kry t yk a z a krótkich r ąk
DOŚĆ GADANIA?
czytelnia
CZ1
Ostatnie miesiące obrodziły w przykłady pokazujące, że kończy się w polskich miastach jakiś okres utożsamiania partycypacji z konsultowaniem czy jakąkolwiek inną werbalną formą dialogu. Bezwarunkowa miłość do rozmowy jako jedynej formy zaangażowania w wytwarzanie miasta nigdy nie była zresztą problemem samych mieszkańców – czego dowodzi chociażby fenomen niewidzialnego miasta1. Porzucenie gadania czy 1 Niewidzialne miasto – projekt badawczy zainicjowany przez Marka Krajewskiego, polegający na prezentacji i analizie spontanicznych form twórczej aktywności obecnej w miejskiej przestrzeni (www.niewidzialnemiasto.pl). Efektem przedsięwzięcia była też książka analizująca fenomen oddolnych, nieskonwencjonalizowanych interwencji w przestrzeni w największych polskich miastach, zob. Niewidzialne Miasto, M. Krajewski (red.), Bęc Zmiana, Warszawa 2012.
też w ogóle pracy na symbolach na rzecz pracy fizycznej nie jest też w przestrzeni publicznej żadnym nowym gestem konceptualnym, wcześniej wielokrotnie był on eksploatowany na polu sztuki, chociażby przez Josepha Beuysa. Zmiana polega raczej na tym, że z tej rozmowy celowo rezygnują także miejscy aktywiści, stowarzyszenia czy fundacje, jakby trochę znudzone i zawiedzione rezultatami rozgadania, kończącego się zbyt często jedynie na wyrażaniu opinii. Grabienie, wysiewanie, mycie dworców, budowanie uli, obcinanie reklam cążkami do paznokci – takie działania, choć często realizowane na półdziko, czasem bez żadnych pozwoleń, jednak wydają się uprawomocnione. Stoi za nimi przekonanie, że przestrzeń publiczna to dobro wspólne, w którym zachodzą
Notes — 94 /
Aktywiści miejscy są ostatnio rozczarowani, głównie efektami dialogu z władzą. I w tym rozczarowaniu dzielą się na dwie grupy. Jedna z nich kandyduje i interesuje mnie tu mniej. Druga, nieco zapomniana, chwyta za miotły, łopaty, kubły z wodą, sekatory, zamiata, sadzi, tynkuje, karczuje, buduje, pomaga nosić torby. Niestety nie jest to polski romantyczny urbanizm w wersji „zrób to sam”, to nasz własny Dziki Zachód, nieustannie potrzebujący obywateli, którzy jak Clint Eastwood nie mówią zbyt wiele, nie idą po władzę, ale wkraczają tam, gdzie ona nie może lub nie chce. A przy tym dobrze się bawią. Czy to wystarczy, żeby zmienić polskie miasta? – pyta socjolog Maciej Frąckowiak
75
O PARTYCYPACJI KONKRETNEJ