Travis znów zaciągnął się jointem. – Chcesz trochę? – zaproponował zdławionym głosem, przytrzymując dym w płucach. – Nie, dzięki – odpowiedziała chłodno. Travis wreszcie wypuścił dym. – Słodka, mała Emma – powiedział ckliwym głosem. – Nie zawsze byłaś taka porządna, prawda? Emma uniosła głowę do nieba, znów zatrzymując wzrok na gwiazdach Mamy, Taty i Emmy. Nieco poniżej świeciła gwiazda, którą nazwała ostatnio Gwiazdą Chłopaka. Zdaje się, że tej nocy znajdowała się znacznie bliżej Gwiazdy Emmy niż zwykle – może to jakiś znak. Może w tym roku spotka wymarzonego chłopaka, z którym jest jej pisane być. – Cholera – zaklął nagle Travis, zauważywszy coś w domu. Błyskawicznie zgasił jointa i rzucił go pod krzesło Emmy w tej samej chwili, gdy na tarasie pojawiła się Clarice. Emma zerknęła wkurzona na tlący się niedopałek – jak to miło ze strony Travisa, że próbował zrzucić całą winę na nią – i czym prędzej zakryła go stopą. Clarice wciąż miała na sobie swój pracowniczy strój: smokingową marynarkę, jedwabną białą bluzkę i czarną muszkę. Ufarbowane na blond włosy były upięte w nienaganny francuski kok, a usta umalowane szminką w kolorze wściekłej fuksji, która nie wyglądała korzystnie w zestawieniu z jakimkolwiek odcieniem skóry. W ręce kobieta trzymała białą kopertę. – Brakuje dwustu pięćdziesięciu dolarów – oznajmiła beznamiętnym tonem, gniotąc pustą kopertę. – To był napiwek od samego Bruce’a Willisa. Podpisał się nawet na jednym z banknotów. Miałam go wkleić do swojego albumu. 16