Fora Nova nr4

Page 1

Gazeta

festiwalowa

Nr 4/20.11.2013

W numerze: recenzje spektaklu Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku: s. 2-4 wywiad z Moniką Krzywkowską: s. 5


m

Recenzja

JESTEŚMY RUMUNAMI, LESBIJKAMI, GEJAMI… Dramat Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku Doroty Masłowskiej, podobnie zresztą jak inne jej teksty, wymaga precyzyjnego przeniesienia na scenę, choć jednocześnie – nie literalnego. Autorka konstruuje świat już na poziomie języka – postaci charakteryzowane są w dużej mierze poprzez wypowiadane przez nie słowa. Brak poprawności leksykalnej, składniowej czy fleksyjnej budowanych z nich zdań, brzmienie, a nawet ilość słów, które bohaterowie artykułują, brutalnie obnażają zarówno ich samych, jak i rzeczywistość, w której żyją. Studio widać duże wyczucie specyfiki jej języka, ale stali bywalcy R@Portu wiedzą dobrze, że nie jest to łatwe. W 2010 roku na Festiwalu gościł spektakl na podstawie innego jej dramatu – Między nami dobrze jest, przywieziony z Bayerisches Staatsschauspiel w Monachium. Niemiecka reżyserka Tina Lanik z Małej Metalowej Dziewczynki zrobiła zbuntowaną „metalówę”, a aktorkę grającą Bożenę obarczyła kostiumem dodającym jej kilkadziesiąt kilogramów, tworząc z niej naprawdę „grubą świnię”. Wiernie przenosząc na scenę didaskalia, zarzuciła ją stertą gruzu i śmieci, w których zginęło wszystko, co w dramacie było najważniejsze. Spektakl okazał się zupełnie nieudanym, choć zapewne była to także wina tłumaczenia i nieumiejętności osadzenia dramatu ani w polskich, ani w niemieckich realiach. Dwoje biednych Rumunów… jest utworem bardziej uniwersalnym, choć i tu Masłowska w charakterystycznym dla siebie odważnym stylu żongluje narodowymi przywarami, stereotypami, okrutnie prześmiewczymi obrazami rzeczywistości. Postać tytułowego Rumuna – innego, obcego, zacofanego, niebezpiecznego intruza – niczym ma-

fot. Agnieszka Misiewicz

Teksty Masłowskiej mają ogromny potencjał teatralny i zawierają liczne wskazówki inscenizacyjne – co ciekawe – szczególnie poza didaskaliami. Należy jednak czytać je ostrożnie, zawarta w nich ironia przestrzega bowiem przed dosłownym przenoszeniem ich treści na teatralne deski. W inscenizacji zaproponowanej przez Teatr

2


Recenzja

PARCHA: „LUDZIE SĄ DOBZI”

ska nakładana przez bohaterów, jest skupiskiem wszystkich tych, ciągle tkwiących w narodzie, uprzedzeń. Przebieranka Parchy i Dżiny jest pijacką zabawą, której efekty możemy jednak obserwować niczym eksperyment socjologiczny. Spotkanie z „Rumunami” uruchamia – przynajmniej w pierwszym kierowcy – mechanizmy obronne, a zeznawana przez niego policji wersja wydarzeń diametralnie różni się od tej, którą oglądamy „oczami” tych dwóch młodych bohaterów. „Jesteśmy Rumunami mówiącymi po polsku, lesbijkami, gejami…” – mówi Parcha, dobitnie wytykając liczne źródła podobnych uprzedzeń. Kolejne postaci napotkane przez nich na drodze są pretekstem do wbicia szpilki w inne cechy „charakteru narodowego” i sarkastycznego ukazania typowych, a niekoniecznie chlubnych zachowań. Inscenizacja Agnieszki Glińskiej jest skrojona na miarę dramatu – prostota, umowność scenografii i kiczowata estetyka pozwalają zwrócić uwagę na język: „potoczny”, prosty, intencjonalnie operujący błędnymi formami, sarkastyczny, momentami wulgarny, zdawałoby się, że zupełnie nieprzystający do teatru. A jednak – pod płaszczykiem głupkowatych tekstów skrywający bardzo gorzkie refleksje. Efekt ten wzmacniają aktorzy, świetnie wyłapujący leksykalne i fonetyczne niuanse tekstu. Choć przez większość spektaklu publiczność zaśmiewa się do łez, gdzieś w głowie zapala się ostrzegawcza lampka – to nie do końca są żarty. Aktorzy bardzo dbają oto, by momenty „serio” wybrzmiały, mimo obecnego w całym spektaklu humoru, z premedytacją niejednokrotnie prostackiego. Monolog Parchy o miłości, wypowiedziany pod koniec spektaklu, brzmi dość naiwnie – szczególnie, gdy zdążyliśmy już nieco poznać bohaterów. W świetle ostatniej sceny zyskuje nawet morali-

Spektakl Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku utrzymany został w językowych szponach Masłowskiej, a trzeba przyznać, że jest to tekst wyjątkowo dyscyplinujący aktorów. Inscenizacja sytuacji wyrastającej wprost z języka jest ryzykowna, bo niesie za sobą fałsz i mówiąc wprost – teatralną fuszerkę. Aktorzy warszawskiego Teatru Studio idealnie oddali jednak specyfikę postaci – tym samym (jak do tej pory) spektakl w reżyserii Agnieszki Glińskiej jest najlepszą festiwalową propozycją tegorocznego R@Portu. Jeśli język postaci nadany przez autora tekstu jednoznacznie determinuje sposób budowania roli przez aktora to może równać się z brakiem przestrzeni na wykazanie własnej inwencji, a tautologią w tworzeniu sytuacji scenicznych. Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku jest rodzajem dramatu literackiego w najprostszym rozumieniu, czyli opartym na słowie, którego nie można przeładować formą samego spektaklu. Agnieszka Glińska doskonale rozumie, że tekst Masłowskiej broni się sam; dała wybrzmieć językowi, stąd kontakt z widzem nawiązany został już w pierwszej scenie. Narracja prowadzona przez funkcjonariuszy policji sprawia, że widz czuje się na pierwszym miejscu – ma poczucie, że jest ona kierowana bezpośrednio do niego. Budowa monologu teatralnego cechuje się mówieniem postaci o sobie, do siebie. Widz jest świadkiem, ale nie odbiorcą. Natomiast postaci w spektaklu Glińskiej traktują widza jako

zatorski wydźwięk, ale – co tu poradzić – śmiech przeradza się w jakiś rodzaj wzruszenia, a nawet smutku.

Agnieszka Misiewicz 3

m


m

Recenzja świadomego słuchacza. Trudno jest nazwać, na czym ta świadomość dokładnie polega – choć sam sposób przekazu jest czytelny. W pewnym sensie jest to rodzaj utożsamienia, ale nie z historią postaci. Nie wczuwamy się w Dżinę czy Parchę. Wiemy, że ich historia należy tylko do nich. Jednak emocje, które im towarzyszą są już naszymi emocjami. Zaczynamy rozumieć, że mamy podobne pragnienia. Napięcie rozwijane w spektaklu i forma podania tekstu bezboleśnie zrównują (równość jako brak przywilejów ze względu na status społeczny, a nie równość w rozumieniu zrównania-poniżenia) publiczność z Rumunami mówiącymi po polsku. Rumun – to oczywiście nacja umowna. Równie dobrze możemy mieć na myśli Afrykanina, homoseksualistę, kobietę, dziecko czy inną grupę społeczną bądź jednostkę, która uważa siebie za wykluczoną. Z początku lakonicznie śmiejmy się z opisu kraju, do którego Parcha wysyła styropianowe pudełka po jedzeniu: „Od moich krewnych z Rumunii, listy pisane przez nich na korze z drzew, moczem i kałem. I barwnikiem do pisanek. Mali kuzyni błagają w nich, żeby im przysłać jakiś papie-

rek. Laszlo chce po Snickersie, a Ruchla po Marsie, a Rakocze po Twixie, zaś Cincinatti marzy o takiej tacce tekturowej po frytkach, wiesz jakiej”. Złamanie dotychczasowego obrazu przychodzi wraz z informacją, że Parcha jest serialowym aktorem, a nie biedakiem-imigrantem. Zaczynamy orientować się, że uczestniczymy w przebieranej imprezie – rola maski jednak nie odnosi się do pejoratywnej symboliki obłudy, a raczej pozytywnego uniwersalizmu: wszyscy jesteśmy tak samo doskonale niedoskonali, a stereotyp jest bezpodstawnym wynaturzeniem wyobraźni. Śmiejemy się z niego nadal, lecz wiemy, że teraz śmiejemy się sami z siebie. Scenografia przez cały czas trwania spektaklu jest niezmienna - ograniczenie do kilku krzeseł, biurka i gigantycznych choinek zapachowych w zupełności wystarczyło. Glińska postanowiła również skorzystać z przestrzeni zapisanej w języku przez Masłowską. Prostymi gestami i desygnacją przedmiotów aktorzy wypełniali przestrzeń tak, że nikt nie miał wątpliwości, czy jesteśmy na stacji benzynowej, w samochodzie, barze, czy też w lesie.

Natalia Grygiel

4

fot. Agnieszka Misiewicz

Teatr Studio im. Stanisława Ignacego Witkiewicza w Warszawie Dorota Masłowska Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku reżyseria: Agnieszka Glińska scenografia: Magdalena Maciejewska kostiumy: Agnieszka Zawadowska muzyka: Jan Duszyński reżyseria światła: Jacqueline Sobiszewski charakteryzacja: Tomasz Martaszek, Bożena Jóźwiak stylizacja fryzur: Paweł Kaleta występują: Monika Krzywkowska, Dorota Landowska, Agnieszka Pawełkiewicz, Marcin Januszkiewicz, Modest Ruciński premiera: 16 września 2013


Wywiad

h

WIDZ NIE DAJE SIĘ OBRAZIĆ Z Moniką Krzywkowską, aktorką Teatru Studio z Warszawy, o spektaklu Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku, rozmawia Natalia Grygiel. Natalia Grygiel: Jak spektakl został odebrany w Warszawie? Monika Krzywkowska: Muszę powiedzieć nieskromnie – fakty są takie, że nie ma już biletów na styczeń. Mamy trochę mniejszą scenę niż ta festiwalowa, ale spektakl bardzo się podoba i cieszy się ogromnym powodzeniem.

Na spotkaniu powiedziała Pani, że tekst Masłowskiej ukazuje ludzkie emocje i jest ponad podziałami. Nie uwypukla różnic, a podobieństwa. Jaki widz przychodzi do Teatru Studio? Z Pragi też? fot. Agnieszka Misiewicz

Trudno jest mi odpowiedzieć. Nieraz sami z ciekawości próbujemy zobaczyć, kogo dzisiaj mamy na widowni – jest bardzo różnorodnie, choćby wiekowo. Bardzo chętnie przychodzą ludzie młodzi, ale widzę też sporo osób dojrzałych.

spotkania powiedział, że nie postawiło to aktorów z byt komfortowej sytuacji… No tak… Zdaje się nam, że nie jest to historia o charyzmatycznych bohaterach. Dżina i Parche nie są też przyjaciółmi. Poznali się na imprezie i dopiero po jakimś czasie przekonują się, że są dla siebie ważni. Przykre jest, jeśli ktoś w recenzji czy też zapowiedzi opowiada o wszystkim językiem w naszym poczuciu nieprzystawalnym. Ale też po trzech miesiącach grania mamy inny punkt widzenia, więc jeśli ktoś zamyka historię opowiedzianą w spektaklu w czterech zdaniach to tak, jakby nas zdeptał. Na szczęście nie miało to znaczenia, bo widzowie i tak przeżywali z nami ten „nasz” spektakl.

Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku to tekst, który nie wybiera czytelnika, widza. Nie wartościuje. Czasami boję się, czy on jednak nie obraża. Język jest dosyć wulgarny, mocny. Ale myślę, że w kontekście całości człowiek wrażliwy i świadomy, w jakim świecie, w jakim kraju żyjemy – zupełnie nie daje się obrazić. fot. Agnieszka Misiewicz

Przed spektaklem prezenter zdradził nam, o czym będzie Państwa spektakl. Pan Marcin Januszkiewicz w czasie 5


u

Esej

POWAGA ŚMIESZNOŚCI Kariera Doroty Masłowskiej przebiegała bardzo dynamicznie. Jako 19-latka wydała powieść Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną. Marcin Świetlicki napisał o niej: „Jest to kawał lekko nadpsutego, literackiego mięsa i zdaje się, że warto było żyć 40 lat, aby wreszcie coś tak interesującego przeczytać”.

Wojna wybuchła też wśród ludzi zajmujących się literaturą. W stosunku do Masłowskiej padały zarzuty o nieumiejętne posługiwanie się językiem polskim, zbyt dużą ilość wulgaryzmów i niemieszczenie się w ramach tego co za „dobrą” literaturę jest uznawane. Odnoszę jednak wrażenie, że każda „kurwa” w tekstach Masłowskiej ma swoje określone miejsce i nie służy tylko za przecinek. Z drugiej strony Wojna..., wydana przez Pawła Dunina-Wąsowicza, dyrektora wydawnictwa Lampa i Iskra Boża, zyskała uznanie i przychylność Jerzego Pilcha, Marcina Świetlickiego, Tadeusz Nyczka czy Zbigniewa Mentzla. Autorce przyznano za tę powieść Paszport Polityki w kategorii literatury za „oryginalne spojrzenie na polską rzeczywistość oraz twórcze wykorzystanie języka pospolitego”. Książka ta była również nominowana do nagrody literackiej Nike. W 2006 otrzymała nagrodę za powieść Paw królowej, która stylizowana jest na utwór hip-hopowy z powtarzającym się refrenem: „Ta piosenka powstała za pieniądze Unii Europejskiej, jej celem jest zwiększenie ilości głupców w społeczeństwie”. W 2012 roku ukazała się najnowsza powieść Masłowskiej – Kochanie, zabiłam nasze koty, którą autorka określa jako najbardziej przemyślany tekst, jaki do tej pory napisała. Masłowska opublikowała również dwa dramaty: w 2006 roku Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku, a dwa lata później Między nami dobrze jest. Między nami... to „typowy” dramat – z podziałem na role, z powodzeniem przeniesiony w 2009 roku na scenę przez Grzegorza Jarzynę. Utwór ten pokazuje, że literatura rodzi się nie z oddzielenia od świata,

ale z uczestnictwa w nim. Pisarka nie ucieka od wulgarnego i potocznego języka, z którego zbudowana jest rzeczywistość Małej Metalowej Dziewczynki, jej „rodziny” i kilku celebrytów. Nie ignoruje również przywar polskiej mentalności i realiów życia w kraju, który przecież przed dziesiątkami lat był rajem, a dziś jest wybrakowanym spłachetkiem ziemi nad Wisłą. Z tych luk w „pokawałkowanej” Polsce, co chwila wyłaniają się demony przeszłości i codzienności. W przypadku codzienności to BRAK wszystkiego, co mogłoby nadać życiu sens: począwszy od zrozumienia i miłości, a na świadomości historycznej i więzi pokoleniowej, która nie istnieje nawet między matką i córką skończywszy. Wykorzenienie i wojenna trauma przeplatają się z narodowymi mitami, które rządzą widzeniem przez Polaków świata, a które w sztuce doprowadzone są na wyżyny absurdu. Nie bez ironii potraktowany jest resentyment, który szczególnie dosadnie demonstruje Mała Metalowa Dziewczynka. W dramacie tym, tak jak i w innych utworach Masłowskiej, głównym tworzywem jest perfekcyjnie sztuczny język, jaki tworzy dla swoich bohaterów. To, co charakterystyczne dla światów, które kreuje pisarka, nazwać można za Izaakiem Passim „powagą śmieszności”. Ironia, choć kryje w sobie pewną chytrość, zawsze służy prawdzie. Czytając lub oglądając inscenizacje tekstów Masłowskiej, musimy nieustannie pokonywać dystans od tego, co powiedziane, do tego, co pomyślane.

Joanna Grześkowiak 6


Zapowiedź

NAJAZD TEKSTÓW „Głównym celem jest to, żeby dramatopisarze się spotkali i tworzyli tak zwane »środowisko dramatopisarskie«, którego w tej chwili nie ma. Dobrym środkiem do zrealizowania tych założeń jest na przykład to, żebyśmy sobie czytali swoje teksty” – tak o genezie projektu SPAM dramatyczny opowiada jego opiekun artystyczny, Artur Pałyga. Podczas otwartych spotkań autorzy utworów dramatycznych będą odczytywać fragmenty nieukończonych tekstów, dyskutować i pracować nad nimi na żywo. Projekt jest dostępny dla wszystkich, choć, według Pałygi, udział widzów nie jest konieczny do jego funkcjonowania: „publiczności nie musi być, jeśli nie przyjdzie, to nic się nie stanie. Ale jesteśmy otwarci. Ja po prostu nie spo-

Jego zastanawiająca nazwa jest wynikiem… pomyłki. Jak zdradza Pałyga: „Wysłałem do gdyńskiego teatru propozycję, żeby zrobić slam dramaturgiczny. Tam przy opisie teatru zrobiono literówkę, ale mnie się to spodobało. Wysłałem propozycję innym uczestnikom, którzy po dyskusji ją zaakceptowali. SPAM wydał mi się dobrą nazwą dlatego, że pojawia się niezaproszony, jako coś dodatko-

dziewam się tłumów. Myślę, że przyjdą osoby bardzo zainteresowane, podejrzewam, że

wego, czego się tak do końca nie chce. Można, kiedy przyjdzie, zobaczyć, co w nim jest.

nie będzie ich wiele”. Każdy jest zaproszony, aby dołączyć do spamujących: „[widzowie]

Można z niego skorzystać, ale przychodzi bez zaproszenia”.

też mogą przynieść swoje teksty i je czytać, brać udział w dyskusji. Dla mnie ważne jest

Zaproszenie w pewnym sensie jednak się pojawiło i wyszło od grona dramatopisarzy.

to, żeby rozmawiać o tych fragmentach. Na tym zależało autorom, na skonfrontowaniu

Jak wspomina Artur Pałyga: „Niedawno spotkaliśmy się w Bydgoszczy. To był taki

swoich tekstów z odbiorcami, na etapie ich powstawania. Chciałbym, żeby do tej rozmowy włączyli się ludzie z zewnątrz”. Tłumów na widowni można się spodziewać lub nie, ale jedno jest pewne – reprezentacja dramatopisarzy jest bardzo silna. Składa się na nią ponad dziesięć nazwisk (Szymon Adamczak, Szymon Bogacz, Zuzanna Bućko, Michał Buszewicz, Edyta Duda-Olechowska, Martyna Motylińska, Jarosław Murawski, Marzena Sadocha, Martyna Sitko, Marta Sokołowska i Maria Wojtyszko). „To będzie taki najazd tekstów”, komentuje opiekun artystyczny projektu SPAM.

nieformalny zjazd dramatopisarzy, na który przyjechał, kto miał ochotę. Było nas parę osób. W tej chwili jesteśmy tacy zatomizowani i właściwie jedynym miejscem, gdzie się stale spotykamy, jest Gdynia podczas R@Portu. Ale i tu spotykają się tylko ci, którzy zostają zaproszeni i prezentują swoje teksty w konkursie. Mimo wszystko czas festiwalowy jest momentem, gdy dramatopisarze spotykają się, rozmawiają, poznają się. Stąd pojawił się postulat, żebyśmy stworzyli nowe środowisko. Temu ma służyć też SPAM dramatyczny”.

Aleksandra Spilkowska

7

z


d

Felieton | Zasłyszane

WYSTAWA – CIĄG DALSZY

fot. Natalia Grygiel

Sznurówki w teatrze mogą być sznurówkami, ale mogą też być makaronem, a 2+2 może równać się 5. Strzałka dla potomnych Jakuba Szeli nie musi wskazywać kierunku. Może być symbolem szybko pojawiającej się śmierci podatnika. Kto by pomyślał, że wystawa Demirski! Na scenę! będzie tak zaskakującą, a przestrzeń Galerii Ratusz tak nieprzewidywalną! Ale spójrzmy na to inaczej: informacja o 14 plakatach, którą podzieliliśmy się z Państwem wczoraj, wynika przecież z elementarnej dbałości o stopniowanie napięcia. Opowiedzieliśmy o połowie wystawy tylko po to, by dziś zaprosić na ciąg dalszy wycieczki. Co więcej, zachęcamy, by nie skończyła się ona w Ratuszu, ale na Małej Scenie Teatru Miejskiego. Niech poprowadzą Was strzałki! Redakcja

ZASŁYSZANE •

Zostawiam Państwa w objęciach muzyki – Mariusz Żarnecki zapowiadając spektakl Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku

Ja jestem z Białegostoku i chciałam powiedzieć, że za pięć tysiaków willa u nas nie pójdzie – widz na spotkaniu po spektaklu

miałem takie marzenie, żeby Agnieszka Glińska była dyrektorką jakiegoś teatru i żebym ja tam mógł pracować... Głos z widowni: jesteś czarodziejem najpiękniejszych baśni! •

Marcin Januszkiewicz: Podczas studiów

Mam ulubiony moment podczas spektaklu, kiedy zdejmuję rajstopy – Modest Ruciński

Gazetę festiwalową redagują: TEATRALIA (www.teatralia.com.pl) w składzie: Ula Bogdanów, Agnieszka Domańska, Natalia Grygiel, Joanna Grześkowiak, Anna Kołodziejska, Agnieszka Misiewicz (redakcja), Anna Petynia, Aleksandra Spilkowska, Joanna Żabnicka (korekta) skład i łamanie: Monika Ambrozowicz kontakt: poznan@teatralia.com.pl zdjęcie na okładce pochodzi ze spektaklu Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku, fot. Agnieszka Misiewicz

8