4 minute read

O ile trzeba zmniejszyć nierówności?

Minęła ponad dekada od protestów Occupy Wall Street, a nierówności społeczne pozostają jednym z głównych politycznych problemów dzisiejszego świata. Większość ludzi zgadza się co do tego, że nierówności są zbyt duże i trzeba je zredukować.

WWielkiej Brytanii stosunek dochodów przedsta wicieli najbogatszej części społeczeństwa (liczą cej 0,01 procent) do pracowników zarabiających mini malną krajową wynosi mniej więcej sto pięćdziesiąt do jednego. Wśród stu największych firm notowanych na brytyjskiej giełdzie stosunek płac prezesów do najniżej opłacanych pracowników to mniej więcej sto do jed nego. Podobne dysproporcje powtarzają się w wielu krajach, a w Stanach Zjednoczonych sięgają nieraz nie stu – a tysiąckrotności.

Advertisement

W ekstremalnych nierównościach nie ma niczego na turalnego ani koniecznego. To po prostu sposób funk cjonowania systemu gospodarczego, który rozdziela dochody, opierając się na tym, do kogo należą środki produkcji i kto ma największą władzę na rynku, nie zależnie od wkładu pracy, potrzeb czy sprawiedliwo ści takiego podziału.

Nierówności prowadzą do korozji społeczeństwa, zatruwają demokrację i mają niebezpieczne skutki dla ekologii. Bogaci konsumują w sposób, który wiąże się ze zużyciem ogromnej ilości energii i wysokimi emisjami, co sprawia, że znacznie trudniej jest nam zdekarboni zować gospodarkę. Ostatnie badania Joela Millwarda ‑Hopkinsa opublikowane w „Nature Communications” pokazują, że jeśli chcemy zapewnić godne życie wszyst kim mieszkańcom naszej planety i obniżyć emisję dwu tlenku węgla na tyle szybko, by osiągnąć cele porozu mienia paryskiego, musimy znacząco zmniejszyć siłę nabywczą bogatych i sprawiedliwiej rozdzielać zasoby, którymi dysponujemy.

Jaki jest odpowiedni poziom nierówności? Badania Millwarda‑Hopkinsa pokazują, że aby zapewnić wszyst kim dostęp do zasobów niezbędnych do godnego ży cia, dysproporcje mogą sięgać mniej więcej sześciu do jednego. Taki poziom nierówności pozwala utrzymać stabilność klimatyczną. Być może brzmi to radykal nie, ale w gruncie rzeczy takie dysproporcje są bar dzo bliskie temu, co ludzie na całym świecie uznają za sprawiedliwe. W wielu krajach – takich jak Argentyna, Norwegia czy Turcja – ludzie twierdzą, że chcieliby jeszcze mniejszych różnic w dochodach, rzędu czte rech do jednego.

Chcemy żyć w uczciwych i sprawiedliwych społeczeń stwach. Widać to wyraźnie, gdy spojrzymy na zarobki w sektorze publicznym – przestrzeni, w której struk tura wynagradzania może być nazwana względnie de mokratyczną. W instytucjach publicznych w Wielkiej Brytanii, takich jak Narodowa Służba Zdrowia (NHS) czy uniwersytety, gdzie związki zawodowe mają wpływ na wysokość wynagrodzeń, różnice między najwyższymi i najniższymi grupami płac rzadko przekraczają pięć do jednego. Jeśli uwzględnimy również różnice w eta pach kariery, nierówności okażą się jeszcze mniejsze: początkowa pensja lekarza lub wykładowcy jest tylko około dwóch razy wyższa niż pensja sprzątaczki. Kiedy o wynagrodzeniach decyduje się w sposób de mokratyczny, ludzie zwykle wybierają rozwiązania bar dziej równościowe. Z mojego doświadczenia w związ kach zawodowych w sektorze publicznym wynika, że wielu pracowników opowiada się za jeszcze bardziej sprawiedliwym podziałem niż ten, który zakładają obecne siatki płac. Jednocześnie pracownicy i związki zawodowe zdecydowanie sprzeciwiają się tendencji brytyjskich uniwersytetów i szpitali do zatrudniania dyrektorów zarządzających opłacanych poza standar dowymi widełkami – trzeba z tym skończyć.

Możemy spojrzeć na problem z jeszcze innej strony i przyjrzeć się spółdzielniom. Mondragon to ogromna federacja demokratycznie zarządzanych przedsię biorstw w Hiszpanii, zatrudniająca ponad osiemdzie siąt tysięcy pracowników. We wszystkich jednostkach stosunek płac wynosi mniej więcej pięć do jednego, w niektórych – nawet trzy do jednego. Raz jeszcze wi dzimy, że gdy dajemy ludziom głos, skłaniają się wła śnie ku takim proporcjom.

Gdyby tę samą, demokratyczną logikę zastosować do gospodarki w skali kraju, udałoby się nam znacząco zmniejszyć nierówności. Pomogłoby to wyelimino wać korupcję z systemów politycznych, zwiększyłoby poczucie solidarności i przyniosło rozliczne korzyści, które wiążą się z bardziej równym podziałem docho dów w społeczeństwie: od niższych wskaźników prze stępczości po wyższy poziom spokoju i dobrostanu psychicznego.

Często myślimy o dochodach jako o abstrakcyjnych liczbach. Ta abstrakcja może sprawiać, że nie widzimy powodu, żeby nakładać na nie ograniczenia. Ale do chód tak naprawdę oznacza kontrolę nad wspólnie wy tworzonymi owocami naszej gospodarki. Stosunek za robków pięć do jednego oznacza, że jedna osoba może dysponować pracą piątki osób i konsumować pięć razy więcej wszystkiego, co produkuje nasza gospodarka –domów, samochodów, lotów, telewizorów czy żywno ści. Patrząc na to z tej perspektywy, pięć do jednego może wciąż wydawać się zbyt dużą dysproporcją, stąd związki zawodowe często proponują współczynniki zarobków dostosowane do etapu kariery na poziomie dwóch do jednego.

Dochód to też władza nad ograniczonymi zasobami i energią. Pytanie zatem: o ile więcej naszej planety –i globalnego „budżetu węglowego” – powinna móc kon sumować jedna osoba od drugiej? W dobie katastrofy ekologicznej dalsze swobodne przeznaczanie ogrom nych ilości zasobów na luksusową konsumpcję najbo gatszych jest kompletnie irracjonalne.

Ekonomiści ekologiczni od dekad wzywają do ogra niczenia dysproporcji płacowych – z jednej strony przy pomocy płacy minimalnej, żeby zapewnić godny po ziom życia każdemu, z drugiej na poziomie maksy malnego dochodu. Pomóc w redukcji nierówności dochodowych mogłyby również takie rozwiązania jak gwarancja zatrudnienia czy powszechny dostęp do usług publicznych. Znacząco zwiększyłyby siłę → przetargową pracowników i pozwoliły zorganizować go spodarkę wokół najbardziej istotnych społecznych i eko logicznych celów. Takie podejście pomogłoby również odbudować solidarność społeczną, demokrację i za pewnić wszystkim godne życie na planecie, na któ rej da się żyć.

Dochód oznacza kontrolę nad pewną częścią wspólnej produkcji i władzę nad zasobami planety – ze wszyst kimi ekologicznymi konsekwencjami, które za tym idą. Gdy to zrozumiemy, stanie się jasne, że dystry bucja dochodów w gospodarce to sprawa, która wy maga demokratycznej kontroli i ochrony przed skraj nymi nierównościami. A fakt, że w praktyce prawie nigdy jej nie podlega, powinien budzić w nas niepo kój. Skoro twierdzimy, że cenimy demokrację, po winniśmy korzystać z niej również przy dystrybucji zasobów.

Tekst pierwotnie ukazał się w Al Jazeera. Tłumaczenie: Hubert Walczyński

Jas O n H I ckel jest antropologiem ekonomicznym zajmującym się problemami globalnego ubóstwa. Autor książek „The Divide” i „Less is more” (tę drugą jako „Mniej znaczy lepiej” opublikował w Polsce Karakter).

Marta Jóźw I ak portfolio-marta-jozwiak.mozello.pl/ galeria