1 minute read

Z pamiętnika Mistrza Gry #1

Spacerek zakończony śmiercią

Hefajstos – Mający trzy dekady na karku cynik. Kinowy fanatyk, miłośnik lukrecji, drugi redakcyjny mistrz sucharów. Zbieracz konsol, które na ogół same zbierają kurz. Jeśli chodzi o fandom MLP, wie, jak Applejack wygrała wojnę.

Advertisement

„Jestem nerdem“ to dwa słowa, którymi najłatwiej mnie określić. Nic nie poradzę na to, że bardziej niż sytuacja polityczna na świecie i obowiązujące modowe trendy interesują mnie smoki, lochy i inne dobrodziejstwa popkulturowe. Długo też szukałem ludzi, którzy chętni by byli na wspólną sesję RPG (niezależnie od gry). Dołączenie do redakcji ET dało mi możliwość zostania Mistrzem Gry i stania się nie tylko częścią, ale i siłą napędową historii. Poznałem też własne słabości, skomplikowane mechaniki systemu DnD oraz grupę niezwykłych ludzi.

Idea gry była prosta – cztery osoby wcielające się w poszukiwaczy przygód starają się odkryć mroczny sekret stojący za złem panoszącym się w „Bezsłonecznej Cytadeli“ (głównej arenie zmagań w scenariuszu o tej samej nazwie). Choć to, co de facto miało być prowadzeniem za rączkę, szybko zmieniło się w rollercoaster zdarzeń.

Scenariusz – z uwagi na konieczność grania online – zabrał nam pół roku. Sześć miesięcy zmagań, prób i błędów, śmieszków, bólu i rozpaczy oraz ogólnej irytacji na kostkowego bota, który sabotował moje rzuty. I tak też, sesja za sesją, rzut za rzutem, goblin za goblinem moi gracze docierali do Głównego Złego(TM), by ubić go w zaledwie minutę.

Kaskada emocji. Euforia. Duma. Rozpacz. Zmęczenie. Irytacja. A potem analiza notatek, własnych błędów i sukcesów. I wtedy zrozumiałem – DnD to niezwykłe studium ludzkiej natury, zachowań w sytuacjach typowych i tych mniej, zwłaszcza w obliczu zagrożenia i gdy posiadają specjalne moce czy umiejętności. Te wymyślone sytuacje mają swoje odzwierciedlenie w świecie rzeczywistym, gracze przerzucają część siebie na swoich awatarów – i to nawet jeśli świadomie robią postacie zupełnie od siebie różne. Rozdziela to też ludzi na dwa typy – tych szukających rozrywki i odreagowania w świecie, gdzie nie wszystko musi być na poważnie, i tych, których interesuje mechaniczne podejście i trzymanie się zasad co do litery.

Drogi pamiętniczku, moja droga jako Mistrza Lochów dopiero się rozpoczęła. Z nadzieją i niecierpliwością spoglądam w przyszłość, by prowadzić kolejne sesje, przeżywać kolejne emocje, narzekać na kolejne niskie rzuty. Ave!