483 News #7 (10.05.2011)

Page 1

WYDANIE VII | WIOSNA 2011 483.NEWS@GMAIL.COM WWW.FFTH.FORA.PL

THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE


THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

WWW.MY.TOKIOHOTEL-FANCLUB.PL

„Przepraszamy!” – to zdecydowanie powinno być naszym pierwszym słowem po publikacji tego wydania. Wiemy, że ten numer miał się ukazać już dawno, dawno temu, a nasze „wkrótce” zyskało dokładnie to samo znaczenie, co słowo „soon” w przypadku samego zespołu. Jedyne, co mamy na swoją obronę, to to, że pracowaliśmy w uszczuplonym składzie, ponieważ Agathe, Unlike i Fremde zdają w tym roku maturę – powodzenia, dziewczyny! – więc to logiczne, że mają teraz nieco inne priorytety. Summa summarum numer jest już gotowy i właśnie teraz możecie go przeczytać! Tematem przewodnim tym razem są fani płci męskiej, którzy opowiedzieli nam, jak to wszystko wygląda z ich perspektywy. Jeśli mówimy o facetach, nie możemy zapomnieć o samochodach i... rycerzach! Specjalnie dla Was tym wszystkim zajęła się Mania. Unlike w świecie zimnych murów, industrialnych klimatów i grafitti odnalazła LiL, a Emeua przedstawiła nam koncert z trasy Schrei Open Air Tour oglądany zza ogrodzenia. Boo natomiast w dziale Dress up like... przemaglowała styl Gustava, a w cyklu Pod lupą rozłożyła na czynniki pierwsze gitarzystę. Jako wisienkę na torcie serwujemy Wam zwycięskie zdjęcia nadesłane przez Was na konkurs Załóż TH i wygraj. A to jeszcze nie wszystko! Redakcja 483 News

Attention! Alieni, prosimy! NIE publikujcie skanów naszej gazety na swoich stronach! To łamie nasze serca i prawa autorskie. Moglibyście dodawać w postach tylko okładkę i bezpośredni link do aktualnego wydania? Dziękujemy! Aliens, please! Do NOT publish scans of our magazine at Your websites! It breaks our hearts and the copyright. Would You mind posting only the cover and the direct link to the current issue? Thank You! Aliens, bitte! Veröffentlicht die Scans unseren Magazins NICHT auf Eurer Seite! Es bricht unsere Herzen und verstößt das Copyright. Könnten Sie vielleicht nur den Umschlag und den direkten Link zur aktuellen Ausgabe posten? Danke schön!


THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

WYWIAD: LIL I STREET ART “Natrafiłam na nich zupełnie przypadkiem: słucham eksperymentalnie wielu wykonawców z całego świata, wtedy akurat znalazłam TH, a było to zanim jeszcze stali się u nas tak bardzo popularni.”

ZABÓJCZA KLĄTWA Z GELSENKIRCHEN „Nieprofesjonalizmem było jednak to, że nie mieliśmy biletów. Pal licho rodzinę, oni by mi jeszcze dopłacili, żeby tego nie musieć oglądać, ale dla mnie to był większy problem.”

News Tokio Hotel dla Japonii, powrót do Rosji, nowe nagrody, zloty fanów ................................................... 4 Hot Topic Głośny krzyk z zagranicy – Daniel ......................................................................................................... 6 Wywiad: „Wszystko ma swoje ciemne strony...” .................................................................................... 7 „To ten gej z Tokio Hotel!” – Billosh ....................................................................................................... 9 Wywiad: „Bill jest dla mnie inspiracją...” ............................................................................................... 10 Rutyna nie musi być nudna! – Grzesiek .............................................................................................. 12 Wywiad: „Po prostu tworzą fajną muzykę...” ........................................................................................ 13 Wywiad: In the cities, on the streets around the globe... – Lil i Street Art ........................................... 15 O której spotykamy się w warsztacie? – czyli AUTOmatic .................................................................. 20 Faceci mają głos: Kuba... i co dalej? ................................................................................................... 24 Z kronik Davidusa: O ocaleniu dziewic od wyginięcia... ...................................................................... 26 Fani mają głos! Recenzja: Best of Tokio Hotel – wszystko, co najlepsze? .................................................................. 28 Live Tokio-świat: Przystanek Brazylia ......................................................................................................... 30 Life Story Zabójcza klątwa z Gelsenkirchen – Gelsenkirchen (06.07.2006) ....................................................... 32 What about...? Polska – kraj na NIE ............................................................................................................................ 34 Tokio w Tokio ....................................................................................................................................... 35 Na wybiegu Dress up like... Gustav! ........................................................................................................................ 36 Mała rzecz, a cieszy – gadżety z TH ................................................................................................... 38 Pod lupą „Ten śmieszny, mały lamus z dredami” – wszystko o gitarzyście ........................................................ 40 Fani tworzą Konkurs: Postawili na TH i wygrali! ...................................................................................................... 46 .


THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

ZAKOCHANI BLIŹNIACY? Na początku stycznia świat okrążyło zdjęcie dziewczyny całującej się z Billem. A raczej klonem Billa, bo, jak się okazało kilka dni później, chłopak ze zdjęcia to Alex (według innych źródeł: Artur), który jest sobowtórem młodszego Kaulitza i mieszka w Rosji! Plotki o związkach dotyczą również Toma – gitarzysta podobno umawia się z fryzjerką należącą do teamu Sammy’ego Deluxe’a, Rią. Dziewczyna pojawiła się z zespołem na nagrodach EMA 2009, a z samymi Kaulitzami była na koncercie Prince’a w Hamburgu. Po różnych stronach krążą już filmiki i zdjęcia – szukajcie!

TO JESZCZE NIE KONIEC! Gdy zespół ogłosił, że wydaje album Best Of, fani spanikowali. Uspokajamy – według niemieckiego Popcornu nowy studyjny album Tokio Hotel ma zostać wydany już w sierpniu tego roku, a światowa (podkreślam: ŚWIATOWA) trasa (według najnowszych plotek, ma to być tour akustyczny) planowana jest na listopad. Na razie pojawiają się informacje o planowaniu gigów w Wenezueli oraz na Ukrainie czy w Rosji – i to w dodatku już we wrześniu! Pogoda raczej znowu nam nie dopisze, ale Polki są gotowe na wszystko, prawda?!

REKORDY I INNE OSIĄGNIĘCIA Dopóki będą fani, będzie istnieć i zespół, a my świetnie dajemy sobie radę! W końcu wygraliśmy nagrodę MTV Online Award jako Fan Army, co tak ucieszyło chłopaków, że nagrali wideo z podziękowaniami. Wzbudziło ono wiele kontrowersji, ponieważ Bill pokazał się na nim z nowym imagem – brodą, krótszymi włosami i jeszcze większym septum! Niedawno klip do World Behind My Wall dobił do 5 milionów obejrzeń na serwisie YouTube, chłopcy dostali nagrody Planet Award w Peru oraz Mad Teen Icon w Grecji, album Humanoid osiągnął złoto w Malezji, a najnowsze wydanie – Best Of uplasowało się na siódmym miejscu w rankingu sprzedaży płyt w grudniu w Polsce… „ZGARNIEMY TROFEUM W PRZYSZŁYM ROKU!” Mimo wielu sukcesów pojawiły się także porażki. MTV’s Musical March Mendess znaczą dużo dla chłopców z Tokio Hotel, biorąc pod uwagę wpisy na ich oficjalnych profilach po każdej wygranej... Mimo iż fanom TH nie udało się pokonać sympatyków Paramore w czwartej rundzie tegoż konkursu, spokojnie wciąż zasługują na miano najlepszych na świecie fanów – w poprzednich etapach udało im się przegłosować takie gwiazdy jak Mumford & Sons, Adele czy Muse! Tylko tak dalej, a w przyszłym roku spełni się życzenie chłopców zawarte w tytule.

ZLOTY, ZLOTY, ZLOTY! Z okazji rocznicy dwóch koncertów Tokio Hotel w Polsce, w okresie marca i kwietnia na terenie naszego kraju organizowana jest masa zlotów fanowskich! Część z nich już się odbyła, a dla tych, którzy uczestniczyli w takich wydarzeniach, mamy dość interesującą propozycję! Wysyłajcie nam swoje relacje ze spotkań z tokiohotelowymi znajomymi oraz zdjęcia na e-mail: 483.news@gmail.com! Najlepsze z nich opublikujemy!


THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE TOKIO W TOKIO PO RAZ KOLEJNY? Czemu nie! Plotka szybko okazała się prawdą i chłopcy już na początku lutego zaczęli się pojawiać w japońskich programach telewizyjnych. Wywiady, występy, talk showy… Fanów i tak najbardziej cieszyły coraz to bardziej wymyślne stroje wokalisty: czapka z kocimi uszkami, płaszcz o jaskrawym kolorze, żarówki (kieliszki?) na głowie (Bill tłumaczył, że to nawiązanie do gitary – świecą, kiedy podłączy się do nich wzmacniacz), czapka kapitana okrętu… Wszystko to w celu promocji albumu Darkside Of The Sun wydanego w Japonii. TRAGEDIA W JAPONII I POMOC ZESPOŁU W związku z trzęsieniem ziemi, falą tsunami i zagrożeniem silnym promieniowaniem, jakie ostatnio nawiedziły Kraj Kwitnącej Wiśni, zespół prawdopodobnie będzie musiał zmienić swoje plany dotyczące powrotu na wyspy w czerwcu. Wszyscy ogromnie ubolewają nad losami Japończyków, co mogą potwierdzić niezwykle smutne miny bliźniaków na filmiku, który nagrali, by wesprzeć duchowo swoich japońskich fanów. Na tym jednak nie koniec. Jeśli chcecie wesprzeć Japończyków, w oficjalnym sklepie TH możecie kupić specjalne przypinki o wartości od 5 do 25 Euro. W dodatku Oficjalny Niemiecki Fanclub zespołu umożliwił bezpośrednie wpłaty na konto pieniędzy na pomoc Japonii. Więcej informacji znajdziecie na oficjalniej stronie grupy. CHARYTATYWNOŚCI CIĄG DALSZY Pomaganie innym chyba spodobało się naszym ulubieńcom – szczególnie bliźniakom. W loterii organizowanej podczas gali charytatywnej na rzecz Sophie-Schule Wetterau można było wygrać Meet&Greet z Billem i Tomem. Ostatecznie spotkanie zostało wylicytowane za 2000 euro! Co o tym sądzicie? Czy kilka minut ze swoimi idolami warte jest tylu pieniędzy? Również austriacka organizacja charytatywna Roll Rinn została przez zespół obdarowana podpisanym plakatem z trasy, który wylicytowany został za 615 Euro! Niestety, tym razem fani Tokio Hotel pokazali się od złej strony – zwycięzca zabrał plakat bez przekazania organizacji jakichkolwiek pieniędzy. Bijąc się w piersi, dziewczyny z austriackiego FC same zapłaciły całą kwotę. Wstydźcie się, ludzie! SPRZEDAM TOKIO HOTEL! Wielu byłych fanów, fanów, którzy przechodzą właśnie kryzys swojej fascynacji zespołem lub takich w trudnej sytuacji finansowej postanawia sprzedać zebrane dotychczas skarby. Jeśli jesteście zainteresowani kupnem singli Der Letzte Tag CD 1 i 2, płyt Schrei – so laut du kannst (reedycja), Scream, DVD Leb’ die Sekunde, Schrei, Zimmer 483 lub plakatów, kalendarzy czy starych gazet poświęconych w całości TH, piszcie na maila: eligore@o2.pl. A może szukacie książki Najgłośniej, jak potrafisz albo innych gadżetów z zespołem? Piszcie na: lovelikewinter@o2.pl.

KOLEJNE WSPÓŁPRACE? Martin z CherryTreeRecords (prowadził m.in. Breakfast With Tokio Hotel w CherryTree Radio) rozpoczął niedawno współpracę z Billem. „Wszystko wskazuje na to, że będzie naprawdę cool!” – możemy przeczytać. Kilka dni później powstały plotki, iż zespół chce nagrać utwór z Kropp Circle, jednak członkowie tej grupy szybko zdementowali te pogłoski. Prędko pojawiły się kolejne niepotwierdzone informacje – Tokio Hotel tworzy właśnie z zespołem Drewa Ryana Scotta. Drew szybko temu zaprzeczył, a fani głowią się do dziś… Ostatnio Martin, wspomniany na początku newsa, poinformował nas, że współpracuje nie tylko z Kaulitzem, ale i innym artystą. Będzie trio?

TOKIO HOTEL WRACA DO ROSJI! Już 3 czerwca zespół pojawi się na gali Muz TV Awards. Rosja aż kipi od plakatów i billboardów ukazujących chłopaków jako głównych gości imprezy, a w internecie już możecie przeczytać wywiad z pytaniami od fanów z całego świata, którego TH udzieliło na konferencji online 29 kwietnia. Chcecie pojawić się na czerwonym dywanie przed SC Olympic w Moskwie? Załatwiajcie swoje wizy i walczcie o wejściówki przez Twitter rosyjskiego FC. KOLEJNE FAN PARTY W POLSCE? Oficjalny Polski Fanklub poinformował na swoim Twitterze o Fan Party planowanym na połowę sierpnia. W najbliższym czasie pojawi się więcej informacji. My nie możemy się już doczekać! Tekst: Boo & Just Ine Tee


THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

Pamiętacie adres strony internetowej o Tokio Hotel, która była pierwszą, na jaką weszliście, a zarazem ulubioną? Pewnie wielu z Was pomyślało: TokioHotelPoland.com. Jeśli ją znacie, to z pewnością wiecie, że prowadził ją fan. Chłopak. Co prawda, strona od jakiegoś czasu już nie istnieje, ale mimo wszystko postanowiłam poświęcić jej autorowi chwilę, co możecie przeczytać w dalszej części artykułu. Kontrowersyjny prawie tak jak samo Tokio Hotel. Uwielbiany i nienawidzony. Wychwalany i obrażany. Jak każdy z nas popełnia błędy, nie lubi się do nich przyznawać, ale potrafi to robić. Takiego właśnie Daniela wszyscy znamy. Mamy na jego temat różne opinie, jedni zbyt dobre, drudzy zbyt nieprzychylne. Od razu chcę wspomnieć, że znam się z Danielem dość dobrze, przede wszystkim długo, jeszcze z czasów, kiedy jego wielka kariera dopiero się zaczynała. Nie mam zamiaru go bronić, po prostu chcę Wam pokazać, że nie taki diabeł straszny, jak go malują. Na co dzień chłopak mieszka w Bazylei, która leży w Szwajcarii tuż przy granicy z Niemcami i Francją. Jak łatwo się domyślić, biegle zna niemiecki, więc tłumaczenia jego autorstwa są naprawdę profesjonalne. Zna też sytuację fanów Tokio Hotel w tym kraju. Zapytany o nią, odpowiada: „Myślę, że nie różni się to bardzo od tego, co dzieje się w Polsce”, przyznaje też jednak, że chłopcy są tam bardziej dostępni: „w końcu mamy niemiecką telewizję i gazety”. Polskich fanów, którzy często są również jego fanami, za dobrze nie zna. Do ojczyzny przyjeżdża dość rzadko i nigdy nie na długo. Znajduje wtedy czas tylko dla dawnych znajomych, ale gdyby miał okazję, z pewnością chętnie porozmawiałby z innymi, którzy tak bardzo go cenią. Okazja do tego, by go poznać, nadarzyła się 14 marca w Łodzi. Daniel był na koncercie, a wcześniej współpracował przy jego organizacji. Jego rolą było docieranie do jak największej ilości fanów ze wszystkimi najświeższymi, a najważniejsze, oficjalnymi ustaleniami dotyczącymi imprezy. Z tą datą łączy się również dosyć nieciekawa sytuacja. Mianowicie, do tej pory chodzą plotki, że Daniel razem z Karcią (o której pisaliśmy w wydaniu czwartym naszej gazety) stalkowali Tokio Hotel i przeszkadzali im w odpoczynku. Chłopak wielokrotnie już tłumaczył, co działo się w hotelu i przepraszał za swoje zachowanie. Ja również postanowiłam się o to zapytać, a odpowiedź, jaką dostałam, znajdziecie w wywiadzie na kolejnej stronie.

Poland, jak pieszczotliwie nazywana jest witryna Daniela, współpracował z całą gamą bardzo ważnych w świecie TH ludzi: Oficjalnym Fanclubem (również za czasów FanArt Team), TokioHotelBill.blox.pl czy Universal Music Poland. Dzięki tej ostatniej kooperacji Poland stał się oficjalną stroną polskich fanów zespołu. Nie wszystkie te współprace kończyły się dobrze, a wina rozkładała się na różne strony. Mimo wszystko, najczęściej to właśnie Daniel wychodził z kłótni zwycięsko. Nie było jednak łatwo – strona wiele razy zostawała usuwana przez hackerów internetowych lub inne nieprzychylne osoby. Pomimo przeciwności była zakładana od nowa i prowadzona wyśmienicie. Do czasu. Chłopak znajdował coraz mniej czasu na prowadzenie witryny, ona sama ubożała, aż w końcu została oficjalnie zamknięta przez samego Daniela. Czy to koniec? Nie potrafię tego określić. Kiedy spytałam go o plany na przyszłość, opowiedział mi o nowej stronie swojej firmy, która będzie projektowała witryny internetowe, oczywiście za pieniądze. Do tej współpracy zaprosił też dawnego grafika THP. Pozostaje mi więc jedynie życzyć mu powodzenia, a co będzie dalej? „Czas pokaże”, jak mówi. Strona Daniela: www.webdesign-ochman.com Tekst: Just Ine Tee


THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

Chcielibyście wiedzieć, jak to jest prowadzić najsławniejszą stronę o TH w Polsce? Na pewno wiąże się z tym ogromna sława, która nie zawsze jest świetlista. Daniel pokaże Wam jej plusy i minusy, a na dodatek wyzna wszystkie swoje grzechy! Jesteś dość znany, głównie dzięki stronie. Jaki jest Twój przepis na sukces? Daniel: A jeszcze ktoś mnie pamięta? *śmiech* Nie mam przepisu na sukces. Jedynym przepisem jest ciężka praca. W końcu jak większość, zaczynałem od zera, od bloga na Onecie. Skąd wziął się pomysł na założenie takiej strony? D: Pierwszego swojego bloga założyłem przed moim pierwszym koncertem Tokio Hotel w Zurychu, 14 kwietnia 2007 roku. Na początku miał to być mój prywatny blog, ale z każdym dniem było na nim więcej Tokio Hotel. Coraz bardziej mnie to wciągało, częściej i intensywniej pisałem o TH i tak oto powstało THP... Jak wyglądało jej prowadzenie i stawianie na nogi? D: Wymagało to bardzo dużo pracy, mojego prywatnego czasu i stresu. Ale niczego nie żałuję, bo wiele się nauczyłem i nie ukrywajmy, zyskałem. Nie potrafię Ci sprecyzować odpowiedzi, bo wszystko, co robiłem, pochodziło z serca i z tego, jak w danej chwili się czułem. Czasami tego żałuję, bo bardzo często byłem niemiły dla czytelników, dzięki którym udało mi się wybić, tylko dlatego, że miałem gorszy dzień. Przepraszam za to. Co dało Ci prowadzenie takiej strony? Czego Cię nauczyło? D: Przede wszystkim dużo satysfakcji. Dzięki THP na własnej skórze przekonałem się, że robiąc to, co się kocha, można osiągnąć wiele. Ludzie zarzucają Ci, że zrobiłeś z niej swojego bloga... Faktycznie pojawiło się na niej wiele Twoich osobistych wyznań. Chciałeś dzięki niej wypromować swoją osobę? D: Powiedzmy, że tak. Chciałem wypromować siebie, by w przyszłości było mi trochę łatwiej. Udało mi się to i nie żałuję. Mimo wszystko widzę, jak przez ten czas się zmieniłem... Pewnie teraz zrobiłbym wiele rzeczy inaczej. Człowiek uczy się na błędach i to przez całe życie. Ludzi niezwykle interesuje Twoje życie. Śledzą każdy Twój ruch w internecie. Znając Ciebie, można zaszpanować, nawet jeśli rozmawiało się z Tobą tylko raz przez gg... Skąd taka miłość? D: Nie mam pojęcia. Może właśnie przez tę promocję. Może dlatego, że stałem się w pewien sposób popularny? Niektóre dziewczyny wprost mówią, że są Twoimi fankami. Jesteś gwiazdą internetu? D: Nie jestem i nie chciałbym być. Ja osobiście nie przyczepiałbym sobie spinaczy na usta, nie gadałbym głupot tylko po to, by mieć kilkanaście tysięcy odsłon filmików na YouTube, co niektórzy niestety robią.

Kiedy zacząłeś zauważać, że coraz więcej ludzi Cię rozpoznaje? Jakie było wtedy Twoje odczucie? D: Masakra! Prowadząc najpopularniejszą stronę o Tokio Hotel w Polsce, będąc jednocześnie w Szwajcarii, kompletnie nie odczuwałem popularności w życiu codziennym. Jednak gdy pojawiłem się w Łodzi na koncercie TH, był to dla mnie zupełnie inny świat. Nagle każdy się na mnie patrzył, wiele osób do mnie podchodziło, robiło sobie ze mną zdjęcia, a nawet kilka z nich prosiło o podpis. Nie ukrywam, że było to bardzo fajne uczucie i mam nadzieję, że będzie mi dane przeżyć to jeszcze kiedyś... Internetowa sława ma też swoje ciemne strony, prawda? D: Jak wszystko, co w życiu robimy. Nic nie ma tylko tych jasnych stron. Udało Ci się nawiązać współpracę z Universalem. Jak to jest, prowadzić największą stronę o TH w Polsce? D: Fajnym uczuciem jest wiedzieć, że poprzez to, co robisz i kochasz, możesz dotrzeć do tysięcy ludzi. Dlaczego zrezygnowałeś? Nie brakuje Ci czasem tego? D: Jest wiele powodów, dla których tymczasowo musiałem pożegnać się z życiem w internecie i trudno mi wszystkie zdefiniować w jeden konkretny. ppp


THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

Może po prostu potrzebowałem dłuższej przerwy? Obecnie trochę mi tego brakuje, ale mam nadzieję, że jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli, wkrótce będę mógł rozpocząć nowy rozdział w swoim życiu. Często mówiłeś mi, że TH nieco Ci się znudziło. Twoja miłość do zespołu umarła całkowicie? D: A kto powiedział, że umarła? Nadal czuję sentyment do Tokio Hotel. W końcu przy ich muzyce dorastałem. Po prostu moja fascynacja tym zespołem nie jest już tak wielka jak dwa lata temu. Wielokrotnie mówiłeś o powrocie, jednak nigdy on nie doszedł do skutku, a jeśli był, to bardzo krótkotrwały. Dlaczego? D: Jest wiele powodów, przez które musiałem zrezygnować z prowadzenia strony. I, jak pewnie większość z Was myśli, nie była to sprawa „małej” fascynacji zespołem. To moje prywatne problemy, na które nie miałem wpływu. Myślisz, że to wszystko jeszcze powróci? D: Nie sądzę, bo staram się nie wchodzić dwa razy do tej samej wody. Czas na coś nowego. Zobaczymy, co przyszłość przyniesie. Współorganizowałeś też drugi koncert zespołu w Polsce. W nagrodę zapewnione miałeś M&G z zespołem, ale na nie nie poszedłeś. Chodzą słuchy, że zostało Ci cofnięte przez akcję w hotelu... D: Lepiej powiedz mi, jakie słuchy nie chodzą? *śmiech* Nic nie zostało cofnięte, co może potwierdzić agencja organizująca koncert. Wiem, że jesteś zmęczony tłumaczeniem się, ale z pewnością wiele osób chciałoby to jeszcze raz przeczytać... Co naprawdę działo się w Andelsie? D: Pisałem już o tym na stronie i nie mam zamiaru znów do tego wracać. Nie, nie rzucałem w drzwi Billa jabłkami (słyszałem też takie plotki) ani nie pukałem w drzwi zespołu w nocy, co nawet technicznie było niemożliwe, ponieważ całe ich piętro było zablokowane, w dodatku cały czas stało tam kilku ochroniarzy. Proszę Was, jeśli już coś wymyślacie, to przemyślcie plotkę tak, by chociaż trochę była realna! Wiele osób twierdzi też, że jesteś niemiły i kłótliwy. Jeśli spojrzeć na Twoją historię, można odnaleźć kilka konfliktów, np. z thpl.eu, Fanclubem, THTeam... Nie jesteś w stanie schować swojego ego do kieszeni dla wyższego dobra? D: Jeśli trzeba by było, potrafiłbym. Zawsze staram się wyrażać swoje zdanie i swoje poglądy głośno, i w sposób adekwatny do danej sytuacji. Przyznaję, że czasami przesadzałem, ale patrząc na to z perspektywy czasu, śmieszą mnie niektóre sytuacje.

Sława Cię zmieniła? D: Z pewnością tak. Każdy z nas pod wpływem różnych wydarzeń w swoim życiu się zmienia. Na pewno stałem się bardziej pewny siebie. Jednak przyznaję, że był okres, w którym uważałem się za kogoś lepszego, czego teraz żałuję. Każdy człowiek, bez względu na to, jaką pozycję zajmuje, zasługuje na równe traktowanie.

Udało Ci się poznać chłopaków osobiście? Może dzięki byciu tak rozpoznawalnym wyrobiłeś sobie jakieś inne znajomości? D: Niestety nie miałem okazji porozmawiać osobiście z zespołem. Owszem, dzięki stronie poznałem wielu wspaniałych ludzi, co za każdym razem podkreślam. Udało mi się na przykład dostać na After Show Party po VIVA Comet w Oberhausen. Jednak nawet posiadając wejściówki VIP, bardzo trudno było zbliżyć się do Tokio Hotel, ponieważ otaczało ich kilku ochroniarzy. Poza tym, jestem trochę nieśmiały… *śmiech* Na zakończenie chciałabym, żebyś podsumował swoją kilkuletnią działalność dla fanów TH... D: O to chyba trzeba by było prosić samych fanów. Myślę, że udało mi się coś, co osiągnęli tylko nieliczni założyciele polskich stron o Tokio Hotel. TokioHotelPoland.com była pierwszą oficjalną stroną o zespole w Polsce, która zjednoczyła setki fanów. W ten oto sposób, z typową dla siebie skromnością, Daniel powiedział to, co przyznać mu musi każdy. Mam nadzieję, że Wasza opinia o nim jest teraz choć trochę pozytywna, a jeśli nie – wciąż musicie pamiętać, że zrobił dla polskich fanów TH naprawdę dużo. Tekst: Just Ine Tee


THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

Wyobraź sobie, że przechadzasz się ulicą jakiegokolwiek polskiego miasta, zajęta swoimi sprawami, własnymi myślami albo zmianą piosenki w swoim odtwarzaczu MP3, co chwilę poprawiając niesforny kosmyk włosów czy spadające z nosa okulary. A tu nagle mija Cię… …Bill Kaulitz. Dla wielu z nas jest inspiracją do bycia inną osobą, radykalnych zmian w życiu, wiary w „lepsze jutro” i nie przejmowania się słowami innych. Jego stroje, makijaż czy fryzury naśladowane są głównie przez płeć piękną, w końcu to my, kobiety mamy długie włosy, genetycznie uwarunkowany talent do operowania mascarą czy eye-linerem, charakterystyczną budowę ciała i typowe dla młodszego Kaulitza delikatne rysy twarzy. Kobiecych kopii wokalisty jest na pęczki. I można by stwierdzić, że nie znajdzie się żaden odważny mężczyzna, który zainspiruje się Kaulitzem. A jednak! Nam udało się znaleźć takiego chłopaka. Okay, znaleźć to zbyt duże słowo, bo kto nie słyszał choć słowa o… … Billoshu. Michał pochodzi z małego, zaledwie trzydziestotysięcznego miasta Śrem, położonego około pięćdziesięciu kilometrów od Poznania. Fani, czy bardziej fanki, powiedzą: Rany! Wyglądasz jak Bill! Sceptycy: No, to masz chłopie przerąbane. Anty, jak powszechnie wiadomo uważają wokalistę Tokio Hotel za homoseksualistę, więc kimże innym mógłby być chłopak, którego inspiracją jest właśnie Bill? Michał jednak nie przejmuje się tym, co mówią o nim inni. Nie uważa siebie także za idealną kopię młodszego Kaulitza, podkreśla, iż Bill to tylko i wyłącznie inspiracja i świetny kreator modowych trendów. A to, że lecą na niego miliony, jeśli nie miliardy dziewczyn jest już inną sprawą. Sam Billosh uważa, że okay, zainteresowanie płci przeciwnej wzrosło, jednak nigdy nie zastosował metody podrywu „na Kaulitza”. W końcu, im więcej dziewczyn zna, tym większy ma wybór, prawda? ;) Pytanie tylko, czy dziewczyny lecą na Michała – miłego chłopaka czy na Michała – kopię Billa, z którym fajnie byłoby pokazać się na zlocie czy wśród przyjaciółek?

Ma tatuaż na przedramieniu, podobny do tego, który posiada wokalista, a także kilka piercingów. Chłopak stara się pojawiać się w strategicznych miejscach dla fanów Tokio Hotel, takich jak zloty czy koncerty i zawsze wzbudza dość duże zainteresowanie. Nie masz możliwości zrobienia sobie zdjęcia z „prawdziwym Billem” czy pojechania do muzeum figur woskowych w Berlinie? Michał chętnie pozuje do zdjęć, często przyjmując pozy charakterystyczne dla Kaulitza. Ma również olbrzymią wiedzę na temat zespołu, którą ujawnił podczas gry planszowej o Tokio Hotel ułożonej przez Ines, kiedy pojawił się na zlocie w Poznaniu, w grudniu 2010 roku. Pomagał nawet innym grupom, które miały problemy z niektórymi pytaniami. Los chciał, że był w zwycięskiej drużynie, której pionkiem był Gustav. Chętnie wspiera również działania Street Team’u, płyty na jego półkach zawsze są oryginalne, tak samo jak DVD wydawane przez zespół. Namawia do kupowania wydawnictw grupy tylko i wyłącznie w sklepach, w których sprzedaż CD i DVD liczy się do listy sprzedaży OLIS. W końcu kto by nie chciał dowiedzieć się, że TH mają u nas jakieś osiągnięcia? Tekst: Agathe


THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

Zapytaliśmy Billosha, jak to jest być polskim sobowtórem Billa, będąc chłopakiem. Nie jest to wcale takie łatwe, ale jak się okazuje, można czerpać z tego również jakieś korzyści. Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej, przeczytajcie poniższy wywiad z prawdziwym indywidualistą, który nie boi się bycia sobą. Skąd zainteresowanie Tokio Hotel? Billosh: Wszystko zaczęło się, kiedy zobaczyłem teledysk do piosenki Durch Den Monsun na niemieckiej Vivie. Pierwsze wrażenie było trudne do opisania, ponieważ pierwszy raz miałem styczność z tego typu muzyką. Oczywiście słuchałem wcześniej muzyki, która pasowała do tych klimatów, ale to było coś innego, pomieszanie gatunku pop z gatunkiem nawiązującym do klasycznych rockowych brzmień. Dzień po obejrzeniu teledysku poprosiłem koleżankę, by wyszukała jakieś informacje na temat zespołu (muzyka, zdjęcia etc.). Z każdym dniem było tego coraz więcej i więcej, aż w końcu zatrzymałem się na etapie, gdzie nie mogłem wrócić już do dawnej rzeczywistości. Ciężko było pokonać stereotyp, że każdy facet słuchający TH jest homoseksualistą? B: Szczerze to nigdy nie miałem z tym problemu, ponieważ każdy znajomy wiedział, jaką posiadam orientację i w tym przypadku Tokio Hotel nie mogło wpłynąć na to, kim się interesuję. Były też osoby spoza mojego otoczenia, które uważały mnie za geja, ale jakoś się tym nie przejmowałem i nigdy nie miałem problemu z ustaleniem swojej orientacji. Także, jeśli mi wolno powiedzieć to... nie, nie jestem ani homo, ani bi. Jestem hetero. Od kiedy „udajesz” Billa? B: Billa nigdy nie udawałem. Bill był, jest i będzie dla mnie inspiracją i natchnieniem do wyznaczania nowych trendów w ubiorze. Od zawsze posiadałem choć gram kreatywności, by wyznaczać własne poprzeczki w tym, jak wyglądam albo jak się ubieram. Zmieniłem nieco image pod wpływem pierwszego teledysku, jaki zobaczyłem, a później starałem się podążać śladami Billa, jego wymyślnych fryzur i ciekawego ubioru.

Dlaczego właśnie młodszy Kaulitz, a nie np. Georg? B: Wygląd Billa jako pierwszy przyciągnął moją uwagę i generalnie na nim się skupiłem. Już po pierwszych zmianach związanych z moim wyglądem ludzie zaczęli mi mówić, że wyglądam jak Bill z Tokio Hotel albo że go przypominam. Spotkałem się też z bardziej krytyczną publicznością i w moją stronę padały wypowiedzi typu: „To ten gej od Tokio Hotel”. Nie przeszkadzało mi to, bo wiedziałem, że im bardziej denerwuje ich mój wygląd, tym bardziej oni stają się bezradni w tym, co mówią, a ja mogę być sobą. Uważasz siebie i swój image, za wierną kopię Billa? B: Nie, nie uważam. Wychodzę z założenia, że żadna kopia nie dorówna oryginałowi i choćbym nie wiem jak się starał, to nie będę taki, jak on. Po prostu czerpie z niego inspirację i jak już mówiłem, staram się podążać jego śladami. Są ludzie, którzy mówią mi, że wyglądam, jak on i są też tacy, którzy mówią, że absolutnie nie pasuję do niego. W każdych oczach wypadam inaczej i nie przejmuję się tym, co mówią inni. Dobrze jest słyszeć teksty takie jak: „sobowtór” albo „kopia”, ale potrafię też znieść krytykę na temat mojego wyglądu. Mieszkasz w małym mieście – jak to jest? Wzbudzasz zainteresowanie czy raczej oburzenie? B: Na początku można było nazwać to zainteresowaniem moją osobą, ale po tak długim czasie człowiek się przyzwyczaja do „odmiennej” jednostki i już mniej zwraca na nią uwagę. Jak zawsze są plusy i minusy, raz się zdarzy, że będę wzbudzał podziw i uznanie, a drugi – oburzenie i niepohamowaną niechęć w stosunku do mojej osoby. Co mówisz ludziom, którzy czepiają się Ciebie, Twojego wyglądu i zainteresowań? B: Najczęściej po prostu nie zwracam na to uwagi, ale są też sytuacje, gdzie lubię używać mojego ulubionego zwrotu, czyli „patrz na siebie”. *śmiech* ppp


THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE Niekiedy jest też tak, że nie zdążę rozwinąć dialogu na mój temat, bo osoba, która się czepia, nie posiada w sobie wystarczająco dużo elokwencji, by móc z nią prowadzić jakiekolwiek rozmowy i próbuję rozwiązać to metodą, która jeszcze nigdy się nie sprawdziła. Innymi słowy, rozwiązanie siłowe. Nie jest trochę tak, że „jesteś polskim Billem” tylko dlatego, żeby wyrywać fanki? B: Nigdy nie narzekałem na brak dziewczyn wokół mnie, ale nigdy też nie traktowałem tego, jak jakąś zieloną kartę do Waszego świata. Bycie tym „polskim Billem” owszem, zwiększyło krąg dziewczyn, w którym się aktualnie znajduję, ale nigdy nie przyszło mi do głowy, bym mógł kogoś „wyrwać” metodą „na Billa”. Ja posiadam własny urok osobisty. *śmiech* Jeśli mówimy o podrywie... metoda „na Kaulitza” działa? B: Nie wiem, czy działa, bo jej nie sprawdzałem. *śmiech* Stylizacja Billa, którą najłatwiej/najciężej było Ci skopiować to... B: Najłatwiej było mi zrobić wersję Humanoid, a najcięższą i jedyną, której nie miałem, to epoka teledysku Automatic. Jakoś nie mogłem się przemóc do dreadlocków. Ulubiona stylizacja, w której Ty czułeś się najlepiej to... B: Ulubioną stylizacją, o dziwo, okazała się tzw. „lwia grzywa”. Było ciężko, ale kiedy już wychodziło, uśmiech na twarzy pojawiał się od razu. To było coś, czego nikt jeszcze nie zrobił i tym bardziej miałem powody do uśmiechu. Gdybyś mógł zaproponować Billowi jakąś zmianę w wyglądzie, byłoby to... B: Hm, jeśli chodzi o zmianę, to może mniej cienia pod oczy, ale za to więcej kosmicznych ciuchów na sobie. To jest fajne. *śmiech* Wolisz, jak mówi się do Ciebie Michał, czy Billosh? B: Michał wołają na mnie najbliżsi i osoby, które choć w małym stopniu poznałem, Billosh to określenie bardziej ze świata Tokio Hotel, ale też je lubię (kojarzy mi się z czymś oficjalnym), jednak na ogół wszyscy zwracają się do mnie LaLa. To moje takie długoletnie przezwisko, którego chętnie słucham. *śmiech* Myślisz, że kiedyś Ci to minie? Fascynacja Billem? B: Myślę, że nie minie. U mnie z reguły jest tak, że jak coś szybko przychodzi, to równie szybko ppp

odchodzi i nie ma śladu, ale tutaj jest inaczej, gdyby to miało mi minąć, to minęłoby jeszcze przed wydaniem albumu Zimmer 483. Nawiązując do fascynacji, można się wieloma rzeczami fascynować, ale w tym przypadku zobaczymy, na ile jestem wytrwały i cierpliwy, by znosić te wszystkie „Billowe przemiany”. I na koniec: wymarzony ciuch/sprzęt Billa, który chciałbyś mieć to... B: Jeśli mógłbym mu zajrzeć do szafy i wziąć jeden ciuch, to byłaby to jedna z kurtek z Humanoid City Tour. A jeśli chodzi o sprzęt, to chciałbym mieć jego... mikrofon. *śmiech*

Jak widzicie, Billosh nie jest zwykłą kopią Billa. Jest zupełnie odmiennym człowiekiem, dla którego wokalista Tokio Hotel jest swego rodzaju wzorem. Jeśli kiedykolwiek wpadłoby Wam do głowy, by stać się „klonem”, pamiętajcie, że nigdy nie uda Wam się być dokładnie identycznymi sobowtórami. Nie musicie nimi być. Nawet lepiej, kiedy upodabniając się do kogoś innego, zachowujecie jednak swoją odmienność. I Michał jest znakomitym tego przykładem.

Tekst: Agathe


THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

Zastanawialiście się kiedyś, jak wygląda życie zwykłego chłopaka, który na pierwszy rzut oka nawet nie wygląda na fana Tokio Hotel? Pewnie niewiele różni się od Waszego. Wczesne wstawanie do szkoły przez pięć dni w tygodniu. W weekend czas na relaks i rozwijanie zainteresowań.

Po szkole bardziej wkracza w fanowskie życie: surfuje po internecie w poszukiwaniu nowych informacji... Fakty, plotki, najświeższe zdjęcia... Najbardziej ciekawią go jednak wywiady, ze względu na sposób, w jaki udzielają go chłopcy – zawsze z odrobiną humoru, czasem pełne chwytających za serce słów.

Grzesiek może nie wydawać się nikim specjalnym. Jak większość mieszkańców Kielc, które są jego rodzinnym miastem, codziennie przemierza wciąż te same ulice, odwiedza doskonale znane już sobie miejsca, ciągle widzi te same twarze... Jednak jest pewna rzecz, która wyróżnia go na tle innych mieszkańców miasta... W odtwarzaczu, którego właśnie używa, leci piosenka, której większość nie chciałaby słuchać. Nagrana przez zespół, który nie ma wśród Kielczan dobrej opinii... Grzesiek jest fanem Tokio Hotel i, tak, jest chłopakiem.

Chociaż aktualnie wybiera najczęściej piosenki z płyty Zimmer 483, pomagał i wciąż pomaga przy promocji także najnowszych krążków: Humanoid i Best Of. Stara się wspierać innych fanów w ich działaniach.

Dla nas chłopak-fan powoli przestaje być czymś wyjątkowych. Może nie jest ich wcale coraz więcej, ale po prostu udało nam się już do nich przywyknąć. Bycie fanem (dosłownie FANEM) budzi jednak wciąż wiele kontrowersji wśród otaczających nas Polaków, którzy grupę samą w sobie traktują jako coś dziwnego. Grzesiek kończy w tym roku gimnazjum, stara się więc nie zaniedbywać szkoły. Mimo wszystko w jego życiu jest też czas na to, by spotykać się z innymi fanami, powiększać swoją wiedzę na temat ulubionej kapeli i świetnie bawić się na koncertach. Lubi książki i muzykę. Mimo iż sam jej nie tworzy, to właśnie ona rozpoczyna jego standardowy dzień... Towarzyszy mu, kiedy rano się przygotowuje oraz podczas drogi do szkoły. Sam jednak za każdym razem wyraźnie podkreśla: „Nie słucham tylko TH, lubię różne gatunki!”.

W weekendy spotyka się ze swoją przyjaciółką Kasią, którą poznaliście w piątym wydaniu 483 News. Spędzają wtedy czas na rozmowach o Tokio czy segregowaniu albumów ze zdjęciami lub plakatami kapeli. Ostatnio wpadli na pomysł prowadzenia audycji dla fanów Tokio Hotel. Podczas ich trwania każdy może usłyszeć swoją ulubioną piosenkę grupy. Często Grzesiek i Kasia rozmawiają ze swoimi słuchaczami na różne tematy. To pozwala im na bliższy kontakt z fanami z całej Polski. Inni fani są dla chłopaka naprawdę bardzo ważni. Są przecież świetnymi znajomymi, z którymi można doskonale się bawić! Właśnie z tego powodu chciał razem z Kasią założyć Oficjalne Polskie Radio Fanów Tokio Hotel. Jak na razie niestety pomysł nie może znaleźć swojej realizacji, a fani, którzy o nim wiedzieli, muszą zadowolić się audycjami w znanej im już formie. Być może to wszystko nie brzmi zbyt wyjątkowo. Zwykłe życie zwykłego chłopaka, który natknął się kiedyś na jakiś zespół i trwa przy nim do dziś. Mimo wszystko, Grzesiek z pewnością jest szczęśliwy i potrafi z niego czerpać całymi garściami. Nie przedłużając już więcej, pozostaje nam jedynie życzyć powodzenia, bo idea tworzenia jest naprawdę niczego sobie! Was wszystkich zapraszamy do przeczytania wywiadu, w którym poruszyliśmy między innymi sprawę „gwiazd internetu” czy męskości fanów Tokio Hotel. Dziewczyny, nie miałyście okazji poznać żadnego chłopaka-fana? W takim razie właśnie teraz możecie dowiedzieć się, jak wygląda fanostwo, kiedy jest się chłopakiem!

Kanał z audycjami Kasi i Grześka: http://pinotv.pl/kanal/tokio-hotel-polish-radio

Tekst: Just Ine Tee


THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

Nie da się ukryć, że fani Tokio Hotel to głównie dziewczyny. Jeśli już pojawi się jakiś chłopak, to z pewnością jest z nim coś nie tak, prawda? Nieprawda! Można być fanem TH bez ciemnego makijażu czy internetowej sławy. I wcale nie wygląda to strasznie! O tokiohotelowej codzienności widzianej okiem zwykłego chłopaka, specjalnie dla Was, opowie dziś Grzesiek. Skąd w chłopaku zainteresowanie zespołem dla „rozhisteryzowanych nastolatek”? Grzesiek: Szczerze mówiąc, to nie wiem. Przyszło chyba w 2005 roku, kiedy wszyscy mieli fazę na TH. Poznałem ich, spodobali mi się i tak to trwa po dziś dzień. Jaki był Twój początkowy stosunek do nich? G: Od razu ich polubiłem. Zawsze byłem do nich pozytywnie nastawiony, ale mój stosunek do nich teraz się zmienił na trochę gorszy. Głównie z powodu ich zachowania... Co się w nich zmieniło? G: Moim zdaniem w czasach Schrei i Zimmer 483, czyli tak do 2007 roku chyba bardziej zależało im na tworzeniu dobrej muzyki i fanach. Teraz stali się gwiazdami, osiągnęli to, co w show-biznesie najważniejsze – ogromną sławę – i zdaje mi się, że aktualnie tworzą muzykę, nie dlatego, że jest ona ich pasją, a po prostu dlatego, że muszą. Co cenisz w nich teraz najbardziej? G: Myślę, że tym, co można w nich cenić jest poczucie humoru. Wszyscy potrafią się śmiać i robić sobie nawzajem różne żarty. Mają niesamowity dystans do siebie. Imponują mi także swoją wewnętrzną determinacją i konsekwencją. Wiele dziewczyn mówi, że kocha któregoś z członków zespołu lub ich ogólnie. Jak to jest z uczuciami u chłopaka? Co Ty do nich czujesz? G: Nie kocham żadnego z nich. Po prostu ich lubię, bo tworzą fajną muzykę. To w zasadzie wszystko. W takim razie, dlaczego dziewczyny darzą ich czasem aż tak ogromnym uczuciem, jakim jest, oczywiście tylko w ich mniemaniu, miłość? G: Dziewczyny chyba są wrażliwsze i bardziej uczuciowe, ich serca są miększe. Szybciej się zakochują i mocniej to przeżywają. Jak inni ludzie, np. w szkole czy Twoim mieście, odbierają Twoją fascynację takim zespołem? Może ukrywasz się przed nimi ze swoim fanostwem? G: Zawsze otwarcie mówię o tym, że jestem fanem. Nie wstydzę się swojej ulubionej muzyki. ppp

W szkole prawie wszyscy wiedzą, że słucham Tokio Hotel i, muszę przyznać, spotykałem się z różnymi reakcjami. Niektórym się to nie podoba, w kółko powtarzają to samo pytanie: „Czego ty słuchasz?!”. Inni podchodzą do tego na luzie, przyznając jedynie, że to nie ich styl muzyki. Takie podejście doskonale rozumiem, przecież ja sam nie słucham tylko i wyłącznie Tokio. Byłeś kiedyś obrażany przez bycie ich fanem? Uważany za geja itp.? G: Nie, chyba nie... A przynajmniej tego nie pamiętam. *śmiech* Może dzięki Tokio Hotel masz więcej przyjaciółek niż przyjaciół? G: Zdecydowanie! Prawie połowa moich znajomych to fani (w większości dziewczyny), których poznałem na koncertach lub zlotach i ostatnio na FP w Łodzi. Biorąc pod uwagę stosunek obecności na takich imprezach chłopaków do liczby dziewczyn, które się tam pojawiają – muszę mieć więcej koleżanek niż kolegów. *śmiech* Uważasz, że masz więcej tzw. kobiecych cech niż inni faceci? Jesteś bardziej wrażliwy, masz większe pojęcie o modzie? G: Możliwe, ale nie dam sobie głowy uciąć. W zasadzie sam nawet za bardzo tego nie zauważyłem. Bycie fanem czwórki z Magdeburga pomaga w kontaktach z dziewczynami? G: Pomaga, jeżeli chodzi o tematy do rozmów. Jak mówiłem, mam wiele znajomych fanek, ale jeśli chodzi o samo nawiązywanie nowych znajomości, to raczej nie. Nie wyglądasz jak stereotypowy fan Tokio Hotel... G: No, nie wyglądam. Nie lubię stylu „emo girl”, a tym bardziej „emo boy”, więc nie mogę wyglądać jak stereotypowy fan Tokio Hotel, czyli właśnie „emo”. *śmiech* Moim zdaniem przez taki ubiór fanów ludzie i prasa sądzą, że TH to zespół „emo”, który gra muzykę dla piszczących małolat, co jak sami dobrze wiemy, z całą pewnością nie jest prawdą, bo ani TH nie jest „emo”, ani fani nie są tylko i wyłącznie małymi dziewczynkami... Może tylko czasem piszczą. *śmiech* Jak odnosisz się do tego rodzaju stereotypów i ogólnie utartych przekonań odnośnie zespołu, fanów? G: Jak wynika z powyższej wypowiedzi, strasznie mnie to irytuje. Nie rozumiem też, dlaczego fani i fanki mają taki styl, przecież Bill nie nosi ciuchów „emo” tylko oryginalne i drogie (nawet bardzo!) ubrania. Żadnych czaszek, ani podcinania żył. Jeżeli nie byłbym fanem i zobaczyłbym grupę ludzi ubranych jak „emo” w koszulkach z TH, pomyślałbym sobie chyba, że to dzieciaki słuchające, a raczej udające, że słuchają, Marilyna Mansona.


THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE Myślisz, że uda nam się kiedyś zmienić myślenie ludzi na ten temat? G: Myślę, że byłoby to bardzo ciężkie, wręcz niemożliwe. Ludzie zdążyli już sobie wyrobić zdanie na temat fanów i zespołu, niekoniecznie sprawiedliwe i poparte mocnymi argumentami. Czy działania propagandowe, takie jak np. rozwieszanie ulotek, stawianie płyt w widocznym miejscu, mają tu sens? Co moglibyśmy jeszcze zrobić? G: Takie działania są, według mnie, pozytywne. Pokazują, że chłopaki nadal są na topie i mają świetnych fanów, którzy potrafią się dla nich poświęcać i robić wspaniałe rzeczy. Angażujesz się jakoś w życie fanowskie? G: Jeżdżę i nawet sam organizuję zloty, przeglądam strony o TH... Staram się być na bieżąco. Kiedy pojawia się jakaś fajna akcja fanowska, zawsze chętnie biorę w niej udział, czasem pomagam organizatorom, np. w rozpowszechnianiu jej wśród innych fanów.

Sam prowadzisz czasami z Kasią programy na żywo przez portal PinoTV.pl, które często są poświęcone kapeli. Skąd wziął się pomysł na prowadzenie takich audycji? G: Wpadliśmy na to przez kolegę Kasi, który też miał swój kanał i robił tego typu rzeczy. Kasia postanowiła stworzyć kanał o nazwie Polish Tokio Hotel Radio, na którym będą leciały piosenki TH i przy którym fani z Polski będą mogli spędzać miło czas. Czasami występuję razem z nią gościnnie. Planujecie zrobić coś więcej? Jakieś konkursy, audycje tematyczne poświęcone np. jednej płycie, interpretacji piosenki itd.? G: Planowaliśmy stworzyć pierwsze polskie oficjalnie radio dla fanów TH, ale nie doszło to do skutku. Na razie zrobiliśmy przerwę, jednak prowadzimy je w wolnym czasie. Przed każdą audycją dajemy info na naszych Facebookach lub po prostu przesyłamy innym fanom i wszystko rozchodzi się pocztą pantoflową...

Na pewno znasz zjawisko „gwiazd internetu”. Często są nimi fani Tokio Hotel, także płci męskiej. Dlaczego to właśnie zwolennicy czwórki Niemców stają się „sławni”? G: Wydaję mi się, że wzbudzają kontrowersje samym słuchaniem TH. Wyraźnie też im się to podoba. Ludzie podłapują ich pomysły, dają się sprowokować i zaczynają ich oglądać. Nie zawsze wiąże się to z samymi przyjemnościami, przecież często w stronę fanów lecą również wyzwiska, ale chyba za bardzo ich to nie obchodzi. W końcu są fanami jednego z najbardziej kontrowersyjnych zespołów ostatnich lat. Co w ogóle sądzisz o takim „gwiazdowaniu”? G: Dla mnie jest to kompletnie beznadziejne. Ludzie oglądają takie filmy i myślą sobie: „Co to za debil? A na dodatek słucha tego głupiego zespołu...”. W ten sposób wyrabiają sobie opinię, która jest krzywdząca dla reszty. W końcu nie każdy fan na siłę próbuje zaistnieć w sieci, prawda?

Można znaleźć Cię gdzieś jeszcze? G: Cenię sobie swoją prywatność, więc nie podaję żadnych adresów osobom, których nie znam. Wszystkie moje konta na portalach społecznościowych zarezerwowane są wyłącznie dla moich znajomych, a blogów czy stron nie posiadam, więc w zasadzie spotkać mnie można tylko podczas audycji... Ostatecznie na forach fanowskich. Kilka słów na koniec od zwykłego fana do zwykłych fanów? G: Wszyscy fani! Trzymajcie się razem! Mamy nadzieję, iż udało nam się Was przekonać, że faceci i kobiety wcale nie pochodzą z dwóch odmiennych planet, a nawet potrafią być do siebie niezwykle podobni! W końcu każdy fan, niezależnie od płci, wieku czy pochodzenia, jest członkiem wielkiej tokiohotelowej rodziny, z którą dobrze wychodzi się nie tylko na zdjęciach... ;) Tekst: Just Ine Tee


THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

Lil to w świecie fanów Tokio Hotel osobowość wyjątkowa. Ma 23 lata i studiuje w Lublinie. Fascynują ją różne kultury (rosyjska, skandynawska, azjatycka). Zajmuje się klimatami miejskimi i industrialnymi (opuszczone budynki, fabryki), a także kinem światowym. Jakby tego było mało, jako jedna z nielicznych dziewczyn uprawia Street Art, czyli sztukę uliczną. W jej graffiti możemy znaleźć wiele inspiracji Tokio Hotel, a nawet nawiązań do zespołu. Postanowiła podzielić się z nami swoją pasją i lekko wprowadzić nas w jej tajniki.

Tekst: Unlike Zdjęcia: Lil *fragment piosenki TH „Darkside of the Sun”


THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

Dlaczego właściwie taka forma? Jest wiele możliwości, aby sprawdzić się plastycznie: rysunek, akwarela, kolarze... Skąd pomysł właśnie na graffiti? Tak, ale rysunek można schować do szuflady, co najwyżej umieścić w internecie, a ja akurat nie jestem pasjonatką „net artu”, wolę sztukę w formie rzeczywistej, taką którą można zobaczyć „na żywo” czy dotknąć. Poza tym w tworzeniu graffiti (choć ten termin też nie do końca tu pasuje, ja swoje prace nazwałabym bym raczej muralami) chodzi nie tylko o sam efekt końcowy, ale też o cały proces tworzenia. Od projektowania, kupowania farb, sprayów, po wykonanie, które nieraz trzeba rozłożyć nawet na kilka dni. A takie tworzenie to też świetna forma spędzania czasu np. ze znajomymi, przy piwku, malować sobie.

Kiedy myślę „graffiti” mam przed oczami przede wszystkim facetów. Skąd w tym towarzystwie kobieta? Znasz wiele dziewczyn malujących na ścianach i murach? To prawda, jest to zdecydowanie męskie towarzystwo. Nie wiem, czy na całym świecie można by znaleźć choćby 5% dziewczyn wśród tzw. writerów, czyli osób malujących. Na świecie bywa różnie, np. w USA, które jest kolebką graffiti, jest wiele znanych writerek. Natomiast w Polsce wciąż jest jeszcze bardzo mało malujących dziewczyn. Po części może to wynika z tego, że panuje taki „chuligański” stereotyp osób malujących, czyli banda kolesi z portkami z krokiem w kolanach, którzy mażą bezmyślnie po świeżych elewacjach budynków, „HWDP” i te sprawy... A to akurat jest zwykły wandalizm, który nie ma nic wspólnego ze sztuką. Osobiście nie rozmawiałam z żadną dziewczyną malującą, aczkolwiek z widzenia „znam” 2, jedna maluje naprawdę niesamowicie.


THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

Widzimy też prace związane z Tokio Hotel. Kiedy zespół pojawił się w Twoim życiu i jak to się stało, że w ogóle w nim zaistniał? Historia z Tokio Hotel to bardzo długa historia... :-) Ja akurat należę raczej do tych starszych fanów, także ominęły mnie czasy „szału na TH” np. w gimnazjum. Natrafiłam na nich zupełnie przypadkiem: słucham eksperymentalnie wielu wykonawców z całego świata, wtedy akurat znalazłam TH, a było to zanim jeszcze stali się u nas tak bardzo popularni. Lubię język niemiecki w muzyce, więc na chybił trafił wyszukałam czegoś do posłuchania i byli to akurat oni. I tak ich polubiłam, że zostało mi to do dziś. Moi znajomi zawsze śmiali się ze mnie, że słucham takiego zespołu, ale szczerze mówiąc, takie opinie mam w głębokim poważaniu. ;) Jeśli coś mi się podoba, to będę tego słuchać, niezależnie od tego, czy jest to np. rosyjski pop, koreański rap czy właśnie TH.

Masz wiele zainteresowań, nie ograniczasz się, jesteś otwarta na propozycje i widać to w Twoich pracach. Ale skąd inspiracje czerpane z Tokio Hotel? Dlaczego właśnie ten kierunek i pomysł? Do jednej z prac dodałam fragment tekstu piosenki Darkside of the Sun, bo te słowa mi pasowały do ogólnego zamysłu grafiki, górnolotnie można by nawet rzec, że do jej przesłania. Gdy wpadłam na pomysł pracy z motywem chłopaków z TH, byłam akurat na etapie intensywnego słuchania albumu Humanoid, więc po prostu temat nasunął się sam. Generalnie muzyka jest bardzo inspirująca do malowania, chyba nawet najbardziej spośród wszystkich innych form, przynajmniej dla mnie.


THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE Twoje graffiti na ogół są dość kolorowe i starannie dopracowane. Sam proces ich tworzenia jest więc zapewne długi i żmudny... Jak dokładnie on u Ciebie przebiega? Zaczyna się od samego pomysłu, co ma być na pracy: czy postacie, czy inne dodatki. W przypadku np. pracy przedstawiającej Toma i Billa zaczęłam od znalezienia pasujących mi zdjęć. Później była obróbka komputerowa tak, aby przetworzyć te zdjęcia na czerń i biel, rysunek typu vexel. Potem wydruk, przeniesienie tego na folię i bardzo żmudna praca wycięcia szablonów, a że były to postacie naturalnej wielkości, to trochę to zajęło. I na końcu sam proces naniesienia tego na ścianę.

A więc cieszy Cię cały ten czas spędzony nad zamysłem i zaplanowaniem, a następnie wcieleniem swojej wizji w życie? Sam proces tworzenia jest dla mnie frajdą i nie mam nic przeciwko, gdy trwa długo. Podkreślę raz jeszcze, że ja nie tworzę takiego stricte graffiti, tylko raczej murale, czyli duże malowidła naścienne wykonane przeróżnymi technikami. Mnóstwo pracy miałam z twarzą Billa na niemalże całą ścianę. Tam proces malowania trwał o wiele dłużej niż samo opracowanie projektu.


THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

Gdybyś miała zachęcić w jakiś sposób fanów TH do aktywnego działania i sprawdzania się w innych ciekawych dziedzinach jak właśnie graffiti, jakich słów byś użyła? Na pewno od razu zanegowałabym powszechny typ wypowiedzi: „ja nie namaluję, bo nie mam talentu”. Prawda jest taka, że dopóki się nie spróbuje, to się nie wie. I nie dotyczy to tylko Street Artu, ale ogólnie wszystkich dziedzin sztuki jako takiej. Nie chodzi o to, aby od razu stworzyć dzieło na miarę Mona Lisy. Istotą jest sama zabawa i przyjemność przy tworzeniu. Najbardziej nie lubię idiotycznego pytania, które często słyszę w kwestii swoich prac, a jest to: „Chciało ci się?”. Tak, oczywiście, że mi się chciało. Sprawia mi to przyjemność, interesuje mnie to, więc chciało mi się. I myślę, że to jest właśnie najważniejsze, aby chciało nam się coś tworzyć. Bo gdyby wszyscy byli biernymi odbiorcami sztuki, to już dawno nie mieliby co oglądać/słuchać/itd. Więc może na koniec, aby zachęcić naszych Czytelników, pozwólmy im uruchomić wyobraźnię, ale wcześniej, aby nieco im to ułatwić, może Ty sama opowiesz nam, jak wyglądałaby zaprojektowana przez Ciebie okładka ich płyty Best of, gdyby to właśnie Ciebie poprosili o graffiti do niej? To rewelacyjny pomysł. Chętnie bym coś takiego wykonała, nawet dla samej zabawy. Myślę, że zdecydowałabym się na pewno na taki typowo „uliczny” charakter. W tle pomazana ściana, jakieś śmieci na chodniku, taki typowy miejski obrazek. Wybrałabym prostą formę, najlepiej prosty szablon w czerni i bieli, albo właśnie przeciwnie, wielopoziomowy szablon z całą gamą kolorów, skomplikowany i bardzo dokładny. Zależy, co bardziej przypadłoby do gustu samym zainteresowanym.


THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

Pierwszy klip z płyty Humanoid. Równie mocno wyczekiwany jak sama płyta. Pierwsze sekundy... widzimy pustynny krajobraz, pustą szosą, po której jadą tylko cztery samochody. Za kierownicą, oczywiście, chłopcy z Tokio Hotel. Dzisiaj role się odwrócą i postacie pierwszoplanowe zejdą na drugi plan, a na przód damy to, co do tej pory było tylko dodatkiem. Porozmawiajmy trochę o motoryzacji. Nie powiem, kiedy dowiedziałam się, że mam napisać artykuł o samochodach, trochę się przestraszyłam. Jeśli chodzi o motoryzację, jestem laikiem. Dzięki znaczkowi na masce potrafię odróżnić Mercedesa od Audi i wiem jak wygląda Matiz (trudno nie wiedzieć, jak się takowym jeździ). Ale na starych autach się w ogóle nie znam. Co dopiero znać ich marki. Ha! Jednak od czego jest Wujek Google oraz Yahoo! Answers? Nie będę się tu posiłkować tylko na jednym poście. Bądźmy profesjonalistami. Poszperałam trochę w internecie. Informacje, które tam uzyskałam w połączeniu z moimi własnymi obserwacjami (porównywanie zdjęć aut z Google i screen’ów klipu) dały takie oto wyniki: Ford Mustang Fastback Kierowca: Bill Rocznik: 1965 Kolor: Szary Samochód miał być kierowany głównie dla ludzi młodych, więc było potrzebne coś, co symbolizuje wolność i nieskrępowanie, a jednocześnie siłę. Symbolem takim stał się Mustang - dziki koń z prerii Ameryki Północnej. Jednocześnie powstało charakterystyczne logo - galopujący koń na tle czerwonych, białych i niebieskich pasków symbolizujących Stany Zjednoczone i amerykańskie korzenie. Ford Mustang do produkcji został wprowadzony w kwietniu 1964 roku. Samochód zbudowano na bazie modelu Falcon. Pierwsza wersja Mustanga miała praktycznie takie same wymiary jak Falcon. W roku 1965 nastąpiły niewielkie zmiany zewnętrzne, jak np. gamy kolorów karoserii i wnętrza oraz kilka konstrukcyjnych, jak wprowadzenie nowych silników. W roku 1965 pojawił się też pakiet Grand Tourer (w skrócie GT – samochód przystosowany do jazdy na długich dystansach), oferujący usztywnione zawieszenie, czterostopniową skrzynię biegów, mocniejszy silnik oraz zmiany w wyglądzie zewnętrznym nadające autu bardziej sportowy charakter. 1965 był to też rok pojawienia się pierwszego Mustanga przerobionego w firmie Shelby - dostosowanego do potrzeb wyścigów, Shelby GT-350, który miał bardziej sportowy charakter niż zwykły Mustang. Standardowym wyposażeniem w tym modelu były też: regulowane fotele kierowcy i pasażerów, radio AM, zdalnie sterowane lusterka, osłona przeciwsłoneczna i siedzenia w kształcie kanap.


THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE Ford Mustang jest samochodem znanym na całym świecie. Pojawiał się w bardzo wielu filmach, teledyskach i grach komputerowych. Chyba najbardziej znanymi filmami z Mustangiem są: „Bullitt” z 1968 roku oraz „Eleanor”. 67 Mustang Shelby GT500 stworzony dla potrzeb filmu „Gone in 60 seconds” („60 sekund”). Warto wspomnieć, że Ford Mustang z 1971 roku był samochodem Jamesa Bonda w filmie „Diamenty są wieczne”. Nowy Mustang jest znany m.in. z gry komputerowej „Need For Speed: Underground 2”. Poza „Automatic” przedstawiciel Mustanga wystąpił również w klipie „Stan” Eminema.

Pontiac GTO Kierowca: Gustav Rocznik: 1969 Kolor: Pomarańczowy z czarnymi pasami Pontiac GTO był produkowany zaledwie przez 10 lat, ale w tym czasie dorobił się przydomków: The Great One (ang. Wielki) i The Legend (ang. Legenda). Pojawił się na drogach w 1963 roku i szybko zdobył sobie wielu zwolenników. Założenie było proste - jak największy silnik, w jak najlżejszym nadwoziu. W modelu z roku 1969 usunięto uchylane szyby, lekko zmodyfikowano grill (potoczna nazwa osłony chłodnicy) w aucie oraz tylne światła, przesunięto stacyjkę z deski rozdzielczej na kolumnę kierownicy, kolor tarcz zegarów zmieniono ze stalowoniebieskiego na szary. Dodatkowo kierunkowskazy na tylnych błotnikach zostały zmienione z czerwonych w kształcie "V", przypominającego logo Pontiaca, na wzorowane na szerokim logo GTO. Ważnym wydarzeniem, które miało miejsce także w roku 1969, było wdrożenie do sprzedaży nowego wariantu GTO, nazwanego The Judge. Został zbudowany z myślą o maksymalnych osiągach i sportowym wyglądzie. Takim The Judge jeździł główny bohater filmu „Sex drive”. Nota bene ten samochód również był pomarańczowy.


THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE (Prawdopodobnie) Chevrolet “Chevy” Nova SS Kierowca: Tom Rocznik: 1969/1970 Kolor: Czarno-czerwony Napisałam „prawdopodobnie” bo, o ile znalazłam roczniki i dokładne nazwy samochodów Billa i Gustava, o tyle z Tomem miałam problemy. Jednak załóżmy, że mam rację, że to Nova Super Sport. Samochód ten był ulepszoną wersją Chavroleta Novy z 1968r., w którego wyposażeniu znajdowały się, m.in. wspomaganie hamulców i układu kierowniczego, klimatyzacja, tylne pasy barkowe i zagłówki. Przed 1969 rokiem samochód z serii Nova miał na pokrywie bagażnika napis „Chevy II by Chevrolet”, który po ’69 został zmieniony na „Nova by Chevrolet”, a znaczek „Chevy II” powyżej osłony chłodnicy został zastąpiony emblematem „bowtie” (ang. muszka). Swego czasu chodziła pewna plotka rozpowszechniana przez media na temat Chevroleta Novy. Miała być wytłumaczeniem, dlaczego samochód słabo sprzedawał się na rynkach hiszpańskojęzycznych. „No va” w dosłownym tłumaczeniu na język angielski znaczy „no go” (ang. nie jedź), jak również „it doesn’t go” (ang. nie pojedzie). Mit ten został jednak obalony.


THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

Chevrolet “Chevy” Camaro Kierowca: Georg Rocznik: 1970 Kolor: Niebieski Chevrolet Camaro został wprowadzony na rynek 29 września 1966 roku. Gdy początkowo uważano, że słowo „Camaro” nie posiada żadnego znaczenia, specjaliści od General Motors odnaleźli to słowo w słowniku języka francuskiego, używane w slangu znaczy ono „przyjaciel” lub „kompan”. Prasa motoryzacyjna zapytała przedstawiciela Chevroleta: „Czym jest Camaro?”, na co otrzymała odpowiedź: „To małe, złośliwe zwierzę, które zjada Mustangi”. Model, którym jeździ Georg wprowadzono w 1970 roku. Od aut tego typu z poprzedniej generacji różnił się głównie wyglądem. Były one dłuższe, niższe i szersze, a przez to również cięższe. Budowanie tego typu auta w stylu cabrio było niemożliwe. Ze względu na popularność oraz długi czas produkcji, Camaro używany był w wielu filmach, pokazach i występach. Był również tematem kilku piosenek. Wśród nich są: utwór „Wishlist” grupy Pearl Jam, w którym występują słowa „I wish I was the full moon shining off a Camaros hood” (ang. chciałbym być księżycem w pełni świecącym z maski Camaro), a piosenka „Camaro” znajduje się na trzeciej płycie Kings of Leon „Because of the Times”. Różne generacje Camaro występują w grach komputerowych, takich jak: „Need for Speed”, „Sega GT 2002” czy „Test Drive Unlimited”. Jeśli się nie mylę to każde auto ma typ nadwozia coupe. Samochód ma bardziej opływowy kształt i posiada dwoje drzwi. Często, ze względu na nisko opadającą ku tyłowi linię dachu, w środku jest mało miejsca, zwłaszcza dla pasażerów tylnej kanapy, jeśli takowa w ogóle jest w samochodzie. Mam nadzieję, że udało mi się Was, w przynajmniej minimalnym stopniu, zaciekawić historią tych aut. Starałam się, żeby nie były to tylko puste hasła nic nie mówiące laikowi (dlatego nie znaleźliście tu pojemności baku, mocy silnika czy rozstawu osi). Cóż można dodać na koniec? Chyba tylko to, że nasi panowie są typowymi facetami zakochanymi w autach. Chociaż biorąc pod uwagę wypowiedź dla buzzworthy.. Pytanie: Jak zdecydowaliście, kto pojedzie, którym samochodem? Bill: Mieliśmy coś w stylu gry, żeby było fair. Kto pierwszy powie: „Ja to zrobię!”. Ja wybierałem pierwszy. Nie wiem... Który wybrałem samochód? Gustav: Mustang. Ten szary. Bill: Na początku miałem mieć ten czerwony. Tom: Żółty. Gustav: Pomarańczowy. Z czarnymi pasami. To był Pontiac.

Bill pewnie nawet nie zdawał sobie sprawy, że jeździ wręcz kultowym amerykańskim samochodem osobowym. Jednak Gustav chyba był tego świadomy. Za to Tom zdaje się mieć problemy z rozpoznawaniem kolorów. Ech, faceci... Tekst: Mania Źródła: wikipedia.org, publikuj.org, moto-portal.pl, motofakty.pl, buzzworthy.mtv.com Zdjęcia: cars-on-line.com, google.com


THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

Jeden facet kontra… miliony dziewczyn, tysiące chłopaków i czwórka muzyków z Magdeburga. Bywa trudno, ale wszystko kończy się jak w bajce… szczęśliwie. Jestem jedynym chłopakiem, który działa w załodze polskiego fanklubu. Czy jest to dla mnie jakiś problem? Absolutnie nie, od lat w moim życiu jest wiele dziewczyn, które darzę niezwykłym uczuciem, jakim jest… przyjaźń [uprzedzając wszelkie pytania, nie jestem gejem]. Część z nich widuję tylko kilka razy w roku, a szkoda, bo są mega, super, extra… BEST OF. Są dla mnie chwilą oddechu od codziennej rzeczywistości. Zawsze można się z nimi dobrze zabawić, odstresować i powzruszać. Reszta towarzyszy mi codziennie, jedne potrafią dobrze wysłuchać i poradzić, inne zaś świetnie sprawdzają się jako kumpele na zakupy lub do gadki. Lecz każda z nich to zupełnie inna osobowość, doświadczenia i marzenia, dzięki czemu zawsze znajdujemy ciekawy temat do rozmowy. Co innego jest z facetami, bo przez Tokio Hotel i mój styl bycia bardzo odstaję od standardowego obrazu chłopaka. Ilu facetów lubi zakupy? Wpada czasem do kosmetyczki? Lub plotkuje z dziewczynami? Stąd pewnie wzięło się moja ksywka „Alien” [którą swoją drogą bardzo lubię]. Kiedyś miałem niemałe kłopoty związane z nienawiścią innych do Tokio. Obelgi, przezwiska i ogólna niechęć były codziennością. Obecnie jednak nie czuję jakiegoś szczególnego odrzucenia przez chłopaków, bo często razem się bawimy i jesteśmy bardzo zgrani, a w klasowej hierarchii ciężko wypracowałem sobie dobre miejsce, dzięki czemu wszyscy mają do mnie duży respekt. Szanują to, że jestem tym, kim jestem i nie boję się tego. W gronie fanów Tokio Hotel nie mam zbyt wielu znajomych i raczej nie utrzymujemy kontaktów. Dlaczego? Nie mam pojęcia, zapewne, dlatego że dziewczyny tak wypełniły mój kalendarz, że trudno jest mi wcisnąć kogokolwiek więcej. Jednak podczas koncertu w Łodzi przeżyłem wielkie zaskoczenie, ponieważ na każdym kroku spotykałem jakiegoś chłopaka, ich liczba przekroczyła moje wszelkie oczekiwania. Jedni zapadli mi w pamięć jako bardzo uroczy i mili ludzie. Drudzy, udając Billa, byli dość tandetni [bez obrazy]. Ale jak wszyscy wiemy Bidon jest tylko jeden.

Zatrzymajmy się na tym panie. Przyznaje się bez bicia, że gdy pierwszy raz zobaczyłem teledysk do „Durch Den Monsun” uznałem Billa za dziewczynę [z resztą nie jego jednego], oczywiście można sobie wyobrazić moją minę, gdy przeczytałem w Bravo słynną sentencję „czwórka chłopców z Magdeburga” [heloł? gdzie ci chłopcy?]. Przez te ponad 5 lat młodszy bliźniak wypracował sobie w moim sercu specjalne miejsce. Mimo, że spotkaliśmy się tylko raz i dzieliło nas w najlepszym przypadku zaledwie 5 metrów, to jest dla mnie jak najbliższy przyjaciel, wiele osób dostrzega w nas wiele wspólnych cech. Oboje jesteśmy perfekcjonistami, zakupoholikami, egoistami, wegetarianami, poza tym kochamy zwierzęta, prawie tak samo jak sen i można tak wymieniać w nieskończoność. Bez niego moje życie zapewne byłoby nudne oraz mniej kolorowe i zwariowane. Podobnie jest z Tokio Hotel. Nie mam pojęcia, jak wyglądałoby moje życie, gdyby nie ich debiut w 2005 roku i raczej nie chciałbym tego poznać. Wielka miłość zrodziła się dopiero pół roku później, gdy wszyscy odpływali przy dźwiękach „Rette Mich”. Prawdą jest, że w większości nie rozumiałem wtedy tekstów piosenek, ponieważ od dziecka studiowałem język angielski, nie niemiecki [dlatego w moich słuchawkach częściej można usłyszeć angielskie wersje utworów, chociaż do niemieckich mam większy sentyment]. Twórczość TH idealnie odzwierciedla moje poglądy oraz marzenia. Na pewno zawdzięczam im wiele nowych, wielkich przyjaźni, mnóstwo przyjemnych chwil, tysiące wzruszeń i uśmiechów, bólu i radości, setki refleksyjnych wieczorów i energicznych poranków. Bez Tokio Hotel nie odkryłbym w sobie talentu do tworzenia filmów, w końcu to ja reżyseruję Tokio Hotel TV Poland, stworzyłem film rocznicowy na 5-lecie DDM oraz DVD, które trafiło do Tokio Hotel podczas ich wizyty w Łodzi. Co więcej, zacząłem prace nad własnym dokumentem dotyczącym niesamowitego fenomenu, jakim jest nasz ukochany zespół. Gdyby nie słynna czwórka z Magdeburga, zapewne ta gazeta nie wyglądałaby tak jak teraz, a na pewno nie znaleźlibyście w niej tego artykułu. Nie pozostaje mi nic innego, jak zakończyć to jednym ważnym słowem… DANKE! Tekst: Qba


THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

MÓZG Tu prowadzona jest ciągła rozkmina, na niezliczoną ilośd pytao. Jakie? M.in. „Może też zapuszczę bródkę, jak Bill?” lub „Przydałyby się nowe rurki”.

SŁUCHAWKI Są zawsze w pobliżu, aby w dowolnej chwili można było przenieśd się w zupełnie inny świat. Dokładniej w świat humanoidów.

SERCE Tam właśnie mieszka Tokio Hotel.

AKCESORIA Często zainspirowane tymi, które noszą członkowie zespołu, są to elementy subtelnie wyróżniające nas z tłumu.

TELEFON Źródło słuchanej muzyki, informacji oraz centrum komunikacyjne z innymi Alienami i nie tylko.

BUTY Daleko im do obuwia Billa, a na pewno nie znajdziesz tam żadnego obcasa lub koturna.


THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

Dawno, dawno temu, za górami, za lasami, za połaciami zboża na hamburskim polu było sobie Królestwo Tokiolandii. Panował w nim czcigodny Książę Tom de Don z rodu Kaulicjuszy. Najbliższym jego przyjacielem, którego radził się we wszystkich swych problemach był hrabia Hagen Mortiz. W jego świcie znajdowało się również wiele rozchichotanych dwórek z całego Królestwa… - Tak, to o dwórkach mi się podoba. – Książę siedział na swoim tronie, słuchając opowieści kronikarza. Byli na etapie sprawdzania czy kronikarz Davidus „właściwie” opisał dzieje życia de Don’a. - Czcigodny… Tak, tak wystarczy. Dalej. – Machnął dłonią w stronę kronikarza. - Khy, khy… Zdarzyło się razu pewnego… Nie, nie tak… Pewnej zimy nad Księciem i jego poddanymi zebrały się ciemne, złowrogie chmury… - Burza? - Nie, nie… To znaczy, że kłopoty się pojawiły. - Sprawdzałem cię tylko. – Książę mocniej wcisnął się w tron i zapytał: – teraz będzie o smoku? - Tak… Na czym to ja? A tak… Złowrogie chmury. Do Królestwa przybyła smoczyca. Wielka, obrzydliwa, tocząca pianę z ust gadzina. Nazywała się Perrinelda. Jej imię budziło popłoch wśród chłopów, gdyż zażyczyła sobie ich córki na obiad – dziewice… - He, he. Ale ponieważ ja jestem tu Księciem to smoczyca, chcąc żywić się samymi dziewicami, szybko zdechłaby z głodu. – De Don uśmiechnął się szelmowsko. – Ale, czekaj, nie pisz tego. Wyjdę na jakąś mendę, co dziewki brzuchaci. - No to co? Chcesz oszukać historię? – Nagle zza tronu wyjrzał hrabia Moritz. W ręku trzymał udziec barani z tofu. Ostatnie z rozporządzeń głosiło, że osoby wysokiego stanu nie mogą jeść mięsa. Chyba, że zapłacą specjalny podatek. - Żółwik! – Tom wyciągnął pięść w stronę kolegi. - I jak, smakuje? – Kiwnął głową w stronę udźca. - Idzie się przyzwyczaić. – Wzruszył ramionami, dodając: – to o czym piszecie teraz? - Davidus? - Więc… Spożywała dziewice, ale wkrótce jej głód był tak wielki, że w Królestwie zabrakło odpowiednich dziewcząt. – Kronikarz zerknął na Księcia, który słysząc słowa o dziewicach, przybił hrabiemu „piątkę”. – Dlatego postanowiła ruszyć również na chłopców. W tym samym czasie na zamek przybył też zacny rycerz William z Zaodrza. Wzór do naśladowania pacholąt chcących zostać wojownikami oraz obiekt westchnień młodych panien…

- Nie-dziewic – szepnął hrabia. Książę zaśmiał się cicho. - Taaak… Wybawiciel wszedł pewnym krokiem do sali tronowej. Za nim jak cień podążał oddany parobek Klaus Wolfgang. Będąc przed obliczem… - Nadobnym… - wtrącił Hagen Moritz. - Słucham? – Davidus spojrzał na niego niepewnie. - „Przed nadobnym obliczem”. Lepiej brzmi. - O, o! Hagen ma rację. Dopisz „nadobny”. - Oczywiście. - Schylił się w pokłonie, po czym naniósł poprawki gęsim piórem na trzymany w dłoniach pergamin. „Zadufany w sobie bubek.” – Coś jeszcze? - Możesz dalej. – Książę łaskawie wydał zgodę. - Będąc przed NADOBNYM obliczem Księcia, zdjął hełm i pokłonił się. Jego lśniące włosy uniosły się lekko, a długie rzęsy zatrzepotały. Mężczyzna o skórze jasnej niczym pergamin… - Davidus, czy ty jesteś homo? – Książę spojrzał na kronikarza, marszcząc brwi. - Nie, a czemuż to miałbym być? - Jak nie jesteś, to nie podniecaj się tak fizjonomią tego rycerza. Chłopie! - Tak, tak… Pomyślałem po prostu, że przyszłe pokolenia chciałyby wiedzieć, jak wyglądał jeden z najzacniejszych ludzi naszych czasów. - To opisz nas. – Hrabia ugryzł kolejny kawałek udźca. - Opis waszmościów jest rozdział wcześniej. - Aha, to OK. - Rycerz skłonił się Księciu i zaoferował mu swą pomoc. Obiecał, że jeśli nie pokona smoczycy, to sam odda się jej na obiad. - Bez jaj, facet ma 21 lat i jeszcze żadnej nie obracał. – De Don spojrzał z niedowierzaniem na kolegę. - Widać zdarza się. – Hrabia rzucił kością po udźcu w kąt. – Co tam dalej? - Wyruszył o świcie. Wiedział, że smoczyca długo śpi. Postanowił ją zaskoczyć. Razem ze swym wiernym giermkiem podążali w stronę jamy znajdującej się u stóp wzgórza, by pokonać potwora… - Tak w ogóle to sam bym ją załatwił – przerwał Książę. - To czemu tego nie zrobiłeś? – zaśmiał się hrabia. - Bo mnie nastraszyła swoimi prawnikami, że jak ją tknę, to pójdzie do swoich radców, a oni pozbawią mnie połowy Królestwa. Stwierdziłem, że jednak dam sobie spokój i wyślę obwieszczenie, że poszukujemy chętnych, dzielnych rycerzy do walki ze smokiem. - A nagroda? – Hagen Moritz przysiadł na poręczy tronu.


THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE - Zwyczajowo powinna być ręka księżniczki i połowa Królestwa. - Królestwa nie oddam. Księżniczki nie mam, ale moje dwórki są wysoko urodzonymi pannami. Wybawca mógł sobie jedną wybrać. - Temu prawiczkowi na pewno się przyda. Oby tylko nie poprosił o Annę Kathrin. Wredny babsztyl. - Ale seksowny – zaznaczył Książę. - Słuszna uwaga, przyjacielu. No, to dawaj dalej, Davidus. – Kronikarz westchnął, po czym wrócił do czytania: - ... by pokonać potwora. Niestety idący za rycerzem parobek przewrócił się, czym obudził Perrineldę. W tym momencie z ust Williama wydobyły się słowa, których uszy panien słyszeć nie powinny. Potwór uniósł się ze swego legowiska i spojrzał złowrogo na rycerza: - Czego tu? Obiadek? – Przyjrzała się rycerzowi. – Taaak… Dziewicę poznam wszędzie. - Ekhm… - William z Zaodrza starał się nie tracić rezonu. – Przybyłem, aby zakończyć cierpienia ludu mieszkającego w Królestwie Tokiolandii. - Taa, wiesz, że paru już próbowało? I byli lepiej zbudowani niż ty. O wiele lepiej. - Nie po wyglądzie należy oceniać człowieka, acz po jego czynach. Mam rację, giermku? – Klaus Wolfgang gorliwie przytakiwał głową. – Ech, możesz się czasami odezwać. Nie zginiesz od tego… Wracając do tematu… Smoczyco, poddaj się albo będę zmuszony użyć mej tajnej broni. – Perrinelda spojrzała na niego podejrzliwie: - Jakiej…? - Jak powiem, to już nie będzie tajna broń. Prawda, giermku? – Ten ponownie gorliwie zaczął przytakiwać. Rycerz chwycił dłonią za czoło. – Skaranie boskie mam z tobą. – Klaus gorliwie pokiwał głową. – Zatem, poddajesz się?! - Zdecydowanie nie. - Na pewno? - Tak.

- A więc sama się o to prosiłaś, potworo! – William zdjął hełm. – Khy, khy… Giermek zatkał uszy dłońmi, kręcąc głową na boki. - Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! – Z ust rycerza wydobył się piskliwy sopran wwiercający się nieprzyjemnie w uszy. - Zaraz, jak to możliwe, żeby facet piał sopranem? – opowieść przerwał Książę. - Eee…- Kronikarz podrapał się piórem po głowie. – No, to był sopran. Pytałem trubadurów. - Nie, nie, nie. Zmień to. – Książę niespokojnie zaczął się wiercić na tronie. – Księstwo uratował prawiczek śpiewający sopranem. Jak to będzie wyglądało? Jeszcze, że nie obracał to nic. Niektórzy to nawet chwalą… Dziwaki… Ale sopran? Pomyślą, że uratował nas jakiś kastrat. Zamień na… Jak się nazywa wysoki głos męski? – rozejrzał się po osobach przebywających w sali tronowej w poszukiwaniu odpowiedzi. Na ich twarzach widział zakłopotanie. W końcu odezwał się Hagen Moritz: - Zostaw lukę. Potem spytasz trubadurów i uzupełnisz. - Dobrze… Smoczyca słysząc ten odgłos, skuliła się z bólu. Jej uszy były zbyt wrażliwe na tak wysokie dźwięki. Zaczęła się zataczać od drzewa do drzewa, aż w końcu zbliżyła się ku przepaści. William z Zaodrza ruszył na potwora. Wziął rozbieg i z całej siły zepchnął Perrineldę ze skarpy. Triumfalnie wracał do miasta witany okrzykami ludności. Książę, tak jak obiecał, pozwolił mu wybrać jedną ze swoich dwórek. Wybawca z Zaodrza, jak od tej pory nazywano rycerza, wybrał hrabiankę Mary-Kate z rodu Olsen, której wkrótce przed Bogiem przysiągł miłość i oddanie. Takie były właśnie dzieje Królestwa Tokiolandii za panowania Księcia… - Nadobnego Księcia – wtrącił tenże. - Nadobnego Księcia Toma de Dona z rodu Kaulicjuszy. Spisane 15 sierpnia Anno Domini 1405. KONIEC Tekst: Mania


THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

Rok 2010 był znaczącym rokiem w karierze zespołu. Tournee po Europie, później Ameryce Południowej, pierwszy występ w Japonii, pięciolecie istnienia zespołu na rynku muzycznym... Właśnie z okazji tego ostatniego 10 grudnia wydana zostaje nowa produkcja Tokio Hotel – płyta Best Of. Z jakim odzewem wśród fanów się spotkała? Czy aby na pewno jest to wszystko, co najlepsze? Zanim przejdziemy do odpowiedzi na te, jakże nas wszystkich nurtujące, pytania, proponuję jednak zająć się sprawami czysto technicznymi oraz statystykami. Płyta Best Of swoją premierę miała 10 grudnia 2010 roku, jednakże nie we wszystkich krajach ukazała się tego samego dnia. Przez cztery kolejne dni trafiała na półki sklepowe w całej Europie oraz Australii, Nowej Zelandii i Kanadzie. Co ciekawe, polska premiera płyty datowana jest już na 10 grudnia, kiedy płyta w Niemczech i Francji pojawiła się dopiero 13, a we Włoszech 14 grudnia! Najdłużej jednak czekać musieli fani z Tajwanu (17.12), Rosji oraz Filipin (19.12). Opóźnienia związane z premierą mimo wszystko nie ostudziły zapału fanów, co pokazują pierwsze dostępne listy sprzedaży płyty, które ukazały się w około dwa tygodnie od wydania krążka. Najwyższe miejsca album zajął w Tajwanie oraz Meksyku, były to kolejno druga i piąta pozycja. Niewiele gorzej poszło w Grecji i Hiszpanii (24 i 49). Produkcja pojawiła się także na listach holenderskich i szwajcarskich na miejscach 95 oraz 97. Również nasze rodzime statystyki są dosyć podbudowujące: jak ogłosił Związek Producentów Audio Video, album Tokio Hotel Best Of jest siódmym najchętniej kupowanym wydaniem w grudniu, kiedy to sprzedawcy notują nawet do 40% swoich rocznych przychodów. Płyta dobrze się u nas sprzedaje, a tę tezę w zupełności argumentuje treść maila od załogi strony fan.pl nadesłanego do jednej z fanek: „O ile nam wiadomo, pierwsza partia wydawnictwa Best Of została wyprzedana, polski dystrybutor oczekuje na nadejście do Polski kolejnej partii.”. Niektórzy fani dopowiadają nawet, że być może najnowsza produkcja Tokio Hotel zostanie odznaczona statusem złotej płyty, co w Polsce nie zdarzyło się im od bardzo dawna. Może brakować do tego naprawdę niewiele, więc jeśli nie macie jeszcze swoich albumów, nie czekajcie i kupcie je! Na zachętę przedstawię Wam także zawartość albumu, która wydaje się być naprawdę nieprzeciętną, szczególnie, jeśli chodzi o najbardziej rozszerzone wydanie Deluxe składające się z trzech płyt: dwóch CD (które po tańszej cenie można kupić osobno: w angielskiej lub niemieckiej wersji językowej) oraz DVD. Playlista ma być zbiorem największych hitów kapeli, a także „ulubionych kawałków zespołu”, jak mówi Bill.

CD 1: English Version Zawiera osiemnaście piosenek, w tym dwie nowe: Hurricanes & Suns z 2009 roku oraz Mädchen Aus Dem All nagraną jeszcze w 2003. Znaleźć można na niej także największe hity zespołu takie jak: Monsoon, Scream, Ready, Set, Go!, Automatic czy World Behind My Wall. Oczywiście wszystkie w języku angielskim.

CD 2: German Version Składa się z dokładnie tych samych piosenek, co wersja angielska, jednak wszystkie (oprócz Hurricanes & Suns) wykonane są w języku niemieckim. Ciekawą rzeczą jest na pewno to, że na płycie została umieszczona nowa wersja kawałka Schrei, nagrana w 2006 roku, już po przejściu przez Billa mutacji. DVD Chyba największy plus całego wydawnictwa. Który fan nie chciałby mieć we własnym domu namacalnie osiemnastu klipów Tokio Hotel w wersjach niemieckich i angielskich? Dodatkową atrakcją są materiały „Making of” z planów teledysków do piosenek: Monsoon, Schrei, Übers Ende Der Welt, Spring Nicht, Automatic oraz World Behind My Wall. Niestety niektóre z owych filmów nie mają nawet angielskich napisów, więc fani, którzy nie znają niemieckiego na poziomie co najmniej komunikatywnym, mogą mieć problemy ze zrozumieniem swoich idoli. Po gruntownym omówieniu faktów na temat albumu możemy wreszcie przejść do sedna artykułu, czyli sprawdzenia, co fani mają do powiedzenia na jej temat. Mam nadzieję, że nie będziecie mieli mi za złe, jeśli zacznę najpierw od swojej osobistej opinii na temat tego wydawnictwa. Oczywiście, jeszcze raz podkreślam, że jest to tylko i wyłącznie moje zdanie, nikt nie musi się z nim zgadzać! Przede wszystkim muszę powiedzieć, że kompletnie nie rozumiem, jak zespół, który w show-biznesie istnieje od pięciu lat, może wydawać coś i nazywać to coś: „Best Of”. Gdyby mieli kilkudziesięcioletni staż, okej, zgodzę się z tym, że wtedy byłoby to jakieś ułatwienie dla tych „nowych” fanów, ale tak? Ludzie, opanujcie się! Wydaliście raptem trzy płyty! Moim zdaniem, zakup trzech krążków nie jest dla prawdziwego fana jakimś wielkim problemem, szczególnie skoro są tacy, którzy mogą jeździć za nimi po całej Europie, śledzić ich, robić im zdjęcia czy włamywać się do domów...


THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

Przejdźmy już do samego wydawnictwa... Jak dla mnie, jest tam stanowczo za dużo Humanoida. Mnie Tokio Hotel (a już na pewno „największe hity Tokio Hotel”) kojarzy się ze Schrei. To wtedy byli mega sławni, to tamte piosenki są naprawdę znane przez wszystkich ludzi. Humanoid jest płytą, którą posiadają tylko fani, poza tym – jest dosyć świeżym towarem na półkach, spokojnie można ją dostać we wszystkich wariantach. Brakuje mi tam piosenek takich jak Ich Bin Nich’ Ich, Leb’ Die Sekunde czy Reden. Oczywiście, powód ich braku jest prosty – nie mają wersji angielskich (oprócz Live Every Second). Mimo wszystko właśnie te piosenki były niezwykle lubiane przez fanów, świetne do zabawy na koncercie czy imprezie. Plusem z pewnością są nowe piosenki, chociaż za każdym razem, kiedy słucham Hurricanes & Suns, zadaję sobie pytanie: „Dlaczego?”. Piosenka ma naprawdę banalny tekst, szczególnie w porównaniu z tekstami z Humanoida, które naprawdę reprezentują sobą wysoki poziom. Bill! Śpiewanie przez pół piosenki „see the halo, follow the halo” nie pokaże Twojej wrażliwej, artystycznej duszy. Całe szczęście, że jest cholernie wpadająca w ucho... Jeśli chodzi o drugą starą-nowość: idealnie! Mädchen Aus Dem All naprawdę pokazuje to, co było. Mówi niby o czymś prostym, a jednak kompletnie chwyta za serce. I przywołuje niesamowite wspomnienia z początków Tokio-manii. Pomijając sprawę „klipów” do obu tych piosenek (lepiej, żebym nie wypowiadała się na ten temat), trzeba potwierdzić to, że wpasowują się w zamierzoną koncepcję i dają taki przekrój (być może trochę kłamliwy, bo wychodzący od grupki małolatów robiących muzykę, a kończący się na gwiazdorach od pustawych hitów radiowych) wszystkich ich zmian. Na koniec powiem jednak coś miłego... Długo zastanawiałam się, czy w ogóle jest jakikolwiek sens w kupowaniu tej płyty, skoro wszystkie poprzednie stoją na mojej półce. Przekonało mnie do tego dopiero bonusowe DVD, które rzeczywiście można nazwać gratką dla fanów. Wszystkie klipy (poza 1000 Meere) na jednym nośniku... Nieważne, że kiedy wersje angielskie zaczęły być dokładnie identyczne, jak niemieckie, po prostu wychodziłam z pokoju – dałabym pieniądze, które wydałam na całość albumu Deluxe, za samo to DVD! ~Just Ine Tee Nie chcę nikomu narzucać swojego zdania, więc przedstawię Wam także opinie innych fanów, których zapytałam o tę właśnie płytę:

Na Best Of umieścili dokładnie to, co powinno się na takiej płycie znaleźć – jest to kwintesencja ich dotychczasowej działalności na rynku muzycznym i jednocześnie zachęta dla ludzi, którzy wcześniej ich nie słuchali. Załóżmy, że taki kompletnie nieobeznany z ich muzyką człowiek kupi tę płytę z ciekawości/ przez przypadek/ w wyniku niefortunnego zbiegu okoliczności dostanie ją w prezencie. To właśnie TE kawałki, zawarte na tej płycie potrafią zachęcić. To jest to najsmaczniejsze serce owocu. ~DiKey Best Of? Dobrze, że to wydali. Taka płytka podsumowująca. Hurricanes & Suns mi się podoba, Mädchen Aus Dem All trochę mniej. Tylko ja się pytam, gdzie jest Ich Bin Nich’ Ich? Za brak TEJ piosenki na TEJ płycie, zdecydowanie MINUS. ~Martuch Najlepsza piosenka na tej płycie to Mädchen Aus Dem All! Kiedy usłyszałam jej fragment, dosłownie 30 sekund, ryczałam co najmniej z pół godziny... To dla mnie taka cudowna retrospekcja! Poczułam się jak te 5 lat temu, kiedy TH było świeże, kiedy ich muzyka była dla mnie wszystkim, kiedy była taka idealna, taka ich! Niezmącona sławą, chęcią zysku czy gwiazdorzeniem. Głos małego Billa, muzyka taka, jak na ich pierwszym albumie... Po prostu najpiękniejszy prezent, jaki mogli mi dać po tak długim czasie. ~AgrestKaulitz Po wszystkich rocznicowych zlotach, po tym, jak my, fani, uczciliśmy te pięć lat, Best Of jest uwiecznieniem ich kariery. Pasuje mi to wszystko: te rocznice, a na koniec płyta. To taka wisienka na torcie. ~Leer Osobiście uważam, że płyta jest zbędna. Wolałabym poczekać na kolejny „zwykły” album. Jednak chyba w pewnym sensie rozumiem, czemu wydali BO. Podejrzewam, że chcieli dać coś fanom, żeby o nich nie zapomnieli – zwłaszcza fani europejscy – w tym czasie, kiedy sami będą próbować podbijać kolejne kontynenty. ~Mania Płyty Best Of zawsze kojarzyły mi się z zespołami, które są na rynku "dzieścia" lat i mają spory dorobek na swoim koncie. W wydaniu grupy z pięcioletnim stażem... No, mówi się, że tonący brzytwy się chwyta. Jak dla mnie – niewypał. Totalny niewypał. Szczególnie teraz, kiedy wcześniejsze płyty TH chodzą za 10 zł. ~Agathe Jak widać, zdania na temat tego krążka są podzielone – jednym się podoba, innym nie. Niemniej jednak, fakt zaistnienia takiej płyty należało zarejestrować. Sam album może mieć różne zastosowania – pokazywanie znajomym nie-fanom muzyki TH czy choćby branie go ze sobą w podróż, bo jedna płyta, to nie trzy i zawsze zajmuje mniej miejsca. Tekst: Just Ine Tee


THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

Co łączy ze sobą sambę, „Niewolnicę Isaurę” i Chrystusa Odkupiciela…? Zaczyna coś świtać? To dorzucę do tego jeszcze koncert Tokio Hotel w São Paulo. Tak, chodzi o Brazylię. Gorący kraj w Ameryce Południowej, w którym 23.11.2010r. spełniło się marzenie wielu fanów zespołu. Nie mam żadnych znajomych z zagranicy, więc aby napisać ten artykuł musiałam trochę pobuszować po różnych forach. W końcu zdecydowałam się na Brazylię. Osobiście myślałam, że Tokio Hotel stali się znani w tym kraju od niedawna. Góra rok, może rok i parę miesięcy. Jednak nie, samo forum, na którym znalazłam Liih Kaulitz, BillaBizarre, humanoiid oraz Patty Back-K istnieje od sierpnia 2008 roku. A to tylko początek. Krótko przedstawię dziewczyny. Każda z moich nowych znajomych jest fanką Tokio Hotel od około dwóch - trzech lat. Patty jest jedną z moderatorek forum, a zarazem jedną z pierwszych osób, które się tam zarejestrowały. Pierwszy raz zobaczyła zespół w brazylijskim magazynie Love Rock. „To była miłość od pierwszego wejrzenia.”

Billa od 2006 roku jest, dosłownie, zakochana w kulturze niemieckiej. Jej koleżanka Izabela (również fanka) w 2008 roku spytała ją czy zna Tokio Hotel. Odpowiedziała krótko: „Nie”, po czym zaczęła szukać informacji o zespole w internecie. „Na początku ich nie lubiłam, ale trochę później usłyszałam Monsoon i zakochałam się. Ta miłość trwa do dzisiaj.” Historie są dosyć podobne do tych, które znamy ze swojego europejskiego gruntu, ale jak to wszystko toczy się dalej? Artykuły w gazetach, plakaty, Tokio Hotel non stop obecne w TV i radio. Czego tylko dusza zapragnie. „Zawsze dzwonię do radia z prośbą: Proszę, chcę usłyszeć Tokio Hotel. I puszczają Monsoon. Ostatnio poprosiłam o Darkside of the Sun i Dogs Unleashed. Zagrali to!” Jeśli chodzi o ten aspekt to po prostu bajka. Prawda? Właśnie tak jest w Brazylii… Od listopada zeszłego roku. Koncert sprawił, że media zainteresowały się zespołem. Wcześniej było bardzo trudno o jakiekolwiek wzmianki w gazetach, a już o plakatach można było tylko pomarzyć. Teledysk w telewizji? Oczywiście, ale tylko raz na bardzo długi czas.

Liih wyjaśnia: „Moja mama oglądała telewizję i pokazała mi zespół. Tak! Moja kochana mama!”. Mama Liih trafiła wtedy na teledysk do piosenki Monsoon. Najpierw uwagę dziewczyny przykuł Tom. Poza tym, kiedy pierwszy raz oglądała klip, pomyślała, że Bill jest dziewczyną. (Skąd my to znamy?) Właśnie tego dnia zakochała się w całym zespole i był to jeden z najlepszych dni w jej życiu. Humanoiid ma najkrótszy staż z całej czwórki. Ma „zaledwie” 14 lat, a Tokio Hotel interesuje się od niecałych dwóch. Wszystko zaczęło się od jej koleżanki, również fanki Tokio Hotel, która męczyła dziewczynę swoim nowym, ulubionym zespołem. Liih

A skoro o koncercie mowa… Dla każdego fana i fanki jest to spełnienie marzeń. Pamiętacie ten szał przed koncertem na Torwarze? Pierwszy raz w Polsce! Nie inaczej było w Brazylii. Cztery piąte użytkowników forum ma w sygnaturze znaczący podpis 23.11.2010. Kolejki były bardzo długie. Fani zjechali z całego kraju. Wielu przybyło dzień wcześniej i nocowało pod halą.


THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

Liih mieszka z mamą niedaleko São Paulo. Nie należą jednak do bogatych. Dziewczyna nie miała pieniędzy na bilet, podróż, czy pokój w hotelu. Dlatego kiedy tylko dowiedziała się o tym, że ukochany zespół ma zagrać w jej kraju, natychmiast zaczęła szukać pracy. „Trzy miesiące ciężkiej pracy, ale było warto! Zdecydowanie!” Billa pomimo tego, że mieszka zaledwie 26 km od São Paulo postanowiła być pod halą wcześniej. Przybyła na miejsce około 5 rano, a sam koncert zaczynał się o 20. „Z nerwów nie mogłam nic zjeść.” Ona również niezaprzeczalnie twierdzi, że to się opłacało. Największe wrażenie zrobiła jednak na mnie Patty. Mieszka w Colorado do Oeste, to około 760 km od São Paulo, aby dotrzeć na koncert musiała… Jechać trzy dni autobusem! „Jechałam sama. Myślałam, że zwariuję w tym autobusie. Koncert mi wszystko wynagrodził.” Niestety żadna z dziewczyn nie miała możliwości zdobycia autografu bądź zdjęcia z chłopakami. Meet & Greet było organizowane, ale, jak to zwykle bywa w takich sytuacjach, tylko mała liczba osób miała okazję spotkać zespół. Jeśli zaś chodzi o spotkanie zespołu pod hotelem to, niestety, nikt nie wiedział, gdzie chłopcy nocują. Jeśli jest koncert to powinna być także jakaś związana z tym akcja. Plany były ambitne i bardzo różne. Największe nadzieje wiązano z zielonymi koszulkami symbolizującymi flagę Brazylii. Fani mieli je założyć na koncert. Niestety wszyscy byli tak podnieceni przeżywaniem show, że zupełnie o tym zapomnieli. Euforia, płacz, krzyk, głośne śpiewanie. Podobno chłopcy napisali nawet na swoim twitterze, że nigdy nie widzieli tak głośno krzyczących i śpiewających ludzi. „Ale nie mogę teraz znaleźć tego wpisu”, mówi z żalem Billa. W Brazylii fan-akcje są organizowane nie tylko na koncertach, bardzo często odbywają się także na zlotach. Na przykład, na miesiąc przed koncertem na jednym z takich spotkań fanki nagrały video do piosenki Darkside of the Sun. Brazylijski oficjalny fanklub zorganizował również akcję, która polegała na tym, że fani wklejali swoje zdjęcie w kartki o kształcie serc i dostarczyli to do brazylijskiego Universalu. Humanoiid po cichu dodaje: „Możliwe, że później przekazano to kapeli!”

A jak jest z dostępnością muzyki? Pierwszą płytą wydaną przez Universal na brazylijskim rynku był Scream. Wcześniejsze wydawnictwa zespołu bardzo trudno dostać. Zarówno płyty CD, jak i DVD. Z tego, co opowiadają można wnioskować, że Brazylia jest kolejnym państwem, gdzie fani Tokio Hotel są, kolokwialnie mówiąc, olewani. Naprawdę trudno jest tu dostać cokolwiek związanego z zespołem. Nie mówię tylko o koszulkach, bluzach czy innych tego typu rzeczach. „Trudno jest tu cokolwiek kupić – jedynym DVD, jakie można u nas znaleźć to Caught On Camera i Humanoid City Live”, skarży się humanoiid, a Liih dodaje: „Wszystko, co mam, kupiłam przez internet”. Billa również nam się żali: „Można kupować na amazon.com i… Hm, w São Paulo jest Galeria do Rock, gdzie można kupić coś z TH, ale tam jest drogo”. Co ciekawe, mimo że humanoiid narzeka na mały wybór płyt Tokio Hotel, to jest jednak jedną z tych, które bronią Universal: „Myślę, że im jednak zależy. Na przykład, odpowiadają fanom, kiedy ci pytają o jakieś plotki. Poza tym sprowadzili CD i DVD Humanoid City Life i Best Of.” Krótko podsumowując, można powiedzieć, że fani z Brazylii i Polski nie różnią się bardzo od siebie. Nie tylko pod względem stosunku „fan-fan”. Jak mówi Billa: „Jesteśmy wielką rodziną! Lubimy pomagać sobie nawzajem. Tak naprawdę jesteśmy obcymi sobie ludźmi, którzy rozmawiają ze sobą, jakby się doskonale znali.” Patty popiera koleżanki i dodaje od siebie: „To jest po prostu wspaniałe”. Media nie zawsze są łaskawe dla fanów, tak samo jak Universal, a mimo to… Mimo to się nie poddajemy i dla Tokio Hotel jesteśmy gotowi na wiele wyrzeczeń. Z ciekawości spytałam jak jest po portugalsku (język urzędowy Brazylii): „My chcemy Tokio Hotel”. Nie trzeba było im powtarzać. Cała czwórka jednym głosem odpowiedziała: „Nós queremos Tokio Hotel!” Tekst: Mania

humanoiid

BillaBizzare


THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

To nie będzie kolejna opowieść o ziszczonym śnie nastolatki, która po uzbieraniu odpowiedniej kwoty na bilet i transport dostała się na koncert hołubionego zespołu. Nie będzie to też relacja w wykonaniu stałej bywalczyni tego typu imprez... Gelsenkirchen, 06.07.2006. Należy się spodziewać mglistych i może niespójnych… a pewnie również przeinaczonych wspomnień z wyjazdu świeżo upieczonej fanki, która w ostatnim momencie sterroryzowała swoją rodzinę na tyle, by przejechać pół Europy na koncert, a tam dorwało ją z tego powodu coś w rodzaju karmy. Planując rodzinne wakacje, starałam się nakierować uwagę rodziców na miejsca, w których, zupełnie przypadkiem, miały odbywać się koncerty Tokio Hotel. W tych czasach, a były to wakacje anno domini 2006, nasza cudowna czwórka nie miała tendencji do bycia stale poza granicami Niemiec, zatem była to sytuacja trudna. Całe szczęście zaawansowana dyplomacja, nosząca może trochę znamion terroryzmu, sprawiła, że mimo wszystko mieliśmy zahaczyć o Niemcy. I o Gelsenkirchen. Nieprofesjonalizmem było jednak to, że nie mieliśmy biletów. Pal licho rodzinę, oni by mi jeszcze dopłacili, żeby tego nie musieć oglądać, ale dla mnie to był większy problem. Zjawiając się w miejscu, gdzie miał odbyć się koncert, ujrzałam po raz pierwszy w życiu na własne oczy tak charakterystyczny krajobraz przedkoncertowy: ogromne, pstrokate tłumy ludzi śpiewających, piszczących lub plotkujących. Otoczeni górami śmieci, służbami porządkowymi i toi toiami. Informację odnośnie biletów trudno mi było wyciągnąć. W końcu ktoś bardziej zorientowany z ochrony tajemniczo powiedział, że są wysprzedane, ale kręcą się w okolicy nieoficjalni sprzedawcy. Priorytetem współpodróżnych było znaleźć nocleg, dlatego zamiast polować na tajemniczych sprzedawców, skierowaliśmy się w stronę informacji turystycznej. Tam po kilkunastominutowym załatwianiu zarezerwowano nam hotel. Trudno było go znaleźć, ale niebiosa zesłały nam przemiłą Niemkę, która odprowadziła nas niemalże pod same drzwi. Trzeba było to uznać za znak. To, że pod hotelem stało kilka nastolatek, w tym jedna z portretem kogoś, kto wyglądał przy odrobinie dobrej woli podobnie do Billa, tym bardziej…

Ale cóż zrobić? Nie podejrzewałam, że to jest możliwe. Zresztą to był ten etap, że Billa widziałam wszędzie. A pokój okazał się być bodajże na 11 piętrze. Traumatyczne. Jeszcze bardziej przerażające, że nie było klimatyzacji. Cóż, kiedy słońce i ciepło aż nazbyt daje się we znaki, człowiek zaczyna doceniać takie wynalazki bardziej niż cokolwiek innego. Mój rodziciel, o jakże okropny był to pomysł, powiedział, że nie ma co tu zostawać, skoro będziemy się zapewne całą noc smażyć. I tym sposobem zrezygnowaliśmy z hotelu Martim. O tym, że oddaliliśmy się trochę od centrum miasta i znaleźliśmy tam wreszcie coś porządnego, bo z klimatyzacją, nie ma co pisać, bo to tylko następstwo poprzedniej, tragicznej decyzji. Chciałam się stamtąd jak najszybciej urwać, by dołączyć do oczekującego tłumu. Cóż, byłam jedna za tym, na cztery osoby przeciwko. Więc siedziałam i czekałam. I szlag mnie trafiał. Kusiło mnie, by pooddychać trochę tą atmosferą, przeżywać razem te wszystkie emocje… Dzięki mojemu ujmującemu rodzeństwu wyszliśmy później niż mieliśmy. Jak już trafiliśmy na miejsce, to wszystko już zdążyło się zacząć. No pięknie. Stałam pod płotem, tajemniczych sprzedawców nigdzie nie było, widzieć niewiele widziałam. Ale słyszałam dobrze. Jakby się zastanowić, to moje bycie na tym koncercie było mocno dyskusyjną sprawą, z drugiej strony jednak nie byłam dalej niż 4 metry od osób siedzących w ostatnim rzędzie improwizowanych trybun. Wokoło mnie znajdowali się różni ludzie. Część wyglądała na fanki, którym zabrakło biletów. Sporo też było rodziców nastolatków, którzy znajdowali się po drugiej stronie płotu. Pewnie wielu też było przypadkowych przechodniów.


THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

Nie pamiętam za dużo emocji, które mi wtedy towarzyszyły. Było to trochę radości, niedowierzenia, na pewno sporo smutku, że nie mogę być tam w środku. Miło patrzyło się na niewyraźny zarys tańczącego bardzo po swojemu Billa, który już wtedy bardzo namiętnie machał kończynami. W porównaniu do następnych koncertów nie było to jakieś spektakularne widowisko. Trochę reflektorów, prosta scena… Głos wokalisty jeszcze nie taki dopracowany, a reszta chłopaków jakaś bardziej nieśmiała… ale było w tym coś świetnego. Cóż, pierwszy raz zobaczyłam ich wtedy live. Ironicznym był niewykorzystany bilet, który przyczepił mi się do buta podczas powrotu. Tajemniczy sprzedawca musiał zrezygnować z interesu i opuścić w popłochu miejsce, gdzie handlował i porzucić nic niewarty już kawałek papieru. Cóż, na pewno było to nowe doświadczenie i cenna lekcja. Kupuj bilety wcześniej. Nie wyjeżdżaj na koncerty z rodzicami. Nie lekceważ fanek pod hotelem. Nie zjawiaj się na ostatnia chwilę. I powinno być świetnie. Tekst: Emeua Zdjęcia: Emeua & Babygirl4tom


THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

Debiut Roku, Najlepszy Zespół, Najlepszy Album, Najlepszy Teledysk, Najlepszy Koncert… The winner is… Tokio Hotel! Wypowiadane dziesiątki razy, słyszane w setkach państw, cieszące tysiące osób zdanie. Od wschodniego krańca świata do zachodniego, od wiecznie mroźnego bieguna południowego do najbardziej wysuniętych na północ lądów, słowem: wszędzie serduszka fanów przyspieszają na moment, a na buziach pojawiają się szerokie uśmiechy, u niektórych towarzyszące okrzykom radości. Idąc zupełnie niechronologicznie widzimy miliony sekund przygotowań do gali rozdania nagród, a zaglądając w okna wielu nastolatków – obolałe od klikania palce. Jednak nie jestem pewna, czy w każdym kraju można odczuć ten sam zapał. Witamy w Polsce!

Moje tokiohotelowe serduszko rozpada się na miliony kawałków. Jak to nie zasłużyli?! A te godziny spędzone w studiu? Minuty na scenie, kiedy dają z siebie wszystko?! Sam fakt, że są i poświęcają własną prywatność, by móc nam się pokazać, powinny wystarczyć! Nie, nie, nie. Bolą mnie słowa z bardziej lub mniej dosłownym przekazem: nie zasłużyli! Takie myślenie bardzo mnie dziwi. Chłopcy przecież musieli dokonać czegoś wielkiego, skoro jesteśmy w stosunku do nich i ich muzyki pozytywnie nastawieni. Nie bądźmy tacy skromni i doceniajmy swój gust (to, że mój ulubiony zespół nie powinien dostać nagrody chyba świadczy o tym, że są jacyś lepsi, prawda?). Za samo znalezienie się w naszych sercach powinna być statuetka!

Przyznajmy – nikt nie lubi szufladkowania. Ocenianie ludzi po ich narodowości powinno być karane, chyba że mówimy o pozytywnych cechach! A co, jeśli mówimy o sobie i naszych rodakach? Zaryzykowałam wstrząśnięta (no dobra, wyolbrzymiłam) komentarzami polskich fanów przed nagrodami MTV European Music Awards 2010. Przeciętny Polak lubi alkohol, marudzi, przecinki zastępuje wulgaryzmami, kłóci się o byle co i kradnie. Przynajmniej przeciętna Polka jest niezwykle urocza i piękna... Przeciętnej fanki Tokio Hotel charakteryzować nie będę, bo ciśnienie podnieść może się i mi, i Wam. Oczywiście, ponad przeciętną. Wszystko, o czym tu wspominam nie jest jednak potwierdzone żadnymi badaniami. To bardziej stereotypy niż przeciętna. Mój po części matematyczny umysł domagał się użycia drugiego określenia, ale najważniejsze, że wiadomo, o czym mowa. Przejdźmy do sedna sprawy. Czas: kilka tygodni przed jakąkolwiek galą. Miejsce: Polska. Bohaterowie: polscy fani. Loguję się na forum naszego oficjalnego fanklubu, by zobaczyć, jak każdy chwali się, ile setek głosów już dziś oddał. Wszystko w celu motywacji! I cóż widzę? „Nie zasługują, nie zrobili w tym roku nic specjalnego, niby za co ta nominacja?” Słowa największych kiedyś (a może i nadal?) wielbicieli zespołu. Niestety, takie komentarze tylko od obywateli nadwiślańskiego kraju.

A jeśli nadal nie jesteście przekonani, że Tokio Hotel jest NAJLEPSZYM zespołem i ZASŁUGUJE na każdą nagrodę i nominację, to chyba znaczy, że uważacie, iż są jacyś lepsi? Nikt nie stoi Wam na drodze, nikt nie zabrania bycia fanem Miley Cyrus, Rammsteina czy Timbalanda. Może przy nich docenicie swój gust. Pamiętajcie też, że sama miłość do Tokio Hotel nie przyniesie im owoców – głosować trzeba. Dlatego śledźcie nasze forum, a będziecie wiedzieć, co, gdzie, kiedy i jak! Nie mam zamiaru oczywiście obrażać kogokolwiek z naszych czytelników, czy też innych fanów. Pragnę jedynie otworzyć oczy na to, dość negatywne, zjawisko w naszym kraju. Spytajcie samych siebie: Czy moim zdaniem chłopcy zasługują na kolejną nagrodę? Dlaczego tak uważam? A potem cieszcie się, że moje emocje opadły od listopada, bo ja cieszę się, że mogłam ponarzekać na tych, którzy narzekają. Ale nawet Tom to lubi. Tekst: Boo


THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

„Tokio Hotel poleci do Tokio, a bilet powrotny im wypadnie przez okno!”* No to kupią sobie powrotny i uciekając przed stalkerkami, zamieszkają na Antarktydzie i będą kopulować z ping… ZŁA! Kto cię znowu wypuścił z szafy, hę? Wybaczcie, ja nad nią nie panuję. Do rzeczy. Tokio Hotel, po pięciu latach drogi przez mękę, media i stalkerki nareszcie wylądowali w mieście, które było ich odwiecznym celem. Pewnie długo szykowali się na spełnienie ich największego marzenia… Bill nawet zrobił się na świętą krowę, nie patrz tak na mnie, Dobra. Przecież ma to coś w nosie, co normalnie mają byki. A że on jest raczej baba niż facet, to jest krową.

Czegoś, Zła, nie kapuję. Przecież Bill to twój wróg publiczny numer jeden. Ty i cokolwiek z nim związane w jednym pomieszczeniu… Nieważne. To co oni robili w tym Tokio? Wyrywali Japonki, Bill jarał się Hajaruku i wegetariańskim żarciem… A teraz wybierają się tam na signing session. Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że z Japonią będzie to samo, co z Ameryką. Tak ich zafascynuje, że… … Bill i Tom wyprowadzą się ze Stanów do Japonii, będą sobie podklejali oczy, żeby były skośne… No, i Bill będzie musiał się odrobinę skurczyć – Japończycy są mali.

Ej, a to nie Indie były przypadkiem? Bądź co bądź to ja chodziłam na geografię. Słuchaj, ty to wiesz, ja to wiem, ale on to akurat nie musi. Wiesz, kasę ma, samochód też… to po cholerę mu wiedza? W każdym razie, chłopcy przylecieli do stolicy Japonii w poniedziałek, 13.12.2010, kiedy w Polsce wszystkie grzeczne fanki i fani jeszcze spali. A Dobra szykowała się do szkoły… Mnie przynajmniej nie trzeba trzymać w szafie. W każdym razie, od samego rana pojawiały się fotki i filmiki z przybycia na lotnisko, do hotelu… Ogólnie, cały świat ogarnął szał. I nawet International TH Wear Day był… Wiecie, tego dnia, zakładało się na siebie wszystko, co miało się z zespołem. T-shirty, spodnie, torby, bluzy, buty… … nie że coś, ale ty tego dnia miałaś na sobie koszulkę 30 Seconds To Mars. Ta, za to ty miałaś na sobie wszystko, co mam z TH. Czasami się zastanawiam, skąd w Tobie się wziął ten nagły przypływ miłości do nich. A nie wspomnę, co wywinęłaś na zlocie w Poznaniu. Koszulka z Billem. Zła, kretynko. To nie była miłość. O zgrozo, Dobra, wali ci totalnie. To była ironia. A koszulka z Billem z dziecięcego H&M jest fajna. Szczególnie, jak się za nią nie płaciło.

Ale nie musiałby zbytnio zmieniać stylu – tam wszyscy ubierają, co chcą. A ile inspirujących rzeczy by tam znalazł! Zła, wiedziałaś, że w Tokio niemal codziennie trzęsie się ziemia? Bo są na uskoku płyt tektonicznych. Super. Zasypie ich. Tego nie musiałaś mówić. Potem byłoby zbiorowe harakiri fanów. Czy coś. Ale wracając do ubioru... Bill ładnie wyglądał w tym mundurze. Całkiem męsko, jak na niego, nie sądzisz? Jako, że Naczelna nie pozwoliła nam krytykować, to powiem, że wyglądał ładnie.

tego

Podsumowując, pojechali, wypromowali się, pozachwycali i wrócili do domu. Musiało im się spodobać, bo właśnie wydali japońską wersję Best Of – Darkside Of The Sun i znów odwiedzili Kraj Kwitnącej Wiśni, a Bill postanowił tym razem codziennie wywoływać u swoich fanów atak serca, pokazując się w co najmniej dziwnych kreacjach, ale to już zupełnie inna historia...

* Alan Bassky&Grupa Operacyjna – Życie jest piękne. Tekst: Agathe


THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

Chciałbyś stylowo być bliżej Tokio Hotel, jednak nie lubisz się wyróżniać? Ciężko to sobie wyobrazić, prawda? Nazwa tego zespołu i oryginalność idą w parze. A jednak spróbuję dokonać czegoś paradoksalnego, przedstawiając styl… Gustava!

Zestaw I – wieczorowy W takich ubraniach możemy pokazać się w bardziej oficjalnych okolicznościach, jak chociażby imprezy, spotkania rodzinne, różne święta. Idealny komplet dla chłopczycy! Zestaw zaproponowany przez nas utrzymany jest w klasycznych czarno-szaro-białych barwach, jednak nie zabraniamy zaszaleć! Na T-shirt (może być ten z kolejnego zestawu) zakładamy koszulę w kratę. Oczywiście wariacji jest wiele: koszulkę możemy zastąpić najzwyklejszą bokserką, a w koszuli dozwolona jest praktycznie każda długość rękawów – dość modnym rozwiązaniem jest podwijanie ich. Jako że sesja została wykonana jeszcze w okresie, gdy na niebie pojawiało się słońce, wybraliśmy krótkie spodenki. Można oczywiście zastąpić je długimi spodniami, jednak w tym zestawie muszą być one materiałowe. Odradzamy również czarne, które wyglądałyby zbyt elegancko, ale grafit czy inne szarości świetnie wkomponują się w całość. Jeśli chodzi o buty, to najlepsze będą pantofelki na płaskiej podeszwie. Dla wielbicielek szpilek możemy zaproponować bardziej kobiecą wersję całego stroju: koszulę wybieramy o długości tuniki, a na dół zakładamy legginsy. Włosy ukrywamy pod kapeluszem, które nadal robią wielką karierę w modzie i pasują do większości zestawów. Nie przesadzamy z makijażem, powinniśmy wyglądać bardzo delikatnie. Jeśli jesteście przyzwyczajeni do posiadania czegokolwiek w uszach, proponujemy wybranie czarnych klasycznych guzików. Gdzie kupić? - Spodnie – Fishbone – 39,95 - Koszula – Smog – 39,95 - Bluzka – Fishbone – 39,95 - Kapelusz – NY accessories – 39,95 Modelka: Zysia Zdjęcia: Pixie Tekst: Boo


THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

Zestaw II – dzienny Komplet idealny na zwykłe spacery, spotkania ze znajomymi czy chociażby do szkoły. Niezbyt dziewczęcy, aczkolwiek niektórym może przypaść do gustu! Gustav, porównując go chociażby do Kaulitzów, nie lubi wyróżniać się ze swoim stylem. Swoje stroje kompletuje z najzwyklejszych T-shirtów, spodenek i „bejsbolówek”, które razem tworzą typową dla perkusisty całość. Włosy oczywiście ukrywamy pod czapką z daszkiem, kolory dowolne, jednak musimy intuicyjnie wyczuć, co spodobałoby się Gustavowi. T-shirt nie może być zbyt luźny (jak to było w przypadku Toma) ani zbyt obcisły. Kolorystycznie staramy się dopasować go do czapki (lub odwrotnie – czapkę do koszulki), mile widziane będzie także logo Waszych ulubionych zespołów. Na cieplejsze półrocze polecamy krótkie spodenki. Szarości, czernie i ciemne zielenie bardzo pasują do Gustava. Natomiast gdy temperatura powietrza drastycznie spada, zalecamy, a nawet NAKAZUJEMY wybrać zwykłe ciemne jeansy. Najlepiej z prostymi lub lekko rozszerzanymi nogawkami! Również buty nie są specjalnym problemem. Gustav zazwyczaj ma na stopach tenisówki. Zapewne większość z Was posiada takie w domu, a jeśli nie, warto podpytać rodzeństwo lub znajomych, nie trzeba od razu kupować drogich firmowych najków czy adidasów. Z dodatkami, makijażem i fryzurą nie szalejemy. W zupełności wystarczy nam zegarek na nadgarstku, podkład na buzi, delikatnie wytuszowane rzęsy, a włosy, nieważne, jakiej długości, ukrywamy pod czapką. Dobra alternatywa, jeśli zaspaliśmy i nie mamy czasy ich umyć! ;) Gdzie kupić? - Spodnie – New Yorker – 39,95 - Bluzka – Smog Sex Pistols – 69,95 - Czapka – NY accessories – 29,95


THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

Gadżetów w świecie fanów Tokio Hotel nie zabraknie bodaj nigdy. Pełno ich na aukcjach, w sklepach internetowych czy sklepach muzycznych przeznaczonych dla fanów. W samym Krakowie, jak sprawdziłam osobiście, jesteś w stanie dostać z TH absolutnie wszystko, począwszy od zawieszek z logo zespołu na stoiskach przy Sukiennicach, a skończywszy na poduszkach i ubraniach w Pasażu Hetmańskim. Podobnie jest zresztą w znacznej części dużych miast, wystarczy jedynie wiedzieć, do którego sklepu się udać. Jeśli jednak rzeczywiście nie macie pojęcia, gdzie taką rzecz zdobyć, znajdziecie je również przy okazji koncertów na stoiskach w halach. Zespół zawsze przywozi ze sobą masę najróżniejszych gadżetów, niekiedy w całkiem przystępnych cenach. Co można kupić? Cóż nic dziwnego, że nieraz ciężko jest się zdecydować, co byśmy chcieli, tyle istnieje możliwości. Nie dalej jak tydzień temu wybrałam się do sklepu z zamiarem zakupienia nagrody na jeden z konkursów dla fanów i... co tu dużo mówić, spędziłam w owym sklepie bodaj z godzinę. Przemiła pani wyłożyła mi bowiem na ladę sklepowy dobytek z TH, co w wielkim skrócie oznaczało cały blat plakietek, nalepek, wisiorków, koszulek, poduszek, płyt i kubków. Ba, w owej kolekcji znalazł się nawet zegar ścienny! Nic więc dziwnego, że nie mogąc wyjść z podziwu, siedziałam i oglądałam. Podobną kolekcję znajdziemy jeszcze chyba na Bravado, które specjalizuje się w gadżetach z najróżniejszymi wykonawcami, a popularnością w tym temacie bije wiele internetowych sklepów. Posiada jednak jedną znaczącą wadę: ceny. O ile podkoszulek w cenie 25$ (ok. 72zł) da się jakoś przełknąć, o tyle plastikowa opaska z nazwą zespołu za 10$ (ok. 22zł) nieco zaskakuje, niekoniecznie pozytywnie. Jednak ceny cenami, zajmijmy się lepiej samymi gadżetami. Tu wybór mamy bowiem potężny i warto wspomnieć choć o części z nich. Na dobry początek zacznijmy od trzech ulubionych dodatków dla fanów: wisiorki, naszywki i bluzki.

Niemal każdy fan jest w stanie wyszperać wśród swej biżuterii niewielką zawieszkę z logo bądź nazwą zespołu. Najczęściej na rzemyku, stanowi nieodzowny element fanowskiego stroju, a nawet jeśli niekoniecznie ją nosimy, to na ogół naturalną koleją rzeczy, po prostu ją w swoich zbiorach posiadamy. Jedną z najprostszych dróg jej zakupu jest Allegro bądź też standardowy, uliczny bazarek. Ku memu zdumieniu przekonałam się ostatnio osobiście, że nawet na straganie z krakowskimi pamiątkami, miła pani w stroju krakowianki gotowa jest wyszperać mi takową zawieszkę niemal od razu. Naszywki i plakietki. Najczęściej zdobią nasze torby, kurtki bądź szkolne piórniki. W dowolnych rozmiarach, w większości przypadków ze zdjęciami chłopaków z początków kariery. Łatwe do przyszycia. Plakietki są wyjątkowo wygodne, kiedy możemy je dowolnie przypinać i odpinać, przenosząc np. na inne ubrania. Niekiedy spotkać się także można z plakietkami projektowanymi przez samych fanów.

I oczywiście bluzki. Jeden z najlepszych i co tu dużo kryć, zdecydowanie najwygodniejszych sposobów na pokazanie światu swoich fascynacji. Mamy tu do wyboru zarówno bluzki z nadrukami z przodu, jak i obustronnymi; z pojedynczymi członkami zespołu bądź też całym bandem. W kolekcji ubrań z wizerunkiem zespołu znajdziemy zarówno podkoszulki z krótkim jak i długim rękawkiem.. Wiele z nich możemy dostać na Bravado w dziale „outlet” po naprawdę przystępnych cenach, od 5$ do 15$. Bez problemu możecie kupić także inne części garderoby. Poczynając od butów, przez rękawiczki, a na bieliźnie kończąc. To ostatnie może wydawać się odrobinę śmieszne... Wyobrażacie sobie nosić bezpośrednio na tyłkach zdjęcia chłopaków? Oczywiście wszystkie dostępne w różnych krojach i kolorach. Co powiecie na czerwone stringi z Tokio Hotel na studniówkę?


THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE Dla kolekcjonerów pojawia się także cała masa innych gadżetów. Zegarki ścienne: owalne, prostokątne, kwadratowe; ze zdjęciami z 2005, starszymi, bądź też najnowszymi – do koloru do wyboru. Znajdziecie także paski, torby, czapki czy bardzo popularne kubki. A może potrzebujecie smyczy na klucze? Dostępna jest nawet kosmetyczka, w której znajdziecie lusterko, gumkę i kilka innych niezbędnych przedmiotów opatrzonych logiem TH. Ostatnio bardzo modnym dodatkiem jest bransoletka typu Charms. Fani czwórki z Magdeburga także na tym polu mogą się wykazać: wystarczy, że zakupią taką bransoletkę i dobiorą do niej zawieszki. W sprzedaży jest kilka wzorów związanych z zespołem: od gwiazdki, przez logo, aż do motywu serca na dłoni robota z okładki singla Automatic. Istnieją nawet strony, na których zamówić możecie sobie obudowę na laptopa, komórkę czy iPoda ze zdjęciem swoich ulubieńców. Co prawda nie są one tanie (cena zależy od przedmiotu, który chcecie oprawić), ale z pewnością jest to interesujące rozwiązanie. Swego czasu chodziły słuchy, że Nokia posiada nawet w swojej ofercie specjalny model telefonu z TH.

Oczywiście nie będę już nawet wspominać o plakatach, gazetach w całości poświęconym zespołowi czy książkach na ich temat. Jesteśmy wprost bombardowani nimi ze wszystkich stron. Wiecie, że ukazało się już ok. 10 książek, które w pewien sposób nawiązują do Tokio Hotel? Można by się zastanawiać, po co nam tak naprawdę są te gadżety, co wnoszą do świata fanów. Cóż, jedne niosą ze sobą wspomnienia i pewien ładunek emocjonalny, drugie sprawiają, że uśmiechamy się, dostrzegając ich w gonitwie codziennych spraw, a jeszcze inne pozwalają nam przenieść się w, często nieco lepszy od szarej rzeczywistości, świat marzeń i ich obecności. Jakkolwiek by ich nie postrzegać, z pewnością mają w sobie coś, co sprawia, że chętnie je nabywamy.

Sklepy z gadżetami z Tokio Hotel: Oficjalny Merchandise: www.th.bravado.de Design Station: www.tokiohotel.handyfolie.de Tekst: Unlike

Ciekawym elementem świata gadżetów związanych z Tokio Hotel, jest także dział, w którym tworzą sami fani. Często spotkać się można z nadrukami na koszulkach, poduszkach czy kubkach zaprojektowanymi właśnie przez samych fanów. W końcu kto wie lepiej, czego szukają i co najbardziej przypadnie im do gustu. Świetnym przykładem fanowskich gadżetów mogą być opaski na rękę. Kiedy Tokio Hotel grało w Łodzi, dla wielu była to niezapomniana data. Wtedy też dzięki Fremde powstały bransoletki z muliny z datą koncertu. Otrzymało je kilkoro fanów i... no, cóż... na pewno każdy z nich może potwierdzić, że to gadżet wyjątkowy, związany z magicznymi wspomnieniami i niosący ze sobą wiele fantastycznych chwil. Może właśnie dlatego wielu fanów woli ten rodzaj gadżetów. Tworzony ręcznie, od serca, przez fanów i dla fanów.


THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

Bill Kaulitz dla Bild.de

LIST GOŃCZY Imię: Tom Nazwisko: Kaulitz Ksywa: Sexgott (niem. bóg seksu), jak sam siebie nazywa Data urodzenia: 01.09.1989 Miejsce urodzenia: Lipsk, Niemcy Znak zodiaku: Panna Kolor oczu: Brązowe Kolor włosów: Ciemny blond/czarne Wzrost: ok. 185 cm Waga: ściśle tajne, ale obstawiam ok. 85 kg Rodzeństwo: o 10 minut młodszy brat Bill Stanowisko w zespole: gitarzysta, chórki

Tom i… Tokio Hotel Zespół jest dla Toma bardzo ważny – przecież większość czasu spędza w studiu czy w trasie. Chłopak już w wieku 8 lat interesował się muzyką, którą zaszczepił w nim ojczym Gordon. Przez pierwsze lata romansu z nią występował z bratem w okolicznych klubach i szkole, aż występy te zaprowadziły go na szczyty list muzycznych na całym świecie!

Tom i… Bill Bliźniacy nigdy nie ukrywali miłości, która istnieje między nimi. Wspominają o niej przy okazji różnych wywiadów, w piosence In die Nacht, a podczas ostatniej trasy koncertowej Bill rozpoczynał piosenkę In Your Shadow słowami: Każdy z nas ma najważniejszą osobę w życiu. Sposób, w jaki patrzył przy tym na brata, był tak słodko braterski, że fani na widowni niemalże się rozpływali!


THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

Tom i… Georg Nie od dziś wiadomo, że Tom lubi dokuczać basiście. Robi to coraz częściej, prawie w każdym wywiadzie. Żarty dotyczące higieny Georga, jego słabego powodzenia u płci pięknej i jego niezdarności są oczywiście nieprawdziwe, jednak do dziś nikt nie wie, czy sławna opowieść o kupie Georga przynoszącej szczęście jest jednym z takich dowcipów.

Tom i… Gustav Również z tego członka zespołu Tom lubi sobie pożartować! Nie jest to jednak tak częste, jak w przypadku Georga. Może Kaulitz boi się ciętej riposty? W każdym razie chłopcy są dobrymi przyjaciółmi i świetnie rozumieją się na scenie (mimo że ich gusty muzyczne nieco się różnią) i poza nią.

Tom i… Durch den Monsun Ta piosenka ma dla Toma, jak i innych członków zespołu, duże znaczenie – to od niej wszystko się zaczęło! Gdyby nie bieganie przez monsun, niewiadomo, czy kiedykolwiek usłyszelibyśmy o nich. Klip do Durch den Monsun to jedyny teledysk, w którym Tom jako dredziarz pojawił się bez czapki na głowie, to też w pewnym sensie świadczy o jej wyjątkowości!

Tom i… instrumenty muzyczne Ma co najmniej kilkanaście gitar, a jego ulubieńcem jest Gibson Les Paul. Tom potrafi porównać wszystko do gitary, nawet dziewczynę: „jak ją dobrze dopieścisz, wydaje najpiękniejsze dźwięki”. Potrafi grać również na pianinie, czym mógł pochwalić się podczas ostatniej trasy koncertowej podczas Zoom.

Tom i… śpiewanie Gitarzysta „robi” w chórkach już od czasów Durch den Monsun – bynajmniej tak twierdzi większość fanów (niektórzy nadal są przekonani, że to Bill). Mimo jego dobrego wokalu raczej nie usłyszymy go jako solistę, ponieważ zawsze podkreśla, że od śpiewania jest jego brat bliźniak. Tom i… tworzenie piosenek Tom najczęściej bawi się w kompozytora i pełni rolę współtwórcy muzyki Tokio Hotel, jednak czasem zajmuje się też pisaniem tekstów. Zdarza się to coraz rzadziej, a szkoda, bo nie znam osoby, która nie lubi, stworzonej głównie przez niego, piosenki Reden. Sam napisał także tekst do kawałka Schwarz oraz podobno nowego utworu (którego jeszcze nie słyszeliśmy) Therapy.

Tom i… muzyka To motyw przewodni jego życia. Gust muzyczny chłopaka różni się nieco od upodobań reszty kolegów z zespołu – jako jedyny jest fanem rapu. Zawsze mówił, że jego ulubionym raperem jest Samy Deluxe, jednak jestem pewna, że lista jego idoli jest o wieeeele dłuższa.

Tom i… szkoła Tom, podobnie jak jego bliźniak, nigdy nie przepadał za szkołą. Z powodu wyróżniającego się stylu był gnębiony, jednak to nie przeszkodziło mu w ukończeniu jej z dobrym wynikiem – średnią 2,2 (w Polsce około 3,8). W 2005 roku rozpoczął indywidualne nauczanie w Gymnasium (odpowiednik polskiego liceum), jednak już rok później przeniósł się do szkoły internetowej i w 2008 roku zdał maturę. Jego ulubionym przedmiotem była sztuka, WOS i etyka, zdziwieni? Tom i… języki obce Coraz bieglej posługuje się językiem angielskim – jednak jego akcent mało się zmienił w porównaniu do 2008 roku. W szkole uczył się francuskiego, ale niewiele z niego pamięta. Nawet gdy w jednym z francuskich programów telewizyjnych dostał tekst Marsylianki, nie potrafił odróżnić słów. Wydaje mi się, że znajomość tego języka przejawia się u niego w inny sposób. Wspomnieć można chociażby o francuskich pocałunkach…


THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

Tom i… zwierzęta!!!!!!! Tom uwielbia zwierzęta – jest posiadaczem kilku psów, których nie opuszcza ani na krok. Zabiera je ze sobą nawet w trasy koncertowe, a także troszczy się o nie i wyprowadza je na spacer. Kiedyś miał też kota Kasimira, którego on i Bill znaleźli na podwórku, gdy zwierzątko miało zaledwie 9 miesięcy. Z miłości do zwierząt postanowił zostać wegetarianinem, nie nosi prawdziwych skór i futer. Ostatnio wziął także udział w kampanii PETA, poświęconej zwierzętom cyrkowym, które są przetrzymywane w przerażających warunkach. My nigdy nie lubiliśmy chodzić do cyrku, mówi.

Tom i… blog Nowe wpisy na blogu Toma, którego znaleźć można na oficjalnej stronie zespołu, pojawiają się niemalże codziennie. Większość z nich to śmieszne, dziwne i głupie filmiki oraz komentarze gitarzysty, mniej ciekawe. Czasem Kaulitz wrzuci jakąś informację na temat nowości w zespole, jednak robi to z takim opóźnieniem, że news zdąży już kilka razy okrążyć ziemię…

Tom i… koncerty!!!!!!! Chyba nikt nie uwielbia występować przed swoimi fanami jak on! Jako dowód podaję tomgasmy, czyli rozkosz na twarzy Toma, które pojawiają się co chwilę! Widać wtedy, że jest w swoim żywiole! Na początku swojej kariery wspominał, że najfajniejszą piosenką do grania live jest Schrei. Tom i… fani Fani są siłą napędową chłopaka i jest on świadomy, że bez nich niczego by nie osiągnął. Nigdy nie wygłasza długich monologów dziękczynnych, zawsze rzuca krótkim, lecz szczerym: „Danke schön!”. Może taka już jego rola, a może po prostu to lubi…

Tom i… rodzina Rodzina jest dla niego bardzo ważna. Mimo iż jego rodzice rozwiedli się, gdy był jeszcze małym chłopcem, nadal utrzymuje kontakt z biologicznym ojcem, Jörgiem, który zawodowo jeździ ciężarówkami. Matka Simone, z którą zamieszkał po rozwodzie, jest malarką, a ojczym Gordon prowadzi szkołę muzyczną w Magdeburgu. Nie zapominajmy o młodszym o 10 minut bracie, Billu! Jest on bardzo ważny dla Toma, który powiedział kiedyś: Mój najwspanialszy prezent urodzinowy dostałem, przyszedł dziesięć minut po mnie. Tom i… przyjaciele Tom bardzo ceni sobie prywatność w tym sektorze, jednak nie oznacza to, że nie ma on przyjaciół! Najpopularniejszym z nich jest Andreas, potocznie nazywany Andim, którego często widać na zdjęciach zespołu.

Tom i… dziewczyny Nie da się ukryć, że Tom lubi płeć piękną bardziej niż przeciętny chłopak. Czasem przez fanów nazywany jest „Królem kobiet”. Często chwali się ilością dziewczyn, z którymi umawiał się w swoim życiu. Najpopularniejszy związek, w jakim był, to rzekomo udawane randkowanie z wokalistką zespołu Flipsyde, Chantelle Paige. Teraz chłopak najprawdopodobniej jest w związku z Niemką o imieniu Ria. Tom i… miłość Dwa nie zgadzające się ze sobą pojęcia. A jednak Tom w jednym z wywiadów mówił, że jest bardzo samotny i chciałby znaleźć kogoś „na dłużej”. Fanom wydało się to bardzo zabawne, ponieważ zawsze przekonywał, że prawdziwa miłość nie jest dla niego. Czemu zmienił zdanie? Nie wiemy. Być może odnalazł właśnie kogoś wartego uwagi? Albo to po prostu efekt uboczny długiego przebywania z Billem. Tom i… seks Jak większość ludzi, Tom nie lubi mówić o tym poważnie, gdy słucha go pół świata. W żartach zapewnia, iż nie jest prawiczkiem. W pewnym wywiadzie Bill na pytanie o wiek inicjacji seksualnej swojego brata odpowiedział: Chyba 14. Podobno pierwszy raz Toma odbył się na łonie natury, a sam gitarzysta nie wspomina tego wydarzenia zbyt dobrze, ponieważ został wtedy ukąszony przez owada. Czy ta opowieść jest prawdziwa? Odpowiedź pozostaje wielką niewiadomą.


THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

Tom i… piercing Tom jest posiadaczem piercingu w dolnej wardze po lewej stronie i tunelów w uszach. Są one jednak niewielkie i nie rzucają się w oczy, jak kilkucentymetrowe dziury u innych artystów. Ostatnio w żartach rzucił coś o tym, że ma nowy piercing „tam na dole”. Miejmy tylko nadzieję, że to żart, a chłopak nie pójdzie w ślady brata… Tom i… tatuaże Kaulitz nie posiada tatuaży i zarzeka się, że nigdy takowego sobie nie zrobi. Kiedyś Bill chciał namówić go na bliźniaczy tatuaż. Plotki głosiły, że ma być to napis: „Wir sind vereint” (niem. jesteśmy zjednoczeni). Jednak Tom okazał się być silnym psychicznie i odmówił. Może po prostu panicznie boi się igieł?

Tom i… jego ciało Na ten temat zdecydowanie można mówić wiele. Chudziutki Tom z nogami jak patyki to już przeszłość – dziś chłopak wygląda niemalże idealnie: mięśnie zarysowane są na każdym fragmencie ciała, a na widok jego pleców większość dziewczyn zaczyna piszczeć. Ostatnio stał się jeszcze szerszy w barkach. Niektórzy wręcz obawiają się, że jeszcze trochę, a będzie wyglądał jak kulturysta. Sam Kaulitz dużo ćwiczy na siłowni, bo „dziewczyny lubią mięśniaków”. Tom i... kultura hip-hopowa Tom zawsze był dla nas gitarzystą z duszą hiphopowca. Szerokie ubrania, „luzackie” podejście do życia, ciągłe komentarze o ładnych dziewczynach... Takiego znamy go z mediów, koncertów. Tom twierdzi, że od zawsze czuł w sercu ten styl, jednak mi wydaje się, że zostało to trochę podkoloryzowane przez speców od image'u. Jednak rap na pewno mu w uszach często gra!

Tom i… fryzury W porównaniu do swojego brata, Tom nie szaleje z włosami na głowie. Przez kilka lat był posiadaczem dredów o kolorze ciemny blond, które podobno były jego trzecim rodzajem fryzury w życiu. Teraz zaplata czarne włosy w warkoczyki typu cornrows, co mogło być zainspirowane jego ulubionym niemieckim raperem – Sammy’m Deluxe, który dokładnie takie uczesanie nosił kiedyś na głowie. Widać, nawet mężczyźni potrzebują zmian!

Tom i… jego styl Chłopak zawsze nosił maksymalnie duże ubrania, wszystko po to, by w razie czego zasłonić swoją męskość. Dziś nieco zmienił swoją szafę, nie zakłada już czapek z daszkiem i częściej pokazuje się w eleganckich trenczach i bardziej stonowanych barwach. Tom i… buty Tom uwielbia sportowe buty – sam reklamuje firmę Reebok, która właśnie takie produkuje. Na swoim blogu wspomina czasem o nowych modelach, które chętnie dołączyłby do swojej olbrzymiej kolekcji – ma kilkaset par sneakersów, różniących się głównie kolorami. Buty zawsze muszą pasować do stroju, mówi. W dodatku przyznaje się do bycia całkowitym buto-holikiem! Tom i… bielizna Bokserki! Tylko i wyłącznie – mówił o tym nie raz. I koniecznie muszą być luźne: nie lubię, kiedy gacie opinają mi tyłek jak Billowi. Kolekcję bielizny Toma mogliśmy zobaczyć w materiale dokumentalnym DVD Zimmer 483 Live, gdzie chłopak chwali się nią, pokazując otwartą walizkę. A gdzie Tom zaopatruje się w tą część ubioru? Ja kupuję swoje w H&M za 6 Euro za sztukę!

Tom i… jedzenie Chłopak i jego brat od kilku lat są wegetarianami. A gdy jeszcze jadł mięso, nie odżywiał się zbyt zdrowo. Uwielbiał fast-foody, w McDonaldzie przeważnie zamawiał McChickena (kanapka z panierowanym kurczakiem, majonezem i sałatą). Teraz trochę sam gotuje – robi głównie spaghetti i gofry, jego specjalnością są też kanapki (w jednym z odcinków TH TV instruował fanów, jak zrobić Sandwicha à la Tom Kaulitz). Uwielbia też słodycze, jednak nie mogą one mieć w swoim składzie mięty, gdyż takie uważa za niesmaczne.

Tom i… motoryzacja Tom uwielbia wszystkie szybkie, ładne i zgrabne… auta, oczywiście! Jego najpopularniejszym nabytkiem był czarny Cadillac Escalade, którego sfinansował sobie sam. Ostatnio Tom jeździ Audi R8, chociaż tak naprawdę marzy o Lamborghini. Nie zawsze był on jednak dobrym kierowcą – gdy miał 14 lat, wjechał w drzewo samochodem ojczyma i nigdy się do tego nie przyznał.


THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE Tom i… aktorstwo Jak dotąd Kaulitz pojawił się na ekranie tylko jeden raz: w 1994 roku w filmie „Verrückt Nach Dir” (niem. Szaleję za Tobą), gdzie wystąpił wraz ze swoim bratem bliźniakiem. Jak na razie nie zapowiada się, by starszy Kaulitz miał powtórzyć to przedsięwzięcie. Lepiej niech zajmie się muzyką! Tom i… reklamy Zarówno Tom, jak i wszyscy członkowie Tokio Hotel, zarzekali się, że nigdy nie wystąpią w reklamie – a tu takie zaskoczenie! Tom rozpoczął reklamowanie Reeboka, postanowił również rozpromować działania PETA dotyczące uwolnienia zwierząt w cyrku. Razem z zespołem reklamował także Nokię, jednak wydaje mi się, że przyniosło to tylko pozytywne skutki. Swoją zmianę decyzji bliźniaki usprawiedliwiają: Chcemy spróbować czegoś innego... Tom i… alkohol Nie da się ukryć – Tom lubi sobie wypić. Po internecie krążą filmiki, na których chłopak jest w stanie nietrzeźwym, jednak nie ma co się martwić – tak ma większość młodych mężczyzn! Alkohol towarzyszy mu i zespołowi na każdej imprezie, a wszelkie sukcesy opija kieliszkiem szampana. Najsłynniejszą sceną ukazującą pijanego Toma, jest ta z 2005 roku, w której słychać już niemal kultowy tekst: Das ist gelogen, gelogen, gelogen! (niem. To jest kłamstwo, kłamstwo, kłamstwo!) Tom i… papierosy Na początku kariery zespołu, Tom bardzo ukrywał się z tym, że pali. Może ze względu na jego niepełnoletność, jednak fani potrafili wyłapać wszystko. Ostatnio coraz częściej pokazuje się z papierosami i nie przejmuje się negatywnymi opiniami fanek na ten temat. Tom i… narkotyki Muzyka to mój narkotyk! – tak mówi teraz. Jakiś czas temu obaj Kaulitzowie przyznali się, że gdy mieli ok. 13 lat, ich koledzy z Magdeburga namawiali ich na różnego rodzaju używki. Uspokajają jednak, że dawno z tym skończyli, a ich narkotykiem jest jedynie sukces. Miejmy taką nadzieję!

Tom i… Perinne Międzynarodowa afera: Tom Kaulitz uderzył swoją fankę! Sprawa była dość skomplikowana, jednak skończyło się wydaniem Perinne zakazu zbliżania się do chłopców. Okazało się, że ona i jej przyjaciółki nękały chłopców, groziły im, nachodziły nawet rodzinę bliźniaków. Tom uderzył dziewczynę na stacji benzynowej w Hamburgu. On, król kobiet... Wybaczamy?

Tom i… przesądy Starszy Kaulitz nie jest przesądny, nie ufa żadnym wróżbom, przepowiedniom i innym zabobonom. Jedyna rzecz, w którą wierzy, to przeznaczenie. Mimo wszystko przy każdej okazji wspomina o tym, że przed każdym koncertem Georg powinien się załatwić, gdyż przynosi to szczęście zespołowi, a wtedy koncerty wychodzą świetnie. Tom i… wypadki Nieprzyjemnych sytuacji Tom miał w swoim życiu więcej niż jego brat bliźniak. Gdy był dzieckiem, kobieta w sklepie nadepnęła mu wysoką szpilką na rękę, która została złamana, miał również rozciętą głowę – gdy był z Billem na sankach, ten zepchnął go na lodowisko, przez co starszy Kaulitz zderzył się z jedną z dziewczyn. Głowa rozcięta łyżwą – brzmi strasznie, nieprawdaż? Dodam tylko, że znieczulenie nie podziałało i Toma zszywano „na żywca”. Tom i… samoloty Tom boi się latać samolotami. Nie lubi szczególnie turbulencji – powtarza, że w razie ich wystąpienia ekipa natychmiast ma go zabić. Jednak ze względu na tryb życia gwiazdy rocka, jest zmuszany do latania. Najprawdopodobniej przyzwyczaił się już do tego lub szuka sobie zajęć dla odstresowania: tańczy na siedząco, rapuje, wymachuje rękoma…

Tom i… Viagra Chyba najzabawniejsza afera w historii Tokio Hotel. Tom przyznał się, że podczas pobytu w Tajwanie kupił od podejrzanego mężczyzny niebieskie tabletki. Spytany przez niemiecką prezenterkę Collien, czy to prawda, odpowiedział: Przy tobie na pewno bym tego potrzebował… Tom i... dziwne dźwięki Żeby wszystkie je przedstawić, trzeba by wymyśleć miliony dodatkowych głosek, jednak postaram się tego dokonać. Niezaprzeczalnym mistrzem jest „łohoHO!” imitujące śmiech. W jednym z odcinków TH TV mogliśmy również obejrzeć Tomowe „bala-bala-balabam-bam!”, w którym pomagał mu Georg. Słodkie, nieprawdaż? Podekscytowany Tom wydaje również dźwięk w stylu „ŁiiiiiIIIIIIiiiiiIIIIIIhiiiiiii!”. Towarzyszyło mu to także przy wypowiadaniu słowa brzmiącego jak język Simsów: „Zugaluuuuuu!”. Gdy się cieszy, wykrzykuje też: „Aaaaaahhh... NAAAAAAAAHHHHHH!”. Czasem nachodzi go również chwila mądrości, co ogłasza nam sławnym: „Ooooooołłł... OOOOOOOŁŁŁŁŁŁŁ JAAAAAAAAAA!”. Jest tego o wiele, WIELE więcej, jednak wszystkie te odgłosy charakteryzuje jedno – oddzielanie sylab w stylu beczenia kozy. Tekst: Boo


THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

The „Hallo, Jungs!” Issue Wyprodukowane w Polsce (09.05.2011) www.ffth.fora.pl 483.news@gmail.com

Redakcja: Just Ine Tee Boo Agathe Unlike Qba Mania Fremde

Korekta: Just Ine Tee Boo Mania Grafika i layout: Qba Mania Skład: Qba

Gościnnie: Emeua

Tekst (str. 2): Polski: Just Ine Tee Angielski: Just Ine Tee Niemiecki: Just Ine Tee & Daniel Beta readers (urlop): Triinuu Zysia Dunni

Web editor: Just Ine Tee

Podziękowania dla: Tokio Hotel Team, Tokio Hotel News Team, FFTH Forum Team, Official Polish Fan Club, Association Kaulitz, THFC Team, Tokio Hotel Info, Tokio Hotel Poland, Zysia, Pixie, Daniel, Billosh, Grzesiek, LiL, Liih Kaulitz,

BillaBizarre, humanoiid, Patty Back-K, Patt483, Dunja, Szogunx483, Mania, Wera, Kara, DiKey, Martuch, AgrestKaulitz, Leer, Agathe, Fremde, Emeua, TH.bravado.de, TokioHotel.handyfolie.de, Moto-portal.pl, Motofakty.pl, Cars-on-line.com 483 News! w sieci: Facebook: www.facebook.com/FFTHPL Twitter: www.twitter.com/FFTHPL Issuu.com: www.issuu.com/483-news Life Story Przeżyłeś coś ciekawego związanego z Tokio Hotel? Chciałbyś się tym podzielić z jak największą ilością osób, z jaką się da? Masz ciekawy pomysł i ochotę, by coś napisać? Dział Life Story jest właśnie dla Ciebie! Wszystko, co musisz zrobić, to wysłać do nas e-mail. W załączniku powinien znaleźć się Twój tekst oraz zdjęcia (mogą być linki w treści wiadomości). Dodatkowo możesz dopisać jakiś kontakt do siebie. I nie zapomnij, żeby podpisać się pod swoją pracą! Zostań współredaktorem 483 News! Kontakt: 483.news@gmail.com

483 00 69 00048300


THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

Piętnasty grudnia 2010 – ta data przeszła do historii i z pewnością zostanie zapamiętana przez każdego fana Tokio Hotel. Zespół po raz pierwszy odwiedził Tokio i tym samym spełnił swoje największe marzenie! Ale nie tylko z tego powodu jest to specjalna data w tokiohotelowym kalendarzu. Jest to też dzień, w którym wielbiciele zespołu z całego świata wyciągnęli z szaf gadżety z Tokio Hotel i pokazali wszystkim na około, że są dumni z bycia fanami! Fiński Street Team postanowił zorganizować specjalną akcję „International Wear Tokio Hotel Day”, do której przyłączyli się ludzie z całego świata. Naszej redakcji wyjątkowo spodobał się ich pomysł, dlatego zdecydowaliśmy się urządzić mały konkurs związany z zabawą. Przez ponad dwa tygodnie dostawaliśmy od Was zdjęcia w strojach z zespołem. Później jury składające się z trzech redaktorów: Just Ine Tee, Fremde oraz Boo, wybrało zwycięzców. Nagrodą główną w konkursie była płyta Scream, która już została wysłana do swojego prawowitego właściciela. Najlepsza fotografia i kolejne cztery niesamowite zdjęcia zostały wyróżnione, a Wy możecie je właśnie teraz zobaczyć!

#1: Patt483 (płyta + publikacja) Just Ine Tee: Niezwykle artystyczne, ma w sobie taką głębię, która od razu oczarowuje człowieka... Fremde: Bardzo pomysłowo, niebanalnie, a to najbardziej się dla mnie liczyło. Boo: Zdjęcie z książką to dość oryginalny pomysł. Poza tym Patt plusuje jakością zdjęć.


THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

#2: Dunja (publikacja) Just Ine Tee: Bardzo ładnie wykonane, niewinne... Dokładnie o coś takiego nam chodziło. Fremde: Koszulka fajnie wkomponowała się w całość zestawu, idealnie pasuje kolorystycznie, co się chwali. Boo: Urzekły mnie kolory tego zdjęcia – wszystko utrzymane w szarościach i bielach. Piękno tkwi w prostocie!


THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

#3: Szogunx483 (publikacja) Just Ine Tee: Od początku było moim faworytem, jest świetne, pomysłowe, zwariowane – jak prawdziwy fan TH! Fremde: Kolekcja okazała, od razu widać, że to prawdziwa fanka. Boo: Kolaż kilkunastu zdjęć z tokiohotelowymi przedmiotami bardzo mi się spodobał, szczególnie ze względu na pomysł autorki.


THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

#4: Mania (publikacja) Just Ine Tee: Doskonała realizacja zadania, mieliśmy wyjść na zewnątrz i pokazać się ludziom. Zdjęcie na uczelni? Genialnie! Fremde: Brawo za odwagę! (: Pójście na wykłady w koszulce z TH to naprawdę odważny pomysł! Boo: Lubimy uśmiechy! Szczęście + Tokio Hotel daje coś niezwykłego.


THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE

#5: Wera i Kara (publikacja) Just Ine Tee: Muzyka i Tokio Hotel wszędzie! Szanuję wszystkich ludzi, którzy potrafią zebrać tego aż tyle... Fremde: Pokój zachwycający, z każdej strony plakaty, widać tu oddanie dla zespołu, a to się chwali. Poza tym - mam słabość do gitary :D Boo: Pokój niemalże tonie w gadżetach z naszymi ulubieńcami! Poza tym, co dwie głowy, to nie jedna!

Dziękujemy wszystkim uczestnikom konkursu. Wybór naprawdę był trudny, ale mamy nadzieję, że udało nam się ocenić wszystko sprawiedliwie. Jak Wam podobają się prace dziewczyn? Piszcie w dziale Interakcja! Mimo że nasz konkurs już się zakończył, wciąż możecie wysyłać fotki do organizatorów akcji na adres: weartokio@gmail.com. Jeśli chcecie zobaczyć zdjęcia, jakie dotychczas udało im się zebrać, zapraszamy do galerii na stronie: www.facebook.com/pages/International-WearTokio-Hotel-Day/147907341918530. Tekst: Just Ine Tee


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.