8 minute read

Pasja, czyli co nas nakręca

Poprzez publikowane w magazynie „Zegarki i Pasja” artykuły pragniemy zachęcać do odkrywania fascynującego świata zegarmistrzostwa. Z ulubionym zegarkiem na ręku można przecież robić wspaniałe rzeczy! Dlatego w 2019 roku rozpoczęliśmy i kontynuujemy cykl publikacji o tym, „co nas kręci”.

Teraz jako twórca przeżywam Renesans, czyli pasja do malarstwa

Advertisement

Tak jak mówi się, że każdy żołnierz nosi w swoim plecaku buławę, tak samo można powiedzieć, że każdy z nas ma w sobie duszę artysty. To drugie sformułowanie jest o tyle prawdziwe, że artystą rzeczywiście można być w każdym zawodzie i przy wykonywaniu każdej z czynności. Istotna różnica jest jednak choćby taka, że zwykły żołnierz na dowódcę może być szybko wykreowany przykładowo w czasach wojny lub zagrożenia, a artysta kształtuje swój talent, doskonali warsztat i tworzy kolejne dzieła życia przez wiele lat swojej mozolnej pracy. By spełnić się jako artysta, trzeba zdecydowanie wyjść ponad przeciętność i realizować się w pełni w wybranym przez siebie zajęciu. To dlatego, choć wielu z nas potrafi malować, układać kompozycje czy rzeźbić, to bycie artystą w dowolnym kierunku tak zwanej sztuki jest na pewno trudnym wyzwaniem. Jako dziecko uwielbiałam rysować, nauczyciele w szkole wróżyli mi karierę artystyczną, sama deklarowałam, że malarstwo to będzie mój zawód. Zdałam egzaminy i zostałam przyjęta do szkoły plastycznej w Jakucku, ale z powodu przeprowadzki na Ukrainę tamtej szkoły nie skończyłam. Równocześnie, co pewnie nie jest zaskakujące, także wtedy przekonano mnie, że artysta malarz to nie jest pewny kawałek chleba, a do tego słyszałam, że jest to zawód mało praktyczny. Z tego powodu skupiłam się na realizacji innej wizji mojego życia zawodowego. Czas jednak pokazał, że od przeznaczenia nie mamy szans uciec, co więcej – nie ma sensu walczyć ze sobą. Do malowania powróciłam jako młoda, ale już dorosła osoba. Jako dwudziestolatka dorabiałam sobie, malując portrety i reprodukcje słynnych dzieł malarskich z różnych epok. Wykonując je, musiałam opanować różne techniki i style malarskie – to była dobra szkoła dla doskonalenia mojego warsztatu jako artysty. Malowanie kopii, przynajmniej dla mnie, jest zajęciem dość nudnym i mało twórczym, ale z drugiej strony jest świetnym sposobem na poznanie medium, jakim są farby, i sposobów pracy z nimi. To właśnie wtedy związałam się z Konstancińskim Ośrodkiem Kultury, którego ówczesna dyrektorka – pani Danuta Ciołek – zwróciła na mnie uwagę i zasugerowała współpracę. To zaproszenie było ważnym impulsem do mojego intensywniejszego działania, a z drugiej strony dało mi możliwość publicznej prezentacji własnych prac. Pani Danuta skupiła wokół ośrodka kilkunastu artystów, a z czasem powstał pomysł założenia grupy – Stowarzyszenia Twórców Sztuk Plastycznych Triada. Działało ono na przestrzeni około dziesięciu lat, organizując wystawy i pełniąc funkcje edukacyjne w Konstancinie. Grupa ta obecnie nie ma statusu stowarzyszenia, ale jesteśmy cały czas w kontakcie, bierzemy udział we wspólnych wystawach w konstancińskiej Hugonówce. Pracując i malując, w tak zwanym międzyczasie ukończyłam też roczne studium plastyczne.

Jako dziecko uwielbiałam rysować, nauczyciele w szkole wróżyli mi karierę artystyczną, sama deklarowałam, że malarstwo to będzie mój zawód.

Już jako naprawdę dorosła osoba zabrałam się za swoją edukację w dziedzinie sztuk pięknych, studiując na Polsko-Japońskiej Akademii Technik Komputerowych. Mimo wyboru szkoły, w której malarstwo było zajęciem programowym, znowu zostało ono odsunięte na bok. Jako ten bardziej praktyczny wygrał kierunek architektura wnętrz. Uwielbiam projektować wnętrza, tworzyć przestrzeń do życia i funkcjonowania, projektować meble. Niezwykły jest sam proces remontowo-budowlany, kiedy to z chaosu – czyli z kompletnie zrujnowanego pomieszczenia lub jego stanu surowego – powstaje uporządkowane, przyjazne i funkcjonalne wnętrze. Ukończenie wybranego kierunku studiów miało duży wpływ na to, co i jak tworzę dziś. Przez cały tok studiów mieliśmy przedmiot rysunek i malarstwo, co sobie bardzo cenię i chwalę, a kadra wykładowców z ASP była dla mnie świetnym wsparciem. W życiu prywatnym bardzo cenię sobie również to, że mogłam być matką na 200 procent i mogłam towarzyszyć moim dzieciom w każdym momencie ich dorastania i rozwoju. Jednak dzieci stają się dorosłe i potrzebują własnej przestrzeni, co z drugiej strony jest absolutnie naturalne i normalne. Ja się tego obawiałam, ale na szczęście przyszło to naturalnie i zostało przyjęte bezboleśnie przez obie strony. Oczywiście przez cały okres dorastania dzieci trochę malowałam, ale – co też oczywiste – w hierarchii priorytetów zajęcie to nie było wcale na pierwszym miejscu. Teraz ze spokojem mogę skupić się na malowaniu.

Każdy z nas ma swoją drogę. Malarstwo i sztuka w różnych jej formach zawsze były obecne w moim życiu. I znowu jestem w tym samym punkcie – maluję, ale teraz już bez skrupułów korzystam z całego czasu, jakim dysponuję. Wszystkie inne prace, czy nawet przyjemności, są na drugim planie. Malowanie jako zajęcie wybieram już świadomie i nie walczę z tym. Nic już nie muszę nikomu udowadniać. Zrozumiałam, że czas przestać uciekać przed tym, co jest czymś totalnie moim. Obecnie jestem bardzo płodna artystycznie i korzystam z tego w pełni, staram się nie hamować tego pociągu do tworzenia. Mogłabym malować ciągle, nie nadążam za myślami i nawet muszę zapisywać swoje pomysły, by zbyt szybko nie uciekały. By nie poszły w zapomnienie. Wena lub natchnienie, lub jakkolwiek je nazwiemy, nie trwają wiecznie i nie jest to stała niezmienna. Moja obecna sytuacja sprzyja tworzeniu, jestem w takim punkcie życiowym, że mogę się skupić w pełni na swojej twórczości.

Każdy z nas ma swoją drogę. Malarstwo i sztuka w różnych jej formach zawsze były obecne w moim życiu. Działo się to z różną intensywnością i w zależności od tego, czy trzeba było je godzić z innymi rolami życiowymi. Teraz sztuka jest na pierwszym miejscu. Często jestem pytana, jak mogłabym określić styl, w którym tworzę. Nie odpowiem jednym wyrazem na to pytanie. Ba! Nie odpowiem nawet jednym zdaniem. W chwili obecnej trudno jest doszukiwać się czystych form stylistycznych w sztuce. Artyści współcześnie tworzący biorą pełnymi garściami z całego dorobku ludzkości w dziedzinie sztuk pięknych. Deformują, interpretują, obalają lub dla odmiany wynoszą na piedestał. Współcześni artyści wielowiekowe dziedzictwo podporządkowują własnym wizjom artystycznym. Być może czasem robią to nieświadomie, bo są nim nasiąknięci. W tym aspekcie także ja nie jestem wyjątkiem.

Doszłam do wniosku, że to, co sprawia mi największą przyjemność w tworzeniu, to ukazanie piękna zgodnego z moimi kanonami. Piękna, które oczywiście poniekąd jest pojęciem względnym, ale w moim przypadku niewątpliwie pokrywa się z ogólnie przyjętym jego postrzeganiem. Jestem estetką… Czasem świadomie uciekam się do deformacji malowanych przeze mnie obiektów, niemniej deformacje takie dalej się mieszczą w pojęciu „estetyczne”, przynajmniej tak mi się wydaje.

„Jako dziecko uwielbiałam rysować, nauczyciele w szkole wróżyli mi karierę artystyczną, sama deklarowałam, że malarstwo to będzie mój zawód”

Podsumowując i odpowiadając na pytanie: „Jak bym nazwała styl, w którym tworzę?”, odpowiem: sztu-

ka współczesna.

W tym miejscu chciałabym przedstawić moje ostatnie i cały czas aktualne fascynacje. Otwarty Cykl „Relacje” Poprzez figuratywne układy form geometrycznych ukazuję relacje międzyludzkie, napięcia emocjonalne, uczucia, zależności psychologiczne. Tytuły prac z tego cyklu niosą niejednoznaczny przekaz – z jednej strony chodzi o fizyczne układy postaci, ich postawy czy pozy, a z drugiej mam na myśli psychologiczny aspekt tych znaczeń. „Moje Art deco” Nazwa cyklu bierze się z mojej indywidualnej fascynacji tą formacją stylistyczną w sztuce i architekturze. Styl ten narodził się w latach dwudziestych XX wieku w opozycji do poprzedzającej go Secesji, zwanej też Art nouveau, i jej rozbujanych, krętych linii. Uwielbiam obie te formacje, a one wbrew wszystkiemu przenikają się. Secesja była swego rodzaju preludium do Art deco. W moich pracach z tego cyklu jest wyraźnie widoczna inspiracja stylem Art deco i jego geometrycznymi kształtami. Jednak jako że nie są one tak uporządkowane, jak na Art deco przystało, stąd w nazwie pojawiło się „moje”, bo jest to moja własna interpretacja tego stylu. Styl Art deco łączy się ściśle z architekturą i sztuką użytkową. Powstał on w czasach szybkiego rozwoju przemysłu, kiedy to z połączenia sztuki z potrzebami produkcji przemysłowej powstało wzornictwo przemysłowe. Może dlatego styl ten jest mi tak bliski, bo architektura też łączy w sobie sztukę z funkcją użytkową. Wystawy: 2001 – Ośrodek Kultury w Konstancinie – zbiorowa 2002 – Ośrodek Kultury w Konstancinie 2003 – Ogród Botaniczny w Powsinie – zbiorowa 2004 – Ośrodek Kultury w Konstancinie – Triada 2005-2006 – „Odbicia przyjaźni bez granic” – zbiorowa Leifschendam Vooburg (Holandia), Hranice (Republika Czeska), Temecula (Kalifornia, USA) 2006 – „Salon Outumn”, Konstacin – Triada 2007 – „Salon D’Art” – zbiorowa San-Germain-en-Laye (Francja), Konstancin-Jeziorna (Polska) 2007 – „W kolorze”, Starostwo Powiatowe, Piaseczno – Triada 2008 – „Ojców 2008”, Ośrodek Kultury w Konstancinie – Triada 2012 – „Konfrontacje”, Ośrodek Kultury w Konstancinie – Triada 2017 – „Konfrontacje”, Hugonówka, Konstancin – zbiorowa 2019 – „Konfrontacje”, Hugonówka, Konstancin – zbiorowa 2019 – „Podróże i sztuka”, biuro „I-podróże”, Warszawa 2020 – „Siła kobiecości”, siedziba Better Academy, Warszawa

Doszłam do wniosku, że to, co sprawia mi największą przyjemność w tworzeniu, to ukazanie piękna zgodnego z moimi kanonami. „Zaklinaczki” Jest to cykl ukazujący kobiety silne swoją kobiecością. Ich słabość jest ich siłą. Nie boją się być sobą, nie boją się mówić własnym głosem, mają swoją tożsamość i są jej świadome. Kobieta-zaklinaczka jest tajemnicza, ma w sobie magię, bo mówi językiem wszystkich istot: dzieci, mężczyzn, zwierząt. „Cienie” Cykl ten powstał jako efekt mojej fascynacji zjawiskiem zwanym „światłocieniem” i tym, jakie gra świateł i cieni daje możliwości dla budowania trójwymiarowego obrazu na płaskim medium. Za pomocą odpowiedniego natężenia światła i głębi cienia możemy budować dramaturgię danego dzieła. Poprzez oświetlenie lub umieszczenie w cieniu poszczególnych detali lub postaci artysta może kierować uwagę widza tam, gdzie on sam tego chce. Światłocień daje ogromne możliwości modelowania form i brył. Taki zabieg jest dobrym narzędziem przekazu twórczego. Dla encyklopedycznego przedstawienia dorobku artysty zawsze podawane są wystawy i wydarzenia, w których brał udział. Przy indywidualnym spojrzeniu na rozwój i osiągnięcia każdego z artystów mogę powiedzieć, że często nie są to wcale najważniejsze dokonania, ale rzeczywiście warto je także dla mojej twórczości podać w przypisach. Wszystkim czytelnikom magazynu „Zegarki i Pasja” chciałabym szczerze życzyć wytrwałości w dążeniu do realizacji swoich pasji i nierezygnowania z tego dążenia, nawet jeśli przyjdą pierwsze niepowodzenia. Warto, bo dążąc do doskonałości, sami siebie realizujemy.

Katia Meller