Barça Flash Grudzień 2015

Page 1

CATALOLGA: JAK FC BARCELONA ŚWIĘTOWAŁA SWOJE OKRĄGŁE ROCZNICE? BYSTRE OKO: WYGRAJ KOSZULKĘ!

Numer 18, | Grudzień

FCB ESCOLA VARSOVIA URATOWANA MUNIR EL HADDADI MIAŁ ZOSTAĆ JEFFRENEM LA MANITA NA URODZINY POLOWANIE NA NOWEGO LARSSONA

FC Barcelona | La Liga

M E L L I GUE GUL rzem BADziSeA nnikpaorts ky S SŁABI I SŁABSI ROZCZAROWANIA W LA LIGA WALTER ROZITSKY HISTORIA POLAKA (?) W BARCELONIE

U E I H T FENOMA ONY L E C R A B C F Z N E M FRANCUSKI FENO

MARKETING SPORTOWY FC BARCELONA JUŻ NIEDŁUGO ZMIENI SWOJĄ NAZWĘ. CZY TO JUŻ TYLKO KWESTIA CZASU?


Zespół redakcyjny: Przemysław Kasiura redaktor naczelny Olga Juszczyk Adrianna Kmak Tomasz Tybuś Piotr Sturgulewski Karol Tryniszewski Hubert Bochyński Kuba Łokietek Kamil Sikora Michał Żuk Marysia Wyrzykowska Wydawca: Przemysław Kasiura tel 785 320 540 email: przemyslaw.kasiura@blogfcb.com Dział reklamy: Olga Juszczyk tel 662 162 267 email: olga.juszczyk@blogfcb.com

Wszystkie treści opublikowane na łamach miesięcznika internetowego Barca Flash są autorstwa redaktorów BlogFCB.com. Wszelkie prawa do nich są zastrzeżone. Social Media: Twitter Barca Flash: @BarcaFlash Facebook BlogFCB.com: fb.pl/blogfcb Twitter BlogFCB.com: @blogfcbcom Oprawa graficzna: Przemysław Kasiura Maciej Bożek

04.

ARTYKUŁ Hubert Bochyński

ARTYKUŁ Przemysław Kasiura

FenoMathieu

Sylwetka obrońcy, który nie był za bardzo chciany przez kibiców. Choć zawodzi, można uznać, że w Barcelonie radzi sobie dobrze.

16.

10.

Camp [tu wstaw nazwę] Nou

Stadion Barcelony lada dzień może zmienić swoją nazwę.

ARTYKUŁ

Trudne chwile Escoli Varsovia Adrianna Kmak

20.

FELIETON Kuba Łokietek

ARTYKUŁ Michał Żuk

Guillem Balague

32.

Polowanie na nowego Larssona

Spotkanie z jednym z najbardziej wpływowych i opinio-twórczych hiszpańskich dziennikarzy.

FC Barcelona poszukuje kogoś, kto godnie zastąpi kogoś z MSN, ale nie będzie drogo kosztować.

FELIETON Kuba Łokietek

ARTYKUŁ Tomasz Tybuś

28.

Historia, która miała się powtórzyć

Słabi i słabsi

Czyli krótko o rozczarowaniach w La Liga

Munir, który miał zostać Jeffrenem.

44.

Na okładce: Jeremy Mathieu - francuski fenomen z FC Barcelony. (źródło zdjęcia: fcbarcelona.cat)

CATALOLGA

Olga Juszczyk

ARTYKUŁ

Prezent na urodziny Kamil Sikora

48. 56.

FCB - To nie tylko drużyna

52.

ARTYKUŁ Marysia Wyrzykowska

Walter Rozitsky

38. FOTOSTORY

Piłkarze FC Barcelony muszą się nauczyć, że nie należy uczyć trenera jak ma żyć! BYSTRE OKO

57.

Znajdź pięć różnic i wygraj koszulkę BlogFCB.com!


PRZYSZŁOŚĆ TAKA JAK PRZESZŁOŚĆ

Cieszę się, że w Słowie Wstępu mogę z dumą powiedzieć: Tak, zdobyliśmy niemal wszystko. FC Barcelona kończy 2015 rok z tytułem najlepszej drużyny na świecie, zdobywając po drodze jeszcze cztery inne wielkie trofea. (Nie)Mało brakowało, a klub z Katalonii powtórzyłby wyczyn z ery PepaGuardioli, wygrywając w sześciu najważniejszych rozgrywkach. Nie jest to jednak powód do wstydu, bo jak już napisałem kiedyś na Twitterze: „Czasem się zastanawiam, czy lepiej być przegrywającą sextete Barceloną czy wygrywającym zerotete... sami wiecie kto”. W grudniu zazwyczaj podsumowuje się mijający rok, ale ja pozwolę sobie nie patrzeć w przeszłość i zerknąć na to, co dalej czeka FC Barcelonę w kolejnym roku. Przyszłość rysuje się dość optymistycznie, bo już od czwartego stycznia Arda Turan i Aleix Vidal będą mogli wystąpić w oficjalnym meczu FC Barcelony. Ponadto podopieczni Luisa Enrique staną przed szansą powtórzenia wyczynu z czerwca tego roku, czyli zdobycia trofeum Ligi Mistrzów, będąc już - mam nadzieję - mistrzem swojego kraju. Perspektywy wydają się rysować w kolorowych barwach, choć wiadomo, że nigdy nie można przewidzieć niespodziewanych zdarzeń, które całkowicie mogą pokrzyżować różowe plany katalońskiego klubu. Rok 2016 to będzie również czas, w którym podjęte zostaną ważne decyzje. Walne Zgromadzenie Zarządu, zwykle zwoływane w drugiej połowie roku (w okolicach września i października) ma zdecydować. kto zostanie nowym sponsorem stadionu. Nie takim zwykłym sponsorem, bo prawdopodobnie

tytularnym. Będzie to wydarzenie precedensowe, o czym więcej w tekście „Camp [Tu wstaw nazwę] Nou”. Także i polska FC Barcelona może spać spokojnie. Przestał się w końcu palić grunt pod FCB EscolaVarsovia. Polfa Tarchomin i szkółka nadal mogą funkcjonować na tych samych warunkach co zawsze. Dlaczego w ogóle doszło do sytuacji, w której wszystko co znajduje się na terenie Escoli zagrożone było zrównaniem z ziemią? O tym, podobnie jak miesiąc temu, napisała Adrianna Kmak w swoim raporcie na szesnastej stronie. W grudniowym numerze znajdziecie ponadto kilka retrospekcji - szczególnie z ubiegłych Los Clasicos. Kamil Sikora wspomniał nam o „manicie”, a Kuba Łokietek o jeszcze świeżym „cztery-zero”. Poznacie historię Munira, która musiała się wydarzyć, a się... nie wydarzyła. Ten sam autor miał również okazję być na spotkaniu ze znanym hiszpańskim dziennikarzem, Guillem Balague, o czym nie omieszkał się Wam pochwalić i spisać najważniejsze cytaty z tego wydarzenia. W okładkowym i jakże ciekawym tekście, Hubert Bochyński podejmuje się oceny Jeremy’ego Mathieu. Choć ostatnio nie zebrał najlepszych not za swoje udziały na boisku (np. przeciwko Deportivo la Coruna), Francuz jawi się wbrew pozorom dobrym transferem FC Barcelony. I na koniec, tradycyjne w tym okresie, życzenia. Wigilię spędźcie spokojnie i radośnie. Abyście mieli jak najwięcej czasu i powodów, aby móc cieszyć się z sukcesów ulubionego klubu. Abyście nie musieli podawać argumentów za wyższością La Liga nad Premier League, bo hiszpańskie drużyny zrobiły to za Was. Choć magazyn wydawany jest online, apeluję również, aby w Święta odpocząć od komputera. Rodzina, znajomi, wspólnota - kiedy, jak nie teraz, takie wartości przybierają największą wagę? Wszystkiego co najlepsze! PS. Magazyn Barça Flash doskonale nadaje się do czytania na smartfonach z Androidem oraz iOS :)

El Clasico to obok finału Mistrzostw Świata najchętniej oglądany mecz na całym świecie. Listopadowy pojedynek Realu Madryt z FC Barceloną śledziło prawie 600 milionów widzów w 170 krajach.

Spotkanie z Realem Sociedad z 28 listopada było dla Leo Messiego sześćsetnym, oficjalnym meczem w profesjonalnej karierze. Barca wygrała swoje ostatnie dziewięć spotkań Ligi Mistrzów na Camp Nou. Ostatnia porażka u siebie miała miejsce w sezonie 2012/13 w półfinale z Bayernem Monachium.

Podczas meczu ligowego z Valencią na Estadio Mestalla, Lucho nie zdecydował się na ani jedną zmianę. Taka sytuacja w szeregach Blaugrany miała miejsce po raz pierwszy od 1999 roku. Ostatnie El Clasico było pierwszym od ponad 15 lat, w którym zabrakło dwóch hiszpańskich legend swoich zespołów Xaviego Hernandeza i Ikera Casillasa.

Przemysław Kasiura przemyslaw.kasiura@blogfcb.com @p_kasiura

Przygotował: Karol Tryniszewski @K_Tryniszewski


BARÇA FLASH 4

FENOMATHIEU Hubert Bochyński

@H_Bochynski

W zasadzie w każdej drużynie znaleźć można kogoś, kto na pierwszy rzut oka nie pasuje do reszty kolegów. Inny wizerunek, marka, sposób bycia czy też aspekty stricte piłkarskie, np. technika. Od pozostałych piłkarzy z zespołu dzieli go praktycznie wszystko. I nie chodzi tu o wynalazki typu Douglas, Keirrison itd. (piłkarze, których przyjście wiązać się mogło z szemranymi interesami), a o zawodników, którzy prezentują solidny europejski poziom, ale teoretycznie nie powinni wzbić się wyżej. Kogoś takiego przypomina właśnie francuski defensor, Jeremy Mathieu.

T

o swoisty fenomen. Gracz grający z numerem ‘24’ na bordowo-granatowej koszulce od pierwszego dnia w katalońskim klubie miał pod górkę. Ba, napięta atmosfera krążyła wokół jego osoby, jak tylko pojawiły się pierwszej plotki o zainteresowaniu ze strony Blaugrany. Z większością sensownych argumentów aż trudno było się nie zgodzić. Barcelona szukała bowiem środkowego obrońcy, który mógłby stać się liderem całej formacji. Kogoś takiego, który od razu wszedłby w buty Carlesa Puyola. Człowieka charyzmatycznego, trzymającego w ryzach każdego, potrafiącego skrzyczeć kolegę z drużyny w często niespodziewanym momencie. Po latach posuchy dotyczącym piłkarzy na tej pozycji na rynku transferowym wreszcie zapowiadało się sprowadzenie kogoś ze światowego topu. Nazwisk przewinęło się mnóstwo. Od tych bardziej medialnych - Thiago Silva, David Luiz, Jerome Boateng, Mats Hummels, po

ARTYKUŁ

młodych wilków, którzy największe sukcesy mają jeszcze przed sobą Marquinhos, Aymeric Laporte, Jose Gimenez. To tylko niewielkie grono potencjalnych nabytków klubu. Jak to się skończyło, wszyscy wiemy. Latem 2014 roku, w obliczu transferowego bana, mającego obowiązywać w najbliższych dwóch okienkach, przeprowadzono transfery niejako na dwa sezony. Wzmocniono każdą formację. Obsada środka defensywy, czyli jednego z najbardziej palących problemów, okazała się kłopotem największym. Większość celów transferowych okazało się zbyt drogich jak na i tak pokaźne warunki finansowe Dumy Katalonii. Za łącznie około 40 milionów euro na Camp Nou przyszli Jeremy Mathieu oraz Thomas Vermaelen, lat odpowiednio niespełna 31 oraz 29. Więcej spodziewano się po tym drugim. Swego czasu ostoja obrony Ar-

senalu, która ma jednak ogromne problemy z kontuzjami. Dość powiedzieć, że od momentu transferu rozegrał w Barcelonie łącznie 721 minut (stan na 3 grudnia). Francuza kibice traktowali jako alternatywę na środku i ewentualnie lewej stronie obrony, często nawet trzecią czy czwartą opcję. Zresztą, Jeremy stał się z miejsca punktem odniesienia wielu, często niezbyt merytorycznych, dyskusji. Bardzo często pomijano jego umiejętności piłkarskie i skupiano się na wszystkim innym, co tylko mogło zepsuć jego obraz: palacz, rudy, ponad 30 lat, drewniany. Przykłady można mnożyć. Wydawało się więc, że Barca wróciła do punktu wyjścia - będąc bez klasowego defensora. Początek rozgrywek Mathieu miał jednak piorunujący. Francuz był bardzo pewnym punktem ekipy, tworząc podstawową parę obrońców z Javierem Mascherano. Późniejszy powrót do wielkiej formy Gerarda Pi-

>


BARÇA FLASH 5

ARTYKUŁ


BARÇA FLASH 6

>

que sprawił co prawda, że były gracz Valencii częściej siedział na ławce, ale i tak był pierwszym wyborem, jeśli chodzi o rotacje w tej formacji. Używając częstego powiedzenia, był to dwunasty zawodnik drużyny, odgrywający cały czas znaczącą rolę. Nie jest przypadkiem to, że pod względem liczby minut rozegranych we wszystkich rozgrywkach zajął miejsce właśnie zaraz za żelazną jedenastką (Bravo - Alves, Pique, Mascherano, Alba - Busquets, Rakitić, Iniesta - Messi, Suarez, Neymar). Można go nazwać jednym z ulubieńców Luisa Enrique. Piłkarz prezentuje dokładnie te walory, których wymaga szkoleniowiec. Jak na swój wzrost jest to piłkarz zwrotny i - co

rzadko spotykane - szybki, potrafiący ścigać się z najlepszymi pod tym względem napastnikami na świecie. Co ważne dla obrońców Barcy, potrafi również nienagannie operować piłką i często uczestniczyć w gierkach na małej przestrzeni niedaleko własnego pola karnego. Jak istotna jest to cecha w filozofii katalońskiego futbolu - nie trzeba nikogo specjalnie przekonywać. Wyjście spod pressingu nie stanowi dla niego kłopotu. Mathieu dobrze radzi sobie także ze swoimi podstawowymi obowiązkami, czyli rozbijaniem ataków rywala. Momentami wydaje się być obojętny na wydarzenia boiskowe, rzadko na jego twarzy pojawi się jakikolwiek grymas twarzy, ale taki ma styl, tak koncentruje się na tym, co dzieje

się wokół niego na murawie. Swoje pomyłki ogranicza do minimum, co w Valencii nie zdarzało się tak często. Grając w barwach Nietoperzy, często był tykającą bombą, potrafiącą zagrać kapitalne 89 minut, by w samej końcówce zawalić gola, który mógł zaważyć na ostatecznym wyniku. W nowej drużynie takie pomyłki zdarzają mu się bardzo rzadko, a jeśli już, to rehabilituje się później z nawiązką. Takim bonusem można też nazwać umiejętność znalezienia się pod polem karnym rywala. Słuszna postura oraz siła, jaką prezentuje podczas wejścia w pole karne przeciwnika, kilka razy pomogły mu w wykorzystaniu takich okazji. Francuz został przecież bohaterem przełomu marca i kwietnia, kiedy w dwóch spotkaniach z rzędu zdobył dwa gole. I to nie byle jakie, ponieważ najpierw trafił w starciu z Realem na Camp Nou (wygrana 2:1), a później zdobył jedyną bramkę w wyjazdowej potyczce z Celtą Vigo. Przyczynił się zatem w dużej mierze do końcowego sukcesu zespołu. Trzecie trafienie dołożył w rozgrywkach Copa del Rey, gdzie strze-

Można go nazwać jednym z ulubieńców Luisa Enrique. Piłkarz prezentuje dokładnie te walory, których wymaga szkoleniowiec. Jak na swój wzrost jest to piłkarz zwrotny i - co rzadko spotykane - szybki, potrafiący ścigać się z najlepszymi pod tym względem napastnikami na świecie. Co ważne dla obrońców Barcy, potrafi również nienagannie operować piłką i często uczestniczyć w gierkach na małej przestrzeni niedaleko własnego pola karnego. Jak istotna jest to cecha w filozofii katalońskiego futbolu - nie trzeba nikogo specjalnie przekonywać. ARTYKUŁ


BARÇA FLASH 7

Choć początek tego sezonu nie był tak spektakularny jak poprzedni, to winę trzeba zrzucić na całą linię obrony, która zawaliła kilka ważnych bramek. Wiele mówiło się o tym, że to właśnie Mathieu jest jednym z największych winowajców. Sztabowi szkoleniowemu miała nie podobać się jego postawa, rozważano nawet jego odejście. Zawodnik w porę jednak wrócił do niezłej formy, którą prezentuje od kilku tygodni. Najlepszym przykładem był klasyk na Bernabeu. Jeremy wszedł na boisko już w 27. minucie, zmieniając kontuzjowanego Mascherano. Barca prowadziła 1:0, ale od pewnego czasu Real próbował doprowadzić do remisu. Nie był to zatem idealny moment do wejścia z ławki, ale Francuz spisał się bardzo dobrze, udanie współpracując do końca spotkania z Pique. lił pięknego gola z rzutu wolnego. Tak, Mathieu nawet w tej dziedzinie potrafi wszystkich zaskoczyć. Bieżące rozgrywki tego trendu nie zmieniły. Pod względem czasu spędzonego na murawie plasuje się na dziewiątej pozycji, będąc choćby przed Jordim Albą, niewiele ustępując zaś Gerardowi Pique. Francuz równie często co na środku obrony, występuje także po lewej stronie. Wówczas częściej ma okazję, by pokazać się kibicom w ofensywie. Co prawda z całą pewnością można powiedzieć, że poziomu Alby w tym elemencie nie osiągnie, ale i tak, gdybyśmy spojrzeli choćby na całą ligę hiszpańską, spokojnie utrzymywałby się w czołówce. Swoją jakość pokazał w meczach z Realem

Sociedad czy Villanovense, ostatnich dwóch przed napisaniem tego artykułu. Rudowłosy zawodnik pozazdrościł wyczynów Daniemu Alvesowi grającemu po drugiej stronie boiska (dwa gole i asysta) i sam zaliczył dwa kluczowe podania przy bramkach Neymara oraz Munira. Choć początek tego sezonu nie był tak spektakularny jak poprzedni, to winę trzeba zrzucić na całą linię obrony, która zawaliła kilka ważnych bramek. Wiele mówiło się o tym, że to właśnie Mathieu jest jednym z największych winowajców. Sztabowi szkoleniowemu miała nie podobać się jego postawa, rozważano nawet jego odejście. Zawodnik w porę jednak wrócił do niezłej for-

my, którą prezentuje od kilku tygodni. Najlepszym przykładem był klasyk na Bernabeu. Jeremy wszedł na boisko już w 27. minucie, zmieniając kontuzjowanego Mascherano. Barca prowadziła 1:0, ale od pewnego czasu Real próbował doprowadzić do remisu. Nie był to zatem idealny moment do wejścia z ławki, ale Francuz spisał się bardzo dobrze, udanie współpracując do końca spotkania z Pique. Wielu zawodników w jego wieku (32 lata) opuszczało stolicę Katalonii albo bardzo poważnie się nad tym zastanawiało. Nie wytrzymywali konkurencji ze strony młodszych kolegów, często czuli już wypalenie i chcieli spróbować czegoś nowego albo po prostu odstawali poziomem.

ARTYKUŁ

>


BARÇA FLASH 8

Na dzisiaj podstawową parę środkowych obrońców tworzą Gerard Pique i Javier Mascherano. Jeśli obaj są zdrowi, to od nich Luis Enrique rozpoczyna budowanie jedenastki. Widać to po kluczowych spotkaniach, jak na przykład rzeczone Gran Derbi. Francuz mógł pokazać swoje umiejętności tylko dlatego, że Argentyńczyk doznał urazu. Sam zdaje sobie jednak z tego sprawę i wydaje się, że taka rola bardzo mu odpowiada. >

W jego przypadku tak nie jest - ba, możemy odnotować nawet mały postęp względem poprzedniego sezonu. Co prawda swoją rolę odegrały kontuzje jego kolegów z drużyny, dzięki którym mógł grać częściej, ale sam piłkarz musiał potwierdzić słuszność wyboru trenera na boisku. Gdyby Francuz utrzymał statystyki dotyczące czasu jego przebywania na boisku na podobnym poziomie co obecnie, to powinien pobić swoje osiągnięcie z zeszłych rozgrywek. W całej poprzedniej kampanii spędził na placu gry prawie dokładnie połowę możliwego czasu, podczas gdy od sierpnia do grudnia zaliczył niemal 60% minut. Francuz ma także okazję, by grać nieco dłużej w pojedynczym spotkaniu. Sezon 14/15 to średnio 67 minut, z kolei obecny - przeciętnie 8 minut więcej. Zwrócić uwagę należy również na fakt, że były defensor Valencii ma w sumie niewiele mniej minut na boisku niż Marc Bartra i Thomas Vermaelen (jego główni konkurenci do gry) razem wzięci. Decyzja szkoleniowca, by stawiać właśnie na bohatera tego artykułu, broni się sama. A w zasadzie broni jej sam zainteresowany, udowadniając swoją dobrą grą zasłużoną pozycję w zespole. Na dzisiaj podstawową parę środkowych obrońców tworzą Gerard Pique i Javier Mascherano. Jeśli obaj są zdrowi, to od nich Luis Enrique rozpoczyna budowanie jedenastki. Widać to po kluczowych spotkaniach, jak na przykład rzeczone Gran Derbi. Francuz mógł pokazać swoje umiejętności tylko dlatego, że Argentyńczyk doznał urazu. Sam zdaje sobie jednak z tego sprawę i wydaje się, że taka rola bardzo mu odpowiada.

ARTYKUŁ

Nie jest to zawodnik najbardziej medialny, pragnący szumu wokół własnej osoby, pożądający wywiadów czy sesji na pierwszych stronach gazet. Jeremy to zawodnik cichy i bardzo skromny, ale przy tym wielce pracowity. Swoją pracą zasłużył na to, by być w tym miejscu, w którym obecnie się znajduje. Kolejną motywacją do dobrej gry są dla niego Mistrzostwa Europy, które zostaną rozegrane w jego ojczyźnie za pół roku. Co prawda w ostatnim czasie selekcjoner Trójkolorowych przy powołaniach go pomijał, ale sam zawodnik broni nie złoży na pewno. Rywale są jednak godni - na dzisiaj kwartet stoperów będący najbliżej kadry na imprezę tworzą: Raphael Varane, Mamadou Sakho, Laurent Koscielny oraz Eliaquim Mangala. Czy piłkarzowi Barcelony uda się kogoś z nich wygryźć? Wielu fanów pewnie by sobie tego życzyło - byłoby to ukoronowanie dwóch naprawdę owocnych sezonów, nawet gdyby w całym turnieju nie powąchał murawy. Nie ma przecież dla niego rzeczy niemożliwych. Jeszcze półtora roku temu wydawało się być nieprawdopodobnym, by gracz tego pokroju stanowił o sile linii defensywnej najlepszej drużyny XXI wieku. Udowodnił jednak niedowiarkom, że jest z niego całkiem solidny piłkarz, który może być doskonałą alternatywą dla podstawowych obrońców, pierwszym rezerwowym dla trenera. Jeremy Mathieu jest swego rodzaju fenomenem. Przecież we wcale nie najdłuższym czasie przeszedł drogę od piłkarza niechcianego, wręcz wypychanego do gracza szanowanego przez wielu kibiców. A to wcale nie musi być szczyt. Wiemy przecież doskonale, gdzie znajduje się ludzka bariera.


BARÇA FLASH 9

ARTYKUŁ


BARÇA FLASH 10

ARTYKUŁ


BARÇA FLASH 11

CAMP [TU WSTAW

NAZWĘ] NOU Przemysław Kasiura

@p_kasiura

FC Barcelona od lat była ostoją antykomercyjnego podejścia do wszystkiego co własne. Począwszy od katalońskiej tożsamości, po stroje, aż do stadionu. Dzisiaj nie ma już znaczenia, czy w składzie gra canterano czy ktoś z Holandii, Kamerunu czy Mongolii. Nie ma znaczenia, czy na koszulce znajduje się sponsor proszku do prania czy plastikowych okien. Choć z krzesełek na trybunach układają się już loga największych światowych koncernów, wciąż Camp Nou pozostaje - przynajmniej z nazwy - sobą. Niedługo ma się to zmienić, bo żeby zmodernizować obiekt nie wystarczy kolejny sponsor, którego logo znajdzie się gdzieś na korytarzach najwyższych sektorów stadionu. Potrzebny jest sponsor tytularny - i to od zaraz. ARTYKUŁ


BARÇA FLASH 12

O

przebudowie Camp Nou mówi się już od lat. Niektórzy kibice mogą również pamiętać plany z 2007 roku, gdy za sterami FC Barcelony był Joan Laporta. Wówczas bardzo znany angielski architekt, Norman Foster, przedstawił wizualizację „Nowego Camp Nou”. Plan upadł z wielu nieoficjalnych przyczyn, choć jeśli nie wiadomo o co chodzi... to wiadomo. Następnie zmieniły się rządy w 2010 roku i o Camp Nou zaczęto myśleć w nieco szerszym kontekście. W 2014 roku ujawniono plany stworzenia tzw. Nowej Strefy Barcelony „Nueva Espai Barça”. Opisywany obszar nie dotyczył jedynie przebudowy głównego stadionu piłkarskiego, ale również obiektów wokół niego, w tym Palau Blaugrana czy Miniestadi. Przeprowadzono również referendum w tej sprawie. Ponad 70% socios dało zielone światło na wydanie około 600 milionów euro na wielką renowację Espai Barça. Takie pieniądze znikąd się jednak nie wezmą... Przez ten czas wiele działo się w zarządzie FC Barcelony, dlatego można podejrzewać, że temat nowego Camp Nou został nieco odwleczony w czasie. Jednakże musiał on w końcu powrócić, ponieważ hucznie ogłaszana data lutego 2021 roku jako termin za-

ARTYKUŁ

Van Wagner stoi między innymi za znalezieniem sponsora dla New York Giants/Jets kończenia budowy nowego stadionu zbliża się - wbrew pozorom - wielkimi krokami. Takie przedswięwzięcie trzeba rozpocząć z wieloletnim wyprzedzeniem, a same prace muszą wystartować już w połowie 2017 roku. Sponsorów jest kilku, choć to wciąż za mało. Potrzebny będzie sponsor tytularny. Dlatego do gry musiał wejść jeden z największych graczy w tej dziedzinie, czyli amerykańska agencja Van Wagner Sports and Enterntainment. Firma stoi m.in. za zorganizowaniem sponsora tytularnego dla stadionu New York Jets/New York Giants (MetLife Stadium) oraz Arsenalu Londyn (Emirates Stadium). Specjalizuje się

przede wszystkim w pozyskiwaniu sponsorów dla obiektów sportowych, szczególnie piłkarskich. Ma za sobą już 16 udanych projektów. Czego można się spodziewać po amerykańskich specjalistach? Przede wszystkim tego, że jeśli uda im się pozyskać jakąś grubą rybę, która chciałaby zagościć obok nazwy „Camp Nou”, to umowa może opiewać na okres nawet 20 lat. W przypadku Arsenalu i Emirates, umowa od początku była podpisywana na dekadę, jednakże już umowy w Stanach Zjednoczonych niejednokrotnie sięgały nawet do 25 lat (wspomniany MetLife Stadium czy Mercedes-Benz Stadium w Atlancie - nawet 27!). Co


BARÇA FLASH 13

mieć nie tylko obrandowane stroje, ale również stadion. Stadion, który prawdopodobnie zmieni nazwę szybciej, niż np. Realu Madryt - symbol globalnego marketingu sportowego.

więcej? Przez pewien okres FC Barcelona może otrzymywać około 40 milionów euro rocznie, w zależności od długości trwania kontraktu. Dla porównania, do kasy Arsenalu co roku wpływa 20 milionów funtów, dlatego czterdzieści „klocków” euro rocznie wydaje sie jak najbardziej realną kwotą. Wówczas po 15 latach trwania umowy udałoby się pokryć koszty rozbudowy Espai Barça, ponieważ zarząd planuje wydać na tę inwestycję około 600 milionów euro. Wiadomo, że przychody z innych umów sponsorskich mogłyby pokryć chociażby 1/3 kosztów całej inwestycji, dlatego termin spłaty mógłby nastąpić nieco szybciej. Według słów

Javiera Fausa, wiceprezydenta FC Barcelony, sponsor tytularny miałby dołożyć 150 milionów euro do rozbudowy Nowej Strefy. Wpływy z wynajmu przestrzeni handlowych wokół stadionu miałyby pokryć koszty rzędu 50 milionów euro, a po 200 milionów miałby wyłożyć bank (w postaci pożyczki) oraz sam klub. Zarząd prawdopodobnie nie zdecyduje się na długotrwały kontrakt (tu: około 30 lat), który związałby nazwę danej marki ze stadionem Camp Nou. Z jednej strony FC Barcelona nie potrzebuje wiązać się na tak długi okres, a z drugiej byłby to precedens na bardzo dużą skalę. Klub, który jeszcze 10 lat temu nie miał żadnej reklamy na koszulkach, przez kolejne 20 mógł

Dlaczego tak szybko? Jak już zostało wspomniane wyżej, FC Barcelona chce ruszyć z budową w połowie 2017 roku, dlatego decyzja o zaakceptowaniu nowego sponsora tytularnego dla Camp Nou musi zapaść jak najszybciej. Oznacza to, że już podczas najbliższego Walnego Zgromadzenia Delegatów musi zostać ten temat zamknięty, czyli prawdopodobnie w okolicach września 2016 roku. Van Wagner Sports and Entertainment mają zatem rekordowo krótki okres na znalezienie sponsora i wynegocjowanie możliwie najlepszych warunków dla wszystkich stron. Mówi się nawet, że pierwsze wstępne warunki z nowym podmiotem mają zostać ustalone już... w tym miesiącu. To byłaby sytuacja co najmniej precedensowa. Trudno jednak podejrzewać, że będzie to katarski partner Qatar Airways. Gdyby tak było, FC Barcelona nie musiałaby właściwie korzystać z usług zewnętrznej firmy i na dodatek tak pospiesznie poszukiwać sponsora tytularnego dla swojego

ARTYKUŁ

>


BARÇA FLASH 14

>

stadionu. Ponadto katarski partner nie jest dobrze kojarzony przez socios, którzy i tak zdążyli już wyrazić swoją dezaprobatę związaną z samym pojawieniem się sponsora na koszulkach. Ostatnie spotkanie w Doha, które miało miejsce w sierpniu tego roku, nie przyniosło żadnych korzystnych rezultatów. Jeśli rzeczywiście katarskie linie lotnicze nie zostałyby wybrane na sponsora tytularnego Camp Nou, wówczas mielibyśmy do czynienia z pierwszym sygnałem świadczącym o oddalaniu się azjatyckiego partnera od FC Barcelony. To mogłoby wielu ucieszyć, jednakże... ...do gry mogą przecież wejść inni gracze, tzw. koncerny oparte na petrodolarach, takie jak Emirates czy Ettihad. One mają aktualnie najłatwiejszą drogę do uzyskania swojej nazwy na murach stadionu Camp Nou, jednakże zarząd ewidentnie chce odświeżyć swój wizerunek, uciekając od skojarzeń z arabskimi inwestycjami. Jaki zatem musiałby się odezwać podmiot, który jednocześnie byłby zaakceptowany przez socios oraz mógł zapłacić co najmniej 20-30 milionów euro rocznie?

Tak ma wyglądać nowe Camp Nou. Rozbudowa ma kosztować bagatela 300 mln euro.

ARTYKUŁ

Można odnieść wrażenie, że takiego przedsiębiorstwa po prostu nie ma. Najlepsza byłaby marka rodzima, taka jak TV3 czy Damm, jednakże są to zbyt małe podmioty, niebędące w stanie zapłacić tak wielkich kwot. Poza tym każdy inny sponsor będzie traktowany obco, szczególnie, że FC Barcelona przez długi czas stroniła od posiadania jakiegokolwiek sponsora. Dlatego przed amerykańskimi specjalistami twardy orzech do zgryzienia nie tylko na podłożu ekonomicznym, ale również wizerunkowym. Jak ma wyglądać nowe Camp Nou za prawie 300 milionów euro? Przede wszystkim ma zostać rozbudowane do 105 tysięcy miejsc. Najniższe sektory mają zostać lekko podwyższone oraz ustawione bardziej wertykalniew stosunku do boiska. Oznaczałoby to jednak, że 10% posiadaczy karnetów musiałoby zostać przeniesionych na inne miejsca - prawdopodobnie z dużo lepszym widokiem. Ponadto strefa VIP również miałaby zostać rozbudowana, począwszy od zwiększenia liczby restauracji, aż po liczbę luksusowych miejsc w tzw. superboxach. Dla „szaraków” pod-

stawowym udogodnieniem miałby być korytarz w kształcie pierścienia wewnątrz stadionu, umożliwiający łatwiejsze i płynniejsze przedostawanie się z jednego sektora do drugiego. Przy okazji renowacji stadionu zawsze wyposażane są w dodatkowe strefy gastronomiczne, toalety oraz oznakowania. Tak samo ma być w przypadku nowego Camp Nou. Jakiekolwiek prace nie odbywałyby się na tym stadionie, FC Barcelona i tak będzie na nim grać. Niestety, ale romantyczna sielanka dobiega końca i kapitalizm zajrzał już bardzo głęboko w oczy FC Barcelony. Brak sponsorów na koszulkach, stadionie czy na jakichkolwiek produktach klubu wiąże się z brakiem rozwoju (tj. dotrzymania kroku konkurencji) oraz pogodzenie się z poważnym spadkiem pozycji na europejskiej arenie. Oczywiście pieniądze nie są gwarantem sukcesu, ale bez nich dzisiaj trudno jest nadgonić innych, a przecież wielu z nas chciałoby obejrzeć mecz FC Barcelony jako 104-tysięczny kibic na nowoczesnym stadionie. Stadionie Camp [Tu wstaw nazwę] Nou.


BARÇA FLASH 15

REKLAMA


BARÇA FLASH 16

ARTYKUŁ


BARÇA FLASH 17

Trudne chwile szkółki Barcelony. Dlaczego chciano się jej pozbyć? Adrianna Kmak

@KmakAdrianna

D

wa miesiące temu odwiedziliśmy FCB EscolaVarsovia i nigdy nie przyszłoby nam do głowy, że ktoś kiedykolwiek mógłby chcieć zaprzepaścić taki projekt w Polsce. O mały włos, a największa szkółka Barcy na świecieprzestałaby jednak istnieć. – Liczę na to, że prawda wyjdzie na jaw i osoby, które podjęły takie działania zostaną ukarane – mówił o sprawie dyrektor zarządzający szkółki Witold Miller, który jeszcze nie tak dawno oprowadzał nas po bazie treningowej FCB EscolaVarsovia. W czym tkwił problem? Szkółka Barcelony bazę treningową ma na terenie dzierżawionym od spółki Skarbu Państwa Polfy Tarchomin. Wszystko układało się dobrze, dopóki firma nie zdecydowała się nagle wypowiedzieć szkółce umowy. Włodarze Polfy twierdzili, że FCB EscolaVarsovia łamie zapisy kontraktu, m.in. przez stworzenie trzeciego boiska na dzierżawionym terenie. – Rozpoczęliśmy inwestycję dotyczącą remontu obiektu. Zmodernizowaliśmy stare boisko. Polfa zaczęła nas straszyć, że mamy zaprzestać tych prac mimo, iż mamy na to zgodę w umowie – tłumaczył sytuację Witold Miller.

Polfa oprócz wyniesienia się szkółki, żądała także oddania terenu w stanie sprzed budowy bazy, w którą zainwestowano bagatela około pięciu milionów złotych. Oznaczałoby to, że wszystko, co do tej pory stworzono na dzierżawionym terenie, musiałoby zostać zrównane z ziemią. Włodarze FCB EscolaVarsovia nie mieli jednak zamiaru poddać się bez walki i stanęli na głowie, żeby uratować szkółkę. Na ulicy Fleminga w Warszawie pojawiła się telewizja, a o problemie poinformowano większość polskich mediów. Honorowy prezes szkółki Wiesław Wilczyński wystosował list otwarty do władz państwowych i samorządowych z apelem o pomoc. – Brakuje mi sił, ale mam wiarę, że kierunek który wybrałem jest właściwy, ponieważ w krótkim czasie przyniósł doskonałe efekty. Piszę o tym w czasie, kiedy Polska reprezentacja awansowała do finałów Euro 2016, a polskie władze podkreślają zaangażowanie w rozwój piłki nożnej – pisał prezes Wilczyński. Sprawa została dość mocno nagłośniona. W jej rozwiązanie zaangażował się nowy minister sportu Witold Bańka. Doszło do jego spotkania

>

W szkółce FCB Escola Varsovia zatrudnionych jest 50 trenerów (czterech z Hiszpanii). Na miejscu obecny jest także dyrektor z Barcelony. Do tej pory 9 zawodników zostało powołanych do reprezentacji Polski. ARTYKUŁ


BARÇA FLASH 18

>

z włodarzami szkółki, a kilka dni później sprawa została rozstrzygnięta na korzyść Escoli. Polfa ostatecznie wycofała się z żądań wypowiedzenia umowy, ale gdyby nie walka włodarzy FCB EscolaVarsovia, to zapewne największa w Polsce szkółka piłkarska przestałaby istnieć. Cztery lata ciężkiej pracy poszłyby na marne.

Po co Polfie tereny szkółki?

To pytanie przeszło mi przez myśl już na samym początku sporu o tereny FCB EscolaVarsovia. W tej sprawie ewidentnie można doszukiwać się drugiego dna. Szkółka przecież płaci Polfie za dzierżawę terenu. Jaki więc jest cel rozwiązywania z nią umowy i pozbawiania prawie 1000 dzieci możliwości trenowania? Nikt nie powiedział tego wprost, ale zapewne ktoś miał chrapkę na tereny szkółki. Obecnie jest to powierzchnia przeznaczona tylko na cele sportowe. Nie da się tam wybudować bloku, supermarketu czy innego budynku, z którego można by mieć zapewne większe dochody.

ARTYKUŁ

– Ta sprawa się zaczęła z rok temu, kiedy Polfa chciała podpisać z nami aneks do umowy. Rzeczy, którychżądali były po prostu niemożliwe przez nas do zaakceptowania. Dla przykładu jeden z zapisów brzmiał, że mogą zerwać umowę bez odszkodowania, gdy na obiekcie znajdą się materiały łatwopalne. Taki materiałem może być wszystko np. granulat, drewno. Od tego momentu zaczęły się przykrości z ich strony. Goście chodzą kontrolują, no jakieś dziwne sprawy – mówił pytany przez nas o tę sprawę dyrektor zarządzający szkółki Witold Miller. Trudno nie odnieść wrażenia, że Polfie wcale nie chodziło o obronę interesów firmy, ale o jakieś większe przedsięwzięcie. To zresztą już nie pierwszy raz, kiedy spółka robi takie akcje swoim partnerom. W 2010 roku firma postanowiła sprzedać należący do niej budynek, w którym znajdowało się przedszkole. Uczęszczało do niego wówczas 150 dzieci. Nie obeszło się bez protestów ze strony rodziców i informowania mediów. Skończyło się odwołaniem

prezesa Polfy i ostateczną wygraną przedszkola, któremu pomogły władze miasta w Białołęce. Sprawa FCB EscolaVarsovia na szczęście też zakończyło się happy-endem. Włodarze szkółki, rodzice, a przede wszystkim dzieciaki najedli się jednak trochę strachu. Cztery lata inwestycji (w dużej mierze przy pomocy rodziców), wydanych milionów i nauki, jaką trzeba było przyswoić od Barcelony, mogło pójść na marne. – Zamiast skupiać się na pracy szkoleniowej, wspierać dzieci musieliśmy chodzić i bronić się przed wyrzuceniem – mówił rozgoryczony sprawą Witold Miller. Sytuacja mogła być mocno deprymująca, zwłaszcza, kiedy wiesz, że oddajesz w coś latami całe swoje serce, a ktoś bezprawnie chce ci to odebrać. Starasz się ciągnąć ten kraj piłkarsko do góry i dostajesz taki cios. Można się czuć załamanym. Mamy nadzieję, że to ostatni taki wybryk ze strony Polfy Tarchomin.


BARÇA FLASH 19 WYWIAD

FELIETON

Pedro Rodriguez - to on zamknął historię

Nieme kino sportowe?

Wywiad z zasłużonym polskim dzienikarzem, jakim jest Jerzy Chromik, o poziomie polskiego dziennikarstwa sportowego.

Wspomnienie niedocenianego byłego gracza FC Barcelony Pedro Rodrigueza.

ARTYKUŁ

Krótka kołderka ARTYKUŁ

ARTYKUŁ

Kataloński Cafu

Hiszpańska karuzela transferowa

CATALOLGA

Kto przyszedł, a kto odszedł do/z hiszpańskich klubów La Liga? WYWIAD

Referendum w Katalonii ARTYKUŁ

Spowiedź Konia

Rozmowa z Maćkiem “Disblasterem” Krawczykiem.

Barça w rękach architektów

ARTYKUŁ

Tajemnicze El Clasico ARTYKUŁ

ARTYKUŁ

Nowa umowa Neymara

O rywalach w Grupie E FELIETON

FELIETON

CR7 nie zdobędzie Złotej Piłki

Faks niezgody FOTOSTORY

ARTYKUŁ BYSTRE OKO


BARÇA FLASH 20

FELIETON


GUILLEM BARÇA FLASH 21

BALAGUE Kuba Łokietek

@KubaLokietek

Dziennikarz Sky Sports, AS-a czy też Onda Cero miał bardzo pracowity początek miesiąca, który spędzał w Polsce. Autor przyleciał do naszego kraju, aby promować swoją najnowszą książkę, pt. „Messi”. Nietrudno się domyślić, że ta ponad sześciuset stronicowa „cegła” traktuje o najlepszym piłkarzu na świecie. Opowiada wiele faktów, w większości nieznanych dotąd dla przeciętnego fana futbolu w państwie nad Wisłą. Wszyscy znamy opowieści o problemach ze zdrowiem, o nieprzeciętnym talencie Argentyńczyka, ale mało kto wie, że w osiągnięciu fantastycznego poziomu pomogła Leo... babcia. Nie będę zdradzał szczegółów, zachęcając do lektury biografii. Warto zaznaczyć, że nie jest to kolejna cienka i opatrzona wieloma fotografiami szmira, a porządnie napisana historia człowieka, który w końcu doczekał się godnego opisu swojego życia. Nie znajdziecie tam banałów i fałszywych informacji, dlatego mogę Was zapewnić, że czas spędzony przy czytaniu „Messiego” nie będzie stracony.

FELIETON


BARÇA FLASH 22

FELIETON


BARÇA FLASH 23

W

- Słuchaj, musimy porozmawiać – mówił Mendez do Balague’a - Ale przecież książka już wyszła. - No właśnie, dlatego musimy porozmawiać.

racając do sedna, czyli przylotu Guillema do Polski, to nie udało mi się może przeprowadzić obszernego wywiadu jak Tomasz Ćwiąkała, Dariusz Wołowski czy też Maciej Iwański. Musiało mi wystarczyć jedno pytanie oraz podpis na książce, który autor złożył mi po spotkaniu 1 grudnia w warszawskim Empiku „Junior” na ulicy Marszałkowskiej. Spotkanie z autorem m.in. biografii Pepa Guardioli zostało zorganizowane przez wydawnictwo SQN, które promuje książki hiszpańskiego dziennikarza. Na rozmowie z Ballague’m, którą poprowadził Michał Pol, pojawiło się kilkadziesiąt osób; było raczej kameralnie. To stwarzało większą okazję do interakcji z głównym bohaterem.

Tak wyglądał dialog pomiędzy oboma panami. Cristiano był niezadwolony z tego, że Guillem w „Messim” pisze o tym, że Portgugalczyk nazwał Argentyńczyka „skurwysynem”. Miało dojść do procesu, ale ostatecznie Ronaldo nie zdecydował się na złożenie oskarżenia. Przypadek?

Uśmiech nie schodził z twarzy Guillema, który okazał się przesympatycznym człowiekiem. Poza tym jego kontakty i wiedza na temat futbolu umożliwiła dowiedzenie się od niego wielu ciekawych rzeczy, będąc spokojnym o ich prawdziwość. Pierwszym tematem poruszonym na spotkaniu było to, jak udało zachęcić się Messiego na współpracę przy książce. Temat zszedł trochę na Ronaldo, trochę na Guardiolę, ale odpowiedź udało się uzyskać. Przede wszystkim ciekawe jest to, że Portugalczyk wydawał się bardziej chętny do zrobienia z Balague’m książki niż Argnetyńczyk. Cristiano kilkukrotnie zapewniał, że byłby zadowolony z biografii, ale po rozmowach z piłkarzem trzeba było jeszcze dogadać się z Jorge Mendezem oraz Realem Madryt, a to już okazało się cięższym zadaniem. Autor powiedział jednak, że udało mu się umieścić elementy biografii CR7... w dziele o Messim. Z tego też powodu agent Ronaldo, wcześniej wspomniany Mendez, chciał koniecznie zamienić parę słów z Guillemem o jego książce przed londyńską premierą filmu o Cristiano. - Słuchaj, musimy porozmawiać – mówił Mendez do Balague’a - Ale przecież książka już wyszła.

- No właśnie, dlatego musimy porozmawiać. Tak wyglądał dialog pomiędzy oboma panami. Cristiano był niezadwolony z tego, że Guillem w „Messim” pisze o tym, że Portgugalczyk nazwał Argentyńczyka „skurwysynem”. Miało dojść do procesu, ale ostatecznie Ronaldo nie zdecydował się na złożenie oskarżenia. Przypadek? Praca z Pepem wyglądała znacznie łatwiej z perspektywy autora. Pomysł o stworzeniu książki o ówczesnym trenerze Barcelony narodził się w trakcie jego ostatniego sezonu w stolicy Katalonii. Guardiola nie widział żadnych przeciwwskazań, aby książka o nim nie ukazała się, więc wszystko poszło gładko. Otoczenie Messiego było początkowo negatywnie nastawione do biografii. Wcześniej pojawiali się ludzie, którzy także chcieli ją napisać, ale ostatecznie nie odzywali się ani do piłkarza, ani do jego rodziny, a później ukazywały się kłamstwa i bzdury. Po kilku tygodniach niepewności to jednak reprezentanci Leo sami odezwali się do Guillema i zgodzili się na stworzenie książki. Warto powiedzieć więcej o Pepie, ponieważ w trakcie spotkania wielokrotnie przewijało się imię i nazwisko szkoleniowca Bayernu. Balague opowiedział zabawną historię, która mówiła o tym, że rozmawiał z Guardiolą po wydaniu jego biografii i w trakcie konwersacji trener przyznał się, że ludzie przysyłają

mu książki i proszą o jego podpis na okładce, podczas gdy nie jest on jej autorem. Książka zawiera wiele osobistych fragmentów, stąd też pewnie można pomyśleć o tym, że jest to opis wydarzeń samego Josepa. Nie zabrakło również pytań na tematy czysto sportowe, a raczej powinienem powiedzieć, że głównie dyskusja dotyczyła piłki nożnej ogólnie, a nie jedynie promocji swoich dzieł. Dziennikarz utwierdził wszystkich zebranych w przekonaniu, że następnym klubem Guardioli będzie Manchester City. Podał dwa powody: po pierwsze, w klubie zjawili się chińscy inwestorzy, co powoduje, że szykuje się gigantyczny projekt sportowy, nawet ponad miarę Barcelony czy Realu Madryt. Po drugie, w Manchesterze ma wielu przyjaciół, m.in. Txikiego Begiristaina czy Ferrana Soriano. Ogromne plany Obywateli miałyby też skusić Leo Messiego, który według Guillema co prawda mówi, że nigdzie się nie wybiera, ale można także pokusić się o stwierdzenie, że jeszcze nie był nigdy tak blisko odejścia z Camp Nou. Od razu jednak uspokaja – „wydaje mi się, że jednak pozostanie w Barcelonie”. Nie zabrakło także porównań Pepa z Mourinho. Balague ewidentnie nie jest zwolennikiem Portugalczyka, a to chyba są za słabe słowa. O Jose mówi, że jest to dobry trener, choć w Barcelonie był jak trucizna, wygrał wiele trofeów, ale za kilkanaście lat nikt nie będzie o nim mówił. „Wyobrażacie sobie w przyszłości, żeby ktoś mówił o erze Mourinho? Nie sądzę”. Za to wszyscy będą wspominali Pepa i jego zrewo-

FELIETON

>


BARÇA FLASH 24

O Jose mówi, że jest to dobry trener, choć w Barcelonie był jak trucizna, wygrał wiele trofeów, ale za kilkanaście lat nikt nie będzie o nim mówił. „Wyobrażacie sobie w przyszłości, żeby ktoś mówił o erze Mourinho? Nie sądzę”. Za to wszyscy będą wspominali Pepa i jego zrewolucjonizowanie futbolu – wysoki pressing, nastawienie ofensywne bocznych obrońców, wymiana wielu podań i stałe utrzymywanie się przy piłce. Sam Pep jest jednak skromny i uważa, że wcale nie dokonał nic nowatorskiego, a był jedynie „złodziejem”. Kradł pewne pomysły i rozwiązania od innych szkoleniowców i po prostu wybrał z nich co najlepsze. >

lucjonizowanie futbolu – wysoki pressing, nastawienie ofensywne bocznych obrońców, wymiana wielu podań i stałe utrzymywanie się przy piłce. Sam Pep jest jednak skromny i uważa, że wcale nie dokonał nic nowatorskiego, a był jedynie „złodziejem”. Kradł pewne pomysły i rozwią-

zania od innych szkoleniowców i po prostu wybrał z nich co najlepsze. Zebranych na spotkaniu interesowała także sprawa tego, kto jest najlepszym zawodnikiem świata, jakby zupełnie nie wiedzieli w jakim charakterze zostało zorganizowane

to wydarzenie. Odpowiedź nie była zaskakująca, ale Guillem wypowiadał się też w ciepłych słowach o Cristiano, choć wielkiej przyszłości już mu nie wróżył. Przede wszystkim mówił o tym, że osiągnięcie poziomu Messiego było dla CR7 obsesją i przez pewien czas udało mu się zrealizować to założenie. Pogoń za osiągnięciami Argentyńczyka zmusiła go jednak do przekwalifikowania na środkowego napastnika, a to według Ballague’a męczy Ronaldo. Przez to zaniedbuje pewne elementy gry, z których niegdyś słynął. To ma być m.in. powodem jego coraz rzadszej ochoty do gry jeden na jeden czy też kiepskiego egzekwowania rzutów wolnych. Pytany o słuszność umieszczenia gwiazdora Realu Madryt w finałowej trójce „Złotej Piłki” mówi, iż jest to werdykt jak najbardziej słuszny, choć jego zdaniem jest to ostatni rok, gdzie Portugalczykowi przypada takie wyróżnienie. Guillem jednak ma szacunek do zdolności strzeleckich Cristiano i uważa go za „najbardziej bramkostrzelnego obecnie” i trzeciego w historii – za Greavsem i Gerdem Mullerem. Obecność Michała Pola spowodowała, że nie mogło zabraknąć pytania o Roberta Lewandowskiego i „Złotą Piłkę”. Dziennikarz Przeglądu Sportowego dopytywał także czy byłby w stanie napisać książkę o snajperze Bayernu. Odpowiedź kolejny raz nie okazała się kontrowersyjna. Oczywiście nie umieściłby Polaka w pierwszej trójce, twierdząc, że to jeszcze nie ten sam poziom co chociażby Neymar, o Messim i Cristiano nie mówiąc. Książki również nie napisałby, ponieważ wychodzi z założe-

FELIETON


BARÇA FLASH 25

nia, że musi mieć jakiś dobry motyw, aby zacząć prace nad kolejną biografią. Robert do tej pory nie osiągnął na tyle dużo, aby jego historia mogła okazać się interesująca. Chwalił za to Marco Reusa, ponieważ przytoczył pewną statystykę przy okazji rozmowy o Messim. Według pewnych badań Leo w akcji ofensywnej przeciętnie dotyka piłkę dwa razy częściej niż jakikolwiek inny zawodnik na świecie. Oznacza to, że są dwukrotnie większe szanse, że Argentyńczyk w trakcie rajdu będzie mógł zmieć tor swojego biegu, co czyni go tak nieuchwytnego. Przyznał, że podobnym balansem i szybkością może się pochwalić wcześniej wspomniany Reus. Michał Pol przypomniał także o tym, że Ballague przyjaźni się z Rafą Benitezem, co było pretekstem o uzyskanie opinii na temat El Clasico. „Myślicie, że zespół zagrał tak, jak chciał tego Rafa?”. Królewscy mieli grać wysoko, starać się wywierać presję na Barcelonie, ale zespół nie posłuchał wskazówek trenera. Przyznał, że Benitez podjął się zadania niemożliwego, obejmując Real Madryt. Nie rozumie logiki w postępowaniu Pereza, którego ostatnimi trenerami byli Pellegrini, Mourinho i Ancelotti. Nie widzi jakiejś konsekwencji, według której wymienia szkoleniowców Florentino. Dlatego nie uważa, żeby w najbliższej przyszłości pierwszą drużynę miał objąć Zidane. Przynajmniej do momentu, kiedy obecny sternik nie opuści Santiago Bernabeu.

Guillem Ballague to także ekspert od ligi angielskiej, więc nie zabrakło pytań o porównanie Premiership i Primera Division. Autor bardzo stanowczo dał do zrozumienia, że uważa ligę hiszpańską za tą bardziej konkurencyjną i wyrównaną. „Dla tych, którzy uważają, że Premier League jest lepsza i bardziej wyrównana, wyjmijcie notesy i piszcie” – tymi słowami dziennikarz rozpoczął przytaczanie statystyk dotyczących ostatnich sezonów w obu rozgrywkach. Mówił o tym, że od 2005 roku mistrzostwo zdobywały tylko trzy drużyny zarówno w Anglii, jak i w Hiszpanii, ale przywoływał również liczby, według których w La Liga przewaga między pierwszą a ostatnią drużyną jest mniejsza niż na Wyspach, nie wspominając już o sukcesach, jakie kluby z Półwyspu Iberyjskiego odnoszą już od kilku sezonów na europejskich arenach. Na sam koniec rozmowy zdecydowałem zapytać się o Luisa Enrique, a konkretnie o to czy nie będzie czuł się wypalony w Barcelonie podobnie jak kiedyś Guardiola. W końcu Pep odchodził z Barcy, będąc w najlepszym momencie swojej kariery, a Lucho już był kiedyś w Romie. Zawiódł i może ponownie nie podołać wyzwaniom w innym klubie. Guillem stwierdził, że obaj panowie mają zupełnie inne charaktery. Guardiola nie widzi sensu kontynuowania pracy, kiedy kontakty z piłkarzami zaczynają

się wypalać, a oni nie są już w stanie słuchać jego wskazówek. Z kolei Enrique to typ trenera, który lubi wygodne posadki. W trakcie prowadzenia Barcelony B dostał propozycję ze Swansea. „Premier League, deszcz, zimno… Nie, to nie dla mnie” – przerysowywał trochę sytuację bohater spotkania, ale chciał wytłumaczyć jak bardzo różnią się obaj trenerzy. Padły również banalne pytania o komentarz do horyzontalnych pasów na koszulce Barcelony, a także o to czy Barca wygra Ligę Mistrzów w tym i następnym sezonie, ale nie zmieniało się jedno – szczery uśmiech na twarzy Balague’a. Miałem obawy przed zakupem „Messiego”, ponieważ myślałem, że to będzie sterta tych samych zdań, które znamy już wszyscy, a proporcja tekstu do ilustracji będzie wynosiła 50:50. Po wypowiedziach autora nie miałem wątpliwości – muszę to mieć na półce. Jestem po lekturze kilkudziesięciu stron i do tej pory pochłaniam strona za stroną, dowiadując się ciekawych faktów nie tylko o samym piłkarzu, ale także o każdym najdrobniejszym szczególe z jego otoczenia. Jestem przekonany, że 50 złotych to nie są pieniądze wyrzucone w błoto, dlatego serdecznie polecam wam zakup najnowszego dzieła Guillema Balague’a.

FELIETON


BARÇA FLASH 26

ARTYKUŁ


BARÇA FLASH 27

37 1090 2369 0000 0001 1212 0298 Przemysław Kasiura przemekkasiura@interia.pl ARTYKUŁ

Dziękujemy.


BARÇA FLASH 28

HISTORIA

MIAŁA SIĘ POWTÓRZYĆ Kuba Łokietek

FELIETON

@KubaLokietek


Ę

BARÇA FLASH 29

Kwadrans do końca El Clasico. Luis Suarez ze stoickim spokojem przerzuca piłkę nad Keylorem Navasem i w tym momencie kibice Barcelony spoglądają na siebie z uśmiechem na ustach i nie trzeba być jasnowidzem, żeby wiedzieć o czym myślą. „To musi się powtórzyć”. Luis Enrique, jakby przeczuł przewidywania fanów, wpuszcza na murawę Munira i sam zaciera ręce, bo ma świadomość tego, co zaraz się stanie. Pięć minut przed końcem regulaminowego czasu wylatuje Isco i wszystko w przepowiedni zaczyna się zgadzać. Kibice przeglądają w pamięci zdarzenia 29 listopada 2010 i nie mają już wątpliwości, że brakuje tylko jednego – gola młodego rezerwowego. Nie ma na murawie Jeffrena? Nic nie szkodzi, to doskonała okazja dla El Haddadiego, aby się przełamać. 86. minuta, później 88. minuta… i nic. Wściekłość Pique i Lucho, a u kibiców niedowierzanie. Kolejny raz futbol udowadnia, że nie ma dwóch takich samych spotkań. Niestety.

FELIETON


BARÇA FLASH 30

Było tak... Karty historii zapisywały się strona za stroną, słowo za słowem. Wszystko było trochę nieuszeregowane i poplątane, ale marzenia o powtórce sprzed pięciu lat stały się nagle niesamowicie żywe. Przed spotkaniem nikt nie pokusiłby się o stwierdzenie, że Barcelona jest chociażby faworytem meczu, a co dopiero mówić o kilkubramkowym zwycięstwie. Scenariusz pogromu wydawał się jeszcze bardziej niemożliwy w momencie, kiedy gruchnęła wiadomość o rozpoczęciu meczu przez Messiego na ławce rezerwowych. Z drugiej strony Neymar i Suarez nie zrobili do tej pory niczego, aby nie uwierzyć w ich zdolności poprowadzenia drużyny do triumfu. Miejsce Argentyńczyka zajął Sergi Roberto, dla którego był to prawdziwy egzamin. Jeszcze nigdy nie był tak chwalony i oczekiwania związane z jego grą nie były tak wygórowane. Hiszpan nie zawiódł i jeszcze w pierwszej połowie dał asystę Suarezowi, który zdobył swoją drugą bramkę w Klasykach. Pierwsza połowa była niesamowicie nudna, ale na 2:0 podwyższył jeszcze przed przerwą Neymar, a jeszcze jedno trafienie mógł dorzucić Urugwajczyk, gdyby nie wybijający piłkę z linii Marcelo. Można było już doszukiwać się pewnych analogii. Do przerwy było 2:0, podobnie jak 5 lat temu jak na Camp Nou. Bramkę zdobył już skrzydłowy

FELIETON

i brakowało już tylko dubletu środkowego napastnika i gola pomocnika. Wtedy jednak David Villa strzelanie zaczynał w drugiej połowie, a Suarez tym razem otworzył swój dorobek bramkowy przed przerwą. Niektórzy mogą słusznie powiedzieć, że myślenie o manicie przy tak małym prowadzeniu, i to jeszcze na obiekcie rywala, to oznaka lekceważenia. Tego dnia jednak Real był naprawdę bardzo słaby, a w pierwszej połowie nie istniał praktycznie w ogóle. Razem z redakcją Barça Flash oglądaliśmy spotkanie w jednym z warszawskich pubów i wszyscy żałowaliśmy sytuacji z końcówki pierwszej części, która definitywnie mogłaby zamknąć mecz. Wydawało się, że trzecia bramka zdecydowanie wystarczyłaby, aby móc oglądać resztę spotkania w spokoju. Kiedy jednak to się stało, po fantastycznym uderzeniu Iniesty, to nagle nie było innego tematu niż manita. W końcu mieliśmy bramkę pomocnika, brakowało jeszcze drugiego gola Luisa Suareza, którego Urugwajczyk ostatecznie ustrzelił kwadrans przed końcem. „Wpuść Munira!” – krzyczałem i się nie zawiodłem. Przynajmniej w tamtej chwili. Razem z Tomkiem Tybusiem wypatrywaliśmy Munira w każdej możliwej akcji Barcelony. Pomimo upływających minut byliśmy spokojni. Barca w końcu grała

jak z nut, a brakowało jedynie kropki nad i, która w 2010 roku padła w doliczonym czasie gry, więc dlaczego teraz nie miałoby być podobnie. W tym przekonaniu utwierdzałem się gdy czerwona kartę otrzymywał Isco, a Bravo bronił jak superman i raz po raz wpieniał Cristiano, odbierając mu ochotę do gry.

BBC za transmisję Igrzy linie w 1936 roku zaplac dolarów. Jeszcze w 1992 mier League, telewizja S transmisji 304 miliony fu do transmisji ligi angiels na 5,1 miliarda funtów, a swoją część przelała na k da funtów. Wnioski niech

G r a j ą c w przewadze, posiadając na murawie Neymara, Suareza i wprowadzonego Messiego, mając naznaczonego Munira i podłamanego rywala czterobramkową porażką nie było innej możliwości niż powtórka z rozrywki. Pięć minut przed końcem spotkania z lewej strony dostaje piłkę Munir i ma przed sobą wiele miejsca. Uderza jednak fatalnie i zdecydowanie obok. Moje nadzieje na manitę wtedy już przygasły. „Lepszej mieć nie będzie” – powiedziałem i ze wzroku Tomka mogłem wyczytać, że jego zdanie jest podobne. Wszyscy jednak się pomyli-


BARÇA FLASH 31

...a miało być tak. liśmy. Drużyna ponownie zagrała na Munira, a konkretnie Neymar, który po rajdzie lewym skrzydłem wyłożył młodemu Hiszpanowi piłkę na złotej tacy. Powiedzieć o tym „stuprocentowa sytuacja”, to nie powiedzieć nic. Mógł sobie przyjąć piłkę, zrobić herbatę, wypić i jeszcze obrona Realu nie zdołałaby zablokować tego trafienia. Za Munirem stał Pique, który oczekiwał, że młodszy kolega przepuści mu to podanie, aby stoper mógł uciszyć całe Bernabeu po tym jak stadion „przywitał” piłkarza wielkim buczeniem i ogromną ilością gwizdów. Musiał jednak obejść się smakiem, a potem poczerwieniał jak burak, kiedy Munir z charakterystyczną dla siebie łatwością wyleczył z marzeń zarówno Gerarda, jak i nas – kibiców. Uderzenie z pierwszej piłki po długim słupku okazało się najgorszym możliwym rozwiązaniem. Wściekł się nawet Luis Enrique, który również dał się ponieść emocjom, choć przed meczem dałby się pewnie pokroić za rezultat 4:0.

ysk Olimpijskich w Berciła zaledwie 3 tysiące 2, gdy rodziła się PreSky płaciła za prawa do untów. Aktualnie prawo skiej zostało wycenione a sama telewizja Sky za konta klubów 4,2 miliarh każdy wyciągnie sam.

“Budzi się człowiek rano, boli głowa, nogi z waty, ale 1 myśl jaka przychodzi, to - czemu Munir nie dobił do piątej?” – to słowa Przemka Kasiury z jego konta na Twitterze. To chyba zdanie, które nasuwało się każdemu kibicowi Barcelony w niedzielny poranek (ewentualnie południe, w zależności od długości świętowania i tego „czym” się celebrowało). Jesteśmy przyzwyczajeni do ostatnich wygranych Barcy w El Clasico i to dość pokaźnych. Apetyt rośnie w miarę jedzenia, więc nie byliśmy w stanie zadowolić się rezultatem 4:0, tylko doszukiwaliśmy kozła ofiarnego w Munirze. Nawet Pique nie mógł zapomnieć o tej sytuacji. Bezpośrednio po meczu wstawił zdjęcie ze swoim młodszym kumplem z drużyny, niby starając się pokrzepić młodziana, że nic się nie stało. W opisie pod zdjęciem napisał – „Wielki Munir! Ale następnym razem mi oddasz, prawda?”. Było zabawnie, choć mina El Haddadiego wskazywała na to, że jemu samemu nie jest najlepiej z tą sytuacją. Jeszcze głupiej mogło mu się zrobić, kiedy Gerard po meczu z Romą, w którym zdobył bramkę, wstawił fotkę z Messim, pisząc, że Argentyńczyk nie jest taki jak Munir i podał mu piłkę. Zakładam, że Pique będzie wypominał tę sytuację do czasu, kiedy reprezentant hiszpańskiej młodzieżówki odejdzie z klubu, czyli pewnie… do letniego okienka transferowego.

Mam taki zwyczaj, a raczej przesąd, że nie zakładam koszulki Barcelony w trakcie spotkań, ponieważ wtedy drużyna przegrywa. Działo się tak w pamiętnym półfinale Ligi Mistrzów z Interem, a konkretnie pojedynku rewanżowym, kiedy arbiter nie uznał prawidłowego trafienia Bojana. Bordowo-granatowy trykot miałem również na sobie w trakcie porażki 4:1 z Realem Madryt, kiedy drużyna stworzyła szpaler dla Królewskich, a honorowe trafienie dla Barcy zaliczał Henry. Do czego zmierzam? Jeżeli chodzi o wyniki Barcelony, to jestem bardzo przesądny. Uważam, że historia od czasu do czasu zatacza koło, aby przypomnieć nam o pewnych wielkich wygranych, a czasami o bolesnych klęskach. W 75. minucie meczu byłem przekonany, że moja przesądność znów okaże się słuszna. Tak się nie stało, a ja przypomniałem sobie, że nie mam na sobie koszulki Barcelony, ale za to na mojej szyi wisi szalik z klubowymi barwami. Dlatego tłumaczę sobie to tak, że pudło Munira to była kara za to, że jednak częściowo wyłamałem się ze swoich postanowień. Racja, to niedorzeczne. Tak samo jak pudło Munira, który nie stał się drugim Jeffrenem, ale pewnie skończy tak samo jak on.

FELIETON


BARÇA FLASH 32

POLOWANIE NA N

Micha

ARTYKUŁ


BARÇA FLASH 33

NOWEGO LARSSONA

ał Żuk

@OknoTransferowe

ARTYKUŁ


BARÇA FLASH 34

Artykuły o potencjalnych transferach podczas zimowego okienka są jak popularna piosenka „Last Christmas”, jak osamotniona choinka wyeksponowana w centrum handlowym jeszcze w listopadzie. Kto będzie pierwszy, ten wygrywa i oficjalnie rozpoczyna transferową zawieruchę, tak jak utwór zespołu Wham! rozpoczyna okres świąteczny. Nastrój rywalizacji o pierwszeństwo udzielił się i nam, i tak oto oceniamy potencjalne cele transferowe Barcelony przed wiosenną rundą rozgrywek.

K

ibice wielkich klubów nawet w najlepszym dla drużyny okresie potrafią znaleźć powody do narzekania lub, jak kto woli, obszary do poprawy. Jeśli nie można już sprzedać odrodzonego Sergiego Roberto, a wracającego do dyspozycji z najlepszych sezonów Iniesty wymienić na nowszy model, linia pomocy znika z typowych tematów rozmów barcelońskich malkontentów. Biorąc pod uwagę jeszcze wracających do pełni dyspozycji Rakiticia i Rafinhę oraz będącego od miesiąca w blokach startowych Ardę Turana, ewentualne transfery do tej formacji należy stawiać pod znakiem zapytania. Jednak ostatnie sprzedaże Pedro, Alexisa Sancheza, Cristiana Tello, Gerarda Deulofeu i Adamy Traore skutecznie odchudziły formację ofensywną, pozostawiając na ławce rezerwowych tylko nastoletnich i niestety słabo się spisujących Sandro oraz Munira. Zarząd bije się w pierś i otwarcie przyznaje, że jest poszukiwany nowy napastnik. Barcelona ma bogatą historię doświadczonych zmienników kolejnych ofensywnych tridente. Rivaldo,

ARTYKUŁ

Figo i Kluivert mieli Zendena, później był Alfonso z Betisu, aż sprowadzony razem z nim Overmars zaczął również odgrywać drugoplanową rolę i sam stał się asem w rękawie. Ronaldinho, Giuly’ego i Eto’o zmieniali Henrik Larsson i Santiago Ezquerro, później legendarnego Szweda zastąpił Eidur Gudjohnsen. To właśnie „Henka” uchodzi dziś na archetyp rezerwowego napastnika. Jeszcze kilka sezonów temu było aż czterech świetnych, równie często występujących w podstawowej trójce zawodników: Messi, Pedro, Henry i Zlatan, a później w miejsce dwóch ostatnich sprowadzeni zostali Villa i Alexis. Piłkarze o statusie dzisiejszych Sandro i Munira byli na miejscach piątym i szóstym do ewentualnego wejścia na boisko, nie zaś jedyną nadzieją w obliczu kontuzji podstawowego gracza. Równowagę w kadrze zburzyły ogromne transfery Neymara i Luisa Suareza, których znakomita gra, ale też ogromne gaże, wykurzyły z drużyny Villę i Alexisa, a latem ostatniego z asów w rękawie, czyli Pedro. Barcelona ma mało doświadczeń w zakupach w środku sezonu, a te

które ma, najczęściej są negatywne. Ostatnim sprowadzanym zimą napastnikiem był Ibrahim Afellay kupiony za 3 mln € z PSV Eindhoven. Wcześniej w 2005 roku za ponad dwa razy więcej kupiono Maxiego Lopeza, który również kariery w Katalonii nie zrobił. Najdroższym w historii zimowym transferem „Dumy Katalonii” pozostaje 21-milionowy Geovanni ściągnięty z Cruzeiro w 2001 roku, który w Barcelonie rozegrał około 1500 minut, odpowiednik siedemnastu pełnych meczów… Są jednak przykłady pozytywne, z braćmi De Boer na czele, ale ci grali w destrukcji, a w momencie transferu mieli już po 28 lat. Ze względu na specyfikę zimowego okienka styczniowy, ofensywny nabytek będzie najprawdopodobniej doświadczonym piłkarzem, kolejnym do i tak zaawansowanej wiekowo drużyny. Jedenastka, która wyszła naprzeciw Realowi Madryt miała średnią wieku aż 28 lat. Z drugiej strony nowy piłkarz z miejsca wprowadzi tak potrzebną jakość do ofensywnej formacji, bez okresu przejściowego na adaptację. Po raz kolejny


BARÇA FLASH 35

na Camp Nou wygra potrzeba natychmiastowych sukcesów, ta sama, która kierowała wyborem weteranów hiszpańskich boisk Bravo, Mathieu czy Ardy.

da Villi lub Sebastiana Giovinco, którzy niedawno dopiero ugruntowali swoją pozycję w nowych klubach.

śniej nie zachwycał w słabszej niż Barca Benfice. To ryzyko, że dobra passa skończy się wraz ze spełniającymi się marzeniami o transferze do FC Barcelony, to główna obawa przed zakupem 29-latka.

Barca powinna celować w uniwersalnych skrzydłowych lub środkowych napastników, dla których nie obca jest wymienność pozycji i schodzenie do linii, żeby zrobić miejsce Messiemu. Napastnikami, Jest jeszcze jeden czyn- którzy zimą mogą zmienić barwy klubowe są albo niezadowoleni nik, który o g r a n i c z a z obecnej sytuacji w swoim zespole, albo grający w dużo słabszej fantazję k i b i c ó w : ekipie, dla których transfer byłby dużym sportowym awansem. pieniądze. Obecnie wydatki na pensje osiągnęły prawie 70%, poziom powyżej którego łamie się zasadę finansowego fair play. Ponadto klub podobno nie ma środków na wielomilionowy zakup, więc tym bardziej, żeby kogoś zimą kupić, najpierw musi sprzedać. Potencjalnymi kandydatami do odejścia są oczywiście młodzi Munir El Haddadi i Sandro Ramirez. Nie można też wykluczyć przedwczesnego rozbratu z drużyną kuszonego przez Romę Adriano lub grających bardzo rzadko Bartry lub Douglasa.

Barca powinna celować w uniwersalnych skrzydłowych lub środkowych napastników, dla których nie obca jest wymienność pozycji i schodzenie do linii, żeby zrobić miejsce Messiemu. Napastnikami, którzy zimą mogą zmienić barwy klubowe są albo niezadowoleni z obecnej sytuacji w swoim zespole, albo grający w dużo słabszej ekipie, dla których transfer byłby dużym sport ow y m awan-

Najwięcej mówi się o jednej z gwiazd obecnego sezonu Primera Division Nolito, który dla Celty Vigo w 12 występach strzelił aż 7 goli, dokładając do tego 4 asysty (wszystkie statystyki w artykule aktualne na dzień 24. listopada 2015 r.). Jest drugim w lidze piłkarzem (po Neymarze) najczęściej wyprowadzającym tak zwane kluczowe podania, czyli takie, które kreują stuprocentowe sytuacje bramkowe. Jest też wśród dziesięciu najczęściej dryblujących ligowców. Lewy skrzydłowy jest byłym zawodnikiem rezerw Barcelony, zna ligę od podszewki, a przed sobą ma jeszcze przynajmniej trzy sezon y na najwyższym p o ziomie. Pytanie tylko, czy w nowym klubie utrzyma taką dyspozycję, skor o

wcze sem. Ze względu na cenę wywoławczą nie będą to tacy piłkarze jak Karim Bellarabi (Bayer Leverkusen), Andrij Jarmołenko (Dynamo Kijów) i Alexandre Pato (Sao Paulo/Corinthians), którzy byli wymieniani w kontekście transferów do kilku dużych klubów, w tym do Barcelony. Mało prawdopodobne również, aby zdecydowano się na wypożyczenie bardzo doświadczonych Dirka Kuyta, Davi-

Po d o b ny zakres umiejętności co Nolito oferuje Ezequiel Lavezzi. 30-letni Argentyńczyk tylko trzy razy w tym sezonie grał od pierwszych minut i już zimą będzie szukał klubu, w którym może odgrywać chociaż drugoplanową rolę. Mimo tylko 341 minut na ligowych boiskach trafił do bramki dwukrotnie, a skuteczność jest tą cechą, której brakowało ostatnio zmiennikom w Barcelonie. Dobry technicznie, odnajdujący się w grze kombinacyjnej i umiejętnie wpasowujący w systemy podporządkowane innym wielkim napastnikom, to jego główne zalety. Lavezzi jest też duszą towarzystwa, co pomoże mu szybko wkupić się w łaski liderów barcelońskiej szatni. Na niekorzyść Argentyńczyka przemawia fakt, że ostatecznie nie poradził sobie w PSG, w którego barwach notował znacznie słabsze statystyki niż w Napoli, ustępując miejsca kolejn y m spro-

wadzanym

zawodnikom.

Jeśli klub chce sprowadzić piłkarza z absolutnego topu, powinien rozpocząć rozmowy z zawiedzionym przeprowadzką do Fenerbahce Robinem Van Persiem. Były król strzelców Premier League nie może odnaleźć się w Turcji, a przecież jeszcze niedawno był razem z Luisem Suarezem wymieniany wśród najlepszych napastników świata. Świetnie odnajduje się na całej szerokości boiska, jest skuteczny i efektowny. Niestety Van

ARTYKUŁ

>


BARÇA FLASH 36

>

Najwięcej mówi się o jednej z gwiazd obecnego sezonu Primera Division Nolito, który dla Celty Vigo w 12 występach strzelił aż 7 goli, dokładając do tego 4 asysty (wszystkie statystyki w artykule aktualne na dzień 24. listopada 2015 r.). Jest drugim w lidze piłkarzem (po Neymarze) najczęściej wyprowadzającym tak zwane kluczowe podania, czyli takie, które kreują stuprocentowe sytuacje bramkowe. Jest też wśród dziesięciu najczęściej dryblujących ligowców. Persie przegrywa rywalizację o najlepszego strzelca Super Ligi z między innymi Eto’o, Podolskim i Gomezem, piłkarzami, których z Barcą nikt nie chciałby ł ą czyć w 2016 roku. Gol na każde 125 minut na boisku nie jest wynikiem beznadziejnym, martwi natomiast boiskowa dyspozycja, która o d biega od tej, któr ą H o lender prezentował przed przekroczeniem 30 roku życia. Często zniz oczu, choć kim klubie nerbahce pro-

k a w tajak Fepowinien wadzić grę i brać ciężar zegrania na siebie. Być może

ro-

ARTYKUŁ

transfer do Barcelony rozbudzi w 32-latku nieużywane pokłady motywacji.

Piłkarz o podobnym profilu do Van Persiego, również chętny na opuszczenie obecnego klubu, to Alvaro Negredo. Hiszpan od około dwóch miesięcy nie wystąpił w barwach Valencii, wcześniej także nie zachwycając ani w „Nietoperzach”, ani w Manchesterze City, w którego barwach występował w sezonie 2013/14. To z pewnością najtańsza opcja sprowadzenia typowego środkowego napastnika, który zna ligę, ale to też niezwykle ryzykowny manewr. Valencia zimą sprzedać może też swojego skrzydłowego Sofiane’a Feghouliego, którego umowa z klubem wygasa w czerwcu. Nie jest to tak skuteczny skrzydłowy jak chociażby Nolito, ale swoim dryblingiem i kluczowymi podaniami daje wartość dodaną, z której skorzystać mógłby każdy klub ligowej czołówki. Jest też zawodnikiem relatywnie młodym, bo 25-letnim. Jego rodak Riyad Mahrez jest jednym z objawień obecnego sezonu Premier League i także przymierzany był do Barcelony. Jest najlepszym dryblerem w lidze angielskiej, piłkarzem notującym asysty (ma ich już 6) i trafienia (7). Ma dopiero 24 lata, ale to też oznacza, że nie będzie tanim rozwiązaniem dla Barcelony. O ile Feghouli może trafić

do Katalonii już za kilka milionów Euro, tak za Mahreza trzeba będzie zapłacić przynajmniej kilkanaście. Obaj zawodnicy padają jednak daleko od ideału zmiennika, jakim był Henrik Larsson. Przychodził do Barcelony w wieku 33 lat, mając na koncie 587 występów i 358 goli w czterech europejskich klubach. W najważniejszych momentach spotkań wprowadzał na boisku spokój, znakomicie odnajdował się jako cofnięty napastnik, ale też jako egzekutor, kiedy potrzeba było czwartego ofensywnego piłkarza na boisku. W ciągu dwóch sezonów dla Barcy zdążył strzelić 17 goli, wieńcząc pobyt w klubie wygranym Pucharem Ligi Mistrzów, odgrywając wielką rolę w finale rozgrywek. I tego samego życzę przyszłemu Larssonowi, ktokolwiek nim nie zostanie. Odwiedź również:

Oknotransforowe.blogspot.pl oraz profil na Facebooku.

Podobny zakres umiejętności co Nolito oferuje Ezequiel Lavezzi. 30-letni Argentyńczyk tylko trzy razy w tym sezonie grał od pierwszych minut i już zimą będzie szukał klubu, w którym może odgrywać chociaż drugoplanową rolę. Mimo tylko 341 minut na ligowych boiskach trafił do bramki dwukrotnie, a skuteczność jest tą cechą, której brakowało ostatnio zmiennikom w Barcelonie. Dobry technicznie, odnajdujący się w grze kombinacyjnej i umiejętnie wpasowujący w systemy podporządkowane innym wielkim napastnikom, to jego główne zalety.


BARÇA FLASH 37

ARTYKUŁ


BARÇA FLASH 38

SŁABI I Tomasz Tybuś

ARTYKUŁ


BARÇA FLASH 39

SŁABSI @TomekTyb

ARTYKUŁ


BARÇA FLASH 40

Przed rozpoczęciem obecnej edycji Ligi Mistrzów wszędzie mogliśmy zobaczyć grafikę pokazującą historyczny sukces ligi hiszpańskiej. Aż pięć zespołów w fazie grupowej, zdarzenie wcześniej niespotykane. Wśród tych drużyn znalazła się oczywiście wielka dwójka, a w ostanich latach nawet wielka trójka czyli Barcelona, Real i Atletico. Pełną pulę uzupełniły Valencia oraz Sevilla. Pierwszy z klubów po kilku sezonach przerwy wrócił na europejskie salony, drugi zaś po wygraniu dwa razy z rzędu (!) Ligi Europejskiej skorzystał ze zmiany przepisów i dostąpił zaszczytu gry w rozgrywkach na Starym Kontynencie najważniejszych. Czy po ponad trzech miesiącach w Valencii i Sevilli nastroje nadal są tak dobre? Otóż nie. A miało być tak pięknie

Z

omawianej dwójki w lepszej sytuacji znajdują się Nietoperze. Biorąc pod uwagę przewidywania po losowaniu grup nie jest to zaskoczeniem. Valencia trafiła bowiem na przeciwników z nie do końca najwyższej półki. Zaczęło się nie najgorzej. Co prawda w pierwszym spotkaniu podopieczni Nuno ulegli na własnym boisku Zenitowi 2:3, lecz oba zespoły stworzyły spektakularne widowisko, które mogło nacieszyć oczy nawet najbardziej wybrednych kibiców. Potem było nawet jeszcze lepiej, ponieważ Los Che odnieśli dwa zwycięstwa z rzędu. Okazało się

ARTYKUŁ

jednak, iż w tej edycji z Lyonem wygrywają wszyscy, a mecz na Mestalla z Gentem nie należał do tych wygranych spokojnie. Nie bądźmy jednak aż tak uszczypliwi, sześć punktów w trzech potyczkach to dobry wynik. Niepokój zaczął się dopiero w rundzie rewanżowej. Na przysłowiowe „dzień dobry” Valencia została ograna przez mistrza Belgii. Wynik i styl nie mógł przejść bez echa. Zaledwie jeden celny strzał, brak ikry, zupełnie jak w hicie ligi angielskiej. Lepiej nie było w kolejnej kolejce. Choć Nietoperze przegrały z liderem, który jako jedyny zespoł w tej edycji Champions League nie zaznal jeszcze smaku porażki, to styl znów pozostawiał wiele do życzenia. Zupełnie jakby piłkarze

Nuno przeszli obok meczu. Obecnie Valencia zajmuje trzecie miejsce w swojej grupie, lecz z widokami na awans. Warunkim jest jednak pokonanie Lyonu na Mestalla i liczenie na utratę punktów Gentu. To realny scenariusz, ale kibice Los Che oczekiwali chyba nieco więcej po swoich pupilach, a w szczególności więcej walki o punkty w grupie. Jednak sytuacja Valencii w porównaniu do położenia Sevilli wygląda wręcz sielankowo. Od losowania grup do chwili obecnej postrzeganie graczy Emery’ego w Lidze Mistrzów zmieniło się diametralnie. Najpierw oceniano grupę D jako tegoroczną „grupę śmierci”. Juventus – finalista poprzedniej edycji Champions League i mistrz Włoch, Man-


BARÇA FLASH 41

Z omawianej dwójki w lepszej sytuacji znajdują się Nietoperze. Biorąc pod uwagę przewidywania po losowaniu grup nie jest to zaskoczeniem. Valencia trafiła bowiem na przeciwników z nie do końca najwyższej półki. Zaczęło się nie najgorzej. Co prawda w pierwszym spotkaniu podopieczni Nuno ulegli na własnym boisku Zenitowi 2:3, lecz oba zespoły stworzyły spektakularne widowisko, które mogło nacieszyć oczy nawet najbardziej wybrednych kibiców. chester City – wicemistrz Anglii, Sevilla – wygrana w Lidze Europejskiej dwa razy z rzędu i na deser „kopciuszek”, czyli Borussia Moenchengladbach – trzeci zespół Bundesligi. Klub Grzegorza Krychowiaka miał w tym zestawie być jednym z trzech, którzy stoczą zażartą walkę o awans. Wszystko zaczęło się zgodnie z planem, bo Sevilla w pierwszej kolejce ograła „kopciuszka” z Niemiec 3:0. Porażki w kolejnych spotkaniach z Juventusem i City zweryfikowały nieco prognozy. Trzecie miejsce i dalsze zmagania w Lidze Europejskiej miały być realnym celem dla podopiecznych Emery’ego. Niektórzy prześmiewczo podchodzili do sytuacji twierdząc, że właśnie takie założenie – powrót do LE i wygranie tych rozgrywek po raz trzeci z rzędu, było misją już od początku. Potem jednak przyszły kolejne porażki, a po tej ostatniej na wyjeździe z Moenchengladbach, nawet wariant z przeniesieniem do byłego Pucharu UEFA wydaje się mało

prawdopodobny. Występ Sevilli w tej edycji Ligi Mistrzów już teraz można ocenić jako klapę, zajęcie czwartego miejsca w grupie tylko dopełni tego obrazu. W przypadku Valencii sprawa może jeszcze zostać uratowana. Awans, choć w dość miernym stylu, z pewnością zostanie przyjęty jako duży sukces. Najpierw jednak trzeba wygrać jeszcze jedno spotkanie. Poza tym, może się okazać, iż dalsze granie w Lidze Mistrzów, czy nawet w Lidze Europejskiej wcale nie musi być dobre. Nieciekawie bowiem dzieje się z Nietoperzami na własnym podwórku, a obecnie La Liga to chyba jedyna możliwa droga do gry w europejskich pucharach w przyszłym sezonie.

Gdzie te bramki? Tu znów sytaucja Sevilli jest gorsza od tej Valencii, lecz o tym trochę później. Najpierw Nietoperze. Z poprzedniego sezonu drużyna Los Ches dała się zapamiętać jako zespół z piorunującym startem w rogrywkach, długo utrzymujący się w czubie tabeli. Oprócz wyników w stan radości mógł wprawiać kibiców także styl ich pupili. Dużo ofensywnych akcji, kilka strzelonych goli w meczu, ogólnie mówiąc – było na co popatrzeć. Dziś, po dwunastu kolejkach La Liga dopiero w ostatnich potyczkach gra Valencii pasowała do wzroca z początku poprzedniego s e zonu. Porównanie d o ubiegłego roku

wypada blado szczególnie w przpadku liczby strzelanych goli. W pierwszych pięciu kolejkach rozgrywek 2014/2015 Nietoperze zdobyły aż 13 bramek, obecnie były to ledwie 2 trafienia. Różnica jest kolosalna. Nawet po lekkiej poprawie i kilku wygranych wysoko meczach, dysproporcja jest nadal widoczna. Wtedy po dwunastu spotkaniach 24 gole, dziś 17. Według portalu Whoscored.com Valencia plasuje się dopiero na trzynastym miejscu pod względem strzałów na bramkę na mecz. To z pewnością nie są statystyki drużyny, która ma aspiracje być jedną z czołowych w lidze. Jak jednak powszechnie wiadomo, statystyki kłamią, przynajmniej niektóre. Sevilla pod względem liczby strzałów na mecz zajmuje bowiem miejsce 4, a pozycja w ligowej tabeli klubu Grzegorza Krychowiaka mówi zupełnie co innego. Mimo tego, iż podopieczni Unaia Emery’ego oddają średnio trzy strzały na mecz więcej od Valencii, to obie drużyny i tak zdobyły po

tyle samo goli (stan po 12 kolejkach). Tu wychodzi właśnie jeden z mankamentów Sevillistas w tym sezonie – skuteczność. Drugę wadę również można zauważyć podczas zestawienia z Nietoperzami. Sevilla straciła aż dwa razy więcej bramek niż Los Che w tych rozgrywkach. Problem nie leży więc w tym przypadku tylko w jednym aspekcie gry, lecz w obu. Widać to gołm okiem po osiąganych wynikach. Krychowiak i spółka pierwsze zwycięstwo świętowali dopiero w szóstej kolejce. Potem nastąpiła wygrana z Barceloną i … kolejny dołek. Dalej zwycięstwo z Realem i … porażka z Sociedad. Czy to zwiastun kolejnego dołka jesz-

ARTYKUŁ

>


BARÇA FLASH 42

Zwieńczeniem 13 kolejki La Liga było bowiem spotkanie, a jakże, Sevilli z Valencią. Gospodarze zwyciężyli skromnie 1:0, ale przewaga na boisku była miażdżąca. Los Che nie oddali żadnego (!) strzału na bramkę rywala. Po takiej klęsce rezygnację złożył Nuno (...) nowym szkoleniowcem Nietoperzy ogłoszono… Gary’ego Neville’a. Czy ten eksperyment wypali dowiemy się już wkrótce. Obecnie sytuacja nieco się odwrociła, bo choć Valencia wciąż jest wyżej w tabeli, to jednak wydaje się, iż Sevilla znajduje się w lepszym położeniu. Mimo wszystko nie ma sensu wyciągać z takiego stanu rzeczy jakichkolwiek wniosków. W tym sezonie oba kluby mogą tak naprawdę jeszcze dużo wygrać i dużo przegrać. Dla hiszpańskiej piłki byłoby jednak dobrze, gdyby w Valencii i Sevilli znaleziono remedium na dość poważne doraźne problemy. >

cze nie wiadomo, lecz z pewnością istnieją powody do obaw, że Sevilla może się stać właśnie Realem Sociedad z ubiegłego sezonu, który ogólnie radził sobie słabo, lecz z dwójką gigantów na własnym stadionie wygrał. Formę Sevilli nawet ciężko nazwać sinusoidą, raczej rozległą kotliną z pojedynczymi wzniesieniami.

Zły urok i pech

W celu stwierdzenia, iż coś jest nie tak, wystarczy tylko jedno spojrzenie na tabelę. Gdzie jednak szukać przyczyn takiego stanu rzeczy? Pierwszy trop to oczywiście letnie transf e r y. W Valenc i i pożegnano s i ę z zawodnikiem absolutnie kluc z ow y m c o -

– Nilasem Ota-

m e n d i m . Lider

ARTYKUŁ

obrony, który wielokrotnie był najjaśniejszą postacią zespołu odszedł do Manchesteru City. Zastapiono go jednak jak najlepiej tylko umiano. Do klubu dołączył prawdziwy twardziel Aymen Abdennour, dodatkowo kupiono też Aderlana Santosa, który wyróżniał się w Portugalii. Nieco inaczej pod kątem transferów przedstawia się sytuacja Sevilli. Tu co prawda również odszedł jeden z kluczowych graczy, ale w przeciwieństwie do Los Che, w zespole Grzegorza Krychowiaka tą stratę widać. Carlos Bacca w ubieglym sezonie zdobył 20 ligowych bramek. Strzelał też rzecz jasna jakże ważne gole w Lidze Europejskiej. Pomysł na jego zastąpienie wydawał się nie najgorszy. Wypożyczenie Ciro Immobile, darmowy transfer Fernando Llorente. Ściągnięto więc znane nazwiska, lecz na grę ofensywną Sevilli dobrze to nie wpłynęło. Włoch dał się poznać jako człowiek potrzebujący niezliczonej liczby sytuacji do zdobycia jednego gola, wybierający zawsze złe rozwiązanie. Llorente z kolei zardzewiał w Turynie, a powrót do Hiszpanii specjalnie w odzyskaniu formy mu nie pomógł. Siła ataku została ponadto oslabiona przez odejście dynamicznych skrzydlowych Aleixa Vidala oraz Gerarda Deulofeu, a także rozgrywającego Denisa Suareza (straty Iago Aspasa raczej nikt wtedy nie żałował). Trio, które przyszło w zastępstwie: Kakuta, Konoplyanka i Krohn-Dehli z różnych względów swoich umiejętności jeszcze nie pokazało. Brak alternatyw jest niestety w ofensywie Sevillistas widoczny. Osłabień

w drużynie Emery’ego można także szukać w defensywie. Przed sezonem z klubem pożegnał się człowiek harujący u boku Krychowiaka, czyli Stephane M’Bia. Choć Steven N’Zonzi bardzo stara się zastąpić Kameruńczyka, to brakuje mu przede wszystkim walorów w grze obronnej, przez co środek Sevilli nie wydaje się fortecą jak w ubiegłym sezonie. Prawdziwy dramat rozpoczyna się jednak w formacji obrony. Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda świetnie. Z bardziej znaczących zawodników odszedł jedynie Diogo Figuieras, a przyszli Adil Rami oraz Marco Andreolli. W tym jednak miejscu warto sprawdzić oba zespoły pod kątem kontuzji zawodników. Wspomniany wyżej wloski obrońca pewnie nigdy nie trafiłby do drużyny Emery’ego, gdyby nie urazy. Wyelimnowały one już podstawową parę stoperów Daniela Carrico i Nico Pareję, kontuzji donał także Adil Rami, ostatnio wypadł też Andreolli. Niemal od początku rozgrywek nie mogły grać nowe nabytki: Sergio Escudero oraz Gael Kakuta, a Michael Krohn-Dehli przez urazy zaprezentowal się tylko kilkakrotnie. Łatwego życia z kontuzjami nie mieli tez w Valencii. Już pod koniec ubiegłego sezonu urazu doznał jeden bramkarz – Diego Alves, a na początku obecnego drugi – Matthew Ryan. Choć wyglądalo to na katastrofę, ostatecznie okazało się być nawet darem od losu. Między słupkami musiał bowiem stanąć wyciągnięty z rezerw Jaume Domenech, który spisywał się więcej niż dobrze. Jednak L4 u takich zawodników jak Feghouli, Rodrigo Moreno czy też wspomniany wcześniej Abdennour z pew-


BARÇA FLASH 43

nością Nietoperzom nie pomogło. Biorąc pod uwagę kadrę oraz transferowe zawirowania w aktualnym składach tych dwóch drużyn znaleźć możemy jeden wspólny, wadliwy współczynnik – brak snajpera z prawdziwego zdarzenia. Sevilla cierpi z tego powodu po utracie Bacci i nietrafionych zakupach. Wydaje się jednak, że ich gra ofensywna może obejść się bez wybitnej „9”. Poza tym w składzie pozostaje Kevin Gameiro, który jest gwarantem liczby goli w okolicach 10, a to już sporo. Gorzej mają się sprawy w Valencii. Zestaw Alvaro Negredo-Paco Alcacer wygląda dla obrońców strasznie tylko na papierze. Pierwszy z nich błyszczy tylko pojedynczymi zagraniami od święta, drugi jest niezwykle chimeryczny. Podsumowując, na żadnym z nich nie można polegać.

Ostatni akt

Pomijając kontuzje,transfery i bezzębnych napastników, w Valencii jeszcze jeden element nie gra tak jak powinien – trener. Taktyka sku-

piania się głównie na obronie i zaskakiwania przeciwnika kontrami przestała przynosić efekt. Zawodnicy wyglądają jakby przestali wierzyć w sens takich dzialań. Jest też coś jeszcze, Nuno to człowiek nie uciekający od konfliktów. Ogólnie ta cecha może być rozpatrywana w różny sposób, lecz w tym wypadku atmosfery w drużynie z pewnością nie poprawia. W ubiegłym sezonie trener Nietoperzy wyznaczył do odstrzału Joao Perreirę. Uznano to raczej za odosobniony przypadek i skończyło na kilku komentarzach, w których zastanwiano się nad zasadnością takiej decyzji. Obecnie jednak Nuno zaczął pomijać także Alvaro Negredo i Rodrigo de Paula. Z tym drugim wiąże się duże nadzieje na Mestalla, a pierwszy to gracz największego formatu (choć niespecjalnie to obecnie pokazuje), dlatego tym razem sytuacja raczej „nie rozejdzie się po kościach”, a właściwie można już napisać, że nie rozeszła. Zwieńczeniem 13 kolejki La Liga było bowiem spotkanie, a jakże,

Sevilli z Valencią. Gospodarze zwyciężyli skromnie 1:0, ale przewaga na boisku była miażdżąca. Los Che nie oddali żadnego (!) strzału na bramkę rywala. Po takiej klęsce rezygnację złożył Nuno, a tymczasowo zastąpił go Voro, a w roli asystenta towarzyszył mu będzie Phil Neville. Jednak też nie na długo, ponieważ nowym szkoleniowcem Nietoperzy ogłoszono… Gary’ego Neville’a. Czy ten eksperyment wypali dowiemy się już wkrótce. Obecnie sytuacja nieco się odwrociła, bo choć Valencia wciąż jest wyżej w tabeli, to jednak wydaje się, iż Sevilla znajduje się w lepszym położeniu. Mimo wszystko nie ma sensu wyciągać z takiego stanu rzeczy jakichkolwiek wniosków. W tym sezonie oba kluby mogą tak naprawdę jeszcze dużo wygrać i dużo przegrać. Dla hiszpańskiej piłki byłoby jednak dobrze, gdyby w Valencii i Sevilli znaleziono remedium na dość poważne doraźne problemy.

KOMENTARZ - Krystian Porębski, redaktor vcf.pl i ¡Olé! Magazynu Głównym problemem Valencii w tym sezonie był Nuno. Szkoleniowiec w ubiegłych rozgrywkach może nie stworzył ekipy grającej zachwycająco, jednak taką, która grała bardzo skutecznie, konsekwentnie i dzięki tej konsekwencji była w stanie stawić czoła każdemu rywalowi. Po roku zaczął jednak podejmować bardzo dziwne decyzje, pokazując kto tu jest najważniejszy i nie potrafiąc dogadać się ze swoimi podopiecznymi, odsuwając kolejnych zawodników. Rozumienie poszczególnych piłkarzy (a raczej jego brak) także było kluczowe. Paco dla przykładu, jest zawodnikiem, który uwielbia grę dwójkową, potrzebuje drugiego zawodnika blisko siebie, najlepiej dynamicznego bądź potrafiącego przynajmniej grać z klepki. Jeśli ma takiego kogoś za swoimi plecami lub obok, jak w reprezentacji Hiszpanii, to jest to napastnik wyśmienity. Inaczej bywa bezużyteczny. Myślę, że z oceną zawodników powinniśmy się wstrzymać, bo w mojej opinii Nuno wpadał już na tak szalone pomysły, że reprezentanci Nietoperzy nie wiedzieli już jak mają grać. A dotychczasowe wyniki zapewne byłyby jeszcze gorsze, gdyby nie to, że dobrze ułożył się terminarz, a starcia z najlepszymi dopiero przed Nietoperzami. ARTYKUŁ


BARÇA FLASH 44

FELIETON


BARÇA FLASH 45

NAJLEPSZY PREZENT

NA URODZINY

Kamil D. Sikora

@KamilSikora

Pamiętam, że tego dnia w liceum kłóciłem się z koleżanką o to, kto wygra mecz. Ona nie tyle była fanem samego klubu, co trenera, który ten zespół prowadził od kilku miesięcy. Ja z kolei dopiero na poważnie zaczynałem swoją przygodę z futbolem w wykonaniu katalońskim. Do dzisiaj pamiętam te emocje, które towarzyszyły mi przez cały dzień – wszak spotkanie rozpocząć miało się o nietypowej porze – 21.30 – i w nietypowym dniu – w poniedziałek. Moje prognozy były dwojakiego rodzaju: albo któraś z drużyn wygra stosunkiem 5-0 albo obejrzymy bezbramkowy remis. Tak dzisiaj wspominam pamiętny mecz na Camp Nou z 29 listopada 2010 r., kiedy to Duma Katalonii na czele z Pepem Guardiolą podejmowała Real Madryt Jose Mourinho. Wynik po 90 minutach? La Manita. Czy można było sobie wyobrazić lepszy prezent na 18 urodziny?

FELIETON


BARÇA FLASH 46

M

oja przygoda z FC Barceloną sięga 2005 r. Z tego sezonu – 2005/2006 – pamiętam przede wszystkim finał Ligi Mistrzów z Paryża. To również wspomnienia młodego Messiego, który dopiero co rozpoczynał budowanie swojej legendy. Ale to także pamiętny klasyk w Madrycie. Pewne zwycięstwo 3-0 po bramce Eto’o i dublecie – będącego wówczas w najwyższej formie – Ronaldinho. Piszę o tym, ponieważ przez dekadę mojego kibicowania Barcelonie, przeżyłem mnóstwo klasyków. W pamięci mam niemal wszystkie bramki zdobywane przez zawodników Dumy Katalonii. Pewnie każdy kibic ma ranking swoich ulubionych meczów, do których wraca po latach. Obok wszystkich tryumfów w finałach Ligi Mistrzów, to właśnie spotkania z odwiecznym rywalem z Madrytu, są tymi, które najczęściej wspominam. Najnowsza historia Azulgrany bogata jest w historyczne wręcz rezultaty: 6-2 na Bernabeu, 5-0 na Camp Nou za kadencji Pepa Guardioli i ostatni klasyk wygrany przez podopiecznych Enrique 4-0. Ale właśnie: to ten listopadowy mecz był pokazem futb o l u

Ten sezon dla Królewskich miał b su i z cienia Barcelony, która od d i europejskim podwórku. Wraz z objęc Ten sezon dla Królewskich miał Pepa Guardiolę, nastały złote i tłust być wyjściem z wieloletniego impasu i z cienia Barcelony, ner, niczym mityczny król Midas, cze która od dwóch lat dominowała na krajowym i europejskim W pierwszym sezonie odzyskał mist podwórku. Wraz z objęciem posady pierwszego trenera przez Puchar Króla i tryumf w Lidze Mistrz Pepa Guardiolę, nastały złote i tłuste czasy w Katalonii. Hisz- była 6 pucharów – nikt wcześniej, ani nieosiągalnego dla innych. Jeśli miałbym zaprezentować obcej cywilizacji, czym jest futbol, to pokazałbym im urywki z tego meczu.

pański trener, niczym mityczny król Midas, czego nie dotknął, to zamieniał w złoto. W pierwszym sezonie odzyskał mistrzostwo kraju, dokładając przy tym Puchar Króla i tryumf w Lidze Mistrzów. W całym 2009 r. Barcelona zdobyła 6 pucharów – nikt wcześniej, ani nikt później – nie dokonał tej sztuki. Po sezonie 2009/2010 nadeszły Mistrzostwa Świata w Republice Południowej Afryki. Pech chciał, że mundial padł zwycięstwem Hiszpanów. W meczu o złoto w wyjściowym składzie zagrało aż 7 zawodników Blaugrany (transfer Villi domknięto po mistrzostwach): Puyol, Pique, Busquets, Xavi, Iniesta, Pedro, Villa. Tiki-taka była na ustach wszystkich: kibiców, zawodników, trenerów, dziennikarzy, ekspertów. Po drugiej stronie barykady sytuacja była widziana w odmiennych barwach. Real po raz kolejny musiał zadowolić się drugim miejscem w lidze; nie lepiej było w Pucharze Króla – legendarna porażka z Alcorcon 4-0. Na domiar złego granica 1/8 Ligi Mistrzów już kolejny sezon była barierą nie do przejścia. Po zakończeniu sezonu pożegnano się z ówczesnym trenerem Los Blancos, a na jego miejsce sprowadzono Jose Mourinho.

kto zacz. Odnosił sukcesy w FC Porto, w Chelsea Londyn, w Interze Mediolan. Teraz przyszła pora na zdobycie skalpów w Hiszpanii. Mourinho zdawał sobie sprawę, że ma przerwać hegemonię Barcelony w lidze i w Europie. Real, jak po każdym sezonie, przebudował swoją drużynę, wzmacniając się m.in. Oezilem, Khedirą czy Di Marią. Faktycznie, coś się ruszyło. Portugalski szkoleniowiec dość szybko poukładał klocki w madryckim zespole i z tygodnia na tydzień, machina naszpikowana gwiazdami wielkiego formatu pokazywała, że ten sezon może być przełomowy. Królewscy powoli rozpędzali się, po słabym początku ligi, gdzie w dwóch pierwszych meczach zanotowali remisy. Z kolei Barcelona – bez większych zmian personalnych (Ibrahimovicia zastąpił Villa), przystępowała do obrony mistrzowskiego tytułu. Wszyscy powoli zaczynali odliczać najpierw miesiące, potem tygodnie, a w końcu dni do spotkania się Guardioli i Mourinho. Atmosfera przed meczem była podgrzewana przez obie zwaśnione strony. Zdawać by się mogło, że w tym starciu do zdobycia jest coś więcej, niż tylko ligowe punkty. Wejściu na murawę Camp Nou towarzyszył hymn Barcelony i efekto-

Czas się zatrzymał. Mecz trwał 90 da minuta, każda sekunda tego spo Portug a l s k i e - To było jedno z tych nielicznych spo go trenera nie trzeba przedstawiać. Wszyscy wiedzą, nie ma ani początku ani końca – po FELIETON


BARÇA FLASH 47

wydawało się, że mecz nie być wyjściem z wieloletniego impa- kiedy ma ani początku ani końca – po trwa. Świat się zatrzydwóch lat dominowała na krajowym prostu mał. Od początku widać było, zwycięży w tym starciu. ciem posady pierwszego trenera przez kto Pierwszą bramkę zdobył Xavi. tam bardzo charakte czasy w Katalonii. Hiszpański tre- Bramka terystyczna dla Barcelony. Bo na pozycji środkowego ego nie dotknął, to zamieniał w złoto. nagle, napastnika pojawił się… Xavi Kompletna dezorientrzostwo kraju, dokładając przy tym właśnie. tacja w szeregach obronnych zów. W całym 2009 r. Barcelona zdo- przyjezdnych. Duma Katalonii dopiero rozpoczynała swój koni nikt później – nie dokonał tej sztuki. cert. Jak fala uderzająca w skały, wana kartoniada. 100 tys. ludzi na stadionie i setki milionów przed telewizorami na całym świecie. To miał być mecz przełomowy dla Los Blancos. W końcu nowy zespół z nowym trenerem zmierzyć się mógł z rywalem z najwyższej półki. Dotychczasowe starcia w lidzie i fazie grupowej Ligi Mistrzów były tylko przygrywką. Weryfikacja miała nastąpić na najtrudniejszym z możliwych terenów. Barcelona na to spotkania wyszła w najsilniejszym składzie: w bramce stanął Viktor Valdes. Duet stoperów stworzyli Pique z Puyolem – doświadczenie połączone z młodością. Boki obrony należały do Erica Abidala i Daniego Alvesa. Linia pomocy to triumwirat złożony z Sergio Busquetsa, Xaviego Hernandeza i Andresa Iniesty. Atak tworzyło słynne MVP: Messi, Villa i Pedro. Real Madryt wystąpił w składzie: Iker Casillas, Marcelo, Pepe, Carvalho, Ramos, Alonso, Khedira, Oezil, Ronaldo, Di Maria, Benzema. Jedynym osłabieniem był brak w wyjściowym składzie gości Higuaina, który pauzował z powodu kontuzji. Czas się zatrzymał. Mecz trwał 90 min., ale wydawało się, że każda minuta, każda sekunda tego spotkania jest jedną większą całością. To było jedno z tych nielicznych spotkań,

uderzała raz za razem w obronę Królewskich. Nie było przerwy, każde podanie, każde zagranie miało na celu skrzywdzenie przeciwnika. Ciągły atak, niczym bokser punktujący krótkimi prostymi, czekający aż przeciwnik odsłoni gardę. Nikt nie był obrońcą, pomocnikiem czy napastnikiem – każdy odgrywał tę samą rolę na murawie katalońskiej świątyni. Wszyscy bronili, wszyscy atakowali. Jako drugi ukąsił kolejny wychowanek: Pedro Rodriguez. Choć jeszcze kilkanaście sekund wcześniej znajdował się przy linii bocznej na lewej stronie, to i tak zdążył dobić wrzutkę Davida Villi – tego samego, który był krytykowany przez media. Do przerwy Barcelona prowadziła tylko dwiema bramkami, bo okazji było o wiele więcej. Po przerwie zmieniło się jedno – w obliczu bezradności swojej drużyny, Mourinho wprowadził trzeciego defensywnego pomocnika, Lassana Diarrę. Ale nawet to nie zatrzymało rozpędzonej Barcy. Początek drugiej odsłony spotkania, to dwa przebłyski geniuszu Leo Messiego. Dwa absolutnie zjawiskowe prostopadłe podania do Davida Villi i tablica wyników wskazywała wynik 4-0. To był pogrom. Ale Duma Katalonii nie miała dosyć. Z mozołem i uporem atakowała raz za razem i nie był to przejaw braku litości – wręcz przeciwnie. Jak powie-

0 min., ale wydawało się, że każotkania jest jedną większą całością. otkań, kiedy wydawało się, że mecz o prostu trwa. Świat się zatrzymał.

dział Dani Alves po ostatnim ligowym zwycięstwie nad Realem: To, co zawsze chcemy pokazać, nie tylko w meczach z Realem, lecz z każdym przeciwnikiem, to szacunek do zespołu rywala, czego nauczyliśmy się od Pepa. Kiedy strzelisz czwartego gola, idziesz po piątego itd. I Barcelona dążyła do kolejnej bramki – do zdobycia legendarnej manity. Kiedy wydawało się, że mecz zakończy się po czterech trafieniach podopiecznych Guardioli, niespodziewanie piątką bramkę zdobył Jeffren po asyście Bojana. To była symboliczna bramka. Postawienie kropki nad i. Nie chcę pisać o boiskowym bandytyzmie w wykonaniu kilku graczy Realu Madryt. Dość powiedzieć, że Sergio Ramos wyleciał z czerwoną kartką, faulując brutalnie Messiego, na pożegnanie uderzając Puyola i Xaviego. To było smutne, bo – jak pokazały kolejne klasyki z Realem Mourinho – starcia na boisku zawodników obu ekip stały się czymś normalnym w erze portugalskiego szkoleniowca. Ale tamtego dnia wygrał futbol. Mourinho wierzył, że jest w stanie pójść na wymianę ciosów w Barceloną i pomylił się srogo – była to na pewno najboleśniejsza porażka w jego życiu, c h o ć sam Jose pewn i e nigdy się do tego nie przyzna. Barcelon a tryumfował a . La Manit a stała się faktem, a uniesiona

d ł o ń Gerarda Pique na zawsze zapisała się w annałach historii, bo choć od tego meczu minęło pięć lat, pamiętam go jak dziś.

FELIETON


BARÇA FLASH 48

CATALOLGA


BARÇA FLASH 49

CATALOLGA:

TO NIE TYLKO DRUŻYNA Hans-Max Gamper pochodził ze Szwajcarii. Fascynował go sport w każdej postaci – kolarstwo, biegi, rugby, tenis i golf. Oczywiście najważniejszą rolę w jego życiu odgrywała piłka nożna. Gamper był nawet kapitanem FC Basel. W 1897 sytuacja życiowa zmusiła Hansa do przeprowadzki. Najpierw przeniósł się do Lyonu, lecz już rok później miał się udać do Afryki. W drodze na Czarny Ląd zatrzymał się u wujka w Barcelonie. Gamper zakochał się w mieście, nauczył się hiszpańskiego i katalońskiego oraz przyjął katalońską wersję swojego imienia i stał się Joanem. Szwajcar chciał grać w piłkę nożną, nawet w kraju, w którym zainteresowanie tym sportem było niewielkie. Popchnęło go to do umieszczenia ogłoszenia, które zmieniło historię futbolu na zawsze.

Olga Juszczyk

N

@O_juszczyk

asz przyjaciel i towarzysz, pan Kans Kamper, z sekcji futbolu Stowarzyszenia Sportowców i były mistrz Szwajcarii, pragnie zorganizować mecze w Barcelonie. Prosi wszystkich, którzy lubią ten sport, żeby się z nim skontaktowali, przybywając do tej redakcji we wtorki i piątki wieczorem, między 9 a 11. Kiedy 22 października 1899 roku Joan Gamper zamieścił treść tego ogłoszenia w tygodniku „Los Deportes”, zapewne nie spodziewał się, że daje podwaliny pod powstanie „więcej niż klubu”. Jak się okazało, ogłoszenie cieszyło się dużym zainteresowaniem. 29 listopada 1899 roku w siedzibie Gimnasio Solé, przy Calle Motjuic del Carmen nº 5, odbyło się spotkanie, w którym udział wzięli Joan Gamper, Pere Cabot, Enric Ducal, Otto Kunzle, Otto Maier, Josep Llobet, Lluís d’Ossó, John Parsons, William Parsons, Carles Pujol, Bartomeu Terradas i Walter Wild. Na samym początku czterech piłkarzy wchodziło w skład zarządu klubu. Na prezydenta wybrano Wilda. Przyjechał on do Barcelony w sprawie zupełnie niezwiązanej z piłką nożną. Jego zadaniem było założenie sieci energetycznej w Katalonii, natomiast później prowadził tam prywatne interesy. Poznał wtedy Joana Gampera i Terradasa. Wild był wielbicielem piłki nożnej, dlatego też zgodził się na sprawowanie funkcji prezesa klubu. Jako jedyny był piłkarzem i prezesem klubu jednocześnie.

Gamper wolał zostać kapitanem i prowadzić drużynę na murawie. Tak oto powstał Foot-Ball Club de Barcelona. Na następnym spotkaniu wybrano barwy klubowe, wzorowane na trykotach FC Basel, w którym grał kiedyś Gamper, herb – przyjęto herb miasta, co podkreślało przywiązanie do Barcelony - i ustalono składkę dla socios – dwie pesety. Piłkarze palili się do gry. Pierwsze spotkanie rozegrano 8 grudnia na stadionie Velodromo de la Bonanova (obecnie Turo Park) z reprezentacją angielskich rezydentów, których nie udało się uzbierać jedenastu, więc kilku Anglików zostało pożyczonych ze składu FC Barcelony. Drużyna Gampera przegrała 0-1. Klub zaczął się prężnie rozwijać i szybko stał się rozpoznawalny nie tylko w Barcelonie, Katalonii czy Hiszpanii, ale i w całej Europie, która zaczęła fascynować się piłką nożną. Barca miała swoje momenty chwały, jak i porażki. Niezmiennie jednak miała kibiców, którzy pamiętali co wydarzyło się 22 listopada 1899 roku. Obchody dwudziestopięciolecia klubu przypadły na 7-ego i 8-ego grudnia 1924 roku. Głównym wydarzeniem było spotkanie rozegrane pomiędzy Barcą i Real Unión Irún, na stadionie Les Corts. Oprócz tego odbył się bieg “III Challenge Pere Prat”, w którym udział brali sportowcy hiszpańscy i francuscy. Już w tamtym czasie popularność Barcy była niemała. Kluba miał w swoich szeregach 12 207 cules. >

CATALOLGA


BARÇA FLASH 50

>

Pięćdziesięciolecie zbiegło się w czasie z sukcesami drużyny oraz rozkwitem klubu, który przeżył ciężkie czasy dwóch wojen – domowej oraz II światowej. FC Barcelona była już wtedy popularnym klubem z 24 893 zarejestrowanymi socios. Założenie klubu świętowano wieloma wydarzeniami, m. in. turniejem piłkarskim pomiędzy Barcą, duńskim Boldklub i Palmeiras de Brasil. Zwycięską drużyną okazała się Barcelona. Na fali radosnych celebracji, klub przywrócił na herb cztery czerwone pasy z katalońskiej flagi. Wcześniej kibice nie mogli o tym nawet pomarzyć, bo afiszowanie się barwami klubowymi było niedozwolone. Świętowanie 75-tych urodzin klubu było zorganizowane z prawdziwą pompą. Socios i sympatycy Barcy postanowili uczcić tę rocznicę wyjątkowo. Dodatkowo kibice świętowali nadejście nowego cyklu, którego

Joan Miró w trakcie pracy nad zwycięskim plakatem upamiętniającym 75 rocznicę powstania klubu.

CATALOLGA

twarzą stał się Johan Cruyff. Całe barcelonismo brało udział w licznych atrakcjach sportowych, społecznych i kulturowych, które przygotowano na tę okazję. Jedną z inicjatyw, która na zawsze wpisała się w historię sportu i sztuki, był konkurs na plakat upamiętniający doniosłą rocznicę. W konkursie wzięły udział wielkie osobistości – Joan Miró , Salvador Dalí i Antoni Tàpies. Zwyciężył plakat zaprojektowany przez Miró. Całe miasto dumnie nosiło w tych dniach barwy klubowe. Jedna z ważniejszych uroczystości miała miejsce w klasztorze w Montserrat. W tym świętym dla Katalończyków miejscu zebrało się ponad 60 tysięcy ludzi, by modlić się o swój ukochany klub. Jeśli już wymieniamy niezapomniane momenty z obchodów siedemdziesięciopięciolecia klubu, należy wspomnieć o tym, że dwudziestego siódmego listopada 1974 po raz pierwszy został odśpiewany hymn „Cant del Barça”. Zaśpiewało go 350 tysięcy osób pod przewodnictwem Oriola Martorella.

Obchody stulecia klubu zainaugurowano już z początkiem sezonu 1998 – 1999. Przez cały rok barcelonismo brało udział w niezliczonej ilości wydarzeń upamiętniających setne urodziny Barcy. Wszystko było zorganizowane na najwyższym poziomie, tak by jeszcze bardziej podkreślić prawdziwość stwierdzenia, że FC Barcelona to „Més que un club”. 28 listopada 1998 roku Barca zmierzyła się na Camp Nou z Atletico Madryt. Oprawa przedmeczowa była wyjątkowo uroczysta. Wzruszające wykonanie hymnu przez Joana Manuela Serrata poruszyło serca ponad 100 tysięcy kibiców, którzy zgromadzili się tego dnia na stadionie. Niestety gospodarze ulegli gościom z Madrytu 0-1. W ramach obchodów stulecia FC Barcelona rozegrała w kwietniu towarzyski mecz z reprezentacją Brazylii, który zakończył się wynikiem 2-2. Przed meczem na murawę wyszły „żywe legendy” klubu - Kubala , Ramallets , Segarra , Basora y Man-


BARÇA FLASH 51

Camp Nou podczas obchodów setnej rocznicy powstania klubu. Najwyższy poziom organizacji eventu.

chón , które były oklaskiwane przez kibiców gromkimi brawami. Uroczysta atmosfera zawitała na Camp Nou również 26 maja 1999 roku, podczas finału Pucharu Europy, w którym grał Manchester United z Bayernem Monachium. Drużyna z Anglii wygrała wtedy 2-1. Z kulturowych uroczystości wartych wspomnienia jest na pewno koncert wybitnego tenora, Josepa Carrerasa na Camp Nou 1 października 1999. Obchody stulecia przewijały się w każdym możliwym momencie – podczas świąt państwowych, katalońskich, jak i barcelońskich. Oczywiście nie

można zapomnieć o stuleciu w mediach. Zaangażowanie dziennikarzy w śledzenie świętowania było ogromne. W Televisió de Catalunya (TV3) emitowano co tydzień program “Aquest any... cent (este año.. cien) ”, przez który przewinęła się niezliczona ilość trenerów, piłkarzy, jak np. Alfredo Di Stéfano, który tłumaczył wtedy dlaczego postanowił zostać zawodnikiem Realu Madryt. Kibice mieli kolejny, bardzo ważny powód do świętowania podczas obchodów stulecia. Otóż w sezonie 1998 – 1999, wszystkie profesjonalne

sekcje klubu zwyciężyły w swoich ligach. Sukces ten odnieśli piłkarze, koszykarze, piłkarze ręczni i hokeiści. Klub z taką historią i wartościami skrzętnie pielęgnowanymi przez kibiców na pewno nie jest tylko drużyną. Jest instytucją, pasją, źródłem radości i spełnienia marzeń. A wszystko to dzięki grupce mężczyzn, którzy chcąc pograć w piłkę, stworzyli historię światowego futbolu.

Z okazji stulecia FC Barcelony, na koszulkach piłkarzy widniały dwie daty - 1899 oraz 1999 rok.

CATALOLGA


BARÇA FLASH 52

WALTER R Marysia Wyrzykowska

ARTYKUŁ


BARÇA FLASH 53

ROZITSKY @MarysiaWyrzykow

ARTYKUŁ


BARÇA FLASH 54

P

ierwsze El Clasico tego sezonu już za nami. My, jako fani Dumy Katalonii, oglądaliśmy to spotkanie z uśmiechami na twarzach, dopingując piłkarzy Luisa Enrique gromiących swoich odwiecznych rywali 4-0. Zawsze przed takimi meczami w prasie, telewizji i Internecie pojawia się mnóstwo statystyk, podsumowań, porównań i ciekawostek, które mają za zadanie wprowadzić fanów obu zespołów w meczowy nastrój. Klasyk jeszcze kilka lat temu elektryzował polskich kibiców dużo bardziej, ponieważ członkiem ze-

społu Królewskich był Jerzy Dudek. Gdy myśli się o Polakach, którzy występowali w jednym z dwóch hiszpańskich gigantów, pierwszym zawodnikiem, który przychodzi na myśl jest właśnie wyżej wymieniony bramkarz. Czasem pojawia się też nazwisko Raymonda Kopy, Francuza o polskich korzeniach, który jest bardzo znany w gronie kolekcjonerów autografów. Gdy jednak myśli się o Polakach grających w bordowo-granatowej koszulce, w pierwszym momencie wielu fanom żaden zawodnik nie przychodzi do głowy. W sekcji piłki ręcznej

aktualnie gra Kamil Syprzak, a jeszcze niedawno Maciej Lampe grał w koszykarskiej drużynie. Ale gdy krąg poszukiwań zawężymy jedynie do najbardziej znanej dyscypliny, w której Barcelona odnosi sukcesy, to wielu fanów nie potrafi wymienić żadnego nazwiska. Był jednak taki zawodnik, jedyny w historii katalońskiego klubu, który mógł być Polakiem. Nazywał się Walter Rozitsky. Taka jest przynajmniej oficjalna wersja jego nazwiska. W październiku 1911 roku w sparingu Blaugrany z Universitary zadebiutował tajemniczy zawodnik, Rozitsky. Potem

Gdy jednak myśli się o Polakach grających w bordowo-granatowej koszulce, w pierwszym momencie wielu fanom żaden zawodnik nie przychodzi do głowy. W sekcji piłki ręcznej aktualnie gra Kamil Syprzak, a jeszcze niedawno Maciej Lampe grał w koszykarskiej drużynie. Ale gdy krąg poszukiwań zawężymy jedynie do najbardziej znanej dyscypliny, w której Barcelona odnosi sukcesy, to wielu fanów nie potrafi wymienić żadnego nazwiska. Był jednak taki zawodnik, jedyny w historii katalońskiego klubu, który mógł być Polakiem. Nazywał się Walter Rozitsky. ARTYKUŁ


BARÇA FLASH 55

Na razie o Walterze Rozistkym wiadomo bardzo niewiele, mimo że swoją karierę piłkarską rozwijał ponad 100 lat temu. Być może w przyszłości dowiemy się więcej, chociaż im później, tym ciężej będzie natrafić na informacje o byłych piłkarzach. Jedno jest pewne – zawodnik ten zasługuje bez wątpienia na miano legendy. w barwach klubu grał jeszcze przez dwa lata, prawdopodobnie na pozycji pomocnika lub obrońcy. Łącznie rozegrał 55 spotkań, zdobywając 5 bramek. W tym czasie zdobył mistrzostwo Katalonii, Puchar Katalonii i dwukrotnie Puchar Króla i Puchar Pirenejów. El Mundo Deportivo pisało o nim: „Dobra podanie, świetny atak, znakomity strzał”. Po dwóch sezonach przeniósł się do Madrytu, aby reprezentować barwy Los Blancos. W tym czasie wrogość pomiędzy dwoma klubami nie była aż tak widoczna, a sam Rozitsky był piątym piłkarzem, który przemierzył szlak pomiędzy dwoma hiszpańskimi drużynami. W Madrycie do roku 1915 rozegrał 19 spotkań. W tym czasie zetknął się z legendą klubu, Santiago Bernabeu, z którym występował w jednej drużynie. Nawet w galerii wszystkich zawodników występujących kiedykolwiek w barwach Realu jego zdjęcie jest umieszczone obok hiszpańskiego napastnika. Osoba omawianego piłkarza budzi wiele wątpliwości. W ówczesnej prasie jego nazwisko pojawia się w wielu formach – od Rozitsky, przez Rotziky, aż po wywodzące się z rosyjskiego Rozitskin. Sporną kwestią jest także jego narodowość. Wiele źródeł mówi o nim jako o Niemcu, niektórzy uważają, że jest Węgrem, w Barcelonie także przedstawiano go jako Niemca, z kolei archiwiści Realu Madryt przy jego zdjęciu w muzeum umieścili flagę polską. Tylko, że… Polski nie było wtedy na mapie świata. Sam piłkarz też podobno deklarował, że pochodzi z kraju nad Wisłą. Wiadomo, że Rozitsky miał francuski paszport. Dużym problemem było także ustalenie jego imienia. W ówczesnej prasie można było się natknąć na imię Walter. Czy to

oznacza, że piłkarz był Niemcem? Archiwiści FC Barcelony najpierw uznali go za Niemca, jednak nie tak dawno temu na oficjalnej stronie klubu pojawił się o nim wpis, opisujący go jako światowej klasy pomocnika pochodzenia polskiego. Jeśli wszystkie informacje są prawdziwe, możemy wywnioskować, że zawodnik grał w jednej drużynie z Paulino Alcantara – piłkarzem, którego rekord strzelonych goli w barwach katalońskiego zespołu pobił dopiero rok temu Leo Messi. Nie znamy ani daty urodzenia, ani daty śmierci pomocnika. Pogłoski mówią, że zawodnik opuścił Real Madryt, przywdział niemiecki mundur, aby walczyć na froncie w czasie I WŚ. Na żadnej liście poległych nie ma jednak jego nazwiska. Niejaki Walther Rokiski znalazł się na liście poległych żołnierzy armii Stanów Zjednoczonych, walczących II WŚ. Czy to możliwe, że to ten sam zawodnik? Nie można tego wykluczyć. Pewien dziennikarz spotkał się kiedyś z madrycką rodziną o nazwisku Rokiski. Jeden z członków rodziny opowiedział mu historię o dziadku, który wyjechał z Polski do Francji. Tam zmienił oryginalne nazwisko (nie wiadomo jakie – może Rosicki? Różycki?) na Rociski. Następnie polscy emigranci przeprowadzili się do Hiszpanii, gdzie zmienili nazwisko na Rokiski. Co prawda w rodzinie nie było żadnego Waltera, jednak jeden ze starszych członków rodu przyznał, że jego dziadek był kobieciarzem. Być może piłkarz hiszpańskich gigantów był jego nieślubnym synem? Istnieje jeszcze jedna hipoteza. W czasie, gdy Rozitsky grał w Barcelonie, każdy Polak z zaboru pruskiego mógł uchodzić właśnie za Niemca. Możliwe jest, że podczas wybuchu

I Wojny Światowej piłkarz zaczął podkreślać swoje prawdziwe pochodzenie, deklarując, że jest Polakiem? Na razie o Walterze Rozistkym wiadomo bardzo niewiele, mimo że swoją karierę piłkarską rozwijał ponad 100 lat temu. Być może w przyszłości dowiemy się więcej, chociaż im później, tym ciężej będzie natrafić na informacje o byłych piłkarzach. Jedno jest pewne – zawodnik ten zasługuje bez wątpienia na miano legendy.

Paulinio Alcantara ARTYKUŁ


BARÇA FLASH 56

ARTYKUŁ


BARÇA FLASH 57

ARTYKUŁ


FELIETON

BARÇA FLASH WYWIAD

Pedro Rodriguez - to on zamknął historię

58

Nieme kino sportowe?

Wywiad z zasłużonym polskim dzienikarzem, jakim jest Jerzy Chromik, o poziomie polskiego dziennikarstwa sportowego.

Wspomnienie niedocenianego byłego gracza FC Barcelony Pedro Rodrigueza.

ARTYKUŁ

Krótka kołderka ARTYKUŁ

ARTYKUŁ

Kataloński Cafu

Hiszpańska karuzela transferowa

CATALOLGA

Kto przyszedł, a kto odszedł do/z hiszpańskich klubów La Liga? WYWIAD

Referendum w Katalonii ARTYKUŁ

Spowiedź Konia

Rozmowa z Maćkiem “Disblasterem” Krawczykiem.

Barça w rękach architektów

ARTYKUŁ

Tajemnicze El Clasico ARTYKUŁ

ARTYKUŁ

Nowa umowa Neymara

O rywalach w Grupie E FELIETON

FELIETON

CR7 nie zdobędzie Złotej Piłki

Faks niezgody ARTYKUŁ

FOTOSTORY

BYSTRE OKO


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.