PROLOG Lipiec, rok 2007 Dzień tragedii – Halo, pobudka! Zamykamy. Gabriela otworzyła oczy i zobaczyła rozmazaną męską twarz. Dopiero po chwili obraz się wyostrzył, a dziewczyna rozpoznała barmana. – Która godzina? – spytała zdezorientowana. – Dochodzi piąta. No, wstawaj, bo mam jeszcze spo ro do ogarnięcia, a marzę o łóżku. Gabriela wstała z krzesła i rozejrzała się po pustym pomieszczeniu. Zanim zasnęła, w lokalu bawiło się ze sto osób. Wzniosła niezliczoną ilość toastów ze znajomymi, których przypadkiem spotkała przy barze, a potem kom pletnie pijana tuliła się na parkiecie do obcego mężczyzny. – Gdzie jest Rafał? – Jaki Rafał? – spytał barman. – Mój chłopak. Straciłam go z oczu… – Nie wiem, o kim mówisz. Miałaś tej nocy niejed nego chłopaka. Gabriela zmrużyła oczy. – A ty co, obserwowałeś mnie? – Trudno było cię nie zauważyć, w pewnym momen cie wskoczyłaś na bar i próbowałaś kręcić tyłkiem do Hips Don’t Lie. Shakirą to ty nie jesteś, kochana. Musia łem cię podtrzymywać za łydki, żebyś nie spadła. Powin naś być mi wdzięczna. 7