W pustyni i w puszczy

Page 164

Murzynów, wiedział, jak należy z nimi postępować, i był prawie pewien, że nawet bez Kalego dałby sobie z nimi jakoś rady. - Wiesz - mówił do Nel - że od Faszody odbyliśmy już więcej niż połowę drogi, a podczas tej, którą mamy jeszcze przed sobą, spotkamy może bardzo dzikich Murzynów, ale nie spotkamy już derwiszów. - Ja wolę Murzynów - odpowiedziała dziewczynka. - Tak, póki uchodzisz za bożka. Porwano mnie z Fajumu razem z panienką, której było na imię Nel, a odwiozę jakieś Mzimu. Powiem ojcu i panu Rawlisonowi, żeby cię nigdy nie nazywali inaczej. A jej oczy poczęły się zaraz rozjaśniać i śmiać. - Może zobaczymy tatusiów w Mombassie? - Może. Gdyby nie ta wojna nad brzegami Bassa-Narok, bylibyśmy tam prędzej. Potrzeba też było Fumbie w to się wdawać! To rzekłszy skinął na Kalego: - Kali, czy chory Murzyn słyszał o wojnie? - Słyszał. Być wielka wojna, bardzo wielka: Fumby z Samburu. - Więc co będzie? Jakże przejedziemy przez kraj Samburu? - Samburu uciec przed panem wielkim, przed Kingiem i przed Kalim. - I przed tobą? - I przed Kalim, ponieważ Kali ma strzelbę, która grzmieć i zabijać. Staś począł rozmyślać nad udziałem, jaki mu wypadnie wziąć w zapasach między pokoleniem Wa-himów a Samburu, i postanowił pokierować sprawą w ten sposób, by wojna nie utrudniała podróży. Rozumiał, że przybycie ich będzie całkiem niespodziewanym wypadkiem, który od razu zapewni Fumbie przewagę. Należało tylko wyzyskać odpowiednio przewidywane zwycięstwo. W wioskach, o których mówił chory myśliwiec, zasięgnęli nowych wiadomości o wojnie. Były one coraz dokładniejsze, ale dla Fumby niepomyślne. Mali podróżnicy dowiedzieli się, że prowadził on walkę odporną i że Samburu, pod wodzą swego króla nazwiskiem Mamba, zajęli już znaczną przestrzeń kraju Wa-himów i zdobyli mnóstwo krów. Opowiadano, że wojna wre głównie na południowym krańcu wielkiej wody, gdzie na wysokiej i szerokiej skale leży wielka boma46 Fumby. Wiadomości te mocno zmartwiły Kalego, który też prosił Stasia, by jak najprędzej przebyli ową górę dzielącą ich od okolic objętych pożarem wojny, zaręczając, że potrafi znaleźć drogę, którą przeprowadzi nie tylko konie, ale i Kinga. Był już w stronach, które znał dobrze, i teraz rozróżniał z wielką pewnością znajome od dzieciństwa szczyty. Jednakże przejście nie okazało się łatwe i gdyby nie pomoc ujętych darami mieszkańców ostatniej wioski, trzeba by było szukać dla Kinga innej drogi. Ci znali jednak jeszcze lepiej od Kalego wąwozy leżące z tej strony góry i po dwóch dniach uciążliwej podróży, w czasie której nocami dokuczały wielkie zimna, przeprowadzili na koniec szczęśliwie karawanę na przełęcz, a z przełęczy na dolinę leżącą już w kraju Wa-himów. Staś zatrzymał się rano na postój w tej otoczonej zaroślami i pustej dolinie. Kali zaś, który prosił, by mu wolno było wyjechać konno na wywiady w kierunku ojcowskiej bomy, odległej o dzień drogi, wyruszył dalej jeszcze tej samej nocy. Staś i Nel oczekiwali go przez całą dobę w największym niepokoju i już myśleli, że zginął lub wpadł w ręce wrogów, gdy wreszcie zjawił się na wychudzonym i spienionym koniu, sam również zmęczony i tak przybity, że żal było na niego patrzeć. Upadł też natychmiast do nóg Stasia i począł go błagać o ratunek. - O, panie wielki! - mówił - Samburu zwyciężyć wojowników Fumby, zabić ich mnóstwo i rozpędzić tych, których nie zabić, a Fumbę oblegać w wielkiej bomie na górze Boko. Fumba i jego wojownicy nie mieć co jeść w


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.