Kornel Maliszewski - Wintro

Page 108

przed domem, na nieboskłonie pojawiały się sztuczne ognie przedstawiające to, co każdy sobie wymarzył. Ojciec widział hordy trupów i śmierć, syn bijące mocno serce. Ojciec marzył o trupach i śmierci, bo nikt nie umierał po stronie ognia. Wszyscy odradzali się niczym feniks z popiołów, dlatego nie miał pracy, stos trumien czekał na gości. W dawnych czasach było inaczej. Ludzie umierali tak, jak im przykazano. Młody, jeszcze wtedy, grabarz miewał odciski od wesołej, żelaznej łopaty. Chodziła ona jak szalona ważka nad spokojną ziemią. Grabarz był dobry w tym co robił, ale nie mógł nauczyć niczego syna, bo nie miał istot, dla których otworzyłaby się gęba ziemi. Mężczyzna bardzo się smucił, że nie może niczego przekazać synowi, dlatego czasem decydował się na substytut ludzkiej śmierci. Szedł z synem do lasu i łopatami zabijali napotkane sarny, aby później je wspólnie pogrzebać. — Tylko pamiętaj, synu, to nie jest tak, jak z człowiekiem, człowiek ma duszę, którą trzeba obłaskawić i lekkim klepnięciem łopaty wysłać do nieba — powtarzał mu, gdy grzebali brązowe sarny. — Tak, ojcze — odpowiadał przejęty syn. Zwierzęta tylko zdychały, a nie dostojnie umierały, jak czynią to ludzie. Grabarz dobrze zdawał sobie z tego sprawę i wciąż się smucił, że nic synowi nie przekaże z tajemnego kontaktu między grzebiącym a grzebanym. Syn smętnie moczył stopy w strumieniu dzielącym dwie części miasteczka. Patrzył na stronę wody, gdzie grabarz wraz z dwoma synami pożerali łopatami kolejne wzgórze. Oni umierają, bo tego pragną — przemknęła mu w głowie myśl — oni pragną śmierci, może mogliby ją nam podarować — uradował się i przeszedł strumień w bród, stawiając stopę w krainie wody. Nie wywołał w tej części miasteczka specjalnego poruszenia, mieszkańcy obu części często się odwiedzali i właściwie nikt nie 106


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.