieć, stało się lekko irytujące. Przecież czekam na tę opowieść, spodziewam się… A tu dostaję krótką relację, zwięzłą, logiczną i niewykraczającą ani na milimetr poza to, co było, a może nawet wtedy, gdy Pan Andrzej mówi o sobie, przekazuje jeszcze mniej niż było. Powiem szczerze, kiedy czytałem o tym, jak młody podchorąży z Powstania Warszawskiego trafia do obozu jenieckiego w Altengrabow i tam pierwszą osobą, która opiekuje się chorym jeńcem, jest Konstanty Ildefons Gałczyński i dalej ani słowa o tym, to wyrwało mi się: „Profesorze, czego skąpisz nam opowieści? Czy nie możesz ofiarować nam choć kawałeczka relacji zdarzenia?”. Ale Pan Profesor Półtawski to człowiek nadzwyczaj skromny. Wspomina o Janie Pawle II, który był przecież wielkim przyjacielem Pana Profesora i całej jego rodziny. W opowieściach o przyszłym papieżu, przyjacielu, towarzyszu wędrówek, rozmów, Pan Andrzej ukrywa się gdzieś z boku. Nie wpycha się na proscenium, jak tylu wspominających Jana Pawła II, nie zamyka opowieści podsumowaniami. Skromny, wspaniały Profesor Półtawski i jego życie. Niejeden opowiadałby kolorowo o czasach, kie-

—4—

085A_Filozofia dla zycia_inside.indd 1

21.08.2013 12:04


Wstęp dy pracował jako technik w Nowej Hucie, o rodzinie, kłopotach, braku mieszkania. A Profesor robi to nadzwyczaj oszczędnie, jakby rysował szkic. Panie Profesorze! Chcę wiedzieć jeszcze więcej! W zamian mam oszczędność, skromność, a nawet umniejszenie. A „powszechna wieść” uważa go za jednego z najbliższych współpracowników Ojca Świętego, gdy ten pisał swoje najważniejsze teksty. Oczywiście nie tylko uważa, bo tak było, brał ważny udział w dysputach filozoficznych w Castel Gandolfo. I tak czytałem te rozmowy z Profesorem Półtawskim i wreszcie zamiast buntować się, że mało, zadałem sobie pytania: O co mu chodzi? Co chce powiedzieć poprzez tak powściągliwe wspominanie, na co skierować naszą uwagę? I zacząłem rozumieć inaczej. Myślę, że Pan Andrzej nie chciał snuć opowieści, a zmusić czytających do rozważań zasadniczych zagadnień, jakie stoją dziś przed chrześcijaństwem: nad sensem naszego życia. Zacząłem się na nowo przedzierać przez rozmowy. Nielekko szło, bo przecież jak wielu najłatwiej mi mówić o myśli Jana Pawła II, z czytaniem i rozumieniem jego pism już idzie gorzej. A Pan Andrzej przyciska nas do ściany. Poczytajcie – mówi. Nie odpowiada na wiele pytań tak, by było ładnie, zgrabnie, lekko, łatwo i przyjemnie. I do tych rozmów nieraz będę wracał. Trochę truchcikiem, potem porządnym kłusem, żeby przegonić swoją ospałą i rozmemłaną wia-

—5—

085A_Filozofia dla zycia_inside.indd 1

21.08.2013 12:04


filozofia dla życia rę. Tę właśnie część książki uważam za najważniejszą. Choć chciałoby się tylko powspominać z Panem Andrzejem, nie dotykając tego, co naprawdę ma nam do zakomunikowania. Czyli rozmowa o naszym czasie, naszych zwątpieniach, wierze. Idę przez tę książkę jak przez wertepy, ale ze spokojem. Spokojem głębokiej wiary, jaką przekazuje nam Pan Profesor: Gdzie jeszcze widzi Pan zagrożenia dla Kościoła? Zagrożenia są bardzo rozmaite. Oczywiście ja patrzę od strony doktryny, od strony rdzenia myślowego. Wszystkie zagrożenia sprowadzają się do zrozumienia czy niezrozumienia tego, czym jest człowiek. Patrząc na wyludnione kościoły w Europie Zachodniej, można spytać, czy Kościół w ogóle dotrwa do końca tego stulecia? Takie pytanie ludzie zadawali sobie przez dwa tysiące lat. Był taki czas, kiedy wszyscy biskupi, poza papieżem, byli arianami - i Kościół jakoś to przeżył. Chce Pan powiedzieć teraz, że to jest taki determinizm? Nie żaden determinizm. My mamy prawo i obowiązek nadziei.

Dziękuję Panu Profesorowi za tę książkę, a także za mądrą obecność w niej jego żony Pani Doktor Wandy Półtawskiej. I biegnę, jak umiem, i zapraszam wszystkich, biegnijmy. Da się pięknie ukończyć ten trudny bieg. Ernest Bryll

—6—

085A_Filozofia dla zycia_inside.indd 1

21.08.2013 12:04


MIŁOŚĆ Miłość to jest myślenie dobrze o drugim, staranie się o jego dobro.

Rozmawia Krzysztof Ziemiec

085A_Filozofia dla zycia_inside.indd 1

21.08.2013 12:04


filozofia dla życia Po wojnie trafił Pan do Lublina, gdzie czasowo mieszkała Pana rodzina. Nie było to upragnione miasto, w którym chciał Pan żyć, a jednak stało się miejscem symbolicznym w Pana życiu… Moja matka pochodziła z Lublina, więc ja z tym miastem miałem już wcześniej kontakt. Z Lublina jest też moja żona, chociaż poznaliśmy się dopiero w Krakowie. Kiedy Wanda wróciła z obozu, to uciekła z Lublina, ponieważ źle się tam czuła, miała poczucie, że jak spotyka kogoś z rodziny swoich koleżanek, które zginęły w obozie, to ci ludzie patrzą na nią i pytają, dlaczego moja córka nie przeżyła, tylko ona. Ale to nie były pretensje wyrażone w słowach? Nie, to było jej wewnętrzne poczucie. Nie chodzi o to, że ktokolwiek ją prześladował, tylko ona tak się czuła. Dlatego przeniosła się do Krakowa i na egzaminie wstępnym na medycynę napisała: „Byłam tyle a tyle lat w obozie, wszystko zapomniałam, chcę studiować medycynę”. I przyjęli ją. Bez żadnych egzaminów wstępnych? To był egzamin wstępny, który wystarczył. Wtrąca się Wanda Półtawska: To ja powiem, jak to było z moją decyzją studiowania w Krakowie. To nie tylko dlatego, że mnie zadręczali

— 44 —

085A_Filozofia dla zycia_inside.indd 1

21.08.2013 12:04


Miłość pytaniami, jak to było w Ravensbrück. Były jeszcze inne względy. W Krakowie był sławny i znany w świecie Uniwersytet Jagielloński, uczelnia na wysokim poziomie, a w Lublinie uczelnia dopiero powstała. Kraków miał swoich sławnych profesorów, których nazwiska znałam sprzed wojny. Szkoła Urszulanek, do której uczęszczałam, była na wysokim poziomie; i choć w Lublinie zostałam zaocznie przyjęta, bo tata mnie tam „zapisał” – było to wtedy możliwe, bo były ulgi dla młodzieży, która przez okupację straciła możliwość nauki i komisja kwalifikacyjna zatwierdziła moją konspiracyjną maturę (we wrześniu 1939 roku byłabym w II klasie liceum i szkoła zaraz zorganizowała dla naszej klasy nauczanie do matury) – to chciałam zacząć studia na UJ. Ale był jeszcze jakiś głębszy impuls, coś mnie pchało do Krakowa. Dziś jestem pewna, że było to natchnienie Ducha Świętego, wewnętrzny nakaz, bo właśnie w Krakowie, przy boku ówczesnego duszpasterza lekarzy, ks. Karola Wojtyły, miało się spełnić moje życie. Przyjechałam na egzamin − okazało się, że jest to egzamin z matematyki i fizyki. W szkole z tych przedmiotów miałam zawsze piątki (szóstek wówczas nie było), ale przez te pięć lat nie miałam nic wspólnego z tymi naukami. Wzięłam więc wyznaczony mi arkusz i na całej stronie napisałam: „Pięć lat nie miałam styczności z nauką, siedziałam cztery lata w więzieniu

— 45 —

085A_Filozofia dla zycia_inside.indd 1

21.08.2013 12:04


filozofia dla życia i lagrze − chcę być lekarzem”, podpisałam się, oddałam ten elaborat i wyszłam. A potem zostałam wezwana do sekretariatu, gdzie miły starszy pan powiedział mi, że decyzją Rady Wydziału Lekarskiego zostałam przyjęta i gratulował mi. Tak we wrześniu 1945 roku zaczęłam studia, które ukończyłam w roku 1951. Zaraz na pierwszym roku miałam fizykę i chciałam się porządnie przygotować do egzaminu. Zosia Zagórska, moja współmieszkanka w akademiku „Jedność”, powiedziała mi, że ma przyjaciela, który dobrze zna fizykę, bo w czasie wojny skończył jakąś taką szkołę (Wawelberga) i on może mnie przygotować do tego egzaminu. To był Andrzej Półtawski. Więc udzielał mi darmowych lekcji fizyki, za które zapłaciłam całym życiem! (śmiech) Pan też tak wspomina Wasze poznanie? Tak, ale moja żona wspomniała o tym, co było później. Wcześniej kapelan uniwersytecki, którym był wówczas ksiądz Józef Rozwadowski, późniejszy biskup łódzki, umówił się z młodzieżą w swojej rezydencji i zapomniał o tym. Przyszło trochę młodych ludzi, którzy siedli na kanapie na klatce schodowej, bo drzwi były zamknięte. Wśród nich była ona i tak się poznaliśmy. To była miłość od pierwszego wejrzenia? Nie wiem, chyba nie, ale dosyć szybko się rozwinęła.

— 46 —

085A_Filozofia dla zycia_inside.indd 1

21.08.2013 12:04


Miłość Wtrąca się Wanda Półtawska: To bzdura − nie istnieje miłość od pierwszego wejrzenia. Pierwsze spojrzenie może wzbudzić podziw i zainteresowanie, nawet fascynację. Ale to nigdy nie jest miłość. Ja też zauważyłam Andrzeja już wcześniej, zanim mi zaczął udzielać lekcji fizyki. Zauważyłam go właśnie w Duszpasterstwie Akademickim, które prowadził ksiądz Józef Rozwadowski. Nie tylko urodą był bardzo przystojny, ale przede wszystkim zachowaniem. Był niezwykle taktowny, żadnych brutalnych słów, wrzasków, sprawiał wrażenie… no, powiem, człowieka delikatnego, wrażliwego, co na tle tej brutalnej przeszłości i moich doświadczeń z mężczyznami było jakby objawieniem. A poza tym był mądry. To przypomina mi anegdotkę, którą później opowiedziała mi o nim jego matka, nota bene piękna pani. Otóż jak Andrzej się urodził, była z nim na wakacjach w Krzu pod Lublinem, w majątku jej przyjaciółki Marii Klarnetowej. I właśnie siedziała z niemowlęciem na tarasie, kiedy przyszedł stary Żyd pachciarz i witając panie, powiedział, cmokając: „Uś, panicz taki mądry, panicz nic głupiego nie mówi”. Otóż że Andrzej nic głupiego nie mówi, to wiedziałam już wtedy i to mnie zafascynowało. I istotnie okazało się, że „żyjemy na tej samej fali” − pobraliśmy się przecież już 31 grudnia 1947 roku.

— 47 —

085A_Filozofia dla zycia_inside.indd 1

21.08.2013 12:04


filozofia dla życia Czyli poznaliście się w duszpasterstwie, a dalsza historia to korepetycje umówione przez koleżankę? Ona była na medycynie, ja byłem na filozofii. Miałem koleżankę, z którą Wanda mieszkała w jednym pokoju w domu akademickim, o czym wspomniała, więc tam też się spotykaliśmy. Potem ona przygotowywała się do egzaminu z fizyki i ta moja koleżanka poleciła mnie jako osobę, która pomoże jej w nauce. Tak więc przerabialiśmy tę fizykę. Dziś pewnie bym już nie potrafił, ale wtedy jeszcze mogłem. Skutecznie? Skutecznie. Czyli okres studiów był dla Was czasem narzeczeństwa? Tak, dosyć szybko się pobraliśmy, jak wspomniała żona, w 1947 roku, po dwóch latach znajomości. Na Sylwestra 2012 roku obchodziliśmy sześćdziesiątą piątą rocznicę ślubu. Gdzie zamieszkaliście? Wtrąca się Wanda Półtawska: A z mieszkaniem to fascynująca historia. Mieszkaliśmy ciągle u naszej przyjaciółki, ale mieliśmy już nie jedną,

— 48 —

085A_Filozofia dla zycia_inside.indd 1

21.08.2013 12:04


Miłość a cztery córeczki. I tu mi się przydało doświadczenie z lagru, bo wymyśliłam piętrowe łóżka. Na parterze dostały miejsce świeżo urodzone bliźniaczki Marysia i Basia, a na piętrze większe − sześcioletnia Kasia i trzyletnia Ania. Ja byłam już wtedy radnym dzielnicy Stare Miasto i równocześnie asystentem w Klinice Psychiatrycznej − już niestety nie UJ, a nowo powstałej Akademii Medycznej. Pewnego dnia miałam dyżur w ambulatorium kliniki i właśnie rozmawiałam z pacjentem, gdy wszedł bez pukania jakiś facet. Więc powiedziałam: „Proszę nie przeszkadzać, widzi pan, że jestem zajęta”. Na to on: „Ja nie jestem pacjentem”, a ja na to: „To tym bardziej niech pan wyjdzie i nie przeszkadza”. Wyszedł. Kiedy skończyłam z pacjentem, wpuściłam go i pytam: „Słucham, o co panu chodzi?”. A on: „Ja tylko osobiście do pani od pana premiera Cyrankiewicza”. No to ja myślę: „Aha, urojeniowiec, jednak pacjent” i mówię: „Proszę, niech pan siada”. Ale on: „Mam pismo od premiera Cyrankiewicza dla pani, otrzymuje pani mieszkanie z puli miasta”. I wyciąga z teczki dokument, istotnie z pieczęciami, oficjalne, że w ramach opieki nad ofiarami pseudomedycznych eksperymentów w Ravensbrück pan premier przeznacza dla mnie mieszkanie: i dane, kiedy i do kogo mam się zgłosić. Wydawało mi się to jak bajka, ale podziękowałam. W domu dowiedziałam się, że to córka Kasia objaśniła

— 49 —

085A_Filozofia dla zycia_inside.indd 1

21.08.2013 12:04


filozofia dla życia panu, który przyszedł na kontrolę, że „ona śpi na górze, a na dole maluchy, a babcia śpi u cioci Zosi, a ciocia na podłodze”. No i dostałam termin zgłoszenia się do Urzędu Mieszkaniowego w piątek. Poszłam. Miły pan uprzejmie mnie potraktował i zaproponował obejrzenie przydzielonego mi lokalu. Pojechaliśmy służbowym wozem w stronę Bronowic. Na nowym osiedlu pokazał mi piękne rozkładowe mieszkanie na parterze, trzy pokoje z loggią, duża kuchnia, łazienka, przedpokój − no cudo! Oczywiście zgodziłam się. Pan mnie odwiózł elegancko do kliniki i prosił, żeby urzędowo zgłosić się w poniedziałek rano po formalny przydział i klucze. W poniedziałek rano idę do urzędu. Tego pana nie ma, właśnie zaczął urlop, będzie za miesiąc, ale jest upoważniony zastępca i on ze mną pojedzie do tego mieszkania. Jedziemy, ale w pewnym momencie mówię do niego: „To nie tutaj, nie w tej uliczce”. On sprawdza, gdzie numer przydzielonego mieszkania − zgadza się z pismem. Wprowadza mnie do innego mieszkania, także na parterze, trzy małe pokoiki w amfiladzie, ciemna kuchnia, ani śladu loggii. „Nie, to jakieś nieporozumienie. Ja w piątek oglądałam zupełnie inne mieszkanie − ja tego nie chcę, to mnie nie urządza. Ja nie prosiłam o mieszkanie, ale takie nie poprawia mojej sytuacji − mamy małe dzieci,

— 50 —

085A_Filozofia dla zycia_inside.indd 1

21.08.2013 12:04


Miłość mąż pracuje umysłowo, potrzebuje spokoju, ja mam nieraz pacjenta, defilowanie w amfiladzie do kuchni i łazienki nie podoba mi się. Dziękuję, ale nie podpiszę odbioru tego mieszkania”. Pan, zakłopotany, próbuje mnie namawiać, ale ja stanowczo odmawiam. Obraził się, nie odwiózł mnie, więc tramwajem pojechałam do kliniki. A do pana premiera napisałam, że bardzo dziękuję, ale proponowane mieszkanie nie poprawia moich warunków mieszkaniowych. Zrobiła się awantura, telefony z Warszawy, dlaczego odmawiam, o co chodzi? No i przydzielono mi następne piękne mieszkanie, trzy duże pokoje z jasną kuchnią, dużym balkonem na Rondzie Mogilskim. Przeprowadziliśmy się, mieszkamy, wygodnie, ale… ja nie mogę spać, bo mieszkanie jest przy pętli tramwajowej i strasznie piszczą tramwaje. Po paru miesiącach mówię Andrzejowi: „Zamienimy to mieszkanie, bo ja jakoś muszę żyć, a bez spania to niemożliwe”. Ogłosiliśmy w gazecie, że szukamy mieszkania na zamianę. Zgłosiło się kilka osób, ale grymasiłam, nie chciałam zamienić na gorsze. Wreszcie zgłosili się lokatorzy tego mieszkania, w którym teraz mieszkamy, ul. Bracka 1, trzecie piętro, 130 metrów kwadratowych i widok z okna wspaniały! Rynek i panorama wież mariackich. Stanęłam w oknie i mówię: „Andrzej, bierzemy to!”.

— 51 —

085A_Filozofia dla zycia_inside.indd 1

21.08.2013 12:04


filozofia dla życia Ale okazało się, że nie jest to takie proste, bo są trzy pokoje, duża kuchnia i duży hol, ale jeden pokój jest wyłączony i podlega kwaterunkowi, właściciele mieszkania nim nie dysponują, musi być zgoda kwaterunku. Więc piszemy podanie do kwaterunku, że obie strony się godzą, nie ma sporu, a w wyłączonym pokoju obecnie nikt nie mieszka. Składamy podanie w czerwcu i czekamy na odpowiedź. Lipiec – nic, sierpień − nic, wakacje. Reklamuję, mówią, że po wakacjach. W sierpniu umawiamy się z osobami, z którymi mamy się zamienić, że sukcesywnie będziemy odnawiać po jednym pokoju. Ale mija wrzesień, październik. Mama, która jest z dziećmi na wakacjach w Białce, denerwuje się, robi się zimno. Ja też mam tego dość. Idę do tego biura kwaterunku i mówię: „Proszę państwa, ja jestem radnym, dotąd was broniłam przed oskarżeniem, że bierzecie łapówki, ale teraz pytam: Komu mam dać i ile? Mam pieniądze, właśnie «króliki» otrzymały pewnego rodzaju odszkodowanie z Czerwonego Krzyża i mogę nim dysponować, więc na co czekacie od czerwca? Nie ma żadnego sporu, żadnego powodu, żeby tego nie załatwić. Siedzi was tu w tym pokoju sześć osób, dam wszystkim. Ile?”. Zapanowała konsternacja, potem było tłumaczenie się, ale wyszłam z biura z dokumentem przydziału tego pokoju, a w październiku przeprowadziliśmy się i dotąd mieszkamy, i myślę, że tu umrzemy!

— 52 —

085A_Filozofia dla zycia_inside.indd 1

21.08.2013 12:04


Miłość Pani Wanda wspomniała o Ravensbrück. Kiedy poznał Pan przyszłą żonę, to opowiadała o tym wszystkim, co działo się w czasie wojny? O areszcie na Zamku w Lublinie, o obozie, o eksperymentach pseudomedycznych, jakim była poddawana? Rozmawialiśmy o tym, ale niczego nie wyciągałem na siłę. Z początku trudno było jej o tym opowiadać, to musiało się uleżeć, musiała nabrać pewnego dystansu. Z początku nie lubiła, gdy ktoś mówił po niemiecku, nie potrafiła jechać do Muzeum Miejsca Pamięci Ravensbrück. Dopiero po wielu latach zaczęliśmy tam jeździć. Wiele dowiedziałem się z jej pamiętników, które napisała zaraz po powrocie. Z tymi pamiętnikami to było tak, że zaraz po powrocie z obozu nie mogła spać, ciągle śnił jej się Ravensbrück. Ktoś ze znajomych, chyba jej dawna nauczycielka, powiedziała: „Napisz to”. Napisała i rzeczywiście jej to pomogło, zaczęła spać normalnie. Przeczytał je Pan, zanim zostały wydane? One zostały wydane wiele lat później. Wtrąca się Wanda Półtawska: Z tym pamiętnikiem, a raczej moją autobiografią napisaną zaraz po powrocie to nie było całkiem tak, jak opowiada mąż. To nieprawda, że nie mogłam spać, przeciwnie, spałam, ale co noc śniło mi się, że dalej

— 53 —

085A_Filozofia dla zycia_inside.indd 1

21.08.2013 12:04


filozofia dla życia jestem w lagrze i te sny były tak realistyczne, że budziłam się w przekonaniu, że dalej tam jestem i nie chciałam spać, bałam się nie bezsenności, a treści snów. W moje pierwsze imieniny w domu odwiedziła mnie moja wychowawczyni, polonistka Zofia Bielska. Opowiedziałam jej, że mam realistyczne, koszmarne sny i że wciąż mnie ludzie wypytują o to, co tam było. A ona na to: „Jedź ze mną na wakacje i napisz to wszystko”. Nawet nie zapytałam jej, dokąd jedziemy. Zawiozła mnie do Żułowa, do domu Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża, które prowadzą zakład dla niewidomych dzieci. Tam nikt ani razu nie pytał mnie o Ravensbrück, za to miałam szczęście spotkać, poznać i serdecznie na zawsze zaprzyjaźnić się z księdzem Tadeuszem Fedorowiczem (późniejszym kierownikiem duchowym Zakładu dla Ociemniałych w Laskach i organizatorem Krajowego Duszpasterstwa Niewidomych). I w Żułowie w pierwszym tygodniu lipca 1945 roku przez tydzień w nocy napisałam, jak to było w obozie. Zatytułowałam ten tekst O więcej niż życie. To nie są wspomnienia staruszki sprzed lat, ale rzeczowa relacja tego, co było poparte moimi tajnymi listami do rodziców, w których były daty operacji i nazwiska operowanych. Spisałam to wszystko i schowałam do szuflady. Przestałam śnić o lagrze, choć dalej, jak jestem bardzo zmęczona, to nieraz ta treść wraca w snach.

— 54 —

085A_Filozofia dla zycia_inside.indd 1

21.08.2013 12:04


Miłość Rękopis przeleżał w szufladzie, aż kiedyś Seweryna Szmaglewska zapytała mnie o jakiś szczegół operacji. Dałam jej do przeczytania ten tekst i to ona niejako zmusiła mnie, żeby ten dokument opublikować. Nie zmieniłam nic, jedynie główna redaktorka Czytelnika poprosiła mnie o drobną zmianę, żeby jednego oficera wyższego zrobić zwykłym żołnierzem, na co się zgodziłam. Okazało się, że wydawca ma prawo do tytułu i stąd to I boję się snów. Tytuł ten pozostał również w kolejnych wydaniach książki w Edycji Świętego Pawła. Jak trudne są wspomnienia dla ludzi, którzy przeżyli wojnę, zrozumiałem dopiero wtedy, kiedy dorosłem. Wcześniej nie pojmowałem, czemu moja babcia nie lubiła, jak z bratem bawiliśmy się karabinami, jak na niby strzelaliśmy do siebie. Moja mama, która w czasie okupacji była małym dzieckiem, do dziś nie znosi, kiedy na sylwestra są wystrzały, bo kojarzy jej się to zupełnie z czymś innym… Jak wyglądały pierwsze lata małżeństwa? Jakoś to szło. Pewnie, że nie mieliśmy wielkich dochodów, ale przeżyliśmy. Nie byliście kuszeni, żeby zapisać się do partii, bo wtedy będzie Wam lepiej?

— 55 —

085A_Filozofia dla zycia_inside.indd 1

21.08.2013 12:04


filozofia dla życia Nie. Byliśmy z tego gatunku, z którym oni woleli nie rozmawiać. Nawet jak było referendum, to żony nie było na liście, bo oni bali się takich. Celowo zapominali wpisywać pewnych ludzi, bo wiedzieli, że z nimi będzie tylko kłopot. Wtrąca się Wanda Półtawska: Muszę znowu uzupełnić wypowiedź męża. To nie było tak, że mnie nie było na liście do referendum, ale od razu po wyjściu z lagru zorientowałyśmy się, że ta Polska wcale nie jest taka, za jaką walczyłyśmy. Wszyscy członkowie AK zostali pozbawieni praw obywatelskich i nikogo z członków podziemia nie dopuszczono do głosowania, a niektóre z naszych starszych koleżanek, zaangażowane politycznie przed wojną, wręcz od razu zostały ponownie aresztowane. Zresztą losy akowców w PRL-u są już dobrze znane. I nie jest prawdą, że mnie nie namawiali do wstąpienia do partii, wręcz przeciwnie i to w sposób powiem nawet elegancki. Pan profesor S. z wyższej uczelni zaprosił mnie na luksusową (co wtedy było dość trudne) kolację do „Wierzynka” i po deserze i koniaku tłumaczył mi, jak bardzo pożyteczne byłoby dla Ojczyzny, gdybym dała swoje cenne nazwisko dla partii. A ja na to: „Czy pan sądzi, że to nazwisko przeważy te inne?”. A ponadto dodałam: „Tak naprawdę to ja jestem monarchistką. Naprawdę myślę, że ten trudny i tak pokłó-

— 56 —

085A_Filozofia dla zycia_inside.indd 1

21.08.2013 12:04


Miłość cony naród dałby się opanować, gdyby posiadał jakiegoś sprawiedliwego króla, jak np. Kazimierz Wielki, albo jeszcze lepiej, gdyby był matriarchat i Królowa Matka – taka np. Jadwiga” (dziś święta, wtedy jeszcze nie). Pan profesor S. uważał, że kpię, a ja naprawdę tak myślę. Polacy nie nadają się do demokracji, ale potrafią pokochać wodza czy króla. Mój tata płakał, kiedy umarł Piłsudski. No ale ta rozmowa wystarczyła. Więcej mi nie proponowano żadnej współpracy, natomiast zasadniczo miałam nawet lepsze stosunki z niektórymi działaczami partyjnymi niż z niektórymi działaczami katolickimi, np. koledzy partyjni z medycyny i koledzy partyjni z Rady Miasta nieraz prosili mnie o załatwienie dyskretnie ślubu kościelnego albo chrztu dziecka, bo ja miałam „dobre kontakty z klerem”. Pan pochodzi z Warszawy, żona z Lublina. Jak się zaaklimatyzowaliście w Krakowie? Jak Kraków Was przyjął? My tak, ale nasze córki są już przecież wszystkie krakowiankami. Jeśli chodzi o Kraków, to pod względem klimatu, powietrza jest ciężko. To miasto ma bardzo trudny klimat. Ja na przykład zupełnie inaczej czuję się w Warszawie niż w Krakowie. Był taki filozof Jan Szewczyk, chłopak z Warszawy, który potem był na Zachodzie, w Anglii, powrócił do Polski i właśnie studiował w Krakowie filozofię. Kiedy przeniósł się do

— 57 —

085A_Filozofia dla zycia_inside.indd 1

21.08.2013 12:04


filozofia dla życia Warszawy, to powiedział do mnie: „Wiesz, w Warszawie mogę pracować każdego dnia, a w Krakowie całe dni nie mogłem nic robić”. Jego historia jest zresztą dość tragiczna. Był marksistą z przekonania. Jakiś czas był dyrektorem Instytutu Zachodniego, a potem, z powodu jego niepoprawności partyjnej, wypchnęli go na jakąś posadkę. Bardzo głupio zginął. Odwoził swoją żonę, która też jest filozofem, na lotnisko. Jechali Trasą W-Z i taksówka wpadła na stojący samochód. Nie bardzo rozumiem, jak to mogło się stać, ale się stało, otworzyły się drzwi, on wypadł z taksówki i zginął na miejscu. Jednak ten krakowski klimat służy Waszemu małżeństwu, bo jesteście razem sześćdziesiąt pięć lat. Wytrzymaliśmy w tym klimacie. Jak wytrzymać ze sobą tak wiele lat? Jaka jest na to recepta? Niektórzy już po dwóch latach małżeństwa rozstają się, a Wam udało się przeżyć tyle lat razem. Oni chyba nie rozumieją, o co chodzi. A o co chodzi w małżeństwie? Jeżeli miłość rozumie się jako możliwość kopulacji, to nie można długo wytrzymać w małżeństwie.

— 58 —

085A_Filozofia dla zycia_inside.indd 1

21.08.2013 12:04


Miłość Wtrąca się Wanda Półtawska: Pytanie Pana Redaktora, jak nam się udało przeżyć tyle lat, jest trochę nieprecyzyjne, bo przecież dalej nam „się udaje”. Nie od człowieka zależy, ile żyje lat, ale od niego zależy, jak żyje. To nie tak, że nam się udawało. Każde małżeństwo musi zbudować swoją miłość i mieć wspólny cel życia − a poza tym jest siła miłości i siła łaski sakramentu. Jestem przekonana, zarówno po własnym doświadczeniu, jak i po doświadczeniach moich pacjentów, że przeżyć szczęśliwie całe życie w małżeństwie można tylko w oparciu o łaskę sakramentu. Myślę, że wielu ludzi, nawet wierzących, nie wierzy w działanie łaski, a to jest potężna siła, która wzmacnia człowieka i napełnia spokojem. Ludzie z niej nie korzystają, bo łaska sakramentu nie działa „automatycznie”, a wyłącznie wtedy, gdy człowiek żyje w stanie łaski. Myślę, a zresztą wiem, że te małżeństwa, które się regularnie spowiadają i korzystają z siły Eucharystii, potrafią cieszyć się sobą, a także potrafią w pewnym sensie „przeskoczyć drobiazgi” i np. nie reagować na jakieś drobne przykrości, ton, słowo. Ludzie się obrażają, nie rozmawiają, rozwodzą się, zamiast te drobne trudności lekceważyć. Jak Pan rozumie miłość? Miłość to jest myślenie dobrze o drugim, staranie się o jego dobro.

— 59 —

085A_Filozofia dla zycia_inside.indd 1

21.08.2013 12:04


filozofia dla życia Także przez porzucenie dobra własnego? Małżeństwo to jest ofiarowanie siebie drugiemu po to, żeby starać się o jego dobro. Dlaczego dla niektórych to jest takie trudne? Myślę, że nie rozumieją, o co w tym chodzi. Zresztą wszystkie media bardzo się starają, żeby ludzie tego nie rozumieli. Pamiętam, jak nasz przyjaciel, aktor krakowski, zrobił program, na który składały się piosenki z głębszym przesłaniem. Wtedy jedna pani z telewizji powiedziała: „Nie, to nie pójdzie, to nie dla publiczności”. To świadczy tylko o tym, że lepiej opłaca się ludziom dawać to, co najgorsze. Gdyby telewizja chciała rzeczywiście ludzi rozwijać intelektualnie i duchowo, to byłyby ambitne programy, nadawane nie tylko głęboką nocą, i ludzie też by je oglądali. Oczywiście, może widzów byłoby wówczas trochę mniej niż w przypadku tych wszystkich dla mnie mało pociągających rzeczy. Może nie obwiniałbym o wszystko jedynie środków przekazu, po prostu zmienił się świat. Media mają w tym sporą rolę. Jest prawo ekonomiczne, że zły pieniądz wypiera dobry. Tak samo jest w humanistyce: złe materiały wypierają dobre. Jako pracownik mediów nie mogę do końca zgodzić się z tym, że one są wszystkiemu winne

— 60 —

085A_Filozofia dla zycia_inside.indd 1

21.08.2013 12:04


Miłość i wszystkie są na tym samym poziomie. Bo są różne tytuły czy programy. Są ludzie, którzy starają się propagować wartości. Media mogą być o tyle winne, że pokazują wiele możliwości wyboru, różne drogi postępowania i od nas samych zależy, co wybierzemy… tak w życiu, jak i w telewizji. Prawda jest taka, że dziś media na ogół starają się zaspokajać możliwie najniższe instynkty, gdyż to opłaca się najbardziej. Przecież człowiek jest istotą rozumną i powinien sam podejmować decyzje i wybierać programy… Tak, ale istotą rozumną, która ma rozum rozwijać, a niestety na początku wiek nie idzie w parze z rozumem, nawet jeśli skończy się już osiemnaście lat. Może tu wina jest nie po stronie mediów, a po stronie rodziców? Oczywiście że gdyby domy były inne, to młodzież mogłaby być odporna na te rzeczy. Pan i Pani Wanda macie bardzo rozległe zainteresowania zawodowe i one daleko wykraczają poza zwyczajną pracę. Żona spotyka się z młodzieżą, często nie ma jej w domu. Jak to zrobić, żeby połączyć tak intensywną pracę, pasję życia z utrzyma-

— 61 —

085A_Filozofia dla zycia_inside.indd 1

21.08.2013 12:04


filozofia dla życia niem domu w ryzach i z dbaniem o małżeństwo i rodzinę? To jest trudne, moja żona zawsze miała wyrzuty sumienia, że nie ma dosyć czasu dla dzieci, ale jakoś sobie poradziła. Małżonkowie, którzy przeżyli tyle lat ze sobą, mogą być wzorem dla młodych, zwłaszcza dziś, kiedy widać, że ludzie mają z tym problem, gdy rozwody stały się normalnością. Jak znaleźć złoty środek, żeby się wzajemnie rozumieć, szanować, pozwolić sobie na rozwój zawodowy, rozwój swoich zainteresowań. Jak bezkolizyjnie mijać się w życiu, żeby budować, a nie przeszkadzać? Ja myślę, że nie chodzi o to, żeby bezkolizyjnie mijać się w życiu. Tu chodzi o to, żeby być razem. Otóż to jest w pewnym sensie zawodowy przedmiot mojej żony, ona poświęciła się temu − jak żyć, jak współżyć, żeby małżeństwo było trwałe. Jako młoda lekarka, która się tym interesowała, spotkała wiele par małżeńskich, które były w konflikcie. Zrobiła dla nich coś w rodzaju rekolekcji. Już wtedy współpracowała z Karolem Wojtyłą i zaprosiła właśnie jego, żeby do nich przemówił. On wtedy powiedział: „Jest jedna prosta droga: nie mówić: «twoja wina», tylko: «moja wina»”.

— 62 —

085A_Filozofia dla zycia_inside.indd 1

21.08.2013 12:04


Miłość Pan się uśmiecha, ale wielu mogłoby zapłakać, bo to jest bardzo trudne. Dobre życie jest trudne, ale niestaranie się o nie jest beznadziejne i w ostatecznym rozrachunku znacznie cięższe do przeżycia. Więc to właśnie pomagało tym ludziom. Dziś chyba nie wszyscy chcieliby tak prostej recepty. Ta recepta jest prosta i niełatwa, ale jedyna. W ogóle można powiedzieć, że prawda jest prosta, a wykręcanie się od niej skomplikowane. Oczywiście to jest też kwestia doboru. Trzeba mieć rozum w doborze współmałżonka. Jeżeli nie pozna się dobrze osoby, z którą zawiera się związek małżeński, to nic się nie uda. A czy Panu to czasem nie przeszkadzało, że żona ma poczucie misji, żeby jeździć, rozmawiać, uświadamiać, pomagać, a Pan zostaje w domu. Trzeba przyznać, że ona jest osobą bardzo sprawną, tak że dużo potrafiła połączyć. Ja niezbyt dużo umiem zmieścić w danym dniu. Nie było tak źle, ja rozumiałem przecież jej misję. Myślę, że dobre małżeństwo musi mieć poczucie wspólnej drogi, wspólnego działania, celów i powinno je realizować.

— 63 —

085A_Filozofia dla zycia_inside.indd 1

21.08.2013 12:04


filozofia dla życia Jednak wiązało się to z tym, że kiedy żony nie było w domu, to rodziną musiał się zająć Pan, a dla mężczyzny nie jest to łatwe. Państwo mają czwórkę dzieci. Tak, cztery córki. Jakoś to się układało, przy dzieciach pomagały ciotki, babcia. Ja mam trójkę dzieci i wiem dobrze, że kiedy zostaję z nimi sam, to po prostu brakuje rąk, żeby to wszystko ogarnąć. Nie miał Pan czasem dość, że żony nie ma w domu, że znów gdzieś tam wyjeżdża, że inni są ważniejsi niż Pan? Tak dalece to może nie. Oczywiście w każdym małżeństwie są chwile pewnych kłopotów, ale przy dobrej woli, staraniu i tym, że człowiek jakoś naprawdę czuje, że on ofiarował się tej osobie, a nie że ta osoba ma być jego własnością, można jakoś wszystko pogodzić. Czyli czasami był Pan zły, ale zawsze tłumaczył sobie, że jest to po coś, że trzeba przyjąć ten krzyż? Myślę, że w naszym układzie było to o tyle dobre, ułatwiające, że ja jestem filozofem, więc siedzę w książkach. Czy ja dobrze rozumiem, że Pan może nawet cieszył się, że nie ma żony, bo wówczas miał Pan czas na książki?

— 64 —

085A_Filozofia dla zycia_inside.indd 1

21.08.2013 12:04


Miłość Powiedzmy, że każde z nas miało swój teren i cieszyliśmy się, jak się spotykaliśmy. Wtrąca się Wanda Półtawska: Zajmowanie się dziećmi jest oczywiście trudne dla mężczyzny i dlatego kobieta ma inne cechy i umie to. Ale proszę nie mylić sprawy zajmowania się dziećmi ze sprawą ich wychowania. Do prawidłowego wychowania dzieci konieczni są i ojciec, i matka, kochający siebie wzajemnie i kochający dzieci. Tylko wtedy dzieci są naprawdę dobrze wychowywane. Natomiast czym innym jest zajmowanie się dziećmi, zwłaszcza małymi, kiedy dosłownie nie można malucha ani na moment zostawić samego. Do tego mężczyźni nie są w ogóle uzdolnieni, a kobiety to mają − nie wiem, czy we krwi, czy w genach albo w sercu, ale mają. Potrafią robić dziesięć rzeczy naraz i równocześnie widzieć dziecko i przewidywać, co się może zdarzyć. Mężczyzna, robiąc jedną rzecz, nie widzi niczego dokoła, a już szczególnie filozofowie wpatrzeni w sprawy ponad szczegółami tego świata. Ja bardzo szybko, zaraz po pierwszym dziecku, doszłam do wniosku, że zajmowanie się dziećmi to nie jest męska specjalność ani powołanie. Nie potrafią i koniec! Nie ma się o co kłócić ani szarpać, ani od nich wymagać, tylko zrozumieć odmienność i korzy-

— 65 —

085A_Filozofia dla zycia_inside.indd 1

21.08.2013 12:04


filozofia dla życia stać z niej, zamiast żądać, żeby chłop coś zrobił przy dziecku. Trzeba samej zrobić wszystko, a on ma dziecku przekazać kierunek życia, poprowadzić je w życiu. Mój mąż jest wspaniałym człowiekiem, ale także mężczyzną i ma męskie braki albo, jak kto woli, męskie przywileje − jest do innych rzeczy stworzony niż kobieta i tego nikt nie zmieni. Równanie płci w działaniu jest taką samą bzdurą, jak równanie płci biologicznej i wirtualnej. Totalna bzdura − są różni we wszystkim i życie wciąż nam to pokazuje. Młodzi małżonkowie tego nie rozumieją i dopiero życie i różne w nim przegrane otwierają im oczy. O tym, że nie mogę liczyć na mego męża w kwestii zajmowania się dziećmi, przekonałam się bardzo szybko po urodzeniu pierwszej córki. Kasia miała półtora roku i już swobodnie biegała. Poszłam do kliniki na dyżur nocny. Wracam do domu rano, skręcam w ulicę Szpitalną, przy której mieszkaliśmy, i już na rogu ogarnia mnie panika. Cud, że nie padłam z zawałem na miejscu, bo patrzę, a nasza Kasiunia spaceruje po zewnętrznym parapecie okna na drugim piętrze. Nie wiem, jak pokonałam te schody, wpadłam do pokoju i złapałam dziecko w sąsiednim oknie. Na szczęście to jest stara kamienica o grubych murach i szerokich parapetach okiennych, szerszych niż jej stópki. Możecie sobie wyobrazić, jak biło mi serce!

— 66 —

085A_Filozofia dla zycia_inside.indd 1

21.08.2013 12:04


Miłość Zabrałam małą, idę do naszego pokoju. Andrzej siedzi przy stoliku i coś czyta. Pytam: „Czy wiesz, gdzie Kasia?”. On mówi spokojnie: „Bawi się grzecznie, cicho”. Nie zrobiłam mu żadnej awantury, jak zrobiłyby na moim miejscu kobiety, ale nigdy więcej nie zostawiałam męża samego z dziećmi. Jak urodziła się Ania, Kasia chodziła do przedszkola, a ja niemowlaka Anię brałam ze sobą do pracy. A potem była z nami moja mama. Tak naprawdę to Pan Redaktor widzi nas jedynie przez pryzmat moich aktualnych działań po sześćdziesięciu pięciu latach małżeństwa. Ale przecież sześćdziesiąt lat temu było zupełnie inaczej. Młoda matka i młody lekarz − wcale nie miałam takiego programu życia, jakie prowadzę przez ostatnie dwadzieścia lat. Oczywiście pracowałam zawodowo, jak niestety obecnie większość matek, bo pensja mojego filozofa nie wystarczyłaby na naszą rodzinę, ale z pracy wracałam do domu, a w domu była kochająca matka i czterech aniołów stróżów. Zresztą to właściwie tylko mężczyznom zajmowanie się dziećmi wydaje się straszne, bo tego nie umieją, a kobiety mają to we krwi i żadna nie wpada w panikę, kiedy jedno dziecko krzyczy „jeść”, a drugie płacze albo właśnie się zmoczyło. Mężczyźni są bezradni w domu, a kobiety są sprawne.

— 67 —

085A_Filozofia dla zycia_inside.indd 1

21.08.2013 12:04


filozofia dla życia Ja ochraniałam nie tylko dzieci, ale także tatusia, żeby miał spokój do swojej filozofii. Oboje Państwo zgodnie podkreślają, że żył Pan w swoim świecie filozofii. Czy odmienne zainteresowania, inne tereny działania małżonków nie rodzą niebezpieczeństwa, że w związku tworzą się dwa odległe światy, które się nie przenikają? To nie tak. W pewnym sensie współpracowaliśmy. Żona na przykład żadnych maszyn nie chce obsługiwać, więc jeżeli coś napisała, to ja to przepisywałem i redagowałem do druku, więc w pewnym sensie pracowaliśmy razem. Co jeszcze robiliście wspólnie poza rodziną i wychowywaniem dzieci? Ja podjąłem częściowo rolę sekretarza mojej żony. Korespondencja zagraniczna, ale nie włoska, też do mnie należy. Jakaś współpraca zawsze była i oczywiście z czasem się rozwijała. Tylko czy dla mężczyzny, profesora filozofii, zostanie sekretarzem własnej żony to nie jest coś, co deprecjonuje jego osobę? Jeżeli kocha żonę i czuje się odpowiedzialny także za jej pracę i pracę tę wysoko ceni, to nie. Ja cieszyłem się, że mogę jej w pewnych rzeczach pomagać.

— 68 —

085A_Filozofia dla zycia_inside.indd 1

21.08.2013 12:04


Miłość Wtrąca się Wanda Półtawska: Znowu z tą rolą sekretarza, kiedy go kiedyś tak żartobliwie nazwałam. Naprawdę nigdy nie był moim sekretarzem. Najpierw wszystkie moje referaty pisałam sobie sama na maszynie. Potem, jak zostałam dyrektorem Instytutu Teologii Rodziny przy kurii (jeszcze nie było Papieskiej Akademii Teologicznej), to miałam doskonałą sekretarkę Jagienkę Krupicką, która pisała na maszynie błyskawicznie i bezbłędnie. Dla celów Instytutu miałam parę osób gotowych pomagać w przygotowaniu materiałów dla studentów, nigdy tego nie robił mąż. Ta rola niby-sekretarza zjawiła się później, bo Andrzej wskoczył w komputer, internet, e-mail i siedzi w tym, a ja nie mam zamiaru. Ja obcuję osobiście z pacjentami i mówię do studentów, do różnych grup, po prostu mówię z głowy, nie potrzebuję żadnych tekstów, dobrze wiem, co mam mówić. Natomiast Andrzej ujawnił swój e-mail i ludzie zasypują mnie listami na jego adres. Stąd istotnie działa jako sekretarz, a ja nie dam się namówić na maszyny. Zresztą nie mam kiedy tkwić w internecie, bo ludzie chcą ze mną rozmawiać, chcą się osobiście spotkać. Oczywiście teraz, gdy weszło w modę nagrywanie wszystkich wykładów, to Andrzej mi pomaga, bo ilość tekstów, które trzeba autoryzować, przekracza moje możliwości czasowe i nie tylko czasowe.

— 69 —

085A_Filozofia dla zycia_inside.indd 1

21.08.2013 12:04


filozofia dla życia rodzin napisze, że każdy umiera i staje na sąd − czyny wasze sądzić was będą. Życie dąży ku śmierci, a raczej ku wieczności, do której przejdziesz, czy chcesz, czy nie chcesz, przez śmierć. Więc myśl o śmierci jest myślą twórczą, bo wskazuje kierunek życiu: żyj tak, żebyś osiągnął szczęście wieczne. A ludzie unikają myśli o śmierci. Ale ja tym młodym przypominam: filozof wi chodzi o godność, a właściwie chodzi o godne życie i godną śmierć. Zawsze chodzi o czyny. Oczywiście ja nie neguję wartości refleksji filozoficznej, ale tak właśnie jest w naszym małżeństwie, że mój mąż myśli, a ja wybieram czyny − i to jest ta wspólna nasza droga i harmonia działań.

085A_Filozofia dla zycia_inside.indd 1

21.08.2013 12:04


Nota biograficzna Andrzej Półtawski, urodzony 22 lutego 1923 roku w Warszawie. 1938 – mała matura w III Miejskim Gimnazjum w Warszawie 1940 – matura w tajnym nauczaniu (Liceum Ogólnokształcące im. T. Czackiego w Warszawie). 1941-1945 – studia techniczne: Państwowa Szkoła Budowy Maszyn, przedtem im. H. Wawelberga i S. Rotwanda w Warszawie i Państwowa Wyższa Szkoła Techniczna (na miejscu Politechniki Warszawskiej), Politechnika Warszawska z tymczasową siedzibą w Lublinie 1942 – wstąpienie do Armii Krajowej 1944 – udział w Powstaniu Warszawskim (Żoliborz) 1944-45 – Stalag XIA Altengrabow i Gross-Lübars koło Magdeburga 1945-1949 – studia filozoficzne na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie 1950 – stopień magistra filozofii na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Jagiellońskiego 1950-1956 – praca w budownictwie i przemyśle 1956-1957 – badanie rękopisów średniowiecznych w Bibliotece Jagiellońskiej na zlecenie IFiS PAN 1957-1964 – starszy asystent przy Katedrze Filozofii UJ (kierownik: prof. Roman Ingarden)

— 235 —

085A_Filozofia dla zycia_inside.indd 1

21.08.2013 12:04


Nota biograficzna 1964 – doktorat w Instytucie Filozofii Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie na podstawie pracy: Rzeczy i dane zmysłowe. Świat i spostrzeżenie u G. E. Moore’a, napisanej pod kierunkiem prof. Ingardena 1964-1970 – adiunkt przy Katedrze Filozofii UJ 1970 – adiunkt, Wydział Filozofii Chrześcijańskiej Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie 1972 – habilitacja na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie na podstawie pracy: Świat, spostrzeżenie, świadomość 1974 – Kierownik Studium Teorii Poznania ATK 1980 – docent tamże 1982 – kierownik Katedry Teorii Poznania tamże 1985 – profesor tamże 1993 – profesor emerytowany Ponadto w latach 1965-1966 wykładał na Uniwersytecie Jagiellońskim teorię literatury na filologii angielskiej i rosyjskiej, a w latach 1983-1992 miał wykłady z teorii poznania w Studium Polskiej Prowincji Zakonu Dominikanów w Krakowie. Gościnne profesury: 1982 – International Academy of Philosophy Irvinh, Texas 1989 – International Academy of Philosophy, Liechtenstein 1991 – Fraciscan University of Steubenville, Steubenville 1993 – MEDO Institute, Rolduc, Holandia

— 236 —

085A_Filozofia dla zycia_inside.indd 1

21.08.2013 12:04


Nota biograficzna Jest członkiem wielu towarzystw naukowych, między innymi Polskiego Towarzystwa Filozoficznego (od roku 1950 członek, a w latach 1959-1978 skarbnik Oddziału Krakowskiego Polskiego Towarzystwa Filozoficznego, w roku 1992 został skarbnikiem Zarządu Głównego Polskiego Towarzystwa Filozoficznego). Od 1974 roku członek Deutsche Gesellschaft für Phänomenologische Forschung. Od roku 1975 członek Sekcji Filozoficznej Krakowskiego oddziału PAN. W latach 1981-1983, 1990-1993 i 1999-2002 członek Komitetu Nauk Filozoficznych PAN. Od 1980 członek Wydziału International Academy of Philosophy, Irving, Texas, potem Liechtenstein. Od 1983 członek Papieskiej Rady Rodziny (Watykan). Najważniejsze publikacje: Rzeczy i dane zmysłowe. Świat i spostrzeżenie u G. E. Moore’a (1966); Świat, spostrzeżenie, świadomość. Fenomenologiczna koncepcja świadomości a realizm (1973). Artykuły i krótsze rozprawy zostały zebrane w dwóch tomach: Realizm fenomenologii (2001) oraz Po co filozofować? (2011).

— 237 —

085A_Filozofia dla zycia_inside.indd 1

21.08.2013 12:04


O Autorach Krzysztof Ziemiec Urodził się w 1967 roku w Warszawie. Absolwent wydziału Inżynierii Ochrony Środowiska Politechniki Warszawskiej oraz Centrum Dziennikarstwa w Warszawie, które współpracuje z amerykańskim Uniwersytetem Rutgersa. W swojej karierze medialnej pracował w TVP1, TVP2, TV Puls, Canal +, gdzie prowadził programy informacyjne i szereg programów publicystycznych. Obecnie oprócz pracy w Wiadomościach jest także gospodarzem programu Prawdę mówiąc na antenie TVP INFO. W 2011 roku otrzymał Wiktora dla najlepszego prezentera telewizyjnego. Prywatnie – szczęśliwy mąż i ojciec trójki dzieci.

prof. dr hab. Marek Maciejczak Ukończył studia filozoficzne na Wydziale Filozofii Chrześcijańskiej ATK w Warszawie. Obronił pracę doktorską „Spostrzeżenie i jego przedmiot w «Fenomenologii percepcji» Maurice Merleau-Ponty’ego” (1992) napisaną pod kierunkiem prof. Andrzeja Pół-

— 238 —

085A_Filozofia dla zycia_inside.indd 1

21.08.2013 12:04


tawskiego. Habilitował się w Instytucie Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk na podstawie dorobku i rozprawy „Brentano i Husserl. Pytanie epistemologiczne”. 27 marca 2002 roku otrzymał stopień doktora habilitowanego nauk humanistycznych w zakresie filozofii nadany uchwałą Rady Naukowej Instytutu Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk. Tytuł naukowy profesora nauk humanistycznych otrzymał 12 czerwca 2012 roku.

085A_Filozofia dla zycia_inside.indd 1

21.08.2013 12:04


085A_Filozofia dla zycia_inside.indd 1

21.08.2013 12:04


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.